Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Wzgórze
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wzgórze
Znajdujące się tuż przy brzegu morza wzgórze stanowi doskonały punkt widokowy. Nieporośnięte drzewami, wystawione na działanie mocnego, nadmorskiego wiatru, pozwala na obejrzenie terenu Festiwalu Miłości z góry. Przez pierwsze trzy dni sierpnia na szczycie wzniesienia stoi Wiklinowy Mag: kilkunastometrowy drewniany posąg czarodzieja. Zostaje on magicznie ożywiony oraz podpalony trzeciego dnia Festiwalu, przyciągając śmiałków chcących zademonstrować swoją odwagę. Gdy opadają popioły, wzgórze staje się miejscem spacerów zakochanych - gwarantuje ono intymną atmosferę, ciszę oraz niezapomniane widoki.
Patrzył na wielkie truchło z niemałym zaskoczeniem. Nie dało się ukryć, że ryba robiła wrażenie. Jednak głos Michaela sprawił, że od razu skupił na nim całą swoją uwagę.
-Dziękuję, wszyscy cali. - Na wszystkie świętości sowa od matki, że Florka jest cała zdjęła ulgę z jego serca. Miała za parę dni powrócić do Greengrove Farm. Na razie z nikim poza Despenser nie dzielił się nowinami, że zostanie ojcem. Jak się okazało, nie on jeden skrywał pewne tajemnice. Uścisnął Addzie dłoń. - Miło mi poznać. Herbert Grey. - Przedstawił się przywołując na twarzy przyjazny uśmiech, a potem zerknął na Tonksa i zaśmiał się cicho, starając się to ukryć kaszlem. -W dobie tego szaleństwa, wcale ci się nie dziwię. - Zerknął teraz na niebo kiedy czarodziej opowiadał o przedziwnym zjawisku. -Kiedyś o tym słyszałem… - Powiedział, a potem zwrócił uwagę na wskazanego Artemisa, z którym mógł znaleźć wspólny język. Zaraz jednak Tonks postanowił przedstawić całą sytuację i chwała mu za to, bo wiadomości przenoszone patronusem zwykle były dość lakoniczne. Nie pchał się z pomocą do gotowania, zresztą widać, że były inne osoby, które miały w tym większe doświadczenie. Zastanawiał się jedynie jak magią spreparować tak wielki okaz. Słuchał pomysłów o tym, żeby zrobić zupę. Zupa to jedno, ale musieli zrobić zapasy, a takie tworzy się jedynie poprzez suszenie lub wędzenie mięsa rybiego. Kwestia było, czy mają takie możliwości.
-Transmutacja może okazać się tutaj największym sprzymierzeńcem. - Zawtórował Addzie. -Mogę w tym wspomóc. Jednak oprócz podzielenia mięsa, powiększenia kotłów, kamieni, rozpalenia ognisk i ugotowania zupy oraz schładzania mięsa potrzeba czegoś więcej. - Spojrzał bacznie na Tonksa-Stworzenia zapasów. Nie przejemy tego, nie ugotujemy tyle zupy, a nawet jeśli, to nadal pozostaje kwestia nie przejedzenia. Rybę najlepiej suszyć lub uwędzić. - Obejrzał się przez ramię na cielsko leżące i czekające, aż się nim zajmą. -Beczki z solą, dzięki temu ryba nie straci świeżości i będzie do wykorzystania. Idealna byłaby wędzarnia, ale tym raczej nie dysponujemy, choć można się pokusić o jej zbudowanie. To jednak wymaga czasu, a tym samym stałego trzymania w chłodzie mięsa.
Sama myśl, że mogą wykarmić tak dużą ilość ludzi i zapewnić innym pożywienia na parę tygodni bardzo cieszyła, ale skala pracy była ogromna. Podejrzewał, że zajmie im to więcej czasu niż tylko pół dnia. Podejrzewał, że pracy mają na co najmniej dwa pełne dni. W czasie podróży po Amazonii wiedział jak ważne jest pożywienie, jak należy wykorzystywać wszystko co daje natura i niczego nie marnować. Ryba poza mięsem dawała kości, a te w same w sobie wręcz należało wykorzystać.
-Dziękuję, wszyscy cali. - Na wszystkie świętości sowa od matki, że Florka jest cała zdjęła ulgę z jego serca. Miała za parę dni powrócić do Greengrove Farm. Na razie z nikim poza Despenser nie dzielił się nowinami, że zostanie ojcem. Jak się okazało, nie on jeden skrywał pewne tajemnice. Uścisnął Addzie dłoń. - Miło mi poznać. Herbert Grey. - Przedstawił się przywołując na twarzy przyjazny uśmiech, a potem zerknął na Tonksa i zaśmiał się cicho, starając się to ukryć kaszlem. -W dobie tego szaleństwa, wcale ci się nie dziwię. - Zerknął teraz na niebo kiedy czarodziej opowiadał o przedziwnym zjawisku. -Kiedyś o tym słyszałem… - Powiedział, a potem zwrócił uwagę na wskazanego Artemisa, z którym mógł znaleźć wspólny język. Zaraz jednak Tonks postanowił przedstawić całą sytuację i chwała mu za to, bo wiadomości przenoszone patronusem zwykle były dość lakoniczne. Nie pchał się z pomocą do gotowania, zresztą widać, że były inne osoby, które miały w tym większe doświadczenie. Zastanawiał się jedynie jak magią spreparować tak wielki okaz. Słuchał pomysłów o tym, żeby zrobić zupę. Zupa to jedno, ale musieli zrobić zapasy, a takie tworzy się jedynie poprzez suszenie lub wędzenie mięsa rybiego. Kwestia było, czy mają takie możliwości.
-Transmutacja może okazać się tutaj największym sprzymierzeńcem. - Zawtórował Addzie. -Mogę w tym wspomóc. Jednak oprócz podzielenia mięsa, powiększenia kotłów, kamieni, rozpalenia ognisk i ugotowania zupy oraz schładzania mięsa potrzeba czegoś więcej. - Spojrzał bacznie na Tonksa-Stworzenia zapasów. Nie przejemy tego, nie ugotujemy tyle zupy, a nawet jeśli, to nadal pozostaje kwestia nie przejedzenia. Rybę najlepiej suszyć lub uwędzić. - Obejrzał się przez ramię na cielsko leżące i czekające, aż się nim zajmą. -Beczki z solą, dzięki temu ryba nie straci świeżości i będzie do wykorzystania. Idealna byłaby wędzarnia, ale tym raczej nie dysponujemy, choć można się pokusić o jej zbudowanie. To jednak wymaga czasu, a tym samym stałego trzymania w chłodzie mięsa.
Sama myśl, że mogą wykarmić tak dużą ilość ludzi i zapewnić innym pożywienia na parę tygodni bardzo cieszyła, ale skala pracy była ogromna. Podejrzewał, że zajmie im to więcej czasu niż tylko pół dnia. Podejrzewał, że pracy mają na co najmniej dwa pełne dni. W czasie podróży po Amazonii wiedział jak ważne jest pożywienie, jak należy wykorzystywać wszystko co daje natura i niczego nie marnować. Ryba poza mięsem dawała kości, a te w same w sobie wręcz należało wykorzystać.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Chociaż po ostatniej nocy Michaelowi trudno było wybiegać wyobraźnią w przyszłość niezwiązaną ze stratami, strachem i niepewnością i ewentualnie jedzeniem ryby, to Artemis zdołał wzbudzić szczery uśmiech na jego twarzy. Zdążył pokiwać mu głową w odpowiedzi na propozycję nauki strzelania (męska duma nie pozwalała mu się przyznać, że choć uwielbiał kinowe westerny to samemu nie trzymał mugolskiej broni w rękach), ale dalsza rozmowa musiała poczekać na spokojniejszy czas. Słońce przesuwało się coraz wyżej na niebie, a pistolet odszedł w zapomnienie gdy Michael streszczał świeżo przybyłym Zakonnikom wydarzenia dzisiejszego poranka.
-Utajnij na razie jego dane, ale powinien wrócić tu wieczorem, może uzupełni je sam. - zwrócił się do Lovegooda, gdy ten dopytał o Percivala. Blake—niegdyś—Nott wciąż był poszukiwany, a choć ufał Artemisowi to nie chciał dzielić się jego pełnymi personaliami pod nieobecność byłego szlachcica.
-Dobrze, że trafili do sanatorium… - odpowiedział Hannah, do teraz nie wiedział nawet, czy grupie medycznej udało się odnaleźć świstokliki czy też Just i Ted musieli leczyć wszystkich sami, w innym i spokojniejszym miejscu. - Na pewno się nią dobrze zajmą. - dodał, żałując, że nie może tchnąć w swoje słowa więcej przekonania.
Z wdzięcznością przywitał się z Vincentem skinieniem głową. W jasnych oczach rozbłysła ulga jak na widok każdego przyjaciela (czy wciąż mógł go tak nazywać? Chciał, traktował Rinehearta jak brata odkąd przeżyli razem Azkaban, a Vincent uratował mu tam życie, ale zdawał sobie sprawę, że po rozstaniu z Just wszystko się skomplikowało i że tkwił w niejasnej pozycji lojalności), który przeżył Noc Tysiąca Gwiazd w jednym kawałku. Gdy Hannah zaproponowała zupę rybną, Mike porozumiewawczo spojrzał na Rinehearta i spróbował wygiąć usta w uśmiechu—dopóki nie zszedł się z powrotem z Addą, to wspólna zabawa u Macmillanów była jednym z jego najświeższych radosnych wspomnień, które przywoływał wraz ze świetlistym wilkiem.
-Nie ostrzegał przed samą rybą, mówił tylko, że jej mięso jest jadalne i pożywne. - odpowiedział Hannah - Ale wspominał coś o żyjątkach, które unosiły się wcześniej niedaleko niej… chyba jadowitych? - nie wiedział, jak się nazywały i od dawna o nich nie myślał, trzymając się do ramory na bezpieczną odległość. Zerknął pytająco na Sue, z nich wszystkich miała największe szanse rozeznać się w tym pod nieobecność smokologa. -Ramora. - powtórzył poważnie w odpowiedzi na pytanie Sue Lovegood, usiłując przyjąć mądrą minę. Choć interesował się opowieściami o smokach i akromantulach oraz polowaniami na zwierzęta leśne, to świat mórz nie pobudzał jego wyobraźni na tyle, by kiedykolwiek przed dzisiaj dowiedział się o prehistorycznych ramorach. -Jest tam. - wskazał na ogromną rybę palcem, choć nie było to do końca konieczne.
Kiwał głową, słuchając układanego przez kobiety planu, wyraźnie rozpromienił się gdy Hannah zaproponowała plan posiłku, z ulgą przyjął wiadomość, że Adda, Sue i Herbert będą zdolni pomóc z transmutacją i oziębieniem temperatury, skinął też głową na słowa Greya o zapasach.
-Nasi pomocnicy - wskazał na kręcących się wokół ryby Lennego i dwóch rybaków, przez ostatnie kilka godzin zaczęli ją patroszyć - są rybakami, może dysponują wędzarnia choć nie wiem, czy tsunami nie zmyło tutaj wszystkiego, więc liczyłbym raczej na ich wiedzę, nie środki. Herbert, czy podczas swoich podróży… w upalnych rejonach, tak?… poznałeś jakieś techniki konserwacji jedzenia? - zawsze fascynowały go wojaże Greya, choć od miesięcy nie mieli okazji by odnowić kontakt i prawdziwie porozmawiać (smutne wydawało się, że Herbert zajął go opowieściami gdy Michael dochodził do siebie po Crucio). -W teorii niektórzy z zaproszonych mogliby wziąć zapasy ze sobą, szczególnie jeśli damy radę zapewnić im sól. W praktyce nie wiem czy nie lepiej zachować ich dla nas - jak myślicie? - zwrócił się do grupy. -Adda, Sue, czy w teorii mamy ile soli chcemy, gdybyśmy przelali morską wodę do kociołków i użyli transmutacji do odparowania jej? Może na jarmarku zostały jakieś poprzewracane kociołki, możemy też poszukać kamieni. - zaoferował. -Hann, zupa to doskonały pomysł. Dużo trzeba tych warzyw czy wystarczy ryba? - zmartwił się -Nie wiem, czy po katastrofie cokolwiek zostało w okolicy, musielibyśmy teleportować się do własnych domów albo dopytać rybaków... ale mogą wiedzieć przynajmniej o źródłach zdatnej do picie wody. Chodźmy pod rybę. - zaproponował wszystkim, by przedstawić ich trójce mężczyzn, którym obiecał nagrodę w zamian za pomoc i by mogli obejrzeć rybę. -Ze swojej strony - mówił, idąc na miejsce -chciałbym zapobiec chaosowi i kradzieży na miejscu. Ogrodziliśmy rybę prowizorycznym murem, Adda wyczarowała drzwi, by było do niej tylko jedno dojście. Ustawmy przybyłych w kolejce, Artemis będzie spisywał ich miejsce zamieszkania i tożsamość, może wielkość gospodarstwa domowego - zerknął pytająco na Lovegooda, pozwalając mu opracować system —niekoniecznie po to, by robić coś z tymi danymi, ale by poczuli, że proces rozdawania jest sprawiedliwy i uporządkowany. - inną porcję wydadzą jednej osobie, inną kobiecie, która przyszła po jedzenie dla całej rodziny. -W pierwszej kolejności zaprośmy ludzi stąd, pozostałych na Festiwalu i zamieszkałych w okolicy. Vincent, Artemis, pomożecie mi na razie szukać kamieni zdatnych do transmutowania w kociołki lub beczki lub kociołków w okolicy? Możemy je od razu powiększyć, by potem reszta transmutowała je w kociołki. - zaproponował, Engiorgio, w przeciwieństwie do bardziej zaawansowanych zaklęć leżało w zasięgu możliwości każdego czarodzieja. Hannah, możemy rozlewać zupę i pomóc w gotowaniu, ale wykonując twoje polecenia.[/b] nigdy nie gotował zupy rybnej, podejrzewał, że reszta zebranych tu mężczyzn też, ale potrafiłby przecież powiedzieć im co robić w przystępny sposób. -Adda, Sue, Herbert, nie wszyscy z nas znają się na transmutacji, ale możemy pomóc w prostych zaklęciach. Nie potrafię zmienić temperatury, ale Caeruleusio mógłbym potem chłodzić przygotowane mięso. - zaproponował, chcąc znaleźć zajęcie dla każdego.
Podeszli pod ramorę, a Michael przedstawił sojuszników (bez całości personaliów, ale jako osoby odpowiedzialne za akcję) Lenny'emu, Jackowi i Lucasowi, prosząc by pomagali całej grupie i odpowiedzieli na ich ewentualne pytania. Samemu zaczął się rozglądać za kamieniami, które nadadzą się do transmutacji.
Wesołych Świąt (i smacznej ryby irl)! - proponuję znowu tydzień, do końca dnia 4 kwietnia? - jak zawsze śmiało dajcie znać na priv jeśli potrzebujecie więcej czasu <3
Stoimy już przy ramorze i pracujących dla nas rybakach (Lenny, Jack, Lucas) - ich opis znajduje się tutaj - możecie ich pytać jeśli potrzebujemy od nich jakiejś wiedzy o okolicy/rybach (możemy potem zbiorczo poprosić o uzupełnienie) i założyć, że pomagają nam w akcjach leżących w zasięgu ich możliwości!
szukam kamieni (spostrzegawczość III)
-Utajnij na razie jego dane, ale powinien wrócić tu wieczorem, może uzupełni je sam. - zwrócił się do Lovegooda, gdy ten dopytał o Percivala. Blake—niegdyś—Nott wciąż był poszukiwany, a choć ufał Artemisowi to nie chciał dzielić się jego pełnymi personaliami pod nieobecność byłego szlachcica.
-Dobrze, że trafili do sanatorium… - odpowiedział Hannah, do teraz nie wiedział nawet, czy grupie medycznej udało się odnaleźć świstokliki czy też Just i Ted musieli leczyć wszystkich sami, w innym i spokojniejszym miejscu. - Na pewno się nią dobrze zajmą. - dodał, żałując, że nie może tchnąć w swoje słowa więcej przekonania.
Z wdzięcznością przywitał się z Vincentem skinieniem głową. W jasnych oczach rozbłysła ulga jak na widok każdego przyjaciela (czy wciąż mógł go tak nazywać? Chciał, traktował Rinehearta jak brata odkąd przeżyli razem Azkaban, a Vincent uratował mu tam życie, ale zdawał sobie sprawę, że po rozstaniu z Just wszystko się skomplikowało i że tkwił w niejasnej pozycji lojalności), który przeżył Noc Tysiąca Gwiazd w jednym kawałku. Gdy Hannah zaproponowała zupę rybną, Mike porozumiewawczo spojrzał na Rinehearta i spróbował wygiąć usta w uśmiechu—dopóki nie zszedł się z powrotem z Addą, to wspólna zabawa u Macmillanów była jednym z jego najświeższych radosnych wspomnień, które przywoływał wraz ze świetlistym wilkiem.
-Nie ostrzegał przed samą rybą, mówił tylko, że jej mięso jest jadalne i pożywne. - odpowiedział Hannah - Ale wspominał coś o żyjątkach, które unosiły się wcześniej niedaleko niej… chyba jadowitych? - nie wiedział, jak się nazywały i od dawna o nich nie myślał, trzymając się do ramory na bezpieczną odległość. Zerknął pytająco na Sue, z nich wszystkich miała największe szanse rozeznać się w tym pod nieobecność smokologa. -Ramora. - powtórzył poważnie w odpowiedzi na pytanie Sue Lovegood, usiłując przyjąć mądrą minę. Choć interesował się opowieściami o smokach i akromantulach oraz polowaniami na zwierzęta leśne, to świat mórz nie pobudzał jego wyobraźni na tyle, by kiedykolwiek przed dzisiaj dowiedział się o prehistorycznych ramorach. -Jest tam. - wskazał na ogromną rybę palcem, choć nie było to do końca konieczne.
Kiwał głową, słuchając układanego przez kobiety planu, wyraźnie rozpromienił się gdy Hannah zaproponowała plan posiłku, z ulgą przyjął wiadomość, że Adda, Sue i Herbert będą zdolni pomóc z transmutacją i oziębieniem temperatury, skinął też głową na słowa Greya o zapasach.
-Nasi pomocnicy - wskazał na kręcących się wokół ryby Lennego i dwóch rybaków, przez ostatnie kilka godzin zaczęli ją patroszyć - są rybakami, może dysponują wędzarnia choć nie wiem, czy tsunami nie zmyło tutaj wszystkiego, więc liczyłbym raczej na ich wiedzę, nie środki. Herbert, czy podczas swoich podróży… w upalnych rejonach, tak?… poznałeś jakieś techniki konserwacji jedzenia? - zawsze fascynowały go wojaże Greya, choć od miesięcy nie mieli okazji by odnowić kontakt i prawdziwie porozmawiać (smutne wydawało się, że Herbert zajął go opowieściami gdy Michael dochodził do siebie po Crucio). -W teorii niektórzy z zaproszonych mogliby wziąć zapasy ze sobą, szczególnie jeśli damy radę zapewnić im sól. W praktyce nie wiem czy nie lepiej zachować ich dla nas - jak myślicie? - zwrócił się do grupy. -Adda, Sue, czy w teorii mamy ile soli chcemy, gdybyśmy przelali morską wodę do kociołków i użyli transmutacji do odparowania jej? Może na jarmarku zostały jakieś poprzewracane kociołki, możemy też poszukać kamieni. - zaoferował. -Hann, zupa to doskonały pomysł. Dużo trzeba tych warzyw czy wystarczy ryba? - zmartwił się -Nie wiem, czy po katastrofie cokolwiek zostało w okolicy, musielibyśmy teleportować się do własnych domów albo dopytać rybaków... ale mogą wiedzieć przynajmniej o źródłach zdatnej do picie wody. Chodźmy pod rybę. - zaproponował wszystkim, by przedstawić ich trójce mężczyzn, którym obiecał nagrodę w zamian za pomoc i by mogli obejrzeć rybę. -Ze swojej strony - mówił, idąc na miejsce -chciałbym zapobiec chaosowi i kradzieży na miejscu. Ogrodziliśmy rybę prowizorycznym murem, Adda wyczarowała drzwi, by było do niej tylko jedno dojście. Ustawmy przybyłych w kolejce, Artemis będzie spisywał ich miejsce zamieszkania i tożsamość, może wielkość gospodarstwa domowego - zerknął pytająco na Lovegooda, pozwalając mu opracować system —niekoniecznie po to, by robić coś z tymi danymi, ale by poczuli, że proces rozdawania jest sprawiedliwy i uporządkowany. - inną porcję wydadzą jednej osobie, inną kobiecie, która przyszła po jedzenie dla całej rodziny. -W pierwszej kolejności zaprośmy ludzi stąd, pozostałych na Festiwalu i zamieszkałych w okolicy. Vincent, Artemis, pomożecie mi na razie szukać kamieni zdatnych do transmutowania w kociołki lub beczki lub kociołków w okolicy? Możemy je od razu powiększyć, by potem reszta transmutowała je w kociołki. - zaproponował, Engiorgio, w przeciwieństwie do bardziej zaawansowanych zaklęć leżało w zasięgu możliwości każdego czarodzieja. Hannah, możemy rozlewać zupę i pomóc w gotowaniu, ale wykonując twoje polecenia.[/b] nigdy nie gotował zupy rybnej, podejrzewał, że reszta zebranych tu mężczyzn też, ale potrafiłby przecież powiedzieć im co robić w przystępny sposób. -Adda, Sue, Herbert, nie wszyscy z nas znają się na transmutacji, ale możemy pomóc w prostych zaklęciach. Nie potrafię zmienić temperatury, ale Caeruleusio mógłbym potem chłodzić przygotowane mięso. - zaproponował, chcąc znaleźć zajęcie dla każdego.
Podeszli pod ramorę, a Michael przedstawił sojuszników (bez całości personaliów, ale jako osoby odpowiedzialne za akcję) Lenny'emu, Jackowi i Lucasowi, prosząc by pomagali całej grupie i odpowiedzieli na ich ewentualne pytania. Samemu zaczął się rozglądać za kamieniami, które nadadzą się do transmutacji.
Wesołych Świąt (i smacznej ryby irl)! - proponuję znowu tydzień, do końca dnia 4 kwietnia? - jak zawsze śmiało dajcie znać na priv jeśli potrzebujecie więcej czasu <3
Stoimy już przy ramorze i pracujących dla nas rybakach (Lenny, Jack, Lucas) - ich opis znajduje się tutaj - możecie ich pytać jeśli potrzebujemy od nich jakiejś wiedzy o okolicy/rybach (możemy potem zbiorczo poprosić o uzupełnienie) i założyć, że pomagają nam w akcjach leżących w zasięgu ich możliwości!
szukam kamieni (spostrzegawczość III)
Can I not save one
from the pitiless wave?
Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 28.03.24 17:28, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Na wzmiankę o żyjątkach Lovegood przechyliła lekko głowę, kiwnąwszy nią krótko - na znak, że przyjęła informację do wiadomości - skoro tak, spodziewała się znaleźć nieproszonych gości, gdy już dotrze do stworzenia. Ze wskazówkami czy bez, zamierzała wytężyć oko i dopatrzeć się każdego szczegółu. - Zwrócę na to uwagę - obiecała, ponownie przenosząc spojrzenie na rybę, do której najchętniej czmychnęłaby natychmiast, lecz powstrzymywała się - najpierw trzeba było ustalić, jak działać, by akcja poszła sprawnie.
Przy poruszeniu tematu soli ponownie wymieniła spojrzenia z Addą, zanim zabrała głos.
- Teoretycznie tak, ale sam kociołek, nawet ogromny, nie jest wielkim zbiornikiem, trzeba będzie użyć Aqua siccum wiele razy, jeśli chcemy uzyskać dużo soli - stwierdziła z lekkim zamyśleniem, wyobrażając sobie kociołek powiększony do rozmiaru pałacu. Rozwiązanie ciekawe, to prawda, myśli od razu zaczęły uciekać w stronę pomysłów na sprytne wypełnienie go morską wodą... lecz była to ścieżka mało praktyczna, wymagająca większej mocy, kombinowania, więcej czasu na odparowanie wody. Może innym razem, może z ciocią Primą, która na pewno doceniłaby gigantyczny kocioł! Teraz jednak Sue witała się z rybakami, z bólem patrząc na wykonywaną przez nich pracę - serce pękało na widok majestatycznego stworzenia, jakiego nie miała okazji widzieć nigdy wcześniej; na moment zaniemówiła, próbując zrozumieć ten fenomen, odszukać drogowskazy na przetartych ścieżkach wiedzy, lecz jedyne skojarzenia wydawały się niemożliwe, zbyt odległe, by związać je z aktualnymi czasami. Skąd się tu wzięła? Jak? Jej historia musiała być fascynująca, oni zaś mogli jedynie zgadywać, lecz gatunek nie przypominał nic, co Lovegood widziała na własne oczy - wedle wszelkich podań powinna być dawno wymarła, a jednak była tu, tuż obok. Sue podeszła bliżej, w zafascynowaniu przyglądając się stworzeniu - z ukłuciem rozpaczy przyjęła myśl, że zaledwie parę momentów wcześniej mogła widzieć ją jeszcze żywą. Jak bardzo cierpiała? Czy jej życie było pełne przygód i dobra? Jak wiele historii mogłaby im przekazać? Czy to świat wydarł z niej ostatni dech, deszcz płonących odłamków targnął się na jej istnienie? A może było ich więcej? Pytania tylko się mnożyły, a obserwacja przyniosła mnóstwo ciekawych informacji o samej rybie, a na skórze dostrzegła też pasożyty, przypominające ukwiały. Cudowne, lecz wyraźnie stęsknione za wodą.
- To trzeba usunąć - poinformowała wszystkich zainteresowanych, w tym pracowitych rybaków i zaraz zdejmowała każde zauważone stworzonko - ostrożnie, uważnie, by nie uczynić im krzywdy - jeśli gdzieś je zauważycie, powiedzcie - poprosiła, rozglądając się prędko za kolejnymi maluszkami - starała się jak najszybciej donieść je do wody.
Dopiero wtedy, gdy była pewna, że na skórze ryby nie widać już żadnych lokatorów, wróciła do Adriany i Herberta. - To co, Caeli fluctus? Dobrze byłoby ustawić się w wyliczonych odstępach - stwierdziła i po ustaleniu najbardziej optymalnego rozwiązania, wyruszyła do odpowiedniego punku i uniosła różdżkę. - Caeli fluctus - spróbowała, koncentrując się na przepływie magii i otoczeniu.
| w następnej turze można mnie pominąć, jeśli nie zdążę w czasie <3
Przy poruszeniu tematu soli ponownie wymieniła spojrzenia z Addą, zanim zabrała głos.
- Teoretycznie tak, ale sam kociołek, nawet ogromny, nie jest wielkim zbiornikiem, trzeba będzie użyć Aqua siccum wiele razy, jeśli chcemy uzyskać dużo soli - stwierdziła z lekkim zamyśleniem, wyobrażając sobie kociołek powiększony do rozmiaru pałacu. Rozwiązanie ciekawe, to prawda, myśli od razu zaczęły uciekać w stronę pomysłów na sprytne wypełnienie go morską wodą... lecz była to ścieżka mało praktyczna, wymagająca większej mocy, kombinowania, więcej czasu na odparowanie wody. Może innym razem, może z ciocią Primą, która na pewno doceniłaby gigantyczny kocioł! Teraz jednak Sue witała się z rybakami, z bólem patrząc na wykonywaną przez nich pracę - serce pękało na widok majestatycznego stworzenia, jakiego nie miała okazji widzieć nigdy wcześniej; na moment zaniemówiła, próbując zrozumieć ten fenomen, odszukać drogowskazy na przetartych ścieżkach wiedzy, lecz jedyne skojarzenia wydawały się niemożliwe, zbyt odległe, by związać je z aktualnymi czasami. Skąd się tu wzięła? Jak? Jej historia musiała być fascynująca, oni zaś mogli jedynie zgadywać, lecz gatunek nie przypominał nic, co Lovegood widziała na własne oczy - wedle wszelkich podań powinna być dawno wymarła, a jednak była tu, tuż obok. Sue podeszła bliżej, w zafascynowaniu przyglądając się stworzeniu - z ukłuciem rozpaczy przyjęła myśl, że zaledwie parę momentów wcześniej mogła widzieć ją jeszcze żywą. Jak bardzo cierpiała? Czy jej życie było pełne przygód i dobra? Jak wiele historii mogłaby im przekazać? Czy to świat wydarł z niej ostatni dech, deszcz płonących odłamków targnął się na jej istnienie? A może było ich więcej? Pytania tylko się mnożyły, a obserwacja przyniosła mnóstwo ciekawych informacji o samej rybie, a na skórze dostrzegła też pasożyty, przypominające ukwiały. Cudowne, lecz wyraźnie stęsknione za wodą.
- To trzeba usunąć - poinformowała wszystkich zainteresowanych, w tym pracowitych rybaków i zaraz zdejmowała każde zauważone stworzonko - ostrożnie, uważnie, by nie uczynić im krzywdy - jeśli gdzieś je zauważycie, powiedzcie - poprosiła, rozglądając się prędko za kolejnymi maluszkami - starała się jak najszybciej donieść je do wody.
Dopiero wtedy, gdy była pewna, że na skórze ryby nie widać już żadnych lokatorów, wróciła do Adriany i Herberta. - To co, Caeli fluctus? Dobrze byłoby ustawić się w wyliczonych odstępach - stwierdziła i po ustaleniu najbardziej optymalnego rozwiązania, wyruszyła do odpowiedniego punku i uniosła różdżkę. - Caeli fluctus - spróbowała, koncentrując się na przepływie magii i otoczeniu.
| w następnej turze można mnie pominąć, jeśli nie zdążę w czasie <3
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Susanne poczuła, że coś wyraźnie zaczyna rezonować z jej magią; gdy tylko wypowiedziała inkantację, kierując kraniec różdżki na olbrzymią pradawną ramorę, odczuła, jak wiązka zaklęcia przenika przez niewidzialną barierę, a może przenika wewnątrz niewidzialnej aury. Magia natrafiła na coś, co ją wzmocniło, być może to naturalna moc niezwykłego starożytnego stworzenia zadziałała jak magiczny katalizator, ale to jemu - na w pół z doskonałym wyczuciem - czarownica zawdzięczała swój sukces. Była przekonana, że zaklęcie mogło pozwolić jej dowolnie ukształtować temperaturę wokół stworzenia, pomimo jego niezwykłego rozmiaru. Musiała być jednak rozważna, tak olbrzymia przestrzeń nie pozostanie bez wpływu na czarodziejów w okolicy, a w szczególności na tych, którzy pracowali przy mięsie.
Od razu podłapał wizję Susanne, która zlękniona próbowała dostrzec w jego ciele jakichś niepokojących oznak po znikniętej kości. Nim odeszła, by zbadać truchło ramory, opowiedział jej pokrótce, jak poświęcili jego ciało w nekromantycznym rytuale, starając się za wszelką cenę utrzymać Słodyczka przy życiu. Artemisowe żebro było jednak niewystarczające, a obrządek miał jedynie dać im nieco więcej czasu. Tak więc Artemis stracił żebro, a ramora nieco później straciła życie, wypluwając przy okazji parę ciał - och, no właśnie, jak się mieli ci, którzy przetrwali trawienne procesy we wnętrzu ryby? Wracając wyobrażeniami do bladych, wątłych ciał młodych ludzi, którzy walczyli o każde zaczerpnięcie powietrza, stracił ochotę na żarty.
Opowiadając tę nieprawdziwą historię, wykonywał gest prawą dłonią - unosił po kolei trzy palce - serdeczny, środkowy i wskazujący, dając znać Sue, by nie brała jego słów na poważnie. Znak wymyślili w dzieciństwie. Bez użycia słów przekazywali sobie informacje, że ktoś kłamie lub że sami są w trakcie tworzenia alternatywnych historii. Zresztą chyba nigdy nie udało się Artemisowi naściemniać na tyle przekonująco, by Susanne nie zdemaskowała go po kilku zdaniach. Nie było jednak więcej czasu na przekomarzanie się - wymienili się jedynie wymownymi spojrzeniami i wrócili do swoich obowiązków.
Artemis pomógł siostrze odszukiwać istotek na ciele ramory, które z z uwagą odnosiła do wody. Następnie zaczął rozglądać się za kamieniami, które pomogłyby w procesie transmutacji. Sam nie pamiętał prawie nic z tego rodzaju magii - tak więc jedynie obserwował swoją siostrę, gdy ta rzucałą caeli fluctus - wyczuł od razu, że zaklęcie się udało.
Wtedy zwrócił się do rybaków, starając się dowiedzieć jak najwięcej o procesie obrabiania Słodyczka, który niedługo stanie się... Solniczkiem?
- Znacie jakieś proste praktyki dotyczące przechowywania wędzonej ryby, tak aby zachować jej świeżość i smak? Nasze zapasy są bardzo ograniczone, ale coś na pewno da się zrobić. Jeśli są jakieś inne aspekty pracy rybaków, kroki o których nie pomyśleliśmy, warto byście podzielili się waszą wiedzą. Jest nas tu sporo, na pewno nie zabraknie rąk do pracy. I jak długo właściwie trwa proces wędzenia? Bardzo wam dziękujemy, że tu jesteście, bez was byśmy robili wszystko na ślepo. Wasza pomoc jest nam bardzo cenna.
Artemis starał się, by każdy czuł się doceniony - kataklizmy, cieniste ataki, głód i zwątpienie nie wpływały na pewno pozytywne na ogólne morale ludzi. Zakon nie mógł zapominać o zwyczajnej życzliwości, jeśli chciał korzystać z pomocy innych.
Rzut na spostrzegawczość, by znaleźć kamienie (II)
Opowiadając tę nieprawdziwą historię, wykonywał gest prawą dłonią - unosił po kolei trzy palce - serdeczny, środkowy i wskazujący, dając znać Sue, by nie brała jego słów na poważnie. Znak wymyślili w dzieciństwie. Bez użycia słów przekazywali sobie informacje, że ktoś kłamie lub że sami są w trakcie tworzenia alternatywnych historii. Zresztą chyba nigdy nie udało się Artemisowi naściemniać na tyle przekonująco, by Susanne nie zdemaskowała go po kilku zdaniach. Nie było jednak więcej czasu na przekomarzanie się - wymienili się jedynie wymownymi spojrzeniami i wrócili do swoich obowiązków.
Artemis pomógł siostrze odszukiwać istotek na ciele ramory, które z z uwagą odnosiła do wody. Następnie zaczął rozglądać się za kamieniami, które pomogłyby w procesie transmutacji. Sam nie pamiętał prawie nic z tego rodzaju magii - tak więc jedynie obserwował swoją siostrę, gdy ta rzucałą caeli fluctus - wyczuł od razu, że zaklęcie się udało.
Wtedy zwrócił się do rybaków, starając się dowiedzieć jak najwięcej o procesie obrabiania Słodyczka, który niedługo stanie się... Solniczkiem?
- Znacie jakieś proste praktyki dotyczące przechowywania wędzonej ryby, tak aby zachować jej świeżość i smak? Nasze zapasy są bardzo ograniczone, ale coś na pewno da się zrobić. Jeśli są jakieś inne aspekty pracy rybaków, kroki o których nie pomyśleliśmy, warto byście podzielili się waszą wiedzą. Jest nas tu sporo, na pewno nie zabraknie rąk do pracy. I jak długo właściwie trwa proces wędzenia? Bardzo wam dziękujemy, że tu jesteście, bez was byśmy robili wszystko na ślepo. Wasza pomoc jest nam bardzo cenna.
Artemis starał się, by każdy czuł się doceniony - kataklizmy, cieniste ataki, głód i zwątpienie nie wpływały na pewno pozytywne na ogólne morale ludzi. Zakon nie mógł zapominać o zwyczajnej życzliwości, jeśli chciał korzystać z pomocy innych.
Rzut na spostrzegawczość, by znaleźć kamienie (II)
The member 'Artemis Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 20
'k100' : 20
Wysoka temperatura sprzyjała szybszemu psuciu się jedzenia, każdy z nich to wiedział. Najprostszą metodą było chłodzenie żywności lub jej konserwacja poprzez suszenie. Sól, również świetnie się do tego nadawała, a pomysł Tonksa, aby ją uzyskać poprzez odparowanie wody wydawał się możliwy do wykonania.
-Sól lub suszenie na słońcu, ale to drugie wymaga sporej ilości przypraw i przewiewnego miejsca. - Wyjaśnił szybko Michaelowi jak to działa, ale też wymagało czasu. Zawsze mogli spróbować skorzystać z magii, ale nigdy nie było wiadome jak dokładnie żywność się zachowa. W takich sytuacjach magia potrafiła być zawodna. Zmarszczył nieznacznie brwi w zamyśleniu ważąc wszystkie opcje. Spojrzała w niebo, następnie przeniósł wzrok na wielką rybę. Oszacował ilość osób jaka odpowiedziała na wezwanie czarodzieja. -Sądzę, że próba pozyskania soli może okazać się jedną z lepszych opcji jakie aktualnie mamy. - Jeżeli wędzarni nie było, wszystko zostało sprzątnięte przez wielką wodę to musieli radzić sobie inaczej. Nie zajmując więcej czasu Michaela, który wziął na siebie rolę koordynatora zadań podszedł do ryby wyciągając różdżkę. Oferując się do pomocy w chłodzeniu miał zamiar się wywiązać. Susanne, z którą wcześniej współpracował oraz Addą, świeżo poznaną żoną Tonka przystanął w odpowiedniej odległości od zdobyczy. Jednocześnie musieli mieć na uwadzę ludzi, którzy pracowali wokół. Dostrzegł jak zaklęcie rzucone przez dziewczynę zadziałało perfekcyjnie. Magia zawibrowała, poczuł przyjemny chłód wokół, a potem zrozumiał, że silne zaklęcie Sue objęło całą rybę. Nie było to łatwe, ale podołała zadaniu więc kiwnął głową z uznaniem. Zdawało się, że nie musieli wspierać czarownicy.
-Dobra robota. - Pochwalił Sue posyłając jej uśmiech, a potem zaczął rozglądać się za kociołkami, naczyniami, w które dało się nabrać wody. Nie musiał daleko szukać, woda zmyła wiele, ale również zostawiła swoje ślady zniszczenia. Po jakimś czasie znalazł mniejszy kociołek. Nie wiedział czy się uda, należało sprawdzić czy pomysł z pozyskiwaniem soli był możliwy do zrealizowania. Wahał się pomiędzy Siccitasio aAqua siccum. Nabrał wody do kociołka i następnie wyciągnął różdżkę. Ostatecznie zdecydował się na pierwsze zaklęcie. Drugie mogło sprawić, że woda zamieni się w parę wodną, ale nie pozyska tym soli. Chodziło o takie wysuszenie, aby pozostały mikroskładniki. Wiedział, że da się stworzyć kryształki soli, ale ten proces jaki widział w mugolskiej szkole, by za wolny, należało go przyspieszyć za pomocą magii. Destylacja mogła im pomóc, ale wymagała czasu, istniała szansa, że za pomocą magii uda się im uzyskać ten sam efekt.
Woda mieniła się w kociołku. Skupił się na zaklęciu jakie miał wypowiedzieć i na efekcie jaki chciał uzyskać. Wola, inkantacja i ruch nadgarstka - trzy składowe, aby zaklęcie się udało.
-Siccitasio - wypowiedział zaklęcie.
|Siccitasio, st.80, transmutacja 15+2
-Sól lub suszenie na słońcu, ale to drugie wymaga sporej ilości przypraw i przewiewnego miejsca. - Wyjaśnił szybko Michaelowi jak to działa, ale też wymagało czasu. Zawsze mogli spróbować skorzystać z magii, ale nigdy nie było wiadome jak dokładnie żywność się zachowa. W takich sytuacjach magia potrafiła być zawodna. Zmarszczył nieznacznie brwi w zamyśleniu ważąc wszystkie opcje. Spojrzała w niebo, następnie przeniósł wzrok na wielką rybę. Oszacował ilość osób jaka odpowiedziała na wezwanie czarodzieja. -Sądzę, że próba pozyskania soli może okazać się jedną z lepszych opcji jakie aktualnie mamy. - Jeżeli wędzarni nie było, wszystko zostało sprzątnięte przez wielką wodę to musieli radzić sobie inaczej. Nie zajmując więcej czasu Michaela, który wziął na siebie rolę koordynatora zadań podszedł do ryby wyciągając różdżkę. Oferując się do pomocy w chłodzeniu miał zamiar się wywiązać. Susanne, z którą wcześniej współpracował oraz Addą, świeżo poznaną żoną Tonka przystanął w odpowiedniej odległości od zdobyczy. Jednocześnie musieli mieć na uwadzę ludzi, którzy pracowali wokół. Dostrzegł jak zaklęcie rzucone przez dziewczynę zadziałało perfekcyjnie. Magia zawibrowała, poczuł przyjemny chłód wokół, a potem zrozumiał, że silne zaklęcie Sue objęło całą rybę. Nie było to łatwe, ale podołała zadaniu więc kiwnął głową z uznaniem. Zdawało się, że nie musieli wspierać czarownicy.
-Dobra robota. - Pochwalił Sue posyłając jej uśmiech, a potem zaczął rozglądać się za kociołkami, naczyniami, w które dało się nabrać wody. Nie musiał daleko szukać, woda zmyła wiele, ale również zostawiła swoje ślady zniszczenia. Po jakimś czasie znalazł mniejszy kociołek. Nie wiedział czy się uda, należało sprawdzić czy pomysł z pozyskiwaniem soli był możliwy do zrealizowania. Wahał się pomiędzy Siccitasio aAqua siccum. Nabrał wody do kociołka i następnie wyciągnął różdżkę. Ostatecznie zdecydował się na pierwsze zaklęcie. Drugie mogło sprawić, że woda zamieni się w parę wodną, ale nie pozyska tym soli. Chodziło o takie wysuszenie, aby pozostały mikroskładniki. Wiedział, że da się stworzyć kryształki soli, ale ten proces jaki widział w mugolskiej szkole, by za wolny, należało go przyspieszyć za pomocą magii. Destylacja mogła im pomóc, ale wymagała czasu, istniała szansa, że za pomocą magii uda się im uzyskać ten sam efekt.
Woda mieniła się w kociołku. Skupił się na zaklęciu jakie miał wypowiedzieć i na efekcie jaki chciał uzyskać. Wola, inkantacja i ruch nadgarstka - trzy składowe, aby zaklęcie się udało.
-Siccitasio - wypowiedział zaklęcie.
|Siccitasio, st.80, transmutacja 15+2
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Herbert Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Spojrzała na Adę, gdy zaproponowała pomoc w obniżeniu temperatury. Sama była pewna, że przyda się gdzieś indziej, więc kiedy wraz z Sue zdecydowały się na ogarnięcie kwestii ciepła kiwnęła głową twierdząco. Sięgnęła do torby, po chustę, którą narzuciła na ramiona, zaplatając ją pod pachami i z tyłu, by jej nie przeszkadzała przy pracy, a jednocześnie by obniżona temperatura nie dała jej się za bardzo we znaki. Luźny strój maskował częściowo sporej wielkości brzuch, wolała nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, ale potrzebowała szybkiego i łatwego dostępu do narzędzi, które wzięła ze sobą, dzięki wiadomości Michaela i przypraw, które miała w torbie ze sobą. Zerknęła na Susanne, kiedy wyznała, że będzie mogła ją jeszcze uprzedzić o zagrożeniach i ruszyła za nią, splatając po drodze włosy w warkoczy, który zarzuciła na plecy po związaniu ich sznurkiem. Wygładziła je po bokach tak, aby kosmyki nie plątały się niekornie. Nienawidziła gotować kiedy jej przeszkadzały równie mocno, jak nienawidziła włosów w zupę. Swoich, cudzych, wszystko jedno. Złapała też spojrzenie Michaela, gdy odpowiadał na jej pytanie.
— Ale raczej nie mogłyby się utrzymać teraz na niej, prawda? — Potrafiła sobie wyobrazić jakąś współpracę żyjątek wokół ramory, ale chciała mać pewność, że nie natknie się na coś, co mogłoby ją zabić, albo przypadkiem skrzywdzić życie, które nosiła pod sercem. — Zamrożenie tego byłoby najlepszą opcją, ale żaden dół w ziemi nie utrzyma takiej temperatury na długo — westchnęła. Dopiero kiedy Herbert się pojawił, wspominając o wędzeniu pokiwała głową. — Woda morska jest dość słona sama w sobie, nie trzeba będzie trzymać ryby w samej soli, a morskiej wodzie, ale nieco... dosolonej. — Na wszelki wypadek, nie praktykowała tego nigdy, nie widziała, czy sama morska woda mogła wystarczyć, ale jej zasolenie musiało być dość wysokie; ramowa musiała być słona. Zdawało się, że wystarczyła niewielka ilość soli, by taką rybę przygotować. — Mięso ramory mogłoby się moczyć ze dwa dni, a potem, dobrze osuszone wędzić przez kolejne dwa. To bardzo dobry pomysł — przyznała, oglądając się na reszt. W taki sposób trzymali w domu ziemniaki i część warzyw, a nawet świeże mięso mogło wytrzymać kilka dni w takiej temperaturze. — Wędzarnia to nie problem, Billy mógłby zbudować ją w kilka godzin, akurat w czasie, kiedy zajęci będziemy zupą. Potrzebne będzie tylko drewno, najlepiej jesion, dąb, buk, ewentualnie drzewa owocowe — bo na drewnie znała się tu jak nikt inny. — W czasie wędzenia można wykopać ziemianki. Pod ziemią wszystko zachowuje świeżość dłużej, temperatura jest niska, może ma z kilka stopni, ziemia nie nagrzewa się tak głęboko. Świeże mięso nie przetrwa zbyt długo, ale wędzone można tak trzymać... Nie wiem, nawet tygodniami. Trzeba tylko wykopać dół głęboki a dwa metry i najlepiej otoczyć go kamieniami. Dobrze trzymają temperaturę i... jest to jakieś bardziej czyste... — Zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się kwaśno. Z ziemi trudno było oczyścić jedzenie, na kamieniach przechowywało się je łatwiej. Przeniosła wzrok z Herberta na Artemisa, który o to pytał i czarownice. W końcu zerknęła na Tonksa i zatrzymała się, biorąc głęboki wdech. Warzywa ułatwiłyby sprawę, ale zdawała sobie sprawę z sytuacji, nie mogła być wymagająca. — Wystarczy ryba... — odpowiedziała cicho i bez przekonania, sugerując, że w gruncie rzeczy chodziło tylko o samo, ale przecież ludzie głodni mogli zjeść i wywar bez warzyw. — Wzięłam trochę suszonych ziół, mam nadzieję, że to wystarczy. — Bądź co bądź, w jedzeniu smak był bardo ważny, nie tylko walory zdrowotne jakie niosło ze sobą pożywienie. Jedzenie było dobre wtedy kiedy dało się je zjeść, a nie gdy trzeba było je w siebie władować na siłę, ale szybko zrozumiała, że dlatego ją tu wezwali. To zadanie spoczywało na niej — by ryba była zjadliwa w warunkach jakie mieli, z tym, co mieli bez wymyślania. — Ale potrzebna jest woda pitna — przypomniała im, wygładzając raz jeszcze włosy, nim zakasała rękawy i wyciągnęła z torby owinięte w szmatki noże. Przetarła je ostrożnie, po czym zerknęła na wskazane przez Sue żyjątka. W przeciwieństwie do niej nie martwiła się o ich dobro tak bardzo, bardziej myślała o sobie i swoim bezpieczeństwie, więc strąciła kilka z nich koniuszkiem noża i odsunęła się od nich, by w końcu chwycić w mocno zaciśniętą pięść nóż i wbić go z całej siły w bok ramory. Zamierzała go przeciągnąć w ten sposób może z metr, by zdjąć skórę i zaczął wykrawać mięso kawałek po kawałku. Z małymi okazami było prościej, można było je wypatroszyć, ale nie mogła sobie wyobrazić zaczęcia pracy od tego w tym przypadku. Oczywiście to od wnętrza ryba zacznie się psuć, od miejsca, gdzie będzie najwięcej krwi, dlatego tak bardzo zależało jej na gonitwie z czasem. Tak gigantycznego stworzenia nie oporządza w tradycyjny i zwyczajny sposób.
— Ale raczej nie mogłyby się utrzymać teraz na niej, prawda? — Potrafiła sobie wyobrazić jakąś współpracę żyjątek wokół ramory, ale chciała mać pewność, że nie natknie się na coś, co mogłoby ją zabić, albo przypadkiem skrzywdzić życie, które nosiła pod sercem. — Zamrożenie tego byłoby najlepszą opcją, ale żaden dół w ziemi nie utrzyma takiej temperatury na długo — westchnęła. Dopiero kiedy Herbert się pojawił, wspominając o wędzeniu pokiwała głową. — Woda morska jest dość słona sama w sobie, nie trzeba będzie trzymać ryby w samej soli, a morskiej wodzie, ale nieco... dosolonej. — Na wszelki wypadek, nie praktykowała tego nigdy, nie widziała, czy sama morska woda mogła wystarczyć, ale jej zasolenie musiało być dość wysokie; ramowa musiała być słona. Zdawało się, że wystarczyła niewielka ilość soli, by taką rybę przygotować. — Mięso ramory mogłoby się moczyć ze dwa dni, a potem, dobrze osuszone wędzić przez kolejne dwa. To bardzo dobry pomysł — przyznała, oglądając się na reszt. W taki sposób trzymali w domu ziemniaki i część warzyw, a nawet świeże mięso mogło wytrzymać kilka dni w takiej temperaturze. — Wędzarnia to nie problem, Billy mógłby zbudować ją w kilka godzin, akurat w czasie, kiedy zajęci będziemy zupą. Potrzebne będzie tylko drewno, najlepiej jesion, dąb, buk, ewentualnie drzewa owocowe — bo na drewnie znała się tu jak nikt inny. — W czasie wędzenia można wykopać ziemianki. Pod ziemią wszystko zachowuje świeżość dłużej, temperatura jest niska, może ma z kilka stopni, ziemia nie nagrzewa się tak głęboko. Świeże mięso nie przetrwa zbyt długo, ale wędzone można tak trzymać... Nie wiem, nawet tygodniami. Trzeba tylko wykopać dół głęboki a dwa metry i najlepiej otoczyć go kamieniami. Dobrze trzymają temperaturę i... jest to jakieś bardziej czyste... — Zmarszczyła brwi i uśmiechnęła się kwaśno. Z ziemi trudno było oczyścić jedzenie, na kamieniach przechowywało się je łatwiej. Przeniosła wzrok z Herberta na Artemisa, który o to pytał i czarownice. W końcu zerknęła na Tonksa i zatrzymała się, biorąc głęboki wdech. Warzywa ułatwiłyby sprawę, ale zdawała sobie sprawę z sytuacji, nie mogła być wymagająca. — Wystarczy ryba... — odpowiedziała cicho i bez przekonania, sugerując, że w gruncie rzeczy chodziło tylko o samo, ale przecież ludzie głodni mogli zjeść i wywar bez warzyw. — Wzięłam trochę suszonych ziół, mam nadzieję, że to wystarczy. — Bądź co bądź, w jedzeniu smak był bardo ważny, nie tylko walory zdrowotne jakie niosło ze sobą pożywienie. Jedzenie było dobre wtedy kiedy dało się je zjeść, a nie gdy trzeba było je w siebie władować na siłę, ale szybko zrozumiała, że dlatego ją tu wezwali. To zadanie spoczywało na niej — by ryba była zjadliwa w warunkach jakie mieli, z tym, co mieli bez wymyślania. — Ale potrzebna jest woda pitna — przypomniała im, wygładzając raz jeszcze włosy, nim zakasała rękawy i wyciągnęła z torby owinięte w szmatki noże. Przetarła je ostrożnie, po czym zerknęła na wskazane przez Sue żyjątka. W przeciwieństwie do niej nie martwiła się o ich dobro tak bardzo, bardziej myślała o sobie i swoim bezpieczeństwie, więc strąciła kilka z nich koniuszkiem noża i odsunęła się od nich, by w końcu chwycić w mocno zaciśniętą pięść nóż i wbić go z całej siły w bok ramory. Zamierzała go przeciągnąć w ten sposób może z metr, by zdjąć skórę i zaczął wykrawać mięso kawałek po kawałku. Z małymi okazami było prościej, można było je wypatroszyć, ale nie mogła sobie wyobrazić zaczęcia pracy od tego w tym przypadku. Oczywiście to od wnętrza ryba zacznie się psuć, od miejsca, gdzie będzie najwięcej krwi, dlatego tak bardzo zależało jej na gonitwie z czasem. Tak gigantycznego stworzenia nie oporządza w tradycyjny i zwyczajny sposób.
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Adda potarła w zamyśleniu skroń i ostatecznie skinęła głową, zgadzając się z Susanne.
– To prawda. Krystalizacja soli będzie możliwa, ale czasochłonna, przepali także spore zasoby magii – dodała, odwracając się w kierunku ramory. Ogarnęła ją długim, oceniającym spojrzeniem, próbując wyobrazić sobie jak wiele mięsa będą z niej mieli. W dzieciństwie, dawno temu, przyglądała się czasem dziadkowi, gdy filetował szczupaki. Mięsa zazwyczaj starczało na dwa filety, resztę – wnętrzności i szkielet – się wyrzucało. Zatem… czy podążając tropem logiki, mogli liczyć na dwa absurdalnie duże filety z ramory?
– Im mniejsze będą te kawałki, tym prościej będzie je zasolić. – Odwróciła głowę w kierunku Hann; na gotowaniu nie znała się zbytnio, więc wierzyła jej na słowo. – I prościej będzie pozyskać odpowiednią ilość soli. Musiałabym to policzyć… – lekko zakłopotana potarła palcami kark, z westchnieniem przymknęła oczy – …standardowe kociołki mają zazwyczaj pojemność 10 litrów. Jeśli dobrze kojarzę, to jeden litr wody morskiej ma jakieś 4% zasolenia. Standardowa solanka, w której moczył mięso mój dziadek miewała coś koło 7%, zatem aż tak tragicznych ilości soli nie będzie nam trzeba. Żeby oszczędzić nieco siły mogę się teleportować do domu, sprawdzić co mamy – zwróciła się do Michaela, dzieląc się alternatywnym pomysłem. Nie pływali w luksusach, ale Adda dbała o zawartość spiżarki jak tylko mogła, a dostęp do Londynu otwierał jej drzwi, które dla wielu innych osób pozostawały zamknięte. Sól powinna się gdzieś znaleźć, choćby i pół kilo, to już będzie sporo.
Gdy znaleźli się przy rybie, Adda jeszcze raz objęła stworzenie wzrokiem, usiłując sensownie rozplanować punkty rzucenia zaklęć by ich efekt się na siebie nałożył, ale zanim przeszli do sedna sprawy, Susanne udało się rzucić Caeli w sposób prawdziwie mistrzowski. Zmiana temperatury była odczuwalna, a Adda otoczyła koleżankę ramieniem i uścisnęła ją serdecznie. Takie czary to jednak nie byle co, zwłaszcza w piekielnie trudnej dziedzinie transmutacji.
– Dobra robota! – pochwaliła rześko i zaraz rozejrzała się za Herbertem. Ten już próbował krystalizowania wody.
– Gdy tu stoimy, to jest nawet całkiem przyjemnie, ale pracujący przy rybie ludzie mogą się nieco wychłodzić. – Potarła policzek palcami. – Poszukajmy przedmiotów wyrzuconych przez morze i zamieńmy je w czapki i szaliki. Pokusiłabym się też o rękawiczki, ale chyba powinni mieć jak najbardziej sprawne dłonie do operowania nożem… No i trudno będzie nam znaleźć przedmiot podobny do rękawiczek…
Adda rozejrzała się po plaży, a jej uwagę przykuła długa wstęga glonów czerniejąca w porannym słońcu. Bez zbędnej zwłoki wycelowała w nią różdżką.
– Acus. – Wiązka magii pomknęła w kierunku morskiej rośliny, by przekształcić ją w cienki szalik. [bylobrzydkobedzieladnie]
– To prawda. Krystalizacja soli będzie możliwa, ale czasochłonna, przepali także spore zasoby magii – dodała, odwracając się w kierunku ramory. Ogarnęła ją długim, oceniającym spojrzeniem, próbując wyobrazić sobie jak wiele mięsa będą z niej mieli. W dzieciństwie, dawno temu, przyglądała się czasem dziadkowi, gdy filetował szczupaki. Mięsa zazwyczaj starczało na dwa filety, resztę – wnętrzności i szkielet – się wyrzucało. Zatem… czy podążając tropem logiki, mogli liczyć na dwa absurdalnie duże filety z ramory?
– Im mniejsze będą te kawałki, tym prościej będzie je zasolić. – Odwróciła głowę w kierunku Hann; na gotowaniu nie znała się zbytnio, więc wierzyła jej na słowo. – I prościej będzie pozyskać odpowiednią ilość soli. Musiałabym to policzyć… – lekko zakłopotana potarła palcami kark, z westchnieniem przymknęła oczy – …standardowe kociołki mają zazwyczaj pojemność 10 litrów. Jeśli dobrze kojarzę, to jeden litr wody morskiej ma jakieś 4% zasolenia. Standardowa solanka, w której moczył mięso mój dziadek miewała coś koło 7%, zatem aż tak tragicznych ilości soli nie będzie nam trzeba. Żeby oszczędzić nieco siły mogę się teleportować do domu, sprawdzić co mamy – zwróciła się do Michaela, dzieląc się alternatywnym pomysłem. Nie pływali w luksusach, ale Adda dbała o zawartość spiżarki jak tylko mogła, a dostęp do Londynu otwierał jej drzwi, które dla wielu innych osób pozostawały zamknięte. Sól powinna się gdzieś znaleźć, choćby i pół kilo, to już będzie sporo.
Gdy znaleźli się przy rybie, Adda jeszcze raz objęła stworzenie wzrokiem, usiłując sensownie rozplanować punkty rzucenia zaklęć by ich efekt się na siebie nałożył, ale zanim przeszli do sedna sprawy, Susanne udało się rzucić Caeli w sposób prawdziwie mistrzowski. Zmiana temperatury była odczuwalna, a Adda otoczyła koleżankę ramieniem i uścisnęła ją serdecznie. Takie czary to jednak nie byle co, zwłaszcza w piekielnie trudnej dziedzinie transmutacji.
– Dobra robota! – pochwaliła rześko i zaraz rozejrzała się za Herbertem. Ten już próbował krystalizowania wody.
– Gdy tu stoimy, to jest nawet całkiem przyjemnie, ale pracujący przy rybie ludzie mogą się nieco wychłodzić. – Potarła policzek palcami. – Poszukajmy przedmiotów wyrzuconych przez morze i zamieńmy je w czapki i szaliki. Pokusiłabym się też o rękawiczki, ale chyba powinni mieć jak najbardziej sprawne dłonie do operowania nożem… No i trudno będzie nam znaleźć przedmiot podobny do rękawiczek…
Adda rozejrzała się po plaży, a jej uwagę przykuła długa wstęga glonów czerniejąca w porannym słońcu. Bez zbędnej zwłoki wycelowała w nią różdżką.
– Acus. – Wiązka magii pomknęła w kierunku morskiej rośliny, by przekształcić ją w cienki szalik. [bylobrzydkobedzieladnie]
Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy
Ostatnio zmieniony przez Adriana Tonks dnia 16.04.24 19:55, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Adriana Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Postapokaliptyczna rewolucja nie zwalniała tempa. Nie mieli pojęcia jak potężny ogrom rozbestwionych konsekwencji, roznosił się pośród zainfekowanych, angielskich ziem. Zjawisko opowiedziane, odtworzone przez zgromadzonych współtowarzyszy, było jedynie potwierdzeniem mnogich i niezrozumiałych anomalii. Potężne cielsko martwej, prehistorycznej ryby, leżało na zlepionym, wilgotnym piasku, zadziwiając swym ogromem: niemalże każdym detalem łuskowatej skóry, narządów zewnętrznych jak i wewnętrznych ukazanych na brzegowej przestrzeni. Patrzył na powiększone płetwy, zamknięte ślepia, zębate skrzela, które jeszcze kilka chwil temu oddychały tym samym powietrzem. Stał w odpowiedniej odległości z miną wyrażającą zdumienie, zadziwienie, połączone z pewną dozą obrzydzenia. Ramiona zaplotły się na klatce piersiowej, a głęboki wydech rozluźnił spięte, zamknięte ciało, wymęczone nieprzerwaną akcją i czynnym działaniem. Wszystkie emocje odbijały się na niewyraźnej twarzy: w ciemnicy oczodołów, suchej skórze, pokrytej kilkudniowym zarostem. Czuł się niekomfortowo, nieswojo stojąc tu, pośród niezwykłej zbieraniny, oględziny czegoś nadzwyczajnego. Zdołał uchwycić porozumiewawcze spojrzenie blond bliźniaczki, z którą spędził te szczególną, początkową część kataklizmu. Mieli tak wiele szczęścia, stawali na wysokości zadania, aby zabezpieczyć odsłonięte, bezbronne obozowisko. Pracowali bezustannie, niemalże do jasnego, słonecznego świtu, który wybudził kolejny dzień bez opamiętania, bez trwogi, bez żadnej refleksji. Podszedł nieco bliżej, aby jeszcze lepiej słyszeć wszelkie, wypowiadane słowa, śledzić konwersację Zakonników, Sojuszników, władających o wiele większą wiedzą na temat zwierzęcia oraz potencjalnej oprawy. Nie odzywał się za wiele, analizował wszelkie dane, kiwając głową na prezentowane pomysły. Na sam koniec dodał jeszcze, wtrącając się między wypowiedziami: – Jeśli będzie potrzebować więcej ziół, roślin wzmacniających czy poprawiających smak, dostarczę je. – głowa obróciła się w stronę Moore, gdyż jego wypowiedź była skierowana szczególnie do niej. Robiąc kilka kroków w bok i przyglądając się zwierzęciu, po krótkiej chwili wtrącił dodatkowo: – Trzeba będzie zastanowić się również nad późniejszym transportem tego… Wszystkiego. – dłoń zakręciła koło wokół morskiej bestii, a jasne tęczówki prześlizgnęły się po zgromadzonych: – Czy na pewno damy sobie radę sami. – doprecyzował. Przyjął swe zadanie potwierdzającym skinieniem, lecz zanim ruszył przed siebie, zapoznał się z rybackim wsparciem w postaci kilku, nieznajomych mężczyzn. Wyciągając różdżkę, odbił w prawo, nie podchodząc do wodnistej linii brzegu. Siła słonego żywiołu potrafiła wydobyć ze swego dna niemożliwe kształty, leżące pośród wydm żółtego, sypkiego piasku. Ruszył w głąb plaży, rozglądając się za wymiarowym głazem.
Spostrzegawczość (II)
[bylobrzydkobedzieladnie]
Spostrzegawczość (II)
[bylobrzydkobedzieladnie]
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 17.04.24 17:52, w całości zmieniany 2 razy
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Vincent Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
Wzgórze
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset