Wydarzenia


Ekipa forum
Zamglony las
AutorWiadomość
Zamglony las [odnośnik]17.07.18 18:51
First topic message reminder :

Zamglony las

Jeden z licznych, londyńskich parków wraz z nastaniem czerwca 1956 roku stał się nieprzebytym, ciemnym i nieprzyjemnym lasem, w którym coraz rzadziej usłyszeć można śpiew ptaków czy spotkać biegające w koronach drzew wiewiórki. Coraz częściej zaś między drzewami pojawiają się sylwetki dementorów, których obecność zaznacza zimna mgła, która nigdy lasu nie opuszcza. Nieznane jest też źródło dziwnych rysunków, które czasem znaleźć można przyczepione do pni. Zdają się być ze sobą zupełnie niepowiązane, stworzone jakby przez dziecko. Legenda głosi, że umieściła je grupa nastolatków próbująca zaznaczyć ścieżkę, którą zapuścili się w las. Nigdy jednak mieli z niego już nie wyjść, by potwierdzić tę opowieść. Wszyscy są jednak pewnie co do jednego - zabieranie rysunków z lasu przynosi nieszczęście. Dlatego też coraz mniej osób się do niego zapuszcza.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zamglony las - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zamglony las [odnośnik]27.11.20 11:07
28 sierpnia?


Nie przyznałby nigdy głośno, że wybór likantropów na sojuszników mu nieszczególnie odpowiadał. Choć zdecydowanie uważał, że potrzebowali każdej bestii i każdego drapieżnika, stworzenia i istoty, by móc zająć się sprawami znacznie istotniejszymi od strzeżenia Londynu przed szlamolubami i buntownikami, tak kwestia wilkołaków budziła w nim głęboko ukrytą niechęć. Nigdy nie wracał wspomnieniami do zdarzeń sprzed lat, do przykrych wspomnień, które pogrzebał głęboko w sobie, ani do czarodzieja, który po raz pierwszy tak naprawdę dał mu posmakować straty, żalu i dogłębnego smutku. Ale choć wypierał to ze świadomości i zatajał przed samym sobą, to gdzieś w nim tkwiło. Ukryte i niewidoczne, zapomniane przez lata, przykryte grubą warstwą istotniejszych i znacznie bardziej problematycznych kwestii. I teraz, kiedy przyszło im pertraktować z wilkołakami, obudziło to w nim wewnętrzną sprzeczność, nieznany mu opór. Może właśnie dlatego polegał wcześniej na Deirdre — podświadomie tylko, nie dostrzegając w sobie żadnej słabości ani uzasadnionych wątpliwości; intuicyjnie w powierniczce tych najdelikatniejszych sekretów, z których go ograbiała wyjątkowo sprawnie podczas krótkich analiz pokładając szansę na trzeźwy osąd. Warrington nie był jej obcy, ona jemu zresztą też nie. Słabość, jaką do niej żywił wykorzystywała sprawnie i umiejętnie, by przeciągnąć go na właściwą stronę. Nie ingerował w jej metody i sposoby negocjacji, jakie przeprowadzała. Była nie tylko atrakcyjną kobietą, którą widział w niej Caleb, ale także sprytną czarownicą, wiedziała, co zrobić, by osiągnęli sukces. Nie podobało mu się, że miał jakieś wymagania, oczekiwania względem tej współpracy. Najchętniej potraktowałby psa surowo, ale to nie dawało żadnej perspektywy. Podobne działania nie pomagały w budowaniu szczerej lojalności i wiary w fundamenty jednej sprawy. Nie tworzyły sieci zależności, które znacznie trudniej było złamać niż oprzeć się odgórnemu naciskowi. Nie potrzebowali siły do tego; siłą mogli mieć każdego. Rozsądek wymagał od nich taktycznych rozwiązań.
Zachował niechęć do Warringtona dla siebie, chłodno podchodząc do pierwszych rozmów z Niewymownym, widząc w nich przede wszystkim dawnego współpracownika, badacza, analityka niż wilkołaka — tak, by nie przeszkadzało mu to w działaniach, jakich mieli się podjąć. A ponieważ znał go z naukowej strony wiedział, że był inteligentny. Nie powinni go lekceważyć, sprowadzać do poziomu mało znaczącej jednostki. Byłby wartościowym sojusznikiem i bez tej parszywej klątwy, bez długich kłów i szponów, którymi mógł ofiary rozszarpać w każdej chwili. Milcząco przystał na warunki skryte w subtelnych sugestiach, niechętnie zabrał się do realizacji planu, mimo wszystko na bok odsuwając osobiste animozje.
Czekał na Deirdre na skraju Zamglonego Lasu, skąd mieli dotrzeć już razem do domu Morgana. Jeśli czarodziej posiadał coś, co było warunkiem podjęcia współpracy z Warringtonem powinni to otrzymać. To, czego się dowiedzieli o nim pozwalało mu przypuszczać, że Morgan niechętnie przystąpi do współpracy i raczej będzie stawiał opór przed przekazaniem im pożądanego przez Warringtona woluminu. Nie szkodzi. Prawdopodobnie nie przyda im się żywy, jego zbiory były znacznie cenniejsze od niego.
— Dobrze cię znów widzieć — przywitał ją, spinając jej delikatnie głową i tylko pobieżnie przemykając po niej wzrokiem. Nie widział jej od egzekucji, z której musiał nagle zniknąć, jeszcze nim doszło do tych wyjątkowych i ekscytujących zdarzeń. Czarny Pan jednak wzywał, nie było nic ważniejszego od jego słowa. — Jak dzieci? Zdrowe? Radosne? — Czy teraz tak powinny wyglądać ich powitania? Uśmiechnął się pod nosem. — Morgan spodziewa się nas — poinformował ją. Pozwolił sobie wcześniej posłać do niego list. — A raczej poszukiwaczki artefaktów i kupca. Zakłada, że będziemy dziś dobijać targu nad czarą goryczy. — Dosłownie, bowiem to właśnie o tym artefakcie wspomniał w swojej wiadomości. — Gotowa?— Nie czekał jednak, aż potwierdzi. Ruszył w stronę drzwi. To tylko formalność, przykrywka na moment. Nie chciał jak prymitywny złodziej włamywać się do jego domu.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Zamglony las - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Zamglony las [odnośnik]08.12.20 11:35
W ustalonym z Ramseyem miejscu spotkania zjawiła się jak zwykle punktualnie, tym razem jednak materializując się z kłębów czarnej mgły nieco dalej, by zniwelować ryzyko budzenia podejrzeń (bądź aktywowania mocnych zaklęć ochronnych, mogących docierać swym zasięgiem aż do ścieżki ukrytej w cieniu drzew). Widowiskowe uzyskanie ludzkiej postaci odbyło się bez świadków; zresztą, tego wieczoru Deirdre porzuciła sceniczną skórę na rzecz zwykłej maski obojętności. Żadnego wystawnego makijażu, bajecznego uśmiechu, włosów upiętych w niedorzecznie skomplikowanej fryzurze – te atrakcje wykorzystała już podczas prowadzenia wyczerpujących negocjacji z Calebem. Dla niego ciągle pozostawała po części Miu, dziewczyną z zamkniętej przeszłości, którą musiała otwierać na nowo, aż z pamięci wysypywały się lepkie wspomnienia. Dla niej budzące dyskomfort i niechęć, dla niego: lśniące nostalgią oraz kuszące na tyle, by stanowić nęcącą kartę przetargową. Niefizyczną, Dei bez wyraźnego rozkazu nie zbliżyłaby się do kogoś aż tak w celu osiągnięcia korzyści, lecz umiejętnie wprowadziła w drżenie struny nostalgii, oferując Calebowi coś więcej niż ciało. Sprawne odegranie zrozumienie, fascynację, zmysłową szczerość; to i wieloletnia słabość, jaką mężczyzna (czy mogła go tak nazywać?) wobec niej żywił sprawiły, że obdarzył ją zaufaniem, a później w miarę gładko opowiedział o swoim życiu, swych pobratymcach i pragnieniach, jakie powinna zaspokoić, by Warrington i jego wataha stanęli u boku Rycerzy Walpurgii.
To właśnie spełnienie tych wilkołaczych marzeń przygnało ich tu tego wieczoru. Mulciber prezentował się jak zwykle bez zarzutu, poważny, spokojny, w czerni, gotowy na spędzenie męczącej nocy w doborowym towarzystwie. Bez dzieci na głowie.
- Ostatnio często je odwiedzałam. Niestety, nie są w najlepszej zdrowotnej formie, ale myślę, że wytrzymają kolejne tygodnie – odpowiedziała od razu na pytania o dzieci, a jej myśli nawet na sekundę nie zabłądziły w stronę pozostawionych w Białej Willi bliźniąt – była pewna, że Mulciber pyta o ich wspólne, krnąbrne potomstwo, piszczące w piwnicy Gwiezdnego Proroka niczym zagłodzone szczury. Wolałaby być tam z nimi, pogłębiając tortury oraz swą wiedzę o czarnej magii, lecz tej  nocy mieli do wykonania ważniejsze zadanie. Powierzone im przez Czarnego Pana, pragnącego ujrzeć w szeregach swych wojowników…wilkołaki. Była to decyzja budząca wiele pytań, lecz Mericourt nie zastanawiała się nad motywacjami Lorda Voldemorta. Skoro tak brzmiał jego rozkaz, gotowa była z tymi obrzydliwymi, zezwierzęconymi istotami nawet zasiąść do jednego stołu i dzielić się posiłkiem: ufała osądowi najpotężniejszego czarnoksiężnika bez zawahania, nawet jeśli osobiste doświadczenia z tymi budzącymi odrazę istotami nie należały do komfortowych. Interesujących – już tak, w tym szaleństwie była jakaś masochistyczna metoda, z jaką Dei nie chciała się zgodzić, ale którą kultywowała z inspirującym posłuszeństwem. Część trudniejszej pracy już wykonała, prowadząc specyficzne, dwuznaczne negocjacje z Warringtonem – te zaś doprowadziły do kolejnego etapu, konkretnego i dla samej Meriocurt zarówno przyjemniejszego, jak i bardziej wymagającego. Mieli uzyskać tajemniczą księgę od zapobiegawczego i wpływowego Xenophiliusa. Wszelkimi dostępnymi sposobami.
Mulciber wybrał ten początkowo najkulturalniejszy, co doceniła: już dawno przestali być należącymi do mniejszości buntownikami, którzy musieliby skradać się przez ogródek. Teraz uprzejmie wchodzili przez metaforycznie szeroko otwarte drzwi, owszem, tworząc pewną fikcję, ale wykreowaną raczej z troski o swego rozmówcę niż z braku innego rozwiązania. Mogli załatwić to wszystko zgrabnie, szybko, i po rycersko rozumianej dobroci – choć w skrytości niegodziwego serca Deirdre liczyła na krew skapującą po marmurowych schodach prowadzących ich do wejściowych drzwi. Dom robił wrażenie, Morgan dorobił się majątku na niezbyt legalnych procederach, co potwierdzało tylko słowa Caleba: ten czarodziej posiadał w swych zbiorach niezwykle cenne przedmioty. Nęcące hojną poszukiwaczkę artefaktów i jej biegłego w negocjacjach towarzysza. – Na otrzymanie tego, czego potrzebuję – oczywiście, zawsze jestem gotowa – odparła miękko, zupełnie innym tonem, tlącym się od niepokoju dotyczącego finalizacji transakcji i ekscytacji. Tak powinna brzmieć nieco pobladła, poważna łowczyni prastarych przedmiotów. - Jak ci się udało z nim umówić? - spytała jeszcze zanim zbliżyli się do drzwi; pytanie było nieinwazyjne, ale sama konwersacja z handlarzem artefaktów już nie musiała taka być. - I myślisz, że uda nam się dobić targu bez ofiar w ludziach? - dodała kokieteryjnym, miękkim głosem w formie - dla osób postronnych - żartu dotyczącego skali intensywności rozmów. Pytała jednak jak najbardziej poważnie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]10.12.20 11:03
W gruncie rzeczy nieszczególnie interesował go los bękartów Tristana, tak długo, dopóki on sam nie wspominał o nich w jakimś celu i tak długo, póki Deirdre nie oczekiwała od niego jakiejkolwiek reakcji względem nich. Pytał z grzeczności, nieco bardziej pewnie z ciekawości — choć bardziej chcąc ujrzeć podczas odpowiedzi nastawienie Śmierciożerczyni, jej reakcję, niż uzyskać faktyczną odpowiedź o ich stanie zdrowia. Znał jej stosunek do nich tuż po narodzinach. Interesowało go, czy się zmienił. Czy macierzyństwo na nią w jakikolwiek sposób oddziaływało, tak jak na Cassandrę; czy warunkowało jej zachowanie, zmuszało do podjęcia innych decyzji niż gdyby nigdy nie pojawiły się na świecie. Pozwolił sobie więc na krótką kontemplację, obserwując ją, kiedy zabrała głos; bez zbędnego przywitania, od razu przechodząc do rzeczy.
— Nie miałaś dla nich niańki? — Uniósł brew, przyglądając jej się ciągle i uśmiechnął się, opuszczając w końcu wzrok; prawdopodobnie domyślił się, że nie mówią o tym samym niedługo przed nią, sekundy przed tym, gdy pytanie rozbrzmiało w jego ustach. Jak radziły sobie dzieci w Gwiezdnym Proroku doskonale wiedział, musiał karmić te pasożyty, pilnować, by nie umarły zbyt prędko. Nie mogły zginąć przed pierwszą fazą eksperymentów, za długo to trwało, zbyt wiele nad tym pracowali. — Jeśli to się powiedzie, wierzę, że spodoba się Czarnemu Panu — przyznał jeszcze, prostując już ich wspólny tok myślenia, nim ruszyli w stronę drzwi do domu Morgana. Kwestie badawcze powinni omówić bardziej szczegółowo, ale nim to się wydarzy musiał upewnić się, że wszystko szło według planu. Tymczasem mieli ważny artefakt do zdobycia, kartę przetargową do rozmów z wilkołakiem, który miał wesprzeć Lorda Voldemorta. Tę myśl odrzucał od świadomości, woląc kierować myśli w stronę przyjemniejszych i pożyteczniejszych dla niego tematów niż układanie się z Calebem; psem, zwierzakiem. Nie traktował go na równi, ale jeśli miał być bestią na ich smyczy, niech tak będzie.
Zapukał, głośno i dwukrotnie, spoglądając na Deirdre.
— Czarodzieje chciwi, snobistyczni, żadni posiadania pewnych przedmiotów łatwo dają się zmanipulować, oszukać. Rozsądek przyćmiewa im wygłodniałe pragnienie zdobycia tego, czego chcą, za wszelką cenę — mruknął, odrywając od niej wzrok, kiedy za drzwiami usłyszeli kroki. Ona też doskonale o tym wiedziała; przecież fenomenalnie operowała męskimi żądzami, dawała im dokładnie to czego chcieli. Tym właśnie zasłynęła Miu. — Zaoferowałem mu więc przedmioty, które go zainteresowały, poinformowałem, że chciałbym przedstawić mu ofertę w bezpiecznych warunkach, domowym zaciszu. Gdybym przecież chciał go okraść, nie wpraszałbym się w ten sposób. — Może właśnie dlatego Morgan tak naiwnie do tego podszedł. Mógł mieć jednak dom obłożony zabezpieczeniami. Zazwyczaj kolekcjonerzy magicznych przedmiotów dobrze się chronili przed łowcami i złodziejami; Morgan nie mógł być inny. Dlatego nim cokolwiek uczynią chciał zostać zaproszony, jak oczekiwany gość, a nie intruz. Uśmiechnął się uprzejmie, gdy drzwi się otwarły. — My do pana Morgana, byliśmy umówieni. Możemy wejść? — spytał od razu, wskazując przy tym na zachwycającą Deirdre. Spodziewani zostali wpuszczeni od razu, bez zbędnego ględzenia, bez niepotrzebnych pytań. Otworzyła im jakaś służka, która zaraz potem zaprosiła ich do środka.
Prześlizgnął się przez próg i od razu rozejrzał pospiesznie po wnętrzu, spoglądając na Deirdre. Właściwie metody mogły być dobrane według uznania; domyślał się, że była żądna krwi. Uwielbiała zadawać cierpienie, uwielbiała ból i tortury. Mogła to uczynić z Morganem, ale najpierw musiał im wskazać poszukiwany wolumin. Skierował się w stronę salonu prowadzony przez drobną kobietę. Jeśli chcieli się pozbyć gospodarza, zamożnego czarodzieja, nie mogli przy tym robić zbyt wiele szumu. Już na pierwszy rzut oka widać było, że w samym, wielkim i eleganckim domu kręciło się mnóstwo służby. Usiadł tam, gdzie mu wskazano, wyciągnął papierosa i poczekał, aż Deirdre zrobi to samo, po czym poczęstował ją nim.
— Panie Morgan — odezwał się, wypuszczając pierwsze kłęby dymu z ust; nie mieli długo czekać. — Cieszę się, że możemy pomóc o wartościowych przedmiotach. To moja najdroższa przyjaciółka. Jak już wspomniałem, jest łamaczem klątw. Elizabeth Sykes — przesunął się w bok, sięgając po różdżkę, kiedy czarodziej skupił swoją uwagę na Deirdre. Nie wypowiadając ani słowa machnął różdżką, w myślach żądając związania swojej woli z wolą Morgana, ale magia odmówiła mu posłuszeństwa. Zmarszczył brwi i spojrzał porozumiewawczo na Mericourt.

| Dwa rzuty na niewerbalne imperio, oba nieudane



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Zamglony las - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Zamglony las [odnośnik]14.12.20 7:42
Ze spokojem zignorowała retoryczne pytanie o niańkę, bo choć tego w żaden sposób nie okazała, temat dzieci niezmiernie ją mierził. Nie znosiła, gdy w la Fantasmagorii dopytywano o rozwiązanie oraz zdrowie potomstwa, z troską i wzruszeniem pocieszając młodą wdowę oraz podkreślając, jaki to magiczny dar otrzymała, mogąc w niemowlęciu odnaleźć choć cień utraconej miłości. Uśmiechała się wtedy ze smutkiem, potakując, ale w miarę możliwości szybko zmieniała temat; nie denerwowało ją tworzenie fikcji doświadczonej przez los madame Mericourt, a raczej pewna zmiana postrzegania siebie samej w oczach innych. I chociaż wbrew samej sobie czuła do bliźniąt coraz więcej - głównie egoistycznej fascynacji i toksycznej ciekawości ich przyszłością oraz skrywaną w na razie nieporadnych ciałkach kumulacją śmierciożerczego czaru podlanego Eliksirem Goryczy - to irytowało ją każde napomknięcie o tym, że była matką. Nawet krótka sugestia Mulcibera, luźna, w pewien sposób żartobliwa i w miarę przyjacielska, sprawiała, że wewnętrznie się najeżała. Nic się nie zmieniło, służyła wiernie Czarnemu Panu i bardziej troszczyła się o to, by dzieci z Gwiezdnego Proroka miały się dobrze, na tyle, by spełnić pokładane w nich oczekiwania. - Wierzę w twoją wizję, Mulciber. I w twe zdolności. Jeśli te dzieci wytrzymają...jestem dobrej myśli – powiedziała tylko ze spokojem: od dawna czuła na języku ciężar uznania, jakim chciała się z Ramseyem podzielić. Może nie było to dla niego niczym istotnym, znał swą wartość, lecz Deirdre przywykła do dzielenia się swymi opiniami. Zazwyczaj krytycznymi, lecz potrafiła też okazać uznanie. Również szczere, bo z uroku tego udawanego korzystała nad wyraz często, także w kontaktach z Morganem. Gdy się z nim spotkała, zaoferowała mu całą siebie – taką, jakiej oczekiwał. Nie kalkę z dawnej Miu, a jej lepszą wersję, umiejętnie przyprawioną dojrzałością, zmianą, goryczą i intrygą, a także wydestylowanym z dwuznaczności podziwem. Odgrywanie czarownicy nieco zaintrygowanej a przede wszystkim doceniającej siłę, jaką wykazał się Caleb, mierząc się z likantropią, nie było łatwe, zrobiła jednak co mogła – i zrobiła to dobrze. Mężczyzna otworzył się, zaufał, zdradził swoje pragnienia i choć tych, które okazywał podświadomie, spełnić nie mogła i nie zamierzała – ledwie powstrzymała wrogie syknięcie, gdy dotknął jej uda – to już kolejne sugestie znajdowały się w zasięgu ich możliwości.
W tym momencie: wibrując wręcz na wyciągnięcie ręki. Stała na progu drzwi Morgana z lekkim uśmiechem, napięta i podekscytowana, przetwarzając jeszcze odpowiedź Ramseya. Rozegrał to rozsądnie, kulturalnie, gwarantując minimum podejrzeń przy maksymalnej łatwości dostania się do środka. Kolejny komplement dotyczący jego działań nie miał jednak racji bytu, zresztą, drzwi zdążyły się już otworzyć, obnażając wykończone najdroższymi materiałami wnętrza oraz podejrzliwą twarz służącej, szybko jednak wprowadzającej ich do wnętrza. - Niesamowicie to wygląda, prawda? Pan Morgan musi mieć wspaniały gust. Ciekawe, czy sam urządzał te korytarze? – szepnęła po drodze do Ramseya, wiedząc, że zachwycony on dojdzie do uszu starszej służki. A ta wyciągnie odpowiednie wnioski: miała do czynienia z niegroźną parą, z naiwną czarownicą, owszem, posiadającą pieniądze i znajomości, ale poza tym nie stanowiącej żadnego niebezpieczeństwa. O to chodziło: o to, by służba nie stała na baczność pod drzwiami gabinetu, a dała im przestrzeń na swobodną konwersację. Prowadzoną w oparach dymu papierosowego, otaczającego Ramseya: nie Dei, odmówiła tytoniowego poczęstunku. - Zaschło mi w gardle z wrażenia – znów szepnęła, idealnie w momencie, w którym usłyszała za plecami skrzypnięcie bocznych drzwi; to Xenophilius we własnej, nieskromnej osobie opuszczał prywatne komnaty, by stawić się na obiecane negocjacje. Deirdre poderwała się z fotela nieco zbyt szybko, jednocześnie speszona i próbująca grać poważną; wewnętrzny labirynt luster rozwieszonych pomiędzy fikcją a prawdą nie miał już końca. - Panie Morgan, to zaszczyt móc pana poznać...Cieszy się pan opinią najdoskonalszego znawcy artefaktów, a o zgromadzonych przez pana zbiorach krążą legendy – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, doskonale odgrywając czarownicę usilnie starającą się zaprezentować oschle i wyniośle, ale która przegrywała z kobiecym zachwytem. Była pod wielkim wrażeniem Morgana; nerwowo odgarnęła kosmyk włosów zza ucha – odgrywała rolę tak, by nie wzbudzać podejrzeń i robiła to naturalnie, bez przesady, gładko prezentując kogoś, kim nie była. W czasie pierwszych uprzejmości złapała spojrzenie Ramseya, jednoznaczne i sugestywne. - Mam nadzieję, że dzisiejsze negocjacje okażą się satysfakcjonujące dla obydwu stron – kontynuowała, ściskając lepką dłoń Xenophiliusa ukrywając niechęć; był śliskim, podejrzliwym, ale łasym na komplementy mężczyzną; wyraźnie spodobało mu się zaangażowanie Elizabeth. Z zadowoleniem odwrócił się, by wyminąć biurko i zasiąść na honorowym miejscu – i te kilka sekund nieuwagi wystarczyło, by Deirdre mocniej zacisnęła palce na różdżce skrytej w rozkloszowanym rękawie sukni. Imperius, pomyślała intensywnie, celując w Morgana: nie zawahała się, nie zmyła z twarzy przejętego uśmieszku, ale całą czarnomagiczną moc skoncentrowała na tym, by mężczyznę spętać, poddać swej woli, uwiązać na krótkiej smyczy; cały wstręt, niechęć, ale i determinację, by wykonać zadanie jak najlepiej, przelała w magiczną wiązkę, a po zaledwie mrugnięciu poczuła, że klątwa się powiodła. Coś nieprzyjemnie szarpnęło ją za splot słoneczny, poczuła ukłucie a potem lodowatą falę przenikającą aż do serca, ale była to niewielka cena za skuteczne sięgnięcie po tak wymagającą magię.
- Usiądź i milcz, dopóki nie pozwolę ci mówić z powrotem – poleciła spokojnym tonem, tak odmiennym od tego odgrywanego wcześniej, że brzmiało to wręcz obrazoburczo, nieprzyjemnie, jak bolesny, nieumiejętny wizgot w kulminacyjnym momencie klasycznej symfonii. Nie musiała mówić Ramseyowi, że Morgan należał już do niej: mężczyzna usiadł w fotelu i z nieco zdezorientowaną miną wpatrywał się to w Deirdre, to w Ramseya, a arogancki błysk w jego oczach ustąpił miejsca początkowemu zmatowieniu. - Na pewno kojarzysz Caleba Warringtona. Masz coś, co do niego należy. Coś, co niedawno, w czasie wojennej zawieruchy, trafiło w twoje ręce. Gdzie to jest? Jak jest zabezpieczone? – spytała konkretnie, nie wspominając jednak o książce, chcąc upewnić się, czy przypadkiem w ręce handlarza nie trafiło coś jeszcze. Może księga Warringtona nie była tym, czym się wydawała? - Możesz odpowiadać na nasze pytania – dodała jeszcze, powoli, niby od niechcenia obracając  dłoniach zitanową różdżkę. Spisała się, nie zawiodła, a jej właścicielka mogła czerpać przyjemność z czarnomagicznej mocy, wiążącej Morgana z jej wolą.


krytyczny sukces na imperiusa


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]15.12.20 12:53
Rezydencja Xenophiliusa Morgana, do której Śmierciożercy zostali wprowadzeni po krótkiej prezentacji, na pierwszy rzut oka wydawała się przypominać twierdzę: imponujących rozmiarów budynek poprzecinany był nitkami krzyżujących się ze sobą korytarzy, a za drzwiami prowadzącymi do niektórych pomieszczeń, znajdowały się następne i następne; wśród tego labiryntu, niczym krew w żyłach, przesuwała się milcząca służba, czujnymi spojrzeniami kontrolując, czy wszystko było na swoim miejscu, zarówno jeśli chodziło o równe ułożenie zawieszonych w holu płaszczy, jak i intencje zaproszonych gości. Ramsey oraz Deirdre musieli zdawać sobie sprawę, że samodzielna próba przeszukania rezydencji w celu odnalezienia księgi, mogła okazać się żmudna i czasochłonna; budowla pełna była ukrytych pokojów i sprytnie nałożonych pułapek, wśród których nikt nie orientował się lepiej niż sam Xenophilius. Żeby zdobyć jeden z zazdrośnie strzeżonych artefaktów, potrzebowali jego pełnej kooperacji, i być może dlatego od progu sięgnęli po klątwę pętającą umysł. Trudną - próba podjęta przez Ramseya zakończyła się fiaskiem, czy to ze względu na nałożone na pomieszczenie zabezpieczenia, czy opór stawiany przez magię samego Morgana, który na widok wycelowanej w jego stronę różdżki uniósł wyżej brwi. Na jego twarzy zaczęła malować się podejrzliwość, stopniowo przeistaczająca się w wyraz świadczący o zaalarmowaniu i częściowym zrozumieniu, nim jednak zdążyłby podnieść alarm, trafiło w niego celnie posłane zaklęcie Deirdre, a jego spojrzenie stało się nieobecne, puste. Mericourt, czarną magią posługująca się wyjątkowo sprawnie, miała tego dnia wyjątkowo dużo szczęścia - a może to napędzająca ją determinacja sprawiła, że udało jej się otrzeć o niemożliwe. Ledwie wypowiedziała w myślach inkantację, poczuła, jak silna magia zawiązuje się na umyśle stojącego przed nią mężczyzny, nierozerwalną nicią łącząc jego wolę z jej wolą, aż te scaliły się w jedno. Magia owinęła się wokół jego szyi pod postacią niewidzialnej, krótkiej smyczy: czarodziej usiadł bez słowa, gdy Śmierciożerczyni rozkazała, by to zrobił, a chociaż Deirdre zdawala sobie sprawę, że w normalnych okolicznościach klątwa Imperiusa nie pozwalała na wydobycie z ofiary zakorzenionych w przeszłości tajemnic, to nakładając ją, czuła, jak te bariery się łamią - a pomiędzy nią a skrzętnie strzeżonymi przez Morgana sekretami nie stało już nic. Mógł wyjawić jej wszystko, każdą tajemnicę, jeśli tylko by tego zażądała, w dodatku nie zdając sobie sprawy, że nie robi tego z własnej woli. Imperius, rzucony niewerbalnie i niezwykle skutecznie, sprawiał wrażenie niewykrywalnego - ani przez samego Morgana, ani przez innych, którzy go otaczali; niewykryty, nie mógł natomiast być złamany. Deirdre, chcąc z mężczyzny wydobyć jedynie tajemnicę artefaktu, zyskała dla siebie sługę niepodważalnie wiernego i oddanego, którego wpływy i wiedza mogły okazać się przydatne zarówno dziś, jak i w przyszłości. Warrington, jako jeden z jego wrogów, chciał co prawda zemsty, ale przy sprytnym rozłożeniu kart można mu było wciąż ją zapewnić, nie tracąc przy tym zysków, jakie mogło dać posiadanie pod swoimi rozkazami uznanego handlarza artefaktami. Ostateczna decyzja co do jego losów i wykorzystania należała do Deirdre - siedząc na fotelu naprzeciw niego, nie miała najmniejszych wątpliwości co do tego, że dumny niegdyś czarodziej zatańczy dokładnie tak, jak mu zagra, a ta świadomość dodawała jej dodatkowej pewności siebie, przekonania co do własnych możliwości; mogła być niemalże pewna, że wszystkie prowadzone tego dnia pertraktacje zakończą się sukcesem.

Klątwa Imperiusa, rzucona przez Deirdre niewerbalnie i z krytycznym sukcesem, nie jest możliwa do wykrycia i złamania: niezależnie od natury wydanych rozkazów nikt nie domyśli się, że Morgan nie działa z własnej woli i według własnych przekonań. Zniesiony zostaje też zapis odnoszący się do wydobywania tajemnic poznanych przed rzuceniem zaklęcia, a Deirdre do końca wątku otrzymuje bonus do przekonywania - jej poziom perswazji będzie rozpatrywany tak, jakby był o jeden poziom wyższy od rzeczywistego.

Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zamglony las - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zamglony las [odnośnik]17.12.20 13:37
Eksperyment, którego się podjął wypełnił pozostałe puste miejsce w jego codzienności, odebrał mur resztki wolnego czasu, pochłonął go całkowicie, choć sam nie analizował obiektów badań pod kątem ich nieporadności i dziecięcej niedojrzałości. Osobiście ich wiek nie miał żadnego znaczenia; zapewne podobnie traktowałby ludzi starszych i bardziej doświadczonych, nie wykazując ani odrobiny empatii ponad fałszywą maskę, która od czasu do czasu była konieczna w odpowiednim manipulowaniu ludzkim umysłem. Niski wiek był jednak warunkiem koniecznym, który musiał być spełniony — istoty, które chciał stworzyć z przetrzymywanych w piwnicy dzieci musiały zrodzić się z młodym i nie potrafiących panować nad własną magią czarodziejów. Słowa Deirdre, zdecydowanie niespodziewane, przyciągnęły jego uwagę. Stalowe tęczówki skierowały się jeszcze ku niej w ostatnich sekundach wspólnej samotności. Nie przyznałby tego głośno, ani przed nią ani przed sobą samym, ale jej słowa coś znaczyły. Czy potrafiła docenić naukową wartość tego eksperymentu, czy postrzegała go wyłącznie przez pryzmat bólu i cierpienia, który kochała zadawać? Nie wiedział, ale nie wnikał. Jakiekolwiek kierowały nią powody, była w tym z nim właściwie od samego początku. Współpracowała z nim pod nieobecność ojca, otaczając odpowiednią opieką ich podopiecznych. Dopiero słowa, które wypowiedziała uświadomiły mu, że jeśli te badania odniosą sukces, będzie on również jej sukcesem, choćby chciał przywłaszczyć sobie całe to uznanie, wiele pracy włożyła w to, by wyglądało to w ten sposób.
— Wspaniały gust i zasobny portfel — odparł, nie mogąc się powstrzymać. Zerknął na Deirdre z lekkim, niegroźnym uśmiechem. Szczypta zdrowej zazdrości wydawała się naturalna. Który ze zwyczajnych śmiertelników nie zachwyciłby się widokiem bogactwa — nie tylko luksusów, ale i wielorakich artefaktów mniej lub bardziej wyeksponowanych już w pierwszych przekroczonych metrach. Służka, która ich doprowadzała do Morgana nie mogła wiedzieć, że Deirdre żyła w znacznie większym dobrobycie i korzystała z dobrodziejstw arystokratycznego świata za sprawką wpływowego mężczyzny, a on nieszczególnie dbał o luksusy — znacznie bardziej zainteresowany tym, co Morgan przechowywał w ukryciu.
Zaciągnął się papierosem, a służka, jakby intuicyjnie wyczuła potrzebę gości pojawiła się z tacą oferując zarówno herbatę, jak i wodę, choć nie spytała nawet o to czego się napiją. Nie szkodzi, nie zamierzali delektować się niczym mocniejszym. Właściwie niczym, co było oferowane, dopóki Morgan nie zapewnić ich o nieszkodliwości serwowanych napojów samemu pijąc z tych samych dzbanów.
Powoli podniósł się, kątem oka obserwując przedstawienie serwowane przez Deirdre. Nie był pewien, czy jego wola związała się z Morganem, ale był przekonany, że postąpił niedbale. Mericourt dla bezpieczeństwa i z przezorności powinna spróbować dokonać tego samego, na razie ostrożnie, by zwrócić zbytniej uwagi kręcącej się wokół służby. Rola, jaka przyjęła czarownica była odgrywana z niesamowitą dokładnością. Sam przyłapał się na tym, że oglądał sztukę jakby miał być widzem, a nie towarzyszem na scenie. Jej zdolności aktorskie przypomniały mu też, że jej umiejętności były potężne — kłamstwem i manipulacją mogła zdobyć wszystko to, czego ie potrafiłaby magią, a to czyniło z niej podwójnie silną wiedźmę.
Lodowaty ton Deirdre utwierdził go w przekonaniu, że jej zadanie zakończyło się sukcesem. Musiała to wiedzieć, musiała czuć. Zaciągnął się znów papierosem, przyglądając czarodziejowi krótką chwilę, po czym strzepał popiół do pobliskiej popielnicy, czekając aż uraczy ch odpowiedzią. Morgan, nieco zdezorientowany, a później niezadowolony odpowiedział jednak na to, o co go zapytała.
— To wolumin opisujący magię krwi likantropów i zapis eksperymentów na nich prowadzonych przez Louisa Sheridana, uznanego przed laty za szalonego i niebezpiecznego naukowca zagrażającego czarodziejom. Ponoć został osadzony w Azkabanie — zaczął mówić, by później, przechodząc do kolejnych konkretów uświadomić ich, że w całym domu znajdowały się zabezpieczenia i pułapki, które czyhały na wszystkich potencjalnych złodziejów i oszustów. Zmarszczył brwi, ale nie spodziewał się przecież niczego innego. Przeszedł się po pomieszczeniu, skupiając się na słuchaniu kroków z oddali — dla pewności, że służba kręcąca się po domu nagle nie zjawi się nieproszona. Kiedy poinformował ich, że tom znajduje się w zabezpieczonej piwnicy, do której wejście prowadzi przez klapę w podłodze pokiwał głową.
— Niech nas do niej zaprowadzi, jeśli jest w stanie, niech zdejmie zabezpieczenia, a później wskaże wolumin— zwrócił się do Deirdre, to w końcu ona mu wydawała polecenia, to od niej zależał dalszy przebieg. — I niech zachowuje się naturalnie — przypomniał na wszelki wypadek, nie chciał, by jakimś ukrytym szyfrem przekazał komukolwiek, że coś jest nie w porządku.
Kiedy Xenophilius wreszcie wstał wypełniając polecenie Śmierciożesrczyni, odsunął się, robiąc mu miejsce, po czym przepuścił jeszcze przodem Deirdre i ruszył za nimi w stronę, którą ich prowadził. Miał możliwość przyjrzeć się korytarzom, bogactwu, luksusom w jakich mieszkał zamożny czarodziej, ale głównie interesowały go pułapki i zabezpieczenia, które mogły mu się rzucić w oczy, coś, co ściągnęłoby na nich niebezpieczeństwo odkrycia. Nie chciał bawić się w wojnę. Jeśli łowca artefaktów znajdował się pod imperiusem Deirdre, mógł się okazać przydatny.
Weszli do pomieszczenia przypominającego biblioteczkę, zamknął za nimi wszystkimi drzwi i cicho, zgrabnie przekręcił klucz w zamku. Kiedy Morgan podniósł z trudem ciężki, obszerny dywan, kucnął przy klapie wysłuchując jego uwag i informacji dotyczących tego, w jaki sposób zabezpieczono mu zejście. Zrobi to lepiej i znacznie szybciej niż on. Jeśli popełnią błąd, zabezpieczenie, które zostało nałożone sprawi, że przejście wybuchnie, nie tylko alarmując mieszkańców, ale także parząc go silnie. Trzymając dłonie z daleka od klapy, skierował różdżkę ku niej i skoncentrował się na wyciszeniu magii.

| Wyciszam Niespodziankę opcm



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Zamglony las - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Zamglony las [odnośnik]17.12.20 13:37
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 84
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zamglony las - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zamglony las [odnośnik]21.12.20 16:21
Porywała się na coś niesamowicie trudnego, wiedziała o tym, koncentrując wszystkie magiczne siły na okiełznaniu czyjegoś umysłu - i sama była zaskoczona, że udało się jej tak szybko i sprawnie spętać Morgana. Bez niepotrzebnej potyczki, rozsypanych dokumentów, zniszczonego gabinetu oraz wymordowania całego zastępu lokajów, pracowicie snujących się gdzieś po eleganckiej willi. Czysta, szybka robota przynosząca o dziwo równie wiele satysfakcji, co powolne taplanie się w krwi zdrajców. Xenophilius nie należał do tego grona, cenił czystość krwi, był czarodziejem utalentowanym, wpływowym, przebiegłym, dlatego też uśmiercanie go nie znajdowało się na liście priorytetów. Skuteczne narzucenie na niego własnej woli otwierało wiele interesujących dróg, którymi można by podążyć szybciej i sprawniej do osiągnięcia jeszcze nieodkrytych celów.
Gdy poczuła, że Imperius jest niemożliwy do zerwania, a niewidzialna smycz, na której uwiązała czarodzieja, przyjemnie się napięła, spokojniej rozsiadła się w fotelu. Obróciła jeszcze kilka razy zitanową różdżkę między palcami, po czym wsunęła ją za pas. Kontrolnie zerknęła też w bok, na Ramseya, instynktownie szukając w jego wzroku aprobaty. Niepotrzebnie, znała przecież swoją wartość i zdolności, lecz wrodzone pragnienie perfekcji oraz podporządkowania się hierarchii wygrywało ze zdrowym rozsądkiem, tłumiąc przesadną (i zasłużoną) pewność siebie. Po części zasłużoną, ale nie do końca, bo chociaż przezwyciężyli największą przeszkodę, mogącą uniemożliwić zyskanie Caleba jako sojusznika, to ciągle nie posiadali księgi, po którą tutaj przybyli. - Krew likantropów może mieć magiczne właściwości? - powtórzyła z lekkim niedowierzaniem, gdy Morgan odpowiedział już wyczerpująco na pytania, dalej wpatrując się przed siebie nieco zmętnionym wzrokiem, powracającym jednak powoli do normalnego blasku. Niewybaczalna klątwa integrowała się powoli z umysłem i magiczną aurą łowcy artefaktów, pozwalając na wyssanie z niego ukrywanej wiedzy. Na razie skoncentrowanej wokół tajemniczej księgi, będącej największym pragnieniem Warringtona. Wolumin opisywany przez Xenophiliusa wydawał się cenniejszy, niż Deirdre początkowo sądziła; nic dziwnego, że znaczył dla Caleba tak wiele - i że ten zlecił pozyskanie księgi właśnie im. Wymieniane na jednym wydechu zabezpieczenia, jakie nałożono, sprawiły, że Mericourt odruchowo wstrzymała oddech na nieco dłużej niż zwykle. Przezorny zawsze ubezpieczony; cóż, Morgan nie zbił majątku na nieostrożności, nie powinno więc dziwić zapobiegliwe podejście do ukrycia wartościowego tytułu. Gdyby nie udało im się związać woli handlarza Imperiusem, mogliby mieć poważne problemy z przezwyciężeniem zabezpieczeń, a potem odkryciem wejścia do piwnicy.
- Zaprowadź nas do tego pomieszczenia, nad piwnicą. Usuń zabezpieczenia, jakie napotkasz po drodze. Zachowuj się jak zwykle, jak najbardziej naturalnie - poleciła Morganowi zgodnie z wytycznymi Ramseya, kiedy mężczyzna przekazał już im wszystkie istotne informacje na temat sposobu ukrycia woluminu. Później podniosła się z krzesła, przybrała na twarzy ten sam podekscytowany grymas przejętej czarownicy, po czym ruszyła za gospodarzem w boczny korytarz. Uważnie śledziła poczynania Morgana, próbując dostrzec jakąkolwiek próbę walki z klątwą, nic takiego się jednak nie działo, Morgan wydawał się zupełnie sobą. Szorstkim tonem odprawił zbliżającą się służącą, lewitującą przed sobą tacę z alkoholem, a po reakcji kobiety widać było, że oschłe zachowanie czarodzieja jest dla pracowników Xenophiliusa codziennością. Dobrze, o to chodziło, miał nie wzbudzać podejrzeń, mogli wykorzystać go także długofalowo, ale na razie - przyszli tutaj w jednym celu.
Będącym coraz bliżej: gdy znaleźli się już w środku biblioteki, za zamkniętymi drzwiami, Xenophilius przystąpił do obnażania przed nimi zejścia do piwnicy. Zabezpieczonego zaklęciem, o którym ich poinformował; Mericourt nie znała się ani na starożytnych runach ani numerologii, zostawiła więc przedarcie się przez pierwsze magiczne zasieki Mulciberowi, z dystansu obserwując jego działania. Szybkie i skuteczne, czuła to, pokierowała więc działaniami Morgana dalej, jako pierwszemu nakazując mu zejście po drabinie. - Jak będziemy mogli go wykorzystać? Ma wiele kontaktów, jest wpływowy, sięga swoimi mackami daleko wgłąb półświatka - spytała Mulcibera po chwili, gdy głowa czarodzieja zniknęła w mroku piwnicy. Otrzymali szansę nie tylko na uzyskanie wilkołaczego sojusznika, ale także na poszerzenie swoich rycerskich wpływów na dodatkowe rejony. Nad tym jednak musieli dłużej pomyśleć; jedna rzecz na raz, przed nimi bowiem rozpościerały się dalsze zabezpieczenia, chroniące tajemniczą księgę.
Deirdre zwinnie stawiała kroki po drabinie, schodząc za Xenophiliusem niżej, do ukrytego pomieszczenia. - Zdejmij wszystkie zabezpieczenia - poleciła ponownie, suchym tonem, czekając aż spętany Imperiusem Morgan wykona odpowiednie ruchy ręką, w której dalej dzierżył różdżkę. Mężczyzna podszedł do skrzyni stojącej pod jedną z kamiennych ścian i rozpoczął skomplikowany rytuał, poruszając nadgarstkiem w odpowiednim rytmie, aż nad kufrem zaczęła unosić się mlecznobiała mgiełka. - Czy masz jeszcze coś należącego do Caleba? Albo coś, co mogłoby go zainteresować? - zwróciła się do Morgana, rozglądając się dookoła: piwnica wypełniona była księgami, słojami i przedmiotami już na pierwszy rzut oka robiących wrażenie niezwykle cennych: kto wie, co mogli tutaj odnaleźć. I co mogło przydać się w przekonaniu Warringtona lub w działaniach Rycerzy Walpurgii.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]29.12.20 14:21
Taki obrót spraw był im na rękę. Nie chcieli zamieszania, niepotrzebnej uwagi. W tym bogatym domu kręciło się mnóstwo służby i choć mogliby ich wszystkich po prostu zabić, nie mogli mieć pewności, co do tego, czy nie wpakują się przez przypadek w zabezpieczenia, których nie zdołaliby rozpoznać. Kolekcjonerzy artefaktów nie lekceważyli możliwości złodziei, rabusiów i włamywaczy; innych kolekcjonerów, którzy wysyłali swoich ludzi, by zdobyli dla nich upragniony przedmiot. On sam wolał dmuchać na zimne, przejść przez to spokojnie, może nawet z klasą, tak dla odmiany. Bez barbarzyństwa i okrucieństwa, które do niego przylgnęło. Bez rozlewu krwi, bez krzyku, błagalnego spojrzenia, smrodu prawdziwego strachu i wyrazu niepohamowanego cierpienia. Nie potrzebował dziś tego; oboje zresztą wiedzieli, że drogi do sukcesu mogły być różne, a zawsze potrafili bezbłędnie oszacować, która z nich była dla nich najbardziej opłacalna. To było coś, co ich zawsze łączyło. Oboje poddawał ofiary analizie, oboje doceniali magię umysłu, a nawet kontrolę nad drugim człowiekiem, choć korzystali z zupełnie odmiennych technik. Obserwowanie jej przy pracy, zawsze było dla niego przyjemnością, nie tylko dlatego, że była piękną kobietą; nie tylko dlatego, że poza magią potrafiła radzić sobie z rzeczami, których pragnęła i wiedzą, której potrzebowała. Rozwijała się. Zmieniała. Dążyła do doskonałości. W jednej chwili potrafiła być chłodna i wyrachowana, by w innej emanować ciepłem i czułością. Dawała to, czego potrzebowali, brała to, co chciała.
— Krew tak czarodziejów, jak i centaurów, czy likantropów jest magiczna — odpowiedział Deirdre zanim zdążył to zrobić Morgan, podejrzewając, że jako niewymowny Caleb koncentrował swoje zainteresowania wokół klątwy, której padł ofiarą. — Być może szuka trwałego lekarstwa, albo szczególnego potencjału — Caleb, nie Morgan, ale był pewien, że wiedziała o kogo mu mogło chodzić.
Fakt, że Xenophilius okazał się pomagać im zamiast utrudniać — choć nie do końca z własnej woli; wyraźnie przyspieszył ich działania. Zaprowadził ich do miejsca, gdzie ukryte było zejście do piwnicy, a później zdjął kolejne zabezpieczenia, tuż po tym jak zszedł na dół, po stromych schodach. Miał na niego oko. Uważnie przyglądał się jego działaniom. Zszedł ostrożnie zaraz za nim, trzymając wciąż różdżkę w dłoni, na wypadek, gdyby coś nagle miało się wydarzyć, a następnie podał dłoń Deirdre, pomagając jej zejść do piwnicy.
— Jest uznanym handlarzem, ma odpowiednią renomę, jest w stanie zdobyć dla nas artefakty nieosiągalne przez innych. Lub kupić je za odpowiednią cenę, knutem nie śmierdzi— powtórzył, potwierdzając tylko jej słowa. Nie wykorzystanie go byłoby wielką stratą. — Macnair mógłby się z nim rozmówić — znał się znacznie lepiej na samych przedmiotach, ludziach — obracali się w jednym półświatku.
Rozejrzał się po piwnicy, niczego nie dotykając i nie zbliżając się zbytnio do niczego, kiedy Morgan zabrał się za zdejmowanie pozostałych zabezpieczeń. Podszedł do niego, niezbyt dyskretnie patrząc mu też na ręce, jakby obawiał się, że ten sprytnie postanowi wywinąć im jakiś numer, ale spętany Imperiusem Deirdre był całkowicie posłuszny jej woli. Przyglądał się przez chwilę skrzyni, a kiedy ją otworzył i wyciągnął z niej księgę pochylił się nad jego ramieniem.
— Otwórz ją — polecił mu, unosząc brew. — Przewróć kilka stron, a później zamknij znów. — Szybko i pobieżnie przemknął wzrokiem przez wertowane strony, upewniając się, że to właśnie to o czym mówił Morgan jeszcze w swoim gabinecie. Dopiero gdy zamknął księgę i nic się nie wydarzyło, wyciągnął po nią dłoń. Bardzo ostrożnie, jakby miała szansę rozsypać mu się w dłoniach na kawałki.
Morgan zaprzeczył. Miał tylko to, ale piwnica zawierała zacznie więcej.
— Powinniśmy tu wrócić na herbatę i przyjrzeć się reszcie — zaproponował,  zerkając na pozostałe księgi. Był pewien, że mógłby znaleźć i dla siebie coś interesującego, ale chciał dziś nadużywać gościny. Powinni załatwić wpierw sprawę z Calebem, upewnić się, że stanie po ich stronie, a dopiero wtedy powrócić tu po ewentualną resztę przydatnych tomiszczy. — Na nas już pora, panie Morgan. Jesteśmy wdzięczni za współpracę, to było doprawdy przemiłe spotkanie, ale mamy sprawy do załatwienia — mruknął grzecznie, choć wcale nie wysilając się na miły ton. — Zaaranżujesz nam spotkanie? Wiesz, gdzie go znaleźć?— Spojrzał na Mericourt. Jeśli było to możliwe, mogliby odwiedzić go jeszcze dziś, a jeśli nie, to w innym, dogodnym dla Caleba terminie. Tym razem nie czekał na Morgana. Przystanął przy drabinie, pozwalając Deirdre ruszyć przodem, a kiedy opuściła piwnicę wyszedł zaraz za nią. — Czyń honory — wyciągnął ręce z woluminem, przekazując księgę Śmierciożesrczyni. Zasłużyła na to, aby przejąć tą sprawę i sfinalizować ich umowę z Calebem.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Zamglony las - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Zamglony las [odnośnik]30.12.20 11:23
Zastanowiła się nad odpowiedzią Ramseya, niby oczywistą, ale przecież - dość oburzającą. Tak, krew tych stworzeń, które ciężko było nazwać ludźmi, posiadała w sobie magię, nawet jeśli Deirdre najchętniej wyrugałaby z niej każdego, kto nie mógł poszczycić się w pełni czystym, czarodziejskim rodowodem i pełnią kontroli nad własnym, zezwierzęconym jestestwem. Przed laty, gdy pierwszy raz uchylała drzwi komnat Miu przed obiecującym, wpływowym pracownikiem Departamentu Tajemnic, widziała w nim klienta z wyższych naukowych sfer, o specyficznych potrzebach i zasobnej sakwie pełnej złota. Do Wenus nie wpuszczano byle kogo, Caleb musiał posiadać znajomości, spory majątek oraz cieszyć się szacunkiem wśród londyńskiej śmietanki towarzyskiej - czy już wtedy za tym jasnym spojrzeniem czaiło się prymitywne pragnienie, plugawa klątwa, zamieniająca go w byle zwierzę? Wolała o tym nie myśleć, nie teraz, gdy uznali go za wartego zachodu sojusznika, spełniając postawione przez likantropa wymagania. Jeśli szukał informacji o tym, jak pozbyć się psiego przekleństwa: tym lepiej dla niego.
Spętanie Xenophiliusa znacznie usprawniło cały proces odzyskania księgi, mężczyzna nie próbował wyrwać się spod potężnego Imperiusa, a nawet jeśli próbowałby to uczynić, Deirdre czuła, że byłoby to prawie niemożliwe. Długo jednak nie pielęgnowała dumy z tak celnie rzuconego zaklęcia Niewybaczalnego: skupiła się na ostrożnym rozglądaniu się po tajemniczym skarbcu Morgana. Podobnie jak Mulciber, nie zbliżała się do szaf i regałów, pewna, że każdy z przedmiotów jest zabezpieczony dodatkowymi zaklęciami, podobnie jak księga, po którą tu przybyli. Znawca artefaktów potrafił zadbać o swoją własność - i był bez wątpienia przydatny, nie tylko ten jeden raz. Mericourt kiwnęła głową, słysząc sugestię zapoznania się Morgana z Macnairem, faktycznie, to mogło przynieść wiele długofalowych korzyści, a wykorzystanie koneksji Xenophiliusa przez Drew powinno się opłacić: nie tyle finansowo, co rozpościerając macki wpływów Rycerzy Walpurgii w jeszcze głębszej toni półświatka, gdzie skrywały się prawdziwe grube ryby, posiadające informacje o legendarnych, magicznych skarbach. Czy właśnie patrzyli na jeden z nich? Brunetka z dystansu obserwowała podnoszoną przez Ramseya księgę: wyglądała zwyczajnie, lecz byle woluminu nie chroniono by tak dokładnie, a Caleb - nie pragnąłby go tak mocno. Jeszcze zanim opuścili piwnicę Morgana upewniła się u samego źródła, że to na pewno o tę pozycję bibliograficzną chodziło w sporze pomiędzy czarodziejami, po czym dołączyła do pożegnalnych uprzejmości z ich tymczasowym gospodarzem. Pozornie wszystko wyglądało tak, jak powinno, a scenka odegrana na potrzeby służby niczym nie różniła się od rzeczywistego zakończenia pertraktacji. Deirdre znów na moment przybrała maskę zadowolonej i przejętej czarownicy, tym razem uśmiechniętej z tajemniczym triumfem. Takie pożegnanie otwierało im drogę do powrotu, Mulciber znów miał rację, mogli wykorzystać zasoby Morgana.
- Rzuciło ci się w oczy coś ciekawego? - spytała Mulcibera, gdy znaleźli się już poza willą Morgana, pytając rzecz jasna o wypełnioną po brzegi ukrytą piwnicę. Dziś zabrali z niej tylko księgę, bezpiecznie umieszczoną w torbie przewieszonej przez ramię brunetki, ale przecież tu wrócą - na herbatę. I nie tylko. - Wiem, gdzie mieszka. Będzie nas dziś oczekiwać - odpowiedziała na pytanie Ramseya: zaplanowała późniejsze spotkanie zapobiegliwie, pewna, że uda im się porozumieć z Xenophiliusem; może było to oznaką brawury, ale raczej wiary w siły dwójki śmierciożerców. Nie pomyliła się, udało im się zdobyć upragniony przedmiot, mogli więc od razu przenieść się w okolice domu Caleba.
Ten w niczym nie przypominał wystawnej willi łowcy artefaktów. Nic dziwnego, Warrington wiódł teraz żywot człowieka ukrywającego się na uboczu, w prostej, drewnianej chacie, jakich wiele wybudowano na obrzeżach Londynu. Przeskok z poziomu poprzedniego życia musiał być bolesny, ale Deirdre wiedziała, że otrzymanie arcyważnej księgi odmieni losy dawnego gościa Wenus. Spodziewał się ich, okna emanowały słabą poświatą: Mericourt wyprzedziła nieco Mulcibera, podchodząc do drzwi, które otworzyły się po praktycznie sekundzie, odsłaniając sylwetkę wysokiego, barczystego mężczyzny o gładko wygolonej twarzy i czaszce - tak, jakby pragnął wyzbyć się, razem z włosami, nawet cienia podejrzeń dotyczących jego choroby. - Mamy to, czego potrzebowałeś - powitała go od razu konkretami, śmiało przekraczając próg. Zmieniła ton, znowu, na niższy, paradoksalnie twardszy niż normalnie: tak brzmiałoby echo Miu rozpostarte w zupełnie nowych okolicznościach. Ewentualne powitania pomiędzy mężczyznami zostawiła im, sama od razu przeszła do salonu, była tu wszak przed kilkoma dniami, dzielnie i z perfekcyjnie udawanym wsparciem wysłuchując Caleba: zarówno jego lęków, jak i pragnień. Iszczących się w postaci wyciągniętej właśnie z torby księgi, na razie trzymanej jednak ciągle w smukłych, długich palcach Deirdre, z powagą wpatrującej się w Warringtona.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]30.12.20 14:08
Piwnica Xenophiliusa rzeczywiście zawierała wiele pozycji — po grzbietach ksiąg nie mógł rozpoznać zasłyszanych rzadkich i wartościowych tytułów, ale wśród nich dostrzegał też pozycje, które miał okazję widzieć już na własne oczy. Nie mógł pokusić się o kolekcjonowanie podobnych woluminów, choć bynajmniej nie z powodu braku kontaktów. Na ich zakup nie miał wystarczającej ilości złota; na wynajdowanie i okradanie lub pozbawianie życia pojedynczych posiadaczy — czasu. Likwidowanie podobnych Morganowi było nieopłacalne, odpowiednie kontakty miały swoją wartość, nie zamierzał jej zaprzepaszczać dla kaprysu i samej chęci posiadania.
Uśmiechnął się w ten czarujący i przyjemny sposób dla kobiety, która niosła świeżą pościel, i która przepuściła ich w korytarzu, kiedy kierowali się w stronę wyjścia, żegnając ją tak, jak powinien żegnać ją zwyczajny kupiec. Za drzwiami domu bogatego czarodzieja mógł sobie już pozwolić na większą swobodę, choć gesty jak i mimikę, miał zazwyczaj oszczędne. Sięgnął do kieszeni szaty, wyciągając z niej landrynkę o kwaskowatym smaku cytryn i wziął głęboki wdech.
— Wydawało mi się, że dostrzegłem na jednej z półek coś, co przypominało Tajemnice Najczarniejszej Magii. Księga jest bardzo rzadka, na pewno jeden jej egzemplarz znajdował się w Dziale Ksiąg Zakazanych w Hogwarcie. Z przyjemnością bym ją przygarnął do siebie — spojrzał na kobietę wymownie i uśmiechnął się pod nosem. Nie miał okazji przewertować całej, ledwie miał ją w rękach i to jakimś zupełnym przypadkiem, ale pierwsze treści jakie odsłoniła przed nim, opiewające o nekromancje zapadły mu tak głęboko w pamięci, że zarówno tytuł, jak i okładkę był w stanie poznać wszędzie. — Masz jakieś szczególnie ciepłe wspomnienia z naszym nowym przyjacielem? — Spytał jeszcze, szukając ciemnego spojrzenia jej egzotycznych oczu. Przemknął wzrokiem po jej jasnej, nieskazitelnej i pozbawionej już emocji twarzy, kiedy oddalali się od willi Morgana. — Jaka była jego ulubiona pozycja? Na pieska? — zadrwił, nie mogąc się powstrzymać i odwrócił wzrok. Skinął jej już tylko głową na informacje, że znała jego adres. Nie pytał, czy umówiła się z nim, czy może łączyły ich zdecydowanie bliższe kontaktu, w związku z czym odwiedzała go również prywatnie w jego norze. Ruszył za nią, w czarnej mgle, nie pytając już o więcej.
Obserwował uważnie twarz Warringtona, gdy ten od razu otworzył im drzwi. Nie musieli długo czekać. Kiedy go widział wyglądał inaczej. Teraz, pozbawiony włosów, zarostu wydawał się być obcym człowiekiem, niczym nie przypominającym siebie sprzed lat. Przyglądał mu się, powitawszy go skąpym skinięciem głowy. Niechętnie uścisnął wyciągniętą ku niemu dłoń, ale nie dał po sobie poznać, że jego wilkołacza natura budziła w Mulciberze niechęć — jak mało co; zwykle do wszystkiego i wszystkich podchodził z obojętnością, chłodem i zupełnym spokojem. To spotkanie zdawało się jednak budzić w nim dawne, głęboko ukryte wspomnienia, zarówno dziecięcego przyjaciela, jak i pięknej siostry Tristana. Czarny Pan chciał mieć jednak likantropów po swojej stronie, w ich interesie leżało więc to, by zrobili na nich jak najlepsze wrażenie i przekonali ich do współpracy — przede wszystkim jednak, do lojalności i oddania Czarnemu Panu.
— Odwiedziliśmy Morgana w jego pięknym domu, odebraliśmy mu księgę. Był bardzo niepocieszony, kiedy dowiedział się, że trafi do ciebie — skłamał gładko, odnajdując dla siebie miejsce przy kominku. — Stawiał opór, ale go złamaliśmy. Cierpiał, choć żadna z ran nie będzie widoczna gołym okiem. Oczywiście za ciebie, przesłaliśmy mu twoje pozdrowienia, błagał nas o darowanie mu życia, obiecał, że nie będzie ci już więcej wchodził w drogę, ale... — zawahał się i spojrzał na czarownice. — Będziemy w stanie tego dopilnować, jeśli zgodzisz się być naszym sojusznikiem. Sam rozumiesz, Caleb, jestem zapracowanym człowiekiem, nie mógłbym interesować się obcymi, przypadkowymi personami. Wierzę, że nie będzie próbował się zemścić za to, co go dzisiaj spotkało z naszej strony — dodał lekkim tonem, opierając się dłonią o krawędź kominka. — Wyglądał na człowieka inteligentnego — dodał z nonszalancją i westchnął. — Dbamy o swoich. W Londynie trwa wojna, wkrótce rozniesie się na całą Wielką Brytanię. Tu też dotrze, prędzej czy później. Czarny Pan jest jedynym wyborem, a każdy kto go wesprze będzie miał zapamiętane swe zasługi. Znajdzie swoje miejsce. Zostanie przyjęty i nie będzie wzgardzany. Ludzie gardzą wilkołakami, musiałeś tego doświadczyć, prawda?— zerknął na niego, unosząc brew. Pragnął go zapewnić, że wśród ludzi Voldemorta będzie się mógł czuć w końcu swobodnie, będzie do czegoś przynależał, robił coś, co mogło mieć sens. Jego ukrywanie się i naiwne uciekanie od problemu wcale go nie miało.osobiste odczucia Ramsey'a nie miały tu nic do rzeczy i nie miały prawa ujrzeć światła dziennego. Była tylko rola, którą wykreował.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Zamglony las - Page 4 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Zamglony las [odnośnik]31.12.20 11:00
Tajemnice Najczarniejszej Magii, no proszę. Słysząc wzmiankę o kultowym w pewnych, spragnionych wiedzy absolutnej kręgach, Deirdre pojęła całkiem szybko zakres możliwości, jakie otwierały się przed nimi dzięki stałej współpracy z Morganem. Już wyczyszczenie do cna pokaźnej biblioteczki, zastępując ją skopiowanymi woluminami, oferowało im szansę zdobycia trudno dostępnej wiedzy z zakazanych dziedzin, nie wspominając już o mocy czerpanej z nielegalnych artefaktów, czy korzyści płynących z zebranych przez samego handlarza informacji o najbardziej wpływowych i majętnych osobach z brytyjskiego półświatka. Świadomość, że wyciągnęli z Morgana więcej niż tylko spełnione marzenie Caleba, zdecydowanie poprawiała Mericourt humor: miała pewne opory w spełnianiu pragnień byłego gościa Wenus, bo choć rozumiała, że był on niezwykle cenny dla Czarnego Pana, to nie przywykła do bieganiny na posyłki dla nieczłowieka. Teraz, gdy oprócz karty przetargowej zyskali mnóstwo innych szans na wzmocnienie Rycerzy Walpurgii, mogła ze spokojem i czystym sumieniem uznać ten wieczór za wybitnie udany.
Nawet, jeśli musiała znosić niewybredne aluzje Ramseya. Nie zamrugała gwałtownie, jak po werbalnym uderzeniu niskim komentarzem, nie pobladła z wściekłości, nie dając po sobie poznać, że taka uwaga wyższego rangą śmierciożercy zapiekła ją niczym celnie rzucone w splot słoneczny Flammare. - Nie nazwałabym ich ciepłymi. Ale z Calebem często opowiadał o naprawdę interesujących sprawach. Miał szeroką wiedzę - odpowiedziała ze spokojem acz bez rozczulenia czy nostalgii, szczerze, bo wizyty Warringtona nie wiązały się z tłumieniem mdłości. Gdy już jej zaufał, wspominał w zawoalowany sposób o wielu odkryciach, swoich wnioskach, trudnościach napotkanych podczas pracy. A ona potrafiła połączyć rozsypane elementy układanki, także i w ten sposób ucząc się: sensu magii oraz tego, co Wtedy nie wiedziała - nikt nie wiedział - przecież o ukrytej pod fasadą zdolnego naukowca bestii: chciała wierzyć, że Lestrange nie pozwoliłby swoim pracownicom na spółkowanie ze zwierzętami. - Zabawne, że sprytnie łącząca fakty czarownica z Wenus może wiedzieć więcej o sekretnych badaniach z Departamentu Tajemnic od kolegi z wydziału, nie sądzisz? - dodała tym samym, beznamiętnym tonem. - Myślałam, że to twoja ulubiona pozycja - zdziwiła się uprzejmie, panując nad zgrzytnięciem zębami. Ego dalej piekło, ale nie dała się sprowokować. Musiała jakoś poradzić sobie z coraz częściej powracającymi echami przeszłości.
Wstającymi z martwych także w postaci Caleba o lśniących podekscytowaniem oczach, wpatrujących się niecierpliwie to w nią, to w przemawiającego Ramseya. Deirdre wyczuwała drżące w nim napięcie, ekscytację, czystą, z trudem powstrzymywaną radość badacza, który w końcu mógł otrzymać niedostępne dzieło. Obserwowała Warringtona w milczeniu, nie zajmując żadnego miejsca siedzącego. Stała nieopodal biblioteczki, usatysfakcjonowana, że to Mulciber wziął na siebie ciężar streszczenia ich działań. Tak było lepiej, wiarygodniej, bo choć Cabel wiedział o sile, jaka drzemała w dawnej kochance, to podświadomie ciągle widział w niej tylko dziwkę. Kobietę potrzebującą męskiego wsparcia, by zdobyć coś tak pilnie strzeżonego. Ramsey malowniczo przedstawił spotkanie, zarysował cień ciągle wiszącego nad wilkołakiem zagrożenia, umiejętnie postawił akcenty - potrafiła docenić dobrą, subtelną manipulację, wiarygodną, popartą ustawionymi w innym kontekście faktami. Dopiero, gdy śmierciożerca przestał mówić, wyminęła jeden ze stolików i podeszła do stojącego pośrodku salonu Caleba, obracając w dłoniach ciężką księgę. - Cenisz wiedzę, łakniesz jej tak samo, jak wolności - powiedziała ciszej, znów bardziej melodyjnym tonem, przybierając popękaną maskę Miu. Nie chciała się nią stać w pełni, to nie miało sensu, Warrington widział, jak się zmieniła, umiejętnie balansowała więc na granicy przeszłości, podkreślając popękania, nierówności i odmienioną strukturę. - Jesteśmy w stanie ci je zapewnić. Wiem, że posiadasz słuszne poglądy, że w twoich żyłach płynie czysta krew, że chcesz, by czarodziejski świat stał się lepszym, mniej skostniałym miejscem, śmiało sięgającym po pełnię magicznego potencjału - kontynuowała, wiedząc, że jej słowa padają na podatny grunt. Znała jego najskrytsze lęki i marzenia, te najgłębsze, niezmienne pomimo upływu lat. Przebijające się przez roziskrzone spojrzenie brązowych tęczówek stojącego przed nią mężczyzny. Wahał się tylko sekundę, kiwnął głową, raz i drugi, powoli i z namysłem, rozluźniając spięte ramiona. - To będzie zaszczyt - odparł poważnie, a Mericourt nie potrzebowała bardziej rozbudowanego potwierdzenia, że udało im się go przekonać. Nieśpiesznie wyjęła z torby księgę i ostrożnie przekazała ją mężczyźnie, uważnie obserwując jak jego gładką twarz wykrzywia kolejny grymas radości. Z głodem - wiedzy? szansy na uleczenie swej choroby? - sunął opuszkami po otrzymanym woluminie, kartkując go prawie nerwowo. - Mam nadzieję, że uda nam się nawiązać współpracę z twoimi przyjaciółmi. Chętnie bym ich poznała - dodała jeszcze, podkreślając potrzebę nawiązania kontaktu także z innymi likantropami, pozostającymi pod wpływem Caleba, nieoficjalnego przywódcy tego dziwacznego stada. Posiadał charyzmę, nie dało się temu zaprzeczyć, a jeśli obieca współtowarzyszom niedoli to, co ofiarowali Rycerze Walpurgii, ci bez wątpienia staną po stronie Czarnego Pana. To nic, że Deirdre kłamała, nie chciała mieć nic wspólnego z wilkołakami - zwłaszcza po pamiętnym, krwawym spotkaniu z zawszonym Michaelem - lecz dla wypełnienia zadania powierzonego przez Lorda Voldemorta gotowa była na każde poświęcenie. - Pamiętaj, kto może otworzyć ci dotąd zatrzaśnięte drzwi, Calebie - dorzuciła jeszcze ciszej, spoglądając na niego porozumiewawczo. Wiedziała, że nie zrobią na nim wrażenia groźby ani sugestie powinności, należało połechtać wrażliwe ego oraz skusić perspektywą rozwoju: dla wiedzy Warrington był w stanie ofiarować wszystko, co miał. Blask w jego oczach oraz nagły dotyk ciepłej, lepkiej od potu dłoni na jej własnej to potwierdzał. Powstrzymała wzdrygnięcie z obrzydzeniem, przywołała nawet na twarzy lekki uśmiech, kiwając porozumiewawczo dłonią. Mulciber nie musiał na razie wiedzieć o innym ustaleniu, o tym, że Warrington nalegał, by go jeszcze odwiedziła: chciał podzielić się z nią wynikami badań, lecz wyczuwała, że kryło się pod tym coś więcej. Coś, czego nie zamierzała mu dać, ale - nie zamierzała też odmówić.
Gdy opuścili chatę już po zakończeniu rozmowy - satysfakcjonującej dla obydwu stron - odetchnęła głębiej chłodnym powietrzem, jeszcze na moment przystając po drugiej stronie drogi, by rzucić ostatnie tego dnia spojrzenie na niepozorny budynek, w którym zapewne Caleb właśnie zaczynał wertowanie upragnionej księgi i jednocześnie przygotowywał listy do swoich wilkołaczych znajomych. - Wiem, że nam pomoże, on i jego psia wataha, ale i tak będę mieć na niego oko - powiedziała jeszcze do Mulcibera, zanim rozmyła się w czarnej mgle, w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku.


| ztx2


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]27.05.22 17:43
| 20 IV

Hermes zdecydowanie nie był w nastroju do celebracji.
Rdzawa grzywa konia wydawała się nastroszona, sierść naelektryzowana, a ciemne, wielkie ślepia błyszczały dziką złośliwością. Nie gniewem z powodu powolnego jeźdźca na swym grzbiecie, nie strachem wywołanym dziesiątkami nowych zapachów, nie niepokojem związanym z chwiejną, końcowokwietniową pogodą - na Merlina, wokół nie działo się nic, co mogłoby rozzłościć konia, a mimo to Deirdre przy każdym kroku zwierzęcia czuła, że traci nad nim panowanie. Dumny ogier wydawał się początkowo posłuszny, odebrała go od koniuszych, mających zadbać o komfort gości pozbawionych własnych rumaków; tak naprawdę Mericourt niezbyt zwracała uwagę na oferowane jej zwierzęta, skupiona na rozmowie z lordem Fawleyem oraz jego małżonką, organizującym pierwsze w tym sezonie polowanie. Wystawne, przeznaczone jednakże nie tylko dla elit, choć na tereny łowieckie wytyczone wokół zamglonego lasu nie wpuszczano osób o podejrzanej reputacji. Słusznie, miało być to wydarzenie przeznaczone dla godnych obywateli; ot, coroczna celebracja rozpoczęcia wiosny poprzez rozlewanie krwi zwierząt na świeżej, jasnozielonej trawie. Deirdre otrzymała zaproszenie po raz pierwszy, zapewne tylko z powodu ostatniego awansu społecznego - nie śmiała więc odmówić, musiała wykorzystywać każdą okazję, która pozwoliłaby jej na umocnienie swojej pozycji oraz bliższe zapoznanie się z wpływowymi mieszkańcami stolicy. Dyskretna obserwacja elit z bezpiecznej wysokości końskiego grzbietu wydawała się rozsądna - nie zamierzała rzucać się na głęboką wodę, przez myśl nie przeszło jej także branie czynnego udziału w gonitwie. W siodle czuła się ciągle nowicjuszką, zresztą, przedstawicielkom piękniejszej płci nie wypadało zachwycać się brutalnością i galopować przez podmokłe tereny z rozwianymi włosami. Pozostawało im wyglądanie, powolne spacery wokół bezpiecznych części lasu i oczekiwanie na swych mężczyzn, powracających z bogatymi zdobyczami. Mericourt nie żałowała, że ominie ją napędzana testosteronem walka o najbardziej sytą ofiarę; nie przepadała za dziką zwierzyną, lecz jeśli chodziło o krew lub polowania, wolała te bardziej krwawe i ludzkie. Wypędzenie mugoli na ograniczony teren właściwie nie byłoby złym pomysłem - propagandowy sukces gwarantowany, problem w tym, że szlamy stanowiły dość kiepskie wyzwanie. Powolne, głupie stworzenia, nie potrafiące się nawet z powodzeniem schować czy postawić; sama idea mogła być godna rozważenia, ale wykonanie pozostawiałoby wiele do życzenia. Chociaż może udałoby się nafaszerować mugolskie ścierwo eliksirami wzmacniającymi? Przetransmutować części ich ciał w groźne narzędzia?
Zastanawiała się nad tym intensywnie, na twarz przywdziewając spokojny, lecz dość obojętny uśmiech, z jakim ponownie zasiadała na grzbiecie Hermesa. Po rozpoczęciu polowania i przeprowadzeniu wstępnych pogaduszek mogła w końcu zaznać chwili samotności. Względnej, gonitwa ruszyła, czerwone iskry zdobiły jeszcze niebo nad miejscem rozpoczęcia polowania, z nieba sączyła się nieprzyjemna mżawka, ale Deirdre nie zamierzała chować się w magicznie chronionych namiotach, gdzie zgromadziła się większość żon, córek i sióstr, prezentując wiosenne kreacje oraz najmodniejsze w tym sezonie upięcia włosów - pierwsza taka próba przed majowymi bankietami w arystokratycznych posiadłościach. Śmierciożerczyni nie przeszkadzał deszcz; poprawiła czarną, wygodną suknię z eleganckim zdobieniem na przodzie, postawiła kołnierz płaszcza i wygodniej zasiadła na siodle, po męsku, oddaliła się bowiem od różnokolorowych namiotów. Teraz wokół niej znajdowali się głównie wprawieni jeźdźcy nie biorący udziału w gonitwie, skupieni na rozmowach i zmierzający w sobie znanych kierunkach, by rozgrzać konie. Ona także chciała wykorzystać okazję do przewietrzenia głowy i doszlifowania jeździeckich zdolności - a może dyskretnej, oferującej wiele pogawędki z wpływowym Carrowem, z dala od uszu wścibskich plotkar - niestety, wystarczyło kilka chwil, by Hermes zaczął sprawiać problemy. Jego krok stał się nierówny, szarpnięcia pyskiem mocne i wręcz agresywne, a zachowanie równowagi na grzbiecie wysokiego konia wymagało coraz większej zwinności oraz poczucia balansu. - Uspokój się - wysyczała zirytowanym tonem, zapominając o ważnej lekcji: zwierzęta wyczuwały nastrój i intencje jeźdźca, nic więc dziwnego, że Hermes parsknął i wierzgnął mocno tylnimi nogami. Prawie zsunęła się z siodła: zapewne wprawiony jeździec nie przejąłby się tym nieposłuszeństwem, ale Dei gwałtownie zacisnęła dłonie na lejcach, oddychając coraz płyciej. Tylko tego brakowało, by spadła w błoto na tej leśnej drodze, robiąc z siebie pośmiewisko przed mężczyznami, którym zamierzała zaimponować. Spięła wodze, wyprostowała się w siodle i próbowała uspokoić konia, wyciągając drżącą dłonią zza pasa palcat, gotowa obłożyć nim Hermesa: co za krnąbrne, niewychowane i głupie stworzenie; rumaki ze stajni Rosierów nigdy nie zachowałyby się w ten sposób.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zamglony las [odnośnik]09.06.22 11:29
Amelia nie należała do żadnej elity. Mogła się oszukiwać, że społeczność badaczy witała ją z otwartymi ramionami ilekroć dochodziło do organizowanych eksperymentów czy analiz, jednak jako kobieta była wśród nich widziana tak niemile, jak wyjątkowo oślizgły brodawkolep. Mimo to - nigdy nie straciła głosu. Mówiła wśród nich dumnie, z powagą dzieląc się wiedzą i spijając ją od mądrzejszych od siebie, jeśli szowinizm zostawili za drzwiami Ministerstwa i byli skłonni podjąć normalną, profesjonalną współpracę. Daleko jednak było jej do arystokracji. Nie miała z nią styczności; jeśli akurat ktoś wysoko urodzony pracował na jej piętrze, zazwyczaj pięli się po szczeblach kariery tak szybko, że w mgnieniu oka przechodzili na wyższe stanowiska i brakło okazji do zamienienia choćby jednego słowa. To nie tak, że poszukiwała ich towarzystwa, łaknęła chwili w blasku chwalebnego wychowania wokół sztywnych ram i złoconych ornamentów; właściwie było jej wygodniej, żyjąc pośród zwykłych śmiertelników. Jedynym wyjątkiem był Manannan, ale jego pochodzenie często pomijała w myślach. Był inny, wykuty z morskiej soli i solidnego drewna dryfującego po falach, prostszy w obsłudze, a przede wszystkim oswojony z jej osobą. Nie zawsze tak było. Ale wypracowali wspólny kompromis, nauczył się ją doceniać, a Amelii to wystarczyło. Poszukiwała tego w relacjach; partnerstwa na równym poziomie i przymknięcia oka na jej płeć. Była jej kulą u nogi, zawsze rzucała pod nie kłody, dlatego satysfakcjonowało ją to ilekroć mogła przeskoczyć przeszkodę i udowodnić wartość jako naukowca.
Tego dnia znalazła się w bliskich okolicach Londynu, gdzie nie sposób było dostrzec śladów miasta, niezaproszona na żadną gonitwę czy wymianę uprzejmości ze śmietanką towarzyską, za to ciesząca się towarzystwem, które odpowiadało jej najbardziej - swoim własnym. Trudno powiedzieć dlaczego wybrała właśnie to miejsce; być może ciągnęło ją do obserwacji dementorów w ich upatrzonym środowisku, byli przecież istotami niebezpiecznymi, bliskimi jej upodobaniom. Czasem potrzebowała właśnie tego - nuty adrenaliny obijającej się o kręgi kręgosłupa, biegnącej od czubka głowy aż do stóp; a w porównaniu do nieszczęsnej madame Mericourt, wierzchowiec pod nią stąpał dumnie i spokojnie. Parł naprzód zgodnie z życzeniem Eberhart, czarny jak noc, błyszczący w wątłym świetle przeciskającym się przez korony splecionych ze sobą gałęzi, kopyta odciskały ślad na ściółce, choć przez mgłę trudno było to dojrzeć. Odyn nie należał do niej. Pochodził z renomowanej stadniny, z której korzystała często, i stamtąd został wypożyczony na potrzeby przejażdżki tego dnia w uczczeniu cotygodniowego rytuału. Królestwa mogłyby upadać a magia obracać w proch, a i tak znalazłaby czas na jeździectwo.
- Wyczuwa emocje - nagle zwróciła się do Deirdre, którą od krótkiej chwili przyszło jej obserwować. Widziała zmagania z kapryśnym Hermesem, zagubioną samotność i niemożność poproszenia kogokolwiek o pomoc w razie upadku z siodła i skręcenia kostki czy złamania jakiejś kończyny, gdyby tylko rumak zbyt gwałtownie wyrwał się naprzód. Rozpoznała ją; tę egzotyczną urodę zapamiętaną z uroczystości pierwszego kwietnia, gdy odznaczenia udekorowały popiersia zasłużonych czarodziejów i czarownic. Deirdre Mericourt, namiestniczka Londynu. Amelia gładko przycisnęła pięty do boków Odyna i pozwoliła mu ponieść się bliżej ciemnowłosej wiedźmy; różniły się nawet odzieniem, tam, gdzie Śmierciożerczynię oblekała elegancka suknia, Eberhart miała na sobie typowo jeździeckie odzienie, bryczesy wraz z płaszczem, na jej dłoniach widniały jasne rękawiczki. Wysokie obuwie pięło się niemal do kolan. - Zbyt lekko przyciska pani biodra do siodła, ledwo czuje pani ciężar, wykorzystuje niepewność. Trafiła pani na spryciarza - głos miała miękki, ale chłodny i zdystansowany, bez lizusowskiej słodyczy czy dziewczęcego chichotu. Zatrzymała się nieopodal Deirdre, mierząc wzrokiem narzędzie wysunięte zza pasa. - Teraz to niewiele pomoże, jedynie go rozdrażni - i podkreśli słabość jeźdźca, ale tego nie dodała już na głos. Jasne kosmyki zafalowały przy tchnieniu wiatru. - Musi pani okiełznać swoją nerwowość, żeby przejąć nad nim kontrolę. Lejce luźniej, biodra mocniej dociśnięte do siodła. Nogi odrobinę cofnięte. Stopy przy jego bokach, żeby cały czas czuł ich obecność, dopóki nie zrozumie kto jest jeźdźcem, a kto wierzchowcem; zdecydowane, obecne, ale bez silnego nacisku. Ramiona do tyłu - instruowała ją płynnie, bez oceny, tonem spokojnym i rzeczowym.


i won't be afraid. hesitation got me against the wall,
but no more mistakes like i made before.
Amelia Eberhart
Amelia Eberhart
Zawód : Magizoolog w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, w Wydziale Zwierząt
Wiek : 37
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if you were a woman and i was a man
would it be so hard to understand?
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10932-amelia-eberhart#333340 https://www.morsmordre.net/t10966-wolfgang#334285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f410-borough-of-islington-eden-grove-12 https://www.morsmordre.net/t10967-skrytka-nr-2394#334286 https://www.morsmordre.net/t10968-amelia-eberhart#334288
Re: Zamglony las [odnośnik]09.06.22 11:29
The member 'Amelia Eberhart' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Zamglony las - Page 4 FpdwTYD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zamglony las - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Zamglony las
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach