Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Skara Brae, Sandwick
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Skara Brae
Najlepiej zachowane na świecie osiedle neolityczne, znajdujące się na głównej wyspie leżącego u wybrzeży Szkocji archipelagu Orkadów. Do roku 1850 osiedle to znajdowało się pod wydmami zatoki Skaill - wtedy dopiero zostało odsłonięte przez silne wiatry i sztormy. Osada składa się z 8 wzniesionych z kamienia domostw, które były w neolicie połączone kamiennymi tunelami - w dzisiejszych czasach niektóre z nich posiadają odsłonięte przejścia.
Nie minęły dwa tygodnie od spotkania Rycerzy Walpurgii, które po raz pierwszy od kwietnia miało miejsce w nowo odbudowanej Białej Wywernie, a byli gotowi do wyruszenia w drogę. Echa zebrania zdążyły już przebrzmieć, a Rookwood wszystko przetrawić i ułożyć sobie w głowie. Rwała się do działania, nie chciała i nie zamierzała siedzieć bezczynnie; pragnęła wypełnić rozkazy i sprawić ich Panu zadowolenie. Zawód nie wchodził w rachubę. Aby odnieść sukces musieli się przygotować; powierzona misja nie mogła należeć do najprostszych. Wytropić mieli wszak strzępy dusz, które zostały wyssane z ludzkich ciał przez te obrzydliwe istoty - dementorów, poprzez ich pocałunek, który gorszym był od śmierci. Po odnalezieniu dusz ich celem miało być spętanie ich, aby wzmocniły barierę, mającą otoczyć Azkaban. Rozkazy Czarnegp Pana, przekazane im przez Śmierciożerców, były jasne - nie mogli dopuścić do tego, aby Zakon Feniksa wdarł się do tego, co z Azkabanu pozostało.
Rycerze Walpurgii zostali podzieleni. Sigrun przypadło w udziale towarzystwo lorda Yaxleya, a fiolka eliksiru tropiącego, który otrzymali, prowadziła w stronę odległej Szkocji. Cyneric, czym czuła się zawiedziona, na miotle nie latał, ten środek transportu nie wchodził więc w rachubę. Teleportacja wciąż nie działała, dostać tu musieli się wiec w inny sposób. Na całe szczęście udało im się zorganizować świstoklik. Spotkawszy się w Londynie w tym samym momencie chwycili za stary, niepozorny czajnik. Sigrun poczuła wówczas mocne szarpnięcie w okolicach pępka, ten rodzaj transportu nie należał do jej ulubionych, preferowała staromodny lot na miotle, bądź teleportację, lecz kilka chwil później jej stopy dotknęły twardej, szkockiej ziemi. Chłodny poryw wiatru poderwał do tańca jej ciemną szatę składającą się ze skórzanych spodni i tuniki do połowy uda z długimi rękawami - sukienka, czy spódnica nie mogły krepować jej ruchów. Jasne włosy splotła w ciasny warkocz. Przez ramię przewieszoną miała torbę, w której ukryła pomniejszoną zaklęciem miotłę - tak na wszelki wypadek. W dłoni wciskała cisową różdżkę, z którą się nie rozstawała - jak każda czarownica.
Wylądowali na wzgórzu, a w półmroku zmierzchu rozpościerał się widok na Skara Brae.
- Chyba jesteśmy na miejscu - rzuciła cicho, wyciągając różdżkę; spojrzała na Cynerica i ruszyła zboczem w dół.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Musieli skoncentrować się na obronie Azkabanu. Nic więcej się nie liczyło - doskonale o tym wiedział. To właśnie temu Cyneric poświęcał ostatnie myśli oraz przygotowania. Te były o tyle lepsze, że nie musiał już ukrywać się przed wszystkimi. Na pewno nie przed Morgothem oraz nestorem. Największy problem stanowiła jego żona, lecz jako taka musiała być mu posłuszna i przynajmniej udawać, że wierzyła w jego mętne tłumaczenia dotyczące zbliżającej się podróży do Szkocji. To tam wedle tropiącego eliksiru miały znajdować się szczątki dementora, które zapewniłyby Rycerzom przewagę w biegu na oślep - byleby tylko zdążyć przed nimi i nie dopuścić do mogącej wydarzyć się tragedii.
Doceniał piękne, spokojne okolice. Tych nie brakowało w Sandwick, chociaż niestety nie przybyli tutaj z Sigrun na wycieczkę krajoznawczą. Niestety, bowiem Yaxley z chęcią oddałby się przyjemnym przechadzkom wokół osady oraz wydm piętrzących się w oddali horyzontu. Koniecznym było zajęcie się palącym problemem, dlatego Cyneric jedynie zerknął pobieżnie po okolicy kiedy wreszcie uspokoił się po wątpliwie przyjemnej podróży świstoklikiem. Cóż, nie wyobrażał sobie siebie samego na miotle, ten środek transportu prezentował się zgoła groteskowo, nawet jeśli przez swą naturę blondyn nie do końca wyglądał na typowego arystokratę. Dzisiaj przedstawiał się wręcz zwyczajnie - żadnych ozdobników, drogich szat czy cokolwiek, co mogłoby naprowadzać na jego status społeczny. Nie bez trudu zdobył przeciętnej jakości ubranie, które założył na siebie. W kieszeni płaszcza spoczywały dwie fiolki eliksirów, jakie otrzymał na spotkaniu Rycerzu Walpurgii. Skinął Sigrun głową i mocniej ścisnął w dłoni różdżkę.
- Na to wygląda - potwierdził jej słowa, rzucając spojrzeniem po okolicy po raz ostatni. Później utkwił wzrok w ziemi, po której schodzili w dół, do osady. Wyglądała intrygująco, lecz wciąż nie przybyli tu w celach odwiedzin. Musieli odnaleźć szczątki. Wędrowali chwilę wzdłuż uliczek, aż dotarli do jednej z ruin. Z niej wyłonił się starszy mężczyzna - nie mógł być mugolem. Yaxley powitał go oszczędnie, po czym zerknął na swoją towarzyszkę. - Musimy dostać się do tuneli - rzucił bez ogródek, mając nadzieję, że staruszek okaże się przydatny i powie im coś więcej. Zarówno o tym miejscu jak i podziemiach, w których ponoć mieli znaleźć to, czego szukali.
Doceniał piękne, spokojne okolice. Tych nie brakowało w Sandwick, chociaż niestety nie przybyli tutaj z Sigrun na wycieczkę krajoznawczą. Niestety, bowiem Yaxley z chęcią oddałby się przyjemnym przechadzkom wokół osady oraz wydm piętrzących się w oddali horyzontu. Koniecznym było zajęcie się palącym problemem, dlatego Cyneric jedynie zerknął pobieżnie po okolicy kiedy wreszcie uspokoił się po wątpliwie przyjemnej podróży świstoklikiem. Cóż, nie wyobrażał sobie siebie samego na miotle, ten środek transportu prezentował się zgoła groteskowo, nawet jeśli przez swą naturę blondyn nie do końca wyglądał na typowego arystokratę. Dzisiaj przedstawiał się wręcz zwyczajnie - żadnych ozdobników, drogich szat czy cokolwiek, co mogłoby naprowadzać na jego status społeczny. Nie bez trudu zdobył przeciętnej jakości ubranie, które założył na siebie. W kieszeni płaszcza spoczywały dwie fiolki eliksirów, jakie otrzymał na spotkaniu Rycerzu Walpurgii. Skinął Sigrun głową i mocniej ścisnął w dłoni różdżkę.
- Na to wygląda - potwierdził jej słowa, rzucając spojrzeniem po okolicy po raz ostatni. Później utkwił wzrok w ziemi, po której schodzili w dół, do osady. Wyglądała intrygująco, lecz wciąż nie przybyli tu w celach odwiedzin. Musieli odnaleźć szczątki. Wędrowali chwilę wzdłuż uliczek, aż dotarli do jednej z ruin. Z niej wyłonił się starszy mężczyzna - nie mógł być mugolem. Yaxley powitał go oszczędnie, po czym zerknął na swoją towarzyszkę. - Musimy dostać się do tuneli - rzucił bez ogródek, mając nadzieję, że staruszek okaże się przydatny i powie im coś więcej. Zarówno o tym miejscu jak i podziemiach, w których ponoć mieli znaleźć to, czego szukali.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Nie przypuszczała nawet, że lord Yaxley na miotle latać nie potrafił, nie dopuszczała do myśli takiego scenariusza. Latające miotły były właściwym czarodziejom środkiem transportu, łączyło się z nimi wiele szlachetnych i starych magicznych sportów, niedostępnych dla mugoli i charłaków. Mówiło się przecież nie bez powodu, że każdy młody czarodziej i czarownica przed siódmym rokiem życia powinni nauczyć się latać na miotle. W mniemaniu Rookwood to była jedna z podstaw magicznej edukacji. Najważniejsze jednak, że dostali się w miejsce, w które prowadził ich eliksir tropiący. W okolicy było wiele domostw, gdzie skryć się mogły szczątki duszy, eliksir wskazywał jednak wyraźnie Skara Brae. Ruszyli ku ruinom domostw, a powietrze nasycone morską solą i wiatrem wdzierało się w nozdrza, przynosząc przyjemne wspomnienia, które przegnała jednak z myśli - potrzebowała skupienia i koncentracji. Przed Sigrun i Cynericiem stało zadanie bardzo ważne: musieli spętać duszę, aby wzmocnić barierę, która nie dopuści by Zakon Feniksa dostał się do Azkabanu.
Kiedy zbliżyli się do jednej z ruin, ze środka wychynął starszy mężczyzna. Sigrun od razu uniosła różdżkę, choć wiedziała, że nie mógł być mugolem; tę bardzo starą, niezwykłą okolicę chroniły zaklęcia ochronne.
- Co tu robicie?! - zaczął mężczyzna, lecz zorientowawszy się, że odpowiedzi mu na to pytanie nie udzielą - postanowił ich ostrzec. - W tych tunelach mieszka wilkołak - westchnął ciężko.
Z jego ust popłynęła opowieść o młodzieńcu, wrażliwym czarodzieju, który się tu ukrywał; starzec nie potrafił pokonać go podczas pełni, stwór był zbyt potężny, zaś poza nią - nie potrafił uśmiercić ludzkiej powłoki. Rookwood prychnęła w myślach z pogardą; dla niej wilkołak w żadnej formie człoiwekiem nie był.
- Tunele chroni zaklęcie Incarcerare, trzyma go w środku. Nie wolno wam go zdjąć. To zbyt niebezpieczne - zastrzegł surowo, również sięgając po różdżkę. - Jeśli... jeśli mu pomożecie... Pomogę wam stamtąd wyjść. Jeśli przeżyjecie.
Sigrun obdarzyła Cynerica przeciągłym spojrzeniem; podeszła bliżej, aby wypowiedzieć cicho kilka słów. Tak, aby tylko on mógł ją usłyszeć.
- Zabijemy go. Każdy wilkołak ma kilka wrażliwych miejsc - wyszeptała; była ich dwójka, znali czarną magię, nie było opcji, aby nie podołali jednemu wilkołakowi. Inaczej nie nazywała się Sigrun Rookwood. Odczytywałaby to jako niezwykłą porażkę. Gotowa była jednak podzielić się z Yaxleyem sekretami Brygadzistów, aby jej w tym pomógł. Nie mieli wiele czasu; szczątki duszy musiały zostać spętane jak najszybciej.
Kiedy zbliżyli się do jednej z ruin, ze środka wychynął starszy mężczyzna. Sigrun od razu uniosła różdżkę, choć wiedziała, że nie mógł być mugolem; tę bardzo starą, niezwykłą okolicę chroniły zaklęcia ochronne.
- Co tu robicie?! - zaczął mężczyzna, lecz zorientowawszy się, że odpowiedzi mu na to pytanie nie udzielą - postanowił ich ostrzec. - W tych tunelach mieszka wilkołak - westchnął ciężko.
Z jego ust popłynęła opowieść o młodzieńcu, wrażliwym czarodzieju, który się tu ukrywał; starzec nie potrafił pokonać go podczas pełni, stwór był zbyt potężny, zaś poza nią - nie potrafił uśmiercić ludzkiej powłoki. Rookwood prychnęła w myślach z pogardą; dla niej wilkołak w żadnej formie człoiwekiem nie był.
- Tunele chroni zaklęcie Incarcerare, trzyma go w środku. Nie wolno wam go zdjąć. To zbyt niebezpieczne - zastrzegł surowo, również sięgając po różdżkę. - Jeśli... jeśli mu pomożecie... Pomogę wam stamtąd wyjść. Jeśli przeżyjecie.
Sigrun obdarzyła Cynerica przeciągłym spojrzeniem; podeszła bliżej, aby wypowiedzieć cicho kilka słów. Tak, aby tylko on mógł ją usłyszeć.
- Zabijemy go. Każdy wilkołak ma kilka wrażliwych miejsc - wyszeptała; była ich dwójka, znali czarną magię, nie było opcji, aby nie podołali jednemu wilkołakowi. Inaczej nie nazywała się Sigrun Rookwood. Odczytywałaby to jako niezwykłą porażkę. Gotowa była jednak podzielić się z Yaxleyem sekretami Brygadzistów, aby jej w tym pomógł. Nie mieli wiele czasu; szczątki duszy musiały zostać spętane jak najszybciej.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Może nigdy nie czuł takiej potrzeby - latanie na miotle wydawało się po prostu głupie - a może powód leżał gdzie indziej, lecz nie było sensu go roztrząsać, skoro udało im się dotrzeć na miejsce. Niezwykle piękne i urokliwe, jednakże przy tym zdradzieckie. Osada, do której mieli się udać była bardzo tajemnicza. Za bardzo aż. W dodatku wkrótce okazało się, że w jej wewnętrznych tunelach musieli szukać szczątków dementora, zaś same korytarze nie były pozbawione niebezpieczeństw. Ba, dodatkowo zalakowane potężnym zaklęciem uniemożliwiającym opuszczenie tamtejszego miejsca. Takich oto rewelacji dowiedział się Cyneric, kiedy razem z Sigrun zdecydowali się zejść po zboczu wprost do magicznej wioski. Mężczyzna, jaki stanął przed nimi, sprawiał wrażenie nieprzejednanego oraz dość zdziwaczałego. Yaxley przyglądał mu się intensywnie, lecz nie powiedział nic. Z uwagą wysłuchiwał wszelkich informacji na temat… grasującego pod ziemią wilkołaka. Obejrzał się z powątpiewaniem na Rookwood - czy na pewno dadzą radę tylko we dwoje? Kiedy on nie był przeszkolony do bycia brygadzistą? Cóż, musieli dać z siebie wszystko, bowiem nie było innego wyjścia. Musieli dostać się do celu podróży, za wszelką cenę.
- Przeżyjemy. Liczymy na pana pomoc - powiedział z mocą, sugestywnie. Znów spojrzał na czarownicę jakby spojrzeniem pytał ją czy powinni zaufać temu staruszkowi. Ponownie chyba nie mieli wielkiego wyjścia, mogli polegać na swoich umiejętnościach w zdejmowaniu zaklęć lub na nieznajomym i Cyneric chyba wolał drugą opcję. Nie ufał samemu sobie. Nie po tym, co ostatnio przeżył.
Po raz ostatni obejrzeli się na tamtego czarodzieja nim zaczęli schodzić w dół wedle jego wskazówek. Yaxley starannie wsłuchiwał się w słowa Sigrun jako tej bardziej doświadczonej w boju przeciwko wilkołakom. - Muszę znać te wrażliwe miejsca - potwierdził cicho, bowiem wciąż byli jeszcze niedaleko tamtego mężczyzny. - Z jaką siłą atakuje? Jaki ma nacisk szczęki? Co go osłabia, co wzmacnia? Co drażni, a co uspokaja? Na co uważać najbardziej, co jest jego największym atutem? - zadawał pytania, pewnie z oczywistymi odpowiedziami dla kogoś, kto zajmował się ściganiem wilkołaków na co dzień, lecz blondyn miał z nimi do czynienia jedynie w teorii. Owszem, znał się na magicznych stworzeniach, jednakże likantropia działała inaczej niż większość znanych czarodziejowi przypadków. Musiał poznać szczegóły, żeby obmyślić plan działania oraz dobrze przygotować się do spotkania z tą kreaturą. Zwłaszcza, że powoli zbliżali się do jej legowiska.
- Przeżyjemy. Liczymy na pana pomoc - powiedział z mocą, sugestywnie. Znów spojrzał na czarownicę jakby spojrzeniem pytał ją czy powinni zaufać temu staruszkowi. Ponownie chyba nie mieli wielkiego wyjścia, mogli polegać na swoich umiejętnościach w zdejmowaniu zaklęć lub na nieznajomym i Cyneric chyba wolał drugą opcję. Nie ufał samemu sobie. Nie po tym, co ostatnio przeżył.
Po raz ostatni obejrzeli się na tamtego czarodzieja nim zaczęli schodzić w dół wedle jego wskazówek. Yaxley starannie wsłuchiwał się w słowa Sigrun jako tej bardziej doświadczonej w boju przeciwko wilkołakom. - Muszę znać te wrażliwe miejsca - potwierdził cicho, bowiem wciąż byli jeszcze niedaleko tamtego mężczyzny. - Z jaką siłą atakuje? Jaki ma nacisk szczęki? Co go osłabia, co wzmacnia? Co drażni, a co uspokaja? Na co uważać najbardziej, co jest jego największym atutem? - zadawał pytania, pewnie z oczywistymi odpowiedziami dla kogoś, kto zajmował się ściganiem wilkołaków na co dzień, lecz blondyn miał z nimi do czynienia jedynie w teorii. Owszem, znał się na magicznych stworzeniach, jednakże likantropia działała inaczej niż większość znanych czarodziejowi przypadków. Musiał poznać szczegóły, żeby obmyślić plan działania oraz dobrze przygotować się do spotkania z tą kreaturą. Zwłaszcza, że powoli zbliżali się do jej legowiska.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
Dostrzegła niepewność w oczach Yaxleya. Nie tego spodziewała się po Rycerzy Walpurgii, czarodzieju szlachetnej krwi, po czarnoksiężniku; słyszała, że zajmował się trollami, że posiadł pokaźną wiedzę o magicznych stworzeniach - nie było powodu do lęku, poradzą sobie. Ona pracowała jako Brygadzistka od lat - i przeżyła; zdarzyło się jej poskromić bestię w duecie, który tworzyła z bliźniaczym bratem, tyle, że on ukończył ten sam kurs. Westchnęła lekko, spoglądając gdzieś w bok. Była pewna siebie i własnych umiejętności. Uda im się. Musiało się udać.
- Poskromimy bestię - powtórzyła za Cynericiem; pokiwała głową, gdy treser trolli na nią spojrzał z niemym pytaniem w oczach. Musieli mu zaufać. Jeśli nie dotrzyma obietnicy, jeśli ich stamtąd nie wypuści dobrowolnie - i tak się stamtąd wydostaną. Z jego pomocą, czy bez, a wtedy... Cóż, wtedy jego przyszłość nie malowałaby się w jasnych barwach. Odsunęła od siebie jednak myśli o wyjściu, to było mniej ważne; musieli skupić się na wejściu i odnalezieniu szczątek duszy.
- Chodźcie - wyrzekł mężczyzna, gestem nakazał im podążać za sobą. Poprowadził ich w stronę starych, niezwykle starych tunelów, pogrążonych w mroku; jedynie wyczarowane przezeń Lumos oświetlało im drogę. W pewnym momencie przystanął jednak, wskazał im wąskie wejście, prowadzące w głąb podziemi. - Dalej nie pójdę.
Sigrun skinęła głową i ruszyła pierwsza; uniosła dłoń, by niemo przekazać Yaxleyowi wiadomość za chwilę, musieli zostać sami. Nie chciała, aby starzec wiedział jak zamierzają pokonać bestię. Oświetliła im drogę.
- Najmocniej osłabia je płynne srebro i srebrny łańcuch - powiedziała Sigrun z kwaśną miną; nie miała ich przy sobie, nie spodziewała się czemu bęzie musiała stawić czoła. - Pełnia dopiero za kilka dni. Z pewnością nie jest teraz przemieniony, za to osłabiony i obolały, ale jeśli... Jeśli go zaatakujemy, może nad tym nie panować. Dlatego musimy pozbyć się go od razu. Avada Kedavra - szeptała z powagą, po chwili przemyślenia; najlepiej, gdy zabiją go nim zmieni się w krwiożerczą bestię. W formie wilkołaczej walka będzie o stokroć trudniejsza. - Ale jeśli chybię, jeśli się nie uda... Celuj w szyję, w oczy, utnij mu łapy. Spróbuj go spętać, unieruchomić. Będziesz musiał użyć silniejszych zaklęć. Są dużo odporniejsze na magię, ale niezniszczalne. Bardzo szybkie i silne, ale do zatrzymania. Broń się zaklęciem Protego. W walce na pięści nie miałbyś z nim szans - mówiła dalej, krocząc korytarzami powoli i cicho.
Przyłożyła palec do ust, aby uciszyć Yaxleya, gdy dostrzegła w oddali blade światło świecy. [i]Nox pomyślała, a koniec jej różdżki zgasł. Bez zawahania podążyła w tamtym kierunku, powoli i ostrożnie.
- Kto tu jest?!
Głos należał do mężczyzny młodego, chudego mężczyzny - nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat, lecz cienie pod oczyma, wychudła sylwetka, rany na skórze - to wszystko sprawiało, że wyglądał starzej, na człowieka udręczonego własnym życiem.
- Kim jesteście?! Czego chcecie?! - spytał przerażony, patrząc na wycelowaną w niego różdżkę, którą trzymała Sigrun.
To musiał być on - któż by inny? Pasował do opisu, który zdradził im starszy czarodziej, jeszcze zanim wkroczyli w mroczne tunele Skara Brae. A nawet jeśli nie on, to trudno. Pomyłki przecież się zdarzają, czyż nie?
- Avada Kedavra - powiedziała z mocą, spokojnie, pewnie.
- Poskromimy bestię - powtórzyła za Cynericiem; pokiwała głową, gdy treser trolli na nią spojrzał z niemym pytaniem w oczach. Musieli mu zaufać. Jeśli nie dotrzyma obietnicy, jeśli ich stamtąd nie wypuści dobrowolnie - i tak się stamtąd wydostaną. Z jego pomocą, czy bez, a wtedy... Cóż, wtedy jego przyszłość nie malowałaby się w jasnych barwach. Odsunęła od siebie jednak myśli o wyjściu, to było mniej ważne; musieli skupić się na wejściu i odnalezieniu szczątek duszy.
- Chodźcie - wyrzekł mężczyzna, gestem nakazał im podążać za sobą. Poprowadził ich w stronę starych, niezwykle starych tunelów, pogrążonych w mroku; jedynie wyczarowane przezeń Lumos oświetlało im drogę. W pewnym momencie przystanął jednak, wskazał im wąskie wejście, prowadzące w głąb podziemi. - Dalej nie pójdę.
Sigrun skinęła głową i ruszyła pierwsza; uniosła dłoń, by niemo przekazać Yaxleyowi wiadomość za chwilę, musieli zostać sami. Nie chciała, aby starzec wiedział jak zamierzają pokonać bestię. Oświetliła im drogę.
- Najmocniej osłabia je płynne srebro i srebrny łańcuch - powiedziała Sigrun z kwaśną miną; nie miała ich przy sobie, nie spodziewała się czemu bęzie musiała stawić czoła. - Pełnia dopiero za kilka dni. Z pewnością nie jest teraz przemieniony, za to osłabiony i obolały, ale jeśli... Jeśli go zaatakujemy, może nad tym nie panować. Dlatego musimy pozbyć się go od razu. Avada Kedavra - szeptała z powagą, po chwili przemyślenia; najlepiej, gdy zabiją go nim zmieni się w krwiożerczą bestię. W formie wilkołaczej walka będzie o stokroć trudniejsza. - Ale jeśli chybię, jeśli się nie uda... Celuj w szyję, w oczy, utnij mu łapy. Spróbuj go spętać, unieruchomić. Będziesz musiał użyć silniejszych zaklęć. Są dużo odporniejsze na magię, ale niezniszczalne. Bardzo szybkie i silne, ale do zatrzymania. Broń się zaklęciem Protego. W walce na pięści nie miałbyś z nim szans - mówiła dalej, krocząc korytarzami powoli i cicho.
Przyłożyła palec do ust, aby uciszyć Yaxleya, gdy dostrzegła w oddali blade światło świecy. [i]Nox pomyślała, a koniec jej różdżki zgasł. Bez zawahania podążyła w tamtym kierunku, powoli i ostrożnie.
- Kto tu jest?!
Głos należał do mężczyzny młodego, chudego mężczyzny - nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat, lecz cienie pod oczyma, wychudła sylwetka, rany na skórze - to wszystko sprawiało, że wyglądał starzej, na człowieka udręczonego własnym życiem.
- Kim jesteście?! Czego chcecie?! - spytał przerażony, patrząc na wycelowaną w niego różdżkę, którą trzymała Sigrun.
To musiał być on - któż by inny? Pasował do opisu, który zdradził im starszy czarodziej, jeszcze zanim wkroczyli w mroczne tunele Skara Brae. A nawet jeśli nie on, to trudno. Pomyłki przecież się zdarzają, czyż nie?
- Avada Kedavra - powiedziała z mocą, spokojnie, pewnie.
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 65
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Nigdy nie stawał w szranki z wilkołakiem - nigdy nie słyszał też, żeby zasadzać się na niego w pojedynkę lub w parze. Obawiał się, owszem; być może Sigrun nie miała niczego do stracenia, lecz on miał całkiem sporo, niepokój towarzyszył mu niemal od zawsze, bowiem nauczył się być ostrożnym. Życie pokazało mu, że nie warto ślepo wierzyć w swą nieomylność, ponieważ los zrobi ci wtedy przykry prezent. Niemniej wiedział, że musieli dać z siebie wszystko i tyle, dlatego przybyli do Skara Brae. Nie zamierzał odpuszczać, chować się po kątach ani płakać nad swym losem - musieli działać.
Cyneric po raz ostatni skinął Rookwood, po czym udał się wraz ze starcem oraz czarownicą do tuneli. Wąskie przejście nie wyglądało imponująco, lecz obojgu udało się przejść - mężczyzna zawrócił. Yaxley przyjął tą wiadomość ze spokojem, tak samo jak odwleczone w czasie wyjaśnienia blondynki. Prawdopodobnie mieli jeszcze chwilę czasu nim dotrą do skażonego likantropią wroga, mogli porozmawiać o najlepszych metodach na jego unicestwienie. Arystokrata podszedł do tematu rzeczowo, bowiem zawsze lubił mieć ułożony plan działania. Nie lubił ani improwizacji ani chaotycznego podejmowania decyzji, to zwykle nie kończyło się dobrze. Wciąż pamiętał wyprawę w głąb anomalii, aż do krakena - nie działali wtedy jak dobrze naoliwiony organizm, cudem uszli z życiem. Na chwilę ugrzązł w nieprzyjemnych wspomnieniach, jednakże pewny siebie głos Sigrun wyrwał czarodzieja z zamyślenia. Skoncentrował się na padających słowach, analizował dokładnie wszelkie informacje jakie przekazała mu kobieta. Żałował, że nie miał przy sobie srebra, z pewnością byłoby bardzo pomocne. Nie narzekał, musiał pomyśleć o alternatywach. Celowaniu w szyję, w kończyny, w oczy. Zrozumiał to doskonale. Obawiał się jedynie o swoje umiejętności, lecz na pewno Cyneric zrobi wszystko, żeby się udało. Teraz, kiedyś, później.
Wreszcie wędrówka dobiegła końca, ponieważ na ich drodze stanął mężczyzna. Rookwood bez ostrzeżenia rzuciła w niego zaklęcie uśmiercające. Niestety chybiła. - Prevaricator Ossis - powiedział krótko po niej, bez szczególnego zastanowienia. Celował w lewą rękę, sądząc, że nie była ona wiodąca. Musiał zaryzykować, skoro mieli działać od razu, zdecydowanie. Zaczął od prostszego zaklęcia, jednakże nie wiedział czy to wystarczy, musiał zaufać sobie samemu.
Cyneric po raz ostatni skinął Rookwood, po czym udał się wraz ze starcem oraz czarownicą do tuneli. Wąskie przejście nie wyglądało imponująco, lecz obojgu udało się przejść - mężczyzna zawrócił. Yaxley przyjął tą wiadomość ze spokojem, tak samo jak odwleczone w czasie wyjaśnienia blondynki. Prawdopodobnie mieli jeszcze chwilę czasu nim dotrą do skażonego likantropią wroga, mogli porozmawiać o najlepszych metodach na jego unicestwienie. Arystokrata podszedł do tematu rzeczowo, bowiem zawsze lubił mieć ułożony plan działania. Nie lubił ani improwizacji ani chaotycznego podejmowania decyzji, to zwykle nie kończyło się dobrze. Wciąż pamiętał wyprawę w głąb anomalii, aż do krakena - nie działali wtedy jak dobrze naoliwiony organizm, cudem uszli z życiem. Na chwilę ugrzązł w nieprzyjemnych wspomnieniach, jednakże pewny siebie głos Sigrun wyrwał czarodzieja z zamyślenia. Skoncentrował się na padających słowach, analizował dokładnie wszelkie informacje jakie przekazała mu kobieta. Żałował, że nie miał przy sobie srebra, z pewnością byłoby bardzo pomocne. Nie narzekał, musiał pomyśleć o alternatywach. Celowaniu w szyję, w kończyny, w oczy. Zrozumiał to doskonale. Obawiał się jedynie o swoje umiejętności, lecz na pewno Cyneric zrobi wszystko, żeby się udało. Teraz, kiedyś, później.
Wreszcie wędrówka dobiegła końca, ponieważ na ich drodze stanął mężczyzna. Rookwood bez ostrzeżenia rzuciła w niego zaklęcie uśmiercające. Niestety chybiła. - Prevaricator Ossis - powiedział krótko po niej, bez szczególnego zastanowienia. Celował w lewą rękę, sądząc, że nie była ona wiodąca. Musiał zaryzykować, skoro mieli działać od razu, zdecydowanie. Zaczął od prostszego zaklęcia, jednakże nie wiedział czy to wystarczy, musiał zaufać sobie samemu.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Wracamy stąd, -20 do kości
Nie spodziewał się, że zaklęcie powiedzie mu się na tyle, żeby wilkołak nie mógł uniknąć jego promienia. Cyneric nie do końca rozumiał mechanizm obszarówek, jednakże nie zamierzał też rozwodzić się nad tym teraz. Wilkołak wpadł do dołu, tyle go interesowało. Skinął Sigrun głową, nie będąc w stanie za bardzo rozmawiać - zwichnięta żuchwa wciąż dawała o sobie znać. Wolał ją oszczędzać, ponieważ czekało na nich inne, ważne zadanie, zaś sił brakowało coraz bardziej. Zresztą, niewiele zdziałał podczas tego wyczerpującego pojedynku.
Jeszcze stał chwilę w gotowości przypuszczając, że zawzięta bestia zaraz doskoczy do krawędzi dziury i rozpocznie kolejny, szaleńczy atak, jednakże nic takiego nie miało miejsca. Dopiero po dłuższym wpatrywaniu się w krawędzie wydrążonej w podłoży jamy mężczyzna opuścił nieznacznie różdżkę. Ręka opadła wzdłuż ciała, zaś głębokie westchnienie wydobyło z nozdrzy blondyna. Zerknął wtedy na Rookwood jakby oceniając jej stan zdrowia. Była równie poturbowana co on, lecz dawała sobie radę całkiem nieźle. - Chodźmy dalej - mruknął z trudnością poruszając szczęką i ruszył przodem. Uznawszy, że najwyżej będą musieli się ciągle odwracać za siebie, postanowił nie ryzykować z próbami ubicia wilkołaka. Ani się na tym nie znał - co można było zaobserwować podczas starcia - ani nie wierzył w swoje umiejętności oraz anomalie na tyle, żeby ryzykować kolejnymi obrażeniami. Byli już dość wykończeni i nie mogli mieć pewności co czekało na nich na końcu drogi. Być może w podziemnych tunelach było coś groźniejszego niż zarażony likantropią czarodziej.
Oby nie.
Szedł ciężkim krokiem czując odbierające dech w piersiach złamane żebro; Yaxley modlił się jedynie, żeby jego odłamek nie przebił mu płuc czy czegoś innego znajdującego się w pobliżu kości. Rozglądał się mimo to uważnie, co jakiś czas oglądając przez ramię i nasłuchując szarżującego na nich wilkołaka, lecz jak dotąd odpowiadała mu cisza.
Aż wreszcie faktycznie napotkali na swojej drodze coś strasznego. Wielkiego. Nie, przecież to troll. Wyraźnie niechętny do przesunięcia się i odkrycia przed nimi dalszej drogi. Na szczęście Cyneric komunikował się z tymi istotami w sposób biegły - chociaż doznane obrażenia nieco utrudniały przekaz konwersacji. Musiało to wyglądać komicznie, te wszystkie parsknięcia, gesty i inne mało eleganckie zachowania. Najważniejsze, że udało im się porozumieć i opasłe cielsko usunęło im się z drogi. Droga prowadziła do komnaty skrywającej w sobie to, czego poszukiwali - szczątków dementora. - Dotarliśmy - rzucił oczywistą oczywistością i kiwnął głową czarownicy, żeby zaczęła rytuał.
Nie spodziewał się, że zaklęcie powiedzie mu się na tyle, żeby wilkołak nie mógł uniknąć jego promienia. Cyneric nie do końca rozumiał mechanizm obszarówek, jednakże nie zamierzał też rozwodzić się nad tym teraz. Wilkołak wpadł do dołu, tyle go interesowało. Skinął Sigrun głową, nie będąc w stanie za bardzo rozmawiać - zwichnięta żuchwa wciąż dawała o sobie znać. Wolał ją oszczędzać, ponieważ czekało na nich inne, ważne zadanie, zaś sił brakowało coraz bardziej. Zresztą, niewiele zdziałał podczas tego wyczerpującego pojedynku.
Jeszcze stał chwilę w gotowości przypuszczając, że zawzięta bestia zaraz doskoczy do krawędzi dziury i rozpocznie kolejny, szaleńczy atak, jednakże nic takiego nie miało miejsca. Dopiero po dłuższym wpatrywaniu się w krawędzie wydrążonej w podłoży jamy mężczyzna opuścił nieznacznie różdżkę. Ręka opadła wzdłuż ciała, zaś głębokie westchnienie wydobyło z nozdrzy blondyna. Zerknął wtedy na Rookwood jakby oceniając jej stan zdrowia. Była równie poturbowana co on, lecz dawała sobie radę całkiem nieźle. - Chodźmy dalej - mruknął z trudnością poruszając szczęką i ruszył przodem. Uznawszy, że najwyżej będą musieli się ciągle odwracać za siebie, postanowił nie ryzykować z próbami ubicia wilkołaka. Ani się na tym nie znał - co można było zaobserwować podczas starcia - ani nie wierzył w swoje umiejętności oraz anomalie na tyle, żeby ryzykować kolejnymi obrażeniami. Byli już dość wykończeni i nie mogli mieć pewności co czekało na nich na końcu drogi. Być może w podziemnych tunelach było coś groźniejszego niż zarażony likantropią czarodziej.
Oby nie.
Szedł ciężkim krokiem czując odbierające dech w piersiach złamane żebro; Yaxley modlił się jedynie, żeby jego odłamek nie przebił mu płuc czy czegoś innego znajdującego się w pobliżu kości. Rozglądał się mimo to uważnie, co jakiś czas oglądając przez ramię i nasłuchując szarżującego na nich wilkołaka, lecz jak dotąd odpowiadała mu cisza.
Aż wreszcie faktycznie napotkali na swojej drodze coś strasznego. Wielkiego. Nie, przecież to troll. Wyraźnie niechętny do przesunięcia się i odkrycia przed nimi dalszej drogi. Na szczęście Cyneric komunikował się z tymi istotami w sposób biegły - chociaż doznane obrażenia nieco utrudniały przekaz konwersacji. Musiało to wyglądać komicznie, te wszystkie parsknięcia, gesty i inne mało eleganckie zachowania. Najważniejsze, że udało im się porozumieć i opasłe cielsko usunęło im się z drogi. Droga prowadziła do komnaty skrywającej w sobie to, czego poszukiwali - szczątków dementora. - Dotarliśmy - rzucił oczywistą oczywistością i kiwnął głową czarownicy, żeby zaczęła rytuał.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
128/213, -20
Ból był silny. Ból przypominał o sobie przy każdym, najlżejszym ruchu. Nie była tego świadoma, ale pękła jej śledziona, potrzebowała pilnej pomocy uzdrowiciela; na bladej skórze zaczęły pojawiać się pierwsze zasinienia. Nie wiedziała jak potoczyłaby się dalej ta walka, gdyby nie urok Yaxleya. Pod łapami zwierzęcia zapadła się ziemia, wilkołak zapadł się w głęboki dół, nie mając szansy, by wydostać się zeń samodzielnie, bez pomocy cudzej, bądź czarów. Sigrun chwilę trwała przy krawędzi dołu, spoglądając ze złością na szamoczącą i wyjącą z bólu bestię, próbowała wyssać z niej resztki sił witalnych - bezskutecznie. Z chwilowego otępienia wyrwał ją głos Cynerica, sugerujący, by ruszyli dalej. Spojrzała jeszcze raz na wilkołaka. W myśli wyrzucała sobie, że nie pomyślała o tym wcześniej, że nie spetryfikowała bestii na samym początku. Magia okazywała Sigrun tej nocy wyjątkowe nieposłuszeństwo. Nie rzuciła więc klątwy jeszcze raz, nie ryzykowała narażeniem się na anomalię, czy obrócenie czarnej magii przeciwko niej. Wilkołak nie stanowił już przeszkody - powinni byli ruszyć dalej. Czekało na nich zadania znacznie ważniejsze i musiała oszczędzać siły.
- Wrócę tu go dobić - oznajmiła cicho, nie wiedząc, czy tę złowrogą obietnicę składała bardziej sobie, czy też Yaxleyowi. Porażka w pojedynku z wilkołakiem była dla Sigrun ujmą na honorze, odbierała ja wyjątkowo osobiście.
Nie opuściła różdżki, nie wiedziała co czyha na nich dalej, miała złe przeczucia, które prędko się potwierdziły. Starzec nie uprzedził ich, że w tunelach Skara Brae czyha na nich coś więcej, niż rozwścieczony wilkołak - coś dużo większego chciałoby się rzec.
Z ciemności wyłoniła się potężna, barczysta sylwetka istoty o brązowej, przywodzącej na myśl błoto skórze. Rookwood prędko rozpoznała w niej trolla i już miała przekląć szpetnie, wyrzec formułę zaklęcia, które powaliłoby bestię, kiedy Cyneric zaczął chrząkać i żywo gestykulować. Nie znała trollińskiego, potrafiła go jednak rozpoznać; jeśli lord Yaxley zamierzał załatwić sprawę polubownie, mogła dać mu na to szansę. Oboje byli już osłabieni, nie mogli sobie pozwolić na to, aby kolejne siły odebrały im potężne ciosy trolla. Stała obok, milcząca, skupiona, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy, zapanować nad nerwami. Doświadczenie tresera trolli lorda Yaxley nie poszło w las. Paskudny olbrzym usunął im się z drogi potulnie; Sigrun nie wiedziała co Cyneric mu powiedział, co obiecał, ale to nie było w tym momencie istotnie. W kilka chwil później dotarli do komnaty, którą przepełniał wiatr niosący ze sobą wrzaski utrapionych dusz.
Pająk niepokoju przebiegł Rookwood po karku. Poczuła chłód, przeszył ją dreszcz, ale musiała stanowczo odgrodzić się od bolesnych wspomnień. Nie tracąc ani chwili dłużej uniosła różdżkę, celując nią w szczątki dementora - zamierzała zgodnie z instrukcjami badaczy spętać kłębiące się wokół dusze, zniewolić swoją czarną magią.
docelowa moc: ST 50
czarna magia
Ból był silny. Ból przypominał o sobie przy każdym, najlżejszym ruchu. Nie była tego świadoma, ale pękła jej śledziona, potrzebowała pilnej pomocy uzdrowiciela; na bladej skórze zaczęły pojawiać się pierwsze zasinienia. Nie wiedziała jak potoczyłaby się dalej ta walka, gdyby nie urok Yaxleya. Pod łapami zwierzęcia zapadła się ziemia, wilkołak zapadł się w głęboki dół, nie mając szansy, by wydostać się zeń samodzielnie, bez pomocy cudzej, bądź czarów. Sigrun chwilę trwała przy krawędzi dołu, spoglądając ze złością na szamoczącą i wyjącą z bólu bestię, próbowała wyssać z niej resztki sił witalnych - bezskutecznie. Z chwilowego otępienia wyrwał ją głos Cynerica, sugerujący, by ruszyli dalej. Spojrzała jeszcze raz na wilkołaka. W myśli wyrzucała sobie, że nie pomyślała o tym wcześniej, że nie spetryfikowała bestii na samym początku. Magia okazywała Sigrun tej nocy wyjątkowe nieposłuszeństwo. Nie rzuciła więc klątwy jeszcze raz, nie ryzykowała narażeniem się na anomalię, czy obrócenie czarnej magii przeciwko niej. Wilkołak nie stanowił już przeszkody - powinni byli ruszyć dalej. Czekało na nich zadania znacznie ważniejsze i musiała oszczędzać siły.
- Wrócę tu go dobić - oznajmiła cicho, nie wiedząc, czy tę złowrogą obietnicę składała bardziej sobie, czy też Yaxleyowi. Porażka w pojedynku z wilkołakiem była dla Sigrun ujmą na honorze, odbierała ja wyjątkowo osobiście.
Nie opuściła różdżki, nie wiedziała co czyha na nich dalej, miała złe przeczucia, które prędko się potwierdziły. Starzec nie uprzedził ich, że w tunelach Skara Brae czyha na nich coś więcej, niż rozwścieczony wilkołak - coś dużo większego chciałoby się rzec.
Z ciemności wyłoniła się potężna, barczysta sylwetka istoty o brązowej, przywodzącej na myśl błoto skórze. Rookwood prędko rozpoznała w niej trolla i już miała przekląć szpetnie, wyrzec formułę zaklęcia, które powaliłoby bestię, kiedy Cyneric zaczął chrząkać i żywo gestykulować. Nie znała trollińskiego, potrafiła go jednak rozpoznać; jeśli lord Yaxley zamierzał załatwić sprawę polubownie, mogła dać mu na to szansę. Oboje byli już osłabieni, nie mogli sobie pozwolić na to, aby kolejne siły odebrały im potężne ciosy trolla. Stała obok, milcząca, skupiona, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy, zapanować nad nerwami. Doświadczenie tresera trolli lorda Yaxley nie poszło w las. Paskudny olbrzym usunął im się z drogi potulnie; Sigrun nie wiedziała co Cyneric mu powiedział, co obiecał, ale to nie było w tym momencie istotnie. W kilka chwil później dotarli do komnaty, którą przepełniał wiatr niosący ze sobą wrzaski utrapionych dusz.
Pająk niepokoju przebiegł Rookwood po karku. Poczuła chłód, przeszył ją dreszcz, ale musiała stanowczo odgrodzić się od bolesnych wspomnień. Nie tracąc ani chwili dłużej uniosła różdżkę, celując nią w szczątki dementora - zamierzała zgodnie z instrukcjami badaczy spętać kłębiące się wokół dusze, zniewolić swoją czarną magią.
docelowa moc: ST 50
czarna magia
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Sigrun Rookwood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Anomalie znacząco utrudniały sprawę, zaś pokonanie wilkołaka samo w sobie było trudne. Dlatego Cyneric wchodził do tuneli pełen obaw o to, czy na pewno sobie poradzą. Jednakże nie spytał Sigrun jak dotąd zabijała te stworzenia - w pojedynkę czy w grupie kilku osób. Jak to zwykle robiła i dlaczego nie zabrali ze sobą potrzebnego sprzętu. Sam mógł zrobić rozeznanie i kupić odpowiednie przedmioty. Jak zwykle pomimo intensywnego myślenia niczego sensownego nie wymyślił - to oznaczało, że nie potrafił przygotować się na konkretne zadania. To z kolei wzbudzało w mężczyźnie wściekłość na samego siebie. Nie mógł dać się nią zawładnąć, skoro mieli zadanie do wykonania. Wciąż żyli, bestia została w dole. Musieli iść, wzbudzić czarnomagiczne moce oraz powiedzieć odpowiednią inkantację, żeby przynajmniej zabezpieczyć Azkaban przed członkami Zakonu Feniksa. Potem mogli ginąć, chociaż Yaxley zdecydowanie nie chciał tego robić. Miał żonę, całe życie przed sobą, tak jak całe życie przed sobą miała Rookwood. Nie powinni podejmować niepotrzebnego trudu, nie teraz.
Skinął bezgłośnie głową, ponieważ mówienie sprawiało mu trud. Wszystko przez cholerne zwichnięcie żuchwy. Nie był przekonany czy powrót w to miejsce i ciskanie zaklęciami zwabiającymi anomalie to był dobry pomysł, lecz znał Sigrun na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak bardzo była uparta. I że nie przekonałby ją niczym.
Dlatego nie kłopotał się tym bardziej, chociaż od czasu do czasu oglądał się za siebie wypatrując uwolnionego wilkołaka. Nie chciał zostać zaatakowany od tyłu, nie wtedy, kiedy najpewniej zbliżali się właśnie do celu tejże podróży. Wytężał wzrok, jednakże nie dostrzegł wokół nikogo poza trollem. Ten okaz był wyjątkowo silny, lecz jednocześnie proporcjonalnie głupi. Wystarczyło opowiedzieć mu kilka półprawd, żeby zyskać jego zaufanie. Tak silne, że pozwolił im wejść do docelowej komnaty. Cyneric podziękował mu, chociaż trolle raczej nie rozumiały kulturalnych gestów.
Weszli do środka i ogarnął ich przerażający chłód. Paradoksalnie przyniósł on niewielkie ukojenie dla jątrzących się ran oraz obrażeń. Niestety ogarniający ich strach oraz zwątpienie nie przyniosły zbyt wiele pożytku. Pomimo to obserwował spokojnie jak czarownica sięgnęła po czarną magię i spętała znajdujące się w pomieszczeniu dusze. Teraz nadszedł jego moment. - Protego Kletva - rzucił najnastaranniej, chociaż żuchwa odmawiała mu posłuszeństwa. Dlatego musiał cedzić każde słowo, zgłoskę, wytężać mięśnie oraz język. Poruszył nadgarstkiem starając się osiągnąć najniższą z możliwych opcji. Niestety był zbyt osłabiony, zaś jego umiejętności śmiesznie niskie, zatem nie zdecydował się zaryzykować. I tak nie mógł mieć pewności czy to pomoże.
Niska moc, ST 30.
Skinął bezgłośnie głową, ponieważ mówienie sprawiało mu trud. Wszystko przez cholerne zwichnięcie żuchwy. Nie był przekonany czy powrót w to miejsce i ciskanie zaklęciami zwabiającymi anomalie to był dobry pomysł, lecz znał Sigrun na tyle dobrze, żeby wiedzieć jak bardzo była uparta. I że nie przekonałby ją niczym.
Dlatego nie kłopotał się tym bardziej, chociaż od czasu do czasu oglądał się za siebie wypatrując uwolnionego wilkołaka. Nie chciał zostać zaatakowany od tyłu, nie wtedy, kiedy najpewniej zbliżali się właśnie do celu tejże podróży. Wytężał wzrok, jednakże nie dostrzegł wokół nikogo poza trollem. Ten okaz był wyjątkowo silny, lecz jednocześnie proporcjonalnie głupi. Wystarczyło opowiedzieć mu kilka półprawd, żeby zyskać jego zaufanie. Tak silne, że pozwolił im wejść do docelowej komnaty. Cyneric podziękował mu, chociaż trolle raczej nie rozumiały kulturalnych gestów.
Weszli do środka i ogarnął ich przerażający chłód. Paradoksalnie przyniósł on niewielkie ukojenie dla jątrzących się ran oraz obrażeń. Niestety ogarniający ich strach oraz zwątpienie nie przyniosły zbyt wiele pożytku. Pomimo to obserwował spokojnie jak czarownica sięgnęła po czarną magię i spętała znajdujące się w pomieszczeniu dusze. Teraz nadszedł jego moment. - Protego Kletva - rzucił najnastaranniej, chociaż żuchwa odmawiała mu posłuszeństwa. Dlatego musiał cedzić każde słowo, zgłoskę, wytężać mięśnie oraz język. Poruszył nadgarstkiem starając się osiągnąć najniższą z możliwych opcji. Niestety był zbyt osłabiony, zaś jego umiejętności śmiesznie niskie, zatem nie zdecydował się zaryzykować. I tak nie mógł mieć pewności czy to pomoże.
Niska moc, ST 30.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Pokonanie wilkołaka w pojedynkę było możliwe, lecz to nie lada wyczyn, bardzo trudny i wymagający ogromnej wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Sigrun pracowała jako łowczyni wilkołaków zaledwie kilka lat, a choć mogła się poszczycić rozległą wiedzą o tych stworzeniach i talentem do łowiectwa jako takiego, o tyle wciąż wiele pracy było przed nią. Największe szanse powodzenia miało się w grupie; w zgranym zespole, który potrafił przewidywać własne ruchy i i zamierzenia, gdzie nie potrzeba było słów. Z Cynericiem nigdy wcześniej nie współpracowali ze sobą na podobnej płaszczyźnie, musiała udzielić mu instrukcji na szybko, zdawkowych, niepełnych, bo w pośpiechu; nie znała jego umiejętności i stylu walki, nie wiedziała czego się po nim spodziewać, a on nie wiedział czego spodziewać się po niej. Nic więc dziwnego, że potyczka z wilkołakiem szła im wyjątkowo opornie, zwłaszcza biorąc pod uwagę niesprzyjające im anomalie, czyniące magię nieposłuszną. W ostatecznym rozrachunku udało im się dotrzeć do celu - to było najważniejsze. Rany pulsowały bólem, przy każdym, najmniejszym ruchu, Sigrun kierowała jednak niesamowita determinacja, zmuszająca do skupienia, do kolejnego kroku, do wytężenia własnej mocy.
Chłodne powietrze w komnacie drgało od krzyków udręczonych ofiar. Rookwood znieruchomiała na kilka chwil, wpatrując się w to, co z dementora pozostało; pająk strachu przebiegł jej po karku, naprawdę bala się tych pieprzonych stworzeń. Już od dawna, odkąd odprowadzała więźnia do Azkabanu, ale po czerwcowej nocy... Wciąż prześladowały ją koszmary, budziła się z nich z krzykiem na ustach i zimnem, które przeniknęło aż do szpiku kości. Zepchnęła te wspomnienia poza krawędź świadomości, zacisnęła zęby i skupiła na postawionym przed nimi zadaniu - musiała spętać te szczątki dusz.
Kosztowało ją to nieco wysiłku, była obolała i osłabiona, ale udało się, a na usta wpłynął pełen triumfu uśmiech. Przyciągnęła szczątki dusz, scalając je w całość, a z niej Yaxley miał utkać barierę. Rookwood spojrzała na łowcę trolli wyczekująco, z nadzieją. Chciała pojawić się w Białej Wywernie z dobrymi wieściami, z kolejnym sukcesem na koncie, tak mocno pragnęła się wykazać i zadowolić swego Pana.
Czuła jednak doskonale, że moc Yaxleya jest zbyt słaba, że bariera nie została wzmocniona prawidłowo - a mieli tylko jedną szansę. Tyle poszło na marne... Przygryzła z frustracji wargę, na Yaxleya spojrzała ze złością.
- Musimy zabić skurwiela - wyrzekła w końcu pełnym napięcia głosem, po kilku chwilach milczenia.
Nie mogli pozostawić wilkołaka w tym dole. Zwłaszcza teraz. Sigrun czuła gniew i potrzebowała go wyładować; najlepiej na bestii, której tak płomiennie nienawidziła.
Jeszcze przed świtem i ona, i Cyneric opuścili Skara Brae.
| zt x2
Chłodne powietrze w komnacie drgało od krzyków udręczonych ofiar. Rookwood znieruchomiała na kilka chwil, wpatrując się w to, co z dementora pozostało; pająk strachu przebiegł jej po karku, naprawdę bala się tych pieprzonych stworzeń. Już od dawna, odkąd odprowadzała więźnia do Azkabanu, ale po czerwcowej nocy... Wciąż prześladowały ją koszmary, budziła się z nich z krzykiem na ustach i zimnem, które przeniknęło aż do szpiku kości. Zepchnęła te wspomnienia poza krawędź świadomości, zacisnęła zęby i skupiła na postawionym przed nimi zadaniu - musiała spętać te szczątki dusz.
Kosztowało ją to nieco wysiłku, była obolała i osłabiona, ale udało się, a na usta wpłynął pełen triumfu uśmiech. Przyciągnęła szczątki dusz, scalając je w całość, a z niej Yaxley miał utkać barierę. Rookwood spojrzała na łowcę trolli wyczekująco, z nadzieją. Chciała pojawić się w Białej Wywernie z dobrymi wieściami, z kolejnym sukcesem na koncie, tak mocno pragnęła się wykazać i zadowolić swego Pana.
Czuła jednak doskonale, że moc Yaxleya jest zbyt słaba, że bariera nie została wzmocniona prawidłowo - a mieli tylko jedną szansę. Tyle poszło na marne... Przygryzła z frustracji wargę, na Yaxleya spojrzała ze złością.
- Musimy zabić skurwiela - wyrzekła w końcu pełnym napięcia głosem, po kilku chwilach milczenia.
Nie mogli pozostawić wilkołaka w tym dole. Zwłaszcza teraz. Sigrun czuła gniew i potrzebowała go wyładować; najlepiej na bestii, której tak płomiennie nienawidziła.
Jeszcze przed świtem i ona, i Cyneric opuścili Skara Brae.
| zt x2
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Skara Brae, Sandwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja