Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże
Dania - misja poboczna
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Ramsey Mulciber i Cadan Goyle w poszukiwaniu szczątków dementora.
opłacone - misja poboczna
I show not your face but your heart's desire
Mieli postawiony przed sobą jasny cel i zamierzał go za wszelką cenę zrealizować. Towarzystwo Cadana było mu wyjątkowo nie na rękę. Gdyby przypadkiem spotkali żmijoptaka, nie czułby się winny zostawiając go na pożarcie ptaszysku, a gdyby spod ziemi wyszłyby akromantule, pozwoliłby im spożyć go tu i teraz, nie próbując nawet walczyć w jego obronie. W tym wszystkim Cadan miał jednak jedną dość istotną zaletę — znał norweski, dzięki któremu o wiele łatwiej było mu się porozumieć z lokalnymi niż jemu — po angielsku, francusku lub rosyjsku. Wierzył, że podróż minie im bez zakłóceń, a Goyle nie będzie próbował rozładować napiętej atmosfery swoimi żartami. Nie odzywał się więc, tego samego oczekując od swojego towarzysza, kiedy korzystając z otrzymanego od badaczy eliksiru tropiącego dotarli aż do Danii. Jednostka badawcza zrobiła im wielką przysługę, a ich osiągnięcia były godne uznania. Ich odkrycia mu zaimponowały, może lepiej niż inni potrafił docenić potęgę nauki, którą się kierowali. To właśnie im Czarny Pan zawierzył Grindelwalda i sposób poradzenia sobie z anomaliami. Udało im się — odkryli coś, co do tej pory wydawało się poza zasięgiem. Doszli do prawdy i ustalili fakty, które przyczyną się nie tylko do zażegnania niestabilnej magii, ale i uczynią Czarnego Pana najpotężniejszym żyjącym czarownikiem. Jednocześnie sądził, że eliksir doprowadzi ich na miejsce, gdzie natrafią na wspomniane podczas spotkania szczątki dementorów. Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy dotarli na całkowite odludzie, pod opuszczone domostwo, znane mu z artykułów i ksiąg prawiących o wybitnych jednostkach z zakresu numerologii. Augustus Prince, bo tak brzmiało nazwisko właściciela tego miejsca był jednostką, której Ramsey nie mógł w swojej nauce przeoczyć. Wybitny specjalista, znawca magii, numerolog mocno przyczynił się do rozwoju i rozpowszechnienia tej trudnej dziedziny magii. Dostrzegł w tym jednak szkopuł. Prince nie żył od przeszło siedmiu lat.
— Znam to miejsce — powiedział w końcu Cadanowi, nie patrząc na niego, lecz ruszając przed siebie, zarośniętym chodnikiem w kierunku drzwi. Krótko i dość pobieżnie poinformował go o tym, kto powinien tu mieszkać i dlaczego już nie mieszka. Być może szczątki dementora znajdowały się gdzieś w środku — musieli to sprawdzić. Eliksir nie mógł się mylić, byli blisko celu.
Zatrzymał się dopiero pod drzwiami. Chwycił za klamkę, sądząc, że opuszczony dom zmarłego pozostał otwarty, ale był w błędzie. Klamka poruszyła się, ale drzwi ani drgnęły. Westchnął ciężko, spoglądając na Cadana z lekkim zniecierpliwieniem. Zapukał w drzwi, używając do tego wielkiej, mosiężnej kołatki. Kilka razy. Głośno i donośnie.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Porwał się z motyką na słońce, bowiem świadomość podróży z Mulciberem wywoływała w Cadanie skręt kiszek. Zamiast upragnionego odpoczynku podczas podróży do kuszącej Danii pozostawał niecodziennie milczący. Pamiętał o dawnych umiejętnościach znikania na bocianim gnieździe oraz zajmowania się swoimi sprawami, zatem skorzystał z tych cennych informacji zdobytych podczas tamtejszych rejsów i Goyle zajął się swoimi myślami. Miał zresztą o czym rozmyślać - o misji, o tym, co powinien zrobić już na miejscu. Skoncentrował się na zadaniu odnalezieniu szczątków dementora, chociaż wiedział, że zadanie nie należało do najłatwiejszych. To znaczy - znalezienie jak znalezienie, tym zajął się eliksir tropiący, lecz spętanie dusz brzmiało na proces dość delikatny. I co więcej wymagający sporych umiejętności. Od czasu do czasu z irytacji obracał różdżkę w dłoni, pod koniec wędrówki decydując się zapalić papierosa; w celach czysto relaksacyjnych. Oddychał miarowo kiedy stopa stanęła na tym skrawku lądu, na którym miało znajdować się poszukiwane przez czarodziejów domostwo. Niezaznajomiony z numerologią Cadan nie wiedział cóż takiego cennego było w Augustusie, lecz skoro mieli pozyskać informacje na jego temat, to blondyn nie zamierzał sprzeciwiać się tym wytycznym. Wręcz przeciwnie, przyświecał mu cel, żeby jak najlepiej wypełnić wolę Czarnego Pana i ochronić Azkaban przed łapskami rewolucyjnych terrorystów, którzy naiwnie wierzyli w jakąkolwiek równość w świecie. Godne pożałowania.
Tym myślom nie poświęcił wiele czasu, koncentrując się na badaniu spojrzeniem okolicy. Wyludnionej, pozbawionej życia tętniącej aglomeracji, a wręcz opustoszałej. Wśród surowego krajobrazu wyłoniło się jedno jedyne domostwo, co jawnie sugerowało o celu podróży.
Nie odezwał się do Ramsey'a - skinął mu po prostu głową, nie mając ochoty na werbalne potwierdzenia. Ustawił się obok Śmierciożercy kiedy ten zapukał do drzwi. Goyle usłyszał krzątaninę nasilającą się coraz bardziej, aż drzwi otworzyła im piękna blondynka. Minęło kilka długich sekund nim dotarło do niego o czym kobieta mówiła. Obserwował jej jasną twarz dostrzegając oznaki zdenerwowania - czyżby uznała ich za niemiłe towarzystwo? Bardzo nieładnie z jej strony.
- Doskonale rozumiem pani obawy - odpowiedział jej po norwesku, nie siląc się na żadne wymyślne słowa, które mogłyby ją zagiąć. Chyba sam fakt, że znali ten język wydał się czarownicy dziwny. - Przyjechaliśmy porozmawiać o nauce, nie mamy złych zamiarów - dodał w tym samym języku, próbując ją jakoś uspokoić oraz udobruchać. Nie kłamał, na razie w istocie nie mieli powodów do agresji. - Będzie lepiej jak porozmawiamy w środku - rzucił tym razem po angielsku, słysząc, że i ona świetnie nim władała. Wtedy drzwi otworzyły się szerzej, zaś oni mogli wkroczyć do niewielkiej izby, którą Cadan oglądał z zainteresowaniem. Nie wtrącając się w numerologiczne dysputy, nie miał niestety nic do powiedzenia w tym temacie.
Tym myślom nie poświęcił wiele czasu, koncentrując się na badaniu spojrzeniem okolicy. Wyludnionej, pozbawionej życia tętniącej aglomeracji, a wręcz opustoszałej. Wśród surowego krajobrazu wyłoniło się jedno jedyne domostwo, co jawnie sugerowało o celu podróży.
Nie odezwał się do Ramsey'a - skinął mu po prostu głową, nie mając ochoty na werbalne potwierdzenia. Ustawił się obok Śmierciożercy kiedy ten zapukał do drzwi. Goyle usłyszał krzątaninę nasilającą się coraz bardziej, aż drzwi otworzyła im piękna blondynka. Minęło kilka długich sekund nim dotarło do niego o czym kobieta mówiła. Obserwował jej jasną twarz dostrzegając oznaki zdenerwowania - czyżby uznała ich za niemiłe towarzystwo? Bardzo nieładnie z jej strony.
- Doskonale rozumiem pani obawy - odpowiedział jej po norwesku, nie siląc się na żadne wymyślne słowa, które mogłyby ją zagiąć. Chyba sam fakt, że znali ten język wydał się czarownicy dziwny. - Przyjechaliśmy porozmawiać o nauce, nie mamy złych zamiarów - dodał w tym samym języku, próbując ją jakoś uspokoić oraz udobruchać. Nie kłamał, na razie w istocie nie mieli powodów do agresji. - Będzie lepiej jak porozmawiamy w środku - rzucił tym razem po angielsku, słysząc, że i ona świetnie nim władała. Wtedy drzwi otworzyły się szerzej, zaś oni mogli wkroczyć do niewielkiej izby, którą Cadan oglądał z zainteresowaniem. Nie wtrącając się w numerologiczne dysputy, nie miał niestety nic do powiedzenia w tym temacie.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spodziewał się raczej starej gosposi, lub zarządcy domu, który zajmuje się nim po śmierci Prince'a, a na przeciw wyszła im młoda, piękna kobieta. Cieszył zmysły widokiem, który postawił przed nim los, dopiero po czasie zdając sobie sprawę, że gdakanie, które słyszał, było ludzką mową prowadzoną w obcym języku. Nie pojął tego, patrząc na jej kształtne usta i zgrabny, prosty nos nad nimi. Zorientował się dopiero, gdy Cadan zaczął gdakać jak kogut chrypliwo-skrzekliwym głosem. Nie oderwał od niej spojrzenia, lecz obrócił bardziej głowę ku niemu, jakby mogąc go lepiej słyszeć był w stanie go zrozumieć. Chociaż bardzo chciał — nie był. Kłócili się, takie odniósł wrażenie. A raczej ona się próbowała kłócić, kobiety miały to w swoim zwyczaju, a Goyle załagodzić sprawę. Ożywił się, kiedy przeszli na język, który był mu bliższy.
— Co ty jej mówiłeś, Goyle?— spojrzał na niego, nim weszli do środka. Spodziewał się, że same głupoty. Ale to nie było tak ważne; najważniejsze, że cokolwiek jej powiedział okazało się dostatecznie skuteczne, by wpuściła ich do środka. Choć niechętnie i z lekkim oporem — znaleźli się wewnątrz posiadłości. Przyglądała im się, śledziła ich ruchy bardzo uważnie. Dostrzegł w jej postawie wahanie i obawę. Być może zdawała sobie sprawę kim byli lub być mogli. Prince był zwolennikiem idei czystości krwi, gdyby wytrzymał jeszcze te siedem lat, bez wątpienia byłby też zagorzałym zwolennikiem Czarnego Pana. Jeśli wiedziała nad czym pracował i znała go dobrze mogła mieć przeczucia, które tylko skomplikują sprawę.
— Ramsey Mulciber z Departamentu Tajemnic — przedstawił jej się, przystając w okazałym salonie, do którego ich zaprosiła, szybko proponując herbatę, której grzecznie odmówił. — I Cadan Goyle z Departamentu Żartów Niewyjaśnionych. Pracujemy nad projektem badawczym, ale utknęliśmy w martwym punkcie. Prace Augustusa Prince'a mogłyby nam pomóc, stąd nasza obecność. Podążając za jego spuścizną dotarliśmy aż tutaj, z Anglii. Mieszkał tam kiedyś, o ile wiem, ale przeprowadził się do Danii, by podjąć tu badania. Nie za szybko mówię?— spytał leniwym tonem, obserwując ją — wydawała się speszona, zdezorientowana, trochę jak ofiara wpędzona w róg, z którego nie było ucieczki. Nie wiedziała jeszcze co zrobi, ale wiedział, że uczyni coś wyjątkowo bezmyślnego, kiedy już zrozumie o co im chodzi. — Wiem, że go nie zastaliśmy. Ogromna szkoda — wyraził żal z łatwością wchodząc w swoją rolę. Jej blada skóra straciła resztki kolorów, spięła się, ale jej oczy stały się nagle większe. Rozszerzone źrenice mogły być oznaką strachu lub zainteresowania. Czyżby trafili na podatny grunt?
Była jego wnuczką. To właśnie powiedziała? To wyraziła w pytaniu, co tu robią? Spojrzał na Cadana, powinien wiedzieć, że musieli w to zabrnąć. Nie tylko jego nazwisko, ale i prace były mu doskonale znane. Augustus wydał kilka wyczerpujących rozpraw na temat magii i sposobu jej wzmacniania. Był też pewien, że gdyby podjął karierę w Departamencie Tajemnic, nie miałby oporów przed badaniem mugoli i tego, czy da się w nich wszczepić magię. Być może gdzieś tu, w tym domu była wskazówka dotycząca dementora. Tu trop eliksiru się kończył. A może jedynie ślady ktoś zatarł wystarczająco umiejętnie, by nie prowadziły dalej.
—Chcielibyśmy obejrzeć to, do czego doszedł tuż przed śmiercią. Z punktu widzenia naukowego, nawet pośmiertnie może się przyczynić do przełomu — odparł, pochylając się nieco do przodu, a łokcie wsparł o uda.
— Co ty jej mówiłeś, Goyle?— spojrzał na niego, nim weszli do środka. Spodziewał się, że same głupoty. Ale to nie było tak ważne; najważniejsze, że cokolwiek jej powiedział okazało się dostatecznie skuteczne, by wpuściła ich do środka. Choć niechętnie i z lekkim oporem — znaleźli się wewnątrz posiadłości. Przyglądała im się, śledziła ich ruchy bardzo uważnie. Dostrzegł w jej postawie wahanie i obawę. Być może zdawała sobie sprawę kim byli lub być mogli. Prince był zwolennikiem idei czystości krwi, gdyby wytrzymał jeszcze te siedem lat, bez wątpienia byłby też zagorzałym zwolennikiem Czarnego Pana. Jeśli wiedziała nad czym pracował i znała go dobrze mogła mieć przeczucia, które tylko skomplikują sprawę.
— Ramsey Mulciber z Departamentu Tajemnic — przedstawił jej się, przystając w okazałym salonie, do którego ich zaprosiła, szybko proponując herbatę, której grzecznie odmówił. — I Cadan Goyle z Departamentu Żartów Niewyjaśnionych. Pracujemy nad projektem badawczym, ale utknęliśmy w martwym punkcie. Prace Augustusa Prince'a mogłyby nam pomóc, stąd nasza obecność. Podążając za jego spuścizną dotarliśmy aż tutaj, z Anglii. Mieszkał tam kiedyś, o ile wiem, ale przeprowadził się do Danii, by podjąć tu badania. Nie za szybko mówię?— spytał leniwym tonem, obserwując ją — wydawała się speszona, zdezorientowana, trochę jak ofiara wpędzona w róg, z którego nie było ucieczki. Nie wiedziała jeszcze co zrobi, ale wiedział, że uczyni coś wyjątkowo bezmyślnego, kiedy już zrozumie o co im chodzi. — Wiem, że go nie zastaliśmy. Ogromna szkoda — wyraził żal z łatwością wchodząc w swoją rolę. Jej blada skóra straciła resztki kolorów, spięła się, ale jej oczy stały się nagle większe. Rozszerzone źrenice mogły być oznaką strachu lub zainteresowania. Czyżby trafili na podatny grunt?
Była jego wnuczką. To właśnie powiedziała? To wyraziła w pytaniu, co tu robią? Spojrzał na Cadana, powinien wiedzieć, że musieli w to zabrnąć. Nie tylko jego nazwisko, ale i prace były mu doskonale znane. Augustus wydał kilka wyczerpujących rozpraw na temat magii i sposobu jej wzmacniania. Był też pewien, że gdyby podjął karierę w Departamencie Tajemnic, nie miałby oporów przed badaniem mugoli i tego, czy da się w nich wszczepić magię. Być może gdzieś tu, w tym domu była wskazówka dotycząca dementora. Tu trop eliksiru się kończył. A może jedynie ślady ktoś zatarł wystarczająco umiejętnie, by nie prowadziły dalej.
—Chcielibyśmy obejrzeć to, do czego doszedł tuż przed śmiercią. Z punktu widzenia naukowego, nawet pośmiertnie może się przyczynić do przełomu — odparł, pochylając się nieco do przodu, a łokcie wsparł o uda.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Kobieta dość długo zapierała się, że nie rozumie ni słowa po angielsku, lecz to nie było żadną przeszkodą dla Cadana. Tym razem ta sztuczka nie wyszła blondynce, nie zdołała przepędzić intruzów obco brzmiącymi zgłoskami. Wreszcie dała za wygraną, przechodząc na ich ojczysty język. Wciąż wyglądała na przestraszoną oraz niepewną, jednakże tego Goyle nie umiał zmienić - nie miał zresztą ochoty na gładkie komplementy i niekończące się zapewnienia, że nie przyszli tutaj wszczynać wojny. Zamierzali się tylko rozejrzeć, dotrzeć do odpowiedzi jakich potrzebowali w celu wypełnienia ich misji. - Powiedziałem jej, że nie ma się czego obawiać - odpowiedział, bez względu na to czy Ramsey faktycznie chciał wiedzieć. Uśmiechnął się przy tym półgębkiem, ponieważ obaj wiedzieli, że jeśli sytuacja będzie wymagać jednoznacznych, brutalnych kroków to się ich podejmą. Jednakże kobieta wcale nie musiała o tym wiedzieć.
Wszedł do salonu, rozglądając się po nim krótko, chociaż uważnie. Dłonie wcisnął do kieszeni długiej szaty. Nawet nie drgnął kiedy nadeszła jego kolej prezentacji, nie miał zresztą na to ochoty. Mieli wycisnąć z czarownicy jak najwięcej informacji i tego się trzymał. Zresztą, to Mulciber znał się na numerologii, zatem to jemu blondyn oddał pierwszeństwo w dowiadywaniu się o te wszystkie naukowe niuanse, których on pewnie nie zrozumiałby za nic. O ile nie dotyczyłyby starożytnych run - na to się nie zapowiadało. Odmówił poczęstunku oraz herbaty; jeszcze zdecydowałaby się ich otruć.
- Miło nam poznać - odezwał się wreszcie, ugodowo, wraz z przepływem pierwszych wieści. Była wnuczką Augustusa, wybornie. Powinna być zatem skarbnicą wiedzy. Szkoda, że wymigiwała się od odpowiedzi niedostatecznie dojrzałym wiekiem podczas prowadzenia badań przez dziadka. Cadan stłumił westchnięcie; za to nie przestawał uśmiechać się delikatnie. Zachęcająco. - Moje kondolencje - dodał, zasłyszawszy jakże przykrą wiadomość o śmierci Prince'a, chociaż Goyle wiedział o tym wcześniej. I bynajmniej nie było mu przykro. Chociaż żywy naukowiec współpracowałby z nimi chętniej, tak przynajmniej sądził blondyn.
- Nalegamy - powiedział dobitnie, kiedy kobieta znów zamierzała wykręcić się przed nimi kolejnymi wymówkami. Nie powinna sprzeciwiać się ich żądaniom, jakie ładnie wyłożył przed nią Ramsey. Cadan obserwował zmiany kolorytu skóry na jej twarzy oraz płochliwy wzrok. Zacisnął palce na rękojeści różdżki znajdującej się w kieszeni, lecz jeszcze nie zareagował. Chciał być w pogotowiu, gdyby jasnowłosa postanowiła zrobić coś głupiego. Na szczęście przyparta do muru wyciągnęła ze szkatuły kluczyk, zapewne mający być gwarantem wejścia do kaplicy, gdzie spoczywało ciało Augustusa. Jednakże miedziany przedmiot zamiast znaleźć się w ich rękach… zniknął w przełyku łabędziej szyi.
Wszedł do salonu, rozglądając się po nim krótko, chociaż uważnie. Dłonie wcisnął do kieszeni długiej szaty. Nawet nie drgnął kiedy nadeszła jego kolej prezentacji, nie miał zresztą na to ochoty. Mieli wycisnąć z czarownicy jak najwięcej informacji i tego się trzymał. Zresztą, to Mulciber znał się na numerologii, zatem to jemu blondyn oddał pierwszeństwo w dowiadywaniu się o te wszystkie naukowe niuanse, których on pewnie nie zrozumiałby za nic. O ile nie dotyczyłyby starożytnych run - na to się nie zapowiadało. Odmówił poczęstunku oraz herbaty; jeszcze zdecydowałaby się ich otruć.
- Miło nam poznać - odezwał się wreszcie, ugodowo, wraz z przepływem pierwszych wieści. Była wnuczką Augustusa, wybornie. Powinna być zatem skarbnicą wiedzy. Szkoda, że wymigiwała się od odpowiedzi niedostatecznie dojrzałym wiekiem podczas prowadzenia badań przez dziadka. Cadan stłumił westchnięcie; za to nie przestawał uśmiechać się delikatnie. Zachęcająco. - Moje kondolencje - dodał, zasłyszawszy jakże przykrą wiadomość o śmierci Prince'a, chociaż Goyle wiedział o tym wcześniej. I bynajmniej nie było mu przykro. Chociaż żywy naukowiec współpracowałby z nimi chętniej, tak przynajmniej sądził blondyn.
- Nalegamy - powiedział dobitnie, kiedy kobieta znów zamierzała wykręcić się przed nimi kolejnymi wymówkami. Nie powinna sprzeciwiać się ich żądaniom, jakie ładnie wyłożył przed nią Ramsey. Cadan obserwował zmiany kolorytu skóry na jej twarzy oraz płochliwy wzrok. Zacisnął palce na rękojeści różdżki znajdującej się w kieszeni, lecz jeszcze nie zareagował. Chciał być w pogotowiu, gdyby jasnowłosa postanowiła zrobić coś głupiego. Na szczęście przyparta do muru wyciągnęła ze szkatuły kluczyk, zapewne mający być gwarantem wejścia do kaplicy, gdzie spoczywało ciało Augustusa. Jednakże miedziany przedmiot zamiast znaleźć się w ich rękach… zniknął w przełyku łabędziej szyi.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Kiedy w jej głosie zapanowało drżenie, kiedy na ich słowa spytała niepewnie czego chcą od jej dziadka jego twarz oblało coś, co zmyło z niej cały wyraz, jak mydło, które zmywa cały bród ze skóry. Patrzył na nią surowo, ozięble, czekając, aż powie to, co ma do powiedzenia, wyrzuci z siebie to jak coś, co musiała w końcu powiedzieć. W przeciwieństwie do Cadana, rozsiadł się wygodnie, bez cienia obaw, czy niepewności, a jego mięśnie rozluźniły się, kiedy młoda dziewczyna zdradziła swoją tożsamość i w końcu zaczęła mówić. I opowiadała o badaniach Augustusa z wielką pasją — i okresloną wiedzą, ale nie wszystko, w tym, co mówiła, zdawało mu się być zgodne z prawdą. Nie komentował jednak jej relacji, uważnym, czujnym wzrokiem drapieżnika śledząc jej jej ruchy o wiele bardziej niż słowa. Badania, które prowadził go zaintrygowały, ale to nie one były powodem ich wizyty; z każda upływającą chwilą i każdym wypowiedzianym przez dziewczę słowem i wyrazem tęsknoty zaczynał wątpić w prawdziwość opowieści. Bez cienia zdenerwowania powiódł za nią wzrokiem, kiedy opowiedziała im, gdzie jest Prince pochowany. Była młoda, za młoda, aby wiedzieć wszystko o jego nauce, o tym, co się dokładnie wydarzyło, kiedy zmarł. Była nastolatką, nie mogła pamiętać, nie mogła wszystkiego wiedzieć. Buntownicza natura w niej pozostała. W jej oczach, prócz strachu i obaw tlił się gniew. Pochowany w kaplicy na jeziorze mógł stanowić odpowiedź na ich poszukiwania — ślad po eliksirze się urywał tutaj, a Prince był ich jedynym tropem. Rozglądał się wokół — ale tu, w jego byłem rezydencji nic nie wskazywało na obecność szczątków dementora. Szczątków, które absorbowały wokół siebie wielką moc. A ona była zbyt głupia na to, aby tego użyć i wykorzystać, aby zataić to przed nimi. Nie umiała kłamać. Kręciła, coraz bardziej plątała się w zeznaniach, opowieściach; coraz bardziej dramatycznych, poplątanych.
Zerknął na Cadana, opierając brodę na zgiętej w pięść dłoni, słuchając jej dalej z należytą powagą. Nie był zdziwiony, gdy wzięła do ust klucz i połknęła go od razu, ale nie był tym też zadowolony. Utrudniała im — ale była głupia, jeśli sądziła, że połknięcie klucza przed czymś ich powstrzyma. Spisała na siebie wyrok śmierci.
— Skąd pomysł, że będziemy bezcześcić jego grób?— spytał w końcu, unosząc brwi i podnosząc się z fotela. Wyciągnął różdżkę, ale zatrzymał ją przy nogach, tak, aby nie wywołać jej do adekwatnej odpowiedzi. Jeśli połknęła klucz — nie mogło jej chodzić wyłącznie o dziadka, o jego ciało. W tym grobowcu było coś cennego, wartościowego. Coś, czego nie mogli wziąć lub znaleźć.
— Avada kedavra!— Gładkim głosem wypowiedział uśmiercającą inkantację, celując prosto w dziewczynę. Łatwiej będzie rozpruć jej brzuch i wydobyć z niego klucz, jeśli nie będzie się ruszać i próbować uciec.
Zerknął na Cadana, opierając brodę na zgiętej w pięść dłoni, słuchając jej dalej z należytą powagą. Nie był zdziwiony, gdy wzięła do ust klucz i połknęła go od razu, ale nie był tym też zadowolony. Utrudniała im — ale była głupia, jeśli sądziła, że połknięcie klucza przed czymś ich powstrzyma. Spisała na siebie wyrok śmierci.
— Skąd pomysł, że będziemy bezcześcić jego grób?— spytał w końcu, unosząc brwi i podnosząc się z fotela. Wyciągnął różdżkę, ale zatrzymał ją przy nogach, tak, aby nie wywołać jej do adekwatnej odpowiedzi. Jeśli połknęła klucz — nie mogło jej chodzić wyłącznie o dziadka, o jego ciało. W tym grobowcu było coś cennego, wartościowego. Coś, czego nie mogli wziąć lub znaleźć.
— Avada kedavra!— Gładkim głosem wypowiedział uśmiercającą inkantację, celując prosto w dziewczynę. Łatwiej będzie rozpruć jej brzuch i wydobyć z niego klucz, jeśli nie będzie się ruszać i próbować uciec.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Wpierw przyglądał się otoczeniu - dość obszernej izbie, wiekowym meblom. Później przeniósł wzrok na wnuczkę Augustusa. Martwego, lecz tego, którego mimo wszystko poszukiwali. Jego grobu, szczątków, czegokolwiek co przydałoby się do odnalezienia miejscu spoczynku jednego z dementorów. Musieli wykonać misję, przejąć Azkaban nim zrobią to terroryści z Zakonu Feniksa. Spieszyło im się. A kobieta gadała, gadała i grała – na zwłokę. Sądząc, że ich omami. Najpierw nieznajomością języka obcego, później swą grą aktorską. Brwi Cadana unosiły się miarowo wraz z postępującą opowieścią. Naukowe niuanse go nie interesowały, lecz przybrał uprzejmie zaintrygowaną minę. Stał, nadal stał, będąc w pogotowiu do szybkiej reakcji. Wstawanie z siedziska wydało mu się niepotrzebną akcją wymagającą czasu - tak, znów wszystko rozchodziło się właśnie o niego.
Nie przeszkadzało mu nic, dopóki szli utartą ścieżką ku rozwiązaniu sytuacji. Starał się nie patrzeć znacząco na wskazówki antycznego zegara oraz nie tracić czujności. W głowie kołatało mu się wiele absurdalnych myśli, których nie wylewał w przestrzeń dookoła. Nie po to znaleźli się w mroźnej Danii. Jednakże wciąż oczekiwał na rozwiązanie tej jasno określonej wizyty. Wreszcie przyłapał się na zniecierpliwieniu objawiającym się nerwowym zaciskaniem palców na rękojeści różdżki.
Niemal krzyknął widząc, jak pożądany kluczyk zamiast znaleźć się w rękach Mulcibera, to wylądował w gardle jasnowłosej. Goyle chciał krzyknąć, żeby tego nie robiła, lecz głos osiadł na strunach głosowych wybrzmiewając jedynie w blond głowie mężczyzny. Szarpnął dłonią wyswobadzając ją z czeluści kieszeni - wycelował magicznym drewnem w stawiającą opór kobietę.
Ramsey zareagował błyskawicznie, zamierzając posłać w stronę czarownicy śmiercionośne zaklęcie. Zasłużyła na to po przedstawieniu jakie odstawiła i z powodu utrudniania im pracy. Nie wiedział dlaczego tak się upierała, czy sądziła, że zrobią coś złego jej dziadkowi. Przecież nie zamierzali. Chociaż może faktycznie nie cofnęliby się przed niczym gdyby okazało się, że ciało zmarłego naukowca było im potrzebne do osiągnięcia celu. Celu powierzonego im przez Czarnego Pana, musieli zatem działać.
- Avada Kedavra - powtórzył za swoim towarzyszem kiedy zorientował się, że czar może chybić. Cadan wolał mieć pewność, nawet jeśli nie wierzył w swoje szczęście. Jeśli ta sztuka nie udała się nawet Mulciberowi, to jemu nie uda się tym bardziej. Nie mógł stać z założonymi rękami, musiał spróbować. Zabić ją i wyjąć z żołądka kobiety klucz, jakiego tak bardzo potrzebowali. Prawdopodobieństwo, że poradzą sobie bez niego było niewielkie. Prince jako wybitny numerolog na pewno znał masę zabezpieczeń przed tego typu incydentami. Ktoś tak genialny musiał być zapobiegliwy.
Nie przeszkadzało mu nic, dopóki szli utartą ścieżką ku rozwiązaniu sytuacji. Starał się nie patrzeć znacząco na wskazówki antycznego zegara oraz nie tracić czujności. W głowie kołatało mu się wiele absurdalnych myśli, których nie wylewał w przestrzeń dookoła. Nie po to znaleźli się w mroźnej Danii. Jednakże wciąż oczekiwał na rozwiązanie tej jasno określonej wizyty. Wreszcie przyłapał się na zniecierpliwieniu objawiającym się nerwowym zaciskaniem palców na rękojeści różdżki.
Niemal krzyknął widząc, jak pożądany kluczyk zamiast znaleźć się w rękach Mulcibera, to wylądował w gardle jasnowłosej. Goyle chciał krzyknąć, żeby tego nie robiła, lecz głos osiadł na strunach głosowych wybrzmiewając jedynie w blond głowie mężczyzny. Szarpnął dłonią wyswobadzając ją z czeluści kieszeni - wycelował magicznym drewnem w stawiającą opór kobietę.
Ramsey zareagował błyskawicznie, zamierzając posłać w stronę czarownicy śmiercionośne zaklęcie. Zasłużyła na to po przedstawieniu jakie odstawiła i z powodu utrudniania im pracy. Nie wiedział dlaczego tak się upierała, czy sądziła, że zrobią coś złego jej dziadkowi. Przecież nie zamierzali. Chociaż może faktycznie nie cofnęliby się przed niczym gdyby okazało się, że ciało zmarłego naukowca było im potrzebne do osiągnięcia celu. Celu powierzonego im przez Czarnego Pana, musieli zatem działać.
- Avada Kedavra - powtórzył za swoim towarzyszem kiedy zorientował się, że czar może chybić. Cadan wolał mieć pewność, nawet jeśli nie wierzył w swoje szczęście. Jeśli ta sztuka nie udała się nawet Mulciberowi, to jemu nie uda się tym bardziej. Nie mógł stać z założonymi rękami, musiał spróbować. Zabić ją i wyjąć z żołądka kobiety klucz, jakiego tak bardzo potrzebowali. Prawdopodobieństwo, że poradzą sobie bez niego było niewielkie. Prince jako wybitny numerolog na pewno znał masę zabezpieczeń przed tego typu incydentami. Ktoś tak genialny musiał być zapobiegliwy.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k10' : 10
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 8
'k10' : 8
Być może marnowali czas — takie przeświadczenie towarzyszyło mu zawsze, kiedy coś szło nie po jego myśli, a tym razem w ten sposób się to przejawiało. Dziewczyna naiwnie sądząc, że poradzi sobie z natrętnymi i wścibskimi gośćmi połknęła klucz, ale była głupia i bezmyślna, wierząc, że ich to powstrzyma. Miała wiele możliwości do wyboru, mnóstwo decyzji, których ostatecznie nie podjęła. Połykając klucz do krypty własnego dziadka dobrowolnie odpisała na siebie wyrok śmierci, który z przyjemnością i bez zastanowienia mieli spełnić. Kawałek metalu, który zamknęła w ustach nie był zwykłym kluczem. Był istotny, otwierał im wrota do grobu wielkiego mistrza numerologii, Augustusa Prince’a, w którym być może znajdą swój właściwy cel, szczątki dementora, które będą mogli wykorzystać.
Jego zaklęcie chybiło, dziewczyna była szybka. Cadan, choć powtórzył je po nim, wyciągając różdżkę równie szybko i sprawnie, co ona, również nie popisał się refleksem lub umiejętnościami. Obie klątwy minęły się z celem; na Salazara!, dziewucha ruszyła wystraszona brzmieniem inkantacji. Znała je dobrze, przerażenie w błysku szmaragdowej Avady odbiło się w jej błyszczących oczach. Jej atrakcyjna twarz nie miała żadnego znaczenia, jak to, że czas na jakiekolwiek negocjacje już dawno minął. Zerwała się w szaleńczym biegu do wyjścia, ledwie przełknąwszy ciężki kawałek metalu, który chyba stanął jej w gardle, bo zbladła dramatycznie. Nie opuszczając różdżki powodził nią za nią i głośno, donośnie zażądał od różdżki znów:
— Imperio — niezawodne, zawsze sprawdzone i doskonale współgrające z jego naturą. Wyartykułował inkantację tak, jakby była najczęściej powtarzanym przez niego wyrazem. Gładko, płynnie, z właściwą intonacją, a towarzyszący temu ruch nadgarstka był niezawodny. Jeśli śmiertelne klątwy minęły ją o włos, nie zamierzał próbować. Wymierzył w nią inną bronią; o wiele bardziej przyjemną i znacznie gorszą dla niej. Mogła doświadczyć szybkiej i litościwej śmierci, a umrze pogrążona w bólu, mierząc się z cierpieniem, wpadając w agonię, która zawładnie wszystkim, co znała, co do tej pory przeżyła.
Ruszył się w z miejsca za nią, nie chcąc pozwolić jej uciec. Była na swoim terenie, we własnym domu — lub domu dziadka, który niewątpliwie znała znacznie lepiej od nich. Nie mogli pozwolić jej uciec.
| Obniżony Imperius o 15.
Jego zaklęcie chybiło, dziewczyna była szybka. Cadan, choć powtórzył je po nim, wyciągając różdżkę równie szybko i sprawnie, co ona, również nie popisał się refleksem lub umiejętnościami. Obie klątwy minęły się z celem; na Salazara!, dziewucha ruszyła wystraszona brzmieniem inkantacji. Znała je dobrze, przerażenie w błysku szmaragdowej Avady odbiło się w jej błyszczących oczach. Jej atrakcyjna twarz nie miała żadnego znaczenia, jak to, że czas na jakiekolwiek negocjacje już dawno minął. Zerwała się w szaleńczym biegu do wyjścia, ledwie przełknąwszy ciężki kawałek metalu, który chyba stanął jej w gardle, bo zbladła dramatycznie. Nie opuszczając różdżki powodził nią za nią i głośno, donośnie zażądał od różdżki znów:
— Imperio — niezawodne, zawsze sprawdzone i doskonale współgrające z jego naturą. Wyartykułował inkantację tak, jakby była najczęściej powtarzanym przez niego wyrazem. Gładko, płynnie, z właściwą intonacją, a towarzyszący temu ruch nadgarstka był niezawodny. Jeśli śmiertelne klątwy minęły ją o włos, nie zamierzał próbować. Wymierzył w nią inną bronią; o wiele bardziej przyjemną i znacznie gorszą dla niej. Mogła doświadczyć szybkiej i litościwej śmierci, a umrze pogrążona w bólu, mierząc się z cierpieniem, wpadając w agonię, która zawładnie wszystkim, co znała, co do tej pory przeżyła.
Ruszył się w z miejsca za nią, nie chcąc pozwolić jej uciec. Była na swoim terenie, we własnym domu — lub domu dziadka, który niewątpliwie znała znacznie lepiej od nich. Nie mogli pozwolić jej uciec.
| Obniżony Imperius o 15.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k10' : 1
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k10' : 1
Roderick Flitwick wziął sobie do serca rozkazy Czarnego Pana - był Rycerzem Walpurgii o młodym stażu, lecz o wielkich planach i równie imponującym posłuszeństwie. Rozumiał swe miejsce w hierarchii, wiedział jednak, że ciężką pracą i poświęceniem nadrobi stracone miesiące, zasługując na łaskę Lorda Voldemorta. Tego pochmurnego wieczoru miał wspomagać parę kompanów, pojawiających się na terytorium Królestwa Danii - wiedział o tym, że jeden z Śmierciożerców wraz z Goylem będą zajmowali się wyjątkowo ważną sprawą i chociaż jego samego nie przydzielono do misji okiełznywania dusz, to i tak chciał czuwać nad ich powodzeniem, gotów wspomóc silniejszych Rycerzy, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Rzecz jasna nie przybył do Danii na darmo, jako żeglarz często zajmował się przemytem nielegalnych ingrediencji i właśnie tej profesji poświęcał się podczas pobytu zagranicą. Skończył swe sprawunki jednak szybciej niż zwykle i postanowił dołączyć do swych czarnomagicznych kamratów: o miejscu, do którego mieli się udać, wiedział ze spotkania w Białej Wywernie, po kilkunastu minutach udało mu się więc odszukać konkretny dom a właściwie domiszcze: imponujące, wielkie, podobno tak ogromne, jak wiedza Augustusa Prince'a na temat numerologii. Sam Rod nie miał o niej zielonego pojęcia, ale doceniał rozmach architektury. Drzwi zostały otwarte, zachęcały do wejścia do środka, co też Flitwick uczynił, żwawo przebiegając przez główny korytarz. Zza pazuchy czarnego płaszcza wyciągnął różdżkę i skierował ją przed siebie, podążając za echem głosów. Bez problemu rozpoznał ten należący do Śmierciożercy, Ramseya: stąpał cicho, kierując się w stronę, z której dobiegała wymiana zdań - oraz ciemnozielony blask klątwy. Niewybaczalnej. A więc trafił doskonale, w sam środek interesującej wymiany zdań oraz uroków.
- To ja, Flitwick - mruknął, gdy wyszedł zza łuku, prowadzącego wgłąb domu - nie chciał, by Mulciber przypadkowo potraktował go czymś równie paskudnym. Miał nadzieję, ze mężczyzna kojarzy go ze spotkań Rycerzy Walpurgii: siedział tam cicho, ale z wypiekami na pyzatej, młodej twarzy śledził przebieg konwersacji, jako jeden z pierwszych zgłaszając gotowość do wszystkich akcji, nawet tych niebezpiecznych lub błahych. Tym razem miał jednak do czynienia z czymś bardzo trudnym; wystarczył moment, by rozejrzeć się, słyszał też - odbijaną echem pustego holu - rozmowę o Mauzoleum. Kobieta, którą chciał spętać swą wolą Ramsey, nie była chroniona. - Vulnerario - mruknął, celując różdżką w brzuch jasnowłosej, mając nadzieję, że nie zbłaźni się przed śmierciożercą - i że nie robi nic wbrew wcześniejszym ustaleniom. Nieco pytająco zerknął na czarnoksiężnika, trochę spłoszony a trochę arogancki.
| Rod ma statystyki Cadana
- To ja, Flitwick - mruknął, gdy wyszedł zza łuku, prowadzącego wgłąb domu - nie chciał, by Mulciber przypadkowo potraktował go czymś równie paskudnym. Miał nadzieję, ze mężczyzna kojarzy go ze spotkań Rycerzy Walpurgii: siedział tam cicho, ale z wypiekami na pyzatej, młodej twarzy śledził przebieg konwersacji, jako jeden z pierwszych zgłaszając gotowość do wszystkich akcji, nawet tych niebezpiecznych lub błahych. Tym razem miał jednak do czynienia z czymś bardzo trudnym; wystarczył moment, by rozejrzeć się, słyszał też - odbijaną echem pustego holu - rozmowę o Mauzoleum. Kobieta, którą chciał spętać swą wolą Ramsey, nie była chroniona. - Vulnerario - mruknął, celując różdżką w brzuch jasnowłosej, mając nadzieję, że nie zbłaźni się przed śmierciożercą - i że nie robi nic wbrew wcześniejszym ustaleniom. Nieco pytająco zerknął na czarnoksiężnika, trochę spłoszony a trochę arogancki.
| Rod ma statystyki Cadana
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'k10' : 4
Zaklęcie minęło ją o cal, ale on się tym nie przejął. Na jego twarzy nie pojawił się ani wyraz irytacji, ani gniewu, niecierpliwości. Pojawił się za to subtelny, gładki uśmiech. Ruszył za dziewczyną, która zwinnie jak młoda koza umykała rzucanym przez nich zaklęciom. Bez zbędnego pośpiechu, nie czyniąc większego zamieszania. Zarejestrował obecność Flitwicka, bardzo dobrze uczynił, ostrzegając ich o swoim przybyciu, choć pewnie w pierwszej chwili i tak kolejne zaklęcie posłałby w kierunku blondwłosej małpy, której nie zamierzał pozwolić się wymknąć.
— Zgrywa niedostępną. Lubi się bawić. Założymy się, kto pierwszy ją sprowadzi na ziemię?— zaproponował mu, unosząc brew. Po chwili, niepewien jego preferencji spytał znów:— Wolałbyś ją żywą, czy mogłaby być martwa?— zaproponował mu, a oczy błysnęły mu złowieszczo. Dziewczyna biegła przez wielki pokój wprost do Flitwicka, jeśli się odsunie w ostatniej chwili klątwa uderzy prosto w Rycerza. Ale najwyraźniej i jego się zlękła, czyniąc gwałtowny zwrot w prawą stronę. Przebiegła obok małego stolika z lampką, który pociągnęła za sobą i przewróciła, licząc na to, ze ich spowolni, ale nie gonili jej, jak sądziła. Mebelek nie upadł im prosto pod nogi, ale w istocie musiał go ominąć, nie tracąc możliwości rzucenia za nią zaklęcia. Szybko, lecz bez dzikości w ruchach stanął w miejscu, z którego miał widok na długi, zakończony drzwiami korytarz.— Połknęła klucz — streścił szybko przybyłemu Flitwickowi, nie zdążywszy mu się przyjrzeć uważnie. Wnuczka Agustusa całkowicie pochłonęła jego uwagę, początkowo irytując, że postanowiła im utrudniać sprawę, lecz szybko odnalazł w jej zachowaniu przyjemność. Jak spłoszona łania gnała przez las. A ich zadaniem było upolować ją, nim ucieknie na otwartą przestrzeń.
—Chcesz się bawić w berka? Cudownie. Avada Kedavra!— rzucił opanowanym, nieco rozbawionym tonem, zatrzymując się i puszczając za nią długim korytarzem, w sam środek pleców, jak sądził, kolejną niewybaczalną klątwę.
— Zgrywa niedostępną. Lubi się bawić. Założymy się, kto pierwszy ją sprowadzi na ziemię?— zaproponował mu, unosząc brew. Po chwili, niepewien jego preferencji spytał znów:— Wolałbyś ją żywą, czy mogłaby być martwa?— zaproponował mu, a oczy błysnęły mu złowieszczo. Dziewczyna biegła przez wielki pokój wprost do Flitwicka, jeśli się odsunie w ostatniej chwili klątwa uderzy prosto w Rycerza. Ale najwyraźniej i jego się zlękła, czyniąc gwałtowny zwrot w prawą stronę. Przebiegła obok małego stolika z lampką, który pociągnęła za sobą i przewróciła, licząc na to, ze ich spowolni, ale nie gonili jej, jak sądziła. Mebelek nie upadł im prosto pod nogi, ale w istocie musiał go ominąć, nie tracąc możliwości rzucenia za nią zaklęcia. Szybko, lecz bez dzikości w ruchach stanął w miejscu, z którego miał widok na długi, zakończony drzwiami korytarz.— Połknęła klucz — streścił szybko przybyłemu Flitwickowi, nie zdążywszy mu się przyjrzeć uważnie. Wnuczka Agustusa całkowicie pochłonęła jego uwagę, początkowo irytując, że postanowiła im utrudniać sprawę, lecz szybko odnalazł w jej zachowaniu przyjemność. Jak spłoszona łania gnała przez las. A ich zadaniem było upolować ją, nim ucieknie na otwartą przestrzeń.
—Chcesz się bawić w berka? Cudownie. Avada Kedavra!— rzucił opanowanym, nieco rozbawionym tonem, zatrzymując się i puszczając za nią długim korytarzem, w sam środek pleców, jak sądził, kolejną niewybaczalną klątwę.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Strona 1 z 2 • 1, 2
Dania - misja poboczna
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Świstokliki :: Zakończone podróże