Czarodziejski wąwóz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Czarodziejski wąwóz
W pewnym zakątku zamglonego lasu znajduje się wąska ścieżka - odnajdzie ją tylko ktoś niezwykle spostrzegawczy. Ścieżynka zdaje się wydeptana setką bosych nóżek, prowadzi też w dół, w gęste krzewiny, za którymi rozciąga się widok na zadrzewiony wąwóz. Jego ściany są niezwykle strome, do wąwozu można zejść wyłącznie tą jedną drogą, a i ona nie należy do łatwych.
Dno wąwozu wysypane jest kamieniami, większymi i mniejszymi: pulsują one dziwną energią, są przez cały rok ciepłe, nie zalega tu więc śnieg, a strome nawisy wąwozu nie pozwalają dotrzeć tutaj zawiejom. Dzięki magicznej specyfice tego miejsca przez cały rok w wąwozie panuje wiosna: rosną tutaj zielone kwiaty, płożą się świeże pędy, a spomiędzy kamieni wyrastają ciepłolubne rośliny. Choć panuje tu duchota, to miejsce jest wyjątkowe i, jak powiadają, przeklęte. Gdzieniegdzie na kamykach lśni zaschnięta krew a na ścianach wąwozu tkwią drewniane drzazgi. Ta anomalia przyrodnicza przyciąga wielu badaczy oraz miłośników flory - bowiem zwierzęta omijają to miejsce z daleka, nie sposób ujrzeć tu nawet gryzonia czy ptaka.
Miejsce odkryte przez uczestników eventu Noc - październik 1956Dno wąwozu wysypane jest kamieniami, większymi i mniejszymi: pulsują one dziwną energią, są przez cały rok ciepłe, nie zalega tu więc śnieg, a strome nawisy wąwozu nie pozwalają dotrzeć tutaj zawiejom. Dzięki magicznej specyfice tego miejsca przez cały rok w wąwozie panuje wiosna: rosną tutaj zielone kwiaty, płożą się świeże pędy, a spomiędzy kamieni wyrastają ciepłolubne rośliny. Choć panuje tu duchota, to miejsce jest wyjątkowe i, jak powiadają, przeklęte. Gdzieniegdzie na kamykach lśni zaschnięta krew a na ścianach wąwozu tkwią drewniane drzazgi. Ta anomalia przyrodnicza przyciąga wielu badaczy oraz miłośników flory - bowiem zwierzęta omijają to miejsce z daleka, nie sposób ujrzeć tu nawet gryzonia czy ptaka.
Szalona kobieta nie wypuszcza Alix ze swych sideł. Przytrzymuje biedaczkę za garść włosów i zanosi się żałosnym szlochem.
Instynkt nakazuje wyrwać się i walczyć, rozum podszeptuje, aby poważnie przemyśleć każdy kolejno stawiany krok.
Wysłuchuje wszystkich dialogów tła, począwszy od absurdów oznajmianych przez chłopca, po próby przekonania dziecięcych katów do oszczędzenia ich wszystkich. Słyszy głos Tiny, nowej postaci, nieznajomego mężczyzny oraz czarnoksiężnika. Przeklętego czarnoksiężnika, który występuje przeciwko nim. Mogła kazać mu zaszlachtować się samemu tamtym piekielnym sztyletem, uczyniłaby dużo lepszy pożytek z prawidłowo rzuconego uroku.
Próbuje ułożyć z rozrzuconej układanki historii coś sensownego. Już wie, że za wszystko odpowiedzialne są złowrogie, silne anomalie, ale co z samymi dziećmi? Czy są prawdziwe, czy ich duszami zawładnęła czarna magia? Co się z nimi stanie? Jak potężnymi są istotami? Jak je powstrzymać.
Nie. Póki co, ma inny problem do rozwiązania; powinna się skupić na niej, na przeklętej histeryczce szlochającej cicho z puklami blond włosów wplątanymi w palce. Alix, jako Lestrange z krwi i kości, z niepoczytalnymi ma do czynienia na co dzień, ale to wcale nie oznacza, że potrafi chorym umysłom przemówić do rozsądku.
Zresztą, sama ma ochotę wyć i poddać się narastającej w niej histerii. Co powinna zrobić? Co jeśli zaatakuje kobietę i to rozwścieczy... dzieci? Anomaliowe stwory?
powinny walczyć, powinny zapłacić
Czyżby mówiła o dzieciach? Alix z marnej garści informacji jest w stanie wywnioskować niewiele, ale z taką ilością musi pracować.
- Lydia, tak? Wysłuchaj mnie - zaczyna cicho tak żeby tylko ona ją słyszała, czując również że do dialogu zmusza ją skraj własnej wytrzymałości i cierpliwości. Niewiele jej brakuje do wewnętrznej implozji, a przecież zdążyła już nawet wcześniej zemdleć.
- Pomagasz im, prawda? Cokolwiek ci obiecały, tylko pomyśl. Nienawidzą wszystkich dorosłych, mszczą
się na nich. Zutylizują cię, pozbędą gdy rozprawią się z nami - kontynuuje, próbując ustawić się tak, aby w momencie gdy kobieta wypuści ją z uchwytu, odskoczyć do tyłu jak najprędzej się da. - Oszpecono mnie, okaleczono, tracę wszystko, tracę wszystko przez nie - jej policzki zaczynają szpecić żałosne łzy. Nie blefuje, ale nie wie czy nawet prawdziwe łzy podziałają na wariatkę - Chcemy tego samego. Masz rację, muszą zapłacić za to co zrobiły. Dlatego musimy połączyć siły, mamy szansę, ale tylko razem. Widzisz tamtego faceta? wskazuje na Mulcibera, o ile właściwie jest w stanie go zlokalizować - To szaleniec, ale mogą go posłuchać, a wtedy będzie po nas i po tobie. Puść mnie, razem może nam się udać. My... mamy plan.
Jeszcze nie wie jaki, ale ta obietnica może wpłynąć na czarownicę.
| rzucam na retorykę, poziom III
Instynkt nakazuje wyrwać się i walczyć, rozum podszeptuje, aby poważnie przemyśleć każdy kolejno stawiany krok.
Wysłuchuje wszystkich dialogów tła, począwszy od absurdów oznajmianych przez chłopca, po próby przekonania dziecięcych katów do oszczędzenia ich wszystkich. Słyszy głos Tiny, nowej postaci, nieznajomego mężczyzny oraz czarnoksiężnika. Przeklętego czarnoksiężnika, który występuje przeciwko nim. Mogła kazać mu zaszlachtować się samemu tamtym piekielnym sztyletem, uczyniłaby dużo lepszy pożytek z prawidłowo rzuconego uroku.
Próbuje ułożyć z rozrzuconej układanki historii coś sensownego. Już wie, że za wszystko odpowiedzialne są złowrogie, silne anomalie, ale co z samymi dziećmi? Czy są prawdziwe, czy ich duszami zawładnęła czarna magia? Co się z nimi stanie? Jak potężnymi są istotami? Jak je powstrzymać.
Nie. Póki co, ma inny problem do rozwiązania; powinna się skupić na niej, na przeklętej histeryczce szlochającej cicho z puklami blond włosów wplątanymi w palce. Alix, jako Lestrange z krwi i kości, z niepoczytalnymi ma do czynienia na co dzień, ale to wcale nie oznacza, że potrafi chorym umysłom przemówić do rozsądku.
Zresztą, sama ma ochotę wyć i poddać się narastającej w niej histerii. Co powinna zrobić? Co jeśli zaatakuje kobietę i to rozwścieczy... dzieci? Anomaliowe stwory?
powinny walczyć, powinny zapłacić
Czyżby mówiła o dzieciach? Alix z marnej garści informacji jest w stanie wywnioskować niewiele, ale z taką ilością musi pracować.
- Lydia, tak? Wysłuchaj mnie - zaczyna cicho tak żeby tylko ona ją słyszała, czując również że do dialogu zmusza ją skraj własnej wytrzymałości i cierpliwości. Niewiele jej brakuje do wewnętrznej implozji, a przecież zdążyła już nawet wcześniej zemdleć.
- Pomagasz im, prawda? Cokolwiek ci obiecały, tylko pomyśl. Nienawidzą wszystkich dorosłych, mszczą
się na nich. Zutylizują cię, pozbędą gdy rozprawią się z nami - kontynuuje, próbując ustawić się tak, aby w momencie gdy kobieta wypuści ją z uchwytu, odskoczyć do tyłu jak najprędzej się da. - Oszpecono mnie, okaleczono, tracę wszystko, tracę wszystko przez nie - jej policzki zaczynają szpecić żałosne łzy. Nie blefuje, ale nie wie czy nawet prawdziwe łzy podziałają na wariatkę - Chcemy tego samego. Masz rację, muszą zapłacić za to co zrobiły. Dlatego musimy połączyć siły, mamy szansę, ale tylko razem. Widzisz tamtego faceta? wskazuje na Mulcibera, o ile właściwie jest w stanie go zlokalizować - To szaleniec, ale mogą go posłuchać, a wtedy będzie po nas i po tobie. Puść mnie, razem może nam się udać. My... mamy plan.
Jeszcze nie wie jaki, ale ta obietnica może wpłynąć na czarownicę.
| rzucam na retorykę, poziom III
Change in the airAnd they'll hide everywhere. And no one knows who's in control
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Alix Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 34
'k100' : 34
W innych okolicznościach być może współczułaby zgromadzonym w wąwozie dzieciom.
Były brudne, wychodzone i owładnięte niewysłowioną nienawiścią, którą podsycała mroczna magia zatruwająca to miejsce. Nie wiedziała, skąd się tu wzięły i gdzie znajdowali się ich opiekunowie, ale jeśli tylko chłopiec – ich przywódca – mówił prawdę, musiały doświadczyć w przeszłości straszliwych okrucieństw.
Co mimo wszystko nie usprawiedliwiało ich morderczych zapędów.
Przemowa chłopca tylko wzmogła w Tildzie poczucie beznadziei. Perspektywa uczestnictwa w upiornej dziecięcej grze nie brzmiała najlepiej, zwłaszcza że Fancourt wiedziała, jak nikłe były jej szanse w ewentualnym starciu z innymi. W lewej ręce, zabandażowanej oderwanym rękawem Tonks, wciąż odzywał się ból, przypominając jej, że igrała z czasem.
Wtem spostrzegła, że otoczyły ją dzieci - maluchy o wielkich oczach i silnym uścisku małych dłoni. Zanim zdołała wykonać choćby jeden ruch, już prowadziły ją ku ognisku, którego ciepło momentalnie owinęło się wokół jej ciała. Poczuła jednak coś jeszcze – delikatny dotyk dziecięcej dłoni na swoim brzuchu, a gdy dotarł do niej szept dziewczynki, nieomal skrzywiła się z obrzydzeniem. Wizje, których doświadczyła w mrocznym lesie, powróciły ze zdwojoną siłą, wywołując w Tildzie panikę.
I nagle zwątpiła, co było prawdą, a co jedynie przerażającą iluzją.
Wpatrywała się więc w dziewczynkę bez słowa dopóki nie poczuła, że jej palce zaciskają się na różdżce, którą jakimś cudem udało jej się przywołać. Magia miała jednak swoją cenę – Tilda poczuła dotkliwe ukłucie, gdy jej dłoń pokryła się ropiejącym strupami, które – choć zaraz odpadły – tylko wzmogły ból.
Czy mogło być jeszcze gorzej?
Jej spojrzenie padło na Justine – musiała mieć jakiś plan, wierzyła w nią – a już w następnej chwili zorientowała się, że Tonks, i zaraz po niej Bertie ,postanowili wybrać pertraktacje z zasiadającym na skrzyni chłopcem. Choć otaczające ich dzieci obrzydzały Tildę i nie wyglądały na skore do pokojowych rozwiązań, Fancourt musiała przyznać, że próba zjednania ich sobie – a zarazem granie na zwłokę – nie była najgorszym pomysłem.
Gdy jednak głos zabrał Mulciber, Tilda zwróciła ku niemu twarz, nie dowierzając jego słowom – choć wstawiał się za nią, co było jej na rękę, mordercze deklaracje Ramseya wzbudziły w niej silny niepokój. Czując na sobie nieustępliwe spojrzenie Mulcibera, coraz bardziej uświadamiała sobie, w jak trudnej sytuacji się znalazła – nie chciała zwrócić się przeciwko żadnej ze stron, pragnęła jedynie wydostać się stąd i ukryć z powrotem w swoim pajęczym królestwie, gdzie nikt nie kazał jej wybierać.
Ale kłamstwo sprzedane dzieciom przez Ramseya było wygodne – obrzydliwe, bo wciąż miała przed oczami wizje z zaułka, ale wygodne, jeśli tylko dzieci były skłonne w nie uwierzyć.
I mimo wewnętrznego rozdarcia, postanowiła je wykorzystać, by pomóc im wszystkim.
- Mówi prawdę, noszę pod sercem dziecko – powiedziała cicho i pokornie, niemalże skręcając się z obrzydzenia, gdy w teatralnym geście uniosła dłoń do brzucha. Starała się sprawiać wrażenie słabej i bezbronnej, bo taka też była – o wiotkiej sylwetce i poranionym, niezdolnym do walki ciele. - Ale nie jest to moja jedyna pociecha – dodała zaraz, spoglądając błagalnie na jasnowłosego chłopca siedzącego na skrzyni – Moje dzieci mają paciorkowate oczy, niewielkie ciałka i są całkowicie bezbronne w starciu z Dużymi – o dziwo nie kłamała. - Przed chwilą widziałam, jak ginęły. Czułam ich niewyobrażalne cierpienie i nie mogłam zrobić nic, aby mu zapobiec. Mam więc dość rozlewu krwi i wiem, że wy również wycierpieliście już wystarczająco. Macie dobre serca, wierzę w to. Pozwólcie nam wszystkim odejść, a nigdy nie będziemy naruszać waszego spokoju – przemawiała przez nią naiwność czy może szczera wiara to, że jej słowa były w stanie przekonać dzieci?
retoryka (I)
Były brudne, wychodzone i owładnięte niewysłowioną nienawiścią, którą podsycała mroczna magia zatruwająca to miejsce. Nie wiedziała, skąd się tu wzięły i gdzie znajdowali się ich opiekunowie, ale jeśli tylko chłopiec – ich przywódca – mówił prawdę, musiały doświadczyć w przeszłości straszliwych okrucieństw.
Co mimo wszystko nie usprawiedliwiało ich morderczych zapędów.
Przemowa chłopca tylko wzmogła w Tildzie poczucie beznadziei. Perspektywa uczestnictwa w upiornej dziecięcej grze nie brzmiała najlepiej, zwłaszcza że Fancourt wiedziała, jak nikłe były jej szanse w ewentualnym starciu z innymi. W lewej ręce, zabandażowanej oderwanym rękawem Tonks, wciąż odzywał się ból, przypominając jej, że igrała z czasem.
Wtem spostrzegła, że otoczyły ją dzieci - maluchy o wielkich oczach i silnym uścisku małych dłoni. Zanim zdołała wykonać choćby jeden ruch, już prowadziły ją ku ognisku, którego ciepło momentalnie owinęło się wokół jej ciała. Poczuła jednak coś jeszcze – delikatny dotyk dziecięcej dłoni na swoim brzuchu, a gdy dotarł do niej szept dziewczynki, nieomal skrzywiła się z obrzydzeniem. Wizje, których doświadczyła w mrocznym lesie, powróciły ze zdwojoną siłą, wywołując w Tildzie panikę.
I nagle zwątpiła, co było prawdą, a co jedynie przerażającą iluzją.
Wpatrywała się więc w dziewczynkę bez słowa dopóki nie poczuła, że jej palce zaciskają się na różdżce, którą jakimś cudem udało jej się przywołać. Magia miała jednak swoją cenę – Tilda poczuła dotkliwe ukłucie, gdy jej dłoń pokryła się ropiejącym strupami, które – choć zaraz odpadły – tylko wzmogły ból.
Czy mogło być jeszcze gorzej?
Jej spojrzenie padło na Justine – musiała mieć jakiś plan, wierzyła w nią – a już w następnej chwili zorientowała się, że Tonks, i zaraz po niej Bertie ,postanowili wybrać pertraktacje z zasiadającym na skrzyni chłopcem. Choć otaczające ich dzieci obrzydzały Tildę i nie wyglądały na skore do pokojowych rozwiązań, Fancourt musiała przyznać, że próba zjednania ich sobie – a zarazem granie na zwłokę – nie była najgorszym pomysłem.
Gdy jednak głos zabrał Mulciber, Tilda zwróciła ku niemu twarz, nie dowierzając jego słowom – choć wstawiał się za nią, co było jej na rękę, mordercze deklaracje Ramseya wzbudziły w niej silny niepokój. Czując na sobie nieustępliwe spojrzenie Mulcibera, coraz bardziej uświadamiała sobie, w jak trudnej sytuacji się znalazła – nie chciała zwrócić się przeciwko żadnej ze stron, pragnęła jedynie wydostać się stąd i ukryć z powrotem w swoim pajęczym królestwie, gdzie nikt nie kazał jej wybierać.
Ale kłamstwo sprzedane dzieciom przez Ramseya było wygodne – obrzydliwe, bo wciąż miała przed oczami wizje z zaułka, ale wygodne, jeśli tylko dzieci były skłonne w nie uwierzyć.
I mimo wewnętrznego rozdarcia, postanowiła je wykorzystać, by pomóc im wszystkim.
- Mówi prawdę, noszę pod sercem dziecko – powiedziała cicho i pokornie, niemalże skręcając się z obrzydzenia, gdy w teatralnym geście uniosła dłoń do brzucha. Starała się sprawiać wrażenie słabej i bezbronnej, bo taka też była – o wiotkiej sylwetce i poranionym, niezdolnym do walki ciele. - Ale nie jest to moja jedyna pociecha – dodała zaraz, spoglądając błagalnie na jasnowłosego chłopca siedzącego na skrzyni – Moje dzieci mają paciorkowate oczy, niewielkie ciałka i są całkowicie bezbronne w starciu z Dużymi – o dziwo nie kłamała. - Przed chwilą widziałam, jak ginęły. Czułam ich niewyobrażalne cierpienie i nie mogłam zrobić nic, aby mu zapobiec. Mam więc dość rozlewu krwi i wiem, że wy również wycierpieliście już wystarczająco. Macie dobre serca, wierzę w to. Pozwólcie nam wszystkim odejść, a nigdy nie będziemy naruszać waszego spokoju – przemawiała przez nią naiwność czy może szczera wiara to, że jej słowa były w stanie przekonać dzieci?
retoryka (I)
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Chłopiec od razu przeniósł spojrzenie na Tonks, tak samo jak reszta dzieci - a przynajmniej tych, które mogły skupić swój wzrok na kobiecie, a nie tęsknie i wygłodniale spoglądać na resztki ciała Blaithin; kilkoro z nich trzymało się za pękate brzuszki, inne obgryzały kostki dłoni - i przekrzywił głowę w bok, aż rozczochrana, jasna grzywka opadła mu nieco na duże oczy. - Jestem...jestem Łobuz - przedstawił się z mieszaniną dumy i zawstydzenia, tak, jakby próbował połączyć sprzeczne ze sobą uczucia, sprzeczne reprymendy; jakby chciał użyć tego, co było dla niego obelgą jako tarczy, by nikt więcej nie mógł go zranić. Słuchał jednak Justine uważnie, sycząc, gdy któreś z dzieci zaczynało płakać lub tupać w wieka skrzyni. Każdy ze zgromadzonych mógł zauważyć, że spodobało mu się podejście Tonks, że mówiła wesoło i rzeczowo. Zacmokał głośno i wyprostował się, przekładając gałąź z jednej do drugiej rączki. - Masz rację. Ten goły jest śmieszny do tego. Da nam dużo zabawy - zachichotał a dzieci zawtórowały mu; kilkoro zaczęło śpiewać golas, golas, gołodupek, zaraz będzie z niego trupek. Chłopiec wyjątkowo nie przerywał. - Pokażę. Ale nie wiem, czy masz do tej skrzyni klucz, szukamy go od bardzo dawna, ale...ktoś go musiał zabrać, pewnie jakiś Duży, ten, co wchodził do suszarni i... - jego głos się załamał, twarz wykrzywiła się w wyrazie nienawiści. Siedząca obok niego dziewczynka odruchowo struchlała i odsunęła się na brzeg kufra, tak samo półleżący obok rudzielec. Przez moment Łobuz oddychał spazmatycznie, ale równie szybko wrócił do względnego spokoju, gdy odezwał się Bertie.
W czasie przemowy Botta jedna z ciemnowłosych dziewczynek zsunęła się z bocznego kufra i zrobiła kilka kroków do przodu, spoglądając nieco nieśmiało na Tonks. - Wstążeczko, a das nam potem kulki? - spytała sepleniąco, skubiąc rąbek potwornie brudnej, poszarpanej sukienki, w której więcej było dziur niż materiału. Równie szarego jak te wiszące na ciałkach innych dzieci.
Łobuz skrzywił się, słysząc propozycję Bertiego. Inni wychowankowie wydawali się prawie przekonani perspektywą śnieżek, ale Blondyn gwizdnął powstrzymując niepewne uśmiechy. - Śnieżki! Nie jesteśmy jakimiś naiwniakami. Pamiętacie śnieżki? Pamiętacie, jak zostawiono nas na mrozie, jak Grubaskowi odmarzły stopy, jak potem musieliśmy je ciąć, a ten nóż był zardzewiały, a później jak to mięso śmierdziało... - mówił chaotycznie, nerwowo, wyraźnie obrzydzony wspomnieniami. Uśmiechające się dzieci znów się wystraszyły, kilkoro znów się rozpłakało. - Nie. Musi polać się krew, musicie robić to, co lubią robić Duzi...Bić się, nienawidzić, kopać, gryźć. Jak wściekłe pieski. To uspokoi kopułę. To da nam czas. To nam pomoże - wycedził lodowato tonem, który dodał mu lat i zamienił błękitne oczy w dwa zamarznięte jeziora. - Ta z białą Wstążeczką sama się chce bawić, nie słyszałeś? A my nie odmawiamy zabawy, o nie. Nawet jak jest już późno i ciemno - o nie, nie wołamy do domu, nie psujemy frajdy! - zdecydował, wspierany pokrzykiwaniami zgody, dobiegającymi z postumentów. Dzieci do niedawna pożerające ciało Blaithin także wydały z siebie słabe pohukiwania aprobaty - dziewczynka w końcu oderwała część palców od porozszarpywanej dłoni i zaczęła obgryzać paliczki. - Golas fajtłapa, jeże? Po co nam jeże. No i boidudek. Boidudek! Gołodupek! - krzyknął jakiś wyjątkowo wyrośnięty brunet, siedzący na ziemi z prawej strony. Obite kolana miał podciągnięte pod brodę, obejmował nogi dłońmi i kołysał się lekko, wpatrzony nienaturalnie rozszerzonymi oczami w blask ogniska i stojącego za nm Bertiego.
Pytanie Ramseya wywołało wśród dzieci szmer: lęku i podekscytowania. Łobuz wykrzywił usta, ale nie było w nich niechęci, raczej irytacja. - Myślisz, że nie próbowaliśmy, Mądralo? Ale nic, to na nic. Zapałki nie działają, drewno nie działa, nic nie chwyta się tych murów. Są skażone, trwałe, oblepione czymś lepkim i ohydnym...Żadna pochodnia ich nie naruszy - wyrzucił z siebie z pewną dozą rozpaczy, szybko jednak odchrząknął; nie mógł wydać się słaby. Znów zamienił się w słuch, bacznie patrząc w jasnoszare oczy Ramseya, prześwietlając go, uważnie analizując serwowaną mu opowieść. Niezwykle rzeczową, opartą na faktach. Chłopiec zagryzł wargi, wyginając je w podkówkę, lecz nie w wyrazie smutku a głębokiego zastanowienia. Szybko zerknął w bok, na Tildę i już wydawało się, że uwierzył w opowieść o dziecku - wtem machnął nerwowo ręką. - Łżecie, ona nie ma w sobie bobasa. Zobaczcie na jej brzuszek. Jest chuda jak szczapa, jak pani Montgomery! - krzyknął, oskarżycielsko wskazując na osłabioną Fancourt. Wytrzeszczył na nią oczy. - Oj, nie potrafisz się bawić...prosisz nas o coś, co jest niemożliwe, co psuje zabawę! - Jego spojrzenie było nieustępliwe, a sugestia padająca z ust Tildy - najsłabsza ze zgromadzonych. Jasne kosmyki opadły na czoło Łobuza, był wzburzony, prawie drżący. Dzieci zabuczały z irytacją, niektóre z nich wygrażały piąstkami - lecz część bacznie obserwowała Kobietę przyciskającą do piersi futro i Alix; słuchały rozpaczliwej prośby, wystosowanej w stronę Nieznajomej. - Nie grasz według zasad! - pisnął piegowaty chłopiec, oskarżycielsko wskazując na lady Lestrange palcem z połamanym, zakrwawionym paznokciem. - Łobuz, ona nie gra według zasad! - jęknął załamany, jakby ten przejaw niesprawiedliwości Dużych uderzył go prosto w serce. Chłopiec przesunął rozedrgany wzrok na półwilę. - Co ty robisz, Śliczna? - warknął niemalże, nie spoglądając na Kobietę. Ta ciągle kurczowo trzymała przy piersi futro i spoglądała na półwilę z niechęcią, z nienawiścią; na nic zdały się piękne słowa, gdy Kobieta doskonale pamiętała słowa o tym, że to złotowłosa zniszczyła jej dom, że to ona zjawiła się tutaj i przyniosła nieszczęście, że to ona próbowała wcześniej ich oszukać, że to ona ukradła jej futro. Twarz brunetki wykrzywił grymas pogardy. - Lydio, weź ją tutaj do nas, jest ładna, dziewczynki będą miały co czesać. No i Wstążeczka tak ładnie ją broniła - zdecydował w końću Chłopiec, czujnie obserwując Alix. Zgromadzone na kufrach dziewczynki pisnęły z radości, kilka z nich podbiegło do prowadzonej do podestów półwili, wczepiając się w jej koszulę nocną i próbując doskoczyć do długich włosów. - Nie wiem, czy zasłużyłaś na bycie Sędzią, Śliczna. Musisz mnie przekonać - próbowałaś uciec z zabawy, czyż nie? - Łobuz spojrzał na nią surowo. Kobieta kurczowo ciągnęła Alix za wiodące ramię w stronę podestów, z kamienną twarzą wpatrując się w Chłopca. Gdy znalazły się tuż obok niego, przyklęknęła na ziemi. - Proszę...chciałabym tylko ją zobaczyć...upewnić się, że ma się dobrze - wydusiła błagalnym tonem, ale Chłopiec uciszył ją stanowczym gestem trzymanej w ręku gałęzi. - Potem. Gdy dostaniemy zabawę! - zakrzyknął radośnie tuż przed tym, gdy Ramsey wypowiedział czarnomagiczną inkantację.
Ta bez problemu przeszła przez szarą sferę - widocznie tylko magia tożsama z mocą anomalii mogła sięgać przez tę dziwną membranę do środka - mknąc ku Justine. Dzieci rozpoczęły rzawę, radosną, szczęśliwą; większość wstała na równe nogi, kibicując Mądrali, który jako jedyny wziął udział w zabawie, rozpoczynając ją od razu, bez zawahania. Dzieci zgromadzone wokól ciała Blaithin, pierzchnęły na boki - część pobiegła ku Mulciberowi, wciągając go w szary krąg, część ku Bertiemu, również łapiąc go za ręce i ciągnąć do środka, naprzeciwko Tildy. Później odsunęły się poza lśniącą sferę, przysiadając na boku - i w oczekiwaniu obgryzając palce.
Łobuz również wstał, wypiął chudą pierś do przodu i uniósł w górę gałąź. - A więc zabawa się rozpoczyna! Tego chcemy my - dla sprawiedliwości, dla wyrównania tego, co uczynili nam Duzi - tu głos nieco się załamał, ale chłopiec odrząknął i wrócił do pełni zdecydowania i podekscytowania. - Pamiętajcie o zasadach i sprawiedliwości - jeszcze raz podkreślił tę kwestię, dokładnie, wyraźnie, niczym zafrasowany niegrzecznymi podopiecznymi dorosły - Wstążeczka bawi się z Mądralą, sami siebie wybrali! A Golasek bawi się z Kłamczuszkiem. Jakiekolwiek złamanie zasad będzie oznaczało karę. A tego nie chcecie - pogroził palcem wskazującym i znów usiadł na kufrze, wesoło machajac nogami. - Pamiętajcie, im więcej krwi, tym lepiej! I siniaczków! Sprawcie, by przeciwnik wyglądał jak my, po tym gdy Pan Howers wchodził do suszarni i... - wyartykułował z nienawiścią i niechęcią, a tłum dzieci zawtórował mu buczeniem. - Nie ociągajcie się, czas to...pieniądz? - dodał nieco niepewnie Chłopiec, marszcząc brwi, a zarówno Ramsey, jak i Bertie i Tonks wiedzieli, że to prawda. Skumulowana gdzieś nieopodal anomalia groziła gwałtownym wybuchem a widocznie jedyną możliwością, by się stąd wydostać i ją okiełznać, było ofiarowanie tej przeklętej ziemi i przeklętym istotom krwi.
| Na odpis macie czas do 20.01 do godziny 12:00 lub do skończenia trzeciej tury każdego z pojedynków. To kryteria niezależne, jeśli któraś z par nie wyrobi się z turami do niedzieli, MG i tak doda wtedy post podsumowujący.
Alix, możesz przekonać Chłopca do tego, byś mimo wszystko została Sędzią lub podjąć jedną akcję. Piszesz też w kolejności niezależnej od pozostałych.
Ramsey walczy z Justine.
Bertie walczy z Tildą.
Obowiązują zasady pojedynkowe - oprócz listy zaklęć, możecie używać dowolnej dziedziny magii. Możecie używać mocy Zakonu/Rycerzy.
Teraz Ramsey rozpoczął atak na Justine, więc Justine może się obronić i wykonać inną akcję/zaatakować. W stronę Justine leci czarnomagiczne zaklęcie z mocą 130 oczek. Posty nie muszą mieć 300 słów, ale dobrze, by nie miały tylko 2 zdań.
W pojedynku Bertiego i Tildy pojedynek zaczyna Tilda (obydwoje posiadacie taką samą zwinność, więc pierwszeństwo zostało wylosowane).
Na ciele Blaithin nie możecie stanąć, ale bez problemu możecie ponad nim rzucać zaklęcia.
Wszelkie rzuty kością do wglądu w temacie.
Widzicie wszystko i wszystkich w zasięgu mapki.
Veritas Claro (Ramsey): 3/5
Tilda (opatrunek): 3/5
Justine dzięki propozycji gier i zabaw oraz posiadaniu kulek miała +20 do rzutu kością (Retoryka).
Poruszacie się zgodnie z mechaniką, jednak jeśli zbliżycie się do końca szarej strefy, niemożliwym stanie się jej opuszczenie - przy podjęciu próby opuszczenia jej, należy poczekać na post Mistrza Gry.
W poprzednim poście Mistrza Gry wkradł się błąd - nawet jeśli różdżka jest pozbawiona mocy i jest jedynie drewienkiem (właściciel został rozszarpany na strzępy w okolicznościach anomalijnych), nie działa na nią zaklęcie Accio. TIlda nie posiada więc różdżki Blaithin w swoim ekwipunku, choć ta i tak przydałaby się jej jedynie najwyżej do zrobienia szaszłyka. MG przeprasza za dezinformacje!
W czasie przemowy Botta jedna z ciemnowłosych dziewczynek zsunęła się z bocznego kufra i zrobiła kilka kroków do przodu, spoglądając nieco nieśmiało na Tonks. - Wstążeczko, a das nam potem kulki? - spytała sepleniąco, skubiąc rąbek potwornie brudnej, poszarpanej sukienki, w której więcej było dziur niż materiału. Równie szarego jak te wiszące na ciałkach innych dzieci.
Łobuz skrzywił się, słysząc propozycję Bertiego. Inni wychowankowie wydawali się prawie przekonani perspektywą śnieżek, ale Blondyn gwizdnął powstrzymując niepewne uśmiechy. - Śnieżki! Nie jesteśmy jakimiś naiwniakami. Pamiętacie śnieżki? Pamiętacie, jak zostawiono nas na mrozie, jak Grubaskowi odmarzły stopy, jak potem musieliśmy je ciąć, a ten nóż był zardzewiały, a później jak to mięso śmierdziało... - mówił chaotycznie, nerwowo, wyraźnie obrzydzony wspomnieniami. Uśmiechające się dzieci znów się wystraszyły, kilkoro znów się rozpłakało. - Nie. Musi polać się krew, musicie robić to, co lubią robić Duzi...Bić się, nienawidzić, kopać, gryźć. Jak wściekłe pieski. To uspokoi kopułę. To da nam czas. To nam pomoże - wycedził lodowato tonem, który dodał mu lat i zamienił błękitne oczy w dwa zamarznięte jeziora. - Ta z białą Wstążeczką sama się chce bawić, nie słyszałeś? A my nie odmawiamy zabawy, o nie. Nawet jak jest już późno i ciemno - o nie, nie wołamy do domu, nie psujemy frajdy! - zdecydował, wspierany pokrzykiwaniami zgody, dobiegającymi z postumentów. Dzieci do niedawna pożerające ciało Blaithin także wydały z siebie słabe pohukiwania aprobaty - dziewczynka w końcu oderwała część palców od porozszarpywanej dłoni i zaczęła obgryzać paliczki. - Golas fajtłapa, jeże? Po co nam jeże. No i boidudek. Boidudek! Gołodupek! - krzyknął jakiś wyjątkowo wyrośnięty brunet, siedzący na ziemi z prawej strony. Obite kolana miał podciągnięte pod brodę, obejmował nogi dłońmi i kołysał się lekko, wpatrzony nienaturalnie rozszerzonymi oczami w blask ogniska i stojącego za nm Bertiego.
Pytanie Ramseya wywołało wśród dzieci szmer: lęku i podekscytowania. Łobuz wykrzywił usta, ale nie było w nich niechęci, raczej irytacja. - Myślisz, że nie próbowaliśmy, Mądralo? Ale nic, to na nic. Zapałki nie działają, drewno nie działa, nic nie chwyta się tych murów. Są skażone, trwałe, oblepione czymś lepkim i ohydnym...Żadna pochodnia ich nie naruszy - wyrzucił z siebie z pewną dozą rozpaczy, szybko jednak odchrząknął; nie mógł wydać się słaby. Znów zamienił się w słuch, bacznie patrząc w jasnoszare oczy Ramseya, prześwietlając go, uważnie analizując serwowaną mu opowieść. Niezwykle rzeczową, opartą na faktach. Chłopiec zagryzł wargi, wyginając je w podkówkę, lecz nie w wyrazie smutku a głębokiego zastanowienia. Szybko zerknął w bok, na Tildę i już wydawało się, że uwierzył w opowieść o dziecku - wtem machnął nerwowo ręką. - Łżecie, ona nie ma w sobie bobasa. Zobaczcie na jej brzuszek. Jest chuda jak szczapa, jak pani Montgomery! - krzyknął, oskarżycielsko wskazując na osłabioną Fancourt. Wytrzeszczył na nią oczy. - Oj, nie potrafisz się bawić...prosisz nas o coś, co jest niemożliwe, co psuje zabawę! - Jego spojrzenie było nieustępliwe, a sugestia padająca z ust Tildy - najsłabsza ze zgromadzonych. Jasne kosmyki opadły na czoło Łobuza, był wzburzony, prawie drżący. Dzieci zabuczały z irytacją, niektóre z nich wygrażały piąstkami - lecz część bacznie obserwowała Kobietę przyciskającą do piersi futro i Alix; słuchały rozpaczliwej prośby, wystosowanej w stronę Nieznajomej. - Nie grasz według zasad! - pisnął piegowaty chłopiec, oskarżycielsko wskazując na lady Lestrange palcem z połamanym, zakrwawionym paznokciem. - Łobuz, ona nie gra według zasad! - jęknął załamany, jakby ten przejaw niesprawiedliwości Dużych uderzył go prosto w serce. Chłopiec przesunął rozedrgany wzrok na półwilę. - Co ty robisz, Śliczna? - warknął niemalże, nie spoglądając na Kobietę. Ta ciągle kurczowo trzymała przy piersi futro i spoglądała na półwilę z niechęcią, z nienawiścią; na nic zdały się piękne słowa, gdy Kobieta doskonale pamiętała słowa o tym, że to złotowłosa zniszczyła jej dom, że to ona zjawiła się tutaj i przyniosła nieszczęście, że to ona próbowała wcześniej ich oszukać, że to ona ukradła jej futro. Twarz brunetki wykrzywił grymas pogardy. - Lydio, weź ją tutaj do nas, jest ładna, dziewczynki będą miały co czesać. No i Wstążeczka tak ładnie ją broniła - zdecydował w końću Chłopiec, czujnie obserwując Alix. Zgromadzone na kufrach dziewczynki pisnęły z radości, kilka z nich podbiegło do prowadzonej do podestów półwili, wczepiając się w jej koszulę nocną i próbując doskoczyć do długich włosów. - Nie wiem, czy zasłużyłaś na bycie Sędzią, Śliczna. Musisz mnie przekonać - próbowałaś uciec z zabawy, czyż nie? - Łobuz spojrzał na nią surowo. Kobieta kurczowo ciągnęła Alix za wiodące ramię w stronę podestów, z kamienną twarzą wpatrując się w Chłopca. Gdy znalazły się tuż obok niego, przyklęknęła na ziemi. - Proszę...chciałabym tylko ją zobaczyć...upewnić się, że ma się dobrze - wydusiła błagalnym tonem, ale Chłopiec uciszył ją stanowczym gestem trzymanej w ręku gałęzi. - Potem. Gdy dostaniemy zabawę! - zakrzyknął radośnie tuż przed tym, gdy Ramsey wypowiedział czarnomagiczną inkantację.
Ta bez problemu przeszła przez szarą sferę - widocznie tylko magia tożsama z mocą anomalii mogła sięgać przez tę dziwną membranę do środka - mknąc ku Justine. Dzieci rozpoczęły rzawę, radosną, szczęśliwą; większość wstała na równe nogi, kibicując Mądrali, który jako jedyny wziął udział w zabawie, rozpoczynając ją od razu, bez zawahania. Dzieci zgromadzone wokól ciała Blaithin, pierzchnęły na boki - część pobiegła ku Mulciberowi, wciągając go w szary krąg, część ku Bertiemu, również łapiąc go za ręce i ciągnąć do środka, naprzeciwko Tildy. Później odsunęły się poza lśniącą sferę, przysiadając na boku - i w oczekiwaniu obgryzając palce.
Łobuz również wstał, wypiął chudą pierś do przodu i uniósł w górę gałąź. - A więc zabawa się rozpoczyna! Tego chcemy my - dla sprawiedliwości, dla wyrównania tego, co uczynili nam Duzi - tu głos nieco się załamał, ale chłopiec odrząknął i wrócił do pełni zdecydowania i podekscytowania. - Pamiętajcie o zasadach i sprawiedliwości - jeszcze raz podkreślił tę kwestię, dokładnie, wyraźnie, niczym zafrasowany niegrzecznymi podopiecznymi dorosły - Wstążeczka bawi się z Mądralą, sami siebie wybrali! A Golasek bawi się z Kłamczuszkiem. Jakiekolwiek złamanie zasad będzie oznaczało karę. A tego nie chcecie - pogroził palcem wskazującym i znów usiadł na kufrze, wesoło machajac nogami. - Pamiętajcie, im więcej krwi, tym lepiej! I siniaczków! Sprawcie, by przeciwnik wyglądał jak my, po tym gdy Pan Howers wchodził do suszarni i... - wyartykułował z nienawiścią i niechęcią, a tłum dzieci zawtórował mu buczeniem. - Nie ociągajcie się, czas to...pieniądz? - dodał nieco niepewnie Chłopiec, marszcząc brwi, a zarówno Ramsey, jak i Bertie i Tonks wiedzieli, że to prawda. Skumulowana gdzieś nieopodal anomalia groziła gwałtownym wybuchem a widocznie jedyną możliwością, by się stąd wydostać i ją okiełznać, było ofiarowanie tej przeklętej ziemi i przeklętym istotom krwi.
| Na odpis macie czas do 20.01 do godziny 12:00 lub do skończenia trzeciej tury każdego z pojedynków. To kryteria niezależne, jeśli któraś z par nie wyrobi się z turami do niedzieli, MG i tak doda wtedy post podsumowujący.
Alix, możesz przekonać Chłopca do tego, byś mimo wszystko została Sędzią lub podjąć jedną akcję. Piszesz też w kolejności niezależnej od pozostałych.
Ramsey walczy z Justine.
Bertie walczy z Tildą.
Obowiązują zasady pojedynkowe - oprócz listy zaklęć, możecie używać dowolnej dziedziny magii. Możecie używać mocy Zakonu/Rycerzy.
Teraz Ramsey rozpoczął atak na Justine, więc Justine może się obronić i wykonać inną akcję/zaatakować. W stronę Justine leci czarnomagiczne zaklęcie z mocą 130 oczek. Posty nie muszą mieć 300 słów, ale dobrze, by nie miały tylko 2 zdań.
W pojedynku Bertiego i Tildy pojedynek zaczyna Tilda (obydwoje posiadacie taką samą zwinność, więc pierwszeństwo zostało wylosowane).
Na ciele Blaithin nie możecie stanąć, ale bez problemu możecie ponad nim rzucać zaklęcia.
Wszelkie rzuty kością do wglądu w temacie.
Widzicie wszystko i wszystkich w zasięgu mapki.
Veritas Claro (Ramsey): 3/5
Tilda (opatrunek): 3/5
Justine dzięki propozycji gier i zabaw oraz posiadaniu kulek miała +20 do rzutu kością (Retoryka).
Poruszacie się zgodnie z mechaniką, jednak jeśli zbliżycie się do końca szarej strefy, niemożliwym stanie się jej opuszczenie - przy podjęciu próby opuszczenia jej, należy poczekać na post Mistrza Gry.
W poprzednim poście Mistrza Gry wkradł się błąd - nawet jeśli różdżka jest pozbawiona mocy i jest jedynie drewienkiem (właściciel został rozszarpany na strzępy w okolicznościach anomalijnych), nie działa na nią zaklęcie Accio. TIlda nie posiada więc różdżki Blaithin w swoim ekwipunku, choć ta i tak przydałaby się jej jedynie najwyżej do zrobienia szaszłyka. MG przeprasza za dezinformacje!
- Mapa:
niebieska kropka - Bertie
pomarańczowa kropka z krzyżykiem - ciało Blaithin
jasnopomarańczowa kropka - Kobieta
czerwona i jasnoróżowe kropki - dzieci (liczba kropek =/= liczba dzieci)
brązowe kropki - podesty
różowa kropka - Tilda
jasnoniebieska kropka - Justine
zielona kropka - Ramsey
fioletowa kropka - Alix
szara elipsa - niezidentyfikowany obszar; na razie wiecie, że nie przepuszcza zaklęć na zewnątrz, a do środka trafia tylko czarna magia
Krawędzie mapki to krawędzie wąwozu. Nie można się po nich wdrapać
- Żywotności:
Bertie 185/220 (5 - osłabienie, 30 - oparzenia); -5 do kościBlaithin 0/200(35 - cięte, rozszczepienie lewego przedramienia, 15 - psychiczne [levicorpus], 280 - rozszarpanie, cięte, gryzione, tłuczone) -10 do kości
Kobieta - 175/220
Justine 205/240 (10 - cięte, 20 - tłuczone, 5 - psychiczne); -5 do kości
Alix 162/202 (40 - prawa ręka, cięte); - 10 do kości
Tilda 145/200 (5 - osłabienie, 45 - cięte, 5 - psychiczne); -10 do kości
Ramsey 170/215 (10 - cięte, prawy pośladek, 35 - psychiczne, cm); -10 do kości
Przemiany w mgły Ramseya: 1
Tonks dostała wstążeczkę
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.01.19 20:01, w całości zmieniany 1 raz
Słuchając wywodu jasnowłosego chłopca, Tilda czuła, że mieli niewielkie szanse, by nakłonić małego przywódcę do zmiany zdania. Przemawiająca przez Łobuza – i pozostałe dzieci – żądza krwi była oczywista i choć Fancourt wciąż kierowała ku maluchom błagalne spojrzenie, rosło w niej coraz większe zwątpienie.
Gdy chłopiec siedzący na skrzyni zamyślił się głęboko, Tilda mimowolnie wstrzymała na moment oddech, niepewna, jakiego werdyktu mogła się spodziewać. Ale kłamstwo o dziecku okazało się nieskuteczne – odniosła wręcz wrażenie, że jej słowa wzburzyły Łobuza jeszcze bardziej. Wokół rozległo się buczenie i Tilda nagle znalazła się pod ostrzałem dziecięcych spojrzeń, z których żadne nie zdawało się wyrażać ani współczucia, ani zrozumienia.
A więc nie było wyjścia – musiała zagrać w ich grę.
Kiedy usłyszała inkantację Ramseya, wszystko potoczyło się bardzo szybko – zaklęcie świsnęło w stronę Justine, a dzieci podniosły się z okrzykiem z miejsc i rozbiegły w różne strony, po chwili wciągając do szarej strefy Bertiego. Mężczyzna, którego spotkała w pierwszych minutach tego koszmaru, nagle stał się jej przeciwnikiem, co dzieci oznajmiły z nieskrywanym entuzjazmem.
Unosząc lekko różdżkę, rzuciła mu niepewne spojrzenie, choć wiedziała, że musiała podjąć walkę, by nie narazić się na gniew dzieci i nie otrzymać obiecanej przez nich kary. Szukała więc w sobie resztek sił, by zapanować nad strachem i rzucić takie zaklęcie, które nie zraniłoby mężczyzny – nie chciała go krzywdzić, ale przecież dzieci domagały się rozlewu krwi.
Nie musiały jednak wiedzieć, jakiego czaru używała.
Steleus – niewerbalnemu zaklęciu towarzyszyło nieznaczne machnięcie różdżką, lecz Tilda miała nadzieję, że magia i tak ją zawiedzie.
Gdy chłopiec siedzący na skrzyni zamyślił się głęboko, Tilda mimowolnie wstrzymała na moment oddech, niepewna, jakiego werdyktu mogła się spodziewać. Ale kłamstwo o dziecku okazało się nieskuteczne – odniosła wręcz wrażenie, że jej słowa wzburzyły Łobuza jeszcze bardziej. Wokół rozległo się buczenie i Tilda nagle znalazła się pod ostrzałem dziecięcych spojrzeń, z których żadne nie zdawało się wyrażać ani współczucia, ani zrozumienia.
A więc nie było wyjścia – musiała zagrać w ich grę.
Kiedy usłyszała inkantację Ramseya, wszystko potoczyło się bardzo szybko – zaklęcie świsnęło w stronę Justine, a dzieci podniosły się z okrzykiem z miejsc i rozbiegły w różne strony, po chwili wciągając do szarej strefy Bertiego. Mężczyzna, którego spotkała w pierwszych minutach tego koszmaru, nagle stał się jej przeciwnikiem, co dzieci oznajmiły z nieskrywanym entuzjazmem.
Unosząc lekko różdżkę, rzuciła mu niepewne spojrzenie, choć wiedziała, że musiała podjąć walkę, by nie narazić się na gniew dzieci i nie otrzymać obiecanej przez nich kary. Szukała więc w sobie resztek sił, by zapanować nad strachem i rzucić takie zaklęcie, które nie zraniłoby mężczyzny – nie chciała go krzywdzić, ale przecież dzieci domagały się rozlewu krwi.
Nie musiały jednak wiedzieć, jakiego czaru używała.
Steleus – niewerbalnemu zaklęciu towarzyszyło nieznaczne machnięcie różdżką, lecz Tilda miała nadzieję, że magia i tak ją zawiedzie.
You have witchcraftin your lips
The member 'Tilda Fancourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 77
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Dzieci go wyśmiały i było to w sumie tragikomiczne - chyba na prawdę liczył, że dadzą się przekonać, to co im zrobiono siedziało w nich jednak najwidoczniej zbyt głęboko. Dalej wszystko działo się szybko, dzieciaki wciągnęły go pod kopułę, ustawiły na przeciwko kobiety której nie chciał i nie zamierzał atakować. Była w tym wszystkim ofiarą jak oni wszyscy, a jedynym z dorosłych który zdawał się być prawdziwym zagrożeniem był drugi mężczyzna, który czarnomagiczną klątwą zaatakował Justine.
Kobieta, która skierowała w jego stronę różdżkę robiła to, co kazały jej robić dzieci. Z jednej strony nie mieli wyboru, z drugiej - jaka jest szansa, że ich to uratuje? Kolejna dwójka ma umrzeć, potem kolejni, wszyscy się pokiereszują. Ta walka nie ma sensu.
- Horatio.
Wypowiedział w nadziei, że szczęście dopisze mu dziś ponownie. Da czas na działanie. Cholera, na prawdę potrzebował tego sukcesu. Liczył, że zaklęcie uchroni go przed urokiem przeciwniczki - i zrobi o wiele więcej.
zaklęcie obniżone o 5 dzięki Zakonowi <3
Kobieta, która skierowała w jego stronę różdżkę robiła to, co kazały jej robić dzieci. Z jednej strony nie mieli wyboru, z drugiej - jaka jest szansa, że ich to uratuje? Kolejna dwójka ma umrzeć, potem kolejni, wszyscy się pokiereszują. Ta walka nie ma sensu.
- Horatio.
Wypowiedział w nadziei, że szczęście dopisze mu dziś ponownie. Da czas na działanie. Cholera, na prawdę potrzebował tego sukcesu. Liczył, że zaklęcie uchroni go przed urokiem przeciwniczki - i zrobi o wiele więcej.
zaklęcie obniżone o 5 dzięki Zakonowi <3
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Tilda zdecydowała się rzucić zaklęcie Niewerbalne - nikt ze zgromadzonych nie usłyszał inkantacji, wszyscy widzieli jednak promień uroku, mknący w stronę Bertiego. Dzieci zabuczały z niechęcią, część z nich nie wiedziała zapewne jeszcze o tym, co znaczą zaklęcia niewerbalna, wyraziły więc swe obudzenie nerwowym tupaniem i posykiwaniem. Chłopiec także się skrzywił, jeszcze mocniej, gdy zaklęcie - o dziwnym kolorze, Fancourt wiedziała, że coś poszło nie tak i moc bliskiej anomali podmieniła wybrany, niegroźny urok - uderzyło w niebroniącego się Botta. Jego dziwnie zadrżały, coś połaskotało go w bose pięty: gdyby miał a nogach buty, nie mógłby się poruszyć: jako osoba doskonale znająca się na urokach, rozpoznał, że mógł stać się ofiarą zaklęcia Colloshoo.
Ten bezkrwawy manewr sprawił, że Łobuz wstał z kufra i mocniej zacisnął palce na drewnianej gałęzi. - Oszukujesz! - wrzasnął drżącym głosem, lecz sekundę później zamilkł, wpatrując się w Botta. Ten ponownie wykazał się niezwykłym talentem, zatrzymując czas. Wszystko wokól zamarło, lecz zaniepokoiły go płomienie ogniska - te dalej buchały, ogień groźnie trzaskał a dym unosił się wraz z chłodnym powietrzem w górę wąwozu.
|Bertie, masz czas do 10:30 do 20.01 na napisanie 3 postów/podjęcie 3 akcji.
Alix, Ramsey, Tilda i Justine, wasza kolejka wznowi się wraz z odpowiednim postem Mistrza Gry.
Ten bezkrwawy manewr sprawił, że Łobuz wstał z kufra i mocniej zacisnął palce na drewnianej gałęzi. - Oszukujesz! - wrzasnął drżącym głosem, lecz sekundę później zamilkł, wpatrując się w Botta. Ten ponownie wykazał się niezwykłym talentem, zatrzymując czas. Wszystko wokól zamarło, lecz zaniepokoiły go płomienie ogniska - te dalej buchały, ogień groźnie trzaskał a dym unosił się wraz z chłodnym powietrzem w górę wąwozu.
|Bertie, masz czas do 10:30 do 20.01 na napisanie 3 postów/podjęcie 3 akcji.
Alix, Ramsey, Tilda i Justine, wasza kolejka wznowi się wraz z odpowiednim postem Mistrza Gry.
Nie wiedział jakim zaklęciem celuje w niego kobieta, mogło to być cokolwiek, mogła być tak zastraszona by na prawdę go zaatakować, wiedział jednak że zatrzymanie czasu to znacznie większa szansa na przetrwanie, niż wdawanie się w ten pojedynek. Kiedy poczuł, że coś dzieje się z jego stopami - jakby zaklęcie, które nie ma racji bytu, zrozumiał co miało się stać. Trochę odetchnął z ulgą, bo to mogło oznaczać, że nieznajoma także nie ma zamiaru bawić się w ten chory rozlew krwi. Nie tracił jednak czasu bo wiedział że może mieć go niewiele, a miał bardzo dużo do zrobienia. Wbiegł przed Tonks, której groził atak czarnomagicznym, cholernie potężnym zaklęciem i w pierwszym odruchu chciał sięgać po różdżkę, doszedł jednak do wniosku że inny ruch będzie bezpieczniejszy - nie zagrozi mu anomalią. Podniósł ją ciesząc się w tej chwili, że Just jest tak drobną osobą - nie poruszająca się ani o centymetr, zatrzymana w czasie nie była wybitnie poręczna, wysilił się jednak by przenieść ją poza zasięg zaklęcia, które było w nią wymierzone, kierując się w stronę ogniska.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie spodziewał się że zadanie będzie aż tak trudne, z drugiej strony był to dość oczywiste - nie miał kondycji, nie miał siły, zdecydowanie wolał działać przy pomocy różdżki niż się wysilać. Sapnął ciężko, stawiając Tonks zaledwie kawałek dalej i przyglądając się smudze, która nie powinna już w nią trafić. Nie miał jednak czasu na to, żeby odpoczywać, biegiem ruszył w kierunku mężczyzny, który próbował rzucić w Just czarnomagiczne zaklęcie (Mulcibera), by wyjąć z jego ręki różdżkę. Przez dosłownie sekundę zawahał się, czy nie spróbować go przeszukać, działał jednak pod coraz większą presją czasu, a jego plan zakładał, że jego działanie ma szansę zostać niezauważone - więc nie może stać tu przy nim, kiedy zaklęcie minie.
Biegiem zawrócił więc ku Justine.
Biegiem zawrócił więc ku Justine.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czas się zatrzymał - i Bertie postanowił wykorzystać swoją szansę. Zdecydował się pomóc Tonks: rzucił się w jej stronę i spróbował przenieść nieruchome, bierne, sztywne ciało kobiety nieco w bok, by umknąć promieniowi zaklęcia. Sprawiło mu to wiele trudności, pomimo różnicy wagi Justine była wyćwiczoną, sprawną i wytrzymałą fizycznie przyszłą aurorką; pot wystąpił na czoło Zakonnika, ale zdołał przesunąć Justine w bok, chroniąc ją przed promieniem niezwykle mocnego zaklęcia.
Które w końcu rozbłysło; czas ruszył do przodu, żadna ze zgromadzonych osób nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało, przynajmniej w pierwszym momencie. Biegły w Numerologii Ramsey, słyszący inkantację, mógł zorientować się, co zrobił Bott - a reszta zgromadzonych, nawet dzieci, zorientować się, że Bertie w magiczny sposób znalazł się kilkanaście kroków dalej, wraz z Justine, którą o włos minęła czarnomagiczna klątwa.
- Oszust! Przypłacisz to życiem - albo nie, oni przypłacą to życiem, to będzie twoja wina, tylko twoja wina - wykrzyknął Łobuz, znów zrywając się na równe nogi. Machnął ręką w stronę Kobiety - ta, drżąca, lecz milcząca, z przerażeniem i niechęcią w oczach, uniosła różdżkę w stronę Bertiego. W Botta, odwróconego plecami, zajętego Justine, pomknęła czarnomagiczna klątwa, przemykająca przez szarą, pulsującą sferę. - Naprawdę nie chcecie nam pomóc? Nie chcecie się zabawić? Nie chcecie się wydostać, oddać to co sprawiedliwe... - zawiesił głos, groźny, roztrzęsiony; Blondyn umilkł, zapominając przysłowia. - Każdy, kto nie będzie potrafił się bawić, będzie ukarany! A to tylko początek - surowo spojrzał na zgromadzonych. Pulsująca wokół nich anomalia zdawała się tętnić coraz mocniej, wygłodniała jak zgromadzone wokół dzieci; chciała krwi, chciała się nasycić - tylko to mogło ją ukoić i pozwolić nad nią zapanować, jakoś uporządkować ten chaos, grożący wszystkim przebywającym w wąwozie i w przeklętym lesie. Wyczuwali to zarówno Zakonnicy, jak i Mulciber; nawet Tilda i Alix rozumiały, że dzieje się wokół nich coś ogromnego, przytłaczającego, groźnego.
| Czas na odpis upływa 22.01 o 12:00.
Kolejka wygląda następująco.
Justine ma teraz dwie tury ataku -> Ramsey tura obrony, Ramsey tura ataku -> Justine tura obrony, Justine tura ataku
Bertie tura ataku/obrony -> Tilda tura obrony, Tilda tura ataku -> Bertie tura obrony, Bertie tura ataku
Oczywiście określenie "tura ataku lub obrony" jest szkicem, zależnym od udanych bądź nieudanych zaklęć - alegorycznie jak przy pojedynkach.
Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, możecie pisać kolejkami niezależnie od siebie.
Zaklęcia NPC/MG jak zwykle w Rzutach kością MG.
Mistrz Gry przypomina o mechanice poruszania się podczas pojedynków. Tak jak było wspomniane w poprzednich postach, obowiązuje mechanika pojedynków (oprócz spisu zaklęć), dlatego Bertie nie mógł wykonać akcji odebrania różdżki Ramseyowi. Ten ciągle ją posiada, ostatni post Bertiego uznajemy za nieistniejący.
Mistrz Gry informuje także, że uaktualnił żywotność Ramseya - w poprzednim poście zapomniał odjąć 15 PŻ za 1 na kości k10.
Które w końcu rozbłysło; czas ruszył do przodu, żadna ze zgromadzonych osób nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało, przynajmniej w pierwszym momencie. Biegły w Numerologii Ramsey, słyszący inkantację, mógł zorientować się, co zrobił Bott - a reszta zgromadzonych, nawet dzieci, zorientować się, że Bertie w magiczny sposób znalazł się kilkanaście kroków dalej, wraz z Justine, którą o włos minęła czarnomagiczna klątwa.
- Oszust! Przypłacisz to życiem - albo nie, oni przypłacą to życiem, to będzie twoja wina, tylko twoja wina - wykrzyknął Łobuz, znów zrywając się na równe nogi. Machnął ręką w stronę Kobiety - ta, drżąca, lecz milcząca, z przerażeniem i niechęcią w oczach, uniosła różdżkę w stronę Bertiego. W Botta, odwróconego plecami, zajętego Justine, pomknęła czarnomagiczna klątwa, przemykająca przez szarą, pulsującą sferę. - Naprawdę nie chcecie nam pomóc? Nie chcecie się zabawić? Nie chcecie się wydostać, oddać to co sprawiedliwe... - zawiesił głos, groźny, roztrzęsiony; Blondyn umilkł, zapominając przysłowia. - Każdy, kto nie będzie potrafił się bawić, będzie ukarany! A to tylko początek - surowo spojrzał na zgromadzonych. Pulsująca wokół nich anomalia zdawała się tętnić coraz mocniej, wygłodniała jak zgromadzone wokół dzieci; chciała krwi, chciała się nasycić - tylko to mogło ją ukoić i pozwolić nad nią zapanować, jakoś uporządkować ten chaos, grożący wszystkim przebywającym w wąwozie i w przeklętym lesie. Wyczuwali to zarówno Zakonnicy, jak i Mulciber; nawet Tilda i Alix rozumiały, że dzieje się wokół nich coś ogromnego, przytłaczającego, groźnego.
| Czas na odpis upływa 22.01 o 12:00.
Kolejka wygląda następująco.
Justine ma teraz dwie tury ataku -> Ramsey tura obrony, Ramsey tura ataku -> Justine tura obrony, Justine tura ataku
Bertie tura ataku/obrony -> Tilda tura obrony, Tilda tura ataku -> Bertie tura obrony, Bertie tura ataku
Oczywiście określenie "tura ataku lub obrony" jest szkicem, zależnym od udanych bądź nieudanych zaklęć - alegorycznie jak przy pojedynkach.
Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, możecie pisać kolejkami niezależnie od siebie.
Zaklęcia NPC/MG jak zwykle w Rzutach kością MG.
Mistrz Gry przypomina o mechanice poruszania się podczas pojedynków. Tak jak było wspomniane w poprzednich postach, obowiązuje mechanika pojedynków (oprócz spisu zaklęć), dlatego Bertie nie mógł wykonać akcji odebrania różdżki Ramseyowi. Ten ciągle ją posiada, ostatni post Bertiego uznajemy za nieistniejący.
Mistrz Gry informuje także, że uaktualnił żywotność Ramseya - w poprzednim poście zapomniał odjąć 15 PŻ za 1 na kości k10.
- Mapa:
Tylko Tilda i Justine nie mogą wymierzyć w siebie różdżek, reszta jest w swoim zasięgu (Bertie i Tilda, Ramsey i Justine) - pamiętajcie proszę o przemieszczaniu się.
Nie udało się, nie zdążył wrócić, nie zdążył odebrać przeciwnikowi różdżki, niewiele z jego dość szerokiego planu się udało, a on sapał rozdygotany przez działanie pod presją ciesząc się, że chociaż uchronienie Tonks przed czarem się powiodło.
- Horatio nie zadziałało na ogień, nie zatrzymał się. - szepnął tak, żeby tylko Justine mogła go usłyszeć korzystając z tej krótkiej chwili, kiedy wszyscy byli jeszcze rozproszeni i zdezorientowani. Nie był pewien czy sama Tonks od razu zrozumie jego słowa, nie wątpił jednak że sens szybko do niej dotrze. Ogień. Coś jest nie tak z tym cholernym ogniem, mógł być celem tego wszystkiego, centrum anomalii. Choć anomalie zawsze buchały ze swojego centrum - więc co do cholery mają zrobić?
Dzieci zaczęły znów krzyczeć, a on czuł się tylko bardziej zdezorientowany. Co mają zrobić? Jak się ratować? Wierzył że musi istnieć jakiś sposób i nie wierzył żeby rozlew krwi mógł tym sposobem być. Wtedy nikt by stąd nie wyszedł.
Chcąc spojrzeć w kierunku przeciwniczki obrócił się dopiero po chwili, idealnie żeby dostrzec lecącą ku niemu smugę. Nie mógł wiedzieć jaki jest to czar, wiedział jednak że kobieta zna czarną magię, nie miał ani sekundy do namysłu uniósł różdżkę przed siebie licząc, że da radę się obronić.
- Protego!
Wypowiedział energicznie w nadziei iż tarcza zdąży się uformować i uratować mu skórę.
- Horatio nie zadziałało na ogień, nie zatrzymał się. - szepnął tak, żeby tylko Justine mogła go usłyszeć korzystając z tej krótkiej chwili, kiedy wszyscy byli jeszcze rozproszeni i zdezorientowani. Nie był pewien czy sama Tonks od razu zrozumie jego słowa, nie wątpił jednak że sens szybko do niej dotrze. Ogień. Coś jest nie tak z tym cholernym ogniem, mógł być celem tego wszystkiego, centrum anomalii. Choć anomalie zawsze buchały ze swojego centrum - więc co do cholery mają zrobić?
Dzieci zaczęły znów krzyczeć, a on czuł się tylko bardziej zdezorientowany. Co mają zrobić? Jak się ratować? Wierzył że musi istnieć jakiś sposób i nie wierzył żeby rozlew krwi mógł tym sposobem być. Wtedy nikt by stąd nie wyszedł.
Chcąc spojrzeć w kierunku przeciwniczki obrócił się dopiero po chwili, idealnie żeby dostrzec lecącą ku niemu smugę. Nie mógł wiedzieć jaki jest to czar, wiedział jednak że kobieta zna czarną magię, nie miał ani sekundy do namysłu uniósł różdżkę przed siebie licząc, że da radę się obronić.
- Protego!
Wypowiedział energicznie w nadziei iż tarcza zdąży się uformować i uratować mu skórę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 52
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Czarodziejski wąwóz
Szybka odpowiedź