Dinham Bridge
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Dinham Bridge
Sprawa wydaje się prosta - szeroki, kamienny most, ewidentnie nadgryziony zębem czasu. Ekspert doda, że chociaż większa jego część pamięta nie więcej, niż koniec XIX w., podwaliny są dużo starsze. Przede wszystkim jednak, jest już zupełnie nieprzejezdny. Nawet pieszo lepiej nie ryzykować więcej, niż kilka kroków. Chyba, że wie się gdzie prowadzi... to właśnie po przekroczeniu go oczom czarownic i czarodziei jawi się prawdziwy obraz Ludlow Castle - nie ruin, ale wspaniałej, wciąż zamieszkanej, średniowiecznej budowli.
Jasny kamień pomaga odnaleźć drogę po zmierzchu, ale niemal zupełnie znika wśród gęstej, porannej mgły typowej dla tej okolicy.
Jasny kamień pomaga odnaleźć drogę po zmierzchu, ale niemal zupełnie znika wśród gęstej, porannej mgły typowej dla tej okolicy.
| 19 kwietnia
Drogę do zamku Ludlow znał niemal tak samo dobrze jak do własnej komnaty w Chateau Rose. Rosier był częstym gościem w tym wspaniałym miejscu, choć gospodarze tego domu nie wiedzieli o co najmniej połowie jego wizyt. Lubił wyciągać Callistę na mroźne powietrze, rozmawiać konspiracyjnie przy moście Dinham i śmiać się, nieraz do białego rana, kiedy słońce rozjaśniało horyzont. Towarzystwo Avery było dla niego jedną z najlepszych rzeczy w życiu. Nie miał za wiele możliwości zaczerpnięcia przyjemnej akceptacji i zrozumienia, a Callista była w stanie mu to dać. Sprawiała, że czuł się lepiej, spokojniej, a wszelkie zmartwienia odchodziły gdzieś w dal. Potrafiła do niego dotrzeć, nawet w najbardziej trudnych momentach, przemówić mu do rozsądku, choć ich relacja od samego początku była niepowodzeniem. Najpierw ona była obiecana innemu, później on innej, później wyjechała i znów, wraca, a Rosier po raz kolejny spętany sidłami obietnicy i zobowiązania wobec rodu. Nie mieli łatwo.
Ostatnie tygodnie nie były dla niego proste. Po powrocie Calli wszystko przewróciło się do góry nogami. Unikał spotkań z Isabellą, rozproszony przegrał w klubie pojedynków, szykował się do zadania powierzonego przez Czarnego Pana. A nie mógł pozwolić sobie na brak koncentracji. Szczególnie w tym ostatnim. Dlatego zdecydował, że spotka się z Callistą dzień wcześniej, porozmawiają i wtedy będzie spokojniejszy, z większym skupieniem podejdzie do powierzonego mu zadania. Zawsze koiła jego nerwy, uspokajała wewnętrznie, tym razem nie mogło być inaczej. Przecież nadal gdzieś wewnętrznie była częścią jego duszy.
Chłodny wieczór przywitał go otwarcie, kiedy zmierzał po jasnym kamieniu mostu Dinham. Tą drogę również znał na pamięć, to właśnie tutaj mieli zwyczaj się wymykać. Poza zasięgiem wzroku. Zamek Ludlow górował nad wszystkim, był niesamowitą budowlą, która zawsze wzbudzała podziw. Nie ważne kto miałby okazję na nią patrzeć. Oparł się o kamień w tym samym miejscu co zawsze, tam gdzie było bezpiecznie. Był ciekawe czy Callista zapomniała już jak to jest wymykać się nocą czy nie. Spojrzał na kwiat róży, który trzymał w dłoni. Niech to będzie dla niej obietnica...
Drogę do zamku Ludlow znał niemal tak samo dobrze jak do własnej komnaty w Chateau Rose. Rosier był częstym gościem w tym wspaniałym miejscu, choć gospodarze tego domu nie wiedzieli o co najmniej połowie jego wizyt. Lubił wyciągać Callistę na mroźne powietrze, rozmawiać konspiracyjnie przy moście Dinham i śmiać się, nieraz do białego rana, kiedy słońce rozjaśniało horyzont. Towarzystwo Avery było dla niego jedną z najlepszych rzeczy w życiu. Nie miał za wiele możliwości zaczerpnięcia przyjemnej akceptacji i zrozumienia, a Callista była w stanie mu to dać. Sprawiała, że czuł się lepiej, spokojniej, a wszelkie zmartwienia odchodziły gdzieś w dal. Potrafiła do niego dotrzeć, nawet w najbardziej trudnych momentach, przemówić mu do rozsądku, choć ich relacja od samego początku była niepowodzeniem. Najpierw ona była obiecana innemu, później on innej, później wyjechała i znów, wraca, a Rosier po raz kolejny spętany sidłami obietnicy i zobowiązania wobec rodu. Nie mieli łatwo.
Ostatnie tygodnie nie były dla niego proste. Po powrocie Calli wszystko przewróciło się do góry nogami. Unikał spotkań z Isabellą, rozproszony przegrał w klubie pojedynków, szykował się do zadania powierzonego przez Czarnego Pana. A nie mógł pozwolić sobie na brak koncentracji. Szczególnie w tym ostatnim. Dlatego zdecydował, że spotka się z Callistą dzień wcześniej, porozmawiają i wtedy będzie spokojniejszy, z większym skupieniem podejdzie do powierzonego mu zadania. Zawsze koiła jego nerwy, uspokajała wewnętrznie, tym razem nie mogło być inaczej. Przecież nadal gdzieś wewnętrznie była częścią jego duszy.
Chłodny wieczór przywitał go otwarcie, kiedy zmierzał po jasnym kamieniu mostu Dinham. Tą drogę również znał na pamięć, to właśnie tutaj mieli zwyczaj się wymykać. Poza zasięgiem wzroku. Zamek Ludlow górował nad wszystkim, był niesamowitą budowlą, która zawsze wzbudzała podziw. Nie ważne kto miałby okazję na nią patrzeć. Oparł się o kamień w tym samym miejscu co zawsze, tam gdzie było bezpiecznie. Był ciekawe czy Callista zapomniała już jak to jest wymykać się nocą czy nie. Spojrzał na kwiat róży, który trzymał w dłoni. Niech to będzie dla niej obietnica...
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
l 19 kwietnia
To było pracowite kilka tygodni, a czas zamiast przyjemnie się ciągnąć, tylko szybko uciekał. Do Callisty należało obmyślić cały plan, ale też zorganizować wszystko co potrzebne i zastanowić się nad jego wykonaniem. Mathieu z jej snów niestety nie zamierzał Czarownicy dalej wyręczać. Rzucona enigmatycznie podpowiedź była całkiem w stylu Rosiera, również tego realnego. Cóż, jeśli to miał być test dla ich miłości, blondynka zamierzała zdać go śpiewająco. Poza tym im częściej się nad tym zastanawiała, tym częściej dochodziła do wniosku, że to było jedyne sensowne rozwiązanie całej sprawy. Selwyn musiała zniknąć, bo Callista w swoim egoizmie nie zamierzała się z nikim młodym Lordem dzielić. Nawet dobrze znając własną wartość, Avery zwyczajnie nie potrafiła zapanować nad zazdrością w kierunku bruneta. Jej zdaniem każde zaufanie miało jakieś granice i gdyby Mathieu był z natury monogamistą, już dawno niańczyłby swoje potomstwo z jakąś szlachcianką.
Tymczasem ich wzajemne kontakty, a tym bardziej spotkania, nie były aktualnie wskazane. Gdyby ktoś zobaczył zaręczonego Lorda w towarzystwie innej panny na wydanie, mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Ani Callista, ani Mathieu nie pragnęli takiego rozgłosu, ale też nie potrafili zbyt długo wytrzymać osobno. List Czarownica otrzymała jeszcze za dnia, co dawało jej trochę czasu na przygotowania. Robiła to nie raz, więc znała protokół. Spotkania z Rosierem zawsze wyglądały podobnie.
Ogromny rozmiar zamczyska działał na korzyść blondynki. W tych właśnie murach się wychowała, dlatego znała każde przejście i korytarz. Domowe skrzaty były jedynymi żywymi stworzeniami, na które o tej porze mogłaby się natknąć, dlatego dziewczyna ominęła szerokim łukiem kuchnię, wymykając się bocznym wyjściem. Stąd ścieżka zaprowadziła ją niemal wprost na Dinham Bridge, gdzie jeszcze przed powitaniem z ukochanym, Avery zaniosła się okropnym kaszlem. Sama była sobie winna. W jej przypadku pośpiech nie był wskazany, a wilgotne, nocne, angielskie powietrze tylko sprawę pogarszało. Oczywiście to było za mało by powstrzymać się przed gnaniem na spotkanie z ukochanym. Otulona obszerną, ciemną peleryną potrzebowała chwili by zasłonić szczelnie usta i zapanować nad atakiem. Trudno było w końcu jednocześnie zachować ciszę oraz walczyć o każdy oddech.
To było pracowite kilka tygodni, a czas zamiast przyjemnie się ciągnąć, tylko szybko uciekał. Do Callisty należało obmyślić cały plan, ale też zorganizować wszystko co potrzebne i zastanowić się nad jego wykonaniem. Mathieu z jej snów niestety nie zamierzał Czarownicy dalej wyręczać. Rzucona enigmatycznie podpowiedź była całkiem w stylu Rosiera, również tego realnego. Cóż, jeśli to miał być test dla ich miłości, blondynka zamierzała zdać go śpiewająco. Poza tym im częściej się nad tym zastanawiała, tym częściej dochodziła do wniosku, że to było jedyne sensowne rozwiązanie całej sprawy. Selwyn musiała zniknąć, bo Callista w swoim egoizmie nie zamierzała się z nikim młodym Lordem dzielić. Nawet dobrze znając własną wartość, Avery zwyczajnie nie potrafiła zapanować nad zazdrością w kierunku bruneta. Jej zdaniem każde zaufanie miało jakieś granice i gdyby Mathieu był z natury monogamistą, już dawno niańczyłby swoje potomstwo z jakąś szlachcianką.
Tymczasem ich wzajemne kontakty, a tym bardziej spotkania, nie były aktualnie wskazane. Gdyby ktoś zobaczył zaręczonego Lorda w towarzystwie innej panny na wydanie, mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Ani Callista, ani Mathieu nie pragnęli takiego rozgłosu, ale też nie potrafili zbyt długo wytrzymać osobno. List Czarownica otrzymała jeszcze za dnia, co dawało jej trochę czasu na przygotowania. Robiła to nie raz, więc znała protokół. Spotkania z Rosierem zawsze wyglądały podobnie.
Ogromny rozmiar zamczyska działał na korzyść blondynki. W tych właśnie murach się wychowała, dlatego znała każde przejście i korytarz. Domowe skrzaty były jedynymi żywymi stworzeniami, na które o tej porze mogłaby się natknąć, dlatego dziewczyna ominęła szerokim łukiem kuchnię, wymykając się bocznym wyjściem. Stąd ścieżka zaprowadziła ją niemal wprost na Dinham Bridge, gdzie jeszcze przed powitaniem z ukochanym, Avery zaniosła się okropnym kaszlem. Sama była sobie winna. W jej przypadku pośpiech nie był wskazany, a wilgotne, nocne, angielskie powietrze tylko sprawę pogarszało. Oczywiście to było za mało by powstrzymać się przed gnaniem na spotkanie z ukochanym. Otulona obszerną, ciemną peleryną potrzebowała chwili by zasłonić szczelnie usta i zapanować nad atakiem. Trudno było w końcu jednocześnie zachować ciszę oraz walczyć o każdy oddech.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Najpiękniejsze w życiu było to, co było zakazane. Ten owoc kusił najbardziej, a Rosier nigdy nie mógł nad tym zapanować. Nie trafił też wcześniej na damę, która z taką lekkością łamała panujące zwyczaje, tak chętnie wymykała się spod czujnego oka przyzwoitki, aby spotkać się z nim w ciemnościach otaczających zamek Ludlow. Jej podróż do Chateau Rose była zbyt niebezpieczna, dlatego to on krył się w cieniach mostu Dinham, aby móc przez kilka chwil spoglądać na nią i zadowalać się jej towarzystwem, jej bliskością. Avery jak zawsze potrafiła wprawić go w dobry humor, jedyna kobieta, która rozumiała jego smocze serce i potrzeby, nie potępiając i nie oceniając za to, że potrafił być taki, jak inni lordowie. Miał problem z rozmowami, był skryty, tajemniczy, a jednak Callista Avery znalazła drogę do niego, rozumiała go bez słów, nie naciskała, nie dopytywała... Mroki Ludlow Castle miały być dziś dla nich zbawieniem, okazją, którą musieli wykorzystać. Tak niewiele czasu im zostało, a Rosier tak bardzo musiał uniknąć skandalu, że decydował się na nietypowe środki.
Usłyszał ją z oddali, zaniepokoił się. Wiedział o jej chorobie i problemach, wiedział jak wielkie ryzyko niosło to za sobą. Genetyczne obciążenia zdarzały się nader często, jego na szczęście ominęły te problemy, ale znał wielu szlachciców i szlachcianek, którzy nie mieli tak łatwo. Choćby Callista. Ruszył w jej stronę szybkim krokiem, a zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy pochwycił jej drobne ciało w ramiona, przyciskając mocno do siebie. Będzie musiał porozmawiać z Zacharym, aby ten nauczył go podstaw Magii Leczniczej, żeby w razie czego mógł jej pomóc, jakkolwiek.
- Nie musiałaś do mnie biec... Zaczekałbym choćby do świtu, bo wiedziałem, że przyjdziesz. - szepnął do jej ucha, próbując ją uspokoić na tyle, na ile było to możliwe. Chciał, żeby oddech wrócił do niej, aby mogli swobodnie porozmawiać. Callista nie mogła się tak narażać, to nieodpowiedzialne. - Mogło Ci się coś stać, nie chciałbym tego, przecież wiesz... - odsunął się w końcu, delikatnie odsuwając niesforne kosmyki jasnych włosów z jej twarzy. Rumieńce na jej jasnych policzkach wyglądały tak uroczo, Callista była przepiękną kobietą... A on nie był w stanie zrozumieć, dlaczego los tak bardzo nie chce spleść ich dróg i złączyć w jedną.
Usłyszał ją z oddali, zaniepokoił się. Wiedział o jej chorobie i problemach, wiedział jak wielkie ryzyko niosło to za sobą. Genetyczne obciążenia zdarzały się nader często, jego na szczęście ominęły te problemy, ale znał wielu szlachciców i szlachcianek, którzy nie mieli tak łatwo. Choćby Callista. Ruszył w jej stronę szybkim krokiem, a zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy pochwycił jej drobne ciało w ramiona, przyciskając mocno do siebie. Będzie musiał porozmawiać z Zacharym, aby ten nauczył go podstaw Magii Leczniczej, żeby w razie czego mógł jej pomóc, jakkolwiek.
- Nie musiałaś do mnie biec... Zaczekałbym choćby do świtu, bo wiedziałem, że przyjdziesz. - szepnął do jej ucha, próbując ją uspokoić na tyle, na ile było to możliwe. Chciał, żeby oddech wrócił do niej, aby mogli swobodnie porozmawiać. Callista nie mogła się tak narażać, to nieodpowiedzialne. - Mogło Ci się coś stać, nie chciałbym tego, przecież wiesz... - odsunął się w końcu, delikatnie odsuwając niesforne kosmyki jasnych włosów z jej twarzy. Rumieńce na jej jasnych policzkach wyglądały tak uroczo, Callista była przepiękną kobietą... A on nie był w stanie zrozumieć, dlaczego los tak bardzo nie chce spleść ich dróg i złączyć w jedną.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Faktycznie, większość osób odbierała reguły jako sztywne zasady mające pokierować ich życiem w ukierunkowany sposób. Dla Callisty zasady były raczej sugestiami. Wystarczyła tylko odrobina sprytu aby dostrzec, że nie zawsze wszyscy byli wobec prawa równi, a same jego konwencje skupiały się raczej na korzyściach ogółu, nie pojedynczych jednostek. Młodej Avery jakoś nie było to na rękę. Choć pozostając oddaną rodowi musiała zrezygnować z części swoich wolności, nikomu innemu nie zamierzała dawać prawa sterowania własnym życiem i mówienia jej jak ma postępować. Podejście dość nowatorskie, ale zgodne z wartościami Callisty.
Co do potajemnych spotkań, często były jedyną możliwością zobaczenia się z młodym Lordem, dlatego Czarownica nigdy z żadnego nie zrezygnowała. Spotkania w jej snach się nie liczyły, chociaż nadal dodawały jej otuchy. Taki los pisany był im chyba od początku. W końcu wtedy na przyjęciu Avery wiedziała dokładnie którym kawalerom powinna była poświęcić uwagę i Mathieu Rosier nie było na tej liście. To przykre, że walcząc z losem musieli utrzymywać swoją relację wiecznie w cieniu, lepsze to jednak niż nic, przynajmniej zdaniem Blondynki. Każda chwila spędzona z nią była chwilą, której mężczyzna nie spędził w towarzystwie narzeczonej. Nic dziwnego, że i jemu było spieszno do wizyty w Ludlow.
Wiele osób dookoła Callisty twierdziło, że nie podchodzi do swojej choroby wystarczająco poważnie. Była młoda, czuła się niezniszczalna. Dlaczego miałaby pozwolić aby wadliwe płuca w czymkolwiek ją hamowały? Własne słabości tylko ją irytowały. Dostrzegając Rosiera na końcu drogi nawet przyspieszyła, truchtając w jego kierunku. Na całe szczęście i on ruszył w stronę Czarownicy, chwytając ją w połowie drogi.
- Nogi.. same .. mnie.. niosły - sapnęła, co rusz urywając oddech. Z uśmiechem na ustach Callista wtuliła się w mężczyznę, chłonąc jego zapach zaczerwienionym nosem i powoli odzyskując spokój. Szkoda, że ta przyjemna chwila nie mogła potrwać wiecznie. Nie miałaby nic przeciwko spędzeniu całego czasu jaki mieli w objęciach Mathieu.
- Przegoniłabym Cię na tej ścieżce nawet z zawiązanymi oczami cherie - żartowała. Oczywiście oboje wiedzieli, że to nie prawda, ale brunet miał tylko dwa wybory: przyznać jej rację lub podjąć wyścig. Zapewne to był powód zadowolenia blondynki, kiedy w odpowiedzi na jego palce bawiąca się jasnymi kosmykami, sama wsunęła dłoń na zarośnięty policzek. W tym półmroku nie widziała swojego Rycerza tak wyraźnie jakby sobie tego życzyła, ale nadal potrafiła odnaleźć jego ciemne, błyszczące tęczówki. A jeśli to było za mało by zachęcić go do pocałunku, zapewne wspięła się niecierpliwie na palce.
Co do potajemnych spotkań, często były jedyną możliwością zobaczenia się z młodym Lordem, dlatego Czarownica nigdy z żadnego nie zrezygnowała. Spotkania w jej snach się nie liczyły, chociaż nadal dodawały jej otuchy. Taki los pisany był im chyba od początku. W końcu wtedy na przyjęciu Avery wiedziała dokładnie którym kawalerom powinna była poświęcić uwagę i Mathieu Rosier nie było na tej liście. To przykre, że walcząc z losem musieli utrzymywać swoją relację wiecznie w cieniu, lepsze to jednak niż nic, przynajmniej zdaniem Blondynki. Każda chwila spędzona z nią była chwilą, której mężczyzna nie spędził w towarzystwie narzeczonej. Nic dziwnego, że i jemu było spieszno do wizyty w Ludlow.
Wiele osób dookoła Callisty twierdziło, że nie podchodzi do swojej choroby wystarczająco poważnie. Była młoda, czuła się niezniszczalna. Dlaczego miałaby pozwolić aby wadliwe płuca w czymkolwiek ją hamowały? Własne słabości tylko ją irytowały. Dostrzegając Rosiera na końcu drogi nawet przyspieszyła, truchtając w jego kierunku. Na całe szczęście i on ruszył w stronę Czarownicy, chwytając ją w połowie drogi.
- Nogi.. same .. mnie.. niosły - sapnęła, co rusz urywając oddech. Z uśmiechem na ustach Callista wtuliła się w mężczyznę, chłonąc jego zapach zaczerwienionym nosem i powoli odzyskując spokój. Szkoda, że ta przyjemna chwila nie mogła potrwać wiecznie. Nie miałaby nic przeciwko spędzeniu całego czasu jaki mieli w objęciach Mathieu.
- Przegoniłabym Cię na tej ścieżce nawet z zawiązanymi oczami cherie - żartowała. Oczywiście oboje wiedzieli, że to nie prawda, ale brunet miał tylko dwa wybory: przyznać jej rację lub podjąć wyścig. Zapewne to był powód zadowolenia blondynki, kiedy w odpowiedzi na jego palce bawiąca się jasnymi kosmykami, sama wsunęła dłoń na zarośnięty policzek. W tym półmroku nie widziała swojego Rycerza tak wyraźnie jakby sobie tego życzyła, ale nadal potrafiła odnaleźć jego ciemne, błyszczące tęczówki. A jeśli to było za mało by zachęcić go do pocałunku, zapewne wspięła się niecierpliwie na palce.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Martwił się o nią. Każdego dnia, od kiedy dowiedział się o chorobie genetycznej drążącej jej ciało. Mogła ją zabić w kilka chwil, niewydolność oddechowa, nadmierny stres, to wszystko było powiązane. Callista wiedziała, że nie popierał nigdy takich zrywów, a starał się przy spotkaniach dobierać atrakcje tak, aby kobieta przypadkiem nie narażała własnego życia. Cenił je ponad wszystko, nawet teraz. Widząc ją taką zziajaną, ledwo łapiącą oddech, kiedy słowa przerywane były nerwowym łaknieniem tchu... Nie powinna tego robić, nie powinna się narażać. Nie sądził, że tak będzie pędziła na spotkanie z nim, że aż braknie jej tchu. Trzymał jej ciało w ramionach, aby wiedziała, że ma, miała i będzie mieć w nim pełne oparcie. Bez względu na to jak potoczą się ich losy.
- Spokojnie, oddychaj. - szepnął. To nie była prośba, Callista doskonale wiedziała o co mu chodzi. Teraz miał ją już obok siebie, w mrokach nocy zaspokajając zmysły zapachem jej ciała. Te nocne spotkanie zawsze były ekscytujące, nuta nerwowości spowodowana łamaniem zasad. Zawsze byli ostrożni, nie pozwalali sobie na wykrycie. Nie chciał jej okryć hańbą, nawet jeśli tęsknota i namiętność były intensywniejsze niż cokolwiek. Dbał o jej dobre imię, nawet teraz... A ona wystawiała go na kolejną próbę, kiedy tak zbliżyła się do niego i wspięła na palce. Wiedział doskonale czego oczekiwała, on sam pragnął tego bardziej niż czegokolwiek innego.
Nie był święty, nigdy nie mógłby o sobie powiedzieć w ten sposób. W ostatnich tygodniach również grzeszył, o czym nie zamierzał się z nią dzielić. Zwykła słabość, nic więcej... Musiał to przetrawić, przeanalizować, uspokoić się wewnętrznie, ustabilizować własne myśli. To dziwne? Zwyczajne i zupełnie naturalne. Wiedział jednak, że pragnie jej w swoim życiu, za wszelką cenę. Nawet zaczął rozważać zerwanie sojuszu. Isabella przestała się odzywać, to milczenie zbijało go z tropu, a Callista stawała się bliższa jego myślom niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego nie oponował i kilkukrotnie musnął jej usta.
- Oczywiście, że tak... W końcu to Twoje królestwo. - szepnął z lekkim uśmiechem, przesuwając dłonie na jej talię. - Jak się czujesz? - spytał od razu, martwił się, a ona o tym wiedziała.
- Spokojnie, oddychaj. - szepnął. To nie była prośba, Callista doskonale wiedziała o co mu chodzi. Teraz miał ją już obok siebie, w mrokach nocy zaspokajając zmysły zapachem jej ciała. Te nocne spotkanie zawsze były ekscytujące, nuta nerwowości spowodowana łamaniem zasad. Zawsze byli ostrożni, nie pozwalali sobie na wykrycie. Nie chciał jej okryć hańbą, nawet jeśli tęsknota i namiętność były intensywniejsze niż cokolwiek. Dbał o jej dobre imię, nawet teraz... A ona wystawiała go na kolejną próbę, kiedy tak zbliżyła się do niego i wspięła na palce. Wiedział doskonale czego oczekiwała, on sam pragnął tego bardziej niż czegokolwiek innego.
Nie był święty, nigdy nie mógłby o sobie powiedzieć w ten sposób. W ostatnich tygodniach również grzeszył, o czym nie zamierzał się z nią dzielić. Zwykła słabość, nic więcej... Musiał to przetrawić, przeanalizować, uspokoić się wewnętrznie, ustabilizować własne myśli. To dziwne? Zwyczajne i zupełnie naturalne. Wiedział jednak, że pragnie jej w swoim życiu, za wszelką cenę. Nawet zaczął rozważać zerwanie sojuszu. Isabella przestała się odzywać, to milczenie zbijało go z tropu, a Callista stawała się bliższa jego myślom niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego nie oponował i kilkukrotnie musnął jej usta.
- Oczywiście, że tak... W końcu to Twoje królestwo. - szepnął z lekkim uśmiechem, przesuwając dłonie na jej talię. - Jak się czujesz? - spytał od razu, martwił się, a ona o tym wiedziała.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Ze swoją chorobą żyła już dwadzieścia dwa lata i planowała przeżyć znacznie więcej. Bywały znacznie bardziej śmiertelne przypadłości. Nad jej szło zapanować przy użyciu specjalnych wywarów oraz przestrzeganiu kilku prostych zasad. Niestety, to z tym drugim Callista najczęściej miewała problem. Nie przepadała za myślą, że wadliwe ciało nie zawsze nadąża za lotnym umysłem. Do tego ten angielski klimat. W górach, szczególnie Alpach, oddychało jej się znacznie lżej niż tutaj i wcale nie musiała specjalnie pędzić, aby złapać zadyszkę. No, ale o tym Mathieu wolała nie wspominać. Był szczególnie przewrażliwiony.
Mimo wszystko jego niski, zatroskany głos wystarczył by rozbudzić stado motyli, które od dłuższego czasu zamieszkiwało żołądek młodej Lady. Głodne insekty trudno było zaspokoić pojedynczymi pocałunkami czy drobnymi gestami wymienianymi w ukryciu. Zapanowanie nad własnymi namiętnościami zdawało się jeszcze trudniejsze, aczkolwiek w tej jednej kwestii cierpliwość miała popłacić. Już wkrótce Rosier będzie należeć tylko do niej, oficjalnie i w oczach prawa. Nie wiedzieć czemu brunet nalegał by poczekali ze wszystkim do ślubu. Udawał niewiniątko zupełnie jakby Callista nie wiedziała o tych kilku kobietach goszczących w jego łożu. Albo o tym, że z pewnością było ich więcej niż sądziła. Podwójne standardy. Gdyby to ona prowadziła tak rozwiązłe życie jako panna, jej opinia byłaby zszargana zapewne aż do śmierci. Tak czy siak, nie pozostało jej nic innego jak godzić się na wyskoki Lorda. To nie był odpowiedni czas na konfrontacje, wątpiła też aby mogła go przechytrzyć. Cóż, na koniec dnia i tak wracał do niej. To na tym starała się skupiać. Czasy były w końcu ciężkie.
Na jej pocałunek Mathieu odpowiedział skromnie. Że też zawsze musiał być taki opanowany. Najpierw nie widzieli się przez kilka miesięcy jej nieobecności, teraz minęły kolejne tygodnie. Tęskniła za nim nawet, jeśli nigdy nie dane im było spędzić zbyt wiele czasu razem. Wieczne zachowywanie pozorów, to była kolejna cena ich związku. Na szczęście tu nie musieli udawać, że nic ich nie łączy. To były ulubione spotkania Avery.
- Oddałabym Ci choćby swój ostatni oddech - westchnęła Czarownica wprost w usta swojego kochanka. Pragnęła jego bliskości aby przypomnieć sobie dokładnie po co robili i planowali to wszystko. Ryzyko było w końcu spore - Teraz już świetnie - flirtowała dalej, nie odsuwając się choćby na krok. Dłonie Mathieu na jej talii tylko dziewczynę do tego zachęcały. Sam kwietniowy wieczór do najcieplejszych też nie należał - Opowiedz mi o Isabelli, cherie. Chcę o niej wiedzieć jak najwięcej - niebieskie tęczówki znów utkwiła nachalnie w jego ciemnych oczach.
Mimo wszystko jego niski, zatroskany głos wystarczył by rozbudzić stado motyli, które od dłuższego czasu zamieszkiwało żołądek młodej Lady. Głodne insekty trudno było zaspokoić pojedynczymi pocałunkami czy drobnymi gestami wymienianymi w ukryciu. Zapanowanie nad własnymi namiętnościami zdawało się jeszcze trudniejsze, aczkolwiek w tej jednej kwestii cierpliwość miała popłacić. Już wkrótce Rosier będzie należeć tylko do niej, oficjalnie i w oczach prawa. Nie wiedzieć czemu brunet nalegał by poczekali ze wszystkim do ślubu. Udawał niewiniątko zupełnie jakby Callista nie wiedziała o tych kilku kobietach goszczących w jego łożu. Albo o tym, że z pewnością było ich więcej niż sądziła. Podwójne standardy. Gdyby to ona prowadziła tak rozwiązłe życie jako panna, jej opinia byłaby zszargana zapewne aż do śmierci. Tak czy siak, nie pozostało jej nic innego jak godzić się na wyskoki Lorda. To nie był odpowiedni czas na konfrontacje, wątpiła też aby mogła go przechytrzyć. Cóż, na koniec dnia i tak wracał do niej. To na tym starała się skupiać. Czasy były w końcu ciężkie.
Na jej pocałunek Mathieu odpowiedział skromnie. Że też zawsze musiał być taki opanowany. Najpierw nie widzieli się przez kilka miesięcy jej nieobecności, teraz minęły kolejne tygodnie. Tęskniła za nim nawet, jeśli nigdy nie dane im było spędzić zbyt wiele czasu razem. Wieczne zachowywanie pozorów, to była kolejna cena ich związku. Na szczęście tu nie musieli udawać, że nic ich nie łączy. To były ulubione spotkania Avery.
- Oddałabym Ci choćby swój ostatni oddech - westchnęła Czarownica wprost w usta swojego kochanka. Pragnęła jego bliskości aby przypomnieć sobie dokładnie po co robili i planowali to wszystko. Ryzyko było w końcu spore - Teraz już świetnie - flirtowała dalej, nie odsuwając się choćby na krok. Dłonie Mathieu na jej talii tylko dziewczynę do tego zachęcały. Sam kwietniowy wieczór do najcieplejszych też nie należał - Opowiedz mi o Isabelli, cherie. Chcę o niej wiedzieć jak najwięcej - niebieskie tęczówki znów utkwiła nachalnie w jego ciemnych oczach.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Sam nie wiedział dlaczego tak bardzo pragnął być blisko niej, a świadomość, że jest teraz w Ludlow Castle, jedyne dwieście czterdzieści mil od Chateau Rose jedynie potęgowała to pragnienie. Była na wyciągnięcie dłoni, tak blisko niego, a jednocześnie tak daleko. Nie potrafił zapanować nad tym, nawet tego nie chciał. Czasem nie rozumiał nawet dlaczego wybrał właśnie ją. Miała trudny charakter, skomplikowany, ciężki, odrzuciła go na samym wstępie, jednocześnie stawiając mu wyzwanie, którego się podjął. Oczarowała go swoją osobą kompletnie, a on nie mógł tak po prostu o niej zapomnieć. Nawet jakby chciał. Problem polegał na tym, że wiązała go obietnica złożona Isabelli Selwyn, dla dobra rodu nie zamierzał jej łamać. Polityka była ważna, odgrywała istotną rolę w ich życiach. Miał wrażenie, że te spotkania z Callistą były jedynie złudzeniem, czymś co za chwilę straci bezpowrotnie, kiedy Lady Selwyn stanie się Lady Rosier. A przecież plan był inny, to Callista miała z dumą nosić jego nazwisko, stać się matką jego dzieci. Czy nie tak to sobie wyobrażali? Nie tak miało wyglądać ich wspaniałe, wspólne życie? Los najwyraźniej miał dla nich inne plany.
- Callisto... - mruknął wywracając oczami. Nie mógł zrozumieć jej lakonicznego podejścia do sprawy choroby. Mogła oddać dla niego ostatni oddech? Nie chciał tego. Chciał, aby była przede wszystkim bezpieczna, bez szaleństwa i zatracania się w tym wszystkim. - Nie mów w ten sposób, proszę. - dodał jeszcze z odrobiną powagi. Nie chciał się o nią zamartwiać, to dla niego i tak zbyt wiele.
Uniósł lekko brew, kiedy spytała o Isabellę. Nie sądził, że o tym właśnie będzie miała ochotę rozmawiać. Spotkali się potajemnie pod osłoną nocy, aby mogła wypytać o jego narzeczoną? Z miejsca coś mu nie pasowało w tym wszystkim.
- Jak mi powiesz co kombinujesz... - mruknął cicho, znów bawiąc się niesfornym kosmykiem jej jasnych włosów. Przekręcił lekko głowę w bok, czekając na wyjaśnienia. - Chyba nie wpadłaś na żaden szalony pomysł, co... - dodał jeszcze z uśmieszkiem na ustach. Znał ją za dobrze, to nie było takie po prostu... pytanie.
- Callisto... - mruknął wywracając oczami. Nie mógł zrozumieć jej lakonicznego podejścia do sprawy choroby. Mogła oddać dla niego ostatni oddech? Nie chciał tego. Chciał, aby była przede wszystkim bezpieczna, bez szaleństwa i zatracania się w tym wszystkim. - Nie mów w ten sposób, proszę. - dodał jeszcze z odrobiną powagi. Nie chciał się o nią zamartwiać, to dla niego i tak zbyt wiele.
Uniósł lekko brew, kiedy spytała o Isabellę. Nie sądził, że o tym właśnie będzie miała ochotę rozmawiać. Spotkali się potajemnie pod osłoną nocy, aby mogła wypytać o jego narzeczoną? Z miejsca coś mu nie pasowało w tym wszystkim.
- Jak mi powiesz co kombinujesz... - mruknął cicho, znów bawiąc się niesfornym kosmykiem jej jasnych włosów. Przekręcił lekko głowę w bok, czekając na wyjaśnienia. - Chyba nie wpadłaś na żaden szalony pomysł, co... - dodał jeszcze z uśmieszkiem na ustach. Znał ją za dobrze, to nie było takie po prostu... pytanie.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Callista też czasem szukała w tym sensu, ale bez większych sukcesów. Jako fanka eliksirów rozumiała jedynie tyle, że miłość jest chemicznym procesem zachodzącym w głowie i proces ten można odtworzyć z różnym skutkiem warząc Amortencję lub inne podobne eliksiry. Sama na prawdziwe uczucie w swoim życiu nigdy nie liczyła. Szybko znudziły ją opowiadania o księżniczkach, rycerzach na koniu i smokach. Może dlatego nie przewidziała, że jej książę z bajki przybędzie do niej na skrzydlatej bestii. Ah gdyby tylko jego pocałunek był w stanie zdjąć z niej Klątwę Ondyny, życie Avery byłoby zdecydowanie prostsze. Mimo wszystko nie narzekała na przeszkody, bo to samo w sobie nie pomagało ich pokonać. Lepiej było skupić się na działaniu, co Mathias w jej przypadku zdołał już przewidzieć. Chyba nie sądził, że blondynka będzie z założonymi rękami patrzeć, jak przysięga dożywotnią miłość i wierność innej. Rosier miał tyle szczęścia, że z Callistą żyli w tym samym świecie. Młoda Lady doskonale rozumiała dlaczego nie mogą od tak zerwać jego zaręczyn i nigdy nawet o to nie poprosiła. Obiecała ukochanemu za to, że naprawi swój błąd, a potem dopilnuje by to jej przypadło nazwisko Rosier.
- Czuję dreszcze, gdy wymawiasz moje imię tym tonem - wyznała z błyszczącymi w półmroku oczami. Nie lubiła kiedy zbytnio się o nią zamartwiał, miał wystarczająco problemów na własnej głowie. Jej choroba pozostawała nieuleczalna i Mathieu nie mógł zrobić nic by to zmienić. W tej chwili Czarownica wolałaby, aby Lord skupił się na innych jej aspektach. Bliskości. Melodyjnym głosie. Pożądliwym spojrzeniu.
Wtuliła policzek w jego dłoń, zmuszając do pieszczot kiedy znów próbował poskromić niesforne kosmyki. Była niczyk kotka dopraszająca się uwagi, w jej błękitnych oczach też było coś drapieżnego.
- Aktualnie próbuję uwieść pewnego zaręczonego Lorda - wymruczała, wargi również wykrzywiając w mały zadowolony grymas. Usta Rosiera przyciągnęły jej wzrok na dobrą chwilę. Wąskie, ale nadal kuszące. Callista igrała z ogniem i miała pełną tego świadomość - Jak mi idzie?
- Czuję dreszcze, gdy wymawiasz moje imię tym tonem - wyznała z błyszczącymi w półmroku oczami. Nie lubiła kiedy zbytnio się o nią zamartwiał, miał wystarczająco problemów na własnej głowie. Jej choroba pozostawała nieuleczalna i Mathieu nie mógł zrobić nic by to zmienić. W tej chwili Czarownica wolałaby, aby Lord skupił się na innych jej aspektach. Bliskości. Melodyjnym głosie. Pożądliwym spojrzeniu.
Wtuliła policzek w jego dłoń, zmuszając do pieszczot kiedy znów próbował poskromić niesforne kosmyki. Była niczyk kotka dopraszająca się uwagi, w jej błękitnych oczach też było coś drapieżnego.
- Aktualnie próbuję uwieść pewnego zaręczonego Lorda - wymruczała, wargi również wykrzywiając w mały zadowolony grymas. Usta Rosiera przyciągnęły jej wzrok na dobrą chwilę. Wąskie, ale nadal kuszące. Callista igrała z ogniem i miała pełną tego świadomość - Jak mi idzie?
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Nie sądził, że Avery kiedykolwiek będzie zachowywała się w ten sposób. Miał ochotę skarcić ją solidnie, za każdym razem kiedy tak nieostrożnie i lekkomyślnie się zachowywała, narażając własne zdrowie i życie. Wiedziała, że będzie na nią czekał, nie wymagał, aby pędziła do niego z ostatnich tchnieniem, aby tylko mogli się zobaczyć. Choroba, która ją dotknęła mogła pozbawić ją życia w kilka chwil, naprawdę chciałaby, aby patrzył jak umiera na jej oczach, bo przecież kto jak kto, ale Avery wiedziała, że Rosier prędzej zabije ją próbując użyć magii leczniczej, niż jakkolwiek jej pomoże. Nigdy nie parał się tymi czarami, nie były mu potrzebne, stąd zapewne podejście. Niemniej jednak, choroba mogła ją zabić, a on wolałby nie być tego świadkiem, siłą rzeczy.
- Lady Avery, czy mogłabyś na chwilę się skupić... na tym co do Ciebie mówię. - zaśmiał się lekko. Była tak bardzo niemożliwa. Callista chciała go tutaj obok siebie, każdy jej gest był przesiąknięty uczuciem do granic możliwości. On chciał, aby tu była, w jego objęciach. Nawet jeśli każda komórka w jego ciele krzyczała o zachowaniu rozsądku i odpowiedniego stosowania się do tradycji i złożonych obietnic. Obiecał sobie przecież, że ten jeden raz, aby jutrzejszego dnia mieć czysty umysł, kiedy z Mericourt pójdzie wykonywać swe zadanie. Mógł nie wrócić żywy, przecież to Olbrzymy, które w jednej chwili mogły pozbawić ich życia, a nawet czary na nic by się nie zdały. Ten jeden raz chciał po prostu być tam, gdzie powinien, później wszystko wróci do tego, jak być powinno.
- Wiesz, że nie musisz mnie uwodzić, bo zrobiłaś to dawno temu? - spytał z lekkim uśmiechem. Jak wiele dałby, aby cofnąć czas. Powinni już być małżeństwem, mieć własną rodzinę, a ona powinna z dumą przedstawiać się jako Lady Rosier. Los jednak wyraźnie mówił im, że nie jest pisana im szczęśliwa, wspólna przyszłość. Wiedział, że Calista się nie podda i będzie walczyć do samego końca. Miała jeszcze nieco ponad dwa miesiąca, wszak jego ślub z Isabellą miał się odbyć pod koniec czerwca.
- Jutro wyjeżdżam. Muszę załatwić kilka spraw związanych z pracą. - skłamał, choć w zasadzie... nie do końca. Jego zadaniem było rozeznanie się z jakim magicznym stworzeniem mają do czynienia, więc leżało to w jego kompetencjach. Zamierzał ją chronić za wszelką cenę, przed tymi sprawami również. - Chciałem Cię zobaczyć. - dodał jeszcze, powoli odsuwając się od niej. Oparł się lekko o mur na moście i spojrzał na zamek Ludlow.
- Lady Avery, czy mogłabyś na chwilę się skupić... na tym co do Ciebie mówię. - zaśmiał się lekko. Była tak bardzo niemożliwa. Callista chciała go tutaj obok siebie, każdy jej gest był przesiąknięty uczuciem do granic możliwości. On chciał, aby tu była, w jego objęciach. Nawet jeśli każda komórka w jego ciele krzyczała o zachowaniu rozsądku i odpowiedniego stosowania się do tradycji i złożonych obietnic. Obiecał sobie przecież, że ten jeden raz, aby jutrzejszego dnia mieć czysty umysł, kiedy z Mericourt pójdzie wykonywać swe zadanie. Mógł nie wrócić żywy, przecież to Olbrzymy, które w jednej chwili mogły pozbawić ich życia, a nawet czary na nic by się nie zdały. Ten jeden raz chciał po prostu być tam, gdzie powinien, później wszystko wróci do tego, jak być powinno.
- Wiesz, że nie musisz mnie uwodzić, bo zrobiłaś to dawno temu? - spytał z lekkim uśmiechem. Jak wiele dałby, aby cofnąć czas. Powinni już być małżeństwem, mieć własną rodzinę, a ona powinna z dumą przedstawiać się jako Lady Rosier. Los jednak wyraźnie mówił im, że nie jest pisana im szczęśliwa, wspólna przyszłość. Wiedział, że Calista się nie podda i będzie walczyć do samego końca. Miała jeszcze nieco ponad dwa miesiąca, wszak jego ślub z Isabellą miał się odbyć pod koniec czerwca.
- Jutro wyjeżdżam. Muszę załatwić kilka spraw związanych z pracą. - skłamał, choć w zasadzie... nie do końca. Jego zadaniem było rozeznanie się z jakim magicznym stworzeniem mają do czynienia, więc leżało to w jego kompetencjach. Zamierzał ją chronić za wszelką cenę, przed tymi sprawami również. - Chciałem Cię zobaczyć. - dodał jeszcze, powoli odsuwając się od niej. Oparł się lekko o mur na moście i spojrzał na zamek Ludlow.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Spokojnie. Z tym rycerzem w lśniącej zbroi to był żart. Sama Avery też była zbyt pyskata i wyrachowana jak na księżniczkę, więc na pomoc czy ratunek ze strony mężczyzn nie liczyła. Przez długi czas postrzegała ich raczej jako wrogów, czasem nawet tyranów. Pewnego dnia jeden z nich miał ją w końcu dopaść i zamknąć w złotej klatce każąc wychowywać dzieci. Czy Callista naprawdę prosiła o zbyt wiele? Chciała partnera, nie opiekuna-właściciela. Jeśli zaś chodzi o Rosiera, cóż, wzięła na siebie nawet ciężar powstrzymania jego małżeństwa z Lady Selwyn. Poradzi sobie bez jego w istocie kiepskiej leczniczej magii.
Skarcona, Czarownica tylko wydęła lekko usta w grymasie niezadowolenia. Nie lubiła, gdy się jej odmawiało. Mathieu miał szczęście, że zrobił to z czarującym uśmiechem, inaczej mogłaby się pogniewać. Nie wiedzieć czy to przez różnicę ich wieku, bruneta zawsze interesowały bardziej poważne tematy. Callista zwykła mu powtarzać, że od tego całego analizowania w końcu zostaną mu na czole bruzdy. Ciekawe co też trapiło Lorda Rosiera tym razem?
- Może jeśli obrócisz się do mnie plecami - cienka brew kobiety podniosła się prowokująco, ale kolejne spojrzenie jej ukochanego wystarczyło by złożyła broń. Sztuką jest wiedzieć, kiedy przestać. Widocznie Mathieu nie przybył do Shropshire tylko po to by ją zobaczyć. Miał jej coś do powiedzenia i raczej nie chodziło o fakt, że uwiodła go lata temu - Nie chcę wyjść z wprawy - krótkim komentarzem okrasiła ostatnią wypowiedź mężczyzny, nieustannie ignorując los oraz to co miał jej do powiedzenia. Zdawała sobie w końcu sprawę z tego, jak wiele ryzykuje będąc z Rosierem. Przeciwstawiała się zarówno życzeniom własnej, jak i jego rodziny, ale chodziło przecież o ich szczęście. To zdecydowanie coś co zasługiwało na walkę.
Niestety walka miała sens tylko, jeśli obydwoje byli żywi. Mathieu nie musiał mówić zbyt wiele. Callista doskonale rozumiała co miał na myśli rzucając te dwa proste zdania. Czytała to między wierszami, a także z jego czekoladowych oczu. Nie powiedział jej czym się będzie zajmował, ani gdzie się udaje. Nie powiedział nawet kiedy wróci. Celowo pomijał szczegóły, bo wiedział, że Blondynka nawet o nie nie zapyta. Taki mieli układ. Avery ufała Mathieu nad życie.
- Obiecaj, że będziesz ostrożny i wrócisz do mnie - rzuciła w kierunku jego pleców, gdy postanowił popatrzeć na wody zamkowej fosy. Puste słowa, które miały dać jej komfort, dość skromne życzenie jak na szlachciankę - I powiedz mi, jeśli jest cokolwiek w czym mogłabym Ci pomóc, cherie.
Skarcona, Czarownica tylko wydęła lekko usta w grymasie niezadowolenia. Nie lubiła, gdy się jej odmawiało. Mathieu miał szczęście, że zrobił to z czarującym uśmiechem, inaczej mogłaby się pogniewać. Nie wiedzieć czy to przez różnicę ich wieku, bruneta zawsze interesowały bardziej poważne tematy. Callista zwykła mu powtarzać, że od tego całego analizowania w końcu zostaną mu na czole bruzdy. Ciekawe co też trapiło Lorda Rosiera tym razem?
- Może jeśli obrócisz się do mnie plecami - cienka brew kobiety podniosła się prowokująco, ale kolejne spojrzenie jej ukochanego wystarczyło by złożyła broń. Sztuką jest wiedzieć, kiedy przestać. Widocznie Mathieu nie przybył do Shropshire tylko po to by ją zobaczyć. Miał jej coś do powiedzenia i raczej nie chodziło o fakt, że uwiodła go lata temu - Nie chcę wyjść z wprawy - krótkim komentarzem okrasiła ostatnią wypowiedź mężczyzny, nieustannie ignorując los oraz to co miał jej do powiedzenia. Zdawała sobie w końcu sprawę z tego, jak wiele ryzykuje będąc z Rosierem. Przeciwstawiała się zarówno życzeniom własnej, jak i jego rodziny, ale chodziło przecież o ich szczęście. To zdecydowanie coś co zasługiwało na walkę.
Niestety walka miała sens tylko, jeśli obydwoje byli żywi. Mathieu nie musiał mówić zbyt wiele. Callista doskonale rozumiała co miał na myśli rzucając te dwa proste zdania. Czytała to między wierszami, a także z jego czekoladowych oczu. Nie powiedział jej czym się będzie zajmował, ani gdzie się udaje. Nie powiedział nawet kiedy wróci. Celowo pomijał szczegóły, bo wiedział, że Blondynka nawet o nie nie zapyta. Taki mieli układ. Avery ufała Mathieu nad życie.
- Obiecaj, że będziesz ostrożny i wrócisz do mnie - rzuciła w kierunku jego pleców, gdy postanowił popatrzeć na wody zamkowej fosy. Puste słowa, które miały dać jej komfort, dość skromne życzenie jak na szlachciankę - I powiedz mi, jeśli jest cokolwiek w czym mogłabym Ci pomóc, cherie.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Ich spotkania były w okraszone niezwykłą magią, o której nie dało się zapomnieć. Łamali wszelkie zasady, kiedy spotkali się w ciemnościach na moście Dinham, łamali reguły, tradycje i całą rzeszę innych przykazań, które wpajano im od najmłodszych lat. Callista nie wyglądała na specjalnie przejętą tym faktem, ani na specjalnie przejmującą się pozostałymi zakazami. Dla niej liczyła się możliwość spotkania sam na sam, bez wścibskich oczu przyzwoitki, która z pewnością doznałaby trwałego uszczerbku na zdrowiu widząc, co ta dwójka wyprawia. Protokoły, reguły, zasady... Nigdy za tym nie przepadał. To wiązało ręce i nie pozwalało na pełen oddech. Nie mógł oponować, skoro przecież sam, dobrowolnie chciał spotykać się z nią. Nawet jeśli koniecznością był kierunek... niepoprawny.
- Jesteś niemożliwa... - zaśmiał się, kiedy powiedziała, że jedyną możliwością na skupienie się, jest jego odwrót plecami w jej stronę. Co jednocześnie byłoby brakiem wychowania, odwracanie się tyłem do szanownej damy. Tylko ona potrafiła rozbawić go w ten sposób, tą swoją uroczą niewinnością, uśmiechem, słowami. Nie krępowały jej sztywne reguły, zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie nieszablonowe, które zadowoliłoby również i jego. Była twardą kobietę, w końcu ród Avery miał pewne cechy, które również i Callista odziedziczyła. Piękna, wyrachowana, niesamowita. Nic dziwnego, że tak zawładnęła jego umysłem.
- Zawsze jestem ostrożny... - szepnął, odwracając się do niej. Owszem, wiedział, że zdawkowe słowa ją usatysfakcjonują. A raczej, nie będzie mówiła zbyt wiele ani dopytywała. Umówili się tak dawno temu, minęło sporo czasu, a oni nadal trzymali się swoich zasad. Mathieu był zawsze oszczędny w słowach, zawsze mówił tyle, ile uznawał za słuszne. - Wrócę, przecież wiesz. - dodał z uśmiechem, kładąc dłoń na jej policzku. Była taka delikatna, subtelna, to zmartwienie... tak bardzo chciał mieć ją dla siebie, już na zawsze. Westchnął cicho. - Nie, piękna... Nie potrzebuję pomocy... - szepnął, przyciągając ją do siebie. - Nie musisz się martwić. - dodał, troskliwie. Chciałby ją zapewnić, że wszystko będzie w porządku. Chciałby jej to obiecać, ale przecież nie mógł.
- Jesteś niemożliwa... - zaśmiał się, kiedy powiedziała, że jedyną możliwością na skupienie się, jest jego odwrót plecami w jej stronę. Co jednocześnie byłoby brakiem wychowania, odwracanie się tyłem do szanownej damy. Tylko ona potrafiła rozbawić go w ten sposób, tą swoją uroczą niewinnością, uśmiechem, słowami. Nie krępowały jej sztywne reguły, zawsze potrafiła znaleźć rozwiązanie nieszablonowe, które zadowoliłoby również i jego. Była twardą kobietę, w końcu ród Avery miał pewne cechy, które również i Callista odziedziczyła. Piękna, wyrachowana, niesamowita. Nic dziwnego, że tak zawładnęła jego umysłem.
- Zawsze jestem ostrożny... - szepnął, odwracając się do niej. Owszem, wiedział, że zdawkowe słowa ją usatysfakcjonują. A raczej, nie będzie mówiła zbyt wiele ani dopytywała. Umówili się tak dawno temu, minęło sporo czasu, a oni nadal trzymali się swoich zasad. Mathieu był zawsze oszczędny w słowach, zawsze mówił tyle, ile uznawał za słuszne. - Wrócę, przecież wiesz. - dodał z uśmiechem, kładąc dłoń na jej policzku. Była taka delikatna, subtelna, to zmartwienie... tak bardzo chciał mieć ją dla siebie, już na zawsze. Westchnął cicho. - Nie, piękna... Nie potrzebuję pomocy... - szepnął, przyciągając ją do siebie. - Nie musisz się martwić. - dodał, troskliwie. Chciałby ją zapewnić, że wszystko będzie w porządku. Chciałby jej to obiecać, ale przecież nie mógł.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Nie było aż tak źle. Obydwoje byli czystej, szlachetnej krwi, więc chociaż tych zasad nie złamali. Co nie zmienia faktu, że ich potajemne schadzki były dość ryzykowne. Dla Rosiera bardziej niż Avery. Krewni Czarownicy znali w końcu jej plany co do Lorda. Niestety musiała je im zdradzić, inaczej pewnie dawno wydaliby ją za mąż za pierwszego, w miarę rozsądnego kandydata. Kimkolwiek by on jednak nie był, nie mógł się równać z rodziną smoczych opiekunów. Jeśli więc Callista miała u jednego z jego członków jakieś szanse, warto było zaryzykować, tym bardziej, że relacje między rodami dotąd pozostawały dość neutralne.
I to nie tak, że blondynka była nieokrzesana albo nie znała swojego miejsca. Wręcz przeciwnie, pozostawała z etykietą świetnie zaznajomiona, to samo jeśli chodzi o zasady. Po prostu samodzielnie wybierała te, których chciała przestrzegać, resztę praw uznając za niesprawiedliwe i często przestarzałe. Mathieu chyba to nie przeszkadzało. Przecież gdyby nie krnąbrność ich obojga oraz skłonność do łamania reguł, musieliby o łączącym ich uczuciu szybko zapomnieć. Na szczęście byli gotowi zaryzykować, co nie zmieniało faktu, że ciągłe udawanie było dość męczące. Callista od swojego powrotu unikała nawet oficjalnych spotkań, nie chcąc przypadkiem natknąć się na Lady Selwyn. Bała się, że wyrwałaby jej wtedy zaręczynowy pierścionek, który przecież należał się jej, razem z palcem.
Aktualnie jednak nie o tym myślała. Skupiała się na młodym Lordzie, przed którym nareszcie nie musiała nikogo udawać. Tylko przy nim była naprawdę sobą, pokazywała swój prawdziwy charakter. Otwarcie prowokowała i kusiła, zamiast zgrywać niewinną cnotkę. W końcu któremu z Lordów nie marzy się żona cicha oraz posłuszna?
Satysfakcja? Nie tak blondynka nazwałaby to co czuła. Oczywiście, że chciałaby wiedzieć dokąd wybiera się Mathieu, jak długo go nie będzie i co jest tak ważne by odciągnąć do od domu. Problem w tym, że gdyby miała to wiedzieć, Rosier sam by jej powiedział. Skoro tego nie zrobił, milczał albo dla jej dobra albo z obowiązku - Tylko sprawdzam czy do głowy nie przyszła Ci zemsta i teraz ty znikniesz bez słowa na długie miesiące - zażartowała właściwie sama z siebie, chcąc jakoś rozładować atmosferę. Od poważnych rozmów wolała w końcu słuchać jego niskiego śmiechu, dlatego nawet nie opierała się, kiedy zaoferował jej dłoń i przyciągnął do siebie. A, że bunet był od niej wyższy niema o głowę, więc bez problemu zmieściła się pod jego podbródkiem, obejmując go ramionami pod przykryciem czarodziejskich szat - Serce nie sługa, nie słucha rozkazów - westchnęła dobrze wiedząc, że nie odetchnie spokojnie, dopóki Mathieu nie wróci do niej bezpiecznie. Całe szczęście, że nadal czekało ją trochę pracy nad jej małym projektem. Może to wystarczy by zająć jej myśli - Tristan będzie Ci towarzyszyć? - nie wiedzieć czemu, to chyba uspokoiłoby nieco sumienie blondynki.
I to nie tak, że blondynka była nieokrzesana albo nie znała swojego miejsca. Wręcz przeciwnie, pozostawała z etykietą świetnie zaznajomiona, to samo jeśli chodzi o zasady. Po prostu samodzielnie wybierała te, których chciała przestrzegać, resztę praw uznając za niesprawiedliwe i często przestarzałe. Mathieu chyba to nie przeszkadzało. Przecież gdyby nie krnąbrność ich obojga oraz skłonność do łamania reguł, musieliby o łączącym ich uczuciu szybko zapomnieć. Na szczęście byli gotowi zaryzykować, co nie zmieniało faktu, że ciągłe udawanie było dość męczące. Callista od swojego powrotu unikała nawet oficjalnych spotkań, nie chcąc przypadkiem natknąć się na Lady Selwyn. Bała się, że wyrwałaby jej wtedy zaręczynowy pierścionek, który przecież należał się jej, razem z palcem.
Aktualnie jednak nie o tym myślała. Skupiała się na młodym Lordzie, przed którym nareszcie nie musiała nikogo udawać. Tylko przy nim była naprawdę sobą, pokazywała swój prawdziwy charakter. Otwarcie prowokowała i kusiła, zamiast zgrywać niewinną cnotkę. W końcu któremu z Lordów nie marzy się żona cicha oraz posłuszna?
Satysfakcja? Nie tak blondynka nazwałaby to co czuła. Oczywiście, że chciałaby wiedzieć dokąd wybiera się Mathieu, jak długo go nie będzie i co jest tak ważne by odciągnąć do od domu. Problem w tym, że gdyby miała to wiedzieć, Rosier sam by jej powiedział. Skoro tego nie zrobił, milczał albo dla jej dobra albo z obowiązku - Tylko sprawdzam czy do głowy nie przyszła Ci zemsta i teraz ty znikniesz bez słowa na długie miesiące - zażartowała właściwie sama z siebie, chcąc jakoś rozładować atmosferę. Od poważnych rozmów wolała w końcu słuchać jego niskiego śmiechu, dlatego nawet nie opierała się, kiedy zaoferował jej dłoń i przyciągnął do siebie. A, że bunet był od niej wyższy niema o głowę, więc bez problemu zmieściła się pod jego podbródkiem, obejmując go ramionami pod przykryciem czarodziejskich szat - Serce nie sługa, nie słucha rozkazów - westchnęła dobrze wiedząc, że nie odetchnie spokojnie, dopóki Mathieu nie wróci do niej bezpiecznie. Całe szczęście, że nadal czekało ją trochę pracy nad jej małym projektem. Może to wystarczy by zająć jej myśli - Tristan będzie Ci towarzyszyć? - nie wiedzieć czemu, to chyba uspokoiłoby nieco sumienie blondynki.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Przekonanie Nestora Rodu Avery nie mogło być takim trudnym zadaniem. Podzielali poglądy od długiego czasu, więc Mathieu w pewnym sensie byłby na wygranej pozycji. Na przeszkodzie stało jednak wiele innych kwestii, jak pierścionek zaręczynowy na palcu Isabelli i umowa zawarta z rodem Selwyn. Pozostając wiernym tradycji musiał walczyć o to, aby spełnić wymagania postawione wobec jego osoby. Calista nie mogła być jego i tylko jego, zwyczajnie tradycjonalne kwestie nie pozwalały im na to. Bolesne, ale prawdziwe. Zostały im jedynie te mgliste spotkania, raz na jakiś czas, w tajemnicy przed wszystkim. I to tylko do czasu ślubu z Isabellą, nie może później narażać Avery na konsekwencje jego bujnej wyobraźni lub niepoprawnego zachowania. Jemu nie będzie nic, jego duma nie ucierpi, gorzej z nią... Było to wielce niestosowne zachowanie, którego powinni unikać jak ognia. Nie potrafił jednak, wiedząc, że wróciła do Anglii i jest obok, że ma ją na wyciągnięcie ręki.
Wiele się zmieniło od jej wyjazdu. Mathieu zasilił szeregi Rycerzy Walpurgii, wspierając wszystkich w słusznej sprawie. Nestor rodu Avery również należał do zgromadzenia, popierając Czarnego Pana. Czysto teoretycznie mógłby powiedzieć o tym Calliście, nie miał powodów by ukrywać przed nią te fakty, a jednak nie chciał. Zależało mu na tej drobnej kobiecie za bardzo, wolał nie ryzykować i nie wystawiać jej na krzywdę, która przecież mogłaby jej się stać. Musiała pozostawać bezpieczna, aby on mógł spać spokojnie. Burzliwe myśli przeszkadzały w wykonywaniu zadań, dlatego też zaaranżował to spotkanie. Jutro czekała go misja, której nie mógł zawalić. To proste, potrzebował zwyczajnie uspokoić się, a jedynie przy Avery było to możliwe.
- Nie będzie mnie najwyżej kilka dni. - szepnął z uśmiechem, poprawiając kosmyk jej włosów. Miał zbyt wielkie zobowiązania w Anglii, nie mógł tak po prostu zniknąć, wyjechać, zostawić tego wszystkiego. Nie chodziło nawet o nią, a o wszystkie sprawy, które prowadził. Niemniej jednak, on nie miałby serca zostawić jej, tak jak ona zostawiła jego. - Nie, moja droga, tym razem jadę bez Tristana... - dodał jeszcze. Doskonale wiedział, że jego szanowny kuzyn miał fantastyczną opinię, ale w towarzystwie Mericourt będzie równie bezpieczny. To zadanie miało polegać na pertraktacjach z trudnymi osobnikami, mogło skończyć się tragicznie w skutkach. Dlatego lepiej było, że tam był. Na istotach magicznych znał się lepiej niż większość, był w formie wsparcia. Miną długie miesiące, zanim sam będzie mógł działać. - Ale nie martw się, towarzystwo mam doborowe. - mruknął cicho. Spojrzał na zegarek i westchnął, czas mijał szybko w jej towarzystwie. - Powinnaś wracać do zamku. - nie brzmiał jakby właśnie tego chciał, ale nie mogli przesadzić. Ktoś w końcu zorientuje się, że sobie poszli i będą mieli problemy, a raczej ona będzie miała. - Zobaczymy się tutaj za kilka dni. Wyślę Ci sowę. - dodał, gładząc jej policzek.
Wiele się zmieniło od jej wyjazdu. Mathieu zasilił szeregi Rycerzy Walpurgii, wspierając wszystkich w słusznej sprawie. Nestor rodu Avery również należał do zgromadzenia, popierając Czarnego Pana. Czysto teoretycznie mógłby powiedzieć o tym Calliście, nie miał powodów by ukrywać przed nią te fakty, a jednak nie chciał. Zależało mu na tej drobnej kobiecie za bardzo, wolał nie ryzykować i nie wystawiać jej na krzywdę, która przecież mogłaby jej się stać. Musiała pozostawać bezpieczna, aby on mógł spać spokojnie. Burzliwe myśli przeszkadzały w wykonywaniu zadań, dlatego też zaaranżował to spotkanie. Jutro czekała go misja, której nie mógł zawalić. To proste, potrzebował zwyczajnie uspokoić się, a jedynie przy Avery było to możliwe.
- Nie będzie mnie najwyżej kilka dni. - szepnął z uśmiechem, poprawiając kosmyk jej włosów. Miał zbyt wielkie zobowiązania w Anglii, nie mógł tak po prostu zniknąć, wyjechać, zostawić tego wszystkiego. Nie chodziło nawet o nią, a o wszystkie sprawy, które prowadził. Niemniej jednak, on nie miałby serca zostawić jej, tak jak ona zostawiła jego. - Nie, moja droga, tym razem jadę bez Tristana... - dodał jeszcze. Doskonale wiedział, że jego szanowny kuzyn miał fantastyczną opinię, ale w towarzystwie Mericourt będzie równie bezpieczny. To zadanie miało polegać na pertraktacjach z trudnymi osobnikami, mogło skończyć się tragicznie w skutkach. Dlatego lepiej było, że tam był. Na istotach magicznych znał się lepiej niż większość, był w formie wsparcia. Miną długie miesiące, zanim sam będzie mógł działać. - Ale nie martw się, towarzystwo mam doborowe. - mruknął cicho. Spojrzał na zegarek i westchnął, czas mijał szybko w jej towarzystwie. - Powinnaś wracać do zamku. - nie brzmiał jakby właśnie tego chciał, ale nie mogli przesadzić. Ktoś w końcu zorientuje się, że sobie poszli i będą mieli problemy, a raczej ona będzie miała. - Zobaczymy się tutaj za kilka dni. Wyślę Ci sowę. - dodał, gładząc jej policzek.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Niestety Lord Avery nie był ani tak wyrozumiały, ani tak cierpliwy jak Mathieu. Romans Rosiera z Callistą ciągnął się w końcu przez lata, w trakcie których Blondynka odmawiała bycia kojarzenia z innymi. Zdania nie zmieniła nawet po podwójnych zaręczynach różanego Lorda, a przecież z każdym dniem była coraz starsza. Większość jej kuzynek oraz znajomych już dawno nosiła na palcu obrączkę. Elaine dorobiła się nawet potomstwa, Elodie wydawała się następna na liście. Bywały więc takie momenty, kiedy Avery kwestionowała słuszność swoich uczuć do Mathieu. Jej rodzina zapewne skorzystałaby bardziej na szybkim ślubie, jednak nazwisko Rosier było zbyt kuszące. Mimo wszystko potrzeba było wielu argumentów, by przekonać krewnych, że sprawa nie jest jeszcze skończona pomimo zaręczyn z Lady Selwyn. Na całe szczęście ani Nestor ani rodzice nie zadawali zbyt wielu pytań, co Callista odbierała jako pozwolenie na działanie 'na własną rękę'. Oh tak, już ona się z Isabellą rozprawi.
Kilka dni rozłąki nie brzmiało też tak źle, szczególnie, że na jej pytania Mathieu odpowiadał raczej z uśmiechem. Nie był aż tak dobrym aktorem, by zgrywać się przed nią w obliczu śmierci, więc może faktycznie chciał ją tylko zobaczyć przed swoim wyjazdem. Błękitne tęczówki przez dłuższą chwilę szukały w oczach oraz twarzy bruneta fałszu, nic takiego jednak nie znalazły. Callista mogła być spokojna, nawet jeśli w podróży nie towarzyszył Brytyjczykowi Tristan. Chociaż może wręcz przeciwnie, powinna się tym 'doborowym towarzystwem' jednak zainteresować? Cóż, jak tylko Mathieu wyjedzie, blondynka na pewno rozezna się w temacie zaklęć i uroków gwarantujących wierność partnera. Nic osobistego, po prostu wiedziała jak młodzi Lordowie mają w zwyczaju się zabawiać.
- Cokolwiek to jest, na pewno spiszesz się świetnie cherie - zapewniła, zwiastując ich nadchodzące pożegnanie. Choć zdarzało im się marudzić na moście Dinham do bladego świtu, Rosiera zapewne czekały jeszcze jakieś przygotowania przed podróżą. Nie mogła trzymać go przy sobie wiecznie, nawet gdyby chciała.
- Będę czekać - zapewniła blondynka, kiedy tak głaskał jej policzek. Czarownica nie byłaby też oczywiście sobą, gdyby nie skradła z ust Lorda pożegnalnego pocałunku. Była zachłanna, czego nie pochwalał, dlatego jak tylko było po wszystkim, Avery ze śmiechem puściła się biegiem w stronę zamku rzucając krótkie -À bientôt !
zt x 2
Kilka dni rozłąki nie brzmiało też tak źle, szczególnie, że na jej pytania Mathieu odpowiadał raczej z uśmiechem. Nie był aż tak dobrym aktorem, by zgrywać się przed nią w obliczu śmierci, więc może faktycznie chciał ją tylko zobaczyć przed swoim wyjazdem. Błękitne tęczówki przez dłuższą chwilę szukały w oczach oraz twarzy bruneta fałszu, nic takiego jednak nie znalazły. Callista mogła być spokojna, nawet jeśli w podróży nie towarzyszył Brytyjczykowi Tristan. Chociaż może wręcz przeciwnie, powinna się tym 'doborowym towarzystwem' jednak zainteresować? Cóż, jak tylko Mathieu wyjedzie, blondynka na pewno rozezna się w temacie zaklęć i uroków gwarantujących wierność partnera. Nic osobistego, po prostu wiedziała jak młodzi Lordowie mają w zwyczaju się zabawiać.
- Cokolwiek to jest, na pewno spiszesz się świetnie cherie - zapewniła, zwiastując ich nadchodzące pożegnanie. Choć zdarzało im się marudzić na moście Dinham do bladego świtu, Rosiera zapewne czekały jeszcze jakieś przygotowania przed podróżą. Nie mogła trzymać go przy sobie wiecznie, nawet gdyby chciała.
- Będę czekać - zapewniła blondynka, kiedy tak głaskał jej policzek. Czarownica nie byłaby też oczywiście sobą, gdyby nie skradła z ust Lorda pożegnalnego pocałunku. Była zachłanna, czego nie pochwalał, dlatego jak tylko było po wszystkim, Avery ze śmiechem puściła się biegiem w stronę zamku rzucając krótkie -À bientôt !
zt x 2
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Dinham Bridge
Szybka odpowiedź