Płonąca część lasu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Część płonącego lasu
Niełatwo tu trafić. Środek gęstego, nieprzeniknionego lasu skrywa swe sekrety przed przypadkowymi przechodniami. Aby dotrzeć do samego serca kniei, rozciągającej się na wielkich przestrzeniach w okolicach Londynu, należy poświęcić kilka godzin na pieszą wędrówkę oraz, oczywiście, posiadać dobrą mapę. Czarodziejskie formy transportu płatają na tym terenie figla nawet już po uleczeniu anomalii: teleportacja nie działa a inne formy utrudniają pojawienie się w centrum lasu.
Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956.Śmiałkowie, którzy tu dotrą, zobaczą doszczętnie spalone przestrzenie - po wyjściu z gęstego lasu znajdą się w morzu nagich, czarnych pni. W pierwszej chwili miejsce wygląda zwyczajnie, jak po przejściu potwornego pożaru, ale gdy tylko przekroczy się niewidzialną barierę, drzewa znów zaczynają płonąć. Ogień jest zaledwie wspomnieniem, magiczną fatamorganą, nie robi krzywdy - jedynie wywołuje gęsią skórkę, gdy przejdzie się przez płomienie - ale bez wątpienia jest to widok przerażający i niepokojący jednocześnie, a spacer wśród ginącego w ogniu lasu należy do tych niezapomnianych.
Serce zapada się w klatce piersiowej na widok kolejnego nieudanego zaklęcia. Oddycha ciężko, smakując palącej krwi naznaczającej usta. Umrze, przepadnie, zginie. Nie potrafi walczyć z narastającym uczuciem absolutnej beznadziei i klęski. Jest przegrana, własna magia i różdżka ją zawodzą; czy w cudzej obecności, ledwie wyczuwalnej, znajdzie wybawienie?
Czy zgubę?
Wciąż nie wie co jest prawdą, a co iluzją, okrutną i krzywdzącą. Koszmarem zrządzonym przez upadły umysł. Ból nie ustaje, zdaje się potęgować w swej sile; być może skażając już i tak anemiczny organizm, trucizną. Nie zaznała nigdy dotąd tak poważnego zranienia, być może katorga jest adekwatna do cięcia, które przecięło policzek?
Obecność, druga osoba, powinna się na tym skupić, nie na zapachu krwi, który wprowadzał w skronie karuzelę zawrotów.
- Halo? Słyszysz mnie? Kim jesteś?!
Nie chce wydawać z siebie głosów rozpaczy, ale opanowania nie jest w stanie z siebie wykrzesać. Zawaliła dwa zaklęcia, co jej da gwarancję nie zaprzepaszczenia kolejnej szansy?
Różdżkę ślizga się w jej dłoni, nie jest pewna czy od krwi, potu, czy czarnej mazi pochłaniającej duszę. Przymyka oczy, głęboki dech zamykając w płucach.
- Homenum Revelio.
Czy zgubę?
Wciąż nie wie co jest prawdą, a co iluzją, okrutną i krzywdzącą. Koszmarem zrządzonym przez upadły umysł. Ból nie ustaje, zdaje się potęgować w swej sile; być może skażając już i tak anemiczny organizm, trucizną. Nie zaznała nigdy dotąd tak poważnego zranienia, być może katorga jest adekwatna do cięcia, które przecięło policzek?
Obecność, druga osoba, powinna się na tym skupić, nie na zapachu krwi, który wprowadzał w skronie karuzelę zawrotów.
- Halo? Słyszysz mnie? Kim jesteś?!
Nie chce wydawać z siebie głosów rozpaczy, ale opanowania nie jest w stanie z siebie wykrzesać. Zawaliła dwa zaklęcia, co jej da gwarancję nie zaprzepaszczenia kolejnej szansy?
Różdżkę ślizga się w jej dłoni, nie jest pewna czy od krwi, potu, czy czarnej mazi pochłaniającej duszę. Przymyka oczy, głęboki dech zamykając w płucach.
- Homenum Revelio.
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Inkantacja wypowiedziana przez Justine nagle rozjaśniła pomieszczenie potężnym blaskiem a świetlista kula pomknęła w powietrze, zatrzymując się tuż pod sufitem. Zaklęcie było na tyle mocne, że rozgoniło mroki wypełniające całą przestrzeń wokół was - inna sprawa, że była to przestrzeń naprawdę niewielka.
Justine od razu spostrzegła przerażoną, bladą i zakrwawioną twarz Alix, zauważyła także nieudaną próbę rzucenia zaklęcia. Obydwie kobiety były świadome swej obecności oraz swobodnie mogły rozglądać się po pomieszczeniu. Przerażone i zdezorientowane, na razie spostrzegały jedynie najważniejsze wytyczne. Cztery solidne, drewniane ściany, podłoga z grubych, szorstkich desek, gdzieniegdzie połamanych, odsłaniających klepisko; w kącie pomieszczenia jednoosobowe łóżko zakryte grubą, ciemnozieloną narzutą. Obok stolik z jednym krzesłem, szafa o złamanej nóżce, komódka z trzema szufladami o mosiężnych uchwytach; z sufitu zwieszały się wysuszone zioła oraz martwe ptaki. W pokoju nie było żadnego okna, jedynie drzwi z pozłacaną klamką. Wszędzie unosił się kurz i pyłek ziół, w kącie stała także duża skrzynia. Nie wiedziałyście, czy znajdujecie się w pomieszczeniu czy w stojącym osobno domku, podejrzewałyście, patrząc na klepisko, że jesteście na poziomie ziemi.
Część podłogowych desek była zalana krwią. Być może Alix, być może córki Justine, być może - kogoś innego, jednakże oprócz was w pomieszczeniu nie znajdował się nikt jeszcze. Panowała trudna do wytrzymania cisza, przerywana jedynie waszymi spazmatycznymi oddechami.
| Na odpis macie czas do 20.11 do godziny 19:00.
Justine od razu spostrzegła przerażoną, bladą i zakrwawioną twarz Alix, zauważyła także nieudaną próbę rzucenia zaklęcia. Obydwie kobiety były świadome swej obecności oraz swobodnie mogły rozglądać się po pomieszczeniu. Przerażone i zdezorientowane, na razie spostrzegały jedynie najważniejsze wytyczne. Cztery solidne, drewniane ściany, podłoga z grubych, szorstkich desek, gdzieniegdzie połamanych, odsłaniających klepisko; w kącie pomieszczenia jednoosobowe łóżko zakryte grubą, ciemnozieloną narzutą. Obok stolik z jednym krzesłem, szafa o złamanej nóżce, komódka z trzema szufladami o mosiężnych uchwytach; z sufitu zwieszały się wysuszone zioła oraz martwe ptaki. W pokoju nie było żadnego okna, jedynie drzwi z pozłacaną klamką. Wszędzie unosił się kurz i pyłek ziół, w kącie stała także duża skrzynia. Nie wiedziałyście, czy znajdujecie się w pomieszczeniu czy w stojącym osobno domku, podejrzewałyście, patrząc na klepisko, że jesteście na poziomie ziemi.
Część podłogowych desek była zalana krwią. Być może Alix, być może córki Justine, być może - kogoś innego, jednakże oprócz was w pomieszczeniu nie znajdował się nikt jeszcze. Panowała trudna do wytrzymania cisza, przerywana jedynie waszymi spazmatycznymi oddechami.
| Na odpis macie czas do 20.11 do godziny 19:00.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 240/240
Alix 202/202
Jej klatka piersiowa unosiła chwiejnie w górę i dół. Spazmatycznie łapała wdechy jakby za kilka chwil miało zabraknąć je powietrza, albo jakby zbyt długo przebywała pod wodą bez dostępu do tlenu. Lewa dłoń zaciskała się na płaszczu, prawa na różdżce, która w końcu odpowiedziała na jej wezwanie. Kula uniosła się i rozświetliła widok. Jej wzrok najpierw padł na przerażoną kobietę z zakrwawioną twarzą.
- Możesz chodzić? - zapytała jej cichym, chrapliwym głosem, jeśli potrzebowała pomocy medycznej była w stanie jej udzielić. Jednak jeśli była w stanie samodzielnie się poruszać, najpierw musiały zadbać o wydostanie się stąd. Czas zdawał się jakby inny, niż to, co przeżyła w Hogwarcie. Tym razem czuła pod palcami drewno własnej różdżki, mogła na niej polegać. Ale nie miała pojęcia, ani gdzie się znajduje, ani też czy jest to jedynie kwestią przypadku, czy też celowych działań innych osób. Mogła spodziewać się wszystkiego, a nawet musiała. Dokładnie pamiętała słowa Garretta.
Musisz być ostrożniejsza. Jego słowa dzwoniły jej w głowie, będą jednocześnie przestrogą, jak i radą. Z trudem odciągnęła spojrzenia od niespotykanie pięknej kobiety, mając wrażenie, że coś przyciąga jej spojrzenie ku jej licu, malinowych warg, wydatnych policzków. Taka piękna i tak okrutnie przerażona. Coś ścisnęło ją za serce, jednak nogi nadal nie ruszyły w jej kierunku. Nadal czuła się skołowana siłą zmusiła niebieskie tęczówki do ruchu, najpierw powoli lustrując pomieszczenie dookoła siebie - tak daleko, jak sięgał wzrok, bez wykonywania niepotrzebnych ruchów, które mogłaby zabrać jej energię. Ściany nie posiadały okien, co musiało znaczyć iż zostało zbudowane bez nich, lub też znajdowało się pod ziemią. W kącie łóżko, jednoosobowe, mogło świadczyć o tym, że ktoś tu mieszkał - ale wcale nie musiało. Uniosła spojrzenie na zwisające z sufitu zioła i martwe ptaki, niektóre zdawały jej się znajome, ale nie skupiała na nich spojrzenia, przerzucając je szybko dalej. Duża skrzynia, stolik z jednym krzesłem, szafa o złamanej nóżce, komódka z trzema szufladami - nie było tego wiele.
- Sprawdź szafę, może jest w niej coś, co możesz na siebie założyć. W innym wypadku dam Ci mój płaszcz. - polecenie wydobyło się z jej ust i dopiero po chwili, zrozumiała, że zrobiła to całkiem nieświadomie. Nigdy nie sądziła, że jest odpowiednią osobą by dowodzić, jednak nie raz na akcjach pogotowia musiała prowadzić interwencję i to uczucie jej się nie podobało. Ale teraz, teraz świadomie zdecydowała się dołączyć do Gwardii, brać odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Nie musiała jej słuchać, ale Tonks nie zamierzała dyskutować i mierzyć się na zdania. Musiała się upewnić czy jej sen był prawdziwym, widziała krew na drewnianych deskach podłogi i nie mogła wykluczyć faktu, że ta należała do kogoś poza przerażoną kobietą. Warga zadrgała jej samoistnie, gdy pomyślała, że może ona rzeczywiście należeć do jej córki. A jeśli to miało być prawdą, gdzieś tutaj nadal mógł znajdować się Freddie, potrzebujący jej pomocy. Paradoksalnie, obrony przed własnym ojcem. Co go do tego skłoniło? Nadal nie rozumiała, a brwi zmarszczył się samoistnie. W końcu się ruszyła pokonując maleńki pokoik, szybko znajdując się obok komódki uchyliła pierwszą z szuflad, chcąc sprawdzić co znajduje się w środku. - Jak się do ciebie zwracać? - zapytała, pochylając się nad meblem. Miała jeszcze chwilę, by spróbować raz jeszcze przemiany. Więc skupiła się po raz kolejny na zmianie, licząc, że tym razem efekty będą lepsze. Że doda sobie kilka centymetrów wzrostu i chociaż z kilogram czy dwa wagi, chciała rozszerzyć nos, unieść czoło i mocniej uwydatnić kości policzkowe, jednocześnie zmieniając kolor włosów na ciemniejszy, jasny brąz. Chciała zwyczajnie zmienić twarz na inną, niesprecyzowaną, nienależącą do nikogo, dzisiaj należącą do niej. Najmocniej zależało jej na włosach, te, które nosiła na codzień zdawały się mocno wyróżniać ją z tłumu.
| sprawdzam komodę! i rzucam na zmianę
- Możesz chodzić? - zapytała jej cichym, chrapliwym głosem, jeśli potrzebowała pomocy medycznej była w stanie jej udzielić. Jednak jeśli była w stanie samodzielnie się poruszać, najpierw musiały zadbać o wydostanie się stąd. Czas zdawał się jakby inny, niż to, co przeżyła w Hogwarcie. Tym razem czuła pod palcami drewno własnej różdżki, mogła na niej polegać. Ale nie miała pojęcia, ani gdzie się znajduje, ani też czy jest to jedynie kwestią przypadku, czy też celowych działań innych osób. Mogła spodziewać się wszystkiego, a nawet musiała. Dokładnie pamiętała słowa Garretta.
Musisz być ostrożniejsza. Jego słowa dzwoniły jej w głowie, będą jednocześnie przestrogą, jak i radą. Z trudem odciągnęła spojrzenia od niespotykanie pięknej kobiety, mając wrażenie, że coś przyciąga jej spojrzenie ku jej licu, malinowych warg, wydatnych policzków. Taka piękna i tak okrutnie przerażona. Coś ścisnęło ją za serce, jednak nogi nadal nie ruszyły w jej kierunku. Nadal czuła się skołowana siłą zmusiła niebieskie tęczówki do ruchu, najpierw powoli lustrując pomieszczenie dookoła siebie - tak daleko, jak sięgał wzrok, bez wykonywania niepotrzebnych ruchów, które mogłaby zabrać jej energię. Ściany nie posiadały okien, co musiało znaczyć iż zostało zbudowane bez nich, lub też znajdowało się pod ziemią. W kącie łóżko, jednoosobowe, mogło świadczyć o tym, że ktoś tu mieszkał - ale wcale nie musiało. Uniosła spojrzenie na zwisające z sufitu zioła i martwe ptaki, niektóre zdawały jej się znajome, ale nie skupiała na nich spojrzenia, przerzucając je szybko dalej. Duża skrzynia, stolik z jednym krzesłem, szafa o złamanej nóżce, komódka z trzema szufladami - nie było tego wiele.
- Sprawdź szafę, może jest w niej coś, co możesz na siebie założyć. W innym wypadku dam Ci mój płaszcz. - polecenie wydobyło się z jej ust i dopiero po chwili, zrozumiała, że zrobiła to całkiem nieświadomie. Nigdy nie sądziła, że jest odpowiednią osobą by dowodzić, jednak nie raz na akcjach pogotowia musiała prowadzić interwencję i to uczucie jej się nie podobało. Ale teraz, teraz świadomie zdecydowała się dołączyć do Gwardii, brać odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Nie musiała jej słuchać, ale Tonks nie zamierzała dyskutować i mierzyć się na zdania. Musiała się upewnić czy jej sen był prawdziwym, widziała krew na drewnianych deskach podłogi i nie mogła wykluczyć faktu, że ta należała do kogoś poza przerażoną kobietą. Warga zadrgała jej samoistnie, gdy pomyślała, że może ona rzeczywiście należeć do jej córki. A jeśli to miało być prawdą, gdzieś tutaj nadal mógł znajdować się Freddie, potrzebujący jej pomocy. Paradoksalnie, obrony przed własnym ojcem. Co go do tego skłoniło? Nadal nie rozumiała, a brwi zmarszczył się samoistnie. W końcu się ruszyła pokonując maleńki pokoik, szybko znajdując się obok komódki uchyliła pierwszą z szuflad, chcąc sprawdzić co znajduje się w środku. - Jak się do ciebie zwracać? - zapytała, pochylając się nad meblem. Miała jeszcze chwilę, by spróbować raz jeszcze przemiany. Więc skupiła się po raz kolejny na zmianie, licząc, że tym razem efekty będą lepsze. Że doda sobie kilka centymetrów wzrostu i chociaż z kilogram czy dwa wagi, chciała rozszerzyć nos, unieść czoło i mocniej uwydatnić kości policzkowe, jednocześnie zmieniając kolor włosów na ciemniejszy, jasny brąz. Chciała zwyczajnie zmienić twarz na inną, niesprecyzowaną, nienależącą do nikogo, dzisiaj należącą do niej. Najmocniej zależało jej na włosach, te, które nosiła na codzień zdawały się mocno wyróżniać ją z tłumu.
| sprawdzam komodę! i rzucam na zmianę
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 10
'k100' : 10
Widok światła rozpalającego pomieszczenie, sprawia iż lekki cień uśmiechu próbuje wkraść się na wargi, ale głęboka rana policzka, ból przy najmniejszym mikroskórczu, uniemożliwia swobodne władanie mimiką. W całym tym zamroczeniu zdaje sobie sprawę, że to nie jej zaklęcie zapłonęło z różdżki, to lumos postaci, kobiety znajdującej się tuż na przeciw. Wydaje jej się, że są równie przerażone; Lestrange niestety nie zdaje sobie sprawy z tego jak upiornie musi wyglądać. Choć definitywnie czuje jakby niedługo miała dołączyć do grona nieumarłych.
- Czy istniejesz naprawdę?
Nie zna jej, nie ufa jeszcze temu co widzi. Mruży oczy, próbuje wsiąknąć w rozgromione z ciemności pomieszczenie i jego elementy. Spostrzega cztery ściany, łóżko, a pod sobą czuje chropowate deski raniące stopy. Pokój, to tylko zwykły pokój, stwierdza. Nie, nie może być, to dziwne. Nie posiada okien.
– Szafę?
Dłuższą chwilę zajmuje Alix zrozumienie słów kobiety; Lestrange być może i jest w stanie ujrzeć wszystko dookoła, ale umysł jeszcze nie nadąża za nowymi zjawiskami. Nie potrafi się skupić, nie kiedy ból ogałaca ją z ostatnich kilku neuronów wirujących pod kopułą. Nie kiedy nie potrafiła rzucić dotąd ani jednego, poprawnego zaklęcia.
Unosi głowę i spogląda na fruwające w powietrzu ziarenka kurzu; wydają się być tak realne, zupełnie tak jak namacalna wydaje się być kobieta, której głos zdołał już rozbrzmieć kilka razy. Dopiero teraz zauważa obecność szafy o której wspomniała nieznajoma - zbliża się do mebla krokiem chwiejnym i niepewnym. Zanim decyduje się na otwarcie, delikatnie dotyka dłonią rany. Być może aby upewnić się o jej istnieniu. Być może aby zatamować cięcie przed jego pogorszeniem; zdążyła już zauważyć, że poruszanie ustami powoduje dużo większy ból.
- Alix. Możesz mi jakoś pomóc? Boję się, że tracę za dużo krwi.
|sprawdzam szafę
- Czy istniejesz naprawdę?
Nie zna jej, nie ufa jeszcze temu co widzi. Mruży oczy, próbuje wsiąknąć w rozgromione z ciemności pomieszczenie i jego elementy. Spostrzega cztery ściany, łóżko, a pod sobą czuje chropowate deski raniące stopy. Pokój, to tylko zwykły pokój, stwierdza. Nie, nie może być, to dziwne. Nie posiada okien.
– Szafę?
Dłuższą chwilę zajmuje Alix zrozumienie słów kobiety; Lestrange być może i jest w stanie ujrzeć wszystko dookoła, ale umysł jeszcze nie nadąża za nowymi zjawiskami. Nie potrafi się skupić, nie kiedy ból ogałaca ją z ostatnich kilku neuronów wirujących pod kopułą. Nie kiedy nie potrafiła rzucić dotąd ani jednego, poprawnego zaklęcia.
Unosi głowę i spogląda na fruwające w powietrzu ziarenka kurzu; wydają się być tak realne, zupełnie tak jak namacalna wydaje się być kobieta, której głos zdołał już rozbrzmieć kilka razy. Dopiero teraz zauważa obecność szafy o której wspomniała nieznajoma - zbliża się do mebla krokiem chwiejnym i niepewnym. Zanim decyduje się na otwarcie, delikatnie dotyka dłonią rany. Być może aby upewnić się o jej istnieniu. Być może aby zatamować cięcie przed jego pogorszeniem; zdążyła już zauważyć, że poruszanie ustami powoduje dużo większy ból.
- Alix. Możesz mi jakoś pomóc? Boję się, że tracę za dużo krwi.
|sprawdzam szafę
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Sylwetka Justine nie zwiększyła swych gabarytów, rysy twarzy także; widocznie przerażenie dalej utrudniało zapanowanie nad genetycznymi możliwościami ciała. Zdołała jednak porozumieć się z kobietą i choć nie ufała jej w pełni, postanowiła odwrócić się do niej plecami, by rozpocząć poszukiwania.
Szuflady komody otworzyły się z cichym chrzęstem zawiasów - albo ktoś niezwykle dawno nie korzystał z tego mebla, albo był on wiekowy i niezadbany. Pierwsza szuflada skrywała kobiecą bieliznę, niepoukładaną, niechlujnie zwiniętą w warstwy koronkowych materiałów. Pod nimi nie znajdowały się żadne ukryte przedmioty. Druga szuflada zawierała plątaninę grubych rajstop, podziurawionych pończoch i innych kobiecych drobiazgów bieliźniarskich - widocznie tanich, czasem wręcz podniszczonych. Wśród nich, w jednej wełnianej skarpetce, Tonks znalazła zardzewiały kluczyk, parę zasuszonych, pospolitych ziół oraz sakiewkę wypełnioną okrągłymi kulkami do gry. Mamusiu, chcę takie! usłyszała nagle dziwny szept, wypowiedziany głosem Freddiego, ale gdy się odwróciła, nie zauważyła wokół siebie nikogo więcej.
Alix ruszyła do szafy. Nogi trzęsły się jej poważnie, twarz pulsowała bólem, zaczynała czuć osłabienie. Udało się jej jednak otworzyć drzwi - te również skrzypnęły nieprzyjemnie, obnażając przez Lestrange swą zawartość. Od razu w nozdrza uderzył ją nieświeży zapach a spomiędzy ubrań wyleciało kilka moli. Ostry aromat lawendy mieszał się ze starością: na wyciosanych z drewna wieszakach znajdowały się kobiece ubrania. Niezwykle wiekowe, poszarpane. Większość z nich była brudna, zabarwiona podejrzanymi plamami, część z nich miała obszarpane mankiety i rękawy. Arystokratka taka jak Alix w życiu nie widziała tak ohydnych materiałów. Wyłącznie jedna szata przyciągała wzrok względną świeżością: było to wyglądające na ciepło futerko z jakiegoś brązowego zwierzęcia; posiadało głębokie kieszenie i wystający kołnierz a także obszerny kaptur. Wydawało się wytaliowane, posiadało w pasie skórzany pasek.
Poza ubraniami w szafie nie znajdowało się nic - nie było też żadnych butów.
| W związku z forumowym zlotem, czas na odpis upłynie 26.11 o godzinie 17:00. W tej kolejce możecie wykonać dwie akcje. Jeśli będziecie potrzebować interwencji MG po którejś z nich (jednostkowo), proszę o wiadomość na PW do Deirdre.
Przeszukanie jednego mebla/miejsca/kąta to jedna akcja.
Szuflady komody otworzyły się z cichym chrzęstem zawiasów - albo ktoś niezwykle dawno nie korzystał z tego mebla, albo był on wiekowy i niezadbany. Pierwsza szuflada skrywała kobiecą bieliznę, niepoukładaną, niechlujnie zwiniętą w warstwy koronkowych materiałów. Pod nimi nie znajdowały się żadne ukryte przedmioty. Druga szuflada zawierała plątaninę grubych rajstop, podziurawionych pończoch i innych kobiecych drobiazgów bieliźniarskich - widocznie tanich, czasem wręcz podniszczonych. Wśród nich, w jednej wełnianej skarpetce, Tonks znalazła zardzewiały kluczyk, parę zasuszonych, pospolitych ziół oraz sakiewkę wypełnioną okrągłymi kulkami do gry. Mamusiu, chcę takie! usłyszała nagle dziwny szept, wypowiedziany głosem Freddiego, ale gdy się odwróciła, nie zauważyła wokół siebie nikogo więcej.
Alix ruszyła do szafy. Nogi trzęsły się jej poważnie, twarz pulsowała bólem, zaczynała czuć osłabienie. Udało się jej jednak otworzyć drzwi - te również skrzypnęły nieprzyjemnie, obnażając przez Lestrange swą zawartość. Od razu w nozdrza uderzył ją nieświeży zapach a spomiędzy ubrań wyleciało kilka moli. Ostry aromat lawendy mieszał się ze starością: na wyciosanych z drewna wieszakach znajdowały się kobiece ubrania. Niezwykle wiekowe, poszarpane. Większość z nich była brudna, zabarwiona podejrzanymi plamami, część z nich miała obszarpane mankiety i rękawy. Arystokratka taka jak Alix w życiu nie widziała tak ohydnych materiałów. Wyłącznie jedna szata przyciągała wzrok względną świeżością: było to wyglądające na ciepło futerko z jakiegoś brązowego zwierzęcia; posiadało głębokie kieszenie i wystający kołnierz a także obszerny kaptur. Wydawało się wytaliowane, posiadało w pasie skórzany pasek.
Poza ubraniami w szafie nie znajdowało się nic - nie było też żadnych butów.
| W związku z forumowym zlotem, czas na odpis upłynie 26.11 o godzinie 17:00. W tej kolejce możecie wykonać dwie akcje. Jeśli będziecie potrzebować interwencji MG po którejś z nich (jednostkowo), proszę o wiadomość na PW do Deirdre.
Przeszukanie jednego mebla/miejsca/kąta to jedna akcja.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 240/240
Alix 198/202 (5 - cięte, osłabienie utratą krwi)
Czas zdawał się jednocześnie stać w miejscu i biec nieubłaganie do przodu, a każda chwila wyznaczała była przez uderzenia jej rozszalałego z bólu i niepewności serca. W każdej zmarnowanej chwili, jej syn mógł umierać, albo walczyć o życie. Starała się nie sięgać myślami w kierunku Skamandera, nie potrafiąc odnaleźć powodu. Jej dłonie trzęsły się okrutnie, na co zwróciła uwagę dopiero,
- Tak, choć nie wiem, czy to powód do radości. - odpowiedziała ponuro na pytanie zadane przez kobietę. Nie zerknęła w jej stronę przeglądając zawartość pierwszej z szuflad. Trzęsącymi się dłońmi przewracała kobiecą bieliznę. Nie znalazła nic. - Tak, szafę. - potwierdziła głową wskazując na mebel. Zamknęła pierwszą szufladę skupiając się na drugiej. Plątanina rajstop ukazała się jej spojrzeniu, mimo tego nie zrezygnowała zanurzając między nie dłonie, uniosła niepewnie kluczyk i wcisnęła go w kieszeń spodni. Sięgnęła dalej, odnajdując woreczek z kulkami. Już miała wrzucić je z powrotem do szafy, gdy w jej głowie rozbrzmiał głos Freddiego. Odwróciła głowę w tamtą stronę tak szybko, jak tylko mogła. Ale nie dostrzegła tam smarka. Czy zaczynała szaleć całkowicie? Może, mimo zdjęcia klątwy, problem leżał głębiej - w niej samej. Postanowiła więc wziąć je ze sobą, zgodnie z jego życzeniem. Wsadziła je do kieszeni płaszcza, który trzymała w dłoni. Odwróciła się w kierunku szafy zauważając kobietę stojącą przed nią.
- Tina. - przedstawiła się, nie do końca swoim imieniem, a ledwie jego końcówką. Musiała być ostrożna, zaufanie było luksusem, który mógł kosztować zbyt wiele. Ruszyła do niej czując drewno pod bosymi stopami. - Pokaż. - zarządziła, czekając spokojnie aż ta odwróci się w jej kierunku. Zmarszczyła lekko nos zadzierając wzrok ku górze i obserwując zakrwawioną twarz. A potem uniosła różdżkę, przytknęła ją do policzka kobiety. -Curatio Vulnera Horribilis - szepnęła skupiając się na zaklęciu. Odsunęła się o krok i zerknęła w kierunku drzwi. Wyglądało na to, ze znajdowały się w tym pokoju czy też domu same. Ale czy i dalej tak miało być? - Musimy spróbować stąd wyjść i zorientować się gdzie właściwie jesteśmy. - Co potrafisz? - zapytała wracając spojrzeniem do kobiety. Ponaglając ją wzrokiem. Musiała się śpieszyć, nadal nie wiedziała gdzie znajduje się Freddie. A to on teraz liczył się najmocniej.
- Tak, choć nie wiem, czy to powód do radości. - odpowiedziała ponuro na pytanie zadane przez kobietę. Nie zerknęła w jej stronę przeglądając zawartość pierwszej z szuflad. Trzęsącymi się dłońmi przewracała kobiecą bieliznę. Nie znalazła nic. - Tak, szafę. - potwierdziła głową wskazując na mebel. Zamknęła pierwszą szufladę skupiając się na drugiej. Plątanina rajstop ukazała się jej spojrzeniu, mimo tego nie zrezygnowała zanurzając między nie dłonie, uniosła niepewnie kluczyk i wcisnęła go w kieszeń spodni. Sięgnęła dalej, odnajdując woreczek z kulkami. Już miała wrzucić je z powrotem do szafy, gdy w jej głowie rozbrzmiał głos Freddiego. Odwróciła głowę w tamtą stronę tak szybko, jak tylko mogła. Ale nie dostrzegła tam smarka. Czy zaczynała szaleć całkowicie? Może, mimo zdjęcia klątwy, problem leżał głębiej - w niej samej. Postanowiła więc wziąć je ze sobą, zgodnie z jego życzeniem. Wsadziła je do kieszeni płaszcza, który trzymała w dłoni. Odwróciła się w kierunku szafy zauważając kobietę stojącą przed nią.
- Tina. - przedstawiła się, nie do końca swoim imieniem, a ledwie jego końcówką. Musiała być ostrożna, zaufanie było luksusem, który mógł kosztować zbyt wiele. Ruszyła do niej czując drewno pod bosymi stopami. - Pokaż. - zarządziła, czekając spokojnie aż ta odwróci się w jej kierunku. Zmarszczyła lekko nos zadzierając wzrok ku górze i obserwując zakrwawioną twarz. A potem uniosła różdżkę, przytknęła ją do policzka kobiety. -Curatio Vulnera Horribilis - szepnęła skupiając się na zaklęciu. Odsunęła się o krok i zerknęła w kierunku drzwi. Wyglądało na to, ze znajdowały się w tym pokoju czy też domu same. Ale czy i dalej tak miało być? - Musimy spróbować stąd wyjść i zorientować się gdzie właściwie jesteśmy. - Co potrafisz? - zapytała wracając spojrzeniem do kobiety. Ponaglając ją wzrokiem. Musiała się śpieszyć, nadal nie wiedziała gdzie znajduje się Freddie. A to on teraz liczył się najmocniej.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kobieta jest, porusza się, wydaje się istnieć w tej samej przestrzeni, oddychać tym samym powietrzem. Nie okazują sobie nawzajem zbyt dużo uwagi, ale Alix zauważa, iż nieznajoma wie, widzi tyle samo, co i ona.
Myśli o niej otwierając starą szafę. Kim jest? Dlaczego obie tu się znajdują? Co je obie łączy?
Nie uspokaja się, ale autentyczne, znajome głosy rozsądku oraz logiki, zdają się nareszcie przełamywać defensywę szoku i traumy. Nie pokonują nieustępującego bólu, nie zwalczają drżenia ciała - ale są.
Po uchyleniu drzwiczek, naftalina, stara lawenda, tudzież inny aromatyczny potworek uderzają pogromem w jej nozdrza. Widok niestety nie jest w stanie tchnąć w płuca choćby krztyny afirmacji. Nawet nie śni o tykaniu brudnych, stęchłych szmat, a co dopiero o tamowaniu nimi nieodkażonej rany; czuje że ją mdli, lecz jest przekonana, iż to najpewniej wina traconej krwi.
Czy zauważono że zniknęła? Czy w Thorness Manor już każdy wie i zaraz wyślą kogoś na ratunek? Czy ją znajdą? Gdzie się znajduje? A może jednak tkwi w koszmarze, śpiączce, klątwie własnego umysłu?
Dotyka niepewnie brązowego futra. Wydaje się być boskim lekarstwem na dreszcze i chłód spowijający jej delikatną skórę. Nie jest również przesączone krwią tak jak reszta jej szat, więc przywdziewa je na siebie, dokładnie tak jak zasugerowała wcześniej kobieta. Dłonie zakopuje w głębokich kieszeniach, nieco obrzydzona, przeszukuje wnętrze w poszukiwaniu... czegokolwiek. Wszystko może stać się użyteczne, zwłaszcza dla kogoś, kto nie potrafił dotąd rzucić ani jednego zaklęcia. A co znalazła ona?
Podchodzi do kobiety i przygląda jej się wzrokiem zamglonym, niezbyt skupionym na pojedynczych fragmentach twarzy.
- Dziękuję - wybąkuje cicho pod nosem, tak aby nie wprawiać warg, a tym samym, sąsiednich mięśni twarzy w zbędne drgania.
Podąża za jej spojrzeniem, lecz nie może wyzbyć się dziwnego, nieopisanego przeczucia na myśl o wyjściu przez te drzwi. Nie integruje się jeszcze z nowo podjętych tokiem myślenia, kobieta bowiem ciska w nią pytaniem, na które Alix, nie potrafi odpowiedzieć. Nie tak jakby chciała. Co potrafi? Zagrać na fortepianie? Ożywić przygasającą dyskusję na salonach?
-Nic co nam się teraz przyda. Poczekaj jeszcze.
Dostrzega pośpiech, ale go nie podziela - nie jest również w stanie werbalizować swych wszystkich myśli, nie kiedy samo otwieranie ust, tak potwornie boli. Wskazuje głową na skrzynię osadzoną w kącie pokoju i to do niej boso drepcze z zamiarem przeszukania.
|otwieram skrzynię
Myśli o niej otwierając starą szafę. Kim jest? Dlaczego obie tu się znajdują? Co je obie łączy?
Nie uspokaja się, ale autentyczne, znajome głosy rozsądku oraz logiki, zdają się nareszcie przełamywać defensywę szoku i traumy. Nie pokonują nieustępującego bólu, nie zwalczają drżenia ciała - ale są.
Po uchyleniu drzwiczek, naftalina, stara lawenda, tudzież inny aromatyczny potworek uderzają pogromem w jej nozdrza. Widok niestety nie jest w stanie tchnąć w płuca choćby krztyny afirmacji. Nawet nie śni o tykaniu brudnych, stęchłych szmat, a co dopiero o tamowaniu nimi nieodkażonej rany; czuje że ją mdli, lecz jest przekonana, iż to najpewniej wina traconej krwi.
Czy zauważono że zniknęła? Czy w Thorness Manor już każdy wie i zaraz wyślą kogoś na ratunek? Czy ją znajdą? Gdzie się znajduje? A może jednak tkwi w koszmarze, śpiączce, klątwie własnego umysłu?
Dotyka niepewnie brązowego futra. Wydaje się być boskim lekarstwem na dreszcze i chłód spowijający jej delikatną skórę. Nie jest również przesączone krwią tak jak reszta jej szat, więc przywdziewa je na siebie, dokładnie tak jak zasugerowała wcześniej kobieta. Dłonie zakopuje w głębokich kieszeniach, nieco obrzydzona, przeszukuje wnętrze w poszukiwaniu... czegokolwiek. Wszystko może stać się użyteczne, zwłaszcza dla kogoś, kto nie potrafił dotąd rzucić ani jednego zaklęcia. A co znalazła ona?
Podchodzi do kobiety i przygląda jej się wzrokiem zamglonym, niezbyt skupionym na pojedynczych fragmentach twarzy.
- Dziękuję - wybąkuje cicho pod nosem, tak aby nie wprawiać warg, a tym samym, sąsiednich mięśni twarzy w zbędne drgania.
Podąża za jej spojrzeniem, lecz nie może wyzbyć się dziwnego, nieopisanego przeczucia na myśl o wyjściu przez te drzwi. Nie integruje się jeszcze z nowo podjętych tokiem myślenia, kobieta bowiem ciska w nią pytaniem, na które Alix, nie potrafi odpowiedzieć. Nie tak jakby chciała. Co potrafi? Zagrać na fortepianie? Ożywić przygasającą dyskusję na salonach?
-Nic co nam się teraz przyda. Poczekaj jeszcze.
Dostrzega pośpiech, ale go nie podziela - nie jest również w stanie werbalizować swych wszystkich myśli, nie kiedy samo otwieranie ust, tak potwornie boli. Wskazuje głową na skrzynię osadzoną w kącie pokoju i to do niej boso drepcze z zamiarem przeszukania.
|otwieram skrzynię
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Justine zabrała ze sobą zarówno kluczyk, jak i szklane kulki. Gdy schowała je do kieszeni płaszcza poczuła, że emanuje od nich nieprzyjemny chłód, jakby ktoś zmroził je potężnym Caeruleusio lub w jakiś inny, magiczny sposób wpłynął na istotę tych przedmiotów. W dalszym ciągu nie widziała Freddiego, czuła jednak dziwnie szarpnięcia w dole brzucha, w splocie słonecznym. Doświadczała już tego kilka razy, w chwilach, gdy traciła najbliższych. Gdy obawiała się o Leanne. Gdy obserwowała odchodzącą matkę. Gdy przechodziła Próbę Gwardzisty. Każde z tych bolesnych wspomnień powracało, utrudniając koncentrację.
Być może w wyniku tego w momencie, w którym zdecydowała się na uleczenie rozcięcia na twarzy Alix, coś poszło nie tak. Bardzo nie tak. Drewno rozgrzało się nieprzyjemnie, a zamiast uzdrawiającego uroku, z jego końca wymknęła się kaskada ostrego szkła. Odłamki ze świstem przecięły powietrze, uderzając w twarz szlachcianki; część z nich trafiła także i samą Tonks. Rana na twarzy Lestrange powiększyła się, krew pociekła intensywniej, skapując na pełne wargi półwili. Inne, drobne okruchy powbijały się w śliczną buzię; drugie głębsze rozcięcie zraniło prawą skroń. U Tonks najbardziej ucierpiały ręce, głęboki sznyt rozciął skórę nadgarstka a wierzch dłoni pokrył się drobnymi nacięciami. Sproszkowane szkło osypało się na podłogę, dalej stanowiąc zagrożenie dla bosych stóp.
Futro, ubrane przed chwilą przez Alix, osłoniło resztę ciała przed kaskadą szkła. Zrobiło się jej cieplej, futro było naprawdę niezłej jakości - a jego kieszenie zawierały wiele skarbów. Okruchów po czekoladowych żabach, nadgryzionych herbatników, pomiętych pergaminów. Gdy Lestrange przyjrzała się karteczkom, mogła ujrzeć na nich dziecięce bazgroły. W drugiej kieszeni znajdowała się nieudolnie wyhaftowana chustka do nosa, brudna od podejrznaje mazi, podpisana czerwoną nitką - Lydia.
W skrzyni, którą z trudem otworzyła, znajdowały się stare szpargały, jednak tym, co przyciągało wzrok najbardziej, były dziecięce zabawki. Wyglądały na mugolskie lub bardzo długo nieużywane i przez to pozbawione poruszającej je magii. Obdrapane koniki, zakurzone lalki, zdekompletowane warcaby, dużo klocków. Najmniej zatęchłe wydały się różnokolorowe cymbałki oraz pluszowy miś z jednym wyłupanym okiem.
Pomieszczenie dalej było względnie ciche, nie dochodziły do was żadne ludzkie odgłosy - oprócz skrzypienia drewnianych desek podłogi.
| Mistrz Gry serdecznie przeprasza za opóźnienie, w związku z czym otrzymujecie bonus w postaci możliwości wykonania w tej kolejce dwóch akcji. Na odpis macie czas do 30.11 do 17:00.
Przeszukanie jednego mebla/miejsca/kąta to jedna akcja.
Być może w wyniku tego w momencie, w którym zdecydowała się na uleczenie rozcięcia na twarzy Alix, coś poszło nie tak. Bardzo nie tak. Drewno rozgrzało się nieprzyjemnie, a zamiast uzdrawiającego uroku, z jego końca wymknęła się kaskada ostrego szkła. Odłamki ze świstem przecięły powietrze, uderzając w twarz szlachcianki; część z nich trafiła także i samą Tonks. Rana na twarzy Lestrange powiększyła się, krew pociekła intensywniej, skapując na pełne wargi półwili. Inne, drobne okruchy powbijały się w śliczną buzię; drugie głębsze rozcięcie zraniło prawą skroń. U Tonks najbardziej ucierpiały ręce, głęboki sznyt rozciął skórę nadgarstka a wierzch dłoni pokrył się drobnymi nacięciami. Sproszkowane szkło osypało się na podłogę, dalej stanowiąc zagrożenie dla bosych stóp.
Futro, ubrane przed chwilą przez Alix, osłoniło resztę ciała przed kaskadą szkła. Zrobiło się jej cieplej, futro było naprawdę niezłej jakości - a jego kieszenie zawierały wiele skarbów. Okruchów po czekoladowych żabach, nadgryzionych herbatników, pomiętych pergaminów. Gdy Lestrange przyjrzała się karteczkom, mogła ujrzeć na nich dziecięce bazgroły. W drugiej kieszeni znajdowała się nieudolnie wyhaftowana chustka do nosa, brudna od podejrznaje mazi, podpisana czerwoną nitką - Lydia.
W skrzyni, którą z trudem otworzyła, znajdowały się stare szpargały, jednak tym, co przyciągało wzrok najbardziej, były dziecięce zabawki. Wyglądały na mugolskie lub bardzo długo nieużywane i przez to pozbawione poruszającej je magii. Obdrapane koniki, zakurzone lalki, zdekompletowane warcaby, dużo klocków. Najmniej zatęchłe wydały się różnokolorowe cymbałki oraz pluszowy miś z jednym wyłupanym okiem.
Pomieszczenie dalej było względnie ciche, nie dochodziły do was żadne ludzkie odgłosy - oprócz skrzypienia drewnianych desek podłogi.
| Mistrz Gry serdecznie przeprasza za opóźnienie, w związku z czym otrzymujecie bonus w postaci możliwości wykonania w tej kolejce dwóch akcji. Na odpis macie czas do 30.11 do 17:00.
Przeszukanie jednego mebla/miejsca/kąta to jedna akcja.
- Informacje:
Żywotność:
Justine 230/240 (10 - cięte)
Alix 183/202 (20 - cięte, osłabienie utratą krwi)
Gdy zauważyła jak kobieta zakłada na ramiona płaszcz, który znalazła w szafie, nie czekała więc dłużej, narzucając swój, lekko mokry, na ramiona. To cichy głosik namówił ją do wzięcia szklanych kulek. Miała wrażenie, że emanuje od nich chłód, nieprzyjemny, mroźny, kojarzący się z lodowym zaklęciem. Rozejrzała się raz jeszcze ukradkiem po pokoju poszukując syna. Czy rzeczywiście był tutaj, czy umysł okrutnie z niej drwił? Może znalazła się w innej przestrzeni innym świecie. Ale… nawet jeśli tutaj było jej dane spotkać swoje dzieci, jedno z nich już nie żyło. Serce mocno ścisnęło się w jej piersi. Musiała się pośpieszyć.
Coś okrutnie szarpnęło ją w dole brzucha, gdy o nim pomyślała. Czuła to już wcześniej. Przymknęła powieki, poszukując odpowiedzi i prawie zachłysnęła się oddechem, gdy uświadomiła sobie skąd je kojarzyła. Wspomnienia napływały gromadnie, zasłaniając wzrok, przyśpieszając bieg serca. Próbowała się skupić, ale cięzki oddech znacząco jej to utrudniał. Już w momencie, gdy wymawiała zaklęcie a drewno rozgrzewało się pod jej palcami czuła, że coś jest nie tak. Rozszerzyła oczy w zdumieniu, obserwując dzieło jej własnej różdżki. Zdążyła jedynie unieść rękę, by osłonić twarz. Zacisnęła wargi, widocznie zła. Nic nie szło po jej myśli. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że nic więcej tutaj nie znajdą, wiedziała, że nie powinna działać pochopnie, sprawdzić dokładniej to miejsce, ale myśl, że jej syn mógł właśnie umierać gdzieś mroziła jej serce i pchała do wyjścia. Obserwowała ruchy kobiety, by zaraz do niej podejść.
- Curatio Vulnera Horribilis - mruknęła, gdy bezpardonowo raz jeszcze dotknęła białym drewnem jej policzka. Końcówka różdżki znaczyła się jej krwią. Tym razem powinno jej się udać. Miała przynajmniej taką nadzieję.
Coś okrutnie szarpnęło ją w dole brzucha, gdy o nim pomyślała. Czuła to już wcześniej. Przymknęła powieki, poszukując odpowiedzi i prawie zachłysnęła się oddechem, gdy uświadomiła sobie skąd je kojarzyła. Wspomnienia napływały gromadnie, zasłaniając wzrok, przyśpieszając bieg serca. Próbowała się skupić, ale cięzki oddech znacząco jej to utrudniał. Już w momencie, gdy wymawiała zaklęcie a drewno rozgrzewało się pod jej palcami czuła, że coś jest nie tak. Rozszerzyła oczy w zdumieniu, obserwując dzieło jej własnej różdżki. Zdążyła jedynie unieść rękę, by osłonić twarz. Zacisnęła wargi, widocznie zła. Nic nie szło po jej myśli. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że nic więcej tutaj nie znajdą, wiedziała, że nie powinna działać pochopnie, sprawdzić dokładniej to miejsce, ale myśl, że jej syn mógł właśnie umierać gdzieś mroziła jej serce i pchała do wyjścia. Obserwowała ruchy kobiety, by zaraz do niej podejść.
- Curatio Vulnera Horribilis - mruknęła, gdy bezpardonowo raz jeszcze dotknęła białym drewnem jej policzka. Końcówka różdżki znaczyła się jej krwią. Tym razem powinno jej się udać. Miała przynajmniej taką nadzieję.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zerknęła do skrzyni, krzywiąc się lekko. Wszystko w tym pokoju, nawet cholerna skrzynia przypominało jej o synu, kierowało jej myśli w stronę dziecka, które nigdy się nie narodziło, a jednak zdawało się realne, jak i kobieta obok niej.
Odwróciła się od skrzyni, odwróciła się od swojej towarzyszki szybkim spojrzeniem obrzucajac pokój raz jeszcze. Jej wzrok zatrzymał się na drzwiach. Musiały stąd wyjść. Boso, bo nigdzie nie dostrzegły butów, ale to nic, była w stanie znieść kilka ran na stopach, zniosła już więcej w swoim życiu.
- Nie wierzę, że nic nie potrafisz. Co wolisz rzucać, w których czarach czujesz się lepiej? Każdy coś potrafi. - zawyrokowała w końcu, niezmiennie poruszając się w kierunku drzwi. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że że na jej dłoniach znajduje się szkło, to szczypanie zwróciło jej uwagę. Jednak nie postanowiła uleczyć siebie. Wyjście stąd było ważniejsze, ale wrzucenie się w pułapkę, albo natknięcie na kogoś nie będąc na to gotowym nie było rozsądne. Tym razem, tym razem musiało być inne niż Złota Wieża. Nie godziła się na to, by stracić kogoś jeszcze. - Wychodzimy stąd. - powiedziała kobiecie, nie zerkając w jej stronę. Jej głos brzmiał tak, jakby miał nie znieść sprzeciwu. Nie odwróciła się w jej stronę nadal, powoli i ostrożnie zmierzajac w kierunku drzwi. Starając stąpać tak, by nic nie wbijało się w jej stopy. - Jeśli rzeczywiście jest tak, jak twierdzisz, nie wychodź zza moich pleców. I nie oddalaj się za bardzo. Jeśli pozostaniesz dostatecznie blisko, a anomalie nie pokrzyżują mi drogi, będę w stanie obronić nas obie. - zakończyła, jednocześnie kończąc też rozgrywając się w jej głowie rozmyślania. - Carpiene. - powiedziała unosząc różdżkę, by wywinąć lekko nadgarstkiem. Świadomość tego, czy ktoś znajduje się za drzwiami, bądź też, czy znajduje się tam coś, na co należy uważać, mogła uratować im życie. A on nie zamierzała dzisiaj tracić żadnego, przy czym dodatkowo, jedno musiała jeszcze znaleźć.
Gdzie jesteś, Freddie?
Odwróciła się od skrzyni, odwróciła się od swojej towarzyszki szybkim spojrzeniem obrzucajac pokój raz jeszcze. Jej wzrok zatrzymał się na drzwiach. Musiały stąd wyjść. Boso, bo nigdzie nie dostrzegły butów, ale to nic, była w stanie znieść kilka ran na stopach, zniosła już więcej w swoim życiu.
- Nie wierzę, że nic nie potrafisz. Co wolisz rzucać, w których czarach czujesz się lepiej? Każdy coś potrafi. - zawyrokowała w końcu, niezmiennie poruszając się w kierunku drzwi. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że że na jej dłoniach znajduje się szkło, to szczypanie zwróciło jej uwagę. Jednak nie postanowiła uleczyć siebie. Wyjście stąd było ważniejsze, ale wrzucenie się w pułapkę, albo natknięcie na kogoś nie będąc na to gotowym nie było rozsądne. Tym razem, tym razem musiało być inne niż Złota Wieża. Nie godziła się na to, by stracić kogoś jeszcze. - Wychodzimy stąd. - powiedziała kobiecie, nie zerkając w jej stronę. Jej głos brzmiał tak, jakby miał nie znieść sprzeciwu. Nie odwróciła się w jej stronę nadal, powoli i ostrożnie zmierzajac w kierunku drzwi. Starając stąpać tak, by nic nie wbijało się w jej stopy. - Jeśli rzeczywiście jest tak, jak twierdzisz, nie wychodź zza moich pleców. I nie oddalaj się za bardzo. Jeśli pozostaniesz dostatecznie blisko, a anomalie nie pokrzyżują mi drogi, będę w stanie obronić nas obie. - zakończyła, jednocześnie kończąc też rozgrywając się w jej głowie rozmyślania. - Carpiene. - powiedziała unosząc różdżkę, by wywinąć lekko nadgarstkiem. Świadomość tego, czy ktoś znajduje się za drzwiami, bądź też, czy znajduje się tam coś, na co należy uważać, mogła uratować im życie. A on nie zamierzała dzisiaj tracić żadnego, przy czym dodatkowo, jedno musiała jeszcze znaleźć.
Gdzie jesteś, Freddie?
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 68
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Płonąca część lasu
Szybka odpowiedź