Wydarzenia


Ekipa forum
Tunele ewakuacyjne
AutorWiadomość
Tunele ewakuacyjne [odnośnik]12.07.19 1:16
First topic message reminder :

Tunele ewakuacyjne

Wiodły z licznych fabryk, przewidziane na wypadek konieczności szybkiej ucieczki. Obecnie stanowią istny labirynt, w którym orientują się nieliczni. Na wysoko-sklepionych skrzyżowaniach, które mogą zmieścić nawet setkę ludzi, odbywają się przyjęcia, o których istnieniu i dokładnej lokalizacji wiedzą tylko zaproszeni. Tematyka imprez jest przeróżna, od słuchania mugolskiej muzyki, po wiece poparcia dla idei czystości krwi. Czasem nawet takie spotkania potrafią odbywać się jednocześnie, w dwóch różnych częściach tuneli. Łączy je zwykle jedno - duża ilość alkoholu i dym papierosów, który snuje się pod sufitami. A także brak możliwości, by trafił na nie ktoś przypadkowy. A gdyby zjawiła się policja, uczestnicy do perfekcji opanowali znikanie w setce korytarzy, które prowadzą we wszystkich możliwych kierunkach.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tunele ewakuacyjne - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]25.11.20 19:12
Przygotowana była na to, że wieczór spędzony z osobowością tak specyficzną jak Schmidt to nie będzie akademicki wykładzik w przyjemnej scenerii i przy udziale pierwszorzędnie przygotowanych preparatów. To nie była Burroughs i jej magazyny, skalpele, Petryficusy, rękawiczki - wszystko gotowe i podane na tacy. Elvira miała dziś przetestować coś więcej niż tylko własną bezwzględność oraz wiedzę na temat przesłuchań; trenowała przede wszystkim wytrzymałość, choć nie tę na widok krwi lub wnętrzności. Merlinie, ileż to razy jej się pacjent wytrzewił przez błędną teleportację, czy przewlekłą chorobę przeżerającą tkanki? Nie, teraz chodziło o coś więcej, o pracę w trudnych, surowych warunkach, o umiejętności organizacyjne, które pracując na czyjejś zlecenie nietrudno było zatracić - wszystko od początku do końca musieli zorganizować sami, łącznie z tropieniem mugolaka w śmierdzących, przemokniętych tunelach.
Jak się okazało, już na wstępie popełniała błędy. Nie miała natury tropiciela, przywykła wpadać wszędzie jak burza, ale przyrzekła sobie, że następnym razem (a może już w drodze powrotnej?) będzie zwracać znacznie większą uwagę na własne stopy. Przede wszystkim dla ćwiczenia skradania się, w drugiej kolejności natomiast, żeby Schmidt nie miał powodu jej już niczego wyrzucać. Facet miał burkliwą naturę, a przy tym obnosił się z typowo męską pewnością siebie; Elvira miała ochotę go pokąsać za te krótkie, prześmiewcze uwagi - a to nie był na to najlepszy moment.
- Nie wywracaj oczami, bo ci wypadną, to było tylko pytanie - powiedziała cicho, ostatkiem woli powstrzymując się przed obnażeniem zębów. - I nie bądź taki wrażliwy, ja jeszcze nawet nie zaczęłam pyskować. - Jak na siebie to całkiem uprzejmie się zachowywała; naprawdę ciekawiło ją, co takiego szmalcownik może pokazać, a mając już na linach podwieszoną szlamę, trochę zbyt późno było na zmienianie zdania. - Na poważnie; przyjmuję tę odpowiedź do wiadomości, pytaj do woli.
Zresztą, mały wywiad przygotowawczy obierał ciekawsze w jej oczach kierunki. Musiała powoli przesunąć językiem po wardze, zanim zebrała się na tyle, by uchylić rąbka tajemnicy własnej przeszłości. Partnerom w zbrodni nie wypadało kłamać.
- Trudno powiedzieć. Jeżeli odłożymy magię na bok, zdarzyło mi się otworzyć żywego człowieka wzdłuż kręgosłupa, innemu obcięłam język. Ale to nie były tortury. - Stwierdziła z pewnością, kiwając głową sama do siebie. - W obu rzeczach finalnie chodziło o coś zupełnie innego, podjęte kroki stanowiły wyłącznie przygotowanie. A pierwsze tortury, jakie mi na myśl przychodzą, to wyrywanie paznokci, zrywanie skóry z prącia...- rzuciła, a podwieszony na sznurach mężczyzna wyraźnie zadygotał. - Nie wiem, co się najlepiej nada na przesłuchanie. - Zaplotła dłonie za plecami, opuściła głowę i uśmiechnęła się filuternie, jak dziewczynka przyłapana na podglądaniu dorosłych. - Ale pokażesz mi, prawda? Pokażesz co robi na nich największe wrażenie? - Zniżyła głos do szeptu.
Kogo obchodziły uczucia jakiejś szlamy? Elvira miała się dziś nauczyć jak wywierać efekt na ofiarach, a wojna była krwawa i bezlitosna, i czasami umiejętność wyciągnięcia informacji bez względu na okoliczności stanowiła prawdziwą żyłę złota.
Od kiedy dołączyła do nich ofiara, Multon nie odczuwała już równie silnego stresu przed plątaniem się ze Schmidtem po w większości opuszczonych tunelach, lecz jeszcze parę razy zdarzyło się, że mężczyzna ją rozdrażnił - przede wszystkim śmiechem na widok jej doskonale zadbanych skalpeli. I z czego się tak chichrał? Najwyraźniej nikt nigdy nie dotknął go ostrzem, przy którym wystarczyła jedynie minimalna siła, aby tkanki rozstąpiły się niczym modelina. Mogłaby mu tym skalpelem odciąć fiuta właściwie bez wysiłku, ale ugryzła się w język zanim podobna uwaga odnalazła sobie drogę do jej ust. Może innym razem, kiedy nie będą oboje w zamkniętym pomieszczeniu.
I nie będzie tego pieprzonego psa.
Uderzenie szlamy własnoręcznie stanowiło dla Elviry jedynie próbę, kierowaną egoistycznym pragnieniem dorównania Schmidtowi w działaniu. Poza tym było w tym coś pociągającego, niepoznanego, zamachnąć się ze swobodą, bez przemyślenia, po to tylko, by wyładować złość. Ostrzegła, że to nie jest dla niej codzienność, że nie miała okazji ćwiczyć, ale i tak czuła na karku prześmiewcze spojrzenie. I w tej sytuacji nawet nie mogła go winić; nagi mężczyzna ledwo drgnął, za to ona od razu oderwała pięść i spojrzała z niepokojem na własne palce. Jeszcze bardziej zaczerwienione. I bolały, kiedy na nowo próbowała je rozprostować.
Merlinie, chyba nie wybiła sobie kości ze stawu?
- Zazwyczaj mi wystarcza różdżka - warknęła, a potem odetchnęła głęboko, żeby odzyskać trzeźwość myślenia. - Słuchaj, wiem, że to było żałosne, ale o to właśnie chodzi, że się chcę nauczyć. Od ciebie. Jestem pewna, że jakbym ja ci kazała rzucić jakieś zaklęcie lecznicze, to co najwyżej byś sobie różdżkę połamał - dodała marudnie, niezadowolona z własnej nieudolności; żeby uczyć się nowych rzeczy, trzeba było od czegoś zacząć, a ona tych początków najmocniej nie mogła zdzierżyć.
Ale Fried był jako takim nauczycielem i miała zamiar z tego skorzystać. Próbowała zaciskać pięści tak jak mówił, nie wzdrygnęła się też, gdy doszedł do niej i złapał ją od tyłu. Skupiła się na ruchach, które symulował jej ramionami, starając się przy tym zignorować fakt, że z tymi twardymi mięśniami i potężną sylwetką wystarczyłoby chyba, żeby ją mocniej ścisnął i miałaby po żebrach. Było to dla niej nowe - i nieprzyjemne - uczucie. Do tej pory jedynym mężczyzną, któremu pozwoliła się do siebie tak zbliżyć był Drew, a on był prawie równie szczupły co ona. I paradoksalnie pasowało jej to o niebo lepiej.
- Z biodra? - dopytała, nie rozumiejąc z początku, co dokładnie Schmidt ma na myśli, ale po niedługiej chwili załapała, przynajmniej wstępnie. - Rzeczywiście jest lepiej. Czekaj, spróbuję - Zamachnęła się jeszcze raz, tym razem w okolice górnego żebra. - Jakbym potrafiła, to bym biła - uznała cicho, bo w tym momencie z walką wręcz nie było jej zbyt po drodze. I minie sporo czasu, nim zacznie. - Skoro facet jest uwiązany, to aż się prosi o upuszczenie krwi. - Podparła dłonie na biodrach. - No to co masz w tej torbie, panie myśliwy?

Wyważony w klatkę piersiową?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]25.11.20 19:12
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 95
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tunele ewakuacyjne - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]30.11.20 11:30
Ciężkie westchnienie wyrwało się z jego piersi. Podobne zachowania tolerował jedynie u jednej osoby, która i tak nie raz przypłacała je silnymi palcami zaciśniętymi wokół jej krtani. Multon tolerować nie miał zamiaru, niezależnie od jej uzdrowicielskich umiejętności. Nigdy nie lubił, gdy ktoś próbował wejść mu na głowę.
- Jeśli chcesz się ze mną bawić, nie powinnaś pyskować. Nie lubię tego. I nie umiem tolerować. - Ostrzegł ją, a zielone spojrzenie niebezpiecznie błysnęło. Jego zajęcia, jego zasady, jeśli chciała uczestniczyć w polowaniach, nie miała innego wyjścia jak nauczyć się obcować z tym mrukiem. Inaczej, zapewne ona jednego dnia stanie się ofiarą.
Uroki Friedricha Schmidta, część pierwsza.
Uważnie wsłuchiwał się w słowa, wypowiadane przez czarownicę. Nic z tego, o czym mówiła nie zaliczyłby do tortur, nawet jeśli wykonywane czynności z pewnością przyprawiły ofiary o naprawdę spore pokłady bólu. Pomruk zamyślenia wyrwał się z jego ust, a gdzieś po plecach przemknął mu nieprzyjemny dreszcz na wspomnienie o tym, co chciała robić z męskimi przyrodzeniami.
- Jeśli masz faceta, to mu współczuję. - Mruknął, kręcąc z rozbawieniem głową. Zielone spojrzenie na dłużej zatrzymało się na jej twarzy, gdy wdzięczyła się niczym pełnoprawna sześciolatka. Schmidt założył ręce na piersi, by wydać z siebie dziwny pomruk. Może kiedyś Multon nauczy się rozróżniać jego pomruki, którymi zwykł się komunikować. - Pokażę, ale musisz słuchać i być grzeczna. - Mruknął niemal ojcowskim głosem, wydając się być rozbawiony abstrakcją jej prezencji w tamtym momencie.
Obserwował z rozbawieniem jak ta pozbywa się odzienia szlamy, czekając z odpowiednim wykładem na moment, gdy będzie posiadał jej pełną uwagę oraz skupienie. Nigdy nie lubił się powtarzać. Obserwował więc z dziwnym rozbawieniem, które towarzyszyło mu również w momencie, gdy dziewczyna próbowała uderzyć złapanego mężczyznę. Nie potrafił się powstrzymać, nawet jeśli doskonale wiedział, iż dziewczyna nie ma najmniejszego pojęcia o tym, jak powinno się walczyć.
- Możliwe. - Przytaknął, doskonale wiedząc, że jeśli chodzi o magię leczniczą nie posiadał w niej większego doświadczenia... Umiał jedynie ignorować obrażenia, by zbierać później rugi od narzeczonej, która zwykle decydowała się zająć jego obrażeniami. Czasem odwiedzał lecznicę na Nokturnie, jeśli obrażenia były na tyle poważne, iż nie był w stanie inaczej się nimi zająć. To jednak zdarzało się wyjątkowo rzadko, normalne rany był w stanie lizać w zaciszu swojego domu.
Przystąpił do tłumaczeń. Na tyle dokładnych, na ile potrafił, by chwilę później zamknąć ją w ramie silnych ramion. W ten sposób najlepiej mógł pokazać jej, jaki ruch powinna wykonać. Które mięśnie powinny pracować aby cios był najefektowniejszy. Podstawy walki wręcz, doskonale znane mu od wielu długich lat.
-Uderzając z biodra, angażujesz więcej mięśni. Cios jest wtedy silniejszy. - Wyjaśnił, po czym odsunął się, pozwalając dziewczynie ponowić atak. Zielone ślepia uważnie przyglądały się jej postawie oraz ciosowi, jaki wystosowała, a paskudny uśmiech wyrysował się na jego ustach. Szlamolub rzucił się, próbując jednocześnie wyrwać się z więzów, jak i skupić pod wpływem bólu.
- Chyba złamałaś mu żebro. - Rzucił, w rama specyficznej pochwały. Nigdy nie chwalił otwarcie, kierując się zimną, wymagającą szkołą jego ojca. Pewnych rzeczy powiązanych z wychowaniem nie dało się wyplenić. - Bicie to nie numerologia, szybko idzie pojąć podstawy. Kiedyś mogę ci pokazać. - Mruknął, wzruszając obojętnie ramionami. Fakt, iż jego lekcja po legałaby na bójce z jego osobą wolał pominąć, pewien, iż nie jest to istotnym czynnikiem.
Schmidt wywrócił zielonymi ślepiami, po czym wyciągnął z torby ostry, myśliwski nóż z ostrzem zdobionym wygrawerowaną sceną polowania.
- Celem tortur jest wyciągnięcie odpowiednich informacji w taki sposób, aby ofiara nie umarła zbyt wcześnie, nim wyjawi wszystkie tajemnice. - Zaczął, podchodząc do mężczyzny by omieść jego sylwetkę swoim spojrzeniem. - Zwykle zaczynam od prostych rzeczy. Odpowiednie uderzenia w odpowiednie miejsca, a później... - Dodał, po czym przystawił nóż do piersi mężczyzny, by wykonać na niej dziesięciocentymetrowe, dość głębokie nacięcie. Zupełnie jakby miał zaraz skórować dziką zwierzynę. - Lubię zdzierać z nich skórę. Jeśli dobrze to robisz, nasz kolega powinien wytrzymać kilka przeraźliwych godzin. Chodź. - Rzucił, po czym na chwilę wyjął różdżkę z kieszeni by rzucić proste Lumos mające ułatwić jej dostrzeżenie wszelkich szczegółów. Później jego palce znów zacisnęły się na ostrzu noża. Uważnie wsunął je w ranę, czubek ostrza kierując w jego tkanki. - Musisz uważać, aby nie zacząć ciąć mięsa. Wtedy mijasz się z celem. Wsuwasz ostrze powoli między odpowiednie warstwy, od czubka aż po rękojeść, a później ostrożnie oddzielasz je od siebie, o tak. - Mruknął, po czym zatopił ostrze w męskim ciele. Ostrożnie przejechał nożem kilka centymetrów w dół, ignorując próby wyrwania się szlamoluba. Następnie wyjął nóż, by delikatnie naciąć tkanki poprzecznie, tuż nad miejscem w którym zatopił ostrze. Płat skóry wywinął się, ukazując swoje wnętrze, a ślepia Schmidta powędrowały na Multon.

| Szlamolub: 190/204 PŻ


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]09.12.20 19:38
Schmidt był mężczyzną oschłym, marudnym i nieprzyjaźnie usposobionym; im więcej czasu spędzali ze sobą w tej zatęchłej mordowni, tym intensywniej przebijały cechy charakteru, na które w mglistej atmosferze Białej Wywerny mogła nie zwrócić uwagi. Choć niektóre jego słowa, przypadkowo protekcjonalne zachowania wzbudzały w Elvirze złość, w dłuższej perspektywie nie dostrzegała elementów budzących stałą antypatię. Znacznie trudniej byłoby jej zdzierżyć osobę niepewną swego, zmienną w nastrojach, obrażalską, fałszywą, zwyczajnie słabą - Schmidt był skurwysynem, ale przynajmniej pozostawał w tym skurwysyństwie stały i szczery, a Multon mogła docenić idący za tym brak skrupułów.
Nawet jeżeli czasami musiała ugryźć się w język mocno, prawie boleśnie, aby nie palnąć czegoś, za co zapewne w ułamku chwili oberwałaby po głowie. W tymże celu ostała na milczącym wzdychaniu i splataniu okrytych czarnym materiałem ramion za plecami, gdy zarzucił jej dalsze pyskowanie. Wznosiłaby oczy ku niebu, gdyby było je tu widać; z braku lepszych możliwości ostała na krytycznym wodzeniu spojrzeniem po szczegółach jego masywnych dłoni. Czy w tak topornych palcach byłby w ogóle w stanie utrzymać skalpel?
- Czego współczujesz? - odgryzła się w końcu, utrzymując jednak ton na niskiej, słodkiej nucie. Paskudnie obłudnej, lepkiej i zwodniczej jak miód wabiący mrówki. - Tego, że się nie pieszczę? Niektórzy z was nie zasługują na nic innego. - Przechyliła się w jego stronę, wyzywająco wsuwając do ust paznokieć małego palca. - Ale takiego bym sobie nie wybrała. Pomyśl, Schmidt. Jak masz na oknie ulubionego kwiatka, to będziesz go obcinał razem z łodygą? - Oblizała koniuszek palca, udając zastanowienie. - Nie. A przynajmniej dopóty, dopóki nie uschnie.
Później zamknęła usta i starała się być grzeczna, przyjmując uwagi i nie wnosząc zbyt wiele własnych obiekcji, czy poprawek, nawet jeżeli czasem same cisnęły się na myśl. W tym temacie rzeczywiście nie posiadała znaczącego doświadczenia, a już z pewnością nie tak znaczącego jak on, chciała więc korzystać z przebłysków dobrego nastroju, jakie najwyraźniej dawało mu spełnianie się w roli mentora.
Drugi cios wyszedł jej bowiem znacznie lepiej i byłaby gównianym uczniem, gdyby nie dostrzegła w tym wagi zastosowanych poprawek. Żeby drugiego czarodzieja doścignąć (i prześcignąć) należało przetrwać najgorsze okresy nauki. Przeżyła to jako adept anatomii, przeżyje i dziś. A niewielkie wymuszone komplementy tu i ówdzie stanowiły wyłącznie środek do celu.
- Mhm, masz na myśli mięśnie grzbietu i pośladków? - Obejrzała się na bok, wyginając kręgosłup i wodząc dłońmi po własnej nodze. Kostki palców nadal zdawały jej się zsiniałe, czuła też pulsujący ból głęboko w torebkach stawów, ale robiła wszystko, by udać, że efektów silnego ciosu o mocy łamiącej kości wcale nie odczuła. - Chętnie potrenuję. Bycie nauczycielem przychodzi ci naturalnie, czyżbyś minął się z powołaniem? - W zasadzie uznawała to sarkastyczne pytanie za komplement, a przynajmniej starała się niewielkim uśmiechem zasygnalizować intencje.
Skupiła się na rzeczy innej niż ból w dłoni dopiero wtedy, gdy Friedrich wyciągnął z torby połyskujący, myśliwski nóż. Przyglądała mu się łapczywie, zainteresowana artystycznym grawerem na tyle, że pierwsze słowa małego wykładu jakoby przeleciały jej obok uszu. Elvira nigdy dotąd nie spotkała się z taką formą ozdabiania noży, nie tych służących do mordowania - nasuwało to skojarzenie zbeszczeszczonego ideału, tym samym budząc jej dalszą ciekawość.
Błękitne oczy błysnęły zainteresowaniem, gdy ostrze odnalazło drogę do roztrzęsionego ciała. Zbliżyła się bez zawahania jeszcze zanim ją do siebie przywołał. Stanęła bardzo blisko, nieszczególnie zmartwiona myślą, że pierwsze krople posoki mogłyby ją zachlapać. Serce znacząco przyspieszyło biegu, stawy rozpostarły w nieudolnie tłumionej ekscytacji. Bo przecież nie była to dla niej pierwszyzna, nie pierwsze ciało poddane woli, nie pierwsze preparowane tkanki.
Z początku obserwowała ze skupieniem, słuchając, delikatnie jedynie marszcząc brwi, gdy wiodła wzrokiem za gładką linią nacięcia; przyznać musiała, że było równe, gładkie i płytkie jak na brutalnego mężczyznę, po którym nie spodziewała się podobnej finezji.
- Robisz to już długo, więc pewnie wiesz; które partie są najbardziej bolesne, najbardziej... prowokujące do współpracy? Czy te długie, jak na grzbiecie, czy tam, gdzie tkanki są najwrażliwsze?
Żachnęła się dopiero, gdy zwrócił jej uwagę na ostrożność.
- Nie musisz mówić mi, gdzie zaczyna się mięso. Wiesz ile trupów trafiło już pod mój skalpel? Ile klatek otworzyłam, ile flaków wyjęłam? - Wygięła usta z nieszczerą obojętnością. - Preparując tkanki oddziela się je warstwa po warstewce. Potrafię to robić, ale na razie tylko tym. - Sięgnęła do kieszeni, raz jeszcze wyciągając saszetę ze skalpelami. - Ty jesteś myśliwym, ja anatomem. Skórujesz zwierzynę i ofiary, ja: zwłoki. Zazwyczaj - Wysunęła cienkie, błyszczące ostrze, które w porównaniu z jego pięknym nożem musiało wyglądać wyjątkowo marnie. Z zagryzionymi w namyśle wargami obserwowała krwiste płaty, dużo barwniejsze i wilgotniejsze niż u trupa, wywijające się gładko na drugą stronę. Szlamolub rozwarł usta, lecz żaden dźwięk nie poniósł się echem po tunelach. - Proponuję pojedynek. Myśliwy kontra patolog. Komu uda się wyciąć cieńszy płat skóry, ten potem stawia kolejkę w Wywernie - Pochyliła się nieco, by sięgnąć dłonią do rozdygotanego, bladego uda. - Weźmiesz lewe, a ja prawe, tak będzie sprawiedliwie, bo skóra tu będzie miała taką samą bazową grubość. - Oparła czubek ostrza na wybranym miejscu i uśmiechnęła się podle do Schmidta. - No weź, chyba nie stchórzysz?


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]13.12.20 20:12
Friedrich Schmidt wywrócił ślepiami, słysząc jej słowa. W swym sposobie bycia przypominała mu ratlerka - małego, nie potrafiącego dobrze złapać zębami, lecz nieznośnie dużo szczekającego. Czasem nawet, przynajmniej w pojęciu milkliwego Austriaka, o wiele, wiele za dużo. Nigdy nie należał do mężczyzn rozmownych, nie czując oporów przed wypowiadaniem większej ilości słów jedynie w dwóch, niezwykle prywatnych przypadkach.
- Że musi słuchać twojego gadania... I tego, że pewnie nie wie, jak prędko mógłby stracić klejnoty. - Mruknął, wzruszając szerokim ramieniem. Jeśli papla tyle w domu, zapewne na jego miejscu zastanawiałby się, jak skutecznie ją uciszyć. Na tydzień, może dwa albo i miesiąc.
- Nie lubię kwiatów. Za długimi rozmowami oraz gdybaniem również nie przepadam. - Rzucił, a pomruk niezadowolenia opuścił jego pierś. Cóż, nigdy nie należał do mężczyzn rozmownych, skorych zagłębiać się w wielkie teorie. Wolał proste rozmowy polegające na wymianie konkretów oraz faktów.
Kolejny cios dziewczyny wyszedł lepiej, a Austriak był pewien, że gdyby nie jego rady, z pewnością nie udałoby się jej naprawić prostego błędu. Czy tylko Brytyjki posiadały takie głupie zapędy? A może Elvira była dziwnym wyjątkiem? Nie wiedział. I chyba, zwyczajnie nie chciał wiedzieć.
Mężczyzna uniósł brew ku górze, gdy ta przejechała dłonią po swojej nodze. Była zgrabna, tego nie można było jej nie przyznać. Był jednak szczerze przekonany, iż nie był mężczyzną, na którego działałyby podobne podchody.
- No... Nad pośladkami mogłabyś popracować, nie prezentują się najlepiej. - Mruknął, wykrzywiając usta w złośliwym uśmieszku. Odrobina treningów z pewnością dziewczynie by nie zaszkodziła, zwłaszcza, jeśli chciała nauczyć się bić. Tężyzna fizyczna niezwykle sporo ułatwiała.
Pokręcił głową w dziwnym rozbawieniu, gdy wspomniała o pominięciu się z powołaniem. Nie raz słyszał te słowa, lecz z ust swojego ojca, cały czas próbującego wymóc na nim zmianę zawodu. Nie udało się. I zapewne nigdy, nikomu się to nie uda.
-Mam wiele talentów. - Mruknął, przyjmując do wiadomości, iż była chętna na kolejne lekcje. Zapamięta. I jeśli nadarzy się kolejna okazja, z pewnością wyśle odpowiednie zaproszenie na odpowiednią lekcję. O ile dziewczyna nie stchórzy przed wyzwaniem.
Pokazywał jej dokładnie to, czego umiał. Wyjaśniał, rzeczy, których do tej pory nie wyjaśniał innym i przez chwilę miał wrażenie, że miało to sens.
- Wszytko zależy od osoby. Teoretycznie można wskazać odpowiednie partie, wiele zależy jednak od płótna. Szukasz blizn, szukasz miejsc, przed którymi najbardziej będzie się wzdrygał... Z początku bywa to problematyczne. - Tłumaczył, kątem oka zerkając ku ich ofierze. - Ten tutaj pierś znosi całkiem nieźle, ale widzisz to? To znamię? - Spytał, wskazując podłużną szramę na ramieniu. - Tu może być ciekawie. - Dodał i już miał zabrać się do pracy, gdy ta wypowiedziała kolejne słowa, burząc pozytywne wrażenie, jakie odniósł. Pies z zaciekawieniem podszedł do właściciela, gdy ten założył ramiona na piersi.
- Skończ. Nie jestem tu po to, żeby słuchać przechwałek. Chcesz się uczyć, to zamknij pysk i się ucz, a jeśli chcesz się przechwalać to rób to gdzie indziej. - Rzucił chłodno, wyraźnie urażony jej słowami. Zgodził się pokazać jej coś, czego nie pokazywał innym, a ona nie dość że gadała tyle, iż głowa zaczynała boleć, to jeszcze śmiała wyskakiwać z podobnymi tekstami. Otto zawarczał nieprzyjemnie, słysząc złość w głosie swojego pana.  - Tu nie chodzi o wyjęcie lub odcięcie czegoś, lecz zadanie bólu. Naruszenie tkanek tak, żeby nie zabić. - Mruknął jeszcze, nie zadowolonym przenosząc spojrzenie wprost na chłopaczka wiszącego pod sufitem. Korciło, aby wbić nóż w dziewczynę. Zatopić ostrze głęboko w jej piersi, przebić ją na wylot i obserwować, jak ucieka z niej życie.
- Później. - Odpowiedział równie chłodno, nieprzyjemnie, z groźbą czającą się gdzieś w jego głosie. - Nie mamy dużo czasu więc słuchaj i obserwuj. I nie graj mi na nerwach, bo zajmiesz jego miejsce. - Mruknął, wracając do przerwanej lekcji. Ofiara była świeża, a takiej okazji lepiej było nie marnować... Przynajmniej, jeśli Elvira nie chciała zawisnąć pod sufitem.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]17.12.20 17:04
Sceptycyzm Schmidta nie robił na Elvirze większego znaczenia ani też nadzwyczaj nie przeszkadzał; sama spędziła sporo lat w szpitalu jako kobieta mrukliwa i małomówna, z takiego wyłącznie powodu, że nie miała nikogo, przy kim chciałaby marnować tlen na dyskusje. Musiała także zachowywać dodatkową ostrożność, by paroma ostrzejszymi słowami nie ściągnąć na siebie skargi, czy zupełnie nie przekreślić kariery. Jej rozwój zawodowy w roli uzdrowiciela oddziałowego był już jednak skończony, nie miała dla czego się starać ani z jakiego powodu powstrzymywać. Chociaż do damek paplących na dworskich salonach było jej wciąż daleko (ona poruszała przynajmniej ciekawsze tematy), to zdawała sobie sprawę, że swą pewnością siebie i bezpośrednim obyciem może wzbudzać niepewność. Ewentualnie frustrację, ale z tego to się tylko wewnętrznie podśmiewała.
Ciekawe, czy on miał jakąś kobietę, a jeśli tak, to czy zdążył już zaszyć jej usta na stałe, żeby nie drażniła jego wrażliwych męskich uszu.
- Schlebiasz mi, Schmidt - skontrowała, unosząc brwi na myśl o tym, że zechciał ją postawić w pozycji kobiety zdolnej pozbawić mężczyzny godności. Cóż, zapewne, gdyby sobie na to zasłużył, nie widziałaby w tym rozwiązania problematycznego. Choć tylko i wyłącznie wtedy, gdyby sama nie zamierzała już czerpać z jego męskich walorów żadnego egoistycznego użytku. - Oczywiście, zapamiętam to na wypadek, gdybym chciała ci kiedyś wysłać kwiaty. - Drażniła się odrobinę nad granicą złośliwości, ale jedyne, co miała na celu, to rozrzedzić zgęstniałą atmosferę i poczuć się pewniej w jego towarzystwie. Na narkotyczne przywiązanie nie było już co liczyć, lecz skoro chciała częściej korzystać z jego nauk, nie mogła, nie zamierzała kulić się przed nim jak szlama przed prawdziwym czarodziejem.
Szczerze nie miała też zamiaru przyciągać jego spojrzenia, kiedy wodziła dłonią po własnym udzie, by wyczuć i odnaleźć dobrze znane mięśnie. Nie były najlepiej zbudowane, owszem, ale na jej szczupłym ciele ze święcą byłoby też szukać śladów cellulitu, więc gdy Fried wciął się ze swoją stereotypowo męską uwagą, zmarszczyła brwi i rzuciła mu naburmuszone spojrzenie. Nie najlepiej, też coś.
- Swoimi się pochwal... - mruknęła, memłając w ustach parę innych słów, na które w obecnym wypadku nie było miejsca. Przyjdzie czas, gdy będzie czuła się dość pewnie, aby mu wszystko bez obaw wygarniać. Dzisiaj była wyłącznie adeptem.
Nie miała zamiaru tchórzyć, krew jej nie przerażała, przemoc... czasami jeszcze, choć więcej niż strachu było w tym niepewności, dziwacznego rodzaju zniechęcenia. Niektóre rodzaje przemocy były wciąż dla Elviry nowe, lecz miała zamiar wyplenić z siebie niepewność, systematycznie, krok po kroku, aż pozbędzie się każdej emocji, która miała potencjał ściągać ją w dół.
- Brzmi z sensem - odparła, wpatrując się w miejsce na ramieniu ofiary, wskazane przez Schmidta przy pomocy czubka ostrza. Blizny, znamiona... one z pewnością były wrażliwe, lecz co, gdy ktoś ich nie posiadał? Od razu, jak to miała w zwyczaju, zaczęła analizować tę wiedzę z anatomicznego punktu widzenia, dopatrując się równie ciekawych efektów na spodniej części stóp, dłoniach, pachwinach, niekoniecznie w najbardziej oczywistym sensie.
Do momentu, w którym Fried naburmuszył się znów, tym razem dość, by wzbudzić uwagę psa. Elvira wiele wysiłku włożyła w to, by nie dać zwyciężyć instynktownemu pragnieniu odsunięcia się pół kroku w tył. Tylko przyciągnęłaby uwagę drapieżnika, a na to sobie pozwolić nie mogła. Podobnie jak zresztą na warczenie, niefortunnie, ponieważ słowa przygany okraszone kpiną od razu podniosły jej ciśnienie, zapiekły w policzki... zaskoczyły.
- Gadaj dalej. - wcięła się, ponieważ w skroniach aż pulsowało od ilości zdań, jakich mogłaby użyć, by go dalej prowokować, dopchnąć do brzegu przepaści (z której koniec końców i tak spadłaby tylko ona), a nie chciała ani zepsuć sobie szansy na nowe umiejętności ani skończyć z pogryzieniami kundla, które były zawsze brudne, obleśne i trudne do zaleczenia. Skoro tak go uderzało w ego to, że delikatna blondynka nie jest zupełnym nowicjuszem, to mogła z milczeniem patrzeć mu wyzywająco w oczy do końca spotkania. - Kusisz. - dorzuciła ironicznie, kiedy poważył się na groźbę. Myśl o tym, że mógłby uwiązać ją na równi ze szlamolubem była śmieszna, zresztą skoro już zaczęli, powinni skończyć i posprzątać truchło.
Gdyby jej ktoś zapytał, to pewna była, że szwab nie podjął się wyzwania, bo najzwyczajniej obawiał się porażki - ale nikt jej nie zapytał, nikt też zapewne nie chciał o tym teraz słuchać, więc skupiła się na powrót na tym, co miało znaczenie.
I tak już zwlekali - nie wypadało pozwolić szlamolubowi zbyt długo czekać na troskliwą uwagę.

/zt x 2 :pwease:


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]08.07.21 20:28
15 grudnia
Grube, posklejane płaty wilgotnego śniegu spływały z grantowego nieba. Ciemna noc rozpłaszczyła się na terytorium angielskich hrabstw, oddając całkowitą władzę wiodącej, lodowatej porze roku. Biały puch opadał na zabłocone chodniki z niesamowitą, wirującą lekkością, aby po chwili zamienić się w nieistniejącą drobinę wody; ulec za wysokiej temperaturze brukowego podłoża. Światło pojedynczych lamp z trudem przebijało się przez przymgloną kotarę. Ceglane kamienice wyrastające ze śliskiego podłoża uzupełniały mroczną, specyficzną atmosferę. Świat zatopił się w dziwnej nostalgii, nienaturalnej ciszy, która w tym przypadku nie zwiastowała nic dobrego. Stolica spoczywająca w rękach wroga stała się jeszcze bardziej newralgicznym i niebezpiecznym miejscem. Nielegalne przemieszczanie się o tak później porze, zwanej godziną policyjną, mogło skończyć się konfrontacją ze spacerującym patrolem, wizytą w londyńskim więzieniu bez podawania konkretnej, oskarżającej przyczyny. Każda, wolna przestrzeń obskurnego muru, deski miastowych biuletynów pokrywały znajome, charakterystyczne kartki ukazujące twarze największych zbrodniarzy. Przyzwyczaił się do ruchomych obrazów najbliższych przyjaciół, rodziny, czy dalszych znajomych. Nauczył się ignorować czerwone, wyzywające napisy, panować nad wzrastającym wzburzeniem, chęcią dewastowania tak nieprawdziwych informacji. Opozycja, bez skrupułów wykorzystywała moc bluźnierczej propagandy mieszając w głowach zwykłych i niewinnych mieszkańców. Miała konkretną przewagę, którą za wszelką cenę musieli wydrzeć z ich rąk, splamionych krwią tysięcy ofiar.
Oaza stała się kluczowym azylem, punktem docelowym. Niesamowita wyspa położona na samym środku wzburzonej, morskiej toni, zrzeszała różnorodną ludność wyratowaną spod różdżki bezwzględnego oprawcy. Była dla nich chwilowym schronieniem, ucieczką, nową codziennością organizowaną niemalże od zera. Coraz chłodniejsze tygodnie, mniejszy rynek zbytu oraz przechwytywane transporty, uniemożliwiły dostarczanie bieżącego, najbardziej potrzebnego ekwipunku. Brakowało podstawowych produktów, wymaganych przez każdą profesję. Medykamenty, żywność, środki czystości, ciepła odzież wierzchnia pozwalająca przetrwać nadchodzące mrozy. Wcześniejsze, dość regularne dostawy zapadały się pod ziemię. On sam zauważył, iż rynek ingrediencji, na którym działał nie od dziś zmniejszył się kilkukrotnie. Listy wysyłane do dawnych współpracowników wracały nienaruszone, bez żadnego odzewu. Obiecane dostawy spóźniały się tygodniami; finalnie nigdy nie dotarły do zamierzonego celu. Zrywano zawarte umowy, ignorowano częste zapytania, wystosowane zaliczki czy gromkie prośby. Brakowało nawet łatwo dostępnych roślin, zwiększono rygor sprzedaży. Sprawdzano dokumenty, inwigilowano w sprawy rodzinne, codzienne poczynania, wyszukując powiązań z jednostkami reprezentującymi buntowniczą rebelię. Strzępki informacji docierały do niego na przełomie ostatnich kilkunastu dni. Mówiono o ogólnej zmowie, wielkiej blokadzie. Planowano coś w rodzaju strajku, sprzeciwu podburzanego przez obecne władze. Taki stan rzeczy nie mógł utrzymywać się permanentnie. Tracił odpowiedzialność za własne fundusze, a przede wszystkim za potrzebujących przedstawicieli wyspy czekających na ostateczny ratunek.
Przemieszczał się bocznymi, niewielkimi ulicami prowadzącymi w kierunku portu. Dzisiejszego dnia postawił na wygodniejszy, przylegający strój w hebanowym odcieniu, idealnie wtapiającym się w mrok nadmorskiego otoczenia. Cienki płaszcz opierał się na męskiej sylwetce, a pojedynczy skrawek materiału zakrywał część twarzy. Prawa dłoń spoczywała na głogowej broni gotowej do natychmiastowego użytku. Ciemne włosy pokryły się niechcianą wilgocią, gdyż warunki pogodowe nie ułatwiały przebiegu skomplikowanej misji. Schował się pomiędzy dwoma blaszanymi barkami, zastawionymi okrągłymi kubłami oraz drewnianymi skrzyniami. Stanął w odpowiedniej pozycji, obserwując wejścia z obu stron. Czekał na swą niezawodną i niezastąpioną partnerkę. Przez bardzo długi czas wahał się, czy powinien proponować jej ów zadanie. Martwił się. Czuł paraliżujący uścisk dotykających wszystkich wnętrzności. Nadwrażliwa głowa popychała jego myśli w stronę zamierzchłych zdarzeń, które dla niej skończyły się tragedią. Lubił sprawować kontrolę, wolał trwać ze świadomością, iż w tej jednej chwili, blondynka znajduje się w bezpiecznym, suchym i przytulnym miejscu. Nie chciał narażać jej na niebezpieczeństwo, choć zdawał sobie sprawę, że działanie w terenie było jej bardzo mocną stroną. Wieloma umiejętnościami biła go na głowę: odważna, skuteczna i nieustępliwa, zaskakiwała go niemalże za każdym razem. Nie znał bardziej uzdolnionej wojowniczki władającą skomplikowaną sztuką białej magii. Westchnął ciężko, próbując zgodzić się z podjętą przez siebie decyzją. Zmieniania twarz, odpowiedni strój, nadzór z jego strony, czy tyle na pewno wystarczy? Miarowy stukot delikatnych kroków rozniósł się w najbliższej okolicy. Wychylił się na moment mrużąc powieki nieprzyzwyczajone do silnych opadów. Kilka dni wcześniej podał jej charakterystyczny punkt docelowy. Wolał, aby nie pojawiali się razem, nie zwracali na siebie zbyt dużej uwagi. Gdy kobieta o nieznajomych rysach zbliżyła się do wnęki, pomógł jej wejść między mokre ściany portowych blaszaków i zatapiając w niej jasny błękit odsłoniętych tęczówek, rzekł pochrypniętym głosem: – Wszystko w porządku? – zapytał asekuracyjnie, a wolna dłoń na moment powędrowała do tej należącej do niej. Ścisnął znajomy kształt, chwycił palce, których nie chciał wypuszczać. Musieli działać bez zatrzymania. – Musimy zejść w dół, do starych tuneli ewakuacyjnych. Podobno tam, od jakiegoś czasu urzęduje cała, poszukiwana klientela. – przekręcił oczami niedowierzając w takowy obrót sprawy. – Nie wiem jeszcze czego możemy się tam spodziewać, ale wszystko przed nami. – dodał, po czym widząc potwierdzające skinienie głowy, wyślizgnął się z kryjówki. Skręcił na północ, ku miejscu wyprawy.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]08.07.21 22:52
Nie martwiła się. Kiedy znikał, albo wychodził. Kiedy nie widziała go dłużej, niż standardowo i miała ku temu tylko jeden, jeden jedyny powód. Obiecał jej, że będzie wracać. Może powinna być inna? Może powinna martwić się i z tego zmartwienia obgryzać paznokcie, spoglądać nerwów w okno w wyczekiwaniu na znajomą sylwetkę, ale nie mogła - nie umiała. Była z nim szczera na samym początku, zamierzała walczyć nieprzerwanie i tak jak mówiła - ramię w ramię z nim podejmować walkę. Był świadom zagrożeń i ona też była. Ale nie zamierzała nikogo powstrzymywać. Nie mogła. Nie, kiedy nadal było o co walczyć.
Nie odmówiła, zwłaszcza, kiedy zwrócił się z nią o pomoc. Nie miała powodów, by odmawiać. Znała swoją siłę, ale znała też tą, którą posiadał i on. Obserwowała jak powoli zaczyna coraz mocniej sobie ufać - w siebie samego wierzyć. I cieszyło ją to, zaangażowanie, który wydobywał z siebie, kiedy na czymś mu zależało, potrafiło być naprawdę zatrważające. Przygotowywali się oddzielnie, a ona niezmiennie pas z nakładkami w którym znajdowały się eliksiry: antidotum podstawowe i antidotum na powszechne trucizny, do tego marynowana narośl ze szczuroszczeta, smocza łza, maść z wodnej gwiazdy, złoty eliksir i wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu, na wszelki wypadek jeszcze kameleon. Niezmiennie przy sobie miała broszkę z jednorożcem, czarną perłę, kryształ i pazur gryfa. Miała też miotłę a na ramionach płaszcz, który miał pomóc jej w skradaniu się między uliczkami. Podjęła się też zmiany twarzy, jeszcze przed wejściem między szare budynki - nie jakoś nader, nie jakoś szczególnie, wydłużyła czoło, zwęziła nos, uniosła brwi, zmieniła kolor włosów i ich długość - teraz, sięgały do końca pleców, te związała rzemykiem z tyłu głowy. Niby nic, a stawała się zupełnie inną osobą. Całkowicie odmienną, dla kogoś kto jej nie znał - zwyczajnie nierozpoznawalną.
Wtargnięcie na Londyn, nie było ani łatwe, ani bezpiecznie ale to, co zamierzali zrobić, było właściwie niezbędne. Przemykała się między uliczkami przesuwając się w kierunku miejsca, które wcześniej jej podał w końcu docierając na miejsce. Jasne, niebieskie tęczówki uniosły się wraz z zadanym pytaniem. Skinęła jedynie krótko głową. W porządku, powiedzmy. Nie napotkała żadnych problemów, ale to wcale nie znaczyło, że tych jeszcze nie napotkają po drodze.
- Będę zaraz za tobą. - zapowiedziała jedynie, krótko ściskając jego dłoń. Wzięła wdech w płucach i rozplątała ich palce. Musieli się skupić. - Byłeś tam wcześniej? - zapytała jeszcze, nim podeszwy butów uderzyły w mokre podłoże.

| 20-40 Zmiana twarzy w inną, nienależącą do konkretnej osoby.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Tunele ewakuacyjne - Page 8 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]08.07.21 22:52
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 49
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tunele ewakuacyjne - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]13.07.21 18:20
Przestał ulegać kuszącej pokusie bezzwłocznej ucieczki. Skłębiona toń morskiej wody, którą widział niemalże codziennie, przyciągała wzrok, nawoływała do powrotu na rozchybotany, drewniany pokład. I choć kilkanaście dni temu powrócił z dalekiej i niebezpiecznej wyprawy, pragnienie płynnego przemieszczania, odkrywania nieznanych terytoriów tliło się w iskrzącym i rozjuszonym wnętrzu, żyjącym niedawną przygodą. Tęsknił za zupełnie innym wymiarem nieposkromionej wolności i nieokreślonej swobody. Lubił sprawować osobistą kontrolę, kreować własną linię konkretnych zasad i postepowań. Odpowiadał tylko i wyłącznie przed sobą, nie zważając na ogół zgubnych konsekwencji. Miał jednak zobowiązania. Złożył obietnicę, której nie mógł odrzucić, której nie mógł tak po prostu złamać. Ogromne, gorejące uczucie trzymało go na terenach dawno opuszczonej ojczyzny. Walczył w słusznej sprawie, starając się zdjąć ciężkie brzemię, przytłaczające utrapienie z ramion niewinnych ofiar tutejszej wojny. Był tu również dla niej; najbliższej jednostki, którą zdołał obdarzyć całkowitym, nieprzerwanym zaufaniem. Partnerka, powierniczka, sojuszniczka. Znali kodeks postępowania, nie mogli stawiać przed sobą żadnych, nieprzekraczalnych barier. Byli w tym razem, pracowali, wspierali się na każdym kroku, choć przestraszone serce kurczyło się w nieprzyjemnym odczuciu, gdy angażowała się w dość niebezpieczną akcję. Dziś, miał ją przy sobie, tuż obok.
Nie wyobrażał sobie lepszej partnerki do tak złożonego zadania. Ich pierwsza wspólna misja opierała się na umiejętnościach, z którymi on sam nie radził sobie zatrważająco dobrze. Blondynka znała skuteczne metody kamuflażu, wykorzystując swą nietypową zdolność. Umiała wtopić się w tłum, zakraść bezszelestnie, podchodząc do nieświadomej ofiary. Operowała bezbłędną i silną magią słuchającą skomplikowanych rozkazów. Umiała leczyć, znała tajniki ciężkich, aurorskich szkoleń o wszechstronnym wachlarzu najpotrzebniejszych funkcjonalności. On sam przyodział rolę przewodnika, mediatora, rozmówcy wobec buntowniczych jednostek, z którymi współdzielił wymagający zawód. Posiadał wiedzę ekspercką; zielarstwo było jego ogromną pasją. Nie wiedział dokładnie które transporty przechwycono przed dotarciem do miejsca docelowego. Lista najpotrzebniejszych składników spoczywała w małej, skórzanej torbie wraz z kilkoma eliksirami zabranymi z kuchennej półki. Stara, wysłużona miotła należąca do byłego właściciela, została schowana w jednym z portowych zakamarków - na wypadek gdyby niekorzystny rozwój sytuacji zmusił ich do natychmiastowej ucieczki. Otulił się płatami ciemnego płaszcza i dopiął wszystkie guziki. Ciemność granatowe nocy oraz zamieć grubych, śnieżnych płatów działała na ich korzyść. Nieproszeni goście nie widzieli potrzeby, aby wyściubić swój zmarznięty nos z obskurnych noclegowni, blaszanych baraków, prowizorycznych knajp rozlewających tani, rozcieńczony alkohol. Mogli ukryć się pod przeszkadzającą warstwą, przemknąć ku rozległym tunelom, których ogrom ciągnął się pod powierzchnią miasta. Wyczulony słuch reagował na każdy szmer: – Dobrze. – odpowiedział cicho, kiwając lekko głową. Wolał widzieć ją przed sobą, jednakże nie wchodził jej w drogę. Wiedziała co robić, jak zachować się w konkretnym otoczeniu. Pomagała mu. Wychylił się na moment oceniając  czystość i spokój trasy. Odpowiedział nie patrząc w jej stronę. Dłoń ściskała głogową broń: – Byłem. – rzucił krótko. Na moment zapatrzył się na ruchomy kształt, lecz ten był jedynie zabiedzonym, bezpańskim kotem szukającym pożywienia. Odetchnął. – Tunele mają bardzo rozległą strukturę. Łatwo się w nich zgubić, mają też kilka wejść. – wyjaśnił. – Wejdziemy od wschodniej, mniej uczęszczanej części. Żałuję teraz, że nie mam żadnej mapy… – mógł wizualizować krętą drogę, wskazywać korytarze, charakterystyczne punkty, odznaczać fragment, który zdołali przejść. – Tunele są ogromne i bardzo szerokie. Potrafią pomieścić nawet setkę osób. Musimy być ostrożni, szukamy dużego zgromadzenia ludzi. – zerknął w jej stronę porozumiewawczo. Nie chciał puszczać jej chłodnej dłoni, lecz na drobne czułości musieli jeszcze zaczekać. Wziął głęboki wdech, naciągnął materiał maseczki i żwawym krokiem wyszedł na zawilgoconą krainę, schodząc w dół brukowej ulicy, jeszcze bliżej morza. Szli tuż przy budynkach, aby nie zwracać na siebie szczególnej uwagi. Odległe dźwięki dochodzące z głębi miasta były alarmujące, wstrzymywały akcję. Słyszeli odgłos ciężkich kroków; patrole przeczesywały wszelkie pustostany, kryjówki, zmyślne kąty, mogące skryć nieproszonego intruza. Biały puch przyklejał się do ubrań, ograniczał pole widzenia zalepiając przymrużone powieki. Szkielety ceglanych budynków wyrastały ponad dwiema sylwetkami. Skręcili tuż za rogiem starej, opuszczonej fabryki konserw. Wchodząc w jej głąb dostrzegli ciasne, zabarykadowane przejście; wejście do rozległych tuneli. Z trudem odsunął metalowe kontenery. Odrzucił kilka rozwalonych skrzynek i machnął ręką do zmienionej Tonks, stojącej na czatach. Czuł charakterystyczną stęchliznę, kamienne ściany pokrywały stare pajęczyny, grzyb i wstrętny brud. Woda spływała między szczelinami, nie uniknął niespodziewanej kąpieli. – To tutaj. – powiedział zaglądając do środka. – Lumos. – szepnął znajome zaklęcie, a koniuszek różdżki rozbłysnął maleńkim światłem: – Jest duże prawdopodobieństwo, że zabłądzimy kilka razy. Może powinniśmy jakoś oznaczać drogę? W razie potrzeby ucieczki, będziemy mieć kontrolę. – zasugerował mierząc znajomą-nieznajomą twarz dwoma błękitami. – Wydaje mi się, że wiem gdzie ludzie zbierają się tam najczęściej, lecz coś mogło się zmienić na przestrzeni tygodni. Wiemy co dzieje się w tym mieście... Nasłuchuj. – ruszył przed siebie znikając w ciasnym wnętrzu, które po kilku krokach rozszerzyło się i powiększyło. Czuł się nieswojo, dziwnie. Zimny pot spływał mu po karku. Czuł narastający lęk; labirynt korytarzy przypominał mu piekielne podziemia Azkabanu, w którym walczyli o życie kobiety, stąpającej tuż za nim. Przymknął powieki, musiał wytrzymać.

[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 13.07.21 18:24, w całości zmieniany 3 razy
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]13.07.21 18:20
The member 'Vincent Rineheart' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 87
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tunele ewakuacyjne - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]13.07.21 19:37
Obawa nadal tliła się wewnątrz niej. I wiedziała, właściwie pewna, że nie będzie w stanie słowami zapewnić jej, że będzie wracał. Potrzebowała czasu i czynów. One przemawiały za człowieka dosadniej niż działania. Starała się wierzyć, ale to nie było tak proste. Nie, po tylu niepowodzeniach.
Dzisiaj jednak skupione nie miało być na nich, a na tym, co należało zrobić. Zrobić dla innych, dla nadziei, wiary, że los jeszcze stanie po ich stronie, wynagrodzi ich wytrwałość z którą mierzyli się nie tylko z przeciwnikami, ale i z przeciwnościami losu, z - zdawałoby się - prozaicznymi problemami, jednak rosnącymi na coraz szerszą skalę. Głód zaglądał w oczy wielu, kilkukrotnie próbowano ją okraść, nie z dóbr, a chociaż z jedzenia. Widziała w oczach tych ludzi gasnącą nadzieję, widziała ból, niepewność co do nadchodzącego jutra.
Dzisiaj, miała być jedynie pomocnikiem. Wsparciem, zapewnieniem, może nawet ochroną. To Vincent znał się na temacie. To on rozeznawał się w ciągnąh kanałach w które mieli zgłębiać się coraz mocniej i bardziej. - Ktoś stworzył mapę? - zapytała cicho, odrobinę zdumiona. Z jednej strony mógł to być dobry szlak z drugiej, wcześniej mogła nie istnieć potrzeba, żeby z niego w jakikolwiek sposób korzystać. - Homenum co jakiś czas, może nas wcześniej uprzedzić, do jakiej ilości ludzi się zbliżamy. - powiedziała ruszając za nim, bez słowa kontynuując marsz wśród ciszy, przemykając pomiędzy budynkami, skryta pod płaszczem. Nie mówiła już, cisza w tym wypadku była ich sprzymierzeńcem. Zatrzymała się, rozglądając, kiedy jej polecił, a później ruszyła bliżej, gdy zawołał ją gestem dłoni. Zapach dość dosadnie uderzał w nozdrza, ale czuła już w swoim życiu gorszy. Kilka chwil zajęło jej przyzwyczajenie się. - Cóż, Orchideus? - zapytała mężczyzny, bo było to pierwszym, co wpadło jej do głowy. Pozostawienie niewielkich bukietów. Zdawały się do niego pasować. - Prowadź. - powiedziała tylko cicho, zadzierając na niego spojrzenie, oderwane na chwilę od ciemnego wejścia.
Kroczyła za nim pewnie, bez zawahania, stawiając kolejne kroki, których echo odbijało się w ponurych podziemnych niby korytarzach. Długie palce zaciskały się na białej różdżce, którą trzymała pewnie w dłoni. Jasne tęczówki z ciemności próbowały wyłuskać wszelkie możliwe niebezpieczeństwo. Co jakiś kiedy skręcali, przed samym zakrętem, czy rozwidleniem, zostawiali bukiet. A ona co trzydzieści, czterdzieści kroków, unosiła różdżkę, żeby wypowiedzieć zaklęcie, mające ujawniać obecność innych osób. Przystanęła ponownie, kiedy on pozostawiał bukiet z jej ust, cicho potoczyła się inkantacja. - Homenum Revelio. - wypowiedziała raz jeszcze. Zaklęcie nie wykazało w ich otoczeniu nic. Była cicha, nie podejmowała rozmowy, widocznie skupiona na zadaniu. Zachowująca - jak to mawiał Kieran - stałą czujność. - Którędy teraz? - zapytała mężczyzny, kiedy znaleźli się na rozwidleniu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Tunele ewakuacyjne - Page 8 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]14.07.21 16:07
Dostrzegł ów istotny fakt; mnogość słownych zapewnień, które serwował w jej stronę od kilku długich i coraz chłodniejszych tygodni, nie zmazywały zwątpienia rozłożonego na bladym licu, migoczącego w tęczówkach jasnych jak morze skąpane w porannych promieniach słońca. Potrzebowała namacalnego potwierdzenia, czynu, który udowodni dobre zamiary. Był z nią całkowicie szczery, nie kombinował, nie szukał kompromisów, lub pobocznych rozwiązań. Trwał w swym postanowieniu, reorganizując dotychczasowe życie. Teraz to ona stanowiła jego epicentrum. Pomogła podjąć decyzję, wciągnęła do walki, której nie do końca rozumiał. Walczył w imieniu bezpieczeństwa najbliższych, już raz utraconych osobliwości. Mierzył się z trudem różnorodnych zadań, chcąc zapewnić dogodny byt, ocalić ofiary bezpodstawnego rozlewu krwi. I choć sam nie był w uprzywilejowanej sytuacji, robił co mógł. Dzielił się ostatnim groszem, wygasającą nadzieją na lepsze jutro, którą bezzwłocznie musieli im przywrócić. Światło było po ich stronie.
Jeszcze przed wyruszeniem w drogę, zniknięciem między płatami kleistego śniegu, zamyślił się na moment. Próbował zwizualizować część korytarzy, do których mieli zamiar wślizgnąć się niepostrzeżenie. Widział prowizoryczne mapy, skromne ryciny stworzone przez tutejszych handlarzy, rybaków, czy drobnych złodziejaszków. Mieszkając w samym środku dzielnicy portowej, uczył się w jaki sposób wyciągać odpowiednie informacje; jaką cenę proponować. Przyłożył palce do skroni skupiając się na mniejszych szczegółach.
– Tak, tak, w sensie nie do końca. – odparł mrukliwie marszcząc powieki jak i resztę twarzy. Westchnął zaraz przypominając sobie jedynie skrawki najlepszego, podziemnego szlaku. Będę musieli mocno improwizować, tracąc odrobinę cennego czasu. Pokręcił głową i zerknął na zdezorientowaną Justine: – Stworzono coś na wzór mapy, rycin, które pomagają poruszać się po tunelach. Krążą przez wiele rąk, nie wiem nawet czy byłbym w stanie je zdobyć. -  wytłumaczył pośpiesznie rozkładając bezradnie ręce. Siatka kontaktów, które jeszcze kilkanaście tygodni temu działała na terenie miasta, skurczyła się, zmieniła położenie. Niektórzy jej przedstawiciele padli ofiarą wojennego reżimu; nie miał pojęcia czy faktycznie żyją, gniją w ciasnych celach więzienia. Skinął głową na propozycję wystosowaną przez kobietę. Sprytna inkantacja pozwalała na zidentyfikowanie ludzkich ciał w sporej odległości. Szukali większych zgromadzeń, zorganizowanych grup. Weszli do środka plątaniny korytarzy nie zastawiając przejścia. Rozmawiali sporadycznie, oszczędzając głos. Echo każdego kroku rozpłaszczonego na mokrym kamieniu zdradzało ich obecność, mogło wzbudzić podejrzenie. Szedł ostrożnie, cały czas oglądał się za siebie, kontrolując czy partnerka idzie tuż za nim. Niepokój targał jego sercem, wolał wziąć ją za rękę, prowadzić obok siebie, nie tym razem. Odetchnął głośno i szepnął formułę zaklęcia: – Homenum Revelio! – szli kilkanaście, długich minut wsłuchani w pogłos własnych oddechów, wody spływającej po chropowatych ściankach. Podziemia rozwidlały się kilkukrotnie, przejścia wyglądały tak samo. Szedł instynktownie, wytężając komórki mózgowe. Pomysł z oznaczaniem trasy okazał się trafiony, małe bukieciki zostawiane pod linią dolnego sklepienia mogły uratować im życie. Jeszcze kilka razy wspomógł ją zaklęciem, które niczego nie wykazywało. Zmarszczył brwi; wcześniejsze rozwidlenia wskazywały na to, że jeszcze niedawno ludzie gromadzili się tutaj w konkretnym celu. Słyszał, że organizowano huczne imprezy nie szczędząc zabawy i wykradzionego alkoholów. Przyjęcia wieńczące czystokrwiste zwycięstwo, pijackie libacje, akty pozornego zwycięstwa przeprowadzane przez młodych buntowników. Zatrzymał się przy dalszym rozgałęzieniu przyglądając się jego trzem odnóżom. Przetarł twarz wierzchem dłoni, wdychając haust ciężkiego powietrza: – Minęliśmy kilka potencjalnych miejscówek, w których wcześniej zbierali się ludzie. Musieli przenieść się dalej. – westchnął, nie chciał, aby widziała, że lekko się gubi. – Chodźmy prosto. Nie mogli odejść daleko. Dalej tunele mocno się zwężają… – zasugerował, robiąc pewny krok do przodu. Nie mógł się pomylić, kilka dni temu dostał  wyraźny cynk. Rozmawiał z portową świtą, która potwierdziła, iż wewnątrz tuneli odbywa się blokada, jakieś niezidentyfikowane i nielegalne zgromadzenie. Mieli coraz mniej czasu, władza krążąca po stolicy mogła stawić się tam o wiele wcześniej. Przyspieszyli kroku, wiązka zaklęcia posłanego w przestrzeń, zaznaczyła czyjąś obecność. Słyszał podniesione głosy, gromkie śmiechy, skoczną muzykę nuconą bez obaw. Schowali się za jedną z kolumn, która dawała ogląd na całość sprawy. Lekkie światło przyniesionych lamp oraz zapalonych różdżek, podświetlały gromadę handlarzy, który od niedawna zapadli się pod ziemię. Rozpoznawał sporą ilość twarzy, wielu z nich nie potrafił też zidentyfikować. Skąd pochodzili, dlaczego zdecydowali się na tak radykalny krok? Nie dowierzał w obraz rysujący się przed oczami; zgromadzeni bawili się świetnie, słaby alkohol rozlewał się do blaszanych manierek, śpiew pijanych mężczyzn roznosił się po tunelach, a drażniący zapach tytoniu oraz ogniska drażnił nozdrza. Nigdzie nie widział jednak worków, ani skrzynek z towarem. Zerknął na Justine i powiedział szeptem: – Musimy wmieszać się w tłum. Widzisz tego mężczyznę pod ścianą? Szary prochowiec, czapka przekrzywiona na bok. Niski z butelką w ręku; to Allan Bryson, współpracowałem z nim wielokrotnie. Jeszcze w tamtym tygodniu wymienialiśmy sowy. Nigdy nie spodziewałbym się, że zostanie w to wciągnięty. Musimy wywabić go na bok i o wszystko wypytać… Można mu zaufać. Wydaje mi się, że może mieć jakieś kłopoty. – mieli nóż na gardle, a może zostali przekupieni?

| rzut na Homenum Revelio tutaj

[bylobrzydkobedzieladnie]



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself


Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 14.07.21 18:55, w całości zmieniany 1 raz
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]14.07.21 18:49
Wiedziała, że nie kłamał kiedy z jego ust wypadały zapewnienia. Słowa, mające nieść potwierdzenie tego co czuł i myślał. I niczego nie chciała tak bardzo, jak tego, by móc uwierzyć całkowicie i od razu w słowa, które wypowiadał. Ale choć próbowała, nie potrafiła całkowicie. Choć mniej, nadal gdzieś w środku czekając na to, aż pozostanie znów sama. Wiedziała, że nie miała ku temu logicznych powodów, że nie dał jej żadnego, by miała wątpić. Ale nie potrafiła poradzić sobie z irracjonalnością własnych obaw, które obejmowały ją czasami, zupełnie niespodziewanie.
Nie przeszkadzała mu zbędnymi pytaniami, nie zakłócała ciszy, nie chcąc zwracać na nich niepotrzebnej uwagi i właściwie nie miała w tym momencie wiele do powiedzenia, kiedy oczyściła swój umysł całkowicie skupiona już na zadaniu, które rozciągało się przed nimi. Zdecydowanie należało do ważnych dla całego Zakonu. Potrzebowali kontaktów i ludzi, którzy nadal pomagaliby im zdobyć ingrediencje. Bez nich, wkroczyliby na coraz trudniejszą ścieżkę. Coraz bardziej przykrytą mrokiem z którego ciężko byłoby odnaleźć drogę dalej. Jej brew drgnęła łagodnie, kiedy najpierw potwierdził, by zaraz zanegować własną odpowiedź. - W ten sposób. - mruknęła, dla potwierdzenia przyjęcia informacji jedynie przytakując głową na jego słowa. Mapa - jakakolwiek, nawet prowizoryczna, rzeczywiście byłaby w stanie im pomóc. Jednak nie było co zbyt długo płakać, nad rozlanym mlekiem. Musieli poradzić sobie z tym co mieli. Przywykła już w jakiś sposób do tego, że wiatr zawsze wiał im w oczy. Zamilkli już, stawiając kolejne kroki w głąb wijących się korytarzy, tuneli, spowitych mrokiem. Rozjaśnianych wątłym światłem z ich różdżek, wypełnionych odgłosami stawianych kroków, cichych oddechów i co jakiś czas rzucanych zaklęć sprawdzających obecność istot i zwierząt. Nie przeszkadzała jej cisza. Przywykła do niej. Przy nim czuła się swobodnie, chociaż wolała milczenie wypełnione domowym ciepłem kominka i znajdującego się obok ciała. Gdy odezwał się ponownie przeniosła jasne tęczówki na męskie plecy skryte pod płaszczem. Ciche westchnienie sprawiło, że przyspieszyła, by na krótką chwilę złapać za jego dłoń.  - Znajdziesz ich. -  powiedziała cicho, by później puścić jego rękę i klepnąć go lekko w plecy, by zaczął dalej wędrować. Ona nie była w stanie - on znał kanały lepiej. Ruszyli dalej, on pierwszy, ona za nim, gdy w końcu do ich uszu zaczęły docierać dźwięki. Przystanęli za jedną z kolumn, zgasiła światło różdżki, przesuwając tęczówkami po twarzach. Zatrzymała ją na tej, wskazywanej przez Vincenta. Wpatrywała sie w trochę starszego od nich mężczyznę, mrużąc odrobinę oczy, uważnie spoglądając, kiedy unosił rękę ku górze. Brak obrączki.
- Jeden zakręt dalej, wystarczy? - upewniła się, unosząc na niego tęczówki, a gdy potwierdził skinęła krótko głową, rozpinając niedbale płaszcz. - Odwróć się. - poleciła, żeby sięgnąć do magicznej torby, którą miał na sobie. - Naprawdę sądziłam, że to głupota. - mruknęła do siebie, zanurzając w niej dłonie. Wcześniej, zanim wyruszyli wrzuciła do środka kulkę materiału. Długą spódnicę, biorąc pod uwagę, że istnieje możliwość większej grupy, innej tożsamości. Wyciągnęła ją i szybko wciągnęła na biodra, biorąc wdech w płuca. - Nie wychylaj się. - poprosiła jeszcze ostatni raz spoglądając mu w oczy. Nowa twarz którą przyjęła nie była inna. Nie wyróżniała się nadto, ale była też niebrzydka. Wystarczająca, żeby zwrócić uwagę. Jeśli się trochę postara. Podskoczyła kilka razy. Przekrzywiła głowę w lewo i prawo. I wyszła zza kolumny. Wtopienie się w sam tłum, nie było zbyt trudne. Rozmasowane, odrobinę zaczerwienione policzki i dobra rola, już trochę podpitej, zgarnęła jeden z kubków, który znalazła po drodze. Kilka minut rozmów. Głośnego śmiechu, który - tylko ona wiedziała - był sztuczny. Ale zwabił jego spojrzenie. Zerknęła raz. I potem jeszcze kilka razy, widząc, jak wodzi za nią wzrokiem, by w końcu ruszyć ku niemu - Allanowi. Dobra mowa ciała, odpowiednie kilka słów. Nie mogąca wzbudzić podejrzeń otwartość na bliskość. Prośba, by udali się porozmawiać w cichsze miejsce. Wyciągnięta zapraszająca ręka i równie zapraszający uśmiech. Kroki kierujące ich do ustalonego położenia. Droga wypełniona przytłumionym śmiechem, nie wzbudzająca podejrzeń - przynajmniej tak sądziła - rola. Głosy cichły. Jeszcze jeden zakręt, po którym straciła cały swój czar. Cóż, właściwie, to nawet nie kłamała - choć była pewna, że jej propozycję odebrał zgoła inaczej. Vincent pojawił się chwilę później - a może właściwie od razu. Odwróciła na niego wzrok cofając się o krok, skinęła krótko głową. Minęło trochę czasu, trochę minut, ale w ten sposób nie powinni wzbudzić większych podejrzeń.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Tunele ewakuacyjne - Page 8 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Tunele ewakuacyjne [odnośnik]15.07.21 0:11
Chciał mieć tą całkowitą pewność, że wierzy mu bezgraniczne. On sam już dawno oddał jej samego siebie, darząc całkowitym zaufaniem. Dawał jej odpowiednią ilość czasu, aby w końcu przepędziła głupie i nieprawdziwie przeświadczenia, które zagnieździły się zbyt głęboko. Rozumiał je; sam walczył z mnogimi demonami własnej niedoskonałości, niepewności, braku przynależności. Mieli nad czym pracować motywując się nawzajem, wspierając na każdym kroku. Potrafiła sprowadzić go na ziemię, wybudzić z obezwładniających zapewnień konkretnym ciosem, krzykiem, słowem. Słuchał, szedł za nią, bo tak było przecież najlepiej.
Choć bardzo chciał prowadzić otwartą rozmowę w tak doborowym towarzystwie, doceniał, iż umożliwiała mu zagłębienie w doskonałej ciszy. Kiedy pracował, skupiał się na istotnej kwestii, wybierał odizolowaną część ogromnego domu, wypraszając puszystego stwora szczekającego na każdy, najdrobniejszy ruch. W tym momencie jedynie dźwięki trudnych warunków pogodowych przerywały falę zamyślenia, próby odwzorowania krętej drogi między ciasnymi korytarzami. Starał się nie myśleć o nich w ten sposób. Próbował za wszelką cenę nie wracać do schyłku sierpniowego poranka, gdzie wraz z zorganizowaną grupą walczących towarzyszy, przemykali przez kamienne korytarze naszpikowane niebezpieczeństwem, strachem, pułapkami i ludzką paranoją. Niepokój ściskał jego serce, gdy sylwetka drobnej blondynki niknęła w chwilowym mroku, gdy nie dosłyszał jej miarowego kroku odbijanego od brukowej posadzki. Wstrzymywał wtedy płytki oddech, spinał całe swe ciało gotowy ruszyć na natychmiastowy ratunek. Jak gdyby nigdy nic wyłaniała się zza zakrętu, a on pragnął wziąć ją w ramiona, wrócić do bezpiecznego schronienia spędzając długi, zimowy wieczór w oparach rozpalonego kominka. Istota powierzonego zadania nie wybaczała odwrotu. Na ich barkach spoczywał los wielu ludzkich żywotów. Niknące zapasy ingrediencji, coraz cięższe warunki pogodowe uniemożliwiały życie w ułudzie dostatku, nadziei, braku zmartwień o nadchodzące jutro. Nie sądził, że w tak krótkim odstępie czasu zacznie dźwigać tak wielką odpowiedzialność. Kiedy składał zobowiązania, doprowadzał je do samego końca. Maleńkie światełko wyznaczało skrawek drogi, którą podążał tak wiernie. Ściągnięte brwi, troska wymalowana na zarośniętej twarzy, zdradzała pewną obawę. Nie miał pewności, że wybrali właściwy zakręt. Nie posiadał potwierdzenia, iż informacje zebrane w portowej tawernie były prawdą; a może to zwykła pułapka, zasadzka zastawiona na nieświadomych naiwniaków? Przełknął ślinę odganiając zbyt destruktywne myśli. Gdy zatrzymał się i podzielił swą obawą – zareagowała błyskawicznie. Docenił drobny gest, powietrze uleciało ze spiętej piersi; pokiwał zamaszyście głową - miała przecież całkowitą rację. Byli za daleko, nie mogli poddać się na tym etapie wymagającego zadania. Kilkaset metrów dalej powietrze zadrgało od wibracji głośnej muzyki. Gwar rozmów odbił się od ścian, a zapach przyciągającego tytoniu trafił do jego nozdrzy; udało się. Spojrzał na Justine z nieposkromioną ulgą. Cieszył się, że wziął ją ze sobą, dodawała otuchy, motywacji, wzmagała chęć do działania. Wyglądając zza szerokiej, lekko wilgotnej kolumny obserwowali te niemożliwą sielankę. Handlarze oddawali się zorganizowanemu przyjęciu: grali w kości oraz znane karcianki. Rozlewali litry taniego alkoholu, nie przejmowali się dniem jutrzejszym, nie mieli zamiaru wykonywać swej pracy, która w obecnych warunkach wojennego świata, była tak bardzo niezbędna. Czuł narastającą złość, różdżka drżała w prawej dłoni; mogła wymierzyć dobitną sprawiedliwość. Jej głos wyrwał go z nieprzyjemnego letargu. W samą porę. – Ee, tak. Najlepiej w tamtą stronę. – wskazał korytarz skręcający na zachód, był raczej mało uczęszczaną częścią splotu dróg. Gdy poleciła, aby odwrócił się tak nagle, zmarszczy brwi z niezadowoleniem wyrzucając prawie za głośne: – Serio? – przekręcił oczami, lecz usłuchał prośby. Zerknął tylko raz, ciekawość nie dawała za wygraną. – Jesteś niemożliwa. – wyjąkał nie powstrzymując subtelnego uśmiechu, gdy wróciła w zupełnie nowym przebraniu. Podszedł do niej i położył szorstką dłoń na gładkim policzku prosząc szeptem: – Uważaj na siebie. – i nie spuszczając z niej przenikliwego błękitu, wrócił do idealnej kryjówki. Śledził  poczynania, każdy ruch wykonany w stronę podchmielonego mężczyzny. Uczucie zazdrości od razu zakuło jego wnętrze. Nie lubił gdy ktoś kręcił się w jej towarzystwie, choć ów akcja była zaplanowana, pod szczególnym nadzorem. Patrzył jak radziła sobie z podchmielonym delikwentem. Lawirowała między przeszkodami przyciągając znajomego handlarza. Psidwakosyn. Słyszał pogwizdywania pełne uznania, wiedział co takiego wyobrażali sobie inni. Westchnął głośno kręcąc głową; ostatkiem sił powstrzymywał się, aby nie wybiec zza krawędzi szarego kamienia. Śmiech, niewinny gest, był pewien, że za chwilę rzuci mu się do gardła. Kobieta bezbłędnie wywabiła go z tłumu. Złapał jej wzrok i kiedy skręcała do wyznaczonego miejsca, poderwał się do przodu i podążył za nimi. Bryson mamrotał pod nosem coś niewyraźnego: – Piękna chodź bliżej… – jednakże jego wnikliwe nawoływanie przyciągnęło sylwetkę zielarza. Stalowe tęczówki wyrażały prawdziwy gniew. Ręką trzymająca głogową broń wystrzeliła od razu przypierając wiotkie ciało do chropowatego muru. Handlarz jęknął niezdarnie, rozszerzył źrenice nie mogąc ujarzmić wielkiego zdziwienia: – Cormac na Marlina co ty tu… – bełkotał. – Ciiicho, zamknij się na moment! – warknął odurzony odorem alkoholu niewiadomego pochodzenia. – Nie puszczę cię dopóki nie dowiem się o co w tym wszystkim chodzi! – głowa zatoczyła koło wskazując całe zgromadzenie. Przysadzisty towarzysz wydawał z siebie niezrozumiałe dźwięki, chciał wymigać się od zeznań:
– Coormac, Coormac ja nie mogę… Oni wiedzą… – kontynuował, jednakże przedramię Rinehearta naciskało jeszcze mocniej, blokowało swobodny oddech: – Blokada, strajk, zakazy… Zakazali nam sprzedawać towary do niektórych hrabstw, w których podobno ukrywają się rebelianci. Mają listę nazwisk, wiedzą gdzie mieszkają. Ja… – mamrotał spuszczając głowę, zmieniając ton głosu na bardziej łamiący, płaczliwy. – W-w-wzięli nas pod włos Cormac, zagrozili rodzinom, śledzą nas… Niektórzy z-z tych tam zostali przekupieni. O-o-odsprzedają, niszczą wcześniejsze dostawy, które miały trafić w konkretne miejsca. – jąkał się, strach paraliżował aparat mowy. – Ja nie wiem co mam robić… B-b-boję się o dzieci, nie wiem co będzie jutro... – ciemnowłosy spojrzał w stronę Justine z wyraźnie zatroskaną i przerażoną miną. Sprawy zaszły zdecydowanie zbyt daleko, a oni musieli wymyślić szybkie rozwiązanie, które mogłoby przechylić szalę na ich korzyść. Rozluźnił uścisk i położył dłonie na ramionach dawnego współpracownika. Spojrzał mu prosto w oczy pytając: – Czy gdzieś w tych korytarzach są jakieś towary? – nie odpowiedział, schował głowę jeszcze bardziej: – Czy cała ta zgraja ukrywa tutaj ingrediencje Allan?! – powtórzył nieco dosadniej, głośniej, aby ten zaczął go słuchać. Poczuł jego drżenie, kiwnięcie głową. Odetchnął z ulgą: – Posłuchaj mnie uważnie. – potrząsnął go energicznie: – Wiem, że w tej chwili możesz nam nie uwierzyć, ale wiemy jak wam pomóc. Zorganizujemy pomoc, jeśli zdołasz nam zaufać… Ochronimy wasze rodziny, znajdziemy nowy rynek zbytu dla waszych towarów, które posiadacie, które chcecie i wiecie jak sprowadzić. Nikt się o tym nie dowie, będzie pracować tylko dla nas, rozumiesz? – brak reakcji. – To jedyna szansa, nie możesz tu zostać. Będziecie mieć ochronę! Jeśli znasz tam ludzi, którzy wahają się tak jak ty, zorganizuj spotkanie, a wszystko wam wyjaśnię. Rozumiesz co do ciebie mówię? – drżał, zastanawiał się, kalkulował. Po krótkiej chwili pokiwał głową kilkukrotnie, jakby nie był niczego pewien i w końcu wyprostował się ukazując pełną krasę. Zachwiał się, gdyż alkohol płynący w żyłach robił swoje. Vincent popatrzył na niego z politowaniem, współczuciem i wyrzucił ostatnią prośbę:
- Zaprowadź nas do tego towaru. Musimy wynieść stąd jak najwięcej. – ryzykowali, już nie pierwszy raz.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Tunele ewakuacyjne
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach