Główny salon
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Główny salon
To główne, reprezentacyjne pomieszczenie dworu. Służy do przyjmowania gości i rodzinnych spotkań, jest swego rodzaju centrum życia mieszkańców rezydencji. Utrzymany w rodowych zieleniach i brązach i bogato urządzony już na pierwszy rzut oka mówi wiele o statusie rodu Nott. Na honorowym miejscu wśród zdobiących ściany portretów przodków wisi portret młodej lady Marion, legendarnej przodkini rodu. Znajduje się tu też dający ciepło rzeźbiony kominek, obity miękkim aksamitem komplet wypoczynkowy i okazałe okna wychodzące na ogrody, częściowo ocienione przez zielone, powłóczyste zasłony.
Zdumiewające, jak w krótkim czasie mogła uszczuplić się ich rodzina i jak z czterech synów jej wuja pozostało już tylko dwóch. Ród Nottów w ostatnich miesiącach ucierpiał, tracąc Juliusa, a później Percivala – choć ten drugi opuścił ich z własnej winy i na własne życzenie. Choć najbardziej przeżywała własne zranione uczucia i często dręczyły ją wahania nastrojów, zdawała sobie sprawę, że inni członkowie rodziny też cierpieli.
Zawsze lubiła towarzystwo Eddarda mimo że był od niej sporo starszy. Był dla niej jak przyszywany brat – ale Percival też kiedyś nim był, aż do dnia zdrady. Teraz z ich dwójki pozostał jej tylko Eddard, więc ucieszyła się i ożywiła na jego widok. Jej siostra szukała samotności, ale Elise potrzebowała towarzystwa i zbyt długa samotność ją nużyła.
- Każde z nas pewnie ma własny sposób na radzenie sobie z... pewnymi sprawami, więc postanowiłam jej dziś od tego nie odrywać i przyszłam tutaj. Wiedziałam, że prędzej czy później ktoś zawita do salonu. – Był przecież jednym ze swoistych centrów życia w tym dworze, miejscem gdzie spotykali się Nottowie wszystkich pokoleń i gałęzi ich rodowego drzewa. Ophelia zapewne wybrała dziś bibliotekę lub zacisze swoich komnat, Elise właśnie salon, choć odkryła, że wyrosła już z chęci samodzielnego zawieszenia na choince choć kilku ozdób. Nie była już dzieckiem, a dorosłą damą, więc wolała zasiąść na kanapie i patrzeć, jak skrzaty dekorują, jedynie od czasu do czasu instruując je, kiedy uznała, że jakaś ozdoba wisi krzywo.
Eddard nie zdecydował się na herbatę, a na coś mocniejszego, była jednak na tyle dorosła, że taki widok ją nie dziwił. Jej ojciec po Stonehenge także częściej zaglądał do kieliszka z ognistą, choć nigdy nie pozwolił sobie na przekroczenie tej cienkiej granicy i niestosowne dla kogoś o jego pozycji upojenie się. Przynajmniej nie wtedy, gdy ktoś mógł to zobaczyć. Opinia była dla niego bardzo ważna, podobnie jak dla Elise.
- To będzie mój pierwszy sylwestrowy sabat – powiedziała; w ubiegłym roku nie mogła w nim uczestniczyć, bo nadal była uczennicą i swoje pierwsze zaproszenie miała otrzymać z chwilą ukończenia Hogwartu, czyli dopiero w czerwcu. Ominęła ją więc tragedia, w wyniku której zginęli czterej nestorowie i kilka innych osób. Tylko o tym słyszała, ale nie była tego świadkiem. Pozostawało jej mieć nadzieję, że w tym roku do niczego podobnego nie dojdzie i że burzyciele porządku pokroju Macmillana, który zniszczył Stonehenge i naraził wielu czarodziejów w tym ją na poważne urazy, nie zostaną zaproszeni do uczestnictwa w zabawie.
Wzięła sobie do serca list ciotki Adelaide. To, że to właśnie kobiety utrzymywały rodzinę razem, i że musieli pokazać wszystkim, że zdrada Percivala nie złamała ich ani nie osłabiła, że wciąż pozostawali silnym rodem dbającym o słuszne wartości. Przypomniała sobie też jeszcze coś.
- Otrzymałeś już list od ciotki? – zapytała Eddarda. – Prosiła mnie w nim, żebym dopilnowała, abyś wywiązał się z jakiegoś zadania. Nie wiem, co to może być, ale cokolwiek to jest, ciotka chyba pokłada w tobie nadzieje – spojrzała na niego znacząco, jednocześnie zastanawiając się, o co chodziło. Dlaczego ciotka to przed nią zatajała? Pewnie chodziło o jakieś męskie sprawy, dlatego nie zaczęła męczyć go pytaniami, bo nudne męskie sprawy raczej nie były czymś interesującym. Wolała pomyśleć o wyborze kreacji. – Ciekawa jestem, kto się pojawi – zastanowiła się; dawniej sabaty jednoczyły wszystkie rody Skorowidzu z jednym haniebnym wyjątkiem, a jak będzie teraz, kiedy część rodzin wyraźnie wyłamywała się z tradycji i błądziła? Tak czy inaczej miała nadzieję, że pojawi się wielu przystojnych kawalerów, z którymi będzie mogła zatańczyć. Póki była panną i nie przynależała do jednego mężczyzny, był to czas, żeby poznawać różnych młodych mężczyzn, przyjmować ich komplementy i udawać fałszywą skromność, gdy obsypywali ją pochlebstwami, na które w swym mniemaniu całkowicie zasługiwała. – Jest jakaś panna, o której towarzystwie wyjątkowo marzysz? – dopytywała ciekawsko, zastanawiając się, czy miał kogoś na oku.
Zawsze lubiła towarzystwo Eddarda mimo że był od niej sporo starszy. Był dla niej jak przyszywany brat – ale Percival też kiedyś nim był, aż do dnia zdrady. Teraz z ich dwójki pozostał jej tylko Eddard, więc ucieszyła się i ożywiła na jego widok. Jej siostra szukała samotności, ale Elise potrzebowała towarzystwa i zbyt długa samotność ją nużyła.
- Każde z nas pewnie ma własny sposób na radzenie sobie z... pewnymi sprawami, więc postanowiłam jej dziś od tego nie odrywać i przyszłam tutaj. Wiedziałam, że prędzej czy później ktoś zawita do salonu. – Był przecież jednym ze swoistych centrów życia w tym dworze, miejscem gdzie spotykali się Nottowie wszystkich pokoleń i gałęzi ich rodowego drzewa. Ophelia zapewne wybrała dziś bibliotekę lub zacisze swoich komnat, Elise właśnie salon, choć odkryła, że wyrosła już z chęci samodzielnego zawieszenia na choince choć kilku ozdób. Nie była już dzieckiem, a dorosłą damą, więc wolała zasiąść na kanapie i patrzeć, jak skrzaty dekorują, jedynie od czasu do czasu instruując je, kiedy uznała, że jakaś ozdoba wisi krzywo.
Eddard nie zdecydował się na herbatę, a na coś mocniejszego, była jednak na tyle dorosła, że taki widok ją nie dziwił. Jej ojciec po Stonehenge także częściej zaglądał do kieliszka z ognistą, choć nigdy nie pozwolił sobie na przekroczenie tej cienkiej granicy i niestosowne dla kogoś o jego pozycji upojenie się. Przynajmniej nie wtedy, gdy ktoś mógł to zobaczyć. Opinia była dla niego bardzo ważna, podobnie jak dla Elise.
- To będzie mój pierwszy sylwestrowy sabat – powiedziała; w ubiegłym roku nie mogła w nim uczestniczyć, bo nadal była uczennicą i swoje pierwsze zaproszenie miała otrzymać z chwilą ukończenia Hogwartu, czyli dopiero w czerwcu. Ominęła ją więc tragedia, w wyniku której zginęli czterej nestorowie i kilka innych osób. Tylko o tym słyszała, ale nie była tego świadkiem. Pozostawało jej mieć nadzieję, że w tym roku do niczego podobnego nie dojdzie i że burzyciele porządku pokroju Macmillana, który zniszczył Stonehenge i naraził wielu czarodziejów w tym ją na poważne urazy, nie zostaną zaproszeni do uczestnictwa w zabawie.
Wzięła sobie do serca list ciotki Adelaide. To, że to właśnie kobiety utrzymywały rodzinę razem, i że musieli pokazać wszystkim, że zdrada Percivala nie złamała ich ani nie osłabiła, że wciąż pozostawali silnym rodem dbającym o słuszne wartości. Przypomniała sobie też jeszcze coś.
- Otrzymałeś już list od ciotki? – zapytała Eddarda. – Prosiła mnie w nim, żebym dopilnowała, abyś wywiązał się z jakiegoś zadania. Nie wiem, co to może być, ale cokolwiek to jest, ciotka chyba pokłada w tobie nadzieje – spojrzała na niego znacząco, jednocześnie zastanawiając się, o co chodziło. Dlaczego ciotka to przed nią zatajała? Pewnie chodziło o jakieś męskie sprawy, dlatego nie zaczęła męczyć go pytaniami, bo nudne męskie sprawy raczej nie były czymś interesującym. Wolała pomyśleć o wyborze kreacji. – Ciekawa jestem, kto się pojawi – zastanowiła się; dawniej sabaty jednoczyły wszystkie rody Skorowidzu z jednym haniebnym wyjątkiem, a jak będzie teraz, kiedy część rodzin wyraźnie wyłamywała się z tradycji i błądziła? Tak czy inaczej miała nadzieję, że pojawi się wielu przystojnych kawalerów, z którymi będzie mogła zatańczyć. Póki była panną i nie przynależała do jednego mężczyzny, był to czas, żeby poznawać różnych młodych mężczyzn, przyjmować ich komplementy i udawać fałszywą skromność, gdy obsypywali ją pochlebstwami, na które w swym mniemaniu całkowicie zasługiwała. – Jest jakaś panna, o której towarzystwie wyjątkowo marzysz? – dopytywała ciekawsko, zastanawiając się, czy miał kogoś na oku.
Zdaje się, że z każdym kolejnym zniknięciem powinien czuć coraz większy uścisk w klatce piersiowej. A miał wrażenie, że wraz z odejściem Percivala, kiedy gniew powoli odpływał on czuł się coraz bardziej otępiały. Zupełnie jakby zaczęło działać pewnego rodzaju znieczulenie, a on zobojętniał na wszystko co go otaczało. Odszedł ból, poczucie zdrady i złość. Została jedna, wielka pustka.
Może dlatego nie zdecydował się na wycofanie się, kiedy w salonie ujrzał Elise? Młodziutka lady Nott była mu naprawdę droga, chociaż czasem wywoływała w nim naprawdę skrajne emocje, takie jak rozdrażnienie czy pobłażliwość. Być może chciał sprawdzić czy nadal jej osoba potrafiła w jakikolwiek sposób poruszyć jego serce.
- Rozumiem - mruknął jedynie, co zresztą nie powinno jej dziwić, Eddard nigdy nie należał do osób rozgadanych, które faktycznie mogłyby udzielić jej dużo bardziej rozbudowanej odpowiedzi. I miała sporo racji, Nottowie upodobali sobie salon jako jedno z miejsce spotkań w czasie, gdy akurat nie byli zajęci swoimi własnymi sprawami. Być może woleli znaleźć towarzystwo w kuzynostwie czy kimś z wujostwa, miast błąkać się po korytarzach niczym zjawy.
I sam Eddard nie pozwalał sobie na doprowadzanie się do stanu szczególnej nietrzeźwości, przynajmniej nie w głównym salonie. Raczej preferował picie ognistej w zaciszu swoich własnych komnat chociaż i wtedy starał się mieć umiar. Podobno najważniejszy jest czysty umysł i tego miał zamiar się trzymać. Mimo to chętniej niż wcześniej sięgał po grube szkło wypełnione bursztynowym napojem. - I jak? Podekscytowana? - zagadnął, unosząc delikatnie brew ku górze. Chciał trochę pociągnąć kuzynkę za język. Wszakże to był kolejny plus towarzystwa Elise, mówiła zdecydowanie więcej niżeli od niej oczekiwano, a przynajmniej Eddard miał takie wrażenie, ilekroć mieli okazję wspólnie porozmawiać, posiedzieć czy przejść się po ścieżkach lasu Sherwood. Wiedział jak skończył się poprzedni, ale przecież nie mogło być aż tak źle i tym razem, prawda? Czyż oni, Nottowie, nie przyjęli już zbyt wielu ciosów w przeciągu tego roku? Czas aby się odbić i pokazać czyj członek rodziny był odpowiedzialny za stworzenie Skorowidzu.
- Och tak, rozmówiłem się już z ciotką i zapewniłem, że zadanie, które zdecydowała się mi pozostawić, będzie wypełnione, a właściwie to już zostało - odparł. Koniec z ukrywaniem się, na szczycie pokazali jak wielu ich jest. Teraz? Czekali jedynie na sylwestrowy wieczór. Szata z przebraniem już wisiała w jego garderobie, gotowa do uroczystości. Uśmiechnął się pod nosem i wziął łyk bursztynowego napoju. - Wszyscy, którzy mają znaczenie, Elise - stwierdził. Taka była prawda, zapewne nie uświadczą Prewettów ani Abbottów czy Macmillanów, ale nad ich nieobecnością nikt nie miał zamiaru ubolewać tak długo, jak swoją obecnością potwierdzają Rosierowie, Blackowie, Crouchowie czy Burke'owie. Czy miał na oku pannę, którą chciał poprosić do tańca? Nie, jego serce na pewno nie lgnęło w kierunku żadnej z dam, a jeżeli kogoś miałby wypatrywać to z pewnością podyktowane to było dobrem rodu. Wszakże zdawał sobie sprawę ze swego wieku i z faktu, że jego mariaż byłby mile widziany. - Zachowujesz się, jakbyś mnie nie znała - mruknął nieco zadziornie, uśmiechając się do niej przy tym. - Rozczaruję cię kuzynko, nikogo nie wypatruję, poza tym ciężkie by to było, zważywszy na maski - lubił się z nią czasem trochę droczyć.
Może dlatego nie zdecydował się na wycofanie się, kiedy w salonie ujrzał Elise? Młodziutka lady Nott była mu naprawdę droga, chociaż czasem wywoływała w nim naprawdę skrajne emocje, takie jak rozdrażnienie czy pobłażliwość. Być może chciał sprawdzić czy nadal jej osoba potrafiła w jakikolwiek sposób poruszyć jego serce.
- Rozumiem - mruknął jedynie, co zresztą nie powinno jej dziwić, Eddard nigdy nie należał do osób rozgadanych, które faktycznie mogłyby udzielić jej dużo bardziej rozbudowanej odpowiedzi. I miała sporo racji, Nottowie upodobali sobie salon jako jedno z miejsce spotkań w czasie, gdy akurat nie byli zajęci swoimi własnymi sprawami. Być może woleli znaleźć towarzystwo w kuzynostwie czy kimś z wujostwa, miast błąkać się po korytarzach niczym zjawy.
I sam Eddard nie pozwalał sobie na doprowadzanie się do stanu szczególnej nietrzeźwości, przynajmniej nie w głównym salonie. Raczej preferował picie ognistej w zaciszu swoich własnych komnat chociaż i wtedy starał się mieć umiar. Podobno najważniejszy jest czysty umysł i tego miał zamiar się trzymać. Mimo to chętniej niż wcześniej sięgał po grube szkło wypełnione bursztynowym napojem. - I jak? Podekscytowana? - zagadnął, unosząc delikatnie brew ku górze. Chciał trochę pociągnąć kuzynkę za język. Wszakże to był kolejny plus towarzystwa Elise, mówiła zdecydowanie więcej niżeli od niej oczekiwano, a przynajmniej Eddard miał takie wrażenie, ilekroć mieli okazję wspólnie porozmawiać, posiedzieć czy przejść się po ścieżkach lasu Sherwood. Wiedział jak skończył się poprzedni, ale przecież nie mogło być aż tak źle i tym razem, prawda? Czyż oni, Nottowie, nie przyjęli już zbyt wielu ciosów w przeciągu tego roku? Czas aby się odbić i pokazać czyj członek rodziny był odpowiedzialny za stworzenie Skorowidzu.
- Och tak, rozmówiłem się już z ciotką i zapewniłem, że zadanie, które zdecydowała się mi pozostawić, będzie wypełnione, a właściwie to już zostało - odparł. Koniec z ukrywaniem się, na szczycie pokazali jak wielu ich jest. Teraz? Czekali jedynie na sylwestrowy wieczór. Szata z przebraniem już wisiała w jego garderobie, gotowa do uroczystości. Uśmiechnął się pod nosem i wziął łyk bursztynowego napoju. - Wszyscy, którzy mają znaczenie, Elise - stwierdził. Taka była prawda, zapewne nie uświadczą Prewettów ani Abbottów czy Macmillanów, ale nad ich nieobecnością nikt nie miał zamiaru ubolewać tak długo, jak swoją obecnością potwierdzają Rosierowie, Blackowie, Crouchowie czy Burke'owie. Czy miał na oku pannę, którą chciał poprosić do tańca? Nie, jego serce na pewno nie lgnęło w kierunku żadnej z dam, a jeżeli kogoś miałby wypatrywać to z pewnością podyktowane to było dobrem rodu. Wszakże zdawał sobie sprawę ze swego wieku i z faktu, że jego mariaż byłby mile widziany. - Zachowujesz się, jakbyś mnie nie znała - mruknął nieco zadziornie, uśmiechając się do niej przy tym. - Rozczaruję cię kuzynko, nikogo nie wypatruję, poza tym ciężkie by to było, zważywszy na maski - lubił się z nią czasem trochę droczyć.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Elise była osobą, która przez swój dość specyficzny charakter często budziła skrajne emocje. Sama również bywała emocjonalna i pełna egzaltacji przy jednoczesnej tendencji do wyolbrzymiania wagi swoich przeżyć i uważania, że jej emocje są najważniejsze. Ale niektóre wydarzenia też zmieniały nieco jej pogląd na pewne sprawy. Dawniej potrafiła dramatyzować z powodu złamanego paznokcia lub plamy na sukni, ale Stonehenge pokazało jej, że istnieją rzeczy dużo gorsze. Zdrada bliskiej osoby, dementorzy, potężne zaklęcia i realny strach o życie; wszystkiego tego doświadczyła tamtego dnia, bojąc się tak, jak jeszcze nigdy przedtem. Po tym wszystkim tym mocniej szukała oparcia w pozostałych członkach rodu, tych którzy jeszcze jej pozostali, ale poza murami Ashfield Manor trzymała głowę wysoko, ukrywając swoje emocje i lęki przed światem. Była świadoma tego, jak wiele osób w wyższych sferach mogłoby chcieć wykorzystać jej słabość. Ich słabość. Musieli więc być silni, żeby zmazać hańbę po zdradzie Percivala.
Nottowie byli rodem bardzo towarzyskim, nic więc dziwnego, że woleli przebywać w gronie rodzinnym, choć Eddard dość często się z tego wyłamywał i miewał tendencję do chodzenia swoimi drogami i pogrążania się w pracy, nie należał też do najbardziej wygadanych osób w rodzinie. Jednak Elise męczyła przedłużająca się samotność. Czasem jej potrzebowała, ale bardzo szybko tęskniła za towarzystwem, choćby siostry lub kuzynostwa. Ale skoro zbliżał się sabat, będzie miała okazji do nawiązywania znacznie większej ilości interakcji niż tylko z samą rodziną. Na ogół mówiła sporo, nigdy nie była cichutką, szarą myszką, a jeśli już była milcząca to zazwyczaj był powód do niepokoju i znak, że coś wyjątkowo mocno ją dręczyło. Ale dzisiaj miała raczej dobry humor, zwłaszcza gdy temat zszedł na nadchodzący sabat.
- Oczywiście, że tak! Tak bardzo na ten moment czekałam po tych wszystkich opowieściach innych o sylwestrowych balach. Koniec roku wreszcie nie będzie oznaczał powrotu do okropnego Hogwartu, a bal, tańce, dobrą zabawę, piękne suknie... – odpowiedziała, wymieniając zalety sabatu, choć opowieści z zeszłorocznego nie były zbyt miłe. Ale miała nadzieję, że w tym roku nic złego się nie stanie, wystarczy im przecież Stonehenge. Wolała więc nie myśleć o żadnych tragediach, a o tym, w co się ubierze i jakie atrakcje przygotowywała ciotka. – Ciotka na pewno przygotuje coś specjalnego, a ja muszę zatroszczyć się o suknię i maskę, które zrobią odpowiednio duże wrażenie na innych. – Zwłaszcza na mężczyznach, bo jako panna na wydaniu chciała przyciągać męskie spojrzenia i być adorowana przez kawalerów. – To dobrze, cokolwiek to jest. Ale skoro to sekret, nie będę pytać – zapewniła go, powściągając swoje naturalne wścibstwo. Była ciekawa czemu ciotka powierzyła jakieś zadanie akurat Eddardowi, ale gdy zabrakło Percivala, to on stał się najstarszym z ich gałęzi Nottów, z najmłodszego pokolenia rodziny. To na niego spadało teraz wiele nowych obowiązków. – To najważniejsze, bo przecież nie potrzebujemy tam zdrajców, prawda? Choć żałuję, że niektóre rodziny nadal nie przejrzały na oczy i wciąż bronią tych... mugolaków – zakończyła, nie pozwalając, by jej pełne usta opuściło brzydkie słowo „szlam”, choć jej myśli były bardzo krytyczne wobec tych kilku rodzin, które najwyraźniej zapomniały o tradycjach oraz ideach leżących u podstaw Skorowidzu. Najbardziej żałowała Ollivanderów, rodziny matki Eddarda, którzy byli rodziną o tak wspaniałych tradycjach, a kilka miesięcy temu dopuścili do ogromnego skandalu, zapraszając szlamy i mieszańców na ślub. Ciekawe czy ktoś z nich pojawi się na sabacie? Za Prewettami czy Macmillanami, których darzyła niechęcią, z pewnością nie zamierzała tęsknić, zaś najbardziej nędzny ród, Weasleyowie, nie pojawiał się na salonach już od dawna. Nie było czego żałować. A Prewettowie w jej mniemaniu nie byli dla Nottów żadną konkurencją, przecież wiadome było, że to potomkowie lady Marion byli najlepszymi gospodarzami w czarodziejskim świecie. Nie liczyła się dla niej sympatia szlamolubów, należało za to pielęgnować sojusze z dobrymi, konserwatywnymi rodzinami.
- Och, Eddardzie, po prostu po cichu liczyłam na to, że może coś się w tym względzie zmieniło – rzuciła lekko. Eddard zawsze był nieco wycofany, to prawda, ale już nie był trzecim synem, tylko najstarszym, więc było kwestią czasu, aż ojciec znajdzie dla niego narzeczoną, tym bardziej, że zasadniczo był już starym kawalerem. – Wiem, że z maskami będzie ciężko, ale to zawsze nutka tajemnicy, gdy będziesz tańczył z jakąś damą i zastanawiał się, jaka twarz kryje się pod malowaną porcelaną. Może któraś z nich bardzo pozytywnie cię zaskoczy? Jest tyle ślicznych młódek, które na pewno ucieszyłby taniec z tobą.
Ona sama marzyła o tańcach z przystojnymi kawalerami, choć pod maskami nie będzie widzieć, czy są przystojni czy nie. Trochę się bała, że poprosi ją do tańca jakiś brzydal i nie będzie o tym wiedziała, ale właśnie – nie będzie wiedziała, więc jej zmysł estetyczny nie ucierpi.
Nottowie byli rodem bardzo towarzyskim, nic więc dziwnego, że woleli przebywać w gronie rodzinnym, choć Eddard dość często się z tego wyłamywał i miewał tendencję do chodzenia swoimi drogami i pogrążania się w pracy, nie należał też do najbardziej wygadanych osób w rodzinie. Jednak Elise męczyła przedłużająca się samotność. Czasem jej potrzebowała, ale bardzo szybko tęskniła za towarzystwem, choćby siostry lub kuzynostwa. Ale skoro zbliżał się sabat, będzie miała okazji do nawiązywania znacznie większej ilości interakcji niż tylko z samą rodziną. Na ogół mówiła sporo, nigdy nie była cichutką, szarą myszką, a jeśli już była milcząca to zazwyczaj był powód do niepokoju i znak, że coś wyjątkowo mocno ją dręczyło. Ale dzisiaj miała raczej dobry humor, zwłaszcza gdy temat zszedł na nadchodzący sabat.
- Oczywiście, że tak! Tak bardzo na ten moment czekałam po tych wszystkich opowieściach innych o sylwestrowych balach. Koniec roku wreszcie nie będzie oznaczał powrotu do okropnego Hogwartu, a bal, tańce, dobrą zabawę, piękne suknie... – odpowiedziała, wymieniając zalety sabatu, choć opowieści z zeszłorocznego nie były zbyt miłe. Ale miała nadzieję, że w tym roku nic złego się nie stanie, wystarczy im przecież Stonehenge. Wolała więc nie myśleć o żadnych tragediach, a o tym, w co się ubierze i jakie atrakcje przygotowywała ciotka. – Ciotka na pewno przygotuje coś specjalnego, a ja muszę zatroszczyć się o suknię i maskę, które zrobią odpowiednio duże wrażenie na innych. – Zwłaszcza na mężczyznach, bo jako panna na wydaniu chciała przyciągać męskie spojrzenia i być adorowana przez kawalerów. – To dobrze, cokolwiek to jest. Ale skoro to sekret, nie będę pytać – zapewniła go, powściągając swoje naturalne wścibstwo. Była ciekawa czemu ciotka powierzyła jakieś zadanie akurat Eddardowi, ale gdy zabrakło Percivala, to on stał się najstarszym z ich gałęzi Nottów, z najmłodszego pokolenia rodziny. To na niego spadało teraz wiele nowych obowiązków. – To najważniejsze, bo przecież nie potrzebujemy tam zdrajców, prawda? Choć żałuję, że niektóre rodziny nadal nie przejrzały na oczy i wciąż bronią tych... mugolaków – zakończyła, nie pozwalając, by jej pełne usta opuściło brzydkie słowo „szlam”, choć jej myśli były bardzo krytyczne wobec tych kilku rodzin, które najwyraźniej zapomniały o tradycjach oraz ideach leżących u podstaw Skorowidzu. Najbardziej żałowała Ollivanderów, rodziny matki Eddarda, którzy byli rodziną o tak wspaniałych tradycjach, a kilka miesięcy temu dopuścili do ogromnego skandalu, zapraszając szlamy i mieszańców na ślub. Ciekawe czy ktoś z nich pojawi się na sabacie? Za Prewettami czy Macmillanami, których darzyła niechęcią, z pewnością nie zamierzała tęsknić, zaś najbardziej nędzny ród, Weasleyowie, nie pojawiał się na salonach już od dawna. Nie było czego żałować. A Prewettowie w jej mniemaniu nie byli dla Nottów żadną konkurencją, przecież wiadome było, że to potomkowie lady Marion byli najlepszymi gospodarzami w czarodziejskim świecie. Nie liczyła się dla niej sympatia szlamolubów, należało za to pielęgnować sojusze z dobrymi, konserwatywnymi rodzinami.
- Och, Eddardzie, po prostu po cichu liczyłam na to, że może coś się w tym względzie zmieniło – rzuciła lekko. Eddard zawsze był nieco wycofany, to prawda, ale już nie był trzecim synem, tylko najstarszym, więc było kwestią czasu, aż ojciec znajdzie dla niego narzeczoną, tym bardziej, że zasadniczo był już starym kawalerem. – Wiem, że z maskami będzie ciężko, ale to zawsze nutka tajemnicy, gdy będziesz tańczył z jakąś damą i zastanawiał się, jaka twarz kryje się pod malowaną porcelaną. Może któraś z nich bardzo pozytywnie cię zaskoczy? Jest tyle ślicznych młódek, które na pewno ucieszyłby taniec z tobą.
Ona sama marzyła o tańcach z przystojnymi kawalerami, choć pod maskami nie będzie widzieć, czy są przystojni czy nie. Trochę się bała, że poprosi ją do tańca jakiś brzydal i nie będzie o tym wiedziała, ale właśnie – nie będzie wiedziała, więc jej zmysł estetyczny nie ucierpi.
W pewnej chwili do salonu dumnym krokiem wkroczyła kolejna osoba. Była to jedna z ciotek ze starszego pokolenia, bliższego dziadkom Elise i Eddarda niż im samym. Rozkapryszona dama w sukni przypominającej nieco zaczynający się roztapiać polukrowany tort, z mnóstwem falbanek, pamiętającą chyba ubiegłe stulecie, czasy kiedy młodych Nottów nie było jeszcze na świecie. Ale i cioteczce udzielił się przedświąteczny nastrój, więc opuściła swoje komnaty, zamierzając poszukać towarzystwa krewnych, a także pomarudzić na to, że skrzaty zbyt wolno dekorują dworek.
– Z życiem, z życiem, to ma być gotowe na te święta, a nie na następne – zagrzmiała do skrzatów, grożąc im pulchnym, ozdobionym ciężkim pierścieniem palcem. Ach, te skrzaty, mogłyby się wziąć porządnie do roboty, w końcu oprócz salonu musiały udekorować też inne reprezentacyjne pomieszczenia, a hol też wydawał się jeszcze niedokończony. Zacmokała z niezadowoleniem, za jej czasów służba chyba była mniej leniwa. Dopiero po napomnieniu skrzatów ubierających choinkę podeszła bliżej kanapy zajmowanej przez Elise i Eddarda.
– Droga młoda damo – zwróciła się najpierw do młodej dziewczyny, uroczej młódki, debiutantki, nadziei młodego pokolenia Nottów. Potem przeniosła wzrok na mężczyznę, jakże przystojnego młodzieńca, również nadzieję rodu po tym, jak jego starszy brat popełnił tą hańbiącą zdradę, do tej pory sprawiającą, że serce starszej cioteczki bolało. – Och, Eddardzie, jesteś taki przystojny! Aż dziw, że wciąż pozostajesz kawalerem, ale jakaś wyjątkowa dama na pewno na ciebie czeka! O tak, na pewno!
Bo aż szkoda by młody mężczyzna był sam w tym wieku! Za jej czasów było to nie do pomyślenia, by młodzi ludzie tak bardzo zwlekali. Nie do pomyślenia! Ale naprawdę doczekali czasów, kiedy tradycyjne wartości przechodziły poważny kryzys i młodzi nie zawsze je szanowali. Demony zepsucia wkradały się do nawet najlepszych rodów.
Właściwie to w tej chwili bardziej ucieszył ją widok Elise. Przypomniała sobie, że potrzebowała czyjegoś młodego spojrzenia, które pomoże jej wybrać odpowiednią suknię na nadchodzący świąteczny obiad. Miała ich tyle, że nie potrafiła się zdecydować, a przecież nawet w starszym wieku należało o siebie dbać i wyglądać lepiej niż inne cioteczki.
– Zechciałabyś mi później pomóc, skarbie? – zwróciła się do niej łagodnym tonem, tak typowym dla starszych cioteczek. – Muszę dobrze wyglądać, gdy cała rodzina zasiądzie razem przy stole. Może i jestem stara, ale wiek nie zwalnia z odpowiedzialności za dobrą prezencję.
Pokiwała głową, jakby sama potwierdzała swoje słowa, a zaraz potem zwróciła się do najbliższego skrzata, domagając się lampki ulubionego wina. Skoro już tu przyszła, mogła trochę pogawędzić z młodszymi i pożalić się im, a także ponarzekać na to, jak obecnie zachowywała się młodzież, nie bacząc na to, że może rozmawiali o swoich sprawach. Teraz oczekiwała, że uwaga skupi się na niej, trochę jej tego brakowało odkąd jej mąż, świeć Merlinie nad jego duszą, pożegnał się z tym padołem parę lat wstecz.
– Z życiem, z życiem, to ma być gotowe na te święta, a nie na następne – zagrzmiała do skrzatów, grożąc im pulchnym, ozdobionym ciężkim pierścieniem palcem. Ach, te skrzaty, mogłyby się wziąć porządnie do roboty, w końcu oprócz salonu musiały udekorować też inne reprezentacyjne pomieszczenia, a hol też wydawał się jeszcze niedokończony. Zacmokała z niezadowoleniem, za jej czasów służba chyba była mniej leniwa. Dopiero po napomnieniu skrzatów ubierających choinkę podeszła bliżej kanapy zajmowanej przez Elise i Eddarda.
– Droga młoda damo – zwróciła się najpierw do młodej dziewczyny, uroczej młódki, debiutantki, nadziei młodego pokolenia Nottów. Potem przeniosła wzrok na mężczyznę, jakże przystojnego młodzieńca, również nadzieję rodu po tym, jak jego starszy brat popełnił tą hańbiącą zdradę, do tej pory sprawiającą, że serce starszej cioteczki bolało. – Och, Eddardzie, jesteś taki przystojny! Aż dziw, że wciąż pozostajesz kawalerem, ale jakaś wyjątkowa dama na pewno na ciebie czeka! O tak, na pewno!
Bo aż szkoda by młody mężczyzna był sam w tym wieku! Za jej czasów było to nie do pomyślenia, by młodzi ludzie tak bardzo zwlekali. Nie do pomyślenia! Ale naprawdę doczekali czasów, kiedy tradycyjne wartości przechodziły poważny kryzys i młodzi nie zawsze je szanowali. Demony zepsucia wkradały się do nawet najlepszych rodów.
Właściwie to w tej chwili bardziej ucieszył ją widok Elise. Przypomniała sobie, że potrzebowała czyjegoś młodego spojrzenia, które pomoże jej wybrać odpowiednią suknię na nadchodzący świąteczny obiad. Miała ich tyle, że nie potrafiła się zdecydować, a przecież nawet w starszym wieku należało o siebie dbać i wyglądać lepiej niż inne cioteczki.
– Zechciałabyś mi później pomóc, skarbie? – zwróciła się do niej łagodnym tonem, tak typowym dla starszych cioteczek. – Muszę dobrze wyglądać, gdy cała rodzina zasiądzie razem przy stole. Może i jestem stara, ale wiek nie zwalnia z odpowiedzialności za dobrą prezencję.
Pokiwała głową, jakby sama potwierdzała swoje słowa, a zaraz potem zwróciła się do najbliższego skrzata, domagając się lampki ulubionego wina. Skoro już tu przyszła, mogła trochę pogawędzić z młodszymi i pożalić się im, a także ponarzekać na to, jak obecnie zachowywała się młodzież, nie bacząc na to, że może rozmawiali o swoich sprawach. Teraz oczekiwała, że uwaga skupi się na niej, trochę jej tego brakowało odkąd jej mąż, świeć Merlinie nad jego duszą, pożegnał się z tym padołem parę lat wstecz.
I show not your face but your heart's desire
Nie spodziewała się pojawienia kogoś innego, choć właściwie powinna, biorąc pod uwagę fakt, że dworek miał wielu mieszkańców. Oprócz jej rodziców i rodzeństwa, a także Eddarda i jego rodziców, pozostawali tu też inni krewni, jak dziadkowie, ciotki i tak dalej. Ich towarzystwo nie zawsze było najbardziej pożądane, ale szanowała swoich krewnych, choć czasem doskwierał jej brak rówieśników. Jeśli nie liczyć siostry, reszta kuzynostwa była od niej sporo starsza i choć miało to zalety, jak to że zawsze była w centrum uwagi, naprawdę odczuwała brak towarzystwa rówieśniczego w Ashfield Manor, i może dlatego tak zżyła się z kuzynostwem ze strony matki, które wiekowo było jej bliższe.
Ciotka zjawiła się w salonie, pouczając skrzaty, a później zwróciła się do nich, nieprzejęta tym, że przeszkodziła im w rozmowie. Ale przecież Elise często zachowywała się podobnie, roszczeniowo domagając się uwagi i nie przejmując się tym, czy komuś przeszkadzała. W końcu to ona była wyjątkowa i zasługiwała na to, by zawsze poświęcać jej zainteresowanie, jej sprawy były przecież ważniejsze od spraw innych, czyż nie?
A świętami, a także mającym nastąpić kilka dni po nich sylwestrowym sabatem przejmowali się wszyscy pod tym dachem bez względu na wiek. I młodzi jak Elise, i starzy jak ciotka, bo jak słusznie zauważyła starsza czarownica, wiek nie zwalniał z dbałości o siebie, na pewno nie w takim miejscu jak salony, gdzie było się ocenianym na każdym kroku, i niegustowne kreacje pozostawały na językach jeszcze długo.
- Miło cię widzieć, ciociu – powitała ją uprzejmie, odwracając spojrzenie od Eddarda i skupiając je na cioteczce. No cóż, na pewno jeszcze będzie okazja porozmawiać z kuzynem, i tak długo byli sami, biorąc pod uwagę, że salon zazwyczaj był oblegany, i stanowił jedno z głównych centrów życia członków rodziny mieszkających w tej posiadłości. – I oczywiście, z chęcią pomogę drogiej cioci – dodała przymilnie; o relacje ze starszymi należało dbać choćby z czysto interesownego względu, ciotki często dawały dobre prezenty. Poza tym w ostatnich dniach i tak się nudziła, skoro nie mogła wychodzić przez anomalie.
Eddard wyszedł, zapewne idąc do jakichś swoich spraw, ważniejszych niż babskie pogaduchy. Elise grzecznościowo pogawędziła z ciotką, kiwając głową na jej tyrady o tym, jak niekorzystnie zmieniał się świat i jak tradycyjne wartości przechodziły kryzys. Sama również miała przecież bardzo konserwatywne poglądy jak na swój wiek i nie ulegała zgubnemu postępowi jak wielu jej rówieśników. Później, kiedy ciotka w końcu się znudziła i odeszła, także Elise opuściła salon i udała się do pokoju muzycznego, by odprężyć się grą na fortepianie.
| zt.
Ciotka zjawiła się w salonie, pouczając skrzaty, a później zwróciła się do nich, nieprzejęta tym, że przeszkodziła im w rozmowie. Ale przecież Elise często zachowywała się podobnie, roszczeniowo domagając się uwagi i nie przejmując się tym, czy komuś przeszkadzała. W końcu to ona była wyjątkowa i zasługiwała na to, by zawsze poświęcać jej zainteresowanie, jej sprawy były przecież ważniejsze od spraw innych, czyż nie?
A świętami, a także mającym nastąpić kilka dni po nich sylwestrowym sabatem przejmowali się wszyscy pod tym dachem bez względu na wiek. I młodzi jak Elise, i starzy jak ciotka, bo jak słusznie zauważyła starsza czarownica, wiek nie zwalniał z dbałości o siebie, na pewno nie w takim miejscu jak salony, gdzie było się ocenianym na każdym kroku, i niegustowne kreacje pozostawały na językach jeszcze długo.
- Miło cię widzieć, ciociu – powitała ją uprzejmie, odwracając spojrzenie od Eddarda i skupiając je na cioteczce. No cóż, na pewno jeszcze będzie okazja porozmawiać z kuzynem, i tak długo byli sami, biorąc pod uwagę, że salon zazwyczaj był oblegany, i stanowił jedno z głównych centrów życia członków rodziny mieszkających w tej posiadłości. – I oczywiście, z chęcią pomogę drogiej cioci – dodała przymilnie; o relacje ze starszymi należało dbać choćby z czysto interesownego względu, ciotki często dawały dobre prezenty. Poza tym w ostatnich dniach i tak się nudziła, skoro nie mogła wychodzić przez anomalie.
Eddard wyszedł, zapewne idąc do jakichś swoich spraw, ważniejszych niż babskie pogaduchy. Elise grzecznościowo pogawędziła z ciotką, kiwając głową na jej tyrady o tym, jak niekorzystnie zmieniał się świat i jak tradycyjne wartości przechodziły kryzys. Sama również miała przecież bardzo konserwatywne poglądy jak na swój wiek i nie ulegała zgubnemu postępowi jak wielu jej rówieśników. Później, kiedy ciotka w końcu się znudziła i odeszła, także Elise opuściła salon i udała się do pokoju muzycznego, by odprężyć się grą na fortepianie.
| zt.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Główny salon
Szybka odpowiedź