Wydarzenia


Ekipa forum
Hotel Transylvania
AutorWiadomość
Hotel Transylvania [odnośnik]22.03.19 22:26
First topic message reminder :

Hotel Transylvania

Raz do roku, dokładnie o zachodzie słońca 31. października na obrzeżach Londynu pojawiało się ukryte przed wzrokiem mugoli stare zamczysko, znane wszystkim czarodziejom jako Hotel Transylvania. Pojawiał się znikąd i znikał, kiedy tylko nadchodził świt. Nikt nie miał pojęcia dlaczego tak się działo, jednak wszyscy doskonale wiedzieli, co pojawienie się zamku oznaczało. Wraz z wybiciem północy śmiałkowie mogli zmierzyć się z kryjącymi się wewnątrz potwornej budowli tajemnicami, wyzwaniami tak przerażającymi, że tylko najodważniejsi - lub ci najbardziej ciekawscy - decydowali się na przekroczenie progu warowni. Na tych, którzy pokonali upiorne pokoje czekała nagroda - jednak co roku we wnętrzu czaiło się coś innego, nigdy nie wiadomo było, czego można się po starym zamczysku spodziewać. Podobno ci, którzy nie wydostali się ze środka zostawali uwięzieni w murach na zawsze, stając się straszącymi w zamku duchami - trzeba było więc zdążyć uciec z objęć wilgotnych murów przed pierwszym pianiem koguta.
Zasada była tylko jedna: nie używać magii.

To jak - wchodzisz, czy się boisz?

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 16.07.19 20:20, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Hotel Transylvania - Page 28 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Hotel Transylvania [odnośnik]23.04.19 22:26
Czy Joe wiedział co robi? Ha ha, bardzo śmieszne. Oczywiście, że nie wiedział! Próbował na siebie zwrócić uwagę duchów i jakoś zachęcić do rozmowy, dzięki której (miał taką nadzieję) wpadną na to jak wydostać się i z tego pomieszczenia. Nie uśmiechało mu się zostać uwięzionym w Hotelu na zawsze i to pod postacią... ducha! Zanudziłby się tu na śmierć. Hm, gdyby jeszcze duchy mogły się zanudzić na śmierć, a to chyba jednak niemożliwe. Najgorszy scenariusz na świecie zdaniem Josepha - bez dwóch zdań - pocieszeniem byłaby Max, która zostałaby skazana na jego towarzystwo... choć to niewielka osłoda przy tak ponurym i nudnym losie.
Oboje byli młodzi! Mieli przed sobą całe życie i od cholery doświadczeń i doznań... pod postacią duchów guzik zobaczą i doświadczą! Dlatego MUSIELI się stąd wydostać.
Maxine najwyraźniej uważała tak samo i zaraz podjęła gadkę do duchów... choć ku irytacji i rosnącemu niepokojowi Joe te dranie KOMPLETNIE i TOTALNIE BEZCZELNIE ich ignorowały. Nawet nie raczyły odpowiedzieć na ich pytania! Zadufane, opóźnione, zadzierające przezroczyste nosy, egoistyczne...!
- Te duchy są tak leniwe, że nie opętałyby nawet małego dziecka - fuknął cicho rozeźlony tą wszechobecną ignorancją. Tracili materialność, a te przeklęte wspomnienia po ludziach nawet nie podjęły z nimi rozmowy!
Joe z przerażeniem zauważył, że ten nieszczęsny proces postępował zbyt szybko, bo choć chciał sprowokować duchy jeszcze raz do jakiegoś dialogu, to właśnie ostatnie skrawki ubrania Maxine, jej policzki i oczy zaczęły upodabniać się do pozostałych tu obecnych "osób" i głos jakoś uwiązł Wrightowi w gardle. Sam czuł jak ogarnia go przenikliwy chłód, ale nie spojrzał w dół na swoje przezroczyste ciało ducha - nie mógł oderwać spojrzenia od Max chyba pierwszy raz w życiu tak beznadziejnie bezradny.
Na szczęście nie trwało to długo - poczuł dziwaczne szarpnięcie w stronę podłogi i zanim zorientował się, że... spada(?), cały proces jakby się odwrócił. Odzyskiwali ciała...! Choć miało to też swoje minusy - jak mocne rąbnięcie o posadzkę jako uwieńczenie tego spadania.
- Niech to tłuczek świśnie... - przeklął cicho, powoli zbierając się z podłogi. Okazało się, że nawet to nie jest wcale taką prostą sprawą - czuł się jak po przeraźliwie długim (co najmniej kilkudniowym) i męczącym meczu, który na koniec chyba przegrał. Szlag by to wszystko...
Na szczęście chłodny powiew powietrza (o ile nie był tylko złudny i prowadzący do kolejnej pułapki) napawał nadzieją, że to już koniec ich wędrówki po Hotelu Transylwania.
- Maxie... - spojrzał poważnie na pannę Desmond, kiedy wreszcie wstał i podał jej dłoń, by pomóc jej w tym samym. - Naprawdę super ta randka i w ogóle... ale może zostaw mi wybieranie miejsc na pozostałe, hm? - zaproponował i choć chciał utrzymać tą powagę na twarzy, to jednak blady uśmiech przebił się przez "kamienną" facjatę Josepha. - Chodź, trzeba stąd spadać - dodał ruszając w stronę wyjścia, gdy tylko Max stanęła na nogach. Nie puścił jej jednak do końca, wciąż obejmując w talii. No, żeby nie upadła, prawda? Tylko po to.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Hotel Transylvania [odnośnik]25.04.19 21:28
Jak na sytuację, w jakiej się znajdowała, Clarence miała w sobie nadzwyczaj wiele zadowolenia oraz śmiechu. Właściwie to dawno nie śmiała się tyle, co dzisiejszej nocy - co brzmiało bardzo groteskowo w porównaniu do przygód w nawiedzonym hotelu. Jednak towarzystwo oraz wsparcie Bertiego zdziałały cuda, pozwalając kobiecie na prawdziwy odpoczynek od ostatnich problemów oraz turbulencji w całym świecie. Skoncentrowała się wyłącznie na zaufaniu do niego, które poprowadziło ją do rozwiązania każdej przeszkody tkwiącej na ich drodze. Przerażająca para klaunów jakimś cudem odnalazła swój sposób na zabawę w obliczu… realnego zagrożenia? Czasem Waffling nie wiedziała, co było fikcją, a co prawdą - te dwa światy misternie przeplatały się naprzemiennie, mocno konfundując niepewną siebie czarownicę. Dobrze, że nie była w tym sama - wtedy wszystko znosiła dużo, dużo lepiej.
Od zawsze kochała numerologię. Zobaczywszy wzory oraz liczby, poczuła się szczęśliwa - czy raczej poczułaby się, gdyby nie rozprzestrzeniająca się w powietrzu trucizna działająca negatywnie na organizm Clary. Zniechęcenie, niepokój, groza; te wszystkie emocje kumulowały się w niej, ustępując zdrowemu rozsądkowi oraz wspaniałemu uczuciu dobrej zabawy. Gardło zacisnęło się w bolesny, chropowaty supeł, który nie pozwalał jej powiedzieć nic więcej. Poczuła tylko łzy cisnące się do oczu oraz panikę, że nie uda im się stąd wydostać - pojawiające się zawroty głowy jedynie potwierdzały tę niepokojącą tezę.
Na szczęście ułożyli tabliczki na czas, dzięki czemu rośliny odkryły przed nimi wrota, z których mogli się wydostać. Od razu poczuła przypływ powietrza docierający do płuc, stanowiący upragnione remedium na patową sytuację, w jakiej się znaleźli. Widok znajomego korytarza również pozwolił na odetchnięcie z ulgą - Clarence uśmiechnęła się nikle do Botta. - Przetrwaliśmy! - powiedziała z podekscytowaniem; gdyby nie pomalowane na biało policzki, na twarzy kobiety odmalowałby się emocjonalny rumieniec. Drgnęła niespokojnie wraz z niespodziewanym otwarciem się drzwi na zewnątrz - wystraszyła się nagłych odgłosów. Jednak dźwięk bębniącego o ziemię deszczu miał działanie uspokajające, przynajmniej do czasu. Do momentu, aż tuż przed twarzą Waffling znalazł się… pająk. - Eeeek! - krzyknęła z obrzydzeniem, momentalnie rzucając się towarzyszowi w ramiona. Biedny, nie mógł utrzymać równowagi i runął plecami o ścianę za sobą, wraz z ciężarem Clarence na sobie. - Wstrętny, obrzydliwy! - pisnęła zaciskając mocno powieki i marząc o tym, żeby ohydna kreatura zniknęła stąd raz na zawsze. To chyba te wszystkie emocje, które poczuła i które wreszcie z niej wypłynęły. Na nieszczęście dla Bertiego. On jednak wykazał się niesamowitym bohaterstwem i bezpiecznie wyprowadził Clarę bezpiecznie z hotelu. Zwycięstwo!

| zt Bertie i Clara!



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Hotel Transylvania [odnośnik]28.04.19 16:11
W drobnej piersi serce tłukło się o żebra coraz boleśniej, niespokojnie i gorączkowo trzepotało niczym skrzydełka złotego znicza, na którym szukający zacisnął juz palce. Czuła to bicie aż zbyt wyraźnie, choć ciało traciło materialność z każdą upływającą chwilą. Mówiła do ducha najpiękniej jak tylko potrafiła, starając się przybrać elegancką pozę, dopasować do otoczenia, wychodziło jej jednak mizernie. Nigdy nie była i nigdy nie będzie żadną lady. Zaczęła się bać, że nigdy już nikim nie będzie - ani Maxine z walijskiej wioski, ani szukającą Harpii z Holyhead. Cała sylwetka czarownicy traciła barwy, ale na twarzy pobladła szczególnie - straciła także cierpliwość.
- Hej, wy gnoje, spójrzcie na nas! - wrzasnęła tak głośno, na ile pozwalały jej siły w płucach, będąc nie mniej rozeźlona niż sam Joseph.
Naprawdę nie chciała tu zostać na wieczność. Nie chciała takiego losu dla siebie i Josepha. Pewnie zwariowaliby w swoim własnym towarzystwie nim upłynąłby rok. A co dopiero dziesięć lat? Sto, dwieście? Cholera wie ile by tu tkwili. A może do następnej Nocy Duchów? Maxine wolała się o tym nie przekonywać. Zamachnęła się ręką, by zaczepić ducha, nie znosiły, gdy się przez nie przenikało, to już wiedziała, ale wtedy sama przestała być w jakikolwiek sposób fizyczna.
Tyle, że stało się wtedy coś jeszcze dziwniejszego - straciła grunt pod nogami. Kątem oka dostrzegła, że Joe także. Runęli przez podłoże w dół. Spadali i spadali, zaczęła się nawet zastanawiać, czy teraz przenikną przez wszystko - przez piętra zamku, ziemię, płaszcz Ziemi, aż do jego jądra? A co jeśli i przez nie przelecą, spadną niżej i będą szybować przez wszechświat aż po wieczność?
Bolesny upadek wyrwał ją z podobnie absurdalnych rozważań.
Nigdy chyba nie cieszyła się aż tak z obitych kolan i łokci. Gorączkowo dotknęła własnego brzucha, ud, przedramion, z radością odkrywając, że znów jest w pełni materialna. Odetchnęła z ulgą. Serce dalej biło jej mocno, a na twarzy malowało się przerażenie nie mniejsze, niż u Josepha.
Z wdzięcznością przyjęła jego rękę, gdy pomagał jej wstać. Czuła się poobijana, zmęczona i przestraszona. Nie odsunęła się, gdy Wright ją objął, wyczuwalnie wciąż lekko drżała, nie spodziewała się takiej przygody.
- Chyba masz rację... - powiedziała, wciąż nieco oszołomiona, nawet nie zdając sobie sprawy, że popełniła ogromny błąd - pewnie Joseph zapamięta te słowa i będzie powoływał się na ten moment przez następną dekadę. Albo dwie.
- Chyba wolę adrenalinę z boiska... - przyznała szczerze, przyśpieszając kroku. Poczuła spokój, kiedy wydostali się już na zewnątrz. Deszcz wciąż lał jak z cebra, ale zaczynało świtać. - Chodźmy na jakieś śniadanie. Tym razem mniej ekstremalne, co? - zaproponowała.
Zdążyła zgłodnieć i zmarznąć. Do tego zapragnęła filiżanki gorącej melisy.


| zt x2



That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?

Maxine Desmond
Maxine Desmond
Zawód : Szukająca Harpii z Holyhead
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna

she's mad, but she's magic
there's no lie
in her fire

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
mad max
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5560-maxine-desmond https://www.morsmordre.net/t5599-leopoldina#130569 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-swansea-st-helen-avenue-7 https://www.morsmordre.net/t5601-skrytka-bankowa-nr-1376#130573 https://www.morsmordre.net/t5600-maxine-desmond#130571
Re: Hotel Transylvania [odnośnik]14.05.19 22:27
Patrzył na Susanne, a obawa w jego spojrzeniu jedynie przybierała na sile. Widział również i jej niepewność, zdając sobie sprawę z tego, że oboje byli zbyt marnymi kłamcami. Już nie raz z tego powodu nie wiodło mu się najlepiej. Może gdyby chociaż odrobinę bardziej umiał naginać prawdę wtedy uniknąłby całej historii z aurorami - tym samym kończąc zapewne na samym dnie nokturnowego półświatka. Zamiast tego znalazł się jednak tu. Wybory, których dokonał przywiodły go aż tak daleko, do miejsca w którym faktycznie zaczynał ufać ludziom.
Echo kroków niosło się po starej bibliotece, jakby tykanie zegara odmierzające czas pozostały im do osądu. Norweg przesunął się odrobinę bliżej Sue, czując jak materiał jego szaty dotyka jej sukien. I kiedy dziwny zarys za regałem zniknął łudził się przez chwilę, że jednak im się udało. Wstrzymał oddech, kiedy głos ponownie do nich przemówił - ale przy pierwszych sławach już wiedział, że popełnili błąd. Serce mocniej zabiło w piersi alchemika, kiedy strach zaczął przejmować nad nim kontrolę, a w zatęchłym powietrzu echem odbiły się ich prawdziwe imiona. Podskoczył na widok wielkich ślepi, odruchowo łapiąc Lovegood za łokieć i starając się pociągnąć ją do tyłu, wśród trzęsących się regałów i spadających z półek na wpół zeżartych przez zgniliznę ksiąg. Susanne krzyczała, a on tylko pobladł. Szeroko otworzył oczy i wciąż zaciskając dłoń na ręce Seu zaczął ciągnąć ją do tyłu, jak najdalej od ostrego, zakrzywionego dzioba i koszmarnych oczu.
Nawet kiedy drzwi już się zatrzasnęły oddychał ciężko, przerażony tym, co ich spotkało. Nie był człowiekiem o nerwach ze stali. I zdecydowanie wolał unikać takich makabresek. Dopiero po krótkiej chwili zobaczył, że nie tylko on kurczowo trzymał się swojej towarzyszki. Jasne palce Susanne puściły jednak czarny materiał jego szaty, tak samo jak on uwolnił jej łokieć. Spróbował odpowiedzieć na posłany mu koślawy uśmiech, lecz i jego wysiłki w tym kierunku były dość ułomne. Patrzył się na nią w milczeniu, uważnie słuchając jej słów, a te sprawiły, że rozpogodził się znacznie, lekko kręcąc głową - nie w zaprzeczeniu, a bardziej jako skwitowanie całej tej sytuacji.
Chociaż zapach kwiatów był mu niezwykle miły tak czym prędzej podążył za czarownicą, razem z nią wychodząc na deszcz. Nie wiedział co mysleć o tej całej przygodzie, pozostawiając te rozmyślania na kiedy indziej. Na jej wspomnienie o święcie światła - które tak właściwie samo w sobie nie istniało, ale sformułowanie to zbyt mu się podobało by chciał je sprostować - rzucił jasnowłosej lekko zamyślone spojrzenie.
- Jest tu niedaleko wzgórze. Można z niego obejrzeć świt - zaproponował. A chociaż słońce nie miało szans przebić się przez te chmury to chociaż tak mogli urządzić sobie małe święto światła.

| zt


Asbjorn Ingisson
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5694-asbjrn-thorvald-ingisson#133833 https://www.morsmordre.net/t5741-juhani#135532 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-little-kingshill-hare-lane-end https://www.morsmordre.net/t5742-skrytka-nr-1399#135537 https://www.morsmordre.net/t5743-a-t-ingisson#135543
Re: Hotel Transylvania [odnośnik]19.07.19 17:41
Z początku nie sądziła, że duchy im uwierzą - nie potrafiła jednak dobrać lepszych słów, którymi mogłaby uświadomić je w delikatniejszy sposób. Były martwe, musiały się z tym pogodzić, a przy okazji zrobić coś, by zarówno ona, jak i Elphie, przestali znikać. Na szczęście nie musieli czekać długo, a duchy zaczęły rozpływać się w powietrzu. Wraz z nimi zanikał nienaturalny chłód i wypełniająca salę atmosfera śmierci. Dopiero w chwili, gdy zostali zupełnie sami, Maeve odetchnęła głębiej, z ulgą. Przyglądała się swoim dłoniom z uwagą, wciąż nie mogąc zapomnieć o tym, jak jeszcze kilka minut temu traciły swoje kolory, ciężar, fakturę. Każdy kolejny pokój okazywał się gorszy i nie miała najmniejszej ochoty stawiać czoła innym wyzwaniom; czy można było zrezygnować z brania udziału w dalszej części tej... zabawy? Na szczęście po opuszczeniu przestronnej, wyraźnie pochodzącej z jakiejś bogatej posiadłości sali znaleźli się na korytarzu, który wyglądał znajomo, a do ich nozdrzy dotarł zapach lasu. - Myślisz, że to już koniec? - zapytała, spoglądając ku towarzyszącemu jej policjantowi z nadzieją. Przystanęła, zamarła w bezruchu, próbując odnaleźć w ich najbliższym otoczeniu coś niepokojącego, coś, co mogłoby się okazać jeszcze jedną pułapką. - Chyba... wróciliśmy. - Wygięła usta w bladym, mimowolnym uśmiechu; nie chciała myśleć o tym, co ich spotkało, wolała skupiać się na fakcie, że było po wszystkim. Gdyby tylko mogła użyć zmieniacza czasu, z pewnością nie zgodziłaby się na tę szaloną wyprawę po raz drugi. - Ja... wolałabym już stąd wyjść, Elphie. Znajdźmy drogę powrotną, proszę. - Bez dalszej zwłoki ruszyła w kierunku drzwi na końcu korytarza, które otworzyły się bez niczyjej pomocy. Pianie kura sprawiło, że przyśpieszyła kroku i upewniła się, że towarzysz za nią nadąża. Nie wiedziała, co mu powiedzieć, dlatego wolała zachować milczenie. Kiedy już stanęli przed gmachem tajemniczego hotelu, poczuła się dużo lepiej, nawet mimo faktu, że na dworze szalała gwałtowna burza. Nieudolnie zakrywała głowę, próbując ochronić się przed deszczem chociaż trochę. - Chyba musimy uciekać. Ja... Dzięki za zaproszenie. Leć do domu, Elphie. - Nie chciała być niemiła, nie chciała okazywać niezadowolenia, z drugiej strony - nie chciała udawać przesadnego entuzjazmu. - Do zobaczenia - dodała i ruszyła w stronę cywilizacji, mając nadzieję na złapanie Błędnego Rycerza.

| 2 x zt


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater

Strona 28 z 28 Previous  1 ... 15 ... 26, 27, 28

Hotel Transylvania
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach