Ptasie Trele
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Ptasie Trele
Ptasie Trele to urokliwy lokal usytuowany nad jednym z bardziej malowniczych brzegów Tamizy, silna magia utrzymuje to miejsce w czystości, czyniąc wodę krystalicznie przejrzystą. Kamienne płytki eleganckiego deptaku tuż przed wejściem do niewielkiego budynku nabierają jaskrawych barw, na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie nie pasujących, na drugi – zlewający się w przepiękną artystyczną całość. Budynek z zewnątrz obłożony jest drewnem, a nad drzwiami wisi pozbawiony oznakowań szyld w kształcie ptaka; wysokie wąskie okna zdają się wpuszczać do wnętrza niewiele światła i wrażenie to nie przemija, kiedy wejdzie się do środka i wtopi w panujący tam półmrok. Tym, co rzuca się w oczy najmocniej, są klatki poustawiane wzdłuż ściany naprzeciw: jedne zamknięte, inne otwarte, wszystkie wypełnione ptakami, których melodie wypełniają pomieszczenie. Miękkie fotele poobijane błękitnymi aksamitami tłoczą się wokół wąskich owalnych stolikach na jednej nóżce, na niektórych znajdują się ptasie żerdzie – i czasem zlatują na nie ptaki. W lokalu nie widać żadnej obsługi, ale kiedy pomyśli się życzenie, na stoliku materializują się zachcianki charakterystyczne dla kawiarni. Stali bywalcy twierdzą, że to miejsce nie ma swojego klucza: jego charakter zdaje się zmieniać codziennie.
Rzuć kością k6:
1: Ptaki to zwykłe pocztowe sowy, które od czasu do czasu pohukują; jedna z nich zleciała na wasz stolik, a przy jej nóżce przyczepiony był list. Jeśli zdecydujecie się go odpiąć i przeczytać, znajdziecie w nim notatkę o treści „bon apetit”, a po przeczytaniu jej na głos przed wami zmaterializują się misy przepełnione orzechami pochodzącymi z różnych stron świata.
2: Jeśli posiadacie biegłość ONMS, możecie rozpoznać dziwnie milczące ptaki o jaskrawym upierzeniu jako świergotniki: uciszane zaklęciami, bowiem ich śpiew doprowadza czarodziejów do szaleństwa. Zwierzęta patrzą na was, ale nie wydają z siebie żadnego dźwięku, a wam towarzyszy mało komfortowe poczucie bycia śledzonym. Gdzieś pośród nich zamajaczy również ponura sylwetka lelka wróżebnika.
3: W klatkach znajdują się niewielkie wróble, ozdobne gołębie, domowe kury, przepiórki oraz bażanty, a nawet jeden paw o okazałym ogonie, który zgubił jedno pióro w okolicach waszego stolika. Wszystkie przystawki i desery, jakie zamówicie, będą miały dodatek jajka.
4: Wielobarwne, różnorodne pióra oraz wysokie ptasie trele wypełniające pomieszczenie już od progu zwiastują pojawienie się słowików i kanarków. Te śliczne ptaszki będą raz za czas przysiadać na żerdzi przy waszym styliku, świergocząc melodię, a po każdej zakończonej przyśpiewce pojawią się przed wami półmiski z egzotycznymi owocami.
5: Pomieszczenie wypełnione jest kolibrami, zbyt małymi, by mogły je zatrzymać zbyt duże kraty klatek. Maleńkie wielokolorowe ptaszki śpiewają, czasem przysiadając na ramionach i wyciągniętych dłoniach gości. Do wszystkich zamawianych deserów, przystanek oraz napojów, podany zostanie również miód.
6: Mieszkańcami klatek są dzisiaj papugi, które śpiewają, a czasem nawet porozumiewają się z gośćmi. Można zadać im pytanie, rzucając dodatkową kością, wynik parzysty oznacza odpowiedź „tak”, wynik nieparzysty – „nie”. Piękne wielobarwne pióra raz za czas spadają na stolik, przy którym siedzicie.
Lokacja zawiera kości.Rzuć kością k6:
1: Ptaki to zwykłe pocztowe sowy, które od czasu do czasu pohukują; jedna z nich zleciała na wasz stolik, a przy jej nóżce przyczepiony był list. Jeśli zdecydujecie się go odpiąć i przeczytać, znajdziecie w nim notatkę o treści „bon apetit”, a po przeczytaniu jej na głos przed wami zmaterializują się misy przepełnione orzechami pochodzącymi z różnych stron świata.
2: Jeśli posiadacie biegłość ONMS, możecie rozpoznać dziwnie milczące ptaki o jaskrawym upierzeniu jako świergotniki: uciszane zaklęciami, bowiem ich śpiew doprowadza czarodziejów do szaleństwa. Zwierzęta patrzą na was, ale nie wydają z siebie żadnego dźwięku, a wam towarzyszy mało komfortowe poczucie bycia śledzonym. Gdzieś pośród nich zamajaczy również ponura sylwetka lelka wróżebnika.
3: W klatkach znajdują się niewielkie wróble, ozdobne gołębie, domowe kury, przepiórki oraz bażanty, a nawet jeden paw o okazałym ogonie, który zgubił jedno pióro w okolicach waszego stolika. Wszystkie przystawki i desery, jakie zamówicie, będą miały dodatek jajka.
4: Wielobarwne, różnorodne pióra oraz wysokie ptasie trele wypełniające pomieszczenie już od progu zwiastują pojawienie się słowików i kanarków. Te śliczne ptaszki będą raz za czas przysiadać na żerdzi przy waszym styliku, świergocząc melodię, a po każdej zakończonej przyśpiewce pojawią się przed wami półmiski z egzotycznymi owocami.
5: Pomieszczenie wypełnione jest kolibrami, zbyt małymi, by mogły je zatrzymać zbyt duże kraty klatek. Maleńkie wielokolorowe ptaszki śpiewają, czasem przysiadając na ramionach i wyciągniętych dłoniach gości. Do wszystkich zamawianych deserów, przystanek oraz napojów, podany zostanie również miód.
6: Mieszkańcami klatek są dzisiaj papugi, które śpiewają, a czasem nawet porozumiewają się z gośćmi. Można zadać im pytanie, rzucając dodatkową kością, wynik parzysty oznacza odpowiedź „tak”, wynik nieparzysty – „nie”. Piękne wielobarwne pióra raz za czas spadają na stolik, przy którym siedzicie.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:07, w całości zmieniany 1 raz
Minęły już pierwsze kurtuazje. Pierwsze wymiany wspólnego, wzajemnego szacunku wypowiedziane w odpowiednią godzinę, wyuczone, wymagane, otwierały wrota prowadzące do meritum wiadomości naskrobanej w poprzedzającym spotkanie liście. Mogły przejść dalej, skąpane w przyjemnej liberalizacji przełamania zapoznawczej niezręczności. Wren uśmiechnęła się kulturalnie, mile zaskoczona zarówno gestem uściśnięcia dłoni, jak i werbalnego zapewnienia, że poznanie jej było Primrose na rękę. Arystokratki rzadko kiedy wyrażały się w ten sposób. Zazwyczaj nie wstawały nawet z miejsca, gdy docierała do ich komnat, przypominały przytwierdzone do wygodnej sofy kukły recytujące konkretne słowa, wykonujące piękne geste, niewybiegające poza żelazne normy. Ale czego innego spodziewać mogła się po Burkównie?
Pamiętając urywki wyjaśnienia dotyczącego Ptasiego Trelu, zanim rozwinęły temat, czarownica wyobraziła sobie kielich wypełniony zimną wodą z dodatkiem lodu, a ten natychmiast zmaterializował się nieopodal jej dłoni, na blacie stołu. A zatem tak to działało. Czyżby miejsce, do którego trafiły, odczytywało każdą myśl? Zapisywało ją w drewnianych ścianach, w głowach ptaków, które następnie wygrywały je swoim trelem? Zanim chwyciła napój, zaczekała chwilę, kontrolnie sprawdzając, czy Primrose podąży jej śladami; nigdy, przenigdy starała się nie pić czy jeść pierwszą w obecności arystokracji, przekonana, że uznano by to za brak szacunku. To oni cieszyli się priorytetem. Wiecznym, niezbywalnym - nawet w tak błahej okoliczności, jak spotkanie z petentem.
- Na początek muszę lady ostrzec, że temat talizmanów jest mi obcy. Niestety. Niewiele o nich wiem, nie znam żadnych konkretnych zastosowań ani ograniczeń, jakie narzuca na nie nauka - zaczęła miękko. Niewygodna tendencja do ignorowania wszystkiego, co odbiegało od głównych dziedzin jej zainteresowań przemawiała przez ów brak doświadczenia; przyznawała się doń jednak bez wstydu, wierząc, że Primrose, tak dotychczas uprzejma, rozjaśni gromadzące się nad jej głową ciemne chmury niezrozumienia. - Chciałabym ten amulet dać komuś w prezencie. Mężczyźnie - okrutnemu, zimnemu, przez wielu przeklinanemu aż po grób, po kilka następnych pokoleń; musiała odpowiednio przygotować się na nadchodzące urodziny, wynaleźć prezent, który jej szmalcownika mógłby rzeczywiście zadowolić - przede wszystkim zastosowaniem. Pierścionek zaręczynowy nie lśnił teraz na jej palcu, nie robił tego nigdy, jeśli w okolicy nie było Friedricha; trzymała go na łańcuszku z zaczarowaną czaplą skrytym pod materiałem ubrania, pod skromnym dekoltem ciemnografitowej sukienki. Bezpieczniej z tą więzią było się nie afiszować - dla niej, dla niego, przynajmniej w czasach buntów i terrorystycznych działań Zakonu Feniksa, który niezrozumieniem i agresją reagował na zawód jej narzeczonego.
- Proszę mi powiedzieć, lady Burke, czy istnieje talizman zdolny wzmocnić fizyczną tężyznę? Wytrzymałość organizmu? Szybkość ruchu? - pytała, ciekawa wachlarza oferty, jaką pochwalić mogła się Primrose. Uchylić miała przed Azjatką rąbka tajemnicy, drzwi do nieznanego dotąd świata, którego z każdym kolejnym słowem była coraz bardziej ciekawa. - Ten człowiek prowadzi dość, hm, burzliwy tryb życia, ma niebezpieczną pracę. Zależy mi na tym, by jak najbardziej zminimalizować ryzyko... niepowodzenia - innymi słowy chciała mieć pewność, że każdego wieczora Austriak powróci do swojego nokturnowskiego lokum w jednym kawałku, pozbawi ją konieczności rozważań, czy dotarł, czy nic się nie stało, czy nie potrzebował pomocy. Robiła to również, a może przede wszystkim, dla własnego spokoju ducha. - Może mi coś lady polecić? Sama tylko pobłądzę po omacku - poprosiła z pełnym politowania dla siebie uśmiechem. To zaskakujące, jak podczas podobnych spotkań zmieniała się jej mimika; łagodniała, uśmiech przybierała w doskonale wyważonym momencie, kontrolowała jego rozmiar, jego pogodę, jego charakter. Nie tak jak zwykle, oszczędna we wszystkim, złośliwa.
Pamiętając urywki wyjaśnienia dotyczącego Ptasiego Trelu, zanim rozwinęły temat, czarownica wyobraziła sobie kielich wypełniony zimną wodą z dodatkiem lodu, a ten natychmiast zmaterializował się nieopodal jej dłoni, na blacie stołu. A zatem tak to działało. Czyżby miejsce, do którego trafiły, odczytywało każdą myśl? Zapisywało ją w drewnianych ścianach, w głowach ptaków, które następnie wygrywały je swoim trelem? Zanim chwyciła napój, zaczekała chwilę, kontrolnie sprawdzając, czy Primrose podąży jej śladami; nigdy, przenigdy starała się nie pić czy jeść pierwszą w obecności arystokracji, przekonana, że uznano by to za brak szacunku. To oni cieszyli się priorytetem. Wiecznym, niezbywalnym - nawet w tak błahej okoliczności, jak spotkanie z petentem.
- Na początek muszę lady ostrzec, że temat talizmanów jest mi obcy. Niestety. Niewiele o nich wiem, nie znam żadnych konkretnych zastosowań ani ograniczeń, jakie narzuca na nie nauka - zaczęła miękko. Niewygodna tendencja do ignorowania wszystkiego, co odbiegało od głównych dziedzin jej zainteresowań przemawiała przez ów brak doświadczenia; przyznawała się doń jednak bez wstydu, wierząc, że Primrose, tak dotychczas uprzejma, rozjaśni gromadzące się nad jej głową ciemne chmury niezrozumienia. - Chciałabym ten amulet dać komuś w prezencie. Mężczyźnie - okrutnemu, zimnemu, przez wielu przeklinanemu aż po grób, po kilka następnych pokoleń; musiała odpowiednio przygotować się na nadchodzące urodziny, wynaleźć prezent, który jej szmalcownika mógłby rzeczywiście zadowolić - przede wszystkim zastosowaniem. Pierścionek zaręczynowy nie lśnił teraz na jej palcu, nie robił tego nigdy, jeśli w okolicy nie było Friedricha; trzymała go na łańcuszku z zaczarowaną czaplą skrytym pod materiałem ubrania, pod skromnym dekoltem ciemnografitowej sukienki. Bezpieczniej z tą więzią było się nie afiszować - dla niej, dla niego, przynajmniej w czasach buntów i terrorystycznych działań Zakonu Feniksa, który niezrozumieniem i agresją reagował na zawód jej narzeczonego.
- Proszę mi powiedzieć, lady Burke, czy istnieje talizman zdolny wzmocnić fizyczną tężyznę? Wytrzymałość organizmu? Szybkość ruchu? - pytała, ciekawa wachlarza oferty, jaką pochwalić mogła się Primrose. Uchylić miała przed Azjatką rąbka tajemnicy, drzwi do nieznanego dotąd świata, którego z każdym kolejnym słowem była coraz bardziej ciekawa. - Ten człowiek prowadzi dość, hm, burzliwy tryb życia, ma niebezpieczną pracę. Zależy mi na tym, by jak najbardziej zminimalizować ryzyko... niepowodzenia - innymi słowy chciała mieć pewność, że każdego wieczora Austriak powróci do swojego nokturnowskiego lokum w jednym kawałku, pozbawi ją konieczności rozważań, czy dotarł, czy nic się nie stało, czy nie potrzebował pomocy. Robiła to również, a może przede wszystkim, dla własnego spokoju ducha. - Może mi coś lady polecić? Sama tylko pobłądzę po omacku - poprosiła z pełnym politowania dla siebie uśmiechem. To zaskakujące, jak podczas podobnych spotkań zmieniała się jej mimika; łagodniała, uśmiech przybierała w doskonale wyważonym momencie, kontrolowała jego rozmiar, jego pogodę, jego charakter. Nie tak jak zwykle, oszczędna we wszystkim, złośliwa.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Zadziwiało nie raz Prim, że grubiańskie zachowanie szlachty odbierano jako kulturę i dobre wychowanie. Nie raz też dziwiła się jak przedstawiciele jej klasy traktują innych nie reprezentując sobą nic, a jednocześnie oczekując poklasku. Co było zaskoczeniem, bo to członków rodu Burke uważano za mało taktownych, bezpośrednich i łamiących ogólne przyjęte konwenanse. W tej sytuacji podanie ręki czy też wstanie świadczyło o szacunku jaki ma dla kobiety, z którą postanowiła się spotkać. Było to dla niej oczywiste jak słońce na niebie. Oczywiście, gdyby Wren pierwsza podała dłoń mógłby być to nietakt, ale tego nie zrobiła. Usiadła ponownie za stolikiem kiedy wymieniły uprzejmości i patrzyła jak w dłoni Azjatki materializuje się kielich. Nie pozostało jej nic innego jak również wyobrazić sobie co by chciała aby znalazło się na stoliku. Po chwili uformowała się filiżanka parującej kawy o iście orzechowym zapachu. Ujęła filiżankę za zdobne ucho i upiła ostrożnie łyk. Napój nie był ani za gorący ani za zimny, idealny do picia bez obawy o poparzenie ust czy podniebienia. Wzrokiem wróciła do Wren uważnie słuchając jej słów.
-Proszę się nie martwić. – Zapewniła kobietę z delikatnie malującym się uśmiechem na jej twarzy.- Jestem od tego aby dopasować talizman do pani potrzeb więc będę pytać aby dowiedzieć się jak najwięcej.
Zanotowała na kartkach słowa „mężczyzna” oraz „wytrzymałość” i „niebezpieczna praca”. Wiedziała, że musi dokładnie wybadać teren, ponieważ zamawiający mieli jedynie w głowie pomysł na talizman, ale często nie wiedzieli, ze aby działał idealnie należy wejść głębiej. Poznać siebie lub też drugą osobę lepiej by talizman działał bez szwanku. Im bardziej był spersonalizowany tym większa szansa na jego silny wpływ. Słowa panny Chang o burzliwym trybie życia sprawił, ze przed oczami zobaczyła brata oraz kuzyna, którzy regularnie wracali poturbowani z kolejnych misji. To sprawiło, ze sama też zastanawiała się nad stworzeniem dla nich talizmanów ochronnych. Zanotowała kolejne informacje i pokiwała głową.
-Istnieje talizman, który wzmaga szybkość. Istnieją też opisy jak stworzyć talizman, który wzmacnia wytrzymałość osoby go noszącej. – Odpowiedziała wyciągając swoje notatki by je przejrzeć dokładnie. Były zapisane eleganckim charakterem pisma, posiadały zaznaczone fragmenty oraz odnośniki do innych kartek. Przez chwilę obok ptasich treli słychać było szelest papieru przeglądanego przez młodą kobietę.– Tak, mamy na to dokładne opisy. Możemy z tego skorzystać.
Primrose cieszyła się jak otrzymywała kolejne zlecenie, to sprawiało, że mogła podnieść swoje kwalifikacje ale również stanowiło wyzwanie. Im większe miał wymagania klient tym lepiej. Panna Burke nie chciała stać w miejscu, stale złakniona nowej wiedzy parła do przodu. Zamówienia takie jakie składała Azjatka sprawiły, ze mogła więcej pokombinować.
-Istnieje również możliwość wzmocnienia talizmanu za pomocą czegoś co należy do mężczyzny, dla którego ma być ów talizman. Chociażby włosy. – Nie chciała od razu prosić o krew, chociaż wiązanie krwią było jedną z najstarszych magii, ale również tych nazywanych „czarną magią”. Zdawała sobie sprawę, ze nie każdy chce mieć z nią styczność i jedynie bardzo zaufanym klientom oferowała takie talizmany. Nie chciała aby towarzysząca jej kobieta uznała to za coś nieodpowiedniego, chociaż słysząc parę plotek na jej temat ta mogła by się zgodzić na taki talizman. Mimo wszystko na razie Prim postanowiła zostawić te uwagi dla siebie.
-Ważne aby talizman taki wzmocnić odpowiednią runą, która również zapewni to na czym pani zależy. Każda jednak runa lepiej współpracuje z innymi składnikami.
Prim sięgnęła po rozrysowane runy na kartkach i ułożyła je przed Wren. Wskazując na konkretną runę wyjaśniała co ona oznacza.
-Uraz, wzmacnia wytrzymałość i siłę. Jest to dość silna runa, ale jak połączę ją z ze srebrem runa nie będzie tak dzika jak potrafi być. – Prim przeszła do kolejnej runy rozrysowanej na kartce. – Połączona z Sowelo, która wzmacnia hart ducha może dać kombinację, której pani szuka. Ostatnie nauki nad runami sprawiły, że chętniej podchodziła do łączenia ich w różnych układach aby wzmacniać lub osłabiać konkretną cechę tejże. Odkrycie to samo w sobie było tak fascynujące, że spędziła kolejne dni na tworzeniu różnych kombinacji i nie mogła doczekać się kolejnego spotkania z panem Wood aby przedstawić mu swoje przemyślenia.
-W jakiej formie ma być talizman? – Pytała dalej aby wiedzieć na czym może operować tworząc talizman. – Pierścienia, wisiora, woreczka, który można powiesić na szyi?
Prim uważnie słuchała i notowała wszystko co mówiła kobieta. Twarz miała pogodną ale poważną, a wzrok uważny. Wiedziała, że profesjonalizm oraz to czy klient poczuje się w jej towarzystwie komfortowo jest połową sukcesu przy realizowaniu zamówienia.
-Proszę się nie martwić. – Zapewniła kobietę z delikatnie malującym się uśmiechem na jej twarzy.- Jestem od tego aby dopasować talizman do pani potrzeb więc będę pytać aby dowiedzieć się jak najwięcej.
Zanotowała na kartkach słowa „mężczyzna” oraz „wytrzymałość” i „niebezpieczna praca”. Wiedziała, że musi dokładnie wybadać teren, ponieważ zamawiający mieli jedynie w głowie pomysł na talizman, ale często nie wiedzieli, ze aby działał idealnie należy wejść głębiej. Poznać siebie lub też drugą osobę lepiej by talizman działał bez szwanku. Im bardziej był spersonalizowany tym większa szansa na jego silny wpływ. Słowa panny Chang o burzliwym trybie życia sprawił, ze przed oczami zobaczyła brata oraz kuzyna, którzy regularnie wracali poturbowani z kolejnych misji. To sprawiło, ze sama też zastanawiała się nad stworzeniem dla nich talizmanów ochronnych. Zanotowała kolejne informacje i pokiwała głową.
-Istnieje talizman, który wzmaga szybkość. Istnieją też opisy jak stworzyć talizman, który wzmacnia wytrzymałość osoby go noszącej. – Odpowiedziała wyciągając swoje notatki by je przejrzeć dokładnie. Były zapisane eleganckim charakterem pisma, posiadały zaznaczone fragmenty oraz odnośniki do innych kartek. Przez chwilę obok ptasich treli słychać było szelest papieru przeglądanego przez młodą kobietę.– Tak, mamy na to dokładne opisy. Możemy z tego skorzystać.
Primrose cieszyła się jak otrzymywała kolejne zlecenie, to sprawiało, że mogła podnieść swoje kwalifikacje ale również stanowiło wyzwanie. Im większe miał wymagania klient tym lepiej. Panna Burke nie chciała stać w miejscu, stale złakniona nowej wiedzy parła do przodu. Zamówienia takie jakie składała Azjatka sprawiły, ze mogła więcej pokombinować.
-Istnieje również możliwość wzmocnienia talizmanu za pomocą czegoś co należy do mężczyzny, dla którego ma być ów talizman. Chociażby włosy. – Nie chciała od razu prosić o krew, chociaż wiązanie krwią było jedną z najstarszych magii, ale również tych nazywanych „czarną magią”. Zdawała sobie sprawę, ze nie każdy chce mieć z nią styczność i jedynie bardzo zaufanym klientom oferowała takie talizmany. Nie chciała aby towarzysząca jej kobieta uznała to za coś nieodpowiedniego, chociaż słysząc parę plotek na jej temat ta mogła by się zgodzić na taki talizman. Mimo wszystko na razie Prim postanowiła zostawić te uwagi dla siebie.
-Ważne aby talizman taki wzmocnić odpowiednią runą, która również zapewni to na czym pani zależy. Każda jednak runa lepiej współpracuje z innymi składnikami.
Prim sięgnęła po rozrysowane runy na kartkach i ułożyła je przed Wren. Wskazując na konkretną runę wyjaśniała co ona oznacza.
-Uraz, wzmacnia wytrzymałość i siłę. Jest to dość silna runa, ale jak połączę ją z ze srebrem runa nie będzie tak dzika jak potrafi być. – Prim przeszła do kolejnej runy rozrysowanej na kartce. – Połączona z Sowelo, która wzmacnia hart ducha może dać kombinację, której pani szuka. Ostatnie nauki nad runami sprawiły, że chętniej podchodziła do łączenia ich w różnych układach aby wzmacniać lub osłabiać konkretną cechę tejże. Odkrycie to samo w sobie było tak fascynujące, że spędziła kolejne dni na tworzeniu różnych kombinacji i nie mogła doczekać się kolejnego spotkania z panem Wood aby przedstawić mu swoje przemyślenia.
-W jakiej formie ma być talizman? – Pytała dalej aby wiedzieć na czym może operować tworząc talizman. – Pierścienia, wisiora, woreczka, który można powiesić na szyi?
Prim uważnie słuchała i notowała wszystko co mówiła kobieta. Twarz miała pogodną ale poważną, a wzrok uważny. Wiedziała, że profesjonalizm oraz to czy klient poczuje się w jej towarzystwie komfortowo jest połową sukcesu przy realizowaniu zamówienia.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Gest upicia łyku z przywołanej magicznie filiżanki zachęcił do tego samego również Wren; dopiero teraz pozwoliła sobie na zbawienny haust lodowatej wody, rozlewającej się po jej przełyku przyjemną ulgą. Szczególnie we wrześniu dokuczały jej długie spacery; organizm niechętnie przyjmował jakąkolwiek dawkę fizycznych ćwiczeń, skoncentrowany na rekonwalescencji nadszarpniętego magicznym wypadkiem zdrowia, choć i tak dostatecznie forsowała jego możliwości tańcem z wachlarzami pod czujnym okiem Mei Ling. Czarownica próbowała nie zwracać uwagi na jego wymogi, na jego szumne protesty, że już dość, że czas zawrócić do domu czy choćby usiąść na najbliższej ławce, złapać oddech. Może nie wyglądała na zmęczoną, ale tak się czuła - odnajdując duchowe ocalenie w oferowanym przez Trele napitku. Gdy kilkoma haustami dopiła zawartość szklanki, ta samoistnie napełniła się znów, niemal po sam brzeg.
- Doceniam - zapewniła krótko, konkretnie, obdarzając kobietę ciepłym spojrzeniem. Była w stanie odwdzięczyć się inaczej niż samym pieniądzem, do tego jednak dojdą później, być może w zwieńczeniu konwersacji lawirującej wokół nieznanych, enigmatycznych dla Azjatki arkan, których karty Primrose miała właśnie przed nią rozłożyć. Niechaj zacznie się magia.
- Opisy? Czy to znaczy, że nie miała lady okazji tworzyć wcześniej tego talizmanu wytrzymałości? - podpytała; nie zamierzała ryzykować wkroczeniem na pole zagadkowe nawet dla samego eksperta. Na szali znajdowało się z pewnością niemało galeonów, by mogła pozwolić sobie na próby i błędy, nie mogłaby za nie zapłacić - szczególnie nie komuś takiemu, jak pracująca w zawodzie arystokratka, która niechybnie liczyła sobie pensję potrójną choćby z racji samego urodzenia. - Wybrzmiał dla mnie najciekawiej. Byłby idealny dla jubilata - jej spojrzenie nagle wydawało się pytające, poszukiwało odpowiedzi, czy panna Burke była stuprocentowo pewna powodzenia podobnego przedsięwzięcia, zanim Wren podjęłaby ostateczną decyzję. Jeśli byłaby w stanie zapewnić ją o absolutnym zwycięstwie niesplądrowanego wiedzą frontu, być może uwierzyłaby - ale wszystko leżało teraz w fachowej ekspertyzie Primrose. Wydawała się być optymistyczna, zapewniała, że z zapisków mogłyby skorzystać, może wiedziała zatem co robi.
Skinęła głową, mrucząc w zamyśleniu. Z wyrwaniem pukla włosów Friedricha nie miałaby najmniejszego problemu, jej własne doświadczenie podpowiadało jednak, że istniało połączenie mocniejsze niż tylko włos. Z początku niepewnie podnosiła w myślach tę kwestię, ostrożna na to, jak na nią zareagować mogłaby szlachcianka, jednak ostatecznie to ciekawość i pragmatyzm wzięły nad nią górę.
- A krew, lady Burke? Czy okazałaby się silniejszym spoiwem, wzmocnieniem? Nie ukrywam, że temat jest mi bliski; talizman zapewne będzie potężniejszy, jeśli użyjemy jego krwi? - ściszyła głos, ni to w konspiracji, ni pragnieniu, by słowa nie wniknęły w otaczające je ściany, zapamiętane przez ptasie melodie. Tam gdzie Primrose obawiała się nieprzyzwoitości, Wren rozsuwała jej kurtynę, obnażając własne, niekoniecznie pochwalane naleciałości - tylko i wyłącznie z tytułu sławy, jaką owiany był ród młodej arystokratki. Z uwagą spojrzała też na rysunki run, przyglądała się im z ciekawością choć bez głębszego zrozumienia; ot, symbol jak symbol, czy rzeczywiście mógł mieć tak ogromne znaczenie, jak powiadali badacze? Wydawało jej się to absurdalne. - Mogę wybór runy pozostawić lady? Nie mam pojęcia na co powinnam się zdecydować, co w ostatecznym rozrachunku wypadnie najlepiej - westchnęła, oparłszy brodę na dłoni. O Merlinie, to wszystko było o wiele bardziej skomplikowane, niż pierwotnie zakładała.
Zaskoczeniem była również możliwość wyboru formy tego prezentu. Pierścień, medalion, woreczek na łańcuchu; w swej arogancji była przekonana, że talizmany to zaledwie niezwykłe wisiory o tym samym kształcie, może jedynie innego koloru, o innej symbolice. W rozważaniu mruknęła raz jeszcze, zanim sięgnęła po szklankę i upiła zeń prędki łyk.
- Widzę go jako sygnet - przyznała. W jej wyobrażeniu mógłby jednocześnie dodać ostrości wymierzanym ciosom pięścią, rozerwać skórę ostrawą krawędzią, czy chociaż skuteczniej wybić ząb. - Masywny, tradycyjny i ciężki - by czuć jego istnienie na palcu. Czy byłaby lady w stanie spersonalizować taką błyskotkę? Wpleść w nią, na przykład, wizerunek czapli?
- Doceniam - zapewniła krótko, konkretnie, obdarzając kobietę ciepłym spojrzeniem. Była w stanie odwdzięczyć się inaczej niż samym pieniądzem, do tego jednak dojdą później, być może w zwieńczeniu konwersacji lawirującej wokół nieznanych, enigmatycznych dla Azjatki arkan, których karty Primrose miała właśnie przed nią rozłożyć. Niechaj zacznie się magia.
- Opisy? Czy to znaczy, że nie miała lady okazji tworzyć wcześniej tego talizmanu wytrzymałości? - podpytała; nie zamierzała ryzykować wkroczeniem na pole zagadkowe nawet dla samego eksperta. Na szali znajdowało się z pewnością niemało galeonów, by mogła pozwolić sobie na próby i błędy, nie mogłaby za nie zapłacić - szczególnie nie komuś takiemu, jak pracująca w zawodzie arystokratka, która niechybnie liczyła sobie pensję potrójną choćby z racji samego urodzenia. - Wybrzmiał dla mnie najciekawiej. Byłby idealny dla jubilata - jej spojrzenie nagle wydawało się pytające, poszukiwało odpowiedzi, czy panna Burke była stuprocentowo pewna powodzenia podobnego przedsięwzięcia, zanim Wren podjęłaby ostateczną decyzję. Jeśli byłaby w stanie zapewnić ją o absolutnym zwycięstwie niesplądrowanego wiedzą frontu, być może uwierzyłaby - ale wszystko leżało teraz w fachowej ekspertyzie Primrose. Wydawała się być optymistyczna, zapewniała, że z zapisków mogłyby skorzystać, może wiedziała zatem co robi.
Skinęła głową, mrucząc w zamyśleniu. Z wyrwaniem pukla włosów Friedricha nie miałaby najmniejszego problemu, jej własne doświadczenie podpowiadało jednak, że istniało połączenie mocniejsze niż tylko włos. Z początku niepewnie podnosiła w myślach tę kwestię, ostrożna na to, jak na nią zareagować mogłaby szlachcianka, jednak ostatecznie to ciekawość i pragmatyzm wzięły nad nią górę.
- A krew, lady Burke? Czy okazałaby się silniejszym spoiwem, wzmocnieniem? Nie ukrywam, że temat jest mi bliski; talizman zapewne będzie potężniejszy, jeśli użyjemy jego krwi? - ściszyła głos, ni to w konspiracji, ni pragnieniu, by słowa nie wniknęły w otaczające je ściany, zapamiętane przez ptasie melodie. Tam gdzie Primrose obawiała się nieprzyzwoitości, Wren rozsuwała jej kurtynę, obnażając własne, niekoniecznie pochwalane naleciałości - tylko i wyłącznie z tytułu sławy, jaką owiany był ród młodej arystokratki. Z uwagą spojrzała też na rysunki run, przyglądała się im z ciekawością choć bez głębszego zrozumienia; ot, symbol jak symbol, czy rzeczywiście mógł mieć tak ogromne znaczenie, jak powiadali badacze? Wydawało jej się to absurdalne. - Mogę wybór runy pozostawić lady? Nie mam pojęcia na co powinnam się zdecydować, co w ostatecznym rozrachunku wypadnie najlepiej - westchnęła, oparłszy brodę na dłoni. O Merlinie, to wszystko było o wiele bardziej skomplikowane, niż pierwotnie zakładała.
Zaskoczeniem była również możliwość wyboru formy tego prezentu. Pierścień, medalion, woreczek na łańcuchu; w swej arogancji była przekonana, że talizmany to zaledwie niezwykłe wisiory o tym samym kształcie, może jedynie innego koloru, o innej symbolice. W rozważaniu mruknęła raz jeszcze, zanim sięgnęła po szklankę i upiła zeń prędki łyk.
- Widzę go jako sygnet - przyznała. W jej wyobrażeniu mógłby jednocześnie dodać ostrości wymierzanym ciosom pięścią, rozerwać skórę ostrawą krawędzią, czy chociaż skuteczniej wybić ząb. - Masywny, tradycyjny i ciężki - by czuć jego istnienie na palcu. Czy byłaby lady w stanie spersonalizować taką błyskotkę? Wpleść w nią, na przykład, wizerunek czapli?
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Prim upijała powoli swojej kawy delektując się bardzo dobrym i głębokim jej smakiem. Czasami kawa potrafiła być zbyt gorzka albo co gorsza kwaśna. Ta jednak miała dobry, palony smak chyba z lekko orzechową nutą. Tak przynajmniej się jej zdawało. Kiedy usłyszała pytanie Wren o to czy kiedyś robiła taki talizman zatrzymała na niej dłuższej spojrzenie, po chwili jednak uśmiechnęła się przepraszająco.
-Proszę wybaczyć źle się wyraziłam – odstawiła filiżankę na spodeczek i wskazała opisy. - Oznacza to, że nie muszę tworzyć receptury na nowo i chciałam ją pani pokazać, że mamy już gotową. Innymi słowy nie muszę wynajdywać koła na nowo. I tak, robiłam już takie talizmany dla moich braci oraz dla paru klientów w sklepie. Każdy oczywiście miał swój indywidualny rys, ale był robiony na podstawie tej receptury.
Widziała to wahanie u potencjalnej klientki. Musiała się liczyć z tym, że ta ostatecznie nie skorzysta z jej usług. Świat nie był idealny i Prim wiedziała, że tak mogło się zakończyć ich spotkanie. Sięgnęła po szkice i plany innych talizmanów, które już wykonała.
-Proszę zerknąć, to są wszystkie talizmany jakie skonstruowałam. Część można nadal nabyć w sklepie. - Na kartach widniały wszelkiej maści wisiory, ale również pierścienie, broszki, czy runy z elementami kamieni. Każdy był dokładnie opisany, wszystkie składniki oraz działanie i termin ważności talizmanu. Podniosła filiżankę do ust aby ponownie napić się kawy. Kiedy Wren zapytała o krew coś w Prim drgnęło, ale starała się tego po sobie nie pokazać. Ćwiczenie opanowanego wyrazu twarzy przed lustrem przez wiele godzin właśnie przynosiło swoje efekty. Powoli odstawiła filiżankę z kawą i nieznacznie kiwnęła głową. Powinna się spodziewać, że taka osoba jak panna Chang zna ten temat albo chociaż o nim słyszała.
-Zgadza się – przytaknęła. - Krew jest jednym z najsilniejszych łączników w talizmanach. To prastara magia, przez których uważana za zbyt... silną. Jeżeli dostarczy mi pani parę kropli, podobnie jak włosy, zaklnę je w talizmanie.
Nie wiedziała kto słucha albo czy ktoś kiedyś usłyszy ta rozmowę. Wolała pewnych słów nie wypowiadać. To co mogła śmiało mówić na Nokturnie tutaj mogło napytać jej biedy. Skrzat siedzący kawałek dalej bawił się paroma piórami, które zrzuciły ptaki udając, że niczego nie słyszy, ale Prim wiedziała, że strzyże uszami i jest czujny. Gotowy zareagować w każdej chwili.
-W takim razie zostawimy Uraz i Sowelo, wydają się być najodpowiedniejsze przy wytrzymałości. - Zanotowała kolejne informacje eleganckim charakterem pisma i wróciła wzrokiem do Azjatki.
-Elementy biżuterii zlecam zaprzyjaźnionemu jubilerowi, poproszę go aby wykonał czaplę na sygnecie – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie była jubilerem i nie posiadła jeszcze takiej umiejętności. Miała formy do odlewu pierścieni czy sygnetów, ale nie bawiła się w zdobnictwo i jubilerkę. Praktyczność takich talizmanów była taka, że nawet jak ich moc się wyczerpała to nadal mogły stanowić ozdobę i być noszone przez jego właściciela.
-Mam nadzieję, że jest świadoma Pani, ze talizman na działanie czasowe. Nie będzie wiecznie działał. W pewnym momencie jego moc się wyczerpie i zostanie jedynie sygnet jako ozdoba.
Wolała dodać i upewnić się, że panna Chang wie o co zamawia. Nie chciała potem usłyszeć, że o czymś nie powiedziała.
-Proszę wybaczyć źle się wyraziłam – odstawiła filiżankę na spodeczek i wskazała opisy. - Oznacza to, że nie muszę tworzyć receptury na nowo i chciałam ją pani pokazać, że mamy już gotową. Innymi słowy nie muszę wynajdywać koła na nowo. I tak, robiłam już takie talizmany dla moich braci oraz dla paru klientów w sklepie. Każdy oczywiście miał swój indywidualny rys, ale był robiony na podstawie tej receptury.
Widziała to wahanie u potencjalnej klientki. Musiała się liczyć z tym, że ta ostatecznie nie skorzysta z jej usług. Świat nie był idealny i Prim wiedziała, że tak mogło się zakończyć ich spotkanie. Sięgnęła po szkice i plany innych talizmanów, które już wykonała.
-Proszę zerknąć, to są wszystkie talizmany jakie skonstruowałam. Część można nadal nabyć w sklepie. - Na kartach widniały wszelkiej maści wisiory, ale również pierścienie, broszki, czy runy z elementami kamieni. Każdy był dokładnie opisany, wszystkie składniki oraz działanie i termin ważności talizmanu. Podniosła filiżankę do ust aby ponownie napić się kawy. Kiedy Wren zapytała o krew coś w Prim drgnęło, ale starała się tego po sobie nie pokazać. Ćwiczenie opanowanego wyrazu twarzy przed lustrem przez wiele godzin właśnie przynosiło swoje efekty. Powoli odstawiła filiżankę z kawą i nieznacznie kiwnęła głową. Powinna się spodziewać, że taka osoba jak panna Chang zna ten temat albo chociaż o nim słyszała.
-Zgadza się – przytaknęła. - Krew jest jednym z najsilniejszych łączników w talizmanach. To prastara magia, przez których uważana za zbyt... silną. Jeżeli dostarczy mi pani parę kropli, podobnie jak włosy, zaklnę je w talizmanie.
Nie wiedziała kto słucha albo czy ktoś kiedyś usłyszy ta rozmowę. Wolała pewnych słów nie wypowiadać. To co mogła śmiało mówić na Nokturnie tutaj mogło napytać jej biedy. Skrzat siedzący kawałek dalej bawił się paroma piórami, które zrzuciły ptaki udając, że niczego nie słyszy, ale Prim wiedziała, że strzyże uszami i jest czujny. Gotowy zareagować w każdej chwili.
-W takim razie zostawimy Uraz i Sowelo, wydają się być najodpowiedniejsze przy wytrzymałości. - Zanotowała kolejne informacje eleganckim charakterem pisma i wróciła wzrokiem do Azjatki.
-Elementy biżuterii zlecam zaprzyjaźnionemu jubilerowi, poproszę go aby wykonał czaplę na sygnecie – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie była jubilerem i nie posiadła jeszcze takiej umiejętności. Miała formy do odlewu pierścieni czy sygnetów, ale nie bawiła się w zdobnictwo i jubilerkę. Praktyczność takich talizmanów była taka, że nawet jak ich moc się wyczerpała to nadal mogły stanowić ozdobę i być noszone przez jego właściciela.
-Mam nadzieję, że jest świadoma Pani, ze talizman na działanie czasowe. Nie będzie wiecznie działał. W pewnym momencie jego moc się wyczerpie i zostanie jedynie sygnet jako ozdoba.
Wolała dodać i upewnić się, że panna Chang wie o co zamawia. Nie chciała potem usłyszeć, że o czymś nie powiedziała.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Ze szczerym zainteresowaniem przyjrzała się zapiskom Primrose. Fakt, że kobieta wcześniej miała jednak styczność z tym konkretnie talizmanem napawał ulgą. Zdecydowaniem - że wybór był prawidłowy, że niewiele w procesie mogło pójść nie po jej myśli. Naukowe dokumentacje powoli rozwiewały wszelkie jej wątpliwości, wodziła po nich wzrokiem, wyłapując zdanie po zdaniu; przyglądała się im pobieżnie, receptury bowiem były skomplikowane, traktowały o nieznanych jej procesach i użytkowaniu składników, które razem tworzyły harmonijną, wzmacniającą całość.
- Och, to doskonale - przyznała szczerze, miękko, palcem wodząc tuż nad zapisanymi pergaminami; nie dotykała ich, niechętna zniszczyć lub zabrudzić mienia arystokratki, wytyczała jedynie trasę dla wzroku, który ostatecznie zogniskował się na ilustracjach towarzyszących obszernym opisom. - Niewiele z tego rozumiem, ale jeśli sami bracia lady zawierzają tym talizmanom, to znaczy, że niewątpliwie ma lady talent - bo to rodzina najczęściej oczekiwała najwięcej. Więzy krwi odrzucały ograniczenia kurtuazji i kwiecistego, lekkiego zwrócenia uwagi, jeśli zachodziła taka konieczność; rozwiązywały za to języki, pozwalały kąsać, dobijać. Wren wiedziała o tym doskonale, wierzyła zatem, że działalność Primrose rozsławiono nie bez przyczyny. Znała się na swoim fachu. Tworzyła coś, co nosiła na sobie najbardziej wymagająca klientela: jak tu w nią zwątpić? Z uwagą przeniosła zaraz spojrzenie na koleje z dokumentów, tym razem pozwoliła sobie wziąć je do rąk, by dokładniej obejrzeć zawartość. Rozrysowane projekty wyglądały majestatycznie. Największą ciekawość wzbudzały wzmianki o zastosowaniu - ich wachlarz był na tyle rozległy, by zachęcić Azjatkę do bezwiednego poszukiwania czegoś dla siebie samej. Nie tylko Friedrich miał urodziny w nadchodzących miesiącach, ona również.
- Lady Burke, lady prace robią wrażenie. Które z nich są wciąż dostępne w sklepie? Chciałabym rzucić na nie okiem - zagadnęła, zainteresowana popularnością swoich wyborów. Miała nadzieję, że ta była niewielka: w innym wypadku najciekawsze z obiektów sprzątnięto by jej sprzed nosa, pozostawiając zbyt nieużyteczne, nieprzydatne jej ochłapy. A nie potrzebowała przecież tworzonego na zamówienie talizmanu. Personalizowała go tylko i wyłącznie ze względu na zbliżającą się okazję, na swoje pragnienie wplecenia w projekt czapli, jej własnego symbolu, by na zawsze o niej pamiętał, nawet jak ich drogi pewnego dnia się rozejdą.
- Chciałabym jedynie przekazać je lady osobiście - zaznaczyła, poważniejąc, gdy przyszło im rozprawiać na temat krwi. Nie zamierzała szastać posoką należącą do Schmidta, nieufna, że tę z niewiadomego powodu mógłby przechwycić nieprzyjaciel, w terrorystycznej przyjemności wykorzystując do klątw. - Krew jest zbyt cenna na pomyłki czy nieszczęśliwe wypadki. Nie powierzyłabym jej żadnej sowie - wyjaśniła. Wierzyła, że rozmówczyni ją zrozumie. Londyn, co prawda, był dla nich wszystkich miejscem już bezpiecznym, oczyszczonym z brudu, ale sytuacja z Connaught Square skutecznie obnażyła szaleńcze zapędy Zakonników. Ich również tropił Friedrich. Przywoływał przed oblicze sprawiedliwości, uniemożliwiał bezpieczny transport szlam do przygotowanych przez nich kryjówek; to naturalne, że obawiała się sabotażu.
Skinęła głową w cichej zgodzie na propozycję zatrzymania znanej kombinacji run, ta i tak mówiła jej niewiele, a Primrose wydawała się biegła na tyle, by przekonać Azjatkę do swych rekomendacji. Wszystko wydawało się zmierzać w zadowalającym kierunku. Wskazywał na to też prześliczny trel wróbla, który, w klatce ustawionej najbliżej ich stołu, wpatrywał się w nie z przechyloną do boku głową, śpiewając sobie znaną melodię.
- Będę mogła obejrzeć projekt jubilera przed wykonaniem sygnetu, lady? - zapytała ostrożnie, niepewna, czy było to częstą praktyką. Ani tym bardziej czy nie uraziła podobnym pytaniem samej arystokratki. - Nie poddaję w wątpliwość lady gustu, oczywiście, proszę tak nie myśleć. To po prostu... cóż, bardzo osobisty prezent, chciałabym, by był idealny - zaoferowała kobiecie łagodny, odrobinę przepraszający uśmiech, na moment tylko zerkając kątem oka na popielatą ptaszynę próbującą zyskać ich uwagę, ich poklask. Póki co nie odwrócił zbyt skutecznie jej uwagi od naczelnego tematu. - Rozumiem. Jak długo działa jeden taki talizman? - spojrzenie powróciło do ślicznego lica panny Burke, poszukując w niej odpowiedzi. - I czy w razie wyczerpania mocy, można ponownie go nią napełnić? Mam nadzieję, że to odnawialny proces. W innym wypadku jubilatowi prędzej czy później zabraknie palców do nowych sygnetów - westchnęła teatralnie, ponownie uniosła szklankę do ust i upiła kilka łyków przyjemnie chłodnej wody. Na zewnątrz pogoda nie rozpieszczała, w Ptasim Trelu było jednak ciepło: a może taki po prostu miał na nią efekt ten przedziwny świat arkan, o których wcześniej nie miała pojęcia. Była go głodna, ciekawa wszystkiego, co mogła zdradzić jej Primrose.
Co jeszcze zrobi wróbel, by zyskać naszą uwagę?
k1 - cwanie prześlizgnie się przez pręty klatki i usiądzie na naszym stoliku, obok spodka filiżanki Primrose, dziobiąc jeden z jej cennych dokumentów
k2 - zaśpiewa jeszcze głośniej, przez co zdenerwuje pawia. w akcie dominacji i podkreślenia monarchii przechadzający się obok nas paw nagle rozłoży ogon w całej swojej okazałości
k3 - wyleci z niedomkniętej poprawnie klatki i zacznie dokuczać skrzatowi Primrose
- Och, to doskonale - przyznała szczerze, miękko, palcem wodząc tuż nad zapisanymi pergaminami; nie dotykała ich, niechętna zniszczyć lub zabrudzić mienia arystokratki, wytyczała jedynie trasę dla wzroku, który ostatecznie zogniskował się na ilustracjach towarzyszących obszernym opisom. - Niewiele z tego rozumiem, ale jeśli sami bracia lady zawierzają tym talizmanom, to znaczy, że niewątpliwie ma lady talent - bo to rodzina najczęściej oczekiwała najwięcej. Więzy krwi odrzucały ograniczenia kurtuazji i kwiecistego, lekkiego zwrócenia uwagi, jeśli zachodziła taka konieczność; rozwiązywały za to języki, pozwalały kąsać, dobijać. Wren wiedziała o tym doskonale, wierzyła zatem, że działalność Primrose rozsławiono nie bez przyczyny. Znała się na swoim fachu. Tworzyła coś, co nosiła na sobie najbardziej wymagająca klientela: jak tu w nią zwątpić? Z uwagą przeniosła zaraz spojrzenie na koleje z dokumentów, tym razem pozwoliła sobie wziąć je do rąk, by dokładniej obejrzeć zawartość. Rozrysowane projekty wyglądały majestatycznie. Największą ciekawość wzbudzały wzmianki o zastosowaniu - ich wachlarz był na tyle rozległy, by zachęcić Azjatkę do bezwiednego poszukiwania czegoś dla siebie samej. Nie tylko Friedrich miał urodziny w nadchodzących miesiącach, ona również.
- Lady Burke, lady prace robią wrażenie. Które z nich są wciąż dostępne w sklepie? Chciałabym rzucić na nie okiem - zagadnęła, zainteresowana popularnością swoich wyborów. Miała nadzieję, że ta była niewielka: w innym wypadku najciekawsze z obiektów sprzątnięto by jej sprzed nosa, pozostawiając zbyt nieużyteczne, nieprzydatne jej ochłapy. A nie potrzebowała przecież tworzonego na zamówienie talizmanu. Personalizowała go tylko i wyłącznie ze względu na zbliżającą się okazję, na swoje pragnienie wplecenia w projekt czapli, jej własnego symbolu, by na zawsze o niej pamiętał, nawet jak ich drogi pewnego dnia się rozejdą.
- Chciałabym jedynie przekazać je lady osobiście - zaznaczyła, poważniejąc, gdy przyszło im rozprawiać na temat krwi. Nie zamierzała szastać posoką należącą do Schmidta, nieufna, że tę z niewiadomego powodu mógłby przechwycić nieprzyjaciel, w terrorystycznej przyjemności wykorzystując do klątw. - Krew jest zbyt cenna na pomyłki czy nieszczęśliwe wypadki. Nie powierzyłabym jej żadnej sowie - wyjaśniła. Wierzyła, że rozmówczyni ją zrozumie. Londyn, co prawda, był dla nich wszystkich miejscem już bezpiecznym, oczyszczonym z brudu, ale sytuacja z Connaught Square skutecznie obnażyła szaleńcze zapędy Zakonników. Ich również tropił Friedrich. Przywoływał przed oblicze sprawiedliwości, uniemożliwiał bezpieczny transport szlam do przygotowanych przez nich kryjówek; to naturalne, że obawiała się sabotażu.
Skinęła głową w cichej zgodzie na propozycję zatrzymania znanej kombinacji run, ta i tak mówiła jej niewiele, a Primrose wydawała się biegła na tyle, by przekonać Azjatkę do swych rekomendacji. Wszystko wydawało się zmierzać w zadowalającym kierunku. Wskazywał na to też prześliczny trel wróbla, który, w klatce ustawionej najbliżej ich stołu, wpatrywał się w nie z przechyloną do boku głową, śpiewając sobie znaną melodię.
- Będę mogła obejrzeć projekt jubilera przed wykonaniem sygnetu, lady? - zapytała ostrożnie, niepewna, czy było to częstą praktyką. Ani tym bardziej czy nie uraziła podobnym pytaniem samej arystokratki. - Nie poddaję w wątpliwość lady gustu, oczywiście, proszę tak nie myśleć. To po prostu... cóż, bardzo osobisty prezent, chciałabym, by był idealny - zaoferowała kobiecie łagodny, odrobinę przepraszający uśmiech, na moment tylko zerkając kątem oka na popielatą ptaszynę próbującą zyskać ich uwagę, ich poklask. Póki co nie odwrócił zbyt skutecznie jej uwagi od naczelnego tematu. - Rozumiem. Jak długo działa jeden taki talizman? - spojrzenie powróciło do ślicznego lica panny Burke, poszukując w niej odpowiedzi. - I czy w razie wyczerpania mocy, można ponownie go nią napełnić? Mam nadzieję, że to odnawialny proces. W innym wypadku jubilatowi prędzej czy później zabraknie palców do nowych sygnetów - westchnęła teatralnie, ponownie uniosła szklankę do ust i upiła kilka łyków przyjemnie chłodnej wody. Na zewnątrz pogoda nie rozpieszczała, w Ptasim Trelu było jednak ciepło: a może taki po prostu miał na nią efekt ten przedziwny świat arkan, o których wcześniej nie miała pojęcia. Była go głodna, ciekawa wszystkiego, co mogła zdradzić jej Primrose.
Co jeszcze zrobi wróbel, by zyskać naszą uwagę?
k1 - cwanie prześlizgnie się przez pręty klatki i usiądzie na naszym stoliku, obok spodka filiżanki Primrose, dziobiąc jeden z jej cennych dokumentów
k2 - zaśpiewa jeszcze głośniej, przez co zdenerwuje pawia. w akcie dominacji i podkreślenia monarchii przechadzający się obok nas paw nagle rozłoży ogon w całej swojej okazałości
k3 - wyleci z niedomkniętej poprawnie klatki i zacznie dokuczać skrzatowi Primrose
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
Czy się denerwowała? Bardzo. Wręcz wydawało się jej, ze panna Chang jest w stanie usłyszeć jak jej serce kołacze w klatce piersiowej, niczym ptak uderzający skrzydłami o pręty klatki. Nie dawała jednak tego po sobie poznać, zachowując stoicki spokój. Musiała być profesjonalistką, od niedawna zaczęła przyjmować inne zlecenia niż te w sklepie, gdzie klientela była dość… specyficzna. Odetchnęła w duchu widząc, że jedna z przeszkód została pokonana. Teraz kolejne, niczym w czasie zawodów konnych. Należy odpowiednio wymierzyć i skoczyć nie spadając przy tym z siodła i nie tracąc prędkości. Edgar był jednym z najsurowszych krytyków i adwokatem diabła jednocześnie – to on podsuwał pomysły i rozwiązania, a potem kiedy je zrealizowała punktował błędne założenia takiego podejścia do tematu. Nauczyła się, że wszystko co mówi brat należy poddać analizie. To był jego sposób na rozwijanie jej kreatywności i radzenia sobie z problemami. Zresztą bardzo skuteczny musiała przyznać. Dzięki niemu rozwijała się starając się spojrzeć na zagadnienie z różnej strony. Co zresztą stosowała nie tylko w pracy, ale też w życiu codziennym.
-W takim razie umówimy się na jej przekazanie – zgodziła się z propozycją Azjatki. Wiedziała jak krew jest cenna. Najbezpieczniej było ją pobrać na miejscu w sklepie, ale dostarczenie też jej pasowało. Spojrzała na kartki ze szkicami i kiwnęła głową.
-Jak najbardziej są dostępne w sklepie. Jeżeli będzie pani chciała personalizacji proszę to zgłosić sklepie i zajmiemy się tym od ręki. – Zapewniła młoda czarownica ignorując głośny trel wróbla, który uznał, ze akurat teraz da koncert. Nie dziwiło jej pytanie o obejrzenie projektów jubilera, to było oczywiste, ze klient chce otrzymać jak najlepszy towar i mieć wpływ na jego wykonanie. Nie czuła się tym pytaniem urażona, a nawet wolała w ten sposób współpracować niż po wykonanej robocie dowiedzieć się, że jednak wykonanie nie jest takie jak wyobrażał sobie klient i należy całą pracę zacząć od nowa. Uśmiechnęła się delikatnie do Wren.
-Żaden problem, prześlę do pani projekty z prośbą o zatwierdzenie nim przejdziemy do realizacji. Talizman zwykle działa przez pół roku, ten związany krwią trochę dłużej z racji silnego powiązania z jego właścicielem. I jak najbardziej istnieje ponowne jego odnowienie. Niestety, magia ma swoje ograniczenia, a raczej my jako jej użytkownicy – uśmiechnęła się jednocześnie przepraszająco i uprzejmie. Sama interesowała się mocno tematyką poznania magii i opisania jej za pomocą liczb. Liczne artykuły dotykały tego tematu, tak samo opracowania książkowe, ale nadal było pełno do odkrycia. W tym momencie malutkie ciałko wróbelka przecisnęło się przez pręty klatki i ptak wylądował na stole obok jej spodeczka. Zaćwierkał z oburzeniem i stuknął dziobem w jej notatki jakby chciał oznajmić, że koniec pracy, on prosi o uwagę. Przeniosła spojrzenie szaro – zielonych oczu na wróbla.
-Możesz dziobać stół, ale nie notatki – powiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie.- Może chciałbyś ziarna za swój koncert?
Ja tylko pomyślała o tym obok spodeczka pojawiła się kupka ziarenek dla niespodziewanego gościa. Jakoś nie potrafiła odgnić stworzenia, bo i po co? Przebywając w takim miejscu godziła się na to, że ptaki będą im towarzyszyć.
-W takim razie umówimy się na jej przekazanie – zgodziła się z propozycją Azjatki. Wiedziała jak krew jest cenna. Najbezpieczniej było ją pobrać na miejscu w sklepie, ale dostarczenie też jej pasowało. Spojrzała na kartki ze szkicami i kiwnęła głową.
-Jak najbardziej są dostępne w sklepie. Jeżeli będzie pani chciała personalizacji proszę to zgłosić sklepie i zajmiemy się tym od ręki. – Zapewniła młoda czarownica ignorując głośny trel wróbla, który uznał, ze akurat teraz da koncert. Nie dziwiło jej pytanie o obejrzenie projektów jubilera, to było oczywiste, ze klient chce otrzymać jak najlepszy towar i mieć wpływ na jego wykonanie. Nie czuła się tym pytaniem urażona, a nawet wolała w ten sposób współpracować niż po wykonanej robocie dowiedzieć się, że jednak wykonanie nie jest takie jak wyobrażał sobie klient i należy całą pracę zacząć od nowa. Uśmiechnęła się delikatnie do Wren.
-Żaden problem, prześlę do pani projekty z prośbą o zatwierdzenie nim przejdziemy do realizacji. Talizman zwykle działa przez pół roku, ten związany krwią trochę dłużej z racji silnego powiązania z jego właścicielem. I jak najbardziej istnieje ponowne jego odnowienie. Niestety, magia ma swoje ograniczenia, a raczej my jako jej użytkownicy – uśmiechnęła się jednocześnie przepraszająco i uprzejmie. Sama interesowała się mocno tematyką poznania magii i opisania jej za pomocą liczb. Liczne artykuły dotykały tego tematu, tak samo opracowania książkowe, ale nadal było pełno do odkrycia. W tym momencie malutkie ciałko wróbelka przecisnęło się przez pręty klatki i ptak wylądował na stole obok jej spodeczka. Zaćwierkał z oburzeniem i stuknął dziobem w jej notatki jakby chciał oznajmić, że koniec pracy, on prosi o uwagę. Przeniosła spojrzenie szaro – zielonych oczu na wróbla.
-Możesz dziobać stół, ale nie notatki – powiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie.- Może chciałbyś ziarna za swój koncert?
Ja tylko pomyślała o tym obok spodeczka pojawiła się kupka ziarenek dla niespodziewanego gościa. Jakoś nie potrafiła odgnić stworzenia, bo i po co? Przebywając w takim miejscu godziła się na to, że ptaki będą im towarzyszyć.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Powodów do zdenerwowania lady Primrose de facto nie miała za wiele. Każdą pomyłkę byłaby w stanie zatuszować wpływowa rodzina, szybciej, niż ludzka kreatywność mogłaby sobie to wyobrazić, niezadowoloną klientkę natomiast jednym czy drugim sposobem uciszyć. Być może, jeśli zaszłaby taka konieczność - na zawsze. To Wren stąpała po niekoniecznie stabilnym gruncie. Ważyła każde słowo, ściskała lejce pędzącej ku katastrofie nieufności, tłumiła kontrolujące zapędy do absolutnego minimum, ostrożna, by czymkolwiek nie urazić. Choć ta nie wyglądała na przesadnie płaczliwą przez złamany konwenans czy nieodpowiednio dobrane do okazji słownictwo: spośród wszystkich poznanych dotąd szlachcianek - a było ich sporo, - Primrose odznaczała się niebywale ludzkim pierwiastkiem, przyziemnym, najsilniejszym z nich wszystkich. Z wyraźną pokorą traktowała swoje zajęcie, chętna dostarczyć produkt najwyższej jakości, skupiona na tym, by to klientka była zadowolona; doświadczenie dziwne, trochę abstrakcyjne, lecz przyjemne. Obnażało inną stronę niedostępnej społecznie strefy, tę niezadufaną, nie do końca przesiąkniętą atłasem salonów i złotem rodowych skarbców.
- Będę wdzięczna - skinęła lekko głową, odwzajemniając uśmiech kobiety. Kulturalnie, nieprzepraszająco, ciepło, by zapewnić ją, że wszystko zmierzało dziś w odpowiednim kierunku. Dobiją targu - by zaprzepaścić transakcję, musiałaby wydarzyć się iście okrutna, niezaplanowana katastrofa. - Zaproponowałabym, że odwiedzę lady w rodzinnym sklepie, ale nie zapuszczam się samotnie na Nokturn - przyznała jeszcze, liczyła, że to nie problem. Dziś przecież spotykały się poza jego mglistymi granicami, w kameralnym, usłanym drewnem i ptasim piórem lokalu, bezpiecznym i samotnym. Od czasu przekroczenia progu, drzwi ani razu nie uchylił nowy gość, do środka nie zajrzała zagubiona dusza ściągnięta subtelną melodią ptasich hymnów; w wyborze miejsc spotkań Wren często preferowała właśnie prywatność, choć nie miała pojęcia, że tak enigmatyczny, magiczny zakątek jak Ptasie Trele będzie odznaczał się jej gargantuicznym naręczem.
Informację o możliwości personalizacji przyjęła z uprzejmym skinięciem, choć w rzeczywistości nie planowała porywać się na ponowną tego typu inwestycję - lub przynajmniej nie szybko. Najpierw pragnęła ocenić działanie talizmanu sporządzonego specjalnie dla Friedricha. Sprawdzić jego efekt, przetestować w praktyce, przyjrzeć się jak magia szmalcownika reagowała na sztuczną niby suplementację pochodzącą z zaklętego artefaktu. Dopiero wtedy byłaby w stanie zdecydować o jego faktycznej użyteczności dla siebie samej. A na to miała czas: pół roku obserwacji starczy, by podjąć decyzję.
- Rozumiem, oczywiście. Tak pomocne urządzenia nie mogą trwać wiecznie - a szkoda - westchnęła, dość przy tym beznamiętnie, odległa, na moment skupiona na własnym zamyśleniu, nim czarne oczy zaskrzyły się obecnością, powróciły do Primrose. - Sygnet będzie wykonany ze srebra, dobrze zrozumiałam? To ono stanowi fundament? - zaraz jednak jej uwagę zwrócił ptaszek opadający zwinnie na blat ich stołu, tuż obok spodeczka filiżanki szlachcianki. Najwyraźniej i on instynktownie lgnął do wyższych sfer, zainteresowany papierami w jej dłoniach, skubiący ich kawałek, wyłącznie krawędź, tym samym zaskarbiając sobie jej przychylność. Obrócił główkę do boku, wpatrzony w magicznie materializujący się talerz wypełniony ziarnem, który z ochotą zaczął pochłaniać. - Nawet tutejsi gospodarze wydają się lady sprzyjać. Najpierw pawie pióro, teraz i mały śpiewak - zauważyła Wren z cieniem uśmiechu łagodzącym orientalne rysy. Mogła pozwolić sobie na niewiele znaczące rozmówki, skoro gro formalności najwyraźniej było już za nimi, a wróbel siłą rzeczy, niczym taran, rościł sobie prawo do otwarcia wrót ich atencji. - Proszę wybaczyć mi śmiałość, lady, ale zastanawia mnie to odkąd usłyszałam w poleceniu lady nazwisko: skąd ta pasja do podjęcia pracy? - zapytała zatem, szczerze ciekawostką zainteresowana. Wiele z jej ślicznych sióstr krwi zalegało na kanapach, pięknie pachniało u boków zajętych interesami mężów, rzadko jednak było odwrotnie. W rozumieniu Wren nie parały się fachem innym niż salonowy, wręcz było to niepożądane; bądź piękna, rodź dzieci, nie przeszkadzaj, tym był ich los, smutny, acz jednocześnie tak pociągający. Dla niej, rozmarzonej, dziecięco pragnącej zamku i diademu księżniczki.
- Będę wdzięczna - skinęła lekko głową, odwzajemniając uśmiech kobiety. Kulturalnie, nieprzepraszająco, ciepło, by zapewnić ją, że wszystko zmierzało dziś w odpowiednim kierunku. Dobiją targu - by zaprzepaścić transakcję, musiałaby wydarzyć się iście okrutna, niezaplanowana katastrofa. - Zaproponowałabym, że odwiedzę lady w rodzinnym sklepie, ale nie zapuszczam się samotnie na Nokturn - przyznała jeszcze, liczyła, że to nie problem. Dziś przecież spotykały się poza jego mglistymi granicami, w kameralnym, usłanym drewnem i ptasim piórem lokalu, bezpiecznym i samotnym. Od czasu przekroczenia progu, drzwi ani razu nie uchylił nowy gość, do środka nie zajrzała zagubiona dusza ściągnięta subtelną melodią ptasich hymnów; w wyborze miejsc spotkań Wren często preferowała właśnie prywatność, choć nie miała pojęcia, że tak enigmatyczny, magiczny zakątek jak Ptasie Trele będzie odznaczał się jej gargantuicznym naręczem.
Informację o możliwości personalizacji przyjęła z uprzejmym skinięciem, choć w rzeczywistości nie planowała porywać się na ponowną tego typu inwestycję - lub przynajmniej nie szybko. Najpierw pragnęła ocenić działanie talizmanu sporządzonego specjalnie dla Friedricha. Sprawdzić jego efekt, przetestować w praktyce, przyjrzeć się jak magia szmalcownika reagowała na sztuczną niby suplementację pochodzącą z zaklętego artefaktu. Dopiero wtedy byłaby w stanie zdecydować o jego faktycznej użyteczności dla siebie samej. A na to miała czas: pół roku obserwacji starczy, by podjąć decyzję.
- Rozumiem, oczywiście. Tak pomocne urządzenia nie mogą trwać wiecznie - a szkoda - westchnęła, dość przy tym beznamiętnie, odległa, na moment skupiona na własnym zamyśleniu, nim czarne oczy zaskrzyły się obecnością, powróciły do Primrose. - Sygnet będzie wykonany ze srebra, dobrze zrozumiałam? To ono stanowi fundament? - zaraz jednak jej uwagę zwrócił ptaszek opadający zwinnie na blat ich stołu, tuż obok spodeczka filiżanki szlachcianki. Najwyraźniej i on instynktownie lgnął do wyższych sfer, zainteresowany papierami w jej dłoniach, skubiący ich kawałek, wyłącznie krawędź, tym samym zaskarbiając sobie jej przychylność. Obrócił główkę do boku, wpatrzony w magicznie materializujący się talerz wypełniony ziarnem, który z ochotą zaczął pochłaniać. - Nawet tutejsi gospodarze wydają się lady sprzyjać. Najpierw pawie pióro, teraz i mały śpiewak - zauważyła Wren z cieniem uśmiechu łagodzącym orientalne rysy. Mogła pozwolić sobie na niewiele znaczące rozmówki, skoro gro formalności najwyraźniej było już za nimi, a wróbel siłą rzeczy, niczym taran, rościł sobie prawo do otwarcia wrót ich atencji. - Proszę wybaczyć mi śmiałość, lady, ale zastanawia mnie to odkąd usłyszałam w poleceniu lady nazwisko: skąd ta pasja do podjęcia pracy? - zapytała zatem, szczerze ciekawostką zainteresowana. Wiele z jej ślicznych sióstr krwi zalegało na kanapach, pięknie pachniało u boków zajętych interesami mężów, rzadko jednak było odwrotnie. W rozumieniu Wren nie parały się fachem innym niż salonowy, wręcz było to niepożądane; bądź piękna, rodź dzieci, nie przeszkadzaj, tym był ich los, smutny, acz jednocześnie tak pociągający. Dla niej, rozmarzonej, dziecięco pragnącej zamku i diademu księżniczki.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Nie czuła upływu czasu w czasie rozmowy, ale wiedziała, że płynie nieubłaganie. Jednak nadal nikt nie wszedł do Ptasich Treli jakby wiedział, że dwie młode kobiety spotkały się na omawianie interesów. Była z siebie dumna, że odważyła się na ten krok. Niby mały, ale wiele znaczący. Wychodziła poza strefę sklepu gdzie przemawiała za nią głównie opinia na temat jej braci oraz ojca i całej rzeszy mężczyzn. Tutaj mówiła swoim głosem, pokazywała swoje umiejętności stając się osobnym bytem, a bardzo tego pragnęła. Nie wstydziła się swojego nazwiska, była z niego dumna i sama świadomość, że będzie je musiała porzucić na rzecz mężowskiego bolała i kuła w serce. Mierzenie się z nazwiskiem nowej rodziny, uczenie się jej zasad i próbowanie sprostaniu wymaganiom – była na to szykowana od urodzenia, ale nadal czasami ogarniał ją strach i oblewał zimny pot.
Teraz jednak była Primrose Bruke, wytwórcą talizmanów, która przyjmowała zlecenie i była gotowa je wykonać najlepiej jak potrafiła. Jeżeli Wren będzie zadowolona może puścić dalej informacje i może z czasem zdobędzie sieć swoich klientów. Stanie na własnych nogach i nie będzie już Primrose Burke z t e g o rodu Burke, ale zaistnieje jako t a Primrose Burke. Ogromna różnica dla arystokratki.
-Tak – kiwnęła głową odpowiadając na pytanie. - Czyste srebro, bardzo wdzięczny nośnik na talizmany. Posiada wiele właściwości, lubię z niego korzystać.
Patrzyła jak zadowolony wróbelek dziobie ziarno, co jakiś czas podnosząc łebek do góry by spojrzeć to na Wren, to na towarzyszącą jej przy stole Prim. Przeskakiwał po blacie powodując delikatny i ciepły uśmiech na twarzy panny Burke. Łagodził on dość surowe rysy i sprawiał, że oblicze młodej czarownicy jaśniało. Pokręciła głową delikatnie kiedy padło kolejne pytanie, zaczęła ostrożnie zbierać szkice starając się nie spłoszyć ćwierkającego kompana.
-Nic się nie stało – zapewniła uprzejmie. - Ród Burke zawsze parał się handlem oraz wytwórstwem. Było oczywiste, że też będę partycypować w tym biznesie.
Nie było dla nikogo tajemnicą czym parają się Burkowie wraz z Borginami. Jako, ze też uchodzili za ekscentryków to inni przedstawiciele ich środowiska nie patrzyli krzywo na to, że panna Burke również wspomaga rodzinny interes.
-Poza tym, że zajmuję się tworzeniem, większość czasu spędzam nad badaniem różnych artefaktów. Staram się zrozumieć ich historię, do czego służyły, jak mogą służyć nam teraz. Potrafią zawierać w sobie wiele ciekawych informacji. - Kiedy to mówiła pojawił się błysk w jej oku. - Chociażby o tym jak komunikować się z przodkami lub jak pobierać energię z konkretnego żywiołu. Fascynująca sprawa.
Obok tych umiejętności musiała posiąść też szereg innych, które były wymagane od młodej damy. Oprócz umiejętności wysławiania się, poruszania, tańczenia, jazdy konnej, szermierki musiała umieć zarządzać domem i majątkiem, wiedzieć co w trawie piszczy jeżeli chodzi o naukę i społeczeństwo. Choć panna nie powinna wypowiadać się o polityce głośno w obecności mężczyzn nie oznaczało, że nie wie co się w niej dzieje. Umiejętność żonglowania informacjami, manipulowania nimi w rozmowach, odpowiednie ukierunkowanie męża, ojca czy brata by wysłuchali konkretnych osób, to była wiedza, o której się nie mówiło na głos. Gry salonowe były nie raz bardziej niebezpieczne niż otwarte walki na ulicach, a szarady słowne bardziej krwawe niż pojedynek na szpady. Dodać do tego jeszcze naukę magii, alchemii, pogłębianie stale wiedzy. Czasami zdawało się, że musiały korzystać z pomocy czasozmieniaczy, ale tak nie było. To by było oszukiwanie. Prim jako nastolatka nie jedną noc zarwała aby sprostać wymaganiom, ale to tylko zaszczepiło w niej chęć stania się kimś więcej niż ozdobą w domu męża, jak często postrzegano arystokratki, a one pozwalały się zamykać w tych klatkach zwanych – tradycjami.
Ujęła w dłoń pawie pióro.
-Ma pani rację, ale myślę, że to też dobra wróżba dla pani. - Podała pióro Wren. - Wprawdzie uważa się, że pióra pawia przynoszą pecha, a jego głos zapowiada nieszczęście a nawet śmierć,
ale i tak warto mieć tego ptaka. Oczy pawia bowiem, odbijając cudze spojrzenia, chronić miały przed urocznymi oczami i wszelkimi złymi mocami. W piórach mamy oczy pawia, więc zgodnie z tą teorią, jest to swoisty talizman.
Zerknęła na dumnie przechadzającego się ptaka po pomieszczeniu.
-Pawia kojarzono z wolnością, swobodą w przemierzaniu nieba, możliwością pokonywania granic, barier.
Skąd to wiedziała? Pewnie utkwiło w jej głowie po przeczytaniu jednej z wielu książek. Czasami sama była zaskoczona, że posiada takie informacje, ale to właśnie one pozwalały na zachowanie rozmowy i jej płynności. Unikało się krępującej ciszy – kolejna umiejętność salonowa.
Teraz jednak była Primrose Bruke, wytwórcą talizmanów, która przyjmowała zlecenie i była gotowa je wykonać najlepiej jak potrafiła. Jeżeli Wren będzie zadowolona może puścić dalej informacje i może z czasem zdobędzie sieć swoich klientów. Stanie na własnych nogach i nie będzie już Primrose Burke z t e g o rodu Burke, ale zaistnieje jako t a Primrose Burke. Ogromna różnica dla arystokratki.
-Tak – kiwnęła głową odpowiadając na pytanie. - Czyste srebro, bardzo wdzięczny nośnik na talizmany. Posiada wiele właściwości, lubię z niego korzystać.
Patrzyła jak zadowolony wróbelek dziobie ziarno, co jakiś czas podnosząc łebek do góry by spojrzeć to na Wren, to na towarzyszącą jej przy stole Prim. Przeskakiwał po blacie powodując delikatny i ciepły uśmiech na twarzy panny Burke. Łagodził on dość surowe rysy i sprawiał, że oblicze młodej czarownicy jaśniało. Pokręciła głową delikatnie kiedy padło kolejne pytanie, zaczęła ostrożnie zbierać szkice starając się nie spłoszyć ćwierkającego kompana.
-Nic się nie stało – zapewniła uprzejmie. - Ród Burke zawsze parał się handlem oraz wytwórstwem. Było oczywiste, że też będę partycypować w tym biznesie.
Nie było dla nikogo tajemnicą czym parają się Burkowie wraz z Borginami. Jako, ze też uchodzili za ekscentryków to inni przedstawiciele ich środowiska nie patrzyli krzywo na to, że panna Burke również wspomaga rodzinny interes.
-Poza tym, że zajmuję się tworzeniem, większość czasu spędzam nad badaniem różnych artefaktów. Staram się zrozumieć ich historię, do czego służyły, jak mogą służyć nam teraz. Potrafią zawierać w sobie wiele ciekawych informacji. - Kiedy to mówiła pojawił się błysk w jej oku. - Chociażby o tym jak komunikować się z przodkami lub jak pobierać energię z konkretnego żywiołu. Fascynująca sprawa.
Obok tych umiejętności musiała posiąść też szereg innych, które były wymagane od młodej damy. Oprócz umiejętności wysławiania się, poruszania, tańczenia, jazdy konnej, szermierki musiała umieć zarządzać domem i majątkiem, wiedzieć co w trawie piszczy jeżeli chodzi o naukę i społeczeństwo. Choć panna nie powinna wypowiadać się o polityce głośno w obecności mężczyzn nie oznaczało, że nie wie co się w niej dzieje. Umiejętność żonglowania informacjami, manipulowania nimi w rozmowach, odpowiednie ukierunkowanie męża, ojca czy brata by wysłuchali konkretnych osób, to była wiedza, o której się nie mówiło na głos. Gry salonowe były nie raz bardziej niebezpieczne niż otwarte walki na ulicach, a szarady słowne bardziej krwawe niż pojedynek na szpady. Dodać do tego jeszcze naukę magii, alchemii, pogłębianie stale wiedzy. Czasami zdawało się, że musiały korzystać z pomocy czasozmieniaczy, ale tak nie było. To by było oszukiwanie. Prim jako nastolatka nie jedną noc zarwała aby sprostać wymaganiom, ale to tylko zaszczepiło w niej chęć stania się kimś więcej niż ozdobą w domu męża, jak często postrzegano arystokratki, a one pozwalały się zamykać w tych klatkach zwanych – tradycjami.
Ujęła w dłoń pawie pióro.
-Ma pani rację, ale myślę, że to też dobra wróżba dla pani. - Podała pióro Wren. - Wprawdzie uważa się, że pióra pawia przynoszą pecha, a jego głos zapowiada nieszczęście a nawet śmierć,
ale i tak warto mieć tego ptaka. Oczy pawia bowiem, odbijając cudze spojrzenia, chronić miały przed urocznymi oczami i wszelkimi złymi mocami. W piórach mamy oczy pawia, więc zgodnie z tą teorią, jest to swoisty talizman.
Zerknęła na dumnie przechadzającego się ptaka po pomieszczeniu.
-Pawia kojarzono z wolnością, swobodą w przemierzaniu nieba, możliwością pokonywania granic, barier.
Skąd to wiedziała? Pewnie utkwiło w jej głowie po przeczytaniu jednej z wielu książek. Czasami sama była zaskoczona, że posiada takie informacje, ale to właśnie one pozwalały na zachowanie rozmowy i jej płynności. Unikało się krępującej ciszy – kolejna umiejętność salonowa.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
W miłym towarzystwie i czas płynął przyjemnie. Nauczona doświadczeniem Wren wciąż z taktem i elegancją poruszała się pośród meandrów rozmowy, choć nie mogła nie zauważyć, że rozluźniają się również jej mięśnie w miarę postępu dywagacji i dyskusji. Primrose była ewenementem, pewnym nieokiełznanym jeszcze terenem schematów zachowań, które należało poznać, zrozumieć; owiany konkretną sławą ród najwyraźniej pozwalał jej na więcej, na swobodę, którą nie mogły poszczycić się choćby młode Malfoy'ówny - a ta rozbieżność nawet wśród szlacheckich konotacji była naprawdę intrygująca. Azjatka czuła się tak, jakby właśnie odkrywała nową warstwę społecznego szczebla, do którego pragnęła się dostać, pragnęła należeć, choć nigdy, przenigdy podobne marzenie nie ziści się na jawie. Nie będzie królewną na wieży.
- Można by rzec - na całe szczęście. Tożsamość lady już niesie się gorącym szeptem pośród sympatyków magicznych artefaktów - zapewniła, każdy bowiem przepadał za wieścią, że w swym fachu okazywał się niezastąpiony. Ona również. Docenienie ogromu wkładanej na co dzień pracy, poświęceń prywatnego zacisza, to coś, czego za kurtyną desek zawodowego teatru trudno było dostrzec. Niczym dłoń reżysera ponaglająca aktora do wystąpienia przed publicznością - choć chaos obowiązków i powinności znajdował się w kuluarach. Wren nie słodziła Primrose, nie próbowała kokieterią wedrzeć się w jej łaski czy przypodobać, pewna, że beznamiętna, choć uprzejma szczerość będzie w tym wypadku zupełnie wystarczająca. Słodzić można było Bulstrode'om. - Jak komunikować się z przodkami? To ciekawe, nawet bardzo. Czy mogłaby lady rozwinąć tę myśl? - poprosiła, a oczy zapłonęły nagłym entuzjazmem, podekscytowaniem, marzeniem odnalezienia figur dziadka i babci pośród śmiertelnej nicości, w oceanie zagubionych istnień. Rozmawiała z nimi tylko jako dziecko, zakuta w kajdany matczynej kontroli, nie zaś jako dorosła, pewna siebie i swego kobieta, twardo stąpająca po ziemi, dopiero ucząca się orientalnej części rodzinnego pochodzenia. Chciała wiedzieć. Chciała poznać, ich, ich kulturę, Chiny, wszystko, co kryli w sobie jeszcze za życia, a opowiedzieć mogli również po śmierci.
Smukła dłoń sięgnęła po zaoferowane jej pióro, oczy natomiast nie opuściły lica Primrose; wsłuchiwała się w jej opowieść, tak bliską nagle ostatnim wydarzeniom. Wierzyła bowiem, że ktoś rzucił na nią klątwę, przeznaczenie tchnęło na tył karku zimny oddech, szpecąc ją bliznowatym naskórkiem - na korpusie, na boku głowy, gdzie powinno znajdować się lewe ucho, skryte teraz misternie za kaskadą czarnych włosów. W ciszy uniosła zatem pióro ku górze. Przyjrzała mu się dokładnie, uważnie, obróciła w palcach, by następnie ułożyć upstrzoną pamiątkę obok kielicha do połowy wypełnionego wodą.
- Nie wiedziałam - przyznała bez wstydu, wiele magicznych ciekawostek odbiegających od uroków wciąż było dla niej abstrakcją, dlatego też tak chętnie przysłuchiwała się Primrose. - Taki talizman, choć mniej widowiskowy, na pewno się przyda. Niegodni wciąż krążą w londyńskich cieniach, więc każda kobieta powinna mieć się na baczności - westchnęła. Zakon Feniksa notorycznie spędzał sen z powiek zatroskanych obywateli, szczególnie po ichnim wybryku na Connaught Square, gdzie pomylona terrorystka próbowała cisnąć zaklęciem w lożę dla szlachetnie urodzonych gości, wyniesionych poza niższą kastę, ustawionych jakby na szpicu celownika. Wprost w zasięgu wzroku szalonej, okrutnej niewiasty. Zwróciła potem spojrzenie na Burkównę, do której dłoni próbował przymilić się wróbel. - Może powinnyśmy rozejrzeć się za innymi symbolami pomyślności? Nie brak tu różnych ptaków - zaproponowała, dziwnie przeświadczona o tym, że poznanie Primrose na stopie stricte prywatnej nie byłoby stratą czasu. Była mądra, uprzejma i ludzka, jako jedna z nielicznych sióstr błękitnej krwi zasługiwała zatem na niesfałszowane zainteresowanie. - Co prawda liczyłam na bardziej kolorowe okazy, ale to nic. Znajoma, od której usłyszałam o tym miejscu, mówiła o egzotycznych ptakach, czerwonych, zielonych i żółtych, z pióropuszami, podobno z samych krańców świata - przypominała sobie owe słowa, palcem stukając lekko o brodę.
- Można by rzec - na całe szczęście. Tożsamość lady już niesie się gorącym szeptem pośród sympatyków magicznych artefaktów - zapewniła, każdy bowiem przepadał za wieścią, że w swym fachu okazywał się niezastąpiony. Ona również. Docenienie ogromu wkładanej na co dzień pracy, poświęceń prywatnego zacisza, to coś, czego za kurtyną desek zawodowego teatru trudno było dostrzec. Niczym dłoń reżysera ponaglająca aktora do wystąpienia przed publicznością - choć chaos obowiązków i powinności znajdował się w kuluarach. Wren nie słodziła Primrose, nie próbowała kokieterią wedrzeć się w jej łaski czy przypodobać, pewna, że beznamiętna, choć uprzejma szczerość będzie w tym wypadku zupełnie wystarczająca. Słodzić można było Bulstrode'om. - Jak komunikować się z przodkami? To ciekawe, nawet bardzo. Czy mogłaby lady rozwinąć tę myśl? - poprosiła, a oczy zapłonęły nagłym entuzjazmem, podekscytowaniem, marzeniem odnalezienia figur dziadka i babci pośród śmiertelnej nicości, w oceanie zagubionych istnień. Rozmawiała z nimi tylko jako dziecko, zakuta w kajdany matczynej kontroli, nie zaś jako dorosła, pewna siebie i swego kobieta, twardo stąpająca po ziemi, dopiero ucząca się orientalnej części rodzinnego pochodzenia. Chciała wiedzieć. Chciała poznać, ich, ich kulturę, Chiny, wszystko, co kryli w sobie jeszcze za życia, a opowiedzieć mogli również po śmierci.
Smukła dłoń sięgnęła po zaoferowane jej pióro, oczy natomiast nie opuściły lica Primrose; wsłuchiwała się w jej opowieść, tak bliską nagle ostatnim wydarzeniom. Wierzyła bowiem, że ktoś rzucił na nią klątwę, przeznaczenie tchnęło na tył karku zimny oddech, szpecąc ją bliznowatym naskórkiem - na korpusie, na boku głowy, gdzie powinno znajdować się lewe ucho, skryte teraz misternie za kaskadą czarnych włosów. W ciszy uniosła zatem pióro ku górze. Przyjrzała mu się dokładnie, uważnie, obróciła w palcach, by następnie ułożyć upstrzoną pamiątkę obok kielicha do połowy wypełnionego wodą.
- Nie wiedziałam - przyznała bez wstydu, wiele magicznych ciekawostek odbiegających od uroków wciąż było dla niej abstrakcją, dlatego też tak chętnie przysłuchiwała się Primrose. - Taki talizman, choć mniej widowiskowy, na pewno się przyda. Niegodni wciąż krążą w londyńskich cieniach, więc każda kobieta powinna mieć się na baczności - westchnęła. Zakon Feniksa notorycznie spędzał sen z powiek zatroskanych obywateli, szczególnie po ichnim wybryku na Connaught Square, gdzie pomylona terrorystka próbowała cisnąć zaklęciem w lożę dla szlachetnie urodzonych gości, wyniesionych poza niższą kastę, ustawionych jakby na szpicu celownika. Wprost w zasięgu wzroku szalonej, okrutnej niewiasty. Zwróciła potem spojrzenie na Burkównę, do której dłoni próbował przymilić się wróbel. - Może powinnyśmy rozejrzeć się za innymi symbolami pomyślności? Nie brak tu różnych ptaków - zaproponowała, dziwnie przeświadczona o tym, że poznanie Primrose na stopie stricte prywatnej nie byłoby stratą czasu. Była mądra, uprzejma i ludzka, jako jedna z nielicznych sióstr błękitnej krwi zasługiwała zatem na niesfałszowane zainteresowanie. - Co prawda liczyłam na bardziej kolorowe okazy, ale to nic. Znajoma, od której usłyszałam o tym miejscu, mówiła o egzotycznych ptakach, czerwonych, zielonych i żółtych, z pióropuszami, podobno z samych krańców świata - przypominała sobie owe słowa, palcem stukając lekko o brodę.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Nie miała nic przeciwko odpowiadaniu na pewne pytania, póki nie dotyczyły strefy prywatnej czy tajemnic rodziny oraz socjety. Sięgnęła po pióro i zanotowała na kartce wszystkie ustalenia jakie poczyniły w trakcie tego spotkania. Nie mogła pozwolić aby coś jej umknęło. Teraz pozostawało jedynie zamówienie projektów u jubilera i poczekanie aż Wren, który zaakceptuje. Dopiero wtedy będzie mogła usiąść nad tworzeniem samego talizmanu, gdzie wraz ze srebrem będą zmieszane inne składniki, zapieczętowane runami i krwią jego właściciela. Czułą dziwną ekscytację na samą myśl, że będzie mogła zająć się takim zleceniem. Stanie na rzęsach aby Azjatka otrzymała towar pierwszej klasy. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że może budzić politowanie fakt, że arystokratka zajmuje się pracą. Wielu myślało, ze rodzina dała jej zajęcie nic nie znaczące, byle spełnić marzenia dziewczyny, która szybko się znudzi. Jednak Prim nie dość, że byłą Burkiem, to była też Krukonem, a ci byli głodni wiedzy i dążyli uparcie do wyznaczonego celu. Sama czarownica jeszcze nie wiedziała gdzie ją jej pasje i zainteresowania zaprowadzą. Wiedziała, że stąpa na granicy światła i cienia, a owy mrok bardzo ją kusił i wabił. Coraz częściej pozwalała sobie na uchylanie kotary tajemnicy i zaglądania do środka, a to co zobaczyła namawiało do tego aby poznała więcej.
-Miło mi to słyszeć – odpowiedziała na słowa Wren o tym, że o Prim zaczyna się mówić. W końcu to chciała osiągnąć. – Dodaje to wiary w siebie.
Zebrała swoje notatki, a wróbelek nadal dziobał swoje ziarenka, co jakiś czas cicho ćwierkając aby chciał powiedzieć, aby kontynuowały rozmowę. Paw co jakiś czas zerkał w ich stronę, ale nie czuł się zagrożony obecnością małego szaraczka. Kiedy Wren zapytała o to jak się komunikować z przodkami Prim uśmiechnęła się delikatnie. Jakby mogła to opowiadałaby o swoich odkryciach godzinami, ale wiedziała, że nie może zanudzać. Nie każdego interesowało zestawienie run w odpowiedniej konfiguracji, ale mogła opowiedzieć o co ciekawszych informacjach.
-Badania nadal trwają, ale trafiłam na artefakt, który pozwala wędrować wśród snów i w ten sposób porozumiewać się z przodkami. Zapiski informują, że ci, którzy go użyli przechodzili za bramę świata umarłych i z nimi się spotkali. Czasami rozmowy trwały godzinami, a czasami parę minut. Za każdym jednak razem byli bardzo wycieńczeni i zmęczeni, jakby ktoś odebrał im całe siły witalne. – Wyjaśniła powoli. – Artefakt ten jednak był obłożony tak dużą ilością zabezpieczeń, że jeszcze nie udało nam się wszystkich ściągnąć. Badania wciąż nad nim trwają, ale mam nadzieję, że jak już uda nam się poznać dokładnie jego działanie będę mogła opisać to w czasopiśmie.
Sama myśl, że przy naukowym artykule miałoby się pojawić jej nazwisko było czymś niezwykle ekscytującym i zachwycającym. Kolejne małe marzenie zrealizowane, jednak wiedziała, że przed nią jeszcze długa droga nim to nastąpi. Sam artefakt dał jej ostatnio ostro popalić, zresztą nie tylko jej. Vincent też mocno oberwał kiedy pierwszy raz z nim obcowali. Cały kolejny dzień spędziła w łóżku odchorowując działanie jednego tylko zabezpieczenia.
Obejrzała się na swojego skrzata, który zbierał upuszczone pióra przez ptaki, miał już całkiem niezłą kolekcję.
-Dlatego właśnie ostatnio przebywa ze mną skrzat. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć. – Ponoć Londyn był czysty, ale nadal się słyszało różne doniesienia i plotki o nagłych zniknięciach, bójkach, atakach, napisach na murach. Część Londynu była elegancka i zadbana, ale reszta wciąż tonęła w brudzie i efektach walk. Obejrzała się na ptaki w klatkach.
-Być może co jakiś czas zmieniana jest wystawa? – Zerknęła na ptaki starając sobie przypomnieć co o nich mówiono w trakcie polowań. Jej uwagę przykuł bażant. Uśmiechnęła się do Azjatki. – Ten powinien zainteresować. Bażant w Chinach to symbol cesarzy. Ze względu na swoje upierzenie kojarzony był ze słońcem i blaskiem, a z uwagi na furkotanie skrzydeł – z grzmotem. Jest również symbolem męstwa, dobrobytu losu i talentu literackiego.
Chyba nawet mieli w bibliotece w domu całą książkę o symbolice zwierząt. Już wiedziała, że w najbliższym czasie sięgnie po nią aby odświeżyć sobie wiedzę. Takie informacje były przydatne jak teraz i stanowiły ciekawostkę, a ona lubiła słuchać takich rzeczy, ale też o nich mówić.
-Miło mi to słyszeć – odpowiedziała na słowa Wren o tym, że o Prim zaczyna się mówić. W końcu to chciała osiągnąć. – Dodaje to wiary w siebie.
Zebrała swoje notatki, a wróbelek nadal dziobał swoje ziarenka, co jakiś czas cicho ćwierkając aby chciał powiedzieć, aby kontynuowały rozmowę. Paw co jakiś czas zerkał w ich stronę, ale nie czuł się zagrożony obecnością małego szaraczka. Kiedy Wren zapytała o to jak się komunikować z przodkami Prim uśmiechnęła się delikatnie. Jakby mogła to opowiadałaby o swoich odkryciach godzinami, ale wiedziała, że nie może zanudzać. Nie każdego interesowało zestawienie run w odpowiedniej konfiguracji, ale mogła opowiedzieć o co ciekawszych informacjach.
-Badania nadal trwają, ale trafiłam na artefakt, który pozwala wędrować wśród snów i w ten sposób porozumiewać się z przodkami. Zapiski informują, że ci, którzy go użyli przechodzili za bramę świata umarłych i z nimi się spotkali. Czasami rozmowy trwały godzinami, a czasami parę minut. Za każdym jednak razem byli bardzo wycieńczeni i zmęczeni, jakby ktoś odebrał im całe siły witalne. – Wyjaśniła powoli. – Artefakt ten jednak był obłożony tak dużą ilością zabezpieczeń, że jeszcze nie udało nam się wszystkich ściągnąć. Badania wciąż nad nim trwają, ale mam nadzieję, że jak już uda nam się poznać dokładnie jego działanie będę mogła opisać to w czasopiśmie.
Sama myśl, że przy naukowym artykule miałoby się pojawić jej nazwisko było czymś niezwykle ekscytującym i zachwycającym. Kolejne małe marzenie zrealizowane, jednak wiedziała, że przed nią jeszcze długa droga nim to nastąpi. Sam artefakt dał jej ostatnio ostro popalić, zresztą nie tylko jej. Vincent też mocno oberwał kiedy pierwszy raz z nim obcowali. Cały kolejny dzień spędziła w łóżku odchorowując działanie jednego tylko zabezpieczenia.
Obejrzała się na swojego skrzata, który zbierał upuszczone pióra przez ptaki, miał już całkiem niezłą kolekcję.
-Dlatego właśnie ostatnio przebywa ze mną skrzat. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć. – Ponoć Londyn był czysty, ale nadal się słyszało różne doniesienia i plotki o nagłych zniknięciach, bójkach, atakach, napisach na murach. Część Londynu była elegancka i zadbana, ale reszta wciąż tonęła w brudzie i efektach walk. Obejrzała się na ptaki w klatkach.
-Być może co jakiś czas zmieniana jest wystawa? – Zerknęła na ptaki starając sobie przypomnieć co o nich mówiono w trakcie polowań. Jej uwagę przykuł bażant. Uśmiechnęła się do Azjatki. – Ten powinien zainteresować. Bażant w Chinach to symbol cesarzy. Ze względu na swoje upierzenie kojarzony był ze słońcem i blaskiem, a z uwagi na furkotanie skrzydeł – z grzmotem. Jest również symbolem męstwa, dobrobytu losu i talentu literackiego.
Chyba nawet mieli w bibliotece w domu całą książkę o symbolice zwierząt. Już wiedziała, że w najbliższym czasie sięgnie po nią aby odświeżyć sobie wiedzę. Takie informacje były przydatne jak teraz i stanowiły ciekawostkę, a ona lubiła słuchać takich rzeczy, ale też o nich mówić.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Jakże mogłaby taką nowinką zanudzić? Wren słuchała jej z ognikami pasji tańczącymi w czarnych oczach, dziecięco wręcz zahipnotyzowana, podobnie ulotnemu momentowi, gdy Jayden Vane tłumaczył jej zagadkę pochodzenia magii i cząsteczek, których nazwy już nie pamiętała. Odkrywanie nowych naukowych terytoriów powinno sprawiać radość każdemu; szczególnie jeśli te związane były z niespełnionymi dotychczas marzeniami, igrały na cienkiej linii pomiędzy snem a jawą, wstrzykując w znużony codziennością umysł milion domysłów. Czarownica oparła brodę na obu już dłoniach, łokcie dość nieelegancko opierając na krańcach blatu stołu, zaś spojrzenie odpłynęło na moment gdzieś w bok, gdy rozważała zalążek informacji przekazany przez szlachciankę. Ach, jak bardzo chciałaby jej w tym towarzyszyć! Rzucić się w wszechświat kołyszący się między życiem a śmiercią, poznać wszelkie jego sekrety, odsłonić całun największej z tajemnic istnienia, rozszyfrować jego symbolikę u boku uczonych, światłych osobistości. Może nie było to pokrewne spełnieniu na linii frontu, twarzą w twarz z przeciwnikiem, ale w jej mniemaniu stanowiło to walkę innego rodzaju. Z przeznaczeniem - poetycką, a jednak kluczową dla rozwiania piętrzącej się niewiedzy magicznego świata. Do perfekcji brakowało im wiele. Odkrycie Primrose, natomiast, drogę tę mogło znacznie skrócić.
- Szalenie interesujące zagadnienie - przyznała miękko, szczerze, dopiero po dłuższej chwili powróciwszy wzrokiem do swojej rozmówczyni. Zdawała się zapominać, stety lub nie, iż rozmawia z damą, która do wszelkich objaw kurtuazji była na co dzień przyzwyczajona. Chyba pierwszy raz przyszło jej łamać niektóre z własnych, żelaznych zasad obcowania z wychuchanymi pannicami. Ale czy tym była Primrose? Wychuchaną pannicą? Azjatka zaczynała szczerze w to wątpić. - To możliwe, by nie wybudzić się z takiego zderzenia światów? Skoro podróżnicy powracają do rzeczywistości wycieńczeni, domyślam się, że istnieje ryzyko poddania się organizmu - dywagowała. Ciekawiła ją możliwość rozbieżności rezultatów jednostek silnych i tych słabszych, może bardziej chorych, podatnych na smutne rozterki i zagłębienie się w melancholii, zachłyśnięcie ją. Chciała wiedzieć - czy zdarzył się ktoś, kto zza światów po prostu nie pragnął już powrócić. Odnalazł tam szczęście, ukojenie, stchórzył, wybierając dla siebie mniejsze zło, mniejszy ciężar: bo mierzyć się z codziennością wcale nie było łatwo. Wiele ramion, żałosnych, beznadziejnych, uginało się w niemożności udźwignięcia wyboru i jego konsekwencji.
Spojrzenie ciemnych tęczówek zwróciło się ku bażantowi zajętemu czyszczeniem swych piór. Wyglądał dość niepozornie, szczególnie zachwycając barwami upierzenia głowy i szyi, gdzie zdawały się dominować szmaragdy, błękity i czerwienie; biały kołnierz oddzielał natomiast od reszty korpus skąpany w tintach brązu i pomarańczy. Być może zrozumiał, że to ku niemu zwrócono uwagę - bo nagle spojrzał na nie wielkimi, żółtymi oczyma.
- Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że w domu mam replikę starochińskiej biżuterii z podobizną tego ptaka. Moja babcia uwielbiała kolekcjonować historyczne pamiątki, nawet jeśli były tylko odwzorowaniem prawdziwych dzieł sztuki - wyjaśniła, odrobinę zdziwiona faktem, że uchylała przed Primrose rąbek własnej tajemnicy. Nie zdarzało się to często. Zazwyczaj niczym lew stawała w obronie wszelkiej namiastki prywatności, chroniła ją przed wzrokiem i słuchem, pewna, że krztyna rzucona na światło dzienne prędzej czy później okaże się jej zgubieniem. A jednak rozprawianie o chińskiej symbolice zachęciło do odrobiny kurtuazyjnej prawdomówności, nie spodziewała się przecież, by lady Burke w jakkolwiek naganny sposób przeobraziłaby szczątkową informację w ostro zwieńczony oręż mogący pozbawić ją kretesu; tym bardziej, że w ich obopólnym interesie było teraz pozostanie w dobrej komitywie. Wren uniosła szklankę do ust i upiła kolejny łyk, opróżniwszy jej zawartość, która tym razem nie uzupełniła się już machinalnie, wiedziona wiedźmim życzeniem. - Czy mogę liczyć, że pozostaniemy w kontakcie, lady? Odezwę się gdy tylko pozyskam krew jubilata - uśmiechnęła się, założywszy, że spotkanie powoli dobiegało końca. Z pewnością tego dnia nie była jedynym klientem żądnym towarzystwa Primrose, sama musiała zastanowić się zresztą, jak od Friedricha wydobyć kilka kropel karminowej posoki bez wzbudzenia przesadnych podejrzeń. Nie będzie to łatwe.
- Szalenie interesujące zagadnienie - przyznała miękko, szczerze, dopiero po dłuższej chwili powróciwszy wzrokiem do swojej rozmówczyni. Zdawała się zapominać, stety lub nie, iż rozmawia z damą, która do wszelkich objaw kurtuazji była na co dzień przyzwyczajona. Chyba pierwszy raz przyszło jej łamać niektóre z własnych, żelaznych zasad obcowania z wychuchanymi pannicami. Ale czy tym była Primrose? Wychuchaną pannicą? Azjatka zaczynała szczerze w to wątpić. - To możliwe, by nie wybudzić się z takiego zderzenia światów? Skoro podróżnicy powracają do rzeczywistości wycieńczeni, domyślam się, że istnieje ryzyko poddania się organizmu - dywagowała. Ciekawiła ją możliwość rozbieżności rezultatów jednostek silnych i tych słabszych, może bardziej chorych, podatnych na smutne rozterki i zagłębienie się w melancholii, zachłyśnięcie ją. Chciała wiedzieć - czy zdarzył się ktoś, kto zza światów po prostu nie pragnął już powrócić. Odnalazł tam szczęście, ukojenie, stchórzył, wybierając dla siebie mniejsze zło, mniejszy ciężar: bo mierzyć się z codziennością wcale nie było łatwo. Wiele ramion, żałosnych, beznadziejnych, uginało się w niemożności udźwignięcia wyboru i jego konsekwencji.
Spojrzenie ciemnych tęczówek zwróciło się ku bażantowi zajętemu czyszczeniem swych piór. Wyglądał dość niepozornie, szczególnie zachwycając barwami upierzenia głowy i szyi, gdzie zdawały się dominować szmaragdy, błękity i czerwienie; biały kołnierz oddzielał natomiast od reszty korpus skąpany w tintach brązu i pomarańczy. Być może zrozumiał, że to ku niemu zwrócono uwagę - bo nagle spojrzał na nie wielkimi, żółtymi oczyma.
- Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że w domu mam replikę starochińskiej biżuterii z podobizną tego ptaka. Moja babcia uwielbiała kolekcjonować historyczne pamiątki, nawet jeśli były tylko odwzorowaniem prawdziwych dzieł sztuki - wyjaśniła, odrobinę zdziwiona faktem, że uchylała przed Primrose rąbek własnej tajemnicy. Nie zdarzało się to często. Zazwyczaj niczym lew stawała w obronie wszelkiej namiastki prywatności, chroniła ją przed wzrokiem i słuchem, pewna, że krztyna rzucona na światło dzienne prędzej czy później okaże się jej zgubieniem. A jednak rozprawianie o chińskiej symbolice zachęciło do odrobiny kurtuazyjnej prawdomówności, nie spodziewała się przecież, by lady Burke w jakkolwiek naganny sposób przeobraziłaby szczątkową informację w ostro zwieńczony oręż mogący pozbawić ją kretesu; tym bardziej, że w ich obopólnym interesie było teraz pozostanie w dobrej komitywie. Wren uniosła szklankę do ust i upiła kolejny łyk, opróżniwszy jej zawartość, która tym razem nie uzupełniła się już machinalnie, wiedziona wiedźmim życzeniem. - Czy mogę liczyć, że pozostaniemy w kontakcie, lady? Odezwę się gdy tylko pozyskam krew jubilata - uśmiechnęła się, założywszy, że spotkanie powoli dobiegało końca. Z pewnością tego dnia nie była jedynym klientem żądnym towarzystwa Primrose, sama musiała zastanowić się zresztą, jak od Friedricha wydobyć kilka kropel karminowej posoki bez wzbudzenia przesadnych podejrzeń. Nie będzie to łatwe.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Primrose odkrywała w sobie tę część, która mogła zaniepokoić innych, mogła sprawić, że robisz krok w tył i wracasz do światła. Jednak ona była Burkiem i nawet w dniu swojego ślubu, przyjmując nazwisko męża nie odwróci się od zasad i wartości wyznawanych przez ród, z którego pochodziła. Nie byli typową szlachtą. Nie zajmowali się dyplomacją, wręcz od niej stronili. Zajmowali się handlem, zdobywaniem artefaktów nie zawsze w legalny sposób. Badali je, maczali palce w czarnej magii, a ta zawsze zostawia ślad. Mały, niewidoczny ale zawsze. Lady Burke też była w jakiś sposób nią naznaczona, a im więcej się zajmowała tą kwestią tym była coraz bardziej świadoma tego faktu. Odczuwała efekty każdej nocy kiedy koszmary ją nawiedzały i nie pozwalały spać. Była to cena, którą chętnie płaciła za kolejne informacje i wiedzę jaką dostawała. Widząc zachowanie i prawdziwe zainteresowanie w zachowaniu Wren uśmiechnęła się delikatnie. Panna Burke nie grała, nie udawała kogoś kim nie jest byle wzbudzić sympatię i zyskać przychylność. Nie tutaj, nie z Wren. Na salonach to co innego, tam obowiązywały zasady, których uczyła się od małego dziecka. Salon był deskami teatru, a arystokracja niczym aktorzy i widzowie brali udział w niezwykłym spektaklu gestów i słów, a każde były dokładnie oceniane przez resztą uczestników. Każdy wtedy nosił swoją maskę... Prim jednak obiecała sobie, że kiedyś tą maskę zdejmie i zmusi do tego innych. Gra pozorów zawsze będzie obecna w ich życiu, ale bywają takie momenty kiedy należy ją przerwać.
-Ogromnie interesujące, dotykające strefy, której do końca nie znamy i nie rozumiemy – zgodziła się z zapałem ze słowami Azjatki. - Istnieje obawa, że osoby słabsze lub mające większy potencjał do bycia manipulowanymi mogą nie wybudzić się z takiego snu. Czy mogą wybrać pozostanie w zaświatach? Tego nie wiem. Wiemy jedno, że powrót bywa bolesny i czasami trwa tygodnie.
Ona sama doświadczyła tego tylko na chwilę i nie było to nic przyjemnego. Cena jednak warta poznania czegoś nowego i odkrycia kolejnych tajemnic, które się przed nią piętrzyły na stosie pytań. Nie raz nie wiedziała w co ręce włożyć, jak się zachować, gdzie rozpocząć poszukiwania. Nieocenieni byli inni naukowcy, którzy pochylali się nad różnymi kwestiami, a wszystkie one były ze sobą w jakiś sposób powiązane. Sama Prim nadal stała w przedsionku naukowego świata, zaglądała przez drzwi, które już otworzyła, ale nadal nie wykonała kroku aby wejść do środka. Wiedziała jednak, że pewnego dnia to zrobi i wejdzie tam gdzie mówiono, że kobieta nie ma wstępu. Przynajmniej w jej środowisku.
Bażant otrzepał się mocno wypuszczając parę piór, a wróbelek uznawszy, że się najadł opuścił ich stół pozostawiając po sobie jedynie parę ziarenek na spodeczku. Primrose dopiła swoja już chłodna kawę i spojrzała na Wren.
-Nie wiem zbyt wiele na temat symboliki Chin, ale sam fakt, że pani babka posiadała taką rzecz już o czymś mówi. Mój kuzyn ma znajomego z Chin, który sporo opowiadał o magii tego kraju. Jeżeli jest pani zainteresowana może uda się coś sprowadzić? - Jeżeli osoba choć odrobinę wykazała zainteresowanie odkrywaniem czegoś nowego Prim wychodziła z propozycją pomocy. Nie potrafiła inaczej się zachować. Nigdy nie stanie się alfą i omegą, nie będzie wiedzieć wszystkiego, a to co usłyszała o magii z Chin było wystarczające aby zaciekawić pannę Burke. Musiała jednak odkrywanie tej wiedzy zostawić na później. Miała inne kwestie do zbadania, bardzo palące a nie lubiła porzucać pracy w jej trakcie jej trwania.
-Jak tylko będę miała szkice sygnetów odezwę się by mogła pani wybrać ten, który będzie najodpowiedniejszy – zapewniła Wren i wstała ze swojego miejsca aby uściskiem dłoni pożegnać się z Azjatką. Ich spotkanie dobiegło końca, ale obydwie doskonale wiedziały, że kolejne przed nimi.
zt x 2
-Ogromnie interesujące, dotykające strefy, której do końca nie znamy i nie rozumiemy – zgodziła się z zapałem ze słowami Azjatki. - Istnieje obawa, że osoby słabsze lub mające większy potencjał do bycia manipulowanymi mogą nie wybudzić się z takiego snu. Czy mogą wybrać pozostanie w zaświatach? Tego nie wiem. Wiemy jedno, że powrót bywa bolesny i czasami trwa tygodnie.
Ona sama doświadczyła tego tylko na chwilę i nie było to nic przyjemnego. Cena jednak warta poznania czegoś nowego i odkrycia kolejnych tajemnic, które się przed nią piętrzyły na stosie pytań. Nie raz nie wiedziała w co ręce włożyć, jak się zachować, gdzie rozpocząć poszukiwania. Nieocenieni byli inni naukowcy, którzy pochylali się nad różnymi kwestiami, a wszystkie one były ze sobą w jakiś sposób powiązane. Sama Prim nadal stała w przedsionku naukowego świata, zaglądała przez drzwi, które już otworzyła, ale nadal nie wykonała kroku aby wejść do środka. Wiedziała jednak, że pewnego dnia to zrobi i wejdzie tam gdzie mówiono, że kobieta nie ma wstępu. Przynajmniej w jej środowisku.
Bażant otrzepał się mocno wypuszczając parę piór, a wróbelek uznawszy, że się najadł opuścił ich stół pozostawiając po sobie jedynie parę ziarenek na spodeczku. Primrose dopiła swoja już chłodna kawę i spojrzała na Wren.
-Nie wiem zbyt wiele na temat symboliki Chin, ale sam fakt, że pani babka posiadała taką rzecz już o czymś mówi. Mój kuzyn ma znajomego z Chin, który sporo opowiadał o magii tego kraju. Jeżeli jest pani zainteresowana może uda się coś sprowadzić? - Jeżeli osoba choć odrobinę wykazała zainteresowanie odkrywaniem czegoś nowego Prim wychodziła z propozycją pomocy. Nie potrafiła inaczej się zachować. Nigdy nie stanie się alfą i omegą, nie będzie wiedzieć wszystkiego, a to co usłyszała o magii z Chin było wystarczające aby zaciekawić pannę Burke. Musiała jednak odkrywanie tej wiedzy zostawić na później. Miała inne kwestie do zbadania, bardzo palące a nie lubiła porzucać pracy w jej trakcie jej trwania.
-Jak tylko będę miała szkice sygnetów odezwę się by mogła pani wybrać ten, który będzie najodpowiedniejszy – zapewniła Wren i wstała ze swojego miejsca aby uściskiem dłoni pożegnać się z Azjatką. Ich spotkanie dobiegło końca, ale obydwie doskonale wiedziały, że kolejne przed nimi.
zt x 2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
11 października 1957
Czas upływał, ale nie leczył żadnych ran, co w mojej opinii stanowiło kolejny dowód na durnotę przysłów. Od kilku dni każdego ranka budziłem się w miejscu, którego nie poznawałem i do którego nie zdążyłem przywyknąć. Leningrad zdawał się być jedynie ulotnym marzeniem sennym, a charakterystyczne dla niego dźwięki brzmiały jak echo bardzo odległej przeszłości. Zapominałem. Czy miałem prawo uciekać w zapomnienie? Dlaczego nie?
Mimo wszystko przekonałem się, że Londyn ma swój urok. Z tęsknoty za Newą rwałem ku obleganej przez spacerowiczów Tamizie, by obserwować jej rozkołysane fale oraz unoszone na ich niskich grzbietach ptactwo. Nie miałem więc absolutnie niczego przeciwko temu, by wraz z towarzyszem tułaczki posiedzieć w położonej na brzegu rzeki kawiarence - szczególnie że w ojczystym kraju brakowało okazji, by raczyć się ciepłymi napojami w eleganckich lokalach.
Wewnątrz panował półmrok, co przyjąłem ze szczerym zadowoleniem. Pod jedną ze ścian wznosiły się ptasie klatki, lecz płynąca z nich melodia właściwie nie była drażliwa dla ucha. Oglądając się na zwierzęta, z wolna podszedłem do stolika przy oknie i usiadłem na jednym z niebieskich foteli. Pozory nie myliły, a mebel okazał się niesamowicie wygodny. Wrażenie zapadania się było całkiem przyjemne.
Omiotłem lokal wzrokiem w poszukiwaniu obsługi, u której powinniśmy (Konstantyn powinien) złożyć zamówienie. Na moje oko jedynymi żywymi stworzeniami były tu ptaki i dwie pogrążone w cichej konwersacji czarownice. Nie dostrzegałem nawet karty. W myśl złotej zasady o niekwestionowaniu dziwactw tego świata, postanowiłem uznać nieobecność personelu za coś naturalnego i nie prosić brata o wyjaśnienia. Ciekawe, czy serwowano tu ciepłą szarlotkę, udekorowaną śmietaną i truskawkami...
Ledwie słodkie ciasto uformowało się w mojej wyobraźni, a przed moimi oczyma zmaterializował się wyłożony na talerzyku kawałek aromatycznego wypieku. Z moich ust wyrwał się krótki okrzyk zaskoczenia oraz euforii.
- Koka! Widziałeś to? - zapytałem, raczej retorycznie.
Czas upływał, ale nie leczył żadnych ran, co w mojej opinii stanowiło kolejny dowód na durnotę przysłów. Od kilku dni każdego ranka budziłem się w miejscu, którego nie poznawałem i do którego nie zdążyłem przywyknąć. Leningrad zdawał się być jedynie ulotnym marzeniem sennym, a charakterystyczne dla niego dźwięki brzmiały jak echo bardzo odległej przeszłości. Zapominałem. Czy miałem prawo uciekać w zapomnienie? Dlaczego nie?
Mimo wszystko przekonałem się, że Londyn ma swój urok. Z tęsknoty za Newą rwałem ku obleganej przez spacerowiczów Tamizie, by obserwować jej rozkołysane fale oraz unoszone na ich niskich grzbietach ptactwo. Nie miałem więc absolutnie niczego przeciwko temu, by wraz z towarzyszem tułaczki posiedzieć w położonej na brzegu rzeki kawiarence - szczególnie że w ojczystym kraju brakowało okazji, by raczyć się ciepłymi napojami w eleganckich lokalach.
Wewnątrz panował półmrok, co przyjąłem ze szczerym zadowoleniem. Pod jedną ze ścian wznosiły się ptasie klatki, lecz płynąca z nich melodia właściwie nie była drażliwa dla ucha. Oglądając się na zwierzęta, z wolna podszedłem do stolika przy oknie i usiadłem na jednym z niebieskich foteli. Pozory nie myliły, a mebel okazał się niesamowicie wygodny. Wrażenie zapadania się było całkiem przyjemne.
Omiotłem lokal wzrokiem w poszukiwaniu obsługi, u której powinniśmy (Konstantyn powinien) złożyć zamówienie. Na moje oko jedynymi żywymi stworzeniami były tu ptaki i dwie pogrążone w cichej konwersacji czarownice. Nie dostrzegałem nawet karty. W myśl złotej zasady o niekwestionowaniu dziwactw tego świata, postanowiłem uznać nieobecność personelu za coś naturalnego i nie prosić brata o wyjaśnienia. Ciekawe, czy serwowano tu ciepłą szarlotkę, udekorowaną śmietaną i truskawkami...
Ledwie słodkie ciasto uformowało się w mojej wyobraźni, a przed moimi oczyma zmaterializował się wyłożony na talerzyku kawałek aromatycznego wypieku. Z moich ust wyrwał się krótki okrzyk zaskoczenia oraz euforii.
- Koka! Widziałeś to? - zapytałem, raczej retorycznie.
The member 'Kirill Kalashnikov' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Ptasie Trele
Szybka odpowiedź