Pracownia
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pracownia
Olbrzymią zaletą posiadania nowego miejsca zamieszkania jest niewątpliwie możliwość urządzenia go osobiście i wedle własnego gustu. Dawniej pracownia Caley znajdowała się w piwnicy, a teraz zajmuje przestronne pomieszczenie znajdujące się tuż nad kuchnią. Na półkach starannie poukładano i opisano ingrediencje, a pracownia pachnie mieszanką ziół, które porozwieszano do suszenia. Centralnym punktem tego miejsca jest oczywiście duży stół, na którym znajduje się kociołek; dookoła stoją podpórki na księgi, gliniane moździerze, tarki oraz komplet przyrządów niezbędnych każdemu alchemikowi.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie chciała wracać pamięcią do momentu, który sprawił, że koniec końców musiała prosić się o pomoc kobiety, którą ledwo znała. Caley miała swoją godność, lecz w tej sytuacji musiała schować ją głęboko do kieszeni szaty – pragnęła być silna i niezależna, a wpadła w sidła własnej głupoty. Naiwnie wierzyła, że tym razem wszystko potoczy się inaczej, lecz los oraz jego wyjątkowo krnąbrne dziecko postanowili zagrać jej na nosie. Kiedy jednak wybór dotyczył proszenia o pomoc lub bolesnej śmierci w wannie pełnej gorącej wody, musiała zdecydować co ceni sobie najbardziej. Przez lata małżeństwa nauczyła się chodzić z podniesioną głową pomimo nieustannego uczucia upodlenia, czemu więc tym razem miałoby to jej sprawiać kłopot? Na całe szczęście Madeline nie pytała o szczegóły, nie naciskała na zwierzenia, by wybadać jej nastrój. Pojawiła się, by spełnić swoją prośbę i wyglądało na to, że zamierzała zrobić to bez mrugnięcia okiem, za co Goyle była jej niewypowiedzianie wdzięczna.
Przegląd pracowni trwał tylko kilka chwil, gdyż czarownica upewniła się zawczasu, że wszystkie składniki są starannie dobrane i przygotowane. Nie bała się ubrudzić sobie rąk, od czasu wybuchu anomalii podczas warzenia eliksirów nie używała magii. Wolała dźwignąć kociołek z wodą i przenieść go na stanowisko, a następnie samodzielnie odpalić palnik, niż nabawić się sinicy lub zacząć pluć krwią, co zdarzało się nader często przy wykorzystywaniu różdżki. Praca uszlachetniała, a Caley powtarzała to sobie tak często, jak odwiedzała pracownię.
- Podążyłaś śladem przodków – zauważyła spokojnym tonem, obserwując jak Madeline związuje włosy wstążką; w jej głosie nie było słychać oceny – A jednocześnie nadałaś temu wszystkiemu własne zasady. To naprawdę godne podziwu – przyznała.
Wiedziała doskonale, jak żyją szlachcianki w obecnych czasach, lecz sytuacja lady Slughorn dawała nadzieję, że z biegiem czasu determinacja może pomóc arystokratkom ugrać dla siebie nieco więcej. Choć nie był to jej świat i jeszcze kilka miesięcy temu losy szlachetnokrwistych nie mogłyby obchodzić jej mniej, z dnia na dzień zauważyła u siebie dziwne pokłady empatii i współczucia.
Zająwszy miejsce na jednym z krzeseł, przyglądała się pracującej w skupieniu Madeline. Milczenie nie sprawiało jej kłopotu, nie zamierzała przeszkadzać pasjonatce anatomii przy pracy. Gdy jednak kłąb pary ponad kociołkiem przybrał słodkawy smak, Goyle zsunęła brwi; nie tak zapamiętała to z instrukcji. Poniosła się więc z krzesła i podeszła do księgi, po czym powędrowała palcem do opisu pożądanych efektów.
- Nie szkodzi – wyrzuciła z siebie bez cienia zawodu, gdy upewniła się, że tym razem mikstura okazała się nieudana – Spróbujmy jeszcze raz – używała liczby mnogiej, lecz przecież to lady Slughorn wykonywała całość prac związanych z warzeniem.
Przegląd pracowni trwał tylko kilka chwil, gdyż czarownica upewniła się zawczasu, że wszystkie składniki są starannie dobrane i przygotowane. Nie bała się ubrudzić sobie rąk, od czasu wybuchu anomalii podczas warzenia eliksirów nie używała magii. Wolała dźwignąć kociołek z wodą i przenieść go na stanowisko, a następnie samodzielnie odpalić palnik, niż nabawić się sinicy lub zacząć pluć krwią, co zdarzało się nader często przy wykorzystywaniu różdżki. Praca uszlachetniała, a Caley powtarzała to sobie tak często, jak odwiedzała pracownię.
- Podążyłaś śladem przodków – zauważyła spokojnym tonem, obserwując jak Madeline związuje włosy wstążką; w jej głosie nie było słychać oceny – A jednocześnie nadałaś temu wszystkiemu własne zasady. To naprawdę godne podziwu – przyznała.
Wiedziała doskonale, jak żyją szlachcianki w obecnych czasach, lecz sytuacja lady Slughorn dawała nadzieję, że z biegiem czasu determinacja może pomóc arystokratkom ugrać dla siebie nieco więcej. Choć nie był to jej świat i jeszcze kilka miesięcy temu losy szlachetnokrwistych nie mogłyby obchodzić jej mniej, z dnia na dzień zauważyła u siebie dziwne pokłady empatii i współczucia.
Zająwszy miejsce na jednym z krzeseł, przyglądała się pracującej w skupieniu Madeline. Milczenie nie sprawiało jej kłopotu, nie zamierzała przeszkadzać pasjonatce anatomii przy pracy. Gdy jednak kłąb pary ponad kociołkiem przybrał słodkawy smak, Goyle zsunęła brwi; nie tak zapamiętała to z instrukcji. Poniosła się więc z krzesła i podeszła do księgi, po czym powędrowała palcem do opisu pożądanych efektów.
- Nie szkodzi – wyrzuciła z siebie bez cienia zawodu, gdy upewniła się, że tym razem mikstura okazała się nieudana – Spróbujmy jeszcze raz – używała liczby mnogiej, lecz przecież to lady Slughorn wykonywała całość prac związanych z warzeniem.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Z jakiegoś powodu Madeline lubiła czuć się potrzebna. Nie chodziło o to, że uwielbiała pomagać innym ludziom; owszem, wybrała zawód magispychiatry, jednak w decyzji tej było zdecydowanie więcej egoizmu, niż powołania i chęci robienia czegoś dla innych. Mimo wszystko jednak, gdy ktoś zwracał się do niej o pomoc, miała poczucie, że być może w oczach tej jednej osoby była najlepszą kandydatką do wykonania danej czynności.
Nie była pewna czy ta sama sytuacja wiązała się z powodem, dla którego Caley zwróciła się właśnie do niej. Coś podpowiadało jej, że chodziło nie tyle o jej umiejętności, a o pewność zachowania całego przedsięwzięcia w tajemnicy. Bez względu na wszystko, Madeline odnosiła wrażenie, że była to odpowiednia okazja na pokazanie, iż stać ją na coś więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Dobrze wiedziała, że w środowisku czarodziejów krążyły pewne opinie odnośnie szlachcianek. Lady Slughorn wcale się temu nie dziwiła; sama dość często postrzegała większość kobiet zgodnie z pewnymi stereotypami, lubiąc o samej sobie myśleć jako o kimś zupełnie odmiennym. Potrzeba udowodnienia całemu światu, że była czymś więcej niż jedynie kolejną panną z dobrego domu niekiedy była zbyt przytłaczająca, popychając ją w stronę rzeczy, których być może nie powinna dotykać.
- Dziękuję – odpowiedziała na niespodziewane słowa kobiety, a w jej głosie słychać było wyraźną nutę zaskoczenia. Na krótką chwilę przytrzymała spojrzenie Caley, posyłając jej krótki uśmiech – Niestety zdajesz się być jedyną, która tak sądzi – dodała głosem, w którym uważny słuchacz mógłby odnaleźć smutek. Następnie odwróciła wzrok, przystępując do pracy.
Musiała przyznać, iż doceniała ciszę, którą zapewniła jej pani domu. Madeline przyzwyczajona była do pracowania w samotności; w gruncie rzeczy wszystko, co kiedykolwiek robiła, działo się w towarzystwie jej samej i nie miała w zwyczaju pracować w towarzystwie kogoś, kto patrzył jej na ręce i, co więcej, oczekiwał od niej pewnych konkretnych efektów. Dlatego też, gdy pod koniec procesu znad kociołka uniósł się słodki zapach, kobieta wcale się nie zdziwiła, choć w dalszym ciągu odczuła jak żołądek ściska się boleśnie a zęby odruchowo zaciskają się mocno w geście zawodu, ale też złości. Odnoszenie porażek, szczególnie na oczach widowni, nawet jeśli ta składała się tylko z jednej kobiety, która na dodatek nie miała możliwości komukolwiek tego powtórzyć, nie należało do jej ulubionych czynności. Zmarszczyła lekko brwi, wpatrując się w zawartość kociołka, która nie nadawała się do spożycia.
- Tak, spróbujmy jeszcze raz – powtórzyła pustym głosem, przełykając ślinę i podnosząc ostrożnie kociołek. Bez słowa opróżniła kociołek, energicznie szorując jego wnętrze i osuszając go ściereczką, zanim ponownie umieściła go nad palnikiem. Na wszelki wypadek zerknęła na przepis, upewniając się, że wcześniej wykonała wszelkie instrukcje poprawnie. Porażka sprawiła, że przez chwilę czuła się odrobinę mniej pewnie jednak, gdy jej wzrok przebiegał po literach księgi, wkrótce jej oczy odnalazły punkt, w którym popełniła błąd. Początkowo nie zamierzała się do tego przyznawać, jednak w skupieniu na moment zapomniała o obecności drugiej kobiety w pomieszczeniu i, zabierając się do przygotowywania kolejnej porcji składników zaczęła mamrotać pod nosem do samej siebie.
- Oczywiście, że dodałaś składniki w złej kolejności, to nie jest żywa śmierć… - powiedziała, wspominając ostatni raz, kiedy używała piołunu do uwarzenia eliksiru. Gdy wszystkie składniki były odpowiednio przygotowane – liście piołunu obmyte i posiekane, podobnie jak pokrzywa, a kolce jeżozwierza i pancerzyki langustnika sproszkowane, kobieta zabrała się do umieszczania ich w kociołku. Podobnie jak wcześniej zaczęła od piołunu, odczekując odpowiednią chwilę, gdy wywar zmienił swój kolor na zielony. Następnie dodała sproszkowane pancerzyki langustnika, w miejscu, w którym wcześniej znalazły się kolce jeżozwierza. Za pancerzykami podążyły trzy krople nektaru z miodunki oraz jedno pióro kolibra. Jako przedostatnie dodała sproszkowane kolce jeżozwierza. Gdy w jej dłoni znalazł się ostatni składnik – liście pokrzywy, które miały nadać całemu eliksirowi klarowności oraz przejrzystości, Madeline poczuła, jak jej gardło ściska się ze zdenerwowania. Nie była pewna, czy będzie w stanie znieść kolejną porażkę. Na moment uniosła wzrok, spoglądając na wyczekującą efektu Caley, po czym ostrożnie umieściła liście pokrzywy w kociołku, mieszając kilkakrotnie wywar w stronę, którą zalecał przepis.
| Eliksir Rue (80)
Nie była pewna czy ta sama sytuacja wiązała się z powodem, dla którego Caley zwróciła się właśnie do niej. Coś podpowiadało jej, że chodziło nie tyle o jej umiejętności, a o pewność zachowania całego przedsięwzięcia w tajemnicy. Bez względu na wszystko, Madeline odnosiła wrażenie, że była to odpowiednia okazja na pokazanie, iż stać ją na coś więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Dobrze wiedziała, że w środowisku czarodziejów krążyły pewne opinie odnośnie szlachcianek. Lady Slughorn wcale się temu nie dziwiła; sama dość często postrzegała większość kobiet zgodnie z pewnymi stereotypami, lubiąc o samej sobie myśleć jako o kimś zupełnie odmiennym. Potrzeba udowodnienia całemu światu, że była czymś więcej niż jedynie kolejną panną z dobrego domu niekiedy była zbyt przytłaczająca, popychając ją w stronę rzeczy, których być może nie powinna dotykać.
- Dziękuję – odpowiedziała na niespodziewane słowa kobiety, a w jej głosie słychać było wyraźną nutę zaskoczenia. Na krótką chwilę przytrzymała spojrzenie Caley, posyłając jej krótki uśmiech – Niestety zdajesz się być jedyną, która tak sądzi – dodała głosem, w którym uważny słuchacz mógłby odnaleźć smutek. Następnie odwróciła wzrok, przystępując do pracy.
Musiała przyznać, iż doceniała ciszę, którą zapewniła jej pani domu. Madeline przyzwyczajona była do pracowania w samotności; w gruncie rzeczy wszystko, co kiedykolwiek robiła, działo się w towarzystwie jej samej i nie miała w zwyczaju pracować w towarzystwie kogoś, kto patrzył jej na ręce i, co więcej, oczekiwał od niej pewnych konkretnych efektów. Dlatego też, gdy pod koniec procesu znad kociołka uniósł się słodki zapach, kobieta wcale się nie zdziwiła, choć w dalszym ciągu odczuła jak żołądek ściska się boleśnie a zęby odruchowo zaciskają się mocno w geście zawodu, ale też złości. Odnoszenie porażek, szczególnie na oczach widowni, nawet jeśli ta składała się tylko z jednej kobiety, która na dodatek nie miała możliwości komukolwiek tego powtórzyć, nie należało do jej ulubionych czynności. Zmarszczyła lekko brwi, wpatrując się w zawartość kociołka, która nie nadawała się do spożycia.
- Tak, spróbujmy jeszcze raz – powtórzyła pustym głosem, przełykając ślinę i podnosząc ostrożnie kociołek. Bez słowa opróżniła kociołek, energicznie szorując jego wnętrze i osuszając go ściereczką, zanim ponownie umieściła go nad palnikiem. Na wszelki wypadek zerknęła na przepis, upewniając się, że wcześniej wykonała wszelkie instrukcje poprawnie. Porażka sprawiła, że przez chwilę czuła się odrobinę mniej pewnie jednak, gdy jej wzrok przebiegał po literach księgi, wkrótce jej oczy odnalazły punkt, w którym popełniła błąd. Początkowo nie zamierzała się do tego przyznawać, jednak w skupieniu na moment zapomniała o obecności drugiej kobiety w pomieszczeniu i, zabierając się do przygotowywania kolejnej porcji składników zaczęła mamrotać pod nosem do samej siebie.
- Oczywiście, że dodałaś składniki w złej kolejności, to nie jest żywa śmierć… - powiedziała, wspominając ostatni raz, kiedy używała piołunu do uwarzenia eliksiru. Gdy wszystkie składniki były odpowiednio przygotowane – liście piołunu obmyte i posiekane, podobnie jak pokrzywa, a kolce jeżozwierza i pancerzyki langustnika sproszkowane, kobieta zabrała się do umieszczania ich w kociołku. Podobnie jak wcześniej zaczęła od piołunu, odczekując odpowiednią chwilę, gdy wywar zmienił swój kolor na zielony. Następnie dodała sproszkowane pancerzyki langustnika, w miejscu, w którym wcześniej znalazły się kolce jeżozwierza. Za pancerzykami podążyły trzy krople nektaru z miodunki oraz jedno pióro kolibra. Jako przedostatnie dodała sproszkowane kolce jeżozwierza. Gdy w jej dłoni znalazł się ostatni składnik – liście pokrzywy, które miały nadać całemu eliksirowi klarowności oraz przejrzystości, Madeline poczuła, jak jej gardło ściska się ze zdenerwowania. Nie była pewna, czy będzie w stanie znieść kolejną porażkę. Na moment uniosła wzrok, spoglądając na wyczekującą efektu Caley, po czym ostrożnie umieściła liście pokrzywy w kociołku, mieszając kilkakrotnie wywar w stronę, którą zalecał przepis.
| Eliksir Rue (80)
You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Madeline Slughorn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 100
'k100' : 100
Postrzegała stereotypowo wszystkie szlachcianki, lecz po przekroczeniu progu gabinetu Madeline wiedziała już, że tym razem nie miała do czynienia z byle kim. Już sam fakt posiadania takiego pomieszczenia, prywatnego i do wykonywania zawodu, który nie do końca pasował do damy, powinien dać Goyle wiele do myślenia. Nie pożałowała swojej decyzji, choć gorzka pigułka w postaci proszenia się o pomoc wciąż jeszcze nie rozpuściła się do końca. Caley nie wyczuwała jednak złych intencji od lady Slughorn, a mając doświadczenie w rozpracowywaniu ludzi, mogła na moment obniżyć swą gardę. Nie na tyle, by chętnie dopuścić do siebie szlachciankę, lecz przecież ich kontakt miał pozostać na stopie profesjonalnej i na to też zapowiadało się od samego początku. Bez zbędnych sentymentów i wspominania, że Caley w obecnej sytuacji ma jeszcze kilka innych wyjść. W rzeczywistości nie istniały inne opcje i czarownica cieszyła się, że jej wybawicielka nie poruszała tego tematu od momentu przekroczenia progu Orchard Place.
Uśmiechem odpowiedziała na uśmiech; spodziewała się, że Madeline nie otrzymuje na każdym roku okazów wsparcia, wszystko to, co robiła, musiało wzbudzać pewien niepokój jej rodziny. Goyle nie miała pojęcia, że goszcząca u niej lady jest zaręczona z mężczyzną, z którym ona sama miała kontakt w Ministerstwie Magii.
- Wszyscy inni przekonają się z czasem – zapewniła, mając na myśli nie tylko członków rodziny, ale i pacjentów oraz rzeszę czarodziejskiego światka, która w przyszłości szukać miała profesjonalnego wsparcia u pięknej blondynki. Chociaż to nie peany na cześć jej urody powinny przychodzić na myśl jako pierwsze.
Caley nie zamierzała patrzeć alchemiczce na ręce, dlatego na kilka chwil wymknęła się z pracowni i powędrowała do swojej sypialni, przynosząc z niej niewielką szkatułkę, wypełnioną błyskotkami, które sama wykonała w chwilach pozwalających na skupienie. Relaksowała się w ten sposób, a więc ostatnimi czasy było takich momentów coraz więcej.
Gdy wróciła, zastała wspaniałej konsystencji parę nad kociołkiem oraz, na pierwszy rzut oka, zadowoloną z siebie lady Slughorn. Podchodząc powoli, zajrzała do naczynia i ujrzała klarownie zieloną miksturę.
- Udało się – westchnęła z ulgą, odnotowując sukces.
Uśmiechem odpowiedziała na uśmiech; spodziewała się, że Madeline nie otrzymuje na każdym roku okazów wsparcia, wszystko to, co robiła, musiało wzbudzać pewien niepokój jej rodziny. Goyle nie miała pojęcia, że goszcząca u niej lady jest zaręczona z mężczyzną, z którym ona sama miała kontakt w Ministerstwie Magii.
- Wszyscy inni przekonają się z czasem – zapewniła, mając na myśli nie tylko członków rodziny, ale i pacjentów oraz rzeszę czarodziejskiego światka, która w przyszłości szukać miała profesjonalnego wsparcia u pięknej blondynki. Chociaż to nie peany na cześć jej urody powinny przychodzić na myśl jako pierwsze.
Caley nie zamierzała patrzeć alchemiczce na ręce, dlatego na kilka chwil wymknęła się z pracowni i powędrowała do swojej sypialni, przynosząc z niej niewielką szkatułkę, wypełnioną błyskotkami, które sama wykonała w chwilach pozwalających na skupienie. Relaksowała się w ten sposób, a więc ostatnimi czasy było takich momentów coraz więcej.
Gdy wróciła, zastała wspaniałej konsystencji parę nad kociołkiem oraz, na pierwszy rzut oka, zadowoloną z siebie lady Slughorn. Podchodząc powoli, zajrzała do naczynia i ujrzała klarownie zieloną miksturę.
- Udało się – westchnęła z ulgą, odnotowując sukces.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie przyznałaby się do tego na głos, jednak czasem zdecydowanie wolała towarzystwo osób, które ze szlachtą miały niewiele wspólnego. Nie tyle chodziło jej o mugolaków, do których mimo wszystko miała dość neutralny stosunek, ale raczej o czarodziejów czystej krwi, którzy niekiedy byli w stanie traktować ją na równi ze sobą, zazwyczaj po bliższym poznaniu i przełamaniu pierwszych lodów.
W towarzystwie takich osób było coś prawdziwe odświeżającego, i być może to sprawiało, że tak bardzo lubiła swoją pracę – przez słuchanie o doświadczeniach innych, sama była w stanie przeżyć to, czego sama nigdy nie była w stanie doświadczyć. Nie przeszkadzał jej brud ciasnych, ubogich mieszkań ani proste szaty oraz suknie, w które ubierały się czarownice z niższych stopni drabiny społecznej. Owszem, sama nie oddałaby złotej biżuterii i drogich sukien, w której ubierała się na co dzień, jednak potrafiła wyobrazić sobie siebie wiodącą zwyczajne, proste życie.
Chociaż, z drugiej strony, może właśnie dlatego, że jej rzeczywistość była zupełnie inna, tak bardzo pociągała ją wizja wszystkiego, co nie wiązało się ze szlachecką codziennością. Od czasu do czasu, gdy czuła się dość pewna siebie, mogła na krótką chwilę zasmakować jedynie przyjemności – ciasnych, zatłoczonych i zadymionych barów, taniego alkoholu, muzyki oraz tańców. Gdy noc dobiegała końca, w przeciwieństwie do reszty ona zakładała na siebie jedwabną koszulę nocną, czesała włosy przed lustrem w złotej ramie, a następnego ranka piła kawę i jadła śniadanie, które podane zostało jej na tacy.
Być może powinna mieć wyrzuty sumienia; w końcu, jakby nie patrzeć, na wszystkich innych wciąż zdawała się patrzeć z góry, nie chcąc być jedną z nich, choć jednocześnie pragnąc swobód, które im przysługiwały.
Nie odpowiedziała na słowa Caley, uśmiechając się jedynie w jej stronę i niemalże od razu skupiając swoją uwagę na drugiej próbie uwarzenia eliksiru.
Proces pochłonął ją do reszty, tak, iż nawet nie zauważyła, gdy kobieta na chwilę wymknęła się z pracowni, pozostawiając ją samą z bulgoczącym kociołkiem. Madeline wpatrywała się uporczywie w jego zawartość zupełnie tak, jakby myślała, iż samym spojrzeniem będzie w stanie sprawić, że eliksir okaże się udany. Po dodaniu ostatniego składnika, niemalże jak na zawołanie, mikstura zaczęła nabierać klarowności i gdy Madeline wyłączyła palnik, miała przed sobą idealny eliksir Rue. Podniosła wzrok w momencie, w którym Caley z powrotem weszła do pomieszczenia, zastając lady Slughorn z triumfalnym wyrazem twarzy, przed którym nie potrafiła się powstrzymać.
- W rzeczy samej – odpowiedziała, przelewając eliksir do buteleczki i wręczając go kobiecie – W ciągu godziny od wypicia wejdź do wanny wypełnionej gorącą wodą. Przez jakiś czas będziesz odczuwać skurcze w podbrzuszu, jednak kąpiel powinna pomóc. Zostań w wannie aż ból ustanie – dodała, patrząc na Caley ze wzrokiem pełnym powagi. Czuła się w obowiązku przekazać jej odpowiednie instrukcje, nie chcąc mieć jej na sumieniu, gdyby coś poszło nie tak – Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy wiesz, gdzie mnie znaleźć. Mój gabinet zawsze stoi otworem – dokończyła, posyłając jej krótki, przyjazny uśmiech i zabierając się do pakowania swojej torby. Z jakiegoś powodu, patrząc na Caley odnosiła wrażenie, iż było w kobiecie coś więcej, niż dawała po sobie pokazać i szczerze liczyła, że wszystko w jej życiu ułoży się po jej myśli. Po części zazdrościła jej swobody, którą zdawała się posiadać oraz możliwości podejmowania samodzielnych decyzji, szczególnie w kwestiach, które nie dotyczyły nikogo innego.
W towarzystwie takich osób było coś prawdziwe odświeżającego, i być może to sprawiało, że tak bardzo lubiła swoją pracę – przez słuchanie o doświadczeniach innych, sama była w stanie przeżyć to, czego sama nigdy nie była w stanie doświadczyć. Nie przeszkadzał jej brud ciasnych, ubogich mieszkań ani proste szaty oraz suknie, w które ubierały się czarownice z niższych stopni drabiny społecznej. Owszem, sama nie oddałaby złotej biżuterii i drogich sukien, w której ubierała się na co dzień, jednak potrafiła wyobrazić sobie siebie wiodącą zwyczajne, proste życie.
Chociaż, z drugiej strony, może właśnie dlatego, że jej rzeczywistość była zupełnie inna, tak bardzo pociągała ją wizja wszystkiego, co nie wiązało się ze szlachecką codziennością. Od czasu do czasu, gdy czuła się dość pewna siebie, mogła na krótką chwilę zasmakować jedynie przyjemności – ciasnych, zatłoczonych i zadymionych barów, taniego alkoholu, muzyki oraz tańców. Gdy noc dobiegała końca, w przeciwieństwie do reszty ona zakładała na siebie jedwabną koszulę nocną, czesała włosy przed lustrem w złotej ramie, a następnego ranka piła kawę i jadła śniadanie, które podane zostało jej na tacy.
Być może powinna mieć wyrzuty sumienia; w końcu, jakby nie patrzeć, na wszystkich innych wciąż zdawała się patrzeć z góry, nie chcąc być jedną z nich, choć jednocześnie pragnąc swobód, które im przysługiwały.
Nie odpowiedziała na słowa Caley, uśmiechając się jedynie w jej stronę i niemalże od razu skupiając swoją uwagę na drugiej próbie uwarzenia eliksiru.
Proces pochłonął ją do reszty, tak, iż nawet nie zauważyła, gdy kobieta na chwilę wymknęła się z pracowni, pozostawiając ją samą z bulgoczącym kociołkiem. Madeline wpatrywała się uporczywie w jego zawartość zupełnie tak, jakby myślała, iż samym spojrzeniem będzie w stanie sprawić, że eliksir okaże się udany. Po dodaniu ostatniego składnika, niemalże jak na zawołanie, mikstura zaczęła nabierać klarowności i gdy Madeline wyłączyła palnik, miała przed sobą idealny eliksir Rue. Podniosła wzrok w momencie, w którym Caley z powrotem weszła do pomieszczenia, zastając lady Slughorn z triumfalnym wyrazem twarzy, przed którym nie potrafiła się powstrzymać.
- W rzeczy samej – odpowiedziała, przelewając eliksir do buteleczki i wręczając go kobiecie – W ciągu godziny od wypicia wejdź do wanny wypełnionej gorącą wodą. Przez jakiś czas będziesz odczuwać skurcze w podbrzuszu, jednak kąpiel powinna pomóc. Zostań w wannie aż ból ustanie – dodała, patrząc na Caley ze wzrokiem pełnym powagi. Czuła się w obowiązku przekazać jej odpowiednie instrukcje, nie chcąc mieć jej na sumieniu, gdyby coś poszło nie tak – Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy wiesz, gdzie mnie znaleźć. Mój gabinet zawsze stoi otworem – dokończyła, posyłając jej krótki, przyjazny uśmiech i zabierając się do pakowania swojej torby. Z jakiegoś powodu, patrząc na Caley odnosiła wrażenie, iż było w kobiecie coś więcej, niż dawała po sobie pokazać i szczerze liczyła, że wszystko w jej życiu ułoży się po jej myśli. Po części zazdrościła jej swobody, którą zdawała się posiadać oraz możliwości podejmowania samodzielnych decyzji, szczególnie w kwestiach, które nie dotyczyły nikogo innego.
You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Caley była odrobinę ciekawa, co powiedziałaby Madeline-magipsychiatra, gdyby poznała pełną historię życia pani Goyle. Od dorastania w cieniu braci i wiecznej chęci zadowolenia ojca, przez wszystkie toksyczne relacje, w które kiedykolwiek się wplątała, aż do oczywistego finału, jakim miało być wypicie przygotowanego przed momentem Eliksiru Rue i zanurzenie się w wannie pełnej gorącej wody. Być może lady Slughorn uciekłaby z własnego gabinetu z krzykiem, a może uznałaby Caley za manipulantkę oraz kłamcę. Co jednak zdarzyłoby się, gdyby zechciała ją dalej analizować i wyraziłaby chęć pomocy przeprocesowania wszelkich emocji, jakie kryły się w niepozornej czarownicy? Na całe szczęście żadna z nich nie miała się tego nigdy dowiedzieć, bowiem dzisiejsze spotkanie, jakkolwiek służbowe i profesjonalnie, nie miało otwierać drzwi dla ich znajomości, wręcz przeciwnie. Żadna nie dążyła do pogłębienia relacji i całe szczęście, że to wystarczyło im obu.
Przyjmując fiolkę eliksiru, słuchała uważnie instrukcji Madeline. Czarownica wypowiadała się spokojnym tonem, w którym nie krył się ani gram złośliwości; jej słowa były przepełnione jedynie rzeczowością i powagą, na koniec jedynie pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
Zapatrzyła się w zieloną ciecz, uciekając myślami do obrazu, jaki nakreśliła przed nią lady Slughorn. Wanna, woda i ciało pokryte bliznami, a obok nikogo, kto mógłby okazać się wsparciem. Czy tak miało od teraz wyglądać życie Caley? Przełknęła ślinę, odwracając wzrok od naczynia, które pospiesznie odłożyła na odpowiednią półkę. Swój nowy początek miała celebrować o wiele później.
Uchyliła wieczko szkatułki, którą przyniosła, a oczom alchemiczki mogły ukazać się różnego rodzaju błyskotki, wykonane przez Goyle przy pomocy kamieni szlachetnych i kruszców, jakie bracia przywozili jej z zamorskich wypraw. Naszyjniki, pierścionki i bransoletki aż prosiły się o właścicielkę, która będzie godnie je nosić.
- Zagwarantowałaś mi właśnie nowy początek, dlatego chciałabym skromnie ci się odwdzięczyć – przez moment przeglądała własne dzieła, lecz już po chwili odnalazła takie, które pasowało jej do magipsychiatry zdecydowanie najbardziej.
Złota bransoleta w kształcie węża, który mógł opleść się zgrabnie wokół nadgarstka i lśnić szafirowymi oczami z oddali, wydawała się być stworzona dla lady Slughorn i zapewne pasowała na jej smukłą dłoń.
Galeony także leżały przygotowane w sakiewce, gdyby to ich Madeline zażądała za swoją pracę, lecz to element biżuterii pasował chyba do tej sytuacji znacznie bardziej.
Przyjmując fiolkę eliksiru, słuchała uważnie instrukcji Madeline. Czarownica wypowiadała się spokojnym tonem, w którym nie krył się ani gram złośliwości; jej słowa były przepełnione jedynie rzeczowością i powagą, na koniec jedynie pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
Zapatrzyła się w zieloną ciecz, uciekając myślami do obrazu, jaki nakreśliła przed nią lady Slughorn. Wanna, woda i ciało pokryte bliznami, a obok nikogo, kto mógłby okazać się wsparciem. Czy tak miało od teraz wyglądać życie Caley? Przełknęła ślinę, odwracając wzrok od naczynia, które pospiesznie odłożyła na odpowiednią półkę. Swój nowy początek miała celebrować o wiele później.
Uchyliła wieczko szkatułki, którą przyniosła, a oczom alchemiczki mogły ukazać się różnego rodzaju błyskotki, wykonane przez Goyle przy pomocy kamieni szlachetnych i kruszców, jakie bracia przywozili jej z zamorskich wypraw. Naszyjniki, pierścionki i bransoletki aż prosiły się o właścicielkę, która będzie godnie je nosić.
- Zagwarantowałaś mi właśnie nowy początek, dlatego chciałabym skromnie ci się odwdzięczyć – przez moment przeglądała własne dzieła, lecz już po chwili odnalazła takie, które pasowało jej do magipsychiatry zdecydowanie najbardziej.
Złota bransoleta w kształcie węża, który mógł opleść się zgrabnie wokół nadgarstka i lśnić szafirowymi oczami z oddali, wydawała się być stworzona dla lady Slughorn i zapewne pasowała na jej smukłą dłoń.
Galeony także leżały przygotowane w sakiewce, gdyby to ich Madeline zażądała za swoją pracę, lecz to element biżuterii pasował chyba do tej sytuacji znacznie bardziej.
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spośród wszystkich pacjentów, którzy przewijali się przez jej gabinet, większość szybko odchodziła w zapomnienie. Zazwyczaj nie było w nich nic ciekawego - depresja, bezsenność, stany lękowe, schorzenia psychiczne wywołane zaklęciami, które nie poszły zgodnie z planem. Oddział psychiatryczny w Świętym Mungu aż roił się od pacjentów, którzy trzymani tam byli na stałe - przywiązani do łóżek i dopatrywani przez pielęgniarki wiedli swoje życie w szpitalnych salach. Będąc ze sobą zupełnie szczera, przeprowadzanie obchodów i nadzorowanie toku leczenia tych osób nie należało do najprzyjemniejszych; dobywające się od czasu do czasu krzyki z sal, w których samotnie przebywały najcięższe przypadki miały w zwyczaju prześladować ją nocami. Były tam osoby, które trafiły do Munga jeszcze zanim Madeline zaczęła swoje praktyki. Niektórzy gdy raz przekroczyli próg miejsca, opuszczali je jedynie w trumnie. Twarze tych osób i ich schorzenia często zlewały się ze sobą, tak samo jak przypadłości odwiedzających jej gabinet czarodziejów, głównie dlatego, iż Madeline nigdy nie zależało na ludziach, a na ich problemach i tym, jak może je wyleczyć.
Coraz częściej zastanawiała się jednak, czy ten zawód naprawdę był tym, czemu chciała poświęcać swoje życie. Kiedyś wydawało jej się, że było to jej powołanie. Teraz odnosiła wrażenie, że praca była jedynie sposobem na zagraniem na nosie swoim rodzicom i wszystkim innych przedstawicielom szlachty, którzy zdawali się twierdzić, iż jako kobieta nigdy nie będzie w stanie nic w życiu osiągnąć. Chciała pokazać im, jak bardzo się mylili. I chociaż lubiła swoją pracę, dość łatwo było jej popaść w rutynę i dość często łapała się na tym, iż będzie mogła wrócić do posiadłości i zaszyć się we własnej pracowni, warząc wywary, których z pewnością nie powinna się dotykać.
Jednego była jednak pewna - Caley Goyle pozostanie jedną z pacjentek, które lady Slughorn zapamięta na dłużej, głownie przez nietypowość jej prośby oraz okoliczności, w których przyszło im spędzić razem wieczór. Nie sądziła, by kiedykolwiek jeszcze miała ją spotkać; przynajmniej nie celowo, bo przecież żadna z nich nie była w stanie kontrolować przypadków. W żadnym stopniu jednak nie sprawiało jej to problemu; niektórzy ludzie powinni pozostawać tajemnicą, a niektóre spotkania były wartościowe dlatego, iż odbywały się tylko raz w życiu.
Na słowa kobiety posłała jej uprzejmy uśmiech, nie zamierzając odmawiać, szczególnie gdy w dłoni Caley pojawiła się złota bransoleta w kształcie węża. Lady Slughorn przyjęła podarunek bez słowa, od razu nakładając go na swój nadgarstek i przez moment w ciszy podziwiając detale, z którymi został wykonany, oraz sposób, w jaki idealnie wpasowywał się do jej ręki.
- Dziękuję, jest wspaniały - powiedziała, po czym w towarzystwie pani domu przeszła w stronę wyjścia. Przyjęła od Caley swój płaszcz, nakładając go na siebie i, znajdując się już w wyjściu, obejrzała się jeszcze przez ramię - Powodzenia - odezwała się, zmierzając w stronę głównej ulicy, po drodze narzucając na głowę kaptur płaszcza, który miał ją ochronić przed wiatrem oraz deszczem, który w między czasie zawitał nad Londyn.
| zt x2
Coraz częściej zastanawiała się jednak, czy ten zawód naprawdę był tym, czemu chciała poświęcać swoje życie. Kiedyś wydawało jej się, że było to jej powołanie. Teraz odnosiła wrażenie, że praca była jedynie sposobem na zagraniem na nosie swoim rodzicom i wszystkim innych przedstawicielom szlachty, którzy zdawali się twierdzić, iż jako kobieta nigdy nie będzie w stanie nic w życiu osiągnąć. Chciała pokazać im, jak bardzo się mylili. I chociaż lubiła swoją pracę, dość łatwo było jej popaść w rutynę i dość często łapała się na tym, iż będzie mogła wrócić do posiadłości i zaszyć się we własnej pracowni, warząc wywary, których z pewnością nie powinna się dotykać.
Jednego była jednak pewna - Caley Goyle pozostanie jedną z pacjentek, które lady Slughorn zapamięta na dłużej, głownie przez nietypowość jej prośby oraz okoliczności, w których przyszło im spędzić razem wieczór. Nie sądziła, by kiedykolwiek jeszcze miała ją spotkać; przynajmniej nie celowo, bo przecież żadna z nich nie była w stanie kontrolować przypadków. W żadnym stopniu jednak nie sprawiało jej to problemu; niektórzy ludzie powinni pozostawać tajemnicą, a niektóre spotkania były wartościowe dlatego, iż odbywały się tylko raz w życiu.
Na słowa kobiety posłała jej uprzejmy uśmiech, nie zamierzając odmawiać, szczególnie gdy w dłoni Caley pojawiła się złota bransoleta w kształcie węża. Lady Slughorn przyjęła podarunek bez słowa, od razu nakładając go na swój nadgarstek i przez moment w ciszy podziwiając detale, z którymi został wykonany, oraz sposób, w jaki idealnie wpasowywał się do jej ręki.
- Dziękuję, jest wspaniały - powiedziała, po czym w towarzystwie pani domu przeszła w stronę wyjścia. Przyjęła od Caley swój płaszcz, nakładając go na siebie i, znajdując się już w wyjściu, obejrzała się jeszcze przez ramię - Powodzenia - odezwała się, zmierzając w stronę głównej ulicy, po drodze narzucając na głowę kaptur płaszcza, który miał ją ochronić przed wiatrem oraz deszczem, który w między czasie zawitał nad Londyn.
| zt x2
You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
I don't just stand outside and scream
I am teaching myself how to be free.
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spotkanie w Syrenim Ogonie dobiegło końca później, niż myślała Caley, wciąż jednak miała wystarczającą ilość czasu, by móc spędzić relaksujący wieczór nad kociołkiem. Warzenie eliksirów przynosiło jej pewien rodzaj uciechy, a w tym miesiącu dodatkową motywacją miało być spotkanie Rycerzy Walpurgii, na które nie zamierzała przychodzić z pustymi rękami. Caelan ostrzegł ją przed konsekwencjami dołączenia do organizacji, jednak Goyle już dawno podjęła tę decyzję. Drugiego listopada odprawiła więc służącą odpowiednio wcześnie, by móc w spokoju zaszyć się w pracowni i przygotować kilka trucizn.
Na pierwszy ogień wybrała wywar z sangwinarii, który przygotowywała wcześniej dosyć często. Jeszcze jako żona pragnęła go kiedyś wykorzystać na swoim mężu, lecz wdowieństwo pokrzyżowało te plany. Jeśli jednak miałaby pomóc komuś osłabić wroga, czemu nie skorzystać?
Przygotowała kociołek i wszelkie niezbędne składniki, po czym nalała wody do naczynia i nastawiła palnik. Oczekując na wrzenie wody, w marmurowym moździerzu zgniotła suszone pająki oraz łuski kameleona, by w sproszkowanej postaci dodać je do wywaru jako pierwsze. Następnie odliczyła dokładnie dwanaście płatków sangwiniary oraz kompletną łodyżkę akonitu, stanowiącego serce eliksiry, i starannie zamieszała w kociołku aż do rozpuszczenia się roślin. Na koniec przyszło jej dołożyć ikrę ramory, starannie wydobytą z niewielkiego pojemniczka. Gdy eliksir wydawał się być już gotowy, Caley zerknęła na jego kolor i parę, bowiem kolor i kształt miały przesądzić o powodzeniu.
| Wywar z sangwiniary (40)
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Caley Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Z satysfakcją spojrzała na swoje dzieło; eliksir okazał się udany, o czym świadczyła jego klarowność a także odpowiednio kształtne kłęby pary. Zadowolona z siebie Caley przelała ostrożnie pierwszą miksturę do fiolek, opisała je szczegółowo, a później wyczyściła kociołek i wyszukała w księdze przepis na kolejny eliksir. Zanim jednak zdecydowała się go wykonać, powędrowała do jadalni i przyniosła sobie kieliszek czerwonego wina - ostatnimi czasy alkohol pomagał jej przy pracy.
Ponownie napełniła kociołek i ustawiła palnik, a popijając małe łyki trunku, zabrała się za przygotowanie eliksiru bojowego o nazwie Czuwający Strażnik.
Gdy woda wrzała, ostrożnie dodała serce wywaru, a więc dziewięć kropel krwi reema, po których zamieszała miksturę dokładnie. Następnie dosypała szczyptę suszonych skarabeuszy, a później poszatkowała oko pawia i zsunęła je z deski do krojenia prosto do kociołka. Pośród składników wyszukała muchy siatkoskrzydłe, dodała trzy do wywaru i zamieszała go pięć razy w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara. Odczekała moment, a gdy eliksir bulgotał leniwie, dolała odrobinę oleju migdałowego, którego zadaniem było - między innymi - polepszenie smaku. Z ciekawością spojrzała w dół, oczekując na efekt swojej pracy.
| Czuwający strażnik (30)
Ponownie napełniła kociołek i ustawiła palnik, a popijając małe łyki trunku, zabrała się za przygotowanie eliksiru bojowego o nazwie Czuwający Strażnik.
Gdy woda wrzała, ostrożnie dodała serce wywaru, a więc dziewięć kropel krwi reema, po których zamieszała miksturę dokładnie. Następnie dosypała szczyptę suszonych skarabeuszy, a później poszatkowała oko pawia i zsunęła je z deski do krojenia prosto do kociołka. Pośród składników wyszukała muchy siatkoskrzydłe, dodała trzy do wywaru i zamieszała go pięć razy w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara. Odczekała moment, a gdy eliksir bulgotał leniwie, dolała odrobinę oleju migdałowego, którego zadaniem było - między innymi - polepszenie smaku. Z ciekawością spojrzała w dół, oczekując na efekt swojej pracy.
| Czuwający strażnik (30)
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Caley Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 66
'k100' : 66
Dla uczczenia kolejnego sukcesu z radością dopiła kieliszek wina, lecz nie dolewała sobie trunku ponownie. Caley uznała, że wykona jeszcze jeden eliksir i na tym zakończy swoją dzisiejszą pracę. Burza za oknem nie ustawała, lecz Goyle nie wątpiła, że uda jej się zasnąć w takich warunkach.
Wyczyściła kociołek i doprowadziła go do stanu używalności, a następnie ponownie napełniła wodą i ustawiła na palniku. Czekając na wrzenie wody, zajęła się przygotowaniem ingrediencji, które miały posłużyć przy wytworzeniu eliksiru grozy.
Jako pierwsze dołożyła liście oleandra, które szybko opadły na dno, a następnie pincety starannie odmierzyła dwadzieścia jeden włosi akromantuli, stanowiących serce eliksiru. Po czterech kroplach krwi nietoperza przyszedł czas na siedmiokrotne zamieszanie eliksiru zgodnie z ruchami wskazówek zegara oraz dodanie ośmiu kropli krwi wilka. Jedynym pozostałym składnikiem był włos z ogona testrala, który Caley wyjęła starannie z pudełka na ingrediencje i dodała na końcu. Wywar bulgotał w najlepsze, a pasjonatka alchemii zerknęła do kociołka, by ocenić swoje starania.
| Eliksir grozy (30)
Wyczyściła kociołek i doprowadziła go do stanu używalności, a następnie ponownie napełniła wodą i ustawiła na palniku. Czekając na wrzenie wody, zajęła się przygotowaniem ingrediencji, które miały posłużyć przy wytworzeniu eliksiru grozy.
Jako pierwsze dołożyła liście oleandra, które szybko opadły na dno, a następnie pincety starannie odmierzyła dwadzieścia jeden włosi akromantuli, stanowiących serce eliksiru. Po czterech kroplach krwi nietoperza przyszedł czas na siedmiokrotne zamieszanie eliksiru zgodnie z ruchami wskazówek zegara oraz dodanie ośmiu kropli krwi wilka. Jedynym pozostałym składnikiem był włos z ogona testrala, który Caley wyjęła starannie z pudełka na ingrediencje i dodała na końcu. Wywar bulgotał w najlepsze, a pasjonatka alchemii zerknęła do kociołka, by ocenić swoje starania.
| Eliksir grozy (30)
Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my
sinful will
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Caley Goyle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pracownia
Szybka odpowiedź