Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Mathieu
AutorWiadomość
Komnaty Mathieu [odnośnik]30.06.19 14:47
First topic message reminder :

Komnaty Mathieu

Komnaty Mathieu są bardzo charakterystyczne – minimalistycznie urządzone. Komnata Sypialniana utrzymana w ciemnej kolorystyce, najpotrzebniejsze elementy wystroju w stonowanych barwach. Na komodzie naprzeciw łoża zawsze stoi bukiet czerwonych róż. Na ścianach wisi kilka subtelnych obrazów, na regale równo ułożone książki, większość o tematyce dotyczącej smoków. Bezpośrednio do Komnaty Sypialnianej przynależy sporej wielkości łazienka, również w ciemnych barwach, z bogatymi zdobieniami elementów. Owalna, duża wanna stoi pośrodku, odznacza się jasnym kolorem na ciemnych kaflach. Drugim pomieszczeniem jest garderoba, średniej wielkości, wystarczająca na potrzeby Lorda. Komnaty Mathieu mieszczą się na końcu korytarza, a z ich okien rozpościera się piękny widok na ogrody.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Mathieu - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]11.02.21 21:56
Wyprawa z Tristanem nie była łatwa, ale od kuzyna mógł się nauczyć naprawdę wiele. Wiedział, że konsekwencje mogły okazać się tragicznie, ale dobra wspólnej sprawy był w stanie poświęcić naprawdę wiele. Zapamiętał zawziętą walkę, zaklęcia lecące w jego stronę i brak możliwości obrony. Świat w pewnym momencie zawirował nieuchronnie, a on padł na ziemię zapadając się w ciemność. Dalszy ciąg wyprawy był dla niego jedną wielką niewiadomą i choć coraz bardziej zatracał się w otchłaniach ciemności… ktoś zaczął go z tego wyciągać.
Nie miał pojęcia ile to trwało, jak wyglądał, ani co dokładnie mu było. Powrócenie do świata bardziej żywych niż był przed momentem było brutalnym zderzeniem się z rzeczywistością. Zanim otworzył oczy zaczynało docierać do niego dźwięki. Słyszał Zachary’ego? A może to omamy słuchowe, bo zapewne przyjaciel byłby mu w tym momencie najbardziej potrzebną osobą. Cholera, nie za bardzo miał siłę otworzyć oczy, czuł się tak, jakby ktoś nasypał do nich wiele kilogramów piasku. Wszystko zdawało się być ciężko i męczące. Nie czuł za to chłodu wiatru i zapachu morskiej bryzy, a to oznaczało tylko jedno – na wyspie już nie był. Odzyskał zdolność względnie logicznego myślenia, potrafił połączyć dwie kropki, dodać jeden do jednego, bo na dwa do dwóch było zbyt wcześnie. Chyba porwał się z motyką na słońce, wybierając się na wyprawę w nieznane i dopuszczając do takiego sponiewierania.
- Udało się? – ciche pytanie padło z jego ust jako pierwsze. Pal licho z zdrowiem, ważnym było to, czy Tristanowi udało się osiągnąć cel. Mógłby się zapewne wykrwawić… teraz pamiętał. Lamino. Nawet nie próbował się dźwigać, nie miał na to ani sił, ani mocy, ani tym bardziej ochoty. – Jest źle? – spytał po chwili, przesuwając zmęczone spojrzenie na Lorda Shafiqa. Nie mogło być tak tragicznie, mówił, był w domu, więc… nie było dramatu. Z drugiej strony mogli po prostu nie chcieć, żeby umierał sobie na zimnej ziemi, w łóżku w jego komnatach było przyjemniej. Tak, zaczynał to dostrzegać i coraz więcej do niego docierało. Wierzył w zdolności Zachary’ego i wiedział, że na pewno jakoś… go poskłada.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]23.02.21 19:51
Miał poczucie, że Zachary - w przeciwieństwie raczej do Francisa - wiedział, co robi, kiedy prowadził przez chmurne przestworza latający dywan; arabska magia była mu równie obca, co sama arabia, ale w tym oriencie tkwił jakiś niezidentyfikowany, wabiący czar, piękny w swej oryginalności.
- Jak to działa? - zwrócił się do Zachary'ego, kiedy jego nogi stanęły na stabilnym twardym gruncie. W trakcie podróży czuł się niepewnie, brakowało mu czegoś, na czym można było znaleźć oparcie - konia i miotły trzymało się tak samo, nogami, tu płaskie podłoże wymagało chyba przede wszystkim poczucia równowagi, a było to poczucie całkiem mu obce, odmienne i nowe. - Tka się je ze specjalnych zaczarowanych nici? Zaklina po utkaniu? -  Niewiele o latających dywanach słyszał, jeszcze mniej wiedział na pewno, to, skąd Francis wziął własny, pozostawało dla niego zagadką, której chyba nie chciał próbować rozwikłać. Szacunek dla obcych kultur wyciągnął razem z wychowaniem, zainteresowanie było naturalnym następstwem intelektu rozbudzającego chęć poznania nieznanego. Wrota posiadłości stanęły przed nimi otworem, a wkrótce, jeszcze w ogrodach, dołączyła do nich służba, poinstruowana przez Tristana, by wysłuchała poleceń uzdrowiciela. Służki rozpierzchły się po korytarzach, poszukując przymiotów, o które poprosił Shafiq. Sam poprowadził ich do komnat Mathieu, miał dość sił, by iść, choć rana na skórze wciąż się nie zabliźniała. Ból wydawał się większy odkąd opadła adrenalina, ale nie wyrywał się przed szereg - stan młodszego kuzyna był znacznie poważniejszy i to nim Zachary musiał zająć się w pierwszej kolejności. Raz po razie zerkał na profil dumnego araba, szukając w jego mimice trosk lub zwątpień, zastanawiając się nad stabilnością stanu lorda Kentu; czy jego życie wciąż było zagrożone? Wierzył, że bliskość zdolnego czarodzieja odpędzała troski w dal, że nie pozwoli Mathieu usnąć na zawsze. Gdy tylko znaleźli się w jego komnatach - Tristan odczekał, aż dywan opadnie na drewnianą posadzkę i obszedł go, opadając na pobliskie krzesło. Wkrótce do komnaty wpadła służba ze wszystkim, o co zdążył poprosić Zachary, kładąc na stole kolejne wspomniane przedmioty. W milczeniu przyglądał się rzucanym przez niego inkantacjom, nie rozpoznając żadnej z nich, ale każdej z nich ufając. Nie chciał rozpraszać go słowem, toteż podjął się jakichkolwiek dopiero, gdy miał wrażenie, że Zachary był chwilowo mniej skupiony.
- Co z nim? - zapytał, jak się wkrótce okazało - zbędnie. Doskonałe zdolności Zachary'ego dość szybko wybudziły Mathieu ze słodkiego snu. Cichy głos, który wnet przeciął ciszę, jak na syna róż przystało, na pierwszym miejscu postawił obowiązek. Dziś nie musieli rozpamiętywać porażki. - Wyspa jest nasza - odpowiedział na jego słowa, bez zbędnej zwłoki. - Najtrudniej będzie utrzymać nad nią kontrolę, ale wszystko leży w naszych rękach. Jak się czujesz, Mathieu? - Mógł mówić, powinien? Nie wiedział, ale sądził, że obecność Zachary'ego ich obu obedrze ze złudzeń, jeśli tylko zajdzie taka konieczność. W milczeniu jeszcze chwilę przyglądał się jego działaniom, nim pożegnał się skinięciem głowy, w milczeniu opuszczając komnaty - pozostawiając uzdrowicielowi wolną przestrzeń i swobodę do dalszych rytuałów.

/zt



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Mathieu - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]18.03.21 11:06
Pytania, które postawił nestor Rosierów w trakcie podróży, miały odpowiedzi bliższe prawdy niż mógłby się tego spodziewać. Sama sztuka tkania latających dywanów była złożona, bez reszty skomplikowana i wymagająca kreatywnego, niemal fantastycznego podejścia do tematu. Historyczne księgi, te egipskie naturalnie, w tym zakresie stanowiły wiedzę tajemną. Nie każdy miał do tego predyspozycje, na pewno nie miał ich sam Zachary, choć w przeszłości wielokrotnie stykał się z tkaczami i zaklinaczami. Mimo wszystko traktował latające dywany jako część dziedzictwa Shafiqów.
Jedno i drugie, jeśli mnie pamięć nie myli — podał w odpowiedzi, przez chwilę zastanawiając się nad właściwym uzupełnieniem. — Nie są to jedwabie, które nawykliśmy nosić jako ubrania, choć rzeczywiście tka się je z jedwabnych i wełnianych nici. A przynajmniej mój dywan jest taki. — Zrobił pauzę, niemal czule spoglądając na swój unikalny środek transportu. — Pamiętam, że tkacze nasączają wszystkie włókna w dziwnym wywarze, później suszą na słońcu i zwilżają wodą, by się nie zeschły. Przypuszczam, że w ten sposób czynią materiał podatniejszy na magię, która pozwala nam sterować dywanem. Podobno do pewnego stopnia czują. Czyż nie to mówią różdżkarze o różdżkach? — Padło pytanie, choć nie sądził, żeby Tristan chciał kiedyś zgłębiać domenę Ollivanderów. Zachary nie zamierzał tego robić. — Gotowy dywan trafia w ręce zaklinacza. Co z nim robi? Tego nigdy nie widziałem na własne oczy. Ponoć strzegą swoich tajemnic równie mocno jak my naszych piramid. — Uzupełnił z lekkim humorem i nie wracał już do tematu latających dywanów. Przyjaciel znajdujący się na granicy życia i śmierci był jego jedynym priorytetem.
Zgromadzenie wszystkich potrzebnych przedmiotów zajęło dość czasu. Ten poświęcił na przywrócenie Mathieu do przytomności, choć w krótszej perspektywie nie było to najmądrzejsze posunięcie. Nie był jednak tak blady jak tego oczekiwał, a rana nie krwawiła. Nie utracił aż tyle krwi, niemniej stosowne osłabienie stanowiło nieodzowny element, z którym Rosier musiał się zetknąć w ciągu najbliższych kilku dni.
Przeżyjesz — odpowiedział. — Utrata krwi, kilka siniaków i otarć, nic ci nie będzie. Przez najbliższy tydzień nie powinieneś wstawać z łóżka, później z odpowiednią asystą. Zawroty głowy, senność i zmęczenie utrzymają się nieco dłużej. Poza tym czeka nas szycie, więc mam nadzieję, że wytrzymasz. — Nie pozwalał sobie, by brzmieć przy tym towarzysko. Wciąż miał do zrobienia wiele, skupiając się przede wszystkim na rozdartej ostrzem skórze i zaognionej ranie pomiędzy.
Nie ruszaj się w miarę możliwości. Mów też jak najmniej — wydał polecenia, po czym sięgnął po przyniesione prześcieradło i począł składać je w prostokąt około trzech stóp na jedną stopę długości. Kilka chwil później zabrał się za odkrycie rany w pełni. Żadne skrawki ubrań nie mogły mu w tym przeszkadzać, po czym pod bok przyjaciela podłożył złożone prześcieradło. Nawet jeśli miało mu być przez to niewygodnie w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut, to dla Shafiqa było to spore ułatwienie. Dłonie obmył w ciepłej wodzie i wytarł o kolejne prześcieradło, które następnie ułożył z góry, czyniąc z niego nie tyle tymczasowe okrycie, co nieco wygodniejszy sposób na wycieranie krwi. Tej miało jeszcze upłynąć co nieco, co do tego był pewien i nie miał żadnych wątpliwości.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Mathieu - Page 2 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]20.03.21 10:53
Był gotów do największych poświęceń, jeżeli chodziło o sprawy związane z Rycerzami Walpurgii i służbą dla Czarnego Pana. Idea, która przyświecała im wszystkim była słuszna i jedyna, na którą mogli kiedykolwiek zwrócić uwagę. Ktokolwiek kto nie był w stanie zrozumieć tego systemu był niepojętnym człowiekiem, kreaturą nie mającą szacunku do magii ani do samego siebie. Nie każdy powinien mieć dostęp do magicznych zdolności, umiejętności, do czarów najznamienitszego rodzaju. Niszczyli piękno magicznego świata, kiedy swoimi plugawymi dłońmi dotykali różdżek czy innych magicznych przedmiotów. Mathieu szczerze nienawidził każdego z nich, dlatego walczył po stronie Rycerzy, popierając w pełni ideę Czarnego Pana. Był zawzięty i gotów zrobić wszystko, aby zniszczyć ich co do ostatniego żyjącego elementu. Czasem ponosiło się straty, czasem odczuwało się ból, czasem ciężar spadający na barki przytłaczał bezgranicznie. Jeśli jednak wierzyło się w coś dostatecznie mocno – stawało się możliwe.
Odzyskanie przytomności nie było niczym przyjemnym, w zasadzie wolałby jednak przeleżeć bez pobudzonych zmysłów cały okres, w którym Zachary zamierzał zszywać jego rany. Nie wątpił w zdolności przyjaciela, ani tym bardziej nie obawiał się błędu z jego strony. Ufał Lordowi Shafiqowie i miał świadomość, że ten zrobi wszystko, aby doprowadzić go do porządku, ładu, składu i zapanować nad efektami przygody na wyspie. Odczuwał wszystko dość intensywnie, jego organizm buntował się w naturalnym odruchu. Nieco zamglonym wzrokiem widział jak Tristan opuszcza komnatę, z pewnością miał teraz ważne sprawy do załatwienia, w końcu Mathieu uzyskał informacje o powodzeniu całej akcji i uzyskanych efektach. Wyspa należała do nich, teraz jedynie musieli utrzymać nad nią kontrolę i to było najważniejsze. Priorytet.
Pocieszające słowa Zachary’ego docierały do niego z małym opóźnieniem, ale docierały. Stracił sporo krwi, dokładnie pamiętał jakie zaklęcia ugodziły w niego i jakoś nie dziwił go ten fakt. Siniaki będzie w stanie przeżyć, blizny tak samo. Czekało ich szycie, więc… będzie musiał mocno zacisnąć zęby i przeżyć to jakoś.
- Rób to, co musisz. – odparł przyjacielowi bez chwili namysłu, skoro taka była konieczność to nie było innego wyjścia. Zachary wiedział co robi i z całą pewnością postara się zrobić to tak, aby Mathieu odczuł to jak najmniej dotkliwie. Kiwnął głową, miał się nie ruszać i nie mówić. To dobrze, bo i jedno i drugie sprawiało mu niemałe problemy, dlatego bez problemu dostosował się do zaleceń Shafiqa. Zacisnął mocno zęby, chciał to mieć już za sobą. Zamknął oczy i pozwolił Zachary’emu działać. To tylko chwila cierpienia, później będzie tylko lepiej.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]26.04.21 0:46
Nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że Mathieu nie wiedział, na co się pisał. Jego obowiązkiem wprawdzie było poinformowanie pacjenta o kolejnych, wykonywanych operacjach – co niezwłocznie już uczynił – lecz wciąż miał w zanadrzu kilka niewielkich środków, dzięki którym mógł złagodzić sytuację. Uczynić ją jak najmniejszą traumą dla Rosiera.
Purus — wyszeptał inkantację prostego czaru oczyszczającego, gdy ponownie pochwycił różdżkę. Kreśląc gest tuż nad skórą rozdartą zaklęciem, jednocześnie starał się zachować zdrowy rozsądek w mocy, a przede wszystkim w jej wpływie na otwarte ciało oraz potencjalne reakcje uboczne, niemalże alergiczne. Zbyt wiele razy dochodziło do tego rodzaju efektów w wykonaniu stażystów stawiających swoje pierwsze kroki. Jako profesjonalista Zachary nie mógł pozwolić sobie na szkolne błędy i w swój ruch różdżki włożył całą siłę, jaką w sobie jeszcze miał. Przez moment spoglądał nieco zamazanym, nieostrym wzrokiem na efekt swoich działań. Wolną, niewiodącą ręką chwycił za prześcieradło i otarł nim czoło, czując kropelki potu opierające się o brwi, powoli spływające ku skroniom oraz do oczodołów. Parokrotnie zamrugał, nie zmniejszając ucisku na akacjowym drewnie. Knykcie pobielały, lecz zignorował własną reakcję organizmu. — Ignominia — padła kolejna formuła, przy której ruch różdżki był mniej precyzyjny. Jak każde zaklęcie, wymagało skupienia i dużego wysiłku, by osiągnąć pożądany efekt. W tym wypadku lekkie otępienie zmysłów, upośledzenie nerwów czuciowych. Ręczne szycie ran w jego wykonaniu nie było czymś, z czym Mathieu miał przecież styczność, lecz w końcu nadeszła chwila, aby i tą uzdrowicielską umiejętnością mógł się pochwalić.
Zaklęcie powinno znieczulić okolice rany na czas szycia. Leż spokojnie — odezwał się do przyjaciela, odkładając różdżkę. Nie była mu potrzebna. Raz jeszcze obmył dłonie w ciepłej wodzie, po czym chwycił za jedną z mniejszych igieł oraz bawełniane nici, które Tristan był tak uprzejmy udostępnić. Nie wątpił, że nestorowi Rosierów zależało na tym, aby jego krewny jak najszybciej wrócił do zdrowia, ale na pewno musiał przeżyć, aby tej chwili dostąpić. Błąd, fiasko, klęska w takim wypadku nie byłaby już w tym wypadku osobistą porażką Zachary'ego. Polityczny afront wiele kosztował i w zasadzie tylko o tym myślał, gdy rozdzielał nić na mniejsze włókna, a po chwili nawlekał, mrużąc własne oko, żeby tylko trafić w to maleńkie w metalowej igle. Z tą uporczywą, niemalże katorżniczą czynnością walczył dobrych kilka, dłuższych chwil, nim zmęczony uśmiech zakwitł na jego twarzy, a końce niteczki związał w niewielki supeł.
Wilgotną dłonią chwycił za cienki fałd skóry Mathieu przy krańcu rany, łączący ją. Najważniejsze było udane rozpoczęcie szycia, przebicie igły w odpowiedniej odległości, by jednocześnie nie uszkodzić skóry, ale i pozostawić ciału możliwość naturalnego gojenia. Swój pierwszy ruch wykonał powoli, ze wszystkich sił starając się nie spoglądać na przyjaciela do chwili, aż nie przeciągnął nici dwa razy, za każdym razem wbijając igłę nieco z tyłu. Próbował przy tym nie naciągać jej zbyt mocno. Szew powinien być ciasny, jednak zostawienie odrobiny luzu zawsze miało swój cel. Obrzęk skóry pojawi się w ciągu najbliższych minut. Ufał, że nie pomylił się w oszacowaniu całego szycia i zdąży na czas. Kolejne elementy szwu wydawały się powstawać w jego wyobrażeniu zdecydowanie zbyt wolno. Za wolno, nie zdążę. Nie ustawał w wysiłkach, powoli przeciskając igłę przez skórę po jednej stronie, później po drugiej. Mimo bycia przy tym delikatnym, musiał wykazać się siłą, aby ranę zamknąć. Krew wysiękająca z wnętrza ciała powoli zaczęła znaczyć nici, choć Zachary skrupulatnie ścierał każdy jej nadmiar. Musiały wytrwać przynajmniej przez najbliższe godziny. Nie oszukiwał się, że wytrzymają dobę.
Za momencik skończę — poinformował przyjaciela, gdy zbliżał się do końca. Lewą ręką niezmiennie starał się ułatwić sobie pracę. Utrzymać osłabione ciało Mathieu w żądanej pozycji. Naciągnąć skórę we właściwy sposób; nie mógł poświęcać resztek własnych sił na późniejsze naciąganie i napinanie nici. Szew mógł pęknąć, nie utrzymać się, a do tego przecież nie mógł dopuścić. Gorącym oddechem owiewał własne ręce od czasu do czasu. Nawyk wstrzymywania powietrza w płucach, przygryzania języka był czymś, co towarzyszyło mu od lat, kiedy pracował w skupienia. Szczególnie w momentach, gdy do pracy przykładał się ze wszystkich sił i zbliżał się do końca. Wypuszczenie powietrza z wyraźną ulgą, uwolnienie ramion, barków i pleców z napięcia mięśni znaczyło się skończył. Resztkę nici odciął od igły, zawiązał kolejny maleńki supełek i zabrał się za oczyszczanie wykonanego szycia. — Musisz się przespać, Mathieu. Zostanę jeszcze przez kilka godzin i dopilnuję, żeby szew nie pękł. Jutro wieczorem przylecę z maściami i eliksirami na gojenie tego. — Wygłosił zmęczonym głosem, ocierając mokre ręce o przygotowane wcześniej prześcieradło i wreszcie ułożył głowę na krawędzi łóżka, zamykając oczy. Kilka minut na oddech, a później warta i ewentualna interwencja w dokonane szycie. Oby okazała się zbędna.

rzut 75 i 39 na zaklęcia




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Mathieu - Page 2 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]26.04.21 17:58
Psychicznie nastawiał się na ból, choć ten już zdążył odebrać mu świadomość. Ludzki organizm mógł znieść wiele, choć czasem granice były skrzętnie przesuwane, aż ponownie zostały przekroczone. Nie spodziewał się, że tym razem będzie inaczej, choć świadomość cicho podpowiadała mu, że chyba gorzej być nie może. Pełną wiarę pokładał w umiejętności przyjaciela, który niejednokrotnie ratował go z opresji i pozwalał zapomnieć o bólu. Nie wszystko jednak dało się zniwelować do zera, czasem jedynie załagodzić nieprzyjemne odczucia i tym razem nie spodziewał się, że będzie inaczej. To nie była powierzchowna, byle jaka ranka, to poważne obrażenia, które mogły pozbawić go życia i to wiedział doskonale. Pozostało mu czekać, liczyć na zdolności przyjaciela, bo sam w tym momencie był kompletnie bezradny. Gdyby nie Zachary i jego umiejętności pewnie dawno byłoby po nim i nie zostałby nawet ślad po obecności Mathieu Rosiera. Niepokorna dusza nie chciała jednak tak łatwo odpuszczać i był gotów poczuć najbardziej dotkliwy ból, aby móc ponownie stanąć na nogi.
Niewiele miał do powiedzenia. Zachary skrzętnie przygotowywał się do podjęcia działania i zakończenia jego cierpienia. Z jakiegoś powodu zdawało mu się, że to dopiero początek drogi, bolesnej rekonwalescencji przez którą będzie musiał przebrnąć. Każda kolejna sekunda zdawała się trwać wieczność, a on sam nie wiedział kiedy to wszystko się zaczęło. Ból był ciężki do wyobrażenia, absolutnie niemożliwy do zaakceptowania. Ciężko było mu sobie wyobrazić co czułby, gdyby Zachary całkowicie działał bez znieczulenia rany. Miał łataną skórę, kłucie za kłuciem, szew za szwem. Nici scalały jego skórę, umożliwiając jej regenerację, nie od razu rzecz jasna, to z pewnością trochę potrwa. Im dłużej jednak Zachary działał, tym bardziej Mathieu czuł się wyczerpany. Zupełnie tak, jakby jego organizm właśnie wystawiono na potężnie ciężki wysiłek i ogromną próbę, która całkowicie pozbawiała go sił i energii. Wszystko zależało od Shafiqa, ale komu innemu miałby powierzyć własne ciało do uratowania, jak nie właśnie jemu. Tristan wiedział kogo wezwać, wiedział kogo postawić na jego drodze i nie dopuścić do przedwczesnej śmierci. To nie był przypadkowy wybór, a najlepszy z wszystkich możliwych. Zbliżali się do końca, ale słowa przyjaciela docierały do niego przytłumione. Nie wiedział ile razy jęknął czy syknął z bólu, to nie miało znaczenia. Nie ruszał się, zgodnie z poleceniem, choć właściwie… nie miał na to sił. Czuł się tak, jakby jego własne ciało odmówiło mu posłuszeństwa.
Skończyło się. Cały proces dobiegł końca, ale ulga nie nadchodziła. Kiedy Zachary znów odezwał się do niego Mathieu kiwnął głową. Chciał złapać przyjaciela za ramię i podziękować, ale przerastało to jego możliwości w każdej, nawet najmniejszej mierze. – Dziękuję. – wyszeptał, bo na tyle tylko było go stać w tym momencie. Był wyczerpany, był zmęczony i w rzeczy samej miał ochotę zamknąć oczy i zasnąć, na tyle na ile tylko będzie się dało.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]26.04.21 18:58
Zmęczonym wzrokiem, z przedłużającym się zamgleniem, patrzył na świeże szwy. Osuszona skóra, pokryta kropelkami wydzieliny przypominającej krew przypominała pergamin i atrament, który kciukiem delikatnie ścierał. Doprowadzenie do zamoknięcia nici stanowiło ostatni krok, którego podejmował się ostatkiem własnych sił. Nic więcej nie mógł zrobić poza transportem Mathieu do szpitala, a to w obecnych warunkach było zbyt wielkim narażeniem jego życia.
Ciężko oddychał, prawie sapał, przez kilka dłuższych chwil nim złapał tchu w płuca i odnalazł w sobie spokój po wykonanej operacji. Był dumny z przyjaciela. Wytrzymał. Nie krzyczał, choć to zapewne było zasługą ogromnego osłabienia oraz zaklęcia znieczulającego. Szczęśliwie nadal trwało, lecz jego moc nie była nieskończona nawet po włożeniu w nie wszystkiego, co Zachary mógł zaoferować w obecnej sytuacji. Teraz pozostała tylko obserwacja i zadbanie o prawidłową bliznę. Nie mając żadnych maści potrafił jedynie obmywać ją i utrzymywać odpowiednio suchą. O nadmierną ruchliwość Rosiera nie musiał się przejmować – wycieńczony organizm, ledwie parę godzin temu na skraju śmierci, był zdecydowanie na rękę.
Jasne. Do usług — padło w odpowiedzi z ust Shafiqa po dłuższej chwili ciszy. Przez te kilka chwil pozostawał skupiony na samym sobie. Stawy w palcach bolały go niemiłosiernie. Nie miał siły, aby nimi poruszyć, choć próbował. Poddanie się bólowi nie wchodziło w rachubę tak samo jak gwałtowne działanie. Wszystko winno odbywać się powoli i spokojnie. Każdy ruch miał swoją wagę oraz kolejność, w jakiej powinien być wykonany nawet, gdy było ich naprawdę niewiele i w końcu poruszył się, z cichym stęknięciem prostując sylwetkę do tej pory opartą o łóżko.
Wygląda dobrze — wymamrotał w zasadzie do siebie, sięgając po butelkę ze spirytusem. Kawałek prześcieradła wcisnął do szklanej szyjki i przechylił, chcąc namoczyć materiał czystym alkoholem. — Może zaszczypać — odezwał się nieco głośniej, po czym zaczął ostrożnie dotykać skóry mokrą tkaniną, starając się przy tym zachować niezbędną odległość, żeby przypadkiem nie zamoczyć nici tworzących szew. Kilka minut cichej, skrupulatnej pracy wypełniło Zachary'ego doszczętnie i to na tyle mocno, iż nie spostrzegł jak jego własny wzrok robi się coraz bardziej zamglony, zmęczony. Klepnięcie w policzek niewiele pomogło, nawet po zakończeniu ostatniego oczyszczania i osuszania szwów. Nic więcej nie mógł zrobić. Cała reszta była już tylko kwestią czasu; i ostrożnością Mathieu. Jemu samemu pozostało tylko czuwać.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Mathieu - Page 2 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]26.04.21 19:59
Pokładał w nim wiarę, całą jaką miał, bo wiedział, że jego życie leży w rękach Zachary’ego Shafiqa. Tak ogromnego osłabienia nie czuł jeszcze nigdy, tak ogromnej bezradności, słabości i zwątpienia we własne możliwości. Ile to trwało? Zmęczony umysł nie był w stanie w racjonalny sposób odpowiedzieć na to pytanie. Dźwięki docierały do niego z opóźnieniem, na wszelkie obrazy przestał reagować mniej więcej wtedy, kiedy większość przed jego oczyma była rozmytą plamą. Czy patrzenie na otaczający go świat miało jakikolwiek sens? Zachary też był zmęczony, podarowanie przyjacielowi szansy musiała go kosztować ogrom energii i siły. Mathieu doceniał cały trud i ciężar, jaki Shafiq włożył w poskładanie go do kupy. Na pewno jeszcze będzie okazja ku temu, aby w odpowiedni sposób mu podziękować.
Zrobił to co musiał, a Rosier był na granicy świadomości, zapewne więc dlatego jego reakcje były tak znikome, niemal niewidoczne. Ktoś mógłby pomyśleć, że już dawno stanął nogą po drugiej stronie. Starał się wytrzymać, ale całkowicie pozbawiony sił organizm nawet nie chciał wyrywać się czy krzyczeć. W jego myślach kołatało jedynie to, że musi sobie z tym poradzić. Robota była skończona, żadnych więcej szyć, żadnych szwów, żadnego wbijania igły raz po raz. Zachary skończył i zalecił mu odpoczynek. W tym momencie Mathieu był pewien, że prześpi najmniej tydzień, a może dwa tygodnie… Był tak cholernie zmęczony, tak wyczerpany, tak kompletnie pozbawiony sił…
Nie docierało do niego nic, wiedział, że ktoś czuwał przy nim cały czas. Nie wiedział kto, wystarczała mu sama świadomość. Może to ktoś z rodziny? Może sam Zachary? Może Xavier odwiedził go w Chateau Rose? Musiał odpocząć, pragnął odpocząć, a jeśli to miało okazać się zbawiennym lekarstwem, zamierzał je wykorzystać w każdym calu. Musiał wrócić do zdrowia, musiał działać dalej, musiał… Musiał zrobić tak wiele rzeczy, w zamian za to leżał bezwładnie na łóżku, ułożony na plecach i ktoś cały czas pilnował go, czy przypadkiem nie zszedł. Zachary musiał odpocząć, ale wrócił jak obiecał. Tą drobną zmianę udało mu się wyłapać. Czy było ich więcej? A może wcale tak wiele ich nie było. Dopóki nie wrócił do sił, choć odrobinę, nie wiedział co się z nim działo.

ZT x 2



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]02.12.22 23:03
30/06/1958
Ostatnie dwa dni były szaleństwem w czystej postaci, perfekcyjnym zwieńczeniem ostatnich miesięcy, kiedy zagubiony w otaczającym go mroku poszukiwał własnej drogi. Wiedział, że popełnił błędy, których sam nie mógł sobie wybaczyć, obwiniał samego siebie za zagmatwanie sytuacji, złą ocenę, brak zrozumienia i pochopne decyzje, które podejmował. Może to efekt ciężkiej pracy, wieloletnich doświadczeń i życia w zakłamaniu, będąc oszukiwanym przez najbliższą rodzicielkę. Ten rok, choć właśnie dobijał przedostatni miesiąc pierwszej połowy, obfitował w szaleństwa i sytuacje, o których nawet by nie pomyślał. W momencie kiedy świat w jego własnym odczuciu stał się niestabilny zmieniło się tak wiele… Callista, Calypso, Primrose, kłamstwa Diany, pojawienie się Kennetha. Czasem zbyt trudno było mu dostrzec choćby odrobinę blasku w ciemnościach, jeden promień, który wyprowadziłby go na bezpieczniejszą drogę. Ta, którą kroczył mogła doprowadzić jedynie do katastrofy. Zwieńczeniem tego wszystkiego było małżeństwo, które zwarł ledwie dwa dni temu, pierwszy raz widząc na oczy swoją żonę na przygotowanych przez Evandrę zaślubinach w typowo francuskim stylu. Dołożyła wszelkich starań, aby zorganizować je zgodnie z wytycznymi. Corinne była piękna i młoda, ale nie znał jej, nie wiedział kim była, jaka była, lecz wahał się, czy chciałby to wiedzieć. To polityka, ozdobne figury przemieszczały się po polach planszy, jak w szachach. Wiedział, że ten dzień nadejdzie i nie buntował się. Powiedział Tristanowi, że weźmie ślub i tak też się stało, ku szczęściu lub nieszczęściu, to się jeszcze okaże.
Wyjątkowo trudny dzień. Czerwcowe słońce intensywnie prażyło, choć zdawać by się mogło, że zanosi się na wieczorny deszcz. Po zakończeniu pracy w Smoczych Ogrodach musiał odreagować, szybki trening, zmniejszone skupienie i kilka błędów doprowadziły do tego, że do domu wracał z krwawiącym nosem i kilkoma większymi siniakami, do tego przedwcześnie. Zapowiedział z samego rana, że będzie dopiero wieczorną porą na miejscu. Rozproszenie nie było dobrym kompanem w walce, o czym przekonał się już boleśnie nie raz i nie dwa, kiedy sytuacja wymykała się spod kontroli. Przed wejście na teren pałacu zdawało mu się, że sytuacja jest całkiem opanowana, w krwawić przestał. Wystarczyło ogarnąć się odrobinę i będzie wyglądał całkiem nieźle. Musiał prezentować się godnie przed małżonką, nawet jeśli trzymał ją na dystans i spoglądał na nią z chłodem w oczach, dobre wychowanie nie pozwalało mu zachować się wobec niej nieodpowiednio.
Drzwi swojej komnaty otworzył z rozmachem, wszedł do środka i zatrzymał się raptownie widząc gościa. Corinne siedziała przy kominku, mając wokół siebie rozłożone księgi, które najwyraźniej zabrała prosto z regału.
- Corinne. – powiedział poważnym tonem, choć w momencie gdy się odezwał poczuł metaliczny posmak krwi, a kilka kropel skapnęło na jego białą koszulę. Sytuacja była mniej opanowana niż jeszcze kilka chwil temu. Nie spodziewał się jej tutaj, nie spodziewał się, że wejdzie na jego teren.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]02.12.22 23:28
Ostatnie dwa dni były szaleństwem w czystej postaci, wyjątkowo nagłym zwieńczeniem planów ojca, które przedsięwziął… właściwie nie wiedziała do końca, kiedy. Pół roku temu? Rok? Nie ważne.
Ostatnie dwa dni czuła się, jak sprzedana błyskotka, którą ktoś teraz umieścił w swojej gablotce i z której nie będzie większego pożytku. Od dnia ślubu znowu dokuczały jej problemy ze snem, zdarzało jej się przysypiać w ciągu dnia, rytm dobowy dla jej organizmu stał się żartem, albo w ogóle przestał istnieć. Męża widywała rzadziej niż częściej i nie do końca potrafiła zdecydować, czy ten stan rzeczy jej się podoba, czy może jednak nie do końca. Z jednej strony ― miała święty spokój. Z drugiej… (Nerwowo przewróciła stronę książki, okręciła pasmo włosów wokół palca). Z drugiej, nie na tym to polegało. Corinne poważnie traktowała złożone dwa dni temu obietnice i choć Mathieu Rosier był jej kompletnie obcy, to nie zamierzała pozostawić tej relacji w takim stanie. Jako żona była mu coś winna. Wsparcie. Lojalność. Może nawet uda im się jakoś zaprzyjaźnić. Nie marzyła o miłości do grobowej deski ― nie była przecież naiwna ― ale dobry układ partnerski?... Oboje wyszliby na tym dobrze: żadnych strat, potencjalny zysk…
Odłożyła księgę, sięgnęła po kolejną, jedną z paru sztuk, które porozkładała wokół siebie. Przekartkowała szybko do interesującego ją rozdziału, przeleciała wzrokiem tekst. Nie czuła się, jak dobry partner do rozmowy. Był smokologiem, człowiekiem wykształconym, biegłym w arkanach czarnej magii, a ona…
Cóż, ona niedawno skończyła Hogwart i mogła nauczyć go paru słów w języku trolli.
Przewróciła znowu stronę, potem kolejną i jeszcze następną. Próbowała znaleźć wspólny temat. Na Merlina, próbowała, w zasadzie na tym spędziła cały dzień, a skoro sam Mathieu zapowiedział jej, że wróci późno, zaszyła się w jego komnacie, chcąc przejrzeć trzymane tam pozycje. Gdyby tylko wiedziała, gdyby słyszała, że wrócił szybciej…
Zastygła w bezruchu, kiedy wszedł. Ogień nadal trzaskał wesoło, ale ona czuła tylko chłód ogarniający ciało. Zdenerwuje się, że naruszyła jego teren? Nakrzyczy na nią? Użyje siły?... Z pozoru był uosobieniem szarmanckości i dobrego wychowania, ale nie wiedziała, na ile może w to wierzyć.
Mathieu… ― odezwała się zduszonym głosem, natychmiast podniosła się z ziemi. Spojrzała z lekkim wstydem na rozłożone książki, potem na niego i znów na książki. ― Nie wiedziałam, że już… ja… ― żadna wymówka nie brzmiała dobrze ― posprzątam to i…
Wtedy zobaczyła krew. Szkarłatne krople na białej koszuli, coś nieokreślonego w spojrzeniu. Zmęczenie? Irytacja? Nie potrafiła go jeszcze interpretować.
Nic ci nie jest? ― Chęć sprawdzenia, czy jest cały wygrała z paraliżującym ciało strachem. Ruszyła w jego stronę; materiał spódnicy szeleścił cicho z każdym kolejnym krokiem. ― To coś poważnego? Wezwać uzdrowiciela? ― Przez chwilę chciała go dotknąć, sprawdzić, ale potem przestraszyła się tego, że ją odtrąci. Odwróciła wzrok. Czuła się strasznie dziwnie. Obco.
Sięgnęła do kieszeni, zacisnęła palce na chusteczce, podniosła na niego oczy.
Mogę?... ― spytała szeptem, wyciągając z kieszonki materiałowy kwadracik z wyhaftowanymi inicjałami.


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Mathieu - Page 2 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]03.12.22 10:46
Współczuł jej. Z dnia na dzień musiała porzucić Zamek Ludlow, wszystkie bliskie jej osoby i przenieść się do miejsca, które było jej kompletnie obce, do mężczyzny, którego wcale nie znała. Z ich dwójki to on był w bardziej komfortowej sytuacji. Był u siebie, w pięknym pałacu, który doskonale znał, w otoczeniu ludzi, z którymi się wychował. To na pewno spadło na nią jak grom z jasnego nieba, została wyprowadzona ze strefy komfortu i oddana właśnie jemu. Sam miał mieszane uczucia, nie wiedział jak powinien się zachować, co robić, aby jej nie urazić czy nie zniechęcić do siebie. Gotów był poświęcić się w imię obowiązku, który spoczął na jego barkach w chwili podpisania umowy. Nie zapominał jednak o tym co wydarzyło się w jego życiu ostatnio. Czy będzie w stanie kiedykolwiek jej zaufać, zaakceptować ją? A co jeśli nie będzie mu odpowiadał jej charakter, co jeśli pod twarzyczką delikatną, łagodną, budzącą zaufanie nie kryło się zupełnie nic, co było warte przeciągłego spojrzenia? Nie chciał mieć u swego boku kogoś, kto będzie po prostu ozdobą… Na razie wszystko było jedną wielką niewiadomą, nie chciał jednak rzucać się na głęboką wodę i wolał podchodzić do wszelkich spraw z dystansem.
Nie spodziewał się, że zastanie ją w swojej komnacie, obłożoną książkami. Sądził raczej, że będą się unikać, na wszelki wypadek, żeby na razie przywyknąć do obecnego stanu rzeczy. Zaskoczyła go i w pierwszej chwili nie wiedział co powinien powiedzieć, czy w ogóle cokolwiek mówić, ale zauważył o wiele więcej… Aż podskoczyła, poderwała się z posadzki prawie na baczność, uciekała wzrokiem. Bała się go? Przesunął powoli spojrzenie po jej drobniutkim ciele. Wyglądał na aż tak porywczego, że wzbudzał w niej strach? Skierował swoje myśli w tym kierunku, tak było bezpieczniej. Irytował go fakt, że ktoś pod jego nieobecność zjawiał się na jego terenie i dotykał jego własności, ale ona nie robiła nic złego, wzięła parę książek, wykazała zainteresowanie, a w ostateczności obawiała się jego reakcji. Wziął głębszy oddech, nie spuszczając jej z oczu nawet na moment.
- To nic takiego. – powiedział łagodnym tonem. Naprawdę zmartwiła się? A może to jedynie gra pozorów? Na pewno spełniała jedynie swój obowiązek, żona powinna troszczyć się o męża. Nie był pewien, które zachowania może interpretować jako całkowicie szczere, a które wynikały jedynie z cech dobrego wychowania. Sam robił dokładnie to samo, chyba nie powinno go dziwić takie podejście. – Uzdrowiciel jest niepotrzebny. – dodał, choć raczej zaskoczony tym, co zrobiła za chwilę. Gest na który się zdecydowała był dla niego czymś niespotykanym. Sięgnęła po chusteczkę, chciała mu pomóc. Powinien pozwolić jej na to? To nic takiego, tylko odrobina krwi, która wypłynęła z jego nosa. Bywał w o wiele gorszym stanie, teraz naprawdę nie była to sytuacja kryzysowa czy wymagająca cudów. Niemniej jednak, Corinne wyciągnęła rękę w jego stronę i choć w całej swojej frustracji obecną sytuacją powinien powiedzieć nie, wiedział, że z żoną musi żyć w zgodnie i nie sprawiać, że będzie nieszczęśliwa. Pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć ot tak, muszą się jeszcze wiele nauczyć.
Skinął więc głową na potwierdzenie, jeśli chciała mu pomóc, otrzymała właśnie jego pozwolenie.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]03.12.22 12:17
Mimo prób zasięgnięcia języka, nadal wiedziała tyle, co nic. Przeszkadzało jej to, niewiedza uwierała, ograniczała pole manewru, zamykając jej możliwości ruchów w paru konkretnych, powtarzalnych akcjach. Błądziła na ślepo: i po samym zamku, którego nie znała i po nowych relacjach.
Kiedyś by jej to nawet nie przeszkadzało. Nie wątpiła, że kiedyś dałaby radę od razu zyskać sympatię paru domowników. Czystą, niewymuszoną, niepodyktowaną kontraktami i umowami, niezwiązaną podpisami obligującymi do bycia uprzejmym. Ale to było kiedyś, zanim zmarła jej matka i z dnia na dzień Corinne obserwowała tylko, jak wielka przepaść dzieli ją od dawnej wersji samej siebie. Zamiast szukać plusów sytuacji i wpasować się w towarzystwo, jak brakujący element układanki, najchętniej uciekłaby do biblioteki, albo zaznajomiła się z pracownią alchemiczną.
Miała sobie za złe, że jest taka wycofana, ale kiedy zmuszała się do łamania kolejnych barier ― było tylko gorzej. Może po prostu powinna dać sobie prawo do aklimatyzacji, zamiast wymagać od siebie zbyt dużo na start.
Skinęła głową, kiedy powiedział o uzdrowicielu, nie zamierzała się z nim spierać, choć gdzieś w głębi ducha czuła narastający bunt. Krew z nosa mogła być objawem ubocznym poważniejszych obrażeń, może jakiejś choroby, znaczącego osłabienia… Czytała nawet o tym ostatnio, świeża wiedza domagała się wykorzystania. Tyle, że bez praktyki, bez wywiadu lekarskiego, nie miała podstaw by powiedzieć cokolwiek.
Uniosła z wahaniem dłoń, otarła mu krew z twarzy. Była świeża, nie zostawiła zaschniętych smug na skórze. Corinne uznała, że poszło jej nadzwyczaj gładko; uśmiechnęła się krótko, ośmielona swoim małym sukcesem. Potem znów obejrzała się na książki, ale tylko na chwilę. Wolała nie spuszczać go z oczu.
Chcesz zostać sam? ― Miał za sobą intensywny dzień, wcale by jej to nie zdziwiło. Słońce dogasało już na niebie, robiło się chłodniej, gdzieś w oddali słychać było pomruki przetaczającej się burzy. Jeśli dziś w nocy znów nie będzie mogła spać, będzie ją obserwować z okna.
Zaraz to uprzątnę ― dodała i szybko oddaliła się w stronę kominka. Zebrała jedną książkę, potem drugą, mimowolnie przeczytała urywek zdania przy zamykaniu księgi i… i wcale jej nie zamknęła, bo informacja okazała się tak interesująca, że musiała doczytać do końca.
Miałam podobny zbiór ― odezwała się niespodziewanie. Cisza kłuła ją w uszy, płoszyła, nie wiedziała wtedy co robić, jak się zachować, żeby go nie urazić ani nie rozgniewać. ― W Ludlow. Ale był głównie o trollach.
Sięgnęła po kolejną książkę, przesunęła palcami po wytłoczonych w skórzanej okładce literach. Mówić dalej? Tak? Nie?
Nie… nie sądziłam, że kiedyś będę tak blisko smoków ― dodała znacznie ciszej. ― Chciałam się czegoś o nich dowiedzieć, a skoro jesteś smokologiem, to pomyślałam, że tutaj… ― urwała, zacisnęła wargi, odwróciła głowę w kierunku paleniska. To wszystko brzmiało tak strasznie żałośnie.
Nie chciałam tu wchodzić bez pytaniaa przecież dokładnie to zrobiłamprzepraszam.


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Mathieu - Page 2 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]03.12.22 15:05
Efekty, które miała okazję oglądać to nie tylko wiele godzin spędzonych na nogach, intensywny wysiłek czy wysoka temperatura, ale również Czarna Magia, która czasem za używanie pobierała drobną „opłatę”. Był zmęczony, szaleństwem, które nagle i niespodziewanie wkradło się do jego życia, poczuciem utraty gruntu pod własnymi stopami, był niepewny kolejnych kroków, które powinien podjąć, aby przyszłość stała w jaśniejszych barwach. Tak wiele lat wzbraniał się przed instytucją małżeństwa, może dlatego, że nie wiedział w tym momencie co powinien zrobić i jak się zachować. Wierzył, że dopełnienie obowiązków wobec Rodu to kolejny etap jego podróży, nie wiedział tylko jak miał je wypełniać, a najbliższe miesiące będą nauką, która dopiero za kilka lat pokaże swój efekt, czy była odpowiednia i warta swej ceny, czy może zupełnie przeciwnie.
Pozwolił jej na otarcie krwi z jego twarzy. W kompletnym milczeniu, czasem słowa były po prostu zbędnym dodatkiem i właśnie ten moment był jednym z takich. Patrzył na nią, obserwował każdy, najmniejszy ruch. Chciałby wiedzieć co myśli, co sądzi, czy naprawdę się go obawia aż tak mocno? Obowiązku małżeńskiego dopełniła bez zarzutu, choć wiedział, że była spięta i przerażona. Delikatność nie była jego najmocniejszą stroną, ale zrobił wszystko, aby zapewnić jej komfort psychiczny w tej jakże niekomfortowej sytuacji. Miał nadzieję, że właśnie w ten sposób to odebrała. Nie był przecież barbarzyńcą, a Corinne wyglądała na wyjątkowo delikatną, uroczą i niewinną. Tak jak teraz, kiedy w zupełnej niepewności stała w jego komnacie, jakby czuła się winna, jakby… przyłapał ją na niewybaczalnym przestępstwie.
Przemilczał jej pytanie, zamiast tego słuchał tłumaczenia i patrzył, kiedy zbierała księgi i wracała wzrokiem do liter w nich zapisanych. Czuł się jak oprawca, jakby stał nad nią jak kat, a ona próbowała wyjaśnić swoje zachowanie. Czy tego właśnie chciał? Wzbudzać w niej strach tak silny, żeby nie mogła racjonalnie wysłowić się i złożyć zdania? Żeby bała się przy nim podjąć jakiegokolwiek działania. Przepraszała, choć wcale nie musiała tego robić. Może nie był idealny, ale na pewno nie był tyranem. W milczeniu zrobił kilka kroków w jej stronę, aż stanął zaraz obok niej.
- Corinne. – powiedział cicho. Powinien być wściekły, że wtargnęła na jego teren, ale nie chciał tego robić. Wolał spokojnie porozmawiać z nią, bo domyślał się, że tej sytuacji było jej jeszcze ciężej niż jemu. – Nie gniewam się, nie musisz przepraszać. – dodał odbierając książki z jej rąk, odkładając na stolik stojący przy fotelu zaraz obok niego. Stanął naprzeciw niej, niejako zmuszając do tego, aby spojrzała na niego, zamiast uciekać wzrokiem gdzieś dalej. Delikatnie palcami musnął jej policzek, a później nachylił się, subtelnie całując jej czoło. Niech się uspokoi, jej niewinność i delikatność, blokowała w nim to, co cenił sobie tak bardzo. – Usiądź. – wskazał dłonią na fotel, a później zgarnął księgi i odłożył na półkę, w dobrze znanej sobie kolejności. Źle się za to zabierała, powinna najpierw posiąść wiedzę na temat podstaw, a dopiero później zagłębiać się w tak skomplikowane rzeczy. Przesunął palce po woluminach znajdujących się na najwyższej półce, zatrzymał dłoń i wyjął jeden ze starszych egzemplarzy. Podszedł do niej bliżej i wyciągnął rękę, w której trzymał książkę.
- Powinnaś zacząć od tego, na marginesach i pustych stronnicach są wypisane moje spostrzeżenia dotyczące Albionów, te są nam znane najlepiej. – stwierdził, a kiedy wzięła od niego księgę usiadł w drugim fotelu i przetarł twarz dłońmi. Krwawić przestał, a to najważniejsze. – Podoba Ci się w Château Rose?



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]03.12.22 17:40
Dlaczego tak strasznie źle się czuła, kiedy milczał? Przecież sama głównie siedziała cicho. Odkąd zmarła matka stała się bardziej obserwatorką, niż aktywną uczestniczką wydarzeń. Obserwowała, analizowała, porównując słowa z czynami i ― ku jej okropnemu rozczarowaniu ― większość ludzi rozmijała się z tym, co robili i tym, co chcieli zrobić naprawdę.
On też tak działał? Szukał w niej fałszu? Nie miała nic do ukrycia. Może po prostu nie miał jej nic do powiedzenia? Przez chwilę zastanawiało ją, jaki był przy tamtych kobietach, jak się zachowywał, kiedy pokonało się ten mur chłodu czający się w ciemnych oczach.
Na pierwsze pytanie nie odpowiedział, co jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi. Czy to była cisza przed burzą, jak u jej ojca? Niklas Avery był zmienny i porywczy; czasem jego milczenie oznaczało przyzwolenie, czasem było to ostatnie ostrzeżenie, jakiego udzielał, nim nastąpił wybuch. Może to była cisza pełna rozczarowania?
Odezwij się do mnie, zdawała się prosić go spojrzeniem. Nie skazuj mnie na domysły i błądzenie po omacku. Chociaż ty mi tego nie rób.
Spięła się znowu, kiedy ruszył w jej kierunku; odruchowo zacisnęła palce na trzymanych woluminach. A więc pora na wyrok. Tuzin myśli przetoczyło się przez jej umysł, jak gwałtowna fala, pozostawiając po sobie tylko spustoszenie i najgorsze obawy stojące w opozycji do tego, co podsuwała pamięć. Miał już okazję, żeby jej zrobić krzywdę i z niej nie skorzystał. Wręcz przeciwnie, ciągle starał się pokazać z dobrej strony, nie mogłaby mu nic zarzucić.
Skąd ten strach? Skąd ten strach, na Merlina, skąd ten strach.
Spodziewała się wszystkiego, podczas dwóch niezbyt przespanych nocy miała aż zbyt dużo czasu na analizę i przeglądanie możliwych scenariuszy, mentalnie przyszykowała się na to, że to będą bardzo ciężkie miesiące, może nawet lata. Nie zdołała znowu umknąć gdzieś wzrokiem, ewidentnie wymagał tego, żeby na niego spojrzeć, więc to zrobiła. Uniosła głowę, przyjrzała się jego twarzy, zajrzała w oczy, usiłując zgadnąć, co się w nich kryje.
Tego, co nastąpiło potem jednak nie przewidziała. Delikatnego muśnięcia, najpierw na policzku, potem na czole. To drugie od razu skojarzyła ciepło z bratem, zwykle to on sięgał po ten gest. U niego wyrażał troskę, potwierdzenie opieki, jaką nad nią roztaczał, podprogowy przekaz, żeby się nie martwić.
Czy u ciebie znaczy to samo, Mathieu?
Uśmiechnęła się lekko, krótko, ale na pewno szczerze. Wszystko, co robił, było przez nią zauważone i odnotowane, od kiedy tylko się spotkali. Powoli, cegiełka po cegiełce, budowała sobie wstępną opinię na jego temat. Ostrożnie, bez pochopnych osądów, żeby późniejsze wnioski były jak najbardziej obiektywne.
Usiadła w fotelu, a kiedy odebrał jej książki, odkryła, że nie ma co zrobić z rękami. Najpierw splotła je ze sobą, potem wymiętoliła kawałek spódnicy, następnie ze zgrozą zauważyła, że zaczęły jej znowu drżeć. Zrób coś z rękami, na Merlina, sto trolli i bobrową tamę, zrób coś z rękami. W końcu przerzuciła włosy przez ramię i zaczęła je przeczesywać palcami, ale ledwie dotarła do końca pierwszego pasma, Mathieu wrócił z książką. Przyjęła ją bez wahania (ręka cudem nie drżała, może dlatego, że była to książka, a nie - na przykład - jego dłoń), od razu otworzyła ją na losowej stronie, przesunęła palcami po znalezionej rycinie smoka.
Dziękuję ― dodała szybko, zanim zdołałby pomyśleć o niej coś złego. Spojrzała na niego kątem oka, ciekawa tego, co będzie teraz. Może powie jej coś jeszcze na temat smoków? Może spyta o trolle?
Pytania o to, czy jej się podoba znów się nie spodziewała. Może powinna zmienić sposób myślenia i nie oczekiwać najgorszego? Chociaż, z drugiej strony, jeśli najgorsze nastąpi, to przynajmniej nie będzie boleśnie rozczarowana, a rany wcale nie będą tak głębokie, jak gdyby pozwoliła sobie… czuć. Zaufać. Ojciec zawsze jej powtarzał, żeby ufać tylko sobie i potem ewentualne pretensje też mieć tylko do siebie.
Trudno powiedzieć ― odparła ostrożnie, znów przyglądając się okładce książki. ― Nie widziałam jeszcze sporej części zamku, ale te pomieszczenia w których byłam są na pewno o wiele ładniejsze niż te w Ludlow. Sprawiają wrażenie… ciepłych ― nie była pewna, czy ją zrozumiał ― jakby faktycznie żyli w nich czarodzieje i czarownice z krwi i kości. Ludlow jest surowe, przez większość czasu ma się wrażenie balansu pomiędzy życiem, a śmiercią. Zwłaszcza w Yggdrasilu ― dopiero po chwili dotarło do niej, że Mathieu może nie wiedzieć, czym dokładnie jest Yggdrasil ― w sali należącej do lorda nestora ― uzupełniła szybko.
Na pewno podoba mi się ilość światła i liczba okien ― uśmiechnęła się mimochodem, przy okazji zastanawiając się, czy nie brzmi czasem dziwnie ― widok na ogrody i morze też mi się podoba, chyba najbardziej ze wszystkiego.


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Komnaty Mathieu - Page 2 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Komnaty Mathieu [odnośnik]03.12.22 18:41
Strach był uzasadniony. Obce miejsce, małżeństwo, komplet zaserwowanych przepięknie nowości w bogato zdobionych komnatach Chateau Rose. W porównaniu do chłodu panujące w Ludlow mogła czuć się onieśmielona. Ciekawe czy pamiętała jak odwiedzał Callistę, czasem przechadzał się wraz z nią wśród surowych murów zamku. O spotkaniach na moście na pewno nie wiedziała, a panna Avery mimo swoich problemów z oddechem biegła do niego ile sił w nogach. Była mu oddana, ale nie na tyle, aby poświęcić swoje życie i odrzucić strach gdzieś w dal i zostać jego żoną, wolała pozwolić ojcu odesłać się za granice kraju, kiedy tylko rozpoczęła się wojna. Niemniej jednak, to Corinne została jego żoną, stała się Lady Rosier przyjmując wszystko, co z mężem związane. Na pierwszy rzut oka wydawała się być spokojna, zaczytana w księgach, skromna i bardzo posłuszna. Czy miała w sobie energię i ogień, które zadowolą drzemiącego w nim smoka? Znał ją ledwie trzecią dobę, nie zamierzał oceniać pochopnie, już wiele razy popełnił ten błąd i po raz kolejny nie zamierzał. Tym razem woli wybrać metodę małych kroków, zanim pozwoli się zranić ponownie.
Nawet nie wiedziała, jak byli do siebie podobni, ani on tego nie wiedział. Straciła matkę i jej życie w związku z tą stratą uległo zmianie. To świeża rana, której jeszcze nie rozumiała. On stracił ojca przeszło dwadzieścia lat temu. Zdążył przeanalizować jego śmierć, przejść okres żałoby, ale pamiętał dokładnie jakim dzieckiem się stal w momencie, kiedy doszło do tragedii. Wycofany, cichy, milczący. W momentach niepewności takich jak ten wolał nie zabierać głosu, pozostawiając chłodną analizę sprzyjającą osądowi w pełnej gotowości. Nie mogła tego jednak wiedzieć, nie wiedziała o nim nic, tak samo jak on nie wiedział o niej.
Zdecydował się na ten drobny gest. Wymawiając dwa dni temu ”tak”, złożył jej przysięgę. Nie powinna się go obawiać ani czuć strachu w jego obecności. Stal po jej prawej stronie, gotów bronić jej w każdym momencie, jak nakazywał francuski zwyczaj. Nie ważne, że nie wiedział kim jest i jaka jest, ważne było to, że los splótł ich dwa życia, a on biorąc ją na żonę zobowiązał się do jej ochrony, do dawania jej poczucia bezpieczeństwa. Wiedział, że to nie łatwe, wiedział, że ostatnie błędy jeszcze długi czas będą spędzać mu sen z powiek, ale świat pędził naprzód, musieli się dostosować, oboje.
Zauważył jej problem z dłońmi. Odwrócony do regału uśmiechnął się kącikiem ust. Rozumiał ten stres, nie wymagał od niej niczego, poza tym, że w pewnym momencie zacznie się czuć w tym miejscu jak w domu.
- Nasz pałac znacznie różni się od surowego charakteru zamku Ludlow. – stwierdził. Nie będzie wnikał w szczegóły swojej bytności na terenach Averych, relacji z Callistą ani narzeczeństwa, które trwało krócej niż dłużej. To nie było w tym momencie najistotniejszą kwestią. Może powinien ją oprowadzić po Chateau? Nie widział siebie w roli przewodnika wycieczki, poza tym… bardziej ekscytującym będzie, jeśli Corinne odkryje pałac sama, przynajmniej wtenczas nie będzie się nudzić podczas jego nieobecności. – Rosarium zachwyca o tej porze roku. Myślę, że Evandra lub… Lady Diana pokazałyby Ci jak pielęgnować róże magią, jeśli zechcesz. – stwierdził po chwili. Zgodnie z tradycją pielęgnacja rodowych kwiatów należała do kobiet, które wykorzystywały własne umiejętności, aby się nimi zajmować. Może tak na dobry początek Corinne skusiłaby się na taką rozrywkę. Co prawda nie wiedział jak sama zapatrywała się na to, ale warto było spróbować. Na razie interesowały ją smoki, co też doceniał.
- Umiejscowienie naszych komnat nie jest przypadkowe. Okna ukierunkowane na Smocze Ogrody, z którymi jestem związany bezpośrednio mają związek z rodem mego ojca. Widok na morze przypomina mi o rodzie mej matki. Lady Diana pochodzi z rodu Travers. – wyjaśnił jej spokojnie. Lokalizacja jego pokoju była przemyślana, nieprzypadkowa. – Sztormy wyglądają wyjątkowo, kiedy błyskawice rozświetlają krawędź klifu, prezentując ciemność za nimi. – stwierdził tylko, pomruki burzy stawały się coraz głośniejsze. Zgodnie z przewidywaniami, gorący, parny ostatni dzień czerwca miał zakończyć się burzą.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Komnaty Mathieu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach