Pokój gościnny
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój gościnny
Jeśli nie masz się gdzie podziać tej nocy, to dobrze trafiłeś. Tylko uwaga! Ilość ludzi na metr kwadratowy przechodzi tu czasem najśmielsze oczekiwania.
Taki to był już Kajeczki wrodzony talent: nie śpiewanie, nie grajkowanie, a sprawianie, że ludzie nie byli w stanie długo się na nią gniewać. Można sobie zgadywać, co było ku temu właściwym powodem, ale ona za każdym razem zapierała się, że to przez jej dobre serce. Fakt faktem, zawsze chciała dla wszystkich jak najlepiej i nie prowadziła zbyt zażyłej znajomości z nienawiścią czy pogardą. Radość i współczucie były jej najbliższymi przyjaciółmi: nic więc dziwnego, że najbardziej ciągnęło ją do zawodu, w którym te dwa uczucia mogła przekazywać ludziom niemal bezpośrednio.
– To nie jest nawet taki zły pomysł – zauważyła, poważnie zastanawiając się nad wspomnianym tournée – Pokazałbyś mi swoje ulubione trunki i od razu mielibyśmy jeszcze więcej autentyczności. Zróbmy to niedługo – stwierdziła wreszcie i uśmiechnęła się wyraźnie, kiwając też do samej siebie głową. Nie trzeba jej już było więcej przekonywać, zwłaszcza że Jasiek trwał przy swoim bajerowaniu. Tak, to wszystko z pewnością prawda – zupełnie jak to, że Kajka była wtedy panną do wzięcia i wcale nie planowała tajnego ślubu. Szkotka uśmiechnęła się pobłażliwie i pokiwała głową, niby pokazując wiarę, niby nie. Mieli teraz lepsze rzeczy do roboty niż karmienie ego kłamliwego Anglika, choć robili to tak czy siak. Kajeczka już miała tłumaczyć, o co jej chodziło, ale ubiegła ją kolejna opowieść. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, akurat ta historia była dla Findlayówny bardziej prawdopodobna, niż ta poprzednia. Zmartwiło ją to wyraźnie, ale gdy przyszedł czas na odpowiedź, należało te uczucia czym prędzej schować.
– Oczywiście, że się zgrywasz – mruknęła Kaja – Gdyby było inaczej, na pewno zapoznałbyś mnie z tą dziką wybranką twojego serca – dodała i pokazała Jaśkowi język, ale nie chciała dalej ciągnąć tematu – W sumie chodziło mi o coś podobnego, słuchaj.
Minęło trochę czasu, zanim kolejne zwrotki nabrały jakiegoś wyraźnego kształtu. Ostatecznie, historia Johnny'ego Barra miała zakończyć się śmiercią z pragnienia, identycznie do historii jakiegoś starego Szkota, o którym Kajka słyszała dawno temu. Nigdy nie mogła uwierzyć, że piwo było w stanie wysuszyć człowieka tak bardzo, ale nie miała przecież ani chęci, ani szansy, aby sprawdzić to w praktyce. Zresztą, to była zbyt dobra puenta, żeby okazała się nieprawdą. Może ta nowa piosenka akurat przestraszyłaby jakichś nałogowych alkoholików i pomogłaby im znaleźć drogę powrotną do trzeźwości?
– No, piękności – skomentowała dosyć pyszałkowato chwilę po tym, jak zaśpiewała Johnny'emu nowe zwrotki – Niech to się rozejdzie po Brytanii, a zostaniesz legendą – roześmiała się – Chyba nikt jeszcze tak nie kochał piwa, żeby wstać dla niego z grobu.
Kolejnych kilkadziesiąt minut zeszło na kształtowaniu zwrotek rozwijających opowieść i dodających jeszcze parę mniej wiarygodnych elementów, służących podkreśleniu wyraźnej nieprawdy: ot, chociażby "It was nine in the morning, on a cold and rainy night". Mimo to, jak już Kaja zdążyła niechybnie zauważyć, niektóre elementy musiały jeszcze zostać zweryfikowane wizytą w pubach. Tego nie mogli zrobić od razu, więc prace nad nowym hitem, choć już prawie ukończone, zostały na ten moment wstrzymane.
– Dziękuję ci najmocniej, Johnny Barr – wyszczerzyła się do Johnatana, zamykając kajecik i odkładając go razem z Millie gdzieś na bok. Odetchnęła z wyraźną ulgą, niedługo potem omiatając pomieszczenie wzrokiem. Choć wcześniej nie zwróciła na to większej uwagi, bo miała niezbędny do tworzenia spokój, to pustki rządzące całym domem nie były dla niego charakterystyczne.
– Gdzie się wszyscy podziali, tak swoją drogą? – zagaiła, spoglądając na przyjaciela ciekawskimi oczyma.
– To nie jest nawet taki zły pomysł – zauważyła, poważnie zastanawiając się nad wspomnianym tournée – Pokazałbyś mi swoje ulubione trunki i od razu mielibyśmy jeszcze więcej autentyczności. Zróbmy to niedługo – stwierdziła wreszcie i uśmiechnęła się wyraźnie, kiwając też do samej siebie głową. Nie trzeba jej już było więcej przekonywać, zwłaszcza że Jasiek trwał przy swoim bajerowaniu. Tak, to wszystko z pewnością prawda – zupełnie jak to, że Kajka była wtedy panną do wzięcia i wcale nie planowała tajnego ślubu. Szkotka uśmiechnęła się pobłażliwie i pokiwała głową, niby pokazując wiarę, niby nie. Mieli teraz lepsze rzeczy do roboty niż karmienie ego kłamliwego Anglika, choć robili to tak czy siak. Kajeczka już miała tłumaczyć, o co jej chodziło, ale ubiegła ją kolejna opowieść. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, akurat ta historia była dla Findlayówny bardziej prawdopodobna, niż ta poprzednia. Zmartwiło ją to wyraźnie, ale gdy przyszedł czas na odpowiedź, należało te uczucia czym prędzej schować.
– Oczywiście, że się zgrywasz – mruknęła Kaja – Gdyby było inaczej, na pewno zapoznałbyś mnie z tą dziką wybranką twojego serca – dodała i pokazała Jaśkowi język, ale nie chciała dalej ciągnąć tematu – W sumie chodziło mi o coś podobnego, słuchaj.
Minęło trochę czasu, zanim kolejne zwrotki nabrały jakiegoś wyraźnego kształtu. Ostatecznie, historia Johnny'ego Barra miała zakończyć się śmiercią z pragnienia, identycznie do historii jakiegoś starego Szkota, o którym Kajka słyszała dawno temu. Nigdy nie mogła uwierzyć, że piwo było w stanie wysuszyć człowieka tak bardzo, ale nie miała przecież ani chęci, ani szansy, aby sprawdzić to w praktyce. Zresztą, to była zbyt dobra puenta, żeby okazała się nieprawdą. Może ta nowa piosenka akurat przestraszyłaby jakichś nałogowych alkoholików i pomogłaby im znaleźć drogę powrotną do trzeźwości?
– No, piękności – skomentowała dosyć pyszałkowato chwilę po tym, jak zaśpiewała Johnny'emu nowe zwrotki – Niech to się rozejdzie po Brytanii, a zostaniesz legendą – roześmiała się – Chyba nikt jeszcze tak nie kochał piwa, żeby wstać dla niego z grobu.
Kolejnych kilkadziesiąt minut zeszło na kształtowaniu zwrotek rozwijających opowieść i dodających jeszcze parę mniej wiarygodnych elementów, służących podkreśleniu wyraźnej nieprawdy: ot, chociażby "It was nine in the morning, on a cold and rainy night". Mimo to, jak już Kaja zdążyła niechybnie zauważyć, niektóre elementy musiały jeszcze zostać zweryfikowane wizytą w pubach. Tego nie mogli zrobić od razu, więc prace nad nowym hitem, choć już prawie ukończone, zostały na ten moment wstrzymane.
– Dziękuję ci najmocniej, Johnny Barr – wyszczerzyła się do Johnatana, zamykając kajecik i odkładając go razem z Millie gdzieś na bok. Odetchnęła z wyraźną ulgą, niedługo potem omiatając pomieszczenie wzrokiem. Choć wcześniej nie zwróciła na to większej uwagi, bo miała niezbędny do tworzenia spokój, to pustki rządzące całym domem nie były dla niego charakterystyczne.
– Gdzie się wszyscy podziali, tak swoją drogą? – zagaiła, spoglądając na przyjaciela ciekawskimi oczyma.
Mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać! Jak już się zgodziła to mogła być pewna, że nie dam jej spokoju dopóki faktycznie nie wybierzemy się razem na jakąś srogą wikse. Najlepiej do portu, bo port przeca znałem lepiej niż własne kieszenie. Mrugam do dziewczyny jednym oczkiem, pstrykam palcami i wyciągam ku niej wskazujący, na znak, że przyjąłem.
- Oho, na bank poznałabyś ją jako pierwsza. - śmieję się, kręcąc z rozbawieniem głową, zaś gdy każe mi słuchać to milknę i nadstawiam uszu. No muszę przyznać, że melodia wpada w mózg i się tam zakotwicza na dłużej, bo jak tyko skończyła grać, to w umyśle wciąż słyszałem kolejne akordy. O słowiczym głosie Królowej to nawet nie muszę wspominać - ostatecznie wcale się nie dziwiłem, że ma tylu adoratorów...
- No piękności! - powtarzam po niej, wtórując jej śmiechem i klaszczę w dłonie. A niech się rozniesie! Bycie legendą to po prostu kolejny rozdział mojego życia, który prędzej czy później musiał nadejść. Rad byłem, że Caileen chce mi w tym pomóc.
- Ależ proszę, polecam się na przyszłość. - kłaniam się lekko, po czym raz jeszcze sięgam po piersiówkę, upijając z niej łyka. Aż mi w ustach zaschło od tej całej pracy twórczej! Pannie Findlay pewnie również, więc wyciągam ku niej flaszeczkę.
- To jest bardzo dobre pytanie. - marszczę brwi. Cisza i spokój zwykle nie wpisywały się w kanon tego miejsca, a tu proszę! Dzisiaj wokół panowało słodkie rozleniwienie. Poprawiam się na krześle, przeciągając tak mocno, że kości mi strzykają - Mama poszła do miasteczka odwiedzić jakąś znajomą czy coś w tym guście. Kilka osób wybrało się razem z nią, po zakupy i różne takie pierdolety. - macham ręką. Tak był ten nasz dom przemyślany, że właściwie byliśmy prawie samowystarczalni. Niestety tylko prawie; no w każdym razie z czasem będzie tylko lepiej! Przekrzywiam głowę na jedną stronę.
- Reszta... reszta pewnie się gzi gdzieś po kątach, chodźmy im poprzeszkadzać. - kiwam łbem, po czym wstaję ze swojego miejsca; podciągam gacie, chwytam konewkę i jestem gotów do zgłębienia dzisiejszych sekretów kryjących się w czterech ścianach tej rozkosznej melinki.
/zt
- Oho, na bank poznałabyś ją jako pierwsza. - śmieję się, kręcąc z rozbawieniem głową, zaś gdy każe mi słuchać to milknę i nadstawiam uszu. No muszę przyznać, że melodia wpada w mózg i się tam zakotwicza na dłużej, bo jak tyko skończyła grać, to w umyśle wciąż słyszałem kolejne akordy. O słowiczym głosie Królowej to nawet nie muszę wspominać - ostatecznie wcale się nie dziwiłem, że ma tylu adoratorów...
- No piękności! - powtarzam po niej, wtórując jej śmiechem i klaszczę w dłonie. A niech się rozniesie! Bycie legendą to po prostu kolejny rozdział mojego życia, który prędzej czy później musiał nadejść. Rad byłem, że Caileen chce mi w tym pomóc.
- Ależ proszę, polecam się na przyszłość. - kłaniam się lekko, po czym raz jeszcze sięgam po piersiówkę, upijając z niej łyka. Aż mi w ustach zaschło od tej całej pracy twórczej! Pannie Findlay pewnie również, więc wyciągam ku niej flaszeczkę.
- To jest bardzo dobre pytanie. - marszczę brwi. Cisza i spokój zwykle nie wpisywały się w kanon tego miejsca, a tu proszę! Dzisiaj wokół panowało słodkie rozleniwienie. Poprawiam się na krześle, przeciągając tak mocno, że kości mi strzykają - Mama poszła do miasteczka odwiedzić jakąś znajomą czy coś w tym guście. Kilka osób wybrało się razem z nią, po zakupy i różne takie pierdolety. - macham ręką. Tak był ten nasz dom przemyślany, że właściwie byliśmy prawie samowystarczalni. Niestety tylko prawie; no w każdym razie z czasem będzie tylko lepiej! Przekrzywiam głowę na jedną stronę.
- Reszta... reszta pewnie się gzi gdzieś po kątach, chodźmy im poprzeszkadzać. - kiwam łbem, po czym wstaję ze swojego miejsca; podciągam gacie, chwytam konewkę i jestem gotów do zgłębienia dzisiejszych sekretów kryjących się w czterech ścianach tej rozkosznej melinki.
/zt
Trunkolubna Kajeczka odmówiła kolejnego łyka, zbyt zadowolona ze świeżo zakończonego procesu twórczego. Niełatwo jej było w tak zawrotnym tempie tworzyć podobnie zajmujące pieśni, toteż radość związana z tym sukcesem sama z siebie figurowała jako wystarczające upojenie. Grzeczne słowo lub dwa zdradziły jej zamiary, a gdy nadszedł czas na wyjaśnienia, Caileen stosownie zamilkła i pozwalała sobie na komentarze tylko w zaciszu własnych myśli. Gdzieś na trzecim planie jeszcze rozbrzmiewała opowieść o Johnnym Barze, napełniając Szkotkę niepomierną radością.
Trudno było jej uwierzyć w tak zgodną pomiędzy artystami chęć do pomagania mamie Bojczukowej, jak gdyby podejrzewała, że większość miejscowych zawadiaków skorzystała po prostu z okazji do kupienia sobie nowych papierosów czy alkoholi. Fakt faktem, odurzanie się na różnorakie sposoby często pomagało wszelkim artystom i niejednego takiego pijanego geniusza dało się zauważyć w tym właśnie pokoju. Może rzeczywiście ktoś miał rację, gdy twierdził, że zaczynamy doceniać pewne rzeczy dopiero, gdy je tracimy? Niewpasowana zupełnie w szeroką awangardę tego towarzystwa Kaja chyba wreszcie zaczęła rozumieć swoje przywiązanie do każdej z należących do angielskiej bohemy osób. Ciekawiła się tylko, czy oni – pomijając niezastąpionego Jaśka – patrzyli na nią w ten sam sposób.
– Gdybyś mi właśnie bardzo nie pomógł, pewnie bym ci nakopała za takie przeszkadzanie – stwierdziła przekornie, szczerząc się jak największa cwaniara w stronę Bojczuka i spojrzała przelotnie na swoje rzeczy. Nie było jeszcze jakoś wybitnie późno, więc nie trzeba się było nosić z gitarami, kajecikami i różdżkami. Wstała opieszale, przeniosła wszystkie klamoty w kąt i upewniła się, że nikt nie będzie w stanie pomylić ich z krzesłami czy poduszkami. Złamana gitara to jedno, łatwo ją przecież naprawić, ale taka zniewaga pewnie popsułaby niemało krwi pomiędzy Findlayówną a możliwym delikwentem.
– Odstaw gdzieś tę piersiówkę, bo ktoś nie załapie, że sobie z niego żartujesz – ostrzegła jeszcze towarzysza, zanim w ślad za nim wymaszerowała z pokoju.
Typowy zgiełk niebieskiego domu w pobliżu Bibury wrócił doń niesamowicie szybko.
zt.
Trudno było jej uwierzyć w tak zgodną pomiędzy artystami chęć do pomagania mamie Bojczukowej, jak gdyby podejrzewała, że większość miejscowych zawadiaków skorzystała po prostu z okazji do kupienia sobie nowych papierosów czy alkoholi. Fakt faktem, odurzanie się na różnorakie sposoby często pomagało wszelkim artystom i niejednego takiego pijanego geniusza dało się zauważyć w tym właśnie pokoju. Może rzeczywiście ktoś miał rację, gdy twierdził, że zaczynamy doceniać pewne rzeczy dopiero, gdy je tracimy? Niewpasowana zupełnie w szeroką awangardę tego towarzystwa Kaja chyba wreszcie zaczęła rozumieć swoje przywiązanie do każdej z należących do angielskiej bohemy osób. Ciekawiła się tylko, czy oni – pomijając niezastąpionego Jaśka – patrzyli na nią w ten sam sposób.
– Gdybyś mi właśnie bardzo nie pomógł, pewnie bym ci nakopała za takie przeszkadzanie – stwierdziła przekornie, szczerząc się jak największa cwaniara w stronę Bojczuka i spojrzała przelotnie na swoje rzeczy. Nie było jeszcze jakoś wybitnie późno, więc nie trzeba się było nosić z gitarami, kajecikami i różdżkami. Wstała opieszale, przeniosła wszystkie klamoty w kąt i upewniła się, że nikt nie będzie w stanie pomylić ich z krzesłami czy poduszkami. Złamana gitara to jedno, łatwo ją przecież naprawić, ale taka zniewaga pewnie popsułaby niemało krwi pomiędzy Findlayówną a możliwym delikwentem.
– Odstaw gdzieś tę piersiówkę, bo ktoś nie załapie, że sobie z niego żartujesz – ostrzegła jeszcze towarzysza, zanim w ślad za nim wymaszerowała z pokoju.
Typowy zgiełk niebieskiego domu w pobliżu Bibury wrócił doń niesamowicie szybko.
zt.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pokój gościnny
Szybka odpowiedź