Pokój
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Pokój
Niewielkie pomieszczenie, które służy zarówno za pokój dzienny, jak i sypialnię. Maeve stara się utrzymywać w porządek, choć ze względu na niewielką przestrzeń bywa z tym różnie. Półki zastawione są książkami, notatnikami, bibelotami, zaś pod oknem stoi kilka - gładkich czy zamalowanych - płócien. Niedaleko wspomnianego okna - które wychodzi na wschód - stoi łóżko, koło niego zaś niewielki stoliczek.
Nałożono: Bubonem, Muffliato i TenebrisOstatnio zmieniony przez Maeve Clearwater dnia 07.07.19 10:22, w całości zmieniany 2 razy
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
- Ależ głuptasie, za co ty mnie przepraszasz? - spytała łagodnie, uśmiechając się przy tym ciepło; pokręciła głową z dezaprobatą, bo przeprosiny były absolutnie zbędne. Maeve nie miała za co przecież przepraszać. - Każdemu metamorfomagowi to się mogło zdarzyć. Każdemu czarodziejowi zdarzają się błędy. Czasami coś po prostu idzie nie tak. A czasami cały świat sprzysięga się, by nam przeszkodzić w osiągnięciu celu. Takie jest życie - wyrzekła Poppy tonem prawdziwego, oświeconego filozofa, mając nadzieję, że tą krótką przemową uda się jej podnieść kuzynkę na duchu. Uniosła lewą dłoń, by pogładzić czarownicę po włosach - zawsze ciemnych i nie tak długich jak jej własne, a teraz siwych i kruchych. Lada chwila, a wpadną Maeve w oko, zaraz zorientuje się, że połamanie żeber nie było jedyną konsekwencją nieudanej przemiany. Choć zdecydowanie mniej groźną i bolesną. Oby nie najbardziej trwałą. Z połamanymi kośćmi Poppy poradziła sobie bardzo szybko, lecz co mogła zrobić by przywrócić kuzynce dawny wygląd? Intensywnie się nad tym zastanawiała, ale jedyne co przychodziło jej do głowy... - Wiesz... Jeśli to nie minie w ciągu kilku godzin, no nie wiem, może dnia albo dwóch, chyba powinnaś udać się do szpitala świętego Munga, by znaleźć specjalistę, który będzie potrafił cofnąć skutki feralnej transmutacji. Wiem, że można to zrobić, ale ja nie potrafię rzucać takiego zaklęcia, nie pamiętam nawet inkantacji, wolałabym więc nie ryzykować... - powiedziała ostrożnie. Na twarzy uzdrowicielki pojawiło się szczere zmartwienie. - Nie martw się. To na pewno nie jest nieodwracalne. Mówiłam: nie ty pierwsza, nie ostatnia, Maeve - dodała szybko, uświadomiwszy sobie, że mogła zabrzmieć poważniej niż chciała. W obliczu łez, które płynęły po policzkach wiedźmiej strażniczki nie chciała dokładać jej zmartwień, ale jednocześnie czuła, że powinna była ją przygotować na tę niecodzienną sytuację.
Właściwie to nie powinna czuć się aż tak zaskoczona, czyż przez lata nie przywykła do obcych twarzy widzianych w lustrze, skoro dość często korzystała ze swojego daru przez specyfikę wykonywanego zawodu?
Widząc malujące się na twarzy kuzynki niezrozumienie Poppy westchnęła ciężko i wstała; przez chwilę szukała czegoś wzrokiem, a gdy wreszcie odnalazła to czego szukała, a mianowicie stołowe lusterko, przyniosła je Maeve i zawiesiła zaklęciem przed jej twarzą, by mogła się przyjrzeć obcej fizys starej, pomarszczonej kobiety.
Właściwie to nie powinna czuć się aż tak zaskoczona, czyż przez lata nie przywykła do obcych twarzy widzianych w lustrze, skoro dość często korzystała ze swojego daru przez specyfikę wykonywanego zawodu?
Widząc malujące się na twarzy kuzynki niezrozumienie Poppy westchnęła ciężko i wstała; przez chwilę szukała czegoś wzrokiem, a gdy wreszcie odnalazła to czego szukała, a mianowicie stołowe lusterko, przyniosła je Maeve i zawiesiła zaklęciem przed jej twarzą, by mogła się przyjrzeć obcej fizys starej, pomarszczonej kobiety.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W reakcji na słowa kuzynki miała ochotę uśmiechnąć się, ba, nawet zaśmiać w głos - rozczulił ją ten głuptas, dawno go nie słyszała, rozczuliło też ostrożne odgarnięcie włosów - mimo to emocje kontrolowały ją bardziej niż ona je. Dlatego też wywołany przez pieszczotę impuls nie sprawił, że złożyła usta w wyrazie zadowolenia, zamiast tego wprawiając zwiotczałe wargi w bezwolne drżenie. Otoczone siatkami zmarszczek, błyszczące od łez oczy śledziły każdy, choćby najdrobniejszy ruch Poppy; skupianie się na niej, na znajomej twarzy i kojącym głosie przynosiło otuchę. A kiedy tak przypatrywała się jej w milczeniu, kontemplując ciemne, spływające na ramiona pukle czy dodające uroku, rozsiane po bladej skórze piegi, pomyślała, że z jednej strony tak wiele chciałaby jej powiedzieć, egoistycznie zalać falą własnych smutków, powrócić do zabawy sylwestrowej w Dolinie Godryka, a później wspomnieć drogiego Caleba, z drugiej jednak wątpiła, by potrafiła odnaleźć odpowiednie słowa - a jeszcze bardziej, by naprawdę zdecydowała się na obciążanie uzdrowicielki własnymi problemami. Na własne życzenie budowała między nimi przepaść, chcąc w ten sposób zaoszczędzić krewniaczce dodatkowych zmartwień. Czyż nie miała ich wystarczająco wiele i bez jej narzekań...? Z tych rozważań wyrwała ją kolejna wypowiedź panny Pomfrey. Feralnej transmutacji? Coś w twarzy strażniczki uległo zmianie; do tej pory pławiła się w swym bólu i smutku, pozwalała sobie na ten komfort, teraz jednak zdawała się bardziej uważna, a przy tym - zaniepokojona. Łudziła się, że połamane, powyginane pod najdziwniejszymi kątami żebra stanowiły jej jedyne zmartwienie, lecz każde kolejne uderzenie serca przynosiło przytłaczającą pewność, że to nie wszystko. - O... o co chodzi, Poppy? - Próbowała mówić spokojnie, również po to, by nie wywierać na nią presji, lecz nie potrafiła się nie denerwować. Nie kiedy emocje gwałtownie kotłowały się w jej obolałej piersi, nie kiedy dopiero co utraciła wiarę we własne możliwości. Lecz zamiast odpowiedzi otrzymała coś innego - lustro, które za sprawą magii zawisło tuż przed nią, pozwalając przyjrzeć się odmienionemu, postarzonemu o przynajmniej kilka dekad odbiciu. Ostrożnie, z pewną dozą odrazy wodziła wzrokiem od siwych, przerzedzonych pasm włosów do naznaczonej plamami i nierównościami skóry... Jak długo będzie tak wyglądać? Zacisnęła mocno powieki, ściągnęła usta w wąską kreskę i spróbowała skupić się tylko i wyłącznie na powrocie do swej normalnej postaci, to jednak nic nie dało. Nie miała nad tym kontroli. Nie potrafiła zmusić ciała do posłuszeństwa. - Dziękuję. I nie... nie przejmuj się. Najwyżej udam się do Munga. Najważniejsze, że naprostowałaś żebra - odezwała się cicho, siląc się na opanowanie, blady uśmiech. Była jej naprawdę wdzięczna, że odpowiedziała na wezwanie i zajęła się będącymi skutkiem ubocznym przemiany urazami.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Uśmiechnęła się szerzej, widząc, że jej starania przyniosły pożądany skutek. Zdołała choć odrobinę poprawić Maeve humor i cieszyło to Poppy nie mniej niż wyleczone obrażenia powstałe po nieudanej próbie transmutacji w sam Merlin wie kogo. Teraz to już nie było istotne, nie zamierzała wypytywać, najlepiej, jeśli Clearwater nie będzie teraz o tym myśleć i rozpamiętywać swojej porażki. Mimo wybranego zawodu, niełatwego i trudnego, zwłaszcza dla kobiety, miała wrażliwe wnętrze, Poppy to wiedziała. Zwłaszcza po stracie, która Maeve dotknęła. Stracie ogromnej i nie do odżałowania. Rozumiała to doskonale. Rana po śmierci bliskiej rodziny nigdy się nie zagoi, może się jedynie częściowo zabliźnić, by pewnego dnia otworzyć się na nowo i jątrzyć... Ta w sercu Maeve nie miała nawet szansy, by się zasklepić, dopóki morderca Caleba pozostawał na wolności, póki śmierć brata pozostawała po prostu zagadką.
Radość była jedynie krótką chwilą, zbyt krótką, ale to mogła przewidzieć. Zmienionej aparycji nie dało się przecież przed Clearwater ukrywać. W każdej chwili mogła zerknąć w stronę dużego lustra.
- Lepiej sama zobacz... - odpowiedziała Poppy, bez zwłoki przynosząc kuzynce lusterko, by mogła się w nim przejrzeć.
Przykro było pannie Pomfrey patrzeć na drobne zmiany zachodzące na twarzy Maeve, która tak naprawdę wcale nie należała do niej, na odrazę, zniechęcenie i smutek. Życie naprawdę jej nie oszczędzało, a teraz jeszcze to... Pozostawało mieć nadzieję, że zmiany te były odwracalne i nietrudne do naprawienia. Tak czy owak będzie musiała odwiedzić Munga, jeśli nie miną samoistnie.
- A może... jeśli nie miną, to daj mi znać, może ja się z kimś skontaktuję, by odwiedził cię osobiście... Znam sporo magomedyków. Jeśli nie chciałabyś odwiedzać szpitala - zaproponowała łagodnie, odbierając od kuzynki lusterko i kładąc je na kredensie; potrzebowała teraz spokoju. Propozycję tę wysunęła przez świadomość, że kuzynka wolałaby, aby ta sprawa pozostała między nimi. Wieści o takiej wpadce mogłyby zaszkodzić jej w pracy? Być może nie, znała jednak Maeve dość dobrze, by wiedzieć, że pewnie takie myśli przejdą prędzej czy później przez jej głowę.
- Odpocznij, kochanie, a ja coś ci ugotuję, dobrze? Masz ochotę na zupę pomidorową? A może jajko sadzone z ziemniaczkami z masełkiem, co? Poleż tu sobie, a ja się wszystkim zajmę - powiedziała Poppy, podnosząc się z miejsca i wygładzając materiał spódnicy. Posłała kuzynce szeroki uśmiech i pokręciła głową, kiedy ta chciała ją powstrzymać. Skoro już tu była, to nie mogła zostawić Maeve bez obiadu, prawda?
| zt x2
Radość była jedynie krótką chwilą, zbyt krótką, ale to mogła przewidzieć. Zmienionej aparycji nie dało się przecież przed Clearwater ukrywać. W każdej chwili mogła zerknąć w stronę dużego lustra.
- Lepiej sama zobacz... - odpowiedziała Poppy, bez zwłoki przynosząc kuzynce lusterko, by mogła się w nim przejrzeć.
Przykro było pannie Pomfrey patrzeć na drobne zmiany zachodzące na twarzy Maeve, która tak naprawdę wcale nie należała do niej, na odrazę, zniechęcenie i smutek. Życie naprawdę jej nie oszczędzało, a teraz jeszcze to... Pozostawało mieć nadzieję, że zmiany te były odwracalne i nietrudne do naprawienia. Tak czy owak będzie musiała odwiedzić Munga, jeśli nie miną samoistnie.
- A może... jeśli nie miną, to daj mi znać, może ja się z kimś skontaktuję, by odwiedził cię osobiście... Znam sporo magomedyków. Jeśli nie chciałabyś odwiedzać szpitala - zaproponowała łagodnie, odbierając od kuzynki lusterko i kładąc je na kredensie; potrzebowała teraz spokoju. Propozycję tę wysunęła przez świadomość, że kuzynka wolałaby, aby ta sprawa pozostała między nimi. Wieści o takiej wpadce mogłyby zaszkodzić jej w pracy? Być może nie, znała jednak Maeve dość dobrze, by wiedzieć, że pewnie takie myśli przejdą prędzej czy później przez jej głowę.
- Odpocznij, kochanie, a ja coś ci ugotuję, dobrze? Masz ochotę na zupę pomidorową? A może jajko sadzone z ziemniaczkami z masełkiem, co? Poleż tu sobie, a ja się wszystkim zajmę - powiedziała Poppy, podnosząc się z miejsca i wygładzając materiał spódnicy. Posłała kuzynce szeroki uśmiech i pokręciła głową, kiedy ta chciała ją powstrzymać. Skoro już tu była, to nie mogła zostawić Maeve bez obiadu, prawda?
| zt x2
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
| 7 IV
Podskoczyła w przestrachu, gdy obca sowa grzmotnęła w pobliskie okno, wprawiając szybę w drżenie. To nie było delikatne stukanie, do jakiego Maeve przywykła, a nieoczekiwane, mocne i głośne uderzenie, jak gdyby ptaszysko chciało wlecieć do mieszkania bez czekania na zaproszenie. Nie tylko ona się przelękła - również zamknięta w klatce Artemizja zahukała, nerwowo trzepiąc przy tym skrzydłami. Kiedy jednak strażniczka zrozumiała, że to nic naprawdę groźnego, ostrożnie podeszła bliżej i zauważyła, że sprawczyni tego zamieszania jest ranna; jednemu ze skrzydeł sowy brakowało wielu piór, do tego było wygięte pod dziwnym, nienaturalnym kątem. Czyżby padła ofiarą zbłąkanego zaklęcia...? Szybko wpuściła ją do środka, żałując, że za czasów szkoły nie przykładała się do zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami bardziej. Nie wiedziała, jak jej pomóc, nie musiała jednak być specjalistą, by ocenić, że ptak był wycieńczony i potrzebował odpoczynku. Dopiero po chwili zauważyła przywiązany do jego nóżki list.
Drżącymi rękoma zapoznała się z treścią krótkiej notatki, trzy razy sprawdzając zapisaną w lewym górnym rogu datę. Pierwszy kwietnia...? Horizont Alley? Wzięła głęboki oddech, po czym wypuściła powietrze z cichym, przeciągłym świstem, próbując ułożyć sobie dopiero co otrzymane informacje w głowie. Serce biło jej szybciej niż jeszcze chwilę temu, choć przecież odkąd wróciła do domu po wypadzie, który odbyły z Justine, była chodzącym kłębkiem nerwów. Czy to mógł być list od niego, czy to jedynie umęczony umysł płatał jej figla, przypisywał Wrońskiemu nieistniejące cechy i motywy? Ostatnim razem widzieli się w sylwestra - myślała, że to pożegnanie, trochę słodsze i doroślejsze niż wtedy, w Hogsmeade, wciąż jednak... pożegnanie. Czy naprawdę potrafiłby zainteresować się jej losem? Zaoferować pomoc? Pokręciła głową, próbując odrzucić od siebie te pytania bez odpowiedzi, skupić się na tu i teraz; najpierw musiała odpisać, później będzie mogła roztrząsać wszystkie, choćby najbłahsze zagadnienia.
Odwróciła skrawek pergaminu i szybko napisała na nim krótką wiadomość, skreślając przy tym kilka słów, miotając się między wdzięcznością a podejrzliwością, po czym przymocowała ją do nóżki Artemizji i poleciła swej płomykówce odnaleźć pomieszkującego na Nokturnie Wrońskiego. Było to jedno wielkie szaleństwo, nie wiedziała nawet, czy może mu ufać - bo co jeśli nie wyprowadzi jej z miasta, zamiast tego skieruje wprost do paszczy lwa? - straciła jednak nadzieję, że ucieknie stąd o własnych siłach, w jednym kawałku. Dlatego też odciągała opuszczenie Londynu w czasie, wpierw próbując zdobyć zaczarowaną torbę, by zabrać ze sobą wszystko to, na czym jej zależało, później próbując przebić się na przedmieścia, do rodzinnego domu... A kiedy już w końcu podjęła decyzję, że ucieknie, natknęła się na jeden z większych patroli i stchórzyła, na powrót zaszywając się w swym przeraźliwie cichym, pustym mieszkaniu.
Wciąż roztrzęsiona wstała z zajmowanego do tej pory miejsca i umieściła rannego ptaka w klatce, którą dopiero co opuściła jej sówka, pozwalając mu napić się i najeść. Następnie podeszła do spakowanego jakiś czas temu tobołka, chcąc sprawdzić, czy na pewno znajduje się w nim wszystko to, czego może potrzebować po ucieczce z miasta. Planowała tu kiedyś wrócić, zabrać resztę rzeczy - powiodła smutnym wzrokiem po upchniętych w kącie obrazach, farbach, po zalegających na szafkach książkach, zbieranych latami bibelotach - lecz w tej chwili było to po prostu nieosiągalne.
A co jeśli Wroński nie pojawi się pod pomnikiem Brynhildy? Jeśli zignoruje jej wiadomość? Jeśli nie było go już w Londynie...? Trudno; nie mogła tu dłużej zostać. Resztki siły chciała przeznaczyć na przemianę swej postaci, by utrudnić ewentualne rozpoznanie przez siły ministerstwa, które niestrudzenie przeczesywały ulice nie tylko w poszukiwaniu mugoli, mugolaków, ale i zdrajców. Odetchnęła głębiej, po czym skupiła się na swym odbiciu, chcąc znów przemienić się w niższą o prawie dziesięć centymetrów, drobną blondynkę o niepozornej twarzy - tę samą, pod którą podszywała się z końcem marca.
| +10 do rzutu, ST 70-61
Podskoczyła w przestrachu, gdy obca sowa grzmotnęła w pobliskie okno, wprawiając szybę w drżenie. To nie było delikatne stukanie, do jakiego Maeve przywykła, a nieoczekiwane, mocne i głośne uderzenie, jak gdyby ptaszysko chciało wlecieć do mieszkania bez czekania na zaproszenie. Nie tylko ona się przelękła - również zamknięta w klatce Artemizja zahukała, nerwowo trzepiąc przy tym skrzydłami. Kiedy jednak strażniczka zrozumiała, że to nic naprawdę groźnego, ostrożnie podeszła bliżej i zauważyła, że sprawczyni tego zamieszania jest ranna; jednemu ze skrzydeł sowy brakowało wielu piór, do tego było wygięte pod dziwnym, nienaturalnym kątem. Czyżby padła ofiarą zbłąkanego zaklęcia...? Szybko wpuściła ją do środka, żałując, że za czasów szkoły nie przykładała się do zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami bardziej. Nie wiedziała, jak jej pomóc, nie musiała jednak być specjalistą, by ocenić, że ptak był wycieńczony i potrzebował odpoczynku. Dopiero po chwili zauważyła przywiązany do jego nóżki list.
Drżącymi rękoma zapoznała się z treścią krótkiej notatki, trzy razy sprawdzając zapisaną w lewym górnym rogu datę. Pierwszy kwietnia...? Horizont Alley? Wzięła głęboki oddech, po czym wypuściła powietrze z cichym, przeciągłym świstem, próbując ułożyć sobie dopiero co otrzymane informacje w głowie. Serce biło jej szybciej niż jeszcze chwilę temu, choć przecież odkąd wróciła do domu po wypadzie, który odbyły z Justine, była chodzącym kłębkiem nerwów. Czy to mógł być list od niego, czy to jedynie umęczony umysł płatał jej figla, przypisywał Wrońskiemu nieistniejące cechy i motywy? Ostatnim razem widzieli się w sylwestra - myślała, że to pożegnanie, trochę słodsze i doroślejsze niż wtedy, w Hogsmeade, wciąż jednak... pożegnanie. Czy naprawdę potrafiłby zainteresować się jej losem? Zaoferować pomoc? Pokręciła głową, próbując odrzucić od siebie te pytania bez odpowiedzi, skupić się na tu i teraz; najpierw musiała odpisać, później będzie mogła roztrząsać wszystkie, choćby najbłahsze zagadnienia.
Odwróciła skrawek pergaminu i szybko napisała na nim krótką wiadomość, skreślając przy tym kilka słów, miotając się między wdzięcznością a podejrzliwością, po czym przymocowała ją do nóżki Artemizji i poleciła swej płomykówce odnaleźć pomieszkującego na Nokturnie Wrońskiego. Było to jedno wielkie szaleństwo, nie wiedziała nawet, czy może mu ufać - bo co jeśli nie wyprowadzi jej z miasta, zamiast tego skieruje wprost do paszczy lwa? - straciła jednak nadzieję, że ucieknie stąd o własnych siłach, w jednym kawałku. Dlatego też odciągała opuszczenie Londynu w czasie, wpierw próbując zdobyć zaczarowaną torbę, by zabrać ze sobą wszystko to, na czym jej zależało, później próbując przebić się na przedmieścia, do rodzinnego domu... A kiedy już w końcu podjęła decyzję, że ucieknie, natknęła się na jeden z większych patroli i stchórzyła, na powrót zaszywając się w swym przeraźliwie cichym, pustym mieszkaniu.
Wciąż roztrzęsiona wstała z zajmowanego do tej pory miejsca i umieściła rannego ptaka w klatce, którą dopiero co opuściła jej sówka, pozwalając mu napić się i najeść. Następnie podeszła do spakowanego jakiś czas temu tobołka, chcąc sprawdzić, czy na pewno znajduje się w nim wszystko to, czego może potrzebować po ucieczce z miasta. Planowała tu kiedyś wrócić, zabrać resztę rzeczy - powiodła smutnym wzrokiem po upchniętych w kącie obrazach, farbach, po zalegających na szafkach książkach, zbieranych latami bibelotach - lecz w tej chwili było to po prostu nieosiągalne.
A co jeśli Wroński nie pojawi się pod pomnikiem Brynhildy? Jeśli zignoruje jej wiadomość? Jeśli nie było go już w Londynie...? Trudno; nie mogła tu dłużej zostać. Resztki siły chciała przeznaczyć na przemianę swej postaci, by utrudnić ewentualne rozpoznanie przez siły ministerstwa, które niestrudzenie przeczesywały ulice nie tylko w poszukiwaniu mugoli, mugolaków, ale i zdrajców. Odetchnęła głębiej, po czym skupiła się na swym odbiciu, chcąc znów przemienić się w niższą o prawie dziesięć centymetrów, drobną blondynkę o niepozornej twarzy - tę samą, pod którą podszywała się z końcem marca.
| +10 do rzutu, ST 70-61
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90
'k100' : 90
Bała się, że nie podoła - nie teraz, gdy była tak daleka od opanowania i spokoju jak to tylko możliwe - mimo to po otworzeniu oczu ujrzała tę samą twarz, którą wyobraziła sobie w sali odpraw, podczas swej ostatniej wizyty w ministerstwie magii. Pierwszy krok miała za sobą, nikt nie powinien jej rozpoznać, przynajmniej nie tak od razu, dlatego z nieco większą pewnością siebie poszła zmienić ubrania, a później odbyć ostatni spacer po swym lokum, zajrzeć do każdego kąta, upewnić się, że zabrała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, a pokoje obłożone są choćby podstawowymi zaklęciami ochronnymi. Czekała jeszcze na powrót Artemizji - nie wiedziała, czy Wroński przystanie na jej propozycję, ani nawet czy to on do niej napisał pierwszego kwietnia, lecz przecież nikt nie pasowałby do tej wiadomości lepiej niż on - by posłać ją do Jaydena; chciała, by płomykówka opuściła Londyn o własnych siłach i poczekała na nią w odległej Irlandii, w klatce zaś planowała wynieść z miasta ranną sowę, która prawie wybiła jej okno. Nie miała serca wygonić jej na zewnątrz, nie w tym stanie, choć jeszcze nie wiedziała, gdzie powinna szukać dla niej pomocy.
Kiedy już ściemniło się, a Artemizja została posłana dalej, ku mieszkającemu wiele dalej astronomowi, Maeve rozejrzała się dookoła po raz ostatni, dopiła resztkę pitej do tej pory Ognistej i w końcu opuściła mieszkanie, uparcie powtarzając sobie, że tym razem się uda.
| zt
Kiedy już ściemniło się, a Artemizja została posłana dalej, ku mieszkającemu wiele dalej astronomowi, Maeve rozejrzała się dookoła po raz ostatni, dopiła resztkę pitej do tej pory Ognistej i w końcu opuściła mieszkanie, uparcie powtarzając sobie, że tym razem się uda.
| zt
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pokój
Szybka odpowiedź