Wydarzenia


Ekipa forum
Cmentarzysko krzeseł
AutorWiadomość
Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]12.07.19 1:25

Cmentarzysko krzeseł

W opuszczonym basenie pracowniczym, po przejęciu wyspy w całości przez czarodziejów, w tajemniczych okolicznościach zaczęły pojawiać się zepsute meble. Wiele z nich nosiło na sobie ślady magii i wszystko wskazuje na to, że pojawiły się tu samodzielnie, po wyrzuceniu przez właścicieli. Czasem nawet z zawartością. Nie tylko bowiem krzesła trafiają na cmentarzysko, choć wypełniony nimi basen stał się najbardziej charakterystycznym dla tego miejsca widokiem. W okolicy zwykle kręcą się zbieracze przetrząsający porzucone meble w poszukiwaniu cennych przedmiotów, które teleportowały się wraz z szafkami. Znacznie rzadziej, choć też nie aż tak rzadko, trafiają się właściciele przedmiotów i zwierząt, którzy po wyrzuceniu mebla uświadomili sobie, że nie zdążyli go w całości opróżnić. Wśród niszczejących przedmiotów kręcą się też magiczne stworzenia, często porzucone, które znalazły tu swój nowy dom, żyjąc z wygrzebywania teleportowanych resztek.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cmentarzysko krzeseł Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]28.08.19 20:00

1 marca '57


Katakumby wspomnień, wysypisko historii.
Ile ludzkich żyć symbolicznie kryło się pod osypującą się pod naporem ciekawskich dłoni warstwą lakieru odrestaurowanego mebla? Każda kolejna, jak słoje w przekroju drzewa odmierzała czas następnego pokolenia.
Pamiętał przecież ten dzień, kiedy na monstrualnych rzeczach w ich wymuskanym troską mieszkaniu wybrzuszały się białe płachty, a on nie potrafił dostrzec w miejscu, które kiedyś nazywał swoim domem, już nic znajomego - ostatnie spojrzenie, ciarki wspinające się na pajęczych nogach po przedramionach, a potem nigdy już tam nie wrócił, świat mugoli przestał dla niego istnieć w wymiarze znanym mu do tej pory. Aż do teraz nie zastanawiał się nad tym, co się stało z tamtą kolekcją, czy ktoś pozbył się podniszczonych staroci, czy może podarował im nowe życie, odkrywając wszystkie te drobiazgi, które świadczyły o ich bytności - zaznaczane scyzorykiem kreski, śledzące, jak dużo urośli od ostatniego pomiaru; ślady zanurzonych w farbie rąk, odbite z tyłu przepastnej szafy i bazgroły w sekretnych miejscach - mające być podpisami.  
Nie był przecież sentymentalny - dlaczego więc to miejsce działało na niego w taki sposób?
Gdy ich dwójka zdążyła się zgubić pod betonowym niebem, wskoczył na jeden ze stołów, czując jak niestabilna powierzchnia ugina się pod jego ciężarem. Chciał sprawdzić, czy są tu sami (najprawdopodobniej chwilo tak) i wypatrzeć jakąś sensową ścieżkę pomiędzy zalegającymi rzeczami. Mieli przed sobą nie taki mały tor przeszkód do pokonania. Uniósł brodę, napinając struny ciała tak, by wydłużyć nieco szyję, ale i to nie pomogło - w niecce basenu tonęło się w gratach, których było po prostu zbyt dużo; sięgały powyżej jego głowy, uniemożliwiając dostrzeżenie czegokolwiek, co nie znajdowało się na wyciągnięcie dłoni. Zeskoczył więc z blatu, sterczenie na nim nie miało sensu.
- Mówiłem ci, że całkiem sporo tu tego tałatajstwa, starczy, żeby umeblować setki takich mieszkań jak twoje, a może nawet więcej, bo mam wrażenie, że za każdym razem, gdy tu wracam, sterty rosną - pęcznieją, nabrzmiewając kolejnymi zesłanymi na wygnanie zapomnienia meblami. Kurz obrasta skrywane w ich wnętrzach historie - może czekają, by znowu je odkryć? - To jest jak pieprzona studnia bez dna, kiedy myślisz, że z grubsza przejrzałeś już wszystko, nagle pojawia się kolejny śmieć - podsumował z naturalną subtelnością, teraz to Moss, dla odmiany, taksując wzrokiem. - Dobra, powiedz mi, czego dokładnie szukamy, w jakim... eee... stylu mają być te rzeczy? - ledwie przeszło mu to przez gardło - w jego rzeczywistości odpowiedź na to pytanie była jedna - użytecznym, albo prościej - byle były. Ale może Philippa miała większe aspiracje, w końcu, cóż, to niezaprzeczalnie kobieta (dowodów nie trzeba było długo szukać), istniała szansa, że kierowała się estetyką nie tylko wtedy, kiedy rozglądała się za partnerem na noc. Jedną albo dwie.
Czuł się tu trochę jak pan włościach, z nonszalancją odmierzał kolejne kroki - w myślach, natomiast, rozpiętość piętrzących się przed nimi zagraconych hałd. Chwycił za jedno z trójnożnych krzeseł, po czym brutalnym szarpnięciem, w akompaniamencie przeraźliwego zgrzytu, przemieścił je aż do nieforemnej szafy, z której wysypywały się jakieś drobiazgi. Postawił mebel tyłem do przodu, a potem opadł na siedzisko, czekając na polecenie.
- Kto by pomyślał jeszcze kilka lat temu, że w tak luksusowym miejscu szukać będziemy czegoś, co przyda się do umeblowania twojego mieszkania - z tonie pobrzmiewała bliżej niesprecyzowana emocja, na granicy rozbawienia i nieznanego mu smaku rozrzewnienia. - Dopadła nas więc ostatecznie dorosłość - zawyrokował z posępnym uśmiechem - a na to jeszcze chyba nie wynaleziono lekarstwa.


Ostatnio zmieniony przez Keat Burroughs dnia 31.08.19 8:07, w całości zmieniany 1 raz
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]29.08.19 15:43
Jak śmieci. Jak dzieci podrzucane do pustego koryta pełnego innych dzieci. Jak bosa Annie przerzucona z kłujących, lodowatych ulic prosto do basenu wypełnionego maluchami o twarzach tonących w pomazanej wilgoci. Opuszczone kąpielisko ciekło nutą wstrętnego wspomnienia. Mokry relaks od zmiany do zmiany czy przykrywka dla morderczych intryg właściciela całej wyspy? Lubiła wyspę. Wydawało jej się, że łączy ona w sobie wiele połamanych skrawków jej duszy. Zaczynając od tego, że była opustoszała, a kończąc na takich przykurzonych perłach jak ten wielki wór pokrzywionych mebli, w których gniła pamięć o pierwszym dotyku, o cieple czyiś dłoni i nacisku pośladków. Keat wcale nie był taki głupi, za jakiego nader często go uważała. Ciekawe jak długo zatajał przed nią istnienie tego miejsca. Wysepka była spora, nawet Phils przez siedem lat mieszkania w porcie nie zdołała wchłonąć jej całej. Niektóre lokacje oswajali wspólnie, inne samotnie, a i pewnie łaził tu gdzieś z kumplami, gdy ona zapieprzała w ponurej tawernie.
Teraz był jak ten żeglarz. Wspinał się na górę stolików, by móc dojrzeć ukryty za horyzontem cel. Parsknęła, wodząc wzrokiem za lawirującą na gibających się stertach sylwetką. Zwinny chłopak, czasem żałowała, że wolał być tam zamiast tu, przy niej, przy pani Boyle i Pasażerze. Jak dobrze, że jednak wciąż pozostawał w jakiejś części swój, wracał wiernie, pamiętał o korzeniach, choć obawiała się, że w którymś momencie splątane lata temu ścieżki zechcą powykręcać się. Nie dziś. Nie kiedy braterskie oczy wyznaczały bezpieczną ścieżkę prowadzącą do największych skarbów przeszłości. Niechaj prowadzi, niech kieruje prosto do tkwiących na dnie pereł. Albo kilku gównianych kawałków drewna, z których przy pomocy magii może zdołają zrobić porządny kawałek mebla. Ostatecznie myślała o wypełnieniu salonu, w którym koczowała tylko ulubiona sofa, wyjadany przez tańczące korniki stolik i kawałek pękniętego zwierciadła. Nora w dokach nigdy nie będzie luksusową rezydencją, szczególnie że teraz dodatkowo zaczął się tam unosić zapach kreta. Keat chyba pokładał w to przedsięwzięcie więcej wiary od niej.
Przysunęła się do niego, gdy zeskoczył. Wcisnęła dłonie w punkt swojej tali i popatrzyła na niego przez chwilę z niespecjalnie zachwyconym spojrzeniem. – Jak chcesz się przez to przedrzeć? Cholera, mogłeś powiedzieć, że powinnam wcisnąć tyłek w portki – mruknęła, odsuwając się od niego i tak wcisnęła swoją chudą postać w przesmyk między wieżami krzeseł. Łapczywie pochłaniała kolejne doliny staroci. Pod płaszczem miała na sobie sukienkę, ledwo do kolan. Dobrze, że chociaż nie wcisnęła na siebie wysokich kozaków.
– Byłeś tu wcześniej – stwierdziła, niejako odwołując się do jego słów. – Mam nadzieję, że umiesz połatać mebel, Keat. Tu nie ma niczego w całości – zauważyła, wbijając pazur w drewnianą konstrukcję. Pod naciskiem paznokcia odpadała popękana farba. Phils nigdy nie wybrzydzała, nie aż tak, ale trochę jednak była panienką łasą na błyskotki i piękne rzeczy. Może przywykła do syfu, ale to nie oznaczało, że chciała przez resztę życia przez niego przepływać. Marzyła o pięknych i drogich rzeczach, tworzyła wokół siebie takie iluzje. – Czegoś luksusowego, Burroughs – odpowiedziała, nie przystając. Wiedziała, że ciągnął się gdzieś tam za nią. Rzadko wędrowała z kimś jednym szlakiem. Nawet w tak abstrakcyjnych przestrzeniach chciała przewodzić, iść jako ta pierwsza, iść odważnie. – Chyba chciałabym komodę… do salonu. Albo coś, co nada się na większą klatkę dla niuchacza – mruczała bardziej do krzeseł, niż faktycznie do niego. Nie rezygnowała jednak z mocnego głosu zdolnego przechytrzyć grube bariery zbudowane z pokrzywdzonych mebli. Polecenia padały, ale czy potrafił je spełnić? Czuła się podobnie. Jak królowa, jak najważniejsza pszczoła w czarno-żółtych oceanach. Okręciła się dookoła, gdy przesmyk okazał się szerszy. Poszukała Keatona. Podbiegła do niego i uśmiechnęła się cwaniacko, słysząc o cholernej dorosłości. Brodzili w niej i dalsze oszukiwanie się nie miało już żadnego sensu.
– Zebrało ci się na nostalgię, co? – spytała tylko odrobinę złośliwie. Sama jednak też chyba przez moment poczuła to dziwne uczucie. Zupełnie jakby ich początki były sto lat temu, jakby przetrwali dziesiątki wspólnych lat. – Kolej na ciebie. Chociaż ja… nigdy nie odeszłam, Keat  – zauważyła, kopiąc czubkiem buta jakiś nieokreślony kawałek drewna. Dźwięk próbował znaleźć wygodną drogę, ale kolczaste ściany mebli nie chciały go przepuścić. Może nie odeszła, ale na pewno dorosła. Akurat tego była pewna najbardziej w świecie. Nie czuła się dzieckiem. Przestała nim być z chwilą, kiedy pani Boyle chwyciła ją za kark i podniosła z ulicznego gówna. Dziś Philippa trwała jako kobieta, silna i pewna swoich uroków. Przecież nie mogło być inaczej. – Wolałbyś nie dorosnąć?– spytała, lekko przechylając głowę. Odpowiedź była oczywista, a jednak uważała, że powinien chcieć. Obydwoje jako dorośli wreszcie mogli. Wreszcie byli wolni. Niesamodzielność, zależność i bycie czyimś popychadłem drażniło ją bardziej niż cokolwiek innego. Dziś miała swój dom i swoje pieniądze. Wreszcie.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]30.08.19 13:04
Roześmiał się tylko, słysząc jej marudzenie, nie skomentował jednak oczywistej wyższości spodni nad sukienką. Przynajmniej jeśli chodzi o kwestię wygody, bo osobiście wolał ją w tym bardziej eteryczno-kobiecym wydaniu. Podobała mu się dychotomia pomiędzy jej siłą a niepozornym wyglądem. - Skąd miałem wiedzieć, że akurat dzisiaj zaprezentujesz się w swojej najlepszej spódnicy - a nawet sukience, ale kto by tam to rozróżniał. - Dasz radę - zawsze ze wszystkim sobie radzi, determinacja zdecydowanie należała do zestawu tych cech, którymi określiłby ją w pierwszej kolejności.
- Ze trzy, może cztery razy, nie wspominałem ci? - przysiągłby, że w trakcie którejś z ich rozmów ten temat się przewinął, ale jego myśli były jak ziarna piasku, trzymane w garści tworzyły spójną całość, lecz wystarczył jeden podmuch wiatru, by uleciały gdzieś daleko. - Może martwmy się najpierw o to, co trzeba będzie łatać - od czego w końcu mają Botta; on sam nie nazwałby się złotą rączką, ale znalezienie kogoś, kto byłby w stanie doprowadzić znaleziska do porządku, nie powinno być problemem. - Jeśli nic ci się stąd nie podoba, zawsze możemy podskoczyć na Portobello Road, gdzie za jedno krzesło, niemal identyczne jak te tutaj, zapłacisz pewnie tyle, że drobne mankamenty błyskawicznie przestaną ci przeszkadzać - wzruszył jedynie ramionami, sprowadzając ją jednocześnie na ziemię. Niekoniecznie mogła sobie pozwolić na grymaszenie. A kiedy pociągnęła ten temat, z trudem powstrzymał ruch sugestywnie unoszących się w górę brwi; marzyła więc o tym, by do snu kłaść się w pościeli wymoszczonej dobrobytem - pozornie nie było to przecież nic złego, ale po co zderzać się z twardym murem rozczarowania, kiedy tylko otworzy się oczy.
- Nie wiem, czy repertuar możliwości tego miejsca jest aż tak nieograniczony, klatki tu chyba nie znajdziesz, może przynajmniej... ta komoda... - cienka bruzda przecięła jego czoło, gdy zaczął się zastanawiać, jak właściwie taki mebel wygląda - czyli... potrzebujesz jakiejś szafy? - ponoć nie ma głupich pytań, a on był ostatnią osobą, która potrafiłaby odróżnić szyfonierę od praski, szafa to szafa, wydumane nazewnictwo (kto wie, jak głęboko skrywało się hasło komoda w glosariuszach) nie wpłynie na jej zastosowanie.
Krótki przystanek; krzesło nie należało do najwygodniejszych, jej wtrącenie też zresztą trudno byłoby tak nazwać; co miało oznaczać to, co przed chwilą powiedziała? Czy akcentowała fakt, że ona nigdy nie odeszła - a jeśli tak, to zestawiała to… z nim? Czy krył się pod tym niemy zarzut, że próbował znaleźć sobie miejsce w elemencie wszechświata, który z dokami nie ma nic wspólnego? Który nie mógłby różnić się bardziej od tego, do czego przywykli w Pasażerze?
- Ja przecież... - przecież on też nigdzie nie odszedł - był dla nich, był jednym z nich. Wierzył głęboko w to, że więź, która splatała ich losy, pozostaje tak silna, iż nawet wtedy, kiedy ruszą w innych kierunkach, ona wciąż będzie ich ze sobą łączyła.
Niekoniecznie kontrolując ten ruch, podniósł się z krzesła, skracając dzielący ich dystans. - Nie umiem na to odpowiedzieć, po co w ogóle zastanawiać się nad czymś nieuchronnym? - pragmatyzm zwyciężył; nie zapytał o to, co wolałaby ona; przecież znał odpowiedź - dla niej dzieciństwo było tylko otchłanią wspomnień, z których chciała się jak najszybciej wyrwać; od których odcięła się, gdy tylko mogła, wkraczając w symboliczną dorosłość znacznie szybciej niż reszta znanych mu osób. Dorosłość stała się więc dla niej wyzwoleniem. Ale on lubił idealizować te chwile, gdy zmartwienia miały jeszcze zupełnie inny kształt, inną barwę, niemającą nic wspólnego z kłębiącą się na jego horyzoncie czernią, zwiastującą jutro, w którym nie będzie już czasu na beztroskę. - Może tylko dzisiaj, może tylko z tobą? - prosił o jednodniową dyspensę na dorosłość; czy to tak wiele? - Chyba nigdy nie… czy my kiedykolwiek spędziliśmy czas w taki… - normalny aż cisnęło się na usta samo - sposób, w jaki… - powinny spędzać go dzieci? Kiedy ją poznał, pracowała już w Pasażerze, a on starał się nie dać jej odczuć, że jest od niej znacznie młodszy - nie tylko metrycznie. - Nigdy nie bawiliśmy się w chowanego - powiedział tonem odkrywcy, przystając tuż przed nią. Trąciło absurdem, ale była to prawda. Nie mieli czasu na takie bzdury, nie w dokach, nie, kiedy trzeba było jakoś przetrwać w tym bagnie. - To jest karygodne i niedopuszczalne, żądam zadośćuczynienia. W trybie natychmiastowym - dosłownie: ledwie do powiedział, ruszył przed siebie biegiem, tak szybko, jak pozwalały mu na to przeszkody. Nie zastanawiał się, ile miało to sensu.
Bo nie miało żadnego.
Ale... niech nie będzie dzisiaj Philippą - potrzebował spędzić ten dzień z Annie.

catch me if you can  cwaniak
test sporny - rzut chowającego się vs szukającego
+biegłości chowanie się/spostrzegawczość?
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]30.08.19 13:04
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 73
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Cmentarzysko krzeseł Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]31.08.19 17:09
Bardzo nieszczęśliwe turlanie

Nie mógł liczyć na nic poza prychnięciem. Spodziewając się po Keatonie wymagających wojaży, wcale nie ubrała swojej ulubionej kreacji. Do teraz wierzyła, że jako ktoś, kto dorastał pod okiem pani Boyle, będzie umiał odróżnić kartoflany worek od eleganckich jedwabiów. Zawiódł, bo miała na sobie jedno z mniej wdzięcznych przebrań, chociaż z pewnością nie wyglądała jak mierny podlotek. Tę skórę zrzuciła już dawno temu. Nie zasłużył na najmniejsze słówko komentarza. Jedynie upewniła się, jak daleko stał od kobiecych spraw. Czy jednak powinien cokolwiek zmieniać? Wątpiła.
– Nie może być inaczej – rzuciła tylko krótko i bez najmniejszego zawahania. Zaradność to ważny fundament jej charakteru. – Być może – mruknęła, dalej rozglądając się po zalewających ich składowiskach starci. Żaden krok nie zbliżał jej do grata godnego uwagi, ale jeśli pani Boyle zamierzała oszczędzać na drewnie, to mogłaby podsunąć jej tę miejscówkę. Pośród tego bajzlu przez moment znów czuła się jak istotna zamknięta w niezrozumiałym chaosie. Teraz jednak nic jej nie przygniatało, to ona wyciągała skarb spomiędzy ulicznych szarości. To ona kroczyła tak dumnie jak wieczorami po tanecznym podeście Pasażera.
Marudziła, choć w jej sytuacji należało docenić każdy zmyślny rupieć. Miał rację. We dwójkę ogarnęliby połamane krzesło dużo szybciej, niż musiałaby pracować na rozkoszną nowość prosto z fabryki mebli. To nie tak, wcale nie odbiło jej, odkąd wyprowadziła się na swoje. Próbowała wcisnąć namiastkę boskości do swojego portowego życia. Uprawiała je po swojemu, ubierała biedę w pozorną ekskluzywność. Wydobywała piękno ze starości i brudu. Szanowała własne korzenie i nie wyrzekała się ich, a jednak… czarowała. Cmentarzysko krzeseł nie było więc miejscem nie dla niej. To wspomniane Portobello Road gardziło takimi jak ona czy Keat. Nie mogli błyszczeć, wiec mogli chociaż umilać sobie otoczenie przeobrażonymi kawałkami wyposażenia. Wcale nie trzeba było otwierać jej oczu, widziała dużo, na sobie nosiła widzialne znamiona. Była robotnikiem, nie księżniczką. Tylko czasem, gdy jej obcas stawał na drewnianej ławie tawerny, a śliczna noga prężyła się dla czyjejś uciechy, przez chwilę stawała się królową. Bez korony, ale z urokiem legendarnych syren wypływających z nieprzeniknionych oceanów. To wystarczyło.
– Nie chcę szafy, chcę komodę, to taka niska szafa, z szufladami, Keat – odpowiedziała, tłumacząc mu dość cierpliwie, co powinno przyciągnąć jego spojrzenie. – Albo po prostu coś, wiesz, coś dla mnie  – kontynuowała, podglądając szczeliny widoczne w długich ścianach tego meblowego wąwozu. Gdyby jednak znalazł szafę, to wcale by się nie pogniewała. Obawiała się jednak, że te pojemniejsze kawałki drewna dawno stąd wyniesiono. Jeśli jednak magicznie przedmiotu uciekały do tego wysuszonego akwenu, to może dziś dopisze im szczęście.
Źle ją zrozumiał, ale tego nie mogła wiedzieć. To nie był przytyk, żaden złośliwy zarzut. Między fale nostalgii nie zakradła się ani jedna zła emocja. Mówiła o wychodzeniu z Pasażerowej kołyski, o własnym mieszkaniu, o tej dorosłości. Phils dorosła, lecz nie odeszła, nie opuściła Pasażera, nie wybiła się ponad przestrzeń, w której przyszło jej żyć. To nie miało odnosić się do niego. Kolej na niego oznaczać miała znalezienie swojego gniazda. Czy tego nie pragnął? W ich przypadku trudno utożsamić to z faktycznym odchodzeniem. Pasażer był dla nich obojga zbyt ważny, by tak po prostu można było się od niego odciąć. Ją definiował, a jego?
Czasem wydawało się, że nie dostrzegała tych ciężkich chmur zbierających się nad krajem, a przecież krążyła wokół nich, czerpała z nich słodkie nagrody. To były jej misje, jej zadania od przeżartych śmiercią ludzi, od tych brudnych biznesmenów od siedmiu boleści.
Aż za dobrze wiedział, po co się nad tym zastanawiała, dlaczego próbowała dłubać w jego myślach, przeżyć jego dzieciństwo, posłuchać o wspomnieniach, których nie miała. Nie umiała być już dzieckiem, ale… chyba całkiem nieźle znała się na tym bezgranicznym, szaleństwie takich starych dzieciaków jak oni.   – Tylko dzisiaj, Keat – zgodziła się, nie potrafiąc jednak powstrzymać uśmiechu. Zabierz mnie. Słuchała tej dziwnej, poprzerywanej wypowiedzi, próbowała wyłapać, co takiego chciał zaproponować i na pewno nie powstrzymała wysoko wznoszącej się brwi. – Nigdy się przede mną nie chowałeś? – zapytała prowokująco. Pierwsze miesiące Filipy w Pasażerze to stres, gdzieś za mgłami pewnie kręcił się Keat, ale emocje odbierały jej wspomnienia, szatkowały je, dzieląc na puzzle pogubione i te oznaczone, które zawsze trafić miały na swoje miejsce. – W trybie natychmiastowym to cię znajdę, bracie. Tylko dobrze się schowaj! – zawołała, gdy mknął już gdzieś daleko. By jednak dopełnić rytuału, zakryła oczy dłonią i w myśli policzyła do dziesięciu. Powinna się jeszcze zakręcić trzy razy. Czy nie tak bawili się w sierocińcu? Odsunęła te wizje.
– Keat! Hej, Keat! Czuję twój wstrętny zapach, wiesz? – mówiła, rozglądając się. Krążyła po tym przeklętym labiryncie, wyobrażając sobie, że zaraz dostrzeże poruszającą się łepetynę i wytarga go z kryjówki. – Idę po ciebie, a jak cię znajdę… – wołała dalej głośno i odważnie. Nawoływanie jednak nie zdołało go wybawić z kryjówki i na nic się zdały te i tamte słowne prowokacje. Dobrze więc.
Wspięła się na dość stabilną konstrukcję, by mieć lepszy widok. Podrapała przy tym łydki i poobijała kolana, ale gdy wreszcie stanęła na szczycie, poczuła na szyi łaskoczący powiew mocy. – Widzę cię! – zawołała w przestrzeń, choć to było dość banalne kłamstewko. Gdy spróbowała stamtąd zejść, kilka krzeseł pozsuwało się, a ona poleciała w dół. Wieża zawaliła się, przygniatając intruza. Kurwa.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]02.09.19 17:35
Ostentacyjne, teatralne westchnięcie wydobyło się z jego ust, kiedy przeanalizował na spokojnie jej słowa; musiał je zresztą rozbić na atomy, bo w pierwszym odruchu uznał, że chyba się przesłyszał. - Czyli w definicji czegoś, co nie jest szafą, zawiera się niska szafa? - kwintesencja kobiecej logiki w najczystszej postaci. Przedłużył pauzę przed wybrzmiewającym chwilę znakiem zapytania i dopiero wtedy pozwolił sobie na zawadiackie wygięcie jednego z kącików ust do góry. Konkretne coś wiesz, dla mnie niewiele polepszyło sprawę, ale uznał, że najlepiej będzie po prostu gruntownie przeczesać teren, starając się sprawnie odrzucić odpadki czasu i przyjrzeć bliżej znaleziskom niekoniecznie unikatowym, lecz nadającym się wciąż do użytku - nawet jeśli wymagałoby to otwartej operacji na drewnianych sercach, zanim uda się tchnąć w nie drugie, kradzione życie.
Lubił myśleć, że nic nie definiuje go w pełni - poza nim samym. Że dryfuje w próżni, obierając dowolny kierunek, czasem na skróty czarnej dziury, często w nieznane - lecz nigdy nie pozwala sobie na orbitowanie wokół czegokolwiek zbyt długo, tak jakby ograniczało to jego przestrzeń życiową.
Ale ostatnimi czasy nie próbował już tak często uciec od tego, kim jest. Więc może nawet odpowiedziałby twierdząco, gdyby ktoś zapytał go, czy Pasażer w jakimś stopniu go definiuje. Nigdy jednak nie chodziłoby o miejsce, a tkankę ludzkich istnień, która je oplata.
Ludzi, których starał się chronić - wciąż liczył na to, że nikt z jego rodziny nigdy nie będzie musiał się w żaden sposób angażować w narastający konflikt, który rozdzierał świat magii na dwie części - oni byli wystarczająco sprytni, by utorować sobie bezpieczną ścieżkę, meandrując pomiędzy dychotomią wyborów. Czasem zastanawiał się, czy ktokolwiek z nich domyśla się, gdzie znika wieczorami i czemu coraz mniej wolnych chwil miał im do zaoferowania - cieszył się, że nikt nigdy nie poruszył tego tematu, bo choć skłamałby bez zająknięcia, czułby się z tym niekomfortowo. Mógł mydlić oczy wszystkim - ale nie im.
- Tylko dzisiaj - przytaknął żarliwie, z tym kłamstwem nie mając najmniejszego problemu - oboje wiedzieli doskonale, że przyjdzie znowu taki dzień, kiedy wpadnie na kolejny głupi pomysł - choć w innym, może nie tak zakurzonym wydaniu - a ona da się wciągnąć w jego realizację. - W ostatecznym rozrachunku chyba jednak częściej cię szukałem - upewniał się kontrolnie, czy wszystko w porządku, nim pozwał sobie wrócić do swoich obowiązków - częściej niż zdawała sobie z tego sprawę niebieskie oko wizjera zerkało na klatkę schodową, kiedy tylko wydawało mu się, że usłyszał jej charakterystyczne kroki.
Chował przed nią wiele nic nieznaczących sekretów, młodzieńczych rozterek, nigdy siebie; dopiero niedawno tajemnice zaczęły przybierać na wadze, a jemu zdarzało się celowo umykać poza zasięg jej wzroku. I pytań.
- Nie masz szans, An - to było wyzwanie, rzucone nonszalanckim tonem, z buńczuczną pewnością; rzucił się przed siebie, klucząc pomiędzy tapicerowanymi krzesłami a berżerami, szezlongami a resztkami czegoś, co trudno już było przyporządkować do odpowiedniej kategorii. Ostatecznie wsunął się za przewrócony blat dębowego stołu; tarczą z przypadku odgrodził się więc od świata, licząc na to, że chwilę jej zajmie, zanim go tutaj znajdzie.
Zastygnął, starając się wydawać jak najmniej dźwięków - to jednak nie ten wytworzony przez Keata go zaalarmował, lecz rumor zsypujących się mebli.
Kurwa to dobre podsumowanie tego, co właśnie się zdarzyło. Los chyba uznał, że czas już zabrać zabawki i wyjść z tej cmentarnej piaskownicy, przerywając ich zabawę w sposób niepodlegający negocjacji.
- Annie? - nie czekał na odpowiedź; odtworzył mniej więcej drogę, którą pokonał, żeby dotrzeć do swojej kryjówki, a potem wystarczyło już tylko zauważyć, że jedno z przejść zostało przysypane lawiną krzeseł. Teoretycznie żadna zaskakująca aranżacja, zważywszy na to, co ich otaczało - jednak różniła się od reszty tym, że pod jednym z mebli utknęła Moss.
Dźwignął krzesło i odrzucił gdzieś na bok, skrajnie zaniepokojony tym, co mogła sobie zrobić, spadając z góry.
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]06.09.19 20:05
Wierzyła, że te bystre Keatowe oczka zaczepią się na atrakcyjnym kawałku staroci, który to łatwo da się wyszarpać z tego gruzowiska przeszłości. Tak szybko można było znaleźć skarb, o ile umiało się patrzeć. Phils czasem nie umiała. Trwała zanurzona do bólu w słodkiej, zdradliwej kobiecości, podsycanej przez proste, zrozumiałe pragnienia, o których on nie mógł wiedzieć wiele. Rozkwitała w swoistym rozdarciu między życiem, które miała faktycznie, a tym które odgrywała każdego dnia. Była dziewczyną pani Boyle, wyrzeźbioną przez gęste strumienie rumu, niesioną syrenim, fantazyjnym głosem – czyimś marzeniem, ale i swoim także. Z biegiem lat granice miedzy rolą a prawdą skrytą  w głębokich szczelinach duszy zacierały się. Nigdy nie próbowała z tym walczyć. Nie było również mowy o zagubieniu się w tak prostej sytuacji jak ta. Krążyli między skupiskami krzeseł, jakby to był jakiś mistyczny taniec, odprężająca zabawa, forma niepisanej ucieczki. Połamane nogi z drewna nie smakowały jedynie jak porzucone sieroty. Pod skorupką starej farby kryło się piękno, które chciało błyszczeć ogrzewane przez pojedyncze promienie przebijające się przez dziurawy dach basenowego domu. Pytanie tylko, czy którekolwiek z nich umiało dostrzec tę magię. Keat na pewno bardziej niż w tej chwili Philippa.
Tak naprawdę wyspa przynależąca wciąż do portowej dzielnicy nie była im aż tak nieoswojona. Trwała jak ten doczepiony organ – obca, istniejąca od dawna, ale wciąż nie zasługująca na pełną eksplorację. Jak to możliwe, że nigdy dotąd nie przedostała się przez popękane wrota tego wysuszonego morza? Cóż, widać wolała włóczyć się po starej fabryce lub opuszczonych wagonach. Cieszyła się, że wreszcie tutaj dotarła. Chociaż umiałaby wejść w cwaną rolę między złote salony arystokratycznych dworków, to tutaj czuła większy spokój, to dopiero to miejsce przyjmowało ją jako swoją,  tu serce wybijało spokojny, znajomy rytm. Zupełnie jakby krzesła i stoły zbierały się wyłącznie dla nich – dla portowych dzieci, dla Filipy i Keata.
Warunek Moss musiał wybrzmieć między nimi, chociaż chyba nawet ona nie zamierzała go dotrzymywać. Obydwoje dobrze wiedzieli, że to tylko słodkie przekomarzania brata i siostry. Phils miała być tą starszą i mądrzejszą? Jeśli nawet próbowała, to szło jej to dość marnie, albo.. nie starała się tak do końca. – Więc to twoje oczka mnie śledziły. Nieładnie, Keatonie, nieładnie! – zarzuciła, cmokając na koniec wyraźnie, dość teatralnie. Mogłaby mu jeszcze pogrozić łapką i wytargać włosy, ale wtedy chyba poczułaby się jak jakaś despotyczna ciotka. Gdyby miała wejść w rolę, akurat ta byłaby ostatnią. Zresztą nie było między nimi faktycznej złości, soczystych kłótni. Czasem może Pasażer drżał aż po fundamenty, ale chyba niekoniecznie za ich sprawą. Dziś nie mieszkała już w jakże przytulnych klitkach nad tawerną, ale i tak spotykali się dość często. Nie zapominała o nim i o żadnym wspólnym doświadczeniu, stał się przecież częścią jej historii. – Mam nadzieję, że jednak… nie znajdowałeś zbyt często – dorzuciła, przekrzykując niesłyszalne szelesty biegających po labiryntach drewnianych nóg i rąk korników.  Kryli wiele spraw, niektóre wynikały z tajemnic ściśle sprzężonych z płcią, a inne z oddzielnych, dorosłych żyć, jakie powoli zaczynali sobie układać. Przenikające się spojrzenia wyposażone jednak były w gromadzone przez lata klucze i wskazówki – wciąż aż za dobrze potrafili przedzierać się przez swoje dość mierne bariery. Nigdy nie łudziła się, że skryje przed nim prawdziwy upadek duszy. Póki ten nie nadchodził, nie musiała się obawiać Burroughsa.
– Tylko nie mów do mnie Ann! – wykrzyknęła, wysyłając potężną falę złości prosto w jego uciekające plecy. Aż za mocno przekrzywiła kręgosłup, aż zbyt wyraźnie napięła mięśnie. Wiedział, że nie znosiła, kiedy ktoś próbował ją dotknąć tym imieniem, gdy nazywał ją tak, jak nazywała się co druga angielska sierota płacząca pod osłonką gryzącego koca, będąca jedną z wielu, czująca, że jest nikim. Ktoś inny po takiej akcji z pewnością oberwałby złośliwym zaklęciem.
Zatapiały ją zsuwające się resztki mebli, były jak te brązowawe ziemniaki, które rolnik wysypywał na targowisku przed głodną kolejką klientów. Kurz i wstrętne pyły zatruwały skrytą gdzieś pod labiryntami desek sylwetkę. Kaszlała, czując wbijające się w ciało nogi od krzeseł. Niewiele widziała, może drobne skrawki rdzawej konstrukcji sufitowej, może drobne gwiazdy próbujące zabrać ją z tego świata. Poplątane między antykami kończyny blokowały jej ruchy, nie mogła sięgnąć po różdżkę, nie potrafiła połknąć porządnie powietrza. Czekała na swojego księcia, słyszała jego stłumiony przez górę śmieci głos. Nadchodził. Kaszlnęła znów, gubiąc resztki świeżego powietrza. Mrużyła oczy, szczypały. – Keat… – wyrzuciła, łapiąc oddechy. Jakaś decha wciskała jej się w chudy tyłek, inna drażniła biodro. Co za parszywy dzień. – Tutaj jestem – dodała, nie będąc pewną, czy w ogóle mógł ją usłyszeć. Zdołała szarpnąć nogą i wywołać poruszenie górki, pod którą się znajdowała. Ależ wyszła na niezdarę. Wyobrażała sobie, że chłopak będzie jej to długo wypominał. Philippa Moss, tancerka, kwintesencja gracji – zgnieciona kilkoma rupieciami. Tragedia w trzech aktach.
Gdzieś za nią coś kwiknęło. Otworzyła szeroko oczy.  A jeśli to szczury? I nagle znalazła więcej mocy w swoim poobijanym ciele. Próbowała usunąć przygniatające ją meble.


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 21.09.19 17:44, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]21.09.19 13:07
Z początku jej sylwetka była rozproszona w enigmie domysłów, ukształtowana z urwanych zdań epistolarnych tajemnic skreślanych przez mamę naprędce na kolanie - gdzieś pomiędzy gotowaniem kolacji z wszystkiego, rzucaniem zaniepokojonych spojrzeń na treść lakonicznych wieści z Hogwartu (w czterech wydaniach, diametralnie różnych) a rozsmarowywaniem pigmentów szminki na kościach policzkowych, różane muśnięcie kreacji pasującej do jednej z dziewcząt pani Boyle. Wyczytywał z tych skrawków zbyt wiele, choć ze strzępków informacji nie dało się dowiedzieć niemal niczego.
Obawiał się - tego, kim naprawdę się okaże. Na jaki kolor zabarwią się jej intencje. Myślał o nieznajomej Annie często - zastanawiając się, czy nie żeruje na maskowanym pragnieniu wujostwa, czy nie wykorzystuje tego, że chcieli mieć własne dziecko.
Nie wierzył w to, że to los skrzyżował jej drogę z Boyle'ami. Że nie zatroszczyła się sama, by w odpowiednim momencie znaleźć się we właściwym miejscu. Przypisywał jej wszystkie możliwe przywary, pragnął ją zdemaskować.
Pokazać wszystkim, kim jest - tak naprawdę.
Nie rozumiał, dlaczego szturmem zdobyła sobie przestrzeń w sercach jego bliskich. Czemu zaczęło im zależeć na tym, by czuła się jedną z nich. Po co zamieszkała w kamienicy portowej - już na stałe.
Wymyślił grę - zasady pozostawały niejasne, wkrótce okazało się też, że w konfrontacji z nią nie miał najmniejszych szans; zdał sobie sprawę z tego, że przegrał, gdy wiedział już, że i jemu przestała być obojętna.
I choć to ona była nieznacznie starsza, zawsze starał się roztaczać na nią niewidzialne skrzydła opieki, być na tyle blisko, by zareagować w odpowiednim momencie - gdyby tylko go potrzebowała.
Teraz serce poszybowało aż do krtani, dławiąc się niepokojem, zaciśnięte ciasną obręczą niepewności.
Był przecież blisko - nie uchronił jej jednak przed upadkiem.
Nie przeszło mu nawet przez myśl, żeby wspomóc się magią - za bardzo trzęsły mu się ręce, ze złości na samego siebie i swoje idiotyczne pomysły - oraz z bezsilności. Nie był pewien, czy dałby radę wykonać podczas inkantowania odpowiedni ruch nadgarstkiem, więc zdał się na siłę własnych mięśni i zaparł się, na barkach niczym marna karykatura Atlasa dźwigając cały meblowy wszechświat. - Spróbuj się jakoś przedrzeć - miało to zabrzmieć jak krótka komenda, choć bardziej przypominało nerwową prośbę; uniósł nieco w górę przygniatające Moss krzesło, na tyle, by mogła spróbować się wyczołgać spod hałdy rupieci.
- Błagam, powiedz, że niczego sobie nie złamałaś - wymamrotał febrycznie, zastanawiając się, co należałoby zrobić, gdyby jednak potrzebowała natychmiastowej pomocy.  Z jego oszałamiającą znajomością magii leczniczej mógłby jej co najwyżej zafundować dodatkowe obrażenia.
Mebel wżynał się w ciało, drzazga wbijała się w opuszek palca, ale w natłoku myśli i obaw o jej stan zdawał się zupełnie tego nie odczuwać. Tylko lekkie drżenie na pięciolinii mięśni przypominało mu, że zbyt długo nie da rady utrzymywać całej warstwowej konstrukcji. Naprawdę powinna się pospieszyć.
Nie tylko ona - szmer stawał się coraz głośniejszy, odgłos drapania i... - Merlinie, tam utknął też niuchacz - ogromne, czujne oczy stworzonka zlustrowały sylwetkę Keata naprędce, lecz nie znalazły żadnego interesującego elementu, który mógłby się stać obiektem ich zainteresowania.
Stworzenie sukcesywnie przeciskało się przez szparę, nieopodal Moss, wyginając ciało pod kosmicznym kątem, zaprzeczając prawom fizyki i własnym gabarytom.
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]21.09.19 18:24
Znała swoje miejsce, nigdy nie chciała panoszyć się jak ten niechciany karaluch uciekający po Pasażerowej podłodze przed szeroką stopą Cristiny. Wolała także umknąć przed obrzydliwą litością, przed emocjami, które wylewały się gęsto z każdego okna w sierocińcu. Zepchnięta jednak na samo dno nie mogła liczyć na kolejną szansę. Tamtego dnia, widząc nad sobą srogie spojrzenie pani Boyle, pomyślała, że los czegoś od niej chce, że dokądś ją woła. Kilka tygodni przed tym spotkaniem natrafiła na pewnego dobrego aurora. Później z ulicy podniosła ją sama królowa portu. Nędzarze nie chcieli jej już w swojej drużynie, wypadła. A może od zawsze stworzona była do czegoś więcej? Dała się poprowadzić do skrytego za wilgotnymi, poszarpanymi kotarami świata – czyjegoś, nie jej. Pojęła to, zaproszenie nie oznaczało adopcji, a jednak tak można było powiedzieć o Filipie i Dorothei. O jej mężu dość szybko wyrobiła sobie zdanie, nigdy jednak nie dbała o jakąkolwiek z nim więź. Musiała jednak nauczyć się patrzeć, nauczyć się słuchać – stać się tym puzzlem, który musiał przecież pasować. Któregoś dnia tak się stało, któregoś dnia odkryła, że sama otwiera usta do rozmowy, że sama próbuje działać ponad to, co jej nakazano. Że spogląda na Keata i nie do końca wie, kim on jest, ale za to pewna jest tego, kim się staje. Nieraz czuła dłoń pani Boyle głaszczącą ją po włosach, nieraz też tuliła się do niej jak do pierwszej i zarazem ostatniej osoby. Nikogo przed nią, nikogo po niej. Pod dachem Boyleów uczyła się czułości, uczyła się mieć dom, nie uciekać, cieszyć się nim i odnajdować w sobie śmiałość, odwagę, dzięki której łatwiej było przedrzeć się przez niewygodę zadań spychanych na nią w Pasażerze. Pewnego dnia to one stały się jej jedyną udręką. Innego dnia zniknęły, gdy odkryła, jak dzielnie potrafi przepłynąć przez każdy muł. Świadomość własnej mocy, urody, tego, że te wątpliwe sztuczki działają tak łatwo, ożywiła jej sieroce serce. Zdarła smutne oblicze żałosnej Ani. Zawsze jednak chciała czuć, że ktoś ją chce, potrzebuje. Tutaj ją chcieli i nie dało się temu zaprzeczyć. Tutaj miała rodzinę, z której nigdy nie ośmieliłaby się zrezygnować.
Ona ją ratowała. Nawet teraz. Zakleszczone w przeklętej, ciasnej ostateczności ciało zmuszone było dopasować się do wydrążonych skrawków przestrzeni, do których tak łatwo wpadła Filipowa postać, jakby była lalką z miękkimi kończynami, jakby stała się kolejnym porzuconym meblem. Keat jednak nigdy nie pozwoliłby jej tu umrzeć. Przez moment wyobraźnia sprowadzała na nią udrękę, podrzucała wizję kobiecego ciała podgryzanego przez wygłodniałe robactwo. Potem zaś spomiędzy mroków wyłoniła się sylwetka Burroughsa. On jak ten bohater, jak jej baśniowy wybawiciel usuwał przeszkody, próbując stworzyć tunel. Prychnęła mocno na jego słowa. Przecież nie robiła niczego innego! Pewnie, łatwo było dawać rady, gdy samemu trwało się wygodnie w otwartej przestrzeni. Zacisnęła mocno usta i poderwała ciało do ruchu, ale ono niespecjalnie chciało jej słuchać.
– Tyłek sobie połamałam, Keat – mruknęła ironicznie, choć może i była w tym namiastka prawdy. Tu i tam czuła nachalne napieranie twardych kawałków drewna. Może w innych okolicznościach nieco inaczej spojrzałaby na taką sytuację, ale teraz czuła tylko, że musi jak najprędzej coś zrobić, przetrwać, zanim szkody staną się bolesne lub, co gorsza, widoczne! – Idę! – oznajmiała, ponawiając próbę podniesienia się z tego meblowego gniazdka. – Tylko módl się, żeby mój… – urwała, bo dotarło do niej, co właśnie powiedział. – On nie utknął, on tu sobie mieszka – stwierdziła, gdy wreszcie jej ciemne oczy przyuważyły tego kreta. O zgrozo, a  co jeśli to złomowisko to jedno wielkie gniazdo futrzaków? W ostatnim czasie jej serce dziwnie miękło w otoczeniu tych zwierząt, ale mimo wszystko... – Och, no dobra! – zawołała, poddając się. Mówiła jednak bardziej do siebie. – Chodź tu, ty mały… – powiedziała spokojnie, zmieniając nieco głos. Spróbowała się nieco przemieścić w jego stronę. – Masz jakiegoś knuta, Keat? – dopytała, zerkając teraz na brata. Miał chyba nieco większe pojęcie od niej na temat magicznych zwierząt. W tych warunkach chyba i tak prawie niemożliwe okazałoby się zagarnięcie rzezimieszka. Phils nie do końca była pewna, czy powinna to robić, po co to robi i czy w tej chwili ratowanie jej pośladków nie było większym priorytetem. A jednak te ciemne ślepka… – Ej, on ma rude plamki na futerku! Ale modniś – zamruczała, wyciągając bardziej ciało w kierunku stworzenia. Coś jej się nagle przestało spieszyć do wyjścia spod krzeseł.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]23.09.19 12:33
Czasem zapominał, jak dużo znaczy dla niej to, że uwolniła się z kokonu Annie. Nie był to przecież proces szybki ani bezbolesny - kształtowała samą siebie świadomie, nową ja stworzyła na wzór silnej, niezależnej jednostki. Nie potrafił jednak przestać nazywać ją w myślach właśnie tym imieniem - dla niego Philippa była tylko kreacją, zbędnym rekwizytem, którym Moss posługiwała się na samym początku, by łatwiej było jej wyznaczyć granice oddzielającą przeszłość od wszystkiego tego, co dopiero miało nadejść. Ale minęło już przecież tyle czasu... Nie rozumiał, czemu tak bardzo nienawidziła swojego prawdziwego imienia - przecież nosząc właśnie je rozpoczęła swoją metamorfozę; był pewien, że gdyby nie zgromadzone przez lata doświadczenia, Philippa nie miałaby szansy zaistnieć.
Ona jednak uparcie traktowała to imię jak najgorszą obelgę - dla niego symbolizowało ono jedynie to, jak długą drogę przeszła; z początku, widząc jej reakcję na to jedno słowo, drażnił się z nią z czystej przekory, nazywając ją właśnie tak przy każdej możliwej sposobności. Wciąż nie potrafił się tego oduczyć - pilnował się, by nie robić tego w obecności osób trzecich, lecz kiedy byli tylko we dwójkę zdarzało mu się zapominać.
- Nawet tak nie mów, to chluba Parszywego, główna atrakcja wszystkich wieczorów z tobą za ladą - no przecież te wszystkie oblechy nie patrzyły jej się głęboko w oczy, gdy krzątała się, polewając im trunki różnorodne. - Poza tym, czy ze złamanym tyłkiem można stać? Bo jeśli nie, to raczej nie da się teleportować? Chyba że można się teleportować z poziomu ziemi, obracając się jakoś na klęczkach? - pierwszy efekt zdenerwowania - wzmożona gadatliwość. Odwracał swoją uwagę od tego, że jeśli nie da rady utrzymać dłużej tych mebli, to znowu coś porządnie gruchnie, oby tylko nie skończyło się na pogruchotaniu kości.
- Modlę się do Merlina wszechmogącego tak żarliwie, że bardziej się nie da, ale błagam cię, pospiesz się, bo, psidwacza mać, dłonie zaczynają mi się ślizgać - starał się poprawić uchwyt, ale przez pot stracił przyczepność; naparł na krzesło całym ciężarem ciała, biorąc głęboki wdech.
- To coś mu się zdrowo pochrzaniło w tej małej łepetynie, bo jego pobratymcy drążą nory w ziemi, stancji powinien sobie szukać sześć metrów niżej, nie tutaj. Poza tym, nie wiem, jak on się tu w ogóle znalazł, może to w jakimś stopniu twoja wina, mam wrażenie, że przyciągasz do siebie wszystkie niuchacze znajdujące się w promieniu mili - burknął, łypiąc na futrzaste niewiniątko mało przychylnym wzrokiem. Już widział, co potrafi wyprawiać ten, którego Philippa przygarnęła do swojego mieszkania, dlatego kiedy tylko zobaczył, w jaki sposób Moss patrzy się na to stworzenie... i jeszcze to rozczulenie, gdy wspomniała o rudych plamkach.
- Nawet o tym nie myśl, po cholerę ci kolejny? To nie są zwierzęta stadne, nie potrzebują towarzyszy, twojemu niuchaczowi do szczęścia w zupełności wystarczy twoja biżuteria - czuł, że jest na przegranej pozycji - że nie ma żadnych szans z tym maluchem, ale musiał sobie pomarudzić.
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]23.09.19 23:41
Kłopot w tym, że nigdy nie było prawdziwego imienia. Dopiero teraz czuła, że je ma. Znalezione na ulicy kilkuletnie dziecko nie miało żadnej tożsmości, nie pamiętało, kim jest i jak pachniał dom. Trzeba było więc dać mu nazwę i podarować schronienie. Sierociniec był koszmarem, od którego nawet Hogwart nie zdołał jej wybawić. Koszmarem, który nawet tam pociągała za sobą, między grube mury magicznej twierdzy. Tak, nie można było zapomnieć – tak samo jak nie można było zaprzeczyć temu, że bez niego faktycznie nie byłaby dziś panną Moss. Wybierała milczenie o dawnych latach od ckliwych historyjek. Nikt nie musiał głaskać jej po główce ani też obdarzać rozmiękczonymi spojrzeniami. Gdyby tylko dało się zamknąć wspomnienia w skrzyni, wyrzucić klucz i poczekać, aż opadnie on gdzieś na dno niekończącej się dziury. Świat czarodziejów znał takie sztuczki, ale to pragnienie dla Philippy istniało wyłącznie jako ta chwilowa ochota, emocjonalne błaganie, które nigdy nie miało się ziścić. Przecież wcale nie chciała tracić jedynej przeszłości, jaką miała.
– Mam nadzieję, że chociaż ty nie oglądasz się za moim tyłkiem… – odpowiedziała kąśliwie na jego wylewne pochwały. Oczywiście, że coś w tym było, ale wolałaby, gdyby chociaż ten, który był jej jak brat, nie ślinił się tak samo jak przyłażące co wieczór bandy podstarzałych tępaków. W reakcji na ten wyjątkowo poplątany wywód, uniosła brwi nieco osłupiała. – Ale o co ci właściwie chodzi, Keat? Wyjdę stąd zaraz się przekonasz, że się da... Tylko nie puszczaj! – mówiła, dokonując z ożywieniem kolejnej próby wykaraskania się z tej twardej, niesprzyjającej wszelkim akrobacjom nory. Ugh, prawie zdzierała sobie łokcie, czepiając się tu i tam czegoś, co nie zawaliłoby jej się zaraz na głowę. Gadanina oznaczała, że czas się stąd zbierać, zanim Keat utraci wszelkie siły. Za chwilę obydwoje mogli umrzeć zalani przez wodospad wściekłych mebli. Jasna cholera!
Może jakby sobie wyobraził, że to nie Philippa jest w potrzasku, a jakaś panienka, przez która dostawał palpitacji, to wzrosłyby mu moce? Płonne nadzieje, wolała nawet nie próbować w obawie, że skończyłoby się to tylko gorzej.  Zdołała się kawałek przemieścić, choć już teraz piekły ją pozdzierane kolana, a do stojących swobodnie kończyn Keata jeszcze kawałek ciężkiej drogi. Że też musiała spieprzyć całą zabawę. – Słyszę twoje słodkie modły, braciszku. Zobacz, jak świetnie mi idzie! – dorzuciła, nieco zaspana, bo to jednak coś innego niż bieganie z tacą między stolikami Pasażera. – Hej, dojdę, zanim odejdą ci wody, Keat! Trzymaj mocno – kontynuowała, zagadując go nie mniejszymi głupotami. Choć samo skojarzenie wydawało się… nawet trafne.
Ciężko odpuścić, jeszcze trudniej będzie zapomnieć o porzuconym w tym składzie śmieci rudzielcu. Zagryzał usta, jednym uchem słuchając tego bajdurzenia Burroughsowego. Widziała napięte krecikowe ciało gotowe uskoczyć w ciasną szczelinę między resztką szuflady a gnijącym stojakiem na parasole. To nie było dobre miejsce dla kupki zmarzniętej sierści. On był jak… jak to dziecko błąkające się po zarzyganej uliczce. Miał tylko spojrzenie, którym chciał ją zadrapać, w razie gdyby zbliżyła się za bardzo. Znała to spojrzenie. Szeroka klatka z powodzeniem pomieściłaby kolejnego druha. Przecież nikt nie chciał być samotny. Nigdzie nie widziała niuchaczwej rodziny wołającej o swojego brata. Być może ten brat czekał w pewnej norze na Pont Street. O tym za chwilę miał zdecydować los.
Popatrzyła ostatni raz na Keatona protestującego tak głośno wobec tego pomysłu. – Oj, już zamknij się. I tak wiesz, że mnie nie powstrzymasz. Idę po niego. Zaciśnij zęby, zepnij pośladki i przypomnij sobie, jak fajnie mieć rodzeństwo. Ten mały też chciałby je mieć – rzuciła na zachętę, choć chyba nie był to motywujący tekst. Po prostu zapewniała mu dodatkowy trening! – I wiesz co? – zawołała, czając się na miedziane stworzonko. – Mam go! – wykrzyknęła tak, że cała kupka mebli zdawała się zadrżeć. Maleńka kulka chowała się w tym mocnym uścisku. Machał nerwowo łapkami, ale nie mógł się wydostać. Cóż, przy pierwszym zdołała się już nauczyć paru sztuczek. – Wychodzę, Burroughs! Jesteś gotowy? – zakomunikowała zaraz i zaczęła przeciskać się znów przez ten okropny tunel. Wreszcie była już tak blisko chłopaka, że mogła bez przeszkód dotknąć jego kolan. To było straszne. Wypuściła ze świstem powietrze i opadła na stuletnie, ubrudzone kafle - daleko od upiornych nóg od stołu. Po wszystkim.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]24.09.19 10:40
Uniósł lekko brew, słysząc jej komentarz; a więc uderzali w te klimaty?
- Moss, to chyba dobry moment, żeby wyjawić ci, że tak naprawdę kocham cię skrycie już kilka lat, jesteś najważniejszą kobietą mojego życia - okraszone powagą wyznanie zwieńczył wybuch niekontrolowanego śmiechu, wstrząsając całym jego ciałem, co w połączeniu z napierającym na niego gruzowiskiem, ledwie przytrzymywanym słabnącymi coraz szybciej mięśniami, mogło jedynie stać się preludium do katastrofy. Opanował się z trudem, choć bezczelny uśmiech wciąż przyozdabiał jego twarz. - Zapewniam cię, że wszystkim twoim atutom poświęcam tyle samo uwagi i nie faworyzuję żadnego z nich - jakkolwiek dwuznacznie to nie zabrzmiało, miał oczywiście na myśli wyłącznie zalety charakteru; kiedyś - gdy dopiero ją poznawał - być może za fascynacją kryło się coś więcej, prawdopodobnie nie był jeszcze wtedy odporny na to, co swoim urokiem robiła z facetami; ale wraz z upływem dni zaczął się do niej przywiązywać - stała się dla niego siostrą, wytworzyła się między nimi więź, której nigdy nie potrafił stworzyć z Lieyą, jakkolwiek by się nie starał.
- No nic innego nie robię - stęknął, zakleszczając mięśnie własną wolą, po czym oparł zroszone potem czoło o blat wystającego stolika, wżynając skórę w ostry kant. - Moss - wycedził tylko; to było ostrzeżenie, na nic więcej w tym momencie było go stać; jeśli nadal będzie się gramoliła w takim tempie, to cholerstwo w końcu runie.
Zgodnie z poleceniem - zamknął się, niekoniecznie z własnej woli, pewnie protestowałby dalej, gdyby był w stanie, ale zagryzione zęby zgrzytały z wysiłku nieprzyjemnie, ścierając warstwę szkliwa. Zrezygnowany przymknął powieki - niech robi, co chce, może przygarnąć nawet wszystkie londyńskie niuchacze, byle tylko w końcu raczyła się pospieszyć.
Kiedy tylko jej się to udało, odczekał, aż znalazła się w bezpiecznej odległości, po czym doskoczył do niej jednym susem, licząc na to, że nie zmiażdży go lawina spadających mebli. Na szczęście skończyło się na sporym harmidrze i ataku kaszlu w wyniku wzbitych w powietrze tumanów kurzu.
- Musisz w końcu wymyślić temu pierwszemu jakieś imię, chyba że ograniczysz się do nazywania ich niuchacz jeden i dwa, to byłoby całkiem praktyczne - leżał rozłożony na łopatki - dosłownie, dysząc ciężko; podparł głowę dłońmi, zezując w stronę stworzenia, które chyba planowało ucieczkę (po cichu trzymał za niego kciuki).
Dopiero po jakimś czasie dźwignął się do pionu, skanując wzrokiem najbliższe otoczenie - trochę dalej, za kolejną - oby nieco stabilniejszą stertą - stał szeroki fotel; na pierwszy rzut oka wyglądał na całkiem miękki. Bez słowa obrał kurs na niego, po czym zapadł się w wygodnym siedzisku. - Ja się stąd na razie nie ruszam - oznajmił zaczepnie, moszcząc się, by znaleźć sobie najwygodniejszą pozycję.
Jak chce, to może sobie szukać mebli sama, on potrzebował chwili na wyrównanie oddechu.
- Wygląda na niedożywionego, napisz z tym do Suzie dla pewności, ale pewnie powie ci, żebyś utuczyła go tłustym mlekiem - chyba musiał pogodzić się z tym, że Moss nie zostawi tutaj tego niuchacza.
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]25.09.19 1:19
Te brwi mogłyby sięgnąć nieba, gdyby tylko uniosła je milimetr wyżej. Popłynęli z prądem żarcików, najwyraźniej dzięki temu łatwiej było przełknąć parszywą sytuację, w której się znaleźli. Philippa chyba swoim spojrzeniem dostatecznie wyraźnie pocisnęła młodszego brata. Tu już nie była potrzebna żadna uwaga. Choć na końcu i tak parsknęła śmiechem, lekko kręcąc głową. Przy tym dość przypadkowo kopnęła nogą chybotliwy kawałek konstrukcji. O cholera! Spoważniała i popatrzyła na kołyszącą się leciutko ścianę z potrzaskanych mebli. Wciąż jeszcze była szansa, ale śmiechowe wibracje nie sprzyjały.
– Zaopiekujesz się moimi atutami, jak już stąd wyjdę – rzuciła podczas swoich podmeblowych  wędrówek.  Ciekawe co by powiedziała pani Boyle, słysząc taki dialog z ust swoich dzieci. Chciałaby ujrzeć Philippę u boku Keatona? Ta wizja wydała jej się totalnie abstrakcyjna. Nawet Dorothea chyba nie uwierzyłaby w ten scenariusz, przyjmując go jedynie jako złośliwy żarcik podopiecznych. A może powinni któregoś dnia zrobić jej taki numer? Szkoda, że była wróżbitką, trudniej było ją oszukać. Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Boyle znała od dawna ich przyszłe losy.
Później nastąpiła chwila błogiej ciszy. Słowne przepychanki ustały, a ona szybko zajęła się swoim zadaniem. Szybko? No dobra, faktycznie dość żółwie były te próby wykaraskania się z drewnianych odmętów, ale Keat za to nie złamał się w pół, dźwigając ciężar jej uśpionej chwilę temu gracji. Przyciśnięty do piersi niuchacz kwiczał, zagłuszając ich nierówne oddechy. Chyba dopiero teraz dotarło do niego, że znalazł się w pułapce. Philippa jednak nie chciała robić mu krzywdy. Pomyślała, że jeśli ten nie poczuje się dobrze z nowym kompanem w złotej klatce pełnej portowych napiwków, to puści go. Wyciągała go z gniazda. Przecież ten basen mógł nim być, a ona nie miała możliwości, aby się tego dowiedzieć. Wciąż za mało wiedziała o niuchaczach. Pewna była jedynie tego, że ten pierwszy nieco się z nią oswoił, reagował na jej głos, na brzęk sakiewki.
– Przecież wiesz, że jestem w tym kiepska. Nie umiem nadawać imion – wypaliła, niespecjalnie rozczarowana brakiem kreatywności. – Ale nie chcę, by były liczbami. Tamten jest czarny, ten rudy… – zaczęła głośno rozmyślać. – Albo po prostu Knut i Galeon, nie wiem, Keat. Może któregoś dnia coś mi wpadnie do głowy. Albo ktoś się tym zajmie za mnie – stwierdziła, wierząc, że to całkiem prawdopodobne.
– Hej, co tam masz? – Poderwała się niespodziewanie z tej ziemi, jakby wcale nie była umęczona  czołganiem się przez okrutne tunele. Przemierzyła dzielącą ich odległość. Natychmiast rzucił jej się w oczy ten fotel. Ku niezadowoleniu Keata, wcale nie porzuciła zwierzaka. Wolną dłonią przemknęła po przybrudzonej tapicerce. – Całkiem niezły. Nie mam jeszcze fotela. Wygodny? – dopytała, przy okazji zaczepiając palcem jego czuprynę.
– Faktycznie drobniejszy. Może to jeszcze dziecko? –  Uniosła zwierzaka, oglądając malutkie łapki. – Cały jest mniejszy… Masz rację, odezwę się do Sus. W ogóle powinnam chyba poszukać rady kogoś, kto bardziej się na nich zna.
Tylko czy ktokolwiek poza Moss wpadł na tak durny pomysł, by trzymać w domu niuchacze? To kobieca zachcianka czy już niepokojące szaleństwo? – Chodź, Keat, spadamy stąd. Wzięłabym ten fotel, ale widzę, że ledwo zipiesz, do doków jest jednak kawałek… – zaczęła powoli mówić, przyjmując pozę zatroskanej. Zawsze mogli poczarować i spróbować przemycić go pod inną postacią. Jaka szkoda, że nie znała się na transmitancji. Zerknęła trochę niecnie na brata, mając nadzieję, że może ten na coś wpadnie. Mogli też wrócić tutaj innego dnia. Zdobyła niuchacza, to jej chyba wystarczyło. – Wejdziesz do mnie i dostaniesz coś smacznego – oznajmiła, puszczając mu oczko. Futrzak wydał dziwny odgłos. To…zdziwienie? Bohaterów Philippa nagradzała. Choćby miską ciepłej zupy.


zt x2
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Cmentarzysko krzeseł [odnośnik]28.06.21 20:09
stąd

W zasadzie zamierzał rzeczywiście wrócić do domu - śnieg przestał padać, ale wiatr i wilgoć nieprzerwanie bijące od rzeki robiły swoje, pogoda wciąż uprzykrzała życie. Schował się głębiej w kurtce, z uwagą rozglądając wokół, upewniając się, że nikt go nie śledzi - szczerze jednak powątpiewając w to, by ktokolwiek, kogo mogły zainteresować podobne działania, zagłębiał się w tę stronę. Był ostrożny, patrzył wokół, upewniał się, że jest sam; trzymał się tez z dala od targowiska, na którym zbierali się rzeczywiści zwolennicy aktualnej władzy - nieco lepiej sytuowani, bo Ministerstwo dbało o swoich. Oni nie głodowali. Przechodząc obok cmentarzyska mebli, zabawne miejsce, kiedy ktoś próbował się urządzić, wypatrzył dwoje łachmaniarzy; wyglądali na bezdomnych szukających schronienia przed śniegiem na noc. Obejrzał się wokół raz jeszcze, nim skierował się w ich stronę, na jego widok zareagowali z pewnym popłochem, lecz nie wyciągnęli różdżek - czy byli charłakami? Wyciągnął przed siebie obie dłonie, w górę, w geście poddania, zamierzając im przekazać, że nie miał złych zamiarów.
- Hej, spokojnie - zawołał w ich stronę. - Nie szukam kłopotów. Potrzebujecie schronienia? W fabryce było tłoczno, ale w pociągu wciąż mają miejsca. Wiecie, gdzie to jest? - Zaprzeczenie padło szybko, wskazał ramieniem kierunek. - Musicie zejść na lewo za drzewem przełamanym grzmotem, stamtąd już widać tory. Stoi tam stary Hogwart's Express, rdzewieje, ale dach jest cały. Śnieg was nie złapie w środku. - Podziękowania, naprawdę byli zagubieni - nowi w okolicy? Może stracili dom gdzie indziej, a może spędzili tu lata, ale byli zwyczajnie niezaradni. Nie chciał oceniać, wieczorny mrok i tak przysłaniał widok na jego twarz.
- Głodni pewnie też jesteście - Wyglądali niezdrowo, szara cera, podkrążone oczy, wyschnięte usta. - Uważajcie na siebie. Dzisiaj łatwo stracić życie - oznajmił, przez chwilę zastanawiając się, czy wręczyć im ulotkę. Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że zostawił ich w pociągu wystarczająco wiele, sami je znajdą. I oby ostrzegli pozostałych - takich jak oni, bezdomnych i zagubionych. - Zupa z trupa, nie słyszeliście? Przerabiają teraz ludzi na jedzenie. Głód świszczy nawet w spiżarniach najbogatszych, nie słyszeliście? Na placu egzekucyjnym będzie teraz więcej śmierci. Trzymajcie się z dala, póki możecie. Potem może być już za późno. Straszna śmierć, skończyć w żołądku nadzianego gościa - zwrócił się do nich, wbijając dłonie w kieszeni ubrania i, nie oglądając się na tę parę, wsunął ręce do kieszeni kurtki i pomknął dalej, zamierzając wrócić już do domu, na Arenę.

płynne srebro 4/5 , kieruję ludzi tam, gdzie zostawiłem ulotki i spadam tutaj


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Cmentarzysko krzeseł
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach