tajemniczy zagajnik
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Zagajnik
Zagajnik to przyjemne, piękne miejsce. Znajduje się w Ottery St. Catchpole, oddalony o kilkadziesiąt metrów od domu Weasley'ów. Jest polaną otoczoną leśnymi drzewami. Zwykle w zagajniku można zastać niemagiczne zwierzęta; te znane czarodziejom unikają miejsc, w których mogłyby natknąć się na mugoli. Ta drobna niedogodność nie odbiera miejscu uroku; w samym centrum łąki ktoś kiedyś postawił prowizoryczną, drewnianą ławeczkę, z której możliwe jest podziwianie zachodu słońca.
Rzadko ktokolwiek tutaj przychodzi. Po miasteczku krąży smutna legenda o samobójstwie nieszczęśliwie zakochanej pary, która według opowieści miała powiesić się na gałęzi centralnego drzewa. Przez to w zagajniku nieprzerwanie trwa cisza i spokój, zmącone jedynie odgłosami natury.
Rzadko ktokolwiek tutaj przychodzi. Po miasteczku krąży smutna legenda o samobójstwie nieszczęśliwie zakochanej pary, która według opowieści miała powiesić się na gałęzi centralnego drzewa. Przez to w zagajniku nieprzerwanie trwa cisza i spokój, zmącone jedynie odgłosami natury.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Pewność siebie topniała z zatrważającą szybkością, bo chociaż w domu jeszcze była pewna swego, tak teraz coraz mniej. Czy był sens w ogóle rozmawiać? Czy nie wchodzi teraz w paszczę lwa... lwiątka, które niepozorne, narobi jej więcej szkód w codzienności? W sumie tego właśnie obawiała się, pozostawiając sprawę nie do końca wyjaśnioną. Obleczoną emocjami, które tamtego dnia wyszarpnęły się obu. Nie żałowała swoich słów, wytknięcia tego, co nie przypadało jej do gustu. Skoro Weasley wymagała od niej poprawnego zachowania w towarzystwie, wypadało, aby zachowywała się podobnie. Dziś stała w tym miejscu, by doprecyzować tylko jedną kwestię. Może dwie? Parę? Kilka? Czuła się poddenerwowana i to nie był dobry znak.
Uważne spojrzenie spoczęło na dziewczynie, gdy ta tylko się pojawiła, ale bardziej od rudej, zainteresował ją zwierzak. Nigdy czegoś takiego nie widziała, ale przywykła już, że świat ją zaskakiwał. Było tak wiele rzeczy, które ją omijały i coraz mocniej wątpiła, aby miała szansę poznać, chociaż procent z nich. Jej życie się zmieniało, uwiązywało ją w jednym miejscu, nawet jeśli nadal była wolna i mogła decydować o sobie. Krótka uprzejmość, gest dobrej woli, aby jednak to spotkanie, chociaż zaczęło się miło.
- Czym jest Furia? – spytała z ciekawości, licząc, że dostanie jakąś konkretną i zrozumiałą odpowiedź. Co za dziwnego pupila miała dziewczyna, tak ufnie siedzącego na barkach. Bez sprzeciwu podążyła za nią, nie błądząc specjalnie wzrokiem po otoczeniu. Nie rozglądała się natrętnie, pamiętając trochę okolice domu Neali. Opadła miękko i wbrew wszystkiemu lekko na wskazane miejsce, poprawiając materiał sukienki. Odruchowo nadal ukrywała zmieniająca się sylwetkę. Wiedziała, że niedługo przestanie być to możliwe, ale póki co wolała mieć tajemnicę. Swoją, szeptaną tylko zaufanym osobom.
- Cieszę się.- odparła, słysząc, że u rozmówczyni było wszystko dobrze. Naprawdę ją to cieszyło? Zaskakiwała siebie, ale tak. Nie była zawistna, nie życzyła źle każdej osobie, która zawodziła ją w jakiś sposób, która raniła wręcz do krwi. Ludzie tacy byli, więc musiałaby znienawidzić cały świat, a tego już nie chciała. Skinęła głową, potwierdzając kłamliwie, że podobnie nie mogła narzekać na codzienność. Może nie tak powinna rozpoczynać tą rozmowę, od łgarstwa, ale nauczyła się milczeć, gdy padały podobne pytania. Nie zależało jej już na zrozumieniu kogokolwiek, przypadkowych osób czy tych najbliższych. Przestała wierzyć, ze je dostanie.- Poproszę.- szepnęła, czując, że ta woda zaraz się przyda. By zająć czymś dłonie, by ugasić płomień ściśniętego gardła. Starała się ważyć słowa, dobierać je ostrożnie, ale dobrze wiedziała, że jeden impuls zniweczy całe starania. Delikatne przekroczenie granicy tolerancji wystarczy, aby raz jeszcze napiąć sytuację do granic wytrzymałości obu. Nie chciała tego, gdzieś w głębi siebie, naprawdę nie chciała.
- Tak, chciałam wrócić jeszcze do tego i tak, mylisz się, że padło już wszystko.- odparła, milknąc na moment, kiedy zrozumiała brzmienie własnych słów i ich przypadkowy wydźwięk. Spuściła na moment wzrok na dłonie, które z niepokojem mięły miętowy materiał sukienki. Ciemne oczy uniosły się zaraz, by powędrować po otoczeniu, kupując jej parę sekund więcej.- Nie zgadzam się...- urwała, by chwilę później wypuścić ze świstem powietrze z płuc. Źle, znów źle. Może więc jeszcze raz? – Chciałam wyjaśnić to, co powiedziałaś przed wyjściem. Bo najwyraźniej źle odebrałaś moje słowa, a może w irytacji powiedziałam, coś, co zabrzmiało w ten sposób i popchnęło Cię do podobnego wniosku.- podjęła ponownie, próbując odnaleźć spokój, gdy mówiła. Im więcej padało słów, tym czuła się pewniej. Do celu, bez pośpiechu.- Powiedziałaś, że nie przestaniesz przyjaźnić się z Jamesem, mimo wszystko.- słowa przeszły przez gardło ze zgrzytem, który poczuła, jakby nagle złapała ją chrypa. Miała nadzieję, że nie było tego słychać, że ton głosu nie zachwiał się ani na moment.- Nie chcę, byś przestawała. Nie tego chciałam, mówiąc Ci, co mi się nie podoba. Nie zamierzam wnikać w przyjaźnie Jimmy’ego i jeśli uważa Cię za osobę, którą chce mieć w gronie przyjaciół... nic mi do tego. Jeśli ufa ci tak, by dopuścić do siebie, bądź przy nim.- odwróciła nieco głowę, skupiając spojrzenie na ogrodzie, na zieleni, która je otaczała. Ostatnie słowa, mimo że jej własne, bolały. Przez ostatnie miesiące dobitnie pokazał, że dla niej nie było miejsca tam, gdzie chciała być. Dlatego niech ma i młodą Weasley. Nieco nerwowo przesunęła czubkiem języka po ustach.- Chcę jednak mieć pewność co do Ciebie. Nie chcę wątpliwości, nie chcę nigdy słuchać szeptów, gdy odchodzisz gdzieś z Nim.- nie chciała czuć duszącego upokorzenia, obaw i zazdrości. Wiedziała, jak kochliwy był James i nie miała pojęcia, co siedzi w głowie Neali. To nie pomagało. Zaborczość nie leżała w jej naturze w tak oczywistym stopniu, ale nie była też naiwna. Już nie.- Nie jesteś dzieckiem, Nealo, jesteś mądra i powinnaś to zrozumieć chociaż trochę.- zamilkła. Sięgnęła po szklankę napełnioną wodą i upiła łyk, drobny, jakby z obawą, że ściśnięte gardło nie pozwoli przejść wodzie.- Mówiłaś, że chciałaś przyjaźnić się ze wszystkimi to miłe, chociaż wątpię już, byś nadal chciała. Przyjaźń czy znajomość z nami jest trudna.- dodała przypominając sobie jeszcze o tym. Z jedną osobą dało się, lecz więcej cyganów w pobliżu to chyba nadal zbyt temperamentna mieszanka.
Uważne spojrzenie spoczęło na dziewczynie, gdy ta tylko się pojawiła, ale bardziej od rudej, zainteresował ją zwierzak. Nigdy czegoś takiego nie widziała, ale przywykła już, że świat ją zaskakiwał. Było tak wiele rzeczy, które ją omijały i coraz mocniej wątpiła, aby miała szansę poznać, chociaż procent z nich. Jej życie się zmieniało, uwiązywało ją w jednym miejscu, nawet jeśli nadal była wolna i mogła decydować o sobie. Krótka uprzejmość, gest dobrej woli, aby jednak to spotkanie, chociaż zaczęło się miło.
- Czym jest Furia? – spytała z ciekawości, licząc, że dostanie jakąś konkretną i zrozumiałą odpowiedź. Co za dziwnego pupila miała dziewczyna, tak ufnie siedzącego na barkach. Bez sprzeciwu podążyła za nią, nie błądząc specjalnie wzrokiem po otoczeniu. Nie rozglądała się natrętnie, pamiętając trochę okolice domu Neali. Opadła miękko i wbrew wszystkiemu lekko na wskazane miejsce, poprawiając materiał sukienki. Odruchowo nadal ukrywała zmieniająca się sylwetkę. Wiedziała, że niedługo przestanie być to możliwe, ale póki co wolała mieć tajemnicę. Swoją, szeptaną tylko zaufanym osobom.
- Cieszę się.- odparła, słysząc, że u rozmówczyni było wszystko dobrze. Naprawdę ją to cieszyło? Zaskakiwała siebie, ale tak. Nie była zawistna, nie życzyła źle każdej osobie, która zawodziła ją w jakiś sposób, która raniła wręcz do krwi. Ludzie tacy byli, więc musiałaby znienawidzić cały świat, a tego już nie chciała. Skinęła głową, potwierdzając kłamliwie, że podobnie nie mogła narzekać na codzienność. Może nie tak powinna rozpoczynać tą rozmowę, od łgarstwa, ale nauczyła się milczeć, gdy padały podobne pytania. Nie zależało jej już na zrozumieniu kogokolwiek, przypadkowych osób czy tych najbliższych. Przestała wierzyć, ze je dostanie.- Poproszę.- szepnęła, czując, że ta woda zaraz się przyda. By zająć czymś dłonie, by ugasić płomień ściśniętego gardła. Starała się ważyć słowa, dobierać je ostrożnie, ale dobrze wiedziała, że jeden impuls zniweczy całe starania. Delikatne przekroczenie granicy tolerancji wystarczy, aby raz jeszcze napiąć sytuację do granic wytrzymałości obu. Nie chciała tego, gdzieś w głębi siebie, naprawdę nie chciała.
- Tak, chciałam wrócić jeszcze do tego i tak, mylisz się, że padło już wszystko.- odparła, milknąc na moment, kiedy zrozumiała brzmienie własnych słów i ich przypadkowy wydźwięk. Spuściła na moment wzrok na dłonie, które z niepokojem mięły miętowy materiał sukienki. Ciemne oczy uniosły się zaraz, by powędrować po otoczeniu, kupując jej parę sekund więcej.- Nie zgadzam się...- urwała, by chwilę później wypuścić ze świstem powietrze z płuc. Źle, znów źle. Może więc jeszcze raz? – Chciałam wyjaśnić to, co powiedziałaś przed wyjściem. Bo najwyraźniej źle odebrałaś moje słowa, a może w irytacji powiedziałam, coś, co zabrzmiało w ten sposób i popchnęło Cię do podobnego wniosku.- podjęła ponownie, próbując odnaleźć spokój, gdy mówiła. Im więcej padało słów, tym czuła się pewniej. Do celu, bez pośpiechu.- Powiedziałaś, że nie przestaniesz przyjaźnić się z Jamesem, mimo wszystko.- słowa przeszły przez gardło ze zgrzytem, który poczuła, jakby nagle złapała ją chrypa. Miała nadzieję, że nie było tego słychać, że ton głosu nie zachwiał się ani na moment.- Nie chcę, byś przestawała. Nie tego chciałam, mówiąc Ci, co mi się nie podoba. Nie zamierzam wnikać w przyjaźnie Jimmy’ego i jeśli uważa Cię za osobę, którą chce mieć w gronie przyjaciół... nic mi do tego. Jeśli ufa ci tak, by dopuścić do siebie, bądź przy nim.- odwróciła nieco głowę, skupiając spojrzenie na ogrodzie, na zieleni, która je otaczała. Ostatnie słowa, mimo że jej własne, bolały. Przez ostatnie miesiące dobitnie pokazał, że dla niej nie było miejsca tam, gdzie chciała być. Dlatego niech ma i młodą Weasley. Nieco nerwowo przesunęła czubkiem języka po ustach.- Chcę jednak mieć pewność co do Ciebie. Nie chcę wątpliwości, nie chcę nigdy słuchać szeptów, gdy odchodzisz gdzieś z Nim.- nie chciała czuć duszącego upokorzenia, obaw i zazdrości. Wiedziała, jak kochliwy był James i nie miała pojęcia, co siedzi w głowie Neali. To nie pomagało. Zaborczość nie leżała w jej naturze w tak oczywistym stopniu, ale nie była też naiwna. Już nie.- Nie jesteś dzieckiem, Nealo, jesteś mądra i powinnaś to zrozumieć chociaż trochę.- zamilkła. Sięgnęła po szklankę napełnioną wodą i upiła łyk, drobny, jakby z obawą, że ściśnięte gardło nie pozwoli przejść wodzie.- Mówiłaś, że chciałaś przyjaźnić się ze wszystkimi to miłe, chociaż wątpię już, byś nadal chciała. Przyjaźń czy znajomość z nami jest trudna.- dodała przypominając sobie jeszcze o tym. Z jedną osobą dało się, lecz więcej cyganów w pobliżu to chyba nadal zbyt temperamentna mieszanka.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
- Smoczognikiem. Dostałam go od Pana… znaczy Percivala, kiedy wyjeżdżał. Był zbyt młody, żeby mógł zabrać go ze sobą. Ale krnąbrny jest i mało się słucha jeszcze. To taka jaszczurka, nie zieje ogniem… gdyby coś. - uniosłam rękę, żeby pokazać kilka draśnięć ostatnich. Zatrzymałam się wskazując jej krzesło, sama siadając na tym, które zajmowałam wcześniej. Furia przeniósł się na moje kolana, a ja podrapałam po pod brodą bo wiedziałam, że to lubi nawet. Wychyliłam się, żeby nalać tej wody. Smoczognik zaprotestował. Ściągnęłam go z kolan. - Leć do Victorii, tylko jej nie zaczepiaj. - powiedziałam mu, ale nie posłuchał mnie wcale pozostając obok. Potem usiadłam wystosowując pytanie, zaplatając jak ciotka Mathilda mi pokazywała kulturalnie nogę o nogę ręce układając na kolanach. Styl i klasa. Proste plecy, uprzejme zainteresowanie i… Furia, wsadzając głowę mi pod rękę. Pogoniłam go drugą. Nie przeszkadzaj, kiedy tutaj damę robię i spokój i klasę tą całą. Eve mówić zaczęła. Ja w końcu furię odepchnęłam i uniosłam się trochę, żeby nalać nam wodę. Moje brwi mimowolnie poderwały się do góry, ręka z dzbankiem zamarła na chwilę ale nic nie powiedziałam, kiedy Eve wzięła i stwierdziła, że się mylę. Ruszyłam dalej. Tą ręką w sensie, bo ja siedziałam. Więc to koniec nie był? A może chciała mnie przeprosić za to, co powiedziała? Nie byłam pewna, dlatego milczałam. Ja sobie nic do zarzucenia nie miałam - poza tym, że znów się uniosłam. Dzisiaj planowałam nad tym zapanować, licząc, że wszystko mi się dobrze weźmie i uda. Przesunęłam w jej stronę szklankę i zajęłam się dolewaniem wody do swojej. Moje brwi znów się poruszyły do góry, a potem zmarszczyły na kolejne słowa.
Nie zgadza się?
Więc to jednak nie będą przeprosiny. Odłożyłam dzbanek. Splatając dłonie na kolanach siedząc wyprostowana patrzyłam na nią zadzierając lekko brodę. Skupiłam na niej wzrok odrobinę mrużąc oczy. Furia znów się zaczął wpychać. Idź sobie, pomyślałam próbując odepchnąć go łokciem. Daj mi być spokojem. To co powiedziałam? Dużo powiedziałam i nic nie zamierzałam w tym powiedzeniu swoim poprawiać. Brew znów mi podskoczyła. Ja coś źle zrozumiałam? Milczałam jak zaklęta, nie wydając wyroku, dopóki nie wiedziałam do czego tak naprawdę zmierza.
- Tak powiedziałam. - potwierdziłam, a palce prawej ręki znalazły końcówkę wstążki oplecionej na warkoczu. Nie zamierzałam tego odwoływać, ani ponownie się z tej przyjaźni tłumaczyć. Puściłam wstążkę, nakładając jedną rękę na drugą. Sięgnęłam po szklankę, ale zatrzymałam się na kolejne słowa zawieszając na niej odrobinę zaskoczone spojrzenie. Nie chciała? To coś nowego było. Oczy zaraz mi się zmrużyły ponownie? Nie tego chciała? To co chciała zarzucając mi te wszystkie absurdalne rzeczy na głowę? Zaraz jednak brwi znów mi się uniosły. Jeśli? JEŚLI? Nic jej do tego? Teraz? Nagle? Ale to ostatnie zdanie sprawiło, że zasznurowałam usta, unosząc jeszcze trochę brodę. Otwartą dłonią odsuwając na bok głowę smoczognika. Co to było? Jakieś wydawanie zgody na coś, na co nikt zgody nie potrzebował wcale? Wzięłam wdech w płuca. Spokojnie Neala, możesz być ten - normalna, nie wybuchać i nie zalewać wszystkiego sobą. Tym razem się uda. Kompromisy?
- Nie sądzę, żeby dało się nieopatrznie zrozumieć co miałaś na myśli mówiąc mi że mogę być jaka chce i robić co chce ale nie z twoim mężem. To bezpośredni zakaz. - oznajmiłam, nie zamierzając udawać, że coś źle zrozumiałam. - Będę. - dodałam po krótkiej chwili. - Będę - potwierdziłam raz jeszcze. - To... - zawahałam się, żeby jedne słowa odsunąć i nie być tym wulkanem. - ...uprzejme, że to przyznajesz, ale niczego nie zmienia. Przyjaźń nie jest czymś na co wydawane są zgody. - zmrużyłam brwi mocniej. Bo co to w ogóle miało być? Że jak ona nam pozwala się przyjaźnić to wszystko w porządku już jest? Nie jest. Zasugerowała, że jestem latawicą. Wytknęła odejście na bok jakby ludzie na całym świecie w ten sposób nie funkcjonowali, albo jakbym zabrała go na romantyczne sam na sam z dala od spojrzeń innych. Nie wymyśliłam przecież tego. Chociaż tyle, że na razie nie uniosłam się gniewem, ale kolejne stwierdzenie przyciągnęło mój zmarszczony nos i oczy ku niej. A to zmarszczenie całe rozmarszczać się zaczęło i to nie powoli wcale.
- S-Słucham?! - zapytałam, mimowolnie czując, że nie panuje nad głosem, który zapiszczał mi na końcu słowa. I tak lepiej, że udało mi się głupkowate “co” na uprzejme “słucham” zmienić ale pracy nadal wiele pozostawało. Ale to w ogóle nie o to teraz szło! Chce mieć P E W N O Ś Ć co do mnie? Zmarszczyłam brwi. Co to w ogóle znaczyć miało? Co miałam zrobić, uroczyście wziąć i jej przysięgnąć że co…? - … jakich szeptów? - wtrąciłam się z zapytaniem marszcząc brwi w niezrozumieniu z jęczącą nieładną manierą. Furia zacisnął paszczę na jednym z moich palców. Odsunęłam jego pysk ponownie. Dlaczego to ja znów byłam powodem i problemem? Ja. Ja! Otworzyłam usta, czując jak się coś coraz mocniej we mnie buzuje. Nie wybuchaj. Nie wybuchaj. Nie wybuchaj. Nie wybuchaj. N-i-e-w-y-b-u-c-h-a-j. Uniosłam dłonie do twarzy, odchyliłam głowę i zaczęłam ciągnąć je w dół przymykając oczy. Zwierzak wykorzystał chwilę wskakując na moje kolana. Ale zamarłam razem z dłońmi na twarzy i palcami ciągnącymi policzki w dół razem ze skórą. Otworzyłam oczy kiedy odezwała się dalej spoglądając na nią przez palce, które pociągnęłam niżej. Nie byłam dzieckiem. Teraz nawet mądra byłam. A wcześniej, jak próbowałam jej zwrócić uwagę, że nie zachowali się odpowiednio, to zaczęła mi chodzenia na boki zarzucać, jakbym jakąś latawicą była. Powinnam? Powinnam? Pewnie że trochę rozumiałam. Teraz nawet więcej niż trochę. Opuściłam z rezygnacją dłonie. Czując, że jestem czerwona całkiem. Chciała pewności? To co, niezmiennie i nadal miała mnie za tak moralnie wątpliwą, że sądziła, że zdolna jestem wziąć i butem wejść w małżeństwo kogoś, kto względem mnie nadziei ani planów nie ma żadnych?! CO ZA ABSURD!!! Uspokój się. Jesteś falą, czy coś. Poczułam trącenie w rękę. Przymknęłam oczy, żeby a dłoń uniosłam układając na jaszczurce.
- Tak, trochę rozumiem Eve. A trochę nie rozumiem jakim prawem postrzegasz mnie za tak niemoralną, by moja obecność wlewała w ciebie wątpliwość jakąś. - głos mi się trząsł. Ale jeszcze nie krzyczałam. Niech się trzęsie, ale jak się drzeć nie zacznę, to zawsze to jakieś zwycięstwo będzie. Kwaśne to, bo kwaśne - ale nadal zwycięstwo. - Przyszłaś tutaj wyjaśnić coś, a znów mnie obrażasz. Może to po raz kolejny tylko jakiś twój niefortunny dobór słów, ale nie zamierzam udawać, że we mnie one nie trafiają. - przyznałam, Furia się pokręcił bo dłoń nieruchomą miałam, drugą w pięść zaciskając. Słowa wypadały szybko, przez zaciśnięte wargi ledwie panowałam nad tym, żeby krzyczeć nie zacząć. A w mnie buzowało i buzowało i buzowało. Wzięłam wdech w płuca. Poszło, poleciało, bez krzyku, ale lawina ruszyła sama już dalej. Jak pociąg, który się rozpędził po torach gnał. - To chyba nie ja powinnam rozwiewać jakieś niepewności twoje. - bezradność, to mnie objęło. A że krzyczeć nie mogłam - próbowałam nie, to łzy zajaśniały mi w oczach. - Co jak nad tym pomyśleć smutne bardzo. - orzekłam zadzierając nos, żeby nie było za mocno widać. - Bo skoro u mnie pewności jakiś szukasz, to wniosek nasuwa się jeden. - orzekłam odważnie, unosząc ręce, ignorując Furię kompletnie. Przytaknęłam wnętrza dłoni do oczu, biorąc wdech w pierś. - I tego, zrozumieć nie umiem. - przycisnęłam mocniej ręce wciskając je w oczy. Odciągnęłam je zaraz z gniewną manierą. - ALE JEŚLI już musisz wiedzieć, to od października jestem na wojnie z przeznaczeniem i zakochiwać się w nikim nie mam w planie, bo z tego same problemy są, tylko że to postanowienie, to z góry przegrane, bo co? Nagle wychodzi, że to nawet zakochiwać się nie trzeba, żeby ktoś w swoje własne rozterki miłosne wziął i cię wciągnął. - opuściłam ręce, spoglądając na Furię, na Merlina, lećże to tej Victorii jak ci mówiłam. A potem uniosłam twarz i spojrzałam prosto na nią. Układając jedną dłoń na drugiej, mimo że we mnie całkiem buzowało. Nie krzycz Neala. Potrafisz być damą, ciotka Mathilda ci pokazywała. - Nie zgadzam się, żebyś mnie obarczała wagą twoich problemów z Jamesem. Każdą dziewczynę którą znacie oboje poprosisz, żeby sprezentowała ci te pewności? Czy znów ja jestem jakimś niezrozumiałym wyjątkiem? To absurdalne, nie sądzisz? Co myślisz, że się stanie, jak już je wszystkie dostaniesz? Co dalej? - chyba się trzęsłam, ale starałam się nie krzyczeć. Nie mogłam nic jednak poradzić na to, że ironizowałam bardziej, niż miałam to w planie. Jeszcze jakoś szło, a może już tak mnie to zmęczyło, że nie targało mną tak mocno. A może nie spodziewałam się niczego innego, jak kolejnego robienia ze mnie problemu. Albo było mi po prostu przykro. To nie twój wicher, to nie twój wicher, to nie twój wicher. Powtarzałam sobie słowa Celine. Ale skoro nie mój był, to czemu nadal dął mi prosto w twarz odbierając oddech. To było po prostu niesprawiedliwe. Niesprawiedliwie i gorzkie. Nie powinna mi podziękować że byłam dla niego, że mu pomogłam, kiedy tego potrzebował? Nie rozumiałam, co zrobiłam by zasłużyć sobie na taki wylew nieufności. Znaczy nie, rozumiałam, ale to wszystko było po prostu absurdalne w moim postrzeganiu. Nie zamierzałam chodzić na kompromis kiedy kolejny próbowała mi powiedzieć, że to ja byłam problemem, który burzy jej spokój.
- Każda znajomość jest trudna - wymaga pracy. W niczym się nie różnicie od innych, choć ciągle ludzi na was i nas dzielicie. Inności używając jako wymówki i jako tarczy, jako powodu, kiedy coś trudniejsze jest. Nie mogę być twoją przyjaźnią, jeśli niezmiennie jestem wątpliwością jakąś. Bo żeby znajomość mogła być przyjaźnią obie strony muszą chcieć brać i dawać. Umieć być dla siebie i umieć sobie ufać. O więzi trzeba dbać i je pielęgnować, najpierw coby wyrosły, a potem by nie umarły po drodze. Oczekuje przeprosin Eve - należą mi się one. I od nich powinnaś zacząć. A nie od jakiś przyzwoleń i urągających mi wymogów. - orzekłam, zadzierając w górę brodę.
Nie zgadza się?
Więc to jednak nie będą przeprosiny. Odłożyłam dzbanek. Splatając dłonie na kolanach siedząc wyprostowana patrzyłam na nią zadzierając lekko brodę. Skupiłam na niej wzrok odrobinę mrużąc oczy. Furia znów się zaczął wpychać. Idź sobie, pomyślałam próbując odepchnąć go łokciem. Daj mi być spokojem. To co powiedziałam? Dużo powiedziałam i nic nie zamierzałam w tym powiedzeniu swoim poprawiać. Brew znów mi podskoczyła. Ja coś źle zrozumiałam? Milczałam jak zaklęta, nie wydając wyroku, dopóki nie wiedziałam do czego tak naprawdę zmierza.
- Tak powiedziałam. - potwierdziłam, a palce prawej ręki znalazły końcówkę wstążki oplecionej na warkoczu. Nie zamierzałam tego odwoływać, ani ponownie się z tej przyjaźni tłumaczyć. Puściłam wstążkę, nakładając jedną rękę na drugą. Sięgnęłam po szklankę, ale zatrzymałam się na kolejne słowa zawieszając na niej odrobinę zaskoczone spojrzenie. Nie chciała? To coś nowego było. Oczy zaraz mi się zmrużyły ponownie? Nie tego chciała? To co chciała zarzucając mi te wszystkie absurdalne rzeczy na głowę? Zaraz jednak brwi znów mi się uniosły. Jeśli? JEŚLI? Nic jej do tego? Teraz? Nagle? Ale to ostatnie zdanie sprawiło, że zasznurowałam usta, unosząc jeszcze trochę brodę. Otwartą dłonią odsuwając na bok głowę smoczognika. Co to było? Jakieś wydawanie zgody na coś, na co nikt zgody nie potrzebował wcale? Wzięłam wdech w płuca. Spokojnie Neala, możesz być ten - normalna, nie wybuchać i nie zalewać wszystkiego sobą. Tym razem się uda. Kompromisy?
- Nie sądzę, żeby dało się nieopatrznie zrozumieć co miałaś na myśli mówiąc mi że mogę być jaka chce i robić co chce ale nie z twoim mężem. To bezpośredni zakaz. - oznajmiłam, nie zamierzając udawać, że coś źle zrozumiałam. - Będę. - dodałam po krótkiej chwili. - Będę - potwierdziłam raz jeszcze. - To... - zawahałam się, żeby jedne słowa odsunąć i nie być tym wulkanem. - ...uprzejme, że to przyznajesz, ale niczego nie zmienia. Przyjaźń nie jest czymś na co wydawane są zgody. - zmrużyłam brwi mocniej. Bo co to w ogóle miało być? Że jak ona nam pozwala się przyjaźnić to wszystko w porządku już jest? Nie jest. Zasugerowała, że jestem latawicą. Wytknęła odejście na bok jakby ludzie na całym świecie w ten sposób nie funkcjonowali, albo jakbym zabrała go na romantyczne sam na sam z dala od spojrzeń innych. Nie wymyśliłam przecież tego. Chociaż tyle, że na razie nie uniosłam się gniewem, ale kolejne stwierdzenie przyciągnęło mój zmarszczony nos i oczy ku niej. A to zmarszczenie całe rozmarszczać się zaczęło i to nie powoli wcale.
- S-Słucham?! - zapytałam, mimowolnie czując, że nie panuje nad głosem, który zapiszczał mi na końcu słowa. I tak lepiej, że udało mi się głupkowate “co” na uprzejme “słucham” zmienić ale pracy nadal wiele pozostawało. Ale to w ogóle nie o to teraz szło! Chce mieć P E W N O Ś Ć co do mnie? Zmarszczyłam brwi. Co to w ogóle znaczyć miało? Co miałam zrobić, uroczyście wziąć i jej przysięgnąć że co…? - … jakich szeptów? - wtrąciłam się z zapytaniem marszcząc brwi w niezrozumieniu z jęczącą nieładną manierą. Furia zacisnął paszczę na jednym z moich palców. Odsunęłam jego pysk ponownie. Dlaczego to ja znów byłam powodem i problemem? Ja. Ja! Otworzyłam usta, czując jak się coś coraz mocniej we mnie buzuje. Nie wybuchaj. Nie wybuchaj. Nie wybuchaj. Nie wybuchaj. N-i-e-w-y-b-u-c-h-a-j. Uniosłam dłonie do twarzy, odchyliłam głowę i zaczęłam ciągnąć je w dół przymykając oczy. Zwierzak wykorzystał chwilę wskakując na moje kolana. Ale zamarłam razem z dłońmi na twarzy i palcami ciągnącymi policzki w dół razem ze skórą. Otworzyłam oczy kiedy odezwała się dalej spoglądając na nią przez palce, które pociągnęłam niżej. Nie byłam dzieckiem. Teraz nawet mądra byłam. A wcześniej, jak próbowałam jej zwrócić uwagę, że nie zachowali się odpowiednio, to zaczęła mi chodzenia na boki zarzucać, jakbym jakąś latawicą była. Powinnam? Powinnam? Pewnie że trochę rozumiałam. Teraz nawet więcej niż trochę. Opuściłam z rezygnacją dłonie. Czując, że jestem czerwona całkiem. Chciała pewności? To co, niezmiennie i nadal miała mnie za tak moralnie wątpliwą, że sądziła, że zdolna jestem wziąć i butem wejść w małżeństwo kogoś, kto względem mnie nadziei ani planów nie ma żadnych?! CO ZA ABSURD!!! Uspokój się. Jesteś falą, czy coś. Poczułam trącenie w rękę. Przymknęłam oczy, żeby a dłoń uniosłam układając na jaszczurce.
- Tak, trochę rozumiem Eve. A trochę nie rozumiem jakim prawem postrzegasz mnie za tak niemoralną, by moja obecność wlewała w ciebie wątpliwość jakąś. - głos mi się trząsł. Ale jeszcze nie krzyczałam. Niech się trzęsie, ale jak się drzeć nie zacznę, to zawsze to jakieś zwycięstwo będzie. Kwaśne to, bo kwaśne - ale nadal zwycięstwo. - Przyszłaś tutaj wyjaśnić coś, a znów mnie obrażasz. Może to po raz kolejny tylko jakiś twój niefortunny dobór słów, ale nie zamierzam udawać, że we mnie one nie trafiają. - przyznałam, Furia się pokręcił bo dłoń nieruchomą miałam, drugą w pięść zaciskając. Słowa wypadały szybko, przez zaciśnięte wargi ledwie panowałam nad tym, żeby krzyczeć nie zacząć. A w mnie buzowało i buzowało i buzowało. Wzięłam wdech w płuca. Poszło, poleciało, bez krzyku, ale lawina ruszyła sama już dalej. Jak pociąg, który się rozpędził po torach gnał. - To chyba nie ja powinnam rozwiewać jakieś niepewności twoje. - bezradność, to mnie objęło. A że krzyczeć nie mogłam - próbowałam nie, to łzy zajaśniały mi w oczach. - Co jak nad tym pomyśleć smutne bardzo. - orzekłam zadzierając nos, żeby nie było za mocno widać. - Bo skoro u mnie pewności jakiś szukasz, to wniosek nasuwa się jeden. - orzekłam odważnie, unosząc ręce, ignorując Furię kompletnie. Przytaknęłam wnętrza dłoni do oczu, biorąc wdech w pierś. - I tego, zrozumieć nie umiem. - przycisnęłam mocniej ręce wciskając je w oczy. Odciągnęłam je zaraz z gniewną manierą. - ALE JEŚLI już musisz wiedzieć, to od października jestem na wojnie z przeznaczeniem i zakochiwać się w nikim nie mam w planie, bo z tego same problemy są, tylko że to postanowienie, to z góry przegrane, bo co? Nagle wychodzi, że to nawet zakochiwać się nie trzeba, żeby ktoś w swoje własne rozterki miłosne wziął i cię wciągnął. - opuściłam ręce, spoglądając na Furię, na Merlina, lećże to tej Victorii jak ci mówiłam. A potem uniosłam twarz i spojrzałam prosto na nią. Układając jedną dłoń na drugiej, mimo że we mnie całkiem buzowało. Nie krzycz Neala. Potrafisz być damą, ciotka Mathilda ci pokazywała. - Nie zgadzam się, żebyś mnie obarczała wagą twoich problemów z Jamesem. Każdą dziewczynę którą znacie oboje poprosisz, żeby sprezentowała ci te pewności? Czy znów ja jestem jakimś niezrozumiałym wyjątkiem? To absurdalne, nie sądzisz? Co myślisz, że się stanie, jak już je wszystkie dostaniesz? Co dalej? - chyba się trzęsłam, ale starałam się nie krzyczeć. Nie mogłam nic jednak poradzić na to, że ironizowałam bardziej, niż miałam to w planie. Jeszcze jakoś szło, a może już tak mnie to zmęczyło, że nie targało mną tak mocno. A może nie spodziewałam się niczego innego, jak kolejnego robienia ze mnie problemu. Albo było mi po prostu przykro. To nie twój wicher, to nie twój wicher, to nie twój wicher. Powtarzałam sobie słowa Celine. Ale skoro nie mój był, to czemu nadal dął mi prosto w twarz odbierając oddech. To było po prostu niesprawiedliwe. Niesprawiedliwie i gorzkie. Nie powinna mi podziękować że byłam dla niego, że mu pomogłam, kiedy tego potrzebował? Nie rozumiałam, co zrobiłam by zasłużyć sobie na taki wylew nieufności. Znaczy nie, rozumiałam, ale to wszystko było po prostu absurdalne w moim postrzeganiu. Nie zamierzałam chodzić na kompromis kiedy kolejny próbowała mi powiedzieć, że to ja byłam problemem, który burzy jej spokój.
- Każda znajomość jest trudna - wymaga pracy. W niczym się nie różnicie od innych, choć ciągle ludzi na was i nas dzielicie. Inności używając jako wymówki i jako tarczy, jako powodu, kiedy coś trudniejsze jest. Nie mogę być twoją przyjaźnią, jeśli niezmiennie jestem wątpliwością jakąś. Bo żeby znajomość mogła być przyjaźnią obie strony muszą chcieć brać i dawać. Umieć być dla siebie i umieć sobie ufać. O więzi trzeba dbać i je pielęgnować, najpierw coby wyrosły, a potem by nie umarły po drodze. Oczekuje przeprosin Eve - należą mi się one. I od nich powinnaś zacząć. A nie od jakiś przyzwoleń i urągających mi wymogów. - orzekłam, zadzierając w górę brodę.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Przyglądała się zwierzakowi z ciekawością, kiedy Neala wyjaśniała czym był Furia. Smoczognik. Nazwa pasowała, bo wyglądał, jak mały smok, ale jeśli wierzyć słowom dziewczyny, był mniej niebezpieczny. Przeniosła spojrzenie na swą rozmówczynię, kiedy ta opisała cechy zwierzaka.- Zwierzęta z reguły upodabniają się do właścicieli, więc jeśli i w przypadku Furii będzie tak samo... to chyba jest dla niego nadzieja, że krnąbrność mu minie. Przyjdzie za to trochę lepszych cech.- uśmiechnęła się delikatnie, ledwie kącikiem ust. Rozbawienie na moment zagościło w spojrzeniu i samej mimice, kiedy dziewczyna starała się odgonić jaszczurkę, ale ten nie ruszał się z miejsca, trzymając blisko. Stworzenie zdawało się lojalne, a zwierzęta miały tendencje do takich zachowań tylko wobec dobrych ludzi. To do nich lgnęły. Przynajmniej takie słowa pamiętała z dzieciństwa.
Szybko jednak nie było już miejsca na pogodność. Przyszedł czas wyjaśnić to, co ostatnio zmieniło rozmowę w katastrofę. Czas wyłożyć na stół karty, dobrać odpowiedniejsze słowa, takie zgodne z prawdą, a nie złością. Tylko że już z początku nie było to takie proste. Starała się mówić, jak najjaśniej, spuścić z tonu i szczątkowej dumy. Chciała przyznać, jak jest, zrobić krok w tył od spraw w jakie nie chciała ingerować. To zadało się jasne, proste, wręcz banalne. Niestety, było przeciwnie. Mimowolnie spięła się, kiedy Neala odezwała się w kontrze.
- Przykro mi i przepraszam, że padły wtedy podobne słowa. Emocje w ostatnim czasie są mi złym doradcą... nawet jeśli chcę dobrze, jeśli próbuję wyjaśnić najlepiej, jak umiem. Nie powinno to zabrzmieć w podobny sposób.- mogła przyznać się do błędu, bo takowy popełniła. Nie zamierzała rzucać zakazami, coś wtedy jednak pękło w niej, rozlało się nieprzyjemnym gorzkim uczuciem i zmieniło w złość, która, mimo że nie tak krzykliwa, jak Weasleyowa, to nadal pozostawała złym doradcom.- Mam nadzieję, że zapomnisz mi tą sytuację.- dodała odrobinę ciszej.
Zamilkła na moment, krótką chwilę, gdy poczuła szarpnięcie irytacji. Miała dość burzących się za szybko emocji, przecież o nich dopiero chwilę temu mówiła. Nie mniej, zachowanie Neali działało na nią drażniąco. Zastanawiała się, czy dziewczyna robiła to świadomie? Czy może tak została wychowana?
- To nie wydawanie zgody... - wzięła nieco głębszy wdech.- Tylko fakt, że nie będę mieszać się w to w żaden sposób. Wydawać zakazów, nakazów czy co jeszcze mogłabyś uznać i co mi zarzuciłaś.- dodała z lekkim wzruszeniem ramion.- Wiem, że nie obchodzi Cię, co myślę i co uważam, ale chciałam, byś wiedziała, że nie musisz walczyć ze światem i przeciwnościami, by się z Nim przyjaźnić. A przynajmniej, że Ja nie jestem i nie będę tą przeciwnością w waszej przyjaźni.- próbowała to wyjaśnić najlepiej, jak się dało. Chociaż czuła w kościach, że zaraz i tak Neala oburzy się, a później da temu wydźwięk.
Mijały minuty, a złudne poczucie, że cokolwiek staje się jaśniejsze przybierało na sile i nagle runęło. Rozpadło się jak domek z kart, pozostawiając po sobie nieopanowaną stertę czegoś z czego nie wiedziała, co mogłaby jeszcze ulepić. Piskliwy dźwięk sprawił, że na sekundę umilkła, a później mówiła dalej. Chciała dokończyć, powiedzieć, co miała. Tylko że i to zdawało się odbijać od dziewczyny, którą naprawdę uważała za mądrą. Wolała się nie pomylić, bo w takim razie traciła czas.
- To nie poczucie, że przepełnia cię niemoralność, a najzwyklejsza nieufność z mojej strony. Wybacz, ale nie mam w sobie zaufania. Rozszarpano je zbyt mocno, abym potrafiła okazać ją komuś, kogo ledwo znam.- próbowała jeszcze raz, może dosadniej. Nie wiedziała już, jak przebierać w słowach.- Obrażam Cię? – w spojrzeniu ciemnych oczu, dominowało niezrozumienie, którego wcale nie próbowała ukrywać.- Jakim sposobem? Próbując wyjaśnić cokolwiek? Nie zarzucam ci niczego, co mogłoby cię urazić – pokręciła głową z niedowierzaniem. Dziś nie ubliżała jej w żaden sposób. Przez chwilę zawahała się, czy przez przypadek nie zaczęła mówić do niej po romsku, gdy najwyraźniej jej słowa trafiały w pustkę. Tylko to zdawało się niemożliwe, pamiętając oburzenie Weasley, ta pewnie skoczyłaby jej do gardła po pierwszych dwóch słowach. Mimowolnie zacisnęła palce na materiale sukienki, szukając ukojenia w tym prostym geście, który najpewniej zdradzał ją bardziej niż cokolwiek innego. Co miałaby jej odpowiedzieć? Zaprzeczyć? Próbować się wybronić jakkolwiek? Obie już zdawały sobie sprawę, jak wygląda rzeczywistość, jak smutna jest tak naprawdę i jak daleko sięga jej nieufność. Nie mogła szukać pewności tam, gdzie tak naprawdę chciała. Zamknęła na moment powieki, by ukryć łzy, jakie napłynęły do oczu. To było chyba za trudne dla obu, ale nie chciała o tym myśleć. Przestań. W myślach było rozkazem i prośbą, bo musiała skończyć z reagowaniem płaczem na sytuacje, które były zbyt trudne. Czas było dorosnąć, a przez to stawała się coraz bardziej krytyczna dla samej siebie. Otworzyła znów oczy, gdy miała pewność, że powróciło opanowanie i żadna zdradliwa łza nie popłynie po policzku.
Zmarszczyła lekko brwi, słysząc wyznanie Weasley. O walce z przeznaczeniem i postanowieniu, by się nie zakochiwać. Brzmiało głupio, ale prawie wywołało uśmiech na jej ustach. Bo w swej głupocie zabrzmiało jakoś znajomo. Podobnie przyrzekała sobie, chcąc się wyłamać poza schematy i darować sobie rozczarowujące życie romskiej żony zależnej od męża. Wiek to skorygował, a później przyszedł On, by doprowadzić ją do tego, a nie innego miejsca w życiu. Stała się żoną, niedługo matką i nic nie poszło zgodnie z jej planem.- Mam nadzieję, że Ci się to uda, że na własnych warunkach przejdziesz przez życie, nawet jeśli z czasem, te warunki się zmienią z twojej własnej woli.- odparła, wbrew temu, jak ostra była dotąd rozmowa. Nie była zawistna, nie życzyłaby źle dziewczynie, tylko dlatego, że nie potrafiły się dogadać. Nie żyłaby nadzieją, ze wszelkie plany Neali posypią się, a ona skończy tak, jak nie chciała.
Pokręciła powoli głową, nie odważyła się jednak od razu odpowiedzieć. Czy każdą? Nie, Neala była pierwsza i może przypadek, że akurat ona? Zamajaczyła na horyzoncie w najgorszym momencie, gdy wszystko trzęsło się w posadach.- Nie obarczam Cię tymi problemami, uwierz mi, że wcale tego nie zamierzam. Nie marnowałabym twojego dnia tylko na to i wprowadzała w kwestie, które Cię nie dotyczą. Poruszam tylko te w które weszłaś sama i jeśli wymagać nie mogę, to proszę.- czuła wewnętrznie, że kapituluje. Przez jej nie za długie życie przewinęło się wiele osób, każda o innym charakterze, każda ujmująca ją w jakiś indywidualny sposób i nagle pojawiała się ta, która okazywała się wyzwaniem, wokół którego musiała krążyć i krążyć.
Przechyliła nieco głowę, słuchając z uwagą, jak Weasley neguje jej słowa.
- Dzielimy na Nas i Was, ale tylko dlatego, że ludzie przez lata patrzyli na Nas z góry. Romów przepędzano jak szkodniki, traktowano Nas gorzej za inny wygląd, za inną kulturę, za inny język. Nie próbowano rozumieć, a później nikt już tego zrozumienia nie chciał. Głęboko w cyganach zakorzenione jest dzielenie świata na nasz i obcych. To tak naprawdę pierwsze, czego uczy się dzieci, by nie-romów trzymać z daleka. Czy używamy inności jak tarczy i wymówki? Nie, a jedynie wiemy, że tłumaczenie naszych racji nigdy nie ma sensu, bo nigdy nie zostaniemy wysłuchani i tak naprawdę zrozumieni.- czemu próbowała to wytłumaczyć, nie miała pojęcia. Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła, kiedy kolejne słowa padały dość swobodnie.- Myślę, że James musiał ci coś mówić o swojej kulturze, jest na swój własny i specyficzny sposób gadułą, gdy kogoś naprawdę polubi, więc pewnie dał się wciągnąć w podobne rozmowy. Teraz zastanów się, ile razy na coś, co ci mówił zareagowałaś zaprzeczając temu? Ile razy uznałaś, że to bez sensu i nie powinno tak być? Nie odpowiadaj, nie muszę tego wiedzieć.- przechyliła się odrobinę, by raz jeszcze sięgnąć po wodę i upić trochę, tylko tyle by zwilżyć gardło.
Zmrużyła minimalnie oczy, reagując na dalsze słowa, które wypowiadała Neala. Rozważała to chwilę, analizowała w ciszy, przed czym została postawiona. Mogła w to brnąć, dać upust kłębiącym się emocjom, ale z drugiej strony wcale tego nie chciała. Nie miała rozdmuchanego ego, napompowanej dumy, które mogłaby zranić, dając za wygraną. Przeciągnęła ciszę ze swojej strony, rozkładając za i przeciw, szukając powodów dla których było warto. Westchnęła w końcu cicho, palcami pocierając wewnętrzne kąciki oczu. Odsunęła dłoń od twarzy, unosząc spojrzenie znów na swą rozmówczynię.
- Mogę przeprosić za to, co powiedziałam parę dni temu i szczerze przepraszam, jeśli poczułaś się urażona. Mogłam zadbać o lepszy dobór słów tamtego dnia, by nie powstały niejasności, by nie było to w jakikolwiek sposób nieprzyjemne i obraźliwe w całokształcie.- podjęła, nadal świadoma, że tam popełniła błąd. Musiała nad tym popracować i nie kryła tego przed samą sobą, nawet jeśli taki problem pojawił się tylko z Nealą Weasley.- Nie mogę jednak za dzisiejsze spotkanie, bo przyszłam tu wyjaśnić wszystko, co się da i nie powiedziałam niczego, co mogłoby Cię obrazić czy ubliżyć.- dopowiedziała zaraz.
Zawahała się na krótki moment, nie dbając, jak zauważalne mogło to być.
- Zgadzam się również, żeby przyjaźń powstała rozwiane muszą być wątpliwości, a podstawą stać się musi zaufanie. Nie umiem pokładać go łatwo w ludziach, gdy zawiodłam się już nie raz, ale zawszę chcę spróbować. Nawet jeśli pożałować mam kolejny raz, bo jednak zbyt cenie sobie barwne osoby w otoczeniu. Dlatego, jeśli się zgodzisz, zacznijmy to na nowo, powoli i małymi kroczkami... na drugiej karcie tej znajomości, na czystej stronie. To, co wcześniej pozostanie nauczką w przeszłości.- mówiła szczerze, ale niepewnie. Nie miała żadnej pewności, że dziewczyna się na to zgodzi, że nie odtrąci propozycji. Trzeba było jednak zaryzykować.- Eve Doe.- wyciągnęła w jej kierunku dłoń, jak gdyby poznały się pierwszy raz. Czuła ukłucie stresu, nie chcąc wyjść na głupią, ale nie miała już zbyt wielkiego pola manewru. Odtrącenie zamknie ten rozdział i szanse na zmianę. Zgoda otworzy nowy rozdział, dalszą historię. Nic więcej, nic mniej.
Szybko jednak nie było już miejsca na pogodność. Przyszedł czas wyjaśnić to, co ostatnio zmieniło rozmowę w katastrofę. Czas wyłożyć na stół karty, dobrać odpowiedniejsze słowa, takie zgodne z prawdą, a nie złością. Tylko że już z początku nie było to takie proste. Starała się mówić, jak najjaśniej, spuścić z tonu i szczątkowej dumy. Chciała przyznać, jak jest, zrobić krok w tył od spraw w jakie nie chciała ingerować. To zadało się jasne, proste, wręcz banalne. Niestety, było przeciwnie. Mimowolnie spięła się, kiedy Neala odezwała się w kontrze.
- Przykro mi i przepraszam, że padły wtedy podobne słowa. Emocje w ostatnim czasie są mi złym doradcą... nawet jeśli chcę dobrze, jeśli próbuję wyjaśnić najlepiej, jak umiem. Nie powinno to zabrzmieć w podobny sposób.- mogła przyznać się do błędu, bo takowy popełniła. Nie zamierzała rzucać zakazami, coś wtedy jednak pękło w niej, rozlało się nieprzyjemnym gorzkim uczuciem i zmieniło w złość, która, mimo że nie tak krzykliwa, jak Weasleyowa, to nadal pozostawała złym doradcom.- Mam nadzieję, że zapomnisz mi tą sytuację.- dodała odrobinę ciszej.
Zamilkła na moment, krótką chwilę, gdy poczuła szarpnięcie irytacji. Miała dość burzących się za szybko emocji, przecież o nich dopiero chwilę temu mówiła. Nie mniej, zachowanie Neali działało na nią drażniąco. Zastanawiała się, czy dziewczyna robiła to świadomie? Czy może tak została wychowana?
- To nie wydawanie zgody... - wzięła nieco głębszy wdech.- Tylko fakt, że nie będę mieszać się w to w żaden sposób. Wydawać zakazów, nakazów czy co jeszcze mogłabyś uznać i co mi zarzuciłaś.- dodała z lekkim wzruszeniem ramion.- Wiem, że nie obchodzi Cię, co myślę i co uważam, ale chciałam, byś wiedziała, że nie musisz walczyć ze światem i przeciwnościami, by się z Nim przyjaźnić. A przynajmniej, że Ja nie jestem i nie będę tą przeciwnością w waszej przyjaźni.- próbowała to wyjaśnić najlepiej, jak się dało. Chociaż czuła w kościach, że zaraz i tak Neala oburzy się, a później da temu wydźwięk.
Mijały minuty, a złudne poczucie, że cokolwiek staje się jaśniejsze przybierało na sile i nagle runęło. Rozpadło się jak domek z kart, pozostawiając po sobie nieopanowaną stertę czegoś z czego nie wiedziała, co mogłaby jeszcze ulepić. Piskliwy dźwięk sprawił, że na sekundę umilkła, a później mówiła dalej. Chciała dokończyć, powiedzieć, co miała. Tylko że i to zdawało się odbijać od dziewczyny, którą naprawdę uważała za mądrą. Wolała się nie pomylić, bo w takim razie traciła czas.
- To nie poczucie, że przepełnia cię niemoralność, a najzwyklejsza nieufność z mojej strony. Wybacz, ale nie mam w sobie zaufania. Rozszarpano je zbyt mocno, abym potrafiła okazać ją komuś, kogo ledwo znam.- próbowała jeszcze raz, może dosadniej. Nie wiedziała już, jak przebierać w słowach.- Obrażam Cię? – w spojrzeniu ciemnych oczu, dominowało niezrozumienie, którego wcale nie próbowała ukrywać.- Jakim sposobem? Próbując wyjaśnić cokolwiek? Nie zarzucam ci niczego, co mogłoby cię urazić – pokręciła głową z niedowierzaniem. Dziś nie ubliżała jej w żaden sposób. Przez chwilę zawahała się, czy przez przypadek nie zaczęła mówić do niej po romsku, gdy najwyraźniej jej słowa trafiały w pustkę. Tylko to zdawało się niemożliwe, pamiętając oburzenie Weasley, ta pewnie skoczyłaby jej do gardła po pierwszych dwóch słowach. Mimowolnie zacisnęła palce na materiale sukienki, szukając ukojenia w tym prostym geście, który najpewniej zdradzał ją bardziej niż cokolwiek innego. Co miałaby jej odpowiedzieć? Zaprzeczyć? Próbować się wybronić jakkolwiek? Obie już zdawały sobie sprawę, jak wygląda rzeczywistość, jak smutna jest tak naprawdę i jak daleko sięga jej nieufność. Nie mogła szukać pewności tam, gdzie tak naprawdę chciała. Zamknęła na moment powieki, by ukryć łzy, jakie napłynęły do oczu. To było chyba za trudne dla obu, ale nie chciała o tym myśleć. Przestań. W myślach było rozkazem i prośbą, bo musiała skończyć z reagowaniem płaczem na sytuacje, które były zbyt trudne. Czas było dorosnąć, a przez to stawała się coraz bardziej krytyczna dla samej siebie. Otworzyła znów oczy, gdy miała pewność, że powróciło opanowanie i żadna zdradliwa łza nie popłynie po policzku.
Zmarszczyła lekko brwi, słysząc wyznanie Weasley. O walce z przeznaczeniem i postanowieniu, by się nie zakochiwać. Brzmiało głupio, ale prawie wywołało uśmiech na jej ustach. Bo w swej głupocie zabrzmiało jakoś znajomo. Podobnie przyrzekała sobie, chcąc się wyłamać poza schematy i darować sobie rozczarowujące życie romskiej żony zależnej od męża. Wiek to skorygował, a później przyszedł On, by doprowadzić ją do tego, a nie innego miejsca w życiu. Stała się żoną, niedługo matką i nic nie poszło zgodnie z jej planem.- Mam nadzieję, że Ci się to uda, że na własnych warunkach przejdziesz przez życie, nawet jeśli z czasem, te warunki się zmienią z twojej własnej woli.- odparła, wbrew temu, jak ostra była dotąd rozmowa. Nie była zawistna, nie życzyłaby źle dziewczynie, tylko dlatego, że nie potrafiły się dogadać. Nie żyłaby nadzieją, ze wszelkie plany Neali posypią się, a ona skończy tak, jak nie chciała.
Pokręciła powoli głową, nie odważyła się jednak od razu odpowiedzieć. Czy każdą? Nie, Neala była pierwsza i może przypadek, że akurat ona? Zamajaczyła na horyzoncie w najgorszym momencie, gdy wszystko trzęsło się w posadach.- Nie obarczam Cię tymi problemami, uwierz mi, że wcale tego nie zamierzam. Nie marnowałabym twojego dnia tylko na to i wprowadzała w kwestie, które Cię nie dotyczą. Poruszam tylko te w które weszłaś sama i jeśli wymagać nie mogę, to proszę.- czuła wewnętrznie, że kapituluje. Przez jej nie za długie życie przewinęło się wiele osób, każda o innym charakterze, każda ujmująca ją w jakiś indywidualny sposób i nagle pojawiała się ta, która okazywała się wyzwaniem, wokół którego musiała krążyć i krążyć.
Przechyliła nieco głowę, słuchając z uwagą, jak Weasley neguje jej słowa.
- Dzielimy na Nas i Was, ale tylko dlatego, że ludzie przez lata patrzyli na Nas z góry. Romów przepędzano jak szkodniki, traktowano Nas gorzej za inny wygląd, za inną kulturę, za inny język. Nie próbowano rozumieć, a później nikt już tego zrozumienia nie chciał. Głęboko w cyganach zakorzenione jest dzielenie świata na nasz i obcych. To tak naprawdę pierwsze, czego uczy się dzieci, by nie-romów trzymać z daleka. Czy używamy inności jak tarczy i wymówki? Nie, a jedynie wiemy, że tłumaczenie naszych racji nigdy nie ma sensu, bo nigdy nie zostaniemy wysłuchani i tak naprawdę zrozumieni.- czemu próbowała to wytłumaczyć, nie miała pojęcia. Żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła, kiedy kolejne słowa padały dość swobodnie.- Myślę, że James musiał ci coś mówić o swojej kulturze, jest na swój własny i specyficzny sposób gadułą, gdy kogoś naprawdę polubi, więc pewnie dał się wciągnąć w podobne rozmowy. Teraz zastanów się, ile razy na coś, co ci mówił zareagowałaś zaprzeczając temu? Ile razy uznałaś, że to bez sensu i nie powinno tak być? Nie odpowiadaj, nie muszę tego wiedzieć.- przechyliła się odrobinę, by raz jeszcze sięgnąć po wodę i upić trochę, tylko tyle by zwilżyć gardło.
Zmrużyła minimalnie oczy, reagując na dalsze słowa, które wypowiadała Neala. Rozważała to chwilę, analizowała w ciszy, przed czym została postawiona. Mogła w to brnąć, dać upust kłębiącym się emocjom, ale z drugiej strony wcale tego nie chciała. Nie miała rozdmuchanego ego, napompowanej dumy, które mogłaby zranić, dając za wygraną. Przeciągnęła ciszę ze swojej strony, rozkładając za i przeciw, szukając powodów dla których było warto. Westchnęła w końcu cicho, palcami pocierając wewnętrzne kąciki oczu. Odsunęła dłoń od twarzy, unosząc spojrzenie znów na swą rozmówczynię.
- Mogę przeprosić za to, co powiedziałam parę dni temu i szczerze przepraszam, jeśli poczułaś się urażona. Mogłam zadbać o lepszy dobór słów tamtego dnia, by nie powstały niejasności, by nie było to w jakikolwiek sposób nieprzyjemne i obraźliwe w całokształcie.- podjęła, nadal świadoma, że tam popełniła błąd. Musiała nad tym popracować i nie kryła tego przed samą sobą, nawet jeśli taki problem pojawił się tylko z Nealą Weasley.- Nie mogę jednak za dzisiejsze spotkanie, bo przyszłam tu wyjaśnić wszystko, co się da i nie powiedziałam niczego, co mogłoby Cię obrazić czy ubliżyć.- dopowiedziała zaraz.
Zawahała się na krótki moment, nie dbając, jak zauważalne mogło to być.
- Zgadzam się również, żeby przyjaźń powstała rozwiane muszą być wątpliwości, a podstawą stać się musi zaufanie. Nie umiem pokładać go łatwo w ludziach, gdy zawiodłam się już nie raz, ale zawszę chcę spróbować. Nawet jeśli pożałować mam kolejny raz, bo jednak zbyt cenie sobie barwne osoby w otoczeniu. Dlatego, jeśli się zgodzisz, zacznijmy to na nowo, powoli i małymi kroczkami... na drugiej karcie tej znajomości, na czystej stronie. To, co wcześniej pozostanie nauczką w przeszłości.- mówiła szczerze, ale niepewnie. Nie miała żadnej pewności, że dziewczyna się na to zgodzi, że nie odtrąci propozycji. Trzeba było jednak zaryzykować.- Eve Doe.- wyciągnęła w jej kierunku dłoń, jak gdyby poznały się pierwszy raz. Czuła ukłucie stresu, nie chcąc wyjść na głupią, ale nie miała już zbyt wielkiego pola manewru. Odtrącenie zamknie ten rozdział i szanse na zmianę. Zgoda otworzy nowy rozdział, dalszą historię. Nic więcej, nic mniej.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Na jej słowa moje brwi uniosły się ku górze na krótką chwilę, nie rozumiałam. Wyczulona, postawiona w stanie gotowości nie mogłam się nie zastanowić co właściwie tym razem próbuje mi powiedzieć. Więc nie powiedziałam nic, krzywo, a może koślawo jedynie skinąwszy głową zasznurowałam usta. Zasiadłam, nalewając nam wody. Siłując się z Furią, który wpychał mi się na kolana. Nie chciałam się kłócić i sprzeczać, ale nigdy nie odmawiano mi rozmowy. Pozwalano na konfrontowanie własnych myśli i przekonań. Pozwalano mi odkrywać, które z nich były błędne albo przez dialog, albo przez doświadczenia. A mama mówiła, żeby mówić o swoich odczuciach i emocjach i nie bać się być sobą, choć to było najtrudniejsze podobno. Znaczy było. Może łatwiej byłoby odpuścić. Mogłybyśmy obie zrobić ojej, ale się nie zrozumiałyśmy strasznie. Tylko że to strasznie uwierało mnie fałszem. A ja… ja mówiłam prawdę. Te słowa padły. Zabroniła mi robić cokolwiek z Jamesem, zabroniła mi wchodzić do domu, który zajęli. Przez emocje czy nie, powiedziała to. A za swoje słowa, trzeba było wziąć odpowiedzialność. Innej opcji nie było. Wysłuchałam jej odpowiedzi, zadzierając brodę i nie spuszczając jasnego spojrzenia z jej twarzy.
- Wybacz Eve, trudno mi wiarę włożyć w to, że chciałaś wtedy coś dobrego i na myśli miałaś innego coś, niźli to, co na zewnątrz zajaśniało. Złość ma to do siebie, czy chce się tego czy nie, obnaża ludzi z myśli prawdziwych. - miałam swój pogląd z którego nie zamierzałam zrezygnować. Nie, jeśli chciałam być w zgodzie ze sobą. Ale pielęgnowanie zwad, nie było tym, czego mnie uczono. - Jednak to przeszłość, którą jestem skora tam zostawić. - orzekłam więc, ostatnie słowo wypowiadając nerwowo bo znów przepychałam się z Furią, który na chwilę skupił mój wzrok odsuwając od niej. Zerknęłam znów ku górze, kiedy mówiła dalej. Zmrużyłam lekko oczy słuchając, nie próbując jej przerywać. Wie? Skrzywiłam lekko usta. Nic nie wiedziała. Ubierała mnie w jakieś szaty, które sama uszyła nie dając mi nawet szansy samej się ubrać. Lubiłam inne perspektywy i inne spojrzenia. Ale nie zamierzałam pozwolić, by ktokolwiek mówił mi w jaki sposób mam funkcjonować. A ona próbowała zarzucając mi przewiny, które nie istniały kiedy próbowałam być uprzejma.
- Nie sądziłam, że jako jakąś będę musiała cię postrzegać, póki sama się nią nie uczyniłaś Eve. Nie dziw się mnie za swój własny dobór słów. Nie chcę, nie zamierzam, bądź.- wymieniłam marszcząc odrobinę brwi i nos w komplecie. - W kontekście znajomości dziejącej się obok może zostać odebrane tylko w jeden sposób. Cieszy mnie jednak informacja iż sama ściągnęłaś się z tej roli. Gdybyś użyła właśnie tych słów wcześniej, inaczej bym to odebrała. - zgodziłam się zaplatając jedną dłoń z drugą biorąc głęboki wdech w pierś. Furia jak nigdy denerwował mnie teraz bardziej, niż Eve. Mała jaszczurkowata osobistość w ogóle nie chciała się słuchać. Może powinnam z nim łazić wszędzie? Ale jej kolejne słowa, wymogi, oczekiwania zbiły mnie z pantałyku całkiem. Jeśli przez chwilę myślałam, że może uda nam się do czegoś dojść, tak teraz czułam, że jednak Furia nie rozpala tak gniewu we mnie jak Eve. Zacisnęłam dłoń w pięść.
Nie skomentowałam w żaden sposób jej nadziei na to przechodzenie przez życie na własnych warunkach. Nie potrafiłam jej uwierzyć. Paradoksalnie, przez swoją własną nieufność Eve sprawiła, że sama nie wierzyłam w jej dobre zamiary. Zasznurowałam usta skinając lekko głową. Nie powiedziałam jej tego, by mówiła cokolwiek tylko by dostała swoją własną pewność. Ale postanowiłam, że nie mogę tego tak zostawić. Musiałam powiedzieć co myślę, żeby nie zwariować całkiem. Miałam dość, dość bycia problemem w związku kogoś w którym nie byłam. Lubiłam Jamesa, ale… to było wszystko? Żadne z nas nie miało nadziei, wyjaśniliśmy to sobie dokładnie podczas rozmowy o obrączce. Moje brwi uniosły się ku górze? Zapowietrzyłam się, a moja klatka się uniosła. Nie obarczała mnie nimi? Naprawdę nie dostrzegała tego co robiła, czy żyła w zaprzeczeniu nie dostrzegając własnych poczynań? Moje brwi mimowolnie się uniosły, a noga zaczęła podrygiwać, nie zauważyłam kiedy jedna rozplotła się od drugiej.
- Nic ci one nie dadzą Eve. - powiedziałam do niej z trudem panując nad głosem. Unosząc brodę ku górze. Jeśli sama tego nie potrafiła dostrzec, zwyczajnie powiem to na głos. - Żadne pewności ode mnie czy od kogoś innego, nie naprawią tego, co próbujesz nimi załatać. Może i jestem jakimś przypadkowym przechodniem który w coś wszedł, ale jeśli nie starcza ci to co ci powiedziałam przed chwilą, nie jestem w stanie bardziej ci pomóc. Zamiast próbować łat szukać na około skieruj swoje kroki i swoją energię ku swojemu mężowi. - wszystko, czego się podejmował James, robił dla niej i dla swojej siostry. Oddawał siebie w walce w którą przestawał wierzyć że warto toczyć. Brakowało mu jej uwagi brakuje. Potwierdzenia tego że to co robi, jest dobre i wystarczające. Uśmiechu za którym tęsknił. Każdy człowiek potrzebował doceniania, by móc dalej wierzyć we właściwość własnych poczynań. Zdecydowałam, powiem to co myślę, tu i teraz. Dalej, niech się stanie, to co los sam zechce. - Czas żebyście skonfrontowali się w końcu ze sobą. Sprawdzili, czy po tym czasie i tragedii która was rozdzieliła chcecie i potraficie iść dalej razem tą samą drogą. On ma wszystkie odpowiedzi których potrzebujesz Eve. Moja mama mówiła, że obnażanie się z emocji, to droga najwłaściwsza, ale i najtrudniejsza ze wszystkich. I wiem, ze ma rację, bo kieruję się jej słowami od kiedy pamiętam. A jeśli mam być szczera, chodzenie i proszenie o jakieś pewności panien, które pięknością swą nie są w stanie nawet stanąć w szranki z tobą urąga twojej własnej godności. - orzekłam wytykając jej to prosto w twarz. Przyznając się do tego, że zazdrościłam jej urody. Że uważałam, że nawet gdybyśmy miały konkurować o to by podobać się komuś, nie mam z nią żadnych szans. Taka była prawda i tak uważałam. Nie potrafiłam jej zrozumieć. Pozostawała przy swoim zdaniu, nie zmieniając go, musiała więc posiadać pewność siebie której było potrzeba. Musiała też mieć lustro, więc czemu zachowywała się, jakby z Jamesem połączył ją jakiś przypadek a nie świadoma przysięga? Jakby był jakimś chodzącym ideałem za którym każda się ogląda a ona jedynie szarą myszką, która dziwnym splotem zdarzeń dostała go… nie wiem za coś co zrobiła? Ale jej kolejne słowa słowa o nas i was sprawiły, że moje brwi unosiły się coraz wyżej i wyżej aż do momentu w którym złość nie wykwitła na mojej twarzy. Wykrzywiłam ją brzydko kiedy zaczęła mówić o tym, co uznałam i jak robiłam. Otworzyłam usta biorąc wdech w płuca. NIEWYBUCHAJNEALA. Powtórzyłam sobie w myślach zamykając oczy. Jak ludzie funkcjonowali kłębiąc w środku wszystko?! Nie wiedziałam czy wytrzymam tak długo.
- Nie jestem tymi wszystkimi innymi. Jestem sobą, nie odpowiadam za świat, tylko za swoje własne poczynania. Nie byłam niczym więcej niźli uprzejmą dla każdego z was, niźli pomocą i otwartą na wasz świat. Nie spojrzałam na żadne z was z góry. Podeszłam z poszanowaniem i ciekawością do waszej kultury. Nie potraktowałam was inaczej, przez wzgląd na inny kolor skóry. Powody mojego uniesienia nie wzięły się z pogardy do ciebie, czy twoich zasad, a niekulturalnego zachowania, co przedstawiłam ostatnio. - zaczęłam, starając się mówić rzeczowo, nie nerwowo, ale średnio mi to wychodziło. - Używacie Eve, jeśli uważasz że nie, to twoje wychowanie zaślepia cię bardziej, niż prowadzi zamykając na ludzi, którzy są na was otwarci. Nie możesz obwiniać innych o niezrozumienie, jeśli nie próbujesz nawet wytłumaczyć swojego punktu spoglądania na świat. A to pytanie, które zadałaś przed chwilą na które odpowiedzi nie potrzebujesz dokładnie o tym świadczy. Nie spróbowałaś nawet mnie poznać i nie znasz mnie dostatecznie a już założyłaś jak wyglądały moje rozmowy z Jamesem. Gdybyś zadała sobie choć chwilę prawdziwego trudu dostrzegłabyś, że inność przyjmuję z otwartymi ramionami. A innym pozwalam funkcjonować w sposób, który obiorą trwając przy nich takimi jakimi są jeśli nasze dusze współgrają ze sobą, póki ich poczynania są czymś co mimo różnic jestem w stanie zaakceptować i póki nie trafia to w moją godność ani nie łamie przysięgi, którą złożyłam bratu. Więc mimo że powiedziałaś że mam nie odpowiadać, dodam coś jeszcze wchodząc głębiej. Spieramy się z Jamesem, kłócimy, przerzucamy w prawach rządzących światem. Zmieniamy własne zdanie, lub pozostawiamy je niezmiennie przechodząc po burzach do dalszego funkcjonowania. W jakiś sposób zaakceptowaliśmy to, że różnimy się od siebie i to, że na niektóre rzeczy spoglądamy odmiennie. Tak długo, jak długo nadal chcemy ze sobą przebywać, tak długo nie ma znaczenia które zasady są kogo, albo czy jakieś są lepsze lub odpowiedniejsze. - byłam zła. Po raz kolejny wrzuciła mnie do worka szufladkując, określając, podejmując decyzję o tym, jaka jestem nie zadając sobie nawet trudu by mnie poznać. To nie było coś, czego wcześniej nie doświadczyłam przecież. Byłam gdzieś pomiędzy - tak jak powiedziałam Jamesowi. Zbyt inna, by pasować do reszty. Każdy z dwóch światów odsuwając mnie przez coś innego. Szłam jednak dalej, do przodu, niezmiennie. Uniosłam na nią spojrzenie kiedy odezwała się ponownie. Uniosłam brwi.
- Poczułam. - odpowiedziałam jej potakując głową. - Szczerze wątpię, byś była w stanie ubrać to w słowa, która by mnie nie uraziły. Ale przyjmuję przeprosiny, jeśli szczerze żałujesz jestem skora zostawić to za nami. - zgodziłam się potakując krótko głową. Minę miałam jednak nadal wojowniczą. Przy niej byłam jakaś inna, mniej pewna, bardziej nerwowa, czułam to dokładnie. Czułam, choć nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Nie miało to żadnego sensu, żadnego powodu. Ale chciałam się pogodzić. Bo gdzie zgoda była, tam miało zajaśnieć zwycięstwo. I kiedy myślałam, że znad burzowych chmur zaczyna słońce wychodzić, a ja miałam odnieść swoje pierwsze prawdziwie nie zaczynając krzyczeć i nie zalewając sobą wszystkiego powiedziała coś jeszcze. Zamarłam. Powoli, sztywno unosząc na nią spojrzenie znad Furi, który znów wpychał mi się pod ramię, zapominając o nim całkiem.
- Nie powiedziałaś niczego?! - powtórzyłam po niej unosząc głos. Zacisnęłam zęby. - Niczego co mogłoby mnie urazić?! - wyrzuciłam kolejne słowa. - Niczego co mogłoby mi ubliżyć?! - powtórzyłam kręcąc przecząco głową. Sięgnęłam po szklankę drżącą ręką a potem uniosłam ją do ust. I piłam, piłam, piłam, próbując w ten sposób ugasić ogień w moim wnętrzu, ale ten nawet odrobinę nie zelżał, kiedy z głośnym, gniewnym stuknięciem odstawiłam szklankę na stół lekko zdziwiona, że pozostała w całości. - Więc Ci wyjaśnię Eve. - orzekłam podnosząc się bo to siedzenie, to zaplatanie nogi o nogę, to trzymanie kolan ze sobą i pleców prosto to wszystko było o kant stołu rozbić. Damą byłam żadną. Byłam Nealą Keevą Weasley. Byłam ogniem, byłam słońcem, byłam wszystkim i trudno. Jeśli miałam zalać kogoś sobą, to wstrzymywanie tego to tylko… odwlekanie tego, co nadejść musiało tak czy inaczej. Furia z pretensją podleciał do góry, ale nie usiadł na moim ramieniu w końcu odlatując.
- Przyszłaś do mojego domu Eve. Przyszłaś do mnie. Naprawdę wierzę Ci, że próbujesz naprostować tą sytuację po tym, co powiedziałaś przed chwilą, ale twoje postrzeganie sytuacji jest zwyczajnie fatalne, albo się ze mnie zgrywasz. Przykro mi, że nie potrafisz ufać ludziom, ale to nie zmienia tego, że większość z nich została wychowana w poszanowaniu dla zasad moralnych. Domyślam się, czego oczekujesz prosząc o te swoje pewności... - zagestykulowałam rękami unosząc ręce i obracając kilka razy nadgarstkami. - ...powiedziałam już ci wcześniej co o tym myślę. Tylko widzisz Eve… - przeszłam kawałek zawracając gwałtownie. - …to urągające mi i obrażające tych, którzy którzy mnie wychowali, że przeszła ci przez głowę myśl... - zatrzymałam się unosząc rece zwinięte w pięści z których wyciągnęłam palce wskazujące, trzęsłam się, trzęsły się też one, uderzyłam nimi kilka razy w głowę biorąc ciężko powietrze w wargi. - ...myśli, myśl której choć nie powiedziałaś tymi słowami wybrzmiała głośno w tych składanych przez ciebie prośbach. Myśl, że... - powtórzyłam raz jeszcze tracąc i biorąc kolejny wdech. Wracając do wyznaczonej ścieżki gwałtownego marszu. - ...że mogłabym spróbować ingerować w coś, co zostało połączone przysięgą. Nie wiem czyją miarą próbujesz mnie mierzyć, ale nie podoba mi się to. Nie ma znaczenia, czy to przysięga spleciona z krwi, łącząca ludzi obrączkami czy jakkolwiek inna stosowana na świecie. Małżeństwo, to związek w który nie wchodzi się butami. A fakt, że myślisz, że mogłabym - niezależnie od tego czy miałabym uczucia do Jamesa czy nie miałabym żadnych - to zwyczajna potwarz. Sama ta prośba sugeruje, że nie posądzasz mnie o podstawowe poszanowanie tych zasad. I to Eve… - zatrzymałam się zwracając w jej kierunku. Oddychałam ciężko, wyglądałam na pewno brzydko, przez nerwowy chód kosmyk włosów wyplątał się z kosmyka opadając na twarz. Odsunęłam go gniewnie. - To mnie obraża. Jak możesz tego nie widzieć i nie pojmować?! - zapytałam jej z wyrzutem rozumiałam, że byliśmy inaczej wychowani. Że inaczej postrzegaliśmy świat. Mieliśmy inne tradycje, inne rzeczy były przez nas kultywowane. Ale ta jedna, była dla każdego równie ważna. I tego jednego, nie zamierzałam wrzucać w worek źle dobranych słów. Bo nie o słowa chodziło a o to, co głośno dźwięczało pomiędzy nimi.
Ze zmarszczonymi brwiami wsłuchiwałam się w kolejne słowa. Zaplotłam dłonie na piersi. Drgnęły kiedy mówiła o wątpliwościach. Nie miałam jak więcej czegokolwiek wyjaśnić, nie umiałam bardziej, zwyczajnie nie mogłam. Uniosłam jeszcze trochę rdzawe brwi. Zmrużyłam lekko oczy mierząc ją uważnie jasnymi tęczówkami. Wzięłam wdech w płuca, a potem przesunęłam spojrzenie na rękę wyciągniętą w moją stronę, rozplatając dłonie. Nadszedł czas, by podjąć decyzje. Spojrzeć w twarz samej sobie i zdecydować kim byłam i jaka będę. I czy sięgnę po wyciągniętą ku mnie rękę.
- Wybacz Eve, trudno mi wiarę włożyć w to, że chciałaś wtedy coś dobrego i na myśli miałaś innego coś, niźli to, co na zewnątrz zajaśniało. Złość ma to do siebie, czy chce się tego czy nie, obnaża ludzi z myśli prawdziwych. - miałam swój pogląd z którego nie zamierzałam zrezygnować. Nie, jeśli chciałam być w zgodzie ze sobą. Ale pielęgnowanie zwad, nie było tym, czego mnie uczono. - Jednak to przeszłość, którą jestem skora tam zostawić. - orzekłam więc, ostatnie słowo wypowiadając nerwowo bo znów przepychałam się z Furią, który na chwilę skupił mój wzrok odsuwając od niej. Zerknęłam znów ku górze, kiedy mówiła dalej. Zmrużyłam lekko oczy słuchając, nie próbując jej przerywać. Wie? Skrzywiłam lekko usta. Nic nie wiedziała. Ubierała mnie w jakieś szaty, które sama uszyła nie dając mi nawet szansy samej się ubrać. Lubiłam inne perspektywy i inne spojrzenia. Ale nie zamierzałam pozwolić, by ktokolwiek mówił mi w jaki sposób mam funkcjonować. A ona próbowała zarzucając mi przewiny, które nie istniały kiedy próbowałam być uprzejma.
- Nie sądziłam, że jako jakąś będę musiała cię postrzegać, póki sama się nią nie uczyniłaś Eve. Nie dziw się mnie za swój własny dobór słów. Nie chcę, nie zamierzam, bądź.- wymieniłam marszcząc odrobinę brwi i nos w komplecie. - W kontekście znajomości dziejącej się obok może zostać odebrane tylko w jeden sposób. Cieszy mnie jednak informacja iż sama ściągnęłaś się z tej roli. Gdybyś użyła właśnie tych słów wcześniej, inaczej bym to odebrała. - zgodziłam się zaplatając jedną dłoń z drugą biorąc głęboki wdech w pierś. Furia jak nigdy denerwował mnie teraz bardziej, niż Eve. Mała jaszczurkowata osobistość w ogóle nie chciała się słuchać. Może powinnam z nim łazić wszędzie? Ale jej kolejne słowa, wymogi, oczekiwania zbiły mnie z pantałyku całkiem. Jeśli przez chwilę myślałam, że może uda nam się do czegoś dojść, tak teraz czułam, że jednak Furia nie rozpala tak gniewu we mnie jak Eve. Zacisnęłam dłoń w pięść.
Nie skomentowałam w żaden sposób jej nadziei na to przechodzenie przez życie na własnych warunkach. Nie potrafiłam jej uwierzyć. Paradoksalnie, przez swoją własną nieufność Eve sprawiła, że sama nie wierzyłam w jej dobre zamiary. Zasznurowałam usta skinając lekko głową. Nie powiedziałam jej tego, by mówiła cokolwiek tylko by dostała swoją własną pewność. Ale postanowiłam, że nie mogę tego tak zostawić. Musiałam powiedzieć co myślę, żeby nie zwariować całkiem. Miałam dość, dość bycia problemem w związku kogoś w którym nie byłam. Lubiłam Jamesa, ale… to było wszystko? Żadne z nas nie miało nadziei, wyjaśniliśmy to sobie dokładnie podczas rozmowy o obrączce. Moje brwi uniosły się ku górze? Zapowietrzyłam się, a moja klatka się uniosła. Nie obarczała mnie nimi? Naprawdę nie dostrzegała tego co robiła, czy żyła w zaprzeczeniu nie dostrzegając własnych poczynań? Moje brwi mimowolnie się uniosły, a noga zaczęła podrygiwać, nie zauważyłam kiedy jedna rozplotła się od drugiej.
- Nic ci one nie dadzą Eve. - powiedziałam do niej z trudem panując nad głosem. Unosząc brodę ku górze. Jeśli sama tego nie potrafiła dostrzec, zwyczajnie powiem to na głos. - Żadne pewności ode mnie czy od kogoś innego, nie naprawią tego, co próbujesz nimi załatać. Może i jestem jakimś przypadkowym przechodniem który w coś wszedł, ale jeśli nie starcza ci to co ci powiedziałam przed chwilą, nie jestem w stanie bardziej ci pomóc. Zamiast próbować łat szukać na około skieruj swoje kroki i swoją energię ku swojemu mężowi. - wszystko, czego się podejmował James, robił dla niej i dla swojej siostry. Oddawał siebie w walce w którą przestawał wierzyć że warto toczyć. Brakowało mu jej uwagi brakuje. Potwierdzenia tego że to co robi, jest dobre i wystarczające. Uśmiechu za którym tęsknił. Każdy człowiek potrzebował doceniania, by móc dalej wierzyć we właściwość własnych poczynań. Zdecydowałam, powiem to co myślę, tu i teraz. Dalej, niech się stanie, to co los sam zechce. - Czas żebyście skonfrontowali się w końcu ze sobą. Sprawdzili, czy po tym czasie i tragedii która was rozdzieliła chcecie i potraficie iść dalej razem tą samą drogą. On ma wszystkie odpowiedzi których potrzebujesz Eve. Moja mama mówiła, że obnażanie się z emocji, to droga najwłaściwsza, ale i najtrudniejsza ze wszystkich. I wiem, ze ma rację, bo kieruję się jej słowami od kiedy pamiętam. A jeśli mam być szczera, chodzenie i proszenie o jakieś pewności panien, które pięknością swą nie są w stanie nawet stanąć w szranki z tobą urąga twojej własnej godności. - orzekłam wytykając jej to prosto w twarz. Przyznając się do tego, że zazdrościłam jej urody. Że uważałam, że nawet gdybyśmy miały konkurować o to by podobać się komuś, nie mam z nią żadnych szans. Taka była prawda i tak uważałam. Nie potrafiłam jej zrozumieć. Pozostawała przy swoim zdaniu, nie zmieniając go, musiała więc posiadać pewność siebie której było potrzeba. Musiała też mieć lustro, więc czemu zachowywała się, jakby z Jamesem połączył ją jakiś przypadek a nie świadoma przysięga? Jakby był jakimś chodzącym ideałem za którym każda się ogląda a ona jedynie szarą myszką, która dziwnym splotem zdarzeń dostała go… nie wiem za coś co zrobiła? Ale jej kolejne słowa słowa o nas i was sprawiły, że moje brwi unosiły się coraz wyżej i wyżej aż do momentu w którym złość nie wykwitła na mojej twarzy. Wykrzywiłam ją brzydko kiedy zaczęła mówić o tym, co uznałam i jak robiłam. Otworzyłam usta biorąc wdech w płuca. NIEWYBUCHAJNEALA. Powtórzyłam sobie w myślach zamykając oczy. Jak ludzie funkcjonowali kłębiąc w środku wszystko?! Nie wiedziałam czy wytrzymam tak długo.
- Nie jestem tymi wszystkimi innymi. Jestem sobą, nie odpowiadam za świat, tylko za swoje własne poczynania. Nie byłam niczym więcej niźli uprzejmą dla każdego z was, niźli pomocą i otwartą na wasz świat. Nie spojrzałam na żadne z was z góry. Podeszłam z poszanowaniem i ciekawością do waszej kultury. Nie potraktowałam was inaczej, przez wzgląd na inny kolor skóry. Powody mojego uniesienia nie wzięły się z pogardy do ciebie, czy twoich zasad, a niekulturalnego zachowania, co przedstawiłam ostatnio. - zaczęłam, starając się mówić rzeczowo, nie nerwowo, ale średnio mi to wychodziło. - Używacie Eve, jeśli uważasz że nie, to twoje wychowanie zaślepia cię bardziej, niż prowadzi zamykając na ludzi, którzy są na was otwarci. Nie możesz obwiniać innych o niezrozumienie, jeśli nie próbujesz nawet wytłumaczyć swojego punktu spoglądania na świat. A to pytanie, które zadałaś przed chwilą na które odpowiedzi nie potrzebujesz dokładnie o tym świadczy. Nie spróbowałaś nawet mnie poznać i nie znasz mnie dostatecznie a już założyłaś jak wyglądały moje rozmowy z Jamesem. Gdybyś zadała sobie choć chwilę prawdziwego trudu dostrzegłabyś, że inność przyjmuję z otwartymi ramionami. A innym pozwalam funkcjonować w sposób, który obiorą trwając przy nich takimi jakimi są jeśli nasze dusze współgrają ze sobą, póki ich poczynania są czymś co mimo różnic jestem w stanie zaakceptować i póki nie trafia to w moją godność ani nie łamie przysięgi, którą złożyłam bratu. Więc mimo że powiedziałaś że mam nie odpowiadać, dodam coś jeszcze wchodząc głębiej. Spieramy się z Jamesem, kłócimy, przerzucamy w prawach rządzących światem. Zmieniamy własne zdanie, lub pozostawiamy je niezmiennie przechodząc po burzach do dalszego funkcjonowania. W jakiś sposób zaakceptowaliśmy to, że różnimy się od siebie i to, że na niektóre rzeczy spoglądamy odmiennie. Tak długo, jak długo nadal chcemy ze sobą przebywać, tak długo nie ma znaczenia które zasady są kogo, albo czy jakieś są lepsze lub odpowiedniejsze. - byłam zła. Po raz kolejny wrzuciła mnie do worka szufladkując, określając, podejmując decyzję o tym, jaka jestem nie zadając sobie nawet trudu by mnie poznać. To nie było coś, czego wcześniej nie doświadczyłam przecież. Byłam gdzieś pomiędzy - tak jak powiedziałam Jamesowi. Zbyt inna, by pasować do reszty. Każdy z dwóch światów odsuwając mnie przez coś innego. Szłam jednak dalej, do przodu, niezmiennie. Uniosłam na nią spojrzenie kiedy odezwała się ponownie. Uniosłam brwi.
- Poczułam. - odpowiedziałam jej potakując głową. - Szczerze wątpię, byś była w stanie ubrać to w słowa, która by mnie nie uraziły. Ale przyjmuję przeprosiny, jeśli szczerze żałujesz jestem skora zostawić to za nami. - zgodziłam się potakując krótko głową. Minę miałam jednak nadal wojowniczą. Przy niej byłam jakaś inna, mniej pewna, bardziej nerwowa, czułam to dokładnie. Czułam, choć nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Nie miało to żadnego sensu, żadnego powodu. Ale chciałam się pogodzić. Bo gdzie zgoda była, tam miało zajaśnieć zwycięstwo. I kiedy myślałam, że znad burzowych chmur zaczyna słońce wychodzić, a ja miałam odnieść swoje pierwsze prawdziwie nie zaczynając krzyczeć i nie zalewając sobą wszystkiego powiedziała coś jeszcze. Zamarłam. Powoli, sztywno unosząc na nią spojrzenie znad Furi, który znów wpychał mi się pod ramię, zapominając o nim całkiem.
- Nie powiedziałaś niczego?! - powtórzyłam po niej unosząc głos. Zacisnęłam zęby. - Niczego co mogłoby mnie urazić?! - wyrzuciłam kolejne słowa. - Niczego co mogłoby mi ubliżyć?! - powtórzyłam kręcąc przecząco głową. Sięgnęłam po szklankę drżącą ręką a potem uniosłam ją do ust. I piłam, piłam, piłam, próbując w ten sposób ugasić ogień w moim wnętrzu, ale ten nawet odrobinę nie zelżał, kiedy z głośnym, gniewnym stuknięciem odstawiłam szklankę na stół lekko zdziwiona, że pozostała w całości. - Więc Ci wyjaśnię Eve. - orzekłam podnosząc się bo to siedzenie, to zaplatanie nogi o nogę, to trzymanie kolan ze sobą i pleców prosto to wszystko było o kant stołu rozbić. Damą byłam żadną. Byłam Nealą Keevą Weasley. Byłam ogniem, byłam słońcem, byłam wszystkim i trudno. Jeśli miałam zalać kogoś sobą, to wstrzymywanie tego to tylko… odwlekanie tego, co nadejść musiało tak czy inaczej. Furia z pretensją podleciał do góry, ale nie usiadł na moim ramieniu w końcu odlatując.
- Przyszłaś do mojego domu Eve. Przyszłaś do mnie. Naprawdę wierzę Ci, że próbujesz naprostować tą sytuację po tym, co powiedziałaś przed chwilą, ale twoje postrzeganie sytuacji jest zwyczajnie fatalne, albo się ze mnie zgrywasz. Przykro mi, że nie potrafisz ufać ludziom, ale to nie zmienia tego, że większość z nich została wychowana w poszanowaniu dla zasad moralnych. Domyślam się, czego oczekujesz prosząc o te swoje pewności... - zagestykulowałam rękami unosząc ręce i obracając kilka razy nadgarstkami. - ...powiedziałam już ci wcześniej co o tym myślę. Tylko widzisz Eve… - przeszłam kawałek zawracając gwałtownie. - …to urągające mi i obrażające tych, którzy którzy mnie wychowali, że przeszła ci przez głowę myśl... - zatrzymałam się unosząc rece zwinięte w pięści z których wyciągnęłam palce wskazujące, trzęsłam się, trzęsły się też one, uderzyłam nimi kilka razy w głowę biorąc ciężko powietrze w wargi. - ...myśli, myśl której choć nie powiedziałaś tymi słowami wybrzmiała głośno w tych składanych przez ciebie prośbach. Myśl, że... - powtórzyłam raz jeszcze tracąc i biorąc kolejny wdech. Wracając do wyznaczonej ścieżki gwałtownego marszu. - ...że mogłabym spróbować ingerować w coś, co zostało połączone przysięgą. Nie wiem czyją miarą próbujesz mnie mierzyć, ale nie podoba mi się to. Nie ma znaczenia, czy to przysięga spleciona z krwi, łącząca ludzi obrączkami czy jakkolwiek inna stosowana na świecie. Małżeństwo, to związek w który nie wchodzi się butami. A fakt, że myślisz, że mogłabym - niezależnie od tego czy miałabym uczucia do Jamesa czy nie miałabym żadnych - to zwyczajna potwarz. Sama ta prośba sugeruje, że nie posądzasz mnie o podstawowe poszanowanie tych zasad. I to Eve… - zatrzymałam się zwracając w jej kierunku. Oddychałam ciężko, wyglądałam na pewno brzydko, przez nerwowy chód kosmyk włosów wyplątał się z kosmyka opadając na twarz. Odsunęłam go gniewnie. - To mnie obraża. Jak możesz tego nie widzieć i nie pojmować?! - zapytałam jej z wyrzutem rozumiałam, że byliśmy inaczej wychowani. Że inaczej postrzegaliśmy świat. Mieliśmy inne tradycje, inne rzeczy były przez nas kultywowane. Ale ta jedna, była dla każdego równie ważna. I tego jednego, nie zamierzałam wrzucać w worek źle dobranych słów. Bo nie o słowa chodziło a o to, co głośno dźwięczało pomiędzy nimi.
Ze zmarszczonymi brwiami wsłuchiwałam się w kolejne słowa. Zaplotłam dłonie na piersi. Drgnęły kiedy mówiła o wątpliwościach. Nie miałam jak więcej czegokolwiek wyjaśnić, nie umiałam bardziej, zwyczajnie nie mogłam. Uniosłam jeszcze trochę rdzawe brwi. Zmrużyłam lekko oczy mierząc ją uważnie jasnymi tęczówkami. Wzięłam wdech w płuca, a potem przesunęłam spojrzenie na rękę wyciągniętą w moją stronę, rozplatając dłonie. Nadszedł czas, by podjąć decyzje. Spojrzeć w twarz samej sobie i zdecydować kim byłam i jaka będę. I czy sięgnę po wyciągniętą ku mnie rękę.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Mówiła, bo tylko tak mogły jakoś dobrnąć do brzegu i zamknąć kwestie, które spornie pozostawały między nimi. Tylko że tłumaczenie się z czegoś i wyjaśnianie tego z Nealą, wydawało się, jak rozmawianie z kimś w obcych językach. Oczekiwanie zrozumienia, a później rozczarowanie raz za razem. Nie skomentowała już, skreśliła jeden temat, gdy w końcu dziewczyna uznała, że o tym zapomni. Miała ochotę westchnąć ciężko na tą łaskawość Weasley, ale powstrzymała się. Przyszła tu z celem, którego nie zamierzała jeszcze zniszczyć chwilową frustracją, bo do tej już przywykła i nauczyła się z nią radzić. Przynajmniej tak sądziła teraz, ale przed nimi było jeszcze dużo rozmowy i któż wiedział, kiedy granica cierpliwości zostanie przekroczona gwałtowniej, niż mogła się spodziewać.
Pochyliła nieco głowę, jakby rozumiała własną winę, lecz prawdziwie skupiając tylko spojrzenie na ziemi. Tak łatwiej było słuchać i pozbierać myśli we względną całość, by nie wybuchnąć zbyt szybko. Odrobinę nerwowym ruchem potarła lewą dłonią, prawy nadgarstek. Brzydkie czerwone ślady jeszcze nie powinny być widoczne na ciemniejszej skórze, a przynajmniej miała taką nadzieję.
- Czasami nie da się w pierwszej chwili ubrać słów w odpowiedni sposób. Takie przychodzą po czasie, gdy emocje opadają.- odparła, ale czy liczyła na zrozumienie? Nie. Trwająca rozmowa pozwalała zauważyć pewne zależności, pewne fakty i wyciągnąć z nich wniosek i to właśnie on chłodził myśli, by nie szukać zrozumienia. Raz jeszcze odjęła wzrok od twarzy dziewczyny, by spojrzeć na jaszczurkę na jej kolanach. Zwierzę kręciło się niespokojnie, jakby napięta atmosfera działała i na nie. Nie raz słyszała od starszych, że zwierzęta odczuwały mocno to, co działo się w pobliżu lub denerwowały tak samo, jak ich właściciel. Zainteresowało ją czy to samo działo się teraz z Furią? Była wydźwiękiem emocji, które tłumiła w sobie Weasley? Nie była do końca pewna czy chce poznać odpowiedź, czy było to jakkolwiek bezpieczne dla niej.
Uniosła wzrok nagle, zauważając ruch w sylwetce rozmówczyni i zaraz słysząc jej słowa. Mimowolnie spięła się, palce zacisnęły mocniej na przegubie, sprawiając aż ból. Był on jednak trzeźwiący, pozwalał trzymać się w ryzach i słuchać w ciszy, tej skupionej, tej potrzebnej. Powstrzymała kąciki ust przed drgnięciem, wykrzywieniem się w grymas poirytowania, chociaż nie wiedziała względem kogo bardziej.
Tylko że Neala mówiła dalej i dalej... nie milkła, jakby zapomniała czym jest cisza. Zacisnęła szczęki z początku lekko, a później mocniej, aż poczuła, jak zęby naciskają na siebie coraz mocniej. Nie odpuszczała, czując, jak się gotuje na słowa, które padały. Były prawdziwe, oczywiście, że tak, ale niosły za sobą jeszcze coś... zrozumienie faktu, który kłuł w trzewiach.
- Nie wątpie, że ma wszystkie odpowiedzi, ale nie są one przeznaczone dla mnie.- rzuciła ciszej, licząc się z tym, że tak wypowiedziane słowa nie przebiją się przez tyradę Weasley. Pokręciła powoli głową, czując, że traciła czas rozmawiając z nią. To nie wiodło do niczego, a wręcz budziło rozczarowanie, które piętrzyło się powoli. Przez chwilę zastanowiła się, ile ona może mieć lat, że zwyczajnie rozmijały się w rozumowaniu.- Godności? – jej głos na moment zabrzmiał ostrzej i mocniej. Grymas wykrzywił usta w uśmiechu, który wyglądał po prostu brzydko. Mogłaby powiedzieć wiele o godności, o tym jak posypała się i stała pyłem, jakiego długo nie próbowała zbierać czekając, aż znów czas naprawi to, czego nie mogła już sama. Później, jak straciła ją kolejny raz, a teraz nie wiedziała w którym momencie się znajduje. Posiadała ją jeszcze? Podskórnie sądziła, że nie, ale umysł nie chciał tego zaakceptować. Gdyby siedział przed nią ktoś, komu ufała chociaż trochę, odezwałaby się, lecz teraz nawet nie próbowała. Bez znaczenia co powie, bo nie przyniesie to żadnego efektu.
Kolejna tyrada sprawiła, że z trudem zwalczyła chęć przetarcia dłońmi twarzy. To zaczynało być męczące i nudzące, by na każde wyjaśnienia padał potok słów i żadnego wniosku. Pokręciła powoli głową, wypuszczając powietrze z płuc.
- Ale to nie ma znaczenia, jak siebie postrzegasz, Nealo.- weszła jej w słowo, może nie uprzejmie, ale teraz to miało najmniejsze znaczenie.- Nie ważne jest czy patrzysz z góry, z dołu, z prawej czy lewej. Nie o to mi chodzi, kiedy próbuję nakreślić ci, jak to wygląda.- wyprostowała się nieco, czując, że najchętniej wstałaby i przeszła się, by rozładować napięcie.- Próbuję ci wyjaśnić, jak się zachowujemy i gdzie leżą tego powody. Mogę ci wierzyć na słowo, że zawsze byłaś otwarta i ciekawa naszej kultury, nie mnie oceniać, jak jest naprawdę. Tylko że jesteś jednostką, która nie zmieni naszego postrzegania świata, bo takich jak ty najpewniej jest garść.- nie mogła ogarnąć, dlaczego dziewczyna nie rozumiała czegoś tak prostego. W całokształcie nie miała najmniejszego znaczenia, bo na swojej drodze spotykali masę ludzi, którzy reagowali na nich negatywnie.- Nie. Fakt, że nie chciałam odpowiedzi, oznacza tylko tyle, że nie potrzebuję jej. Nic ona dla mnie nie zmieni, obojętnie czy byłaby taka, jakiej się spodziewam, czy wręcz przeciwna. W tej konkretnej chwili nie ma najmniejszego znaczenia.- dodała ze spokojem, który coraz ciężej było zachować.- Zakładam, że wyglądały tak, a nie inaczej, bo to normalne. Kiedy poznajesz coś nowego, kiedy pierwszy raz się o czymś dowiadujesz... nie wierzę, że nie masz tak nawet przez moment, że uznajesz, iż coś jest bez sensu i brzmi dziwnie czy czasem źle. Nie musiałaś zaprzeczać na głos, kłócić się o racje. Oczywiście, później, gdy masz, chociaż cień chęci, by posłuchać drugiej strony i zrozumieć, te wnioski mogą być inne.- dziwiło ją, że naprawdę musiała tak tłumaczyć, jak działało przyswajanie nowych informacji u chyba każdej normalnej osoby. Słuchała, kiedy ta wchodziła w szczegóły, ale tak jak powiedziała wcześniej, nie miało to dla niej znaczenia. Było garścią słów, które mogły pominąć, bo nie wnosiło to nic do tematów, które nadal próbowały przedstawiać i prostować. Kiedy skończyła, wzruszyła jedynie ramionami, bo co mogła więcej. Miała pogratulować jej tego? Brawo, że umiesz rozmawiać z moim mężem? Czuła, że to wywołałoby tylko więcej kłótni. Musiała się wyciszyć, emocje zaczynały za mocno się w niej mieszać, wyciągając na wierzch ironię, którą nigdy nie wojowała chętnie. Pojęcie ironii i sarkazmu nie były jej obce, ale nie czuła się pewnie, sięgając po nie w rozmowach z kimkolwiek.
Przeprosiny nigdy nie przychodziły łatwo, ale czasami musiała przyznać się do błędu, wziąć na siebie to, co zrobiła i później iść dalej. Nie była dzieckiem, które mogło tego nie zrozumieć. Odetchnęła wręcz, gdy dziewczyna przyjęła również te, licząc, że są coraz bliżej końca rozmowy, która najpewniej nie doprowadzi do niczego, co w przyszłości zaowocuje. Pomyliła się i to mocno...
Chciała się oburzyć, poderwać z miejsca i... rozluźniła napięte mięśnie. Denerwowała się na Weasley, wewnętrznie trzęsło ją, że nie słuchała tego, co próbowano do niej powiedzieć. Tylko, że teraz zrobiła to samo, odsuwała się od rozsądku. Idąc tym samym torem, nie dało się niczego osiągnąć.
Skupiła się na słowach dziewczyny, błądziła za nią wzrokiem ze spokojem, który z największym trudem przywołała do siebie. W ten sposób zawsze było jej łatwiej, tak prawdziwie słuchać drugiej osoby.
Naprawdę miała uwierzyć, że Neala Weasley była tak nieskazitelna? Była młoda, to jasne, ale wcale nie głupia, jak na swój wiek. Żyły w całkowicie innych rzeczywistościach i to było widać na pierwszy rzut oka, a ta przepaść pogłębiała się, im dłużej rozmawiały o czymkolwiek. Powinna jej zaufać? Właśnie po tych słowach? Nie, nie było mowy o zaufaniu. Te trzeba było budować przez długi czas, nawet jego zalążki musiały powstać na czymś stabilniejszym. Tym razem to tylko postawienie wszystkiego na jedną kartę, poddanie impulsowi i liczenie, że to nie jest kolejna osoba na której może się w życiu zawieść w najgorszy sposób. Zmrużyła nieco oczy, ciemne tęczówki osiadły na wyraźnie zdenerwowanej dziewczynie.
- Rzeczywistość w której cię wychowano, musi być na swój sposób wyjątkowo piękna. Niestety mnie wychowano w świecie, który, mimo że przez większość życia był kolorowy i głośny, teraz bywa okropnie brzydki. Mówisz, że większość osób została wychowana w poszanowaniu dla zasad moralnych i obietnic składanych między ludźmi. Na palcach jednej ręki potrafię zliczyć osoby, którym wierzę, że naprawdę to poszanują. I pewnie na tym świecie jest takich więcej, ale nie sądzę, że są większością. Rozumiem, co cię oburzyło i jeśli naprawdę jest tak, jak mówisz. Jeśli tak szanujesz to w co nie powinno się ingerować, wchodzić w to z butami.- umilkła na chwilę, wiedziała, co należało zrobić.- Za to również przeproszę, bo ci się należy.- dodała, mając nadzieję, że to ostatnie przeprosiny na które przyszło jej się zebrać.
Jej dłoń zawisła w powietrzu, pomiędzy nimi, oczekując na kolejny ruch dziewczyny. Ostatnia szansa. Wiedziała, że więcej się na taką nie zdobędzie, że później w jej życiu nie będzie miejsca na szukanie tej znajomości na siłę. Za jakiś czas powstaną całkiem inne priorytety, skala ważności przechyli się i nie będzie szukała już zrozumienia wśród obcych lub niechętnych jej osób.
Pochyliła nieco głowę, jakby rozumiała własną winę, lecz prawdziwie skupiając tylko spojrzenie na ziemi. Tak łatwiej było słuchać i pozbierać myśli we względną całość, by nie wybuchnąć zbyt szybko. Odrobinę nerwowym ruchem potarła lewą dłonią, prawy nadgarstek. Brzydkie czerwone ślady jeszcze nie powinny być widoczne na ciemniejszej skórze, a przynajmniej miała taką nadzieję.
- Czasami nie da się w pierwszej chwili ubrać słów w odpowiedni sposób. Takie przychodzą po czasie, gdy emocje opadają.- odparła, ale czy liczyła na zrozumienie? Nie. Trwająca rozmowa pozwalała zauważyć pewne zależności, pewne fakty i wyciągnąć z nich wniosek i to właśnie on chłodził myśli, by nie szukać zrozumienia. Raz jeszcze odjęła wzrok od twarzy dziewczyny, by spojrzeć na jaszczurkę na jej kolanach. Zwierzę kręciło się niespokojnie, jakby napięta atmosfera działała i na nie. Nie raz słyszała od starszych, że zwierzęta odczuwały mocno to, co działo się w pobliżu lub denerwowały tak samo, jak ich właściciel. Zainteresowało ją czy to samo działo się teraz z Furią? Była wydźwiękiem emocji, które tłumiła w sobie Weasley? Nie była do końca pewna czy chce poznać odpowiedź, czy było to jakkolwiek bezpieczne dla niej.
Uniosła wzrok nagle, zauważając ruch w sylwetce rozmówczyni i zaraz słysząc jej słowa. Mimowolnie spięła się, palce zacisnęły mocniej na przegubie, sprawiając aż ból. Był on jednak trzeźwiący, pozwalał trzymać się w ryzach i słuchać w ciszy, tej skupionej, tej potrzebnej. Powstrzymała kąciki ust przed drgnięciem, wykrzywieniem się w grymas poirytowania, chociaż nie wiedziała względem kogo bardziej.
Tylko że Neala mówiła dalej i dalej... nie milkła, jakby zapomniała czym jest cisza. Zacisnęła szczęki z początku lekko, a później mocniej, aż poczuła, jak zęby naciskają na siebie coraz mocniej. Nie odpuszczała, czując, jak się gotuje na słowa, które padały. Były prawdziwe, oczywiście, że tak, ale niosły za sobą jeszcze coś... zrozumienie faktu, który kłuł w trzewiach.
- Nie wątpie, że ma wszystkie odpowiedzi, ale nie są one przeznaczone dla mnie.- rzuciła ciszej, licząc się z tym, że tak wypowiedziane słowa nie przebiją się przez tyradę Weasley. Pokręciła powoli głową, czując, że traciła czas rozmawiając z nią. To nie wiodło do niczego, a wręcz budziło rozczarowanie, które piętrzyło się powoli. Przez chwilę zastanowiła się, ile ona może mieć lat, że zwyczajnie rozmijały się w rozumowaniu.- Godności? – jej głos na moment zabrzmiał ostrzej i mocniej. Grymas wykrzywił usta w uśmiechu, który wyglądał po prostu brzydko. Mogłaby powiedzieć wiele o godności, o tym jak posypała się i stała pyłem, jakiego długo nie próbowała zbierać czekając, aż znów czas naprawi to, czego nie mogła już sama. Później, jak straciła ją kolejny raz, a teraz nie wiedziała w którym momencie się znajduje. Posiadała ją jeszcze? Podskórnie sądziła, że nie, ale umysł nie chciał tego zaakceptować. Gdyby siedział przed nią ktoś, komu ufała chociaż trochę, odezwałaby się, lecz teraz nawet nie próbowała. Bez znaczenia co powie, bo nie przyniesie to żadnego efektu.
Kolejna tyrada sprawiła, że z trudem zwalczyła chęć przetarcia dłońmi twarzy. To zaczynało być męczące i nudzące, by na każde wyjaśnienia padał potok słów i żadnego wniosku. Pokręciła powoli głową, wypuszczając powietrze z płuc.
- Ale to nie ma znaczenia, jak siebie postrzegasz, Nealo.- weszła jej w słowo, może nie uprzejmie, ale teraz to miało najmniejsze znaczenie.- Nie ważne jest czy patrzysz z góry, z dołu, z prawej czy lewej. Nie o to mi chodzi, kiedy próbuję nakreślić ci, jak to wygląda.- wyprostowała się nieco, czując, że najchętniej wstałaby i przeszła się, by rozładować napięcie.- Próbuję ci wyjaśnić, jak się zachowujemy i gdzie leżą tego powody. Mogę ci wierzyć na słowo, że zawsze byłaś otwarta i ciekawa naszej kultury, nie mnie oceniać, jak jest naprawdę. Tylko że jesteś jednostką, która nie zmieni naszego postrzegania świata, bo takich jak ty najpewniej jest garść.- nie mogła ogarnąć, dlaczego dziewczyna nie rozumiała czegoś tak prostego. W całokształcie nie miała najmniejszego znaczenia, bo na swojej drodze spotykali masę ludzi, którzy reagowali na nich negatywnie.- Nie. Fakt, że nie chciałam odpowiedzi, oznacza tylko tyle, że nie potrzebuję jej. Nic ona dla mnie nie zmieni, obojętnie czy byłaby taka, jakiej się spodziewam, czy wręcz przeciwna. W tej konkretnej chwili nie ma najmniejszego znaczenia.- dodała ze spokojem, który coraz ciężej było zachować.- Zakładam, że wyglądały tak, a nie inaczej, bo to normalne. Kiedy poznajesz coś nowego, kiedy pierwszy raz się o czymś dowiadujesz... nie wierzę, że nie masz tak nawet przez moment, że uznajesz, iż coś jest bez sensu i brzmi dziwnie czy czasem źle. Nie musiałaś zaprzeczać na głos, kłócić się o racje. Oczywiście, później, gdy masz, chociaż cień chęci, by posłuchać drugiej strony i zrozumieć, te wnioski mogą być inne.- dziwiło ją, że naprawdę musiała tak tłumaczyć, jak działało przyswajanie nowych informacji u chyba każdej normalnej osoby. Słuchała, kiedy ta wchodziła w szczegóły, ale tak jak powiedziała wcześniej, nie miało to dla niej znaczenia. Było garścią słów, które mogły pominąć, bo nie wnosiło to nic do tematów, które nadal próbowały przedstawiać i prostować. Kiedy skończyła, wzruszyła jedynie ramionami, bo co mogła więcej. Miała pogratulować jej tego? Brawo, że umiesz rozmawiać z moim mężem? Czuła, że to wywołałoby tylko więcej kłótni. Musiała się wyciszyć, emocje zaczynały za mocno się w niej mieszać, wyciągając na wierzch ironię, którą nigdy nie wojowała chętnie. Pojęcie ironii i sarkazmu nie były jej obce, ale nie czuła się pewnie, sięgając po nie w rozmowach z kimkolwiek.
Przeprosiny nigdy nie przychodziły łatwo, ale czasami musiała przyznać się do błędu, wziąć na siebie to, co zrobiła i później iść dalej. Nie była dzieckiem, które mogło tego nie zrozumieć. Odetchnęła wręcz, gdy dziewczyna przyjęła również te, licząc, że są coraz bliżej końca rozmowy, która najpewniej nie doprowadzi do niczego, co w przyszłości zaowocuje. Pomyliła się i to mocno...
Chciała się oburzyć, poderwać z miejsca i... rozluźniła napięte mięśnie. Denerwowała się na Weasley, wewnętrznie trzęsło ją, że nie słuchała tego, co próbowano do niej powiedzieć. Tylko, że teraz zrobiła to samo, odsuwała się od rozsądku. Idąc tym samym torem, nie dało się niczego osiągnąć.
Skupiła się na słowach dziewczyny, błądziła za nią wzrokiem ze spokojem, który z największym trudem przywołała do siebie. W ten sposób zawsze było jej łatwiej, tak prawdziwie słuchać drugiej osoby.
Naprawdę miała uwierzyć, że Neala Weasley była tak nieskazitelna? Była młoda, to jasne, ale wcale nie głupia, jak na swój wiek. Żyły w całkowicie innych rzeczywistościach i to było widać na pierwszy rzut oka, a ta przepaść pogłębiała się, im dłużej rozmawiały o czymkolwiek. Powinna jej zaufać? Właśnie po tych słowach? Nie, nie było mowy o zaufaniu. Te trzeba było budować przez długi czas, nawet jego zalążki musiały powstać na czymś stabilniejszym. Tym razem to tylko postawienie wszystkiego na jedną kartę, poddanie impulsowi i liczenie, że to nie jest kolejna osoba na której może się w życiu zawieść w najgorszy sposób. Zmrużyła nieco oczy, ciemne tęczówki osiadły na wyraźnie zdenerwowanej dziewczynie.
- Rzeczywistość w której cię wychowano, musi być na swój sposób wyjątkowo piękna. Niestety mnie wychowano w świecie, który, mimo że przez większość życia był kolorowy i głośny, teraz bywa okropnie brzydki. Mówisz, że większość osób została wychowana w poszanowaniu dla zasad moralnych i obietnic składanych między ludźmi. Na palcach jednej ręki potrafię zliczyć osoby, którym wierzę, że naprawdę to poszanują. I pewnie na tym świecie jest takich więcej, ale nie sądzę, że są większością. Rozumiem, co cię oburzyło i jeśli naprawdę jest tak, jak mówisz. Jeśli tak szanujesz to w co nie powinno się ingerować, wchodzić w to z butami.- umilkła na chwilę, wiedziała, co należało zrobić.- Za to również przeproszę, bo ci się należy.- dodała, mając nadzieję, że to ostatnie przeprosiny na które przyszło jej się zebrać.
Jej dłoń zawisła w powietrzu, pomiędzy nimi, oczekując na kolejny ruch dziewczyny. Ostatnia szansa. Wiedziała, że więcej się na taką nie zdobędzie, że później w jej życiu nie będzie miejsca na szukanie tej znajomości na siłę. Za jakiś czas powstaną całkiem inne priorytety, skala ważności przechyli się i nie będzie szukała już zrozumienia wśród obcych lub niechętnych jej osób.
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
To był jakiś jeden wielki niezrozumiały absurd. Bo był, prawda? Od miesięcy obrywałam za coś i sama nie do końca rozumiałam co się działo. Eve niby przychodziła i niby przepraszała, ale wychodziło jej to tak, że jakby wcale nie chciała. Że niby przyszła, ale właściwie jako pretekst tylko wybierając to dogadywanie, bo ode mnie czegoś innego chciała. I choć chciałam, naprawdę chciałam, to nie widziałam w niej skruchy. Ani trochę.
- Może się i nie da. Ale słowa, składane są z myśli. A myśli z potrzeby albo bolączek serca. A za to, co wypowiedziane, w emocjach czy nie, trzeba wziąć odpowiedzialność. - orzekłam, niezmiennie zdania swojego pewna. Wiedziałam to najlepiej. Mówiłam, przeważnie to co czułam i to co myślałam. Czy było dobre, czy złe. Miłe, czy nie. Dawałam się ponosić emocjom - często, a nawet bardzo. Ale brałam na barki ciężar każdych słów, każdej obietnicy, każdego osądu. Eve zaś zdawała się uważać, że powiedzenie “nie to miałam na myśli” sprawę załatwiało. Że powinnam pacnąć się w głowę i zaśmiać mówiąc - fakt, fakt, źle zrozumiałam głuptas ze mnie straszny jest. Ale zgodziłam się zostawić to za sobą, bo w miejscu stać nigdy nie lubiłam. A może mama mówiła, że iść się powinno na przód. Tylko, czy naprawdę umiałam zapomnieć? Przy niej wątpliwości zjadały mnie całą, osiadając cieniem na sercu. Za co kolejne obwini właśnie mnie? Teraz nie umiałam już się nie zastanawiać.
W końcu się ruszyłam, bo tak łatwiej było rozładować tych emocji chociaż część. Ale za późno już było, bo lawina ruszyła. A jej wypadające słowa uniosły mi brwi w górę. I nie pomyliłam się zbyt bardzo. Bo nagle jakieś pozwolenia, jakieś nadzieje, jakieś pewności się zaczęły dziać kompletnie niezrozumiałe.
- GODNOŚCI! - powtórzyłam po niej zła, akcentując ją mocniej, mimowolnie unosząc głos. Nie przestrzasły mnie ani ton, ani grymas na jej twarzy. Wszystko jedno mi już było, poruszona, obrażona po prostu mówiłam. - To jakiś absurd jest Eve. Większy niż siostra która zarzuca mi, że próbuję jej brata zabrać. Jakaś komedia straszna tylko nieśmieszna wcale dla aktorów. JESTEŚ PIĘKNA. - nie mogłam poradzić nic na to, że zgłoski mi czas szybowały wyżej. Prawię jęknęłam zazdrościłam jej urody. Zazdrościłam, nie kryłam tego. - Jesteś piękna, jak noc w letnią porę. Kogo nie postawisz przed wyborem wybierze ciebie nie mnie. Celine tylko urodą sięga wyżej. Ja co najwyżej wróbli mogę zwrócić uwagę i przychodzisz do mnie. Nie ona wzbuda twój niepokój, a ja. JA! Nie od niej chcesz pewności, tylko ode mnie. I to poszukiwanie ich gdziekolwiek poza Jimem, jest poniżej tak pięknej kobiety jak ty. Z jakiegoś powodu przecież ten ślub wzięliście. Przecież nie z głupoty! To absurdalne. Absurdalne! Że to mnie postrzegasz jako jakąś - jakąś rywalkę - kiedy ja nawet nie biorę udziału w tym wyścigu a z Celine nie masz najmniejszego problemu. Jej to nie dotyczy, nie? DLACZEGO? Też jest obcą. Czemu jej potrafisz zaufać? Nie zrobiłyśmy nic innego. - wyrzuciłam z siebie na końcu i pokręciłam głową. Nie potrafiłam tego pojąć i nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie zrobiłam nic złego, chciałam im pomóc, każdemu, a ciągle to ja stawałam się tym kogo obraczało się za co. Jak to się działo, mamo? Zatęskniłam za nią, ona wiedziałaby co robić na pewno. Przymknęłam oczy, żeby powstrzymać łzy. To było po prostu niesprawiedliwe. Tak zwyczajnie, po ludzku. A kolejne słowa Eve sprawiły, że mina zrzedła mi jeszcze bardziej. Broda zadrżała. Jak ja siebie postrzegam? Ja taka byłam. Taka właśnie dokładnie jak jej mówiłam. Ale to nie miało znaczenia. No pewnie, to nie było ważne. Ważne były tylko te cygnaśkie sprawy, cyganskie waśnie, cygańskie nieufności. My. My. My. Zero Eve w tym wszystkim.
- Nie ma znaczenia jak JA siebie postrzegam? Ale już jak TY postrzegasz mnie jest ważne? - zapytałam, czując kłębiące się wewnątrz złość. Moje zachowanie nie było ważne, moje myśli nie miały znaczenia. Oczywiście, jasne. - I czemu ciągle są jakieś wy, my, a nie ty. Rozum chyba własny posiadasz, myśli i uczucia też, za każdego cygana się wypowiadasz bo wszyscy jesteście wielką masą bez zdań własnych, myśli, charakterów? Nie rozmawiam o was, tylko o tym co ty zrobiłaś i jak ty się zachowałaś i ciągle próbujesz mi wmówić, że każe ci tak działać twój cygański kodeks czy wychowanie? To są wymówki, Eve. Ludzie mogą się zmieniać i nad sobą pracować.; Postanowiłaś mi nie zaufać przez wzgląd na Jamesa, tylko mnie, a nie przez to, że świat was skrzywdził. Ba, zaczynam myśleć, że nawet Jamesowi nie ufasz, skoro nie potrafisz jemu powiedzieć o tym, czego się obawiasz. A co więcej myślę, że nigdy nie zaufasz nikomu całkiem, jeśli zawsze od początku będziesz go podejrzewać o najgorsze. Nie obronisz się w ten sposób też. Najprędzej skarzesz na samotność. A jeśli jedna osoba, nie jest w stanie zmienić twojego - czy jak to lubisz podkreślać - waszego poglądu, to zawsze będziecie też stać w miejscu. Nieszczęśliwi, winiąc świat i obcych za wszystko. - Sheila robiła to samo, jak zaczynało być ciężko to zawsze byli oni, oni, oni, my, my, i cały świat przeciwko.
- Dla ciebie! Dla ciebie Eve tak to wygląda. Kiedy ty poznajesz coś nowego może sobie tak myślisz. Nie możesz zakładać, że każdy reaguje i patrzy na świat w ten sam sposób na to samo. Że każdy ma tylko jedną reakcję bo tak ci powiedzieli kiedyś. Poznawanie nowego jest ekscytujące, zachwycające, czasem straszne a czasem owszem, brak mu sensu. Ale nowe, nie daje tylko negatywnych bodźców, pozytywne też ma i znasz je na pewno. Twój pierwszy pocałunek - straszny był? Albo moment w którym zjadłaś pierwszą czekoladową żabę? Albo kiedy po raz pierwszy zobaczyłaś śnieg. Pierwsze razy, pierwsze spotkania, potrafią nieść w sobie więcej niż jedną emocję. - nie musiałam kłócić się o rację? Oczywiście, że nie. Powinnam przyjąć, że świat działa w sposób, który przedstawia Eve bo to jedyna i właściwa forma. Ta jej? Pokręciłam głową szczerze zaskoczona tym jak bardzo Eve zapierała się na tym, co było znajome.
- To nie ma sensu. - orzekłam w końcu. Nie dogadamy się. Tak zwyczajnie i po prostu. Ja swoje wiedziałam, ona też i właściwie nawet nie czułam że mnie słucha. Byłam dla niej niepotrzebnym elementem w obrazku. Właściwie nie rozumiałam po co przyszła. Znaczy rozumiałam, po to, żebym ją zapewniła że nie uwiodę jej męża. Absurdalne. Naprawdę. Uniosła brwi kiedy zaczęła o tych rzeczywistościach mówić.
- Każdy taki bywa, Eve. Świat jest jeden. Jeden i dla wszystkich. Jak przestaniesz go dzielić i usilanie wkładać się w buty gorszego i pokrzywdzonego, to może zobaczysz, że ludzie przeważnie nie chcą dla innych źle. - unosiła dalej brwi kręcąc głową. - Bo od razu zakładasz w nich najgorsze, Eve. Więc to dostajesz. Mogłyśmy cieszyć się piękną przyjaźnią, a zamiast tego postanowiłaś zrobić ze mnie przyczynę własnych problemów obrzucając własną niepewnością. - tak sądziłam, tak myślałam i w to wierzyłam. Ona sprawiła, że poczułam się tak źle. I samą siebie taką uczyniła. Mama mówiła żeby szerzyć dobro. Że los śmiałym sprzyja, a zgoda zawsze buduje. Ale nie potrafiłam nie czuć okrutnej zadry w sercu mimo przeprosin, które padły. Bo nie wierzyłam że są szczere kiedy pojawiały się w komplecie jakimś jeśli. - Warunkowe przeprosiny, to nie najlepsza droga Eve. - dodałam jeszcze spoglądając na wyciągniętą ku mnie rękę. Co powinnam, na jakąś wojnę iść która znaczenia nie miała? Ja nie chciałam nic od Jima, ani on ode mnie. Ale czy to znaczyło że miałam znosić takie rzeczy. Za ile znów mnie o coś oskarży? Dzisiaj, jutro, nigdy więcej? Uniosłam w końcu rękę, zaciskając dłoń na tej niech. - Niech będzie. Zgoda Eve, przyjmuję przeprosiny, ale nie mogę ci obiecać, że te słowa szybko się rozmyją. - bo wojny było już wystarczająco dużo. Bo wojna nie miała sensu. Jim był moim przyjacielem. Tylko tym. Niczym więcej. Lubiłam go, bo był inny i ciekawy, zabawny. Niepoprawny czasem nawet, ale nie kochałam go przecież jakąś szaloną miłością. Zasiadłam na swoim miejscu. Wzięłam wdech wypuszczając powietrzę.
- Porozmawiaj z nim. - dodałam jeszcze raz, jakby nie zrozumiała mnie wcześniej. - Odsuwane na bok problemy magicznie same nie znikną. - dodałam jeszcze marszcząc brwi lekko.
- Może się i nie da. Ale słowa, składane są z myśli. A myśli z potrzeby albo bolączek serca. A za to, co wypowiedziane, w emocjach czy nie, trzeba wziąć odpowiedzialność. - orzekłam, niezmiennie zdania swojego pewna. Wiedziałam to najlepiej. Mówiłam, przeważnie to co czułam i to co myślałam. Czy było dobre, czy złe. Miłe, czy nie. Dawałam się ponosić emocjom - często, a nawet bardzo. Ale brałam na barki ciężar każdych słów, każdej obietnicy, każdego osądu. Eve zaś zdawała się uważać, że powiedzenie “nie to miałam na myśli” sprawę załatwiało. Że powinnam pacnąć się w głowę i zaśmiać mówiąc - fakt, fakt, źle zrozumiałam głuptas ze mnie straszny jest. Ale zgodziłam się zostawić to za sobą, bo w miejscu stać nigdy nie lubiłam. A może mama mówiła, że iść się powinno na przód. Tylko, czy naprawdę umiałam zapomnieć? Przy niej wątpliwości zjadały mnie całą, osiadając cieniem na sercu. Za co kolejne obwini właśnie mnie? Teraz nie umiałam już się nie zastanawiać.
W końcu się ruszyłam, bo tak łatwiej było rozładować tych emocji chociaż część. Ale za późno już było, bo lawina ruszyła. A jej wypadające słowa uniosły mi brwi w górę. I nie pomyliłam się zbyt bardzo. Bo nagle jakieś pozwolenia, jakieś nadzieje, jakieś pewności się zaczęły dziać kompletnie niezrozumiałe.
- GODNOŚCI! - powtórzyłam po niej zła, akcentując ją mocniej, mimowolnie unosząc głos. Nie przestrzasły mnie ani ton, ani grymas na jej twarzy. Wszystko jedno mi już było, poruszona, obrażona po prostu mówiłam. - To jakiś absurd jest Eve. Większy niż siostra która zarzuca mi, że próbuję jej brata zabrać. Jakaś komedia straszna tylko nieśmieszna wcale dla aktorów. JESTEŚ PIĘKNA. - nie mogłam poradzić nic na to, że zgłoski mi czas szybowały wyżej. Prawię jęknęłam zazdrościłam jej urody. Zazdrościłam, nie kryłam tego. - Jesteś piękna, jak noc w letnią porę. Kogo nie postawisz przed wyborem wybierze ciebie nie mnie. Celine tylko urodą sięga wyżej. Ja co najwyżej wróbli mogę zwrócić uwagę i przychodzisz do mnie. Nie ona wzbuda twój niepokój, a ja. JA! Nie od niej chcesz pewności, tylko ode mnie. I to poszukiwanie ich gdziekolwiek poza Jimem, jest poniżej tak pięknej kobiety jak ty. Z jakiegoś powodu przecież ten ślub wzięliście. Przecież nie z głupoty! To absurdalne. Absurdalne! Że to mnie postrzegasz jako jakąś - jakąś rywalkę - kiedy ja nawet nie biorę udziału w tym wyścigu a z Celine nie masz najmniejszego problemu. Jej to nie dotyczy, nie? DLACZEGO? Też jest obcą. Czemu jej potrafisz zaufać? Nie zrobiłyśmy nic innego. - wyrzuciłam z siebie na końcu i pokręciłam głową. Nie potrafiłam tego pojąć i nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie zrobiłam nic złego, chciałam im pomóc, każdemu, a ciągle to ja stawałam się tym kogo obraczało się za co. Jak to się działo, mamo? Zatęskniłam za nią, ona wiedziałaby co robić na pewno. Przymknęłam oczy, żeby powstrzymać łzy. To było po prostu niesprawiedliwe. Tak zwyczajnie, po ludzku. A kolejne słowa Eve sprawiły, że mina zrzedła mi jeszcze bardziej. Broda zadrżała. Jak ja siebie postrzegam? Ja taka byłam. Taka właśnie dokładnie jak jej mówiłam. Ale to nie miało znaczenia. No pewnie, to nie było ważne. Ważne były tylko te cygnaśkie sprawy, cyganskie waśnie, cygańskie nieufności. My. My. My. Zero Eve w tym wszystkim.
- Nie ma znaczenia jak JA siebie postrzegam? Ale już jak TY postrzegasz mnie jest ważne? - zapytałam, czując kłębiące się wewnątrz złość. Moje zachowanie nie było ważne, moje myśli nie miały znaczenia. Oczywiście, jasne. - I czemu ciągle są jakieś wy, my, a nie ty. Rozum chyba własny posiadasz, myśli i uczucia też, za każdego cygana się wypowiadasz bo wszyscy jesteście wielką masą bez zdań własnych, myśli, charakterów? Nie rozmawiam o was, tylko o tym co ty zrobiłaś i jak ty się zachowałaś i ciągle próbujesz mi wmówić, że każe ci tak działać twój cygański kodeks czy wychowanie? To są wymówki, Eve. Ludzie mogą się zmieniać i nad sobą pracować.; Postanowiłaś mi nie zaufać przez wzgląd na Jamesa, tylko mnie, a nie przez to, że świat was skrzywdził. Ba, zaczynam myśleć, że nawet Jamesowi nie ufasz, skoro nie potrafisz jemu powiedzieć o tym, czego się obawiasz. A co więcej myślę, że nigdy nie zaufasz nikomu całkiem, jeśli zawsze od początku będziesz go podejrzewać o najgorsze. Nie obronisz się w ten sposób też. Najprędzej skarzesz na samotność. A jeśli jedna osoba, nie jest w stanie zmienić twojego - czy jak to lubisz podkreślać - waszego poglądu, to zawsze będziecie też stać w miejscu. Nieszczęśliwi, winiąc świat i obcych za wszystko. - Sheila robiła to samo, jak zaczynało być ciężko to zawsze byli oni, oni, oni, my, my, i cały świat przeciwko.
- Dla ciebie! Dla ciebie Eve tak to wygląda. Kiedy ty poznajesz coś nowego może sobie tak myślisz. Nie możesz zakładać, że każdy reaguje i patrzy na świat w ten sam sposób na to samo. Że każdy ma tylko jedną reakcję bo tak ci powiedzieli kiedyś. Poznawanie nowego jest ekscytujące, zachwycające, czasem straszne a czasem owszem, brak mu sensu. Ale nowe, nie daje tylko negatywnych bodźców, pozytywne też ma i znasz je na pewno. Twój pierwszy pocałunek - straszny był? Albo moment w którym zjadłaś pierwszą czekoladową żabę? Albo kiedy po raz pierwszy zobaczyłaś śnieg. Pierwsze razy, pierwsze spotkania, potrafią nieść w sobie więcej niż jedną emocję. - nie musiałam kłócić się o rację? Oczywiście, że nie. Powinnam przyjąć, że świat działa w sposób, który przedstawia Eve bo to jedyna i właściwa forma. Ta jej? Pokręciłam głową szczerze zaskoczona tym jak bardzo Eve zapierała się na tym, co było znajome.
- To nie ma sensu. - orzekłam w końcu. Nie dogadamy się. Tak zwyczajnie i po prostu. Ja swoje wiedziałam, ona też i właściwie nawet nie czułam że mnie słucha. Byłam dla niej niepotrzebnym elementem w obrazku. Właściwie nie rozumiałam po co przyszła. Znaczy rozumiałam, po to, żebym ją zapewniła że nie uwiodę jej męża. Absurdalne. Naprawdę. Uniosła brwi kiedy zaczęła o tych rzeczywistościach mówić.
- Każdy taki bywa, Eve. Świat jest jeden. Jeden i dla wszystkich. Jak przestaniesz go dzielić i usilanie wkładać się w buty gorszego i pokrzywdzonego, to może zobaczysz, że ludzie przeważnie nie chcą dla innych źle. - unosiła dalej brwi kręcąc głową. - Bo od razu zakładasz w nich najgorsze, Eve. Więc to dostajesz. Mogłyśmy cieszyć się piękną przyjaźnią, a zamiast tego postanowiłaś zrobić ze mnie przyczynę własnych problemów obrzucając własną niepewnością. - tak sądziłam, tak myślałam i w to wierzyłam. Ona sprawiła, że poczułam się tak źle. I samą siebie taką uczyniła. Mama mówiła żeby szerzyć dobro. Że los śmiałym sprzyja, a zgoda zawsze buduje. Ale nie potrafiłam nie czuć okrutnej zadry w sercu mimo przeprosin, które padły. Bo nie wierzyłam że są szczere kiedy pojawiały się w komplecie jakimś jeśli. - Warunkowe przeprosiny, to nie najlepsza droga Eve. - dodałam jeszcze spoglądając na wyciągniętą ku mnie rękę. Co powinnam, na jakąś wojnę iść która znaczenia nie miała? Ja nie chciałam nic od Jima, ani on ode mnie. Ale czy to znaczyło że miałam znosić takie rzeczy. Za ile znów mnie o coś oskarży? Dzisiaj, jutro, nigdy więcej? Uniosłam w końcu rękę, zaciskając dłoń na tej niech. - Niech będzie. Zgoda Eve, przyjmuję przeprosiny, ale nie mogę ci obiecać, że te słowa szybko się rozmyją. - bo wojny było już wystarczająco dużo. Bo wojna nie miała sensu. Jim był moim przyjacielem. Tylko tym. Niczym więcej. Lubiłam go, bo był inny i ciekawy, zabawny. Niepoprawny czasem nawet, ale nie kochałam go przecież jakąś szaloną miłością. Zasiadłam na swoim miejscu. Wzięłam wdech wypuszczając powietrzę.
- Porozmawiaj z nim. - dodałam jeszcze raz, jakby nie zrozumiała mnie wcześniej. - Odsuwane na bok problemy magicznie same nie znikną. - dodałam jeszcze marszcząc brwi lekko.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Patrzyła na nią, chociaż coraz ciężej było jej wzrok pozostawić utkwiony w drobnej sylwetce dziewczyny. Słuchała, bo nie miała już innego wyboru, bo musiała wziąć na siebie odpowiedzialność za słowa, które padły w złości. Nie potrafiła cofnąć czasu, nie dało się tego wymazać i zdusić w sobie, jak wielu myśli i wniosków, które doszły do niej w życiu. Dlatego była tutaj i czekała, aż wszystkie słowa Neali padną.
Spięła się zauważalnie, gdy dziewczyna podniosła głos, kiedy ze spokoju weszła w krzyk ot tak, jakby to było najnaturalniejszą rzeczą. Rozchyliła pełne usta, ale słowa nie padły, bo gardło ścisnęło się nieprzyjemnie, odebrało możliwość mówienia. To nie krzyk uciszył ją aż tak, ale sens tego, co mówiła Weasley. Wiedziała, że jest ładna, może nigdy nie nazwałaby siebie piękną, ale ładną. Taką, co wzrok przyciągała, kiedy miała na to ochotę i przebierając w słowach, potrafiła łasić się do chłopców i mężczyzn, sprawiając by tracili głowę. Owijała ich sobie wokół palca, głos zniżając do szeptu, a pełne usta wyginając w filuternym uśmiechu. Umiała to wszystko i może faktycznie źle zrobiła, że patrzyła na Nealę, jak na zagrożenie, ale problem leżał w tym, że ograbiono ją z pewności siebie. Tygodniami zabierano jej skrawki zaufania, bezpieczeństwa i odwagi. Naruszany fundament stał się tak chwiejny, że w końcu do utrzymania się odnalazł cel. Ta prawda nie miała jednak dziś paść, nie przejdzie jej przez gardło, bo w całym uporze i tak widziała winę dziewczyny. Część słów, które rzuciła wcześniej, nadal dotykały prawdy.
- Bo ona zbudowała zaufanie, gdy świat zdawał się przeciwko i niej i mi. Bo widziałam, jaka jest i jak się zachowuje, a kiedy miałam wątpliwości, słuchała, nie próbując za wszelką cenę przeciągnąć na swoją stronę. Nie mówię, że ty jesteś inna, że robisz to zaciekle, ale za ujmę uznajesz zwrócenie uwagi i krzykiem reagujesz, zamiast chwilę się zawahać, zastanowić.- odparła, ale głos nie miał już zacięcia. Chciała przez to przejść, przebrnąć jakoś i odejść, zostawić za sobą nowy grunt na znajomość. Jakkolwiek inny od tego, który był teraz między nimi.
Pokręciła powoli głową, bo to było bez sensu. Tłumaczenie kolejny raz, ponowne wchodzenie w te same argumenty. Co mogła jej więcej powiedzieć, gdy Weasley wyraźnie nie słuchała, ale w tej jednej chwili nie miała jej tego za złe. Rozumiała, wiedziała, jak to jest, gdy złość już całkiem przyćmi chociaż namiastkę rozsądku. Przerabiała to sama i z Jamesem i najwyraźniej z Nealą też. Czuła się zmęczona, wykończona, jakby wymiana zdań wyciągnęła z niej wszystkie siły.
Skrzywiła się, gdy dziewczyna dotknęła tematu romów i brnęła w to, jakby miała prawo wypowiadać się o nich. Nie wiedziała nic poza kilkoma strzępkami, znała trzech czy czterech cyganów i wystarczyło jej to, by kwestionować to jacy byli. Poczuła ukłucie złości, ale zrezygnowanie, które objęło ją wcześniej, skutecznie dusiło impulsywne reakcje. Nie dała się w to wciągnąć, uparcie milcząc, gdy dziewczyna szła dalej, łapiąc się każdego jej słowa. Nie zamierzała już wymieniać argumentów, one nie trafiały.
- Nie możesz tak mówić, nie wiesz, jak to jest urodzić się w świecie w którym od razu jesteś marginesem. Jesteś gorsza, brudna i wstrętna, gdy z pierwszym oddechem przypiszą ci łatkę złodzieja i kłamcy. Jesteś Angielką i mogę się mylić, ale najpewniej nigdy nikt nie pluł na ciebie za to, że przechodzisz ulicą, nie patrzyli na ciebie, jakbyś rozsiewała choroby. Nie wiesz, jak to jest. Nie wchodzę na siłę w buty gorszego i pokrzywdzonego, bo ja w nich żyję.- spróbowała, jeszcze raz pokazać jej to inaczej. Neala nie miała pojęcia, jak wyglądał świat z ich perspektywy, nigdy nie patrzyła, jak w jej przyjaciół rzucane są kamienie byle odpędzić ich, jak psy. Nie była wyśmiewana za kolor skóry, obcą urodę. Wzruszyła ramionami, gdy usłyszała o pięknej przyjaźni. Czuła, że to nie realne, że jeśli nie było na warunkach Neali to nie mogło istnieć. Miała wokół siebie przyjaciół i z żadnym nie musiała toczyć podobnych rozmów, szarpać się o rację.
- Możliwe, ale czasami to początek, by kiedyś zabrzmiały inne.- odparła jedynie, bo nie potrafiła zmienić ich dziś. Nie było jej jednak poznać odpowiedzi, ponieważ obok pojawiła się ciocia dziewczyny.
Uśmiechnęła się ładnie do kobiety, maskując tym emocje, które kotłowały się w niej. Przywitała się grzecznie, a kiedy ciocia poprosiła Nealę, aby ta jej pomogła, pożegnały się prędko. Nie chciała już więcej zajmować czasu, obie straciły go wystarczająco.
| ztx2
Spięła się zauważalnie, gdy dziewczyna podniosła głos, kiedy ze spokoju weszła w krzyk ot tak, jakby to było najnaturalniejszą rzeczą. Rozchyliła pełne usta, ale słowa nie padły, bo gardło ścisnęło się nieprzyjemnie, odebrało możliwość mówienia. To nie krzyk uciszył ją aż tak, ale sens tego, co mówiła Weasley. Wiedziała, że jest ładna, może nigdy nie nazwałaby siebie piękną, ale ładną. Taką, co wzrok przyciągała, kiedy miała na to ochotę i przebierając w słowach, potrafiła łasić się do chłopców i mężczyzn, sprawiając by tracili głowę. Owijała ich sobie wokół palca, głos zniżając do szeptu, a pełne usta wyginając w filuternym uśmiechu. Umiała to wszystko i może faktycznie źle zrobiła, że patrzyła na Nealę, jak na zagrożenie, ale problem leżał w tym, że ograbiono ją z pewności siebie. Tygodniami zabierano jej skrawki zaufania, bezpieczeństwa i odwagi. Naruszany fundament stał się tak chwiejny, że w końcu do utrzymania się odnalazł cel. Ta prawda nie miała jednak dziś paść, nie przejdzie jej przez gardło, bo w całym uporze i tak widziała winę dziewczyny. Część słów, które rzuciła wcześniej, nadal dotykały prawdy.
- Bo ona zbudowała zaufanie, gdy świat zdawał się przeciwko i niej i mi. Bo widziałam, jaka jest i jak się zachowuje, a kiedy miałam wątpliwości, słuchała, nie próbując za wszelką cenę przeciągnąć na swoją stronę. Nie mówię, że ty jesteś inna, że robisz to zaciekle, ale za ujmę uznajesz zwrócenie uwagi i krzykiem reagujesz, zamiast chwilę się zawahać, zastanowić.- odparła, ale głos nie miał już zacięcia. Chciała przez to przejść, przebrnąć jakoś i odejść, zostawić za sobą nowy grunt na znajomość. Jakkolwiek inny od tego, który był teraz między nimi.
Pokręciła powoli głową, bo to było bez sensu. Tłumaczenie kolejny raz, ponowne wchodzenie w te same argumenty. Co mogła jej więcej powiedzieć, gdy Weasley wyraźnie nie słuchała, ale w tej jednej chwili nie miała jej tego za złe. Rozumiała, wiedziała, jak to jest, gdy złość już całkiem przyćmi chociaż namiastkę rozsądku. Przerabiała to sama i z Jamesem i najwyraźniej z Nealą też. Czuła się zmęczona, wykończona, jakby wymiana zdań wyciągnęła z niej wszystkie siły.
Skrzywiła się, gdy dziewczyna dotknęła tematu romów i brnęła w to, jakby miała prawo wypowiadać się o nich. Nie wiedziała nic poza kilkoma strzępkami, znała trzech czy czterech cyganów i wystarczyło jej to, by kwestionować to jacy byli. Poczuła ukłucie złości, ale zrezygnowanie, które objęło ją wcześniej, skutecznie dusiło impulsywne reakcje. Nie dała się w to wciągnąć, uparcie milcząc, gdy dziewczyna szła dalej, łapiąc się każdego jej słowa. Nie zamierzała już wymieniać argumentów, one nie trafiały.
- Nie możesz tak mówić, nie wiesz, jak to jest urodzić się w świecie w którym od razu jesteś marginesem. Jesteś gorsza, brudna i wstrętna, gdy z pierwszym oddechem przypiszą ci łatkę złodzieja i kłamcy. Jesteś Angielką i mogę się mylić, ale najpewniej nigdy nikt nie pluł na ciebie za to, że przechodzisz ulicą, nie patrzyli na ciebie, jakbyś rozsiewała choroby. Nie wiesz, jak to jest. Nie wchodzę na siłę w buty gorszego i pokrzywdzonego, bo ja w nich żyję.- spróbowała, jeszcze raz pokazać jej to inaczej. Neala nie miała pojęcia, jak wyglądał świat z ich perspektywy, nigdy nie patrzyła, jak w jej przyjaciół rzucane są kamienie byle odpędzić ich, jak psy. Nie była wyśmiewana za kolor skóry, obcą urodę. Wzruszyła ramionami, gdy usłyszała o pięknej przyjaźni. Czuła, że to nie realne, że jeśli nie było na warunkach Neali to nie mogło istnieć. Miała wokół siebie przyjaciół i z żadnym nie musiała toczyć podobnych rozmów, szarpać się o rację.
- Możliwe, ale czasami to początek, by kiedyś zabrzmiały inne.- odparła jedynie, bo nie potrafiła zmienić ich dziś. Nie było jej jednak poznać odpowiedzi, ponieważ obok pojawiła się ciocia dziewczyny.
Uśmiechnęła się ładnie do kobiety, maskując tym emocje, które kotłowały się w niej. Przywitała się grzecznie, a kiedy ciocia poprosiła Nealę, aby ta jej pomogła, pożegnały się prędko. Nie chciała już więcej zajmować czasu, obie straciły go wystarczająco.
| ztx2
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
tajemniczy zagajnik
Szybka odpowiedź