Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże
Armenia - misja poboczna
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Armenia
Hrazdan 15 sierpnia 1956
Drew Macnair i Ramsey Mulciber
Opłacone - misja poboczna
Drew Macnair i Ramsey Mulciber
Opłacone - misja poboczna
I show not your face but your heart's desire
Drew miał rację. Zmęczenie malowało się na twarzy Mulcibera coraz bardziej zauważalnie, choć posiłkował się eliksirem słodkiego snu, sypiał niewiele, po powrocie z Azkabanu stracił na wadze, coraz częściej pomimo silnej woli i zdecydowania w każdym, najmniejszym ruchu, bywał słaby. A pomimo to nie miał zbyt wiele czasu na odpoczynek, na wspomniany przez siebie urlop, większą chwilę oddechu. Nie podejrzewał też Drew, by przywykł do luksusów i długich wakacji, lecz jednocześnie wątpił, by cały spędzony na wojażach czas skupiał się na pracy. W pamięci wciąż miał ową Rosjankę, która miło urozmaicała mu wolne chwile. Potrafił go sobie wyobrazić — gdyby w ogóle próbował — tu, w tej rezydencji, rozłożonego na sofach wśród atłasowych poduch, sączącego whisky, która była raz gorsza raz lepsza, w zależności od beczki, którą by otworzył, w towarzystwie kobiet, z którymi by się zwyczajnie dobrze bawił. Choćby przez chwilę, niezbyt długo, wykorzystując przy tym sposobność pozyskania informacji o innych, o skarbach, o możliwościach, słuchając plotek, pogrążając się w przyjemnościach które wiązał ściśle z pracą.
— Taguhi, przekazanie darów przyjacielowi to nie rabunek, prawda?— spytał go, ale nie czekał na jego odpowiedź. Podczas, gdy ten w istocie zaczął strzępić język spojrzał na Drew i dodał. — Raczej mu się to wszystko już nie przyda.
Ufał instynktowi Drew, jego szalonej wiedzy z zakresu klątw i run i nie zamierzał, nie dzisiaj, bezmyślnie dać się złapać w pułapkę, wpaść w klątwę, której mogli uniknąć. Pozwolił im iść przodem, trzymając się w bezpiecznej odległości, zachowywał czujność. Ostrożnie stawiał kroki, jeden za drugim, póki się nie zatrzymali przed nim, a komenda Drew nie przecięła powietrza jak spuszczona gilotyna. Klatwa kręgu nic mu nie mówiła. Skinął głowa na znak, co by rozumiał mowę runistów, nakładaczy klątw i pozwolił zająć się tą sprawą Macnairowi, lecz w rzeczywistości nie wiedział czym klątwa była i jakie były jej skutki. Nie chciał tego sprawdzać. Nazarius podjął się próby zdjęcia klątwy - oglądał jego poczynania z zainteresowaniem, lecz nie był w stanie ocenić ich skuteczności. Mijały minuty. Dłużyło mu się, ale Drew czuwał nad działaniami wziętego pod imperiusa gospodarza. W końcu ruszył, ruszyli obaj, a za nimi po chwili Mulciber, dopiero kiedy otrzymał od towarzysza potwierdzenie, że droga jest wolna. Biblioteka wydawała mu się pełna przeróżnych ksiąg, co gorsza, przypominała labirynt przejść, a z każdym kolejnym krokiem wydawała się coraz dłuższa. Szli przed siebie, co rusz zatrzymując się, aby uporać się z pułapkami przygotowanymi przez gospodarza. Był cierpliwy. Nie przyglądał się wiecej jego praktykom. Zamiast tego zaczął wzrokiem przeglądać tytuły tomów, których obdarte grzbiety wyginały się w jego kierunku.
— Zaczekajcie — powiedział w końcu, zatrzymując się po kilkunastu, albo kilkudziesięciu krokach. Pewna księga przykuła jego uwagę. Sięgnął po nią ostrożnie. Wydawała mu się z początku być właściwą, lecz jej środek był pusty. Na środku każdej strony wyrysowane były jedynie runy, które niewiele mu mówiły. Od razu przyszło mu do głowy, że zawartość tekstu jest ukryta, chroniona za pomocą run, strzeżona przed wszystkimi, kto chcieli odczytać zawarte w niej informacje. Czasem niektóre czarnomagiczne księgi były w podobny sposób chronione. Spojrzał na Drew, czekając aż rzuci na to okiem.
— Taguhi, przekazanie darów przyjacielowi to nie rabunek, prawda?— spytał go, ale nie czekał na jego odpowiedź. Podczas, gdy ten w istocie zaczął strzępić język spojrzał na Drew i dodał. — Raczej mu się to wszystko już nie przyda.
Ufał instynktowi Drew, jego szalonej wiedzy z zakresu klątw i run i nie zamierzał, nie dzisiaj, bezmyślnie dać się złapać w pułapkę, wpaść w klątwę, której mogli uniknąć. Pozwolił im iść przodem, trzymając się w bezpiecznej odległości, zachowywał czujność. Ostrożnie stawiał kroki, jeden za drugim, póki się nie zatrzymali przed nim, a komenda Drew nie przecięła powietrza jak spuszczona gilotyna. Klatwa kręgu nic mu nie mówiła. Skinął głowa na znak, co by rozumiał mowę runistów, nakładaczy klątw i pozwolił zająć się tą sprawą Macnairowi, lecz w rzeczywistości nie wiedział czym klątwa była i jakie były jej skutki. Nie chciał tego sprawdzać. Nazarius podjął się próby zdjęcia klątwy - oglądał jego poczynania z zainteresowaniem, lecz nie był w stanie ocenić ich skuteczności. Mijały minuty. Dłużyło mu się, ale Drew czuwał nad działaniami wziętego pod imperiusa gospodarza. W końcu ruszył, ruszyli obaj, a za nimi po chwili Mulciber, dopiero kiedy otrzymał od towarzysza potwierdzenie, że droga jest wolna. Biblioteka wydawała mu się pełna przeróżnych ksiąg, co gorsza, przypominała labirynt przejść, a z każdym kolejnym krokiem wydawała się coraz dłuższa. Szli przed siebie, co rusz zatrzymując się, aby uporać się z pułapkami przygotowanymi przez gospodarza. Był cierpliwy. Nie przyglądał się wiecej jego praktykom. Zamiast tego zaczął wzrokiem przeglądać tytuły tomów, których obdarte grzbiety wyginały się w jego kierunku.
— Zaczekajcie — powiedział w końcu, zatrzymując się po kilkunastu, albo kilkudziesięciu krokach. Pewna księga przykuła jego uwagę. Sięgnął po nią ostrożnie. Wydawała mu się z początku być właściwą, lecz jej środek był pusty. Na środku każdej strony wyrysowane były jedynie runy, które niewiele mu mówiły. Od razu przyszło mu do głowy, że zawartość tekstu jest ukryta, chroniona za pomocą run, strzeżona przed wszystkimi, kto chcieli odczytać zawarte w niej informacje. Czasem niektóre czarnomagiczne księgi były w podobny sposób chronione. Spojrzał na Drew, czekając aż rzuci na to okiem.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Obserwował uważnie jak Nazarius wypowiadał odpowiednie inkantacje mające a celu zdjęcie ciążącej na owym miejscu klątwy i choć sam doskonale wiedział jak to uczynić to nie zamierzał podejmować zbędnego ryzyka. Gospodarz był cwany, potrafił ukryć swe dobra, zatem niewykluczonym było, iż szatyn pominął coś, co przy ewentualnej próbie pozbycia się przekleństwa mogłoby negatywnie na niego wpłynąć. Każdy kolekcjoner zabezpieczał się przed złodziejami, a więc mało prawdopodobnym było, aby właściciel rezydencji o tym zapomniał.
-Dobrze się nimi zaopiekuję.- zapewnił Taguhiego znacznie mijając się z prawdą, bowiem już w głowie kalkulował jak wiele przyjdzie mu zyskać na jego życiowym dorobku. -Martwemu niewiele do szczęścia potrzeba.- skwitował słowa Mulcibera rzucając mu pobieżne, wymowne spojrzenie ociekające szyderczą nutą. Nazarius miał szansę wygrać życie, jednak podniesiona rękawica automatycznie zapewniła mu miejsce w grobie, który zapewne sam będzie musiał sobie wykopać tuż przed samobójstwem. W końcu ani Drew ani Ramsey nie zamierzali sobie brudzić rąk.
Runa powoli zaczęła blaknąć, a jeszcze chwile wcześniej wyraźne brzegi rozmyły się na kamiennych płytach powodując złamanie klątwy. Względne bezpieczeństwo zostało zapewnione, jednak nie zwalniało to z pełnej uwagi oraz skupienia w środku pomieszczenia, ponieważ i tam mogło roić się od ukrytych pułapek. Gospodarz prowadził mężczyzn swobodnie, nie rozglądał się i nie zatrzymywał w żadnym z miejsc, co dodatkowo zapewniło Macnaira, iż najtrudniejsze było już za nimi, zatem skinął głową do towarzysza na znak „wolnej” drogi. Sam poszukiwał wzrokiem odpowiedniego wolumina, jednak nie był w tym na tyle biegły jak Mulciber, stąd w chwili gdy usłyszał jego głos podążył odpowiednią alejką za jego dźwiękiem. Czyżby tak szybko udało mu się odnaleźć pożądany przedmiot? Szatynowi było to na rękę – zmarnowali i tak już nader wiele czasu na pojedynek z Nazariusem.
-To ona?- spytał zatrzymując się tuż obok, a następnie spojrzeniem przemknął przez pustą kartkę otwartej księgi. - Ansuz.- rzekł dotykając palcem runy znajdującej się po środku. -Runa inspiracji, twórczości. Chroni treść, aby nikt niepowołany nie mógł się z nią zapoznać.- unosząc różdżkę dotknął jej krańcem górnej części znaku, a następnie zaczął wzdłuż odpowiednich linii go „rysować”. - Finite incantatem.- wypowiedział na sam koniec, by zaraz po tym obserwować jak tusz zalewa puste strony powoli kreując się w litery.
-Dobrze się nimi zaopiekuję.- zapewnił Taguhiego znacznie mijając się z prawdą, bowiem już w głowie kalkulował jak wiele przyjdzie mu zyskać na jego życiowym dorobku. -Martwemu niewiele do szczęścia potrzeba.- skwitował słowa Mulcibera rzucając mu pobieżne, wymowne spojrzenie ociekające szyderczą nutą. Nazarius miał szansę wygrać życie, jednak podniesiona rękawica automatycznie zapewniła mu miejsce w grobie, który zapewne sam będzie musiał sobie wykopać tuż przed samobójstwem. W końcu ani Drew ani Ramsey nie zamierzali sobie brudzić rąk.
Runa powoli zaczęła blaknąć, a jeszcze chwile wcześniej wyraźne brzegi rozmyły się na kamiennych płytach powodując złamanie klątwy. Względne bezpieczeństwo zostało zapewnione, jednak nie zwalniało to z pełnej uwagi oraz skupienia w środku pomieszczenia, ponieważ i tam mogło roić się od ukrytych pułapek. Gospodarz prowadził mężczyzn swobodnie, nie rozglądał się i nie zatrzymywał w żadnym z miejsc, co dodatkowo zapewniło Macnaira, iż najtrudniejsze było już za nimi, zatem skinął głową do towarzysza na znak „wolnej” drogi. Sam poszukiwał wzrokiem odpowiedniego wolumina, jednak nie był w tym na tyle biegły jak Mulciber, stąd w chwili gdy usłyszał jego głos podążył odpowiednią alejką za jego dźwiękiem. Czyżby tak szybko udało mu się odnaleźć pożądany przedmiot? Szatynowi było to na rękę – zmarnowali i tak już nader wiele czasu na pojedynek z Nazariusem.
-To ona?- spytał zatrzymując się tuż obok, a następnie spojrzeniem przemknął przez pustą kartkę otwartej księgi. - Ansuz.- rzekł dotykając palcem runy znajdującej się po środku. -Runa inspiracji, twórczości. Chroni treść, aby nikt niepowołany nie mógł się z nią zapoznać.- unosząc różdżkę dotknął jej krańcem górnej części znaku, a następnie zaczął wzdłuż odpowiednich linii go „rysować”. - Finite incantatem.- wypowiedział na sam koniec, by zaraz po tym obserwować jak tusz zalewa puste strony powoli kreując się w litery.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Nie był w stanie odczytać zawartości księgi bez pomocy runisty, ale jego tytuł i intuicja tuż po jego ujrzeniu podpowiadały mu, że mógł to być właściwy trop. Zmarszczył brwi z niezadowoleniem, runy nie należały do tej dziedziny wiedzy, którą biegle władał(nie władał wcale), nie był w stanie na ich podstawie stwierdzić, czy wolumin, który wydawał mu się odpowiednim był prawdziwy. Musieli to sprawdzić, nim pójdą dalej, nim porzucą ten trop i w labiryncie regałów biblioteki będą szukać kolejnej. Odszyfrowanie treści przez Drew odsłoniło całą tajemnicę opasłego, starego i zniszczonego tomu. Odebrał ją od niego skinając mu głową po wszystkim. Jego wiedza była wyjątkowo pomocna.
Odwrócił się plecami do regału, lecz powstrzymał się przed naturalnym instynktem oparcia o księgi - te bywały różne, potrafiły być i upiorne, gdy nie traktowało się ich z szacunkiem, mogły być obłożone klątwami, niebezpieczne. Nie zamierzał ryzykować w obcym miejscu. Usadowił sobie księgę na prawym przedramieniu, lewym palcem wskazującym wertując naznaczone czasem pożółkłe stronice. Nie miał czasu na uważne jej czytanie, ale wystarczyło przejrzenie kilku schematów, wzorów i opisów, by pokiwał głową twierdząco, pogrążając się w coraz większym zamyśleniu. Z każdą frazą, po której przebiegł wzrokiem był coraz pewniejszy w tym, że rozprawy o magii miały w sobie wiele bardzo cennych i wartościowych informacji. Księga niewątpliwie była bardzo stara i bez wątpienia niezwykle cenna. Poruszała fundamentalne, ale i niejawne zasady magii, elementarnych jej cząstek - ukazywała jak je wyodrębnić, skoncentrować i skatalizować jej cząstki. Nawiązywała do zaburzeń, a więc i anomalii, do bardzo, bardzo czarnej magii. Jeśli w tej księdze nie znajduje się sam sposób wywołania czegoś tak potężnego, jak problemy, z którymi zmagali się od początku maja, to z pewnością Czarny Pan będzie w stanie dzięki niemu zdobyć wyczerpującą wiedzę na temat ich działania i zakończenia. Kilka linijek wystarczyło, by serce zabiło mu szybciej z podniecenia. Tajemny wolumin był w jego rękach.
— Mamy już to, po co przyszliśmy — powiedział do Drew. Nie uśmiechał się, ale jego twarz zdradzała wyraz zadowolenia i satysfakcji. Po chwili spojrzał na gospodarza. — Myślę, że nie jesteś nam już potrzebny. Zrzekniesz się swojego majątku i pozostawisz go Drew, on się nim dobrze zaopiekuje. Jak juz poinformujesz osoby, z którymi utrzymujesz ścisły kontakt, że wyjeżdżasz w długą podróż weźmiesz ze sobą swoją służkę i pójdziecie w jakieś ustronne miejsce. Podpalisz ją, a potem siebie. I nie ugasisz pożaru. Umrzesz — wyjaśnił mu wszystko spokojnie, jakby streszczał mu Sonety Czarnoksiężnika.
Odwrócił się plecami do regału, lecz powstrzymał się przed naturalnym instynktem oparcia o księgi - te bywały różne, potrafiły być i upiorne, gdy nie traktowało się ich z szacunkiem, mogły być obłożone klątwami, niebezpieczne. Nie zamierzał ryzykować w obcym miejscu. Usadowił sobie księgę na prawym przedramieniu, lewym palcem wskazującym wertując naznaczone czasem pożółkłe stronice. Nie miał czasu na uważne jej czytanie, ale wystarczyło przejrzenie kilku schematów, wzorów i opisów, by pokiwał głową twierdząco, pogrążając się w coraz większym zamyśleniu. Z każdą frazą, po której przebiegł wzrokiem był coraz pewniejszy w tym, że rozprawy o magii miały w sobie wiele bardzo cennych i wartościowych informacji. Księga niewątpliwie była bardzo stara i bez wątpienia niezwykle cenna. Poruszała fundamentalne, ale i niejawne zasady magii, elementarnych jej cząstek - ukazywała jak je wyodrębnić, skoncentrować i skatalizować jej cząstki. Nawiązywała do zaburzeń, a więc i anomalii, do bardzo, bardzo czarnej magii. Jeśli w tej księdze nie znajduje się sam sposób wywołania czegoś tak potężnego, jak problemy, z którymi zmagali się od początku maja, to z pewnością Czarny Pan będzie w stanie dzięki niemu zdobyć wyczerpującą wiedzę na temat ich działania i zakończenia. Kilka linijek wystarczyło, by serce zabiło mu szybciej z podniecenia. Tajemny wolumin był w jego rękach.
— Mamy już to, po co przyszliśmy — powiedział do Drew. Nie uśmiechał się, ale jego twarz zdradzała wyraz zadowolenia i satysfakcji. Po chwili spojrzał na gospodarza. — Myślę, że nie jesteś nam już potrzebny. Zrzekniesz się swojego majątku i pozostawisz go Drew, on się nim dobrze zaopiekuje. Jak juz poinformujesz osoby, z którymi utrzymujesz ścisły kontakt, że wyjeżdżasz w długą podróż weźmiesz ze sobą swoją służkę i pójdziecie w jakieś ustronne miejsce. Podpalisz ją, a potem siebie. I nie ugasisz pożaru. Umrzesz — wyjaśnił mu wszystko spokojnie, jakby streszczał mu Sonety Czarnoksiężnika.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Wspólnymi siłami nie tylko udało się wam pokonać czarnoksiężnika, ale także odkryć to, co posiadał najcenniejszego. Dzięki wnikliwości oraz wiedzy Drew obłożony potężnymi klątwami wolumin nadawał się do odczytania, przestając tak zaciekle bronic skrytych we wnętrzu tajemnic. Ramsey zdołał odczytać jego treść a każde kolejne zdanie, jakie objawiało się na starych, cieniutkich stronach pergaminu, upewniało go w przekonaniu, że odnaleźliście księgę niezwykle cenną - tą, którą pragnął otrzymać Czarny Pan. Wasza misja zakończyła się powodzeniem, dowiedliście swoich umiejętności oraz wierności sprawie, zabezpieczając także - krótką - przyszłość Nazariusa. Należało jedynie zabezpieczyć cenny wolumin i oddać go w ręce Lorda Voldemorta.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Armenia - misja poboczna
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże