Cmentarzysko statków
Strona 2 z 22 • 1, 2, 3 ... 12 ... 22
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Cmentarzysko statków
Chociaż opustoszała, skalista wyspa położona na Morzu Północnym nie ma swojej oficjalnej geograficznej nazwy, to przez podróżujących pobliską trasą żeglarzy nazywana jest Cmentarzyskiem. Owiana legendami równie gęsto, co nigdy nieopadającą mlecznobiałą mgłą, stanowi czarny punkt na morskich mapach, który co ostrożniejsi starają się omijać szerokim łukiem. Niewielu jest jednak w stanie wskazać, gdzie dokładnie się znajduje, bo jej położenie zdaje się stale zmieniać - choć bardziej sceptyczni twierdzą, że wpływ na to mają silne, oplatające wyspę prądy, które znoszą nieuważnych kapitanów na manowce. Okręty, które miały nieszczęście znaleźć się w pobliżu, rzadko wychodzą z tego bez szwanku, gdyż usiane ostrymi skałami mielizny w połączeniu z często nawiedzającymi ten rejon sztormami, bardzo szybko zamieniają się w śmiercionośną pułapkę. W efekcie cała wyspa otoczona jest przez osiadłe na dnie wraki statków, których pochylone w różnym stopniu maszty wyłaniają się z mglistych oparów niczym ostrzegawcze znaki; chodzą słuchy, że to właśnie tutaj swoją ostatnią podróż zakończył niesławny Syreni Lament, pociągając na dno niemal setkę pasażerów i członków załogi, aczkolwiek samego okrętu nigdy nie odnaleziono.
Mimo czyhających na wyspie niebezpieczeństw, z czasem stała się ona dość popularnym celem samozwańczych poszukiwaczy artefaktów - zwłaszcza, gdy odkryto istnienie wydrążonego w czarnych skałach systemu grot i jaskiń, służących w przeszłości bliżej nieznanemu przeznaczeniu. Większość korytarzy zapadła się, czyniąc poruszanie się po skalnych komnatach prawie niemożliwym, ale od czasu do czasu wciąż można spotkać tutaj śmiałków, liczących na to, że uda im się odnaleźć nieco więcej niż rozkładające się zwłoki rozbitków i zaścielające wyspę kości. Ci, którym udało się zwiedzić Cmentarzysko i wrócić, twierdzą zgodnie, że jest nawiedzone: podobno po zmierzchu korytarzami niesie się echo syreniego śpiewu, a wśród kamiennych ścian snuje się duch zakrwawionego mężczyzny z ziejącą w klatce piersiowej dziurą, opowiadającego historię utraconej miłości, która odebrała mu wszystko - łącznie ze zmysłami i wyrwanym z piersi sercem.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że prawdziwa tajemnica wyspy nie znajduje się na powierzchni, a pod nią - jeżeli ktoś zdecydowałby się zanurkować, i udałoby mu się dotrzeć w pobliże dna, odnalazłby częściowo zniszczoną wioskę trytonów, sprawiającą wrażenie, jakby jej mieszkańcy opuścili ją w pośpiechu, pozostawiając za sobą większość cennego dobytku i prywatnych pamiątek.
Mimo czyhających na wyspie niebezpieczeństw, z czasem stała się ona dość popularnym celem samozwańczych poszukiwaczy artefaktów - zwłaszcza, gdy odkryto istnienie wydrążonego w czarnych skałach systemu grot i jaskiń, służących w przeszłości bliżej nieznanemu przeznaczeniu. Większość korytarzy zapadła się, czyniąc poruszanie się po skalnych komnatach prawie niemożliwym, ale od czasu do czasu wciąż można spotkać tutaj śmiałków, liczących na to, że uda im się odnaleźć nieco więcej niż rozkładające się zwłoki rozbitków i zaścielające wyspę kości. Ci, którym udało się zwiedzić Cmentarzysko i wrócić, twierdzą zgodnie, że jest nawiedzone: podobno po zmierzchu korytarzami niesie się echo syreniego śpiewu, a wśród kamiennych ścian snuje się duch zakrwawionego mężczyzny z ziejącą w klatce piersiowej dziurą, opowiadającego historię utraconej miłości, która odebrała mu wszystko - łącznie ze zmysłami i wyrwanym z piersi sercem.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że prawdziwa tajemnica wyspy nie znajduje się na powierzchni, a pod nią - jeżeli ktoś zdecydowałby się zanurkować, i udałoby mu się dotrzeć w pobliże dna, odnalazłby częściowo zniszczoną wioskę trytonów, sprawiającą wrażenie, jakby jej mieszkańcy opuścili ją w pośpiechu, pozostawiając za sobą większość cennego dobytku i prywatnych pamiątek.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 27.02.19 23:08, w całości zmieniany 2 razy
Jedno było pewne - musieli się stąd wydostać. Nie dostrzegał ani ciała mężczyzny ani kobiety zamienionej w kotkę, nie przejmował go jednak los żadnego z nich - nie chciał zaniedbać interesy, w jakich się tutaj zjawili, jeśli jednak miało przyjść mu wybierać pomiędzy życiem a transakcją - wybierał to pierwsze. Wiedział, że nie zdołają otworzyć kufra samodzielnie - ciążyła na nim klątwa, a ani on ani Deirdre, wiedział o tym, nie potrafili z tym nic zrobić. Kotka może się znajdzie, może nie - a oni musieli przetrwać. Niespokojne morze kołysało statkiem, niepokojące hałasy nie ustawały - a jeśli to było za mało, dostrzec musiał rysę na jednym z okien - statek tonął. Byli na dolnym pokładzie, czym prędzej musieli wyjść na górę; gdzieś tu musieli mieć szalupy ratunkowe - z górnego pokładu w absolutnej ostateczności mogli też umknąć inną drogą. Najważniejsze to zorientować się w sytuacji, zrozumieć, co działo się wokół nich. Jego zaklęcie zadziałało, a napięty mięsień wciąż utrzymywał go przy drzwiach - nie mógł jednak wiedzieć, jak długo zdoła w ten sposób wisieć. Musieli się śpieszyć.
Kandelabr, którego trzymała się Deirdre, w końcu ustąpił; kiedy tylko oderwał się od ściany, skierował różdżkę w wyszczerbione deski ściany, które wystawały w miejscu ściennej lampy i zainkantował formułę zaklęcia: - Orbis - zamierzając utworzyć połączenie linowe pomiędzy sobą, a miejscem, którego jeszcze do niedawna trzymała się ona. Powinna mieć w ten sposób ułatwione przejście - trzymając ise czegoś, mogła się spokojnie, prościej, przesunąć ku niemu. Jeśli tylko uda mu się utrzymać przy drzwiach jeszcze chwilę. Odkąd ucichł pożar przez krótki moment zdawało mu sie, że czas nie goni ich tak mocno - prędko jednak pojął, że powódź w tym rozrachunku wychodzi znacznie gorzej. - Daj mi rękę, szybko - nie mieli wszak do stracenia ani chwili dłużej do stracenia; schował różdżkę, wyciągając ramię jak najdalej w jej stronę - chcąc jej pomóc.
1. rąsia
2. zaklęcie + anomalia
Kandelabr, którego trzymała się Deirdre, w końcu ustąpił; kiedy tylko oderwał się od ściany, skierował różdżkę w wyszczerbione deski ściany, które wystawały w miejscu ściennej lampy i zainkantował formułę zaklęcia: - Orbis - zamierzając utworzyć połączenie linowe pomiędzy sobą, a miejscem, którego jeszcze do niedawna trzymała się ona. Powinna mieć w ten sposób ułatwione przejście - trzymając ise czegoś, mogła się spokojnie, prościej, przesunąć ku niemu. Jeśli tylko uda mu się utrzymać przy drzwiach jeszcze chwilę. Odkąd ucichł pożar przez krótki moment zdawało mu sie, że czas nie goni ich tak mocno - prędko jednak pojął, że powódź w tym rozrachunku wychodzi znacznie gorzej. - Daj mi rękę, szybko - nie mieli wszak do stracenia ani chwili dłużej do stracenia; schował różdżkę, wyciągając ramię jak najdalej w jej stronę - chcąc jej pomóc.
1. rąsia
2. zaklęcie + anomalia
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44, 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 44, 95
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Woda bulgotała nieprzyjemnie za małymi okienkami, ale to nie nią Deirdre przejmowała się najmocniej. Przechył statku zdawał się powiększać, podłoga pod jej stopami trzeszczeć. Naprawdę starała się zwinnie utrzymać równowagę i przesunąć się w górę, bliżej drzwi pozwalających uciec z pomieszczenia, ale mosiężny kandelabr urwał się a ona gwałtownie opadła na podłogę. Zaasekurowała się dłońmi, lecz i tak boleśnie potłukła kolana, ból przeszył także jej uda i łydki. Bez wątpienia jutro obudzi się z pięknymi siniakami - o ile w ogóle się obudzi, wokół działo się coś dziwnego, niepokojącego, niezrozumiałego, a jedyna osoba, która zdawała się rozumieć całą sytuację, rozpłynęła się w powietrzu. Lub zginęła, zmiażdżona przesuwającymi się meblami.
Deirdre szybko podniosła się z podłogi, starając się przytrzymać ściany - wtem zobaczyła lśniące lasso; magiczna lina, sięgająca od różdżki Tristana aż do urwanej części kandelabru. Tsagairt mocno chwyciła się świetlistego sznura, po czym, ostrożnie, zachowując równowagę, wspięła się przy jego pomocy do góry, do Rosiera, równie silnie ściskając jego nieco szorstką dłoń. Nie przywykła do podziękowań - a może zbyt często odczuwała potrzebę ich wypowiadania - dlatego nie powiedziała nic, obolała i zdezorientowana. Szyby w okienkach dziwnie zatrzeszczały: powinni stąd jak najszybciej wyjść. - Chodźmy - wyszeptała, przytrzymując się zarówno liny, jak i jego ciała, po czym, po otworzeniu zamka przez Tristana, spróbowała przekroczyć próg drzwi, ciągle wspierając się o wystające elementy i ciało mężczyzny.
Deirdre szybko podniosła się z podłogi, starając się przytrzymać ściany - wtem zobaczyła lśniące lasso; magiczna lina, sięgająca od różdżki Tristana aż do urwanej części kandelabru. Tsagairt mocno chwyciła się świetlistego sznura, po czym, ostrożnie, zachowując równowagę, wspięła się przy jego pomocy do góry, do Rosiera, równie silnie ściskając jego nieco szorstką dłoń. Nie przywykła do podziękowań - a może zbyt często odczuwała potrzebę ich wypowiadania - dlatego nie powiedziała nic, obolała i zdezorientowana. Szyby w okienkach dziwnie zatrzeszczały: powinni stąd jak najszybciej wyjść. - Chodźmy - wyszeptała, przytrzymując się zarówno liny, jak i jego ciała, po czym, po otworzeniu zamka przez Tristana, spróbowała przekroczyć próg drzwi, ciągle wspierając się o wystające elementy i ciało mężczyzny.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Zbliżający się huk uderzających o siebie wzajemnie regałów przyprawiał o dreszcze, co ciemność tylko zdawała się potęgować. Szatyn unikał takich sytuacji, nie wyobrażał sobie pozostawiać wszystkiego losowi, a ów moment właśnie do tego go zmusił - nie miał żadnej możliwości na skuteczną obronę. Nie tylko fakt własnych przypuszczalnych obrażeń go martwił, ale też dziewczyny, która znajdując się od niego w niemałej odległości znikła mu z oczu wraz ze światłem. Słyszał ją, choć trzask łamanego drewna otępiał zmysły powodując kompletną dezorientację.
Machinalnie przysłonił rękami głowę wiedząc, że nieubłagalnie miał nadejść moment, w którym masywny regał zrobi sobie z niego leżak. Ostatnie łupnięcie, spadające tuż przed stopami bagaże sprawiły, że napiął mocniej mięśnie licząc na łagodny wyrok. W końcu nawet ognista mogła obrócić się przeciwko niemu i w postaci kilku butelek spaść wprost na niego pozostawiając paskudne rany. Szatyn nie mógł wiedzieć, co dokładnie znajdowało się na półkach, ale przez te ułamki sekund przenalizował już wszystkie możliwe opcje.
W chwili, gdy huk ustał pozostawiając po sobie jedynie mało przyjemne wspomnienie szatyn odetchnął głośno i wyraźnie, choć szybkie bicie serca wciąż dawało o sobie znać. -Kretynie, a powtarzałeś sobie, że po ostatniej wycieczce kończysz ze statkami i morzem. Ty skończony idioto.- mruknął cicho sam do siebie nie zważając na obecność Lucindy i wiążące się z tym kpiny, z którymi – jeśli przeżyją – przyjdzie mu się zmierzyć.
-Wszystko dobrze?- rzucił w przestrzeń po czym przesunął dłoń z prawej na lewą stronę, gdzie nikłe światło lumos ukazało mu brudną od kurzu twarz Selwyn. W tej samej chwili coś kapnęło mu na głowę; raz, drugi, trzeci, nieustannie nabierając tempa. Szatyn szybko uzmysłowił sobie co się stało, więc woda zbierająca się w okolicach jego kostek nieszczególnie go zdziwiła, choć z pewnością sprawiła, iż adrenalina dała o sobie znać. Musiał być cholerną wróżką? Przebieranki z Rookwood podczas festiwalu i przepowiadanie koszmarów naiwnym panienkom widocznie przyszły mu z zemstą, pieprzona karma.
-Nie mamy czasu.- rzucił licząc, że ruszy czym prędzej, jednak dopiero wtem dostrzegł, że szlachcianka pozostawała przygnieciona dużym, metalowym kufrem i wcale nie wyglądało to dobrze. Szum wody nie pomagał. Nic do jasnej cholery tam nie pomagało. -Powoli podniosę go z Twoich nóg. Rzuć na siebie bąblogłowę i postaraj się stąd wyczołgać. Weź moją różdżkę, oświetl sobie drogę, będę tuż za Tobą.- nie żartował, jak powiedział tak zrobił. Nie było czasu na ironię, sytuacja wcale nie wprawiała go w dobry nastrój i choć w jego stylu byłoby ratować tylko siebie, to tym razem było inaczej. Wówczas jednak o tym nie myślał, chciał po prostu jak najszybciej wydostać się spod regałów, które runą w chwili podniesienia się poziomu wody.
Zaraz po tym jak podał jej wężowe drewno chwycił kufer spod spodu i wolnym ruchem uniósł go ku górze starając się nie naruszyć niestabilnej konstrukcji. Widząc jak dziewczyna przesuwa nogi postawił go z powrotem na ziemię dysząc przy tym nieznacznie. Skrzynia okazała się paskudnie ciężka, jak na jego możliwości, a dodatkowo fakt, iż musiał ją podnosić w takich warunkach i pozycji niczego nie ułatwił. Póki co nie mógł jej pomóc, nie mogli ocenić stanu jej łydek– musieli wydostać się spod regałów i wtedy zadecydować co dalej, ale obawiał się, że uderzenie mogło wpłynąć na sprawność jej nóg, a tym samym na możliwość swobodnego poruszania się.
Najważniejszym jednak było wymyślić coś na powstrzymanie silnego strumienia albo wejść podkład wyżej szczelnie zamykając przy tym prowadzące do ładowni drzwi. Na niewiele się to zda, ale zapewni choć trochę więcej czasu.
Jedno było pewne. Statek tonął.
Machinalnie przysłonił rękami głowę wiedząc, że nieubłagalnie miał nadejść moment, w którym masywny regał zrobi sobie z niego leżak. Ostatnie łupnięcie, spadające tuż przed stopami bagaże sprawiły, że napiął mocniej mięśnie licząc na łagodny wyrok. W końcu nawet ognista mogła obrócić się przeciwko niemu i w postaci kilku butelek spaść wprost na niego pozostawiając paskudne rany. Szatyn nie mógł wiedzieć, co dokładnie znajdowało się na półkach, ale przez te ułamki sekund przenalizował już wszystkie możliwe opcje.
W chwili, gdy huk ustał pozostawiając po sobie jedynie mało przyjemne wspomnienie szatyn odetchnął głośno i wyraźnie, choć szybkie bicie serca wciąż dawało o sobie znać. -Kretynie, a powtarzałeś sobie, że po ostatniej wycieczce kończysz ze statkami i morzem. Ty skończony idioto.- mruknął cicho sam do siebie nie zważając na obecność Lucindy i wiążące się z tym kpiny, z którymi – jeśli przeżyją – przyjdzie mu się zmierzyć.
-Wszystko dobrze?- rzucił w przestrzeń po czym przesunął dłoń z prawej na lewą stronę, gdzie nikłe światło lumos ukazało mu brudną od kurzu twarz Selwyn. W tej samej chwili coś kapnęło mu na głowę; raz, drugi, trzeci, nieustannie nabierając tempa. Szatyn szybko uzmysłowił sobie co się stało, więc woda zbierająca się w okolicach jego kostek nieszczególnie go zdziwiła, choć z pewnością sprawiła, iż adrenalina dała o sobie znać. Musiał być cholerną wróżką? Przebieranki z Rookwood podczas festiwalu i przepowiadanie koszmarów naiwnym panienkom widocznie przyszły mu z zemstą, pieprzona karma.
-Nie mamy czasu.- rzucił licząc, że ruszy czym prędzej, jednak dopiero wtem dostrzegł, że szlachcianka pozostawała przygnieciona dużym, metalowym kufrem i wcale nie wyglądało to dobrze. Szum wody nie pomagał. Nic do jasnej cholery tam nie pomagało. -Powoli podniosę go z Twoich nóg. Rzuć na siebie bąblogłowę i postaraj się stąd wyczołgać. Weź moją różdżkę, oświetl sobie drogę, będę tuż za Tobą.- nie żartował, jak powiedział tak zrobił. Nie było czasu na ironię, sytuacja wcale nie wprawiała go w dobry nastrój i choć w jego stylu byłoby ratować tylko siebie, to tym razem było inaczej. Wówczas jednak o tym nie myślał, chciał po prostu jak najszybciej wydostać się spod regałów, które runą w chwili podniesienia się poziomu wody.
Zaraz po tym jak podał jej wężowe drewno chwycił kufer spod spodu i wolnym ruchem uniósł go ku górze starając się nie naruszyć niestabilnej konstrukcji. Widząc jak dziewczyna przesuwa nogi postawił go z powrotem na ziemię dysząc przy tym nieznacznie. Skrzynia okazała się paskudnie ciężka, jak na jego możliwości, a dodatkowo fakt, iż musiał ją podnosić w takich warunkach i pozycji niczego nie ułatwił. Póki co nie mógł jej pomóc, nie mogli ocenić stanu jej łydek– musieli wydostać się spod regałów i wtedy zadecydować co dalej, ale obawiał się, że uderzenie mogło wpłynąć na sprawność jej nóg, a tym samym na możliwość swobodnego poruszania się.
Najważniejszym jednak było wymyślić coś na powstrzymanie silnego strumienia albo wejść podkład wyżej szczelnie zamykając przy tym prowadzące do ładowni drzwi. Na niewiele się to zda, ale zapewni choć trochę więcej czasu.
Jedno było pewne. Statek tonął.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
W chwili gdy wypowiedziała inkantacje poczuła, że zaklęcie rozpłynie się bez rezultatu. Może była to zbyt wysoka ambicja by rzucać tak silne zaklęcie w takiej sytuacji. Lucinda próbowała ochronić nie tylko siebie, ale także i znajdującego się w niedalekiej odległości mężczyznę. Panujące wokół ciemności nie pomagały nawet w poprawnym nakierowaniu różdżki dlatego nie chcąc ryzykować, że rzuci coś co tylko ich pogrzebie postanowiła więcej nie reagować, a jedynie skryć się najbardziej jak będzie to możliwe. Drew przyjął podobną taktykę stawiając na rozświetlenie otaczającego ich mroku. Choć na niewiele to się zdało to jednak Lucinda mogła zlokalizować pędzący w ich stronę regał, ale dopiero gdy znajdował się tuż przed samą twarzą. Regał wbił się z impetem w ścianę, a ona przez chwile odetchnęła z ulgą bo choć uderzenie musiało narobić szkód to jednak ciągle żyła. Ulga przyszła do blondynki zbyt szybko, bo zanim zdążyła w jakikolwiek zareagować, tknięty uderzeniem kufer spadł z regału tym samym przygważdżając jej nogi. Nie krzyknęła, bo ból jaki poczuła w tym momencie odebrał jej całkowicie głos. W pierwszej chwili nie miała pojęcia co tak naprawdę się wydarzyło. Tępy ból rozchodził się po jej nogach całkowicie odbierając jej możliwość trzeźwego myślenia. Zignorowała mamrotanie siedzącego obok Drew oraz kapanie wody. Dopiero kiedy jedyne światło jakie mieli skierowało się w jej stronę spojrzała na czarodzieja. - Chyba niezbyt – odpowiedziała przygryzając z siłą wargę.
Czy to zawsze musiało się kończyć w podobny sposób? Była arcymistrzem jeżeli chodziło o pakowanie się w kłopoty, a Drew coraz częściej jej w nich dzielnie towarzyszył. Nie chcąc patrzeć na leżący na jej nogach kufer skupiła spojrzenie na mężczyźnie. Skinęła głową na znak, że rozumie i drżącą ręką wzięła od niego różdżkę. - Najpierw szalejący duch, a teraz tonący statek? Zapewniasz najlepszą rozrywkę – powiedziała kiedy w końcu dotarło do niej co tak naprawdę dzieje się ze statkiem.
Święcąc różdżką tak by mógł dobrze widzieć metalową skrzynię odwróciła wzrok. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić jak miałaby teraz stanąć na nogi skoro w ogóle ledwo je czuła. Kiedy mężczyzna podniósł skrzynię, Lucinda wstrzymała na chwile oddech choć na usta cisnęło jej mnóstwo przekleństw. Pojedyncza kropla spłynęła jej po policzku i blondynka nie była pewna czy to wciąż przybierająca woda czy łza. - Musimy iść. Dam radę. Wszystko jest w porządku – odparła nie będąc do końca pewna kogo do tego próbuje przekonać.
Trzymaną w drugiej dłoni różdżkę skierowała na siebie i powiedziała – Bąblogłowa – i bez względu na to czy zaklęcie jej się powiodło czy nie spróbowała się podnieść.
Czy to zawsze musiało się kończyć w podobny sposób? Była arcymistrzem jeżeli chodziło o pakowanie się w kłopoty, a Drew coraz częściej jej w nich dzielnie towarzyszył. Nie chcąc patrzeć na leżący na jej nogach kufer skupiła spojrzenie na mężczyźnie. Skinęła głową na znak, że rozumie i drżącą ręką wzięła od niego różdżkę. - Najpierw szalejący duch, a teraz tonący statek? Zapewniasz najlepszą rozrywkę – powiedziała kiedy w końcu dotarło do niej co tak naprawdę dzieje się ze statkiem.
Święcąc różdżką tak by mógł dobrze widzieć metalową skrzynię odwróciła wzrok. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić jak miałaby teraz stanąć na nogi skoro w ogóle ledwo je czuła. Kiedy mężczyzna podniósł skrzynię, Lucinda wstrzymała na chwile oddech choć na usta cisnęło jej mnóstwo przekleństw. Pojedyncza kropla spłynęła jej po policzku i blondynka nie była pewna czy to wciąż przybierająca woda czy łza. - Musimy iść. Dam radę. Wszystko jest w porządku – odparła nie będąc do końca pewna kogo do tego próbuje przekonać.
Trzymaną w drugiej dłoni różdżkę skierowała na siebie i powiedziała – Bąblogłowa – i bez względu na to czy zaklęcie jej się powiodło czy nie spróbowała się podnieść.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 40
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Jakimś cudem dało mu się utrzymać na powierzchni i wierzył, że jest to tylko i wyłącznie zasługa deski, której chwycił się desperacko i nie puszczał. Ten fakt wcale nie był aż tak wielce pocieszający, gdy silny prąd nieustannie spychał go i to w stronę jakiejś cholernej podwodnej groty, co dostrzegł dopiero po pewnej chwili. Właściwie wiele szczegółów zauważył z opóźnieniem, a szare kształty widziane wcześniej pod wodą nabrały sensu; o ile widok masy inferiusów wspinających się po burcie przechylonego statku miał jakikolwiek sens. Było ich tak wiele i pełno ich było w wodzie. Usłyszał wrzeszczącą kobietę – trudno było przeoczyć źródło takie hałasu. Jej krzyki w jednej chwili ucichły, kiedy została znienacka wciągnięta pod wodę przez ożywionego trupa. Alphard w jednej chwili zamarł z przerażenia. Niech to szlag! – zakrzyknął w myślach, gotów do wykonania gwałtownych ruchów. W ostatniej chwili się opamiętał. Starał się nie szamotać w lodowatej wodzie, ale przede wszystkim postanowił ograniczyć wydawane przez siebie dźwięki. Oddychał szybko i ciężko, choć wiedział, że powinien jak najszybciej uspokoić oddech. Przeszywało go zimno i wypełniał strach. Nie tak chciał się czuć. Nie powinien tak się czuć. Szlag!
Musiał robić wszystko, aby nadal pozostać na powierzchni, jednocześnie nie mógł intensywnie poruszać kończynami, jeśli chciał uniknąć losu kobiety. Ale przede wszystkim nie chciał skończyć w jakiejś jaskini, skąd wypływały inferiusy, bo tam zostanie albo ich pożywką, albo mu się poszczęści i szybko utonie. Mocniej chwycił za różdżkę, którą rozpaczliwie skierował w stronę statku, choć i na nim przestało być bezpiecznie. Musiał jednak coś zrobić. Cokolwiek.
– Ascendio – wysyczał z determinacją, walczą z natłokiem myśli, jak i brakiem lepszych pomysłów na ratunek. Tak naprawdę pozostało mu liczyć tylko na pomoc i to – o zgrozo! – ze strony Bojczuka. Gorzej już być nie mogło.
1. rzucam na utrzymanie się na powierzchni – brak biegłości pływanie
2. rzucam Ascendio w stronę statku + anomalia
Musiał robić wszystko, aby nadal pozostać na powierzchni, jednocześnie nie mógł intensywnie poruszać kończynami, jeśli chciał uniknąć losu kobiety. Ale przede wszystkim nie chciał skończyć w jakiejś jaskini, skąd wypływały inferiusy, bo tam zostanie albo ich pożywką, albo mu się poszczęści i szybko utonie. Mocniej chwycił za różdżkę, którą rozpaczliwie skierował w stronę statku, choć i na nim przestało być bezpiecznie. Musiał jednak coś zrobić. Cokolwiek.
– Ascendio – wysyczał z determinacją, walczą z natłokiem myśli, jak i brakiem lepszych pomysłów na ratunek. Tak naprawdę pozostało mu liczyć tylko na pomoc i to – o zgrozo! – ze strony Bojczuka. Gorzej już być nie mogło.
1. rzucam na utrzymanie się na powierzchni – brak biegłości pływanie
2. rzucam Ascendio w stronę statku + anomalia
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'k100' : 34
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 80
--------------------------------
#2 'k100' : 34
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Deirdre, Tristan
Koniec świetlistego lassa, wyczarowanego przez Tristana, zaczepił się o wystający fragment przymocowanej do ściany deski, tworząc dla Deirdre możliwość bezpiecznego przedostania się do drzwi. Dzięki linie, czarownica – z mniejszym lub większym trudem – dołączyła do swojego towarzysza, po czym oboje wyszli na korytarz, opuszczając kajutę dosłownie w ostatniej chwili; gdy tylko znaleźli się w wąskim przejściu, za nimi rozległ się głośny trzask pękającego szkła, a następnie szum wdzierającej się do pomieszczenia wody, która bardzo szybko zaczęła wypełniać niegdyś schludny pokój. Para śmierciożerców znalazła się już poza nim, nie był to jednak koniec ich kłopotów, bo bardzo szybko zorientowali się, że wciąż znajdowali się w potrzasku. Korytarz prowadzący w lewo kończył się burtą i kolejnym oknem (tym razem szczelnym), korytarz biegnący w prawo był natomiast zablokowany: zawaliła się część górnego pokładu, zasypując przejście zwałowiskiem drewnianych belek i ostrych fragmentów rozłupanych desek. Na zewnątrz było też znacznie głośniej niż w kajucie, bo odgłosy wyjącego sztormu i wrzaski innych czarodziejów wdzierały się przez nieregularne dziury w stropie; ściekała z niego również woda, lodowatymi strugami spływając na głowy Tristana i Deirdre oraz wlewając im się za kołnierze szat. Przez ogólny hałas przedostawało się jednak coś jeszcze; żadne z nich nie było pewne, czy uszy przypadkiem nie płatały im figla, ale wydawało im się, że zza zawalonego przejścia słyszą głos – chropowaty, szeleszczący i zachrypnięty, układający się w nuty melodii o niemożliwych do rozróżnienia słowach, sprawiający, że po plecach przebiegały im dreszcze.
Drew, Lucinda
Dzięki pomocy Drew, Lucindzie udało się pozbyć ciężaru, przygniatającego jej nogi. Skrzynia upadła tuż obok niej, rozchlapując dookoła cały czas rosnący poziom wody, a do łydek kobiety wróciło krążenie, rozlewając się po nich falą silnego bólu. Zaklęcie Bąblogłowy zadziałało prawidłowo, tworząc wokół niej szczelną bańkę z tlenem, ale próba podniesienia się przyniosła już raczej mierne skutki; mięśnie zapiekły, a nogi ugięły się pod Lucindą, posyłając ją z powrotem na kolana. Była w stanie poruszać się w tej pozycji, jeżeli jednak chciała wstać i iść, potrzebowała podparcia – czy to w postaci stabilnej ściany, mebla, czy innej osoby.
Przez kilka sekund ładownię wypełniał jedynie szum piętrzącej się wody – zdawało się, że przedostawała się pod pokład nie tylko przez dziurę wybitą w burcie, ale i również z góry, z wyższych poziomów – jednak po chwili do uszu Lucindy i Drew dotarło coś jeszcze: głośne jęknięcie, rozlegające się w pogrążonym w ciemnościach miejscu oddalonym o kilka metrów od nich. Zaraz potem nieartykułowany dźwięk przeszedł w siarczyste przekleństwo. – Psidwacza wasza mać. – Głos był męski, zachrypnięty dosyć niski; najprawdopodobniej należący do czarodzieja, którego spetryfikował wcześniej Drew. – Co żeście narobili, idioci? Chodźcie tutaj i pomóżcie mi, zanim wszyscy się potopimy jak te pierdolone kuguchary w beczce – wywarczał; musiał słyszeć przynajmniej część rozgrywającej się między czarodziejami rozmowy i wiedział, że znajdowali się niedaleko.
W tym samym czasie Drew usłyszał inny głos – szeleszczący, dobiegający z wnętrza jego własnej głowy. Zabij go, zostaw dziewczynę i ratuj siebie, wyszeptał, następnie powtarzając te słowa raz po raz. Były ciche, jeszcze nienachalne, Macnair był je więc w stanie zignorować – nie potrafił ich jednak w żaden sposób uciszyć.
Bąblogłowa – 1/5
Alphard
Alphardowi wciąż udawało się utrzymać na powierzchni, rzucanie zaklęć w wodzie okazywało się jednak zbyt trudne – jego różdżka znów odmówiła posłuszeństwa, nie będąc w stanie przeciwstawić się ciągnącemu go prądowi. Statek oddalał się coraz bardziej, czy może – to Black oddalał się od statku, znajdując się już niemal u podnóża skał. Widział je za sobą, ostre i wyglądające wyjątkowo groźnie, ale widział też skalną półkę zaraz za wejściem do groty, na którą mógłby – jeżeliby spróbował – się dostać. Mógł też spróbować raz jeszcze powrócić na pokład Syreniego Lamentu, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że była to jego ostatnia szansa – za kilka sekund miał znaleźć się już zbyt daleko od okrętu.
Alphard - dopóki znajdujesz się w wodzie, w każdej turze obowiązuje cię (dodatkowy) rzut na utrzymanie się na powierzchni, do rzutu dolicza się biegłość pływania. Wynik ujemny oznacza podtopienie i odbiera każdorazowo 20 punktów żywotności. Zanurzenie w lodowatej wodzie odbiera ci też dodatkowo 10 punktów żywotności co turę (wychłodzenie). Ta kolejka kosztowała cię 10 punktów żywotności (wychłodzenie).
Jeżeli spróbujesz wydostać się na skalną półkę, nie musisz wykonywać na to rzutu, nie jest to też liczone jako osobna akcja. Masz też ostatnią szansę na próbę powrotu na statek, ale ze względów logistycznych nie jesteś w stanie wykonać obu tych czynności jednocześnie.
Johnatan
Johnatan nie zareagował wystarczająco szybko, a ożywione ciała – mimo swojego stanu – poruszały się nad wyraz sprawnie; jedno z nich, zapewne należące kiedyś do mężczyzny, powaliło Bojczuka na ziemię – upadł, przygnieciony ciężarem atakującego go inferiusa, a jego twarz owionął mdlący, słodkawy odór stęchlizny. Ożywieniec zacisnął długie, kościste palce na szyi żeglarza, który po chwili poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza. Drugi chwycił go za kostkę u nogi i zaczął ciągnąć po chropowatym pokładzie w stronę burty.
Johnatan - uderzenie o pokład odebrało ci 15 punktów żywotności (tłuczone). Zrzucenie z siebie inferiusa przy pomocy siły ma ST równe 28 rzut) - jeżeli ci się to nie uda, od następnej kolejki zaczniesz otrzymywać obrażenia za podduszenie.
Ogłoszenie parafialne: za każdym razem, kiedy prosicie o wydłużenie terminu, a później i tak nie odpisujecie, w Anglii wskutek anomalii umiera jeden mały kuguchar.
Na odpisy czekam do 18.12 do godz. 23:59.
Koniec świetlistego lassa, wyczarowanego przez Tristana, zaczepił się o wystający fragment przymocowanej do ściany deski, tworząc dla Deirdre możliwość bezpiecznego przedostania się do drzwi. Dzięki linie, czarownica – z mniejszym lub większym trudem – dołączyła do swojego towarzysza, po czym oboje wyszli na korytarz, opuszczając kajutę dosłownie w ostatniej chwili; gdy tylko znaleźli się w wąskim przejściu, za nimi rozległ się głośny trzask pękającego szkła, a następnie szum wdzierającej się do pomieszczenia wody, która bardzo szybko zaczęła wypełniać niegdyś schludny pokój. Para śmierciożerców znalazła się już poza nim, nie był to jednak koniec ich kłopotów, bo bardzo szybko zorientowali się, że wciąż znajdowali się w potrzasku. Korytarz prowadzący w lewo kończył się burtą i kolejnym oknem (tym razem szczelnym), korytarz biegnący w prawo był natomiast zablokowany: zawaliła się część górnego pokładu, zasypując przejście zwałowiskiem drewnianych belek i ostrych fragmentów rozłupanych desek. Na zewnątrz było też znacznie głośniej niż w kajucie, bo odgłosy wyjącego sztormu i wrzaski innych czarodziejów wdzierały się przez nieregularne dziury w stropie; ściekała z niego również woda, lodowatymi strugami spływając na głowy Tristana i Deirdre oraz wlewając im się za kołnierze szat. Przez ogólny hałas przedostawało się jednak coś jeszcze; żadne z nich nie było pewne, czy uszy przypadkiem nie płatały im figla, ale wydawało im się, że zza zawalonego przejścia słyszą głos – chropowaty, szeleszczący i zachrypnięty, układający się w nuty melodii o niemożliwych do rozróżnienia słowach, sprawiający, że po plecach przebiegały im dreszcze.
Drew, Lucinda
Dzięki pomocy Drew, Lucindzie udało się pozbyć ciężaru, przygniatającego jej nogi. Skrzynia upadła tuż obok niej, rozchlapując dookoła cały czas rosnący poziom wody, a do łydek kobiety wróciło krążenie, rozlewając się po nich falą silnego bólu. Zaklęcie Bąblogłowy zadziałało prawidłowo, tworząc wokół niej szczelną bańkę z tlenem, ale próba podniesienia się przyniosła już raczej mierne skutki; mięśnie zapiekły, a nogi ugięły się pod Lucindą, posyłając ją z powrotem na kolana. Była w stanie poruszać się w tej pozycji, jeżeli jednak chciała wstać i iść, potrzebowała podparcia – czy to w postaci stabilnej ściany, mebla, czy innej osoby.
Przez kilka sekund ładownię wypełniał jedynie szum piętrzącej się wody – zdawało się, że przedostawała się pod pokład nie tylko przez dziurę wybitą w burcie, ale i również z góry, z wyższych poziomów – jednak po chwili do uszu Lucindy i Drew dotarło coś jeszcze: głośne jęknięcie, rozlegające się w pogrążonym w ciemnościach miejscu oddalonym o kilka metrów od nich. Zaraz potem nieartykułowany dźwięk przeszedł w siarczyste przekleństwo. – Psidwacza wasza mać. – Głos był męski, zachrypnięty dosyć niski; najprawdopodobniej należący do czarodzieja, którego spetryfikował wcześniej Drew. – Co żeście narobili, idioci? Chodźcie tutaj i pomóżcie mi, zanim wszyscy się potopimy jak te pierdolone kuguchary w beczce – wywarczał; musiał słyszeć przynajmniej część rozgrywającej się między czarodziejami rozmowy i wiedział, że znajdowali się niedaleko.
W tym samym czasie Drew usłyszał inny głos – szeleszczący, dobiegający z wnętrza jego własnej głowy. Zabij go, zostaw dziewczynę i ratuj siebie, wyszeptał, następnie powtarzając te słowa raz po raz. Były ciche, jeszcze nienachalne, Macnair był je więc w stanie zignorować – nie potrafił ich jednak w żaden sposób uciszyć.
Bąblogłowa – 1/5
Alphard
Alphardowi wciąż udawało się utrzymać na powierzchni, rzucanie zaklęć w wodzie okazywało się jednak zbyt trudne – jego różdżka znów odmówiła posłuszeństwa, nie będąc w stanie przeciwstawić się ciągnącemu go prądowi. Statek oddalał się coraz bardziej, czy może – to Black oddalał się od statku, znajdując się już niemal u podnóża skał. Widział je za sobą, ostre i wyglądające wyjątkowo groźnie, ale widział też skalną półkę zaraz za wejściem do groty, na którą mógłby – jeżeliby spróbował – się dostać. Mógł też spróbować raz jeszcze powrócić na pokład Syreniego Lamentu, zdawał sobie jednak sprawę z tego, że była to jego ostatnia szansa – za kilka sekund miał znaleźć się już zbyt daleko od okrętu.
Alphard - dopóki znajdujesz się w wodzie, w każdej turze obowiązuje cię (dodatkowy) rzut na utrzymanie się na powierzchni, do rzutu dolicza się biegłość pływania. Wynik ujemny oznacza podtopienie i odbiera każdorazowo 20 punktów żywotności. Zanurzenie w lodowatej wodzie odbiera ci też dodatkowo 10 punktów żywotności co turę (wychłodzenie). Ta kolejka kosztowała cię 10 punktów żywotności (wychłodzenie).
Jeżeli spróbujesz wydostać się na skalną półkę, nie musisz wykonywać na to rzutu, nie jest to też liczone jako osobna akcja. Masz też ostatnią szansę na próbę powrotu na statek, ale ze względów logistycznych nie jesteś w stanie wykonać obu tych czynności jednocześnie.
Johnatan
Johnatan nie zareagował wystarczająco szybko, a ożywione ciała – mimo swojego stanu – poruszały się nad wyraz sprawnie; jedno z nich, zapewne należące kiedyś do mężczyzny, powaliło Bojczuka na ziemię – upadł, przygnieciony ciężarem atakującego go inferiusa, a jego twarz owionął mdlący, słodkawy odór stęchlizny. Ożywieniec zacisnął długie, kościste palce na szyi żeglarza, który po chwili poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza. Drugi chwycił go za kostkę u nogi i zaczął ciągnąć po chropowatym pokładzie w stronę burty.
Johnatan - uderzenie o pokład odebrało ci 15 punktów żywotności (tłuczone). Zrzucenie z siebie inferiusa przy pomocy siły ma ST równe 28 rzut) - jeżeli ci się to nie uda, od następnej kolejki zaczniesz otrzymywać obrażenia za podduszenie.
- żywotność i ekwipunek:
Żywotność:
Tristan - 222/222
Deirdre - 185/200 (15 - tłuczone)
Drew - 200/215 (15 - tłuczone), klątwa opętania
Lucinda - 151/181 (30 - tłuczone) (-5)
Alphard - 200/220 (20 - wychłodzenie)
Johnatan - 193/208 (15 - tłuczone)
Ekwipunek:
Tristan - różdżka, czarna perła, rękawice ze smoczej skóry, kufer podróżny z ubraniami drobiazgami codziennego użytku, trochę gotówki, eliksiry: Serce Hespery, dwie fiolki eliksiru uspokajającego, eliksir Garota i eliksir kociego wzroku, dwie porcje eliksiru brzemienności oraz jeden eliksir wzmacniający krew
Lucinda - różdżka, eliksir wzmacniający krew (1 porcja)
Deirdre - różdżka, na palcu pierścień z kamieniem księżycowym oraz drugi z malachitem; rzemyk z fluorytem na nadgarstku, na ramieniu torba z małymi fiolkami eliksirów (- Maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0), eliksir brzemienności (3 porcje, stat. 33, 132 oczek), smoczy eliksir (3 porcje, stat. 30), Wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 30, 130 oczek), eliksir byka (1 porcja, stat. 30), felix felicis, antidotum na niepowszechne trucizny x2; przy pasie pończoch zabezpieczony sztylet, łatwy do dobycia przez rozcięcie w dole sukni, zdobyte: eliksir lodowego płaszcza, mikstura ognistego oddechu, wieczny płomień oraz eliksir wzmacniający krew – po 2 porcje każdego, słoik ze skrzelozielem
Alphard - różdżka, biały kryształ do pary, średniej wielkości torba podróżna ze skrytymi w niej częściami garderoby i przedmiotami codziennego użytku, trochę gotówki, eliksiry umieszczone w skórzanej saszetce przywiązanej do pasa: maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5), wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30, 130 oczek), eliksir grozy (1 porcja, stat. 30, moc +15), eliksir kociej zwinności (1 porcja, stat. 30, 103 oczka), eliksir giętkiej mowy (1 porcja, stat. 30), wężowe usta (1 porcja, stat. 30), medalion z kompasem
Drew - eliksiry w sakiewce: Eliksir grozy (1 porcja), Wywar Żywej śmierci (1 porcje, stat. 40), Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 21), Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 32); dodatkowo: walizka z niezbędnymi rzeczami codziennego użytku, ubraniami, artefaktami i dwoma butelkami ognistej, różdżka, sztylet, zaklęty naszyjnik, piersiówka, trochę gotówki
Johnatan - różdżka, woreczek że skóry wsiąkiewki, a w nim jakieś drobne skarby, w tym mugolski scyzoryk, oraz kilka pojedynczych grzybków, które zostały po ostatnim razie, piersiówkę bezdna wypełnioną wódką ziołową produkcji mojej mamy, bransoletkę z włosów syreny owiniętą wokół kostki, a także kilka wsuwek powpinanych we włosy, kieszonkowy szkicownik i ołówek
Ogłoszenie parafialne: za każdym razem, kiedy prosicie o wydłużenie terminu, a później i tak nie odpisujecie, w Anglii wskutek anomalii umiera jeden mały kuguchar.
Na odpisy czekam do 18.12 do godz. 23:59.
Gdy udało im się wyjść z coraz mocniej przechylającej się kajuty, Deirdre poczuła się nieco pewniej. Obite kolana dalej niemiło pulsowały, była pewna, że rozdarła pończochy, ale nie kłopotała się na razie swym niewyjściowym strojem. Niepokoiły ją trzaski naprężającego się statku, nasilający się szum fal oraz głośne krzyki, dobiegające gdzieś sponad nich. Wąski korytarz powitał ich echem odległych głosów, starała się jakoś wyłowić z nich sens lub wskazówki, ale okazało się to niemożliwe. Puściła rękę Tristana, nie potrzebowała[/ii] jego pomocy, była przecież silna i niezależna.
- Dobrze, że potrafisz już pływać - powiedziała cicho, kiedy przystanęli na środku korytarza. Brzmiała spokojnie, miękko, przyjemnie; tak, jakby prowadzili dwuznaczną konwersację przy restauracyjnym stoliku a nie próbowali odnaleźć ratunek na najwyraźniej tonącym statku. [i]Naprawdę jednak cieszyła się z tego, że nauczyła Tristana poruszać się w wodzie: liczyła, że kapitan zawiadujący Syrenim Lamentem nie pozwoli okrętowi pójść na dno, lecz słyszalna panika i rumowisko, zagradzające im dalszą drogę, kazały podchodzić do tych nadziei z powątpiewaniem. Na razie nie panikowała jednak, obserwując deski oraz powyrywane drewno, blokujące przejście dalej.
Miała ponownie się odezwać, ale jej uwagę przykuł dziwny dźwięk; jakby śpiew, nucenie, melodyjna deklamacja, ochrypła i wywołująca lęk, dobiegająca zza rumowiska. - Słyszysz to? - spytała cicho, unosząc przed siebie różdżkę, by wycelować nią w zwały drewna i podłogi wyższego pokładu. Wzdrygnęła się lekko, lodowata woda ściekała na jej głowę i kark; odsunęła się spod tego strumienia, przechodząc odrobinę w bok. Dreszcze nasiliły się, wilgotne włosy stały się ciężkie, psując fryzurę. - Deprimo - zainkantowała, celując różdżką w rumowisko, chcąc przepchnąć je dalej, usunąć je z ich drogi, sprawić, by mogli ewakuować się z korytarza - a być może, przy okazji, uciszyć wzbudzającą niepokój osobę, stojącą tuż za nim.
- Dobrze, że potrafisz już pływać - powiedziała cicho, kiedy przystanęli na środku korytarza. Brzmiała spokojnie, miękko, przyjemnie; tak, jakby prowadzili dwuznaczną konwersację przy restauracyjnym stoliku a nie próbowali odnaleźć ratunek na najwyraźniej tonącym statku. [i]Naprawdę jednak cieszyła się z tego, że nauczyła Tristana poruszać się w wodzie: liczyła, że kapitan zawiadujący Syrenim Lamentem nie pozwoli okrętowi pójść na dno, lecz słyszalna panika i rumowisko, zagradzające im dalszą drogę, kazały podchodzić do tych nadziei z powątpiewaniem. Na razie nie panikowała jednak, obserwując deski oraz powyrywane drewno, blokujące przejście dalej.
Miała ponownie się odezwać, ale jej uwagę przykuł dziwny dźwięk; jakby śpiew, nucenie, melodyjna deklamacja, ochrypła i wywołująca lęk, dobiegająca zza rumowiska. - Słyszysz to? - spytała cicho, unosząc przed siebie różdżkę, by wycelować nią w zwały drewna i podłogi wyższego pokładu. Wzdrygnęła się lekko, lodowata woda ściekała na jej głowę i kark; odsunęła się spod tego strumienia, przechodząc odrobinę w bok. Dreszcze nasiliły się, wilgotne włosy stały się ciężkie, psując fryzurę. - Deprimo - zainkantowała, celując różdżką w rumowisko, chcąc przepchnąć je dalej, usunąć je z ich drogi, sprawić, by mogli ewakuować się z korytarza - a być może, przy okazji, uciszyć wzbudzającą niepokój osobę, stojącą tuż za nim.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wciąż ściskał w dłoni różdżkę, boleśnie i desperacko, mocno rozczarowany faktem, że kolejny raz go zawiodła przy próbie rzucenia jednego z mniej wymagających zaklęć. Prąd coraz bardziej oddalał go od statku spychając w stronę ostrych skał, których kształty rysowały się przed nim coraz wyraźniej. Bał się, że w pewnym momencie uderzy w nie, przy czym pogruchotałby sobie kości. Ale to właśnie pomiędzy nimi, niewątpliwie mu zagrażającymi, dostrzegł dla siebie ratunek – skalną półkę znajdującą się nad jamą, z której wypływały ożywione trupy. Z całą pewnością nie chciał trafić pomiędzy nie, przez co wybór wydawał mu się oczywisty. Nie mógł ponownie zawierzyć magii, bo jeśli ta zawiedzie go ponownie, w ogóle pozbawi się możliwości ratunku. Powrót na statek przestał być zresztą atrakcyjną opcją gdy widział wspinające się po olinowaniu okrętu inferiusy. Jednak znalezienie się nad podwodą grotą również nie było idealnym rozwiązaniem.
Musiał wybrać mniejsze zło, nie był innej opcji. Już nie próbował powrócić na okręt, nie walczył z prądem. Musiał tylko robić wszystko, aby dalej unosić się na wodzie. A kiedy już znalazł się tuż przy skałach, zaczął wspinać się po nich, starając się najpierw sięgnąć do mniej śliskich elementów. Chwycił mocno za takie i podciągnął się do skalnej półki.
| rzucam na utrzymanie się na powierzchni – brak biegłości pływanie
Musiał wybrać mniejsze zło, nie był innej opcji. Już nie próbował powrócić na okręt, nie walczył z prądem. Musiał tylko robić wszystko, aby dalej unosić się na wodzie. A kiedy już znalazł się tuż przy skałach, zaczął wspinać się po nich, starając się najpierw sięgnąć do mniej śliskich elementów. Chwycił mocno za takie i podciągnął się do skalnej półki.
| rzucam na utrzymanie się na powierzchni – brak biegłości pływanie
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Sznur złapał odrapaną ścianę i pozwolił Deirdre przedostać się do niego, zacisnął dłoń na jej dłoni, nim niewerbalnym finite otworzył drzwi , przez które obydwoje mogli wydostać się na zewnątrz; z nieszczególnym entuzjazmem przyjmując to, co został. Naprawdę mieli problem. Statek musiał się rozbić, a oni nawet nie wiedzieli, gdzie się znajdowali - czy wciąż u angielskich wód? Kocia agentka zniknęła, mężczyzna, który miał być ich kontaktem, najpewniej był już martwy, a artefakty, jakie mogli odnaleźć w ich rzeczach nie były warte ryzykowania życiem. Okno po lewej stronie wydawało się szczelne, ale nie mogli wiedzieć, jak długo ta szczelność wytrzyma - obejrzał się zatem w drugą stronę, na stertę gruzów, która zagradzała przejście. Coś uderzyło od góry: niedobrze, było znacznie gorzej, niż początkowo sądził. Wyjący sztorm stanowił o żywiole, którego dobrze nie znał, owszem, nie stał na pokładzie po raz pierwszy, był człowiekiem światowym, bywałym w świecie, a do tego smoczym łowcą, a w dalekiej linii nawet potomkiem Traversów. Nie miał jednak doświadczenia ani wiedzy - zawsze podróżował wyłącznie jako pasażer, dodatkowo podczas rejsów, na których jedyne zagrożenie mogło stanowić coś, z czym radził sobie doskonale - dzikie zwierzęta, węże lub smoki morskie. Wtem usłyszał melodię; dźwięk, nieprzyjemny, chrapliwy, przerażający - dobiegać się zdawał zza zawalonego przejścia. Ściągnął lekko brew.
- Drobiazg - odparł na jej słowa, choć nie spodziewał się podziękowań; wciąż pławiła się w tym, że to ona pokazała mu wodny świat: niech i tak będzie, niech jednak nie zapomina, że jedną zaletą przykryje wachlarz swoich przywar. - Żałuję, że ty wciąż nie potrafisz czarować - dodał mimowolnie, bo to było coś, czego uczył ją on - zdawało się, że nieudolnie, kiedy obserwował ruch jej różdżki.
- Słyszę - dodał, wciąż niepewny, czy to słuch płata mu figla, czy w tym harmidrze naprawdę dało się dosłyszeć te dziwne dźwięki. Zrezygnował z próby skontaktowania się z tym; głos wydawał się nieludzki. I wrogi. Niepokojący. Dziwny, zwyczajnie inny. Jeśli Deirdre też go słyszała, nie mógł być ułudą. - Deprimo - powtórzył jej inkantację, kierując promień zaklęcia raczej wyżej, niż niżej, nie chcąc dopuścić do tego, by lawina ostrych fragmentów desek posypała się w ich stronę.
- Drobiazg - odparł na jej słowa, choć nie spodziewał się podziękowań; wciąż pławiła się w tym, że to ona pokazała mu wodny świat: niech i tak będzie, niech jednak nie zapomina, że jedną zaletą przykryje wachlarz swoich przywar. - Żałuję, że ty wciąż nie potrafisz czarować - dodał mimowolnie, bo to było coś, czego uczył ją on - zdawało się, że nieudolnie, kiedy obserwował ruch jej różdżki.
- Słyszę - dodał, wciąż niepewny, czy to słuch płata mu figla, czy w tym harmidrze naprawdę dało się dosłyszeć te dziwne dźwięki. Zrezygnował z próby skontaktowania się z tym; głos wydawał się nieludzki. I wrogi. Niepokojący. Dziwny, zwyczajnie inny. Jeśli Deirdre też go słyszała, nie mógł być ułudą. - Deprimo - powtórzył jej inkantację, kierując promień zaklęcia raczej wyżej, niż niżej, nie chcąc dopuścić do tego, by lawina ostrych fragmentów desek posypała się w ich stronę.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 44
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Strona 2 z 22 • 1, 2, 3 ... 12 ... 22
Cmentarzysko statków
Szybka odpowiedź