Wydarzenia


Ekipa forum
Czarodziejski wąwóz
AutorWiadomość
Czarodziejski wąwóz [odnośnik]12.11.18 10:27
First topic message reminder :

Czarodziejski wąwóz

W pewnym zakątku zamglonego lasu znajduje się wąska ścieżka - odnajdzie ją tylko ktoś niezwykle spostrzegawczy. Ścieżynka zdaje się wydeptana setką bosych nóżek, prowadzi też w dół, w gęste krzewiny, za którymi rozciąga się widok na zadrzewiony wąwóz. Jego ściany są niezwykle strome, do wąwozu można zejść wyłącznie tą jedną drogą, a i ona nie należy do łatwych.
Dno wąwozu wysypane jest kamieniami, większymi i mniejszymi: pulsują one dziwną energią, są przez cały rok ciepłe, nie zalega tu więc śnieg, a strome nawisy wąwozu nie pozwalają dotrzeć tutaj zawiejom. Dzięki magicznej specyfice tego miejsca przez cały rok w wąwozie panuje wiosna: rosną tutaj zielone kwiaty, płożą się świeże pędy, a spomiędzy kamieni wyrastają ciepłolubne rośliny. Choć panuje tu duchota, to miejsce jest wyjątkowe i, jak powiadają, przeklęte. Gdzieniegdzie na kamykach lśni zaschnięta krew a na ścianach wąwozu tkwią drewniane drzazgi. Ta anomalia przyrodnicza przyciąga wielu badaczy oraz miłośników flory - bowiem zwierzęta omijają to miejsce z daleka, nie sposób ujrzeć tu nawet gryzonia czy ptaka.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czarodziejski wąwóz - Page 21 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]07.04.23 23:30
Póki była tutaj sama, łatwiej było zignorować dziwność tego miejsca i wszystkie bodźce, które docierały do niej z każdej strony. Skupiona na poszukiwaniu konkretnych roślin, nie zastanawiała się, czy gdzieś w pobliżu nie czai się coś niebezpiecznego. Wszystko zmieniło się jednak w chwili, kiedy stanęła naprzeciwko dziewczyny. Miała wrażenie, że powietrze zgęstniało jakoś nieprzyjemnie, nadal tak samo duszne, ale przy tym cięższe. Instynkt samozachowawczy czasami pomagał, podpowiadał, kiedy bać nogi za pas i nie oglądać się przez ramię. Teraz, może przez temperaturę panującą w wąwozie coś jakby przygłuchł, otępił się dość, by nie zadziałać. Słowa popłynęły same, podyktowane grzecznością i próbą wybadania z kim w sumie mogła mieć do czynienia. Nie miała wielkich szans, jeżeli młoda kobieta okaże się zagrożeniem. Potrafiła leczyć, ale mając wystarczająco dużego pecha, raczej nie zdąży sama siebie połatać. Przeciągające się ze strony nieznajomej milczenie, zaczynało potęgować niepokój. Zwykle ludzie odpowiadali na cokolwiek ze słów, które zdążyła wypowiedzieć. Nawet jeśli nie z chęci otwarcia się i poznania kogoś nowego to z odruchu, by rzucić coś na odczepnego.
Naznaczony akcentem głos w końcu rozbrzmiał w powietrzu. Nie miała pojęcia, skąd mogła pochodzić kobieta, ale na pewno nie była angielką.
- Skąd pochodzisz? – spytała, gdy ciekawość wygrała z rozsądkiem. Raczej nie powinna być wścibska wobec kogoś, kogo spotyka w takim miejscu. Ta wiedza nie była jej niezbędna, ale zaintrygowanie robiło swoje.- Powiesz mi na co polowałaś? – spytała jeszcze, bo to mogło być dla niej istotne. Kusza, która tkwiła na plecach nieznajomej i wystawała lekko ponad ramię, była mimo wszystko trudna do przeoczenia. Będąc jeszcze dzieckiem, widziała bełt wbity w ciało i brzydką ranę, którą pozostawił przy wyciąganiu. Nie chciała, aby to przykre wspomnienie stało się jej rzeczywistością.
Pokiwała głową, zdecydowanie zgadzając się z nią. Nie znała się może na zwierzętach jakoś wyjątkowo, a ledwie tyle, co zasłyszała, ale to miejsce nie wydawało się im przyjazne. Tylko rośliny pokroju tych paru, które zbierała, mogły znaleźć dla siebie idealne warunki w tak nieidealnym otoczeniu.
- Ciężko byłoby im tu przetrwać.- stwierdziła jedynie, nie wspominając, że w powietrzu wisiało coś, co pewnie dodatkowo odstraszało wszystko, co zaliczało się do fauny.
Podążyła wzrokiem za dziewczyną, kiedy ta minęła ją niespodziewanie i przykucnęła kawałek dalej. Musiała coś znaleźć, ale nawet nie próbowała domyślić się, co konkretnie.- To trop? – spytała jedynie. Wiedziała, że są ludzie, którzy potrafią na ziemi dostrzec zwierzęce ślady, ale dla niej pozostawało to niezauważalne. Nie wiedziała czego szukać przy konkretnych stworzeniach, więc tym bardziej teraz, gdy nie miała pojęcia za czym szła jej niespodziewana towarzyszka.
Odwróciła gwałtownie głowę, kiedy usłyszała trzask gałęzi, która moment później pękła i spadła na ziemię. Nie to jednak było najgorsze, a gniazdo, które roztrzaskało się blisko nich. Nie miała pojęcia, co to za owady i czy są niebezpieczne, ale bzyczenie, jakie wypełniło powietrze, skutecznie sprowokowały jedyną sensowną reakcję.
- Uciekaj! – rzuciła, samej zrywając się do biegu, byle dalej.

k3
1 – grunt pod naszymi stopami okazuje się mniej stabilny, niż się wydawał i gwałtowny ruch powoduje nagłe usunięcie się piasku spod podeszwy butów. Upadek gwarantowany, gdy jedna przez przypadek ciągnie drugą na ziemię;
2 – udaje nam się uciec kawałek dalej, ale owady rozdrażnione nie odpuszczają;
3 – owady dają nam spokój, ale bzyczenie wypełnia wąwóz prawie ogłuszając



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]07.04.23 23:30
The member 'Belvina Blythe' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czarodziejski wąwóz - Page 21 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]10.04.23 18:22
Śmiałe pytanie, biorąc pod uwagę okoliczności spotkania i stopień  zażyłości między nami – a właściwie całkowity jej brak. Obserwowałam w ciszy, nie dając jej żadnych słów, żadnych świadomych spojrzeń, których znaczenie miałoby przeprowadzić ją przez milczenie. Tak przynajmniej mi się wydawało. Wtórował temu szelest lasu, ćwierkanie i charakterystyczny szum tajemnicy, od której włosy na ciele mogły stanąć dęba. Ona była ciekawa, ja zaś nie przywykłam do dzielenia się takimi szczegółami. Nie byłyśmy przyjaciółkami, mogła bratać się z wrogiem, mogła być niewinnie wyglądającą pułapką. Sama nie planowałam jej wadzić, ale wolałam nie kusić losu. To miejsce samo w sobie stanowiło wystarczającą niewiadomą i chociaż z tajemnicami drzew raczej się lubiłam, tak tym razem nie mogłam zignorować narastającego między nami niepokoju. Nie ona była jego źródłem.
– Z daleka – odparłam, pozostawiając ją celowo z głodem informacji. Jeżeli była choć trochę obyta w świecie, powinna poradzić sobie z określeniem kierunku. Moje usta nasączone akcentami wschodu nie starały się w żaden sposób zatajać tego. Co innego słowa. – Tropię zwierzynę, na razie nie ma… niczego wielkiego – odparłam wprost, nie czując potrzeby przeistaczania rzeczywistości w tym aspekcie. Ostatecznie ten mistyczny wąwóz oderwał moją uwagę od konsekwentnego podążania po śladach. Jeżeli nie wrócę do tego, całkiem na straty będę musiała spisać ten dzień. Zresztą, jak wcześniej jej przyznałam, niespecjalnie dało się w tych okolicach wywęszyć obecność zwierząt. Wątpiłam, by kryły się przede mną aż tak skutecznie. Po prostu mogło ich nie być w tych okolicach.
Nie dbając o płynność naszej rozmowy, oderwana od kobiety i jej roślin, uwagą objęłam znalezisko w leśnej ściółce. Trwałam zamyślona. Chłonęłam obraz, próbując odtworzyć w myśli bieg wydarzeń. Bieg stworzenia. – Bardzo stary, do niczego – odparłam mętnie, niezachęcająco. Wyjątkowo parszywy kawałek lasu nie dawał od siebie zupełnie nic. Przynajmniej nie temu, kto szukał czegoś więcej od kępek mchu i liści paproci. Ona mogła zbierać plon, ja musiałam się pogodzić z goryczą porażki. W przyszłości będę mogła omijać części pobliskie temu wąwozowi.
Wtem rozległ się charakterystyczny dźwięk łamanego drzewa. Obróciłam się gwałtownie, łowiąc ten niebezpieczny widok. Jej głos wybił na alarm, zawieszone na gałęzi gniazdo potłukło się w piaszczystej mgle, z której wkrótce wyfrunął żądlący, wściekły obłok.  Instynktownie obydwie pragnęłyśmy się znaleźć jak najdalej stąd. Pobiegłyśmy jednym torem, rozdmuchując pod butami ziemię.  Liczyłam, że stworzenia odpuszczą i rozproszą się, choć pszczołowate stada bywały bardzo złośliwe. Utraciły dom, wygonione z bezpiecznej przystani mogły zakłuć nas boleśnie.  – Tędy – zawołałam, skręcając niespodziewanie w gęsty kawałek lasu. Istniała szansa, że stracą zainteresowanie. Donośne bzyczenie nie przestawało nas wyklinać, wciąż znajdowały się dość blisko. Obróciłam gwałtownie głowę za siebie, by zorientować się w sytuacji. Włosy powchodziły między oczy i do ust. – Przestały -  stwierdziłam, widząc, jak owady plączą się ze sobą przy krzewie. Zatrzymałam się i oparłam dłonią o drzewo. Lekko zgięte palce ścisnęły korę.To miejsce nie dawało mi niczego dobrego.
– Zbierasz? – zapytałam, gestem wskazując na przypadkowe zielone rośliny. Pytanie jednak było bardziej ogólne. Idziesz czy może zostajesz? Poprawiłam kuszę, której pas niewygodnie ulokował się na ramieniu w czasie biegu. Chyba żadna z nas nie chciała wrócić do tamtego felernego miejsca. – Rośliny. Jakie to są? Co robią? – zapytałam, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że niespodziewane przemieszczenie się doprowadziło nas do jakiegoś zielarskiego królestwa. Było ich pełno, wszędzie, kolorowe i wabiące. Ich zapach drażnił nos. Domyślałam się, że zielarka być może będzie chciała się im lepiej przyjrzeć.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]04.07.23 21:01
Nie naciskała, gdy cisza przeciągała się trochę za mocno, jak na jej gust. Nie była może największą gadułą, ale był taki moment milczenia, który nawet dla niej był już przepełniony dyskomfortem. Może dlatego zaczęła wsłuchiwać się w odgłosy otoczenia, szelest brzmiący jak szepty natury. Dźwięki świata, który poza wąwozem zdawał się żywszy i pełniejszy, a tutaj pozbawiony dynamiki, jakby wszystko wewnątrz zamierało w nerwowym oczekiwaniu. Miała ochotę rozejrzeć się, unieść wzrok do góry na niebo, tam daleko nad nimi. Nie zrobiła tego, spoglądając nadal na nieznajomą. Czy mogła być niebezpieczna? Czy przypadkiem z wąwozu wyjdzie tylko jedna z nich? Nie miała pojęcia, ale te myśli rozbijały się po głowie, przepełniały, jakby dziwna atmosfera na około oddziaływała na nią bardziej, niż dotąd zauważała.
Milczenie zostało przerwane, a lakoniczna odpowiedź, powiedziała niewiele. Ten akcent, obcy i daleki, potwierdzał wypowiedziane słowa. Nie potrafiła jednak z całkowitą pewnością określić kierunku. Nie miała nawet pewności czy kiedykolwiek wcześniej słyszała podobny akcent, czy może to tylko chwilowe wrażenie, które nadało przeczucie, że coś poznawała. Niestety biegle używała tylko francuskiego, a to zdecydowanie nie brzmiało podobnie. Skinęła głową w końcu, przyjmując taką odpowiedź, bo cóż innego mogła zrobić. Widziała już, że nie zachęci nieznajomej do czegokolwiek więcej, żadnego sprecyzowania. Z drugiej strony to nie była wiedza, jakoś wyjątkowo niezbędna w życiu.
Kiedy trochę więcej dowiedziała się o celu, w jakim znalazła się tu dziewczyna, niekoniecznie ją to uspokoiło. Tropiła zwierzynę, tylko czym ona była? Zwierzętami samymi w sobie, czy osobą? W tych czasach każdy mógł być celem, ale w sumie stojąca przed nią młoda kobieta nie wyglądała na taką, co szarpałaby się na ludzi. Daleko było jej do szmalcowników o których słyszało się sporo w pewnym momencie. Teraz miała wrażenie, jakby trochę przycichli albo to ona przestała wyłapywać takowe informacje. Też było to możliwe.
- To nie są chyba najlepsze okolice do tropienia czegokolwiek większego. Nie jest to nadal zbyt blisko miasta? – spytała. Z dzieciństwa pamiętała, jak wujek i ojciec wybierali się na polowania, lecz tereny wokół rodzinnej miejscowości były o wiele spokojniejsze, a poza tym, mężczyźni i tak oddalali się wiele kilometrów szukając zwierzyny, która była coś warta.
Głośne brzęczenie i wściekły rój, przerwały tą mało dynamiczną rozmowę. To nie był czas, aby kontynuować wymianę zdań, a dobry, aby zacząć uciekać. Nie trzeba było jej namawiać, rzucenie się do ucieczki było wręcz naturalnym odruchem. Magia była pomocna, wypełniała dużą część życia każdego czarodzieja, ale Blythe nie zamierzała teraz na niej polegać i patrząc na reakcję, towarzyszka również tego nie planowała. Czuła, jak płuca palą wręcz, a w boku łapie kolka, gdy bieg się wydłużył. Adrenalina zrobiła swoje, dodała sił, które później trzeba będzie przecierpieć i złapać oddech.
Obejrzała się przez ramię i zwolniła bieg, aż w końcu zatrzymała się. Oparła plecy o jedno z wielu drzew w tym przeklętym lesie.- Całe szczęście.- rzuciła pod nosem.
Nie rozglądała się szczególnie po otoczeniu, przynajmniej dopóki dziewczyna nie zwróciła jej uwagi na to, co znajduje się naokoło nich.
- Nie, chyba już dziś sobie daruję.- odparła, zerkając na nią. Wystarczyło jej to, co miała w torbie, poza tym okupione było ukłuciem strachu i nie najlżejszą przebieżką. Zdecydowanie starczyło.
Pokręciła powoli głową.- Nie wiem, nie jestem zielarzem, tylko uzdrowicielką. Znam te podstawowe, ledwie kilka leczniczych, ale żadna z tych tutaj do takowych nie należy.- wyjaśniła ze spokojem, wiodąc wzrokiem po roślinach.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]09.07.23 13:03
Poniekąd spokój i brak nadmiernej rozmowności ze strony zupełnie obcej mi kobiety pozwalały na poczucie odrobiny komfortu. Gdy Anglicy zadawali zbyt dużo pytań w zbyt szybkim tempie, nie mogli spodziewać się, że zorientuję się w nich od razu i płynnie przedstawię odpowiedzi, których oczekiwali. Ona nie naciskała, ja czułam się z tym dobrze, dawałam sobie chwilę do namysłu, do przetworzenia nowych i niepewnie niekiedy brzmiących słów. Oczywiście z każdym kolejnym tygodniem przebywania w tym kraju orientowałam się w języku coraz lepiej, ale to wciąż nie był poziom, który mógłby choćby w połowie dorównać rdzennym mieszkańcom. Atmosfera cichego, lekko niepokojącego wąwozu, bliskość natury i zapach wiosennej przyrody koiły mnie, pozwalały na wyostrzenie zmysłów i nieco pewniejsze zorientowanie się w otoczeniu, nawet gdy przechadzałam się przez te przesmyki pierwszy raz. Tak więc i ona i to miejsce, mimo skradającej się gdzieś po piętach tajemnicy, skutecznie wypleniały ze mnie poważniejsze obawy. Choć oczywiście zachowywałam należytą czujność. Ta była we mnie tak mocno wytresowana, że wygaszenie jej wydawało się czymś właściwie niemożliwym.  
- Mogą nawet tak blisko – wyjawiłam, lekko kiwając głową. One, stworzenia, moje ofiary, moje trofea. – Las bywa nie taki, jak myślimy. One gdzieś tu są – spróbowałam powiedzieć jeszcze, dość niezgranie wciąż składając zdania, ale starałam się nie przejmować dokładnością i strojnością zdań – albo wręcz brakiem takich cech w moich wypowiedziach. Ważne, bym mówiła. Jak najwięcej i z różnymi ludźmi. Dopóki nieznajoma nie wydawała się niebezpieczna, dopóki nie było wokół zbyt wyraźnych znaków ostrzegawczych, nie było powodów, bym uciekała przed interakcją. Zresztą obydwie znalazłyśmy się w tym nieoczywistym zakątku. Razem.
I wkrótce też razem przyszło nam się mierzyć z naturalnym porządkiem tego lasu i mieszkających tutaj istot. Chociażby pszczół. Niespodziewany bieg zdawał się zagrzać krew w naszych ciałach. Pęd przyjemnie rozbudził mięśnie, energia rozmyła wspomnienie o powolnym, nienachalnym dialogu sprzed kilku chwil. Przyszło nam znaleźć się w sytuacji wymagającej szybkiej reakcji.  
Zdjęłam dłoń z drzewa, kilka kawałków pokruszonej kory spadła prosto w wysokie trawy wokół pnia. Musiałam wcześniej za mocno wbić palce w drzewo. – Więc zaraz koniec drogi. Twojej i mojej – stwierdziłam, wyciągając dla nas dwóch wspólny wniosek. – Godzina powrotu, uzdrowicielko – dodałam ciszej, układając stopy w kierunku przejścia, które, jak sądziłam, prowadzić już miało w stronę miasta. – Idź ze mną, jeżeli chcesz – zaproponowałam, nieco zaskakująco dla siebie samej, albowiem rzadko przedłużałam czas dzielony z towarzystwem, szczególnie obcym. Raczej bywałam samotniczką. Sama polowałam, sama wędrowałam. Tym razem jednak kobieta wydawała się przyjazna, nienachalna. Wydawało się, że obydwie mamy już dość tego miejsca. – Leczysz w Londynie? – zapytałam, nagle uznając, że być może posiadanie kontaktu do uzdrowiciela w mieście, w którym znałam tak niewiele osób, mogłoby okazać się bardzo cenne. W Rosji bywałam ranna, polowania niekiedy wcale nie przebiegały gładko. Zdarzyło mi się poczuć w ciele mojego własnego bełta. Zdarzyło mi się źle ocenić sytuację i pozwolić, by stworzenie pozostawiło piekącą. Któregoś dnia mogłam potrzebować kogoś takiego jak ona.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]08.10.23 12:17
Może nie były to informacje, których potrzebowała, które cokolwiek mogły zmienić w jej codzienności, jednak wrodzona ciekawość świata dawała o sobie znać nawet w takich momentach. Dziwiła ją odpowiedź, którą dostała od dziewczyny, bo kłóciła się z praktykami w Suffolk. Może to po prostu inna zwierzyna? Jakaś zapuszczała się w pobliże dużego miasta, jakim była niewątpliwie stolica.
- Coś konkretnego można wytropić w pobliżu miast? – spytała, bo to byłoby rozwiązanie stworzonej właśnie zagadki. Dziewczyna za to zdawała się naprawdę wiedzieć w tym temacie więcej od niej i nieważne, że wyglądała na kilka lat młodszą od niej. Doświadczenie nauczyło ją już, ze wiek potrafił nie grać żadnej istotnej roli. Zastanowiła się nad jej słowami, las bywa nie taki, jak myślimy. Co więc mogło kryć się w krzakach lub w okolicy?
Szybko przyszło jej przekonać się, co na pewno kryje się w pobliskim lesie. Natura była nieprzejednana, gotowa ukarać za błędy, a takim bez wątpienia okazało się wtargnięcie do wąwozu dwóch obcych osób. Rój nie wydawał się chętny, by wybaczyć ten błąd, a przynajmniej z początku, gdy rzuciły się do ucieczki. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz najadła się tak strachu, ale nie chciała już tego powtarzać w najbliższej przyszłości. Pochylona sylwetka zdradzała zmęczenie, przyspieszony oddech tylko to potwierdzał. Zdecydowanie nie miała kondycji do takich ucieczek.
Uniosła wzrok na swą towarzyszkę niedoli, kiedy zawyrokowała końcem tego spotkania. Miała rację, za niedługo każda pójdzie w swoją drogę. Pokiwała powoli głową, potwierdzając jej ten wniosek.
- Masz rację, wystarczy już na dziś atrakcji w lesie.- odparła jedynie.
Zaskoczyła ją ta propozycja i zachęta, by przedłużyć przebywanie w swoim towarzystwie. Dziewczyna wydawała się w tej krótkiej rozmowie, przekonana do samotności, a nie ciężaru u boku, jakim była czyjaś obecność. Milczała chwilę, przyglądając jej się z zastanowieniem, czy powinna na to przystać.
- Idę.- przytaknęła w końcu.- Jeżeli coś znów postanowi na nas wyskoczyć, może w dwójkę mamy większą szansę.- dodała z nikłym uśmiechem.
Wyprostowała się i równając krok z młodą kobietą, zaczęła kierować się do miasta.
- Tak, głównie w szpitalu, ale czasami też przyjmuję pacjentów, którzy nie chcą pojawiać się w publicznym miejscu i wyjaśniać powodów swoich ran.- wyjaśniła. W czasie toczących się konfliktów zdarzały się takie momenty, gdy szpital nie był przyjaznym miejscem albo powód obrażeń okazywał się zbyt wstydliwy, aby wyjaśniać to uzdrowicielom.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]08.10.23 14:28
- Można dzikie ptaki, kołkogonki, wozaki, ze szczęściem dwurożca. Jak umie się patrzeć i słuchać lasu - wymówiłam beznamiętnie, mogąc właściwie jeszcze dłużej wymieniać stworzenia i inne dziwy, na tropy których udało mi się trafić przez ostatnie długie dni spędzane wyłącznie w pierścieniu drzew otaczających brytyjską stolicę. Osadzona w nowym terenie potrzebowałam szybko poznać jego możliwości i zdobyć jak najwięcej informacji. W Anglii bytowały gatunki, których nie widziano nigdy na wschodzie. To zaś wiązało się z interesującym wyzwaniem i jednocześnie wzmożoną czujnością. Choć o zwierzętach wiedziałam wiele, z niektórymi poruszającymi się w tych krainach mogłam dopiero mieć pierwszy raz do czynienia. Już wiele lat temu pojęłam, że zupełnie czym innym jest oglądanie ich na rycinach i słuchanie opowieści starszych, a czym innym faktyczne zmierzenie się z ich możliwościami. Póki co prędzej krążyłam, co rusz przekraczając nieznacznie granicę swych możliwości. Pod skórą czułam iskrzący głód starcia z nieznanym. Tego dnia jednak dominował marazm i cisza towarzysząca długiej wędrówce. Nigdy jednak nie lekceważyłam lasów, uznając je za wielki, potężny organizm, który mógł wpuszczać, ale niekoniecznie pozwalał już odejść. Krzaki i gałęzie dorodnych, starych drzew zdawały się wydawać jasne ostrzeżenia. Zapadlisko i rój pszczół były jednym z pierwszych ostrzeżeń. Wcale nie byłyśmy tutaj mile widziane.
- Widzą nasze odejście, pozwolą iść - wymówiłam prosto i jasno, nieświadoma tego, że uszy obcej dziewczyny mogły nieco inaczej zrozumieć słowa. Spodziewałam się, że spoglądające na nas oczy tej dziczy z ulgą przyjmowały obietnicę oddalenia się obcych. Nie uważałam, że sama natura mogła wystawić nas na kolejne przeszkody. Ożywiona przestrzeń wokół kierowała ku nam wystarczającą ilość sygnałów. - Tędy, dla miasta - odezwałam się cicho, kroki stawiając jednak pewnie. Nigdy nie przerabiałam problemu z odnalezieniem się w terenie, szybko zapamiętywałam szlaki i charakterystyczne punkty. Miałam ledwie kilka lat, kiedy po raz pierwszy zmuszona byłam wrócić.
- Dlaczego nie chcą? - zapytałam bezpośrednio, nie obracając jednak ani na moment głowy w stronę towarzyszki. To, co powiedziała, wydało mi się głupie i kompletnie bezmyślne. Przecież przyczyna powstania urazu pozwalała dobrać metodę leczenia. Tak przynajmniej mi się wydawało, bo o samej uzdrowicielskiej sztuce nie wiedziałam absolutnie niczego. Czy ludzi tych zżerał wstyd i pragnienie trzymania swej tajemnicy nawet kosztem życia? Trudno mi było to przyjąć.
- Miasto - wygłosiłam raczej bez przejęcia, kiedy wyłoniłyśmy się z gęstwiny i znalazłyśmy tuż przed panoramą nieskończonego Londynu. Wstęga wyrosłych z ziemi kominów wydawała się ciągnąć na wiele mil. - Żegnaj - odpowiedziałam pozbawiona potrzeby przedłużania tej chwili i tak już dwa oddechy później wędrowałam swoim samotnym szlakiem.


zt
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Czarodziejski wąwóz [odnośnik]07.12.23 21:51
Nie raził jej beznamiętny ton kobiety, słuchała z uwagą osoby, która dociekliwie zadaje pytania. Wodząc wzrokiem po otoczeniu, nie była wstanie dostrzec, nawet śladu z obecności stworzeń, które wymieniała towarzysząca jej młoda dziewczyna. Dlatego jedynie przytaknęła, skinęła oszczędnie, przyjmując tą wiedzę, nawet jeżeli nie miała jej w żaden sposób wykorzystać. Jeżeli umie się patrzeć i słuchać lasu. Ona nie potrafiła, szelest w zaroślach nie przyciągał jej uwagi na tyle, by wiedzieć, że kryje się tam jakieś zwierzę. Tropy na ziemi były tylko niewyraźnymi śladami na glebie, niczym co wskazałoby jej kierunek w którym podążało stworzenie. Kiedyś, jeszcze za dziecka lepiej sobie radziła w terenie, odnajdując się w każdym otoczeniu. Tamten czas jednak minął, a oczy przywykły do miejskich widoków, ulic, chodników i murów. Tam było jej miejsce.
Zmarszczyła lekko brwi, słysząc, że coś da im odejść. Co takiego? Co mogło je powstrzymać?
Przyjrzała się dziewczynie, ale ta nie wydawała się zaniepokojona czy spięta. Nie rozumiała, co kryło się pod jej słowami, ale nie pytała już. W tej kwestii wolała pozostać w niewiedzy. Szła obok, zdając się całkowicie na swą towarzyszkę. Lepiej odnajdywała się w otoczeniu drzew niż ona.
Spojrzała ku niej, kiedy padło pytanie i zawisło w między nimi.
- Każdy ma swoją historię, swoje demony i swoje powody, aby unikać szpitali. Czasami to konieczność, niekiedy nieufność. Nigdy nie dociekam, co kieruje daną osobą. Kiedyś pytałam, lecz odpowiedzi najczęściej budziły już strach, gdy do świadomości docierało, kogo miałam przed sobą. Ludzie bez bagażu doświadczeń, którym się podzielą są mniej przerażający, obdarci z rzeczy nieakceptowalnych w przeciętnym społeczeństwie.- wyjaśniła, starając się dobrać słowa tak, aby dziewczyna zrozumiałą sedno tego problemu i powodów. Drzwi jej mieszkania długo otwarte były dla potrzebujących uzdrowiciela, lecz teraz zatrzaskiwały się częściej. Nokturn nauczył ją ostrożności, chłodnej kalkulacji, kto potrzebował pomocy, a kto był zwykłym zagrożeniem.
Uniosła wzrok na panoramę miasta, znajomy widok uspokoił ją.
- Bez wątpienia.- mruknęła jedynie. Tutaj był moment w którym miały się pożegnać i pójść w swoją stronę.- Żegnaj.- powtórzyła za nią, nie zwlekając dłużej. Ruszyła znajomymi ulicami, prosto do domu.

| zt



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Strona 21 z 21 Previous  1 ... 12 ... 19, 20, 21

Czarodziejski wąwóz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach