Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wzgórze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wzgórze
Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
Lekki podmuch wiatru przywołany przez Michaela zdołał przerzedzić odór dobiegający nad brzeg - przynajmniej chwilowo, bo ten nieustannie wydobywał się z rozciętego ciała. Największy problem z powietrzem pozostawał jednak tuż przy rozrzuconych wnętrznościach ryby, gdzie wciąż pozostawało ciało młodego mężczyzny - Iris próbowała sama zabrać je z mielizny na suchsze tereny, ale brakowało jej sił - posuwali się do przodu powoli, pociągnęła go ledwie kilka kroków. Była drobną niewysoką kobietą, osłabioną potłuczeniami, tymczasem młodzieniec, choć nie był postawny, pozostawał bardzo wysoki. Odór pozostawał odczuwalny dla Teda, gdy pozostał jeszcze przy mlodym mężczyźnie, oraz Iris pozostających najbliżej rozciętej rany; zaczynali odczuwać lekkie mdłości, szczęśliwie jeszcze nie dostatecznie silne, by miały wpływ na umiejętności Teda oraz zdolność jego koncentracji. Duszności wcześniej odczuwali także Benjamin oraz Justine wcześniej - już im nie dokuczały. Wyostrzone zmysły wilkołaka pozostawały znacznie czulsze na nienaturalne nieczystości, ale smród czuł każdy.
Zaklęcia rozluźniające Teda nie poprawiły zauważalnie stanu ciał, pozostawały nieprzytomne. Gdy obejrzał znacznie drobniejszą od niego Nealę nie mogło być dla niego zaskoczeniem, że wydawała się trwać w stanie poważniejszym, niż opryszek - a fakt, że otrzymała pomoc na końcu, z pewnością temu nie pomógł. Ted usłyszał słowa Michaela, podobnie jak posiadająca obszerną wiedzę Justine, a podejrzenia - choć będące tylko dalekim skojarzeniem - mogły opierać się na prawdzie, Ted mógł przytaknąć słowom Justine. Jeśli ofiary Słodyczka rzeczywiście zatruły się, przebywając w jego wnętrznościach - czym dokładnie nikt zapewne nie był w stanie teraz stwierdzić - potrzebowały jak najszybszego podania specyfików zdolnych oczyścić ich krew. Czy we wnętrzu zwierzęcia mogli mieć dostęp do świeżego powietrza? Wątpliwe, a przynajmniej nie, odkąd siły utracił Binns - na ile zostali podtruci, a na ile podduszeni, nie dało się teraz ocenić. Cała trójka prawdopodobnie przebywała w śpiączce. Ślady po wymiotach zdradzały, że ich stan był bardzo poważny, a zgon prawdopodobny. Czas zaczynał gonić. Wstępne Anapneo Tonksa oswobodziło jej oddech, Respiro Teda zdołało nadać twarzy Neali więcej koloru - i wyszarpać dla niej więcej czasu, skupienie Justine zawiodło, twarz Liddy pozostała sina, choć oddech wydał się płynniejszy po inkantacji anapneo. Oboje uzdrowiciele zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli krew została zatruta, to nie przestawała tego stanu pogarszać.
Artemis pobierał nauki u uzdrowiciela, lecz dzisiaj, zapewne pod wpływem chaosu sytuacyjnego, nieco przeszacował swoje zdolności; Adriana mogła spostrzec, jak jaśniejący kraniec różdżki domniemanego medyka roztapia się na jego piersi, on sam w pół ruchu zdał sobie sprawę z tego, że wypowiadaną inkantację nawet jeśli ćwiczył, to jeszcze bez sukcesu, czy dzisiejszy miał być pierwszym? Ból faktycznie jakby zelżał, lecz jeśli czarodziej spróbuje odnaleźć swoje żebro przez obolałą skórę zda sobie sprawę z tego, iż żebra w jego ciele nie było wcale. Ni to pękniętego, ni zrośniętego.
Potężne zaklęcie stanowiące ochronę przed szkodliwymi gazami rzucone przez Justine zawiodło. Poczuła ledwie smagnięcie świeżego czystego jak bryza powietrza i choć mogło jej się wydać, że był to tylko podmuch wiatru znad plaży, to w kąciku jej oka znów objawił się kształt cienistego byka; rzucany przez klify cień, tuż obok, pociemniał nagle, aż zlał się z czernią mroczną i odległą jak otchłań; wszyscy mogli dostrzec, jak z otchłani tej wyłania się kształt niedźwiedzia, tak podobny kształtem i zatrważająco mroczną energią do istoty, którą dopiero co udało się przepędzić. Jego puste oczy nie zdążyły odnaleźć ofiary, gdy został zaatakowany przez Percivala; kula ognia rozbiła się o jego pysk - a może o skały za nim? - rozbłysk światła wywołal rozzłoszczony warkot, może to ogień, może sam rozbłysk światła, ale zaklęcie spowolniło reakcję cienistej bestii. Ociężale przeskoczyła przez ciało leżącej przed nim półmartwej Liddy w kierunku Percivala, był pewien, że zaklęcia Heatha Tanka sięgnęło istoty - nie tylko za sprawą wiązki, ale i warkotu i pustych oczodołów skierowanych wprost ku niemu. Bestia oddalała się od rannych, Percival zbliżał się do Artemisa i Adriany.
Justine stojąca nad ciałem Liddy mogła dostrzec, jak błotnista breja, która opadła z ciała istoty, wsiąka w przemoczone ubranie dziewczyny z krwistym błyskiem, na odsłoniętym fragmencie skóry na biodrze pozostawiając zwęglone ślady poparzeń.
Uzdrowiciele wiedzieli, że priorytetem powinno być zabrać teraz rannych w bezpieczne miejsce i jak najszybciej udzielić im pomocy, jeśli chcieli zachować ich żywych. Wdrapanie się na śliskie wzgórze mogło okazać się wyzwaniem - zwłaszcza z ciałami - ale plaża ciągnęła się w drugą stronę łagodniejszą drogą - prowadzącą w kierunku terenów jeszcze wczoraj zajętych przez letni jarmark.
Możecie podjąć się w tej turze do trzech akcji, wątek znów zmienił status na stanowiący zagrożenie dla wszystkich zgromadzonych.
Czas na odpis do: środy, godziny 18.
Jeśli potrzebny będzie post uzupełniający - proszę o informację.
Każdy, kto przyjrzy się ciałom, jest w stanie rozpoznać w nich Nealę lub Liddy (albo Freddiego), o ile któraś z tych postaci jest im znana. Młody mężczyzna, noszący kolczyk w uchu, nie przypomina nikogo z towarzystwa, w którym Liddy i Neala powinny się znajdować.
Mistrz gry przypomina, że na biegłości społeczne (zastraszanie, kłamstwo, perswazja, kokieteria) nie wykonujemy rzutu kością, chyba, że mistrz gry wyda inne polecenie. Reakcja na te biegłości uzależniona jest od okoliczności, sposobu ich odegrania i relacji między postaciami. Mistrz gry przypomina również, że umiejętność rzucania zaklęć leczniczych jest sprzężona z poziomem biegłości anatomii. Mistrz gry uczula nadto, aby dokładnie opisywać zamiary podejmowane przez postaci, kiedy musi się ich domyślać, robi to niekoniecznie zgodnie z Waszą intencją, ponieważ nie posiada biegłości czytania w myślach (a może chciałby i teraz mu smutno).
Żywotność:
Artemis 160/220 - 40 - tłuczone, 10 - cięte, 10 - psychiczne; kara do rzutów: -10, zniknięte żebro
Adda 175/205 - 10 - psychiczne, 20 - tłuczone; kara do rzutów: -5
Michael 236/236
Ted 191/211 - 10 - psychiczne, 10 - zatrucie
Percy 275/290 - 10 - psychiczne, 5 - zatrucie
Roger 182/212 - 10 - psychiczne, 20 - tłuczone; kara do rzutów: -5
Iris 157/207 - 10 psychiczne, 20 - tłuczone, 10 - zatrucie; kara do rzutów: -5
Justine 175/220 - 40 psychiczne, 5 zatrucie; kara do rzutów: -10
Benjamin 355/370 - 10 psychiczne, 5 - zatrucie
Zaklęcia rozluźniające Teda nie poprawiły zauważalnie stanu ciał, pozostawały nieprzytomne. Gdy obejrzał znacznie drobniejszą od niego Nealę nie mogło być dla niego zaskoczeniem, że wydawała się trwać w stanie poważniejszym, niż opryszek - a fakt, że otrzymała pomoc na końcu, z pewnością temu nie pomógł. Ted usłyszał słowa Michaela, podobnie jak posiadająca obszerną wiedzę Justine, a podejrzenia - choć będące tylko dalekim skojarzeniem - mogły opierać się na prawdzie, Ted mógł przytaknąć słowom Justine. Jeśli ofiary Słodyczka rzeczywiście zatruły się, przebywając w jego wnętrznościach - czym dokładnie nikt zapewne nie był w stanie teraz stwierdzić - potrzebowały jak najszybszego podania specyfików zdolnych oczyścić ich krew. Czy we wnętrzu zwierzęcia mogli mieć dostęp do świeżego powietrza? Wątpliwe, a przynajmniej nie, odkąd siły utracił Binns - na ile zostali podtruci, a na ile podduszeni, nie dało się teraz ocenić. Cała trójka prawdopodobnie przebywała w śpiączce. Ślady po wymiotach zdradzały, że ich stan był bardzo poważny, a zgon prawdopodobny. Czas zaczynał gonić. Wstępne Anapneo Tonksa oswobodziło jej oddech, Respiro Teda zdołało nadać twarzy Neali więcej koloru - i wyszarpać dla niej więcej czasu, skupienie Justine zawiodło, twarz Liddy pozostała sina, choć oddech wydał się płynniejszy po inkantacji anapneo. Oboje uzdrowiciele zdawali sobie sprawę z tego, że jeśli krew została zatruta, to nie przestawała tego stanu pogarszać.
Artemis pobierał nauki u uzdrowiciela, lecz dzisiaj, zapewne pod wpływem chaosu sytuacyjnego, nieco przeszacował swoje zdolności; Adriana mogła spostrzec, jak jaśniejący kraniec różdżki domniemanego medyka roztapia się na jego piersi, on sam w pół ruchu zdał sobie sprawę z tego, że wypowiadaną inkantację nawet jeśli ćwiczył, to jeszcze bez sukcesu, czy dzisiejszy miał być pierwszym? Ból faktycznie jakby zelżał, lecz jeśli czarodziej spróbuje odnaleźć swoje żebro przez obolałą skórę zda sobie sprawę z tego, iż żebra w jego ciele nie było wcale. Ni to pękniętego, ni zrośniętego.
Potężne zaklęcie stanowiące ochronę przed szkodliwymi gazami rzucone przez Justine zawiodło. Poczuła ledwie smagnięcie świeżego czystego jak bryza powietrza i choć mogło jej się wydać, że był to tylko podmuch wiatru znad plaży, to w kąciku jej oka znów objawił się kształt cienistego byka; rzucany przez klify cień, tuż obok, pociemniał nagle, aż zlał się z czernią mroczną i odległą jak otchłań; wszyscy mogli dostrzec, jak z otchłani tej wyłania się kształt niedźwiedzia, tak podobny kształtem i zatrważająco mroczną energią do istoty, którą dopiero co udało się przepędzić. Jego puste oczy nie zdążyły odnaleźć ofiary, gdy został zaatakowany przez Percivala; kula ognia rozbiła się o jego pysk - a może o skały za nim? - rozbłysk światła wywołal rozzłoszczony warkot, może to ogień, może sam rozbłysk światła, ale zaklęcie spowolniło reakcję cienistej bestii. Ociężale przeskoczyła przez ciało leżącej przed nim półmartwej Liddy w kierunku Percivala, był pewien, że zaklęcia Heatha Tanka sięgnęło istoty - nie tylko za sprawą wiązki, ale i warkotu i pustych oczodołów skierowanych wprost ku niemu. Bestia oddalała się od rannych, Percival zbliżał się do Artemisa i Adriany.
Justine stojąca nad ciałem Liddy mogła dostrzec, jak błotnista breja, która opadła z ciała istoty, wsiąka w przemoczone ubranie dziewczyny z krwistym błyskiem, na odsłoniętym fragmencie skóry na biodrze pozostawiając zwęglone ślady poparzeń.
Uzdrowiciele wiedzieli, że priorytetem powinno być zabrać teraz rannych w bezpieczne miejsce i jak najszybciej udzielić im pomocy, jeśli chcieli zachować ich żywych. Wdrapanie się na śliskie wzgórze mogło okazać się wyzwaniem - zwłaszcza z ciałami - ale plaża ciągnęła się w drugą stronę łagodniejszą drogą - prowadzącą w kierunku terenów jeszcze wczoraj zajętych przez letni jarmark.
Czas na odpis do: środy, godziny 18.
Jeśli potrzebny będzie post uzupełniający - proszę o informację.
Każdy, kto przyjrzy się ciałom, jest w stanie rozpoznać w nich Nealę lub Liddy (albo Freddiego), o ile któraś z tych postaci jest im znana. Młody mężczyzna, noszący kolczyk w uchu, nie przypomina nikogo z towarzystwa, w którym Liddy i Neala powinny się znajdować.
Mistrz gry przypomina, że na biegłości społeczne (zastraszanie, kłamstwo, perswazja, kokieteria) nie wykonujemy rzutu kością, chyba, że mistrz gry wyda inne polecenie. Reakcja na te biegłości uzależniona jest od okoliczności, sposobu ich odegrania i relacji między postaciami. Mistrz gry przypomina również, że umiejętność rzucania zaklęć leczniczych jest sprzężona z poziomem biegłości anatomii. Mistrz gry uczula nadto, aby dokładnie opisywać zamiary podejmowane przez postaci, kiedy musi się ich domyślać, robi to niekoniecznie zgodnie z Waszą intencją, ponieważ nie posiada biegłości czytania w myślach (a może chciałby i teraz mu smutno).
Żywotność:
Artemis 160/220 - 40 - tłuczone, 10 - cięte, 10 - psychiczne; kara do rzutów: -10, zniknięte żebro
Adda 175/205 - 10 - psychiczne, 20 - tłuczone; kara do rzutów: -5
Michael 236/236
Ted 191/211 - 10 - psychiczne, 10 - zatrucie
Percy 275/290 - 10 - psychiczne, 5 - zatrucie
Roger 182/212 - 10 - psychiczne, 20 - tłuczone; kara do rzutów: -5
Iris 157/207 - 10 psychiczne, 20 - tłuczone, 10 - zatrucie; kara do rzutów: -5
Justine 175/220 - 40 psychiczne, 5 zatrucie; kara do rzutów: -10
Benjamin 355/370 - 10 psychiczne, 5 - zatrucie
Powietrze wkoło śmierdziało, drażniąc jego zmysły, ale podmuch Aeris przyniósł mu—i, miał nadzieję, chorej, której pomagał właśnie zaczerpnąć powietrza—chwilową ulgę. Odsunął się od Neali, gdy na miejscu zjawił się uzdrowiciel. Skupiony na własnym zaklęciu (z magią leczniczą czuł się niewprawnie), słyszał wcześniejszą wymianę zdań tylko jednym uchem, ale teraz gotów był reagować lub w jakiś sposób wesprzeć Teda...
...ale to nie nieprzytomna dziewczyna okazała się największym z jego problemów. Mocniej ścisnął palce na różdżce, gdy powietrze pod klifem zgęstniało, a cień stał się czarniejszy. Obawiał się, że nie zniszczyli całkiem cienistej istoty, ale łudził się, że nie powróci tak szybko. Postąpił instynktowny krok przed Nealę i Teda, a jako pierwszy zareagował Percival—najwyraźniej oślepiając (?) bestię, która jednak wciąż ruszyła za Blakiem w stronę Artemisa i Addy. Żołądek ścisnął mu się w supeł na widok cienia zmierzającego w stronę ciężarnej żony, ale starał się myśleć trzeźwo i spróbować prędko ułożyć plan. Nie mogła go uspokoić świadomość, że Blake rzucił zaklęcie Heatha Tanka, bo nie mógł słyszeć niewerbalnej inkantacji ani wiedzieć, czy czar zadziała na Cienia. Słyszał za to jego słowa i choć nie wiedział, gdzie Blake chciał go odciągnąć, to na myśl nasuwało się jedno oczywiste miejsce. Skoro wiatr rozszarpał na moment Cienia, to czy woda mogłaby go pochłonąć, szczególnie jeśli spróbują go zamrozić?
Mógł spróbować zepchnąć Cień do wody, ale wymagało to odpowiedniej pozycji. Odsunąwszy się wcześniej w stronę Neali, wciąż był niedaleko całej sceny, ale mógł i powinien przybrać korzystniejszą i bezpieczniejszą dla postronnych pozycję ofensywną—jak najszybciej, bo obawiał się nadludzkiej szybkości tej istoty.
-Zepchnijmy go do morza, odsuńcie się! - krzyknął do Artemisa, Addy i wszystkich, którzy mogli stać na drodze pomiędzy Cieniem i falami. Cień oddalił się od rannych i uzdrowicieli i dopiero zmierzał za Percivalem, który z kolei dopiero szedł w stronę żony i Lovegoode'a—Michael spróbował ocenić lukę pomiędzy istotą, a innymi ludźmi, a potem znaleźć i teleportować się w (oddalone oczywiście od samego Cienia, chciał z nim walczyć, a nie zostać łatwą ofiarą) miejsce, w którym bestia znalazłaby się pomiędzy promieniem jego zaklęcia, a morzem—stojąc pod takim kątem, by nie ryzykować, że jego uroki pomkną w resztę zgromadzonych. Dzięki umiejętności teleportacji łącznej potrafił skupić się w sytuacji zagrożenia, a choć zdawał sobie sprawę z nieodłącznego ryzyka, to w pojedynkę było łatwiej niż z pasażerem, a teleportacja zdawała się precyzyjniejsza od Ascendio i szybsza od zwykłego biegu.
akcja: próbuję użyć umiejętności teleportacji łącznej (bazowe ST 35, odległość chyba mniejsza niż 10 pól mapy, bo dopiero turę temu oddaliłem się od Percivala do Neali, sytuacja potencjalnego zagrożenia +35 = ST 70? Używam potencjału magicznego OPCM, plus umiejętności z drzewka Zakonu, plus mam +1 do rzutów z noszonej szaty) żeby teleportować samego siebie w sytuacji zagrożenia i ustawić się tak by bezpiecznie miotać zaklęciami w bestię (i żeby, jeśli to możliwe, z drugiej strony było morze).
Ryzyko obniżone o 2 oczka (lub 3, jeśli teleportacja się uda) za >35 potencjału magicznego i fakt, że nie przenoszę nikogo nieprzytomnego/wbrew woli.
Jeśli to ważne, to mam biegłość spostrzegawczość III, co powinno ułatwić ocenienie odległości i przestrzeni (?).
Proszę o uzupełnienie, czy się udało i gdzie stoję ja, a gdzie bestia w relacji do reszty uczestników/czy ktoś stoi mi na drodze!
...ale to nie nieprzytomna dziewczyna okazała się największym z jego problemów. Mocniej ścisnął palce na różdżce, gdy powietrze pod klifem zgęstniało, a cień stał się czarniejszy. Obawiał się, że nie zniszczyli całkiem cienistej istoty, ale łudził się, że nie powróci tak szybko. Postąpił instynktowny krok przed Nealę i Teda, a jako pierwszy zareagował Percival—najwyraźniej oślepiając (?) bestię, która jednak wciąż ruszyła za Blakiem w stronę Artemisa i Addy. Żołądek ścisnął mu się w supeł na widok cienia zmierzającego w stronę ciężarnej żony, ale starał się myśleć trzeźwo i spróbować prędko ułożyć plan. Nie mogła go uspokoić świadomość, że Blake rzucił zaklęcie Heatha Tanka, bo nie mógł słyszeć niewerbalnej inkantacji ani wiedzieć, czy czar zadziała na Cienia. Słyszał za to jego słowa i choć nie wiedział, gdzie Blake chciał go odciągnąć, to na myśl nasuwało się jedno oczywiste miejsce. Skoro wiatr rozszarpał na moment Cienia, to czy woda mogłaby go pochłonąć, szczególnie jeśli spróbują go zamrozić?
Mógł spróbować zepchnąć Cień do wody, ale wymagało to odpowiedniej pozycji. Odsunąwszy się wcześniej w stronę Neali, wciąż był niedaleko całej sceny, ale mógł i powinien przybrać korzystniejszą i bezpieczniejszą dla postronnych pozycję ofensywną—jak najszybciej, bo obawiał się nadludzkiej szybkości tej istoty.
-Zepchnijmy go do morza, odsuńcie się! - krzyknął do Artemisa, Addy i wszystkich, którzy mogli stać na drodze pomiędzy Cieniem i falami. Cień oddalił się od rannych i uzdrowicieli i dopiero zmierzał za Percivalem, który z kolei dopiero szedł w stronę żony i Lovegoode'a—Michael spróbował ocenić lukę pomiędzy istotą, a innymi ludźmi, a potem znaleźć i teleportować się w (oddalone oczywiście od samego Cienia, chciał z nim walczyć, a nie zostać łatwą ofiarą) miejsce, w którym bestia znalazłaby się pomiędzy promieniem jego zaklęcia, a morzem—stojąc pod takim kątem, by nie ryzykować, że jego uroki pomkną w resztę zgromadzonych. Dzięki umiejętności teleportacji łącznej potrafił skupić się w sytuacji zagrożenia, a choć zdawał sobie sprawę z nieodłącznego ryzyka, to w pojedynkę było łatwiej niż z pasażerem, a teleportacja zdawała się precyzyjniejsza od Ascendio i szybsza od zwykłego biegu.
akcja: próbuję użyć umiejętności teleportacji łącznej (bazowe ST 35, odległość chyba mniejsza niż 10 pól mapy, bo dopiero turę temu oddaliłem się od Percivala do Neali, sytuacja potencjalnego zagrożenia +35 = ST 70? Używam potencjału magicznego OPCM, plus umiejętności z drzewka Zakonu, plus mam +1 do rzutów z noszonej szaty) żeby teleportować samego siebie w sytuacji zagrożenia i ustawić się tak by bezpiecznie miotać zaklęciami w bestię (i żeby, jeśli to możliwe, z drugiej strony było morze).
Ryzyko obniżone o 2 oczka (lub 3, jeśli teleportacja się uda) za >35 potencjału magicznego i fakt, że nie przenoszę nikogo nieprzytomnego/wbrew woli.
Jeśli to ważne, to mam biegłość spostrzegawczość III, co powinno ułatwić ocenienie odległości i przestrzeni (?).
Proszę o uzupełnienie, czy się udało i gdzie stoję ja, a gdzie bestia w relacji do reszty uczestników/czy ktoś stoi mi na drodze!
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k10' : 9
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k10' : 9
Michael zareagował błyskawicznie - teleportował się na drugą stronę toru biegu niedźwiedzia, nieco dalej na wprost siebie mając Artemisa i Adrianę, na prawo - patrząc w kierunku morza - Percivala odciągającego niedźwiedzia od rannych. Aby zminimalizować możliwość trafienia zaklęciem Percivala, musiał zaatakować niedźwiedzia po skosie na zewnątrz od trójki czarodziejów. Nie miał dużo czasu, bestia się poruszała i najwyraźniej zmierzała w kierunku Blake'a.
Przesunął się na zewnątrz od Addy i Artemisa, by zaatakować Cień po skosie i jak najprecyzyjniej (ale nie kosztem szybkości) wycelować tak, by wiązka zaklęcia uderzyła istotę i zepchnęła ją w stronę morza.
-Everte stati! - krzyknął, chcąc odepchnąć istotę do wody. Z uwagi na bliskość Percivala intuicyjnie wybrał precyzyjne zaklęcie pojedynkowe, nie chcąc skrzywdzić sojusznika czarem potężniejszym, acz o większym zasięgu. -Blake, uważaj! - ostrzegł go krzykiem, nie opuszczając różdżki i nadal celując w Cienia. -Ventum rota! - krzyknął, ponownie chcąc spętać istotę w magiczny wir. Najchętniej w wodzie, ale dostosował się do efektu pierwszego uroku: nie miał zamiaru zwlekać i celował w miejsce, w którym Cień znajdował się po efekcie Everte stati.
-Everte stati! - krzyknął, chcąc odepchnąć istotę do wody. Z uwagi na bliskość Percivala intuicyjnie wybrał precyzyjne zaklęcie pojedynkowe, nie chcąc skrzywdzić sojusznika czarem potężniejszym, acz o większym zasięgu. -Blake, uważaj! - ostrzegł go krzykiem, nie opuszczając różdżki i nadal celując w Cienia. -Ventum rota! - krzyknął, ponownie chcąc spętać istotę w magiczny wir. Najchętniej w wodzie, ale dostosował się do efektu pierwszego uroku: nie miał zamiaru zwlekać i celował w miejsce, w którym Cień znajdował się po efekcie Everte stati.
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 6, 4, 2, 6, 3, 8
--------------------------------
#3 'k100' : 58
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'k8' : 4, 6, 4, 2, 6, 3, 8
--------------------------------
#3 'k100' : 58
No i urocza dziewuszka przestała mu się podobać. Rozpaczliwe syknięcie i rozkaz dosyciowania zmierziły go, obrzucił brunetkę znacznie mniej przychylnym spojrzeniem, ale nie huknął ponownie na uzdrowiciela. Nie rozumiał też całej sytuacji z ofiarami, wyciągnął na brzeg półtora ciała, przy pomocy Tonks, Percy wytachał nieszczęśnika od różdżki, dlaczego więc nikt nie odciągnął tego pożal się Merlinie biedaka? Westchnął ciężko, opary drażniły, ale cóż było robić. Za dużo działo się w tym samym czasie, przynajmniej uzdrowiciel przestał go obrażać. W odróżnieniu od jasnowłosej dzierlatki, Justine.
- Chyba ty jesteś europejką, skarbie. Ja jestem Anglikiem - powiedział z dumą, pozbawiono go pamięci, ale nie świadomości, że nie jest jakimś kontynentalnym dzikusem a dumnym brytyjczykiem. Czym innym była Europa, a czym innym Wielka Brytania; dziwne, że musiał to tłumaczyć dorosłej czarownicy. Nie było czasu na dalsze edukowanie dzierlatki. Zerknął tylko na nią wyniośle i niezbyt przychylnie, ruszając z powrotem bliżej Słodyczka, by odciągnąć ostatniego z niedobitków. - Ja go wezmę - powiedział do doktorka i już-nie-tak uroczej dziewczyny, a następnie spróbował podnieść chłopaka i przenieść go w bezpieczne miejsce na plażę, blisko pozostałych ofiar głupiego postępowania. Po drodze miał okazje przyjrzeć się chłopaczkowi, miał kolczyk, a więc zapewne niósł właśnie kryminalistę albo nie-wiadomo-kogo-jeszcze. Nic dziwnego, że Słodyczka nabawiła się niestrawności. Gdy już udało mu się ułożyć nieprzytomną ofiarę niedaleko pozostałych dwóch nie-trupów, wyprostował się i...natychmiast musiał orientować się w niedorzecznej sytuacji.
- No kurwa, znowu? Co wy odwalacie - mruknął w sumie do nikogo konkretnego, nie rozumiał, dlaczego plaża nagle stała się jakimś popieprzonym cienistym ogrodem magizoologicznym. Najpierw pradawna ramora, potem byk, teraz niedźwiedź: co będzie kolejne? Do tego niedźwiedź zaczął szarżować na Percivala. Skądś wiedział, że wypowiedziana przez przyjaciela inkantacja oznacza dla niego kłopoty. Bohaterskie, owszem, ale jednak. Wright zaklął raz jeszcze pod nosem i pobiegł w bok, w stronę zwierzęcia, tak, by go okrążyć. Widział działania Michaela, słyszał pokrzykiwania, chcieli zepchnąć niedźwiedzia do wody i znów roztrzaskać go tak, jak byka. Miało to sens - jaki dokładnie, nie wiedział - ale zamierzał zrobić wszystko, by uchronić swojego imiennika. Spiął mięśnie, by poruszać się jak najszybciej i najbardziej sensownie, tak, by ustawić się z boku biegnącego byka, od strony plaży, a potem wymierzył w niego różdżkę, z zamiarem posłania go zaklęciem głębiej w wodę. - Everte stati!
akcje:
1 mg pozwala mi donieść chłopaka w bezpieczne miejsce
2 przesuwam się tak, żeby zająć dogodną pozycję do rzucenia zaklęcia i zepchnięcia niedźwiedzia do wody
3 zaklęcie
- Chyba ty jesteś europejką, skarbie. Ja jestem Anglikiem - powiedział z dumą, pozbawiono go pamięci, ale nie świadomości, że nie jest jakimś kontynentalnym dzikusem a dumnym brytyjczykiem. Czym innym była Europa, a czym innym Wielka Brytania; dziwne, że musiał to tłumaczyć dorosłej czarownicy. Nie było czasu na dalsze edukowanie dzierlatki. Zerknął tylko na nią wyniośle i niezbyt przychylnie, ruszając z powrotem bliżej Słodyczka, by odciągnąć ostatniego z niedobitków. - Ja go wezmę - powiedział do doktorka i już-nie-tak uroczej dziewczyny, a następnie spróbował podnieść chłopaka i przenieść go w bezpieczne miejsce na plażę, blisko pozostałych ofiar głupiego postępowania. Po drodze miał okazje przyjrzeć się chłopaczkowi, miał kolczyk, a więc zapewne niósł właśnie kryminalistę albo nie-wiadomo-kogo-jeszcze. Nic dziwnego, że Słodyczka nabawiła się niestrawności. Gdy już udało mu się ułożyć nieprzytomną ofiarę niedaleko pozostałych dwóch nie-trupów, wyprostował się i...natychmiast musiał orientować się w niedorzecznej sytuacji.
- No kurwa, znowu? Co wy odwalacie - mruknął w sumie do nikogo konkretnego, nie rozumiał, dlaczego plaża nagle stała się jakimś popieprzonym cienistym ogrodem magizoologicznym. Najpierw pradawna ramora, potem byk, teraz niedźwiedź: co będzie kolejne? Do tego niedźwiedź zaczął szarżować na Percivala. Skądś wiedział, że wypowiedziana przez przyjaciela inkantacja oznacza dla niego kłopoty. Bohaterskie, owszem, ale jednak. Wright zaklął raz jeszcze pod nosem i pobiegł w bok, w stronę zwierzęcia, tak, by go okrążyć. Widział działania Michaela, słyszał pokrzykiwania, chcieli zepchnąć niedźwiedzia do wody i znów roztrzaskać go tak, jak byka. Miało to sens - jaki dokładnie, nie wiedział - ale zamierzał zrobić wszystko, by uchronić swojego imiennika. Spiął mięśnie, by poruszać się jak najszybciej i najbardziej sensownie, tak, by ustawić się z boku biegnącego byka, od strony plaży, a potem wymierzył w niego różdżkę, z zamiarem posłania go zaklęciem głębiej w wodę. - Everte stati!
akcje:
1 mg pozwala mi donieść chłopaka w bezpieczne miejsce
2 przesuwam się tak, żeby zająć dogodną pozycję do rzucenia zaklęcia i zepchnięcia niedźwiedzia do wody
3 zaklęcie
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Uniosła krótko brwi, widząc, jak rozpalony światłem kraniec różdżki osobliwie reaguje na kontakt z ciałem. Nie widziała jeszcze czegoś takiego, nawet na kursie Wiedźmiej Straży, podczas prezentacji różnych technik niesienia pomocy podczas akcji. Podświadomie czuła, że raczej nie tak powinno wyglądać to zaklęcie, ale nie mając kierunkowej wiedzy w dziedzinie ― milczała. Czuwający nad akcją ratunkową Ted i Justine na pewno będą wiedzieć co z nim zrobić, a jeśli Artemis okaże się nieprzydatny ― pewnie odeślą go na bok.
Chciała mu to nawet zakomunikować, może wypytać trochę o jego doświadczenie z uzdrawianiem, ale oto nadszedł koniec spokoju, a dziwne, cieniste stworzenie powróciło, tym razem przyjmując postać potężnego niedźwiedzia. Adda zbladła, strzeliła spojrzeniem w stronę rannych, odnajdując tam znajomą sylwetkę męża i na tę jedną, krótką chwilę, pożałowała, że nie poszła tam z nim. Percival szybko zareagował, ściągając uwagę Cienia na siebie, ale fakt, że kierował się w ich stronę wcale jej nie pocieszał.
Ledwie mrugnęła ― coś trzasnęło w powietrzu ― a Michael był już w akcji. Skupiony i zdeterminowany, zapewne z precyzyjnym planem akcji przygotowanym w mgnieniu oka.
Uwaga Addy chwilowo przepłynęła w stronę uciekającego Percivala ― niedźwiedź mógł być z natury zwierzęciem ogromnych gabarytów, ale nawet one potrafiły zaskoczyć prędkością, a co dopiero twór magiczny. Nie chcąc ryzykować zdrowiem czarodzieja, uniosła różdżkę i machnęłą nią krótko, w prostym i doskonale znanym geście:
― Cito maxima! ― Wiązka pomknęła w kierunku Percivala; miała spleść się z jego ciałem, przyspieszyć ruchy, ale tego Adda już nie zobaczyła; jej uwaga ponownie skupiła się na cienistej istocie. Everte Michaela musiało chybić, bo na jej oczach inkantację powtórzył nadciągający Ben. Ventum rota wypowiedziane przez aurora sugerowało, że chcą powtórzyć numer z zamrożeniem.
Kolejny czar nasunął jej się instynktownie; Adda sięgnęła po magię, ta skupiła się na koniuszku różdżki, ale w kształtowaniu fali musiała pomóc sobie drugą ręką, wykonując dziwny gest, jakby chciała pociągnąć powietrze do siebie, przyciągnąć je bliżej.
― Fluxobedio! ― wypowiedziana inkantacja zdradziła jednak, że gest dotyczył nadciągającej fali; Adda chciała przede wszystkim wzmocnić falę i wykorzystać efekt wstecznego prądu, który generował się przy cofnięciu wody i pociągał za sobą wszystko, co stanęło na jego drodze. Cienisty niedźwiedź ― według jej pomysłu ― miał zostać zalany i wciągnięty pod wodę akurat na tyle, by po wypłynięciu wpaść w wir powietrza wywołany przez Ventum rota.
Chciała mu to nawet zakomunikować, może wypytać trochę o jego doświadczenie z uzdrawianiem, ale oto nadszedł koniec spokoju, a dziwne, cieniste stworzenie powróciło, tym razem przyjmując postać potężnego niedźwiedzia. Adda zbladła, strzeliła spojrzeniem w stronę rannych, odnajdując tam znajomą sylwetkę męża i na tę jedną, krótką chwilę, pożałowała, że nie poszła tam z nim. Percival szybko zareagował, ściągając uwagę Cienia na siebie, ale fakt, że kierował się w ich stronę wcale jej nie pocieszał.
Ledwie mrugnęła ― coś trzasnęło w powietrzu ― a Michael był już w akcji. Skupiony i zdeterminowany, zapewne z precyzyjnym planem akcji przygotowanym w mgnieniu oka.
Uwaga Addy chwilowo przepłynęła w stronę uciekającego Percivala ― niedźwiedź mógł być z natury zwierzęciem ogromnych gabarytów, ale nawet one potrafiły zaskoczyć prędkością, a co dopiero twór magiczny. Nie chcąc ryzykować zdrowiem czarodzieja, uniosła różdżkę i machnęłą nią krótko, w prostym i doskonale znanym geście:
― Cito maxima! ― Wiązka pomknęła w kierunku Percivala; miała spleść się z jego ciałem, przyspieszyć ruchy, ale tego Adda już nie zobaczyła; jej uwaga ponownie skupiła się na cienistej istocie. Everte Michaela musiało chybić, bo na jej oczach inkantację powtórzył nadciągający Ben. Ventum rota wypowiedziane przez aurora sugerowało, że chcą powtórzyć numer z zamrożeniem.
Kolejny czar nasunął jej się instynktownie; Adda sięgnęła po magię, ta skupiła się na koniuszku różdżki, ale w kształtowaniu fali musiała pomóc sobie drugą ręką, wykonując dziwny gest, jakby chciała pociągnąć powietrze do siebie, przyciągnąć je bliżej.
― Fluxobedio! ― wypowiedziana inkantacja zdradziła jednak, że gest dotyczył nadciągającej fali; Adda chciała przede wszystkim wzmocnić falę i wykorzystać efekt wstecznego prądu, który generował się przy cofnięciu wody i pociągał za sobą wszystko, co stanęło na jego drodze. Cienisty niedźwiedź ― według jej pomysłu ― miał zostać zalany i wciągnięty pod wodę akurat na tyle, by po wypłynięciu wpaść w wir powietrza wywołany przez Ventum rota.
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
The member 'Adriana Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 51, 50
'k100' : 51, 50
Ostrzejsze spojrzenie Benjamina starczyło, aby sprawić, że oczy Iris zaszły łzami. Starała się trzymać tak, jak powinna to robić, przecież była w pracy, ale nieprzespana, koszmarna noc, upadek przy schodzeniu ze wzgórza, odejście wielkiej ramory i związane z tym emocje, na koniec jeszcze utrata ust, to cieniste coś i czwórka osób wyciągnięta z rybiego żołądka było zdecydowanie za dużą dawką wrażeń. Smród ryby powodował mdłości, ona sama pobladła, odnajdując siły tylko na posłanie postawnemu mężczyźnie błagalnego, jeszcze nie zrezygnowanego spojrzenia. Wiedziała, że nie da rady przeciągnąć tego chłopaka samodzielnie. Może i wyglądał jak jakiś aspirujący zbir, ale nie mogła przecież oceniać ludzi wyłącznie po wyglądzie. Każdy zasługiwał na życie, zwłaszcza, jeżeli ceną za nie było poświęcenie Cormaca.
Gdy Ben zbliżył się do niej, oferując swoją pomoc, mogła być mu tylko wdzięczna. I tak zrobił dla nich wszystkich, dla samej Słodyczki, naprawdę dużo.
— Jeszcze raz bardzo przepraszam... — słowa mogły uczynić tylko tyle, ale naprawdę było jej przykro, że sprawiła mu przykrość swoją reakcją, choć dalej uznawała ją za słuszną. Ted był teraz wystarczająco zajęty ratowaniem ludzkiego życia, aby mu przeszkadzać. Mogła więc tylko spróbować przekonać Benjamina, że wcale nie była jego wrogiem, co więcej, była mu bardzo wdzięczna, za okazaną postawę, pomijając oczywiście element sakiewki. Chłodna kalkulacja Niuchaczy często musiała stawać do walki z szeroko pojętą etyką, ale rachunek najczęściej bywał prosty. Martwemu zasoby się nie przydadzą, a ratować należało tych, którzy mieli najwięcej szansy przeżycia. Jak ten młokos właśnie.
Podreptała więc za Benem, a gdy ten odłożył opryszka w bezpiecznym miejscu, wyprostowała się tylko na sekundę, aby usłyszeć rzucone w eter pytanie postawnego mężczyzny.
— Co? — spytała bardziej w wyniku odruchu, niż z premedytacją, odwracając się natychmiast przez ramię. Widok, jaki zastała sprawił, że kolana się pod nią ugięły. — Nie, nie, tylko nie to... — jęknęła z żałością, zaciskając palce na różdżce. Gdy Ben opuścił ich małe, medyczne zgromadzenie, raz jeszcze, na kilka sekund, zwróciła się do uzdrowicieli i ich pomocników.
— Musimy się stąd zmywać — oznajmiła, nie ukrywając przejęcia i towarzyszącego mu drżenia w głosie. — Przeżyją Mobilicorpus? — swoje spojrzenie skupiła przede wszystkim na Justine i Tedzie. Nie mieli szans przenieść ich inaczej, nawet nosze potrzebowały dwóch osób. Że też nie miała przy sobie świstoklika...
Gdy Ben zbliżył się do niej, oferując swoją pomoc, mogła być mu tylko wdzięczna. I tak zrobił dla nich wszystkich, dla samej Słodyczki, naprawdę dużo.
— Jeszcze raz bardzo przepraszam... — słowa mogły uczynić tylko tyle, ale naprawdę było jej przykro, że sprawiła mu przykrość swoją reakcją, choć dalej uznawała ją za słuszną. Ted był teraz wystarczająco zajęty ratowaniem ludzkiego życia, aby mu przeszkadzać. Mogła więc tylko spróbować przekonać Benjamina, że wcale nie była jego wrogiem, co więcej, była mu bardzo wdzięczna, za okazaną postawę, pomijając oczywiście element sakiewki. Chłodna kalkulacja Niuchaczy często musiała stawać do walki z szeroko pojętą etyką, ale rachunek najczęściej bywał prosty. Martwemu zasoby się nie przydadzą, a ratować należało tych, którzy mieli najwięcej szansy przeżycia. Jak ten młokos właśnie.
Podreptała więc za Benem, a gdy ten odłożył opryszka w bezpiecznym miejscu, wyprostowała się tylko na sekundę, aby usłyszeć rzucone w eter pytanie postawnego mężczyzny.
— Co? — spytała bardziej w wyniku odruchu, niż z premedytacją, odwracając się natychmiast przez ramię. Widok, jaki zastała sprawił, że kolana się pod nią ugięły. — Nie, nie, tylko nie to... — jęknęła z żałością, zaciskając palce na różdżce. Gdy Ben opuścił ich małe, medyczne zgromadzenie, raz jeszcze, na kilka sekund, zwróciła się do uzdrowicieli i ich pomocników.
— Musimy się stąd zmywać — oznajmiła, nie ukrywając przejęcia i towarzyszącego mu drżenia w głosie. — Przeżyją Mobilicorpus? — swoje spojrzenie skupiła przede wszystkim na Justine i Tedzie. Nie mieli szans przenieść ich inaczej, nawet nosze potrzebowały dwóch osób. Że też nie miała przy sobie świstoklika...
It's beautiful here
but morning light can make
the most vulgar things tolerable.
the most vulgar things tolerable.
Iris Moore
Zawód : Zaopatrzeniowiec w Podziemnym Ministerstwie Magii
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
until the lambs
have become lions
have become lions
OPCM : 15 +3
UROKI : 14 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Miał wrażenie, że głęboki warkot cienistego niedźwiedzia przeszył go na wylot, rezonując w klatce piersiowej i wywołując biegnące wzdłuż kręgosłupa dreszcze; gdy istota się pojawiła, zareagował instynktownie – w pierwszym odruchu chcąc odciągnąć bestię od bezbronnych, ledwie żywych dzieciaków i pomagających im uzdrowicieli – ale kiedy puste, czarne jak smoła oczy zwróciły się w jego kierunku, poczuł, jak wszystkie jego mięśnie boleśnie się spinają. Serce zaczęło bić mu niespokojnie, w zwróconej ku niemu istocie było coś złowrogiego, plugawego; coś, co wydzierało na wierzch myśli i pragnienia, które – jak sądził – dawno temu już pogrzebał. Cofnął się o parę kolejnych kroków, idąc tyłem, ani na moment nie spuszczając wzroku z niedźwiedzia – a gdy ten przeskoczył nad nieruchomą dziewczyną, pozostawiając po sobie sznur czarnej mazi, Percival wiedział już, że rzucone przez niego zaklęcie zadziałało.
Ulga, jaką poczuł, trwała jedynie przez jedno uderzenie serca.
Głos Michaela zwrócił jego uwagę jako pierwszy, dostrzegł mignięcie na krawędzi pola widzenia, a sekundę później auror pojawił się za cienistą bestią; wykrzyczane słowa były jasne i zrozumiałe, chciał zepchnąć istotę do morza – czy mogła porwać ją cofająca się fala? Nie był pewien, nie wiedział też, co stało się z bykiem, który wcześniej rozpadł się razem z roztrzaskanym lodem; w wirujących na wodzie odłamkach nie widział czarnych plam, założył, że stwór został przepędzony – ale może zwyczajnie się ukrył, żeby przybrać inną formę i powrócić.
Skrzyżował na krótko wzrok z Tonksem, spoglądając na niego ponad grzbietem rozdrażnionego niedźwiedzia i kiwnął głową – sygnalizując, że zrozumiał. Obejrzał się przez ramię, starając odnaleźć się w przestrzeni, po czym – nadal się cofając – zaczął poruszać się w stronę brzegu, bliżej szumiących za jego plecami fal, a dalej od Adriany i towarzyszącego jej mężczyzny (Artemisa). Cień nadal pozostawał pod działaniem jego zaklęcia, było kwestią sekund, nim zaatakuje – musiał więc upewnić się, że zgodnie z planem aurora pomknie w stronę wody; co stanie się później, czy zdoła na czas się obronić albo uchylić – nie miał pojęcia, póki co nie wybiegał jednak w planach tak daleko, bo jego rzeczywistość coraz mocniej się kurczyła: ograniczając się do pary pustych, skierowanych w jego stronę ślepi. – Ignitio! – rzucił w ich stronę raz jeszcze, umyślnie starając się rozjuszyć bestię bardziej, zmusić ją, żeby zwracała uwagę wyłącznie na niego – rejestrując jednocześnie zarówno ostrzeżenie Tonksa, jak i pojawienie się Bena i Adriany. Rozpoznał rzucone przez nich zaklęcia (jedynie to wybranie przez kobietę zabrzmiało obco), ale ich nie śledził, skupiony wyłącznie na zagrożeniu. Podejrzewał, że Michael chciał powtórzyć fortel z zamrożeniem cienia wraz z wirującą wodą, póki jednak ten nie został w wirze uwięziony, nie próbował nawet sięgać po mrożącą mgłę.
Przyspieszył kroku, cofając się dalej, aż woda zachlupotała mu pod stopami, a buty znów się nią wypełniły; uniósł różdżkę, znów celując w sam środek łba niedźwiedzia, przez cały czas na krawędzi pola widzenia mając Tonksa – pilnując, by przypadkiem nie trafić w niego. – Saggitia – wypowiedział, różdżka ze świstem przecięła powietrze.
No dalej; musi istnieć coś, co cię zrani, czarnomagiczny pomiocie.
| 1. ignitio; 2. k8; 3. saggitia; 4. k8;
no i idę
Ulga, jaką poczuł, trwała jedynie przez jedno uderzenie serca.
Głos Michaela zwrócił jego uwagę jako pierwszy, dostrzegł mignięcie na krawędzi pola widzenia, a sekundę później auror pojawił się za cienistą bestią; wykrzyczane słowa były jasne i zrozumiałe, chciał zepchnąć istotę do morza – czy mogła porwać ją cofająca się fala? Nie był pewien, nie wiedział też, co stało się z bykiem, który wcześniej rozpadł się razem z roztrzaskanym lodem; w wirujących na wodzie odłamkach nie widział czarnych plam, założył, że stwór został przepędzony – ale może zwyczajnie się ukrył, żeby przybrać inną formę i powrócić.
Skrzyżował na krótko wzrok z Tonksem, spoglądając na niego ponad grzbietem rozdrażnionego niedźwiedzia i kiwnął głową – sygnalizując, że zrozumiał. Obejrzał się przez ramię, starając odnaleźć się w przestrzeni, po czym – nadal się cofając – zaczął poruszać się w stronę brzegu, bliżej szumiących za jego plecami fal, a dalej od Adriany i towarzyszącego jej mężczyzny (Artemisa). Cień nadal pozostawał pod działaniem jego zaklęcia, było kwestią sekund, nim zaatakuje – musiał więc upewnić się, że zgodnie z planem aurora pomknie w stronę wody; co stanie się później, czy zdoła na czas się obronić albo uchylić – nie miał pojęcia, póki co nie wybiegał jednak w planach tak daleko, bo jego rzeczywistość coraz mocniej się kurczyła: ograniczając się do pary pustych, skierowanych w jego stronę ślepi. – Ignitio! – rzucił w ich stronę raz jeszcze, umyślnie starając się rozjuszyć bestię bardziej, zmusić ją, żeby zwracała uwagę wyłącznie na niego – rejestrując jednocześnie zarówno ostrzeżenie Tonksa, jak i pojawienie się Bena i Adriany. Rozpoznał rzucone przez nich zaklęcia (jedynie to wybranie przez kobietę zabrzmiało obco), ale ich nie śledził, skupiony wyłącznie na zagrożeniu. Podejrzewał, że Michael chciał powtórzyć fortel z zamrożeniem cienia wraz z wirującą wodą, póki jednak ten nie został w wirze uwięziony, nie próbował nawet sięgać po mrożącą mgłę.
Przyspieszył kroku, cofając się dalej, aż woda zachlupotała mu pod stopami, a buty znów się nią wypełniły; uniósł różdżkę, znów celując w sam środek łba niedźwiedzia, przez cały czas na krawędzi pola widzenia mając Tonksa – pilnując, by przypadkiem nie trafić w niego. – Saggitia – wypowiedział, różdżka ze świstem przecięła powietrze.
No dalej; musi istnieć coś, co cię zrani, czarnomagiczny pomiocie.
| 1. ignitio; 2. k8; 3. saggitia; 4. k8;
no i idę
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Blake' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 4, 3, 8, 8, 7, 8
--------------------------------
#3 'k100' : 78
--------------------------------
#4 'k8' : 7, 7, 7, 2, 8, 1, 7, 7
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 4, 4, 3, 8, 8, 7, 8
--------------------------------
#3 'k100' : 78
--------------------------------
#4 'k8' : 7, 7, 7, 2, 8, 1, 7, 7
- Jestem i urodziłam się w Anglii, misiu. - mimowolnie odcięła się Benowi, choć w jej głosie brakowało większego zainteresowania. Cała uwaga skupiła się na dziewczynie przy której się znajdowała. - Mike, Magicus. - czuła, że osłabienie odbiera jej skupienie, fakt, że przez ostatni czas głównie walczyła wpłynął na jej zakurzone umiejętności. Nie była już tak wydajna jak wcześniej, ruchy zdawały się mniej płynne, bardziej ociężałe. Szlag, dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należał do niej. Zawodziła raz za razem - zawiodła i teraz. Zaklęcie nie tylko nie zadziałało, ale przyniosło ze sobą kolejną istotę. Choć tą dostrzegła dopiero po chwili. A potem zobaczyła niedźwiedzia splecionego z cieni i nieprzyjemny dreszcz przemknął jej przez plecy. Bo znajdował się za blisko, musiała podjąć walkę, jak miała zająć się Liddy? Ale nie musiała Blake zareagował od razu. Niedźwiedź rzucił się, ale biegnąc na niego. Postanowiła więc zaufać, uwierzyć, że rozzłoszczony to jego obrał za cel swojego ataku. Sama pochylając się nad przekroczoną przez zwierze dziewczyną. Ciemny ślad przyciągnął jej wzrok wykrzywiając wargi. Patrzyła na nie, przez chwilę jakby w letargu. To była jej wina - znów jej wina. Czy potrafiła jeszcze działać, bez popełniania błędów? Co się z nią ostatnio działo? Gdzie była jej efektywność? Nie wiedziała.
- Respiro. - ponowiła chcąc oczyścić płuca dziewczyny, choć zdawała sobie sprawę, że nie mogło to całkowicie załatwić sprawy. Przynajmniej tak podejrzewała, jeśli słowa Michaela, mogły rzeczywiście mieć coś wspólnego z prawdą. Zmarszczyła mocniej brwi. - Vensistero maxima. - wybrała, bo na ten moment więcej nie była w stanie zrobić. Jeśli zatruli się oparami, będą musieli ponawiać zaklęcie, póki nie zdobędą środka zdolnego zniwelować truciznę. - Nie wiem. - mruknęła. Podnosząc się z kolan i łapiąc Liddy pod ramiona. Ryzykowanie że zaklęcie nie wyjdzie, raz, drugi, trzeci - dzisiaj, jej - w ogóle. Czy podjęła dobrą decyzję. Nie wiedziała? Nic już nie wiedziała. Od czasu plaży nie umiała ocenić czy mogła użyć patronusa, może nie powinna używać go już wcale, nie wiedziała.
- Wiem, że walczycie, ale musimy ich odciągnąć. - powiedziała głośniej, nie miała wiele siły - cóż, trudno było się tego po niej spodziewać, warzyła pewnie niewiele więcej niż worek kartofli - choć tego nie widziała już dawno. Mimo to spróbowała odciągnąć Liddy dalej, by mogła zyskać świeższe powietrze.
- Respiro. - ponowiła chcąc oczyścić płuca dziewczyny, choć zdawała sobie sprawę, że nie mogło to całkowicie załatwić sprawy. Przynajmniej tak podejrzewała, jeśli słowa Michaela, mogły rzeczywiście mieć coś wspólnego z prawdą. Zmarszczyła mocniej brwi. - Vensistero maxima. - wybrała, bo na ten moment więcej nie była w stanie zrobić. Jeśli zatruli się oparami, będą musieli ponawiać zaklęcie, póki nie zdobędą środka zdolnego zniwelować truciznę. - Nie wiem. - mruknęła. Podnosząc się z kolan i łapiąc Liddy pod ramiona. Ryzykowanie że zaklęcie nie wyjdzie, raz, drugi, trzeci - dzisiaj, jej - w ogóle. Czy podjęła dobrą decyzję. Nie wiedziała? Nic już nie wiedziała. Od czasu plaży nie umiała ocenić czy mogła użyć patronusa, może nie powinna używać go już wcale, nie wiedziała.
- Wiem, że walczycie, ale musimy ich odciągnąć. - powiedziała głośniej, nie miała wiele siły - cóż, trudno było się tego po niej spodziewać, warzyła pewnie niewiele więcej niż worek kartofli - choć tego nie widziała już dawno. Mimo to spróbowała odciągnąć Liddy dalej, by mogła zyskać świeższe powietrze.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k100' : 27
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k100' : 27
Wzgórze
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset