Wydarzenia


Ekipa forum
pokój Rii
AutorWiadomość
pokój Rii [odnośnik]10.06.18 0:01
First topic message reminder :

Sypialnia

Po przejściu skrzypiących schodów, u samego ich szczytu, za barierką - znajdziesz kilka par drzwi. Te środkowe, lekko odrapane, z namalowanymi koślawo sercami, to wejście do pokoju Rii. Po lewej stronie stoi niewielkie łóżko; prawie nigdy niezasłane, ale pościel ułożona jest zawsze nienagannie. Stary materac czasem trzeszczy, gdy właścicielka zmienia pozycję podczas snu, ale za to jest dość wygodny. Kilka kroków na prawo od posłania znajduje się pojemna, dębowa szafa z ubraniami ułożonymi w drobną kostkę. Po pociągnięciu za kilka rączek znajdujących się niżej, przed oczami oglądającego ukazują się wnętrza szuflad skrywających bieliznę oraz inne drobiazgi Weasley'ówny. Na wprost, bliżej okna, ma miejsce porysowane, dębowe biurko - do pakietu z mało komfortowym krzesłem. Blat stara się pomieścić wszystkie bibeloty; statuetki lub pamiątki, jakie udało się rudowłosej zebrać. W zamykanych szufladach leżą równo ułożone listy. Każdy jeden otrzymany. Koperty z zawartością posegregowane są różnobarwnymi sznureczkami.
Punkt centralny sypialni to na pewno ogromne okno z równie szerokim, drewnianym parapetem, na co dzień wyłożonym miękkimi poduszkami. Widok zza szyby rozpościera się na drzewa okolicznego lasu, a niebo codziennie prezentuje przedstawienie w postaci wschodu słońca.


[bylobrzydkobedzieladnie]



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley

Re: pokój Rii [odnośnik]27.10.22 2:50
Przytaknęła na pytanie Neali, okazywanie uczuć, które nie istniały, byłoby kłamstwem, o jakim nie rozmawiały, a jakie zaciążyło na jej żołądku jak kotwica bezmyślnie wrzucona do morza. Wcześniejszy potok słów zamarł na chwilę, gdy Celine przesunęła smukłe palce po swoich brwiach, niechcący wróciwszy do wspomnień, których na co dzień unikała z pieczołowitością godną podziwu.
- Zdarza się, że ludzie mylnie interpretują to, co robimy, niestety. Co chcemy im przekazać. Widzą... to, co chcą zobaczyć, a nie to, co istnieje naprawdę - mówiła odlegle. Twarze więziennych strażników przetoczyły się przez umysł, zapiekły i odeszły równie szybko i gwałtownie, jak się pojawiły, zacierając tym samym zakrzywioną rzeczywistość, w którą usiłowali ją wpędzić. Wydawało im się, że była chętna, zawsze. Z czasem nauczyła się o tym kłamać, albo całkowicie odcinać od tu i teraz, a świat fantazji niwelował ból, wstręt i miażdżące poczucie odebranego ja. Neala nie myślała o nieporozumieniach w takich kategoriach, ale półwila ani przez moment nie oceniła, że jej troski mogą być mniej ważne czy śmieszne, albo tym bardziej niegodne uwagi. Hector mógłby stwierdzić, że miała prawo do przytłoczenia niezrozumieniem ze strony pozostałych, jednak Celine nie była tak mądra, by utkać podobną sentencję. - Uwodzenie jest świadome - uściśliła prędko, nie chcąc zasiewać w rudowłosej głowie mylnej perspektywy. - Kwiat wie, co robi, gdy rodzi się z płatkami w tak jaskrawych, słodkich kolorach. Zaprasza najbieglejsze pszczoły, albo dokładnie takie, jakie sobie upatrzy. Ma na to swoje sposoby. Inne kwiaty mogą mieć po prostu naturalny wdzięk, wiesz, będą śliczne i nie można im tego odmówić, ale nimi rządzi przypadek. Och, jak głupio to brzmi, kiedy teraz o tym myślę - skwitowała przepraszająco; w ten sam sposób tłumaczono jej to w porcie, gdy dochodziła do wprawy w zjednywaniu sobie męskiej atencji pozwalającej przeżyć w surowych kanwach tamtejszej jawy. Uświadamiały ją starsze kobiety, z politowaniem spoglądające na jej skołowane spojrzenie. Matka, Claire Lovegood, zmarła zanim zdołała cokolwiek wytłumaczyć córce, chociaż może to i dobrze - bo patrząc na jej dokonania Celine zabrnęłaby tylko do głębszego rynsztoka.
Spuściwszy wzrok, zastanawiała się, czy Neala miała ją za nawiedzoną; przeżartą do cna cielesnością, intymną i niekoniecznie przykładną. Słowa ugrzęzły w gardle, nie w ten sposób, słyszała w uszach dźwięczący komunikat przyjaciółki, za który również chciała przeprosić, ale nie zdobyła się na odwagę.
Czasem łatwiej było nie mówić nic, zamiast znów powiedzieć coś nonsensownego.
- Wcale nie - zapewniła po tym, jak kolejnym skinieniem zgodziła się na przyrównanie do ruchu. Percepcja Weasley była ostra, już od pierwszych chwil lustrowała zwierciadło duszy i układała puzzle osobowości półwili, z łatwością wychwytując z rozmów najważniejsze szczegóły. Może dlatego rozmawiało im się tak przyjemnie, łatwo? - Nie jesteś żadną tragikomedią, nie obrażaj mojej przyjaciółki - znów pozwoliła sobie na uśmiech, łagodny, słodki, pełen figlarnej sympatii. - Widzę... dotyk, który pali, ale nie parzy. Stopy utrzymujące równowagę pomiędzy stromym urwiskiem a głębinami mórz. Mglisty wiatr, przez który przebijają się refleksy słońca, piękne, ale jeszcze nie do końca opierzone - mówiła niepewnie, ostrożnie, bojąc się urazić Nealę swoją interpretacją. Na podszyciu każdego ze słów drzemał komplement ubrany w poetyckie określenia, w ten sposób Celine widziała świat i w ten sposób widziała ją, oferując wyłącznie szczerość, wbrew swoim lękom. Bo co jeśli rudowłosa odbierze to jako potwarz? Truchlałaby w obawie, gdyby to było ich pierwsze spotkanie, jednak los złączył je ze sobą na nieco dłużej i w efekcie pozwolił na wzajemne poznanie. Przykro zresztą było patrzeć, jak zakrzywiony obraz samej siebie miała w głowie Weasley, może ze względu na wtłaczane w nią nakazy, zakazy i strofujące komentarze bliskich jej krewnych, a może przez coś jeszcze, ukrytego głębiej, w miejscu, do którego blondynka nie miała dostępu.
Na kwestię Marcela odpowiedziała cisza kropiona krótkim potrząśnięciem głową, nigdy, zdawał się zapowiadać gest, choć oczy płonęły niezaspokojonym pragnieniem przeżycia z nim pięknej miłości. Nie musiałaby być zawsze spokojna ani prosta, w końcu przyjęłaby każdą turbulencję, sprzeczkę, rysy na sercu albo troski, gdyby tylko Carrington zechciał je z nią dzielić... Ale to się nie wydarzy, była pewna. Brud tylu dłoni oblepiał ciało jak zbroja, przez którą nie przedrze się żaden miły chłopiec, a już tym bardziej tak dobry i jasny on.
Cisza zapadła też wraz ze wsłuchaniem się w historię wystrzeliwującą z gardła Neali jak salwy zaklęć raz po raz uderzających w odsłoniętą skórę; żal tętnił w jej głosie, mieszał się ze wstydem, załamaniem, i łamał serce na pół. Naprawdę puszczono ją samotnie przez tak ciernisty las? Leon, pocałunki, Aidan, bójka, taniec z żoną, sploty mózgu Celine zdawały się napęcznieć od ogromu informacji, więc z całych sił wytężyła uwagę, podczas gdy sylwetka mocniej przylgnęła do Neali - jej noga otoczyła nogi dziewczynki, a dłoń wylądowała na przeciwległym ramieniu, szczelnie otuliwszy ją jak kokon bezpiecznego zrozumienia, bo tylko tyle mogła jej zaoferować.
- Nela... - szepnęła prawie bezdźwięcznie do jej ucha, wolną ręką gładząc płomienne włosy. - Już dobrze. Wszystko dobrze. Nie zrobiłaś nic złego, nie chciałaś przecież, to... tylko nieporozumienie. Czyjeś lęki, które przeszły na ciebie - snuła łagodnie, jak starsza siostra mogła mówić do młodszej. Nawet jeśli w sercu Weasley zakiełkowało jakieś uczucie do Jamesa, sama była świadoma jego beznadziejności, a jeśli nie, tym bardziej rzucone w nią oskarżenie musiało zaboleć. - Zazdrość o ciebie, albo o rodzinę. Tak bywa. Jimmy powiedział, że nie stało się nic złego, prawda? Więc go posłuchaj. To szczery chłopak, on... - zadrżała, walcząc z czymś budzącym się do życia w mętnych myślach. Z zazdrością, że Neala mogła przeżyć nadejście Nowego Roku w takich okolicznościach, choćby bolesnych, pełnych nieporozumienia i alkoholowej złości smagającej na oślep - podczas gdy inni tkwili w klatkach z kamienia, dowiadując się o zmianie daty dzięki salwom śmiechów, oklasków i gromkich życzeń umundurowanych służbistów dobiegających zza ciężkich, drewnianych drzwi. Chciałaby być wtedy z nimi, w epicentrum tamtego huraganu. Patrzeć na emocje kwitnące w burgundowych rumieńcach. Żyć, po prostu żyć, jak każda normalna dziewczyna. Jednak nie o nią dziś chodziło i Celine natychmiast zdławiła w sobie uczucie żalu, odchrząknąwszy cicho. - Nigdy cię nie znienawidzę, głuptasie. Sheila pewnie też cię nie nienawidzi, Jim tym bardziej. Ludzkie serca bywają dziwne, chaotyczne, a w emocjach... mówi się rzeczy, których potem długo się żałuje - ciągnęła szeptem, chociaż w duchu musiała przyznać, że ani trochę nie rozumiała postępowania Sheili, która chyba powinna stanąć za swoją bratnią duszą murem, zamiast pieklić się o dominację nad starszym bratem, bycie jego oczkiem w głowie. - Odetchnie i zrozumie, że... to nie tak. Że nie jesteś żadnym rzepem ani za nikim nie biegasz ze złą intencją - nie mogła tego przyrzec, przecież ani trochę nie znała najmłodszej z rodzeństwa Doe, więc mogła jedynie próbować załagodzić ranę pozostawioną w sercu Neali, jątrzącą się zakażeniem zdrady i smutku. Dłoń gładząca dotychczas jej ramię przesunęła się na piegowaty policzek i otarła z niego łzy. - Nie jesteś sama - jej głos zaszumiał jak wierzby poruszone przez wiatr, cichutkie i dyskretne; ile by dała, by nie być samą ze wspomnieniami z Tower, z ich wstydem, katorgą niezmywalnego brzemienia, a skoro tak, próbowała ten sam upragniony komfort podarować przyjaciółce.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]04.11.22 0:27
Wydęłam usta zastanawiając się nad słowami, które padły z ust Celine. Wierzyłam jej, że wie. Nie sądziłam, że by mnie okłamała - przecież nie miała w tym celu żadnego. Zmarszczyłam lekko brwi.
- To nie za dobrze. - mruknęłam, zastanawiając się nad tym, czy tym to właśnie było z She. Czy właśnie nie zinterpretowała czegoś mylnie. Zobaczyła coś, czego nie było i co nie istniało. Może właśnie tak. Może to było tylko nieporozumienie. Nic więcej. To dawało mi trochę nadziei. Niewielką jej odrobinę, z której mogłam rozpalić naprawdę wielki płomień. Poruszone kwestie były ważne, potrzebowałam odpowiedzi, nie pouczeń. Rad, nie nagany. I w końcu zdawałam się trafić, tam gdzie miałam to otrzymać. Uniosłam odrobinę brwi. By zaraz odetchnąć z ulgą. Dobrze, pięknie, genialnie. ŚWIADOMIE nikogo nie uwodziłam przecież, bo bym wiedziała. Zaraz jednak zmarszczyłam odrobinę nos w niezrozumieniu na te kwiatowe odniesienia. - Celine… - zawahałam się, czując jak czerwień wchodzi mi na policzki. - Jakie… sposoby? - nieśmiałe pytanie wypadło z ust, kiedy wzrok ze ściany mimowolnie z ciekawością zerknął ku niej. Odchrząknęłam zaraz. - Nie zamierzam ich używać. ALE! Wiesz, gdybym jednak nieświadomie… jakoś… kiedyś… to już bym świadomie wiedziała, tak? - przedstawiłam jej swój punkt widzenia, skupiony tylko i wyłącznie na tym, żeby kogoś nie wziąć i przez przypadek nie uwieść. To było ostatnie, czego potrzebowałam. - I wcale nie głupio. Odrobinę konfudująco. Ale o ile przejrzyściej. - określiłam, bo była pierwszą, która naprawdę zdawała się rozumieć o co pytam i tłumaczyć, a nie wymyślać czy oceniać coś. Nie zdawszy sobie nawet sprawy z wątpliwości i rozterek, które moja słowa, czy pytania mogły jej przynieść i przyniosły.
Zaśmiałam się wyrzucając na chwilę nogi w górę. Kiedy zabroniła to obrażanie jej przyjaciółki, czując jak ciepło rozlewa mi się po sercu. A kiedy podjęła znów przekręciłam w jej stronę głowę. Brwi mi się uniosły bez zrozumienia. Dotyk który palił, ale nie parzył? Jak można było utrzymywać równowagę między urwiskiem i wodą. Mrugnęłam wsłuchując się w jej słowa. Nie rozumiejąc z nich wiele - a może właściwie nic. A mimo to policzki pokryły mi się różem. Coś w dźwięku jej zgłosek i złożeniu wyrazów zdawało się przemawiać samo za siebie. - Nic nie zrozumiałam. - szepnęłam, by zaśmiać się krótko, trochę speszona. - Ale brzmi pięknie. Rozwiniesz bym mogła być pewna, co masz na myśli? - wypuściłam cichą prośbę. Nie udając, że nie potrafiłam odnaleźć ukrytych znaczeń. Choć nie wątpiłam, że właśnie takie gdzieś tam są.
Nie naciskałam specjalnie na temat tego, którego imię nie padło. Bardziej - nie powinnam. Tak czułam, że jeśli coś jeszcze paść miało, padnie przecież kiedyś samo. Szczęśliwa z tego że w jakiś sposób stałam się powierniczką tego. A potem tama pękła. Zupełnie niespodziewanie. Zupełnie przypadkiem. Wulkan znów wylał. Zalewając znajdującą się obok Celine. Słowa potoczyły się strumieniem. A łzy na przemian skapywały mi z oczu i wysychały, kiedy drażniło mnie wszystko to, czego nie rozumiałam w co nie wierzyłam a może wierzyć nie chciałam dalej. Co było upokorzeniem tak strasznym o którym miałam nie mówić nikomu więcej, a jej jednak powiedziałam. Popsułam wszystko znów. Przyjemny wieczór zmieniłam w lawinę łez własnych. Pociągnęłam nosem, nie odejmując dłoni od oczu, czując jej ciepłe objęcie, ale nie sądząc, że na jakiekolwiek zasługiwałam. - O-o-o m-mnie? - zapłakałam w pełnym niezrozumieniu. To nie miało sensu. Najmniejszego przecież. - Jestem nikim wa-ważnym. - powtórzyłam to samo, co mówiłam Sheili. Nie rozumiałam tego co wtedy zaszło w kwietniu. Nie rozumiałam tej lawiny pretensji, których byłam częścią. Bo nie potrafiłam nadal uwierzyć, że mogłabym być. Trochę, może. Przyjacielem. Bo byłam, jak obiecałam. A Jim twierdził, że mu to pomogło. Ale przecież bycie nie było jakimś niczym wielkim więcej. Potaknęłam głową na jej kolejne słowa, pociągając nosem. - Że nie sprawiłam kłopotu. - szepnęłam ze ściśniętym gardłem. Powiedział więcej, ale to nie miało znaczenia. Nie takiego jakie przypisywała mi Sheila. - Zepsuje coś. Jak teraz. - szepnęłam nieprzekonana kręcąc głową. - A jaka to dobra intencja? Z żadną nie powinnam. Myślałam, że… że jest dobrze. Bo przyszła przecież. A znikła potem. Sama. N-nie chcę wybierać między nimi. - szepnęłam, nie radząc sobie. Pierwszy raz przyznając się do tego, że nie chciałam rezygnować z żadnego. Że chciałam oboje w swoim życiu. A jednocześnie miałam wrażenie, jakbym powinna wybrać. - Czego się nie dotknę, to psuję. - szepnęłam. Kręcąc głową przecząco. Czując łzy pod oczami. - Nawet wieczór nam. Miało być m-miło. - pociągnęłam nosem uciekając spojrzeniem od oczu Celine. - Przepraszam. - siąknęłam jeszcze krótko.
Nie byłam sama, a mimo to, jej obok jakoś taka się czułam. Może byłam nie taka po prostu jak powinnam, jak inni by chcieli albo widzieli. - Może powinnam się zmienić jakoś. Chyba się nie da. Ale może... Gdybym się postarała, może by się... by się udało? - zapytałam jej niepewnie, pomimo tego, że jeszcze chwilę temu mówiłam Jamesowi, że nie da się być kimś innym niż się jest.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]07.11.22 20:50
Celine zastanawiała się, czy gdyby musiała wyjaśnić uwodzenie młodszej siostrze, to czy byłoby to równie peszące. Zniuansowane zasady i wirtuozje zaczerpnięte nie tyle z lekcji baletu otwierających wrota do świadomości ciała, co z portu nad Tamizą, przypominały ciężkie traperskie buty, w których musiała stąpać po lodzie ledwie roszącym taflę wody u przesilenia jesieni i zimy. Neala chyba nie chciała wyczytać z tonu jej głosu zakłopotania, albo umyślnie pomijała te nuty, zbyt przyciśnięta do muru własną ciekawością, czymś, za co półwila nie mogła jej winić. Podobno to pierwszy stopień do piekła, tylko że bez ciekawości życie było miałkie i szare, wyzute z przygód, które można było przeżyć przy zadaniu odpowiednich pytań, albo wciśnięciu dłoni w rozżarzone węgle, sprawdzając, czy skóra pokryje się pęcherzami. Po raz kolejny westchnęła więc pod nosem i usiadła na łóżku przodem do przyjaciółki. Mina ułożona z mięśni mimicznych wyrażała pewne zacięcie; jeśli nie zrozumie teraz, nie zrozumie nigdy.
- Chodzi o to, w jaki sposób mówisz, poruszasz się, patrzysz. W jaki milczysz, zastygasz i unikasz spojrzenia. Na przykład... - chudziutka dłoń powoli i gładko sięgnęła za Nealę, niby przez przypadek ocierając się o jej ramię skryte pod materiałem białej nocnej koszuli. Srebrne włosy zakołysały się, zwróciła na nią spojrzenie spod kurtyny ciemnych rzęs, miękkie, szklące się niewinną subtelnością, a na zarysowanych obojczykach naprężyła się skóra, kiedy później przechyliła głowę do boku. Przez rozchylone wargi uleciał cichy oddech. Przez chwilę trwała w milczeniu, aż opuściła wzrok i pozwoliła kącikom ust drgnąć w niedopowiedzianym uśmiechu. Każdy element wyglądał naturalnie, każdy przykuwał wzrok, mógł elektryzować. - Widzisz? Uwodzić można wszystkim. Ukradkowym spojrzeniem, które na chwilę styka ze sobą pary oczu. Uśmiechem, który podkreśli sympatię, zainteresowanie, albo wyrazi podziw czy zgodę. A drobne, umyślno-nieumyślne gesty otwierają jedno ciało na drugie; zmiękczają granicę między tobą a mną. Wydają się losowe, ale takimi nie są, bo grasz na nich jak na instrumencie. Są jak kalejdoskop drobnych elementów zachowania, które składają się w całość, więc to też nie tak, że jeśli się do kogoś uśmiechasz i patrzysz mu w oczy, to od razu go uwodzisz - wyjaśniła, wciąż niechętnie zagłębiając się w szczegóły. Dla dobra sprawy i zaspokojenia ciekawości wiercącej Neali dziury w brzuchu należało się jednak poświęcić. - Można uwodzić obcesowo, na przykład podkreślając dekolt, przygryzając wargi, albo robiąć coś, czego strasznie nie lubię, czyli okręcać lok na palcu, a można też dyskretnie. Czyli bardziej tak, jak ci pokazałam. Następna lekcja kiedy indziej! - oznajmiła i ponownie opadła na łóżko, zachowując dla siebie to, jak bardzo musiała walczyć ze wspomnieniami z Tower, które lizały sploty pamięci i próbowały wkraść się pomiędzy myśli.
Niestety nie była Rain, która w mig nauczyłaby Weasleyównę tajników docierania do męskich serc i naginania ich woli wedle własnych pragnień. Celine potrafiła zreplikować tamte nauki, wdrożyła je w życie, wspięta na kolejny szczebel samoświadomości w odbiorze cudzym okiem, jednak nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, by je powtórzyć - nie tak, jak uczyniła to Huxley.
A potem żadna z nich nie myślała już o uwodzeniu.
Półwila gładziła serpentyny rudych włosów, wdzięczna, że zapłakana, wylewająca z siebie gorycz żalów Neala nie mogła dojrzeć w tym momencie jej twarzy. Zakłopotanie ustąpiło miejsca cichemu oburzeniu, uśmiech spełzł z warg, zastąpiony przez ściskający wargi grymas pełen niezrozumienia; jak można było doprowadzić swoją przyjaciółkę do takiego stanu? Owszem, swego czasu również kłóciła się z bliskimi dziewczętami częściej, niż dziś chciałaby to przyznać, ale nie wyobrażała sobie, by którąkolwiek z nich doprowadzić do łez. Może poza Philomeną Cadwell, ale to był wypadek! Przecież nie chciała rzucić wówczas tak ostrym komentarzem, gdy kasztanowłosa nastolatka po raz kolejny doprowadziła do przerwania wspólnej próby baletowej błędem, który powtarzała wręcz do znudzenia. Niestety - w profesjonalnym tańcu półwila wymagała perfekcji nie tyle od siebie, co również od innych.
- Nie trzeba być rodziną, żeby być ważnym - nieomal weszła jej w słowo. Może w romskiej kulturze sprawy miały się inaczej, ale tego Celine nie była świadoma, mogła więc mówić przez pryzmat własnych doświadczeń, a w tych przyjaciele byli równie istotni, co krewni, z którymi splatały ją rzeki wspólnej krwi. - Dlaczego miałabyś wybierać? Wymagają tego od ciebie? Przecież to strasznie głupie... - wyrwało się jej, zanim zdołałaby ukrócić galop wyciekających przez gardło słów i przestać wściubiać nos w nieswoje sprawy. Tylko na to było już chyba za późno. Dzieląc się zmarkotniałymi smutkami, Neala wpuściła ją do świata tych drzazg, a ona nie potrafiła przejść obojętnie obok krwawiących serc, nigdy nie potrafiła. - Nie mów tak. Nie psujesz niczego, nie zepsułaś wtedy i nie psujesz teraz; jutro, pojutrze i za dziesięć lat też na pewno niczego między nami nie popsujesz. Dobrze? Wiesz, że można coś łatwo wykrakać? I jak będziesz tak powtarzać, albo co gorsza wierzyć, że coś zepsujesz, to przeznaczenie będzie chciało cię posłuchać? A podobno wytoczyłaś mu wojnę - przypomniała z bledziutkim uśmiechem i ucałowała skroń przyjaciółki.
Spojrzeniu Neali nie pozwoliła uciec też na zbyt długo. Zaokrąglony półksiężyc paznokcia u palca wskazującego oparł się o podbródek dziewczyny i nacisnął na niego lekko, zachęcając, by uniosła głowę i na nowo złączyła ze sobą ich oczy, chociaż półwila najchętniej zamknęłaby ją w ramionach tak szczelnie, jak to możliwe, i nie wypuściła z nich aż do wschodu słońca.
- Gdybyś źle zrobiła, to Jimmy by ci o tym powiedział, a tego nie zrobił - podkreśliła po raz kolejny, cierpliwie i ciepło. - I nikt by nie chciał, żebyś się zmieniała, szczególnie nie na siłę. Sheili też w końcu przejdzie. Zobaczysz. Nie będzie się boczyć w nieskończoność, tym bardziej za coś takiego - serce Celine rozgrzało się od myśli, że faktycznie miała u swojego boku młodszą siostrę, którą należało uspokoić po kłótni z rówieśniczkami, i choć wyglądem różniły się jak słońce i księżyc, to serca miały podobnie uwrażliwione, na tyle, by można było nazwać je krewniaczymi. - Uszy do góry - szepnęła. - Bo inaczej zaraz zrobię ci zdjęcie i powieszę cię taką u siebie na ścianie...


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: pokój Rii [odnośnik]20.12.22 23:19
Potrzebowałam informacji. Musiałam wiedzieć, żeby potem móc nie wykorzystywać wiedzy w praktyce i w ten sposób brać i nikogo nie uwodzić - świadomie i nieświadomie. Pilnować siebie dokładnie, nie dać się podejść z żadnej strony. To był mój plan. Skupiona na tym - na własnej potrzebie, własnym planie, stałam się po raz kolejny okropną gospodynią, nie zauważając nawet, że Celine temat ten nie bardzo w smak jest. Gdybym wiedziała, zrozumiała - nie zadawałabym kolejnych pytań. Jedyne czego chciałam, to żeby czuła się u mnie dobrze. U mnie i ze mną. Pokiwałam głową, kiedy zaczęła tłumaczyć. Czyli ogólnie chodziło o wszystko? Świetnie, jak nad wszystkim na raz panować miałam? Jeszcze nie wiedziałam, ale zmarszczyłam lekko brwi w skupieniu. Na przykład? Uniosły mi się brwi obie rdzawe. Na przykład co. Tęczówki pomknęły za jej dłonią, kiedy brwi na nowo zmarszczyły się odrobinę. Zerknęła na rękę, a potem na Celine, która znalazła się… bliżej. Patrzyłam oniemiała całkiem. Piękno. Takie prawdziwe. Takie naprawdę. Teraz wiedziałam już na pewno. Jedno mogło mieć tylko imię. Zawierało się w zgłoskach określających jej imię. Nieświadomie wargi rozchyliły mi się lekko. Drgnęłam dopiero kiedy odezwała się ponownie mrugając kilkakrotnie. Przestałam chyba oddychać na chwilę. Uniosłam rękę, odrobinę speszona odgarniając włosy za ucho.
Widziałam? Widziałam. Ale ja tak nie umiałam, tego jednego byłam pewna. Zmarszczyłam lekko nos słuchając jej w milczeniu. Uwodzić można wszystkim? Świetnie, mina mi zrzedła. Wszystko, to była najgorsza możliwość przecież. A kiedy zaczęłam wymieniać ja zaczęłam gorączkowo szukać czy ukradkowo z kimś to spojrzenie zetknęłam. Czy do kogoś jakoś w uwodzicielski sposób się uśmiechnęłam, albo z podziwem i zgodą. Umyślno- nieumyślne gest były najgorsze przez moje ręce, które z emocją czasem łapały za coś kompletnie niepotrzebnie. Westchnęłam ciężko. Zaraz jednak nadzieja rozbudziła się we mnie na nowo. Skoro składać się miały i uśmiech czy spojrzenie nie było od razu uwodzeniem, to może jednak nie uwodziłam. Ale z pewnością całkiem się już pogubiłam. Uniosłam dłonie kiedy mówiła o tym obcesowym i przytknęłam palce wskazujące do skroni zaczynając ją masować.
- Oh, dzisiaj nie przetrawię już więcej. - zgodziłam się z nią wzdychając ciężko. Jeśli spodziewałam się odwiedzi jakiejś, to nie udało mi się w tym momencie znaleźć żadnej. Poza mglistą świadomością, że jednak uwodziło się o tym wiedząc, a nie przypadkiem. Chociaż tyle dobrego.
Nie wiedziałam, kiedy pękłam całkiem, a słone krople pomknęły z moich oczu kompletnie niczym nie wstrzymane. To ta bezsilność, niepewność - może niezrozumienie nawet bardziej, wszystko to kotłowało się i wypłynęło na wierzch psując nam całkiem wieczór. Znaczy - ja go zepsułam.
- N-nie wiem. - szepnęłam spazmatycznie łapiąc oddech w płuca. Na chwilę przestałam płakać. Pociągnęłam nosem. - Mam wrażenie, że jest zła, że Jim jest tutaj, a nie z nimi - w domu. Ale przecież… - pokręciłam głową, wzruszając pokracznie ramionami. - …on tu pracuje ciężko, a nie leży na hamaku n-n-nucąc. J-ja pomagam czasem, ale nie siedzę tam c-ciągle. Mam naukę. M-myślałam… że się ucieszy że go lubię. Thomasa nie lubię i to też ją d-denerwuje. Nie wiem już… - zaczęłam, ale nie powiedziałam dalej, zamykając się w końcu. Słuchając jej słów, potrzebując ich w jakiś sposób. Zapewnienia, że nie byłam jakąś okropną psują, bo taką się czułam ostatnio. Mimowolnie prychnęłam na to przeznaczenie, które przytoczyła.
- Wytoczyłam. - potwierdzałam już spokojniej, mimo załzawionych oczu. Lekko marudnym głosem, nie uciekając przed gestem. Przymykając na chwilę oczy. Przepraszając za swój wybuch. Odwracając wzrok na bok zawstydzona teraz własnym zachowaniem. Nie opierałam się jednak, kiedy uniosła mi głowę. Spojrzałam w jej oczy. Powiedziałby? Przez chwilę mierzyłam jej spojrzenie. W końcu potakując krótko głową w niemej zgodzie. Pociągnęłam jeszcze raz nosem. Czując spokojniejszy oddech. Tak, dokładnie. Przejdzie jej. Była zmęczona i chora. To dlatego na pewno. Jak poczuje się lepiej, to wyjaśnią to sobie wszystko. Do Eve też wezmę i pójdę.
- Nie zrobisz. - mruknęłam, wykrzywiając teatralnie usta trochę. Ale usta zaraz drgnęły mi lekko. - Przepraszam, że zalałam cię sobą. - szepnęłam, czując po tym wszystkim, jak zmęczenie zaczyna zgarniać mnie w ramiona. - Jesteś najmilszą i najpiękniejszą dziewczyną jaką poznałam. Eve też jest piękna. - mruknęłam, unosząc rękę by zakryć usta kiedy ziewnęłam. - Zazdroszczę ci trochę. - mruknęłam przymykając oczy. - Mam nadzieję, że zostaniesz blisko na długo. - powiedziałam już z mrukliwą śpiącą manierą. Niewiele dłużej minęło, nim nas obie zgarnęła całkiem ciemność.
Chciałam dać jej więcej śmiechu, niż płaczu mojego. Ale czasu cofnąć nie mogłam już całkiem, od jej decyzji zależeć będzie co z nami dalej.

| zt x2 :pwease:


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]17.06.24 15:46
24 września 1958
List Tonksa miał treść jakkolwiek niepokojącą, nie odpisał mu jednak, bo nim otworzył kopertę dostrzegł Nealę i Jamesa przez okno, wracających do domu. Był blady świt, wróciła wcześnie, nie mógł wiedzieć, o której godzinie na jego parapecie znalazł się list. Nie wyglądała na wypoczętą, nie spała w nocy. Nie wyglądała też na zadowoloną. Wyglądało na to, że Tonks postanowił zabawić się z młodzieżą, inaczej nie wracaliby przed końcem godziny policyjnej. Czy jego wiadomość powinna go niepokoić? Nie wiedział. Długo go nie było, wiedział, że wujostwo otoczyło ją najlepszą opieką, ale ich rodzice zmarli już dawno temu. Nie był gotowy na jej nastoletni bunt, zawsze wydawała się rozsądna. Nie posądzał też Tonksa o nadgorliwość, nie odważyłby się sugerować, że Neala zachowuje się niestosownie, gdyby nie miał ku temu podstaw. Ale czuł - wiedział - że to nie z Tonksem powinien porozmawiać pierwszym.
Słyszał, jak otwierają się drzwi, słyszał, jak przechodzi po okrutnie skrzypiących schodkach prowadzących do dawnego pokoju Rii. i nasłuchiwał, póki odgłosy nie ucichły, pozwalając jej położyć się spać.
Pod jej drzwiami pojawił się dokładnie godzinę później - chwilę wahając się, nim to zrobił - ale ostatecznie załomotał przedramieniem w drzwi, chcąc ją wybudzić - pewien, że z tego snu wybudzić będzie ją trudno.
- Neala?! - zawołał przez drzwi, wykonał gest, chcąc sięgnąć klamki drzwi, lecz wstrzymał ruch w połowie. Ciotka jakiś czas temu zwróciła mu na to uwagę - że kiedy mieszkali razem, nie była jeszcze panienką, tylko dzieckiem. Że powinien się pilnować, bo Neala była już dorosła i tak powinien ją traktować. - Neala!! Neala?! - powtórzył, wspierając się o drzwi bokiem twarzy, nasłuchując, czy z wnętrza słychać odgłosy. - Już jest dzień - oznajmił, bez większej emocji, wciąż podniesionym głosem, żeby mogła usłyszeć go wyraźnie. - Wstawaj, potrzebuję cię. Wychodzimy. Masz kwadrans, czekam na zewnątrz. Ubierz się wygodnie! - Słyszała go? Wstała? Nie odszedł od drzwi, póki nie usłyszał ruchu, Neala nie przywykła do braku snu, do całonocnych imprez - przynajmniej taką miał nadzieję - też nie. Wiedział, jak trudna będzie dla niej ta pobudka, ale była tylko konsekwencją podjętych przez nią decyzji.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: pokój Rii [odnośnik]17.06.24 20:01
Wchodząc do domu a właściwie unosząc ręke, układając ją na klamce jeszcze raz obejrzałam się za siebie spoglądając na stajnie, biorąc drżący dech w pierś. Egoistycznie chciałam więcej; więcej czasu, więcej możliwości, więcej… po prostu więcej. Odwróciłam tęczówki czując łzy które wyciskało serce, opuszczając głowę, w pochodzie skazańca na życie w samotności wspinając się na schody, czekając, kiedy dopadnie mnie sumienie w postaci Brendana - ale to nie stanęło na mojej drodze. Jeszcze. Zamknęłam za sobą drzwi, biorąc wdech w pierś, opierając się o nie. Patrząc nieprzytomnie przed siebie. Piękno chwil i słów mieszało się z rozpaczą złamanego serca. Złamanego w sposób tak trudny do określenia. Ściągnęłam torbę, odkładając ją gdziekolwiek w końcu nie potrafiąc zatrzymać już nic więcej. Byłam bardzo długo silna - choć ciężko było to chociaż siłą nazywać - próbując zachowywać się tak jak powinnam. Jak sądziłam, ze powinnam. Czując wyraźnie gorycz tej powinności. Zanim doszłam do łóżka już się nimi dławiłam na nowo - własnymi łzami, przekreślonymi marzeniami, losem, który zabawił się mną znowu. I tak trwałam, pozwalając by ból wydobywał się na zewnątrz, ze mnie, trwał wokół nie przemijał nim zmęczenie nie wzięło góry nawet nad nim, zamykając mi oczu niemal na siłę.
Nie na długo.
Która byłą godzina?
To było pierwsze pytanie, kiedy w końcu drgnęłam wybudzona dźwiękiem własnego imienia i łomotem w drzwi.
- Nie śpię! - odkrzyknęłam, gardło miałam wyschnięte na wiór, głowa zdawała się pękać, chrypa wybrzmieć. Spałam aż do południa? To nie za dobra nowina. - Tak, tak, chwilę! - odpowiedziałam wykrzywiając usta na informację, że był nowy dzień. Dzień może i taki był, ale nie przyniósł powiewu nowego. Nadal ją czułam, gorycz i nieszczęście. Przekręciłam się na plecy patrząc w sufit. Moje wargi opuściło westchnięcie. Ze wszystkich dni właśnie dziś? Zamarudziłam do samej siebie. Nie chciałam nigdzie iść, chciałam zwinąć się w kołdrę i nie wychodzić stąd póki to uczucie nie minie całkowicie. Chwila. Czy on powiedział kwadrans. KWADRANS?! Na Merlina, serca nie miał chyba. Poderwałam się gwałtownie. - Aj, aj, aj. - syknęłam, kiedy coś w głowie zaciągnęło mocniej, uniosłam rękę, przykładając ją do niej, szukając stojącego zegara i kiedy zrozumiałam która godzina była, otworzyłam lekko usta. - Dobrze! Zaraz będę! - odpowiedziałam tylko, bo co właściwie więcej mogłam powiedzieć? E, nie Brendan dzięki, dzisiaj będę topić się w morzu beznadziei. Westchnęłam, podbiegając do szafy, a potem wbiegając do łazienki, żeby się umyć, jako taki, włosy wysuszy, jako tako też, ubrać byle jak właściwie - spódnica, koszula, wygodnie miało być, to wzięłam takie znoszone bardziej, bo to znaczyło, że nie musiałam wyglądać. Włosy spięłam w kitkę, na tyle głowy, myjąc twarz i myjąc, ale wyglądałam beznadziei. Grymas beznadziei i bólu nie schodził mi z twarzy chyba, próbowałam przed lustrem chwilę się go pozbyć - ale nieskutecznie. No nic, niech będzie. Weszłam do kuchni, pochłaniając dwie szklanki wody, mówiąc krótkie zachrypnięte dzień dobry cioci, wsunęłam wyższe półbuty, zgarnęła kurtkę i z leciutkim poślizgiem otworzyłam drzwi wejściowe. - Jestem. - oznajmiłam biorąc wdech. - Dzień Dobry. - przywitałam się też z nim. Choć dobry wcale nie mógł być. To kłamstwo było konkretne. Uprzejme, ale dziś mało możliwe ostatecznie.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: pokój Rii [odnośnik]18.06.24 2:02
Nie śpię, przedostało się przez drzwi, razem z zapewnieniami, że zbiera się z łóżka; nie czekał na nią, wyszedł przed dom, szukając w tym czasie mioteł - kątem oka spoglądając tylko przez szyby do wnętrza domu i obserwując, jak wlewa w siebie wodę. Dużo wody. Dała radę wyjść z łóżka, ubrać się, stanąć na nogi, nie wyglądała świeżo, nie wyglądała zdrowo, ale poradziła sobie.
- Dzień dobry - odpowiedział, bez ostrzeżenia rzucając w jej kierunku mniejszą miotłę. - Wyspana? - spytał, choć przecież widział, że nie, z jakiegoś powodu chciał to najwyraźniej usłyszeć od niej. - Do mnie - wypowiedział inkantację, wyrzucając miotłę w powietrze, zawisła tuż przed nim, na odpowiedniej wysokości - zasiadł na niej od razu, kiwając głową Neali, by poszła w jego ślady.
- Czeka nas kawał drogi - zapowiedział, odbijając się nogami od wydeptanej trawy, latanie wciąż nastręczało mu trudności. Nie wrócił jeszcze do pełni zdrowia, brakowało mu sił, brakowało równowagi, ale tylko w ten sposób mógł wrócić do dawnej formy - i robił, co mógł, żeby ten proces przyśpieszyć. Zdawał sobie sprawę z tego, że lot na miotle zaraz po śniadaniu - lub jego braku - w poranek po intensywnej domówce mógł być trudny, ale wziął ze sobą trochę wody na wypadek, gdyby jej żołądek dał wyraz dosadniejszego buntu. Przez ramię przewieszony miał jutowy wór, w którym znajdowało się zaopatrzenie przyniesione przez okolicznych mieszkańców - ci, którzy chcieli pomóc, zawsze wiedzieli, że ich dom był na tę pomoc otwarty. I że wiedzieli - komu pomocy trzeba najpilniej. - Lecimy do pani Becker - wyjaśnił w końcu. Była w wieku ich ciotki, chodziły razem do Hogwartu, ale niedawno urodziła dziewiąte dziecko. Nie było im łatwo. - Zostawimy jej te rzeczy. Ostatnio gorzej się czuje, więc zapewniłem ją, że pomożesz jej przy dzieciach. Trójka najmłodszych jest chora. Wrócę po ciebie za jakieś dwie, może trzy godziny. Muszę się stawić w Sanatorium w Plymouth. - Wciąż miał regularne wizyty. Kontrole. Czekał na zgodę na powrót do pracy. Ale jeszcze nie pracował, a dzięki temu miał czas dla niej. Odbił się od ziemi, wzbijając się w powietrze, przez ramię oglądając się na siostrę. Nie spodziewał się, że w podróży będzie szczególnie rozmowna.
   
przechodzimy tu

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

pokój Rii
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach