Złoty Znicz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Złoty Znicz
To równie urokliwe, co i pulsujące magią miejsce słynie wśród społeczności czarodziejów za jedną z najlepszych, jak i najdroższych kafeterii w całej Anglii. Nic więc dziwnego, że ulokowana jest na tejże właśnie dzielnicy Londynu, w Kensington and Chelsea, a co ciekawe - dokładnie naprzeciw samego Notting Hill. Skryta przed niepożądanymi oczami mugoli, przybierając postać wiecznie nieczynnego zakładu garmażeryjnego, prawdziwych czarodziejów olśniewa swym szykiem i elegancją.
Wejścia doń strzegą dwa pozłacane Psidwaki. Można tu spotkać głównie przedstawicieli rodów arystokratycznych i czystokrwistych, mugolaki nie się mile widziane przez zazwyczaj bawiące tu osoby, choć oficjalnie nikt im nie broni wstępu. Tuż za drzwiami, ulokowany jest marmurowy korytarz zakończony kilkoma zdobnymi schodkami prowadzącymi do ogromnej sali pełnej wysadzanych najrozmaitszymi skarbami kolumienek, które mienią się magicznie wszystkimi kolorami tęczy. Dookoła nich poustawiano mrowie dębowych stolików z ozdobnymi, zabytkowymi lampami kolonialnymi, a także krzesła o wygodzie, o jakiej nie śniło się nikomu. Gdzieniegdzie umiejscowiono tropikalne rośliny, a także powywieszano czarodziejskie obrazy. Łukowe okna wpuszczają do środka ogrom światła, zawsze czystego i ciepłego - nie bez powodu jednak, gdyż tutejszy właściciel zadbał o to, aby wyposażyć swój lokal w okna identyczne, co w samym Ministerstwie Magii, dzięki czemu reguluje czarami panującą za nimi pogodę. Na samym środku zaś stoi prawdziwy skarb - zabytkowy trzynastowieczny fortepian z ręcznie kutymi przez gobliny zdobieniami. Co piątki organizowane są na nim wieczorne koncerty jednego z najsłynniejszych w Anglii muzyków, samego Gilderoy'a Mantykorę.
Pomimo, że miejsce przeznaczone jest głównie dla arystokracji, mile widziane są tu osoby wywodzące się z "gorszych" grup, jeżeli są przedstawicielami ważnych w środowisku czarodziejów zawodów bądź ogólniej mówiąc, osobistościami popularnymi takimi jak: członkowie Wizengamotu, szefowie rozmaitych departamentów, gwiazdy quidditcha czy politycy. Innymi słowy miejsce to zarezerwowane jest jedynie dla elit, co jednak nie dziwi nikogo, zwłaszcza zważywszy na ceny tutejszych przysmaków. Podobno bywa tu i sam Minister Magii.
Wejścia doń strzegą dwa pozłacane Psidwaki. Można tu spotkać głównie przedstawicieli rodów arystokratycznych i czystokrwistych, mugolaki nie się mile widziane przez zazwyczaj bawiące tu osoby, choć oficjalnie nikt im nie broni wstępu. Tuż za drzwiami, ulokowany jest marmurowy korytarz zakończony kilkoma zdobnymi schodkami prowadzącymi do ogromnej sali pełnej wysadzanych najrozmaitszymi skarbami kolumienek, które mienią się magicznie wszystkimi kolorami tęczy. Dookoła nich poustawiano mrowie dębowych stolików z ozdobnymi, zabytkowymi lampami kolonialnymi, a także krzesła o wygodzie, o jakiej nie śniło się nikomu. Gdzieniegdzie umiejscowiono tropikalne rośliny, a także powywieszano czarodziejskie obrazy. Łukowe okna wpuszczają do środka ogrom światła, zawsze czystego i ciepłego - nie bez powodu jednak, gdyż tutejszy właściciel zadbał o to, aby wyposażyć swój lokal w okna identyczne, co w samym Ministerstwie Magii, dzięki czemu reguluje czarami panującą za nimi pogodę. Na samym środku zaś stoi prawdziwy skarb - zabytkowy trzynastowieczny fortepian z ręcznie kutymi przez gobliny zdobieniami. Co piątki organizowane są na nim wieczorne koncerty jednego z najsłynniejszych w Anglii muzyków, samego Gilderoy'a Mantykorę.
Pomimo, że miejsce przeznaczone jest głównie dla arystokracji, mile widziane są tu osoby wywodzące się z "gorszych" grup, jeżeli są przedstawicielami ważnych w środowisku czarodziejów zawodów bądź ogólniej mówiąc, osobistościami popularnymi takimi jak: członkowie Wizengamotu, szefowie rozmaitych departamentów, gwiazdy quidditcha czy politycy. Innymi słowy miejsce to zarezerwowane jest jedynie dla elit, co jednak nie dziwi nikogo, zwłaszcza zważywszy na ceny tutejszych przysmaków. Podobno bywa tu i sam Minister Magii.
Znamy się od tylu lat, a nigdy nawet przez myśl nie przeszło mi to, że mógłbym się tobą znudzić. Pewnie gdyby taka możliwość pojawiła się w mojej głowie, nie wierzyłbym święcie w to, że w dogodnym dla nas obojga momencie porzucisz swoje nazwisko na rzecz mojego. Wiele się pozmieniało od tego czasu, gorzkie rozczarowania sprawiły, że z utajonego romantyka zmieniłem się w zupełnie niekryjącego się cynika. Ale zapominam o tym trochę przy tobie. Czy jeśli powiedziałbym w tym momencie, że chcę dla nas zupełnie innej przyszłości, coś by się zmieniło? Pomimo tego, że moja znajomość z Linette nie zawsze jest usiana różami, szczególnie teraz i pomimo tego, że nie wykręciłem się ze wszystkiego z powodów czysto utylitarnych (co to by był za skandal), gdy dowiedziałem się, że panna Greengrass zapragnęła zastąpić mnie Cezarem, o czym zapewne też wiesz, skoro rozmawiacie o wszystkim, nie jestem pewny jak wyglądałyby moje notowania, gdybyś postawiła na jednej szali swoją kuzynkę, a na drugiej mnie.
Przytaknąłem, upijając kolejny łyk alkoholu. Właściwie to przytakiwałem dzisiaj bardzo wiele, patrz, Venus, jaki zgodny i uległy jestem, gdy nie mówię niemiłych dla twych uszu rzeczy i nie straszę cię posiadaniem informacji, które bardzo zainteresowałyby twoją rodzinę. Może nasza rozmowa toczyłaby się lepiej, gdybym również pozostał przy herbacie. Albo (nawet lepiej) gdybyś ty poszła w moje ślady skrapiane ognistą whisky. Udaję opanowanego, gdy kolejne słowa wylatują z mych ust, ale nie jestem pewien czy zachowywałbym równie stoicki spokój, gdybym nie był już odpowiednio znieczulony na głupie odruchy serca, które zwykłaś u mnie budzić.
- Zgodnie z równouprawnieniem, do którego podobno zmierzamy, mężczyźni najwyraźniej nie mają zamiaru pozostawać w tyle. - stwierdziłem i przytaknąłem ponownie, bo faktycznie, pan Skeeter lubi się dobrze bawić i zdarza mu się za bardzo zabalować. Jak na kogoś, kto nie ma z nim zupełnie kontaktu, znasz go bardzo dobrze, droga Venus! Ale to zapewne tylko kobieca intuicja. - Nie powinienem sugerować takich rzeczy w towarzystwie damy, jesteś naprawdę wspaniałomyślna. Więcej nie poruszę tego tematu i poproszę również pana Skeetera, żeby powściągnął swoje wybujałe opowieści, zanim ściągną na ciebie nieszczęście. - może rozminąłem się z powołaniem i powinienem zostać aktorem? Zresztą ty również, bo z każdym kolejnym łykiem trunku coraz bardziej powątpiewam w rewelacje Luno, a wierzę tobie. Ale umówmy się, że twarz Luno nie wywołuje u mnie aż tak skrajnych emocji. I może wolałbym nawet wierzyć w to, że nie masz z nim nic wspólnego.
Przytaknąłem, upijając kolejny łyk alkoholu. Właściwie to przytakiwałem dzisiaj bardzo wiele, patrz, Venus, jaki zgodny i uległy jestem, gdy nie mówię niemiłych dla twych uszu rzeczy i nie straszę cię posiadaniem informacji, które bardzo zainteresowałyby twoją rodzinę. Może nasza rozmowa toczyłaby się lepiej, gdybym również pozostał przy herbacie. Albo (nawet lepiej) gdybyś ty poszła w moje ślady skrapiane ognistą whisky. Udaję opanowanego, gdy kolejne słowa wylatują z mych ust, ale nie jestem pewien czy zachowywałbym równie stoicki spokój, gdybym nie był już odpowiednio znieczulony na głupie odruchy serca, które zwykłaś u mnie budzić.
- Zgodnie z równouprawnieniem, do którego podobno zmierzamy, mężczyźni najwyraźniej nie mają zamiaru pozostawać w tyle. - stwierdziłem i przytaknąłem ponownie, bo faktycznie, pan Skeeter lubi się dobrze bawić i zdarza mu się za bardzo zabalować. Jak na kogoś, kto nie ma z nim zupełnie kontaktu, znasz go bardzo dobrze, droga Venus! Ale to zapewne tylko kobieca intuicja. - Nie powinienem sugerować takich rzeczy w towarzystwie damy, jesteś naprawdę wspaniałomyślna. Więcej nie poruszę tego tematu i poproszę również pana Skeetera, żeby powściągnął swoje wybujałe opowieści, zanim ściągną na ciebie nieszczęście. - może rozminąłem się z powołaniem i powinienem zostać aktorem? Zresztą ty również, bo z każdym kolejnym łykiem trunku coraz bardziej powątpiewam w rewelacje Luno, a wierzę tobie. Ale umówmy się, że twarz Luno nie wywołuje u mnie aż tak skrajnych emocji. I może wolałbym nawet wierzyć w to, że nie masz z nim nic wspólnego.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Przyznam się szczerze, że nie wiem jak to do końca jest z tym Caesarem. Wiem tylko tyle, że zranił okrutnie moją kuzynkę, a co za tym idzie, mam go ochotę udusić. Nie jestem jednak przekonana, czy ty jesteś jedynie zastępstwem Perseuszu. Linette nie jest osobą, która jest wyrachowana, a jeśli robi źle, to nie naumyślnie. Sądzę, że naprawdę macie szansę na wspaniałe życie u swego boku, o ile będziesz ją szanował. Nie wiem na ile to u ciebie możliwe, lecz mam nadzieję, że nie spieprzysz sprawy. Kto by przypuszczał, że ze mnie taka altruistka? Że nie zniweczę waszych planów w pył, jak to zwykłam robić wtedy, kiedy nie dostawałam tego, czego chcę? Może po prostu wybrałeś dobrą partnerkę i tego się trzymaj. To znaczy, wiadomo, że ja byłabym lepsza, jednak no cóż, szansa minęła, musimy żyć z konsekwencjami naszych wyborów.
Choć to nie oznacza, że nie zabiłabym cię najchętniej.
Dobrze, że nie piłam wraz z tobą. Nieprzyzwyczajona do spożywania alkoholu na pewno szybko bym się upiła. A wtedy nie dość, że mogłabym zrobić coś niewłaściwego, to jeszcze mogłabym ci zrobić scenę nad mym zmarnowanym życiem. Dodatkowo pojawiłoby się niebezpieczeństwo wydania moich sekretów przed wszystkimi ludźmi siedzącymi w Złotym Zniczu. Nie jestem gotowa na taki skandal, na taki upadek. Przecież wciąż naiwnie wierzę, że cała sprawa się jeszcze jakoś rozwiąże. Koniecznie z korzyścią dla mnie. A że los bywa przewrotny i okrutny? Cóż, za mocno w siebie wierzę i nie dopuszczam widma porażki do swojej świadomości.
- Oczywiście. Już niedługo mężczyźni wreszcie doczekają się poprawy warunków bytowych i zrównają ilością praw do ilości praw kobiet - powiedziałam wesolutko, co oczywiście miało być żartem, ale kto wie, może i była w tym ukryta złośliwość? Niczego nie można się spodziewać po nas, wychowankach Slytherinu.
Nie wiem czy to kobieca intuicja. Chyba wystarczy być kobietą i interesować się plotkami.
- Wspaniale, bo mi chyba niezręcznie byłoby poruszać ten temat zważywszy na naszą nikłą znajomość z panem Skeeterem - stwierdziłam stanowczo. - Ciężko go jednak winić - dodałam, stosując w swoją stronę zabójczy komplement. - Za to widzę, że wasza znajomość jest dość... intensywna - powiedziałam jeszcze, uśmiechając się lekko. Coś mi tam Luno gadał pewnie, ale dobra.
Choć to nie oznacza, że nie zabiłabym cię najchętniej.
Dobrze, że nie piłam wraz z tobą. Nieprzyzwyczajona do spożywania alkoholu na pewno szybko bym się upiła. A wtedy nie dość, że mogłabym zrobić coś niewłaściwego, to jeszcze mogłabym ci zrobić scenę nad mym zmarnowanym życiem. Dodatkowo pojawiłoby się niebezpieczeństwo wydania moich sekretów przed wszystkimi ludźmi siedzącymi w Złotym Zniczu. Nie jestem gotowa na taki skandal, na taki upadek. Przecież wciąż naiwnie wierzę, że cała sprawa się jeszcze jakoś rozwiąże. Koniecznie z korzyścią dla mnie. A że los bywa przewrotny i okrutny? Cóż, za mocno w siebie wierzę i nie dopuszczam widma porażki do swojej świadomości.
- Oczywiście. Już niedługo mężczyźni wreszcie doczekają się poprawy warunków bytowych i zrównają ilością praw do ilości praw kobiet - powiedziałam wesolutko, co oczywiście miało być żartem, ale kto wie, może i była w tym ukryta złośliwość? Niczego nie można się spodziewać po nas, wychowankach Slytherinu.
Nie wiem czy to kobieca intuicja. Chyba wystarczy być kobietą i interesować się plotkami.
- Wspaniale, bo mi chyba niezręcznie byłoby poruszać ten temat zważywszy na naszą nikłą znajomość z panem Skeeterem - stwierdziłam stanowczo. - Ciężko go jednak winić - dodałam, stosując w swoją stronę zabójczy komplement. - Za to widzę, że wasza znajomość jest dość... intensywna - powiedziałam jeszcze, uśmiechając się lekko. Coś mi tam Luno gadał pewnie, ale dobra.
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Sam nie do końca wiem, jak to jest z tym Caesarem, w końcu kiedy kilka dni temu próbowałem poruszyć temat z Linette, żeby nie miała mylnego wrażenia, że z powodzeniem trzyma mnie w niewiedzy, uciekła w popłochu i nie mam z nią kontaktu do tej pory. Pewnie przyjdzie porozmawiać z tobą, wszechwiedzącą Venus, bo tak naprawdę jesteś niewidoczną, trzecią osobą w naszym związku i wdzięcznie pociągasz za sznurki kierujące panną Greengrass. Nie wiadomo jak wszystko by wyglądało bez twojego wkładu, ale jedno jest pewne - lepiej, że masz na Linette większy wpływ niż Polly. Może nie myślę racjonalnie teraz, kiedy znowu nie układa mi się bajkowo z twoją kuzynką i kiedy jestem już całkiem nieźle znieczulony ognistą, ale gdybyś właśnie teraz miała chęć zniweczyć moje plany matrymonialne, nie miałbym absolutnie nic przeciwko. Moglibyśmy wywołać skandal bez możliwości powrotu, moglibyśmy się spalić w oczach wszystkich raz, a dobrze, właśnie w Złotym Zniczu. Bylibyśmy skazani na siebie i kto wie, może jeszcze znienawidziłabyś mnie za to bardziej, gdy już opadłyby emocje. Ale sprawy zaszły już chyba za daleko i musimy odgrywać role, które na siebie wzięliśmy.
- Z największą niecierpliwością czekam na to, aż mężczyźni wyzwolą się z gorsetów i w końcu będą mogli normalnie oddychać. - och jakież życie było niesprawiedliwe dla przedstawicieli płci męskiej! Jeszcze brakuje nam intuicji i nie wolno otwarcie przyznawać się do zamiłowania do plotkowania, skandal.
- Oczywiście. Nie musisz się tym kłopotać, przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić po swoim pokazie grubiaństwa. - tak tak, im dalej w las tym więcej drzew, a ja już bardziej wierzyłem tobie niż sobie. Taki talent do przekonywania powinnaś sobie wpisać w CV. Uśmiechnąłem się lekko, chociaż naturalnie musiałem ci przyznać rację, ciężko winić Luno czy kogokolwiek innego, kto znalazłby się na jego miejscu. - Mamy całkiem dużo wspólnych zainteresowań. - odpowiedziałem enigmatycznie, odnosząc się raczej do naszych barowych eskapad, w trakcie których przy kielichu rozmawiamy również o pięknych kobietach, zupełnie takich jak ty. Nie wspominiałem jednak nawet o tym, że swojego czasu pan Skeeter podróżował razem ze mną, przemieszkiwał w moim rodzinnym domu w Shropshire, a na dodatek opłacam jego kurs wiedźmiej straży, bo bardziej niż w magię długu materialnego wierzę w magię niewykorzystanych przysług.
- Z największą niecierpliwością czekam na to, aż mężczyźni wyzwolą się z gorsetów i w końcu będą mogli normalnie oddychać. - och jakież życie było niesprawiedliwe dla przedstawicieli płci męskiej! Jeszcze brakuje nam intuicji i nie wolno otwarcie przyznawać się do zamiłowania do plotkowania, skandal.
- Oczywiście. Nie musisz się tym kłopotać, przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić po swoim pokazie grubiaństwa. - tak tak, im dalej w las tym więcej drzew, a ja już bardziej wierzyłem tobie niż sobie. Taki talent do przekonywania powinnaś sobie wpisać w CV. Uśmiechnąłem się lekko, chociaż naturalnie musiałem ci przyznać rację, ciężko winić Luno czy kogokolwiek innego, kto znalazłby się na jego miejscu. - Mamy całkiem dużo wspólnych zainteresowań. - odpowiedziałem enigmatycznie, odnosząc się raczej do naszych barowych eskapad, w trakcie których przy kielichu rozmawiamy również o pięknych kobietach, zupełnie takich jak ty. Nie wspominiałem jednak nawet o tym, że swojego czasu pan Skeeter podróżował razem ze mną, przemieszkiwał w moim rodzinnym domu w Shropshire, a na dodatek opłacam jego kurs wiedźmiej straży, bo bardziej niż w magię długu materialnego wierzę w magię niewykorzystanych przysług.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Skoro tak, to powinnam ją może nakłaniać do tego, aby z tobą zerwała? Niestety, nie mam ku temu żadnych powodów, prócz oczywiście zazdrości, lecz śmiem uważać, że to kiepski doradca. Dlatego robię wszystko, aby było wam dobrze, to dopiero dramat. I bezsensowne działania, bo od kiedy jestem altruistką? Posiadanie bliskich jest zdecydowanie przereklamowane, bo trzeba się liczyć z ich zdaniem i uczuciami. Nie lubię się liczyć ze zdaniem i uczuciami innych, jestem rasową egoistką. Która najchętniej by cię zbałamuciła Persie dla swoich własnych korzyści, nie patrząc na nic. Pewnie nie miałbyś nic przeciwko, w końcu domyślam się, że uwielbiasz kobiety wszelakiej maści. A kiedy te cię jeszcze kokietują, albo wskakują do łóżka! Niestety, musimy zostać na rozmowach przy herbatce. Na pewno jednak jest mnóstwo dzierlatek, które chętnie się wproszą do twojej sypialni. Dlatego nic straconego. Bo widzisz, ja muszę być wspaniałą kuzynką i przyjaciółką w jednym. Jedyne, na co mogę czekać, to na rozwój wypadków. Tylko pamiętaj o niekrzywdzeniu Linette. A ja postaram się, aby była dla ciebie miła, ale nie mogę niczego obiecać. W końcu żaden mój interes w tym!
Tymczasem zaś sobie klawo gawędzimy. A ja się zastanawiam czy nie powinnam już uciekać, skoro dopiłam swoją herbatę. Jeść nic nie zamierzam, obawiam się, że od twoich rewelacji zakrztuszę się czymś. No, a poza tym przytyję i będę obleśna. Wolę więc coś sączyć i udawać zainteresowanie. Choć najchętniej bym zwiała gdzie pieprz rośnie, byle nie musieć walczyć z odruchem chwycenia cię za rękę i wypowiedzenia wszystkiego, co przez te lata wypowiedziane nie zostało.
- Nie oczekiwałabym jednak, że nastąpi to jakoś szczególnie szybko. My, kobiety, lubimy uległość mężczyzn - rzekłam, uśmiechając się lekko. Hm, nie powinnam wygadywać takich bzdur, szczególnie w tak znamienitym miejscu, ale skoro już tyle zostało między nami wypowiedziane, to dlaczego nie?
Mój uśmiech pogłębił się, a ja odrzuciłam moje długie włosy do tyłu.
- Naprawdę? Zaskakuje mnie pan, panie Avery. Wspólne zainteresowania arystokraty i człowieka ze skazą, fascynujące. Oby tylko nie przekształciło się to w przyjaźń - dodałam, podejrzanie wesoło. Ot, ciocia dobra rada. Nieważne, że mnie czystość krwi zupełnie nie interesowała. Ważne, że trzeba sprawiać odpowiednie wrażenie, a teraz każdy chce być postrzegany jako ktoś, kto brzydzi się brudną krwią. A to wszystko podczas ataku rozlicznych brzydkich i zaniedbanych ludzi, co się bagatelizuje, a mnie wprawia w ogromny smutek i przerażenie jednocześnie. -No, ale mniejsza o to. Czekał pan na kogoś? - Spróbowałam zmienić temat. A nuż okaże się, że owszem i będę mieć pretekst do wyjścia?
Tymczasem zaś sobie klawo gawędzimy. A ja się zastanawiam czy nie powinnam już uciekać, skoro dopiłam swoją herbatę. Jeść nic nie zamierzam, obawiam się, że od twoich rewelacji zakrztuszę się czymś. No, a poza tym przytyję i będę obleśna. Wolę więc coś sączyć i udawać zainteresowanie. Choć najchętniej bym zwiała gdzie pieprz rośnie, byle nie musieć walczyć z odruchem chwycenia cię za rękę i wypowiedzenia wszystkiego, co przez te lata wypowiedziane nie zostało.
- Nie oczekiwałabym jednak, że nastąpi to jakoś szczególnie szybko. My, kobiety, lubimy uległość mężczyzn - rzekłam, uśmiechając się lekko. Hm, nie powinnam wygadywać takich bzdur, szczególnie w tak znamienitym miejscu, ale skoro już tyle zostało między nami wypowiedziane, to dlaczego nie?
Mój uśmiech pogłębił się, a ja odrzuciłam moje długie włosy do tyłu.
- Naprawdę? Zaskakuje mnie pan, panie Avery. Wspólne zainteresowania arystokraty i człowieka ze skazą, fascynujące. Oby tylko nie przekształciło się to w przyjaźń - dodałam, podejrzanie wesoło. Ot, ciocia dobra rada. Nieważne, że mnie czystość krwi zupełnie nie interesowała. Ważne, że trzeba sprawiać odpowiednie wrażenie, a teraz każdy chce być postrzegany jako ktoś, kto brzydzi się brudną krwią. A to wszystko podczas ataku rozlicznych brzydkich i zaniedbanych ludzi, co się bagatelizuje, a mnie wprawia w ogromny smutek i przerażenie jednocześnie. -No, ale mniejsza o to. Czekał pan na kogoś? - Spróbowałam zmienić temat. A nuż okaże się, że owszem i będę mieć pretekst do wyjścia?
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Może powinnaś. Wszyscy wierząc w to, że robimy dobrze, głupio uwikłaliśmy się w dziwne układy, z których nie ma dobrego wyjścia, a w których ciężko jest pozostać ze świadomością, że szansa przeszła tuż przed nosem. O wiele łatwiej było mi wierzyć w słuszność swoich racji, gdy znajdowałaś się tysiące mil ode mnie i nie czułem tego wiszącego w powietrzu napięcia, przez które wydaje mi się, że gdybym tylko dotknął twojej dłoni, każdy skrawek mojego ciała zacząłby palić żywym ogniem. Może największą krzywdę zrobiliśmy sobie, kiedy zatrzymaliśmy nasze relacje na etapie czysto platonicznym, może w innym wypadku rozeszlibyśmy się bez żalu, nie zastanawiając się nigdy nad alternatywnym biegiem zdarzeń.
Klawo sobie gawędzimy, a ja wystukuję palcami na stole dziwny rytm, chociaż najchętniej roztrzaskałbym swoją szklankę w drobny mak i krzyczał ile sił w płucach z bezsilności pożerającej mnie żywcem. Wewnątrz mnie wszystko już woła o pomstę do nieba, jednak dalej raczę cię ciepłym uśmiechem i spojrzeniem pełnym uprzejmego zainteresowania.
- Moja droga, chyba powinnaś napisać na ten temat książkę, bo jakim cudem świat ma się stawać lepszym miejscem, jeśli my, podgatunek męski, dalej jesteśmy karmieni kłamstwem i uczeni, że pantoflarstwo to gwóźdź do trumny każdego udanego związku? - stwierdziłem, upijając łyk whisky. W sumie wmówiłaś mi już dzisiaj tyle rzeczy, że może z powodzeniem wmówisz mi również, że życie faktycznie byłoby prostsze, gdyby mężczyźni bez szemrania podporządkowali się życzeniom kobiet.
- Nie musisz się tym martwić, od czasów szkolnych niewiele się zmieniłem, przyjaźń wciąż jest mi obca. - oznajmiłem niefrasobliwym tonem, jakbym komentował pogodę, a nie swój fundamentalny brak zaufania do wszystkiego, co się rusza. Utrzymuję kontakty z ludźmi, jeśli moja chłodna kalkulacja mówi, że ma to sens, utrzymuję kontakty z ludźmi, jeśli moja intuicja mówi, że mają potencjał, ale porzucam ich bez chwili zawahania, jeśli termin ważności naszych relacji dobiega końca. Tylko w nasz termin ważności uwierzyć wciąż nie mogę. - Nie, dzienny limit interakcji towarzyskich mam już wyczerpany. A ty? Przyszłaś się z kimś spotkać? - choć dalej uparcie odmawiałem używania zwrotów w stylu "panno Parkinson", swoim pytaniem dałem ci jednak furtkę do opuszczenia stolika, przy których oboje się dusimy.
Klawo sobie gawędzimy, a ja wystukuję palcami na stole dziwny rytm, chociaż najchętniej roztrzaskałbym swoją szklankę w drobny mak i krzyczał ile sił w płucach z bezsilności pożerającej mnie żywcem. Wewnątrz mnie wszystko już woła o pomstę do nieba, jednak dalej raczę cię ciepłym uśmiechem i spojrzeniem pełnym uprzejmego zainteresowania.
- Moja droga, chyba powinnaś napisać na ten temat książkę, bo jakim cudem świat ma się stawać lepszym miejscem, jeśli my, podgatunek męski, dalej jesteśmy karmieni kłamstwem i uczeni, że pantoflarstwo to gwóźdź do trumny każdego udanego związku? - stwierdziłem, upijając łyk whisky. W sumie wmówiłaś mi już dzisiaj tyle rzeczy, że może z powodzeniem wmówisz mi również, że życie faktycznie byłoby prostsze, gdyby mężczyźni bez szemrania podporządkowali się życzeniom kobiet.
- Nie musisz się tym martwić, od czasów szkolnych niewiele się zmieniłem, przyjaźń wciąż jest mi obca. - oznajmiłem niefrasobliwym tonem, jakbym komentował pogodę, a nie swój fundamentalny brak zaufania do wszystkiego, co się rusza. Utrzymuję kontakty z ludźmi, jeśli moja chłodna kalkulacja mówi, że ma to sens, utrzymuję kontakty z ludźmi, jeśli moja intuicja mówi, że mają potencjał, ale porzucam ich bez chwili zawahania, jeśli termin ważności naszych relacji dobiega końca. Tylko w nasz termin ważności uwierzyć wciąż nie mogę. - Nie, dzienny limit interakcji towarzyskich mam już wyczerpany. A ty? Przyszłaś się z kimś spotkać? - choć dalej uparcie odmawiałem używania zwrotów w stylu "panno Parkinson", swoim pytaniem dałem ci jednak furtkę do opuszczenia stolika, przy których oboje się dusimy.
stars, hide your fires:
let not light see my black and deep desires.
let not light see my black and deep desires.
Mnie również było łatwiej, kiedy cię nie było. Nie widziałam twojej zakłamanej gęby i nie chciałam ci się rzucić w ramiona. Piękne to były czasy, dlaczego musiały się skończyć? Wciąż zadaję sobie to pytanie, starając nie patrzeć ci w oczy zaszklone od alkoholu. To denerwujące myśleć o tym, jak smakują twoje usta i jak bardzo ciepła jest twoja dłoń. Najchętniej w zamian za to walnęłabym cię z otwartej dłoni w twarz, lecz jesteśmy wsród ludzi, nie wypada. To mnie przed tym powstrzymuje. Jak widzisz, przechodzę przez zupełnie różne stadia emocjonalne, bardzo skrajne. Być może to nie jest normalne, lecz czy ktokolwiek z nas tak naprawdę jest normalny?
- Ależ to nonsens - zaprzeczyłam żywo. - Pantoflarstwo to gwarancja udanego pożycia. To wy, mężczyźni, nie doceniacie jego potęgi - dodałam, kiwając stanowczo głową. Jak gdybym była przekonana co do swoich racji. Kolejna bzdura, lecz cóż, widocznie byłam stworzona do edukowania innych osób!
- Nie tylko przyjaźń. - Wymsknęło mi się. Włącznie z kwaśnym uśmiechem. Czy to była sugestia? Skądże znowu, ekhm. Poczułam, że żal wylewa mi się uszami, zdecydowanie powinnam stąd uciec. Co było dość trudne zważywszy na to, że okazało się, iż Perseus na nikogo nie czeka.
- Nie, przyszłam się tylko napić herbaty. Zasiedziałam się, pójdę już. Dziękuję za towarzystwo panie Avery - powiedziałam, po czym wstałam. Dygnęłam z gracją, pożegnałam się z obsługą i wyszłam, pozostawiając za sobą ulotny zapach cytrusów i niknący stukot obcasów.
zt x2
- Ależ to nonsens - zaprzeczyłam żywo. - Pantoflarstwo to gwarancja udanego pożycia. To wy, mężczyźni, nie doceniacie jego potęgi - dodałam, kiwając stanowczo głową. Jak gdybym była przekonana co do swoich racji. Kolejna bzdura, lecz cóż, widocznie byłam stworzona do edukowania innych osób!
- Nie tylko przyjaźń. - Wymsknęło mi się. Włącznie z kwaśnym uśmiechem. Czy to była sugestia? Skądże znowu, ekhm. Poczułam, że żal wylewa mi się uszami, zdecydowanie powinnam stąd uciec. Co było dość trudne zważywszy na to, że okazało się, iż Perseus na nikogo nie czeka.
- Nie, przyszłam się tylko napić herbaty. Zasiedziałam się, pójdę już. Dziękuję za towarzystwo panie Avery - powiedziałam, po czym wstałam. Dygnęłam z gracją, pożegnałam się z obsługą i wyszłam, pozostawiając za sobą ulotny zapach cytrusów i niknący stukot obcasów.
zt x2
Make the stars look like they’re not shining she's so beautiful
Venus Parkinson
Zawód : Ikona mody
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Oh her eyes, her eyes make the stars look like they’re not shining. Her hair, her hair falls perfectly without her trying. She’s so beautiful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
-Nie wiem, nie wiem – mamrotał, czy pod nosem?, ale jakby zwrócony w kierunku Parysa – czy została rozwiązana – nieobecny, lecz nadal zły, wściekły wręcz, lustrujący trójkę arystokratów obłąkanym spojrzeniem. Na moment jednak zamilkł, jakby zamierzał coś powiedzieć, lecz nie wiedział, co mógłby odpowiedzieć na tak nieczyste zagranie. Na propozycję Diany nie odpowiedział dalej wpatrzony w sylwetkę Bulstrode'a – Bawi Cię to? Naprawdę Cię to bawi? - zdawałoby się, że za moment wstanie, rzuci zaklęciem czy rzuci się na niego, lecz nic takiego się nie stało, ponieważ w porę przy stoliku pojawiło się dwóch znajomych podchmielonego jegomościa, którzy poczęli go uspokajać, a jeden z nich o nieznanym choć zapewne szlacheckim nazwisku, rzucił w kierunku zasiadającej przy stoliku trójki:
-Przepraszam najmocniej Państwa, mój przyjaciel nie jest ostatnimi czasy w formie – zaśmiał się nerwowo, choć przytomniej niż drugi z kompanów, który stanem upojenia alkoholowego dorównywał Yaxley'owi. Wziął jednak sprawy w swoje ręce i, nadal przepraszając gorliwie Darcy, Parysa oraz Dianę, odprowadził swojego przyjaciela do odpowiedniego stolika.
[jesteście wolni, wybaczcie za obsuwę : (( ]
-Przepraszam najmocniej Państwa, mój przyjaciel nie jest ostatnimi czasy w formie – zaśmiał się nerwowo, choć przytomniej niż drugi z kompanów, który stanem upojenia alkoholowego dorównywał Yaxley'owi. Wziął jednak sprawy w swoje ręce i, nadal przepraszając gorliwie Darcy, Parysa oraz Dianę, odprowadził swojego przyjaciela do odpowiedniego stolika.
[jesteście wolni, wybaczcie za obsuwę : (( ]
/po rozmowie z Megarą, a data obojętnie, jaka ci pasuje :D
Mówią, że damie nie wypada pracować. Podobno szlachcianka z takiego rodu jak ród Malfoyów nie powinna splamić swoich rąk pracą. Żadne ślady atramentu nie powinny znajdować się na kobiecych dłoniach. Wydawałoby się, że Astoria całkowicie poddała się wizji cudownej córki i potomkini Malfoyów. Zarówno w oczach ojca, jak i brata była szlachcianką z dobrymi manierami. Tak naprawdę Cronus i Abraxas mieli o niej zupełnie dwa różne wyobrażenia, a co jest z tego wszystkiego najśmieszniejsze, istniało dziewięćdziesiąt procent szans, że żadna z tych odsłon nie jest prawdziwa. Jaka była prawdziwa Astoria? Nikt tego nie wiedział. Jeszcze nie znalazła w swoim życiu osoby, przed którą mogłaby się całkowicie otworzyć. W której towarzystwie mogłaby zapomnieć o wyprostowanych plecach i założonych nogach, ułożonych pod odpowiednim kątem. Czasem patrzyła na kobiety mieszanej krwi, kobiety czyste ze skazą, a nawet przedstawicielki rodu Weasley. I chociaż za wszystkimi nie przepadała z powodu statusu krwi, czy stosunku do niego, to zazdrościła im tego, jak swobodnie zachowują się w towarzystwie. Oczywiście nigdy nikomu tego nie powiedziała. To nie tak, że Astoria nie lubiła wszystkich spędów, podczas których mogła się pokazać. Chodziło raczej oto, że nawet w życiu prywatnym musiała ważyć każde słowo, kontrolować każdy gest, a we własnym domu czuła się jak w więzieniu.
Kiedy Cassiopeia powiedziała jej, że jej znajomy potrzebuje tłumaczenia run, zgodziła się. Nie miała nic do roboty. Żyła swoim monotonnym życiem i nikt w domu za specjalnie nie zwracał uwagi na to co robiła za zamkniętymi drzwiami swojej sypialni. Przetłumaczenie run nie zajęło jej dużo czasu. W końcu miała go aż nad to. Perspektywa wyjścia i spotkania się z zainteresowanym osobiście wydawało się bardzo ciekawe. Anthony Burke, oczywiście, że go kojarzyła. Kiedyś, krótko po powrocie Anthony'ego do kraju po licznych podróżach, mężczyzna wzbudzał duże zainteresowanie w środowisku szlacheckich singielek. Astoria również nie omieszkała mu rzucać niewinnych spojrzeń. Teraz już trochę się zmieniła. Zmienił się jej wiek, zmieniło się jej podejście. Może dlatego, że urosły jej cycki. Całkiem możliwe.
Umówili się w Złotym Zniczu. Astoria przyszła punktualnie, a przynajmniej nie spóźniła się o jakieś kolosalne ilości minut. Malfoyówna weszła do środka, rozglądając się dookoła. Jak zwykle miała na sobie dopasowaną sukienkę za kolano, buty na wysokim obcasie, a że to nie było spotkanie bardzo oficjalnie jak bankiety, włosy, lekko pofalowane układały się na jej ramionach. Wychodziła do ludzi, starała się wyglądać perfekcyjnie. Nie trudno było rozpoznać Anthony'ego w tłumie. Brunetka podeszła do niego dosyć szybko, ale nie za szybko. Na jej twarzy pojawił się uprzejmy uśmiech. I nikt by nie powiedział, że nie jest to wyraz szczerej sympatii do swojego zleceniodawcy. W tym momencie dla Astorii to było standardowe postępowanie. As lekko dygnęła, skinąwszy głową. Nie za nisko nie za głęboko. Tak, aby pokazać szacunek, ale też, że jest tak samo szlachetna jak on.
-Witam panie Burke, mam nadzieję, że nie musiał pan zbyt długo na mnie czekać.- zwróciła się do niego. A potem z jego pomocą, czy też bez zajęła miejsce przy stoliku, na którym położyła teczkę z tłumaczeniem i oryginałem, który dostała. Uśmiechała się cały czas,starając się wyglądać naturalnie.
Mówią, że damie nie wypada pracować. Podobno szlachcianka z takiego rodu jak ród Malfoyów nie powinna splamić swoich rąk pracą. Żadne ślady atramentu nie powinny znajdować się na kobiecych dłoniach. Wydawałoby się, że Astoria całkowicie poddała się wizji cudownej córki i potomkini Malfoyów. Zarówno w oczach ojca, jak i brata była szlachcianką z dobrymi manierami. Tak naprawdę Cronus i Abraxas mieli o niej zupełnie dwa różne wyobrażenia, a co jest z tego wszystkiego najśmieszniejsze, istniało dziewięćdziesiąt procent szans, że żadna z tych odsłon nie jest prawdziwa. Jaka była prawdziwa Astoria? Nikt tego nie wiedział. Jeszcze nie znalazła w swoim życiu osoby, przed którą mogłaby się całkowicie otworzyć. W której towarzystwie mogłaby zapomnieć o wyprostowanych plecach i założonych nogach, ułożonych pod odpowiednim kątem. Czasem patrzyła na kobiety mieszanej krwi, kobiety czyste ze skazą, a nawet przedstawicielki rodu Weasley. I chociaż za wszystkimi nie przepadała z powodu statusu krwi, czy stosunku do niego, to zazdrościła im tego, jak swobodnie zachowują się w towarzystwie. Oczywiście nigdy nikomu tego nie powiedziała. To nie tak, że Astoria nie lubiła wszystkich spędów, podczas których mogła się pokazać. Chodziło raczej oto, że nawet w życiu prywatnym musiała ważyć każde słowo, kontrolować każdy gest, a we własnym domu czuła się jak w więzieniu.
Kiedy Cassiopeia powiedziała jej, że jej znajomy potrzebuje tłumaczenia run, zgodziła się. Nie miała nic do roboty. Żyła swoim monotonnym życiem i nikt w domu za specjalnie nie zwracał uwagi na to co robiła za zamkniętymi drzwiami swojej sypialni. Przetłumaczenie run nie zajęło jej dużo czasu. W końcu miała go aż nad to. Perspektywa wyjścia i spotkania się z zainteresowanym osobiście wydawało się bardzo ciekawe. Anthony Burke, oczywiście, że go kojarzyła. Kiedyś, krótko po powrocie Anthony'ego do kraju po licznych podróżach, mężczyzna wzbudzał duże zainteresowanie w środowisku szlacheckich singielek. Astoria również nie omieszkała mu rzucać niewinnych spojrzeń. Teraz już trochę się zmieniła. Zmienił się jej wiek, zmieniło się jej podejście. Może dlatego, że urosły jej cycki. Całkiem możliwe.
Umówili się w Złotym Zniczu. Astoria przyszła punktualnie, a przynajmniej nie spóźniła się o jakieś kolosalne ilości minut. Malfoyówna weszła do środka, rozglądając się dookoła. Jak zwykle miała na sobie dopasowaną sukienkę za kolano, buty na wysokim obcasie, a że to nie było spotkanie bardzo oficjalnie jak bankiety, włosy, lekko pofalowane układały się na jej ramionach. Wychodziła do ludzi, starała się wyglądać perfekcyjnie. Nie trudno było rozpoznać Anthony'ego w tłumie. Brunetka podeszła do niego dosyć szybko, ale nie za szybko. Na jej twarzy pojawił się uprzejmy uśmiech. I nikt by nie powiedział, że nie jest to wyraz szczerej sympatii do swojego zleceniodawcy. W tym momencie dla Astorii to było standardowe postępowanie. As lekko dygnęła, skinąwszy głową. Nie za nisko nie za głęboko. Tak, aby pokazać szacunek, ale też, że jest tak samo szlachetna jak on.
-Witam panie Burke, mam nadzieję, że nie musiał pan zbyt długo na mnie czekać.- zwróciła się do niego. A potem z jego pomocą, czy też bez zajęła miejsce przy stoliku, na którym położyła teczkę z tłumaczeniem i oryginałem, który dostała. Uśmiechała się cały czas,starając się wyglądać naturalnie.
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
„Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|Mi to w sumie obojętne, druga połowa sierpnia może być ;)
Zajmując miejsce przy wcześniej zarezerwowanym stoliku, rozejrzał się czujnym wzrokiem po wystroju wnętrza. Bogaty wystrój i feeria zdobień jasno wskazywały na to, że kafeteria do swoich murów miała przyciągać głównie osoby zamożne, żeby nie pokusić się o nadużycie – szlachetne. Wymijając dwa psidwaki, obrzucił posągi nieprzychylnym spojrzeniem. Przepadał za zwierzętami, lecz jeśli miałby wybierać pomiędzy kugucharem a psidwakiem, wybrałby kuguchara. Wspomnienie ugryzienia oraz blizna na łydce, która przypominała mu o tym feralnym zdarzeniu, skutecznie zniechęcały go do jakiegokolwiek kontaktu z tymi stworzeniami. Zdziwiłby się, gdyby panna Malfoy już na niego czekała. Zjawił się przed czasem, tak jakby nie miał żadnych innych obowiązków przeznaczonych na ten dzień. Otóż nie miał. Pozornie zwyczajne spotkanie z przyjaciółką jego drogiej kuzynki zostało solidnie przemyślane. Nawet nie chodziło o starożytne runy, które miały być co najwyżej zwieńczeniem dzisiejszego tematu. Owszem, oczekiwał tego tłumaczenia, zwłaszcza, że zależało od niego powodzenie pewnego przedsięwzięcia. Oczywiście nie tego typu tematy miał w zamiarze poruszać w towarzystwie Astorii. Odwrócił utkwiony w przyciągającym uwagę fortepianie wzrok, akurat gdy do stolika służalczym krokiem zbliżał się kelner. Odprawił go machnięciem ręki. Nie miał zamiaru ani ochoty zamawiać niczego przed przyjściem wyczekiwanej. Do fortepianu, który ustawiony został w takim miejscu, by skupiać wzrok gości ze wszystkich stolików, przysiadła jakaś elegancka czarownica w wysoko upiętych blond włosach. Muzyka, która rozbrzmiała na sali idealnie wkomponowywała się w tło otoczenia. Anthony spojrzał po sobie, w dziwnym, irracjonalnym i nie do końca znanym mu uczuciu obawy, chciał upewnić się, czy odpowiednio się prezentuje. Nie miał sobie jednak nic do zarzucenia. Pomimo częstych opadów deszczu, sierpień należał do ciepłych miesięcy, więc zaniechał pomysłu, by zabierać ze sobą okrycie wierzchnie. Jasna koszula kontrastowała z odcieniem jego skóry, wyróżniającym się na tle bladych twarzy brytyjskiej magicznej szlachty. Wszystko za sprawą zawodu, jakim się trudnił, miast czerpać korzyści z rodowego spadku, który przypadł mu w udziale po odejściu ojca. Wychylił po raz ostatni szklankę, czując przyjemne palenie w gardle i ciepło rozlewające się po ciele. Jedynym, równie silnym i porównywalnym do tego uczuciem było niewątpliwie palenie opium. Zdawał sobie sprawę, że w kafeterii było to jakkolwiek zabronione. Och nie, czyżby czekanie już tak mocno dało mu się we znaki, że począł rozmyślać o paleniu jak typowy uzależniony człowiek? Palce prawej dłoni machinalnie wystukiwały rytm na blacie stołu w rytm wygrywanej melodii, a on sam utkwił spojrzenie ciemnych oczu gdzieś za oknem, gdzie po raz kolejny zmieniła się pogoda. Magiczna iluzja zapożyczona z Ministerstwa Magii w zderzeniu z popisowymi umiejętnościami szefostwa restauracji. W marmurowym korytarzu rozległ się echem dźwięk obcasów, który zakłócił harmonię brzmiącej w tle melodii. Anthony odwrócił spojrzenie od okna i zwrócił je ku nadchodzącej młodej, atrakcyjnej czarownicy. Kiedy zbliżyła się do stolika, podniósł się z miejsca energicznym ruchem i jak przystało na świetnie wychowanego szlachcica, pomimo tego, że ojcowie jego rodu nie przywiązywali wagi do dworskiej etykiety, ujął wyciągniętą dłoń panny Malfoy i ucałował lekko jej wierz. Odsunął jej również krzesło, żeby mogła zająć miejsce. – Witam, panno Malfoy. Ależ skąd! Mam nadzieję, że runy, które powierzyłem pani pod opiekę przysporzyły więcej przyjemności niż trudności w tłumaczeniu. – Odpowiedział, dopiero teraz skupiając na niej uważniejsze spojrzenie. Śledził uważnie ruchy jej zgrabnych dłoni, kiedy wyciągała z torebki gruby plik oprawiony w teczkę. Odsunął ją na bok, tak by nie zajmowała całego blatu stołu. – Napije się pani czegoś? – Spytał, opierając się na krześle i podpierając splecionymi palcami obu dłoni od kilku dni nieogolony podbródek. – Pragnąłbym dojść do ładu z naszą umową i zaproponować mój warunek w kwesti pańskiego wynagrodzenia. Oczywiście jestem gotów wysłuchać pani sugestii w tym temacie, w końcu to ja jestem pani dłużnikiem. – Uciął, przesuwając palcami po ostrym zaroście. Na Merlina, zapomniał się ogolić! Nawet kiedy to robił i tak pozostawiał równy przystrzyżony zarost, nie będąc przyzwyczajonym do gładkiego lica, które było raczej domeną Bastiana. Nie tracił rezonu, mimo, że ubieranie komonikatu, który właśnie jej wysłał, w zawoalowane formułki było rzeczą męczącą,zwłaszcza, że w innych okolicznościach mógłby powiedzieć wszystko szybciej, prościej i bardziej zrozumiale. Bawił się w konwenanse, przeczuwając, że to jedyna forma rozmowy, jaką posługiwał się ten jakże reprezentatywny egzemplarz młodej szlachcianki z rodu Malfoy. Z jego twarzy nie schodził uprzyjmy jak również niewymuszony uśmiech. W końcu nie przyszedł tu by ją strofować, a raczej zachęcić do swojego towarzystwa.
Zajmując miejsce przy wcześniej zarezerwowanym stoliku, rozejrzał się czujnym wzrokiem po wystroju wnętrza. Bogaty wystrój i feeria zdobień jasno wskazywały na to, że kafeteria do swoich murów miała przyciągać głównie osoby zamożne, żeby nie pokusić się o nadużycie – szlachetne. Wymijając dwa psidwaki, obrzucił posągi nieprzychylnym spojrzeniem. Przepadał za zwierzętami, lecz jeśli miałby wybierać pomiędzy kugucharem a psidwakiem, wybrałby kuguchara. Wspomnienie ugryzienia oraz blizna na łydce, która przypominała mu o tym feralnym zdarzeniu, skutecznie zniechęcały go do jakiegokolwiek kontaktu z tymi stworzeniami. Zdziwiłby się, gdyby panna Malfoy już na niego czekała. Zjawił się przed czasem, tak jakby nie miał żadnych innych obowiązków przeznaczonych na ten dzień. Otóż nie miał. Pozornie zwyczajne spotkanie z przyjaciółką jego drogiej kuzynki zostało solidnie przemyślane. Nawet nie chodziło o starożytne runy, które miały być co najwyżej zwieńczeniem dzisiejszego tematu. Owszem, oczekiwał tego tłumaczenia, zwłaszcza, że zależało od niego powodzenie pewnego przedsięwzięcia. Oczywiście nie tego typu tematy miał w zamiarze poruszać w towarzystwie Astorii. Odwrócił utkwiony w przyciągającym uwagę fortepianie wzrok, akurat gdy do stolika służalczym krokiem zbliżał się kelner. Odprawił go machnięciem ręki. Nie miał zamiaru ani ochoty zamawiać niczego przed przyjściem wyczekiwanej. Do fortepianu, który ustawiony został w takim miejscu, by skupiać wzrok gości ze wszystkich stolików, przysiadła jakaś elegancka czarownica w wysoko upiętych blond włosach. Muzyka, która rozbrzmiała na sali idealnie wkomponowywała się w tło otoczenia. Anthony spojrzał po sobie, w dziwnym, irracjonalnym i nie do końca znanym mu uczuciu obawy, chciał upewnić się, czy odpowiednio się prezentuje. Nie miał sobie jednak nic do zarzucenia. Pomimo częstych opadów deszczu, sierpień należał do ciepłych miesięcy, więc zaniechał pomysłu, by zabierać ze sobą okrycie wierzchnie. Jasna koszula kontrastowała z odcieniem jego skóry, wyróżniającym się na tle bladych twarzy brytyjskiej magicznej szlachty. Wszystko za sprawą zawodu, jakim się trudnił, miast czerpać korzyści z rodowego spadku, który przypadł mu w udziale po odejściu ojca. Wychylił po raz ostatni szklankę, czując przyjemne palenie w gardle i ciepło rozlewające się po ciele. Jedynym, równie silnym i porównywalnym do tego uczuciem było niewątpliwie palenie opium. Zdawał sobie sprawę, że w kafeterii było to jakkolwiek zabronione. Och nie, czyżby czekanie już tak mocno dało mu się we znaki, że począł rozmyślać o paleniu jak typowy uzależniony człowiek? Palce prawej dłoni machinalnie wystukiwały rytm na blacie stołu w rytm wygrywanej melodii, a on sam utkwił spojrzenie ciemnych oczu gdzieś za oknem, gdzie po raz kolejny zmieniła się pogoda. Magiczna iluzja zapożyczona z Ministerstwa Magii w zderzeniu z popisowymi umiejętnościami szefostwa restauracji. W marmurowym korytarzu rozległ się echem dźwięk obcasów, który zakłócił harmonię brzmiącej w tle melodii. Anthony odwrócił spojrzenie od okna i zwrócił je ku nadchodzącej młodej, atrakcyjnej czarownicy. Kiedy zbliżyła się do stolika, podniósł się z miejsca energicznym ruchem i jak przystało na świetnie wychowanego szlachcica, pomimo tego, że ojcowie jego rodu nie przywiązywali wagi do dworskiej etykiety, ujął wyciągniętą dłoń panny Malfoy i ucałował lekko jej wierz. Odsunął jej również krzesło, żeby mogła zająć miejsce. – Witam, panno Malfoy. Ależ skąd! Mam nadzieję, że runy, które powierzyłem pani pod opiekę przysporzyły więcej przyjemności niż trudności w tłumaczeniu. – Odpowiedział, dopiero teraz skupiając na niej uważniejsze spojrzenie. Śledził uważnie ruchy jej zgrabnych dłoni, kiedy wyciągała z torebki gruby plik oprawiony w teczkę. Odsunął ją na bok, tak by nie zajmowała całego blatu stołu. – Napije się pani czegoś? – Spytał, opierając się na krześle i podpierając splecionymi palcami obu dłoni od kilku dni nieogolony podbródek. – Pragnąłbym dojść do ładu z naszą umową i zaproponować mój warunek w kwesti pańskiego wynagrodzenia. Oczywiście jestem gotów wysłuchać pani sugestii w tym temacie, w końcu to ja jestem pani dłużnikiem. – Uciął, przesuwając palcami po ostrym zaroście. Na Merlina, zapomniał się ogolić! Nawet kiedy to robił i tak pozostawiał równy przystrzyżony zarost, nie będąc przyzwyczajonym do gładkiego lica, które było raczej domeną Bastiana. Nie tracił rezonu, mimo, że ubieranie komonikatu, który właśnie jej wysłał, w zawoalowane formułki było rzeczą męczącą,zwłaszcza, że w innych okolicznościach mógłby powiedzieć wszystko szybciej, prościej i bardziej zrozumiale. Bawił się w konwenanse, przeczuwając, że to jedyna forma rozmowy, jaką posługiwał się ten jakże reprezentatywny egzemplarz młodej szlachcianki z rodu Malfoy. Z jego twarzy nie schodził uprzyjmy jak również niewymuszony uśmiech. W końcu nie przyszedł tu by ją strofować, a raczej zachęcić do swojego towarzystwa.
Anthony Burke
Zawód : Łamacz klątw
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Jak mogę im odmówić,
skoro boskość chcą mi wmówić?
Nie zawiodę ich,
Bo stać mnie na ten gest
skoro boskość chcą mi wmówić?
Nie zawiodę ich,
Bo stać mnie na ten gest
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Już na wejściu dało się usłyszeć fortepianową melodię płynącą spod palców zapewne utalentowanej czarownicy. Jej usta mimowolnie wygięły się w delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. Najchętniej sama zasiadłaby na stołku. Czuła już gładką powierzchnię klawiszy pod swoimi palcami. Słyszała pierwsze dźwięki melodii. Przyszła tutaj jednak w interesach. A przynajmniej jej się tak wydawało. Nawet nie spostrzegła, że mimo wolnie jej kroki wkomponowały się w pewien sposób w melodię. Obcas uderzał w podłogę, kiedy pomieszczenie było chwilowo wolne od fortepianowych dźwięków, czym chcąc nie chcąc zwracała na siebie uwagę. Niezbyt przeszkadzało to samej arystokratce, której uśmiech nieznacznie się poszerzył, stając się bardziej widoczny.
Musiała przyznać, że wykazanie się przez Anthony’ego podstawową znajomością etykiety było lekkim zaskoczeniem. Dlaczego? Każdy wiedział, że Burke’owie niezbyt przejmują się sposobem zachowania w towarzystwie, więc Astoria była przygotowana na to, że nie zostanie przywitana w taki sposób, w jaki przywitałby ją na przykład przedstawiciel rodu Blacków. Została bardzo mile zaskoczona, czym zapewne Burke zapunktował w oczach Astorii. Pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Astoria już jakiś czas temu zauważyła go na jednej z większych imprez. Oczywiście nie przystoi o dużo młodszej pannie zajmować rozmową starszego od siebie kawalera innego rodu, tym bardziej, że pewnie Tosiek był zajęty czymś o wiele ważniejszym niż rozmowa z pannami. Teraz ich spotkanie wyglądało kompletnie inaczej, co również było pannie Malfoy na rękę, nawet nie wiedział jak bardzo. Zajęła swoje miejsce, lekkim skinięciem głowy dziękując Anthony’emu za jego uprzejmość. W przeciwieństwie do niego ona miała chyba dosyć typową urodę dla Londynu, a jednocześnie nietypową dla rodu Malfoy. Wiele cech odziedziczyła po matce. Ciemne włosy, które opadały na jej ramiona. Ciemne, wręcz czarne, głębokie oczy kontrastowały z bladą cerą, która była spowodowana nie tylko domieszką genów rodu Malfoy, ale także chorobą młodej kobiety.
-Tłumaczenie ich to była czysta przyjemność.-odparła uprzejmie i chyba po raz pierwszy jej uśmiech był szczery, niewymuszony. Przy mało której osobie, a tym bardziej przy mało którym mężczyźnie potrafiła pozwolić sobie na coś takiego. Pewnie zależało to od jej współtowarzysza.
-Wino, wytrawne, jeśli pozwolisz.-odpowiedziała. Cóż, trunek godny szlachcianki. Chyba to normalne, że wino wytrawne będzie jej towarzyszyło, a nie szklanka wody, czy herbaty. Chętnie wysłucha propozycji panicza Burke’a. Astoria nie robiła tego dla zysku. Oczywiście, dobrze jest mieć własne grosze, mając świadomość, że nie musi o wszystko prosić brata czy ojca, ale nadal była od nich zależna. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo chciała wyrwać się z rodzinnej rezydencji, zostawić to wszystko za sobą. Nie chciała już być na każde zawołanie ojca, czy brata. Miała dosyć bycia na utrzymaniu tatusia, do którego nie czuła nic więcej niż szacunku. A w jej przypadku jedyną możliwością wyrwania się z tego przeklętego domu było małżeństwo. Naturalnie nie mówiła o tym głośno wierząc, że ojciec w końcu wpadnie na genialny pomysł wydania jej za mąż.
-Ależ proszę bardzo. Chętnie wysłucham pańskiej propozycji, ewentualnie zgłaszając swoje zastrzeżenia.-powiedziała, jednocześnie zakładając nogę na nogę, układając je pod odpowiednim kątem co robiła niemalże machinalnie. Bez specjalnego poprawiania się, zerkania czy, aby na pewno tak powinna mieć ułożone nogi. Musiała przyznać, że Anthony Burke to bardzo interesująca postać. Wykazywał się wszystkim czym winien się wykazać dżentelmen ze szlachetnego rodu w towarzystwie kobiety, a jednocześnie jego wygląd przeczył temu jakoby był paniczem lubującym się w oficjalnych spotkaniach, formułkach i w innych tego czynnościach. Był dla Astorii zagadną. Nie był prostolinijny, co z pewnością urzekło
Musiała przyznać, że wykazanie się przez Anthony’ego podstawową znajomością etykiety było lekkim zaskoczeniem. Dlaczego? Każdy wiedział, że Burke’owie niezbyt przejmują się sposobem zachowania w towarzystwie, więc Astoria była przygotowana na to, że nie zostanie przywitana w taki sposób, w jaki przywitałby ją na przykład przedstawiciel rodu Blacków. Została bardzo mile zaskoczona, czym zapewne Burke zapunktował w oczach Astorii. Pewnie nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Astoria już jakiś czas temu zauważyła go na jednej z większych imprez. Oczywiście nie przystoi o dużo młodszej pannie zajmować rozmową starszego od siebie kawalera innego rodu, tym bardziej, że pewnie Tosiek był zajęty czymś o wiele ważniejszym niż rozmowa z pannami. Teraz ich spotkanie wyglądało kompletnie inaczej, co również było pannie Malfoy na rękę, nawet nie wiedział jak bardzo. Zajęła swoje miejsce, lekkim skinięciem głowy dziękując Anthony’emu za jego uprzejmość. W przeciwieństwie do niego ona miała chyba dosyć typową urodę dla Londynu, a jednocześnie nietypową dla rodu Malfoy. Wiele cech odziedziczyła po matce. Ciemne włosy, które opadały na jej ramiona. Ciemne, wręcz czarne, głębokie oczy kontrastowały z bladą cerą, która była spowodowana nie tylko domieszką genów rodu Malfoy, ale także chorobą młodej kobiety.
-Tłumaczenie ich to była czysta przyjemność.-odparła uprzejmie i chyba po raz pierwszy jej uśmiech był szczery, niewymuszony. Przy mało której osobie, a tym bardziej przy mało którym mężczyźnie potrafiła pozwolić sobie na coś takiego. Pewnie zależało to od jej współtowarzysza.
-Wino, wytrawne, jeśli pozwolisz.-odpowiedziała. Cóż, trunek godny szlachcianki. Chyba to normalne, że wino wytrawne będzie jej towarzyszyło, a nie szklanka wody, czy herbaty. Chętnie wysłucha propozycji panicza Burke’a. Astoria nie robiła tego dla zysku. Oczywiście, dobrze jest mieć własne grosze, mając świadomość, że nie musi o wszystko prosić brata czy ojca, ale nadal była od nich zależna. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo chciała wyrwać się z rodzinnej rezydencji, zostawić to wszystko za sobą. Nie chciała już być na każde zawołanie ojca, czy brata. Miała dosyć bycia na utrzymaniu tatusia, do którego nie czuła nic więcej niż szacunku. A w jej przypadku jedyną możliwością wyrwania się z tego przeklętego domu było małżeństwo. Naturalnie nie mówiła o tym głośno wierząc, że ojciec w końcu wpadnie na genialny pomysł wydania jej za mąż.
-Ależ proszę bardzo. Chętnie wysłucham pańskiej propozycji, ewentualnie zgłaszając swoje zastrzeżenia.-powiedziała, jednocześnie zakładając nogę na nogę, układając je pod odpowiednim kątem co robiła niemalże machinalnie. Bez specjalnego poprawiania się, zerkania czy, aby na pewno tak powinna mieć ułożone nogi. Musiała przyznać, że Anthony Burke to bardzo interesująca postać. Wykazywał się wszystkim czym winien się wykazać dżentelmen ze szlachetnego rodu w towarzystwie kobiety, a jednocześnie jego wygląd przeczył temu jakoby był paniczem lubującym się w oficjalnych spotkaniach, formułkach i w innych tego czynnościach. Był dla Astorii zagadną. Nie był prostolinijny, co z pewnością urzekło
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
„Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czasami każdy z nas ma tak, że tłumi w sobie emocje i stara się zrobić wszystko żeby tego nie pokazać. Asellus nie lubił uzewnętrzniać swoich myśli i odczuć. Podchodził do życia z dystansem i chłodem, który gwarantował mu sielankowe życie. Dlaczego? Nie musiał się przejmował codziennymi problemami, które dotykały innych. Głównym zmartwieniem dla młodego Blacka była ideologia w którą wierzył i w imię której walczył.
Jednak zdarzały się takie dni jak ten, gdy z Asellusa biło ciepło i dobry humor. Nie spodziewał się jednak, że w ciągu kilku chwil z osoby, która miała prosty plan na przeżycie dzisiejszego dnia zacznie być spontaniczny. Oczywiście wszystko przez to, że spotkał młodszą siostrę Nicka, która... Która była bardzo trudnym tematem.
- Daj, zajmę się tym. - powiedział uśmiechnięty do Isabelle w momencie w którym przekroczyli drzwi restauracji sięgając ku jej płaszczowi, żeby pomóc jej ze zdjęciem tego odzienia. Gdyby ojciec Asellusa umiał okazywać uczucia to pewnie w tym momencie byłby z niego dumny jednak jakoś nigdy nie zależało mu na tym, żeby specjalnie okazywać dzieciom uczucia. Może to i dobrze? Młody Black wyrósł przez to na mężczyznę twardo stąpającego po ziemi.
- Naprawdę jestem głodny! A pomyśl gdzie mogłem Cię zaprosić planując wszystko! - zaśmiał się Asellus do Isabelle po załatwieniu formalności z dostaniem stolika. Oczywiście chodziło mu o to, że podczas spontanicznej decyzji zaprosił ją do jednej z lepszych restauracji, więc jak musiał ją zaskoczyć podczas zaplanowania takiego spotkania.
- Więc jeśli będziesz chciała się umówić z jakimś mężczyzną to wpisz mnie pierwszego na listę, nie pożałujesz. - znowu obdarzył dziewczynę śmiechem odsuwając krzesło na którym miała właśnie usiąść.
- Tylko nie mów Nickiemu, że jestem taki szarmancki, może Ci opowiedzieć o historiach, które niezbyt dobrze o mnie świadczą, a chyba tego nie chcemy, prawda? - chyba obudziła się w nim bestia do podrywania. Kiedy on ostatni raz był taki pogodny względem kobiety? Przecież znał Isabelle od dawna, ale jakos nigdy nie patrzył na nią przez taki pryzmat jak właśnie dziś.
- Na co masz ochotę, lady Nott? Kaczka? Indyk?
Jednak zdarzały się takie dni jak ten, gdy z Asellusa biło ciepło i dobry humor. Nie spodziewał się jednak, że w ciągu kilku chwil z osoby, która miała prosty plan na przeżycie dzisiejszego dnia zacznie być spontaniczny. Oczywiście wszystko przez to, że spotkał młodszą siostrę Nicka, która... Która była bardzo trudnym tematem.
- Daj, zajmę się tym. - powiedział uśmiechnięty do Isabelle w momencie w którym przekroczyli drzwi restauracji sięgając ku jej płaszczowi, żeby pomóc jej ze zdjęciem tego odzienia. Gdyby ojciec Asellusa umiał okazywać uczucia to pewnie w tym momencie byłby z niego dumny jednak jakoś nigdy nie zależało mu na tym, żeby specjalnie okazywać dzieciom uczucia. Może to i dobrze? Młody Black wyrósł przez to na mężczyznę twardo stąpającego po ziemi.
- Naprawdę jestem głodny! A pomyśl gdzie mogłem Cię zaprosić planując wszystko! - zaśmiał się Asellus do Isabelle po załatwieniu formalności z dostaniem stolika. Oczywiście chodziło mu o to, że podczas spontanicznej decyzji zaprosił ją do jednej z lepszych restauracji, więc jak musiał ją zaskoczyć podczas zaplanowania takiego spotkania.
- Więc jeśli będziesz chciała się umówić z jakimś mężczyzną to wpisz mnie pierwszego na listę, nie pożałujesz. - znowu obdarzył dziewczynę śmiechem odsuwając krzesło na którym miała właśnie usiąść.
- Tylko nie mów Nickiemu, że jestem taki szarmancki, może Ci opowiedzieć o historiach, które niezbyt dobrze o mnie świadczą, a chyba tego nie chcemy, prawda? - chyba obudziła się w nim bestia do podrywania. Kiedy on ostatni raz był taki pogodny względem kobiety? Przecież znał Isabelle od dawna, ale jakos nigdy nie patrzył na nią przez taki pryzmat jak właśnie dziś.
- Na co masz ochotę, lady Nott? Kaczka? Indyk?
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Gdzie ona tak właściwie się wybierała? Już jakiś czas temu pierwotny cel jej podróży zniknął nieodwracalnie z jej głowy. Teraz, gdyby ktoś zapytał ją o to, musiałaby mocno wysilić swoje szare komórki, aby podać mu prawidłową odpowiedź na te pytanie. Była bowiem zaabsorbowana czymś zupełnie innym, czymś niesamowitym, wspaniałym! Tajemnicą, która miała zostać przed nią odkryta! A przynajmniej tak jej się zdawało, gdy naiwnie podążała obok Asellusa, rozmawiając z nim o jakichś trywialnych sprawach. Spragniona ciekawostek skłonna była zgodzić się na wiele, zaś spędzenie odrobiny czasu w restauracji było niskim kosztem, jaki miała ponieść za zaspokojenie swojej ciekawości. Choć, czy posiłek w tak eleganckim lokalu można było uznawać za poniesiony koszt? Zacznijmy od tego, że Isabelle po raz kolejny naiwnie dała się nabrać na jakiś prosty numer zastosowany przez kogoś, kto dobrze wiedział, że ów błahostka podziała. Skończmy zaś na tym, że tym razem jej łatwowierność znów miała ujść jej płazem, bowiem z rąk przyjaciela jej brata raczej nic jej nie zagrażało. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy - kiedyś jej szczęście się skończy i jej naiwność przysporzy jej sporo kłopotów.
- Ach, dziękuję - wydała z siebie cienkim głosem, pozwalając na pomoc przy zdjęciu płaszcza. Posłała Asellusowi jeden z najpiękniejszych uśmiechów, nie musząc się wcale na niego silić. Kątem oka zerknęła w stronę okna, z ulgą spostrzegając, że pogoda powoli się psuła, a oni znaleźli się w ciepłym, suchym i bezpiecznym miejscu. Słuchała stukotu własnych obcasów, kiedy przemierzała salę, idąc u boku mężczyzny, którego znała od dawna. Starała się odrzucić wspomnienia, które napływały do jej głowy. Kiedyś bowiem on również stał się obiektem jej dyskretnych fantazji, o których nie zamierzała mówić nikomu. Na samą myśl jej policzki stawały się nieco bardziej rumiane, zaś usteczka zaciskały się, tworząc prostą linię.
Nie, Izka, musisz się uspokoić i zachowywać jak na damę przystało! Już, wszystko dobrze? No, a więc spokojnie, wdech i wydech.
- Ależ oczywiście, zapamiętam to sobie, Lordzie Black. - Usiadła na krzesełku i śledziła go wzrokiem, aż ten nie zajął miejsca na przeciw niej. Uśmiechnęła się, zdejmując rękawiczki przekrywające jej małe dłonie i odkładając je gdzieś na bok. - Muszę jednak uprzedzić, że Twoje słowa, Lordzie Black, mogą przynieść odwrotny skutek, jako iż wspominając o ów historiach jedynie sycisz moją ciekawość. Powinieneś zaś znać mnie na tyle dobrze by wiedzieć, że jestem kobietą okrutnie ciekawską. - Uśmiechnęła się, mrużąc lekko oczy. Była ciekawa co Nicholas powiedziałby, wiedząc o ich spotkaniu. Czy powinna mu powiedzieć wiedząc jak reagował, gdy otaczali ją mężczyźni? Nie była tego pewna. Obiecała sobie, że przemyśli tę sprawę przy najbliższej sposobności.
- Indyk - odparła bez namysłu. Jako kobieta miała prawo mieć zachcianki, zaś Lord Black idealnie wpasował się w jej dzisiejszą. Miała ochotę na indyka i od rana czuła, że jakąś sposobnością uda jej się zaspokoić ów małą potrzebę. Nie pomyliła się, choć nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Poprawiła niesforny kosmyk włosów, który opadł jej na twarz.
- Czy ów historie mają jakiś związek z tajemnicą, o której mi wspomniałeś, Lordzie Black? - Wsparła podbródek na wierzchu swej dłoni, spoglądając na niego wyczekująco. Tajemnice, zagadki, przygody, niewiadome! Świat krył tyle cudów nawet w zwykłych ludziach, którzy ją otaczali. A ona chciała je odkryć. Wszystkie, wszyściusieńkie.
- Ach, dziękuję - wydała z siebie cienkim głosem, pozwalając na pomoc przy zdjęciu płaszcza. Posłała Asellusowi jeden z najpiękniejszych uśmiechów, nie musząc się wcale na niego silić. Kątem oka zerknęła w stronę okna, z ulgą spostrzegając, że pogoda powoli się psuła, a oni znaleźli się w ciepłym, suchym i bezpiecznym miejscu. Słuchała stukotu własnych obcasów, kiedy przemierzała salę, idąc u boku mężczyzny, którego znała od dawna. Starała się odrzucić wspomnienia, które napływały do jej głowy. Kiedyś bowiem on również stał się obiektem jej dyskretnych fantazji, o których nie zamierzała mówić nikomu. Na samą myśl jej policzki stawały się nieco bardziej rumiane, zaś usteczka zaciskały się, tworząc prostą linię.
Nie, Izka, musisz się uspokoić i zachowywać jak na damę przystało! Już, wszystko dobrze? No, a więc spokojnie, wdech i wydech.
- Ależ oczywiście, zapamiętam to sobie, Lordzie Black. - Usiadła na krzesełku i śledziła go wzrokiem, aż ten nie zajął miejsca na przeciw niej. Uśmiechnęła się, zdejmując rękawiczki przekrywające jej małe dłonie i odkładając je gdzieś na bok. - Muszę jednak uprzedzić, że Twoje słowa, Lordzie Black, mogą przynieść odwrotny skutek, jako iż wspominając o ów historiach jedynie sycisz moją ciekawość. Powinieneś zaś znać mnie na tyle dobrze by wiedzieć, że jestem kobietą okrutnie ciekawską. - Uśmiechnęła się, mrużąc lekko oczy. Była ciekawa co Nicholas powiedziałby, wiedząc o ich spotkaniu. Czy powinna mu powiedzieć wiedząc jak reagował, gdy otaczali ją mężczyźni? Nie była tego pewna. Obiecała sobie, że przemyśli tę sprawę przy najbliższej sposobności.
- Indyk - odparła bez namysłu. Jako kobieta miała prawo mieć zachcianki, zaś Lord Black idealnie wpasował się w jej dzisiejszą. Miała ochotę na indyka i od rana czuła, że jakąś sposobnością uda jej się zaspokoić ów małą potrzebę. Nie pomyliła się, choć nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Poprawiła niesforny kosmyk włosów, który opadł jej na twarz.
- Czy ów historie mają jakiś związek z tajemnicą, o której mi wspomniałeś, Lordzie Black? - Wsparła podbródek na wierzchu swej dłoni, spoglądając na niego wyczekująco. Tajemnice, zagadki, przygody, niewiadome! Świat krył tyle cudów nawet w zwykłych ludziach, którzy ją otaczali. A ona chciała je odkryć. Wszystkie, wszyściusieńkie.
Gość
Gość
Od samego rana Asellus błąkał się po posiadłości którą zamieszkiwał. Jego praca nie należała do specjalnie absorbujących uwagę. Chyba, że chodziło o pełnie, wtedy wszystko się zmieniało. Jednakże ta sytuacja nie zdarzała się na tyle często, by każdego tygodnia musiał walczyć z wybrykami natury jakimi bez żadnych wątpliwości byli likantropii. Poza tym mimo tego, że praca była ryzykowna, bo podczas każdej pełni narażał swoje życie na niebezpieczeństwo, śmiało mógł powiedzieć, że historie o tym jak walczył z wilkołakami pomagały mu w życiu. Oczywiście mógł je wykorzystywać do różnych celów. Zazwyczaj jednak zabawiał nimi naiwne kobiety, które uważały go za bohatera i zbawcę, człowieka prawego i odważnego. Oczywiście po części miały racje. Skad mogły wiedzieć o tym, że Asellus po prostu gardzi wilkołakami i ma na koncie nie jedno wilkołacze życie co tak naprawdę nie było zgodne z prawem?
Dlatego też spacer po mieście mógł mu dobrze zrobić. Jak wielkim przypadkiem było to, że akurat spotkał siostrę Nicka. To na pewno nie mógł być przypadek. W końcu niecodziennie może ją widywać bez brata, który był żywymi kajdankami na jej rękach. Czasami widząc wzrok Isabelle Asellus miał wrażenie, że coś przed nim ukrywa. Miał młodsze siostry i wiedział, że rodzeństwo starszego brata zawsze jest w pewien sposób atrakcyjne dla młodych dam, ale nie dowierzał w to, że Isabelle ukrywala przed wszystkimi, że podoba jej się Asellus.
Młody Black przypomniał sobie o tym w momencie kiedy zauważył, że policzki Isabelle zaczynają się rumienić. Czyżby pomyślała o czymś niestosownym? Może uznała, że obiad, na który ją zaprosił okaże się randką? Dla Asellusa to na pewno było trochę kłopotliwe. Nie żeby jego dzisiejsza partnerka nie była osobą atrakcyjną. Po pierwsze była sporo młodsza, ale to nie był aż tak wielki problem. Problemem był Nicholas Nott, starszy brat Isabelle i jeden z lepszych, o ile nie najlepszy przyjaciel Asellusa. Nie wiedziałby jakby się miał sam zachować, gdyby Nick mu oznajmił, że spotyka się z jego siostrą.
- Wtedy musiałabyś powiedzieć swojemu bratu, że potajemnie się ze mną spotykasz, lady Nott, a wydaje mi się, że z praktycznego punktu widzenia wolałabyś, żebym to ja go potencjalnie o tym poinformował. W końcu to ja wtedy zniósłbym pierwszy jego reakcję, a Ty mogłabyś spać spokojnie, prawda? - zasugerował Isabelle Asellus. Nie chodziło nawet o to, że oceniał jej zachowanie, prawdopodobnie sam pierwszy powiedziałby jej, że to zrobi. W końcu była kobietą, a on mężczyzną, więc to on powinien zachować się po męsku.
- Swoją drogą... Dlaczego się zarumieniłaś po drodze, lady Nott? Oczywiście o ile można wiedzieć, jak widać ciekawość to również moja cecha. Mam nadzieję, że nie naprzykrzał Ci się tu żaden lord? Musiałbym z nim wyrównać rachunki. - zaśmiał się Asellus popijając wody ze szklanki, którą przed chwilą przyniósł kelner. Czy miał ochotę na alkohol? Zawsze zastanawiało go czy to wypada jako pierwszemu proponować skosztowanie napojów alkoholowych.
- Lampki wina, lady Nott? - zapytał Isabelle w momencie kiedy składał u kelnera zamówienie. Nie wiedział również tego jak ciężko odmówić jest w takiej sytuacji zaproszonemu gościowi. Jeżeli byłaby abstynentką, jednak nie chciała urazić zapraszającego stawała przed wielkim dylematem.
- Och, na szczęście nie, jedyne tajemnice o których mogę Ci opowiedzieć, lady Nott, to te w których wychodzę na bohatera, a Ty patrzysz na mnie z dumą i podziwem chcąc wylądować w moich ramionach. - zażartował Asellus. Chyba za często zdarzało mu się podchodzić z uśmiechem do Isabelle. Ale czy nie o to chodziło, żeby ją urzec swoim wdziękiem?
Dlatego też spacer po mieście mógł mu dobrze zrobić. Jak wielkim przypadkiem było to, że akurat spotkał siostrę Nicka. To na pewno nie mógł być przypadek. W końcu niecodziennie może ją widywać bez brata, który był żywymi kajdankami na jej rękach. Czasami widząc wzrok Isabelle Asellus miał wrażenie, że coś przed nim ukrywa. Miał młodsze siostry i wiedział, że rodzeństwo starszego brata zawsze jest w pewien sposób atrakcyjne dla młodych dam, ale nie dowierzał w to, że Isabelle ukrywala przed wszystkimi, że podoba jej się Asellus.
Młody Black przypomniał sobie o tym w momencie kiedy zauważył, że policzki Isabelle zaczynają się rumienić. Czyżby pomyślała o czymś niestosownym? Może uznała, że obiad, na który ją zaprosił okaże się randką? Dla Asellusa to na pewno było trochę kłopotliwe. Nie żeby jego dzisiejsza partnerka nie była osobą atrakcyjną. Po pierwsze była sporo młodsza, ale to nie był aż tak wielki problem. Problemem był Nicholas Nott, starszy brat Isabelle i jeden z lepszych, o ile nie najlepszy przyjaciel Asellusa. Nie wiedziałby jakby się miał sam zachować, gdyby Nick mu oznajmił, że spotyka się z jego siostrą.
- Wtedy musiałabyś powiedzieć swojemu bratu, że potajemnie się ze mną spotykasz, lady Nott, a wydaje mi się, że z praktycznego punktu widzenia wolałabyś, żebym to ja go potencjalnie o tym poinformował. W końcu to ja wtedy zniósłbym pierwszy jego reakcję, a Ty mogłabyś spać spokojnie, prawda? - zasugerował Isabelle Asellus. Nie chodziło nawet o to, że oceniał jej zachowanie, prawdopodobnie sam pierwszy powiedziałby jej, że to zrobi. W końcu była kobietą, a on mężczyzną, więc to on powinien zachować się po męsku.
- Swoją drogą... Dlaczego się zarumieniłaś po drodze, lady Nott? Oczywiście o ile można wiedzieć, jak widać ciekawość to również moja cecha. Mam nadzieję, że nie naprzykrzał Ci się tu żaden lord? Musiałbym z nim wyrównać rachunki. - zaśmiał się Asellus popijając wody ze szklanki, którą przed chwilą przyniósł kelner. Czy miał ochotę na alkohol? Zawsze zastanawiało go czy to wypada jako pierwszemu proponować skosztowanie napojów alkoholowych.
- Lampki wina, lady Nott? - zapytał Isabelle w momencie kiedy składał u kelnera zamówienie. Nie wiedział również tego jak ciężko odmówić jest w takiej sytuacji zaproszonemu gościowi. Jeżeli byłaby abstynentką, jednak nie chciała urazić zapraszającego stawała przed wielkim dylematem.
- Och, na szczęście nie, jedyne tajemnice o których mogę Ci opowiedzieć, lady Nott, to te w których wychodzę na bohatera, a Ty patrzysz na mnie z dumą i podziwem chcąc wylądować w moich ramionach. - zażartował Asellus. Chyba za często zdarzało mu się podchodzić z uśmiechem do Isabelle. Ale czy nie o to chodziło, żeby ją urzec swoim wdziękiem?
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Och, gdybym tylko wiedziała, co też chodziło mu teraz po głowie! Moje policzki zapewne jeszcze bardziej poczerwieniałyby, przyjmując kolor dorodnych buraczków. Gdybym tylko posiadła umiejętność czytania w myślach i dowiedziała się o wszystkim, o czym teraz myślał, już po chwili by mnie tu nie było. Po pomieszczeniu rozszedłby się stukot moich obcasów, sukienka zawirowałaby, a ja sama już po chwili byłabym na zewnątrz. Bo to przecież nie tak, że mi się podobał! Nie było też tak, że mi się nie podobał! Nieśmiało, po cichu i jedynie w swojej głowie lubiłam fantazjować na tematy wielu mężczyzn w moim otoczeniu. Marzyłam, wzdychałam, czekałam na moją miłość. Miłość wyjętą z książek, które tak chętnie czytywałam. Chciałam stać się tą zakochaną na zabój bohaterką, która na końcu książki i tak będzie ze swoim księciem. A potem żyć długo i szczęśliwie, o!
- Och, nie przesadzamy! - Uśmiechnęłam się do niego lekko. - Spotykamy to zbyt mocne słowo biorąc pod uwagę, iż był to jedynie czysty przypadek, Lordzie Black. Swoją drogą obawiam się, że mógłbyś nie przeżyć dostarczenia Nico podobnej wieści, a mnie pożarłyby wyrzuty sumienia. - Zaśmiałam się, wyobrażając sobie minę Nicholasa, gdyby coś takiego rzeczywiście miało miejsce. Brat, mój ukochany brat, nie był zbyt chętny do oddawania mnie komukolwiek. I ja doskonale to rozumiałam, bowiem również nie miałam ochoty dzielić się nim z kimkolwiek. Czasami złościłam się, kiedy gasił mnie podczas fantazjowania, jednak doskonale go rozumiałam. Chciał mnie chronić, chciał abym była bezpieczna i szczęśliwa. Czyż nie był wspaniałym bratem? Czasami zastanawiałam się czy to właśnie dlatego rodzice nie wydali mnie jeszcze za mąż.
- Zarumieniłam? - Powtórzyłam, wyraźnie zdziwiona. Jak na zawołanie moje policzki zaczęły pąsowieć. Złapałam się za nie, mrugając z zaskoczenia oraz niezręczności ów sytuacji. - Ach, to zapewne dlatego, że przyszliśmy do ciepłego pomieszczenia z zimnego dworu. - Skłamałam. Wychodziło mi to całkiem dobrze. Już dawno doceniłam moje umiejętności aktorskie, które od czasu do czasu przydawały mi się. Zwłaszcza, gdy byłam młodsza. - Nie, nikt mi się nie naprzykrzał, Lordzie Black, ale dziękuję za troskę.
Spojrzałam na niego, na chwilę zawieszając się, kiedy zapytał mnie o wino. Nie mogłam przyznać, że tak naprawdę pijałam ów trunek bardzo rzadko, odmawiając go nawet na przyjęciach, prawda? Wypicie z kimś lampki wina było oznaką grzeczności i szacunku, lecz gdybym zgadzała się na lampeczkę na każdym przyjęciu i z każdym, po jakimś czasie przyniosłabym wstyd rodzinie, zasypiając gdzieś pod stołem. Z racji tego zawsze kończyło się na jednym kieliszku, który wywoływał drobne rumieńce na mojej buzi, a które zdawały się innym podobać. Potem zaś odmawiałam każdemu z grzecznym uśmiechem na twarzy, mówiąc, że nie powinnam już więcej pić. Zgrabna to była taktyka, czyż nie?
- Mogłabym się zgodzić, lecz jedynie na jedną, jedyną. O ile nasze dzisiejsze spotkanie uda się łatwo ukryć przed Nicholasem, o tyle będzie to znacznie trudniejsze, gdy bąbelki od wina uderzą mi do głowy. - Zachichotałam, przytykając dłoń do ust. Jedną lampeczkę, tylko jedną. Na więcej się nie zgodzę, o nie. To było zbyt niebezpieczne. Poza tym damie nie wypada, czyż nie?
- Czy mam więc rozumieć, że zostałam tutaj zwabiona podstępem? - Nachyliłam się lekko nad stołem, opierając o niego łokciem i spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Wiedziałam, że bywałam naiwna, choć wiedza ta nijak nie przydawała mi się w praktyce. Czy to był kolejny moment, gdy moja łatwowierność została wykorzystana? Cóż, było to nieszkodliwe, nie miałam się więc za co gniewać. Byłam jednak pewna, że kiedyś skończy się to dla mnie mniej ciekawie.
- Och, nie przesadzamy! - Uśmiechnęłam się do niego lekko. - Spotykamy to zbyt mocne słowo biorąc pod uwagę, iż był to jedynie czysty przypadek, Lordzie Black. Swoją drogą obawiam się, że mógłbyś nie przeżyć dostarczenia Nico podobnej wieści, a mnie pożarłyby wyrzuty sumienia. - Zaśmiałam się, wyobrażając sobie minę Nicholasa, gdyby coś takiego rzeczywiście miało miejsce. Brat, mój ukochany brat, nie był zbyt chętny do oddawania mnie komukolwiek. I ja doskonale to rozumiałam, bowiem również nie miałam ochoty dzielić się nim z kimkolwiek. Czasami złościłam się, kiedy gasił mnie podczas fantazjowania, jednak doskonale go rozumiałam. Chciał mnie chronić, chciał abym była bezpieczna i szczęśliwa. Czyż nie był wspaniałym bratem? Czasami zastanawiałam się czy to właśnie dlatego rodzice nie wydali mnie jeszcze za mąż.
- Zarumieniłam? - Powtórzyłam, wyraźnie zdziwiona. Jak na zawołanie moje policzki zaczęły pąsowieć. Złapałam się za nie, mrugając z zaskoczenia oraz niezręczności ów sytuacji. - Ach, to zapewne dlatego, że przyszliśmy do ciepłego pomieszczenia z zimnego dworu. - Skłamałam. Wychodziło mi to całkiem dobrze. Już dawno doceniłam moje umiejętności aktorskie, które od czasu do czasu przydawały mi się. Zwłaszcza, gdy byłam młodsza. - Nie, nikt mi się nie naprzykrzał, Lordzie Black, ale dziękuję za troskę.
Spojrzałam na niego, na chwilę zawieszając się, kiedy zapytał mnie o wino. Nie mogłam przyznać, że tak naprawdę pijałam ów trunek bardzo rzadko, odmawiając go nawet na przyjęciach, prawda? Wypicie z kimś lampki wina było oznaką grzeczności i szacunku, lecz gdybym zgadzała się na lampeczkę na każdym przyjęciu i z każdym, po jakimś czasie przyniosłabym wstyd rodzinie, zasypiając gdzieś pod stołem. Z racji tego zawsze kończyło się na jednym kieliszku, który wywoływał drobne rumieńce na mojej buzi, a które zdawały się innym podobać. Potem zaś odmawiałam każdemu z grzecznym uśmiechem na twarzy, mówiąc, że nie powinnam już więcej pić. Zgrabna to była taktyka, czyż nie?
- Mogłabym się zgodzić, lecz jedynie na jedną, jedyną. O ile nasze dzisiejsze spotkanie uda się łatwo ukryć przed Nicholasem, o tyle będzie to znacznie trudniejsze, gdy bąbelki od wina uderzą mi do głowy. - Zachichotałam, przytykając dłoń do ust. Jedną lampeczkę, tylko jedną. Na więcej się nie zgodzę, o nie. To było zbyt niebezpieczne. Poza tym damie nie wypada, czyż nie?
- Czy mam więc rozumieć, że zostałam tutaj zwabiona podstępem? - Nachyliłam się lekko nad stołem, opierając o niego łokciem i spoglądając na niego spod przymrużonych powiek. Wiedziałam, że bywałam naiwna, choć wiedza ta nijak nie przydawała mi się w praktyce. Czy to był kolejny moment, gdy moja łatwowierność została wykorzystana? Cóż, było to nieszkodliwe, nie miałam się więc za co gniewać. Byłam jednak pewna, że kiedyś skończy się to dla mnie mniej ciekawie.
Gość
Gość
W życiu Asellusa było bardzo mało miejsca na miłość. Rodzice podchodzili zarówno do niego, jak i do rodzeństwa z ogromnym dystansem. Okazywanie zbyt dużej ilości uczuć uznawali za słabość, którą można wykorzystać. Mówili mu w końcu, że jest dla nich bardzo ważny ale musi pamiętać, że samodzielność i samowystarczalność w życiu doprowadzi Cię do sukcesów, a historie miłosne tylko mogą przyprawiać o kłopoty. Nie brakowało mu ciepła domowego. Może dlatego, że nigdy go nie doświadczał. Ale nie oznaczało to, że czuł się niechciany. Miłość zastąpiono dumą. Dlatego też młody Black omijał wszelkie historie miłosne ze szczęśliwym zakończeniem jak ognia. Związek mężczyzny i kobiety w jego mniemaniu miał podstawy tylko praktyczne. Nieistotnym był fakt, że nie zdając sobie z tego sprawy wypierał się, że może kogoś szczerze kochać.
- Och, ale wiesz, że Twój brat nie uwierzyłby w to, że przez czysty przypadek spotkaliśmy się i wylądowaliśmy w tym miejscu? Poza tym dostarczałem mu już w życiu różnych i bardzo dziwnych informacji po których moja nieuchronna śmierć była gwarantowana, a jak widać żyję i mam się bardzo dobrze. - odpowiedział z szarmanckim uśmiechem Asellus i ostentacyjnie poprawił włosy jakby robił z siebie w tym momencie playboya, który wystarczy że się uśmiechnie, by zdobyć kobietę.
- Oczywiście, to na pewno było spowodowane tym, że weszliśmy do ciepła. - zgodził się Asellus nie wspominając o tym, że przecież przebywali w środku chwilę i nie zarumieniła się od razu tylko po kilku chwilach. Czy temperatura nie powinna dać o sobie od razu znaku? Cóż, jak widać każdy mógł się pomylić, chociaż Black nie bardzo chciał wierzyć w to, że popełnił błąd. - Wiesz, że przez wzgląd na moje relacje z Twoim bratem poczuwam się do obowiązku zachowania jak prawdziwy mężczyzna i wyrównania rachunków z kimś kto był dla Ciebie niezbyt... uprzejmy. - uśmiechnął się Asellus i pogładził swoją lewą dłoń. Nie wiedział nawet czemu to zrobił. Nerwy?
Gdy Asellus miał dwadzieścia lat alkohol pił tylko w towarzystwie znajomych. Unikał tego trunku na przyjęciach oraz bankietach. Wszystkie spędy rodzinne kończyły się zawsze dobrze, bo nic nie wpływało na jego percepcję i postrzeganie świata. Prowadził doskonałą politykę hańbienia się poza oczami rodziny. Dopiero z czasem wydoroślał i zrozumiał, że nie każdy łyk alkoholu musi prowadzić do upodlenia. Ale wnioski te wysnuł dopiero po latach różnych doświadczeń.
- Wydaje mi się, że byłby mocno niepocieszony jeżeli bąbelki uderzyłyby Ci do głowy. Ale rad jestem, że jesteś w stanie poświęcić się aż tak, by spróbować tej jednej lampki. - zaśmiał się odbierając od kelnera naczynie, które było napełnione ów trunkiem i zwrócił go do Isabelle, która trzymała już swój kieliszek w dłoni po tym jak kelner to ją najpierw poczęstował. - Za miłe spotkanie. - wypowiedział toast i lekko upił zawartość kieliszka.
- Oczywiście! Podstępnie zamieniłem się w sowę i obserwowałem Cię od trzech tygodni majac nadzieję, że znajdzie się okazja na szybką przemianę w człowieka i złapanie Cię! - zaśmiał się na myśl o insynuacji, jaką była specjalność zaciągnięcia do miejsca jakim była ta restauracja.
- Och, ale wiesz, że Twój brat nie uwierzyłby w to, że przez czysty przypadek spotkaliśmy się i wylądowaliśmy w tym miejscu? Poza tym dostarczałem mu już w życiu różnych i bardzo dziwnych informacji po których moja nieuchronna śmierć była gwarantowana, a jak widać żyję i mam się bardzo dobrze. - odpowiedział z szarmanckim uśmiechem Asellus i ostentacyjnie poprawił włosy jakby robił z siebie w tym momencie playboya, który wystarczy że się uśmiechnie, by zdobyć kobietę.
- Oczywiście, to na pewno było spowodowane tym, że weszliśmy do ciepła. - zgodził się Asellus nie wspominając o tym, że przecież przebywali w środku chwilę i nie zarumieniła się od razu tylko po kilku chwilach. Czy temperatura nie powinna dać o sobie od razu znaku? Cóż, jak widać każdy mógł się pomylić, chociaż Black nie bardzo chciał wierzyć w to, że popełnił błąd. - Wiesz, że przez wzgląd na moje relacje z Twoim bratem poczuwam się do obowiązku zachowania jak prawdziwy mężczyzna i wyrównania rachunków z kimś kto był dla Ciebie niezbyt... uprzejmy. - uśmiechnął się Asellus i pogładził swoją lewą dłoń. Nie wiedział nawet czemu to zrobił. Nerwy?
Gdy Asellus miał dwadzieścia lat alkohol pił tylko w towarzystwie znajomych. Unikał tego trunku na przyjęciach oraz bankietach. Wszystkie spędy rodzinne kończyły się zawsze dobrze, bo nic nie wpływało na jego percepcję i postrzeganie świata. Prowadził doskonałą politykę hańbienia się poza oczami rodziny. Dopiero z czasem wydoroślał i zrozumiał, że nie każdy łyk alkoholu musi prowadzić do upodlenia. Ale wnioski te wysnuł dopiero po latach różnych doświadczeń.
- Wydaje mi się, że byłby mocno niepocieszony jeżeli bąbelki uderzyłyby Ci do głowy. Ale rad jestem, że jesteś w stanie poświęcić się aż tak, by spróbować tej jednej lampki. - zaśmiał się odbierając od kelnera naczynie, które było napełnione ów trunkiem i zwrócił go do Isabelle, która trzymała już swój kieliszek w dłoni po tym jak kelner to ją najpierw poczęstował. - Za miłe spotkanie. - wypowiedział toast i lekko upił zawartość kieliszka.
- Oczywiście! Podstępnie zamieniłem się w sowę i obserwowałem Cię od trzech tygodni majac nadzieję, że znajdzie się okazja na szybką przemianę w człowieka i złapanie Cię! - zaśmiał się na myśl o insynuacji, jaką była specjalność zaciągnięcia do miejsca jakim była ta restauracja.
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Złoty Znicz
Szybka odpowiedź