Wydarzenia


Ekipa forum
Ponura sypialnia
AutorWiadomość
Ponura sypialnia [odnośnik]06.07.19 15:05

Ponura sypialnia

Ciemno. Ciężkie kotary odgradzają sypialnię od światła nawet za dnia. Olbrzymie łóżko zajmuje znaczną część pomieszczenia. Materac jest wysoki, całkiem wygodny, chociaż rama lubi ponarzekać na obolałe, skrzypiące listwy. Pościel jest potargana, poduszki pamiętają ciepło dziewczęcej głowy, jakiś jasny skrawek wysłużonej poszewki dotyka podłogi. Obok gibający się stoliczek, lampka, a wokół niej parę porzuconych kiedyś drobiazgów. Kawałek dalej szafa. Wielka, ogromna szafa wdzięcznie wypełniona milionem sukienek, butów, płaszczy, tam nie istnieją pamiątki z przeszłości, brakuje upchanych na dno albumów. Tylko ubrania, wszystko nabyte, bez głębokiej historii, choć znoszone. Nocą przekrzykują się tu roziskrzone oczy, które nie są tak wyblakłe jak wszystko wokół.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 21.06.20 17:09, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]22.12.19 23:53
20 III

Było już pół godziny po północy, kiedy znalazł się przed jedną z obdartych kamienic w portowej części miasta. Wszystkie zresztą budynki mieszczące się w najbliższej okolicy wydawały się w takim samym stopniu zaniedbane, a jednak pozostawały zamieszkałe. Przymknął oczy, nie mając ochoty przyglądać się temu szaremu miejscu, zarazem wiedział, że musi przecież wejść do środka i wniknąć w tę ponurą przestrzeń głębiej. Czuł ogromną awersję do kolejnej zbliżającej się konfrontacji, ale nie mógł jej uniknąć. Posiadanie cudzej własności zbyt mocno go uwierało, zwłaszcza, że nie chodziło o jakiś małowartościowy przedmiot, ale atrybut niezwykle związany z magicznym potencjałem jego posiadacza. Bardziej jednak ciążył mu inny szczegół z tym związany, który uderzył w niego z kilkunastogodzinnym opóźnieniem, gdy wreszcie po północy odkrył obecność przedmiotu. Zostawił ją na zdewastowanym dworcu samą, bez różdżki. Wciąż trzymał ją w wewnętrznej kieszeni płaszcza i choć to ona sama ją tam włożyła w przejawie zuchwałości, to jednak Kieran żal czuł do siebie, że o tym fakcie po prostu zapomniał. Kiedy on wypełniał swoje obowiązki, ona była zdana tylko na siebie. Odcięta od magii czarownica była zbyt łatwym celem dla mętów kręcących się w pobliżu portu.
Nie zamartwiał się o jej bezpieczeństwo, gdy tkwił w kwaterze głównej całkowicie pochłonięty przez zawodowe zobowiązania. Nie roztrząsał tego, że pomylił się w swoich oskarżeniach wobec niej. Atak na King Cross wywołał dużo zamieszania, trzeba było przywrócić porządek w miejscu ataku, zdać mnóstwo raportów, przesłuchać podejrzanych i przedstawić im zarzuty. Nikt nie upomniał się po zatrzymaną trójkę, najwidoczniej nie funkcjonowali w szeregach Rycerzy Walpurgii. Pomysłodawcą zamachu był dwudziestopięcioletni czarodziej, syn skazańca, który został osadzony w Azkabanie po złapaniu przez Rinehearta. To była pierwsza próba skrócenia jego żywota po przejęciu stanowiska szefa biura aurorów i nie do końca wiedział, jak się z tym czuć. Było to dziwne, ale przecież liczył się z taką możliwością. Syn zbrodniarza za rzucenie Cruciatusa również miał trafić do Azkabanu, już tego nowego, stworzonego w podziemiach Tower.
Miał pełne prawo zapomnieć o różdżce skrytej w swoim odzieniu wierzchnim. Przy takim natłoku spraw naprawdę nie miał kiedy rozmyślać o Philippie Moss. Ale po ponownym narzuceniu na siebie  płaszcza i wyczuciu kawałka drewna przy piersi nie mógł postąpić inaczej, jak udać się prosto do niej. Nocną porą wspinał się po starych schodach, niektóre stopnie skrzypiały pod jego ciężarem, przez co był przekonany, że jego obecność nie pozostanie niezauważona przez innych mieszkańców. W końcu stanął przed odpowiednimi drzwiami i zapukał. Czekał chwilę, nie chcąc uderzać w nie znowu i po prostu naparł na klamkę, a te się przed nim uchyliły bez problemu. I to wręcz zmroziło mu krew w żyłach. Po rzuconym niewerbalnie Carpiene nie wyczuł żadnych pułapek, dowiedział się też, że w mieszkaniu znajdowała się tylko jedna osoba. Mieszkanie nigdy nie zostało zabezpieczone odpowiednimi zaklęciami? Czy naprawdę mogła zapomnieć zamknąć drzwi wejściowe? A może…?
Wszedł do środka, mocno ściskając własną różdżkę w prawej dłoni, próbując w mroku dostrzec jakiekolwiek niepokojące znaki. Nie usłyszał niczego, lecz podłoga w dość obszernym pomieszczeniu, chyba stanowiącym salon, zaskrzypiała alarmująco pod jego stopami. Był jedynym intruzem czy może w kolejnym czekał inny? To odgłosy jego obecności musiały wywołać poruszenie w drugim pokoju, gdy dotarł do niego szelest materiału. Ruszył dalej i dopiero po chwili zrozumiał, że wtargnął do sypialni czarownicy i tylko ona się w nim znajdowała. W jednej chwili nad wyraz przewrotnie zaczął pełnić rolę włamywacza, którego podejrzewał zastać w środku pod nieobecność właścicielki. Szybko opuścił różdżkę, mocno zażenowany, ale jak zwykle nie potrafiąc przyznać się do pomyłki.
Drzwi były otwarte – niechętnie wydobył ten ochrypły szept, chcąc wytłumaczyć swoje wtargnięcie do środka. Przekroczył granicę? Był tutaj w ważnej sprawie i musiał się upewnić, czy aby wszystko z nią dobrze. Napotkał niepokojące oznaki, które upoważniały go do bycia przewrażliwionym, to była jednak jego subiektywna opinia. Zaraz jednak sięgnął drugą dłonią do płaszcza, aby dobyć jej różdżkę. Wyciągnął ku niej otwartą dłoń, aby mogła bez przeszkód sięgnąć po swoją własność i nawet z niepokoju wymierzyć ją w niego. I chyba tylko dlatego powstrzymał się od skomentowania braku zaklęć ochronnych. To nie była próba zrobienia jej na złość, nie chciał się z nią kłócić, po prostu wczorajszy już dzień obfitowało w tak niebezpieczne zdarzenia, że trudno było mu zerwać z przesadną ostrożnością.
Jestem zmęczony – wyrzucił z siebie bezwiednie, w dziwnym porywie szczerości, po raz pierwszy od wielu lat przyznając się przed kimś do słabości. On również doświadczał bólu, odczuwał chwile zwątpienia, borykał się z ograniczeniami własnego organizmu. Chociaż nie został dziś poważnie ranny, uwierała go myśl, że pozwolił, aby jakiekolwiek zaklęcie w niego trafiło. I jeszcze teraz wtargnął do jej mieszkania, docierając aż do sypialni, przestrzeni tak bardzo intymnej. Czy próbował się przed nią tłumaczyć? Szukał zrozumienia? O wiele lepsze byłyby przeprosiny, ale wyrażenie skruchy było mu obce.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ponura sypialnia AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]24.12.19 1:48
Uporządkowanie wydarzeń z ostatnich dwóch dni okazało się niemożliwe. Chociaż zdarte przed nawiedzoną ławką kolana zaczynały się goić, choć uleciała woń przystojnego amanta, to nie ucichły wcale wrzaski z londyńskiego dworca. Nie zniknęło wspomnienie czarujących postaci, ale niestety przedzierało się przez fruwające w chaosie odłamki szkła, wykrzywiające się w bólu pomazane obrazy odważnych aurorów. Nie wpadała w paranoję – jeszcze. W porcie nie narzekała na rozrywkę, ale takiego dziwnego zlepku skrajnych sytuacji nie doświadczyła od wielu lat. Powrót do domu był ulgą. Zatrzaśnięte drzwi zwiastowały ostateczny koniec szaleństwa, prywatny zakątek przywitał ja nawoływaniem wytęsknionych stworzeń. Nie zdążyła zdjąć butów, a futrzaki już błagały o uwagę, dobrze słysząc, że ktoś wrócił. Philippa była pewna, że poradziły sobie dzielnie przez tamtą niezaplanowaną noc. Kwikanie ucichło, gdy tylko dostały jedzenie, a potem wypuściła je z klatki, niby przypadkiem gubiąc kilka drobnych monet. To dało jej chwilę spokoju. Wyszalałe niuchacze w końcu przestały demolować i tak już podrapane salony panny Moss. Zafundowała sobie więc długą kąpiel, a później spróbowała jakoś posklejać do kupy ten mijający jakoś tak ciężko dzień. W którymś momencie odkryła, że nie ma różdżki. Pamiętała, pod czyją opieką ją zostawiła, ale jakoś niespecjalnie się przejęła nieobecnością swej magicznej partnerki. O wiele bardziej zirytował ją fakt, że znów czeka ją spotkanie z Rineheartem. Wolała jednak nie męczyć się tymi myślami. Przynajmniej do czasu, aż nie nadrobi braków w spaniu i nie obudzi się czysta, wreszcie wyciszona po tych ostatnich anomaliach. Wspomnienie Kierana wzbudziło w niej jednak błysk upierdliwej troski. Czy pozbierał się jakoś po tym wszystkim? Nie wiedziała. Mimo to wcale nie chciała latać wokół niego jak posłuszny psidwak. Sam rwał się na linie ognia, więc niech cierpi. O tak, właśnie, tak!
Męczyła się. Sen nie chciał nadejść, chociaż ze wszystkich sił próbowała wreszcie całkowicie oddać się miękkiej poduszce i zapomnieć. Mijały minuty, a z każdą kolejną odkrywała podejrzane odgłosy. Wydawało jej się, że gdzieś bucha ogień, że gałęzie obijają się w okna jak w taniej historyjce pełnej plastikowej grozy, że podłoga skrzypi… Szukała odpowiedniej drogi, szukała myśli, która ostatecznie zmęczy ją na tyle, by mogła wreszcie odnaleźć ukojenie. Płytkie próby były nieudane. Nieistniejące gałęzie wystukiwały rytmy, plącząc się w dźwiękach z deszczowym odgłosem. Przekręcała się z boku na bok, wyliczając niesłyszalnie pozostałe godziny do poranka. Wreszcie jednak skrzypienie podłogi, wyczuwalne poruszenie gdzieś za ścianą przestało być iluzją. Usiadła na łóżku, przez chwilę słuchając ciemności. Ktoś był w domu? Serce zabiło jej mocniej, a dłoń chciała sięgać po nieobecną różdżkę. Jasna cholera! Napięła mięśnie, gdy jakiś mroczny zarys wkroczył do sypialni. Rzuciła mu odważne spojrzenie, próbując rozszyfrować zagadkę tej czarnej plamy. Jego głos zdołał zadeptać ten pełen lęku płaszcz, który ledwo chwilę temu ciasno wiązał się wokół jej szyi. Kieran Rineheart panoszył się w jej sypialni pod osłoną nocy. Wzniosła brwi ku górze, a usta wyraźnie się rozluźniły. Było w tym chyba więcej absurdu niż faktycznego niepokoju.
– Wpadłeś pogawędzić, Kieranie? A już myślałam, że masz nakaz przeszukania… – mówiła, zsuwając się przy okazji z łóżka. Jeszcze zanim podał jej różdżkę, jeszcze zanim dostrzegła jakiekolwiek emocje na jego tajemniczej twarzy chowającej się w półmrokach. Pomyślała, że to wcale nie koniec tego wariackiego pasma zdarzeń. Przechwyciła różdżkę i zaraz rzuciła ją gdzieś na łóżko. Nie objawiła zakłopotania, nie zareagowała na wzmiankę o otwartych drzwiach, być może uznając, że to jest jakaś jego wymówka. Nie spuszczała z niego ciekawskiego spojrzenia. – Nie musiałeś oddawać jej tak szybko… – napomknęła, robiąc krok w jego stronę. Doceniała ten gest, ale mimo wszystko była noc, a on…. On był zmęczony?
Otworzyła szerzej oczy, przyjmując tę informację z pewnym niezrozumieniem. Nie spodziewała się po nim takich zwierzeń. – Pomyślałeś więc, że wpadniesz do mnie w nocy i się wyśpisz? – zapytała nieco uszczypliwie, ale rozbawienie gdzieś tam jednak dało się także wyczuć. Jeśli wcześniej przysypiała, to teraz wyraźnie odzyskała energię. – W końcu bycie bohaterem musi być bardzo wyczerpujące – wytknęła mu, zbliżając się jeszcze bardziej. Materiał jej piżamy musnął jego płaszcz. Przekręciła lekko głowę, zastanawiając się, o co mu tak naprawdę chodziło. Gdzie powinna doszukiwać się sensu tej wizyty? Znaczenia tych słów?
– Możemy tak zrobić –
szepnęła nagle, drocząc się z ciszą nocy, drocząc się z Kieranem. – Możemy zasnąć – dodała. Łóżko miała szerokie, przelotni goście chwalili te miękkości. Jeśli nagle zaczął cierpieć, mogła ofiarować mu ukojenie. Mogli pomoc sobie nawzajem. Mogli zasnąć.  Te myśli jednak wydały się Phils bardzo kuszące i zarazem niebezpieczne, choć przy samym aurorze mogłaby poczuć się najbezpieczniej w świecie.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]24.12.19 3:32
Wystraszył ją, ewidentnie zbudził skradaniem, ale nie wydobyła z siebie bojaźliwego okrzyku ani donośnych gróźb, od których czuć by było desperacją. Jej ust nie opuściła też wiązanka bluzg, kiedy po rozpoznaniu intruza przez jej twarz przemknął cień ulgi. Powstała z łóżka i wyszła mu naprzeciw, jak zwykle szukając ukojenia w kpinie. Był jej wdzięczny nie za spokój, ale za to, że nie zapaliła światła. Czuł się dobrze w ciemności dzięki wierze, że nie wszystko zostanie w pełni ujrzane. Może właśnie dlatego znalazła się tuż przed nim, spragniona ujrzenia wyraźnie jego potknięcia.
Wiesz dobrze, że musiałem – odparł bez zwyczajowej stanowczości, bo już w jego podświadomości ulokowana została potrzeba uniknięcia konfrontacji podczas tej jednej nocy. – Bez niej nie jesteś bezpieczna – gorzkim stwierdzeniem ujawnił troskę, którą wobec niej żywił. Po pierwszym spotkaniu była jedynie szarym i smutnym wspomnieniem bez imienia. Nie żywił nadziei, że spotka ją ponownie, ale kiedy tak się stało, nabrała realności, stała się pełnoprawnym bytem, ciałem z krwi i kości. Jak nie mógł zauważyć, że właśnie to go przerosło? Bezmyślnie wziął odpowiedzialność za kogoś obcego i nie czuł się z tym dobrze, choć co jakiś czas musiał ponownie skrzyżować z nią ścieżki, aby nabrać pewności, że dobrze się jej wiedzie.
Jej protesty nigdy nie były poważne, ani razu tak naprawdę nie spróbowała pozbyć się go raz na zawsze ze swojego życia. Subtelnie toczyła jad, ale dawkowała go tak umiejętnie, aby nie uśmiercić tej relacji. Odkrył przed nią słabość i choć odpowiedziała kpiną, to chwilę później zaproponowała mu ukojenie, okazując łaskawość w specyficzny sposób. Nawet teraz nie chciała przerwać zbyt mocno naciągniętej nici między nimi. Przybyła właśnie do niego, gdy była w potrzebie, tak całkowicie zdewastowana przez atak nieznajomego czarodzieja. Jak mógłby o tym zapomnieć?
Czuł się wypompowany z uczuć, pusty. Ostatni tydzień wypełniony był emocjonalnymi rozmowami, do których nie był przyzwyczajony. Potrzebował wytchnienia i zdawało mu się, że w tej chwili jest ono na wyciągnięcie ręki. Zazwyczaj Moss zmuszała go do gwałtownych reakcji, gdy zbyt śmiało przekraczała kolejne granice, ale teraz ogarniał go w jej obecności spokój. Była cała, miała przy sobie różdżkę, nawet jeśli ją odrzuciła niedbale w bok. Stała blisko niego, za blisko, dalej pozostając sobą, pewną siebie czarownicą, która chciała wodzić za nos takiego starego wygę. W jej piwnych oczach widział więcej. Niepewność, delikatność, nieme pytanie o to, co tutaj właściwie robi, podsycone delikatnym zapachem włosów i ciepłem bijącym od mniejszego ciała. Zdradziłby jej odpowiedź, gdyby tylko sam ją znał.
Dlaczego nigdy niczego nie ułatwiasz, Philippo? – spytał pozornie bez wyrazu, lecz w jego głosie skryło się udręczenie, powiązane tylko z jej osobą, gdy nie mógł już znieść kolejnej dawki kąśliwości z jej strony. W zaciszu własnej sypialni miała wszelkie prawo mówić co tylko chciała, akcentować wypowiadane słowa tak jak chciała. Miała też pełne prawo przepędzić go natychmiast, ale nie miała takiego zamiaru. Dał się złapać temu szaleństwu.
To był impuls, który pokierował nim tak, aby zaczął leniwie zdejmować swój płaszcz, lecz nie potrafił zmusić się zarazem do wypuszczenia z dłoni swojej różdżki. Ulokował ją w lewej dłoni, aby zsunąć prawy rękaw, potem znów powróciła do wiodącej ręki, aby mógł uwolnić drugą rękę z lewego rękawa. Skórzany materiał opadł na podłogę i na niej miał pozostać do bladego świtu. Rineheart  wyminął Moss i bez słowa usiadł na brzegu łóżka, tkwiąc w zgarbionej pozycji i ze spuszczoną głową, rozdarty pomiędzy chęcią rozsznurowania ciężkich butów a gwałtownym powstaniem na równe nogi. Dalej nie mógł rozstać się z różdżką, trzymając ją ściśniętą w dłoni.
Gdzie miałby pójść? Nie chciał wracać do siebie. Pomyślał o ministerialnym gabinecie, o wnętrzu zbyt eleganckim, aby czuł się w nim swobodnie. Mógł obrać jeszcze jeden cel, choć poczuł przez to tylko większe zniechęcenie. Po co tak właściwie kupił nowy dom odgrodzony od świata lasem i rzeką, skoro w ogóle w nim nie bywał? Wypełnione wspomnieniami pokoje zamienił na inne, jeszcze mu obce, choć prezentujące się swojsko w swej drewnianej prostocie. Ostatecznie podniósł wzrok i sięgnął po kobiecą dłoń, palce dociskając do pulsującej pod skórą żyły.
Kpij do woli, ale zaśnijmy.
Już dawno przestał być zdolny do przyznania choćby przed samym sobą, że też potrzebuje bliskości jak każdy. U nikogo nie odnajdywał pełnego zrozumienia i nie oczekiwał cudów, Moss też mu go nie da, ale też nie będzie go surowo osądzać. Był gotów znieść jej ironię, bo nie była to wielka cena za doświadczenie po raz pierwszy od tygodni chwili spokoju.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ponura sypialnia AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]24.12.19 11:26
Cokolwiek by uczynił, nie było sposobu na to, by uniknąć tego zderzenia. Zderzenia z wciąż jeszcze lawirującą między senną abstrakcją a trzeźwym czuciem Philippą. O tak, chciała wpędzić go do wiru jego własnego speszenia, ale maskował się, nie pozwalając, by go ujrzała pośród mglistej czerni. Pojedyncze pręgi światła z ulicy wchłaniały zasłony. Lubiła, gdy po jej czterech ścianach panoszyły się nieprzeniknione ciemności. Kryła swoje tajemnice przed ciekawskim okiem, przed zuchwałą jasnością i przed nim. Choć wkradał się bezczelnie, przenikał przez drzwi i wreszcie stawał skruszony na sypialnianym dywaniku. Nie mógł ujrzeć jej pobłażliwego uśmiechu, tak samo też lekkiej mgiełki lęku osiadłej gdzieś na długich rzęsach. W jego towarzystwie nie mogła znieść swoich słabostek jeszcze bardziej. Być może dlatego, że widział w niej pamiętną nędze, powracające co rusz ataki bezradności. Namolne i okrutnie pętające śmiała duszę. Czy nie na to właśnie teraz wskazywały jego słowa? Poczuła draśnięcie po tej uwadze.
– Znów we mnie nie wierzysz – podsumowała raczej sucho, jakby to była wielka oczywistość. Dla niego może tak, ale nie dla niej. Bez tego durnego patyka też umiała przetrwać. Po raz kolejny zakładał, że jedyną obroną Philippy Moss są jej dziurawe magiczne tarcze, ale trwał w błędzie. Przecież była sprytna, wiedziała, co powiedzieć, kogo zagrać, jakie emocje wznieć w chwili zagrożenia. Naprawdę broniła się tylko różdżką? Najwyraźniej w to wierzył, ale nie okazało się to w tym wszystkim najbardziej irytujące. Z jakiegoś powodu chciała, żeby ją docenił, choć nie miało to przecież żadnego sensu. Ostatnie, czego teraz potrzebowała, to płaszczenie się przed szorstkim aurorem bez wyobraźni. A jednak.
Zaskakujące wyznanie echem odbijało się gdzieś w głębi jej myśli. Oswajające się z mrokami oczy wychwyciły jeszcze więcej szczegółów postaci stojącej zaraz przy niej, ale dalej zdradzały go jedynie wypowiadane zdania, brzmienie surowego głosu, obnażał przed nią swą niemoc i zdawał się wcale nie bronić. Ani przed własnym zmęczeniem ani też przed jej docinkami. Brak wyraźniej reakcji mógł wzbudzać jej niepokój. – Wciąż cię to dziwi? – odpowiedziała na jego pytanie z nutą rozbawienia. – Próbuję poznać twoje grzeszne zamiary, Kieranie. W blasku księżyca włamujesz się do mnie, zakradasz do sypialni… Czy powinnam już wzywać pomoc? Czy naprawdę jestem bezpieczna? – zapytała, ostatkiem sił, powstrzymując się przed poważnym naruszeniem jego bezpiecznej strefy. Takim rozmowom zwykle towarzyszyły jej idealnie dopasowane gesty, jej rzucane już fizycznie czary. To jednak był Kieran, a nie kolejny amant łaszący się do jej zalotnej aury.
Niewidzialnie wbijała mu spojrzeniem ostre igiełki, czekając, aż spłoszony tą bezczelną propozycją umknie w popłochu, nie potrafiąc znów zmierzyć się z jej kpiącą postacią. Powinien cofnąć się o krok, a kiedy znów się spotkają, udawać, że to był tylko jej sen, że nigdy nie złamał sekretu tej sypialni. Nie zrobił tego. Zamiast tego słyszała, jak zsuwa ubranie, jak pozostawia coraz więcej śladów w jej nędznych komnatach. Otworzyła lekko usta, tłumiąc w ostatniej chwili zadziwione westchnienie. Nie spodziewała się, że tak poważny i nudno zasadniczy Rineheart rozsiądzie się na grubym materacu w jej łóżku. – A jeśli nie kpię? – rzuciła, obracając się w jego stronę pociągana przez dotyk tej wielkiej dłoni. A jeśli obiecuję? Wyznawała prawo świętego spokoju, prawo wolności, jej dom był azylem dla każdego przyjaciela. Dla niego również mógł nim być, o ile tylko się zgodził. Czujnie śledziła to nowe oblicze. Wsunęła się na łóżko, pociągając go za połączone dłonie głębiej. Przerwała dotyk, znajdując się nagle gdzieś za jego plecami. Nachyliła się wprost do męskiego ucha, łaskocząc go lekko opadającymi wolno włosami. – W tym stroju będzie ci trudno – szepnęła, sięgając dłońmi do najwyższego guzika koszuli. Powinien zrzucić chociaż część ciężkich, zimowych ubrań. Nie analizowała własnych posunięć, nie debatowała na temat tego, co wypada. Rzadko kiedy hamowały ją takie błahostki. W tej bliskości jednak nie dało się zignorować zapachów, ciepła promieniującego od drugiego ciała. Wzięła głęboki wdech, nie mając jednak w głowie żadnych niepoprawnych motywacji. Czy na pewno?
Mogła oferować mu spokój. Czy już go odczuwał? Donikąd nie musiał się spieszyć, z nikim nie musiał walczyć. Z nikim – poza nią.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]27.12.19 0:35
Nie sposób było uniknąć myśli, że nie powinien tutaj być, mimo to żadne z nich nie wypowiedziało tak kategorycznego stwierdzenia. Wpasował się w ten mrok, starając się nie zmącić ponownie ciszy, którą pragnął całkowicie nasiąknąć, zmęczony wykrzykiwaniem swych racji i rozkazów. Przez nocną porę przekroczenie progu jej sypialni stawało się jeszcze bardziej niegodziwym postępkiem, być może dlatego chciał stać się nijakim elementem tej obcej przestrzeni. Jego obecność w tym miejscu była podyktowana jedynie troską, ale najwidoczniej to było to aż tak oczywiste, jak mu się wydało, póki wciąż unikał mówienia o tym wprost. Ponownie czymś ją do siebie zraził, to już stało się niechlubnym zwyczajem, któremu nie potrafił zaradzić. Doskonale wiedział, że panna Moss z dziecinną łatwością radziła sobie z różnego rodzaju oprychami bawiącymi w Parszywym Pasażerze, jednak nie dowierzał, że poza murami portowego przybytku jest gotowa na każde zagrożenie, jakie może nadejść. Raz już przyszła do niego roztrzęsiona. Nie chciał się z nią spierać, bo w głębi duszy musiał przyznać jej rację, brakowało mu wiary w jej umiejętności, na które spoglądał przez pryzmat sztuczek tych szumowin, których zawodowo wyszukiwał wszędzie.
Tłumaczenie jej swoich pobudek uznał za zbyt skomplikowany proces, ponieważ najpierw musiałby te impulsywne poczynania objaśnić sobie. Postanowił nie odpowiadać na jej pytania, ponieważ miała na nie swoje własne odpowiedzi. Czy powinnam już wzywać pomocy? Gdyby tak było, już dawno podniosłaby alarm, aby chociaż w ten sposób zawalczyć o swoje dobro. Nie była wcale wystraszona, bo w ciemnej sylwetce szybko dostrzegła znajomą postać starego aurora. Bywał wobec niej szorstki, lecz nigdy nie zadał jej wielkiej krzywdy. Czy teraz już naprawdę jestem bezpieczna? W innych okolicznościach bez chwili zawahania odpowiedziałby, że nikt nigdy nie jest całkowicie bezpieczny, ale tym razem nic złego nie mogło jej spotkać, nie dopuściłby do tego. W jakiś sposób musiała czuć się przy nim bezpiecznie bez takich zapewnień i znów zaświadczał o tym brak donośnego krzyku. Choć nie pokładał w niej wielkiej wiary, ona zawierzyła mu zupełnie, dając przyzwolenie na to, aby zasiadł na jej łóżku, a potem ścisnął jej dłoń w oczekiwaniu na zrozumienie i dalszą łaskawość.
Zawsze kpiła, więc dlaczego miałaby od tego odejść właśnie teraz? W swojej naiwności był w stanie uwierzyć, że wreszcie odeszła do drwin, kiedy za jej pociągnięciem zdecydował się poprawić na miękkim materacu, poddając jej woli. Bezwiednie przymknął oczy, gdy poczuł bliskość, której już właściwie nie znał. Poruszyła się zwinnie i znalazła za nim, aby twarzą zawisnąć przy jego policzku, traktując skórę ciepłym szeptem i kilkoma puklami. Cała była ciepła, grzała jego plecy, nie musząc do nich ściśle przylegać, aby czuł jej obecność. Na krótką chwilę uległ jej namowie; pozwolił rozpiąć jej ten jeden guzik, rzeczywiście w jakiś sposób kłopotliwy, ale chwilę później otworzył oczy i ujął jej prawą dłoń, smukłe palce zamykając w ostrożnym uścisku, aby uniemożliwić im dalszą wędrówkę w dół. Wciąż nie był pewien, do czego właściwie dąży tej nocy, ale tym bardziej nie wiedział, do czego zmierza ona. Dlaczego zdecydował się przy niej zostać? Dlaczego postanowiła go ugościć, kiedy z pełnoprawnym oburzeniem powinna go przegonić?
Może być trudno – odparł gardłowym pomrukiem, nie mogąc jeszcze puścić jej dłoni, musiał się upewnić, że nie spróbuje zrobić czegoś, co nim wstrząśnie. Ale w końcu uwolnił jej palce, by ostrożnie pochylić się i uporać z grubymi sznurowadłami. Pozbył się obuwia i wreszcie odwrócił w stronę Moss, aby przyjrzeć się jej z pełną powagą. – Nie przyszedłem z grzesznymi zamiarami – musiał wypowiedzieć wreszcie to sprostowanie, aby nie brała go za kogoś, kto chce wykorzystać ją dla uzyskania względnego spokoju własnej duszy. Jednocześnie potrzebował bijącego od niej ciepła. Wciągnął nogi na łóżko i położył się, aby najpierw spojrzeć na sufit, a potem na Phils. – Zaśnijmy – ponowił swoją prośbę, naprawdę potrzebując snu. Niczego więcej nie śmiał oczekiwać.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ponura sypialnia AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]28.12.19 0:10
Ten dotyk przychodził jej naturalnie. Nie bała się dotykać mężczyzny. Były to ledwie wyczuwalne muśnięcia, ostrożne, ale wprawne, jakby mimo wszystko drażniła ją obawa o to, że przekracza granicę. Tylko że nie znała takich granic, nie wyznaczała ich sama, rozumiejąc splatające się w chaosie emocji dwie dusze – jedną kobiety a drugą mężczyzny. Żaden konkretny zamiar nie motywował jej działań. Tak wolała zapewniać uparcie samą siebie, choć w głębi czuła niezrozumiałą, kontrowersyjną potrzebę próbowania. Jakby chciała sprawdzić, co jej wolno, a co już narusza aurorską prywatną przestrzeń. Znała sztuczki, które otwierały dla niej pozamykane na rdzawe zatrzaski umysły, które ogrzewały ciała choćby jedną drobną sugestią. Sprzyjała im noc, sprzyjała przedziwna mieszanka uczuć, które jeszcze rano próbowały ich skłócić. O mało co nie zamknął jej w ciasnej, wilgotnej celi, o mało co nie zginęła podczas feralnego ataku, a teraz płynnie przechodziła z tornada złośliwości do nasączonej przedziwnym zlepkiem motywacji troski. Naprawdę tylko różdżka przyprowadziła go do jej domu w środku nocy? Zaraz za nią zjawiło się wyznanie wołające o zrozumienie, podejrzewające, że właśnie w jej nędznych ścianach otrzyma on ulgę. Swój upragniony sen. Przecież Kieran sam niedawno powiedział, że Philippa nigdy niczego nie ułatwia, że zaciekle miesza, mąci i plącze pięknie już prostujące się końcówki. Zgrabnie wyczuwała skrawek, za który można było chwycić, aby, pociągnąwszy, móc wydobyć jak najwięcej sekretnej treści. To właśnie robiła teraz, rozpinając ten guzik, dotykając prawie bez dotykania, gdy między ich ciałami gromadziło się mrowiące odsłonięte kawałki skóry ciepło. Czuł to, prawda?
Ale nie pozwolił, ukrócił dziewczęce psikusy, przywołując swoją nudną postawę zagrzybiałego typa. Do bólu poważnego, stroniącego od psot, zaskakująco odpornego na jej sztuczkę. Sztuczkę, która nie miała planu, do niczego nie prowadziła, o nic nie prosiła – po prostu chciała się pojawić. Zamknięta w objęciu dłoń Moss drgnęła rozczarowana. Próbowała odgadnąć, o czym pomyślał, przerywając jej odpinanie guzików, co takiego widział w jej gestach, jak sobie je tłumaczył. A może był zbyt zmęczony, by w ogóle się tym przejmować? Mimo wszystko zareagował, a ona na moment napięła ciało, odpowiadając niejako na ten drobny akt protestu. Kiedy ją puścił, usiadła na swoich podwiniętych nogach i przez chwilę topiła spojrzenie w ciemnych rysach jego pleców. Najwyraźniej nic sobie nie robił z zasypiania w pełnym ubraniu. Jakaś pedantyczna panienka wygoniłaby go za drzwi, wyzywając od brudasów, ale Moss miała to gdzieś. Obiecała mu zakątek sprzyjający snom, ale czy wspomniała o tym, jak je sobie wyobrażała? Zamknęła usta, a chwilę później przesunęła językiem po wargach. Chwilę temu wtargnął tu jak intruz, a teraz tulił się do jej poduszek w poszukiwaniu oazy spokoju, słodkiej harmonii, której nie potrafił odnaleźć nigdzie indziej. Jej dom i ona u jego boku wcale nie były tego gwarancją. Philippa zwykle kłóciła się z cierpliwością, ze słodkim mentalnym i fizycznym odpoczynkiem. Zwykle właśnie wymęczała, na bardzo różne sposoby. Dziś wcale nie był celem jej złośliwości, chociaż nie umiała powstrzymać słów.
– Wiem, że nie przyszedłeś mnie skrzywdzić – przemówiła wreszcie, układając się pod kołdrą, ledwie drobny kawałek od niego. Wypowiadane przez siebie słowa śmieszyły ją, a jednak wypuściła je z ust. Dlaczego w ogóle coś takiego mówiła? – I wiem też, że jakieś masz – Te zamiary, te grzeszne myśli, te fantazje. Mógł jej wypowiedź przyjąć, jak tylko chciał. Uśmiechnęła się do ciemnych plam mrocznej przestrzeni pokoiku. Wyobraziła sobie, jak dziwnie musiał się czuć z tymi słowami, z niełatwymi do przyjęcia sugestiami – szczególnie jeśli w środku zarasta stuletnimi pajęczynami, jeśli na dobre wyrzucił z siebie szaleństwa i przyjemności. Przekręciła się na bok i popatrzyła na sylwetkę układającą się do snu. Nie tak kończyły się noce, kiedy zapraszała mężczyznę do swojego łóżka. Dla niej to też była pewna sensacja. Przysunęła się nieco bliżej, walcząc z niemiłosiernym pragnieniem umęczenia jego świętych praw jeszcze bardziej. – Będę czuwać – wymówiła cicho, nie chcąc plugawić aż tak tej wielkiej ciszy. Co innego z Kieranem. Po skórze na jego dłoni przemknęły jej palce. Pomyślała, że nie chciałaby pojąć samej siebie. To mogłoby być porażające.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]28.12.19 3:36
Przeczuwał, że za każdym jej gestem może kryć się coś więcej. Nie potrafił dokładnie nakreślić istoty swoich podejrzeń, ale nie było to czymś, co pozwoliłoby mu ot tak odrzucić masę wątpliwości. Trwał w kłopotliwym zawieszeniu pomiędzy chęcią odkrycia źródła jej wyrozumiałości dla jego zagubienia a obawą przed poznaniem prawdziwie towarzyszących jej intencji. Miał możliwość zbadać jej myśli, poznać najbardziej wstydliwe sekrety, sięgnąć po najdalsze wspomnienia, jednak konsekwentnie ją odrzucał, zbyt dobrze wiedząc, że z tej drogi nie ma odwrotu. Wniknięcie w cudzy umysł nie było zabawą, to była ostateczność, po której łącząca dwie osoby więź zrywała się pod ciężarem przykrych doświadczeń lub stawała nierozerwalna przez niemożność zapomnienia o sobie. Komplikowanie tej specyficznej relacji nie było mu potrzebne. Moss od kilka lat przewijała się przez jego życie, będąc elementem nieszablonowym. Przebieg tej nocnej wizyty był odzwierciedleniem tego, jak trudno jest upchnąć naturę tej znajomości w jakiekolwiek sztywne ramy. Absurdalne było to, że zaczął szukać spokoju w zaciszu jej sypialni, gdy jednocześnie pozostawał na wskroś ostrożnym wobec niej samej. Chciał mieć wszystko pod kontrolą, móc chociaż przewidzieć, co właściwie może się wydarzyć, a smukłe palce czarownicy pozostawały poza jego jurysdykcją. Łatwiej było odrzucić ich subtelny dotyk, niż zaryzykować względny spokój umartwionej duszy.
Rozczarowanie rozlało się po jego umyśle, kiedy przyjemne ciepło zniknęło wraz z oddalającym się ciałem. Utrata znikomej bliskości była o tyle dotkliwsza, że sam do niej dopuścił, nie pozwalając na jej pogłębienie. Zaczynało do niego docierać, że tego właśnie potrzebował, drugiego ciała tuż przy swoim, fizycznego kontaktu, który nie musiał trącić nachalnością. Nie pomyślał  konsekwencjach, co ciągną się za jego zachowawczą postawą. Ledwo słyszalny szelest pościeli jemu wydał się drażniący, bo miał zaświadczyć o dystansie, co powrócił zbyt nagle. Ale czy mógł żądać, aby go nie było? Nie ośmielił się spojrzeć na skrytą pod kołdrą sylwetkę, próbując udawać, że niezręczności pomiędzy nimi nie ma. Sam przecież prosił o sen.
W milczeniu położył się na łóżku, w niezgodzie z własnym pragnieniem nie układając się ściśle obok czarownicy. Postanowił nie wkradać się pod jej pościel, wolał na niej osiąść, nie wnikać zbyt mocno w cudze łoże, choć materac już i tak ugiął się posłusznie pod jego ciężarem. Zamknął oczy, próbując pod powiekami odnaleźć pierwsze ślady snu. Myślał, że ciszy nic już nie przerwie, a ciała pozostaną nieruchome, jednak całkowicie się pomylił. Świadectwo wiary skierowane do jego osoby sprawiło, że otworzył oczy i wbił spojrzenie w sufit. Nie sądził, że powinien jakkolwiek odpowiedzieć, jednak czuł wdzięczność, że nie brała go za nikczemnika, choć wciąż pozostawała przekonana odnośnie tego, że czają się w nim jakieś słabości, do których nie chciał się przyznawać nawet przed sobą samym. Od tak dawna powtarzał sobie, że nie potrzebuje wcale tak wiele. Był w stanie ponownie skłamać nawet w tej chwili, gdyby nie kolejny szelest pościeli, który zakomunikował zmianę położenia drugiego ciała. Nie mógł ukryć zainteresowania, kiedy wreszcie odwrócił głowę, policzkiem przylegając do poduszki, aby na nią spojrzeć. Jej palce przesunęły po gołej skórze, znacząc ją łańcuchem ciepła, elektrycznym impulsem, czymś niespodziewanym. Czy naprawdę chciała tracić swój sen na czuwanie nad nim? A może po prostu nie czuła się senna? Kierana nie dręczyło już tak dojmujące zmęczenie.
Nie musisz – zdołał z siebie wydusić, nie odrywając od niej uważnego spojrzenia. Dała mu kolejną szansę na bliskość i tym razem nie zamierzał popełnić błędu z powodu wydumanych obaw. Złapał jej dłoń i delikatnie przyciągnął do siebie, na końcu drogi układając ją na swoim torsie. Pokrył o wiele delikatniejszą dłoń swoją własną, dużą i szorstką, nie roztrząsając za bardzo wyczuwalnego kontrastu. Właśnie taką odrobinę ciepła chciał z nią dzielić. Potrzebował tego, aby była blisko, tuż przy jego boku.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ponura sypialnia AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]29.12.19 22:29
Łapana niejednokrotnie w jego silne kajdany, a jednak nieustannie poza kontrolą. Kieran nie mógł panować nad nią. Nie pogodziłaby się nigdy z takim stanem rzeczy. Wolała samodzielnie przemierzać świat – w pewnym, mocnym kroku, bo życie lubiło wykorzystywać najmniejsze zawahanie. Broniła się przed ryzykiem znalezienia się na rozdrożu, przed długim wybieraniem, przed emocjami rozrywającymi duszę na dwie skrajne części, kiedy przecież jedynie jako całość mogła przezwyciężyć niedogodności losu. Mimo tego w każdym człowieku, w zbyt wielu miejscach pozostawiała swoje ślady, a to sprawiło, że jednak oddawała innym namiastkę swojego ducha. Jak wielki kawałek wyrwał jej sierociniec, jak wiele odebrał? A może dało się zmierzyć olbrzymie miesiące poświęcenia dla portowego lokalu? Nie chodziło o żadne rozliczanie, a raczej o strach. Strach przed bezpowrotnym oddawaniem się czemuś. Oddawaniem komuś w stopniu o wiele głębszym niż do tej pory. Nieznane zawsze wiązało się z ryzykiem, z przerysowanymi lękami, które nieprzyjemnie podszczypywały wnętrze. Działały jak przestroga, ale i pewna prowokacja. Tak łatwo można było się w nich utopić.  Mimo tego wszystkiego sprawiała wrażenie odważnej, kpiącej z wielu zasad, zdolnej do zadeptania surowych zakazów, jeśli tylko to miało jej dopomóc w sięgnięciu po pragnienie.
Zamknięci w niezbyt szerokiej sypialni skazani byli na swoje splatające je w coraz bardziej bezczelnej bliskości zapachy, na ciała chowające się za mrokami, szukające ukojenia w nadchodzącej ciszy. Nie istniał jakiś dalszy plan, żaden dobrze przemyślany cel, a jednak znaleźli się tutaj razem.  Coś doprowadziło go do ponurego gniazda naznaczonego setkami kobiecych śladów. Wkroczył tu brawurowo, choć najwyraźniej przygasała jego pewność, kiedy odrzucał jej dłoń, kiedy kładł się bezpiecznie na kołdrze. Czego się boisz, Kieranie? Zastanawiała się nad tym, czy faktycznie dominowało w nim jedynie marzenie o śnie. Oswajające się z ciemnością oczy mogły rozróżniać coraz więcej ruchomych smug, mogły złapać drobniejsze poruszenia na twarzy aurora. Spoglądali na siebie, w jedynym słówku ponownie próbował się obronić przed niewielkim wyrazem jej troski. Nie potrzebował? A może nie pojął tego sprytnego zabiegu? Tego, jak próbowała go do siebie coraz bardziej przyzwyczajać, najwyraźniej dostrzegając łamiącą się postawę chłodnego twardziela, przynudzającego gościa, który dawno pożegnał się z najpiękniejszymi skrawkami życia. To błąd. Nie przestawała wodzić delikatnie palcami po jego dłoni – wygrywała na jego skórze bezgłośną melodię. Jednocześnie nie mogła już ukrywać tego, że jest zaintrygowana, że chce wiedzieć, co stanie się dalej, choć najpewniej Kieran zaśnie, nim jej ręka opadnie uśpiona nocnymi ramionami. Jak to właściwie z nim było? Wchodził jej do łóżka, chociaż próbował trzymać dystans, próbował udawać, że nic się nie dzieje. Przecież się działo, choć dla Philippy tak drobna bliskość nie wydawała się wielkim szaleństwem, nie zwiastowała żadnego kataklizmu, ale z jakiegoś powodu była jej miła. Może czuła zapach triumfu, widząc, że nie odskakuje gwałtownie oburzony jej niewdzięczną postawą. Właściwie to nawet nie dotarła do połowy swoich możliwości, ale pamiętała jego niechęć wobec tego zawadiackiego pocałunku pod jemiołą. Czym był drobny dotyk dłoni, jeśli zdołali poznać swoje usta? Nic mu nie groziło. Zaczynała jednak obawiać się o siebie, o napływ skrajnych wariacji niemożliwych do pojęcia.
Zaciekawiona pozwoliła Kieranowi pochwycić swoją dłoń i ułożyć ją w wybranym miejscu, przy piersi, przy sercu. Nie rozumiała do końca, jakie to miało dla czarodzieja znaczenie, choć wyraźnie wiązało się z dalszym etapem tego niewypowiedzianego dialogu, duszonych mocno w głębi duszy emocji. To próba oswojenia. Sama poczuła ciepło. Wydawało jej się, że biło prosto z jego piersi, choć może wypełniało ją od środka. Niby nic. Patrzył na nią, a ona czuła, że zastyga. Wreszcie zabrała dłoń i, pozostając trochę w amoku, podniosła się, by sięgnąć  po okrycie. Skoro nie chciał znaleźć się razem z nią pod jedną kołdrą, mógłby chociaż przyjąć koc. Pociągnęła ciepły materiał prosto na jego ciało. Nie miał szans, by zaprotestować. Czuła komizm. Ona pod kołdrą, on na kołdrze pod kocem. Odgrodzeni od siebie, choć przecież… Uśmiechnęła się na moment do własnej myśli, a później pochyliła nad nim i musnęła ustami jego czoło. Włosy znów połaskotały męską twarz. Położyła głowę na poduszce, lokując ciało jeszcze bliżej tego drugiego. – Dobranoc – przecięła ciszę. Dłoń powróciła na dawne miejsce, ponownie chowając się pod jego dotykiem. Przymknęła powieki. Dziwne drgania pod skórą podpowiadały jej jednak, że nie zaśnie. Zadrżała.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]03.01.20 22:53
Zaczynał odczuwać coraz większy spokój, gdy pozostawał ułożony w wygodnej pozycji, nie musząc zrywać się z łóżka do żadnej walki. Poczucie bezpieczeństwa nigdy mu nie towarzyszyło, ale na ten moment był bliski uwierzenia, że nic mu nie zagraża. Magiczny pojedynek, fizyczne starcie, nawet słowne przepychanki nie miały tutaj racji bytu, choć to tych ostatnich winien był się obawiać ze strony Moss. Słowa nie były orężem, którego był pewien, doceniał więc ciszę, w której razem trwali. Dość szybko została zmącona, kiedy materac wydał odgłos, uginając się przez zmianę położenia jednego ze spoczywających na nim ciał. Philippa podniosła się nagle, a jego nie było stać na to, aby zareagować, powstrzymać ją przed odsunięciem się od niego; tak łatwo mogła odebrać mu swoją bliskość, skazać znów na odczuwanie chłodu i pustki. Ale wraz z obawą przed utraceniem kojącego ciepła pojawiło się także przekonanie, że jej zachowanie nie może nosić w sobie znamion podobnego okrucieństwa, gdy nigdy nie był świadkiem, aby zadała głęboką ranę na czyjejś duszy. Jednak gdzieś na krańcu pospiesznej myśli została zasygnalizowania gotowość do wybłagania u niej powrotu, składając mimowolnie treść prośby o to, żeby znów znalazła się przy nim. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, wszystko trwało zaledwie ulotną chwilę, w obrębie jednego łóżka, wokół którego zamykała się cała rzeczywistość na czas trwania tej jednej nocy. Dalszy bieg wydarzeń był niespodziewany, bardzo mglisty, kiedy wychodził mocno poza ramy niewielkich oczekiwań i zachowawczych założeń Kierana. To było dla niego zupełnie nowe oblicze Philippy Moss – czułe, troskliwe, jednak przede wszystkim stroniące od prowokacji, do jakich zdawała się mieć ogromną słabość. Okryła go kocem, złożyła drobny pocałunek na jego czole, a potem ułożyła się jeszcze bliżej niego. Czuł ją przy swym boku wyraźnie, jakby jej ciało idealnie wpasowywało się w jego, choć wcale nie przylegali do siebie ściśle. Kołdra nie była żadną przeszkodą dla ciepła, którym się wzajemnie raczyli, tak jak i materiał koszuli nie był w stanie powstrzymać ciężaru kobiecej dłoni, co ponownie zagościła na jego piersi.
W tym wszystkim Rineheart pozostawał nieruchomy i milczący, próbując poskładać myśli i emocje. Prawie zapomniał o istnieniu podobnie niewymagających gestów. Nikt nie kierował ich wobec niego, bo zdawać by się mogło, że ich nie potrzebuje, całkowicie odporny na wszystko. Sam również się ich oduczył, łatwiej było uznać je za zbyteczne. Teraz jednak w pełni odbierał wszystkie bodźce, prawie zachłystując się delikatnym zapachem włosów, po których muśnięciu osiadł na jego twarzy jakiś ślad. Choć rozum podpowiadał, że to irracjonalne wrażenie, to jednak kurczowo się go trzymał. Niebieskie spojrzenie pozostawało czujnie wpatrzone w czarownicę, gdy tylko wyczuł to drobne poruszenie jej ciała. Wcześniej nie wydawała się onieśmielona jego obecnością, a jednak przyszło jej w końcu zadrżeć, najpewniej nie z zimna.
Jeśli moja obecność nie daje ci spać… – rzucił między nich słowa niewygodne, nie potrafiąc zarazem zakończyć swojej myśli. Czy byłby w stanie podnieść się i odejść? Sam pomysł sprawił, że zmarszczył brwi w wyrazie niezadowolenia. Zrezygnowanie z tej bliskości brał za ostateczność, wcale nie chciał sięgać po takie rozwiązanie. Może właśnie dlatego sięgnął do jej włosów, w które wplótł z delikatnością palce, chcąc je leniwie pogładzić. – W końcu zaśniemy – stwierdził cicho, bez wielkiego przekonania, ale również dając znać, że nie zamierza zniknąć. Znów zamknął oczy i przygarnął ją do siebie, pozwalając osiąść przy jego boku. Nawet jeśli dziwne napięcie było między nimi wciąż bardzo wyraziste, to nie zamierzał mu się poddawać, czy przekroczyć kolejnej granicy. Wziął jeden głębszy wdech, próbując z powrotem odzyskać równowagę po dziwnej tkliwości, co chwyciła go za serce w chwili, kiedy poczuł skierowane ku niemu przejawy troski. Kilka chwil ciszy wystarczyło, aby przestał roztrząsać wszystko szczegółowo, skupiał się na wygodzie, cieple, przejmującym kontrolę nad jego ciałem spokoju. Nie otworzył już oczu, dając ciemności rozgościć się pod swoimi powiekami na dobre. Świadomość zatonęła we śnie.

Nocą nie przyszły do niego żadne sny. Podświadomość nie wywlekała na wierzch pogrzebanych w pamięci wspomnień, więc i ciało pozostało spokojne. Towarzyszące mu rozluźnienie nie było zbyt częstym zjawiskiem, ale nie wydawało się też nienaturalne. Umysł zaczął rozbudzać się pod wpływem poruszenia w męskich ramionach. Ruch nie był gwałtowny, właściwie znikomy, lecz nie ustawał, nakazując zwrócić na siebie uwagę. Kieran postanowił tak zrobić; otworzył wreszcie oczy, aby ujrzeć i z całkowitym zrozumieniem poczuć drugie ciało przy swoim. Stopniowo zaczęły do niego docierać szczegóły nocnej wizyty, jego nieracjonalne zachowania. Zasypiał na plecach, a zbudził się leżąc na boku, z ramieniem trzymanym na talii czarownicy i twarzą wręcz wtuloną w brązowe włosy, jakby to w nocy instynktownie zapragnął wdychać jej zapach. To dziwne położenie sprawiło, że zamarł na kilka chwil, choć rozsądek podpowiadał, aby się wycofać jak najszybciej. Koc zaplątał się u jego nóg, a spostrzeżenie to podsunęło kolejne nocne wspomnienie i nakazało mu upewnić się, że kołdra wciąż się pomiędzy ciałami znajduje. Niepozorna bariera nie zniknęła, wywołując coś na wzór ulgi.
Może powinien się ruszyć? Ciężko było mu stwierdzić, jak powinien się zachować. W sypialni wciąż panowała ciemność, choć nie była już tak nieprzenikniona jak wcześniej, gdy ledwo przekroczył próg tego pokoju. Przymknął na krótką chwilę oczy, chcąc udawać, że nie wstał i nikt się obok niego jeszcze nie poruszył, ale jeszcze nigdy nie zdecydował się oszukiwać sam siebie poprzez zaprzeczanie faktom. Zabrał rękę, by przesunąć dłonią po twarzy, chcąc otrzeźwić umysł do końca. Ostrożnie przekręcił się na plecy i trwał w milczeniu, szykując się do podjęcia jakiegoś działania. W końcu podniósł się do siadu, w pierwszej kolejności szukając po omacku swojej różdżki. Znalazł ją pod poduszką, zamykając ją w uścisku palców. I naprawdę czuł, że powinien założyć buty, chwycić za płaszcz leżący na podłodze, a potem bez pożegnania wyjść. Ucieczka przez konfrontacją i drwiącym wcieleniem Moss była jakimś rozwiązaniem, jednak… Mimowolnie spojrzał na nią i kierowany nietypową dla niego ckliwością odgarnął kilka kosmyków z jej czoła. Czuł również, że powinien jej podziękować, ale nie chciał jej budzić.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ponura sypialnia AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]06.01.20 12:33
Nigdzie nie uciekała. Nie istniało zresztą bezpieczniejsze miejsce od jej własnej sypialni. Pomieszczenie, choć zatopione w ciemnościach, pachniało domem i grzało ulubionym ciepłem. Tym razem utknęła w nim dodatkowa gwarancja i chyba nikt nie ośmieliłby się zburzyć tej ciszy. Nikt poza bezwstydną Philippą Moss, która faktycznie stanowić mogła jedyne zagrożenie w promieniu kilometra. Auror jednak zdołał dostrzec, że łagodniała. Wylane wcześniej między nich kubły kpiny i rozbawienia dawno przelały się przez drobne szpary w podłodze, a wonie dwóch obcych sobie ciał splatały się ze sobą na tyle mocno, by przestać się bać. Nigdy nie prosiła go o to, aby się tutaj zjawił, a już na pewno, by został, odważnie wsuwając się do świętego łoża, do którego mało kto mógł tak po prostu wkroczyć. Musiała przyznać, że miał mocne wejście. Jego zachowanie kłóciło się z tradycjami panującymi w tych czterech ścianach, ale Moss nie prowokowała już kolejnej bitwy. Zamiast tego otrzymał namiastkę czułości, o którą sama siebie by nie podejrzewała. Drobny dotyk nie był dla niej żadną nowością, nie mógł wywołać żadnej nowej emocji i nie gwałcił jej własnych praw. Był dotykiem, który nie kosztował Philippy wiele. Nie przypuszczała, do jakich dróg zaprowadził myśli kotłujące się pod srebrzystą czupryną. Czuła się po prostu dobrze, dziwnie lekka i bezpieczna, ale przy tym drażniło ją coś innego. Wiedziała, że nie może zrobić już nic więcej, że Kieran tego nie chciał, choć przecież mogła… wszystko. Mogłaby przylec do niego mocniej, pokrzyżować ze sobą zdystansowane kończyny i doprowadzić do finału, jaki zwykle wieńczył spotkania w tym łożu. Nie pozwoliłby jej. Z jakiegoś powodu postanowiła to uszanować, obiecać mu w milczeniu ten azyl, którego dzisiaj potrzebował. Dziwne to było miejsce na łagodzenie zmęczenia, kiedy w ramionach chowało się tykającą bombę. Philippa jeszcze nie zaczęła tak naprawdę drżeć.
Plugawiące ciszę słowa wydobyły z kobiecych ust nieco przytłumionym pomruk. Jak gdyby próbowała zaprotestować. Obnażył przed nią wątpliwości, choć zamiast szybkiej ewakuacji wybrał czułość. Od każdego zaplątanego we włosach męskiego palca promieniowała iskra, drobny prąd pobudzający ją znów, a potem znikający zbyt szybko. Niezdecydowanie Kierana wywołało u niej falę rozbawienia. Chciał się stąd wymknąć, a potem przygarniał ją znów bliżej i bliżej, jakby nie umiał podjąć decyzji. Podarowała mu więc zdecydowanie, na jakie nie potrafił się odważyć, o dziwo nie czując wielkie znużenia tymi gówniarskimi podchodami do… no właściwie do czego? Poszukała przy sobie jego ciała, objęła go mocniej i kciukiem przemknęła po owiniętym w ostatni bezpieczny mur boku. Żadna to była przeszkoda dla jej zwinnych palców, zbyt odważnych, aby mógł się im przeciwstawić. Wcześniej mu na to pozwoliła, ale następnym razem bunt mógłby je tylko bardziej sprowokować. Wiele miała do siebie pytań, ale nie ośmieliła się poszukać odpowiedzi w lęku lub właśnie świadomości, że mogłyby odsłonić zbyt wiele. Uniosła się nieco jej postać, gdy wciągnęła głęboko do płuc sporą dawkę powietrza. To był ostatni zapamiętany oddech. Aż do rana.
To nie był głęboki sen. Przypominał raczej czujną obserwację nocy z opuszczonymi na pozór powiekami. Zupełnie jakby zgodnie ze swoją obietnicą strzegła go. Choć zelżały napięte mięśnie, to jednak wydawało jej się, że nie śni, że wciąż kontroluje postać szukającą między nocnymi marami dziewczęcego ciepła. Otoczenie jego ramion było miłe, przyjmowała je chętnie, a nawet podstawiała się sama, będąc ciekawą porannych wariacji, jego własnych snów. Całe zajście nie przypominało żadnej dotychczasowej przygody panny Moss. Nie miała oszukiwać się dalej. Głupotą byłoby w kółko udawać przed sobą samą, że nie kręciła jej ta sytuacja, że nie podobało jej się łamanie jego żelaznej aury. Tylko Keaton budził się w tym łóżku w ubraniu i tylko on nie próbował rozbierać Moss w przejmujących blaskach księżyca. Poruszenie za swoimi placami zarejestrowała niemal natychmiast. Oj, i co teraz zrobisz, Kieranie? Uśmiech ozdobił jej twarz, zanim zdążyła zapanować nad swoją mimiką. Oddałaby wiele, by móc przejrzeć jego myśli, ale jeszcze więcej za to, by sam o tym opowiedział.
Pod skórą czuła nieznośne, napastliwie uczucie podpiekania związane najpewniej z oczekiwaniem, z niepojętą ciekawością i pewnymi pragnieniami, o których nie mógł mieć pojęcia. Jej dreszcze jednak wymarły, gdy podniósł swoje wielkie ciało i pozwolił, by potarmosił je chłód. Nieobecność Kierana zawiodła, choć swoistą podpowiedzią okazał się nieoczekiwany znów dotyk. Nakryła jego dłoń kręcąca się przy jej włosach swoją własną. Nim zdążył poskładać jedną myśl w całość, ona już podnosiła się ku niemu. Rozespana, potargana, ale raczej mało w tym obrazie było niewinności. Zakleszczona między jej palcami łapa aurora mogła poczuć się osaczona. Podobnie jak on, kiedy zaczepiła go spojrzeniem dość badawczym. Węszyła jego mały podstęp. – Chciałeś zwiać – odpowiedziała niby srogo. Rozpogodzone oczy zdradzały jednak rozbawienie. – Zostawić mnie samą, bez pożegnania… – kontynuowała, kręcąc z dezaprobatą głową. Z jakiegoś powodu do tej pory była dziwne zachowawcza. Wręcz nienormalnie powstrzymywała swoje naturalne praktyki. Dlaczego? Zaczęła się zastanawiać, co by się wydarzyło, gdyby tylko przestała być tak… delikatna. Porzuciła jego dłoń, a swoją własną przytwierdziła znów do jego piersi. Palce sunęły w górę przez szyję, aż dotarły do pomarszczonego policzka. Nie kłamała, kiedy mówiła: – Było mi tak przyjemnie, Kieranie – mruknęła, głaszcząc jego twarz. Nie brakowało jej odwagi, ale czy i jemu także? Przecież tak naprawdę nie wydarzyło się nic, więc dlaczego pozorowała inny bieg wydarzeń? Może dlatego, że jednak coś się wydarzyło. Ramiączko jej piżamy opadło leniwie, rażąc jego oczy kolejnymi skrawkami dziewczęcego ciała. Moss nawet tego nie dostrzegła, uwagę oddając teraz całkowicie jemu. Nieznośne ciepło uderzyło w nią znów nagle, całkowicie niekontrolowanie.Przy tobie szepnęła na koniec, przysuwając się do niego bliżej. Ile jeszcze mógł znieść? Ile jeszcze potrzebował, by zobaczyć? Ją.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]10.01.20 1:23
Podczas snu nie kontrolował swoich odruchów. Instynktownie lgnął do źródła ciepła, którym była ona, również śpiąca, oddychająca w tym samym rytmie. Łatwo odnalazła swoje miejsce w jego słabym uścisku, być może dlatego, że przed snem, w ostatnim przejawie świadomości, sama śmiało po niego sięgnęła, spychając resztki jego niepewności na bok. Nawet nie przypuszczał, że spokorniej przez jeden zdecydowany gest z jej strony, rozważał przecież całkiem poważnie odejście pod osłoną nocy. Wstrzymał się nie tylko z tego powodu. Dopiero przebudzenie pozwoliło mu odkryć, jakie to potrzeby konsekwentnie grzebał w najdalszych zakamarkach umysłu. Odkrycie ich na nowo sprawiło, że poczuł się zagubiony. Kłopotliwe emocje znów dały o sobie znać, moralność pochwyciła go w swoje szpony, budząc wstyd, który nie pokrył twarzy gorącym rumieńcem, paradoksalnie uczynił męskie oblicze bledszym. Jego obecność w łóżku Moss nie była nie tylko nieodpowiednia, co niedopuszczalna. Tylko jakoś nie potrafił tego uznać za błąd, kiedy wciąż czuł wdzięczność za okazaną mu troskę. Skrajne spostrzeżenia splatały się ze sobą i uniemożliwiały złożenie jednego spójnego ciągu myśli. Wszystko w obrębie tej sypialni znalazło się poza jego kontrolą, nawet on sam.
Chciał wierzyć, że jej nie zbudzi, a milczące pożegnanie całkowicie im wystarczy, zgarnięcie kilku kosmyków z jej twarzy miało być zamknięciem dziwnego zdarzenia między nimi. Nawet nie wiedział, że powinien postąpić inaczej, w takiej sytuacji znajdując się po raz pierwszy. Wierny był żonie za jej życia i długo po jej śmierci, a teraz… Co właściwie wyprawiał? Przyglądał się młodej czarownicy z obawą przed kolejną konfrontacją, nie przewidując, że sam ją wywoła swoim gestem. W pierwszej reakcji na nieoczekiwany dotyk chciał zabrać dłoń, wyszarpać ją z uścisku, którego wzrastająca siła ostatecznie sprawiła, że nie mógł tego zrobić. Skapitulował, rezygnując z siłowego rozwiązania, które wydawało się najprostsze, ale jednocześnie bardzo rażące. Miałby za jej wsparcie podziękować wyrazem niewdzięczności? Jakby ucieczka takim wyrazem wcale nie była.
Podniosła się do siadu, nie dając mu czasu na ułożenie jakiegokolwiek planu działania. Zdążył to przewidzieć; po nocy nastał dzień, a Philippa powróciła do sztuczek, wobec których czuł się jeszcze bardziej bezradny niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet jeśli początkowe oburzenie było jedynie grą, a w jej piwnych oczach kryły się figlarne iskry, wciąż była niebezpieczna. Trudno było mu choćby drgnąć przez jej zarzut, a powinien poruszyć się zdecydowanie, zniknąć jak najszybciej, porywając po drodze różdżkę, buty i płaszcz.
Nie chciałem cię budzić – spróbował się wytłumaczyć, lecz uczynił to zbyt niemrawo, aby brzmieć przekonująco, choć to była prawda, a przynajmniej pewna jej część. I może to wyczuła, łaskawie puszczając jego dłoń, tym samym oddając mu swobodę.
Nie pierwszy raz pomylił się co do jej intencji, których zrozumieć nie potrafił. Jeden dotyk zastąpiła drugim, o wiele bardziej krepującym, tworzącym między nimi coś intymnego. Wędrówka jej dłoni zachwiała jego niewzruszoną postawą, zmuszając go do przymknięcia oczu, aby nie dostrzegła, jak bliski jest stracenia panowania nad sobą. Zwodziła szeptem, kusiła bliskością, a on wciąż nie był pewien, do czego tak właściwie zmierza i dlaczego. Może i ona też nie znała tych powodów, ale wcale ich przecież nie potrzebowała, dając prowadzić się przeczuciom czy zachciankom. Tej nocy też tak postąpił, rozsądek zastąpił instynktem i doprowadziło go to do tej właśnie chwili. Chwycił jej dłoń i zatrzymał przy swoim policzku, otwierając oczy, aby wzrok utkwić w jej twarzy, choć mimowolnie odkrył fragment odsłoniętego ciała.
Było spokojnie – odparł wreszcie na jej słowa, nie żądając od niej sprostowania, sam zajął się nakreśleniem na nowo natury nocnych zdarzeń. Jednocześnie nie mógł odmówić jej racji, wszak było przyjemnie, to właśnie spokój sprawił, że dane mu było zrelaksować się po długich miesiącach ciągłej walki z całym światem. Nie miał żadnych oczekiwań, kiedy siadał na jej łóżku, w jego głowie wyjątkowo nie kłębiło się od racjonalnych myśli, pozwolił oddać się we władanie zmęczeniu i emocjom, jakich nie czuł od dekad. A wszystko za sprawą bliskości, ostrożnej i nienachalnej. Ciepło drugiego ciała wraz z akompaniamentem tworzonym przez dwa oddechy ukołysało go do snu. Tylko taki scenariusz uznawał za prawdziwy. – Nie psujmy tego – poprosił nad wyraz łagodnie, przez co słowa zdawały się być ledwo słyszalne. Tak bardzo do niego nie pasowały, do wiecznej surowości na twarz podkreślanej przez zmarszczone brwi, której teraz nie sposób było uświadczyć. Powaga zastygła na jego twarzy, lecz nie było to jej chłodne wydanie, towarzyszyło jej właściwie zakłopotanie, niepewność, resztki ciepła, które dzielili ze sobą przez tę noc. Odciągnął od siebie jej dłoń, układając wzdłuż jej ciała, na kołdrze.
Próbował przygotować się na wybuch jej złości, ale dlaczego to właśnie gniewu się spodziewał? Odwrócił się do niej plecami, zasiadł na skraju łóżka i skłonił się ku butom, dając jej czas na reakcję, wyrzucenie z siebie wszystkiego, gdy będzie próbował sznurować buty. Przeklnie go, pośle do wszystkich diabłów, czuł to w kościach.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ponura sypialnia AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]12.01.20 1:00
Nie chciał mnie budzić.
Myśli szaleńczo fruwały pod tymi czujnymi, choć nie do końca otwartymi wciąż powiekami. Zupełnie jakby czekała z właściwym atakiem. Potrzebowała bodźca, potrzebowała uchwycić niewidzialnymi nićmi jego tchórzliwe próby wymykania się. Zupełnie jakby próbował się bronić, nim zdradziecki kobiecy duch na nowo owinie wokół niego niewidzialne liany. Niewiele było w jego tłumaczeniach  tej twardej mocy, którą zwykle wyprowadzał przeciw niej. Jakże stabilna postawa, jakże mocno ukształtowane fundamenty – gdzie się chowały? Wychodziła z sennych krain świadomie, zupełnie jakby wcale nie usnęła. Obiecała strzec jego granatowych mar, obiecała czuwać, kiedy on otrzyma pierwszą od lat szansę na dawno zakurzone uczucie, na harmonię i najświętszy spokój. Oddawał się w jej ciepłe ramiona, choć co rusz umykał przed dziewczęcym dotykaniem. Jakby parzyła, choć przecież wyrażała niepojęte pragnienia, które wcale nie były złe. Smakowały zagadkowo, ale ku nim wysuwała głodne usta, dla nich obnażała własne emocje, wcale nie poszukując dodatkowego zrozumienia. Głęboko w zakamarkach umysłu rodziły się i zaraz znów umierały w zadeptaniu procesy, o których nigdy nie miał się dowiedzieć. On je wzniecał, a chwilę później gasił, boleśnie uświadamiając, że nie miały sensu, bo przecież jej przyjemności stawały się jego spokojem. Jakże ukuło ją to stwierdzenie. Wewnątrz czuła poplątane pędy dreszczy, gdy mówił o umiarkowaniu, gdy nie objawił jej najmniejszej emocji. Zupełnie jakby nic, kompletnie nic nie potrafiło się przedostać pod grubą, wysłużoną skomplikowaną przeszłością skórę, aż do tajemnej głębi, którą tak usilnie bronił przed ciekawskim spojrzeniem ciemnych oczu Philippy Moss.
Zagryzała więc usta, nie chcąc się godzić na ponowne odtrącenie. Ono jednak następowało, kiedy odsuwał łaszące się palce, kiedy odklejał potrzebujące emocje – lgnące zbyt ufnie, zbyt mocno. Do niego. W niezrozumiałym chaosie, w leniwym, nieprzytomnym poranku, który nie potrzebował jeszcze trzeźwego spojrzenia. Bywała rozsądna, ale o wiele częściej zadeptywała świat, wybijając stopą swoje własne ścieżki, znacząc swoje własne skrawki. Mógł stać się jednym z nich? Nie chciała urywać tego kontaktu, ale zrobił to. Znów. Kiedy mówił o spokoju, Moss czuła niepokoje. Gardziła cholernym spokojem, czując zbyt wiele. Niezrozumienie pokrywało okrutnie wymieszane emocje. Pragnęła gardzić, pragnęła opętać i otulić czułością jednocześnie. Nie chciała kończyć, choć przecież o to prosił w bezgłośnych apelach do jej drapieżnej duszy. Jakże naiwne było to wołanie. Nie ufała pobrzmiewającej w dalszych słowach łagodności. Wydawało jej się, że przychodziło mu to łatwo, o wiele łatwiej niż wejrzenie w czyste oblicze własnych odczuć, w prawdę, która mogła okazać się nieprzyjemna. Dla nich obojga, choć o swej własnej części dziś wcale nie chciała myśleć, pozostając wciąż w ramionach przyjemnie sennych, w tych resztkach pierwszego jego otulenia. Uwodził jej kpiące oblicze, choć nawet o tym nie wiedział.
Chociaż chciała, nie podjęła protestu, gdy odciągnął znów jej dłoń od swojego ciała. Zastanawiała się, co się ukryło za tym znakiem, co tak naprawdę myślał, gardząc strzępkami jej niełatwej czułości. Na moment przymknęła oczy, tłumiąc rozczarowane westchnienie. Zmiętoszona między palcami pościel nie obdarowywała jej już żadnym ciepłem. Popatrzyła na niego odważnie, nie kryjąc dziwnego zawodu wypływającego z gęstych, smutnych korytarzy duszy. Złość poddała się nieoswojonej przez Philippę melancholii. To było uczucie trudne do pojęcia, jakby nowe. Chłodny powiew rozdrażnił jej gorący temperament. – Znów to robisz. – Porzucona dłoń zacisnęła się w bolesną pięść, ignorując podrapaną skórę. O wiele mocniej ugodzono duszę. Nagle, zbyt niespodziewanie. – Odtrącasz mnie – wypowiedziała przytomnie. Nie przywykła, by ktokolwiek gardził jej czułością, by ktokolwiek przed nią uciekał w tak odważnym, wyraźnym manifeście. Nic nie mówił, ale Moss i tak wyczuwała niechęć. Nie umiała milczeć. Jej własna odwaga obnażyć jednak miała słabość. Zwykle nie wyciągała dłoni w stronę tego, kto chciał ją tak jawnie porzucić. Dławione w uciskanych pięściach emocje próbowały być bezgłośne i tajemnicze, ale nie lubiła się kryć. On nie powinien odchodzić, ale ona nigdy nie powinna prosić, by został. Nigdy tego nie robiła. Znikali o poranku, pozostawiając ją rozanieloną w falach miękkiej pościeli. Odrzucona dłoń piekła, obawiając się ponownego sparzenia, choć wyraźnie drgnęła, kierując się przez chwilę ku płomieniom. Phils przymknęła powieki, a serce mocniej zadudniło w piersi. Gdy otworzyła oczy, dalej widziała ten sam obraz: znów szykował się do ucieczki. Nie znosiła, gdy coś działo się na przekór jej myślom, poza jej kontrolą. – Znasz drogę – odparła w niespodziewanej obojętności, jakby mówiła do przygodnego kochanka.
Zdawało jej się, że jest jedną z tych, które nie zamierzały w kółko błagać. Niech idzie. Czuła, że wróci.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]14.01.20 20:43
W pierwszej chwili chciał zaprzeczyć jej słowom, nawet jeśli byłoby to rażącym zakłamywaniem rzeczywistości, zarazem ten sam powód nakazał mu zachować milczenie. Oszczędziła mu krzyków i przekleństw, jednak nie przewidział tego, że od jej złości gorsza może być wypływająca z niej rezygnacja, mająca swe korzenie w poczuciu odrzucenia. Ten jeden raz nie chciał jej rozczarować, ale nie potrafił inaczej, po nocnym epizodzie powracając do zdystansowanej postawy. Mimo to nie był w stanie znieść tego piwnego spojrzenia, kryjących się w jego głębi odczuć. Dokładnie sznurował buty, przeznaczając tej czynności całą swą uwagę, aby nie myśleć zbyt wiele, ale trudniej było uciec od własnych emocji. Zachowanie pozornego spokoju nie przychodziło z łatwością, gdy pozostawał w pełni świadom obecności czarownicy za swoim plecami. Czuł na sobie jej spojrzenie, nie tylko jej dotyk parzył.
Tak, znam, szykował się, aby to właśnie powiedzieć w podobnie beznamiętny sposób co ona, lecz zamiast krótkiego potwierdzenia z jego ust wypadło coś zupełnie innego, w czym rozbrzmiała szczera skrucha. – Przepraszam – ochrypły szept przeciął przestrzeń, wypełniając ciemną pustkę na ledwie jedną ulotną chwilę. Wypowiedziane słowo szybko się rozmyło, gdy nie nadeszły kolejne. Być może powinien sprecyzować za co właściwie przeprasza. Za to, że pozwolił sobie na okazanie słabości? Nie żałował tego, ostatecznie to przy niej odnalazł ukojenie, którego tak bardzo potrzebował. Dręczyło go to, że nie dał jej nic w zamian. Instynktownie zrobiła wszystko, aby zapewnić mu komfort, on zaś nie potrafił odwdzięczyć się tym samym, choćby spróbować odpowiedzieć na jej potrzeby. Jeśli jego nocna obecność w tej sypialni nie była rodzajem obopólnej wymiany, to czy zuchwale nie wykorzystał cudzej łaskawości? Czuł niepokój, gdy wyciągała po niego dłonie. Bliskość była tym, czego skostniała dusza aurora w skrytości pragnęła i jednocześnie pozostawała czymś, co budziło największe obawy. Wdzięczność okazała się niewystarczającym powodem, aby jego wewnętrzne granice choć odrobinę się nagięły, przesunęły, a co dopiero zatarły.
Podjął już decyzję. Sięgnął po różdżkę spoczywającą pod poduszką, potem złapał za skórzany płaszcz, co noc spędził na podłodze. W dłoniach miał już cały dobytek, z którym się pojawił, nie miał więc powodu, aby zwlekać z odejściem. Bez słowa poderwał się z łóżka, co skomentował jedynie materac miękkim skrzypnięciem. Dwa nieduże kroki wystarczyły, aby znaleźć się przy drzwiach. Miał już wyjść, wystarczyło postawić jeszcze jeden krok i wyłonić się z sypialni, potem droga wydawała się prostsza. Ale dalej coś nie dawało mu spokoju, przypuszczenie, że może być przez nią odbierany jako niewdzięcznik. Zatrzymał się w progu i odwrócił, aby z powoli odbudowywaną pewnością odnośnie swoich postanowień spojrzeć wprost na Moss. Przez chwilę mógł udawać, że nie ucieka przed jej spojrzeniem i nie boi się tego, że sprawił jej zawód. – Dziękuję – rzucił pomiędzy nich jednym słowem trącącym niezręcznością, choć jego wdzięczność powinna dla obu stron być oczywista. Czy aby na pewno tak właśnie było? Wbił wzrok przed siebie, potem wziął jeden krótki wdech i ruszył dalej, przechodząc przez skromny salon, gdzie miał już szansę dojrzeć pierwszą jasność typową dla rozpoczynającego się dnia. Dopiero po opuszczeniu mieszkania założył płaszcz i teleportował się z cichym trzaskiem z myślą, że szybko nie wróci w to miejsce.

| z tematu x 2 :pwease:


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Ponura sypialnia AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ponura sypialnia [odnośnik]30.04.20 11:24
wieczór, 4 maja

Wrzaski już ucichły, a ja siedzę po turecku na podłodze wśród spopielonych szczątek wyjątkowo wrednych listów. Po jadowitych słowach zostały skrawki, purpurowe konfetti, lecz treść dalej bodzie mnie głęboko i do żywego, szturchając dokładnie między żebra i w inne miękkie miejsca na ciele, dokładnie tam, gdzie zaboli bardziej. Ja powinienem wrzeć z wściekłości, ciskać przedmiotami, wyzywać na Filipkę i snuć plan rzucenia na nią jakiejś złośliwej klątwy w ramach odebrania zadośćuczynienia za niewybredne obelgi, a tymczasem - martwię się. Zasępiony zagryzam wargi oraz marszczę brwi, kontemplując pobojowisko w swej komnacie, które nie robi niestety za żadną podpowiedź. Krwisty stek bluzgów, nic więcej, a do tego pozbawiony ładu i składu. Gramatycznie jest ok, coś się jednak jebie w ciągu przyczynowo-skutkowym, implikacja totalnie siada, a ja od tego już kompletnie głupieję. W sekundowym wahaniu usiłuję nawet naprowadzić się na trop odpowiedni, czy aby przypadkiem faktycznie nie zdarzyło mi się popłynąć, ale podobne blackouty z mej strony należą do przeszłości zamierzchłej. Zresztą, jestem przyzwoitym facetem. Jak się naćpam libido skacze mi do góry jak pierdolony kangur, lecz dalej potrafię się kontrolować i nie rzucam na prawo i lewo (raczej na lewo) sypialnianymi epitetami. Ciągnięcie za włosy to też żadna tam domena publiczna, no chyba że wynikająca ze wspólnego kaprysu. Na sumieniu poza jednym niewinnym kłamstewkiem tyczącym się mej godności nie mam nic. Jestem czysty jak nowo narodzone dziecię, więc wniosek nasuwa się sam.
Filipka cierpi na poważną chorobę psychiczną i potrzebuje mojej pomocy.
Alboooo ktoś zabawił się jednocześnie moim i jej kosztem, dziewczynie psując humor, a mi rujnując opinię. Moja reputacja na salonach jest w kondycji cokolwiek średniej, ale nie spodziewałem się, bym popsuł ją sobie w okolicy ochlapusów i moczymord, normalnie nawet otworzyłbym szampana (czy to osiągnięcie?), lecz przecież właśnie tracę kompankę do świętowania.
I to nie przez łzawe pożegnanie, dobrowolne rozstanie się kochanków, czy inne dramatyczne znamiona: Filipka ma mnie za chędożonego buca, prostaka i zwykłą świnię. Zwłaszcza to ostatnie mnie niepokoi, związki szlachciców z wieprzowiną nie kończą się dobrze - co najmniej obleśną wysypką na plecach i jeszcze niżej. Jestem jednak dorosły  - jak codziennie sobie przypominam - wezmę więc na klatę odpowiedzialność za coś, czego nie zrobiłem i spróbuję odkręcić cały ten syf. Ktoś musi, a Filipka jasno dała mi do zrozumienia, że nie chce mnie więcej widzieć. Cóż, trochę się zdziwi, myślę sobie, uśmiechając się kwaśno, bo wyobrażam sobie, jak zareaguje na intruza, który szturmem zdobywa jej mieszkanie. Kiedyś trochę popytałem - na wszelki wypadek - więc doskonale wiem, gdzie mieszka. Kwiatów raczej jej nie wyślę, ale na szybko ogarniam koszyk pełen rogalików i kilka słoiczków z różnymi rodzajami konfitur, naprawdę licząc na ten posiłek pokoju. Do Londynu teleportuję się z miotłą w garści i piknikowym koszem w drugiej, bo zamierzam zrobić nalot na jej osobistą przestrzeń w pełnym tego słowa znaczeniu. Drzwi pewnie mi nie otworzy, ale z oknem dam sobie radę.
Najpierw kilka razy okrążam obdrapaną kamienicę i co najmniej ze trzy razy liczę okna. Nie chcę wpaść omyłkowo do kwatery zajmowanej przez jakiegoś draba i jego babę - serio mam dość innych problemów. Moje obliczenia dość precyzyjnie wskazują jednak mieszkanko na trzecim piętrze, więc pięknie podlatuję i kukam przez uchylone okno, prowadzące, jak się okazuje, do sypialni.
-Alohomora - szepczę, a zasuwka ustępuje i swobodnie mogę przekraść się do środka. Ciężko mi się jednak do tego zabrać, żaden ze mnie wybitny miotlarz, więc w efekcie mam niezłego pietra. Trzy piętra w dół to jednak, no, wysoko, a ten gzyms jakiś taki wąski i niezbyt stabilny... Dobra, Lestrange, bierz się w garść, zarządzam i tarabanię się przez okienko, balansując ciałem i koszem ze smakołykami. Teraz żałuję, że go wziąłem, bo pewnie i tak nie sprawdzi się w ogóle.
Ale, udaje się, oto jestem!
Nawet nie zdążę się porządnie rozejrzeć, bo do pokoju wparowuje zaalarmowana hałasem Filipka, a na mój widok mruży wściekle oczy. Zaraz się na mnie rzuci, no jak amen w pacierzu. Odkładam prędko ten śmieszny koszyk na podłogę i staję przed nią z uniesionymi w górę rękami.
-Ja chciałem tylko wytłumaczyć... - zaczynam, ale równie szybko milknę. Co niby? Siebie? Okropną pomyłkę? Złudzenie optyczne? - naprawdę nie powiedziałem na ciebie ani jednego złego słowa. Nawet mnie tam nie było. Wpadłem tylko rano, oddać pieniądze, przysięgam - mówię z każdym słowem coraz szybciej, jakby zmniejszał mi się czas na ucieczkę bez szwanku. Groźby Filipki mnie nie przerażają, ale boję się, że zobaczę jej rozczarowanie.
Nie chcę być jego powodem.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Ponura sypialnia 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Ponura sypialnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach