Mała biblioteka
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Mała biblioteka
Na dworze rodziny Bulstrode książki są wszechobecne. Poza ogromną, główną biblioteką, posiadają również mniejsze zbiory w innych częściach domu. Ta umiejscowiona jest w skrzydle mieszkalnym rezydencji niedaleko sypialni i służy za miejsce mniej ciche niż ta główna - jest miejscem do nauki oraz do przeprowadzania rozmów w towarzystwie zapachu papieru.
Nim rozległ się delikatny stukot kroków słychać było jedynie skrzypienie okien, o które ciągle uderzał wiatr. Od czasu wielkiej burzy w noc duchów wiało nieustannie, a w dodatku częściej padał deszcz niż nie. Nadszedł listopad, więc nie spodziewał się wyjścia słońca, jednak pogoda uziemiła go w rezydencji, wychodził jedynie podczas umówionych spotkań lub w miejsca, w których mógł się ogrzać. Gdyby sieć Fiuu działała, zapewne nie uraczyłby wyjścia na świeże powietrze do końca zimy. Tak było wygodniej - jeśli nie mógł, nie robił tego.
Przyznać trzeba, że nie zaskoczył go list od Deirdre. Ich rozmowa wskazywała jednoznacznie, że kobieta pojawi się u progu jego drzwi. Rinnal nie był ślepy. Widział gdzie przechyla się szala zwycięstwa i choć dotąd pozostawał w tej sytuacji bez zdania, najwyższy czas, by również pokazał się od strony nieco bardziej określonej. Oddelegowanie Longbottoma było jego zdaniem dobrym posunięciem, niezależnie od tego jakie więzy krwi łączyły go z byłym Ministrem Magii. Bliżej było mu światopoglądowo do Malfoya, który pokazał, że niektóre problemy były wyłącznie z powodu zaniedbania i braku kompetencji poprzednika. Szybko przenieśli się znów do odbudowanego Ministerstwa i komfort pracy zwiększył się wielokrotnie. Nie było nawet porównania z poprzednią sytuacją. Nie tylko on na to narzekał.
Nieczęsto wypowiadał się otwarcie o swoich poglądach, chociaż były one jasne i określone. Zostawiał sobie furtki do możliwych interesów - jak bardzo nie chciałby tego zmienić, czarodzieje półkrwi stanowili teraz zdecydowaną większość społeczeństwa magicznego. Chociaż fakt ten był bolesny, Rinnal ogrywał go w bardzo prosty sposób, tłumacząc sobie, że wyjątkowość nie jest dla każdego. Jeśli wszyscy byliby bogaci, nikt by nie był, jeśli każdy byłby wychowany, tak naprawdę nikt by nie był. Szukali ekskluzywności, a teraz pojawiła się grupa, chcąca wprowadzić nowy, lepszy porządek. I stała na skraju zwycięstwa.
Przeszedł w stronę półki z księgami, z których niegdyś ojciec zaczął pokazywać mu pierwsze czarnomagiczne zaklęcia, kiedy odwrócił się, zobaczywszy kątem oka czarną mgłę, pojedynczy obłok, będący zdecydowanie nietypowym widokiem. Przymknął oczy, obserwując zachowanie ów przedmiotu i zbliżył do siebie dłonie, by prawą chwycić różdżkę, ukrytą w lewym rękawie marynarki. Przezorność nim kierowała.
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pojawianie się po zmroku w szlacheckim dworku nie przystało żadnej szanującej się kobiecie, nawet jeśli była kuzynką lub ciotką z błękitną krwią - sypialniane komnaty lordów po zmroku otwierały swe podwoje jedynie przed małżonką lub dyskretną służbą, donoszącą przekąski czy cygara, mające pomóc w przeciągającej się do późnych godzin nocnych pracy. Deirdre zdawała sobie z tego sprawę, dlatego też nie zamierzała stukać do drzwi posiadłości Bulstrode'ów: bez wątpienia Rinnal mógłby wytłumaczyć wizytę madame Mericourt względami czysto zawodowymi, ale Deirdre nie miała ani czasu ani sił na utrzymywanie pozorów.
Tylko rozkazy Czarnego Pana utrzymywały ją przy życiu, a Wieczysta Przysięga pozwalała w całości kroczyć przez gorejący las, nie zmniejszając przy tym cierpienia. Czuła każde muśnięcie paraliżującego strachu, skwierczenie napiętej skóry, potworny ból przeszywający poharatane serce, lecz mimo to szła dalej, służąc Mu tak, jak tylko potrafiła najlepiej. Słaba, ograniczona, brzemienna, dopiero niedawno ocknęła się z katatonii, próbując powoli, kawałek po kawałku, odbudować fundamenty roztrzaskanego w pył jestestwa. Wypełnianie obowiązków wobec Rycerzy Walpurgii było takim elementem, ważnym, a jednocześnie w pewien sposób prostym; myślała przecież o Rinnalu już wcześniej, znała go nie od dziś, a kiedy spotkali się ponownie, nawiązujac współpracę przy rachunkach Fantasmagorii, tylko upewniła się w tym, że czas nie zmienił lorda Bulstrode'a w szlamolubnego szaleńca.
W prywatnej bibliotece szlachcica znalazła się punktualnie, podróż mgłą dawała jej chwilę wytchnienia, poczucia lekkości, lecz za słodycz dematerializacji płaciła póżniejszymi trudnościami w ponownym powrocie do pełnego ciała. Czarna mgła przemknęła przez otwarte na oścież okno wraz z wilgotną, deszczową mgłą, a kilka sekund później na eleganckim dywanie zamiast obłoku niepokojącego mroku stanęła ona. Z rozpuszczonymi włosami, w prostej, czarnej szacie, obcisłej jednak na brzuchu, nie dającym już pola do interpretacyjnego manewru co do błogosławionego stanu. Znów stała się ciałem, ciężkim, obcym, ale doskonale ukryła zmęczenie i gorycz: jej twarz była spokojna, blada, zdeterminowana. - Rinnalu - powitała go zdawkowo, porzucając eleganckie uprzejmości; nie pytając o zgodę przeszła obok niego i usiadła na wygodnym fotelu, prawie mrużąc oczy z ulgi. - Pytałeś mnie ostatnio o politykę i potęgę - o to, co możesz zrobić, by przyczynić się do nastania prawdziwie silnej, w pełni czarodziejskiej władzy, prowadzącej Wielką Brytanię ku dawnej chwale - zaczęła od razu, tonem zamyślonym, powolnym, w końcu spoglądając prosto w oczy Bulstrode'a. Przechodziła od razu do rzeczy, nie chciała, by pytał o to, co się stało ani by przesadnie wczuwał się w rolę dobrze wychowanego gospodarza. Na myśl o winie robiło się jej ostatnimi czasy niedobrze. - Dziś mogę odpowiedzieć na twe pytania i rozwiać wątpliwości, lecz najpierw: jak wiele jesteś w stanie uczynić dla osiągnięcia celu, Rinnalu? Jak wiele poświęcić? Jak intensywnie dzielić się swym talentem i wpływami? - spytała stanowczo, wygodnie opierając się o zagłówek, mając nadzieję, że w półmroku biblioteki mężczyzna nie dostrzeże jej podkrążonych oczu i wyraźnego zmęczenia.
Tylko rozkazy Czarnego Pana utrzymywały ją przy życiu, a Wieczysta Przysięga pozwalała w całości kroczyć przez gorejący las, nie zmniejszając przy tym cierpienia. Czuła każde muśnięcie paraliżującego strachu, skwierczenie napiętej skóry, potworny ból przeszywający poharatane serce, lecz mimo to szła dalej, służąc Mu tak, jak tylko potrafiła najlepiej. Słaba, ograniczona, brzemienna, dopiero niedawno ocknęła się z katatonii, próbując powoli, kawałek po kawałku, odbudować fundamenty roztrzaskanego w pył jestestwa. Wypełnianie obowiązków wobec Rycerzy Walpurgii było takim elementem, ważnym, a jednocześnie w pewien sposób prostym; myślała przecież o Rinnalu już wcześniej, znała go nie od dziś, a kiedy spotkali się ponownie, nawiązujac współpracę przy rachunkach Fantasmagorii, tylko upewniła się w tym, że czas nie zmienił lorda Bulstrode'a w szlamolubnego szaleńca.
W prywatnej bibliotece szlachcica znalazła się punktualnie, podróż mgłą dawała jej chwilę wytchnienia, poczucia lekkości, lecz za słodycz dematerializacji płaciła póżniejszymi trudnościami w ponownym powrocie do pełnego ciała. Czarna mgła przemknęła przez otwarte na oścież okno wraz z wilgotną, deszczową mgłą, a kilka sekund później na eleganckim dywanie zamiast obłoku niepokojącego mroku stanęła ona. Z rozpuszczonymi włosami, w prostej, czarnej szacie, obcisłej jednak na brzuchu, nie dającym już pola do interpretacyjnego manewru co do błogosławionego stanu. Znów stała się ciałem, ciężkim, obcym, ale doskonale ukryła zmęczenie i gorycz: jej twarz była spokojna, blada, zdeterminowana. - Rinnalu - powitała go zdawkowo, porzucając eleganckie uprzejmości; nie pytając o zgodę przeszła obok niego i usiadła na wygodnym fotelu, prawie mrużąc oczy z ulgi. - Pytałeś mnie ostatnio o politykę i potęgę - o to, co możesz zrobić, by przyczynić się do nastania prawdziwie silnej, w pełni czarodziejskiej władzy, prowadzącej Wielką Brytanię ku dawnej chwale - zaczęła od razu, tonem zamyślonym, powolnym, w końcu spoglądając prosto w oczy Bulstrode'a. Przechodziła od razu do rzeczy, nie chciała, by pytał o to, co się stało ani by przesadnie wczuwał się w rolę dobrze wychowanego gospodarza. Na myśl o winie robiło się jej ostatnimi czasy niedobrze. - Dziś mogę odpowiedzieć na twe pytania i rozwiać wątpliwości, lecz najpierw: jak wiele jesteś w stanie uczynić dla osiągnięcia celu, Rinnalu? Jak wiele poświęcić? Jak intensywnie dzielić się swym talentem i wpływami? - spytała stanowczo, wygodnie opierając się o zagłówek, mając nadzieję, że w półmroku biblioteki mężczyzna nie dostrzeże jej podkrążonych oczu i wyraźnego zmęczenia.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Nauczył swoją służbę nie pytać. Rinnal spotykał się z różnymi ludźmi o porach, o których tylko chciał i nie czuł potrzeby tłumaczenia się z tego. Dzięki lekkiej pobłażliwości ojca udawało się to nadzwyczaj łatwo. Matka nie miała wiele do powiedzenia, doskonale o tym wiedziała. Po tym, gdy był żonaty, gdy urodził mu się syn z krwi szlachetnej z obu stron, rycerz i lew, wiedzieli, że mężczyzna nie zaryzykuje splamienia swojego imienia głównie ze względu na ukochane dziecko.
Dotąd krył się i słuchał. Nasłuchiwał społecznych nastrojów. Pozycja Harolda nieco związywała mu ręce - nie chciał narażać się swojej rodzinie po kądzieli, jasno wyrażając swój sprzeciw wobec jego polityki. Uderzenie, gdy wróg był u szczytu sił było zwyczajnie głupie, nie heroiczne. Cierpliwie czekał na swoją kolej, a wiedział, że nadejdzie. Szczyt zapewnił mu odpowiednią ścieżkę, zbudował całą masę ludzi takich jak on, popchniętych słowami tych bardziej określonych. Tam spotkał Deirdre - współpracownicę. Miał zasadę, niepisaną zupełnie, by zawsze traktować osoby, z którymi robił interesy z pewnym dystansem, jednak słowa kobiety przemówiły do niego w pełni. Zajrzały wgłąb głowy, zupełnie jakby czytała jego zamknięte daleko myśli.
Jednak to były jej słowa. To, co on skrywał we własnej głowie ona wypowiadała głośno.
Widział kto w tej chwili zwyciężał, widział gdzie powinien pójść. I choć jego kroki nieznacznie zbliżały się już w tamtą stronę już od dawna, teraz był pewien, że nie tylko będzie mógł być spokojny ze swoimi poglądami, będzie mógł również mieć z tego coś, czego potrzebował.
- Deirdre, o ile mogę, madam... - powiedział spokojnie, nie siląc się nawet na uprzejmości. Stanęła przed nim w swojej wersji nieoficjalnej, więc pozwolił sobie na większą swobodę. Inaczej pewnie od razu zaproponowałby kobiecie herbatę. Nie mógł krytykować jej za zmęczenie, które dostrzegał w świetle wiszących pod sufitem światełek zamkniętych w pułapkach. - Nie pragnę niczego bardziej, by móc przywrócić Brytanii chwałę dawnej świetności, dawnego porządku. Dla mnie, mej rodziny i wszystkich następnych pokoleń, które nadejdą. - przyznał całkiem szczerze, ubierał to w słowa z płynnością poety. - Jeśli będzie trzeba, poświęcę i samego siebie, moja droga. Stanę na piedestale, by powiedzieć, kogo przyszło mi wspierać swoją różdżką i swoim słowem.
Usiadł w fotelu nieopodal, sprawiając, że dzielił ich niewysoki, czarny stolik. - Może zechciałabyś napić się herbaty? Jaki byłby ze mnie gospodarz, gdybym pozwolił Ci być spragnioną.
Dotąd krył się i słuchał. Nasłuchiwał społecznych nastrojów. Pozycja Harolda nieco związywała mu ręce - nie chciał narażać się swojej rodzinie po kądzieli, jasno wyrażając swój sprzeciw wobec jego polityki. Uderzenie, gdy wróg był u szczytu sił było zwyczajnie głupie, nie heroiczne. Cierpliwie czekał na swoją kolej, a wiedział, że nadejdzie. Szczyt zapewnił mu odpowiednią ścieżkę, zbudował całą masę ludzi takich jak on, popchniętych słowami tych bardziej określonych. Tam spotkał Deirdre - współpracownicę. Miał zasadę, niepisaną zupełnie, by zawsze traktować osoby, z którymi robił interesy z pewnym dystansem, jednak słowa kobiety przemówiły do niego w pełni. Zajrzały wgłąb głowy, zupełnie jakby czytała jego zamknięte daleko myśli.
Jednak to były jej słowa. To, co on skrywał we własnej głowie ona wypowiadała głośno.
Widział kto w tej chwili zwyciężał, widział gdzie powinien pójść. I choć jego kroki nieznacznie zbliżały się już w tamtą stronę już od dawna, teraz był pewien, że nie tylko będzie mógł być spokojny ze swoimi poglądami, będzie mógł również mieć z tego coś, czego potrzebował.
- Deirdre, o ile mogę, madam... - powiedział spokojnie, nie siląc się nawet na uprzejmości. Stanęła przed nim w swojej wersji nieoficjalnej, więc pozwolił sobie na większą swobodę. Inaczej pewnie od razu zaproponowałby kobiecie herbatę. Nie mógł krytykować jej za zmęczenie, które dostrzegał w świetle wiszących pod sufitem światełek zamkniętych w pułapkach. - Nie pragnę niczego bardziej, by móc przywrócić Brytanii chwałę dawnej świetności, dawnego porządku. Dla mnie, mej rodziny i wszystkich następnych pokoleń, które nadejdą. - przyznał całkiem szczerze, ubierał to w słowa z płynnością poety. - Jeśli będzie trzeba, poświęcę i samego siebie, moja droga. Stanę na piedestale, by powiedzieć, kogo przyszło mi wspierać swoją różdżką i swoim słowem.
Usiadł w fotelu nieopodal, sprawiając, że dzielił ich niewysoki, czarny stolik. - Może zechciałabyś napić się herbaty? Jaki byłby ze mnie gospodarz, gdybym pozwolił Ci być spragnioną.
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Machinalnie przesuwała wzrokiem po ustawionych na drewnianych półkach książkach: tęskniła za biblioteką Białej Willi, za stałym dostępem do najrzadszych woluminów, za łatwością, z jaką mogła sprowadzić wybrany tytuł przy pomocy usłużnej Prymulki. Wśród księgozbioru Bulstrode’ów rozpoznawała kilka pozycji o wytłoczonych złotymi literami tytułach, ale powstrzymała chęć wstania z fotela. Przybyła tu w zupełnie innym celu niż rozpaczliwe wypożyczanie ksiąg. Powróciła spojrzeniem do zasiadającego naprzeciwko niej Rinnala, rozluźnionego, lecz nie zapominającego o doskonałych manierach. – Wystarczy Deirdre – sprostowała, francuski zwrot przestał sprawiać jej przyjemność i choć nie porzuciła niedawno otrzymanego nazwiska, to świadomość, do kogo one w pewien sposób należało ciążył coraz bardziej.
Tak jak bezczynność ciążyła Bulstrode’owi: wiedziała, co odpowie, ale potrzebowała zwerbalizowanego zapewnienia, wypowiedzenia na głos politycznych pragnień. – To wspaniałe podejście Rinnalu; wspaniałe i godne wprowadzenia w życie – odparła powoli, po przedłużającej się chwili ciszy. Deklaracja brzmiała pięknie, lecz słowa pozostawały tylko słowami. Czyż Rosier nie obiecywał jej tronu królowej róż? Uśmiechnęła się na sekundę gorzko, ale szybko grymas został zastąpiony uprzejmym spokojem. – Czy jesteś przekonany, że twa rodzina również kieruje się tymi pragnieniami? Że poglądy Bulstrode’ów nie zachwieją się pod naporem manipulacji terrorystów i szaleńców? Część z nich pokazała swą prawdziwą twarz na zgromadzeniu w Stonehenge – świeć Merlinie nad duszami brutalnie zamordowanych tam czarodziejów – Zamilkła z szacunkiem, na moment przymykając oczy. Rinnal był świadkiem wydarzeń z Wiltshire, na pewno słyszał o haniebnych czynach Macmillana oraz o popieraniu Harolda, tej parodii Ministra Magii, przez Prewettów, Ollivanderów i innych ogłupiałych szlachciców. – Wojna wymaga poświęceń, politycznej czujności oraz całkowitego zaangażowania. Czy jesteś na nie gotowy? – spytała, otwierając oczy: czerń tęczówki zlewała się z mrokiem źrenicy, a spojrzenie Deirdre było czujne, przeszywające, czułe na każde kłamstwo i zawahanie. Wierzyła w umiejętności Rinnala, w moc jego koneksji, w ofiarną służbę Czarnemu Panu, inaczej nie pojawiłaby się tu tej nocy, zamierzając wprowadzić go w tajemnicę, która mogła zagwarantować mu potęgę. – Co sądzisz o Rycerzach Walpurgii i Lordzie Voldemorcie? – zagadnęła i gdyby nie twardy błysk w kocim oku, mogłaby zabrzmieć wręcz miękko. Siła Czarnego Pana została udowodniona, a wieści o czarnoksiężniku pochodzącym z rodu Gauntów rozeszły się po Wielkiej Brytanii; już nie musieli się ukrywać, a arystokratyczne rodziny dodały mu należny pokłon. Bulstrode’owie także powinni to zrobić i zamierzała upewnić się, że dołączą do zwycięskiej strony historii. – Dławiącego mnie pragnienia nie zdołasz zaspokoić – odparła na propozycję herbaty, pozwalając sobie na krótki uśmiech, odrobinę ironiczny i prowokacyjny, choć miała na myśli cnotliwy wręcz głód potęgi; pokręciła głową na propozycję trunku, nie zajmie mu wiele czasu, a towarzystwo skrzata lub sługi, przynoszącego gorący napój, podrażniłoby zbyt wiele świeżych ran.
Tak jak bezczynność ciążyła Bulstrode’owi: wiedziała, co odpowie, ale potrzebowała zwerbalizowanego zapewnienia, wypowiedzenia na głos politycznych pragnień. – To wspaniałe podejście Rinnalu; wspaniałe i godne wprowadzenia w życie – odparła powoli, po przedłużającej się chwili ciszy. Deklaracja brzmiała pięknie, lecz słowa pozostawały tylko słowami. Czyż Rosier nie obiecywał jej tronu królowej róż? Uśmiechnęła się na sekundę gorzko, ale szybko grymas został zastąpiony uprzejmym spokojem. – Czy jesteś przekonany, że twa rodzina również kieruje się tymi pragnieniami? Że poglądy Bulstrode’ów nie zachwieją się pod naporem manipulacji terrorystów i szaleńców? Część z nich pokazała swą prawdziwą twarz na zgromadzeniu w Stonehenge – świeć Merlinie nad duszami brutalnie zamordowanych tam czarodziejów – Zamilkła z szacunkiem, na moment przymykając oczy. Rinnal był świadkiem wydarzeń z Wiltshire, na pewno słyszał o haniebnych czynach Macmillana oraz o popieraniu Harolda, tej parodii Ministra Magii, przez Prewettów, Ollivanderów i innych ogłupiałych szlachciców. – Wojna wymaga poświęceń, politycznej czujności oraz całkowitego zaangażowania. Czy jesteś na nie gotowy? – spytała, otwierając oczy: czerń tęczówki zlewała się z mrokiem źrenicy, a spojrzenie Deirdre było czujne, przeszywające, czułe na każde kłamstwo i zawahanie. Wierzyła w umiejętności Rinnala, w moc jego koneksji, w ofiarną służbę Czarnemu Panu, inaczej nie pojawiłaby się tu tej nocy, zamierzając wprowadzić go w tajemnicę, która mogła zagwarantować mu potęgę. – Co sądzisz o Rycerzach Walpurgii i Lordzie Voldemorcie? – zagadnęła i gdyby nie twardy błysk w kocim oku, mogłaby zabrzmieć wręcz miękko. Siła Czarnego Pana została udowodniona, a wieści o czarnoksiężniku pochodzącym z rodu Gauntów rozeszły się po Wielkiej Brytanii; już nie musieli się ukrywać, a arystokratyczne rodziny dodały mu należny pokłon. Bulstrode’owie także powinni to zrobić i zamierzała upewnić się, że dołączą do zwycięskiej strony historii. – Dławiącego mnie pragnienia nie zdołasz zaspokoić – odparła na propozycję herbaty, pozwalając sobie na krótki uśmiech, odrobinę ironiczny i prowokacyjny, choć miała na myśli cnotliwy wręcz głód potęgi; pokręciła głową na propozycję trunku, nie zajmie mu wiele czasu, a towarzystwo skrzata lub sługi, przynoszącego gorący napój, podrażniłoby zbyt wiele świeżych ran.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Gdyby dała znak, mógłby udostępnić wszelkie księgi, które w tej bibliotece znalazły swoje miejsce. To jednak była jedynie namiastka tego, co Bulstrode'owie trzymali pod swoimi skrzydłami. Od wieków ród ceniący wiedzę ponad wszystko trzymał zbiory przypominające o świetności dawnych czasów, czasów gdy czarodzieje budzili grozę i szacunek. Tęskno mu było do wizerunku rycerzy z ksiąg spisanych przez jego przodków. Tęskno mu było do wolności magii, do czasów, gdy nie ukrywali się w cieniu przed oczami mugoli. - Wspaniale. - przyznał. Zdecydowanie wolał taką rozmowę zostawić na stosunkach mniej oficjalnych, nie ważne jak bardzo był do tego przyzwyczajony. Miał wspierać jej pragnienia, jak i pragnienia całego magicznego świata. - Moja droga... - zaczął spokojnie. Doskonale wiedział, że jego rodzina ugięła się już, jednak trafiły one na słabe jednostki. Na jednostki, które nie były gotowe na przyjęcie świata takiego jakim jest. Rinnal nie został zamknięty jedynie w domu. Ministerstwo i salony również były jego światem. Tam był panem słowa. - Moja rodzina pragnie starego porządku, poszukiwaliśmy jedynie sposobu. Muszę być szczery, do niedawna uważałem, iż nie pojawi się przewodnik, który doprowadzi nas do tego. To się zmieniło podczas szczytu - zrozumiałem, że nie tylko my tego pragniemy, a w dodatku znalazł się również odpowiedni ku temu przewodnik. - przyznał z lekkością, oczywiście mając tu na myśli lorda Voldemorta. Pokrewieństwo z Longbottomem dawało mu pewne profity w sytuacji, w której to on przewodził magicznym światem, choć jego postępowanie nieraz sam uważał za niesamowicie ryzykowne i czasem zupełnie na wyrost. Był charakterem tak odległy od matki Rinnala - Clementine przyjęła barwy i nazwisko Bulstrode z chłodnym spokojem, stała się częścią ich rodziny, zapominając o swoich dawnych korzeniach. - Pragnę wykorzystać cały wachlarz moich umiejętności wspierając was. Nieważne czego to będzie wymagało.
Jego intencje były jasne, choć różne myśli przebiegały przez jego głowę. Pamiętał słowa nestora rodu Prewett, które były bolesne i bardzo trafne. Sam fakt, że mężczyzna pochodził z rodu Guant i udowodnił swoją siłę sprawiał, że Rinnal potrafił pójść za nim. Nawet gdy jego czystość nie była tak jasna... Akceptował fakt, że większość czarodziejów, nawet wartościowych w swoich dziedzinach, nie miała idealnie czystej krwi. Tak wyglądał ich świat, dlatego oni, arystokraci, są tak wyjątkowi. - Sądzę, że działają we wspaniałej sprawie, moja droga. Chcę tę sprawę wesprzeć, choćby finansowo czy służyć radą. Jestem biznesmenem, byłbym rad, gdyby wpływy Rycerzy w rozwoju naszego magicznego państwa się powiększały.
Skomentował to uśmiechem lekkim i łagodnym. W jej stanie powinna pamiętać również o fizycznym pragnieniu, rumianek na pewno przynosiłby ulgę jej zmęczonemu spojrzeniu.
Jego intencje były jasne, choć różne myśli przebiegały przez jego głowę. Pamiętał słowa nestora rodu Prewett, które były bolesne i bardzo trafne. Sam fakt, że mężczyzna pochodził z rodu Guant i udowodnił swoją siłę sprawiał, że Rinnal potrafił pójść za nim. Nawet gdy jego czystość nie była tak jasna... Akceptował fakt, że większość czarodziejów, nawet wartościowych w swoich dziedzinach, nie miała idealnie czystej krwi. Tak wyglądał ich świat, dlatego oni, arystokraci, są tak wyjątkowi. - Sądzę, że działają we wspaniałej sprawie, moja droga. Chcę tę sprawę wesprzeć, choćby finansowo czy służyć radą. Jestem biznesmenem, byłbym rad, gdyby wpływy Rycerzy w rozwoju naszego magicznego państwa się powiększały.
Skomentował to uśmiechem lekkim i łagodnym. W jej stanie powinna pamiętać również o fizycznym pragnieniu, rumianek na pewno przynosiłby ulgę jej zmęczonemu spojrzeniu.
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zazwyczaj ten drogi zwrot do adresatki wywoływał w niej automatyczną niechęć, bowiem nawet mimo dobrych intencji, kojarzył się jej wyłącznie z pobłażaniem lub oddawaniem wyuczonych honorów. Nie wspominając już o tym, że podobny wyraz szacunku nadużywali wyjątkowo weseli klienci Wenus, uważając się za królów niewybrednego żartu: w ich ustach podobny komplement brzmiał żałośnie, niczym obelga lub tworzona na siłę poza duszy towarzystwa. Tamte czasy jednak minęły, bezpowrotnie - czy aby na pewno, Dei? - i potrafiła już przymykać oko na podobne niuanse, niewidoczne dla większości społeczeństwa. Uśmiechnęła się wyrozumiale, słuchając zapewnień, już nieco bardziej konkretnych, nawiązujacych do potęgi, którą udowodnił Czarny Pan. Błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli - tak, ci, którzy trwali przy Lordzie Voldemorcie zasługiwali na większą chwałę, lecz mieli poprowadzić ku lepszym czasom cały naród, ba, całą czarodziejską brać. Należało więc rozszerzać swe wpływy, a poparcie rodu Bulstrode było dla Rycerzy Walpurgii cenne. Błękitna krew należała do siebie nawzajem, solidarna była siłą nie do pokonania, a przelewanie jej, nawet w imię najpiękniejszej idei, budziło żal i gorycz. Niewielu pozostało magów nieskalanych mugolskimi naleciałościami, dlatego pielęgnowanie tradycji i prastarych więzów było tak ważne.
Pokiwała głową, spoglądając na niego w zamyśleniu, a dziecko w jej łonie, uspokojone stabilną pozycją, przestało nieprzyjemnie uderzać w organy wewnętrzne: przez moment, kilka minut, czuła się po prostu dobrze, skupiona na zadaniu i przekazywaniu najwspanialszych z wieści. - A więc ucieszą cię me słowa, Rinnalu - zaczęła po przedłużającej się ciszy, podczas której badawczo mu się przyglądała. - Myślę, że wsparcie twego rodu, talent oraz polityczne koneksje, które posiadasz, przydadzą się Rycerzom Walpurgii - a ty, jako nasz sojusznik, będziesz mógł osiągnąć znacznie więcej niźli jest w stanie podpowiedzieć ci wyobraźnia - powiedziała spokojnie, nieśpiesznie podwijając rękaw czarnej sukni, by obnażyć Mroczny Znak, znamię wywyższające ją wśród zaufanych sług; groźbę, pojawiającą się nad miejscami kaźni niegodnych. - Jestem śmierciożerczynią, oddałam swe życie i drzemiącą we mnie magię Czarnemu Panu - poinformowała go chłodnym, wyniosłym tonem, wykrzesując z siebie w końcu ten dawny blask, powagę, władczość niewymagającą podnoszenia głosu. - Możesz dołączyć do Rycerzy Walpurgii, by walczyć z terrorystami pragnącymi rozpadu ładu, z szaleńcami, niszczącymi tysiącletnią tradycję; by pielęgnować to, co w silnych czarodziejach najważniejsze - kontynuowała, wygodniej rozsiadając się w fotelu, a czarny tatuaż zdawał się matową pustką, wyrytą na skórze o egzotycznym odcieniu. - Nie potrzebujemy wsparcia finansowego - nie zatrzymała się nawet na moment, by wspomnieć o Deimosie; opływali w galeony - a właściwie to ty i każdy rozsądny czarodziej, potrzebuje Rycerzy Walpurgii. Razem tworzymy siłę, której jeszcze nie znał świat - razem zadbamy o sprawiedliwość i ład; o to, by następne pokolenia czerpały bez granic z tajemnic magii - mówiła bez egzaltacji, prawie rzeczowo, choć werbalizowała rzeczy wielkie, potężne i straszne. - Wszystko, co słyszałeś o Jego potędze, jest prawdą - a służba w Jego imię to prawdziwy zaszczyt - zawiesiła głos, dając Rinnalowi czas, by przetrawić uzyskane informacje. I zaproszenie, którego nie mógł odrzucić. Będąc sojucznikiem Rycerzy Walpurgii wiele zyskiwał, a ofiara ze swego czasu, pracy i wpływów nie była aż tak wymagająca, przynajmniej - na razie.
Pokiwała głową, spoglądając na niego w zamyśleniu, a dziecko w jej łonie, uspokojone stabilną pozycją, przestało nieprzyjemnie uderzać w organy wewnętrzne: przez moment, kilka minut, czuła się po prostu dobrze, skupiona na zadaniu i przekazywaniu najwspanialszych z wieści. - A więc ucieszą cię me słowa, Rinnalu - zaczęła po przedłużającej się ciszy, podczas której badawczo mu się przyglądała. - Myślę, że wsparcie twego rodu, talent oraz polityczne koneksje, które posiadasz, przydadzą się Rycerzom Walpurgii - a ty, jako nasz sojusznik, będziesz mógł osiągnąć znacznie więcej niźli jest w stanie podpowiedzieć ci wyobraźnia - powiedziała spokojnie, nieśpiesznie podwijając rękaw czarnej sukni, by obnażyć Mroczny Znak, znamię wywyższające ją wśród zaufanych sług; groźbę, pojawiającą się nad miejscami kaźni niegodnych. - Jestem śmierciożerczynią, oddałam swe życie i drzemiącą we mnie magię Czarnemu Panu - poinformowała go chłodnym, wyniosłym tonem, wykrzesując z siebie w końcu ten dawny blask, powagę, władczość niewymagającą podnoszenia głosu. - Możesz dołączyć do Rycerzy Walpurgii, by walczyć z terrorystami pragnącymi rozpadu ładu, z szaleńcami, niszczącymi tysiącletnią tradycję; by pielęgnować to, co w silnych czarodziejach najważniejsze - kontynuowała, wygodniej rozsiadając się w fotelu, a czarny tatuaż zdawał się matową pustką, wyrytą na skórze o egzotycznym odcieniu. - Nie potrzebujemy wsparcia finansowego - nie zatrzymała się nawet na moment, by wspomnieć o Deimosie; opływali w galeony - a właściwie to ty i każdy rozsądny czarodziej, potrzebuje Rycerzy Walpurgii. Razem tworzymy siłę, której jeszcze nie znał świat - razem zadbamy o sprawiedliwość i ład; o to, by następne pokolenia czerpały bez granic z tajemnic magii - mówiła bez egzaltacji, prawie rzeczowo, choć werbalizowała rzeczy wielkie, potężne i straszne. - Wszystko, co słyszałeś o Jego potędze, jest prawdą - a służba w Jego imię to prawdziwy zaszczyt - zawiesiła głos, dając Rinnalowi czas, by przetrawić uzyskane informacje. I zaproszenie, którego nie mógł odrzucić. Będąc sojucznikiem Rycerzy Walpurgii wiele zyskiwał, a ofiara ze swego czasu, pracy i wpływów nie była aż tak wymagająca, przynajmniej - na razie.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Jego ród kierował się bardzo starymi obyczajami, a czasami ich styl noszenia się czy mówienia potrafił zgrzytać z ludźmi spoza ich kręgu. Rinnal wielokrotnie z tym walczyć, dostosować się do swoich czasów, korzystać z pomocy najnowszej czarodziejskiej mody, rozmawiać z politykami i z każdego kontaktu z tak zorientowaną osobą wynosił nową porcję informacji. Co robić, by móc łatwiej wtopić się w to społeczeństwo i znaleźć klucz do jasnego sterowania nim. Odpowiedź miał tym razem przed nosem, być po stronie tych którzy są u władzy.
O Mrocznym Znaku słyszał, choć nie wiedział, że Śmierciożercy noszą go na ramionach. To był znak, jakby miejsca, skąd już nie ma odwrotu, od którego uwolnić może tylko śmierć, którą ten znak zwiastował. Poczuł, że nie ma do czynienia z ludźmi, którzy lubią żartować, jednak tak właśnie sobie to wyobrażał. Jego zamiary zmieniały się na bieżąco wraz ze spokojnym rozwojem sytuacji. - Jestem pewien, że będziemy w stanie odpłacić sobie nawzajem za nasze przydatne umiejętności. - przyznał spokojnie. Ostrożnie dobierał słowa, ciągle mówiąc prawdziwe, jednak odrobinę kluczył między własnymi myślami a wypowiedzianymi słowami. Jednak tak postępował zawsze. - Z ogromną chęcią was wesprę. Masz rację. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie wie po której stanąć stronie. - przyznał. Nie miał zamiaru stać biernie i przyglądać się kolejnemu rozwojowi wydarzeń. To była idealna chwila, by pozwolić sobie na krok w przód. - Mówisz zupełnie jakbyś czytała moje myśli. Nie potrafię wyobrazić sobie świata piękniejszego niż takiego, w którym nie ma już tchórzy, bojących się zajrzeć w odmęty magii. - Westchnął cicho. Naprawdę nie rozumiał jak ze strachu można tłumić swoją ciekawość. Sam nieznacznie znał czarną magię właśnie ze względu na to, że był ciekaw jej działania. Dokładnie tak jak powinien każdy Bulstrode. A czarodzieje zamknęli magię w odmętach starych ksiąg i chcieli jej zapomnieć, zamiast po prostu ją ujarzmić. Może to właśnie był powód powstania anomalii? Wzburzona stara magia?
O Mrocznym Znaku słyszał, choć nie wiedział, że Śmierciożercy noszą go na ramionach. To był znak, jakby miejsca, skąd już nie ma odwrotu, od którego uwolnić może tylko śmierć, którą ten znak zwiastował. Poczuł, że nie ma do czynienia z ludźmi, którzy lubią żartować, jednak tak właśnie sobie to wyobrażał. Jego zamiary zmieniały się na bieżąco wraz ze spokojnym rozwojem sytuacji. - Jestem pewien, że będziemy w stanie odpłacić sobie nawzajem za nasze przydatne umiejętności. - przyznał spokojnie. Ostrożnie dobierał słowa, ciągle mówiąc prawdziwe, jednak odrobinę kluczył między własnymi myślami a wypowiedzianymi słowami. Jednak tak postępował zawsze. - Z ogromną chęcią was wesprę. Masz rację. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie wie po której stanąć stronie. - przyznał. Nie miał zamiaru stać biernie i przyglądać się kolejnemu rozwojowi wydarzeń. To była idealna chwila, by pozwolić sobie na krok w przód. - Mówisz zupełnie jakbyś czytała moje myśli. Nie potrafię wyobrazić sobie świata piękniejszego niż takiego, w którym nie ma już tchórzy, bojących się zajrzeć w odmęty magii. - Westchnął cicho. Naprawdę nie rozumiał jak ze strachu można tłumić swoją ciekawość. Sam nieznacznie znał czarną magię właśnie ze względu na to, że był ciekaw jej działania. Dokładnie tak jak powinien każdy Bulstrode. A czarodzieje zamknęli magię w odmętach starych ksiąg i chcieli jej zapomnieć, zamiast po prostu ją ujarzmić. Może to właśnie był powód powstania anomalii? Wzburzona stara magia?
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Bulstrode'owie wywodzili się ze specyficznego kręgu towarzyskiego - przed wiekami zapewniali rozrywkę, lecz z biegiem lat i zdobywaniem doświadczenia, stali się wytrawnymi politykami, wiedzącymi i widzącymi więcej od przeciętnych czarodziejów. Służyli i z tej służby wyciągali wnioski, charakteryzowali się wartkim, bystrym umysłem oraz bezkompromisowością, budując na swym pochodzeniu pomnik trwalszy od pozłacanych czy diamentowych monumentów. Deirdre utraciła nieco pełnię wiedzy na temat dawnych czasów, nie mogła poszczycić się już biegłością w zakresie historii magii, ale część informacji pozostała nietknięta, procentując właśnie podczas takich rozmów. Uśmiechnęła się ponownie na jego słowa, wyniośle i ze zrozumieniem, przyglądając mu się jeszcze uważniej. Czy miał coś wspólnego z świętej pamięci Isolde? Czy łuk brwi, wysokie kości policzkowe i wiecznie smutne usta nie przypominały jej elementów twarzy panienki Bulstrode, która tak haniebnie zawiodła Czarnego Pana, a później zapłaciła za ten błąd najwyższą cenę? Rodzinę z Gerrards Cross spowiła żałoba, lecz nikt przesadnie nie domagał się wymierzenia sprawiedliwości mordecom, tak brutalnie rozprawiającym się z mieszkającą samotnie damą. Pewnie poniekąd wstydzili się ekscesów, niezależności, kontrowersyjnych decyzji podejmowanych przez filigranową brunetkę, zamienioną przez nią i Tristana w krwawą miazgę.
Słodko-gorzkie wspomnienie poruszyło w niej zarówno żal, jak i zadowolenie: Rinnal mógł naprawić błędy swej krewnej, udowodnić, że podchodził do sprawy Rycerzy Walpurgii z należytą powagą. Na razie nie konfrontowała go z tą historią, dowie się o niej w swoim czasie - o ile już nie zastanawiał się nad losem kuzynki - i tak otrzymał wiele informacji. Zdziwił ją nieco spokój, z jakim obserwował Mroczny Znak, symbol budzący prawdziwą grozę, ale może panował nad sobą lepiej niż przypuszczała. Wydawał się stonowany, gładki, zamyślony. Oby była to oznaka przejęcia a nie niewrażliwości na to, czego się własnie podejmował. - Jutro odbędzie się spotkanie Rycerzy Walpurgii. Zaprowadzę cię na nie - zapewne rozpoznasz wiele znajomych twarzy - powiedziała po chwili ciszy: wielu mężczyzn wypowiadało zdanie o tym, że czytała w ich myślach, miło jednak było usłyszeć te konkretne słowa z dala od wilgotnego łoża w Wenus. - Spotkamy się wieczorem przy pierwszej bocznej ulicy, odchodzącej od Pokątnej na Śmiertelny Nokturn. Nie spóźnij się - przestrzegła go spokojnie. - I wypocznij, przed tobą wiele wyzwań i jeszcze więcej informacji. Nie działamy już w całkowitym sekrecie, ale powinieneś być czujny; nigdy nie wiadomo, gdzie czai się wróg, kolejny obłąkany człowiek, który postanowi zamordować odpowiedzialnych za zmiany na lepsze w naszym świecie - dodała z prawdziwym smutkiem. - Czy masz jakieś pytania? - spytała, pewna, że ma ich wiele: na wszystkie nie zdoła odpowiedzieć, ale przed Rinnalem rozpościerały się szerokie możliwości pozyskania wiedzy, nie tylko od śmierciożerczyni, ale i od szlacheckich współtowarzyszy, służących Lordowi Voldemortowi.
Słodko-gorzkie wspomnienie poruszyło w niej zarówno żal, jak i zadowolenie: Rinnal mógł naprawić błędy swej krewnej, udowodnić, że podchodził do sprawy Rycerzy Walpurgii z należytą powagą. Na razie nie konfrontowała go z tą historią, dowie się o niej w swoim czasie - o ile już nie zastanawiał się nad losem kuzynki - i tak otrzymał wiele informacji. Zdziwił ją nieco spokój, z jakim obserwował Mroczny Znak, symbol budzący prawdziwą grozę, ale może panował nad sobą lepiej niż przypuszczała. Wydawał się stonowany, gładki, zamyślony. Oby była to oznaka przejęcia a nie niewrażliwości na to, czego się własnie podejmował. - Jutro odbędzie się spotkanie Rycerzy Walpurgii. Zaprowadzę cię na nie - zapewne rozpoznasz wiele znajomych twarzy - powiedziała po chwili ciszy: wielu mężczyzn wypowiadało zdanie o tym, że czytała w ich myślach, miło jednak było usłyszeć te konkretne słowa z dala od wilgotnego łoża w Wenus. - Spotkamy się wieczorem przy pierwszej bocznej ulicy, odchodzącej od Pokątnej na Śmiertelny Nokturn. Nie spóźnij się - przestrzegła go spokojnie. - I wypocznij, przed tobą wiele wyzwań i jeszcze więcej informacji. Nie działamy już w całkowitym sekrecie, ale powinieneś być czujny; nigdy nie wiadomo, gdzie czai się wróg, kolejny obłąkany człowiek, który postanowi zamordować odpowiedzialnych za zmiany na lepsze w naszym świecie - dodała z prawdziwym smutkiem. - Czy masz jakieś pytania? - spytała, pewna, że ma ich wiele: na wszystkie nie zdoła odpowiedzieć, ale przed Rinnalem rozpościerały się szerokie możliwości pozyskania wiedzy, nie tylko od śmierciożerczyni, ale i od szlacheckich współtowarzyszy, służących Lordowi Voldemortowi.
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Miał w głowie pamięć o swojej kuzynce, jednak nigdy nie miał z nią bliskich relacji. Ta zginęła w okolicznościach tragicznych, jednak jego ambicje nie mogły zostać przez to powstrzymane. Jednego syna nie można oceniać po całej rodzinie, nawet jeśli wartości rodzinne były u niego widoczne. Kiedyś zapewniali rozrywkę, to prawda, jednak nawet głupi żart króla przechylił szalę na ich stronę. Choć niepozorny, Dagonet swoją inteligencją zapewnił rycerzom Okrągłego Stołu zwycięstwo w bitwie. Nie brutalną siłą, ale inteligencją, jedynie w towarzystwie ostrego topora. Rinnal musiał schować w kieszeń dawne urazy, by odnaleźć swoje miejsce w świecie, w którym czarne barwy coraz częściej wiły się po zachmurzonym niebie. Żałoba była okresem smutnym dla jego rodu, sprawiedliwość jednak nie mogła nadejść. Młoda, chorowita szlachcianka była jedną z poległych, podobnie jak ci, którzy zginęli pod gruzami Stonehenge.
Mroczny Znak był symbolem, który budził grozę, jednak u niego wzbudził zainteresowanie. Wyczuwał respekt, wyczuwał, że jest to pewne wyróżnienie dla tych, którzy na to zasługiwali, którzy mogli stąpać ramię w ramię z ostatnim z rodu Guant. Ukrywanie swoich uczuć opanował jednak do perfekcji, tak by żaden delikatny mięsień nie zdradzał prawdziwych intencji podczas słownych potyczek salonowych.
- Z chęcią zjawię się u twego boku. - przyznał. Czuł swoją szansę na rozwinięcie również biznesowe. Na pewno ktoś poszukiwał rady specjalisty, a na czym innym mężczyzna znał się lepiej niż na pieniądzach, na inwestycjach? Przedziwne, że jeszcze nie tak dawno temu nie mógł być widziany w ogóle w towarzystwie kobiety takiej jak ona. Minęły go jednak plotki, gdy zajęty był opieką nad swoją latoroślą - pilnowanie jego edukacji tak, by odpowiadała Bulstrode'om pochłaniała ogromne zasoby czasu, zwłaszcza, gdy u jego boku nie było matki. Rinnal pamiętał swoje dzieciństwo, gdy matka niechętnie się nim zajmowała, a ojciec nie uważał tego za obowiązek. Został oddany nauczycielom, guwernantkom i całej masie innych obcych ludzi. Choć i jego syn miał swoich przewodników z zewnątrz, chciał w nim również zaszczepić obecność jego rodziny. W tym momencie jednak najwięcej zainteresowania, poza samym ojcem, okazywały jego ciotki, rodzina świętej pamięci Rosalind. - Na tę chwilę nie. Jednak na pewno będę miał ich więcej dnia jutrzejszego.
Przyznał. Na razie wszystkie informacje były mu już dosyć bliskie. W końcu Rycerze nie działali w ukryciu, a plotki nie minęły Gerrards Cross.
Mroczny Znak był symbolem, który budził grozę, jednak u niego wzbudził zainteresowanie. Wyczuwał respekt, wyczuwał, że jest to pewne wyróżnienie dla tych, którzy na to zasługiwali, którzy mogli stąpać ramię w ramię z ostatnim z rodu Guant. Ukrywanie swoich uczuć opanował jednak do perfekcji, tak by żaden delikatny mięsień nie zdradzał prawdziwych intencji podczas słownych potyczek salonowych.
- Z chęcią zjawię się u twego boku. - przyznał. Czuł swoją szansę na rozwinięcie również biznesowe. Na pewno ktoś poszukiwał rady specjalisty, a na czym innym mężczyzna znał się lepiej niż na pieniądzach, na inwestycjach? Przedziwne, że jeszcze nie tak dawno temu nie mógł być widziany w ogóle w towarzystwie kobiety takiej jak ona. Minęły go jednak plotki, gdy zajęty był opieką nad swoją latoroślą - pilnowanie jego edukacji tak, by odpowiadała Bulstrode'om pochłaniała ogromne zasoby czasu, zwłaszcza, gdy u jego boku nie było matki. Rinnal pamiętał swoje dzieciństwo, gdy matka niechętnie się nim zajmowała, a ojciec nie uważał tego za obowiązek. Został oddany nauczycielom, guwernantkom i całej masie innych obcych ludzi. Choć i jego syn miał swoich przewodników z zewnątrz, chciał w nim również zaszczepić obecność jego rodziny. W tym momencie jednak najwięcej zainteresowania, poza samym ojcem, okazywały jego ciotki, rodzina świętej pamięci Rosalind. - Na tę chwilę nie. Jednak na pewno będę miał ich więcej dnia jutrzejszego.
Przyznał. Na razie wszystkie informacje były mu już dosyć bliskie. W końcu Rycerze nie działali w ukryciu, a plotki nie minęły Gerrards Cross.
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W milczeniu oczekiwała pytań, wątpliwości, dociekań natury zarówno organizacyjnej, jak i bardziej filozoficznej, lecz Rinnal spoczywał na fotelu naprzeciwko niczym niewzruszony, marmurowy posąg, zaczarowany tak, by z jego kamiennych ust wydobywały się słowa wyłącznie rozważne i gładkie. Nie mogła mu nic zarzucić, zapewne nikt nie mógł, lecz takie osoby bywały najgroźniejsze. Dowiodła tego na własnym przykładzie, choć gdy spoglądała na lorda Bulstrode, nawet w jego stoicyzmie spostrzegała więcej energii niż we własnym, martwym odbiciu w lustrze. Budziło to pewien…zawód? Przyniosła mu dobrą, wspaniałą nowinę, uznała za godnego zaufania, rozpostarła przed nim niespotykane wcześniej możliwości, a lord reagował powściągliwością. Westchnęła cicho, nieśpiesznie wstając z fotela, dość zgrabnie jak na swój stan – powoli nauczyła się zachowywania równowagi, poznawała nowe kształty swego brzemiennego ciała – i poprawiła przód szaty, opinającej się na pełniejszym brzuchu. Czy odkąd Lord Voldemort wyszedł z półcienia, dobitnie udowadniając swe wyjątkowe pochodzenie, miał nie budzić już takiego szacunku? Bzdury, była pewna, że gdyby Rinnal stanął naprzeciwko Czarnego Pana, zareagowałby odpowiednio, w końcu pojmując, w jak wielkiej politycznej – i nie tylko – wojnie miał uczestniczyć. – A więc na wszelkie pytania odpowiem jutro po spotkaniu: gdy będzie trwało, nie będzie na to czasu – poinformowała rzeczowo, zastanawiając się, jak Bulstrode poradzi sobie w ferworze dyskusji, wśród tak wielu silnych czarodziejów. Mimo wszystko, wierzyła w niego i w to, co mógł wnieść do Rycerzy Walpurgii. – Zastanów się nad kwestiami, którymi możesz się zająć w ramach organizacji; poświęceniem, na które jesteś gotów. Zapewne będziemy potrzebowali od ciebie konkretów – dodała łagodnie, choć stanowczo; dziś nakarmił ją okrągłymi słowami, będącymi właściwie odbiciem jej własnych wypowiedzi, taki talent budził polityczne uznanie, ale wśród Rycerzy Walpurgii liczyły się fakty, służba i faktyczne działania, a nowi adepci mrocznych sił byli pod specjalnym nadzorem czujnych spojrzeń. Razem byli siłą, pozbawioną słabszych ogniw czy nawet odrobiny zawahania, musieli mieć nad sobą wzajemną kontrolę, by nie zawieść Lorda Voldemorta. I tak zasłużyli sobie na jego niezadowolenie; Deirdre obawiała się konfrontacji z czarnoksiężnikiem, ale o tych wątpliwościach lord Bulstrode nie musiał wiedzieć. – Do zobaczenia jutro, Rinnalu – pożegnała go, rzucając mu ostatnie, spokojne spojrzenie, po czym znów zamieniła się w czarną mgłę, rozpływającą się w mroku burzowej nocy, spowijającej całą Anglię.
| ztx2
| ztx2
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
15 listopada 1956
Panna Burke długo zastanawiała się, czy powinna odwiedzić Rinnal'a w jego rodzinnej posiadłości. Choć jego propozycja wydawała się wyjątkowo kusząca, obawiała się, czy aby nie sprawi mu cierpienia będąc zbyt natarczywą w poszukiwaniu nowych, być może przełomowych informacji. Dużo czasu spędziła, zagłębiając historię jego choroby i dolegliwości, z którymi się borykał. Ciągle jednak miała wrażenie, że wie zbyt niewiele, by wysnuć konkretne wnioski. Prawdopodobnie dlatego też zgodziła się na to spotkanie, zachęcona jego słowami i napędzana własną, wrodzoną ciekawością. Zanim jednak udała się do rodowej posiadłości Bulstrode'ów, postanowiła, że nie pozwoli mu na eksperymenty z oddziaływaniem magicznych anomalii na jego stan zdrowia. Obawiała się konsekwencji, nie do końca rozumiejąc rodzaj magii z jakim mięli do czynienia. Obiecała sobie również zagłębić owy temat, z pewnością znaleźli się naukowcy ze świata magii, którzy próbowali zrozumieć przyczynę, przebieg i rodzaj panujących anomalii. Letycja ani myślała pozostawać w tyle.
Przybyła wraz z nadejściem południa; pogoda zdecydowanie nie rozpieszczała, ołowiane chmury krążyły nad Anglią od dobrych kilku dni i nie zapowiadało się, aby owa, ponura aura prędko miała odejść w niepamięć. Wełniana, szara peleryna otulała jej zziębnięte ramiona jedynie przez krótką chwilę, nim jeden z służących odebrał jej odzienie. Potarła blade, smukłe dłonie z nadzieją, że rozgrzeje nieco zesztywniałe palce. Choć podróżowała przy pomocy świstoklika, zdążyła na krótko doświadczyć chłodu i nieprzyjemnego wiatru na swojej własnej skórze. Całe szczęście, przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, gdy tylko przekroczyła próg posiadłości. Uporawszy się z odzieniem, a także jedną z guwernantek swych młodszych sióstr, która stanowiła jej nieodłączną towarzyszkę w podróży, ruszyła ku bibliotece. Tam wszak, wedle słów lokaja znajdował się sam lord Bulstrode.
Stąpała cicho, jednak nie na tyle, by pozostać w pełni niezauważoną. Skórzane, czarne trzewiki wydawały charakterystyczny odgłos w zetknięciu z posadzką, który towarzyszył każdemu jej krokowi. Wyglądała jeszcze bardziej blado, niż podczas ich ostatniego spotkania. Długotrwały brak słońca pozbawił jej jasnej cery blasku, a spojrzenie zdawało się jeszcze pociemnieć.
— Lordzie Bulstrode? — cichy, acz stanowczy głos rozległ się miedzy dębowymi regałami. Przystanęła nieopodal okna, poprawiając dłonią materiał czarnej sukni. Tutaj, wedle słów lokaja miała go znaleźć. Najwyraźniej i on znajdował ukojenie pośród pożółkłych, postarzałych kart opasłych woluminów. Onyksowe spojrzenie prędko objęło pomieszczenie, jakby w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Potarła znowu dłonie, czując jak odrętwiałe palce powoli budzą się do życia.
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nałożył na zesztywniałe ramiona ciemną marynarkę i przeczesał dłonią przydługie już włosy. Będzie musiał udać się do fryzjera już niedługo, by poradzić sobie z tym problemem. Niestety ostatnio nie było na to czasu, aczkolwiek można powiedzieć, że ostanie wydarzenia dodały mu skrzydeł. Powoli odnajdował swoje miejsce w całym tym wojennym chaosie, wiedząc, po której stronie chce stać. Strona ta stała się nareszcie klarowna, gdy nowy Minister zajął odpowiednie miejsce, a sam Rinnal czuł się o wiele lepiej ostatnimi czasy, pomimo tego, że anomalie oddziaływały na jego chorobę nieznacznie. Im były silniejsze tym bardziej je czuł, jakby przenikające dreszcze, gdy podczas wypowiadania zaklęcia gdzieś niedaleko spadał piorun. Wszyscy z rodu dostali surowy zakaz używania magii na terenie posesji - jedynie za wsparcie służył im skrzat domowy. - Wybacz mi, lady, że musiałaś czekać. - Rozległ się w końcu jego głos, łagodny, niski i nie naznaczony chrapliwością. Stanął w drzwiach, a jego chłodne, jasne spojrzenie omiotło od razu sylwetkę ciemnowłosej kobiety, najwyraźniej pochłonięte widokiem starych ksiąg w jego bibliotece - nie myślał, że to w jego poszukiwaniu jej oczy wodziły po regałach z ciemnego drewna.
Klimat tego miejsca był urzekający. Zapach starego papieru unosił się tutaj cały czas, nawet gdy otwierało się okna, co teraz było oczywiście niemożliwe ze względu na uderzający w nie wiatr. Przywołał skrzata domowego jednym stuknięciem we framugę drzwi. Ten pojawił się na samym środku niewielkiego dywanu. - Przynieś naszym gościom herbatę. Ja i lady Burke napijemy się tutaj, zaś jej towarzyszka... - skinął grzecznie w stronę guwernantki. - Chciałbym, by została odprowadzona do komnat mojego syna, gdzie będzie towarzyszyć mu w dzisiejszych zajęciach. O ile lady wyrazi na to zgodę. - powiedział spokojnie. Skrzat jednak zniknął na kilka krótkich chwil, by pojawić się znów i na ustawionym nieopodal okna stoliku przywołał przekąski - kilka rodzajów słodkich ciastek oraz ciepła herbata z na złotej tacy, z możliwością dodania do niej mleka oraz cukru. Rinnal dźwignął się ze swojego miejsca w końcu i przywitał kobietę lekkim skinieniem. Jego spojrzenie nie mroziło kobiety, jednak wydawało się, że miało moc mrożenia - mrożenia czasu w jednej chwili, w której ujął jej dłoń, by ją ucałować. - Witaj w Gerrards Cross, lady Burke. Jestem wdzięczny, że mogłaś przybyć i jednocześnie odczuwam ogromny smutek, że nie będę w stanie pokazać Ci naszych ogrodów. - Rzeczywiście, Bulstrode Park słynęło z pięknych ogrodów i znanego na cały kraj labiryntu, w którym tylko oni, panowie tych ziem, potrafili się odnaleźć. O tej porze roku już nawet sławne nieśmiałki położyły się do snu zimowego, więc rezydencja stała się spokojna i wydawała cicha i odpuszczona. Latem natomiast już od rana mogli słyszeć ciepły śpiew ptaków dochodzący zza okien.
Klimat tego miejsca był urzekający. Zapach starego papieru unosił się tutaj cały czas, nawet gdy otwierało się okna, co teraz było oczywiście niemożliwe ze względu na uderzający w nie wiatr. Przywołał skrzata domowego jednym stuknięciem we framugę drzwi. Ten pojawił się na samym środku niewielkiego dywanu. - Przynieś naszym gościom herbatę. Ja i lady Burke napijemy się tutaj, zaś jej towarzyszka... - skinął grzecznie w stronę guwernantki. - Chciałbym, by została odprowadzona do komnat mojego syna, gdzie będzie towarzyszyć mu w dzisiejszych zajęciach. O ile lady wyrazi na to zgodę. - powiedział spokojnie. Skrzat jednak zniknął na kilka krótkich chwil, by pojawić się znów i na ustawionym nieopodal okna stoliku przywołał przekąski - kilka rodzajów słodkich ciastek oraz ciepła herbata z na złotej tacy, z możliwością dodania do niej mleka oraz cukru. Rinnal dźwignął się ze swojego miejsca w końcu i przywitał kobietę lekkim skinieniem. Jego spojrzenie nie mroziło kobiety, jednak wydawało się, że miało moc mrożenia - mrożenia czasu w jednej chwili, w której ujął jej dłoń, by ją ucałować. - Witaj w Gerrards Cross, lady Burke. Jestem wdzięczny, że mogłaś przybyć i jednocześnie odczuwam ogromny smutek, że nie będę w stanie pokazać Ci naszych ogrodów. - Rzeczywiście, Bulstrode Park słynęło z pięknych ogrodów i znanego na cały kraj labiryntu, w którym tylko oni, panowie tych ziem, potrafili się odnaleźć. O tej porze roku już nawet sławne nieśmiałki położyły się do snu zimowego, więc rezydencja stała się spokojna i wydawała cicha i odpuszczona. Latem natomiast już od rana mogli słyszeć ciepły śpiew ptaków dochodzący zza okien.
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Letycja rozglądała się pomiędzy regałami bez choćby cienia niecierpliwości igrającego na bladym licu. Spowite burgundem indyjskich barwników usta, nie wyginały się w ponurym grymasie zwykle goszczącym na jej twarzy, gdy się nad czymś głęboko zastanawiała. Chwila odpoczynku, choć niepozbawiona widoku opasłych woluminów najwyraźniej działała kojąco na nerwy panienki. Dziewczę drgnęło mimowolnie, gdy znajomy głos zaburzył panującą dotąd ciszę. Spodziewała się znaleźć go pomiędzy regałami, ten z kolei pojawił się całkiem niespodziewanie u drzwi, zaskakując młodą adeptkę magii. Skierowała ku niemu spojrzenie ciemnych jak smoła oczu, jednak kąciki jej ust nie drgnęły choćby o milimetr.
— Nie szkodzi, lordzie Bulstrode. Widok tak wspaniałej biblioteki umilił mi każdą sekundę — odparła, wodząc uważnym spojrzeniem po jego twarzy. Próbowała wyłapać oznaki zmęczenia czy nienaturalnej bladości. Musiała jednak przyznać, że wyglądał zdecydowanie lepiej, co przyjęła z dziwną ulgą czającą się gdzieś na dnie jej żołądka. Usłyszawszy propozycję swego towarzysza, skinęła powoli głową. Andrea, bowiem tak na imię miała guwernantka z pewnością umiliłaby czas każdego dziecka, Leta tego była absolutnie pewna.
— Ależ oczywiście — odparła miękko, posyłając przelotne spojrzenie w stronę niewiele od niej starszej kobiety. Choć zdawała się niewzruszona, czuła na sobie uważne spojrzenie srebrzystoszarych tęczówek. Co bardziej niepokojące, musiała w duchu przyznać, że w obecności lorda Bulstrode nie czuła się skrępowana, wiedziała doskonale, że uśmiechy na pokaz były całkowicie zbędne.
— Raz jeszcze dziękuję za zaproszenie, lordzie Bulstrode — ciche słowa padły z jej ust, gdy pochwycił jej dłoń w geście powitania. Chłód jego spojrzenia wydał jej się nienaturalnie żywy, że aż na chwilę płochliwie odwróciła wzrok — Póki co ich piękno pozostanie jedynie wytworem mojej wyobraźni, może kiedyś nadejdzie chwila gdy skonfrontuje swoje fantazje z rzeczywistością — dodała, ponownie spoglądając w jego stronę. W duchu mimowolnie zganiła się za chwilę słabości, przecież było to dlań zupełnie niepodobne.
— Mam nadzieję, że zastałam lorda w lepszym zdrowiu niż podczas naszego ostatniego spotkania — kąciki jej ust mimowolnie drgnęły ku górze, jednak ciemne spojrzenie pozostawało nieprzeniknione.
Laetitia Burke
Zawód : aspirująca magiuzdrowicielka od chorób genetycznych
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Fear not old prophecies. We defy them. We make our own heaven and our own hell.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wyglądał nieco inaczej. W oczach tliło się więcej iskier, bladość skóry nadal mu towarzyszyła, jednak tym razem była zdrowsza, bardziej naturalna, nie spowodowana chorobą. Wrzesień i październik były dla niego ciężkimi miesiącami, przechodził je naprawdę w bólach, i choć chłód listopada powinien go męczyć, jak zwykł to robić w poprzednich latach, tym razem dodawał mu sił. Zapewne przez pozytywne zmiany w społeczeństwie. Nadal jednak zmartwiony był zmianami w naturze, która wyglądała na wzburzoną. Magia naprawdę dawała się im we znaki, doprowadzając do momentów, które naprawdę mu się nie podobały. Czarodzieje bali się używać magii, czegoś co przecież ich kształtowało, to było doprawdy niedopuszczalne. Czy przyszły czasy, w których na nowo będą musieli okiełznać tę umiejętność? Był pewien, że wszystkie te problemu spowodowane były prostymi profanacjami - ludzie za bardzo bratali się z mugolami i doprowadzali magię na skraj wrzenia.
- Proszę, usiądź. - Tuż po przywitaniu, które sprawiło, że płochliwie odwróciła wzrok, wskazał dłonią na fotel stojący tuż przy wspomnianym wcześniej stoliku. Widok naprawdę niecodzienny dla niego - lady z rodów takich jak Nott czy Lestrange bez mrugnięcia okiem przyjmowały takie przywitania jako odpowiednie, a tutaj wydawało się wedrzeć nieprzyzwyczajenie. Jakby nie chciała spoglądać w jego oczy, spłoszona ich pewnością. Bo tak, spojrzenie miał bardzo pewne, bardzo urokliwe, choć twarz miał poważną, wydawał się być na granicy uśmiechu, zatrzymany w momencie, gdy ten miałby wkraść się na usta.
Zasiadł po drugiej stronie stolika, ze zdecydowaniem w ruchach, większym niż wcześniej. Widać było, że czuł się lepiej. Mógł więc przystąpić do obserwowania jej. Brak słońca zupełnie odebrał kolor z jej twarzy, stała się szara zupełnie jak szare są kolory jej rodu. - Zapewniam, że warto poczekać na wiosnę. - przyznał. Sam uwielbiał widok labiryntu Bulstrode w pełni sił - pełne bzu oraz niezapominajek alejki wypełniał cudowny zapach, a w drzewach i krzewach mieszkały Nieśmiałki, które nieraz z chęcią pokazywały się panom tych ziem, żyjąc z nimi ramię w ramię. Rinnal był typowym typem osiadłego człowieka - swoje miejsce na ziemi cenił ponad wszystko, a wiedział, że tutaj, w Bulstrode Park ma czego pilnować i czym się szczycić. Osobiście uważał ich siedzibę za jedną z najpiękniejszych wśród magicznych rodów Anglii. - Zapach bzu wdziera się wtedy tutaj drzwiami i oknami, miesza się z zapachem papieru... Cudowne doświadczenie. - Odetchnął cicho. Kojarzyło mu się z niewinnością dzieciństwa. Dbał też o to, by Eric odczuwał to podobnie. Niewinnie i szczęśliwie. - Dziękuję za troskę, lady, jest o niebo lepiej. Być może uzdrowił mnie już sam Twój dotyk. - Uśmiechnął się pod nosem, sięgnąwszy po filiżankę z herbatą i upił odrobinę. Nie słodził herbaty. - Podróż musiała być dla Ciebie naprawdę ciężka. Warunków niestety nie jestem w stanie zmienić, nieważne, jak bym chciał.
- Proszę, usiądź. - Tuż po przywitaniu, które sprawiło, że płochliwie odwróciła wzrok, wskazał dłonią na fotel stojący tuż przy wspomnianym wcześniej stoliku. Widok naprawdę niecodzienny dla niego - lady z rodów takich jak Nott czy Lestrange bez mrugnięcia okiem przyjmowały takie przywitania jako odpowiednie, a tutaj wydawało się wedrzeć nieprzyzwyczajenie. Jakby nie chciała spoglądać w jego oczy, spłoszona ich pewnością. Bo tak, spojrzenie miał bardzo pewne, bardzo urokliwe, choć twarz miał poważną, wydawał się być na granicy uśmiechu, zatrzymany w momencie, gdy ten miałby wkraść się na usta.
Zasiadł po drugiej stronie stolika, ze zdecydowaniem w ruchach, większym niż wcześniej. Widać było, że czuł się lepiej. Mógł więc przystąpić do obserwowania jej. Brak słońca zupełnie odebrał kolor z jej twarzy, stała się szara zupełnie jak szare są kolory jej rodu. - Zapewniam, że warto poczekać na wiosnę. - przyznał. Sam uwielbiał widok labiryntu Bulstrode w pełni sił - pełne bzu oraz niezapominajek alejki wypełniał cudowny zapach, a w drzewach i krzewach mieszkały Nieśmiałki, które nieraz z chęcią pokazywały się panom tych ziem, żyjąc z nimi ramię w ramię. Rinnal był typowym typem osiadłego człowieka - swoje miejsce na ziemi cenił ponad wszystko, a wiedział, że tutaj, w Bulstrode Park ma czego pilnować i czym się szczycić. Osobiście uważał ich siedzibę za jedną z najpiękniejszych wśród magicznych rodów Anglii. - Zapach bzu wdziera się wtedy tutaj drzwiami i oknami, miesza się z zapachem papieru... Cudowne doświadczenie. - Odetchnął cicho. Kojarzyło mu się z niewinnością dzieciństwa. Dbał też o to, by Eric odczuwał to podobnie. Niewinnie i szczęśliwie. - Dziękuję za troskę, lady, jest o niebo lepiej. Być może uzdrowił mnie już sam Twój dotyk. - Uśmiechnął się pod nosem, sięgnąwszy po filiżankę z herbatą i upił odrobinę. Nie słodził herbaty. - Podróż musiała być dla Ciebie naprawdę ciężka. Warunków niestety nie jestem w stanie zmienić, nieważne, jak bym chciał.
Rinnal Bulstrode
Zawód : ekonomista
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Nie wiem o czym myśleć mam,
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
żeby mi się przyśnił taki świat,
w którym się nie boję spać.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Mała biblioteka
Szybka odpowiedź