Sala Burz
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala Burz
Jeden z przeznaczonych dla gości salonów posiadłości Chaeau Rose, obszerny elegancki pokój wyłożony jedwabnym dywanem w orientalne wzory, podobnie jak reszta wnętrz urządzona w jasnym, delikatnym francuskim stylu. Stoliki pomiędzy krzesłami są dość wysokie, by można podać na nich przekąski, jednak nie dość szerokie, by mogły zastąpić jadalnię. Widok z przestronnych okien nie pada jednak na kwieciste ogrody Rosierów, a na morską wodę, nad którą czasem pojawiają się smoki. We wschodnim skrzydle, gdzie mieści się Sala Burz, najmocniej odczuwalne są efekty sztormów - stąd zwyczajowa nazwa pokoju.
Fantine nie była dzieckiem, ale była dziecinna - Tristan nie brał jej kaprysów na poważnie, nie potrafił wziąć również tego. Przez całe życie Fantine błyszczała tak, jak tego od niej oczekiwano, na parkiecie, na oczach wszystkich, w centrum zainteresowania; inaczej niż Melisande, która skryta w zaciszu komnat wolała oddawać się kontemplacji starych ksiąg. W Fantine zaszła pewna zmiana, chciała, próbowała się upodobnić do starszej siostry. Nie bardzo rozumiał dlaczego, zawsze mu się wydawało, że życie na świeczniku jej się podobało - że zamiast spędzać wolny czas w duszących oparach kociołka wolała poddawać się adoracji młodych mężczyzn zafascynowanych jej niezwykłą urodą. Znudziło ją to? A może, jak podpowiadały je słowa, przeraziła ją nieuchronność odejścia z domu i zapragnęła się od romansów odciąć - nie wiedział, ale chciał do tego dotrzeć.
- Zatem jaki jest inny powód, Fantine? - pytał niestrudzenie, nie zamierzał odpuścić, jego życzeniem było dotrzeć wreszcie do serca siostry i zrozumieć, co się w nim kryło. Coś ich podzieliło, może to trudny wiek młodszej siostry, ale wierzył, że łącząca ich więź była dość silna, by wciąż potrafiła się przed nim otworzyć. Nie odpowiadała przecież na jego pytania wprost, dryfując gdzieś dookoła. Widywali się codziennie, smocza wyprawa to nienajlepsza okazja na spędzenie razem czasu - zwłaszcza, że nie zamierzał siedzieć razem z nią w obozowisku. Byłaby tam balastem, potrzebował zabrać ze sobą kogoś, kto zapewni jej bezpieczeństwo. I mógł to zrobić: pytanie jednak wciąż brzmiało po co.
- Nie nauczysz się tam wiele, większość eliksirów przygotowujemy wcześniej - nie są też podczas wyprawy kluczowe. Na miejscu będzie trzeba sporządzić pewne... mikstury, ale to nic skomplikowanego. Więcej na co dzień uczysz się w rezerwacie pod okiem najlepszych nauczycieli. - Wpatrywał się w jej blade lico, zastanawiając się, dlaczego nie chciała wyznać mu prawdy. Nie powierzchownej, tej głębszej, które miała w sobie. Jej słowa przecież nie miały sensu, a on znał ją na tyle, by wiedzieć, że mogły być jedynie czubkiem tonącej góry lodowej. Zaczynało go obawiać, co leżało u jej podstaw. Nie powiedział nic więcej, dając jej przestrzeń, by mogła ją wykorzystać. Rozłąka na kilka dni to naprawdę niewiele, by tak uparcie obstawiać przy tym, że musi stać tam z nimi - nie nadawała się do tego. Nie spodoba jej się. Panowały trudne warunki atmosferyczne, wyprawa sama w sobie była niebezpieczna. Jeśli lękała się choćby kilkudniowej rozłąki z nimi tak bardzo, powinien przede wszystkim wiedzieć, dlaczego.
- Zatem jaki jest inny powód, Fantine? - pytał niestrudzenie, nie zamierzał odpuścić, jego życzeniem było dotrzeć wreszcie do serca siostry i zrozumieć, co się w nim kryło. Coś ich podzieliło, może to trudny wiek młodszej siostry, ale wierzył, że łącząca ich więź była dość silna, by wciąż potrafiła się przed nim otworzyć. Nie odpowiadała przecież na jego pytania wprost, dryfując gdzieś dookoła. Widywali się codziennie, smocza wyprawa to nienajlepsza okazja na spędzenie razem czasu - zwłaszcza, że nie zamierzał siedzieć razem z nią w obozowisku. Byłaby tam balastem, potrzebował zabrać ze sobą kogoś, kto zapewni jej bezpieczeństwo. I mógł to zrobić: pytanie jednak wciąż brzmiało po co.
- Nie nauczysz się tam wiele, większość eliksirów przygotowujemy wcześniej - nie są też podczas wyprawy kluczowe. Na miejscu będzie trzeba sporządzić pewne... mikstury, ale to nic skomplikowanego. Więcej na co dzień uczysz się w rezerwacie pod okiem najlepszych nauczycieli. - Wpatrywał się w jej blade lico, zastanawiając się, dlaczego nie chciała wyznać mu prawdy. Nie powierzchownej, tej głębszej, które miała w sobie. Jej słowa przecież nie miały sensu, a on znał ją na tyle, by wiedzieć, że mogły być jedynie czubkiem tonącej góry lodowej. Zaczynało go obawiać, co leżało u jej podstaw. Nie powiedział nic więcej, dając jej przestrzeń, by mogła ją wykorzystać. Rozłąka na kilka dni to naprawdę niewiele, by tak uparcie obstawiać przy tym, że musi stać tam z nimi - nie nadawała się do tego. Nie spodoba jej się. Panowały trudne warunki atmosferyczne, wyprawa sama w sobie była niebezpieczna. Jeśli lękała się choćby kilkudniowej rozłąki z nimi tak bardzo, powinien przede wszystkim wiedzieć, dlaczego.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Nie miała i nigdy mieć nie będzie natury badaczki, naukowca, nie poświeci się nauce, tak jak starsza siostra - zawsze bliższa jej sercu była ta przyjemniejsza strona życia, Fantine była hedonistką, lubiła się bawić, błyszczeć, lśnić na parkiecie, cieszyć uwagą szarmanckich lordów i wysłuchiwać komplementów o swoich obrazach, nigdy nie zapomniała jednak, że urodziła się też czarownicą - a w jej żyłach płynęła krew Mahaut. Magia płynęła w jej błękitnej krwi, odróżniała od mugoli, nie mogła tego zaniedbać - a alchemia już w latach szkolnych skradła serce Fantine, bo była prawdziwą sztuką. Złożoną, delikatną, wymagającą precyzji, uwagi i kreatywnego myślenia. Wbrew temu, co Tristan sądził o eliksirach, lubiła warzyć mikstury - a ponieważ pragnęła lśnić, uparcie chciała zabłyszczeć i na tym polu, nie była jedynie pustą, głupią lalką. Miesiące spędzone w rezerwacie na nowo rozpaliły w niej zamiłowanie do alchemii i podsyciły apetyt; chciała, aby wszystkie jej dzieła, obrazy i mikstury, były coraz lepsze, doskonalsze. Była perfekcjonistką, Tristan zaś próbował dopatrzeć się w tym podstępu.
- Przedstawiłam ci już moje powody - odparła bez zawahania, prawa brew uniosła się lekko, zdradzając zdziwienie. Tristan niestrudzenie drążył i drążył, jak gdyby ukrywała przed nim prawdziwe powody i musiał je z niej wydrzeć siłą - tylko jakie miał ku temu podstawy, skoro mówiła szczerze i nic nie zdradzało zawoalowanego kłamstwa? Jakież miałaby powody, aby skłamać w tak istotnej sprawie? Zatajając coś, cokolwiek to miałoby być, mogłaby narazić sukces wyprawy, ich samych, a do tego za nic nie chciałaby dopuścić.
- Być może pozornie nic skomplikowanego, ale podstaw nie należy zaniedbywać, może stanie się coś nieoczekiwanego - powiedziała spokojnie, spoglądając prosto w oczy brata. Była zdecydowana, choć próbował ją odwieść od tego pomysłu. Sama widziała w tym cel, czuła, że to ma sens - żałowała, że Tristan nie potrafi tego dostrzec, nie może, albo nie chce zrozumieć, wciąż poszukując w tym jakiegoś podstępu, czy nieprawdy. Nie kłamała przecież, mówiła szczerze, o tym, czego pragnęła. Wytłumaczyła już przecież, że pragnęła być przy nich przez to, że właśnie wtedy będą w swoim żywiole - poszukując nieznanego smoka. To ważny moment, chciała być tego częścią, by lepiej ich zrozumieć i na nowo się zbliżyć. Cóż w tym tak go dziwiło? Zawsze byli jej najbliżsi, rodzina była najważniejsza, dla niej mogła znieść kilka dni niewygód.
- Zgódź się, proszę, nie zawiedziesz się na mnie, obiecuję - poprosiła; jeśli nie przekonały go słowa, przekonają czyny - tego była pewna.
- Przedstawiłam ci już moje powody - odparła bez zawahania, prawa brew uniosła się lekko, zdradzając zdziwienie. Tristan niestrudzenie drążył i drążył, jak gdyby ukrywała przed nim prawdziwe powody i musiał je z niej wydrzeć siłą - tylko jakie miał ku temu podstawy, skoro mówiła szczerze i nic nie zdradzało zawoalowanego kłamstwa? Jakież miałaby powody, aby skłamać w tak istotnej sprawie? Zatajając coś, cokolwiek to miałoby być, mogłaby narazić sukces wyprawy, ich samych, a do tego za nic nie chciałaby dopuścić.
- Być może pozornie nic skomplikowanego, ale podstaw nie należy zaniedbywać, może stanie się coś nieoczekiwanego - powiedziała spokojnie, spoglądając prosto w oczy brata. Była zdecydowana, choć próbował ją odwieść od tego pomysłu. Sama widziała w tym cel, czuła, że to ma sens - żałowała, że Tristan nie potrafi tego dostrzec, nie może, albo nie chce zrozumieć, wciąż poszukując w tym jakiegoś podstępu, czy nieprawdy. Nie kłamała przecież, mówiła szczerze, o tym, czego pragnęła. Wytłumaczyła już przecież, że pragnęła być przy nich przez to, że właśnie wtedy będą w swoim żywiole - poszukując nieznanego smoka. To ważny moment, chciała być tego częścią, by lepiej ich zrozumieć i na nowo się zbliżyć. Cóż w tym tak go dziwiło? Zawsze byli jej najbliżsi, rodzina była najważniejsza, dla niej mogła znieść kilka dni niewygód.
- Zgódź się, proszę, nie zawiedziesz się na mnie, obiecuję - poprosiła; jeśli nie przekonały go słowa, przekonają czyny - tego była pewna.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Przyglądał się jej twarzy spokojnie i w milczeniu, gdy oświadczyła, że skończyła swoje wystąpienie. Próbował dotrzeć do jej głębi i zrozumieć, co nią kierowało; nie potrzebowali na wyprawie niedoświadczonej alchemiczki, a ona nie potrzebowała wyprawy, by nauczyć się czegokolwiek o eliksirach - tam nie było czasu na naukę, jedynie na pracę, do tego pod presją i niełatwą. Nie, żeby nie uważał, że nie podoła - raczej po prostu nie widział tam dla niej miejsca. Jego wzrok podążył za jej arogancko uniesioną brwią - wyrażała niezadowolenie z tej rozmowy, rozpoznawał ten gest, bliźniaczo obecny tak u niego, jak u Melisande. Fantine musiała jednak zrozumieć, że była mu należna szacunek nie mniejszy, jak poprzedniemu nestorowi - i nie powinna pozwalać sobie na tak krytyczne gesty. Zawsze sądził, że potrafi wykazać się manierami na tyle, by zapanować nad niezadowoloną minką przynajmniej wtedy, kiedy nie było na nią miejsca. Brak argumentacji z jej strony, podobnie jak narastająca u niej frustracja wywołana rozmową, jedynie utwierdzały go w przekonaniu, że chęć wyjazdu na wyprawę była jedynie z jej strony dziecinnym kaprysem.
- Podstawy możesz ćwiczyć w rezerwacie, Fantine - odparł lekko, odginając głowę od oparcia miękkiego fotela. Jeśli nie zamierzała mówić więcej - nie zamierzał o to prosić. Chciał dać jej przestrzeń, moment na szczerą, spokojną rozmowę, w której zdradzi się ze swoimi myślami z ostatnich miesięcy, odkąd mdlała przed nim w przerażeniu, że kazał jej szlifować swoje zdolności w rezerwacie. Nie otrzymał tego. Przemiana Fantine była nagła i dziwna - martwiło go, że może chciała naśladować starszą siostrę, nie bardzo wiedząc, jak się za to zabrać. Nie rozumiejąc, że Melisande do swojej pierwszej wyprawy przygotowywała się teoretycznie przez kilka długich lat. Nie szukał u siostry złośliwego podstępu, jak sądziła, szukał u niej rozsądku, który wyparłby wrażenie nieuzasadnionego kaprysu. Żałował, że go nie znalazł. - To nie jest miejsce dla ciebie. Wyprawa będzie trudna - będziemy wysoko w górach, a anomalie nie pozwolą nam na użycie magii. Być może musiałabyś wziąć udział we wspinaczce - a wtedy już Melisande będzie nam balastem. Burza utrudni warunki, a anomalia dodatkowo rozdrażni smoka. Obozowisko będzie strzeżone, ale w razie zagrożenia - nie będziesz wiedziała, jak się zachować. Poproś o rozmowę siostrę, jeśli chcesz nauczyć się więcej o smokach. Zacznij od małych kroków, nim razem z nami będziesz się wspinała na sam szczyt. Nie pozwolę, by stała ci się krzywda - i ty też nie powinnaś do tego dążyć. Smocza wyprawa nie jest miejscem dla damy. - Wolałby, żeby została z Evandrą - brzemienna będzie potrzebowała wsparcia. Jego matka co prawda otaczała ją opieką, ale z jego siostrą złapała znacznie lepszy kontakt. Przeszło mi przez myśl, że może powinien poprosić żonę o rozmowę z siostrą - jako nestorowa mogła trafić do niej celniej niż on, a jej rozsądek niewątpliwie pozwalał jej pojąć istotę zagrożenia. Rozumiał chęć Fantine naśladowania starszej siostry i znacznie bardziej podobała mu się ta wersja ich relacji od tej, w której z niej kpiła - ale nie mogła przecież brnąć w to na ślepo. Zamierzała zetrzeć się z żywiołem - jednym z najpotężniejszych - a Tristan wątpił by nie interesowała się smokologia aż tak, by sądzić, że smoki podobne są jej kotom. To byłoby nieodpowiedzialne, a on był teraz odpowiedzialny nie tylko za samą Fantine, ale za całą rodzinę. Najdrobniejsza blizna na jej licu mogłaby zaprzepaścić jej przyszłość - w przeciwieństwie do Melisande nie potrafiłaby przecież zachować się w razie ataku smoka, nie miała pojęcia o behawioryźmie. Nie wiedziałaby, co robić, aby przetrwać. - To wszystko na dziś - oznajmił, wstając z fotela - i opuszczając komnatę.
zt
- Podstawy możesz ćwiczyć w rezerwacie, Fantine - odparł lekko, odginając głowę od oparcia miękkiego fotela. Jeśli nie zamierzała mówić więcej - nie zamierzał o to prosić. Chciał dać jej przestrzeń, moment na szczerą, spokojną rozmowę, w której zdradzi się ze swoimi myślami z ostatnich miesięcy, odkąd mdlała przed nim w przerażeniu, że kazał jej szlifować swoje zdolności w rezerwacie. Nie otrzymał tego. Przemiana Fantine była nagła i dziwna - martwiło go, że może chciała naśladować starszą siostrę, nie bardzo wiedząc, jak się za to zabrać. Nie rozumiejąc, że Melisande do swojej pierwszej wyprawy przygotowywała się teoretycznie przez kilka długich lat. Nie szukał u siostry złośliwego podstępu, jak sądziła, szukał u niej rozsądku, który wyparłby wrażenie nieuzasadnionego kaprysu. Żałował, że go nie znalazł. - To nie jest miejsce dla ciebie. Wyprawa będzie trudna - będziemy wysoko w górach, a anomalie nie pozwolą nam na użycie magii. Być może musiałabyś wziąć udział we wspinaczce - a wtedy już Melisande będzie nam balastem. Burza utrudni warunki, a anomalia dodatkowo rozdrażni smoka. Obozowisko będzie strzeżone, ale w razie zagrożenia - nie będziesz wiedziała, jak się zachować. Poproś o rozmowę siostrę, jeśli chcesz nauczyć się więcej o smokach. Zacznij od małych kroków, nim razem z nami będziesz się wspinała na sam szczyt. Nie pozwolę, by stała ci się krzywda - i ty też nie powinnaś do tego dążyć. Smocza wyprawa nie jest miejscem dla damy. - Wolałby, żeby została z Evandrą - brzemienna będzie potrzebowała wsparcia. Jego matka co prawda otaczała ją opieką, ale z jego siostrą złapała znacznie lepszy kontakt. Przeszło mi przez myśl, że może powinien poprosić żonę o rozmowę z siostrą - jako nestorowa mogła trafić do niej celniej niż on, a jej rozsądek niewątpliwie pozwalał jej pojąć istotę zagrożenia. Rozumiał chęć Fantine naśladowania starszej siostry i znacznie bardziej podobała mu się ta wersja ich relacji od tej, w której z niej kpiła - ale nie mogła przecież brnąć w to na ślepo. Zamierzała zetrzeć się z żywiołem - jednym z najpotężniejszych - a Tristan wątpił by nie interesowała się smokologia aż tak, by sądzić, że smoki podobne są jej kotom. To byłoby nieodpowiedzialne, a on był teraz odpowiedzialny nie tylko za samą Fantine, ale za całą rodzinę. Najdrobniejsza blizna na jej licu mogłaby zaprzepaścić jej przyszłość - w przeciwieństwie do Melisande nie potrafiłaby przecież zachować się w razie ataku smoka, nie miała pojęcia o behawioryźmie. Nie wiedziałaby, co robić, aby przetrwać. - To wszystko na dziś - oznajmił, wstając z fotela - i opuszczając komnatę.
zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
17 Styczeń, późny wieczór
Sporo się ostatnio dzieje. Plotki, liczne doniesienia, wszystko to, co słyszy Bastian nie pozostaje bez echa. Jednak nie mówi o tym głośno, jako pisarz lubi gromadzić informacje, by potem wykorzystać je w najlepszym momencie. Wyczulony na każde plotki potrafi zrobić z nich broń, gdy dostrzeże dla siebie szansę, nie omieszka wykorzystać zgromadzonych informacji. Wie jednak, ze musi działać ostrożnie, że nie może dać się ponieść emocjom, które w nim drzemią. Gdy dojdzie do takiej sytuacji, może stracić nad sobą kontrolę, a tego za równo on, jak i inni nie chcą.
Postanowił więc zająć się normalnymi, arystokratycznymi sprawami, porozmawiać z człowiekiem, z którym przecież niedługo będą rodziną. Tak po prawdzie, nie miał jeszcze na jego temat wyrobionego zdania, nie znał go praktycznie, jedynie Isabella mówiła mu co nieco o Lordzie Rosier, jednak jakoś tak nie złożyło się, by obaj panowie mieli okazję porozmawiać w cztery oczy, bez wścibskich ludzi dookoła. Najwyższy czas więc to zmienić, dlatego Bastian poczynił stosowne kroki, aby zorganizować spotkanie. I nawet w duchu się ucieszył, że mężczyzna przystał na jego propozycję. W głowie Lorda Selwyna krążyło wiele pytań, na które pragnął uzyskać odpowiedź, wiedział jednak, że nie może postępować pochopnie. Spokojnie, rozważnie, analizować każde swoje posunięcie, nie ujawniać wszystkich kart na początku. Bo przecież trzeba zachować pozory.
Nie miał problemów z odnalezieniem adresu. Nie zdziwił go także przepych, bądź co bądź, szlachta musi okazać swoją pozycję, tym bardziej jeśli chodzi o wystrój każdej rodowej posiadłości, jego własny dom nie różni się aż tak wiele od tego, do którego dane mu było trafić. Poprawił mankiety idealnie skrojonego, czarnego płaszcza. Pogoda nieprzyjemna, dlatego dobrze, że znalazł się w cieple. Lubi zimę, jednak jeszcze bardziej przepada za wczesną wiosną, kiedy to pierwsze promienie słońca powoli ogrzewają jego twarz, a lodowaty jeszcze wiatr daje przyjemne orzeźwienie. Schował ręce za plecami, czekając na gospodarza, z cierpliwością godną pozazdroszczenia. Umiał się zachować, jeśli tylko chciał, po prawdzie mało osób wiedziało, jaki naprawdę jest Bastian, nikt praktycznie nie widział go w naturalnym środowisku, otoczony pergaminami, zapachem atramentu, z połamanymi piórami walającymi się na stole. To był jego świat. Nie polityka, nie te wszystkie mariaże. Ale swojego losu nie zmieni, musi się z tym pogodzić. Podniósł wzrok dopiero w momencie, kiedy Lord Rosier pojawił się na horyzoncie. Przywołał na twarz coś na kształt przyjaznego uśmiechu, skłaniając przed mężczyzną głowę. Formalności musi stać się zadość.
- Witam cię, Lordzie Rosier, dziękuję za to, iż byłeś w stanie mnie dzisiaj jeszcze przyjąć, mimo stosunkowo późnej nocy. – powiedział. Zaiste, noc trwała w najlepsze, jednak nie było jeszcze aż tak późno, niżby mogło się wydawać. Za dnia Bastian za pewne nie znalazłby aż tak wiele wolnego czasu, by wyrwać się na spotkanie z przyszłym szwagrem, więc dobrze się stało, że spotkanie mogło odbyć się w tych godzinach. – Zaiste, urokliwe miejsce, mości Lordzie. Czuć w nim pewną… magię której działania nie sposób odgadnąć. – odparł tajemniczo, ale nadal formalnie. Bo to nakazywała etykieta, bo tego od niego wymagano i tak przecież miał się zachowywać. Och, jakże bardzo pragnął porzucić jednak te wszystkie sztywne zasady i chociaż raz poczuć się po prostu sobą. Niestety, na swój los nie ma wpływu. I nigdy mieć nie będzie.
Sporo się ostatnio dzieje. Plotki, liczne doniesienia, wszystko to, co słyszy Bastian nie pozostaje bez echa. Jednak nie mówi o tym głośno, jako pisarz lubi gromadzić informacje, by potem wykorzystać je w najlepszym momencie. Wyczulony na każde plotki potrafi zrobić z nich broń, gdy dostrzeże dla siebie szansę, nie omieszka wykorzystać zgromadzonych informacji. Wie jednak, ze musi działać ostrożnie, że nie może dać się ponieść emocjom, które w nim drzemią. Gdy dojdzie do takiej sytuacji, może stracić nad sobą kontrolę, a tego za równo on, jak i inni nie chcą.
Postanowił więc zająć się normalnymi, arystokratycznymi sprawami, porozmawiać z człowiekiem, z którym przecież niedługo będą rodziną. Tak po prawdzie, nie miał jeszcze na jego temat wyrobionego zdania, nie znał go praktycznie, jedynie Isabella mówiła mu co nieco o Lordzie Rosier, jednak jakoś tak nie złożyło się, by obaj panowie mieli okazję porozmawiać w cztery oczy, bez wścibskich ludzi dookoła. Najwyższy czas więc to zmienić, dlatego Bastian poczynił stosowne kroki, aby zorganizować spotkanie. I nawet w duchu się ucieszył, że mężczyzna przystał na jego propozycję. W głowie Lorda Selwyna krążyło wiele pytań, na które pragnął uzyskać odpowiedź, wiedział jednak, że nie może postępować pochopnie. Spokojnie, rozważnie, analizować każde swoje posunięcie, nie ujawniać wszystkich kart na początku. Bo przecież trzeba zachować pozory.
Nie miał problemów z odnalezieniem adresu. Nie zdziwił go także przepych, bądź co bądź, szlachta musi okazać swoją pozycję, tym bardziej jeśli chodzi o wystrój każdej rodowej posiadłości, jego własny dom nie różni się aż tak wiele od tego, do którego dane mu było trafić. Poprawił mankiety idealnie skrojonego, czarnego płaszcza. Pogoda nieprzyjemna, dlatego dobrze, że znalazł się w cieple. Lubi zimę, jednak jeszcze bardziej przepada za wczesną wiosną, kiedy to pierwsze promienie słońca powoli ogrzewają jego twarz, a lodowaty jeszcze wiatr daje przyjemne orzeźwienie. Schował ręce za plecami, czekając na gospodarza, z cierpliwością godną pozazdroszczenia. Umiał się zachować, jeśli tylko chciał, po prawdzie mało osób wiedziało, jaki naprawdę jest Bastian, nikt praktycznie nie widział go w naturalnym środowisku, otoczony pergaminami, zapachem atramentu, z połamanymi piórami walającymi się na stole. To był jego świat. Nie polityka, nie te wszystkie mariaże. Ale swojego losu nie zmieni, musi się z tym pogodzić. Podniósł wzrok dopiero w momencie, kiedy Lord Rosier pojawił się na horyzoncie. Przywołał na twarz coś na kształt przyjaznego uśmiechu, skłaniając przed mężczyzną głowę. Formalności musi stać się zadość.
- Witam cię, Lordzie Rosier, dziękuję za to, iż byłeś w stanie mnie dzisiaj jeszcze przyjąć, mimo stosunkowo późnej nocy. – powiedział. Zaiste, noc trwała w najlepsze, jednak nie było jeszcze aż tak późno, niżby mogło się wydawać. Za dnia Bastian za pewne nie znalazłby aż tak wiele wolnego czasu, by wyrwać się na spotkanie z przyszłym szwagrem, więc dobrze się stało, że spotkanie mogło odbyć się w tych godzinach. – Zaiste, urokliwe miejsce, mości Lordzie. Czuć w nim pewną… magię której działania nie sposób odgadnąć. – odparł tajemniczo, ale nadal formalnie. Bo to nakazywała etykieta, bo tego od niego wymagano i tak przecież miał się zachowywać. Och, jakże bardzo pragnął porzucić jednak te wszystkie sztywne zasady i chociaż raz poczuć się po prostu sobą. Niestety, na swój los nie ma wpływu. I nigdy mieć nie będzie.
Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Praca w rezerwacie sprawiała mu niebywałą przyjemność, pozwalała również przestać myśleć o zwykłych problemach. Niespodzianka Isabelli, spotkanie Rycerzy, przegrany pojedynek, wizyta w Corbenic Castle czy przypadkowe spotkanie w Dokach… To wydarzeniach ostatnich kilkunastu dni, które z jednej strony wpłynęły znacząco na jego życie, a z drugiej były jedynie chwilą, która zdążyła przeminąć. Skupiał się na swych działaniach, oddawał się pracy, w Chateau spędzał niewiele czasu, unikał też rozmów. Krótko mówiąc, zachowywał się zupełnie normalnie, jakby niewiele się zmieniło. A przecież się zaręczył, niebawem miał zostać mężem, później pewnie ojcem. Trzeba przyznać, że to spore zmiany, do których należało się przygotować w odpowiedni sposób. Gdy Isabella wprowadzi się do domu Rosierów… Z pewnością będzie miał mniej chwil dla siebie, niż ma do tej pory. Samotność stania się dla niego bardziej odległa i zapewne będzie musiał znaleźć sposób, aby móc w spokoju i w samotni oddać się własnym przemyśleniom. Wiedział już jedno, jego przyszła żona lubiła dużo wiedzieć i zadawać dużo pytań. Ich charaktery były sprzeczne, choć może to wywoła przyciąganie między nimi.
Niemniej jednak, zdziwiła go wiadomość od jej brata. Pojawił się w Chateau, a nieznana mu sowa przyniosła wiadomość prosto z pałacu Beaulieu. W pierwszej chwili pomyślał, że to od Isabelli, a jednak… Zdecydowanie napisał do niego jej brat Bastian z prośbą o spotkanie. Nie znali się, nie mieli okazji poznać, wszak Selwynowie nie opowiadali się po odpowiedniej stronie, jednak nie mógł mu odmówić. W zasadzie mógł, ale nie chciał. Z jednej strony obawiał się, że Bastian podobnie jak Isabella pojawi się i zbombarduje go niezliczoną ilością pytań, ale liczył na to, że Lord Selwyn będzie bardziej powściągliwy i oszczędzi mu takiego zakończeniu tego przepięknego dnia.
Odprężał się przy lekturze, kiedy skrzat poinformował go o przybyciu Lorda Selwyn. Mathieu wyszedł z komnaty niespiesznym krokiem, mając na sobie wygodne odzienie, choć nadal eleganckie. Skierował się wraz z Bastianem do Sali Burz, gdzie z reguły gościli przybyłych. Mathieu nakazał przygotować alkohol i spojrzał na gościa.
- Owszem, Château Rose jest niewątpliwie wyjątkowe. – odparł na jego słowa. Zachwalanie tego miejsca najpewniej było grzecznością. Z drugiej strony jednak, Mathieu wiedział jak niesamowitym miejscem było i jak bardzo sam do niego należał. – Jestem pewien, że spodoba się Twej siostrze, gdy po ślubie zamieszka wraz ze mną. – dodał jeszcze. Ślub z Isabellą oznaczał dla niej porzucenie Pałacu Beaulieu i zamieszkanie w rodowym domostwie jej męża, czy jej się to podobało czy nie. – Miło Cię gościć, Lordzie Selwyn. Co takiego więc sprowadza Cię do mnie. – usiadł wygodnie, a skrzat zaserwował im alkohol. Usiedli naprzeciw kominka, w którym wesoło podskakiwały płomienie. Zdecydowanie ta Sala była jedną z ładniejszych, a sam Mathieu lubił w niej przebywać.
Niemniej jednak, zdziwiła go wiadomość od jej brata. Pojawił się w Chateau, a nieznana mu sowa przyniosła wiadomość prosto z pałacu Beaulieu. W pierwszej chwili pomyślał, że to od Isabelli, a jednak… Zdecydowanie napisał do niego jej brat Bastian z prośbą o spotkanie. Nie znali się, nie mieli okazji poznać, wszak Selwynowie nie opowiadali się po odpowiedniej stronie, jednak nie mógł mu odmówić. W zasadzie mógł, ale nie chciał. Z jednej strony obawiał się, że Bastian podobnie jak Isabella pojawi się i zbombarduje go niezliczoną ilością pytań, ale liczył na to, że Lord Selwyn będzie bardziej powściągliwy i oszczędzi mu takiego zakończeniu tego przepięknego dnia.
Odprężał się przy lekturze, kiedy skrzat poinformował go o przybyciu Lorda Selwyn. Mathieu wyszedł z komnaty niespiesznym krokiem, mając na sobie wygodne odzienie, choć nadal eleganckie. Skierował się wraz z Bastianem do Sali Burz, gdzie z reguły gościli przybyłych. Mathieu nakazał przygotować alkohol i spojrzał na gościa.
- Owszem, Château Rose jest niewątpliwie wyjątkowe. – odparł na jego słowa. Zachwalanie tego miejsca najpewniej było grzecznością. Z drugiej strony jednak, Mathieu wiedział jak niesamowitym miejscem było i jak bardzo sam do niego należał. – Jestem pewien, że spodoba się Twej siostrze, gdy po ślubie zamieszka wraz ze mną. – dodał jeszcze. Ślub z Isabellą oznaczał dla niej porzucenie Pałacu Beaulieu i zamieszkanie w rodowym domostwie jej męża, czy jej się to podobało czy nie. – Miło Cię gościć, Lordzie Selwyn. Co takiego więc sprowadza Cię do mnie. – usiadł wygodnie, a skrzat zaserwował im alkohol. Usiedli naprzeciw kominka, w którym wesoło podskakiwały płomienie. Zdecydowanie ta Sala była jedną z ładniejszych, a sam Mathieu lubił w niej przebywać.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Po prawdzie musiał wyrwać się, chociaż na chwilę od swojej szarej codzienności, z której już dawno zniknęły kolorowe barwy. Teraz widział jedynie odcienie czerni i szarości, przeplatane bielą, od lat żaden inny kolor nie był jego codziennością. Zmienił się, na przestrzeni lat ludzie przestali widzieć w nim tego rezolutnego, aczkolwiek nieco mrocznego chłopaka, jakim był wiele lat temu. Przytłaczały go obowiązku, życie na świeczniku. Nic więc dziwnego, że tak chętne wystosował prośbę o spotkanie z mężczyzną, z którym mają stać się rodziną. Winien dowiedzieć się o nim wystarczająco dużo. Kochał siostrę, mimo że nigdy nie powiedział jej tego wprost, darzył ją braterską miłością. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to mariaż polityczny, ale chciał mieć pewność, że jest ona oddawana w dobre ręce. Dlatego postanowił sprawę zbadać.
Nie mógł jednak wyjść ze swojej roli, chociaż miał nadzieję że dalsze spotkanie nie będzie już formalne i że ograniczą te sztywne reguły do absolutnego minimum. Należy jednak zachować ostrożność, gdyż oboje nie znają się, wiedzą jedynie tyle, ile mówiła Lady Selwyn. Od nich zależy, czy ta relacja z neutralnej przybierze jeden, konkretny kierunek. Pokiwał mu głową. Urokliwe miejsce, w którym aż czuć arystokratyczną duszę. Bastian bywał w znacznie gorszych domostwach, zawsze jednak z przyjemnością wracał do przepychu, który był jego codziennością, był częścią jego życia, nawet jeśli na początku miał ku temu jakieś obiekcje.
- Och, z pewnością się jej spodoba, zapewniam cię Lordzie. – ciekawe, jak sama siostra zaopatruje się na zmianę zamieszkania. Poczuł dziwne ukłucie zazdrości, gdy zrozumiał że ich nocne, przypadkowe spotkania w kuchni już nie będą codziennością. Pozostanie pisanie sów i nowe obowiązki. Nic już nie będzie takie samo i ta myśl w pewnym stopniu go przerażała, mimo że po twarzy nie dało się tego poznać. Jedynie intensywnie niebieskie oczy zdradzały pewien niepokój, którego nie umiał się pozbyć. Usiadł we wskazanym fotelu i przyjął od skrzata szklankę z alkoholem. Przez chwilę obracał ją w dłoni, obserwując przelewający się płyn, nim ponownie skierował spojrzenie na mężczyznę.
- Chcę poznać człowieka, z którym zwiąże się moja siostra. Możesz to uznać Lordzie… za braterską troskę. – odparł, upijając łyk. Przyjemne ciepło zaczęło rozlewać się po jego ciele. Alkohol pomagał mu czasami przebrnąć przez blokadę twórczą, otwierał umysł, skłaniał do pewnych posunięć. Grunt to jednak znać umiar, nie przekroczyć tej jednej granicy, z której po prostu nie ma powrotu. Rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę i opierając przedramiona o oparcia fotela. Nie spuszczał z niego wzroku, jednak bynajmniej nie patrzył na niego w negatywny sposób. Jego spojrzenie było… ciekawskie. Miał przed sobą człowieka doświadczonego, na oko w jego wieku, który ma mi być bratem. – Nie mieliśmy okazji porozmawiać w cztery oczy, wiem że to wszystko z racji naszych zajęć, dlatego skorzystałem z okazji by poznać człowieka, który niedługo będzie dla mnie rodziną. – odparł, kiwając mu uprzejmie głową. Lubił poznawać ludzi, chociaż sam Bastian niewiele o sobie zdradzał, jedynie najbliższe osoby wiedziały, kim jest naprawdę, ale jeśli on sam chciał coś ukryć, nic nie było w stanie go powstrzymać. Teraz jednak zdał się na instynkt, który podpowiadał mu, że powinien po prostu… porozmawiać.
Nie mógł jednak wyjść ze swojej roli, chociaż miał nadzieję że dalsze spotkanie nie będzie już formalne i że ograniczą te sztywne reguły do absolutnego minimum. Należy jednak zachować ostrożność, gdyż oboje nie znają się, wiedzą jedynie tyle, ile mówiła Lady Selwyn. Od nich zależy, czy ta relacja z neutralnej przybierze jeden, konkretny kierunek. Pokiwał mu głową. Urokliwe miejsce, w którym aż czuć arystokratyczną duszę. Bastian bywał w znacznie gorszych domostwach, zawsze jednak z przyjemnością wracał do przepychu, który był jego codziennością, był częścią jego życia, nawet jeśli na początku miał ku temu jakieś obiekcje.
- Och, z pewnością się jej spodoba, zapewniam cię Lordzie. – ciekawe, jak sama siostra zaopatruje się na zmianę zamieszkania. Poczuł dziwne ukłucie zazdrości, gdy zrozumiał że ich nocne, przypadkowe spotkania w kuchni już nie będą codziennością. Pozostanie pisanie sów i nowe obowiązki. Nic już nie będzie takie samo i ta myśl w pewnym stopniu go przerażała, mimo że po twarzy nie dało się tego poznać. Jedynie intensywnie niebieskie oczy zdradzały pewien niepokój, którego nie umiał się pozbyć. Usiadł we wskazanym fotelu i przyjął od skrzata szklankę z alkoholem. Przez chwilę obracał ją w dłoni, obserwując przelewający się płyn, nim ponownie skierował spojrzenie na mężczyznę.
- Chcę poznać człowieka, z którym zwiąże się moja siostra. Możesz to uznać Lordzie… za braterską troskę. – odparł, upijając łyk. Przyjemne ciepło zaczęło rozlewać się po jego ciele. Alkohol pomagał mu czasami przebrnąć przez blokadę twórczą, otwierał umysł, skłaniał do pewnych posunięć. Grunt to jednak znać umiar, nie przekroczyć tej jednej granicy, z której po prostu nie ma powrotu. Rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę i opierając przedramiona o oparcia fotela. Nie spuszczał z niego wzroku, jednak bynajmniej nie patrzył na niego w negatywny sposób. Jego spojrzenie było… ciekawskie. Miał przed sobą człowieka doświadczonego, na oko w jego wieku, który ma mi być bratem. – Nie mieliśmy okazji porozmawiać w cztery oczy, wiem że to wszystko z racji naszych zajęć, dlatego skorzystałem z okazji by poznać człowieka, który niedługo będzie dla mnie rodziną. – odparł, kiwając mu uprzejmie głową. Lubił poznawać ludzi, chociaż sam Bastian niewiele o sobie zdradzał, jedynie najbliższe osoby wiedziały, kim jest naprawdę, ale jeśli on sam chciał coś ukryć, nic nie było w stanie go powstrzymać. Teraz jednak zdał się na instynkt, który podpowiadał mu, że powinien po prostu… porozmawiać.
Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Polityczne małżeństwo było czymś, czego Mathieu mógł się spodziewać. Nie miał za złe bratu, że podjął takie decyzje. Tristan zawsze stawiał dobro rodu na pierwszym miejscu, a Mathieu podążał jego śladami. Ród został przedłużony, jego brat doczekał się syna, który dumnie nosił nazwisko Rosier. To jednak nie było wystarczające, sam również musiał postarać się o przedłużenie linii Rodu, aby mógł rosnąć w siłę i stanąć wysoko, mieć jedną z najlepszych pozycji w czarodziejskim świecie. Dlatego przystał na tą decyzję, obiecując sobie, że Isabellę będzie traktował bardzo dobrze. Pamiętał dokładnie jak wyglądało to z jego rodzicami. Matka zawsze stała u boku ojca, choć ten nieczęsto z nią rozmawiał, całkowicie oddając się swej pasji. Anselme jednak był bardziej rozmowny od swojego syna, a przynajmniej takiego zapamiętał go Mathieu. Nie było im dane się bliżej poznać, dlatego zawsze wuj i Tristan byli dla niego wzorem do naśladowania, osobami, których śladem chciał podążać. To właśnie śmierć ojca zmieniła podejście małego chłopca i sprawiła, że ten zamilkł i stał się bardziej niedostępny. Dlatego nie chciał małżeństwa, nie chciał, aby kobieta, z którą dane mu będzie się związać musiała przechodzić to, co przechodziła jego matka, kiedy Anselme poniósł śmierć. Mathieu mógł czekać podobny los, tego nie mógł być jednak pewien.
Wizytę Bastiana Selwyna traktował w dość… niepewny sposób. Wciąż nie mógł się oprzeć wrażeniu, że wszystko to jest skrzętnie uknutą intrygą wystosowaną przez Morganę. Nie mógł mieć pewności czy Basian nie jest kolejnym pionkiem w jej grze, którego wysłała na przebadanie terenu. Właściwe zachowanie, powściągliwość i znajomość szlacheckiej etykiety pozwalała mu sprawnie lawirować pomiędzy tematami, unikając wpadek i sięgać po odpowiednie słowa. Mathieu potrafił kłamać, choć preferował nazywać to wprawnym określaniem prawdy. Nie był pewien zamiarów Bastiana, choć nie chciał z góry traktować go jako szpiega czy wysłannika Morgany.
- Nie musisz się obawiać, zajmę się Isabellą i zapewnię jej wszystko, czego tylko będzie pragnąć. – odparł na jego słowa. Nie miał rodzeństwa i nie wiedział jak to jest. Owszem, za Tristana, Fantine, Melisande, Evandrę i małego Evana oddałby życie. Byli jego najbliższą rodziną, którą traktował jak własne rodzeństwo. A jednak, dla niego uczucie miłości było czymś nieznanym, więc nie mógł stwierdzić jednoznacznie czy ta bliskość określałaby się tym mianem czy była czymś zupełnie innym. Niemniej jednak, Isabella będzie miała w Chateau to, czego potrzebuje, a on postara się być najlepszym mężem, jakiego może chcieć.
Chciał go poznać… Czyżby jednak był tu w przyjaznych zamiarach nawiązania kontaktu z przyszłym szwagrem? A może to jedynie gra słów, po którą większość szlachty tak chętnie sięgała, aby dotrzeć do upragnionego celu. Mathieu sam stosował takie zagrywki i wiedział, że często te odczucia były mylące. Uśmiechnął się, wpatrując przez dłuższą chwilę w płomienie ognia.
- Nic wyjątkowego nie mogę Ci powiedzieć o sobie, poza tym, co wiedzą wszyscy. Jestem smokologiem, pracuję w Rezerwacie należącym do Rosierów. W zasadzie moje życie skupia się jedynie wokół smoków. Niczym interesującym nie mogę Cię uraczyć… – odparł na jego słowa. Chciał go poznać, podstawowe informacje, które krążyły w opinii publicznej. Coś, co wiedział dosłownie każdy, kto znał Mathieu. Nie był kimś wyjątkowym, a raczej wolał za takiego nie uchodzić. Jego sekrety pozostawały jego tajemnicą i nie ujrzą światła dziennego, jeśli nie będzie sobie tego życzył. – Skoro mamy być rodziną, chętnie dowiedziałbym się czegoś o Tobie. – mruknął, przenosząc wzrok chłodnych, ciemnych tęczówek na Bastiana i racząc go wyćwiczonym uśmiechem, wyglądającym niebywale naturalnie.
Wizytę Bastiana Selwyna traktował w dość… niepewny sposób. Wciąż nie mógł się oprzeć wrażeniu, że wszystko to jest skrzętnie uknutą intrygą wystosowaną przez Morganę. Nie mógł mieć pewności czy Basian nie jest kolejnym pionkiem w jej grze, którego wysłała na przebadanie terenu. Właściwe zachowanie, powściągliwość i znajomość szlacheckiej etykiety pozwalała mu sprawnie lawirować pomiędzy tematami, unikając wpadek i sięgać po odpowiednie słowa. Mathieu potrafił kłamać, choć preferował nazywać to wprawnym określaniem prawdy. Nie był pewien zamiarów Bastiana, choć nie chciał z góry traktować go jako szpiega czy wysłannika Morgany.
- Nie musisz się obawiać, zajmę się Isabellą i zapewnię jej wszystko, czego tylko będzie pragnąć. – odparł na jego słowa. Nie miał rodzeństwa i nie wiedział jak to jest. Owszem, za Tristana, Fantine, Melisande, Evandrę i małego Evana oddałby życie. Byli jego najbliższą rodziną, którą traktował jak własne rodzeństwo. A jednak, dla niego uczucie miłości było czymś nieznanym, więc nie mógł stwierdzić jednoznacznie czy ta bliskość określałaby się tym mianem czy była czymś zupełnie innym. Niemniej jednak, Isabella będzie miała w Chateau to, czego potrzebuje, a on postara się być najlepszym mężem, jakiego może chcieć.
Chciał go poznać… Czyżby jednak był tu w przyjaznych zamiarach nawiązania kontaktu z przyszłym szwagrem? A może to jedynie gra słów, po którą większość szlachty tak chętnie sięgała, aby dotrzeć do upragnionego celu. Mathieu sam stosował takie zagrywki i wiedział, że często te odczucia były mylące. Uśmiechnął się, wpatrując przez dłuższą chwilę w płomienie ognia.
- Nic wyjątkowego nie mogę Ci powiedzieć o sobie, poza tym, co wiedzą wszyscy. Jestem smokologiem, pracuję w Rezerwacie należącym do Rosierów. W zasadzie moje życie skupia się jedynie wokół smoków. Niczym interesującym nie mogę Cię uraczyć… – odparł na jego słowa. Chciał go poznać, podstawowe informacje, które krążyły w opinii publicznej. Coś, co wiedział dosłownie każdy, kto znał Mathieu. Nie był kimś wyjątkowym, a raczej wolał za takiego nie uchodzić. Jego sekrety pozostawały jego tajemnicą i nie ujrzą światła dziennego, jeśli nie będzie sobie tego życzył. – Skoro mamy być rodziną, chętnie dowiedziałbym się czegoś o Tobie. – mruknął, przenosząc wzrok chłodnych, ciemnych tęczówek na Bastiana i racząc go wyćwiczonym uśmiechem, wyglądającym niebywale naturalnie.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Czeka go taki sam los, czuł w kościach, że na dniach zapewne zostanie mu przedstawiona przyszła żona. Zegar tykał, niedługo skończy dwadzieścia sześć lat, w tym wieku winien mieć już żonę i przynajmniej jedno dziecko, nic więc dziwnego, że kwestii małżeństwa… obawiał się. Powiedzmy sobie szczerze: Bastian nie byłby dobrym mężem, w szczególności w sytuacji, kiedy będzie to aranżowane małżeństwo, nie z miłości, o czym od zawsze marzy, co zawsze było dla niego ważne. Po tym, jak kilka lat temu jego jedyna, prawdziwa miłość zniknęła, nie był zdolny do wyższych uczuć. Albo mu się tak wydawało. Ze swoim związkiem musiał się ukrywać. Jego wybranka była czystej krwi, ale nie pochodziła z arystokratycznego rodu. Bał się opinii rodziny na ten temat, więc przez kilka lat spotykali się potajemnie. Nikt nie wiedział o tym związku, nawet ich współpracownicy nie mieli pojęcia, że ta dwójka darzy się prawdziwą miłością. Wszystko jednak prysnęło, zniknęło jak bańka mydlana która spada na podłogę. Pozostał mu jedynie teatr.
Doskonale rozumiał tą niepewność. Sam, gdyby postawił się na miejscu mężczyzny postępowałby tak samo. Może i Bastian miał jakiś plan, jednak nie był to plan który ma na celu mu zaszkodzić. Selwyn rzadko kiedy nawiązuje jakiekolwiek relacje, bliskie osobny może policzyć na palcach jednej ręki. Rodzina się do niej zalicza, a skoro przyjdzie im być braćmi, muszą chociaż jeden raz porozmawiać w cztery oczy, bez otaczających ich ludzi. Kto wie, może wywiąże się nić porozumienia i będzie im dane kontynuować spotkania w bardziej przyjacielskich okolicznościach? Albo i nie i zobaczą się dopiero na ślubie, a potem już nigdy więcej? Wszystko jest możliwe.
- Mam taką nadzieję. Jest mi ona droższa, niż cokolwiek innego. – szkoda, że samej zainteresowanej nie umie tego powiedzieć prosto w twarz. Chyba nigdy dziewczyna nie usłyszała ciepłych słów od brata. Taki jednak już był, ich relacja była pokręcona, ona jednak zawsze czuła jego cień, zawsze wiedziała, że mimo tego co się dzieje, może na niego liczyć. Że ją obroni, gdy tylko zajdzie taka konieczność. Patrzył na niego uważnie i powoli uświadamiał sobie, że Isa naprawdę dobrze trafiła. Nie każda kobieta ma to szczęście. Czasami aranżowane małżeństwa są pełne cierpienia i bólu, tutaj jednak podejrzewał, że wszystko dobrze się skończy.
Gdyby tylko chciał, Bastian mógłby zagrać z nim w grę, mamiąc pięknymi słowami, zarzucając na niego sieć, by zdobyć szczegółowe informacje. Jednak tego nie zrobił. Nie widział w tym najmniejszego sensu. Dopóki nie będzie miał pewności, co do intencji mężczyzny, nie ma zamiaru wykorzystywać swoich umiejętności przeciwko niemu.
- Smoki. Ciekawe, niebezpieczne stworzenia. Czytałem o nich, nigdy jednak nie miałem okazji przyjrzeć się jakiemukolwiek z bliska. – w zamyśleniu upił kolejny łyk alkoholu. Nawet takie podstawowe informacje, jakie sprzeda mu Mathieu są dla niego ważne. Chce mieć pewną świadomość tego, kim jest mężczyzna który stanie się towarzyszem życia jego siostry. Odstawił szklankę na stolik i skrzyżował ramiona na piersi, a niebieskie oczy błądziły po twarzy mężczyzny, na ustach błąkał się lekki, niczym nieskrępowany uśmiech. Jednak czy aby na pewno szczery? – Teatr to moja pasja. Niestety, z racji pochodzenia nie mogę występować na deskach w roli aktora, zadowalam się więc krytykowaniem wszystkich sztuk wystawianych w Palladium. – o tym też wiedzieli wszyscy, którzy go znali. Nie wiedzieli jednak, jak wielką miłością darzył teatr. Ani jaki ból mu czasami sprawiał. – Piszę też scenariusze, tym samym rekompensując sobie to, że nie mogłem zostać aktorem. Cóż, taki los arystokracji. – zaśmiał się lekko, prawie bez jakiegokolwiek napięcia. Rozmowy na temat tego, co jest dla niego ważne zawsze bywały dziwne, potrafił albo się spiąć, albo otwarcie mówić o tym, co czuje i myśli, co jednak bywało rzadkością. Westchnął cicho i nachylił się nieco w stronę mężczyzny. – Nie chcę być twoim wrogiem, Mathieu. Jeśli nie dasz mi ku temu powodów. Po prostu ważne jest dla mnie szczęście mojej siostry. Chcę, by chociaż ona miała poukładane życie. – w oczach Bastiana zatańczyły dziwne iskierki. Na pewno nie groźba. Bardziej determinacja. Selwyn dołoży wszelkich starań, by jego siostra miała zapewnione godne życie.
Doskonale rozumiał tą niepewność. Sam, gdyby postawił się na miejscu mężczyzny postępowałby tak samo. Może i Bastian miał jakiś plan, jednak nie był to plan który ma na celu mu zaszkodzić. Selwyn rzadko kiedy nawiązuje jakiekolwiek relacje, bliskie osobny może policzyć na palcach jednej ręki. Rodzina się do niej zalicza, a skoro przyjdzie im być braćmi, muszą chociaż jeden raz porozmawiać w cztery oczy, bez otaczających ich ludzi. Kto wie, może wywiąże się nić porozumienia i będzie im dane kontynuować spotkania w bardziej przyjacielskich okolicznościach? Albo i nie i zobaczą się dopiero na ślubie, a potem już nigdy więcej? Wszystko jest możliwe.
- Mam taką nadzieję. Jest mi ona droższa, niż cokolwiek innego. – szkoda, że samej zainteresowanej nie umie tego powiedzieć prosto w twarz. Chyba nigdy dziewczyna nie usłyszała ciepłych słów od brata. Taki jednak już był, ich relacja była pokręcona, ona jednak zawsze czuła jego cień, zawsze wiedziała, że mimo tego co się dzieje, może na niego liczyć. Że ją obroni, gdy tylko zajdzie taka konieczność. Patrzył na niego uważnie i powoli uświadamiał sobie, że Isa naprawdę dobrze trafiła. Nie każda kobieta ma to szczęście. Czasami aranżowane małżeństwa są pełne cierpienia i bólu, tutaj jednak podejrzewał, że wszystko dobrze się skończy.
Gdyby tylko chciał, Bastian mógłby zagrać z nim w grę, mamiąc pięknymi słowami, zarzucając na niego sieć, by zdobyć szczegółowe informacje. Jednak tego nie zrobił. Nie widział w tym najmniejszego sensu. Dopóki nie będzie miał pewności, co do intencji mężczyzny, nie ma zamiaru wykorzystywać swoich umiejętności przeciwko niemu.
- Smoki. Ciekawe, niebezpieczne stworzenia. Czytałem o nich, nigdy jednak nie miałem okazji przyjrzeć się jakiemukolwiek z bliska. – w zamyśleniu upił kolejny łyk alkoholu. Nawet takie podstawowe informacje, jakie sprzeda mu Mathieu są dla niego ważne. Chce mieć pewną świadomość tego, kim jest mężczyzna który stanie się towarzyszem życia jego siostry. Odstawił szklankę na stolik i skrzyżował ramiona na piersi, a niebieskie oczy błądziły po twarzy mężczyzny, na ustach błąkał się lekki, niczym nieskrępowany uśmiech. Jednak czy aby na pewno szczery? – Teatr to moja pasja. Niestety, z racji pochodzenia nie mogę występować na deskach w roli aktora, zadowalam się więc krytykowaniem wszystkich sztuk wystawianych w Palladium. – o tym też wiedzieli wszyscy, którzy go znali. Nie wiedzieli jednak, jak wielką miłością darzył teatr. Ani jaki ból mu czasami sprawiał. – Piszę też scenariusze, tym samym rekompensując sobie to, że nie mogłem zostać aktorem. Cóż, taki los arystokracji. – zaśmiał się lekko, prawie bez jakiegokolwiek napięcia. Rozmowy na temat tego, co jest dla niego ważne zawsze bywały dziwne, potrafił albo się spiąć, albo otwarcie mówić o tym, co czuje i myśli, co jednak bywało rzadkością. Westchnął cicho i nachylił się nieco w stronę mężczyzny. – Nie chcę być twoim wrogiem, Mathieu. Jeśli nie dasz mi ku temu powodów. Po prostu ważne jest dla mnie szczęście mojej siostry. Chcę, by chociaż ona miała poukładane życie. – w oczach Bastiana zatańczyły dziwne iskierki. Na pewno nie groźba. Bardziej determinacja. Selwyn dołoży wszelkich starań, by jego siostra miała zapewnione godne życie.
Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Isabella była mu droższa niż cokolwiek innego… To istotna sprawa, choć Mathieu miał wrażenie, że Bastian chciał wyraźnie zaznaczyć swoją pozycję w życiu Lady Selwyn. Niestety, kiedy Isabella zostanie Rosierem wiele rzeczy ulegnie zmianie. Przede wszystkim, stanie się całkowicie podległa mężowi, a wszelkie objawy niesubordynacji nie będą mile widziane. Mathieu był specyficznym czarodziejem, a jego podejście było jeszcze bardziej niespotykane. Miała przed sobą ciężką pracę, bo na chwile obecną wszyscy nosili maski, a on w szczególności. Nie lubił pokazywać swej prawdziwej twarzy, to coś wyjątkowego zarezerwowanego dla najbardziej zaufanych. Na chwilę obecną nie miał jednak powodu by jej ufać, tak samo jak nie miał powodu by obdarzyć zaufaniem Bastiana. Musi minąć sporo czasu, nim Mathieu się przekona i postanowili uchylić rąbka tajemnicy.
Smoki były jego życiem, jego historią i wszystkim, czego potrzebował do pełni szczęścia. Nie każdy potrafił odnaleźć się w Rezerwacie, a tym bardziej w pobliżu tych wspaniałych i potężnych istot. Obserwował smoki przez długie lata, mógł o nich powiedzieć bardzo wiele, choć ludzie najczęściej mieli mylne wrażenie, nie mając zielonego pojęcia o czym w ogóle mówili. Na słowa Bastiana zareagował uśmiechem. Przypomniało mu się, jak Isabella powiedziała mu o tym, że chciałaby patrzeć na niego w trakcie pracy. Jej brat mógł okazać się sojusznikiem w tej kwestii, a Rosier postanowił to wykorzystać, skoro Isabella była dla Bastiana tak droga.
- Są niebezpieczne, owszem. – potwierdził i przekręcił lekko głowę w bok, wbijając w tęczówki Bastiana intensywne spojrzenie. – Może więc byłbyś tak miły i wytłumaczył Isabelli, że obserwowanie mnie przy pracy nie jest najlepszym pomysłem. Nie chciałbym, aby przebywała na terenie Rezerwatu, to nie jest odpowiednie miejsce dla tak pięknej damy. – dodał jeszcze. To nietypowa prośbą, ale Mathieu miał na myśli dobro narzeczonej. Może swoje własne przy okazji również, wszak mogła go rozpraszać, a raczej myśl o tym, że coś mogłoby jej się stać. Nie chciał trzymać jej na uwięzi, ale przebywanie w Rezerwacie było mu nie na rękę.
Wysłuchał jego słów o teatrze. Kolejny dowód na to jak szlacheckie pochodzenie ograniczało. Mathieu w pewnym sensie go rozumiał, choć sam miał pełną możliwość robienia tego, co kocha. Był w tym dobry i wiedział jak to działa. Bastian musiał stać z boku i obserwować… To musiało być przykre.
- Twój bunt na pewno nie spotkałby się z przychylnością Morgany, a chyba wolałbyś nie skończyć jak Alexander. – stwierdził jedynie fakt. Oczywiście była to niewinna zagrywka, lepiej wybadać teren i zdobyć informacje, kto wie, może Bastian miał podobne zapędy jak wcześniej wspomniany zdrajca. Zdecydowanie to stawiałoby Selwynów w niekorzystnej sytuacji. Niemniej jednak, Mathieu nie widział nic złego w swych słowach. Upił solidnego łyka alkoholu, ponownie przenosząc leniwe spojrzenie na ogień trzaskający w kominku.
Bastian kierował w jego stronę słowa, które mogły uchodzić za groźbę. Niebezpieczny błysk w oku Rosiera pojawił się, gdy tylko ich spojrzenia ponownie się skierowały. Nierozważny ruch, nie na terenie Chateau Rose, gdzie wszystko dosłownie mogło stanąć przeciw niemu. Lord Selwyn nie znał Mathieu, nie mógł powiedzieć zbyt wiele na jego temat, ale nie chciał go traktować jako wroga, jednocześnie stawiając warunki. Nieodpowiednie ruchy zdarzały się każdemu. Kącik ust Rosiera uniósł się, choć sam uśmiech wyglądał na cwany.
- Nie musisz się obawiać, zapewniam. Isabella będzie wspaniałą żoną i matką, zadbam o jej dobro. – odparł, obserwując go. W zasadzie po ślubie Bastian niewiele będzie miał do powiedzenia. Szlachetnie urodzone kobiety miały naprawdę trudny żywot, szczególnie kiedy ich istnienie rozpatrywano w tym kontekście. Mathieu mógł obiecać nie wiadomo co, ale nie przepadał za tego typu działaniami. Zadba o to, aby Isabella była szczęśliwa, niekoniecznie zawsze będzie to robił osobiście, ale liczył się cel, a nie użyte środki.
Smoki były jego życiem, jego historią i wszystkim, czego potrzebował do pełni szczęścia. Nie każdy potrafił odnaleźć się w Rezerwacie, a tym bardziej w pobliżu tych wspaniałych i potężnych istot. Obserwował smoki przez długie lata, mógł o nich powiedzieć bardzo wiele, choć ludzie najczęściej mieli mylne wrażenie, nie mając zielonego pojęcia o czym w ogóle mówili. Na słowa Bastiana zareagował uśmiechem. Przypomniało mu się, jak Isabella powiedziała mu o tym, że chciałaby patrzeć na niego w trakcie pracy. Jej brat mógł okazać się sojusznikiem w tej kwestii, a Rosier postanowił to wykorzystać, skoro Isabella była dla Bastiana tak droga.
- Są niebezpieczne, owszem. – potwierdził i przekręcił lekko głowę w bok, wbijając w tęczówki Bastiana intensywne spojrzenie. – Może więc byłbyś tak miły i wytłumaczył Isabelli, że obserwowanie mnie przy pracy nie jest najlepszym pomysłem. Nie chciałbym, aby przebywała na terenie Rezerwatu, to nie jest odpowiednie miejsce dla tak pięknej damy. – dodał jeszcze. To nietypowa prośbą, ale Mathieu miał na myśli dobro narzeczonej. Może swoje własne przy okazji również, wszak mogła go rozpraszać, a raczej myśl o tym, że coś mogłoby jej się stać. Nie chciał trzymać jej na uwięzi, ale przebywanie w Rezerwacie było mu nie na rękę.
Wysłuchał jego słów o teatrze. Kolejny dowód na to jak szlacheckie pochodzenie ograniczało. Mathieu w pewnym sensie go rozumiał, choć sam miał pełną możliwość robienia tego, co kocha. Był w tym dobry i wiedział jak to działa. Bastian musiał stać z boku i obserwować… To musiało być przykre.
- Twój bunt na pewno nie spotkałby się z przychylnością Morgany, a chyba wolałbyś nie skończyć jak Alexander. – stwierdził jedynie fakt. Oczywiście była to niewinna zagrywka, lepiej wybadać teren i zdobyć informacje, kto wie, może Bastian miał podobne zapędy jak wcześniej wspomniany zdrajca. Zdecydowanie to stawiałoby Selwynów w niekorzystnej sytuacji. Niemniej jednak, Mathieu nie widział nic złego w swych słowach. Upił solidnego łyka alkoholu, ponownie przenosząc leniwe spojrzenie na ogień trzaskający w kominku.
Bastian kierował w jego stronę słowa, które mogły uchodzić za groźbę. Niebezpieczny błysk w oku Rosiera pojawił się, gdy tylko ich spojrzenia ponownie się skierowały. Nierozważny ruch, nie na terenie Chateau Rose, gdzie wszystko dosłownie mogło stanąć przeciw niemu. Lord Selwyn nie znał Mathieu, nie mógł powiedzieć zbyt wiele na jego temat, ale nie chciał go traktować jako wroga, jednocześnie stawiając warunki. Nieodpowiednie ruchy zdarzały się każdemu. Kącik ust Rosiera uniósł się, choć sam uśmiech wyglądał na cwany.
- Nie musisz się obawiać, zapewniam. Isabella będzie wspaniałą żoną i matką, zadbam o jej dobro. – odparł, obserwując go. W zasadzie po ślubie Bastian niewiele będzie miał do powiedzenia. Szlachetnie urodzone kobiety miały naprawdę trudny żywot, szczególnie kiedy ich istnienie rozpatrywano w tym kontekście. Mathieu mógł obiecać nie wiadomo co, ale nie przepadał za tego typu działaniami. Zadba o to, aby Isabella była szczęśliwa, niekoniecznie zawsze będzie to robił osobiście, ale liczył się cel, a nie użyte środki.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
To nie tak, że chciał zaznaczyć swoją pozycję. Bastian po prostu czuł dziwny niepokój, że jak tylko ona wyjdzie za niego, przestanie interesować się bratem, raz na zawsze się od niego odsunie. Doskonale wiedział, że po ich ślubie wiele się zmieni, że i jego niechybnie czeka taki los, ale świadomość, że nie będzie już tak jak dawniej, nieco go przytłaczała. Nie chciał robić sobie z niego wroga, może więc przez czysty przypadek, źle dobierał słowa, zdawał się jednakże na instynkt, który podpowiadał mu, że tak właśnie powinien mówić, że to jest adekwatne do tej sytuacji. Bastian posiadał kilka wcieleń, często, jak aktorzy na scenie przyjmował maski, udając kogoś, kim nie jest naprawdę. Nawet jego własna siostra nie wiedziała, co siedzi w głowie brata. Tylko on sam umiał odnaleźć się w gąszczu swoich myśli.
Dla Mathieu smoki były pasją, dla Bastiana pergamin i pióro okazywał się często bronią. Jednak z rozmów z Isabell wiedział, że pod pewnymi względami obaj byli do siebie podobni. Powinni więc to odkryć, znaleźć tą nic porozumienia. Nie widzi w nim wroga, jedynie kogoś, kto od pewnego momentu dla jego siostry stanie się całym światem. Nie chce być stereotypowym wyobrażeniem brata, który uważa ze jej aktualny partner jest nieodpowiedni dla niej, nawet tak nie myśli. Nie zna – nie ocenia. Dlatego właśnie poprosił o spotkanie. Chce go poznać i samemu dowiedzieć się, czy może mu zaufać. Czy przyszedł tutaj na darmo.
Zaśmiał się krótko sięgając po szklankę.
- Spokojnie, wspomnę jej o tym, jednak moja siostra jest upartą duszyczką i nawet moje słowa niewiele będą w stanie zmienić. – upił łyk alkoholu. – Chociaż postaram się jej to wyperswadować, obawiam się jednakże, że nawet ja nie mam na nią wpływu. – nie raz i nie dwa suszył jej głowę za wybryki, które nie są godne damy z tak wysokiego, szlacheckiego rodu. Czasami się go słuchała, innym razem robiła na przekór wszystkim i nadal wpakowywała się w kłopoty. Była jaka była, Bastian kochał ją mimo to.
Jego dusza cierpiała. Cierpiał, ilekroć widział na scenie aktorów grających napisane przez niego sztuki, ilekroć krytykował spektakle innych. Tak bardzo rwało się jego serce do gry, że w pewnym momencie nie mógł pojawić się w teatrze, zniknął na kilka dni i wrócił dopiero, gdy zrozumiał że nigdy mu nie będzie dany taki los.
- Ja się nie buntuję, mój drogi. Głośno wyrażam swoje zdanie, co owszem, może się innym nie podobać. – wzruszył lekko ramionami. – Jednak zawsze pozostanę wierny rodzinie, nawet jeśli tam w środku będę miał cholernie sprzeczne uczucia. – rodzina była dla niego ważna, status i pochodzenie tak samo. Nie chciał z tego rezygnować, dlatego starał się nie popełniać jakichkolwiek błędów, które by doprowadziły do tego, że w jednej chwili mógłby stracić wszystko to, na co pracował latami. I co było zapisane już odkąd się urodził.
Właśnie w tym momencie zrozumiał, że źle dobrał słowa. Zobaczył to wyraźnie w oczach mężczyzny i nawet drgnął lekko, nie dając jednak bardziej po sobie poznać niepokoju. Niebieskie tęczówki nieco się jednak zwęziły, sam Bastian zmrużył oczy, przywołując jednak na twarz cwaniacki uśmieszek. Nadal grał w tylko sobie znaną grę, ale już zdążył polubić go. Miał w sobie coś intrygującego i zdanie, jakie wypowiedział sprawiło, że Selwyn najzwyczajniej w świecie w to uwierzył.
- Po sposobie, jakim to mówisz, nie śmiem w to wątpić. – skłonił mu z szacunkiem głową, upijając ponowny łyk ze swojej szklanki. Mały kamień spadł z jego serca. Oczywiście, nie ma tu mowy o przyjaźni do grobowej deski, jeszcze nie w tym momencie, jednak wszystko jest na dobrej drodze. – Przynajmniej ona dobrze trafi. W kościach czuję, że i mój stan nie przejdzie bez echa i będę zmuszony do czegoś, do czego sam nie jestem przekonany. – skrzywił się lekko. Wcale nie uśmiecha mu się ożenek, a skoro jego siostra rychło zmieni nazwisko, on się na pewno nie ukryje przed czujnym wzrokiem nestorki.
Dla Mathieu smoki były pasją, dla Bastiana pergamin i pióro okazywał się często bronią. Jednak z rozmów z Isabell wiedział, że pod pewnymi względami obaj byli do siebie podobni. Powinni więc to odkryć, znaleźć tą nic porozumienia. Nie widzi w nim wroga, jedynie kogoś, kto od pewnego momentu dla jego siostry stanie się całym światem. Nie chce być stereotypowym wyobrażeniem brata, który uważa ze jej aktualny partner jest nieodpowiedni dla niej, nawet tak nie myśli. Nie zna – nie ocenia. Dlatego właśnie poprosił o spotkanie. Chce go poznać i samemu dowiedzieć się, czy może mu zaufać. Czy przyszedł tutaj na darmo.
Zaśmiał się krótko sięgając po szklankę.
- Spokojnie, wspomnę jej o tym, jednak moja siostra jest upartą duszyczką i nawet moje słowa niewiele będą w stanie zmienić. – upił łyk alkoholu. – Chociaż postaram się jej to wyperswadować, obawiam się jednakże, że nawet ja nie mam na nią wpływu. – nie raz i nie dwa suszył jej głowę za wybryki, które nie są godne damy z tak wysokiego, szlacheckiego rodu. Czasami się go słuchała, innym razem robiła na przekór wszystkim i nadal wpakowywała się w kłopoty. Była jaka była, Bastian kochał ją mimo to.
Jego dusza cierpiała. Cierpiał, ilekroć widział na scenie aktorów grających napisane przez niego sztuki, ilekroć krytykował spektakle innych. Tak bardzo rwało się jego serce do gry, że w pewnym momencie nie mógł pojawić się w teatrze, zniknął na kilka dni i wrócił dopiero, gdy zrozumiał że nigdy mu nie będzie dany taki los.
- Ja się nie buntuję, mój drogi. Głośno wyrażam swoje zdanie, co owszem, może się innym nie podobać. – wzruszył lekko ramionami. – Jednak zawsze pozostanę wierny rodzinie, nawet jeśli tam w środku będę miał cholernie sprzeczne uczucia. – rodzina była dla niego ważna, status i pochodzenie tak samo. Nie chciał z tego rezygnować, dlatego starał się nie popełniać jakichkolwiek błędów, które by doprowadziły do tego, że w jednej chwili mógłby stracić wszystko to, na co pracował latami. I co było zapisane już odkąd się urodził.
Właśnie w tym momencie zrozumiał, że źle dobrał słowa. Zobaczył to wyraźnie w oczach mężczyzny i nawet drgnął lekko, nie dając jednak bardziej po sobie poznać niepokoju. Niebieskie tęczówki nieco się jednak zwęziły, sam Bastian zmrużył oczy, przywołując jednak na twarz cwaniacki uśmieszek. Nadal grał w tylko sobie znaną grę, ale już zdążył polubić go. Miał w sobie coś intrygującego i zdanie, jakie wypowiedział sprawiło, że Selwyn najzwyczajniej w świecie w to uwierzył.
- Po sposobie, jakim to mówisz, nie śmiem w to wątpić. – skłonił mu z szacunkiem głową, upijając ponowny łyk ze swojej szklanki. Mały kamień spadł z jego serca. Oczywiście, nie ma tu mowy o przyjaźni do grobowej deski, jeszcze nie w tym momencie, jednak wszystko jest na dobrej drodze. – Przynajmniej ona dobrze trafi. W kościach czuję, że i mój stan nie przejdzie bez echa i będę zmuszony do czegoś, do czego sam nie jestem przekonany. – skrzywił się lekko. Wcale nie uśmiecha mu się ożenek, a skoro jego siostra rychło zmieni nazwisko, on się na pewno nie ukryje przed czujnym wzrokiem nestorki.
Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miał sporo racji, po ślubie Isabella będzie musiała skupić się na byciu panią Rosier. Chateau Rose stanie się jej nowym domem, gdzie będzie czekała na męża i spędzała z nim wiele chwil, gdzie w przyszłości pojawi się dziecko, którym będzie się zajmować. Szlachetnie urodzony kobiety miały jasno wytyczoną ścieżkę w życiu i podążały nią. Zaś te, które łamały obyczaje i próbowały podejmować własne drogi, kończyły okryte hańbą. Może i Isabella opuści pałac Beaulieu, a brat zejdzie na dalszy plan, niemniej jednak Morgana z pewnością zadba o to, aby samotność Lorda Selwyna została szybko zapełniona. Nestorka ich rodu potrzebowała koneksji i politycznych mariaży, aby pozycja Selwynów w świecie stała się wysoka. Isabella poszła na pierwszy ogień, znalazł się odpowiedni partner, a małżeństwo miało być tego zwieńczeniem. Bastiana spotka dokładnie to samo, prędzej czy później, Morgana da mu do zrozumienia, że ma iść do odpowiednio wybranej przez nią szlachcianki i klęknąć.
- Jeśli Twoje słowa na nic się zdadzą, postaram się ją przekonać osobiście. – odparł jedynie, choć brzmiało to dość… nietypowo. Bastian uważał, że nie ma takiej mocy, aby wybić z głowy własnej siostrze pomysł obcowania ze smokami w bliskiej odległości. Mathieu z pewnością jakoś przemówi jej do rozsądku, choć zapewne potrwa to dość sporo czasu. Pamiętał dokładnie jak w Labiryncie posmutniała, kiedy stanowczo odmówił jej prezentowania własnej pracy. Miał zamiar pokazać jej wszelkie uroku Chateau Rose i wszelkie uroku Rezerwatu w Kent, jednak tylko i wyłącznie pod jego opieką. Nie zamierzał jej spuszczać z oka i miał ku temu powody.
Wierność rodzinie to najważniejsza cecha i Mathieu popierał jego podejście. Niemniej jednak, słowa o sprzecznych uczuciach, które mogły nim kierować były jak znak ostrzegawczy na środku drogi. Rosier zawsze zgadzał się ze swoim Nestorem, wiedział, że Tristan podchodził do spraw bardzo rozważnie i przemyślanie. Był dla niego wzorem, nic dziwnego więc, że Mathieu często był w niego zwyczajnie wpatrzony. Nawet jeśli wyglądało to w ten sposób… Przez jego myśli nie przemknęłoby nigdy, aby zastanowić się nad racjami i prawdą.
Odpowiednia decyzja… Tak nazwałby jego odpowiedź i kiwnięcie głową. Rosier wiedział co robi, a jego zachowania nie były przypadkowe. Uśmiechnął się, opróżniając szklankę, która zaraz w magiczny sposób ponownie się napełnił. Przesunął leniwie czekoladowymi tęczówkami po sylwetce Bastiana i zaśmiał się na jego dalsze słowa.
- Nie masz pewności, że nie trafisz dobrze. – odparł. Nie chciał mu mówić, że wszystko jest kwestią „wychowania sobie żony”, bo to zabrzmiałoby w tym momencie okrutnie, tym bardziej, że w pewnym sensie mowa była o jego siostrze. A jednak… Tak to wyglądało i musieli się przyzwyczaić. – Sam wspomniałeś, że pozostaniesz wierny rodzinie… Wierność polega również na poświęceniu i jeśli Nestorka uzna to za konieczne, weźmiesz polityczny ślub. Nie zakładaj jednak, że będzie on katastrofą. Zanim Nestor uświadomił mnie o porozumieniu z Lady Morganą, sam miałem zaproponować Isabellę na moją żonę, zrobiła na mnie niesamowite wrażenie… – dodał jeszcze, dając mu do zrozumienia jak to wyglądało z jego perspektywy. Chyba też alkohol nieco rozwiązał mu język.
- Jeśli Twoje słowa na nic się zdadzą, postaram się ją przekonać osobiście. – odparł jedynie, choć brzmiało to dość… nietypowo. Bastian uważał, że nie ma takiej mocy, aby wybić z głowy własnej siostrze pomysł obcowania ze smokami w bliskiej odległości. Mathieu z pewnością jakoś przemówi jej do rozsądku, choć zapewne potrwa to dość sporo czasu. Pamiętał dokładnie jak w Labiryncie posmutniała, kiedy stanowczo odmówił jej prezentowania własnej pracy. Miał zamiar pokazać jej wszelkie uroku Chateau Rose i wszelkie uroku Rezerwatu w Kent, jednak tylko i wyłącznie pod jego opieką. Nie zamierzał jej spuszczać z oka i miał ku temu powody.
Wierność rodzinie to najważniejsza cecha i Mathieu popierał jego podejście. Niemniej jednak, słowa o sprzecznych uczuciach, które mogły nim kierować były jak znak ostrzegawczy na środku drogi. Rosier zawsze zgadzał się ze swoim Nestorem, wiedział, że Tristan podchodził do spraw bardzo rozważnie i przemyślanie. Był dla niego wzorem, nic dziwnego więc, że Mathieu często był w niego zwyczajnie wpatrzony. Nawet jeśli wyglądało to w ten sposób… Przez jego myśli nie przemknęłoby nigdy, aby zastanowić się nad racjami i prawdą.
Odpowiednia decyzja… Tak nazwałby jego odpowiedź i kiwnięcie głową. Rosier wiedział co robi, a jego zachowania nie były przypadkowe. Uśmiechnął się, opróżniając szklankę, która zaraz w magiczny sposób ponownie się napełnił. Przesunął leniwie czekoladowymi tęczówkami po sylwetce Bastiana i zaśmiał się na jego dalsze słowa.
- Nie masz pewności, że nie trafisz dobrze. – odparł. Nie chciał mu mówić, że wszystko jest kwestią „wychowania sobie żony”, bo to zabrzmiałoby w tym momencie okrutnie, tym bardziej, że w pewnym sensie mowa była o jego siostrze. A jednak… Tak to wyglądało i musieli się przyzwyczaić. – Sam wspomniałeś, że pozostaniesz wierny rodzinie… Wierność polega również na poświęceniu i jeśli Nestorka uzna to za konieczne, weźmiesz polityczny ślub. Nie zakładaj jednak, że będzie on katastrofą. Zanim Nestor uświadomił mnie o porozumieniu z Lady Morganą, sam miałem zaproponować Isabellę na moją żonę, zrobiła na mnie niesamowite wrażenie… – dodał jeszcze, dając mu do zrozumienia jak to wyglądało z jego perspektywy. Chyba też alkohol nieco rozwiązał mu język.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Jej było to pisane odkąd tylko narodziła się w ich rodzie. Miała dobrze wyjść za mąż, zapewnić rodowi koneksje i sojusze, jakich potrzebowali, uszczęśliwić męża dając mu męskiego potomka, obdarzyć go miłością i wiernością. Co tu dużo mówić, taki los arystokracji, czasami trzeba robić coś, czego naprawdę nie chcesz, trzeba poświęcić wiele dla dobra ogółu. On sam jest zdolny do takiego poświęcenia, do tego, by ożenić się z wybraną przez nestorkę rodu kobietą, jednak na pewno nie podejdzie do tego jak jego siostra, czy Mat. To on będzie czuł się jak ptak zamknięty w klatce, spełniając swój obowiązek, jednakże pozbawiony wszelkich złudzeń na kierowanie własnym losem i robienie tego, czego sam pragnie.
Pokiwał mu lekko głową, ponownie obracając w dłoniach szklankę z alkoholem, na chwile skupiając na niej swoje spojrzenie, by pozbierać myśli. On i jego siostra byli bardziej podobni, niżby się wydawało, dzielili kilka cech charakteru, podobne zainteresowania. Widać, że byli z jednej krwi i istniała mała szansa, że posłucha się starszego brata, jednak zrobi to dla jej bezpieczeństwa, uświadamiając ją, że takie postępowanie zagraża jej życiu, a także zasmuci kilka osób, które przejmują się jej losem, w tym Bastiana.
Ta wierność była mu wpajana już od dziecka i nigdy jej nie kwestionował. Do końca swoich dni pozostanie lojalny rodzinie, nie omieszka jednak się buntować i głośno mówić o swoich przemyśleniach. Nawet jeśli początkowo będzie się sprzeciwiał, to widmo wydziedziczenia i utracenia statusu będzie na tyle przerażające, że zaciśnie zęby i będzie posłuszny, mimo że serce pełne brawury rwie się do robienia tego, co ono uważa za słuszne. Jednak gdyby słuchał serca, niechybnie skończyłby na samym dnie, dlatego w jakiś sposób udaje mu się panować nad emocjami i nadal być przykładnym, aczkolwiek nieco nieokrzesanym Lordem.
- Nikt mi takiej gwarancji nie da. – mruknął, upijając łyk ze swojej szklanki, dopijając to co miał w niej, nie przejmując się tym, że ponowione wypełniła się alkoholem. Ach, ta magia. – Problem w tym, mój drogi, że żadna z poznanych przeze mnie niewiast nie zrobiła na mnie niesamowitego wrażenia, a obracam się w doborowym towarzystwie, jak sądzę. – porzucił już arystokratyczny ton, rozluźnił się lekko, bardziej opadając w miękki fotel. Niebieskie oczy patrzyły na mężczyznę łagodnie, chociaż nadal można było dostrzec w nich cwaniackie iskierki. – Mam w sobie duszę artysty, marzę o czymś, co jest dla mnie nieosiągalne, jednak wpojone mi za dzieciaka wartości nigdy nie odejdą, wiem, że kiedy ten czas nastąpi, spełnię swój obowiązek. Może nie trafię gorzej od ciebie, może nie będzie tak źle, jednak sam fakt, że miałbym wiązać się na całe życie z kobietą, której praktycznie nie znam… nieco mnie przeraża. – wzdrygnął się lekko, ponownie mocząc usta w alkoholu. Nigdy nie bywał aż do takiego stopnia otwarty, najprawdopodobniej więc alkohol, jak i wyjaśnienie sobie najważniejszych kwestii pozwoliło mu chociaż na chwilę zrzucić maskę, którą przyjmował co dzień. Pozwolił sobie nawet na lekki uśmiech, już nie wymuszony i sztuczny. Najwidoczniej alkohol ułatwia naprawdę wiele w dzisiejszych czasach. – Jednak na razie cała moja rodzina żyje waszym ślubem, więc chwilowo o swój los mogę być spokojny. W tej chwili odchodzę na drugi plan i nie powiem, podoba mi się to, mogę skupić się na pisaniu, bez dokładania sobie kolejnych zmartwień. – dziwny był z niego człowiek, skoro ożenek uznawał za zmartwienie, on jednak po prostu nie uważa siebie za idealny materiał na męża, jednak jak to już było powiedziane, gdy nadejdzie jego kolej, pozostanie lojalny, ale na pewno powie kilka mocnych słów, by przekazać swoje zdanie na ten temat.
Pokiwał mu lekko głową, ponownie obracając w dłoniach szklankę z alkoholem, na chwile skupiając na niej swoje spojrzenie, by pozbierać myśli. On i jego siostra byli bardziej podobni, niżby się wydawało, dzielili kilka cech charakteru, podobne zainteresowania. Widać, że byli z jednej krwi i istniała mała szansa, że posłucha się starszego brata, jednak zrobi to dla jej bezpieczeństwa, uświadamiając ją, że takie postępowanie zagraża jej życiu, a także zasmuci kilka osób, które przejmują się jej losem, w tym Bastiana.
Ta wierność była mu wpajana już od dziecka i nigdy jej nie kwestionował. Do końca swoich dni pozostanie lojalny rodzinie, nie omieszka jednak się buntować i głośno mówić o swoich przemyśleniach. Nawet jeśli początkowo będzie się sprzeciwiał, to widmo wydziedziczenia i utracenia statusu będzie na tyle przerażające, że zaciśnie zęby i będzie posłuszny, mimo że serce pełne brawury rwie się do robienia tego, co ono uważa za słuszne. Jednak gdyby słuchał serca, niechybnie skończyłby na samym dnie, dlatego w jakiś sposób udaje mu się panować nad emocjami i nadal być przykładnym, aczkolwiek nieco nieokrzesanym Lordem.
- Nikt mi takiej gwarancji nie da. – mruknął, upijając łyk ze swojej szklanki, dopijając to co miał w niej, nie przejmując się tym, że ponowione wypełniła się alkoholem. Ach, ta magia. – Problem w tym, mój drogi, że żadna z poznanych przeze mnie niewiast nie zrobiła na mnie niesamowitego wrażenia, a obracam się w doborowym towarzystwie, jak sądzę. – porzucił już arystokratyczny ton, rozluźnił się lekko, bardziej opadając w miękki fotel. Niebieskie oczy patrzyły na mężczyznę łagodnie, chociaż nadal można było dostrzec w nich cwaniackie iskierki. – Mam w sobie duszę artysty, marzę o czymś, co jest dla mnie nieosiągalne, jednak wpojone mi za dzieciaka wartości nigdy nie odejdą, wiem, że kiedy ten czas nastąpi, spełnię swój obowiązek. Może nie trafię gorzej od ciebie, może nie będzie tak źle, jednak sam fakt, że miałbym wiązać się na całe życie z kobietą, której praktycznie nie znam… nieco mnie przeraża. – wzdrygnął się lekko, ponownie mocząc usta w alkoholu. Nigdy nie bywał aż do takiego stopnia otwarty, najprawdopodobniej więc alkohol, jak i wyjaśnienie sobie najważniejszych kwestii pozwoliło mu chociaż na chwilę zrzucić maskę, którą przyjmował co dzień. Pozwolił sobie nawet na lekki uśmiech, już nie wymuszony i sztuczny. Najwidoczniej alkohol ułatwia naprawdę wiele w dzisiejszych czasach. – Jednak na razie cała moja rodzina żyje waszym ślubem, więc chwilowo o swój los mogę być spokojny. W tej chwili odchodzę na drugi plan i nie powiem, podoba mi się to, mogę skupić się na pisaniu, bez dokładania sobie kolejnych zmartwień. – dziwny był z niego człowiek, skoro ożenek uznawał za zmartwienie, on jednak po prostu nie uważa siebie za idealny materiał na męża, jednak jak to już było powiedziane, gdy nadejdzie jego kolej, pozostanie lojalny, ale na pewno powie kilka mocnych słów, by przekazać swoje zdanie na ten temat.
Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Bastian nie miał pojęcia jakie Mathieu miał podejście do ożenku politycznego. Jemu również nie było to na rękę, bo małżeństwo oznaczało dla niego pewne ograniczenia i przede wszystkim, możliwość zawiedzenia bliskiej osoby. Wystarczyło spojrzeć na Dianę Rosier. Od momentu, w którym dowiedziała się o tragicznej śmierci męża na jednej z wypraw, stała się zupełnie inną kobietą. A co jeśli Isabellę czeka podobny los? Co jeśli pewnego dnia Mathieu poleci na wyprawę i już nigdy z niej nie wróci? Łowca Smoków nie powinien wchodzić w tak bliskie relacji, nie powinien szukać żony, którą mógłby uczynić wdową, pomimo swych szczerych chęci. Takie małżeństwo nie przyniosłoby niczego dobrego. Niemniej jednak, było potrzebne i należało je zaakceptować. Bastian nie będzie miał wyboru, patrząc na stanowczość Morgany, decyzje najpewniej zapadną w ciągu najbliższych kilku miesięcy.
- Nie muszą robić na Tobie piorunującego wrażenia. Żona ma być odpowiednia, najlepiej taka, która będzie wierna i posłuszna. Większość dam szlacheckich rodów jest przygotowywana do swego zadania. – odparł na jego słowa. Tu nie chodziło o charakter, ten z reguły schodził na dalszy plan, kiedy najistotniejszą kwestią odgrywało dobre przygotowanie. Było tak wiele młodych Dam, szlachetnie urodzonych, które czekały, aż Nestor kiwnie palcem i pójdą zostać czyjąś żoną. Sam Mathieu miał przecież dwie siostry. Melisande i Fantine nadal nie miały wybraków, choć zważając na bieżącą politykę, niebawem mogło to ulec zmianie. Każdy członek rodu Rosier miał na myśli tylko jedno – dobro swojego rodu. On miał tego świadomość, one również.
-Podejmij decyzję, zanim Morgana zrobi to za Ciebie. – odpowiedział, przyglądając mu się przez chwilę, a później upił łyk alkoholu. Nestorka Selwynów nie będzie czekała na oklaski, ani odkładała tego w nieskończoność. Od Szczytu minęło już kilka miesięcy, a ona musiała działać szybko, aby umocnić pozycję rodu na arenie politycznej. Nic dziwnego, że dla Isabelli wybrała Rosiera. Jeśli Bastian nie pospieszy się, będzie skazany na porażkę. Miał prawo zasugerować jej kogoś, być może przy dobrej argumentacji wszystko byłoby możliwe. – Rozważałeś może Elise Nott? Wspaniale ułożona, z bardzo dobrego rodu. Z pewnością to umocniłoby pozycję Waszego rodu. – dodał jeszcze. Sam rozważał Elise, jednak… Choć uważał, iż byłaby dobrą żoną, nie mógłby zostać jej mężem. Lady Nott była piękna, miała swój urok, ale nie pasowali do siebie. Nie miał nawet pewności czy z Isabellą pasują, ale jej charakter był dla niego intrygujący.
- W czerwcu, Château Rose olśni wszystkich swym urokiem. Isabella będzie pięknie wyglądała wśród róż. – odparł na jego słowa. Ślub był ogromnym wydarzeniem, tego mogli być bardziej niż pewni, oby jednak obyło się bez niespodzianek.
- Nie muszą robić na Tobie piorunującego wrażenia. Żona ma być odpowiednia, najlepiej taka, która będzie wierna i posłuszna. Większość dam szlacheckich rodów jest przygotowywana do swego zadania. – odparł na jego słowa. Tu nie chodziło o charakter, ten z reguły schodził na dalszy plan, kiedy najistotniejszą kwestią odgrywało dobre przygotowanie. Było tak wiele młodych Dam, szlachetnie urodzonych, które czekały, aż Nestor kiwnie palcem i pójdą zostać czyjąś żoną. Sam Mathieu miał przecież dwie siostry. Melisande i Fantine nadal nie miały wybraków, choć zważając na bieżącą politykę, niebawem mogło to ulec zmianie. Każdy członek rodu Rosier miał na myśli tylko jedno – dobro swojego rodu. On miał tego świadomość, one również.
-Podejmij decyzję, zanim Morgana zrobi to za Ciebie. – odpowiedział, przyglądając mu się przez chwilę, a później upił łyk alkoholu. Nestorka Selwynów nie będzie czekała na oklaski, ani odkładała tego w nieskończoność. Od Szczytu minęło już kilka miesięcy, a ona musiała działać szybko, aby umocnić pozycję rodu na arenie politycznej. Nic dziwnego, że dla Isabelli wybrała Rosiera. Jeśli Bastian nie pospieszy się, będzie skazany na porażkę. Miał prawo zasugerować jej kogoś, być może przy dobrej argumentacji wszystko byłoby możliwe. – Rozważałeś może Elise Nott? Wspaniale ułożona, z bardzo dobrego rodu. Z pewnością to umocniłoby pozycję Waszego rodu. – dodał jeszcze. Sam rozważał Elise, jednak… Choć uważał, iż byłaby dobrą żoną, nie mógłby zostać jej mężem. Lady Nott była piękna, miała swój urok, ale nie pasowali do siebie. Nie miał nawet pewności czy z Isabellą pasują, ale jej charakter był dla niego intrygujący.
- W czerwcu, Château Rose olśni wszystkich swym urokiem. Isabella będzie pięknie wyglądała wśród róż. – odparł na jego słowa. Ślub był ogromnym wydarzeniem, tego mogli być bardziej niż pewni, oby jednak obyło się bez niespodzianek.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Coś wisi w powietrzu, Bastian czuje w kościach że nadchodzą ciężkie czasy i że właśnie teraz, na początku tego roku, nierozważnie będzie sprzeciwiać się woli tych, którzy są nad nim. Jego dusza jednak cierpi, żyjąc ze świadomością że pewnego dnia będzie musiał ożenić się z kobietą, która będzie mu wybrana, nie tą, którą sam wybrał. Jednak nim ten moment nastąpi, wpierw to jego siostra musi postawić pierwsze kroki w nowym domu, w nowej rodzinie, więc po prawdzie, Selwyn ma jeszcze kilka miesięcy względnego spokoju, podczas których naprawdę wiele może się wydarzyć. Po cichu ma zamiar wspierać swoją siostrę, nie mówiąc o tym głośno, ale będzie się tez skupiał na tym, co robi najlepiej: na spisywaniu i przekazywaniu innym historii.
- Wiem o tym, ale ja jestem artystą. Moja dusza i serce winny być wolne jak wiatr, nie zamknięte w klatce. – zapędził się nieco, pozwalając sobie na takie typowe dla niego stwierdzenia, szybko więc potrząsnął głową i upił łyk alkoholu ze szklanki, przemyślając każde kolejne słowa. – Cóż, co ma być to będzie, jednak dopóki wy nie powiecie sobie tak, ja mogę być spokojny. – święcie w to wierzył, leniwy uśmiech zagościł na jego twarzy. Dobro rodu jest najważniejsze, ta pierwszą lekcję otrzymał od ojca lata temu i wiedział, z czym się to wiąże. Wychowywany inaczej niż siostra, otrzymujący wartości jakie powinien mieć przyszły lord, miał pogląd na pewne rzeczy kompletnie inni niż ludzie go otaczający, jednak to czyniło go wyjątkowym i sprawiało, że z całą pewnością nie zniknie w tłumie. Nadal będzie się wyróżniał, na swój własny sposób.
- Niby racja, jednak nie jestem zbyt przyjemnym człowiekiem. – odparł lekko. Wie, jak zachowywać się w stosunku do kobiet z wysokiego rodu, jak je oczarować, jak pieścić ich uszy miłymi słowami, jednak to byłaby tylko gra, kłamstwo na którym miałby zbudować przyszłość z taką kobietą, a prawdziwy Bastian jest skrzętnie ukrywany. Boi się pokazać swoje prawdziwe emocje, dlatego na co dzień ludzie widzą go jako zimnego, a także wyrachowanego lorda, który nie cofnie się przed niczym, byleby tylko osiągnąć swój cel. – Przykro mi to mówić, ale nie poznałem jej jeszcze. Chociaż plotki o jej urodzie dotarły i do mnie, sam nie miałem okazji osobiście zamienić z nią chociażby słowa. – nie bywał za często na salonach, gdzie zwykle można było spotkać gotowe do ożenku damy, na ostatni sabat został wysłany przez nestorkę, razem z siostrą spędził kilka ulotnych chwil ukrywając swoje prawdziwe ja, mogąc być kimś zupełnie innym, niż na co dzień. Do tego stopnia mu się to spodobało, że teraz będzie częściej bywał na salonach.
- Róże… piękne kwiaty, dla pięknej kobiety. – odparł w zamyśleniu, zerkając na mężczyznę. Mało kto wie, że Bastian spośród wszystkich kwiatów ukochał sobie właśnie róże, czerwone niczym krew, rosnące pod jego oknem, swoim zapachem zapewniając mu natchnienie, przywołujące te miłe, ale także i bolesne wspomnienia. Trzeba żyć dalej. – Gdybyś mógł zrobić wszystko, gdyby nie ograniczał cię status społeczny, co byś zrobił? Kim chciałbyś być, do czego dojść? – przekrzywił na bok głowę znad swojej szklanki. Jak każdy artysta potrafił zadawać ciężkie pytania, jednak nie dbał o to, chciał go bliżej poznać, skoro mają być rodziną.
- Wiem o tym, ale ja jestem artystą. Moja dusza i serce winny być wolne jak wiatr, nie zamknięte w klatce. – zapędził się nieco, pozwalając sobie na takie typowe dla niego stwierdzenia, szybko więc potrząsnął głową i upił łyk alkoholu ze szklanki, przemyślając każde kolejne słowa. – Cóż, co ma być to będzie, jednak dopóki wy nie powiecie sobie tak, ja mogę być spokojny. – święcie w to wierzył, leniwy uśmiech zagościł na jego twarzy. Dobro rodu jest najważniejsze, ta pierwszą lekcję otrzymał od ojca lata temu i wiedział, z czym się to wiąże. Wychowywany inaczej niż siostra, otrzymujący wartości jakie powinien mieć przyszły lord, miał pogląd na pewne rzeczy kompletnie inni niż ludzie go otaczający, jednak to czyniło go wyjątkowym i sprawiało, że z całą pewnością nie zniknie w tłumie. Nadal będzie się wyróżniał, na swój własny sposób.
- Niby racja, jednak nie jestem zbyt przyjemnym człowiekiem. – odparł lekko. Wie, jak zachowywać się w stosunku do kobiet z wysokiego rodu, jak je oczarować, jak pieścić ich uszy miłymi słowami, jednak to byłaby tylko gra, kłamstwo na którym miałby zbudować przyszłość z taką kobietą, a prawdziwy Bastian jest skrzętnie ukrywany. Boi się pokazać swoje prawdziwe emocje, dlatego na co dzień ludzie widzą go jako zimnego, a także wyrachowanego lorda, który nie cofnie się przed niczym, byleby tylko osiągnąć swój cel. – Przykro mi to mówić, ale nie poznałem jej jeszcze. Chociaż plotki o jej urodzie dotarły i do mnie, sam nie miałem okazji osobiście zamienić z nią chociażby słowa. – nie bywał za często na salonach, gdzie zwykle można było spotkać gotowe do ożenku damy, na ostatni sabat został wysłany przez nestorkę, razem z siostrą spędził kilka ulotnych chwil ukrywając swoje prawdziwe ja, mogąc być kimś zupełnie innym, niż na co dzień. Do tego stopnia mu się to spodobało, że teraz będzie częściej bywał na salonach.
- Róże… piękne kwiaty, dla pięknej kobiety. – odparł w zamyśleniu, zerkając na mężczyznę. Mało kto wie, że Bastian spośród wszystkich kwiatów ukochał sobie właśnie róże, czerwone niczym krew, rosnące pod jego oknem, swoim zapachem zapewniając mu natchnienie, przywołujące te miłe, ale także i bolesne wspomnienia. Trzeba żyć dalej. – Gdybyś mógł zrobić wszystko, gdyby nie ograniczał cię status społeczny, co byś zrobił? Kim chciałbyś być, do czego dojść? – przekrzywił na bok głowę znad swojej szklanki. Jak każdy artysta potrafił zadawać ciężkie pytania, jednak nie dbał o to, chciał go bliżej poznać, skoro mają być rodziną.
Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Najwyraźniej Bastian i Mathieu znacznie różnili się charakterami. Z jednej strony Selwyn mówił o bezgranicznym oddaniu rodzinie, a kiedy temat przybrał niekorzystny dla niego kierunek, stwierdza, że artysta winien być wolny jak wiatr. W zasadzie… Będąc szlachetnie urodzonym miał wiele możliwości wyboru. Najwyraźniej bycie artystą sprawiało mu satysfakcję. Rosier wolał bardziej… intrygujące zajęcia, z adrenaliną, która pobudzała serce do szybszego bycia. Każdy był jednak inny i każdy miał swoje wymagania. Niemniej jednak, na pierwszym miejscu powinno się stawiać rodzinę, więc bez znaczenia były jego artystyczne pragnienia. Jedyne co się liczyło to przetrwanie rodu Selwyn, które w zasadzie zależało od niego. Isabella urodzi Rosiera, nazwisko przetrwa, a Mathieu będzie zadowolony ze spełnionego obowiązku.
- Jeśli podobają Ci się róże, możesz postarać się o jedną z mych sióstr. – odparł na jego słowa, uśmiechając się pod nosem. Nie było to ani kąśliwe, ani złośliwe. Zwyczajnie chciał przypomnieć mu, że dwie Róże Rosierów wciąż nie były nikomu obiecane. Czy jednak Fantine lub Melisande nadawały się do związku z Artystą? Znał je nazbyt dobrze i nie był pewien czy odnalazłyby się w takim małżeństwie. Obie zasługiwały na wspaniałych mężów, którzy zatroszczą się o nie i zrobią wszystko, aby były szczęśliwe. Mathieu był bardzo zżyty ze swoją rodzina i nigdy nie pozwoliłby na to, aby któraś z jego bliskich osób cierpiała.
- Zostałem wychowany wśród Róż i Smoków, nie zmieniłbym swego życia za nic, Lordzie Selwyn. – odpowiedział niemal od razu. Po co zmieniać coś, co było idealne. Bycie Rosierem sprawiało, że był szczęśliwy. Możliwość obcowania ze smokami, była czymś, co całkowicie zajmowało jego serce i umysł. Mathieu nie chciał robić nic innego. Nie wyobrażał sobie siebie jako aktora, medyka czy właściciela sklepu. To nie był on… Dla niego największą pasją była adrenalina, możliwość wolności i bycia w tym miejscu, w którym się znajdował. Reszta nie miała znaczenia.
- Ty jak mniemam wybrałbyś artystyczną drogę. A Isabella? Co chciałaby robić lub kim chciałaby zostać? – spytał, nachylając się bardziej. Skoro już miał koło siebie takie źródło wiedzy o jego przyszłej żonie… Musiał to wykorzystać.
- Jeśli podobają Ci się róże, możesz postarać się o jedną z mych sióstr. – odparł na jego słowa, uśmiechając się pod nosem. Nie było to ani kąśliwe, ani złośliwe. Zwyczajnie chciał przypomnieć mu, że dwie Róże Rosierów wciąż nie były nikomu obiecane. Czy jednak Fantine lub Melisande nadawały się do związku z Artystą? Znał je nazbyt dobrze i nie był pewien czy odnalazłyby się w takim małżeństwie. Obie zasługiwały na wspaniałych mężów, którzy zatroszczą się o nie i zrobią wszystko, aby były szczęśliwe. Mathieu był bardzo zżyty ze swoją rodzina i nigdy nie pozwoliłby na to, aby któraś z jego bliskich osób cierpiała.
- Zostałem wychowany wśród Róż i Smoków, nie zmieniłbym swego życia za nic, Lordzie Selwyn. – odpowiedział niemal od razu. Po co zmieniać coś, co było idealne. Bycie Rosierem sprawiało, że był szczęśliwy. Możliwość obcowania ze smokami, była czymś, co całkowicie zajmowało jego serce i umysł. Mathieu nie chciał robić nic innego. Nie wyobrażał sobie siebie jako aktora, medyka czy właściciela sklepu. To nie był on… Dla niego największą pasją była adrenalina, możliwość wolności i bycia w tym miejscu, w którym się znajdował. Reszta nie miała znaczenia.
- Ty jak mniemam wybrałbyś artystyczną drogę. A Isabella? Co chciałaby robić lub kim chciałaby zostać? – spytał, nachylając się bardziej. Skoro już miał koło siebie takie źródło wiedzy o jego przyszłej żonie… Musiał to wykorzystać.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Sala Burz
Szybka odpowiedź