Płonąca część lasu
AutorWiadomość
Część płonącego lasu
Niełatwo tu trafić. Środek gęstego, nieprzeniknionego lasu skrywa swe sekrety przed przypadkowymi przechodniami. Aby dotrzeć do samego serca kniei, rozciągającej się na wielkich przestrzeniach w okolicach Londynu, należy poświęcić kilka godzin na pieszą wędrówkę oraz, oczywiście, posiadać dobrą mapę. Czarodziejskie formy transportu płatają na tym terenie figla nawet już po uleczeniu anomalii: teleportacja nie działa a inne formy utrudniają pojawienie się w centrum lasu.
Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956.Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
| 16/17 października
Tej nocy władzę nad czarodziejskim światem przejął mrok. Nie metaforyczny, ten czaił się w zaułkach Nokturnu oraz sercach tych, którzy przesiąkli na wskroś czarnomagiczną aurą. Prawdziwa, całkowita ciemność spowiła część Wielkiej Brytanii, rozpościerając nieprzenikliwą zasłonę nad setkami domów, mieszkań i kamienic. Wślizgiwała się wilgotnym chłodem przez niedomknięte okiennice, przenikała przez grube ściany, wdrapywała się po rozkopanych prześcieradłach wprost do łóżek, obejmując obrzydliwie ciepłymi, pulsującymi mackami odnalezione tam ciała. Bezwładne, pogrążone w śnie, bezbronne, nie mogące w żaden sposób wyrwać się z koszmaru. Nieświadome, że ten, który przeżywały w swych sennych marzeniach, przeradzał się w rzeczywistość.
Nie pamiętaliście, kiedy dokładnie zapadliście w sen, nie potrafiliście też określić, co dokładnie sprawiło, że się obudziliście. Być może był to potężny piorun, z wywołującym ból głowy grzmotem, przetaczającym się tuż nad waszymi głowami; być może oślepiający blask pioruna uderzającego w rosnące za oknem drzewo. Moment ocknięcia się, jak zawsze pełen dezorientacji, przyśpieszonego bicia serca i paraliżującego strachu, pozwolił na wykonanie tylko jednego ruchu, podświadomego dla większości czarodziejów. Zdążyliście jedynie pochwycić różdżkę oraz znajdujący się najbliżej przedmiot, po czym poczuliście, że oślizgłe macki, lśniące niczym maź, pojawiająca się w niektórych miejscach anomalii, oblepiają nogi, potem uda i biodra, wciągając was w podłogę. Nie mogliście zrobić nic więcej, oczy przesłonił mrok - i w mrok właśnie spadaliście, wkrótce lądując boleśnie na nieznanej powierzchni.
Uderzyliście plecami o coś twardego, skrzypiącego, miejscami jednak uginającego się pod waszym ciężarem. Wokół panowała absolutna ciemność, nie widzieliście zupełnie nic, wzrok nie przyzwyczaił się do panującego tutaj mroku. Pod sobą wyczuwaliście wyłącznie chropowatą powierzchnię. Kręciło się wam w głowie, nie byliście w stanie określić, czy ciągle znajdujecie się w koszmarze czy też już na jawie. Lepka, czarna maź dalej oblepiała wasze ciała, zdawała się też po was poruszać - ale może to tylko wrażenie?
Żadne z was na razie nie mogło na razie rozpoznać twarzy otaczających was ludzi - widzieliście jedynie cienie, sylwetki, niepewni, czy są w ogóle realne, czy jest to może wymysł poszukującego bodźców umysłu. Wyczuwaliście jednak czyjąś obecność - ale czy mogliście tej nocy zaufać swemu przeczuciu?
| Mistrz Gry wita na wydarzeniu. Na odpis macie czas do 14 listopada, do godziny 14. Wszelkie dodatkowe rozwoje, doświadczenia i zmiany wprowadzane w żywotności powinny zostać do tego momentu rozliczone, później nie będzie to możliwe.
Każde z Was otrzymało także Prywatną Wiadomość.
Ze względu na specyfikę eventu, postaci mają bardzo ograniczony ekwipunek, ważny jest też opis stroju. Proszę o opisanie tych dwóch kwestii w swoim pierwszym poście, także poza jego treścią. W pierwszym poście rzucacie także kością k100, nie ma potrzeby rzutu na anomalie. Jest to rzut dodatkowy, dla Mistrz Gry: oprócz niego przysługuje wam oczywiście jedna akcja.
Znajdujecie się w absolutnej ciemności, mapka pojawi się, gdy dokonacie jakichś prób jej rozgonienia lub dojrzenia czegoś w inny sposób.
Wydarzenie poważnie zagraża zdrowiu i życiu postaci. Czas na odpis w każdej kolejce, chyba, że oznaczone będzie to inaczej, wynosi 48h. Bardzo proszę trzymać się tego terminu, posty mogą być krótkie (ale rzeczowe). Przejdźmy przez ten event żywi i w miarę sprawnie.
W razie pytań, wątpliwości lub zauważenia błędów, zapraszam wyłącznie na PW do Deirdre.
Tej nocy władzę nad czarodziejskim światem przejął mrok. Nie metaforyczny, ten czaił się w zaułkach Nokturnu oraz sercach tych, którzy przesiąkli na wskroś czarnomagiczną aurą. Prawdziwa, całkowita ciemność spowiła część Wielkiej Brytanii, rozpościerając nieprzenikliwą zasłonę nad setkami domów, mieszkań i kamienic. Wślizgiwała się wilgotnym chłodem przez niedomknięte okiennice, przenikała przez grube ściany, wdrapywała się po rozkopanych prześcieradłach wprost do łóżek, obejmując obrzydliwie ciepłymi, pulsującymi mackami odnalezione tam ciała. Bezwładne, pogrążone w śnie, bezbronne, nie mogące w żaden sposób wyrwać się z koszmaru. Nieświadome, że ten, który przeżywały w swych sennych marzeniach, przeradzał się w rzeczywistość.
Nie pamiętaliście, kiedy dokładnie zapadliście w sen, nie potrafiliście też określić, co dokładnie sprawiło, że się obudziliście. Być może był to potężny piorun, z wywołującym ból głowy grzmotem, przetaczającym się tuż nad waszymi głowami; być może oślepiający blask pioruna uderzającego w rosnące za oknem drzewo. Moment ocknięcia się, jak zawsze pełen dezorientacji, przyśpieszonego bicia serca i paraliżującego strachu, pozwolił na wykonanie tylko jednego ruchu, podświadomego dla większości czarodziejów. Zdążyliście jedynie pochwycić różdżkę oraz znajdujący się najbliżej przedmiot, po czym poczuliście, że oślizgłe macki, lśniące niczym maź, pojawiająca się w niektórych miejscach anomalii, oblepiają nogi, potem uda i biodra, wciągając was w podłogę. Nie mogliście zrobić nic więcej, oczy przesłonił mrok - i w mrok właśnie spadaliście, wkrótce lądując boleśnie na nieznanej powierzchni.
Uderzyliście plecami o coś twardego, skrzypiącego, miejscami jednak uginającego się pod waszym ciężarem. Wokół panowała absolutna ciemność, nie widzieliście zupełnie nic, wzrok nie przyzwyczaił się do panującego tutaj mroku. Pod sobą wyczuwaliście wyłącznie chropowatą powierzchnię. Kręciło się wam w głowie, nie byliście w stanie określić, czy ciągle znajdujecie się w koszmarze czy też już na jawie. Lepka, czarna maź dalej oblepiała wasze ciała, zdawała się też po was poruszać - ale może to tylko wrażenie?
Żadne z was na razie nie mogło na razie rozpoznać twarzy otaczających was ludzi - widzieliście jedynie cienie, sylwetki, niepewni, czy są w ogóle realne, czy jest to może wymysł poszukującego bodźców umysłu. Wyczuwaliście jednak czyjąś obecność - ale czy mogliście tej nocy zaufać swemu przeczuciu?
| Mistrz Gry wita na wydarzeniu. Na odpis macie czas do 14 listopada, do godziny 14. Wszelkie dodatkowe rozwoje, doświadczenia i zmiany wprowadzane w żywotności powinny zostać do tego momentu rozliczone, później nie będzie to możliwe.
Każde z Was otrzymało także Prywatną Wiadomość.
Ze względu na specyfikę eventu, postaci mają bardzo ograniczony ekwipunek, ważny jest też opis stroju. Proszę o opisanie tych dwóch kwestii w swoim pierwszym poście, także poza jego treścią. W pierwszym poście rzucacie także kością k100, nie ma potrzeby rzutu na anomalie. Jest to rzut dodatkowy, dla Mistrz Gry: oprócz niego przysługuje wam oczywiście jedna akcja.
Znajdujecie się w absolutnej ciemności, mapka pojawi się, gdy dokonacie jakichś prób jej rozgonienia lub dojrzenia czegoś w inny sposób.
Wydarzenie poważnie zagraża zdrowiu i życiu postaci. Czas na odpis w każdej kolejce, chyba, że oznaczone będzie to inaczej, wynosi 48h. Bardzo proszę trzymać się tego terminu, posty mogą być krótkie (ale rzeczowe). Przejdźmy przez ten event żywi i w miarę sprawnie.
W razie pytań, wątpliwości lub zauważenia błędów, zapraszam wyłącznie na PW do Deirdre.
Alix wydaje się, iż to jedna z cieplejszych październikowych nocy, lecz mimo tego postanawia ukryć się w pościelowych powierzchniach aż po sam czubek nosa. Gniecie prześcieradło, przewraca się ciągle z boku na bok, oczy otwierając nieustannie, tak jakby wewnętrzna siła podpowiadała jej, iż nie czas na sen. Nie czuje się dobrze, zwłaszcza iż za oknem słychać nieznane melodie syrenich pieśni; chciałaby wstać i wrócić do salonu, ale rozsądek podpowiada jej, iż powinna zmusić się do spędzenia nocy we własnych komnatach.
Sen w końcu nadchodzi, jednakże zamiast nagrodzić spokojem, zsyła od razu nocną fatamorganę. Widzi siebie, w zwierciadle, z buzią świetlistą i promienną, zdobioną półcieniem pokoju. Wydaje się, że dziś już to robiła - przeczesywała wcześniej włosy, tak jak rutyna wewnętrznie nakazywała; teraz odgarnia szylkretowym grzebieniem niesforność kosmyka i wypuszczając przedmiot z dłoni, wydaje z siebie żałosny, acz potężnie donośny okrzyk.
Porcelanowa płachta, jej nieskazitelne lico jest rozprute paskudną rysą sięgającą aż do kości policzka. Bezwiednie plami opuszki palców krwią rany; promieniujący ból przeszywa twarz, a nawet tak subtelny dotyk wygina jej szyję do tyłu. Dech zamiera w młodej piersi, lecz gdy tylko odwraca się naprędce, dłonie sięgają do różdżki ułożonej na nocnej szafce.
Potem zalewa ją gęsta i lepka, ciemna polewa.
To nie dzieje się naprawdę.
Nie udaje jej się uciec śliskim mackom, owijającym swe korzenie wokół wątłego ciała. Pożerają ją żywcem, a gdy kończą - spychają z niewidzialnej skarpy i wrzucają w sidła nieznanej, przerażającej ciemności.
Upada, plecami uderzając w materię uginającą się pod jej ciężarem. Mrugnięcie jedno, drugie, dziesięć - żadne nie pomaga w przyswojeniu wzroku do nieskończonej czerni.
W jej uszach odbija się dziki galop serca. Co jeśli wyrwie się z piersi? Nie będzie to o tyle abstrakcyjne niż to, co właśnie ją spotyka.
Zlizuje z ust ciepłą, gorzką krew i przypomina sobie o bólu paraliżującym twarz; drżącą, mokrą od potu dłoń zaciska na różdżce i wsłuchuje się w odgłosy echem pustoszące przestrzeń. Sylwetki, kształty nieokreślone majaczą nieśmiało przed walczącymi z ciemnością źrenicami - Alix nie wie czy pokarano ją okrutnym koszmarem, anomalią czy to rodowe szaleństwo zapragnęło w końcu rozliczyć się z którymś z młodszych Lestrange.
Pomimo niepewnego gruntu, nieprzemijającego bólu i macek spowijających nocne odzienie, próbuje wstać oraz nie dać się omamić narastającej panice.
- Lumos Maxima! - wypowiada, mając zamiar rozświetlić obszar dookoła.
----
ekwipunek: różdżka
strój: błękitny, aksamitny szlafrok, a pod nim lekka koszula nocna (z podomką) o złotawej barwie.
kości: 1. kostka dla mg, 2. zaklęcie
Sen w końcu nadchodzi, jednakże zamiast nagrodzić spokojem, zsyła od razu nocną fatamorganę. Widzi siebie, w zwierciadle, z buzią świetlistą i promienną, zdobioną półcieniem pokoju. Wydaje się, że dziś już to robiła - przeczesywała wcześniej włosy, tak jak rutyna wewnętrznie nakazywała; teraz odgarnia szylkretowym grzebieniem niesforność kosmyka i wypuszczając przedmiot z dłoni, wydaje z siebie żałosny, acz potężnie donośny okrzyk.
Porcelanowa płachta, jej nieskazitelne lico jest rozprute paskudną rysą sięgającą aż do kości policzka. Bezwiednie plami opuszki palców krwią rany; promieniujący ból przeszywa twarz, a nawet tak subtelny dotyk wygina jej szyję do tyłu. Dech zamiera w młodej piersi, lecz gdy tylko odwraca się naprędce, dłonie sięgają do różdżki ułożonej na nocnej szafce.
Potem zalewa ją gęsta i lepka, ciemna polewa.
To nie dzieje się naprawdę.
Nie udaje jej się uciec śliskim mackom, owijającym swe korzenie wokół wątłego ciała. Pożerają ją żywcem, a gdy kończą - spychają z niewidzialnej skarpy i wrzucają w sidła nieznanej, przerażającej ciemności.
Upada, plecami uderzając w materię uginającą się pod jej ciężarem. Mrugnięcie jedno, drugie, dziesięć - żadne nie pomaga w przyswojeniu wzroku do nieskończonej czerni.
W jej uszach odbija się dziki galop serca. Co jeśli wyrwie się z piersi? Nie będzie to o tyle abstrakcyjne niż to, co właśnie ją spotyka.
Zlizuje z ust ciepłą, gorzką krew i przypomina sobie o bólu paraliżującym twarz; drżącą, mokrą od potu dłoń zaciska na różdżce i wsłuchuje się w odgłosy echem pustoszące przestrzeń. Sylwetki, kształty nieokreślone majaczą nieśmiało przed walczącymi z ciemnością źrenicami - Alix nie wie czy pokarano ją okrutnym koszmarem, anomalią czy to rodowe szaleństwo zapragnęło w końcu rozliczyć się z którymś z młodszych Lestrange.
Pomimo niepewnego gruntu, nieprzemijającego bólu i macek spowijających nocne odzienie, próbuje wstać oraz nie dać się omamić narastającej panice.
- Lumos Maxima! - wypowiada, mając zamiar rozświetlić obszar dookoła.
----
ekwipunek: różdżka
strój: błękitny, aksamitny szlafrok, a pod nim lekka koszula nocna (z podomką) o złotawej barwie.
kości: 1. kostka dla mg, 2. zaklęcie
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k100' : 34
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'k100' : 34
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Wracała do domu gdy już niebo spowijała ciemność, na ramionach poza płaszczem niosąc wszystkie trapiące ją myśli i zmęczenie, które wdzięcznie osiadało na jej ramionach. Nie żałowała podjętych decyzji, tak samo jak wiedziała od początku, że droga nie będzie prosta. Zrzuciła buty z nóg, przechodząc przez korytarz kierowała się wprost do łóżka, na które rzuciła się w kompletnym odzieniu. Przez chwilę leżała tak w końcu zmuszając ciało do kilku ruchów, by ściągnąć z ramion płaszcz i rzucić go obok siebie, by móc sięgnąć po różdżkę, znajdującą się w jego kieszeni - w zasięgu dłoni, tak na wszelki wypadek.
Znów śniła, snem długim, okrutnym i męczącym - a co gorsza, okrutnie realnym. W jakiś sposób przywykła już do powracania w sennych marach do przeżyć z Próby, była ich wierną częścią. Powtarzała wszystko. Po raz kolejny zabijała siostrę sprawnym Glacio, widziała martw twarze przyjaciół. Dziś ponownie przekraczała próg małego domku z niebieskimi drzwiami, a jej serce zaciskało się boleśnie, ze świadomością, co stanie się za chwilę.
Ale ten sen był inny.
Najpierw dostrzegła niuanse, choćby to, że inaczej stali. Ale gdy światło lampy odbiło się od metalu noża zamarła. Nim zdążyła cokolwiek zrobić Margie już nie żyła.
- Nie. - szepnęła, nie potrafiąc pohamować łez które potoczyły się po policzkach. Przeniosła załzawione spojrzenie na Skamandera, tylko nim pytając niemo dlaczego. Ruszyła w jego kierunku widząc, jak dłoń unosi się do kolejnego śmiercionośnego ataku. Za późno, wiedziała, że nie zdąży. Nóż tym razem nie nie zabił, ale trafił. Musiała go powstrzymać. - Przestań! - krzyknęła, jednak nim dobiegła do Freddiego, próbując osłonić go własnym ciałem wszystko spowiła ciemność, a ją noc wyrzuciła w świadomość obudzoną... własną krzykiem?
Jednak czy na pewno?
Klatka piersiowa unosiła się i opadała w zawrotnym tempie, wyrwana podniosła się do siadu, automatycznie łapiąc za płaszcz, walcząc z nim chcąc odnaleźć różdżkę. Nie miała pojęcia, kiedy przewróciła się na plecy
Nie mogła uspokoić oddechu. Posoka spływająca po małym ciałku nadal świeżo jawiła się przed jej oczami. Policzki zdawały się mokre, jakby od łez, które rzeczywiście wypłakała. Coś okropnego, oślizgłego, zdawało się pełznąć po jej stopach dotykających ledwie palcami ziemi. Podniosła się, chcąc tego uniknąć jednak na próżno. Ciemna maź pięła się po jej nogach ku biodrom w końcu wciągając ją w ziemię.
Znów powitała ją ciemność.
Czuła, jak jej łopatki grzmotnęły o coś twardego. Musiała spadać. Nadal nie widziała nic w głowie kręciło jej się jakby po zbyt długiej podróży przy pomocy świstoklika. Obleśne wrażenie obejmujące jej nogi nie zniknęło. Coś zdawało się poruszać obok. Serce zamarło, jednak umysł zdawał się odzyskiwać świadomość. Nie miała pojęcia gdzie jest, nie miała pojęcia z kim - i czy w ogóle z kimkolwiek - jest. Zachowanie swojej tożsamości w tajemnicy zdawało się odpowiednim krokiem. Głos wywoływał zaklęciem światło - jeśli zamierzała się zmienić, musiała zrobić to natychmiast. W dłoni nadal zaciskała płaszcz w którym znajdowała się różdżka i eliksir wiecznego płomienia od Cyrusa, który zawsze nosiła w lewej kieszeni. Zaś w kieszeni spodni spoczywał czarny kryształ a na rzemyku a szyi miała pazur gryfa, który obijał się o czerwony kryształ Eileen - powinna jej go w końcu oddać. Skupiła się jednak na przemianie chciała dodać sobie kilka centymetrów wzrostu, nos zrobić bardziej szpiczastym, podnieść czoło i powiększyć usta, w końcu zmienić kolor włosów na przeciętnie zwyczajnie brązowy. Wydęła lekko usta, skupiając się na przemianie.
| mam z sobą różdżkę, eliskir wiecznego płomienia w kieszeni płaszcza, pazur gryfa, czerwony kryształ i czarną perłę.
ubrana jestem w spodnie z dżinsu i białą koszulę, nie mam butów.
kości; dla mg i na zmianę
Znów śniła, snem długim, okrutnym i męczącym - a co gorsza, okrutnie realnym. W jakiś sposób przywykła już do powracania w sennych marach do przeżyć z Próby, była ich wierną częścią. Powtarzała wszystko. Po raz kolejny zabijała siostrę sprawnym Glacio, widziała martw twarze przyjaciół. Dziś ponownie przekraczała próg małego domku z niebieskimi drzwiami, a jej serce zaciskało się boleśnie, ze świadomością, co stanie się za chwilę.
Ale ten sen był inny.
Najpierw dostrzegła niuanse, choćby to, że inaczej stali. Ale gdy światło lampy odbiło się od metalu noża zamarła. Nim zdążyła cokolwiek zrobić Margie już nie żyła.
- Nie. - szepnęła, nie potrafiąc pohamować łez które potoczyły się po policzkach. Przeniosła załzawione spojrzenie na Skamandera, tylko nim pytając niemo dlaczego. Ruszyła w jego kierunku widząc, jak dłoń unosi się do kolejnego śmiercionośnego ataku. Za późno, wiedziała, że nie zdąży. Nóż tym razem nie nie zabił, ale trafił. Musiała go powstrzymać. - Przestań! - krzyknęła, jednak nim dobiegła do Freddiego, próbując osłonić go własnym ciałem wszystko spowiła ciemność, a ją noc wyrzuciła w świadomość obudzoną... własną krzykiem?
Jednak czy na pewno?
Klatka piersiowa unosiła się i opadała w zawrotnym tempie, wyrwana podniosła się do siadu, automatycznie łapiąc za płaszcz, walcząc z nim chcąc odnaleźć różdżkę. Nie miała pojęcia, kiedy przewróciła się na plecy
Nie mogła uspokoić oddechu. Posoka spływająca po małym ciałku nadal świeżo jawiła się przed jej oczami. Policzki zdawały się mokre, jakby od łez, które rzeczywiście wypłakała. Coś okropnego, oślizgłego, zdawało się pełznąć po jej stopach dotykających ledwie palcami ziemi. Podniosła się, chcąc tego uniknąć jednak na próżno. Ciemna maź pięła się po jej nogach ku biodrom w końcu wciągając ją w ziemię.
Znów powitała ją ciemność.
Czuła, jak jej łopatki grzmotnęły o coś twardego. Musiała spadać. Nadal nie widziała nic w głowie kręciło jej się jakby po zbyt długiej podróży przy pomocy świstoklika. Obleśne wrażenie obejmujące jej nogi nie zniknęło. Coś zdawało się poruszać obok. Serce zamarło, jednak umysł zdawał się odzyskiwać świadomość. Nie miała pojęcia gdzie jest, nie miała pojęcia z kim - i czy w ogóle z kimkolwiek - jest. Zachowanie swojej tożsamości w tajemnicy zdawało się odpowiednim krokiem. Głos wywoływał zaklęciem światło - jeśli zamierzała się zmienić, musiała zrobić to natychmiast. W dłoni nadal zaciskała płaszcz w którym znajdowała się różdżka i eliksir wiecznego płomienia od Cyrusa, który zawsze nosiła w lewej kieszeni. Zaś w kieszeni spodni spoczywał czarny kryształ a na rzemyku a szyi miała pazur gryfa, który obijał się o czerwony kryształ Eileen - powinna jej go w końcu oddać. Skupiła się jednak na przemianie chciała dodać sobie kilka centymetrów wzrostu, nos zrobić bardziej szpiczastym, podnieść czoło i powiększyć usta, w końcu zmienić kolor włosów na przeciętnie zwyczajnie brązowy. Wydęła lekko usta, skupiając się na przemianie.
| mam z sobą różdżkę, eliskir wiecznego płomienia w kieszeni płaszcza, pazur gryfa, czerwony kryształ i czarną perłę.
ubrana jestem w spodnie z dżinsu i białą koszulę, nie mam butów.
kości; dla mg i na zmianę
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 18
#1 'k100' : 6
--------------------------------
#2 'k100' : 18
Justine ciągle widziała przed oczami rozpłatane na pół gardło swojej córki, wystającą tchawicę, biel kręgów, czerwień krwi i skóry. Słyszała agonalny charkot Margie, stłumiony jedynie szlochem i piskiem małego Fredericka. Nie mogła pozbyć się tych wrażeń słuchowych i wzrokowych, pamiętała też surową, zdecydowaną twarz Samuela, jego twarde rysy, układające się w grymas czegoś przerażającego - wcale nie ślepej złości a stalowego przekonania o tym, że czyni coś dobrego i sprawiedliwego.
Czuła też ciepłą krew zlepiającą jej ręce, przesiąkającą przez płaszcz. Próba zmiany swojego wyglądu okazała się nieudana, Tonks nie poczuła typowego ciepła towarzyszącego metamorfozie - ogarniał ją chłód, ciągle znajdowała się w ciemności, na czymś szorstkim, przerażona i obolała, pewna, że zaraz z mroku wyłoni się Skamander, ciągnący za sobą ciało jej martwej córki.
Nierozproszona niczym ciemność nie pozwoliła Justine na dojrzenie, że nie znajdowała się w tym miejscu sama. Alix także nie dostrzegała towarzyszki niedoli, zamknięta we własnym koszmarze. Krew ciekła po twarzy, skapując na szyję. Panna Lestrange miała wrażenie, że z każdym gwałtowniejszym ruchem a zwłaszcza przy wypowiadaniu słów i intensywniejszej mimice, rozdarcie skóry policzka poszerza się, płonąc żywym ogniem bólu. Mimo tego udało się jej wstać, chwiejnie; koszula lepiła się do jej ciała, coraz cięższa od krwi. Zaklęcie rozjaśniające mroki nie powiodło się - obydwie kobiety znajdowały się w całkowitych ciemnościach.
| Na odpis macie czas do 16.11 do godziny 20:00.
Czuła też ciepłą krew zlepiającą jej ręce, przesiąkającą przez płaszcz. Próba zmiany swojego wyglądu okazała się nieudana, Tonks nie poczuła typowego ciepła towarzyszącego metamorfozie - ogarniał ją chłód, ciągle znajdowała się w ciemności, na czymś szorstkim, przerażona i obolała, pewna, że zaraz z mroku wyłoni się Skamander, ciągnący za sobą ciało jej martwej córki.
Nierozproszona niczym ciemność nie pozwoliła Justine na dojrzenie, że nie znajdowała się w tym miejscu sama. Alix także nie dostrzegała towarzyszki niedoli, zamknięta we własnym koszmarze. Krew ciekła po twarzy, skapując na szyję. Panna Lestrange miała wrażenie, że z każdym gwałtowniejszym ruchem a zwłaszcza przy wypowiadaniu słów i intensywniejszej mimice, rozdarcie skóry policzka poszerza się, płonąc żywym ogniem bólu. Mimo tego udało się jej wstać, chwiejnie; koszula lepiła się do jej ciała, coraz cięższa od krwi. Zaklęcie rozjaśniające mroki nie powiodło się - obydwie kobiety znajdowały się w całkowitych ciemnościach.
| Na odpis macie czas do 16.11 do godziny 20:00.
- Mapa:
Tu znajdzie się mapa - gdy (jeśli) już zdołacie jakoś rozgonić mrok i rozświetlić sobie drogę.
Możecie jednak poruszać się po omacku, względem teoretycznej mapy. Góra, dół, lewo, prawo - oraz wybrane skosy. Obowiązuje pole heksagonalne.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 240/240
Alix 202/202
Nie żyła. Jej własna córka, piękna i o mądrych oczach. Ta, która nigdy się nie narodziła, jednak dokładnie pamiętała, jak biło jej serce, gdy rosła pod jej brzuchem. Próba rządziła się swoimi prawami i nie próbowała ich zrozumieć. Ale to co działo się teraz, czy nadal było nią? Przecież pamiętała widok pochylającej się nad nią profesor Bahgshot, czyżby próba trwała nadal? Czemu więc nie szła na przód, a wracała do widoków znanych tylko wykrzywionych. A co, jeśli to wszystko było przeraźliwą prawda?
Nadal widziała przed oczami rozpłatane na pół gardło własnej córki, biel kręgu, krew spływająca ku ziemi po jej drobnym ciałku.
Krew…
Ta myśl pociągnęła ją dalej, to ją czuła na rękach. Wiedziała, że tak. Nie miała pojęcia skąd miała takie przeświadczenie. Płaszcz zdawał się też być mokry i od niej. A ją otaczała tylko ciemność. Ciemność, która zdawała się skrywać mężczyznę, którego kochała. Mężczyznę, który zamordował jej córkę.
Klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, chaotycznie, szybko. Wycofała się, szybko, do tyłu, jak najdalej do miejsca w którym była, jednocześnie zastanawiając się, czy nie powinna kierować się do przodu. Ku niemu, by odnaleźć Freddiego, była w stanie mu pomóc, uleczyć go, póki jeszcze żył. Więc zatrzymała się, w ogarniającym ją chaosie słyszała wyraźnie bicie własnego serca. Przeniosła się na kolana, a potem z trudem dźwignęła z ziemi postanawiając. Nie mogła się cofać, musiała iść dalej, w ciemność odnaleźć swojego syna, uratować go, nawet, jeśli oznaczało to zmierzenie się z samym Skamanderem. Ale musiała rozproszyć mrok, a jego najlepiej przegniało światło. Zacisnęła mocniej dłoń na białej różdżce.
- Lumos Maxima. - zażądała od narzędzie, mrużąc lekko oczy by światło nie zadziałało na jej niekorzyść. Musiała dostrzec otoczenie, by odnaleźć plan. By odnaleźć jego. Potrzebowała siły, a jednak czuła jak to, co ujrzała ledwie pozwala jej utrzymać się na nogach. Brała głębokie wdechy, próbując się uspokoić. Musiała rozegnać złe myśli i zacząć działać.
Nadal widziała przed oczami rozpłatane na pół gardło własnej córki, biel kręgu, krew spływająca ku ziemi po jej drobnym ciałku.
Krew…
Ta myśl pociągnęła ją dalej, to ją czuła na rękach. Wiedziała, że tak. Nie miała pojęcia skąd miała takie przeświadczenie. Płaszcz zdawał się też być mokry i od niej. A ją otaczała tylko ciemność. Ciemność, która zdawała się skrywać mężczyznę, którego kochała. Mężczyznę, który zamordował jej córkę.
Klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, chaotycznie, szybko. Wycofała się, szybko, do tyłu, jak najdalej do miejsca w którym była, jednocześnie zastanawiając się, czy nie powinna kierować się do przodu. Ku niemu, by odnaleźć Freddiego, była w stanie mu pomóc, uleczyć go, póki jeszcze żył. Więc zatrzymała się, w ogarniającym ją chaosie słyszała wyraźnie bicie własnego serca. Przeniosła się na kolana, a potem z trudem dźwignęła z ziemi postanawiając. Nie mogła się cofać, musiała iść dalej, w ciemność odnaleźć swojego syna, uratować go, nawet, jeśli oznaczało to zmierzenie się z samym Skamanderem. Ale musiała rozproszyć mrok, a jego najlepiej przegniało światło. Zacisnęła mocniej dłoń na białej różdżce.
- Lumos Maxima. - zażądała od narzędzie, mrużąc lekko oczy by światło nie zadziałało na jej niekorzyść. Musiała dostrzec otoczenie, by odnaleźć plan. By odnaleźć jego. Potrzebowała siły, a jednak czuła jak to, co ujrzała ledwie pozwala jej utrzymać się na nogach. Brała głębokie wdechy, próbując się uspokoić. Musiała rozegnać złe myśli i zacząć działać.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 2
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nawet nie przeklina pod nosem gdy świetlista łuna nie opuszcza różdżki. Głos tonie w odmętach ściśniętego gardła, zamiera gdzieś na dnie, nie rozbrzmiewając w rozedrganych wargach. Udaje jej się wstać, chwiejnie, trochę nieudolnie; czuje ciężar tkaniny przesiąkniętej krwią i czarną mazią, boi się, że zaraz może się od tego ponownie przewrócić. Wciąż nie widzi nic w ciemnościach, być może ból zdołał wtargnąć w nerwy i zaatakować zmysły wzroku, być może to tylko okrucieństwo koszmaru. Mogłaby iść po omacku, ale co jeśli przestrzeń naszpikowano pułapkami, głębokimi dziurami bez wyjścia? Wpadnie i zostanie tam na zawsze.
Próbuje wyczuć wibracje powierzchni, ewentualne kroki, ewentualnych nieznajomych. Nie ma nawet pewności czy istnieją. Nie ma pewności czy cokolwiek tutaj istnieje naprawdę.
Ma zamiar spróbować jeszcze raz, teraz jednakże przeznacza chwilę na kilka głębokich oddechów, prowizoryczną koncentrację. Bólu nie może zignorować. To nie powinno tak boleć. Coś jest nie tak.
Duszność i palące gorąco jeszcze bardziej osłabia. Musi zawalczyć o wyciszenie umysłu. Tym razem mocniej.
– Lumos Maxima!
Próbuje wyczuć wibracje powierzchni, ewentualne kroki, ewentualnych nieznajomych. Nie ma nawet pewności czy istnieją. Nie ma pewności czy cokolwiek tutaj istnieje naprawdę.
Ma zamiar spróbować jeszcze raz, teraz jednakże przeznacza chwilę na kilka głębokich oddechów, prowizoryczną koncentrację. Bólu nie może zignorować. To nie powinno tak boleć. Coś jest nie tak.
Duszność i palące gorąco jeszcze bardziej osłabia. Musi zawalczyć o wyciszenie umysłu. Tym razem mocniej.
– Lumos Maxima!
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Histeryczne wycofanie się Tonks do tyłu sprawiło, że poważnie obtarła sobie wnętrze dłoni i uda - musiała przesuwać się po szorstkiej, drewnianej podłodze. W miękką skórę powbijały się drzazgi. Podejrzenia o tym, że znajduje się w pomieszczeniu lub w czymś tego rodzaju tylko nasiliły się, gdy boleśnie uderzyła plecami o twardą ścianę. Jej podparcie ułatwiło stanięcie na nogach, lecz niestety dalsze działania Justine zakończyły się porażką. Z różdżki nie wydobyła się nawet najsłabszy promień zaklęcia a ciemność wokół niej zdawała się gęstnieć. Domagający się bodźców mózg wyczarowywał pod powiekami okrutne obrazy, zdawało się, że jej rzęsy skleja krew. Krew jej córki. Czy Samuel mógł naprawdę to zrobić? Czy w imię dobra, w imię walki, w imię oddania idei, gotów byłby poświęcić ich dzieci? Ich miłość? Przerażające, bolesne myśli nie opuszczały Justine.
Usłyszała jednak drugi głos, lekki, słabszy, dobiegający nieco z jej prawej strony. Czy inkantacja była jedynie echem jej próby?
Alix ciągle czuła gorącą krew napływającą jej do ust - i wyczuwała obecność kogoś jeszcze, nieco przed sobą. Czy był to wróg, czy też przyjaciel? Czy próbował rozgonić mroki, czy tylko ją przedrzeźniał? Lestrange poczuła chłód, szorstkie deski, raniące nogi osłonięte tylko cieniutką koszulką nocną. Zacisnęła mocno palce na różdżce, ale zaklęcie znów się nie powiodło. Ciągle znajdowała się w całkowitej ciemności, wiedząc już jednak, że nie jest tutaj sama. A to, co mogło czaić się w mroku, napełniało ją jeszcze większym strachem.
| Na odpis macie czas do 18.11 do godziny 20:00.
Usłyszała jednak drugi głos, lekki, słabszy, dobiegający nieco z jej prawej strony. Czy inkantacja była jedynie echem jej próby?
Alix ciągle czuła gorącą krew napływającą jej do ust - i wyczuwała obecność kogoś jeszcze, nieco przed sobą. Czy był to wróg, czy też przyjaciel? Czy próbował rozgonić mroki, czy tylko ją przedrzeźniał? Lestrange poczuła chłód, szorstkie deski, raniące nogi osłonięte tylko cieniutką koszulką nocną. Zacisnęła mocno palce na różdżce, ale zaklęcie znów się nie powiodło. Ciągle znajdowała się w całkowitej ciemności, wiedząc już jednak, że nie jest tutaj sama. A to, co mogło czaić się w mroku, napełniało ją jeszcze większym strachem.
| Na odpis macie czas do 18.11 do godziny 20:00.
- Mapa:
Tu znajdzie się mapa - gdy (jeśli) już zdołacie jakoś rozgonić mrok i rozświetlić sobie drogę.
Możecie jednak poruszać się po omacku, względem teoretycznej mapy. Góra, dół, lewo, prawo - oraz wybrane skosy. Obowiązuje pole heksagonalne.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 240/240
Alix 202/202
Krew, wszędzie był właśnie ona, nawet jej rzęsy zdawały się nią sklejone. Może to lepiej, że wzrok rozmazywał się. Nie chciała dalej oglądać własnego dramtu. nie chciała zastanawiać się, co pchnęło go do tego kroku. Czy tak właśnie wyglądała ich droga? Nie chciała, nie mogła wchodzić w dalsze rozważania. Bała się, do jakich wniosków mogłyby ją one doprowadzić. Dopiero po chwili paranoicznego cofania się do tyłu zrozumiała, że rani sobie dłonie. To jej jednak nie zatrzymało. Zrobiła to ściana, o którą uderzyła plecami. To ona pomogła jej się podnieść. A każdy wdech pozwalał odrobinę mocniej się skupić. Drzazgi w dłoniach, lekki ukłucia bólu trzeźwiły ją, pozwalając myśleć. Dopiero teraz zadaeała sobie pytanie gdzie była. Podłoga zdawała się drewniana, a ściana świadczyła o zamkniętym pomieszczeniu. Nadal zaciskała dłoń na płaszczu, gdzieś resztką zdrowych zmysłów pamiętając o fiolce, którą miała w jego kieszeni. Drugi głos zdawał się wyraźny, realny, prawdziwy. Jedynie wzmógł jej czujność. Ale zaklęcie nie wydobył się z jej różdżki. Bez niego nie była w stanie nic zauważyć. Ciemne pomieszczenie przypominało jej Złotą Wieżę, niesmaczne deja vous. Jedna z blizn ciągnących się na jej brzuchu przypominała jej starcie z magiczną zbroją. Dokładnie pamiętała histeryczny stan Lily, kompletnie niewinnej, całkowicie bezbronnej. Co gorsza, dokładnie pamiętała zakrwawione ciało martwej matki. Czy od teraz już zawsze raz na kwartał miała lądować w ciemnym pomieszczeniu i spoglądać na śmierć kogoś bliskiego? Musiała działać, nie mogła na to pozwolić, było zbyt wiele cennych osób w jej życiu. Nie zamierzała pozwolić nikomu już zginąć.
- Kto tu jest? - zapytała w nicość, poprawiając uchwyt na różdżce. Rozejrzała się dookoła nadal wyraźnie czując i słysząc w uszach okropnie bijące serce. - Lumos Maxima! - zażądała od różdżki raz jeszcze, starając się odgonić makabryczne widoki. Najpierw… najpierw musiała zrozumieć gdzie się znajduje. A później? Później odnaleźć swojego syna, jeśli jeszcze żył.
Tylko….
Czy kiedykolwiek w ogóle?
- Kto tu jest? - zapytała w nicość, poprawiając uchwyt na różdżce. Rozejrzała się dookoła nadal wyraźnie czując i słysząc w uszach okropnie bijące serce. - Lumos Maxima! - zażądała od różdżki raz jeszcze, starając się odgonić makabryczne widoki. Najpierw… najpierw musiała zrozumieć gdzie się znajduje. A później? Później odnaleźć swojego syna, jeśli jeszcze żył.
Tylko….
Czy kiedykolwiek w ogóle?
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 76
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Płonąca część lasu
Szybka odpowiedź