Wydarzenia


Ekipa forum
Mała jadalnia
AutorWiadomość
Mała jadalnia [odnośnik]26.08.18 21:14
First topic message reminder :

Mała jadalnia

Skromna jadalnia została usytuowana w zacisznym miejscu zamku, w rogu dziedzińca. Osłonięta kwitnącymi krzewami, zapewnia spokój oraz prywatność, wysokie okiennice szczodrze wpuszczają promienie słoneczne, a lekki wietrzyk zawsze krąży po pomieszczeniu, gdy temperatura wydaje się gościom zbyt wysoka. Służba skrupulatnie uzupełnia mieszki zapachowe oraz bukiety, często komponowane z polnych kwiatów. Pokój cieszy się sporą popularnością wśród Ollivanderów, lubujących się w spokojnych porankach przy filiżance dobrej kawy, lecz trudno trafić tu na tłumy - ponoć za sprawą specjalnego zaklęcia. Jeśli wszystkie miejsca są zajęte, inni zainteresowani tracą ochotę na przebywanie w jadalni.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mała jadalnia - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Mała jadalnia [odnośnik]25.03.23 21:56
Może jednak kwestia pochodzenia ma znaczenie? Nie mam na myśli, że będzie na pewno i na pewno nie będzie wcale u zwierząt magicznych i normalnych — zaczęła, poprawiając się na krześle. — Mam na myśli, że magiczne zwierzęta ze względu na ten aspekt, mogą inaczej odczuwać w porównaniu do zwykłej zwierzyny — co wydawało się dość rozsądnym założeniem. Zwłaszcza po tym jak Ulysses potwierdził odczucie u duchów. Nie wykluczała, że tylko część była podatna na wpływ. Bardziej chciała rozróżnić odbiór tego; magiczni mogliby być na to wrażliwsi.

Tak zrobię — potwierdziła. W umyśle zaś już przeprowadzała rozeznanie, które miejsce na terenach Ollivanderów będzie najlepiej sprzyjające obserwacji. Należało wziąć pod uwagę nie tylko swoje bezpieczeństwo, ale też ochronę roślinności i przedmiotów rozmieszczonych w różnych miejscach. Znalezienie odpowiedniego miejsca nie będzie zbyt wielkim wyzwaniem, więc Josephine uda się dość szybko zaaranżować i przygotować przestrzeń do obserwacji.

Mimo że nie była zadowolona z prikazu, aby ktoś inny obserwował ewentualne zmiany, to rozumiała, co jej brat miał na myśli. Zdawała sobie sprawę, że należało dbać o zdrowie i uważać, zwłaszcza przy czymś, co jest nieznane i dopiero się z tym należy zapoznać. Nie mieli pojęcia, jaka może być reakcja, a także - a co jednocześnie najważniejsze i przerażające - jakie mogą być długofalowe konsekwencje wpływów komety. Niestety, nie da się tego zbadać w tak krótkim odstępie czasu; jak w końcu z definicji wynika - to wymagało tygodni, miesięcy czy choćby lat, żeby się przekonać.
Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że skutki nie będą tak straszne, jak Josephine w tej chwili - kierując się trochę fatalizmem - o tym myślała.

Jej spojrzenie utkwiło na twarzy brata na dłuższą chwilę. Nie na tyle, żeby zaczynało to powodować dyskomfort, a jedynie upewniało w tym, że Josephine go słuchała i skupiała się na słowach, które wypowiedział. Przetwarzała i powtarzała je w umyśle, niemalże naiwnie wierząc w to, że wystarczy to powtórzyć parokrotnie, aby zrobiło się lżej na sercu i na duszy. Z pewnością nie obraziłaby się, gdyby to zadziałało dokładnie w ten sposób.
Postaram się.
Trudno powiedzieć czy to zapewniała w tym momencie Ulyssesa, czy samą siebie.

Kiedy nestor rodu zajęty był zapoznawaniem się z treścią z elegancko złożonego żurawia, Josephine wykorzystała tę chwilę, aby ponownie napić się kawy i nałożyć sobie coś do jedzenia. Przeczuwała, że brat jednak będzie musiał zająć się tą sprawą, o której przyszło mu teraz się dowiedzieć. Widać to było po jego wyrazie twarzy i zmianie uwagi, jaką poświęcił treści wiadomości.
Mam dużo czasu — przytaknęła, dając tym samym znać, że jest to już wybaczone na zaś, że jednak dzisiaj nie dojdzie do żadnych zajęć.

Pożegnała brata i odprowadziła go wzrokiem. Następnie w spokoju zajęła się kawą, śniadaniem i przeglądem Horyzontów Zaklęć.

| 5
| zt

[bylobrzydkobedzieladnie]


Josephine Ollivander
we're all falling and we need a place to hide, a safe place somewhere in the woods, we can start the fire
Josephine Ollivander
Josephine Ollivander
Zawód : renowatorka różdżek, badaczka sztuki różdżkarskiej
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Czas nie stoi w miejscu, jedyną pewną rzeczą jest zmiana. To, że czegoś nie było do tej pory, nie oznacza, że się nie zdarzy. To, że coś było zawsze, nie znaczy, że będzie też w przyszłości.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11644-josephine-g-ollivander https://www.morsmordre.net/t11675-nep#360664 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t11676-skrytka-bankowa-nr-2533#360685 https://www.morsmordre.net/t11677-josephine-ollivander#360686
Re: Mała jadalnia [odnośnik]02.04.23 22:57
6 VII 1958

Ostatnie dni przyniosły wiele wątpliwości i wydarzeń, do których Ollivander próbował się ustosunkować, ułożyć jakikolwiek plan działania, znaleźć najmniejszą wskazówkę. Z zaniepokojeniem spoglądał na kometę, która kolejny dzień z rzędu prześladowała wystarczająco niespokojne żywota, strasząc rykami i nietypowym śladem na niebie. Letnie zawieszenie broni mogło przynieść szczyptę wytchnienia, lecz Ulysses nie próbował się oszukiwać - doskonale wiedział, że nie był to czas błogiego odpoczynku i świętowania. Nie tylko dla niego - ludzie byli wygłodzeni, wyczerpani, nadal potrzebowali pomocy. Wrodzona czujność nie pozwalała mężczyźnie na opuszczenie gardy, był nieufny wobec rozejmu, miał go za przymierze zbyt chwiejne i niepewne. Wolał zakładać, że w międzyczasie coś może pójść nie tak. Nie musiało, lecz nie byłby zaskoczony, gdyby tak właśnie się stało. Rząd na pewno nie zamierzał próżnować, pożytkując siły na mobilizację swoich ludzi i stopniowe wdrażanie nowych planów pod batutą samozwańców. Głowa pękała pod nadmiarem obowiązków i spraw, o które należało się zatroszczyć, póki była na to szansa, póki działania wojenne zostały wstrzymane.
List od Neali dołączył do spraw priorytetowych, prędko zdobywając zainteresowanie Ulyssesa. Po pierwszych doniesieniach z Brenyn miał zamiar drążyć temat jak najgłębiej, zaś niespodziewana wiadomość od młodej czarownicy wydawała się najlepszym tropem, sięgającym samego źródła wydarzeń. Na ten moment wszystko wydawało się chaotyczne, niespójne, miał jednak nadzieję, że opowieść panny Weasley przyniesie przynajmniej część odpowiedzi i pozwoli połączyć parę kropek. Próbował szukać tez, lecz do tej pory niewiele udało mu się ustalić. Obawiał się, że to wszystko mogło mieć większe powiązanie z kometą i cieniami, lecz ilość faktów była zbyt skąpa na ustawienie logicznego ciągu. Zresztą, magia znalazła sobie nowe hobby i w ostatnich latach uwielbiała wymykać się logice, co żadną miarą nie ułatwiało zadania.
- Witaj w Lancaster, Nealu - przywitał ją osobiście, nim zdążyła przekroczyć próg w towarzystwie służby. - Jak się czujesz? Jeżeli czegoś ci potrzeba, nie obawiaj się o tym wspomnieć - poprosił, nie zwlekając z wprowadzeniem dziewczęcia do zamku. - Upały nie dają wytchnienia, przebywanie na zewnątrz to wyzwanie samo w sobie - za każdym razem, gdy znajdował się na pełnym słońcu, pragnął natychmiastowego zanurzenia w lodowatej wodzie. Chłodne mury były wybawieniem, ale i tutaj docierało nieprzyjemnie duszne powietrze. Już bez tego oddychało mu się dosyć ciężko.
Droga do małej jadalni nie była długa, wkrótce mogli rozsiąść się przy stole, gdzie czekały już zimne napoje i proste przekąski. Ze sobą Ollivander miał również notatki, które sporządził wcześniej na podstawie listów panny Weasley oraz informacji, jakie zdobył samodzielnie.
- W liście wspomniałaś, że mógłbym uznać cię za szaloną. Rozumiem, że nie jest to prosta do opowiedzenia historia, zapewniam jednak, że nie posądzę cię o utratę zmysłów. Nie krępuj się, jeśli będziesz potrzebowała przerwy, lub cokolwiek wyda ci się zbyt przytłaczające. Ja sam będę pytał, gdy coś wyda mi się niejasne, ale twój komfort jest zbyt istotny, jeżeli będę drążył temat zbyt głęboko - wystarczy słowo - zapewnił spokojnie, przypatrując się Neali z uwagą.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mała jadalnia - Page 3 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Mała jadalnia [odnośnik]06.04.23 21:05
Cioteczka ostatnio niechętnie pozwalała mi gdzieś wychodzić. Znaczy ogólnie to i tak większość czasu spędzałam na nauce, żeby nie zrobić sobie wstydu jak pójdę do przyjaciela kuzyna Archiego. Ale… to nie zmienia faktu, że stan w jakim wróciłam wtedy po tej komecie w środku nocy zaniepokoił ją bardzo. A ja nie umiałam nawet dobrze tego wszystkiego wytłumaczyć. Mimo to, napisałam wcześniej już do wuja Ulysessa, bo mimo, że mi samej ze sobą było dziwnie tęskniąc do osób, które znałam i nie, pamiętając Lysandra dokładnie i czując w sercu takie ciągoty nowe, to jednak, chciałam tym ludziom pomóc, bo pamiętałam też horror, który rozegrał się tamtej nocy. Z rosnącym sercem czytając odpowiedź którą dostałam od niego i z ochotą umawiając się na spotkanie, żeby wziąć i przedyskutować to wszystko. Trochę z niepokojem że weźmie i za całkiem szaloną mnie weźmie, ale wuja zawsze zdawał mi się mądrym człowiekiem. Wiele rozumiał, umiał równie wiele. Może on będzie wiedział.
- Dzień dobry, wuju! - odrzekłam z radością, po tym, jak Walter pozostawił mnie pod rezydencją Ollivanderów - ciocia nie zgodziła się na samotną podróż, nawet jeśli miała być wykonana przy pomocy teleportacji, jakby coś mogło mi się stać zaraz na ich terenach. Ale nie oponowałam za bardzo wdzięczna, że mogę wziąć i na to spotkanie się wybrać. - Wraz z tobą mam wszystko, czego mi potrzeba. Mam nadzieję, że nie odciągam cię od spraw najwyższej wagi. - zapowiedziałam, rozciągając usta w uśmiechu, zadzierając lekko brodę żeby spojrzeć mu w oczy. Odrzuciłam rozpuszczone rude włosy na plecy, poprawiając morelową spódnicę machnięciem ręki. Chciałam schludnie wyglądać, wuja zawsze się tak prezentował.
- Oh, lubię słońce. - przyznałam w krótkiej kontrze nie przestając się uśmiechać. - Moment kiedy muska skórę łagodnie, jakby słało od siebie objęcie gorące. - a moje słowa potwierdzała zaczerwieniona skóra. Prawda była taka, że łaknęłam słońca i ciepła - bo ono, ono było bezpiecznie. Wychodziłam na nim, tam szukając ukojenia i przy nim odsypiając nieprzespane, albo przedrzemane noce. Gdybym nie była nim przypalona, pewnie cała blada bym była, ale starałam się trzymać, ten stan przecież zaraz weźmie i minie. Przegonie go - tak jak Celine mówiła.
Weszłam do małej jadalni rozglądając się po niej z zainteresowaniem - chyba nie było dane być mi w niej wcześniej. Zajęłam miejsce zaraz obok, bo obok jakoś łatwiej było przesuwając jasne tęczówki na wuja.
- Ja… - zaczęłam marszcząc odrobinę brwi, spoglądając w bok na oko, unosząc rękę oplecioną w czerwoną wstążkę, żeby podrapać się po policzku. - …od czasu Brenyn czasem… nie wiem jak to wyjaśnić dobrze kiedy jeszcze nie poznałeś wuju całości historii, ale zdarza mi się być tu, ale jednocześnie gdzie indziej. - wyjaśniłam wracając do niego spojrzeniem. - Widzieć rzeczy, których tu nie ma. Tęsknić za osobami, których nikt inny nie zna. Jakbym dzieliła swoje życie między to moje i to, które do mnie nie należało w ogóle. - zaplotłam dłonie na kolanach, nerwowo splatając palce. - pozwól jednak, że zacznę od początku. - zakończyłam próbując się uśmiechnąć, ale uśmiech jakiś taki nie do końca prawdziwy mi wyszedł i przygaszony całkiem. Wzięłam wdech sięgając po szklankę z wodą żeby zwilżyć gardło.
- Wybłagałam od cioci i wujaszka, żeby pozwolili mi w jarmaku letniego przesilenia w Brenyn wziąć udział, bo miałam niegasnącą potrzebę z wróżką się spotkać, coby - wiesz, wuju - do walki z losem i przeznaczeniem się dobrze usposobić. Ta wróżka… szkoda gadać w ogóle, źle wszystko zrozumiała. Ale no, to nieważne w sumie. I kiedy od niej już wyszłam w zamiarze na początku mając, coby wziąć i do domu iść, postanowiłam jednak przeznaczeniu na nosie zagrać i podeszłam do grupki miejscowych chłopaków. A jeden z nich zaproponował by dla szczęścia i pomyślności na rok cały skoczyć przez ognisko. - zerknęłam na niego, czując jak mi trochę policzki pąsowieją. - To może się nie wydawać ważne, ale po kolei chcę cię wprowadzić w sytuację. - obiecałam biorąc wdech w płuca. - To się zgodziłam - w końcu o szczęście dla wszystkich się rozchodziło. Źle coś wymierzyliśmy i upadliśmy, ale nic się nie stało, ale kiedy tak się zbieraliśmy coś dziwnego się zadziało. - zmarszczyłam brwi, jakbym sama nie była pewna. - Aetonan do nas podbiegł. Piękność niesamowita, biały cały. I kiedy myślałam już że wszystko startuje na swojej drodze on się zatrzymał przede mną, a chwilę później Charlie - tak miał na imię ten chłopak - w tył poleciał jakby zaklęciem dostał. A wierz mi, inkantacja żadna nie wybrzmiała głośno. - nie wytrzymałam podnosząc się jednak ze swojego miejsca, żeby na niewielkim kawałku wędrówkę zacząć. - Ich to w sumie zostawiłam - znaczy jego i kolegów, bo kłócić się zaczęli, a ja chciałam spektakl obejrzeć z daleka. Więc pod scenę ruszyłam. - wzięłam wdech podchodząc do stolika, żeby znów wody złapać i się napić. - On przedstawiał historię Brenyn właśnie - chciałbyś, żebym ją przytoczyła czy może znasz ją i powinnam kontynuować? - zapytałam, zawieszając na nim jasne, błękitne tęczówki.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Mała jadalnia [odnośnik]26.06.23 22:48
Decyzja o towarzystwie w podróży zdecydowanie należała do dobrych, Ollivander przyjął fakt towarzystwa Waltera z ulgą, zdążył mu nawet kiwnąć głową w geście uprzejmego powitania. Chwilowy spokój, w osądzie Ulyssesa, nie gwarantował bezpieczeństwa. Zawieszenie broni miało trwać chwilę, nie mogli w tym czasie wytracić rozsądnych nawyków - zresztą, zawsze cechował się rozsądkiem i przezornością, starał się trafnie interpretować znaki płynące z otoczenia - a te już dawno odbiły od pozytywnych i budujących skojarzeń.
- Absolutnie nie, w tej chwili ty jesteś sprawą najwyższej wagi - zapewnił ze spokojem, przyglądając się czujnie drobnej postaci. W porównaniu do ekspresyjnej natury Neali, różdżkarz obijał w mocno stonowane barwy, mówił cicho, z opanowaniem, lecz lekki uśmiech zagościł na jego twarzy, rozlewając po surowych rysach odrobinę ciepła. Jej uśmiech z kolei był miły, znajomy i cieszył - mimo świadomości, że wcale nie było jej łatwo. - Dobrze cię widzieć, wspaniale się prezentujesz - nadal ciężko było mu uwierzyć, że kończyła już siedemnaście lat. Czas z każdym rokiem wydawał się płynąć coraz szybciej.
- Łagodnie to słowo klucz - stwierdził nieco uszczypliwie, z cieniem rozbawienia w tonie głosu - upały naprawdę nie dawały wytchnienia, a słońce zamiast delikatnie muskać skórę wydawało się palić ją żywcem, zwłaszcza w południe.
W milczeniu słuchał wstępu, w dobrze znanym otoczeniu mógł całkowicie skoncentrować się na słowach panny Weasley - niepokojących, istotnie, zwłaszcza bez szerszego obrazu sytuacji. W pierwszej chwili na myśl przyszło mu jasnowidzenie, obszar mocno odległy i owiany tajemnicą, choć u Ollivanderów zdarzały się przypadki wieszczenia. Nie wyrywał się jednak z wnioskami - zmarszczył nieznacznie brwi i kiwnął głową, zachęcając dziewczynę do kontynuowania historii. Prędko wyłapał niepewny uśmiech, już na samym początku widząc, że sprawa wywołuje w niej mnóstwo trudnych emocji. Kolejnym skinieniem zareagował na skok przez ognisko, dając jej znak, że przyjmie opowieść zgodnie z jej biegiem i każdym szczegółem, w jaki postanowi go wtajemniczyć.
- Nie wpadliście w ogień, mam nadzieję? - upewnił się, jednak dopiero gdy Neala zadała pytanie - na moment je zignorował, wracając do wcześniejszej części historii. - Ten aetonan - czy wyglądało to tak, jakby Charlie został odepchnięty od stworzenia? I co się z nim stało? Z aetonanem, nie Charliem - powędrował za tobą, odszedł, został? - dopytywał, marszcząc brwi w skupieniu. - Jeśli wolisz, mogę zadać pytania, gdy skończysz, może tak będzie prościej - zasugerował, zostawiając jej wybór. - Zaś historii Brenyn chętnie wysłucham. Znam ją, aczkolwiek nie chciałbym, aby umknęły nam szczegóły - przyznał, przezornie dając sobie margines błędu.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mała jadalnia - Page 3 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Mała jadalnia [odnośnik]02.07.23 12:05
- Oh, nigdy chyba nie byłam sprawą najwyższej wagi. - zastanowiłam się, pozwalając by kroki sprawiły, że podskoczyłam lekko. Uśmiech rozszerzył mi się jeszcze mocniej na padający komentarz, chociaż wnętrze zadrżało. Nie było to do końca prawdą, ale jak na zewnątrz widać nie było, to może ja też milczeć powinnam? - Dziękuję, wuju Ulyssesie. - odpowiedziałam więc, bo przeważnie zdarzało mi się być kulturalną kiedy emocje nie zawładnęły mną całkiem. Zaśmiałam się na komentarz odnośnie słońca z rozbawieniem, które ogarnęło moją twarz.
- Oh! - odpowiedziałam najpierw, kiedy już znaleźliśmy się w pokoju a ja historię zaczęłam o tym wszystkich. - Naprawdę myślałam, że spłonę. Trochę nam ten skok nie wyszedł i ogień nogi liznął. Ale, wiesz co? - zapytałam, ale kontynuowałam mimo wszystko nie czekając. - On był zaczarowany! - oznajmiłam z zadowoleniem. - Nie, nie. On został przede mną. Charlie wyglądał na odepchnięte zaklęciem właśnie. - powiedziałam wujowi marszczą rude brwi. Kolejne pytanie odsunęło moje spojrzenie. Wygięło wargi w dół. - Jego właściciele go znaleźli, a potem… nie wiem, zajęłam się spektaklem. Możesz pytać w trakcie wuju, nie przeszkadza mi to. - powiedziałam wracając do niego wzrokiem, uśmiechając się trochę słabiej. Potaknęłam głową. - Ten spektakl, opowiadał historię dziewczyny - właśnie Brenyn - z wioski czarodziejów, którzy żyli wcześniej w tamtych latach. Niewielu o niej wiedziało, aż kiedyś w tych lasach poznała chłopaka. Zakochali się w sobie i zaprowadziła go do wioski. Ale coś ich poróżniło zmusiło do rozłąki. A później inni zaatakowali wioskę. Rozpętała się walka, która zbierała własne żniwo. Zniszczyli życie które w niej trwało. Ale z samego spektaklu nie dowiedziałam się więcej, więc to więcej co wiem po drodze uzupełnię. - wyjaśniłam sięgając po szklankę z której się znów napiłam. - No i, kiedy scena walki się skończyła na scenie znajdowało się ognisko a wokół niego ludzie, zdawało się że odprawiają właśnie rytuał pomyślności. Śpiewali i wrzucali w niego wiązanki. Tylko że, krąg został przerwany. - szepnęłam, czując jak po plecach przechodzi mi dreszcz na to wspomnienie. - Ciemność zalała wszystko. Zsunęła się ze sceny, gasząc większość świateł i ognisk, otaczając nas szczelnie. Każdego, wuju. Krzyki, nie-e wrzaski ludzi, mieszały się ze sobą a noc rozdarł skowyt tak przejmujący, że przechodził na wskroś. Nie widziałam wiele, strach objął moje serce. A skamieniałam całkiem, wokół panował horror, ale ja nie mogłam się ruszyć wcale. I wtedy, w tym wszystkim, usłyszałam głos. Był cichy i był jak melodia. Całkowicie różnił się od zimna cieni i ich złowrogich szeptów. Powiedział do mnie - chodź ze mną, do lasu. - powiedziałam, zaciskając dłoń w pięść, odwracając spojrzenie na oko, marszcząc brwi trochę mocniej. Potem znalazł mnie Jim. Nie wiem, skąd się tam znalazł. Zaraz obok mnie, nie widziałam go wcześniej. Ale był, przynajmniej nie byłam sama, rozumiesz? - zapytałam zerkając na niego. Zaplotłam dłonie ramionami, a może bardziej oplotłam się nimi. - A potem go zobaczyliśmy Pana Śmierci. Spotkałam go już wcześniej z Celine. Wtedy go pomyliłyśmy z Panem Lasu. Ale on mnie wtedy naznaczył - tak pomyślałam. Z pozoru wyglądał jak jeleń, wiesz? Ale z jego poroża zwisały jasnoczerwony strzępy, cały był czarny - czarniejszy niż noc. Widziałeś je wcześniej, te cienie? - zapytałam w międzyczasie padających słów. - Świetlisty patronus został pochłonięty przez mrok gdy go zaatakował. I wtedy… - broda mi się zatrzęsła. - wtedy pomyślałam, że to koniec całkowity. Wrosłam w ziemię, strach zacisnął palce na mnie dokładnie. - spojrzałam na wuja na chwilę. - Powiedziałam Jimowi o tym, co słyszałam i chyba - nie, na pewno - stamtąd zniknęliśmy dzięki niemu. Ja… nie byłam w stanie myśleć logicznie. Trzymałam miotłę i trzymała różdżkę, ale nie mogłam się ruszyć. Nie wiem czemu Jim posłuchał majaczeń szalonego. - mruknęłam cicho. - Może chciał, żebyśmy uciekli z miejsca tamtej masakry po prostu. Ale poleciliśmy tam, do tego lasu. Tam wcale nie było… bezpieczniej. - szepnęłam na chwilę zaprzestając. Biorąc wdech w płuca. Powracanie do tego nie było łatwe, ale mój umysł zawierał nas tam co chwilę tak czy siak. - Gdy lecieliśmy, miałam majaki. - podjęłam dalej. - przez chwilę wydawało mi się, że… że Jim jest jednym z tych potworów. Miał rogi. I… wyglądał strasznie. I byłam pewna. Pewna, że chce mnie zabić. Że właściwie, to umrę, z jego rąk, albo zeskakując z miotły. - wzięłam drżący wdech w płuca. - I wtedy znów go usłyszałam, znaczy, rozmawiałam z nią chwilę jak lecieliśmy. I ona, wtedy powiedziała mi, żebym poszła za nią. A kiedy zapytałam kim jestem powiedziała że jest mną - a ja jestem nią. Że zobaczyła mnie, kiedy oświetliły mnie promienie. Nie wiedziałam wtedy dlaczego, nic przecież we mnie specjalnego nie było. - westchnęłam lekko. - Wtedy w tamtej chwili, kiedy Jim był potworem, powiedziała mi żebym nie wierzyła temu co widziałam. I że prawda, skrywa się we łzach. Zamknęłam więc oczy, zamknęłam je, mimo wszystko i poprosiłam Jima, żeby powiedział mi o czymś o czym tylko on mógł wiedzieć. Ah, no i kazała nam podążać za światłami - one miały wskazać nam drogę. W lesie było kilka, choć nie wiem w sumie dlaczego. Ale Las, las swoje życie zdawał się mieć. Te drzewa były - nie wszystkie - ale niektóre, zdawały się żywe. Atakowały nas. Ich gałęzie się rozciągały, sięgały ku nam. Spadłam raz z miotły. Ale nie byliśmy wysoko, a potem dolecieliśmy do polany. Polany na której znajdowała się chata. Słyszałeś kiedyś, o drzewach zdających się działać samoistnie? - zapytałam spoglądając na wuja. Zasiadając na jednym z miejsc na chwilę. - Wiem, że jest podobne zaklęcie, ale tam nie było ludzi wokół. - mruknęłam na chwilę wstrzymując historię.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Mała jadalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach