Główny salon
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Główny salon
To główne, reprezentacyjne pomieszczenie dworu. Służy do przyjmowania gości i rodzinnych spotkań, jest swego rodzaju centrum życia mieszkańców rezydencji. Utrzymany w rodowych zieleniach i brązach i bogato urządzony już na pierwszy rzut oka mówi wiele o statusie rodu Nott. Na honorowym miejscu wśród zdobiących ściany portretów przodków wisi portret młodej lady Marion, legendarnej przodkini rodu. Znajduje się tu też dający ciepło rzeźbiony kominek, obity miękkim aksamitem komplet wypoczynkowy i okazałe okna wychodzące na ogrody, częściowo ocienione przez zielone, powłóczyste zasłony.
14.10
Powiedzieć, że Burke nie był dziś w nastroju, to nic nie powiedzieć. Nawet pomimo faktu, że poprzedniego dnia ich szeregi zostały zasilone o osobę, która chociaż nie należała do jego rodziny, była przez niego traktowana jako jej część. To było kolejne niewielkie zwycięstwo, które Craig uważał, że może sobie przypisać, zupełnie jak wisienka na torcie, który symbolizować mógł sukces odniesiony na Stonehenge.
Dziś jednak jego myśli skupiały się wokół tej ciemniejszej strony szczytu. Tej niechlubnej, bolesnej niemal. Kiedy jego stopy stanęły przed Ashfield Manor, Burke poświęcił dłuższą chwilę na obserwację posiadłości - i gdy tak spoglądał na fasady, zdobne okna i zadbane, bujne ogrody, z jakiegoś powodu przemknęło mu przez myśl, że rezydencja przypomina mu nieco psa. Leżącego, kanciastego kundla z łbem złożonym na łapach, skarconego przez swojego pana i starającego się za wszelką cenę nie zwracać na siebie uwagi. Może to była po prostu panująca wokół atmosfera. Nie był do końca pewien. Nie bardzo miał ochotę przekraczać próg, ale doskonale wiedział, jakie były jego obowiązki. A rozmowę z Eddardem uznał za właśnie taki obowiązek - wobec szlachcica, ale też wobec rycerza.
Po przekroczeniu progu posiadłości mógł to niemal wyczuć, posmakować na języku: wiszące w powietrzu głębokie napięcie, poddenerwowanie. Przypominało mu to trochę ciszę przed burzą. Albo może pomiędzy burzami? Burke nie wątpił, że na pewno niejedna awantura przetoczyła się już przez te korytarze od chwili gdy mieszkańcy posiadłości powrócili zhańbieni ze Stonehenge. Zanim jednak Burke zdołał głębiej zastanowić się nad tą myślą, próbując w jakiś sposób dostrzec czy być może znane mu ułożenie delikatnych, ceramicznych waz zdobiących korytarz uległo zmianie, został niemal natychmiast zaprowadzony do głównego salonu przez kłaniające mu się w pas skrzaty domowe. Craig zerkał na nie z pogardą, ale także z pewnym politowaniem. Ciekaw był, czy te przebrzydłe stworzenia odczuły w jakiś sposób wściekłość targającą panami tego domostwa, czy Nottowie ulżyli sobie, wyładowując na nich frustrację. Wcale by się nie zdziwił, jemu w przeszłości zdarzało się traktowanie skrzatów niczym worki do bicia. Bardzo relaksujące.
Salon był pusty, Burke został jednak poczęstowany herbatą podaną w najlepszej porcelanie i poinformowany, że pan domu zaraz się pojawi. I na to też liczył, bo jak każdy szlachcic, nie był przecież nawykły do czekania.
Powiedzieć, że Burke nie był dziś w nastroju, to nic nie powiedzieć. Nawet pomimo faktu, że poprzedniego dnia ich szeregi zostały zasilone o osobę, która chociaż nie należała do jego rodziny, była przez niego traktowana jako jej część. To było kolejne niewielkie zwycięstwo, które Craig uważał, że może sobie przypisać, zupełnie jak wisienka na torcie, który symbolizować mógł sukces odniesiony na Stonehenge.
Dziś jednak jego myśli skupiały się wokół tej ciemniejszej strony szczytu. Tej niechlubnej, bolesnej niemal. Kiedy jego stopy stanęły przed Ashfield Manor, Burke poświęcił dłuższą chwilę na obserwację posiadłości - i gdy tak spoglądał na fasady, zdobne okna i zadbane, bujne ogrody, z jakiegoś powodu przemknęło mu przez myśl, że rezydencja przypomina mu nieco psa. Leżącego, kanciastego kundla z łbem złożonym na łapach, skarconego przez swojego pana i starającego się za wszelką cenę nie zwracać na siebie uwagi. Może to była po prostu panująca wokół atmosfera. Nie był do końca pewien. Nie bardzo miał ochotę przekraczać próg, ale doskonale wiedział, jakie były jego obowiązki. A rozmowę z Eddardem uznał za właśnie taki obowiązek - wobec szlachcica, ale też wobec rycerza.
Po przekroczeniu progu posiadłości mógł to niemal wyczuć, posmakować na języku: wiszące w powietrzu głębokie napięcie, poddenerwowanie. Przypominało mu to trochę ciszę przed burzą. Albo może pomiędzy burzami? Burke nie wątpił, że na pewno niejedna awantura przetoczyła się już przez te korytarze od chwili gdy mieszkańcy posiadłości powrócili zhańbieni ze Stonehenge. Zanim jednak Burke zdołał głębiej zastanowić się nad tą myślą, próbując w jakiś sposób dostrzec czy być może znane mu ułożenie delikatnych, ceramicznych waz zdobiących korytarz uległo zmianie, został niemal natychmiast zaprowadzony do głównego salonu przez kłaniające mu się w pas skrzaty domowe. Craig zerkał na nie z pogardą, ale także z pewnym politowaniem. Ciekaw był, czy te przebrzydłe stworzenia odczuły w jakiś sposób wściekłość targającą panami tego domostwa, czy Nottowie ulżyli sobie, wyładowując na nich frustrację. Wcale by się nie zdziwił, jemu w przeszłości zdarzało się traktowanie skrzatów niczym worki do bicia. Bardzo relaksujące.
Salon był pusty, Burke został jednak poczęstowany herbatą podaną w najlepszej porcelanie i poinformowany, że pan domu zaraz się pojawi. I na to też liczył, bo jak każdy szlachcic, nie był przecież nawykły do czekania.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
[14.10]
Od szczytu dni zlewały się w jedno, a na Eddarda spadały kolejne ciosy, które składały się na pasmo porażek - nieudana misja z Lyanne. Był to jedynie czubek góry lodowej, bo znacząca część problemu znajdowała się poniżej poziomu wody - zhańbienie ich rodziny poprzez osobę, po której najmniej się tego spodziewał. Gdyby ktoś zapytał Neda czysto hipotetycznie, który z braci mógłby zadać zdradziecki cios, bez wahania obstawiłby Lysandra i nie kierowałby się jedynie nieco napiętymi stosunkami z młodszym bratem. Przecież Percival był ucieleśnieniem wszystkich ideałów, wzorem za którym od najmłodszych lat ślepo podążał. Był w tym na tyle ślepy, aby nie zauważać niepokojących sygnałów w zachowaniu brata, którego w istocie nie mógł już tak tytułować. A mimo wszystko to robił, gdy jego myśli gnały w stronę Percivala, nazywał go bratem na co reagował z niewysłowioną furią, będąc zamkniętym we własnych komnatach.
Ostatnie trzy dni przypominały emocjonalną podróż Błędnym Rycerzem - pełna niespodziewanych zwrotów akcji. W jednej chwili siedział bezczynnie na fotelu, pustym wzrokiem sunąc po literach, chociaż nie potrafił sklecić nawet zdania. Pogrążony w marazmie studiował wyjątkową architekturę sufitu swej sypialni, aby w następnej chwili zerwać się z miejsca z uczuciem gniewu tak silnym, że miał wrażenie jakby eksplodował wewnętrznie. Gdy skrzat domowy pojawił się w jego komnatach, oznajmiając, że lord Burke przybył złożyć mu wizytę, przez jego myśli przebiegła chęć rzucenia w skrzata najbliżej znajdującym się przedmiotem i posłania lorda Burke w diabły. Na szczęście zdrowy rozsądek - a raczej pozostałe po nim resztki, które przebijały się przez grubą warstwę gniewu, żalu i frustracji - pozwolił Eddardowi na spokojne ocenienie sytuacji. Nie mógł pozwolić sobie na budzenie wątpliwości, nie teraz, kiedy on sam z przyczyn zawodowych opuścił spotkanie, a jego starszybrat człowiek, którego mógł kiedyś nazwać bratem, zdradził ich ideę, wszystko w co wierzyli, a przynajmniej on wierzył. Doprowadził się do porządku i z wyrzeźbioną przez lata maską pojawił się w głównym salonie, gdzie oczekiwał go Craig. - Witaj, mam nadzieję, że nie kazałem ci długo czekać - odparł nieco zbyt oficjalnie, ale miał wrażenie, że jedynie za fasadą oficjalnej uprzejmości będzie w stanie utrzymać szalejące w nim emocje. Wskazał jedną komplet wypoczynkowy, po czym sam zajął miejsce. I chociaż skrzętnie starał się ukryć swoje emocje za fasadą spokoju to w jego ciemnych, czarnych oczach widać było coś niepokojącego - gniew, przypominający jeszcze tlący się ogień pod stertą czarnego węgla.
Od szczytu dni zlewały się w jedno, a na Eddarda spadały kolejne ciosy, które składały się na pasmo porażek - nieudana misja z Lyanne. Był to jedynie czubek góry lodowej, bo znacząca część problemu znajdowała się poniżej poziomu wody - zhańbienie ich rodziny poprzez osobę, po której najmniej się tego spodziewał. Gdyby ktoś zapytał Neda czysto hipotetycznie, który z braci mógłby zadać zdradziecki cios, bez wahania obstawiłby Lysandra i nie kierowałby się jedynie nieco napiętymi stosunkami z młodszym bratem. Przecież Percival był ucieleśnieniem wszystkich ideałów, wzorem za którym od najmłodszych lat ślepo podążał. Był w tym na tyle ślepy, aby nie zauważać niepokojących sygnałów w zachowaniu brata, którego w istocie nie mógł już tak tytułować. A mimo wszystko to robił, gdy jego myśli gnały w stronę Percivala, nazywał go bratem na co reagował z niewysłowioną furią, będąc zamkniętym we własnych komnatach.
Ostatnie trzy dni przypominały emocjonalną podróż Błędnym Rycerzem - pełna niespodziewanych zwrotów akcji. W jednej chwili siedział bezczynnie na fotelu, pustym wzrokiem sunąc po literach, chociaż nie potrafił sklecić nawet zdania. Pogrążony w marazmie studiował wyjątkową architekturę sufitu swej sypialni, aby w następnej chwili zerwać się z miejsca z uczuciem gniewu tak silnym, że miał wrażenie jakby eksplodował wewnętrznie. Gdy skrzat domowy pojawił się w jego komnatach, oznajmiając, że lord Burke przybył złożyć mu wizytę, przez jego myśli przebiegła chęć rzucenia w skrzata najbliżej znajdującym się przedmiotem i posłania lorda Burke w diabły. Na szczęście zdrowy rozsądek - a raczej pozostałe po nim resztki, które przebijały się przez grubą warstwę gniewu, żalu i frustracji - pozwolił Eddardowi na spokojne ocenienie sytuacji. Nie mógł pozwolić sobie na budzenie wątpliwości, nie teraz, kiedy on sam z przyczyn zawodowych opuścił spotkanie, a jego starszy
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Próbował sobie wyobrazić. Jak to właściwie mogłoby wyglądać, gdyby podobna tragedia spadła na jego rodzinę. Jaka byłaby jego reakcja, gdyby to Quentin lub Edgar okazali się zdrajcami, kalającymi nie tylko dobre imię rodu, ale także plując w twarz Czarnemu Panu. I szczerze powiedziawszy, nie potrafił. Obaj jego kuzyni byli w pełni oddani zarówno sprawie jak i dziedzictwu lordów Durham. Edgar nawet do tego stopnia, że postanowiono mianować go nestorem. Nie było nawet cienia szansy, żeby w ich rodzinie dopuszczono się tego typu zdrady. Ale szczerze powiedziawszy, widząc szok i niedowierzanie na twarzy Nottów, szczególnie na obliczu Eddarda, który przecież razem ze starszym bratem zasilał szeregi rycerzy, Craig czuł się odrobinkę mniej winny. Mniej winny tego, że on, który uważał się za przyjaciela tego parszywego zdrajcy, nie dopatrzył się oznak zdarzeń, które swoją kulminację miały właśnie na Stonehenge. Bo przecież skoro najbliższa rodzina nie potrafiła przewidzieć tego, że ich własny syn postanowi odwrócić się do nich plecami, jak mógł dostrzec to Craig? Nie umniejszało to w żadnym wypadku ciężaru zbrodni Percivala, który za swoje publiczne wystąpienie został już przez rycerzy skazany na śmierć, niemniej sprawiało, że sam Burke czuł się odrobinkę lepiej.
Na widok gospodarza domu, Craig podniósł się z fotela, który już wcześniej zajął, aby uścisnąć rękę Eddarda. - Parę minut - odpowiedział i jednocześnie machnął dłonią, podkreślając jak nieistotna była to kwestia. Zasiadł na powrót w fotelu, wbijając uważne spojrzenie w swojego rozmówcę. Nawet pomimo maski, którą mężczyzna starał się zasłonić własne emocje, można było dostrzec, jak bardzo źle znosił on całą sytuację - bledsza niż zwykle cera, zarysy sińców pod oczami, no i to spojrzenie mówiły same za siebie. Burke nie zamierzał go żałować, przynajmniej nie w sposób otwarty. Szlachta musiała się wspierać, szczególnie po tak dotkliwym ciosie, dobrze jednak wiedział, że otwarte okazywanie współczucia mogłoby doprowadzić jedynie do wybuchu wściekłości i pogorszenia sytuacji. Poza tym, takie rzeczy pasowały raczej do kobiet, nie mężczyzn.
- Chcesz zemsty? - wypalił nagle, odstawiając na spodek filiżankę z herbatą.
Na widok gospodarza domu, Craig podniósł się z fotela, który już wcześniej zajął, aby uścisnąć rękę Eddarda. - Parę minut - odpowiedział i jednocześnie machnął dłonią, podkreślając jak nieistotna była to kwestia. Zasiadł na powrót w fotelu, wbijając uważne spojrzenie w swojego rozmówcę. Nawet pomimo maski, którą mężczyzna starał się zasłonić własne emocje, można było dostrzec, jak bardzo źle znosił on całą sytuację - bledsza niż zwykle cera, zarysy sińców pod oczami, no i to spojrzenie mówiły same za siebie. Burke nie zamierzał go żałować, przynajmniej nie w sposób otwarty. Szlachta musiała się wspierać, szczególnie po tak dotkliwym ciosie, dobrze jednak wiedział, że otwarte okazywanie współczucia mogłoby doprowadzić jedynie do wybuchu wściekłości i pogorszenia sytuacji. Poza tym, takie rzeczy pasowały raczej do kobiet, nie mężczyzn.
- Chcesz zemsty? - wypalił nagle, odstawiając na spodek filiżankę z herbatą.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wciąż pamiętał z jakim spokojem wspinał się po lekkim zboczu, zmierzając w stronę Stonehenge. Nic, kompletnie nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Pamiętał też co czuł, gdy opadł na nieco wilgotną trawę w ogrodach Ashfield Manor, co czuł gdy wchodził do posiadłości, w której już nigdy nie miał ujrzeć sylwetki starszego brata - właściwie żadnego ze starszych braci, ponieważ stracił ich oboje. Z tą maleńką różnicą, że pamięć o Juliusie nie zaginie, będzie wiecznie żywa w murach wspaniałej posiadłości. Miał wrażenie, że teraz szczególnie zaginiony Julius, a raczej pamięć o nim będzie wynoszona na piedestał, Nottowie znowu wspomną dzielnego dziedzica, aby zatrzeć w świadomości własnej i wszystkich innych obraz hańbiącego wizerunek rodu młodzieńca, który miał pełnić zaszczytną rolę dziedzica. Teraz? Czuł baczne spojrzenie ojca na swoich plecach, przypatrującego mu się nestora. Zupełnie jakby oboje uznali iż na braci została nałożona nieszczęśliwa klątwa i oczekiwali od Eddarda, że w najbliższym czasie on także się rozpłynie, okryje złą sławą dobre imię rodu, dotąd niemalże nieskalane żadną rysą. Czy czuł się winny? Tak, zdecydowanie, jednakże nad poczuciem winy górowało uczucie zdrady. To nie im wszystkim wbił nóż plecy, to właśnie jemu, siedzącemu obok Nedowi, który był w stanie oddać za niego życie, teraz? Chociaż pewnie po ostudzeniu emocji nie byłby taki pewien chęci zemsty to teraz właśnie tego pragnął, aby ktoś zapłacił za to, co się stało. Zajął miejsce, a na twoją posępną twarz przywołał oficjalny uśmiech, w taki sposób podsumowując kurtuazyjną część ich rozmowy. Następne pytanie nieco zdziwiło Eddarda. Chociaż może chodziło raczej nie o treść, a o nagłość pytania. Odstawił filiżankę z herbatą na znajdujący się nieopodal stolik i spojrzał na lorda Burke. W jego czarnych oczach pojawiły się iskry, a pogrążony dotychczas w marazmie nagle się ożywił. W Eddardzie zawsze było coś innego, coś co odróżniało go od Percivala, który teraz okazał się zbyt słaby, aby udźwignąć brzemię ich idei i coś zdecydowanie bardziej dzikiego niż u zawsze eleganckiego Juliusa. Było to widać w chwilach takich jak te, gdy na słowo zemsta zareagował w taki a nie inny sposób; w jego oczach pojawił się ten podekscytowany, niebezpieczny błysk. - Nawet nie wiesz jak bardzo, nie życzyłbym ci nigdy odczuwania tak palącej chęci zemsty- odparł nieco dyplomatycznie. Nie życzył tego Craigowi, nie chciał, aby ktoś, kogo uważał za swojego sprzymierzeńca na własnej skórze odczuł jak smakuje zdrada przez członka rodziny. To właśnie było to, czego szukał podczas huśtawki nastrojów - zemsta. To ona sprawiała, że kołysał się między stanem agonalnej furii do całkowite marazmu, przez który snuł się niczym zjawa po korytarzach Ashfield Manor.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Och, ja już dawno poznałem smak takiego łaknienia - odpowiedział bez zbędnej krępacji. Oczywiście w jego przypadku okoliczności były inne. Zdrajca nie był członkiem rodziny, nie był nawet w specjalnie przyjacielskich stosunkach z Craigiem. Tak właściwie Burke ledwo znał tego człowieka, Crispina Russella. Nie znaczyło to jednak, że jego zdrada była mniej bolesna, wszak doprowadziła do tego, że Craig trafił do miejsca, w którym bardzo łatwo można było stracić własny umysł. Finalnie zdrajca stracił życie - jednak Burke daleki był od satysfakcji. Russell wyślizgnął mu się niemalże spomiędzy palców. Nie wycierpiał się jednak należycie, przez co śmierciożerca czuł głęboki niedosyt.
- Kwestia tego... osobnika... poruszana będzie na najbliższym spotkaniu. Mam nadzieję, że tym razem się na nim zjawisz. - dodał jeszcze, zerkając na Eddarda z czymś, co właściwie można byłoby nazwać przyganą. Nie spodziewał się, by tym razem Nott odważył się opuścić zgromadzenie w Białej Wywernie. Teraz sprawa Czarnego Pana była znacznie istotniejsza, niż jakiekolwiek kwestie biznesowe. Ponadto, sam Burke liczył na to, że padną jakieś konkretne ustalenia w kwestii ewentualnej egzekucji Percivala.
Burke naprawdę pragnął tego, aby Ned dał radę udźwignąć ciężar odpowiedzialności, która na niego spadła. Żywił głęboką nadzieję, że zdrada Percivala zabolała młodszego z braci tak bardzo, by w momencie nadarzającej się okazji, nie miał oporów przed uniesieniem różdżki, by nie zawahał się go w kluczowym momencie zabić - jakkolwiek sadystycznie by to nie brzmiało. Pragnienie zemsty mogło dla Eddarda być wspaniałym motorem napędowym. A Nottowie musieli się wykazać, zmazać jakoś plamę, która zbrukała ich honor. Wykazać na arenie politycznej, gdzie obecnie nie spoglądano na nich zbyt przychylnie, ale także w szeregach rycerzy. Być może Craig nie powinien nawet stawiać się w Ashfield Manor, nie powinien okazywać bratu zdrajcy takiego wsparcia - ale jednak był tu, bo wiedział, że nie można pozwolić, aby potencjał Neda został zmarnowany. W końcu ci, którym dano drugą szansę, często okazywali się tak zapalczywi, że znacząco wyróżniali się swoimi postępami na tle innych.
- Kwestia tego... osobnika... poruszana będzie na najbliższym spotkaniu. Mam nadzieję, że tym razem się na nim zjawisz. - dodał jeszcze, zerkając na Eddarda z czymś, co właściwie można byłoby nazwać przyganą. Nie spodziewał się, by tym razem Nott odważył się opuścić zgromadzenie w Białej Wywernie. Teraz sprawa Czarnego Pana była znacznie istotniejsza, niż jakiekolwiek kwestie biznesowe. Ponadto, sam Burke liczył na to, że padną jakieś konkretne ustalenia w kwestii ewentualnej egzekucji Percivala.
Burke naprawdę pragnął tego, aby Ned dał radę udźwignąć ciężar odpowiedzialności, która na niego spadła. Żywił głęboką nadzieję, że zdrada Percivala zabolała młodszego z braci tak bardzo, by w momencie nadarzającej się okazji, nie miał oporów przed uniesieniem różdżki, by nie zawahał się go w kluczowym momencie zabić - jakkolwiek sadystycznie by to nie brzmiało. Pragnienie zemsty mogło dla Eddarda być wspaniałym motorem napędowym. A Nottowie musieli się wykazać, zmazać jakoś plamę, która zbrukała ich honor. Wykazać na arenie politycznej, gdzie obecnie nie spoglądano na nich zbyt przychylnie, ale także w szeregach rycerzy. Być może Craig nie powinien nawet stawiać się w Ashfield Manor, nie powinien okazywać bratu zdrajcy takiego wsparcia - ale jednak był tu, bo wiedział, że nie można pozwolić, aby potencjał Neda został zmarnowany. W końcu ci, którym dano drugą szansę, często okazywali się tak zapalczywi, że znacząco wyróżniali się swoimi postępami na tle innych.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Och, doprawdy, sceptycznie brzmiący ton wybrzmiał w myślach Eddarda, myślach, którymi nie miał zamiaru się podzielić mimo iż śmiał głęboko wątpić w to, że Craig kiedykolwiek doświadczył czegoś podobnego do Eddarda. Cios nadszedł ze strony, z której najmniej się go spodziewał. Właściwie z jedynego frontu, którego w ogóle nie ubezpieczył. Percival miał być jego towarzyszem w zdrowiu i chorobie, a nie największym wrogiem. - Skoro doświadczyłeś podobnej chęci zemsty, to wiesz, że nie opuszczę następnego spotkania - sam nie był w stanie stwierdzić w jaki sposób udało mu się przybrać tak spokojny ton głosu. W środku aż kipiał ze złości, która szukała swojego ujścia w każdej szczelinie, która pojawiała się w stworzonej przez Eddarda iluzji opanowania i spokoju. Nie chciał powiedzieć o tych kilka słów za dużo, rzucić o to jedno zaklęcie za wiele.
Czy był w stanie rzucić zaklęcie niewybaczalne na Percivala? Kto wie, sam Eddard głęboko wierzył, że tak. Wszakże targały nim wielkie emocje, wierzył w to, że swoim postępkiem Percival znieważył pamięć o Juliusie. W jego głowie nie pojawił się cień wątpliwości, ale czy gdy stanie twarzą w twarz ze swoim bratem będzie w stawie wypowiedzieć te dwa słowa? Zapewne przekonają się o tym wszyscy, gdy do takiej konfrontacji dojdzie. Na razie mógł snuć plany zemsty idealnej. Jedno było pewne, nie miał zamiaru iść w ślady starszego brata. Nie chciał być hańbą na honorze Nottów. Teraz musiał zrobić wszystko, aby na arenie politycznej Nottowie znowu odzyskali poparcie szlachty i uznanie w ich oczach. Jednym z takich zabiegów było utrzymanie narzeczeństwa z córką obecnego ministra, Cronusa Malfoya. Na rękę więc im było, że teraz doceniony szlachcic sam stracił niegdyś jednego z synów, który postanowił zwrócić się przeciwko rodowej tradycji i znieważyć wszystkie wartości, które przez lata były mu wpajane. Mogło to być dobrym argumentem to nie zerwania zaręczyn. Sprawy dyplomatyczne powinien jednak zostawić nestorowi. Jego powinnością było zadbanie o dobre samopoczucie lady Callisto, która winna czuć się dobrze w jego towarzystwie i nie dawać ojcu pretekstu to zerwania umowy. Czyż nie brzmiało to groteskowo?
Czy był w stanie rzucić zaklęcie niewybaczalne na Percivala? Kto wie, sam Eddard głęboko wierzył, że tak. Wszakże targały nim wielkie emocje, wierzył w to, że swoim postępkiem Percival znieważył pamięć o Juliusie. W jego głowie nie pojawił się cień wątpliwości, ale czy gdy stanie twarzą w twarz ze swoim bratem będzie w stawie wypowiedzieć te dwa słowa? Zapewne przekonają się o tym wszyscy, gdy do takiej konfrontacji dojdzie. Na razie mógł snuć plany zemsty idealnej. Jedno było pewne, nie miał zamiaru iść w ślady starszego brata. Nie chciał być hańbą na honorze Nottów. Teraz musiał zrobić wszystko, aby na arenie politycznej Nottowie znowu odzyskali poparcie szlachty i uznanie w ich oczach. Jednym z takich zabiegów było utrzymanie narzeczeństwa z córką obecnego ministra, Cronusa Malfoya. Na rękę więc im było, że teraz doceniony szlachcic sam stracił niegdyś jednego z synów, który postanowił zwrócić się przeciwko rodowej tradycji i znieważyć wszystkie wartości, które przez lata były mu wpajane. Mogło to być dobrym argumentem to nie zerwania zaręczyn. Sprawy dyplomatyczne powinien jednak zostawić nestorowi. Jego powinnością było zadbanie o dobre samopoczucie lady Callisto, która winna czuć się dobrze w jego towarzystwie i nie dawać ojcu pretekstu to zerwania umowy. Czyż nie brzmiało to groteskowo?
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mogliby się zacząć kłócić - na temat tego, kogo spotkała większa szkoda i czyja zdrada kosztowała więcej. Burke mógłby trwać przy swoim, nie było jednak w tym żadnego sensu. Obaj doświadczyli tego strasznego momentu, gdy ktoś wbił im nóż w plecy w najmniej spodziewanym momencie i to ze strony, z której nie sposób się było zasłonić. Różnica pomiędzy nimi polegała jednak również na tym, że Eddard wciąż mógł dokonać zemsty. Wciąż miał szansę dorwać człowieka, który ściągnął na niego i całą jego rodzinę ból i hańbę. Craig niemalże mu tego zazdrościł.
Wizyta w posiadłości Ashfield miała kilka celów, ale jeden z nich był dla Burke'a wyjątkowo istotny - ponaciskać nieco Eddarda, dotknąć tam gdzie boli, ale jednocześnie nie przesadzić ze swoimi działaniami. Złość i ból potrafiły być doskonałym motorem napędowym, ale musiały być one odpowiednio ukierunkowane. Craig pragnął przekonać się, czy, obecnie już najstarszy z młodego pokolenia dziedziców nazwiska Nott, nie straci z pola widzenia celu, do którego dążyła całą organizacja. Ból nie mógł go oślepić. To doprowadziłoby tylko do jeszcze większych tragedii. Jednakże Burke był całkiem zadowolony, słysząc deklaracje, które wygłosił dziś Eddard.
- Doskonale. Pamiętaj, że nie tylko ciebie zabolała ta zdrada. Skrzywdził tym wielu ludzi - rycerze na pewno nie zamierzali tego tak zostawić.
Eddard faktycznie miał teraz ciężkie zadanie - utrzymanie sojuszu z Malfoyami nie mogło być prostym zadaniem, było jednak w tej chwili najlepszą szansą dla Nottów - małżeństwo pomiędzy Nottem i córką aktualnego ministra mogło pozwolić na częściowe zamazanie skazy na honorze. Niestety, tylko częściowe - póki zdrajca wciąż oddychał, nie dało się pozbyć jej całkowicie. Ale prędzej czy później na pewno dojdzie do konfrontacji z Percivalem. Burke bardzo pragnąłby wierzyć w to, że parszywy zdrajca oszalał. Że stracił rozum i zwyczajnie postanowił porzucić swoją rodzinę w chwili słabości. Niestety, wiele wskazywało na to, że ruszyło go sumienie. Sumienie, które nakłoniło go do sympatyzowania ze szlamem z niższych sfer. Wielka szkoda, że musiała na tym ucierpieć jego żona. Ale wykazywało to tylko, jak bardzo Percival nie cenił swojej własnej rodziny. Jednocześnie... wcale niegłupim pomysłem byłoby zwrócenie swoich oczu właśnie w tę stronę.
- Słyszałem, że lady Carrow wyjechała do Francji. - mruknął cicho, jakby od niechcenia. To na pewno nie był jej pomysł, sama Isabelle była zbyt naiwna, aby wpaść na pomysł przeczekania głównej fali wzburzenia po Stonehenge właśnie za granicą. A fakt, że już wkrótce miało nastąpić jej rozwiązanie podsuwał im cały wachlarz możliwości w kwestii zemsty. To też można było poruszyć na zebraniu rycerzy, hm.
Wizyta w posiadłości Ashfield miała kilka celów, ale jeden z nich był dla Burke'a wyjątkowo istotny - ponaciskać nieco Eddarda, dotknąć tam gdzie boli, ale jednocześnie nie przesadzić ze swoimi działaniami. Złość i ból potrafiły być doskonałym motorem napędowym, ale musiały być one odpowiednio ukierunkowane. Craig pragnął przekonać się, czy, obecnie już najstarszy z młodego pokolenia dziedziców nazwiska Nott, nie straci z pola widzenia celu, do którego dążyła całą organizacja. Ból nie mógł go oślepić. To doprowadziłoby tylko do jeszcze większych tragedii. Jednakże Burke był całkiem zadowolony, słysząc deklaracje, które wygłosił dziś Eddard.
- Doskonale. Pamiętaj, że nie tylko ciebie zabolała ta zdrada. Skrzywdził tym wielu ludzi - rycerze na pewno nie zamierzali tego tak zostawić.
Eddard faktycznie miał teraz ciężkie zadanie - utrzymanie sojuszu z Malfoyami nie mogło być prostym zadaniem, było jednak w tej chwili najlepszą szansą dla Nottów - małżeństwo pomiędzy Nottem i córką aktualnego ministra mogło pozwolić na częściowe zamazanie skazy na honorze. Niestety, tylko częściowe - póki zdrajca wciąż oddychał, nie dało się pozbyć jej całkowicie. Ale prędzej czy później na pewno dojdzie do konfrontacji z Percivalem. Burke bardzo pragnąłby wierzyć w to, że parszywy zdrajca oszalał. Że stracił rozum i zwyczajnie postanowił porzucić swoją rodzinę w chwili słabości. Niestety, wiele wskazywało na to, że ruszyło go sumienie. Sumienie, które nakłoniło go do sympatyzowania ze szlamem z niższych sfer. Wielka szkoda, że musiała na tym ucierpieć jego żona. Ale wykazywało to tylko, jak bardzo Percival nie cenił swojej własnej rodziny. Jednocześnie... wcale niegłupim pomysłem byłoby zwrócenie swoich oczu właśnie w tę stronę.
- Słyszałem, że lady Carrow wyjechała do Francji. - mruknął cicho, jakby od niechcenia. To na pewno nie był jej pomysł, sama Isabelle była zbyt naiwna, aby wpaść na pomysł przeczekania głównej fali wzburzenia po Stonehenge właśnie za granicą. A fakt, że już wkrótce miało nastąpić jej rozwiązanie podsuwał im cały wachlarz możliwości w kwestii zemsty. To też można było poruszyć na zebraniu rycerzy, hm.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ależ oczywiście, spierać mogli się o wszystko, ale chyba nie było w tym najmniejszego sensu, prawda? Ostatecznie i tak nie dało się obiektywnie ocenić czyja zdrada zabolała bardziej. Można by prowadzić dysputy, które prawdopodobnie doprowadziłyby do rękoczynów. A po co? Ostatecznie nie zmniejszyłoby to w żaden sposób chęci zemsty, czy bólu, który ewentualnie nosili w sercu. Byłoby to zwyczajnym przejawem braku elegancji, na który nie mogli sobie pozwolić. A przynajmniej Eddard nie mógł, nie w obliczu sytuacji, w jakiej znalazła się jego rodzina.
Miał świadomość słuszności słów Craiga a mimo to nadal samolubnie myślał jedynie o swojej krzywdzie, o swoim bólu i niezrozumieniu dla czynów starszego brata. Jednakże także te rozterki miały pozostać skryte gdzieś w głębi, tak aby nikt się do nich nie dostał. Z elegancją skinął głową w stronę lorda Burke'a. - I z pewnością powinien zapłacić - i zapłaci - za zniewagę jakiej się dopuścił - wypowiedział te słowa głosem wypranym z emocji. Ton, jakim okrył swoje słowa Eddard można było określić mianem surowego, obdartego z dworskiej, mamiącej zmysły uprzejmości. Idealnie oddawało to stan w jakim znajdował się Nott. Powinien cierpliwie wyglądać swojej szansy na odkupienie, ale i na ponowną konfrontację z Percivalem, ale cierpliwość była cnotą, której smaku Eddard nigdy nie zaznał. Zawsze należał do osób porywczych, nawet jeżeli na salonach maskował się niemalże idealnie. W rzeczywistości granice tolerancji Neda były raczej wąskie i niezwykle łatwo można było je naruszyć. Widocznie obaj bracia nieco inaczej definiowali to, co należy nazywać postępowaniem zgodnym z sumieniem i czym jest moralne postępowanie. Eddard chciał stworzyć świat lepszy i czystszy dla swoich potomków, podczas gdy Percival jedyne co zaoferował swemu dziecku to rzeczywistość, w której będzie uważany za bękarta, wyrzutka bez nadziei na lepszą przyszłość, a co najważniejsze, bez ojca, który wychowa go na godnego szlachcica. Chociaż, może i lepiej, że swoimi promugolskimi poglądami nie splamił umysłu młodego szlachcica. Być może jest dla dziecka jeszcze jakaś nadzieja?
- I do mnie doszła taka wiadomość - odparł spokojnie. Czy byłby wstanie zemścić się za wszelką cenę? Nawet za cenę życia tego dziecka? Chyba jego dusza nie sięgnęła jeszcze tych czarniejszych sfer, ale kto wie? Zemsta była bardzo niebezpiecznym sojusznikiem, pchająca osobę w zdradliwe odmęty.
Miał świadomość słuszności słów Craiga a mimo to nadal samolubnie myślał jedynie o swojej krzywdzie, o swoim bólu i niezrozumieniu dla czynów starszego brata. Jednakże także te rozterki miały pozostać skryte gdzieś w głębi, tak aby nikt się do nich nie dostał. Z elegancją skinął głową w stronę lorda Burke'a. - I z pewnością powinien zapłacić - i zapłaci - za zniewagę jakiej się dopuścił - wypowiedział te słowa głosem wypranym z emocji. Ton, jakim okrył swoje słowa Eddard można było określić mianem surowego, obdartego z dworskiej, mamiącej zmysły uprzejmości. Idealnie oddawało to stan w jakim znajdował się Nott. Powinien cierpliwie wyglądać swojej szansy na odkupienie, ale i na ponowną konfrontację z Percivalem, ale cierpliwość była cnotą, której smaku Eddard nigdy nie zaznał. Zawsze należał do osób porywczych, nawet jeżeli na salonach maskował się niemalże idealnie. W rzeczywistości granice tolerancji Neda były raczej wąskie i niezwykle łatwo można było je naruszyć. Widocznie obaj bracia nieco inaczej definiowali to, co należy nazywać postępowaniem zgodnym z sumieniem i czym jest moralne postępowanie. Eddard chciał stworzyć świat lepszy i czystszy dla swoich potomków, podczas gdy Percival jedyne co zaoferował swemu dziecku to rzeczywistość, w której będzie uważany za bękarta, wyrzutka bez nadziei na lepszą przyszłość, a co najważniejsze, bez ojca, który wychowa go na godnego szlachcica. Chociaż, może i lepiej, że swoimi promugolskimi poglądami nie splamił umysłu młodego szlachcica. Być może jest dla dziecka jeszcze jakaś nadzieja?
- I do mnie doszła taka wiadomość - odparł spokojnie. Czy byłby wstanie zemścić się za wszelką cenę? Nawet za cenę życia tego dziecka? Chyba jego dusza nie sięgnęła jeszcze tych czarniejszych sfer, ale kto wie? Zemsta była bardzo niebezpiecznym sojusznikiem, pchająca osobę w zdradliwe odmęty.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pokiwał głową z zadowoleniem, choć nie pozwolił, aby odbiło się ono na jego twarzy. Nie zamierzał drażnić Eddarda więcej niż to było konieczne. Nie chciał naruszać zarówno tej odrobiny samokontroli, która jeszcze została Nottowi, ani tym bardziej ich relacji, które uważał za raczej pozytywne. Musiał pozwolić aby burza sama się uspokoiła.
- Spróbuj proszę się dowiedzieć, gdzie dokładnie - kontynuował temat byłej lady Nott. Wiedział, że wielu miało opory przed wydawaniem wyroku na najmłodszych, którzy de facto nic tak naprawdę nie zrobili jeszcze światu, w końcu tak naprawdę jeszcze nie mieli okazji nawet zasmakować okrucieństwa i trudów życia. Burke na szczęście nie twierdził od razu, że to konkretne dziecko należało pozbawiać tchu. Jego istnienie zapewniało im znacznie szerszy wachlarz możliwości, a do tego musiało pozostać żywe. Chociaż może w przyszłości, kiedy to niewinne dziecko już zrozumie, jakie grzechy ciążą na jego ojcu, prawdopodobnie samo będzie pragnąć tego, aby zakończyć swój żywot, oszczędzić sobie hańby. Craig bardzo był ciekaw, co na ten temat sądzi sama Isabelle. Musiała być zdruzgotana. Miał nadzieję, że będzie mógł złożyć jej wizytę i porozmawiać o tym i owym. Zapytać jak się miewa. Czy może Percival kontaktował się z nią jakoś, pisał?
- Dziękuję za twój czas. Nie będę ci go już więcej zabierał - Burke wstał. Jego wizyta była krótka, ale osiągnął zamierzony cel. Eddard został pouczony za niepojawienie się na kluczowym dla rycerzy spotkaniu, a ponadto Burke upewnił się, że wściekłość i rozgoryczenie Notta zostaną odpowiednio spożytkowane. Ogromnym marnotrawstwem byłoby nie skorzystanie z okazji niewykorzystanie ich potencjału.
Craig planował poruszyć także głośno jeszcze jedną kwestię - właśnie kwestię małżeństwa Eddarda i lady Malfoy, uznał to jednak za niepotrzebne. Pragnął użyć słów, które miały na celu upewnienie mężczyzny, że to właściwy kierunek działania. Ta sprawa leżała już jednak zupełnie w interesie Nottów, nie rycerzy. Uznał więc, że nie będzie zabierał głosu.
- Zatem do zobaczenia wkrótce.
zt
- Spróbuj proszę się dowiedzieć, gdzie dokładnie - kontynuował temat byłej lady Nott. Wiedział, że wielu miało opory przed wydawaniem wyroku na najmłodszych, którzy de facto nic tak naprawdę nie zrobili jeszcze światu, w końcu tak naprawdę jeszcze nie mieli okazji nawet zasmakować okrucieństwa i trudów życia. Burke na szczęście nie twierdził od razu, że to konkretne dziecko należało pozbawiać tchu. Jego istnienie zapewniało im znacznie szerszy wachlarz możliwości, a do tego musiało pozostać żywe. Chociaż może w przyszłości, kiedy to niewinne dziecko już zrozumie, jakie grzechy ciążą na jego ojcu, prawdopodobnie samo będzie pragnąć tego, aby zakończyć swój żywot, oszczędzić sobie hańby. Craig bardzo był ciekaw, co na ten temat sądzi sama Isabelle. Musiała być zdruzgotana. Miał nadzieję, że będzie mógł złożyć jej wizytę i porozmawiać o tym i owym. Zapytać jak się miewa. Czy może Percival kontaktował się z nią jakoś, pisał?
- Dziękuję za twój czas. Nie będę ci go już więcej zabierał - Burke wstał. Jego wizyta była krótka, ale osiągnął zamierzony cel. Eddard został pouczony za niepojawienie się na kluczowym dla rycerzy spotkaniu, a ponadto Burke upewnił się, że wściekłość i rozgoryczenie Notta zostaną odpowiednio spożytkowane. Ogromnym marnotrawstwem byłoby nie skorzystanie z okazji niewykorzystanie ich potencjału.
Craig planował poruszyć także głośno jeszcze jedną kwestię - właśnie kwestię małżeństwa Eddarda i lady Malfoy, uznał to jednak za niepotrzebne. Pragnął użyć słów, które miały na celu upewnienie mężczyzny, że to właściwy kierunek działania. Ta sprawa leżała już jednak zupełnie w interesie Nottów, nie rycerzy. Uznał więc, że nie będzie zabierał głosu.
- Zatem do zobaczenia wkrótce.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Skinął głową. Nie wiedział, czy mrok ogarnął go do tego stopnia, aby podnieść różdżkę na niewinne dziecko. Jednakże nikt nie zabroniłby mu użyć dziecka jako karty przetargowej. Percival znał metody działania Rycerzy, nie musiał wiedzieć, że za całym blefem stoi Eddard, który mimo swoich konserwatywnych i jasno zarysowanych poglądów nie zdołałby skrzywdzić bratanka, czy też bratanicy, które już niedługo miało pojawić się na świecie.
- Jeżeli dowiem się czegoś konkretnego z pewnością cię o tym poinformuję, wypatruj mojej sowy - zapewnił. Powinien szukać aprobaty u Craiga, ale bardziej niż strachem przed rykoszetem konsekwencji zachowania Percivala, martwił się o swoje imię, które dotychczas nie zostało splamione żadną skazą. Bo któż by przejmował się plotkami mniejszej lub większej treści? Nikt, skoro nie potrafił przywołać ani jednej z nich. Eddard chciał uczestniczyć w życiu tego dziecka, chociażby i po to, aby zatruć jego serce nienawiścią do mężczyzny, którego powinien tytułować ojcem. Czy uda mu się przekuć miłość w nienawiść, tak jak zrobił to z samym sobą?
- I ja dziękuję za to, że poświęciłeś swój czas. Jesteś tu zawsze mile widziany - odparł, znowuż uciekając się nieco do dworskich grzeczności, którymi przesiąknął chyba każdy szlachcic, przez co chociaż oficjalne, stały się pewnego rodzaju stałą wartością, wspólnym mianownikiem, do którego można było sprowadzić rozmowę, gdy wszystkie inne tematy się wyczerpały, a rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Teraz może znalazłyby się tematy do nieco lżejszej rozmowy, chociaż Eddard nie sądził, aby był teraz najlepszym kompanem do rozmów towarzyskich. Wszystkie pokłady swojej samokontroli umieszczał w relacjach z Callisto. - Zatem do zobaczenia - zawtórował mu i pożegnawszy szlachcica w należyty sposób udał się z drogę powrotną do swoich komnat, w których prawdopodobnie spędzi kolejne godziny na robieniu niczego. Człowiek naprawdę wiele czasu musi dojrzewać, zanim zrozumie, że w pewnych sytuacjach sprowadzenie swoich czynności do jednego, wielkiego nic jest najlepszym rozwiązaniem.
/zt.
- Jeżeli dowiem się czegoś konkretnego z pewnością cię o tym poinformuję, wypatruj mojej sowy - zapewnił. Powinien szukać aprobaty u Craiga, ale bardziej niż strachem przed rykoszetem konsekwencji zachowania Percivala, martwił się o swoje imię, które dotychczas nie zostało splamione żadną skazą. Bo któż by przejmował się plotkami mniejszej lub większej treści? Nikt, skoro nie potrafił przywołać ani jednej z nich. Eddard chciał uczestniczyć w życiu tego dziecka, chociażby i po to, aby zatruć jego serce nienawiścią do mężczyzny, którego powinien tytułować ojcem. Czy uda mu się przekuć miłość w nienawiść, tak jak zrobił to z samym sobą?
- I ja dziękuję za to, że poświęciłeś swój czas. Jesteś tu zawsze mile widziany - odparł, znowuż uciekając się nieco do dworskich grzeczności, którymi przesiąknął chyba każdy szlachcic, przez co chociaż oficjalne, stały się pewnego rodzaju stałą wartością, wspólnym mianownikiem, do którego można było sprowadzić rozmowę, gdy wszystkie inne tematy się wyczerpały, a rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Teraz może znalazłyby się tematy do nieco lżejszej rozmowy, chociaż Eddard nie sądził, aby był teraz najlepszym kompanem do rozmów towarzyskich. Wszystkie pokłady swojej samokontroli umieszczał w relacjach z Callisto. - Zatem do zobaczenia - zawtórował mu i pożegnawszy szlachcica w należyty sposób udał się z drogę powrotną do swoich komnat, w których prawdopodobnie spędzi kolejne godziny na robieniu niczego. Człowiek naprawdę wiele czasu musi dojrzewać, zanim zrozumie, że w pewnych sytuacjach sprowadzenie swoich czynności do jednego, wielkiego nic jest najlepszym rozwiązaniem.
/zt.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 21.12?
Zbliżały się święta. Przez poprzednich siedem lat Elise o tej porze szykowała się do upragnionego wyrwania się na dwa tygodnie z Hogwartu, by spędzać końcówkę grudnia w gronie rodziny. W tym roku była w pełni częścią Ashfield Manor, przebywając w nim od czerwca, od dnia ukończenia szkoły; oczywiście nie licząc wszelkich wyjść towarzyskich czy niekiedy nawet kilkudniowych wizyt u rodziny matki. Za Hogwartem nie tęskniła i nie żałowała że ten etap już minął.
Mimo że pozornie wszystko wydawało się w porządku, bo przecież była w domu, w gronie rodziny, nadal czuła gdzieś w środku pewien smutek i swego rodzaju brak kiedy uświadamiała sobie, kogo zabraknie przy wspólnym rodzinnym obiedzie, a na kogo zobaczenie co roku czekała wracając ze szkoły. W tym roku jego miejsce przy stole będzie puste, a rodzina będzie starannie omijać je spojrzeniem jak miejsce kogoś tragicznie zmarłego, choć tak naprawdę będzie inaczej niż wtedy, po śmierci Rose. W końcu Percival był dla nich martwy nie dlatego, że zabrała go choroba lub zginął w inny sposób, a został zdrajcą. Porzucił ich dla szlam. Gdzie teraz był? Czy właśnie ubierał choinkę z jakimiś przyjaciółmi o brudnej krwi, czy może zapijał smutki w jakiejś spelunie, żałując odwrócenia się od rodu, do którego powrotu już nie miał?
Cóż, w tym roku Elise nie będzie musiała się zastanawiać nad podarunkiem dla niego ani nad tym, co sama od niego otrzyma. Nie było go tu i już nigdy nie będzie, a doprowadził do tego sam. Złamał serce swoim rodzicom i żonie, skrzywdził rodzeństwo, wujostwo, kuzynostwo i nestora, który został niejako zmuszony do publicznego odcięcia zgniłej gałęzi, która podstępnie wyrosła na drzewie ich wspaniałego i dumnego rodu.
Czuła się na tyle samotna i znużona, że postanowiła pójść sprawdzić, jak skrzatom idzie dekorowanie posiadłości. Zwykle przyjeżdżała z Hogwartu już na gotowe, więc dawno nie miała okazji patrzeć, jak skrzaty swoją tajemniczą magią przemieszczają do salonu wielką choinkę i umieszczają na niej ozdoby. W dzieciństwie zawsze to lubiła i z siostrami oraz kuzynostwem czasem sami wieszali ozdoby na gałązkach. Później, gdy była starsza, zaczęła już stronić od typowo dziecięcych rozrywek. Kiedy Rose wyszła za mąż i wyprowadziła się, a potem umarła, był to taki czas gdy Elise przestała czuć się dzieckiem i nagle zaczęła odrzucać wiele rzeczy, które dawniej lubiła i coraz bardziej pozowała na panienkę dorastającą, spędzającą coraz więcej czasu z dorosłymi i po dorosłemu.
Nagle odniosła wrażenie, że choinka stoi w złym miejscu, choć być może byłe to zwykłe czepialstwo powodowane rozdrażnieniem dającym się we znaki po tym, jak w jej myśli znów wkradł się pewien zdrajca.
- Przesuńcie trochę w prawo, bo zasłania obraz – rzuciła do skrzatów rozkazującym tonem. Była teraz dumną lady Nott, jedną z pań tego dworu, już nie dziewczynką podsadzaną przez starszych krewnych, by mogła dosięgnąć wyższych gałązek. Oprócz goryczy w jej myślach była obecna i nostalgia, kiedy przypomniała sobie te dawne święta z czasów dzieciństwa, jeszcze z żywą Rosalind, a także Ophelią, Percivalem, Eddardem, Lysandrem, Elaine i Juliusem, którego również jakiś czas temu zabrakło, z kolei kuzynka Elaine miała już nową rodzinę.
Przywołała jednego ze skrzatów i kazała podać sobie herbatę. Usadowiła się na kanapie w pobliżu płonącego kominka, który ogrzewał pomieszczenie i pozwalał zapomnieć o fatalnej pogodzie za oknami. Elise unikała zerkania w tamtą stronę, by nie psuć sobie humoru. Zamiast tego, gdy już podano jej herbatę posłodziła ją, a potem zacisnęła dłoń na uszku filiżanki. Akurat unosiła ją do ust, gdy dostrzegła, że do salonu wchodzi ktoś zdecydowanie wyższy od skrzatów.
- Eddardzie? – rzuciła w przestrzeń, dostrzegając sylwetkę kuzyna.
Zbliżały się święta. Przez poprzednich siedem lat Elise o tej porze szykowała się do upragnionego wyrwania się na dwa tygodnie z Hogwartu, by spędzać końcówkę grudnia w gronie rodziny. W tym roku była w pełni częścią Ashfield Manor, przebywając w nim od czerwca, od dnia ukończenia szkoły; oczywiście nie licząc wszelkich wyjść towarzyskich czy niekiedy nawet kilkudniowych wizyt u rodziny matki. Za Hogwartem nie tęskniła i nie żałowała że ten etap już minął.
Mimo że pozornie wszystko wydawało się w porządku, bo przecież była w domu, w gronie rodziny, nadal czuła gdzieś w środku pewien smutek i swego rodzaju brak kiedy uświadamiała sobie, kogo zabraknie przy wspólnym rodzinnym obiedzie, a na kogo zobaczenie co roku czekała wracając ze szkoły. W tym roku jego miejsce przy stole będzie puste, a rodzina będzie starannie omijać je spojrzeniem jak miejsce kogoś tragicznie zmarłego, choć tak naprawdę będzie inaczej niż wtedy, po śmierci Rose. W końcu Percival był dla nich martwy nie dlatego, że zabrała go choroba lub zginął w inny sposób, a został zdrajcą. Porzucił ich dla szlam. Gdzie teraz był? Czy właśnie ubierał choinkę z jakimiś przyjaciółmi o brudnej krwi, czy może zapijał smutki w jakiejś spelunie, żałując odwrócenia się od rodu, do którego powrotu już nie miał?
Cóż, w tym roku Elise nie będzie musiała się zastanawiać nad podarunkiem dla niego ani nad tym, co sama od niego otrzyma. Nie było go tu i już nigdy nie będzie, a doprowadził do tego sam. Złamał serce swoim rodzicom i żonie, skrzywdził rodzeństwo, wujostwo, kuzynostwo i nestora, który został niejako zmuszony do publicznego odcięcia zgniłej gałęzi, która podstępnie wyrosła na drzewie ich wspaniałego i dumnego rodu.
Czuła się na tyle samotna i znużona, że postanowiła pójść sprawdzić, jak skrzatom idzie dekorowanie posiadłości. Zwykle przyjeżdżała z Hogwartu już na gotowe, więc dawno nie miała okazji patrzeć, jak skrzaty swoją tajemniczą magią przemieszczają do salonu wielką choinkę i umieszczają na niej ozdoby. W dzieciństwie zawsze to lubiła i z siostrami oraz kuzynostwem czasem sami wieszali ozdoby na gałązkach. Później, gdy była starsza, zaczęła już stronić od typowo dziecięcych rozrywek. Kiedy Rose wyszła za mąż i wyprowadziła się, a potem umarła, był to taki czas gdy Elise przestała czuć się dzieckiem i nagle zaczęła odrzucać wiele rzeczy, które dawniej lubiła i coraz bardziej pozowała na panienkę dorastającą, spędzającą coraz więcej czasu z dorosłymi i po dorosłemu.
Nagle odniosła wrażenie, że choinka stoi w złym miejscu, choć być może byłe to zwykłe czepialstwo powodowane rozdrażnieniem dającym się we znaki po tym, jak w jej myśli znów wkradł się pewien zdrajca.
- Przesuńcie trochę w prawo, bo zasłania obraz – rzuciła do skrzatów rozkazującym tonem. Była teraz dumną lady Nott, jedną z pań tego dworu, już nie dziewczynką podsadzaną przez starszych krewnych, by mogła dosięgnąć wyższych gałązek. Oprócz goryczy w jej myślach była obecna i nostalgia, kiedy przypomniała sobie te dawne święta z czasów dzieciństwa, jeszcze z żywą Rosalind, a także Ophelią, Percivalem, Eddardem, Lysandrem, Elaine i Juliusem, którego również jakiś czas temu zabrakło, z kolei kuzynka Elaine miała już nową rodzinę.
Przywołała jednego ze skrzatów i kazała podać sobie herbatę. Usadowiła się na kanapie w pobliżu płonącego kominka, który ogrzewał pomieszczenie i pozwalał zapomnieć o fatalnej pogodzie za oknami. Elise unikała zerkania w tamtą stronę, by nie psuć sobie humoru. Zamiast tego, gdy już podano jej herbatę posłodziła ją, a potem zacisnęła dłoń na uszku filiżanki. Akurat unosiła ją do ust, gdy dostrzegła, że do salonu wchodzi ktoś zdecydowanie wyższy od skrzatów.
- Eddardzie? – rzuciła w przestrzeń, dostrzegając sylwetkę kuzyna.
[21.12]
Okres świąteczny był mu naprawdę mocno obojętny - było tak już od kilku lat. Oczywiście nie stronił od towarzystwa rodziny zarówno tej dalszej, jak i tej bliższej, ale nie zmieniało to faktu, że wraz z wiekiem wyzbył się tej nieuzasadnionej ekscytacji i radości związanej z przygotowaniami do świąt. Wcześniej owszem, wyczekiwał momentu, w którym ponownie wsiądzie do pociągu, aby wrócić chociaż na świąteczną przerwę do Ashfield Manor. Późniejsze świąteczne ceremonie przyjmował z umiarkowanym entuzjazmem, podchodząc do nich jak do każdej innej uroczystości organizowanej w rodzinie Nott.
Jednakże te święta były inne - nie dało się ukryć, że brakowało pewnego bardzo istotnego elementu. I chociaż Eddard pretendował do miana rodzinnego Scrooge'a, to również jego złapała ta bożonarodzeniowa melancholia. I siedząc w swoich komnatach wracał do lat minionych, zauważając jak z każdym kolejnym rokiem, sukcesywnie ubywa ich przy stole. W tym roku także mieli omijać wzrokiem kolejne krzesło. Naprawdę chciał zapomnieć, spalił listy, które od niego otrzymał, ale myśl o nim wracała niczym nieznośny bumerang i naprawdę nie znał już sposobu, który pomógłby mu wyrzuć z głowy wspomnienie brata. Zatem ile wody upłynie nim ktoś uświadomi lorda Eddarda, że nigdy nie będzie w stanie wyrzucić wspomnienia starszego brata?
Gdy jego myśli zaczęły błądzić w niebezpiecznym kierunku, postanowił opuścić swoje komnaty, aby chociaż pozornie wziąć udział w świątecznych przygotowaniach i przegonić nachalne myśli. Wiedział doskonale, kto swoim szczebiotaniem będzie w stanie rozwiać pochmurne myśli - Elise. To właśnie jej spodziewał się w salonie głównym, kiedy przemierzał korytarze Ashfield Manor. Po drodze odwiedził jeszcze kochaną ciotkę Adelaide, w związku z Zimowym Balem, którym już zaczynało żyć całe Ashfield Manor, a już niedługo cała szlachta.
Wyglądał już lepiej niż zaraz po szczycie, gdzie apatia zmagała się z gorącymi napadami najdzikszej furii. Był dużo stabilniejszy, stawiał kolejne kroki jako najstarszy syn swego ojca i przejmował obowiązki kolejno przekazywane z brata na brata. Miał nadzieję, że na nim skończy się ten niefortunny ciąg wydarzeń, który doprowadził jego najbliższą rodzinę do tak fatalnej sytuacji, w jakiej obecnie się znajdowali. Wiedział, że to na nim spoczywa odbudowanie reputacji i opinii arystokracji. Musiał dumnie kroczyć do przodu, aby pokazać jak dumne i silne są lwy z Nottinghamshire.
W końcu jego wycieczka po posiadłości dobiegła końca, a on sam pchnął drzwi prowadzące do salonu, w którym skrzaty niczym orkiestra pod kierownictwem Elise stroiły wnętrze. Kącik ust drgnął niedbale ku górze. - Elise - zwrócił się do kuzynki, podchodząc bliżej. Zerknął w stronę choinki, podchodząc do miejsca przy palenisku. - Postanowiłaś włączyć się do przygotowań? - zagadnął, zerkając na młodą lady Nott.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Była na tyle młoda, że nadal ją cieszyły te momenty – podobnie jak wszelkie inne towarzyskie i rodzinne okazje. Była w końcu osobą bardzo towarzyską i lubiła być otoczona rodziną, a także brylować w towarzystwie. Święta najprzyjemniejszy posmak miały w czasach szkolnych, kiedy oznaczały powrót z nielubianego Hogwartu do Ashfield Manor i okazję do spotkania tych krewnych, którzy już szkołę skończyli. Tegoroczne były pierwszymi po szkole i miała tę rozkoszną świadomość, że po nowym roku nie będzie musiała znowu przekraczać progu zamku i przywdziewać zgrzebnych, nijakich szat zrównujących ją z resztą uczniów. Była to drobna, ale jednak osłoda smutku, jaki pojawił się w jej umyśle gdy zdała sobie sprawę, że w istocie było ich coraz mniej i że w tym roku zabraknie przy stole kolejnej osoby.
Nie będzie już przy nim Rosalind, Juliusa i Elaine która miała nową rodzinę i zapewne miała zasiadać do uroczystego obiadu wraz z nią. Nie będzie też Percivala, zdrajcy który wybrał szlam ponad własnych bliskich i przestał być ich rodziną na własne życzenie, zaś oni wszyscy próbowali wymazać jego istnienie z pamięci tak, jak wymazano go z rodowych drzew. Mimo uszczuplania się ich liczebności i ciosu zadanego im z zaskoczenia podczas szczytu musieli być jednak silni i dumni. I ona była już silniejsza niż wtedy, w październiku, choć często była to tylko poza, a za fasadą dumnie uniesionego podbródka i wyniosłego spojrzenia wciąż kryły się lęki i niepokoje. Jednak nawet z Ophelią prawie już nie rozmawiała o tamtych wydarzeniach, skupiając się na innych rzeczach. Zamykała się w pokoju muzycznym i dużo grała, a kiedy nie grała, zatapiała się w rzewnych powieściach, spacerowała korytarzami dworku lub rozmyślała o nadchodzącym balu i o sukni, w której na nim wystąpi.
Myśl o zbliżającym się sylwestrowym sabacie, mającym odbyć się w podlondyńskiej rezydencji lady Adelaide poprawiała jej humor. Cieszyła się, że będzie miała okazję do przywdziania najładniejszej sukni i pokazania się w towarzystwie, gdzie zapewne pojawi się cała śmietanka towarzyska, a przynajmniej przedstawiciele tych rodów, którzy jeszcze pamiętali o słusznych wartościach leżących u podstaw istnienia Skorowidzu Czystości Krwi.
Teraz jednak, zanim miał nadejść ten dzień, należało przetrwać pierwsze święta po tamtym dniu. Skrzaty już przystrajały dworek, a Elise nie byłaby sobą, gdyby nie kazała im poprawić czegoś, co jej zdaniem nie było perfekcyjne, dlatego poleciła przesunąć choinkę tak, by nie przysłaniała wiszącego na ścianie salonu obrazu. Mimowolnie pomyślała o czasach, kiedy wszyscy byli młodsi, bardziej beztroscy i co najważniejsze – w komplecie.
Zasiadła na kanapie z podaną jej przez skrzata herbatą, a po chwili w salonie pojawił się Eddard, którego towarzystwo było jej znacznie milsze niż skrzatów, których obecność starała się już ignorować gdy wypełniły wydane im polecenia.
- W pewnym sensie tak. Choć inaczej niż kiedyś – odpowiedziała. Teraz czuła się już zbyt dorosła na to, by samodzielnie wieszać ozdoby na gałązkach. Pozostawiła to skrzatom, samej woląc wygodnie zasiąść na kanapie przed płonącym raźnie kominkiem, by się ogrzać. Zdumiewające, jak bardzo można się było zmienić na przestrzeni kilku lat. – Poza tym nie chciałam tkwić sama w swoich komnatach. Tak liczyłam, że może napotkam kogoś z was. Ophelia chyba wybrała towarzystwo książek. – Jej siostra także na swój sposób musiała sobie poradzić z tym, co się wydarzyło. – Nie umiem się doczekać sylwestrowego balu. Ale najpierw, zanim on nastąpi, czekają nas święta – zauważyła, przyglądając mu się. Wiedziała, że i on burzliwie zniósł to, co się stało. Stracił brata i nagle stał się najstarszym synem, choć urodził się jako trzeci. Spadła na niego odpowiedzialność, jakiej wcześniej nie miał. – Myślisz, że będą potrafiły ucieszyć mnie równie mocno jak te, na które przyjeżdżałam z Hogwartu? – zastanowiła się. Może i to ulegnie zmianie i nagle okaże się, że tym razem ta radość jest krucha, ulotna i powierzchowna, zbyt mocno przysłonięta tymi gorszymi aspektami? Do braku Rosalind zdążyła przywyknąć, ale rana po Percivalu wciąż była świeża.
Nie będzie już przy nim Rosalind, Juliusa i Elaine która miała nową rodzinę i zapewne miała zasiadać do uroczystego obiadu wraz z nią. Nie będzie też Percivala, zdrajcy który wybrał szlam ponad własnych bliskich i przestał być ich rodziną na własne życzenie, zaś oni wszyscy próbowali wymazać jego istnienie z pamięci tak, jak wymazano go z rodowych drzew. Mimo uszczuplania się ich liczebności i ciosu zadanego im z zaskoczenia podczas szczytu musieli być jednak silni i dumni. I ona była już silniejsza niż wtedy, w październiku, choć często była to tylko poza, a za fasadą dumnie uniesionego podbródka i wyniosłego spojrzenia wciąż kryły się lęki i niepokoje. Jednak nawet z Ophelią prawie już nie rozmawiała o tamtych wydarzeniach, skupiając się na innych rzeczach. Zamykała się w pokoju muzycznym i dużo grała, a kiedy nie grała, zatapiała się w rzewnych powieściach, spacerowała korytarzami dworku lub rozmyślała o nadchodzącym balu i o sukni, w której na nim wystąpi.
Myśl o zbliżającym się sylwestrowym sabacie, mającym odbyć się w podlondyńskiej rezydencji lady Adelaide poprawiała jej humor. Cieszyła się, że będzie miała okazję do przywdziania najładniejszej sukni i pokazania się w towarzystwie, gdzie zapewne pojawi się cała śmietanka towarzyska, a przynajmniej przedstawiciele tych rodów, którzy jeszcze pamiętali o słusznych wartościach leżących u podstaw istnienia Skorowidzu Czystości Krwi.
Teraz jednak, zanim miał nadejść ten dzień, należało przetrwać pierwsze święta po tamtym dniu. Skrzaty już przystrajały dworek, a Elise nie byłaby sobą, gdyby nie kazała im poprawić czegoś, co jej zdaniem nie było perfekcyjne, dlatego poleciła przesunąć choinkę tak, by nie przysłaniała wiszącego na ścianie salonu obrazu. Mimowolnie pomyślała o czasach, kiedy wszyscy byli młodsi, bardziej beztroscy i co najważniejsze – w komplecie.
Zasiadła na kanapie z podaną jej przez skrzata herbatą, a po chwili w salonie pojawił się Eddard, którego towarzystwo było jej znacznie milsze niż skrzatów, których obecność starała się już ignorować gdy wypełniły wydane im polecenia.
- W pewnym sensie tak. Choć inaczej niż kiedyś – odpowiedziała. Teraz czuła się już zbyt dorosła na to, by samodzielnie wieszać ozdoby na gałązkach. Pozostawiła to skrzatom, samej woląc wygodnie zasiąść na kanapie przed płonącym raźnie kominkiem, by się ogrzać. Zdumiewające, jak bardzo można się było zmienić na przestrzeni kilku lat. – Poza tym nie chciałam tkwić sama w swoich komnatach. Tak liczyłam, że może napotkam kogoś z was. Ophelia chyba wybrała towarzystwo książek. – Jej siostra także na swój sposób musiała sobie poradzić z tym, co się wydarzyło. – Nie umiem się doczekać sylwestrowego balu. Ale najpierw, zanim on nastąpi, czekają nas święta – zauważyła, przyglądając mu się. Wiedziała, że i on burzliwie zniósł to, co się stało. Stracił brata i nagle stał się najstarszym synem, choć urodził się jako trzeci. Spadła na niego odpowiedzialność, jakiej wcześniej nie miał. – Myślisz, że będą potrafiły ucieszyć mnie równie mocno jak te, na które przyjeżdżałam z Hogwartu? – zastanowiła się. Może i to ulegnie zmianie i nagle okaże się, że tym razem ta radość jest krucha, ulotna i powierzchowna, zbyt mocno przysłonięta tymi gorszymi aspektami? Do braku Rosalind zdążyła przywyknąć, ale rana po Percivalu wciąż była świeża.
Te święta z pewnością będą inne, chociaż Nottowie będą się starali, aby nic nie odbiegało od tego, co miało miejsce w latach ubiegłych. Eddard wiedział, jak trudno będzie mu zagłuszyć emocje budzące się na widok pustego krzesła, które wcześniej było zajęte przez Percivala. Jak co roku przechyli szklankę ognistej - albo nawet więcej niż jedną - ale zrobi to samotnie. Z ich całej piątki został jedynie on i młodszy brat, z którym nigdy nie miał najlepiej układających się relacji. Nawet ciotka Adelaida w liście do niego zaznaczyła dosyć dobitnie jego obecną pozycję, miał być najstarszym z braci, mimo iż przez praktycznie trzydzieści lat swojego życia nie mógł mieć tej pozycji w zasięgu ręki. Los potrafił być przewrotny, płatał im figle i wystawiał na próby, których niekoniecznie chcieli się podejmować. Jednakże życie nie pytało o pozwolenie, a wrzucało ich w wir wydarzeń i sam tak naprawdę nie wiedział kiedy wpadł w to bagno.
Może dlatego od czasu do czasu lubił spędzać czas z Elise? Ona, chociaż egzaltowała swoje emocje do granic możliwości, ostatecznie była promykiem niewinności w Ashfield Manor. Z zainteresowaniem obserwował to jak z małej dziewczynki, która niejednokrotnie porywał na długie spacery w stronę strumyka płynącego między drzewami szmaragdowego lasu Sherwood. Pamiętał jej śmiech, brzmiący jak miliony rozśpiewanych dzwoneczków, ginący w puszczy, gdy jej stopy dotykały lodowatej wody. Teraz? Przechodziła metamorfozę, z pisklęcia przeobrażała się w łabędzia, a może raczej z małego lwiątka w prawdziwą salonową lwicę, dumnie kroczącą podczas sabatów.
Myślami też wracał do listu, który niedawno Icarus zaniósł do lady Rosier. Kiedy otrzyma odpowiedź? Tego nie wiedział, ale liczył, że odpowiedź przyjdzie pozytywna i wcale nie dlatego, że jego serce zabiło szybciej i bije za każdym razem gdy lady Rosier pojawiała się w zasięgu jego wzroku, chociaż niewątpliwie była damą urodziwą. Było to jego pierwsze zadanie, jako najstarszego syna lorda Notta i miał nadzieję, że zakończy się sukcesem.
Przyznał, że był to widok niecodzienny, jeszcze rok temu to Elise wspinała się na palcach, aby zawiesić kolejną ozdobę w perfekcyjnym miejscu. A teraz? Jak na damę przystało siedziała elegancko na kanapie ze spokojem popijającą herbatę. Nie mógł więc powstrzymać kącika ust, który mimowolnie powędrówał ku górze. - Ophelia często wybiera towarzystwo rzeczy, które nie będą w stanie zmącić ciszy jakimkolwiek słowem - stwierdził śmiało, kiedy zajął już wygodnie miejsce. Niemalże od razu pojawił się przy nim skrzat, ale on zamiast herbatypoprosił zażądał szklanki wypełnionej bursztynowym płynem. Nie minęła chwila, a on już trzymał w dłoni naczynie z grubego szkła. Czuł się w towarzystwie Elise na tyle swobodnie, aby pozwolić sobie na wlanie w siebie szklanki alkoholu, szczególnie, że godzina była odpowiednia. - Och tak, tegoroczny bal będzie iście zjawiskowy. Wierzę, że ciotka Adelaida postara się oto - musieli w końcu przyćmić hańbę, jaką okrył ich Percival oraz jego promugolskie poglądy. Miała rację, przeżył to burzliwie, spadła na niego odpowiedzialność, która nie miała prawa spaść na jego barki. - Myślę, że ucieszą cię może w trochę inny sposób - stwierdził niemalże od razu. Wszakże wcześniej cieszyły ją nie tylko święta, ale powrót do domu. Teraz uczestniczyła w przygotowaniach od samego początku, jako dorosła lady Nott.
Może dlatego od czasu do czasu lubił spędzać czas z Elise? Ona, chociaż egzaltowała swoje emocje do granic możliwości, ostatecznie była promykiem niewinności w Ashfield Manor. Z zainteresowaniem obserwował to jak z małej dziewczynki, która niejednokrotnie porywał na długie spacery w stronę strumyka płynącego między drzewami szmaragdowego lasu Sherwood. Pamiętał jej śmiech, brzmiący jak miliony rozśpiewanych dzwoneczków, ginący w puszczy, gdy jej stopy dotykały lodowatej wody. Teraz? Przechodziła metamorfozę, z pisklęcia przeobrażała się w łabędzia, a może raczej z małego lwiątka w prawdziwą salonową lwicę, dumnie kroczącą podczas sabatów.
Myślami też wracał do listu, który niedawno Icarus zaniósł do lady Rosier. Kiedy otrzyma odpowiedź? Tego nie wiedział, ale liczył, że odpowiedź przyjdzie pozytywna i wcale nie dlatego, że jego serce zabiło szybciej i bije za każdym razem gdy lady Rosier pojawiała się w zasięgu jego wzroku, chociaż niewątpliwie była damą urodziwą. Było to jego pierwsze zadanie, jako najstarszego syna lorda Notta i miał nadzieję, że zakończy się sukcesem.
Przyznał, że był to widok niecodzienny, jeszcze rok temu to Elise wspinała się na palcach, aby zawiesić kolejną ozdobę w perfekcyjnym miejscu. A teraz? Jak na damę przystało siedziała elegancko na kanapie ze spokojem popijającą herbatę. Nie mógł więc powstrzymać kącika ust, który mimowolnie powędrówał ku górze. - Ophelia często wybiera towarzystwo rzeczy, które nie będą w stanie zmącić ciszy jakimkolwiek słowem - stwierdził śmiało, kiedy zajął już wygodnie miejsce. Niemalże od razu pojawił się przy nim skrzat, ale on zamiast herbaty
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Główny salon
Szybka odpowiedź