Wydarzenia


Ekipa forum
Wzgórze
AutorWiadomość
Wzgórze [odnośnik]30.05.18 17:56
First topic message reminder :

Wzgórze

Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzgórze - Page 39 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzgórze [odnośnik]19.04.24 15:52
Z uwagą obserwował jak Sue ostrożnie ujmuje w palce jedno toksycznych żyjątek. Wahał się przez krótką chwilę — lękając się nie tyle trucizny, co tego, że jego niewłaściwy gest i potencjalne ukąszenie (one w ogóle kąsały?) mogłyby zmarnować ich cenny czas i zasoby — ale zauważył, że stworzonko wydawało się wdzięczne za bycie wpuszczonym do wody. Po drugim razie podchwycił już sposób, w jaki Sue je łapała i odważył się zrobić to samo. Dołączył do Artemisa i pomógł Sue oczyścić rybę ze stworzonek, starając się (w miarę możliwości) słuchać jednym uchem rozmów reszty grupy o logistyce solenia. Oczy rozbłysły mu z ulgą, gdy potwierdzili możliwość uwędzenia ryby.
- Tygodniami — byłoby wspaniale. - mruknął. - Lepszy ze mnie budowniczy niż kucharz - zażartował, ani w tym ani w tym nie był świetny, ale wraz z Hannah pomagał w pracach budowniczych w Oazie, a w najgorszym czasie na początku wojny łapał się nawet dorywczych zajęć w tartaku. - więc pomógłbym Billy'emu. Hann, nie przelewa się nam, ale mam nadmiar drewna na opał i do zimy zdążę narąbać więcej. - nie wiedział, co prawda, ile lasów na wybrzeżu Exmoor przetrwało, ale postanowił zostawić ten problem na później. - Tylko musiałabyś sama je zobaczyć. - zaoferował, choć odruchowo umknął wzrokiem. Farley doradził mu ruch na rozładowanie emocji tuż po tym, jak przemienił się w wilkołaka przy Hann. Pewnie nawet o tym nie wiedziała. Mike prostolinijnie uznał rąbanie drewna za magipsychiatryczną wytyczną i od ponad roku rozładowywał w ten sposób złość, a nosił jej w sobie sporo.
Z wdzięcznością kiwnął głową na propozycję Addy, że teleportuje się do domu — samemu nie chciał opuszczać plaży, czując się w obowiązku zostać przy rybie. Choć Tonksom się nie powodziło to od czasu wprowadzki żony mieli dostęp do nieco lepszych artykułów ze stolicy, a tsunami oszczędziło wybrzeże Exmoor w przeciwieństwie do domostw tutaj — nie miałby serca prosić mieszkańców Dorset o zapasy, więc najwyraźniej obydwoje z Addą myśleli podobnie.
- Tak, weź ze spiżarni... - zawahał się, ile tak naprawdę było im potrzebne? Nie wiedział, liczył na gospodarność żony. -... co uznasz za stosowne. Może znajdzie się też trochę warzyw - nie na tyle, by zrównoważyć smak ramory, ale wychwycił wahanie w głosie Hannah. - dla... smaku? - zaproponował. - Mogłabyś przy okazji wziąć kawałek - albo dwa - drewna z szopy, żeby Hannah oceniła czy się nadaje? - zbierając je, patrzył na to, czy dobrze się pali, a nie na to czy dobrze się z niego buduje, nie pamiętał już jakie to mogły być rodzaje drzew. - I może szybciej - zerknął na glona, pamiętając, że nawet proste zaklęcia rzucane w nadmiarze powodują zmęczenie - będzie po prostu wziąć jakieś moje płaszcze lub swetry z domu? - oddadzą, je przecież... chyba. Tak czy siak, od początku wojny było mu całkowicie obojętne w czym chodzi, a w domu wciąż walały się jakieś rzeczy z mugolskiej ciężarówki z ubraniami, którą trzy razy (sic!) uratował. Miał zamiar przekazać je potrzebującym, ale do dziś nie zabrał się do tego metodycznie. - W razie czego każdy z nas może spróbować zająć się tymi prostszymi zaklęciami. - zaproponował, bo słyszał, że Herbert rzucał już jakąś zaawansowaną inkantację i że Adda oraz Sue (która wyglądała na skupioną na rzucaniu zaklęcia) były w niej naprawdę świetne — szkoda było marnować energię najlepszych na coś, w czym mogli pomóc wszyscy gdy reszta mogła zająć się bardziej specjalistycznymi zaklęciami. Mike nie potrafił osuszyć cieczy, ale zaklęcia powiększające czy zmieniające kształt nie powinny przerosnąć jego możliwości.
- Dziękuję. - jeszcze zanim Hann odpowiedziała, zwrócił się do Vincenta z wyraźną wdzięcznością, słysząc propozycję dostarczenia ziół. Nie śmiał prosić innych wprost, ale dobrze wiedzieć, że Rineheart odciąży trochę ich spiżarkę (prze myśl przemknęło mu słodko-gorzkie wspomnienie czasów, gdy jadali razem śniadania; czy podobna przyjaźń kiedykolwiek wróci? Miał na to gorącą nadzieję, ale widział i rozumiał rezerwę niedoszłego szwagra...) i spróbował uchwycić jego kontakt wzrokowy. - Na kiedy potrzebujemy tych roślin? Najpierw zająć się kociołkami, tak? - upewnił się.
Nie widział, co dokładnie robi Herbert nad kociołkiem, ale zauważył jego mniej-niż-zadowoloną-z-efektu minę, a samemu też obawiał się niepowodzeń przy rzucaniu zaklęć, które miał opanowane mniej intuicyjnie niż swoje specjalności.
- Magicus Extremos. - mruknął cicho, chcąc wesprzeć sojuszników, ale nie zdołał wykrzesać z siebie odpowiedniej mocy. Może powinien jeszcze chwilę odpocząć albo zająć się prostszymi zaklęciami. - Za chwilę. - westchnął, jeśli ktoś to słyszał.
Widok ciężarnej Hannah patroszącej nożem gigantyczną rybę był czymś, czego nie spodziewał się ujrzeć nigdy w życiu — w normalnych okolicznościach uśmiechnąłby się bardzo szeroko i zanotował w myślach, by koniecznie streścić to Just i Billemu, ale piętrzące się tragedie nie sprzyjały rozbawieniu, choć ramora i tak jawiła się wśród nich jako ostatni przebłysk nadziei.
W międzyczasie poszukał wzrokiem kamieni - największy z nich znalazł Vincent, głaz tak spory, że mógł od razu być przetransmitowany w odpowiedniej wielkości kociołek. Michael i Artemis znaleźli kamienie średnie, ale wymagające powiększenia. Herbert miał już kociołek z terenów jarmarku.
- Cztery kotły powinny wystarczyć na początek? - upewnił się Tonks, turlając swój głaz bliżej tego Vincenta, by ustawić je w szeregu. Pomógł też, w razie potrzeby, zrobić to samo Artemisowi. -Engiorgio. - mruknął, celując w kamień. Nic. Zaklął pod nosem, ale wiatr na szczęście porwał jego (bardzo szpetne) słowo. -Acus. - spróbował od tej strony, wyobrażając sobie alchemiczny kociołek. Kamień zaczął poddawać się jego magii i zmienił w rodzaj żeliwnego kotła; wciąż nieco za małego. - Pomożecie mi to powiększyć? - zwrócił się do mężczyzn, niezadowolony. Powiedziałby, że jest wyczerpany po walce z Cieniem, ale byłoby mu głupio usprawiedliwiać się tak przed Artemisem, który stracił żebro, a Vincent był dla niego (niegdyś) jak brat. - Ale najpierw możemy przemieścić mniejsze kotły bliżej terenów jarmarku. - ponieść, użyć Libramuto, cokolwiek. - Pamiętam, że była tam studnia - nawet jeśli się zawaliła, Fontesio rzucone w tym miejscu mogłoby nam zapewnić źródło. Lenny! - zawołał do jednego z pomocników, najmłodszego - pokażesz nam, gdzie to było?

proponuję zrobić przeskok czasowy o np. 30min, który dałby postaciom czas na podjęcie kolejnych akcji! Dla usprawnienia proponuję 3-4 akcje na turę i używanie tematu "Rzuty Kością" <3

czas na odpis: środa 24.04 do 21:00 żeby poszło sprawniej (w tej turze raczej nie czekam żeby napisać przed moim wyjazdem, ale proszę o indywidualny kontakt w razie w <3 )

rzuty Michaela : (



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wzgórze - Page 39 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wzgórze [odnośnik]23.04.24 17:45
Długi wodorost posłusznie zmienił swój kształt – teraz był prostym szalikiem na tyle długim, by móc swobodnie owinąć go wokół szyi. Adda schyliła się po przedmiot, otrzepała z piasku i wycelowała różdżką w kolejne pasmo. Wiązka zaklęcia ponownie przemieniła wstęgę glonów w szalik, ale gdy podjęła się trzeciej próby, z jej różdżki sypnęło jedynie paroma iskrami. Wymowne ostrzeżenie przed osiągnięciem dna własnej mocy; najwidoczniej krótki odpoczynek na kamieniu nie wrócił jej tyle sił, ile zakładała. Adda zmarszczyła brwi – schyliła się po ostatni szalik – ostrożnie wybadała własne możliwości. Jeśli miała teleportować się do domu i przetrząsnąć spiżarnię, to teraz.
Podeszła do Michaela i wręczyła mu oba szaliki, a sugestywne spojrzenie pomknęło na moment w kierunku pracujących przy rybie chłopaków. Nie chciała, żeby przemarzli, już i tak życie im dzisiejszego dnia dokopało wystarczająco. Przeziębienie nie było nikomu potrzebne.
Postaram się wziąć jak najwięcej – obiecała solennie, w głowie już układając plan. Najpierw przetrząśnie spiżarkę, potem zajrzy pod daszek przy szopie i pozbiera pomniejsze kawałki drewna. Potem sypialnia i duża szafa. Jeśli jeden sweter zapakuje do torby, a drugi ubrałaby na siebie… może udałoby jej się jeszcze wcisnąć takim sposobem płaszcz? Chociaż nie, płaszcz miał zbyt porządny żeby ryzykować zniszczeniem materiału w rybich bebechach.
Przez chwilę przyglądała się Michaelowi nieodgadnionym spojrzeniem, ale w końcu zrezygnowała z muśnięcia jego policzka wargami. Zebrani tu Zakonnicy wiedzieli, ale była także kwestia pracujących przy rybie chłopaków, którzy może i nie mieli złych zamiarów, ale lepiej było dmuchać na zimne. Uśmiechnęła się zatem, uznając, że to im musi wystarczyć.
Wracam niebawem.
Po chwili zniknęła z cichym trzaskiem, pozostawiając po sobie aurę znajomego zapachu. Gruszki i frezje. To zawsze były gruszki i frezje.

|zt, idę tutaj i wracam w następnej kolejce!
Acus udany i nieudany


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Wzgórze [odnośnik]25.04.24 10:11
Transmutacja miała to do siebie, że wymagała nie tylko skupienia ale również precyzji. Nie wystarczyło po prostu wypowiedzieć inkantację, należało doskonale wiedzieć jaki chciało się osiągnąć efekt. Należało mieć spokojny umysł, a w głowie Herberta kotłowało się wiele myśli, gnały niczym konie w dzikim galopie. Dlatego kiedy zaklęcie nie zadziałało poczuł lekkie rozczarowanie, ale również zrozumiał, że w tym stanie nie może rzucać tak złożonych zaklęć.
Wziął głębszy oddech ponownie skupiając się na odparowaniu wody celem pozyskania soli. Wypowiadając zaklęcie wręcz wyobraził sobie jak zachodzi ten proces.
-Siccitasio - wypowiadając inkantację poczuł wręcz jak magia zaczyna przepływać w stronę różdżki, ale zaraz wszystko przepadło. Wszystko ustało. Westchnął i przetarł czoło marszcząc przy tym brwi w lekkiej irytacji. Podniósł głowę słysząc jak żona Michalea propnuje stworzenie rękawiczek, szalików i czapek dla pracujących w zimnie. Uznał, że powinien tym się zająć, być może pójdzie mu lepiej. Porzucił na chwilę kociołek z wodą udając się na poszukiwanie wodorostów na szaliki, porzuconych koralowców na rękawiczki pięciopalczaste. Nie miał jeszcze pomysłu z czego zrobić czapki, także skupił się na tym co znalazł. Wyobraził sobie, że leżące na ziemi wodorosty to szaliki, wijące się wokół szyi, dające przyjemne ciepło.
-Acus - Ponownie nic. Czuł jak frustracja narasta, jak ma ochotę zacząć przeklinać. Zacisnął mocniej szczęki, palce na różdżce, która nie chciała dziś z nim współpracować. Zebrał wodorosty oraz koralowce i zaniósł w okolice kociołka z wodą. Nie leżało w jego naturze szybkie poddawanie się, choć ostatnio czuł jakby magia mu nie sprzyjała, jakby korzenie mugolskie ze strony ojca były silniejsze. Możliwe, że wszystko było powodem tego co się działo. Czytał kiedyś artykuł, że magia może zaburzać korzystanie z niej w codziennym życiu. Istniała szansa, że właśnie tego doświadczał.
Patrząc jak Adda wyczarowała kolejne dwa szaliki, a następnie zniknęła celem zdobycia soli nie mogł teraz się poddać.
-Siccitasio - jakoś już się nie zdziwił, że ponownie nic się nie udało. Możliwe, że zwyczajnie transmutacja była za ciężkimi zaklęciami na dzisiaj. Zmęczenie też dawało się we znaki, stawiał, że to też jest powód dlaczego nie mógł nic zrobić. Był gotów porzucić zaklęcia i pójść rozbierać rybę na części. Uznał jednak, że spróbuje ostatni raz.
-Acus - wycelował różdżkę w stronę koralowców, które po chwili zamieniły się w dwie pary rękawiczek; wełnianych i ciepłych, które miały izolować od zimna i chłodu. Odetchnął zadowolony, że tym razem jego umiejętności wreszcie na coś się przydały. Podszedł do Tonksa, aby dołożyć do szalików jego żony rękawiczki. -Będę próbować dalej pozyskać sól. - Zapewnił, ale najpierw sam musiał się czegoś napić i oczyścić głowę z natłoku myśli.

|Rzut I na Siccitasio i Acus - obydwa nieudane
|Rzu II na Siccitasio i Acus, pierwsze nieudane, drugie udane


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Wzgórze [odnośnik]12.05.24 21:52
Drobne żyjątka odczepiała od ciała ryby delikatnie, nie chcąc uczynić im krzywdy. Z lekkim uśmiechem zerknęła na brata oraz Michaela, dołączających do ratunku - była im za to wdzięczna; przywykła do tego, że nie każdy potrafił dostrzec w nieproszonych gościach osobne organizmy, ona jednak wiedziała, że w przyrodzie każdy element układanki ma znaczenie. Ledwie słyszalnie nuciła pod nosem spokojną melodię, wyobrażając sobie, że kojące nuty dotrą do rybiego ducha, który - jeśli miała trochę szczęścia - jeszcze mógł unosić się nad nimi. Jak bardzo związany był ze swoim ogromnym ciałem? Jej własne przeszył dreszcz, gdy nóż prowadzony ręką Hannah prędko przeciął skórę ramory, mimo tego nie przestawała nucić. Rozmyślania o wędzeniu, porcjowaniu i mrożeniu docierały do Sue jak przez mgłę, przyćmiewała je wyobrażeniami, tworzyła własne miraże, aby ułatwić sobie pracę i oczyścić umysł z trudnych emocji, które na nic zdawały się przy trudnych zaklęciach, tylko mącąc i gmatwając. Pragnęła skoncentrować się na tym, z czego mogła zrobić użytek, dlatego wkrótce unosiła różdżkę, skupiona na otoczeniu - jako pierwsza zauważyła skuteczność własnego czaru, odczuła niezwykłą moc, z jaką połączyła się jej własna - jakby samo stworzenie czuwało nad losem ludzi, dla których zostało poświęcone. Kto wie, może i sama strawa będzie bardziej odżywcza? Sue nie drgnęła, nie pozwoliła sobie na rozproszenie rozległym zasięgiem magii, zamiast tego kiwnęła powoli głową i starała się wyczuć najdrobniejsze niuanse, z rozsądkiem podeszła do kwestii nagłych zmian temperatury. Obniżała ją stopniowo, bardzo powoli, najpierw oceniając, jak magia drży pod palcami. Uśmiechem podziękowała Herbertowi i Adrianie, od których usłyszała słowa pochwały - sama była z siebie dumna, choć uczucie to nieco tłumiły okoliczności. W transmutacji czuła się, jak ryba w wodzie (albo nad wodą, należało teraz zweryfikować to pojęcie) i takie sukcesy cieszyły ją, lecz nie zaskakiwały.
- Będę obniżać temperaturę bardzo powoli - poinformowała wszystkich spokojnym głosem, myśląc dokładnie o tym samym, co Adda - o uchronieniu pracujących przed wychłodzeniem. Na szczęście Tonksowie natychmiast zajęli się tematem, dlatego na ten moment Sue postanowiła nie zawracać sobie głowy kombinowaniem szalików i transmutowaniem głazów, a zadbaniem o bezpieczne doprowadzenie do temperatury bliskiej zera - bardzo, bardzo powolne. W międzyczasie usłyszała słowa Vincenta, wspominającego o transporcie, lecz i to rozmyślanie postanowiła odłożyć na później. Na ten moment do głowy wpadło jej tylko, że całkiem przydatne mogły się tu okazać konie i wozy, lecz zwierzęta po chaotycznej nocy mogły być spanikowane. Miała nadzieję, że ratujący siebie ludzie zdołali o nich pomyśleć...

| powoli zmniejszam temperaturę wokół ryby, utrzymuję zaklęcie jeszcze przez cały czas trwania obecnej kolejki i pewnie część kolejnej



how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Wzgórze - Page 39 JkJQ6kE
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Wzgórze [odnośnik]07.08.24 9:59
Wszyscy byli pomocni, wszyscy gotowi byli dołożyć się, korzystając z własnych zapasów, ale wiedziała, że nie do końca rozwiązywało to sprawę, nie mogli dopuścić by robili to kosztem samych siebie, swoich zapasów. Popatrzył na Addę, nie mówiąc jednak nic, sytuacja była trudna, ale mimo wszystko mówili o szczęściu — taki ogrom mięsa mógł naprawdę wyżywić wiele potrzebujących. Musieli tylko działać szybko, by jedzenie się nie popsuło na tym cieple. Kiwnęła głową Vincentowi, zioła się przydadzą. Uśmiech przyozdobił jej twarz, odrobinę przybrudzoną, kiedy wierzchem dłoni odgarniała pojedyncze kosmyki wypadające z plecionki. Oczywiście nie były koniecznością. Głodny człowiek potrafił zupełnie zignorować przyjemność jaką odczuwało jedzenie, ale jeśli mogli sobie pozwolić na odrobinę luksusu — dlaczego nie? O ramorach niewiele wiedziała, ale wiedziała, że do upieczenia dzisiejszego mięsa potrzebowali niewiele ziół, a jeśli zgodnie z jej przypuszczeniem mięso było słone, samo w sobie powinno być dobre. Obróciła się też na Michaela, kiedy przyznał, że zgromadzi drewno na opał. Nie umknęło jej, jak szybko odwrócił od niej spojrzenie. Sama zawiesiła je na nim na dłużej — powinna zapytać i zrobiłaby to, gdyby nie panujące wokół zamieszanie. Przelotnie spojrzała też na Adrianę, ale zamiast szukać u niej odpowiedzi na niezadane pytania wróciła do pracy. Słuchała ich wymiany zdań, zastanawiając się na ile oni z Billy mogliby pozwolić sobie na podobną pomoc, ale nie mieli wiele, a większość tego, co mogli przeznaczyć dla innych już oddali potrzebującym w Oazie.
Płat skóry ramory opadł, odsłaniając przed nią spory kawałek mięsa. Nie wiedziała, czy było to tak trudne, czy po prostu była taka słaba, ale ta jedna czynność odebrała jej sporo sił. Wbiła nóż w ciało stworzenia i odkroiła je, układając na skórze, która opadła, potrzebowała miejsca, ale póki go nie miała, sporej wielkości fragmenty kładła jeden przy drugim, starając się nie deptać przestrzeni, na której później zamierzała kłaść fragmenty ramory. Ręka szybko rozbolała ją od wszystkiego, nóż wytarła o fartuch na spódnicy, czując jak krople potu zaczynają jej spływać po karku, mimo skutecznie obniżanej przez Sue temperatury. Wyjęła różdżkę i wskazała nią w przyniesione przez siebie noże, które samodzielnie mogły pokroić mięso na mniejsze kawałki — nie dość małe, by po gotowaniu całkiem się rozpadły, ale wystarczająco by szybko doszły w gorącej wodzie i oddały część z siebie na pożywny wywar. Facere, jedno po drugim, wypowiadała raz za razem, a potem odsunęła się od miejsca, by przypadkiem nie stanąć nożom na drodze. Zajęła się kolejnymi fragmentami ramory, raz po raz zerkając w stronę reszty, by zobaczyć jak idzie im praca — od niej i od ich tempa uzależniając własną. Widząc kłopoty Michaela z kociołkiem ruszyła w jego kierunku, wycierając dłonie znów w spódnicę. — Potrzymaj — zwróciła się do niego, podając mu długi nóż, sama chwyciła różdżkę i skierowała ją w stronę kociołków. — Engiorgio— lekki ruch nadgarstkiem sprawił, że zaklęcie poskutkowało, a kociołek szybko zwiększył swoje rozmiary. Powtórzyła to jeszcz dwa razy, ale ostatni z nich nawet nie drgnął. — Przepraszam, to chyba już... Zmęczenie — westchnęła, spoglądając na mężczyznę, po chwili próbując po raz kolejny — i dopiero wtedy urósł. — Mogę już wrzucać? Postawimy wszystko na gotowo na ogniu, akurat wywar dojdzie. — Zanim woda się zagotuje minie sporo czasu Popatrzyła na aurora jeszcze, po czym ruszyła przed siebie, za chwilę przypominając sobie o przekazanym Tonksowi nożu. Odebrała go z uśmiechem raz jeszcze wracając na swoją ścieżkę i zaczęła powoli znosić pokrojone kawałki mięsa.

| rzuty


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Wzgórze - Page 39 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Wzgórze [odnośnik]12.08.24 9:31
9 sierpnia
Nie czułam się winna. Nie umiałam, ale już wieczorem kiedy kładłam się spać przypomniałam sobie coś, co mówił mi kiedyś wuja. Że szczerym było trzeba być, ale czasem trzeba też było wyczuć moment dobry na szczerość. Bo kiedy ta spotykała się z emocjami, to donikąd dojść nie miała odbijając się od nich, zamiast lądując na tyle by mogła być zrozumiana. Może stąd się to wszystko zebrało - kiedy ja próbowałam przekazać mu prawdę, on był w emocjach nie myśląc nad nią, tylko przyjmując ją atakiem - strosząc się jak dziki kot, pokazując kły.
Nie byłam żmiją, to jedno wiedziałam, ale rozumiałam też dokładnie im starsza byłam jak trudno było nie ugiąć karku przed wpływem tego, co znajdowało się wokół. Marcel był niesprawiedliwy w wielu ze swoich słow - choć nie twierdziłam (ani teraz, ani w czasie rozmowy) że racji w niektórych nie miał. Wskazywałam mu na połowiczność tej prawdy, na możliwe najgorsze wyniki kiedy zapierał się jak wół że tak nie będzie mogąc mieć na to żadnego potwierdzenia. Westchnęłam, zwijając się w pół kiedy zasypiałam. Pogadać jeszcze trzeba będzie. Sprawy do końca doprowadzić, albo zostać żmiją ostateczną i zakończyć tą znajomość, albo pójść nad tym dalej. Bo że nie poszedł, widziałam całą resztę dnia i początek następnego. W końcu zniknęłam w namiocie pakując swoją torbę. Dwa jabłka, dwie butelki wody.
- Przejdźmy się. - zaproponowałam stając przed nim w pewnym momencie. Choć przejdźmy się, znaczyło tyle samo, co pogadajmy. Na ramieniu miałam zarzuconą torbę, niebieskie tęczówki wklejone prosto w niego - wymownie. Nie bez powodu pojawiając się nad nim, kiedy Jim zniknął. - Na wzgórze. - dodałam jeszcze, wysiłek zrobi nam dobrze obojgu. Brendan mówił zawsze że oczyszcza głowę, a na tym wejściu bardziej stromym niewiele było wędrowców, mogliśmy tam porozmawiać swobodnie. W ostateczności jeśli sprawy pójdą naprawdę fatalnie albo ja jego, albo on mnie zepchniemy z urwiska. Wisielczy humor chyba nie bardzo miał mi dzisiaj pomóc, ale na inny nie mogłam liczyć wstajac właśnie z takim.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Wzgórze [odnośnik]16.08.24 21:37
Wsparty o pień pobliskiego drzewa wpatrywał się w szumiące morze. Jim poszedł po alkohol, czekał na niego, nie zdążyli jeszcze wytrzeźwieć od poprzedniego wieczora. Nic nie przełknął na śniadanie, Cecyl mu proponował ziemniaka, ale przewracało mu się w żołądku. Nigdy dotąd nie pił aż tyle. Otępiałe spojrzenie błądziło gdzieś za linią horyzontu, podążało za sunącymi po niebie mewami, całkowicie bezmyślnie. Źle się tu czuł. Inaczej sobie to wszystko wyobrażał. Inaczej miało to wszystko przebiec i chyba zaczynał się też bać tego, co będzie zaraz, gdy działania wojenne zostaną wznowione. I znów zacznie działać. Przez ostatnie dni było mu z tym dziwnie niewygodnie, jakby nagle otrząsnął się z marazmu i zaczął bać się tego, co robił. Ale to nie było to, brakowało mu motywacji. Do życia, do śmierci. Starał się trzymać z dala namiotu dziewczyn, z dala od Celine, z dala od Neali, ale Steffen też stąd już zniknął. Nic mu się tu nie podobało, ale przecież nie miał innego wyjścia, niż wziąć życie takim, jakim było.
Z roztargnieniem obrócił głowę za źródłem głosu, kiedy usłyszał propozycję - to w ogóle była propozycja? - Neali. Po chwili obejrzał się przez ramię za siebie, upewniając się, że wciąż był tutaj sam. Mówiła do niego? - My? - powtórzył po niej bez zrozumienia, ale wpatrywała się w niego na tyle intensywnie, że raczej nie było mowy o pomyłce. Wsparł się dłonią o pień drzewa i wstał chwiejnie, mrugając kilka razy, zakręciło mu się w głowie. - Jasne - odpowiedział, bez większego namysłu. Z jakiegoś powodu poczuł, że powinien wykonać jej polecenie, może nie miał sił się nad tym zastanowić. Odepchnął się dłonią od drzewa, odnajdując równowagę na własnych nogach. Wzruszył ramionami, mogło być i na wzgórze. - Po co? - dopytał, idąc za nią. Spacer pod górkę nie przerażał go nawet w tym stanie, może i był zmęczony, ale nie brakowało mu kondycji. Wiedział, że pomoże mu to lepiej się poczuć. Założył, że miała tam do wykonania jakieś sprawunki, nie wiedział.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 0:36
- My. - potwierdziłam nie spuszczając z niego niebieskich tęczówek wpatrując się z uporem powziętej myśli. Spraw nie należało pozostawiać niedokończonymi, ale Marcel nie był całkiem gotów wczoraj na prawdę, emocje przeszkodził nam obojgu. Potaknęłam głową, kiedy się zgodził. Krótko, szybko, odwracając się na pięcie, żeby ruszyć między drzewami, wiedząc, że pójdzie za mną. Odwróciłam głowę, kiedy padło pomiędzy nami pytanie. - Cel jest czasem dobrze mieć. - odpowiedziałam odwracając wzrok i uwagę znów przed siebie, nie chcąc, żeby jakaś gałąź walnęła mnie w głowę. Postawiłam kilka kolejnych kroków. - Pogadać musimy. - dodałam zaraz jeszcze dotykając ręką jednego z drzew które mijałam, na nim się wspierając żeby przejść na ścieżkę która w swojej trasie łatwiejszą miała być. - Wczoraj towarzyszyło nam za dużo emocji. - kontynuowałam, wychodząc z lasu, stawiając kolejne kroki przed siebie jeden za drugim, drugi za trzecim, wiatr zawiał, rozwierając moje rude włosy. Tutaj, gdzie brakowało już drzew a zaczynała się ścieżka na wzgórze było wietrzniej niż pomiędzy nimi mimo tego, że słońce nadal było upalne. Uniosłam jedną z dłoni przykładając ją nad brwiami by spojrzeć ku górze, mrużąc trochę oczy. Dobrze że wrzuciłam do torby kapelusz. Uznałam, sięgając do niej i wyciągając słomkowe nakrycie głowy - trochę już zużyty, ale nadal jeszcze dobry. Nałożyłam go na głowę nie zaprzestając wędrówki. - Co zamierzasz? - zapytałam go, unosząc na niego tęczówki. Chciał rozmawiać w ogóle czy uniknąć jej i wrócić do reszty możliwie jak najszybciej. Mógł, to był jego wybór, do niczego nie mogłam i nie zamierzałam go zmusić. Wolałam jednak wyjaśnić wszystko, kiedy dzień był już nowy a emocje nie tak rozognione jak wcześniej. Daliśmy się im ponieść oboje - i ja i on. Winna nie czułam się nadal, ale wysłuchać jego i wytłumaczyć siebie ze spokojem z pewnością dzisiaj byłam w stanie lepiej, niż byłam w stanie wczoraj. Poza tym, Marcel nosił w sobie dużo emocji, odsuwał je od siebie. Nie dziwiłam się po tym co się stało na plaży, ale nie wiedziałam też, co powinien zrobić, albo jak sobie z nimi rozmawiać. Mama jednak mówiła, że czasem wystarczy ktoś zdolny cię wysłuchać i przyjąć to, co potrzebujesz komuś powiedzieć.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 16:26
Wzruszył ramionami bez protestu, gdy potwierdziła poprzednią wolę, coś w jej głosie, spojrzeniu, pozie, którą przybrała, coś zdradzało, że nie powinien się opierać, nie miał zresztą powodów tego robić - nie, kiedy sama się do niego zwróciła. Mówiła, że musieli pogadać - nie bardzo wiedział, co mógł jej powiedzieć ponad to, co już padło. Mówiła, że było w tym za dużo emocji. Może było. Uniósł się, przecież wiedział. Był zły na siebie. Na to, że zranił Yulię w jakiś sposób - nie wiedział, w jaki, ale uciekła z tamtej plaży z jego powodu. Na to, że Neala pomyślała, że się o nią nie martwił, martwił przecież. Może tego nie okazał. Może ucieczka Yulii wytrąciła go z równowagi do końca. Może był zły, że już do nich nie wróci. Był naprawdę wściekły za tamtą propozycję przysięgi wieczystej.
Pytała co zamierzał, spojrzał na nią z roztargnieniem. Nie do końca rozumiał, o co pytała.
- Nie wiem. Co powinienem zamierzać? - spytał ze zdezorientowaniem, chciała od niego kolejnych przeprosin? - Mówiłaś, że na nią nie doniesiesz - przypomniał, nie chciała chyba, żeby ją tu przyprowadził, na ścięcie, żeby mogła oddać ją władzom, do zimnej i ciasnej celi? Była za drobna, za ładna, żeby tam gnić. Chciała, żeby z nią porozmawiał - powiedział już, że to zrobi. Uniósł dłoń, przygotowując się do gestykulacji, ale zrezygnował w pół tego gestu, ręka opadła obojętnie. Snuł się za nią, nie patrząc nawet, w jaką stronę szli. - Przepraszam, Neala - wzruszył ramionami. Nie wiedział, za co przepraszał. - Chciałem pomóc, to wszystko. - Nie wyszło. Nie obroniłby tej sakiewki gdyby należała do kogokolwiek innego, Yulia nie była mniej potrzebująca od sierot, na które zbierali pieniądze. I nie była od nich gorsza. Nie chciał, żeby okradała Nealę. Nie chciał, żeby zrobiła jej krzywdę. Więc wszedł między nie i oberwał od obu - ale przecież wiedział, co robił. I wiedział, że tak się to skończy, bo ani jedna ani druga nie przebaczy mu, że nie stanął po ich stronie. Jeśli chciała, by zrobił to teraz, to nie znajdzie u niego zrozumienia.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 17:54
Wzruszyłam ramionami kiedy przyznał że nie wie - a może bardziej, kiedy zapytał co zamierzać powinien. Nie wiedziałam dokładnie. Postawiłam kolejne kroki, jeden z nich zachwiał się, zatrzymał na ułamek sekundy, kiedy odniósł się do tego, co mówiłam wczoraj.
- Nie doniosę. - potwierdziłam. Obiecałam mu to, zdania nie zmieniłam też w tej sprawie. Uniosłam rękę przytrzymując kapelusz, kiedy wiatr owiał nas mocniej nie chcąc go stracić był pamiątką i prezentem. Stawiałam kroki dłuższe, czując wyraźnie że wzniesienie łatwe nie było za bardzo, odczuwając leciutkie, pierwsze zmęczenie, ale wiedziałam, że dam radę wejść do góry. Odwróciłam głowę spoglądając na niego kiedy mnie przeprosił unosząc brwi do góry, do kompletu dołączając wydęte usta, kiedy dodał że chciał pomóc. Nie wątpiłam, że chciał. Może gdzieś po drodze nawet i mnie, ale martwił się głównie o Yulie. Odwróciłam tęczówki zawieszając je na ścieżce przed tobą. - Za co? - zapytałam w końcu ale nim dałam mu czas na odpowiedź otworzyłam usta ponownie. - Jeśli wierzysz we wszystko co wczoraj powiedziałeś, to przeprosiny są zarówno zbędne, jak i nieszczere. - orzekłam mimowolnie unosząc trochę podbródek. Żmija mnie zabolała, Marcel nazwał mnie nią ponownie, tamtą kazałam mu odwołać. Tym razem nie zamierzałam o to prosić, wszystko co zrobiłam było zgodne z moim sumieniem. Trzeciego razu - tak jak powiedziałam - nie zamierzałam mu wybaczyć. Nie byłam ani zła, ani podstępna kierując się prawdą i tym co czułam. Mama mówiła mi, że to będzie trudne, ale nie sądziłam wtedy, że aż tak. - Pytałam o to, co zamierzasz zrobić z tym wszystkim co kłębi się w tobie i czy gadać chcesz w ogóle. - podjęła po krótkiej chwili milczenia. - Co zamierzać powinieneś nie wiem w twoje buty wejść nie mogę. - mówiłam dalej, zawieszając jedną z dłoni na pasku torby. - Ale dzisiaj mogę cię wysłuchać. Tak naprawdę; wczoraj skupiona byłam na sobie. Może gdy wypowiesz je głośno, wszystko to czego się obawiasz i wszystko to co sprawia, że czujesz się jak się czujesz, może to przyniesie ci ulgę. Moja mama powiedziała mi kiedyś - zaczęłam poprawiając torbę na ramieniu. - że jedną burzę zazwyczaj może przetrwać każdy budynek, ale kiedy zaniedba się naprawy i przyjdą kolejne wtedy nic z niego może nie pozostać. - przytoczyłam jej słowa nie spoglądając na niego. Wtedy musiała mi to dokładniej wytłumaczyć, ale wiedziałam, że miała sporo racji. Sprawy odkładane, sprawy niejasne, nieprzepracowane nie znikały, odkładały się tylko osiadając cieniem - na myślach, na relacjach, na duszy samej powolnie brudząc je całkiem.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 18:34
Nie chciała jego przeprosin, wzruszył ramionami. Nie składał ich po raz pierwszy. Kolejny już nie miało sensu, jeśli nie zamierzała ich przyjąć, nie mógł zrobić więcej.
- Nie pozwolę ci zmusić jej do żadnej przysięgi wieczystej, Neala - oznajmił, mówił przecież głównie o tym. Ii o tym, żeby nie oceniała Yulii pochopnie. Czy chciał za to przepraszać, nieszczególnie. Nie chciał, żeby poczuła się, jakby go nie obchodziła, bo tak nie było. Ale za to tez już ją przepraszał. Mówiła, że chciała go wysłuchać. Ostatnio go nie słuchała. Teraz chyba też nie, zbyła jego słowa lekceważeniem. Więc czego właściwie chciała wysłuchać, jego czy tego, co jej zdaniem powinien myśleć? Nie wiedział, co miała myśli, mówiąc, że coś się w nim kłębiło. Czuł się przez nią niesprawiedliwie oceniany, ale nie czuł w sobie determinacji, by chronić samego siebie. Ludzie często go oceniali. Za to, kim był, jak żył. Chyba czuł zmęczenie.
- Czemu cię to właściwie interesuje? Interesuje, czy pytasz, bo tak wypada? Martwię się o nią, a ty wcale nie chcesz tego słuchać. - Wzruszył ramionami, była gotowa zabrać jej życie za kradzież. A on był gotowy ją chronić z nieustępliwością nie mniejszą od tej, z jaką chroniłby Nealę. Nie znała jej, szybko ją oceniała, nie oczekiwał, że to zrozumie. Nie zrozumiała wtedy, nie zrozumie dzisiaj. Nie rozumiał, czemu zdecydowała się na nią nie donieść, ale nie rozumiał jej wcale. Czy chciał gadać, nie wiedział. Idąc po chwiejnej linie czuł się pewniej niż teraz, teraz nie rozumiał którędy ani dokąd powinien iść, jakby miał podążać za czymś, jakimś znakiem, którego nie potrafił dostrzec. Czego się obawiał? Nie był pewien. Nie potrafił odpowiedzieć przed samym sobą. - Jestem burzą, która niszczy? - spytał z goryczą, może tym był, okrutnym i nieokiełznanym żywiołem, który potrafił pozbawić życia Jima. Czy dlatego tak bardzo bolały go jej lekkie słowa? Pewnie też nie rozumiała, co robiła. Nie rozumiała, że Yulia naprawdę mogła od tego umrzeć. On też nie chciał tego dla Jima. Ale przecież zapierała się - że to był dobry pomysł. - Czy budynkiem, który trzeba naprawić? - A może jednak tym, rozdmuchanym szałasem złożonym z połamanych patyków. Chwiejnym, niepewnym, lichym. Ona nie kojarzyła mu się ani z jednym ani z drugim.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 19:19
- Oh na wszystkie sasanki. - wypadło z moich warg z rozdrażnieniem, kiedy wywracałam oczami po tym jak kolejny raz wrócił do tej przysięgi. - Nie masz nade mną żadnej władzy, Marcel i nie będziesz mi dyktował co zrobię, a czego nie. Odpuścisz w końcu czy niezdolny jesteś zauważyć nawet dziś, że sprawę twojej przyjaciółki postanowiłam zostawić za sobą? - zapytałam stawiając kolejny krok przed siebie. Nie o niej chciałam z nim rozmawiać. Znaczy, mogłam i o niej - jeśli tego właśnie potrzebował - ale zaprosiłam go dziś ze sobą głównie ze względu na niego - i na nas.
- Czemu? - powtórzyłam po nim, zerkając za ramię by spojrzeć na niego, marszcząc brwi w niezrozumieniu - jak to czemu. Normalnie, tak po prostu. Zaraz jednak brwi uniosły mi się wyżej. Pytałam, bo tak wypadało? Pokręciłam przecząco głową z widocznym niedowierzaniem.
- Jeśli nie chciałabym cię wysłuchać, to nie zaproponowałabym tego. Poza tym, nigdy nie słyszałam, żeby wypadło ofiarować swój czas tym którzy dla nas coś znaczą. Po prostu się to robi. Ty się martwisz o nią, a ja o ciebie. - powiedziałam marszcząc brwi, wykrzywiając wargi. - Bo zawsze siebie odsuwasz na bok. Zawsze ktoś inny jest ważniejszy niż ty sam. I jak tak myślę, to może dlatego potem coś się wali, Marcel, bo dbasz o każdego poza sobą. Poza duszą własną. Więc proponuje ci dzisiaj tym się zająć. - powiedziałam wprost czując coraz wyraźniej zmęczenie, ale wierzchołek wzgórza zaczynał coraz wyraźniej jawić się w naszym zasięgu. Uniosłam rękę odsuwając włosy na bok, za ucho.
- Żadnym. - powiedziałam w końcu. - Domem są relacje. Moja z tobą. Twoja z Jimem, albo Yulią. W każdą uderzyła burza ostatnio. Burze to problemy, przed którymi przychodzi nam stanąć, kiedy miną trzeba rozpoznać straty i sprawdzić czy sprawy da się wprowadzić na wcześniejszy tor. Dom nigdy nie pozostanie taki sam jak przed jakąś, ale czasem wraz z mijającym czasem można go wzmocnić dodatkowymi materiałami. - tłumaczyłam ze spokojem. Stanęłam na najwyższym punkcie wzgórza układając dłonie na biodrach. Spoglądając na rozciągające się przed nami bezkresne morze. - Za Yulią nie poszedłeś. Zamiast tego zadręczasz się tym co się stało. Z Jimem gadałeś o tym co zaszło na plaży? - zapytałam. - Ze mną rozmawiasz bo poprosiłam o to sama - choć rozmowa, to dużo powiedziane bo czekasz tylko na atak i tak odbierasz moje słowa - co by się stało gdybym tego nie zrobiła? Pozwoliłbyś by pozostał niesmak po tym co wczoraj zaszło w każdym z nas z nadzieją że z czasem przeminie samo? - zapytałam odwracając się w jego kierunku. - Zawołałam cię dzisiaj żebyśmy sprawdzili, czy nasz dom da się naprawić, a może wraz z tym go wzmocnić. Proponuję ci, że cię wysłucham, bo zdajesz się tego potrzebować. Mogę nie mieć rad i nie będę zgadzać się z tobą żeby sprawić ci przyjemność. Ale mogę być. - zaproponowałam łapiąc jego tęczówki. Nie uśmiechałam się. Odwróciłam się chwilę później w stronę wody, siadając na trawie. To czy zamierzał zostać, czy odejść było jego decyzją.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 20:36
Pokręcił głową przecząco.
- Nie, Neala - odpowiedział ze zdecydowaniem. - Nie odpuszczę. Musisz wiedzieć, że jeśli przyjdzie ci do głowy taki pomysł po raz drugi, będę ją przed tobą chronił. - Pokręcił głową z niesmakiem. Wydawała mu się rozsądna. - Nie chcę musieć traktować cię w ten sposób. Jak kogoś, komu nie można ufać. I wkurza mnie, że mnie do tego zmuszasz. - Zmarszczył brew ze złością, nie podobał mu się sposób, w jaki to lekceważyła. Mógł iść dalej nad tym, że podbiła jej oko, ale nie nad tym, że na poważnie rozważała ryzykowanie jej życiem. Jeśli przy tym zostawała, musiał mieć ją na oku. Twierdziła, że chciała go wysłuchać, ale kiedy mówił, potrafiła mu okazać tylko zniecierpliwienie.
Wsunął ręce do kieszeni spodni, nie patrząc na nią, kiedy mówiła. Chciałby, żeby to była prawda, to, co mówiła Neala. Ale o kim myślał, jeśli nie tylko o sobie, kiedy wciągnął Jima pod zimną wodę? Czy przedłożył go wtedy nad siebie? Nie, poświęcił go w imię własnej złości. Milczał, spoglądając na nią, kiedy wyjaśniała swoją metaforę. Ale to wszystko nie było takie proste, jak to przedstawiała. Był nią zawiedziony, ale nie mógł czuć wobec niej tylko złości, kiedy się o niego troszczyła. Może miała też trochę racji. Ze zrezygnowaniem przysiadł obok na jednej z wyższych skał, spoglądając na nią z góry. Dużo emocji się w nim ostatnio ścierało, większości z nich nie potrafił ani zrozumieć ani nazwać. Może się już nie dało - naprawić tego domu. Nie dało się urządzić go takim, jakim był wcześniej. Czy dało się go wzmocnić, nie wiedział. Miała rację, nie poszedł za Yulią. Poszedł za Nealą, może postawił na złego konia. Pytała, czy rozmawiał z Jimem, a on poczuł, że zapiekły go oczy, uciekł wzrokiem i milczał dłuższą chwilę. Nie rozmawiał o tym. Ani z Jimem ani z nikim. Chyba miał gorszy czas. Od tamtej akcji na jarmarku. I chciał, chciał wylać z siebie tę złość, ale przecież ona i tak nie zrozumie. Może gdyby nie chciała przynajmniej spróbować, to by go tu nie zaprosiła. Nie miał nikogo innego. Głowa opadła ciężko, schował twarz w dłoniach wspartych o kolana, zgarniając z niej złote włosy na boki. Przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń pod sobą, między kolanami - martwo.
- Chciałem z nią tylko zatańczyć, Neala. Zachowała się jakbym... - Jakby przekroczył granice, poszedł za daleko, chciał ją skrzywdzić, był agresywny, był gwałtowny? Był chaotyczny, ale Neala przy tym była, mówił o Liddy. - Chciałem tylko... obrażała cię. Wiem, że gdyby cię poznała lepiej, nie mówiłaby w ten sposób, chciałem tylko... - Żeby przestała mówić. Nie mógł zmusić jej do tego inaczej, zrobił to w ten sposób. Jak sparaliżowany patrzył na reakcję Yulii. Palce zaciśniętych pięści zakleszczyły się na zebranych włosach mocniej, nie mogła widzieć, że zamknął oczy. Jego ojciec był zwyrolem, miał w sobie zło po nim? - Myślałem, że coś jej zrobił. Tamten drab. Patrzył na nią i... Tyle razy wpadła w kłopoty, a ja nie mogłem nic zrobić. Nie chciałem zawieźć tym razem i... - I sprowokował bójkę, a Neala składała mu nos. Ale do prawdziwej tragedii doprowadził tylko raz. - Był taki... blady. Siny. Jego... - jego oddech ustał. Nie potrafił skończyć tego zdania, głos mu zadrżał, a potem się złamał. - Myślałem - dodał po dłuższej chwili, nieco ciszej, urywając i teraz - że go... - Że go stracę. Dlaczego to zrobił? Nie wiedział. Nie rozumiał. To był wypadek, wcale tego nie chciał. Nigdy nie chciał. Nagle zrobiło mu się dziwnie zimno. Niewygodnie.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 22:20
Westchnęłam kiedy Marcel zadeklarował że nie odopuści. Powinnam się domyślić że tego nie zrobi. Będzie ją chronił? Przede mną? Potrzebowałam wielu pokładów silnej woli, żeby się na to nie odciąć. Nie powiedzieć nic głupiego.
- Sam się do tego zmuszasz. - powiedziałam w końcu. - Nie każę ci dokonywać wyborów, nie przekonam cię byś mi ufał, mówię tylko - nie w kontekście samej Yulii a ogółu - że nie będziesz podejmował decyzji co do moich wyborów. Nie wykluczam, że będziesz w stanie przekonać mnie do obrania jakiejś drogi, ale próbując mi ją narzucić albo do niej zmusić nie osiągniesz niczego. - wytłumaczyłam starając się być spokojną. Echo wczorajszych wydarzeń nadal silnie odbijało się wokół nas. Nie dodałam, że Yulia po części sama sprowadziła na siebie wszystko. Że nie ma mojego przyzwolenia na kradzież. Bo wiedziałam, że rozdrażnię go tylko mocniej a chciałam budować, nie dzielić nas znowu.
Mimowolnie odetchnęłam z ulgą, kiedy przysiadł na sakle obok. Bo jeśli usiadł, to chociaż planował zostać póki nie wkurzę go całkiem czy coś. Milczałam, udając na razie, że nie zauważyłam jak zaszkliły mu się oczy, zajmując się ściągnięciem z ramienia torby - odłożeniem jej na bok. Odwróciłam głowę, żeby spojrzeć przed siebie, podwinęłam nogi obejmując je ramionami. Jedną z dłoni unosząc na chwilę by odsunąć kosmyk włosów który zahaczył się o wargi. Potaknęłam krótko głową na pierwsze słowa. Chciał z nią tylko zatańczyć, wiedziałam że tak - z Lidką. Uświadamiając sobie niemal od razu, że spraw nagromadziło się więcej. Jedna cegła dokładana do drugiej, a może kamień który osiadał na ramionach i sercu. Milczałam dalej, kiedy odezwał się znowu domyślając się, że mówił o Yulii. Nikt więcej mnie nie obrażał. Nie przerywałam jednak słów, które wypowiadał, pozwalając mu rozeznać się z samym sobą nawet, jeśli nie kończył niektórych wypowiedzi. Celine była kolejna. I Jim - najważniejszy, najdotkliwszy ból, największy głaz siedzący na sercu. Zasznurowałam usta. Oczy zaszkliły mi się mimowolnie, serce ścisnęło mocniej. Ale niezmiennie nie wydałam z siebie ani słowa - jeszcze nie teraz, nie na razie, zgodnie z obietnicą słuchając. Pozwalając powiedzieć mu to, co potrzebował, chciał, co trzymał w sobie wcześniej. I chciałabym wiedzieć dokładnie co mogłabym powiedzieć, żeby mu ulżyć, a jednocześnie skłamałbym mówiąc, że nie zawinił niczemu. A mimo to, kiedy urwał ostatnie ze zdań, moja głowa dokończyła je sama. Bo tak, ja też tak myślałam. Też się tego bałam. Okrutnie, straszliwie, bo nie wyobrażałam sobie mijającego czasu bez uśmiechu Jima, czy czasem nieśmiesznych żartów. Podniosłam się stając przy nim, jedną z dłoni układając na ramieniu, zaciskając ją gotowa by objąć go ramionami jeśli tego chciał, jeśli potrzebował. Nie narzucałam się jednak bo dzisiaj to musiało być jego decyzją nie moją.
- ...stracisz. - po raz pierwszy dokończyłam za niego nie pozwalając mu uciec przed tym, co już było. - Najlepszego przyjaciela. Kompana. Brata. Przez własną złość. - przed prawdą i tak się nie dało, nie można było się też przed nią ukryć. Jeśli miał mnie znienawidzić za te słowa - mógł. Ale nie bałam się jej powiedzieć głośno. Byłam obok, rady nie miałam na razie żadnej. Mów Marcel jeśli potrzebujesz, weź endorfin jeśli ich trzeba z moich ramion, albo dotyku, wyrzuć z siebie wszystko co boli najbardziej myśleć nad tym możemy razem albo wcale za chwilę. Na Lidkę, Yulię i Celine miałam wniosków parę, ale przy Jamesie zdawały się błahe. Nie udawałam, że rozumiem co czuje, nie byłam w stanie. Nie dodałam, że nie tylko siebie prawie pozbawił jego obecności. Bo nie chodziło w tej chwili o mnie wcale, a o walkę, którą podejmował, o prawdę przed którą stawał, o wyznanie którego się podjął z odwagą mimo trudności, którą słyszałam w każdej zgłosce.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Wzgórze [odnośnik]29.08.24 23:01
Pokręcił głową przecząco.
- To nie są twoje wybory, Neala, to jest świństwo, którego nie robi się nikomu. Nieważne, czy twoją ofiarą będzie Yulia, Jim, czy Cecil. Nie sprawdzaj, czy jestem w stanie cię przed tym powstrzymać, bo zrobię wszystko, żeby ci w tym przeszkodzić - przestrzegł, bo tłumaczeniami poprzedniego dnia niczego nie osiągnął. Bo nie zgadzali się w ocenie moralnej takiego zachowania. Bo uważał to za złe i po stokroć gorsze od kradzieży. Chciała od niego szczerości, więc ją dał - otwarcie i nieustępliwie. W obronie bliskich gotów był zrobić wszystko. Jeśli gotowa była ich atakować w taki sposób, musiała o tym pamiętać. Nie dyskutował z nią nad tym, czy można było kraść. I nie zamierzał dyskutować nad tym, czy można było domagać się od drugiego człowieka złożenia bzdurnej przysięgi wieczystej. Może i wybory były jej, ale te wybory powodowały konsekwencje, na które musiała być gotowa. - Nie wybaczę ci tego, Neala, jeśli to zrobisz. Nigdy. To nie są tylko twoje wybory, kiedy zamierzasz decydować o cudzym życiu. Jesteś wolna i nie masz prawa niewolić innych. - Nie wyobrażał sobie, by wykorzystać jej gorszy dzień po to, żeby zniewolić ją przysięgą wieczystą. Kochał wolność. Wierzył w wolny wybór. Ale ona była arystokratką, pewnie nie mogła tego zrozumieć. - Nie masz prawa odbierać innym prawa do ich wolnego wyboru. - Złożenie przysięgi wieczystej może i nim było. Ale dotrzymanie tej przysięgi - już nie. Pokręcił głową, znów się unosił. Drażniło go to. Drażniło go to, że taka była. Że nie widziała w tym niczego złego, że broniła tej bzdurnej myśli. Drażniła go myśl, że gdyby go tam nie było, to mogłoby się skończyć inaczej. Zapędzona w kozi róg Yulia mogła nie mieć wyboru.
W zasadzie to wszystko go ostatnio drażniło.
Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu, nie poruszył się, nie podniósł głowy. Powiedziała na głos to, czego on nie potrafił. Nie chciał. Bał się. To, co mogło się stać, to, do czego naprawdę doprowadził, dotarło do niego pełną mocą w momencie, w którym rozpaczliwie walczył o jego oddech. Ale wtedy nie mógł tego przeżyć, nie mógł tego robić przy nim.
- To chyba nawet nie była złość - odpowiedział, nie patrząc na nią. - To był strach, Neala, bezradność, mówił to wszystko, wiedząc, że się wkurzę, bo... - urwał, zbierając myśli. Pokręcił głową, nie odsunął się od niej, ale i nie zareagował na jej bliskość, nie zasługiwał na nią. Powinni się od niego odwrócić, każda jedna osoba. Powinni. Przełknął ślinę, jego głos nie przestał drżeć. - Bo nie tak to miało wyglądać. Obwiniałem go za to, co mówił. Bo nie chciałem... słyszeć... prawdy. Ale on wiedział. Wiedział, że muszę ją przyjąć. Usłyszeć, zrozumieć. Jim świetnie pływa, myślałem, że... że to nic, że sobie poradzi. Że to była tylko chwila. Byłem pewien, że ma powietrze, że... - To było głupie. Bezmyślne. Nie powinien był tego robić nad wodą. Mógł dać mu w gębę na plaży. Pokręcił głową.
- Nie porozmawiam z nim - wrócił do jej wcześniejszego pytania. - Nie mogę - zaparł się. - To sprawi, że ten ciężar spadnie ze mnie, ale obciąży mocniej jego. Przecież... przecież on nawet nie wie. Tak... tak chyba powinno zostać. Tak jest sprawiedliwie. - Obejrzał się na nią dopiero teraz, pytająco.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502

Strona 39 z 40 Previous  1 ... 21 ... 38, 39, 40  Next

Wzgórze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach