Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże
Islandia - misja poboczna
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
I show not your face but your heart's desire
- Jestem Rosierem - przedstawił się, gdzieś pomiędzy jednym a drugim błyskiem zaklęć, nim zimny trup nie opadł na spopieloną ziemię twardo; jestem Rosierem, pochodzę z rodziny, której dziedzictwem są smoki: i która od wieków chroni ich stad nad wschodnim wybrzeżem Anglii. Nie zamierzał darować kłusownikowi, człowiekowi, który zamiast podziwiać smocze piękno - myślał o tym, jak dobrać się do jego wnętrza. Budził w nim odrazę dokładnie tak, jak jego kompan - był tylko nieznacznie inteligentniejszy od swojego towarzysza. Podobnie jak on nie potrafił ustalić poprawnej hierarchii swoich życiowych potrzeb. Na odpowiednim miejscu ustawić tego, co istotne. Przestąpił nad jego ciałem, uważając, żeby nie pobrudzić sobie nim butów, nachylając się nad klapą prowadzącą w dół. Wewnąrz mógł ciągnąć się labirynt - ale chłopiec i tak nie wyglądał, jakby poruszał się na tym terenie równie skutecznie, co wcześniej. Bez przekonania podniósł klapę i odrzucił ją w tył, spoglądając w ciemność zalegającą w wąskim przejściu.
- Lumos - mruknął bez zawahania, a różdżka rozżarzyła się światłem, które bez trudu pokonało ciemność - zszedł w dół po kamiennych stromych i wąskich schodkach, pozbawionych ochronnych barierek, wytężając wzrok na tyle, by nie dać się w ciemnościach zaskoczyć. Spod stóp uciekł mu szczur, wbrew jego obawom podziemia nie okazały się tak rozległe - zamiast labiryntu spostrzegł korytarz prowadzący wyłącznie do jednej groty. Niepewnie oglądając się za siebie, na klapę wpuszczającą pod ziemię nieco światła, ruszył w przód - mocniej zaciskając dłoń na rękojeści trzymanej różdżki. Musiał ją mieć gotową, trzymać w podorędziu. W środku - mógł spodziewać się wszystkiego.
Ale dostrzegł tylko czarodzieja o długiej, siwej brodzie, który był zbyt stary, by mu zaszkodzić i który - sądząc po jego ruchach - nawet nie miał przy sobie różdżki. Czy ta imitacja czarodzieja naprawdę mogła okazać się Grindelwaldem? Kiedy podszedł na tyle blisko, by światło bijące od jego różdżki mogło otulić jego profil w pełni, Tristan wciąż milczał. Kim jesteś, skąd się tu wziąłeś, słyszał te pytania, choć pozostawił je bez odpowiedzi - żałował, że nie znał głosu Gellerta. To znacznie ułatwiłoby identyfikację - ale profil, rysy, wiek, wszystko wydawało się zgadzać.
- Grindelwald - Bardziej stwierdził, niż zapytał - choć zamierzał przyjrzeć mu się jeszcze bliżej, obserwował zmiany an jego twarzy, reakcję na nazwisko czarodzieja, który tak długo budził trwogę w całym czarodziejskim świecie. - Esposas - jego zadaniem nie było zranić tego człowieka.
pojedynki były tutaj
- Lumos - mruknął bez zawahania, a różdżka rozżarzyła się światłem, które bez trudu pokonało ciemność - zszedł w dół po kamiennych stromych i wąskich schodkach, pozbawionych ochronnych barierek, wytężając wzrok na tyle, by nie dać się w ciemnościach zaskoczyć. Spod stóp uciekł mu szczur, wbrew jego obawom podziemia nie okazały się tak rozległe - zamiast labiryntu spostrzegł korytarz prowadzący wyłącznie do jednej groty. Niepewnie oglądając się za siebie, na klapę wpuszczającą pod ziemię nieco światła, ruszył w przód - mocniej zaciskając dłoń na rękojeści trzymanej różdżki. Musiał ją mieć gotową, trzymać w podorędziu. W środku - mógł spodziewać się wszystkiego.
Ale dostrzegł tylko czarodzieja o długiej, siwej brodzie, który był zbyt stary, by mu zaszkodzić i który - sądząc po jego ruchach - nawet nie miał przy sobie różdżki. Czy ta imitacja czarodzieja naprawdę mogła okazać się Grindelwaldem? Kiedy podszedł na tyle blisko, by światło bijące od jego różdżki mogło otulić jego profil w pełni, Tristan wciąż milczał. Kim jesteś, skąd się tu wziąłeś, słyszał te pytania, choć pozostawił je bez odpowiedzi - żałował, że nie znał głosu Gellerta. To znacznie ułatwiłoby identyfikację - ale profil, rysy, wiek, wszystko wydawało się zgadzać.
- Grindelwald - Bardziej stwierdził, niż zapytał - choć zamierzał przyjrzeć mu się jeszcze bliżej, obserwował zmiany an jego twarzy, reakcję na nazwisko czarodzieja, który tak długo budził trwogę w całym czarodziejskim świecie. - Esposas - jego zadaniem nie było zranić tego człowieka.
pojedynki były tutaj
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Pozbawiony różdżki czarodziej nie był w stanie obronić się przed lecącym w niego zaklęciem: niewątpliwie posiadał ogromną moc, jednak pozbawiony przekaźnika, przy pomocy którego mógłby wywołać zaklęcie tarczy, musiał paść ofiarą jego zaklęcia - dość mocno rzuconego. Był już stary, stare kości i stare mięśnie zapewne i tak nie pozwoliłyby mu zareagować wystarczająco szybko, by uniknąć promienia zaklęcia w inny sposób. Stalowe obręcze jak bransolety oplotły kostki jego nóg i przeguby dłoni, łącząc się ze sobą grubym łańcuchem - przesunął spojrzeniem wzdłuż jego twarzy, szukając tam przede wszystkim upokorzenia. Lęku. Albo niezrozumienia, jeśli był kimś innym, niż człowiek, za którego go wziął. Podszedł bliżej, szarpiąc za łańcuch na tyle, by przyjrzeć się jego twarzy. Widział ją na wystarczająco wielu fotografiach publikowanych na łamach Proroka Codziennego, żeby się nie pomylić.
- Wychodzimy - powiadomił go oschle, ignorując jakiekolwiek słowa sprzeciwu - pozbawiony magii nie stanowił żadnego zagrożenia, a fizycznie wciąż młody i sprawny Tristan posiadał nad nim miażdżącą przewagę. Pchnął go w przód, ku schodom, wypychając go na światło dzienne - na siłę, jak kreta z ziemi. Trochę tym był - kretem, który narobiwszy w ogródku zbyt dużo kopczyków, schronił się w miejscu, które wydawało mu się bezpieczne. W tym porównaniu jednak Tristan nie miał być ogrodnikiem, a wypuszczonym przez niego psem - był tu z rozkazu swojego pana. Pchnął go dalej, zatrzaskując klapę prowadzącą w dół, pusta otaczająca ich przestrzeń i pomruk smoczycy znajdującej się na tyle daleko, że nie mogła im już zagrozić, budowały ponury, postapokaliptyczny krajobraz. Brakowało nad nim już tylko jednego.
Spojrzał w śnieżne chmury przysłaniające błękitne niebo, wypatrując wśród nich smoczych skrzydeł - mieszkające tu istoty dość się nacierpiały, nie zamierzał ich straszyć. Dopiero upewniwszy się, że istoty musiały żerować na ziemi, uniósł różdżkę w powietrze, wypowiadając tajemną formułę:
- Morsmordre - zamierzając wyczarować nad wyspą Mroczny Znak, nagą czaszkę, spomiędzy szczęk której jak język wynurzał się wąż. Symbol tego, który go tu przysłał - to w ten sposób miał go wezwać. Skuty w kajdanach Grindewald leżał tuż obok, on sam - przygotował się do ukłonu, który zamierzał złożyć, gdy tylko w okolicy objawi się kłąb czarnego dymu. Ten człowiek był Grindelwaldem, odnalazł go, dla niego - i właśnie jemu złożył go w ofierze, poczytując sobie tę służbę za najwyższy zaszczyt. Czarny Pan okazał mu ogromne zaufanie, wysyłając go tutaj w podobnym celu. A Tristan - nie zamierzał tego zaufania zawieźć.
- Wychodzimy - powiadomił go oschle, ignorując jakiekolwiek słowa sprzeciwu - pozbawiony magii nie stanowił żadnego zagrożenia, a fizycznie wciąż młody i sprawny Tristan posiadał nad nim miażdżącą przewagę. Pchnął go w przód, ku schodom, wypychając go na światło dzienne - na siłę, jak kreta z ziemi. Trochę tym był - kretem, który narobiwszy w ogródku zbyt dużo kopczyków, schronił się w miejscu, które wydawało mu się bezpieczne. W tym porównaniu jednak Tristan nie miał być ogrodnikiem, a wypuszczonym przez niego psem - był tu z rozkazu swojego pana. Pchnął go dalej, zatrzaskując klapę prowadzącą w dół, pusta otaczająca ich przestrzeń i pomruk smoczycy znajdującej się na tyle daleko, że nie mogła im już zagrozić, budowały ponury, postapokaliptyczny krajobraz. Brakowało nad nim już tylko jednego.
Spojrzał w śnieżne chmury przysłaniające błękitne niebo, wypatrując wśród nich smoczych skrzydeł - mieszkające tu istoty dość się nacierpiały, nie zamierzał ich straszyć. Dopiero upewniwszy się, że istoty musiały żerować na ziemi, uniósł różdżkę w powietrze, wypowiadając tajemną formułę:
- Morsmordre - zamierzając wyczarować nad wyspą Mroczny Znak, nagą czaszkę, spomiędzy szczęk której jak język wynurzał się wąż. Symbol tego, który go tu przysłał - to w ten sposób miał go wezwać. Skuty w kajdanach Grindewald leżał tuż obok, on sam - przygotował się do ukłonu, który zamierzał złożyć, gdy tylko w okolicy objawi się kłąb czarnego dymu. Ten człowiek był Grindelwaldem, odnalazł go, dla niego - i właśnie jemu złożył go w ofierze, poczytując sobie tę służbę za najwyższy zaszczyt. Czarny Pan okazał mu ogromne zaufanie, wysyłając go tutaj w podobnym celu. A Tristan - nie zamierzał tego zaufania zawieźć.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Mroczny Znak na niebie był wezwaniem, na które odpowiedział swojemu słudze od razu. Już po chwili Tristan mógł zobaczyć, jak z pustego oczodołu wyczarowanej na niebie czaszki sunie z niebywałą prędkością smuga czarnego jak smoła dymu. Tuż przed nim pojawił się Czarny Pan we własnej osobie, wychodząc z czarnomagicznego obłoku. Jego twarz nie wyrażała niczego, patrzył pustym, przerażającym wzrokiem na młodego lorda, a później na jego więźnia. Dopiero wtedy na jego twarzy wymalowało się nieoczywiste, choć wyraźne zadowolenie.
— Znalazłeś go — wysyczał, zbliżając się do Grindellwalda. Wyciągnął różdżkę, w jego kierunku, lecz nic nie powiedział. Przymknął jedynie oczy i uniósł wyżej twarz, jakby nad czymś gorączkowo myślał. Głuchy, agresywny warkot połączony z jękiem, które wydobyły się z gardła schwytanego przez Tristana czarnoksiężnika mogły podpowiedzieć mu, że Pan penetrował boleśnie jego umysł, szukając w nim czegoś, lub tylko wertując ostatnie wspomnienia. Nieprzyjemne doświadczenie spinało Gellerta, aż w końcu wydał z siebie zduszony jęk i poddał się całkowicie jego woli. To trwało zaledwie chwilę. Lord Voldemort otworzył oczy i zbliżył się jeszcze bardziej. — Dobrze się spisałeś, Tristanie — pochwalił go rzeczowo, lecz jego głos nie brzmiał ani ciepło, ani dumnie. Był przeszywający, jego wzrok wciśniety w Rosiera przenikliwy — mimo to, był usatysfakcjonowany, a jego najwierniejszy sługa dobrze o tym wiedział. — Nie ma z tobą Traversa. Cóż za rozczarowanie. Co go zatrzymało?— Pan spodziewał się zobaczyć obu Rycerzy przy Grindelwaldzie. Rosier, na swoje własne szczęście, nigdy nie zawodził.
To powiedziawszy nie odezwał się już więcej. Chwycił jedynie skutego kajdanami Grindelwalda i Tristana i rozmysł się w powietrzu. Rosier nie wiedział, gdzie się podział Czarny Pan ani Gellert. Krótka, wyjątkowo szybka podróż całkiem go zdezorientowała. Czarne smugi rozmywały mu obraz wkoło, nie potrafił się temu oprzeć, ani tego przerwać. Wylądował w progu otwartej, ukończonej nowej Białej Wywerny.
| Czarny Pan w pakiecie z Gellertem zt.
— Znalazłeś go — wysyczał, zbliżając się do Grindellwalda. Wyciągnął różdżkę, w jego kierunku, lecz nic nie powiedział. Przymknął jedynie oczy i uniósł wyżej twarz, jakby nad czymś gorączkowo myślał. Głuchy, agresywny warkot połączony z jękiem, które wydobyły się z gardła schwytanego przez Tristana czarnoksiężnika mogły podpowiedzieć mu, że Pan penetrował boleśnie jego umysł, szukając w nim czegoś, lub tylko wertując ostatnie wspomnienia. Nieprzyjemne doświadczenie spinało Gellerta, aż w końcu wydał z siebie zduszony jęk i poddał się całkowicie jego woli. To trwało zaledwie chwilę. Lord Voldemort otworzył oczy i zbliżył się jeszcze bardziej. — Dobrze się spisałeś, Tristanie — pochwalił go rzeczowo, lecz jego głos nie brzmiał ani ciepło, ani dumnie. Był przeszywający, jego wzrok wciśniety w Rosiera przenikliwy — mimo to, był usatysfakcjonowany, a jego najwierniejszy sługa dobrze o tym wiedział. — Nie ma z tobą Traversa. Cóż za rozczarowanie. Co go zatrzymało?— Pan spodziewał się zobaczyć obu Rycerzy przy Grindelwaldzie. Rosier, na swoje własne szczęście, nigdy nie zawodził.
To powiedziawszy nie odezwał się już więcej. Chwycił jedynie skutego kajdanami Grindelwalda i Tristana i rozmysł się w powietrzu. Rosier nie wiedział, gdzie się podział Czarny Pan ani Gellert. Krótka, wyjątkowo szybka podróż całkiem go zdezorientowała. Czarne smugi rozmywały mu obraz wkoło, nie potrafił się temu oprzeć, ani tego przerwać. Wylądował w progu otwartej, ukończonej nowej Białej Wywerny.
| Czarny Pan w pakiecie z Gellertem zt.
Dokonywał wielkich rzeczy strasznych, to prawda, ale wielkich
Czarny Pan
Zawód : Czarnoksiężnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Ja, który zaszedłem dalej niż ktokolwiek inny na drodze do nieśmiertelności...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Konta specjalne
Pochylił się z szacunkiem, składając swojemu panu ukłon, kiedy tylko ten pojawił się na wyspie. Jego osoba nie tylko nie przestawała czynić wrażenia - czyniła je coraz większe, Czarny Pan rósł w potęgę, stając się coraz potężniejszym czarodziejem - dziś być może już najpotężniejszym, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. Był dumny, że mógł stać się częścią jego chwały - wierzył w niego, w jego wizję świata, w jego siłę i w jego zwycięstwo. Swoimi działaniami dokładał do jego sukcesu kolejnych cegiełek, służąc mu z oddaniem i najlepiej, jak potrafił. Nie tylko nie chciał go zawieźć - nie ośmieliłby się. Przepełniony respektem, uniósł ku niemu spojrzenie dopiero, kiedy zwrócił się wprost ku niemu. Wyglądał na zadowolonego - a to było najważniejsze. Cofnął się krok, nie chcąc stać na jego drodze do Grindelwalda.
Potrafił to pojąć - zrozumieć - że Czarny Pan właśnie sięgał jego umysłu. Wiedział, na czym to polegało, widział to, czuł na samym sobie - kiedyś, dawno, kiedy u jego boku znaczył znacznie mniej niż dzisiaj. Powieka mu nie drgnęła, nie ośmielił się też spojrzeć na samego Czarnego Pana - patrzył na Grindewalda, wijącego się z bólu, rzęzącego, kolejną ofiarę jego niewyobrażalnej i nieograniczonej mocy. O Dumbledorze mówiono jako o nadziei, lecz ten przegrał w pojedynku z Gellertem - przy Czarnym Panie ten człowiek był nikim. Żałosnym cieniem, a niebawem - zapewne stanie się przeszłością.
- Panie - Skłonił się raz jeszcze, odbierając w ten sposób - z szacunkiem - skierowaną ku niemu pochwałę. Pomimo przywilejów jakimi się cieszył, obecność Lorda Voldemorta przenikała go na wskroś grozą, jaką budził majestat jego osoby. Nagle znalazł się w strefie sacrum - odczuwając ją każdym fragmentem ciała. - Mieliśmy problem z dobiciem do brzegu - wyjawił, mówiąc tylko tyle, ile sam wiedział. Nie znał się na sterowaniu okrętem - nawet, jeśli dotarły do niego jakiekolwiek pogłoski o przyczynach, niewiele z nich zrozumiał. - Został z załogą - Sądził, że do niego dołączy - ale tego nie uczynił. - Natrafiłem w tym czasie na ślad i nie chciałem zwlekać - statek Traversów u brzegu mógłby zaalarmować nieprzyjaciela. - I spowodować ucieczkę Grindelwalda. Nie zamierzał bronić Traversa, jego zwłoka mogła wyłącznie opóźnić ich działania - zdecydował się ruszyć w pogoń bez niego, uznając to za jedyną sensowną możliwość.
Ale wtedy - nagle islandzki krajobraz został zakryty całunem czarnej kurtyny i jedynie brzdęk stalowych kajdan utwierdzał go w przekonaniu, że to nie był tylko sen. Biała Wywerna powitała go otworem - ukończona, przyjazna jak niegdyś. I znów - służąca sprawie.
/zt
Potrafił to pojąć - zrozumieć - że Czarny Pan właśnie sięgał jego umysłu. Wiedział, na czym to polegało, widział to, czuł na samym sobie - kiedyś, dawno, kiedy u jego boku znaczył znacznie mniej niż dzisiaj. Powieka mu nie drgnęła, nie ośmielił się też spojrzeć na samego Czarnego Pana - patrzył na Grindewalda, wijącego się z bólu, rzęzącego, kolejną ofiarę jego niewyobrażalnej i nieograniczonej mocy. O Dumbledorze mówiono jako o nadziei, lecz ten przegrał w pojedynku z Gellertem - przy Czarnym Panie ten człowiek był nikim. Żałosnym cieniem, a niebawem - zapewne stanie się przeszłością.
- Panie - Skłonił się raz jeszcze, odbierając w ten sposób - z szacunkiem - skierowaną ku niemu pochwałę. Pomimo przywilejów jakimi się cieszył, obecność Lorda Voldemorta przenikała go na wskroś grozą, jaką budził majestat jego osoby. Nagle znalazł się w strefie sacrum - odczuwając ją każdym fragmentem ciała. - Mieliśmy problem z dobiciem do brzegu - wyjawił, mówiąc tylko tyle, ile sam wiedział. Nie znał się na sterowaniu okrętem - nawet, jeśli dotarły do niego jakiekolwiek pogłoski o przyczynach, niewiele z nich zrozumiał. - Został z załogą - Sądził, że do niego dołączy - ale tego nie uczynił. - Natrafiłem w tym czasie na ślad i nie chciałem zwlekać - statek Traversów u brzegu mógłby zaalarmować nieprzyjaciela. - I spowodować ucieczkę Grindelwalda. Nie zamierzał bronić Traversa, jego zwłoka mogła wyłącznie opóźnić ich działania - zdecydował się ruszyć w pogoń bez niego, uznając to za jedyną sensowną możliwość.
Ale wtedy - nagle islandzki krajobraz został zakryty całunem czarnej kurtyny i jedynie brzdęk stalowych kajdan utwierdzał go w przekonaniu, że to nie był tylko sen. Biała Wywerna powitała go otworem - ukończona, przyjazna jak niegdyś. I znów - służąca sprawie.
/zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Strona 2 z 2 • 1, 2
Islandia - misja poboczna
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże