Domek na drzewie
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Domek na drzewie
Nikt naprawdę nie wie, kto wzniósł domek na drzewie na Wierzbowej Alei, pewnego dnia po prostu pojawił się pośród zielonych gałęzi jednego z najwyższych drzew - a do jego wnętrza prowadziła linowa drabinka, która sama wciąga czarodzieja na górę, jeśli wypowie się właściwe hasło: w górę! Obiekt jest chroniony przed oczami mugoli, ale dostępny dla czarodziejów. Z góry, przez okna, rozciąga się zniewalający widok na panoramę miasta, a wystrój wnętrza wcale nie jest tak surowy, jak mogłoby się wydawać - podpróchniałą drewnianą posadzkę zdobi bowiem stary wytarty dywan tkany w orientalne wzory.
Rzuć kością k100:
1-94: Nic się nie dzieje.
95+: Dywan magicznie ożywa i zabiera cię wraz z towarzystwem na szalony przelot pośród chmur. Masz nadzieję, że dywan również chroniony jest przed wzrokiem mugoli!
Lokacja zawiera kości.Rzuć kością k100:
1-94: Nic się nie dzieje.
95+: Dywan magicznie ożywa i zabiera cię wraz z towarzystwem na szalony przelot pośród chmur. Masz nadzieję, że dywan również chroniony jest przed wzrokiem mugoli!
Przymknęła oczy w zadowoleniu jak kuguchar, który zaraz miał zacząć mruczeć z zadowolenia od pieszczoty, jaka rozlewała się po jego ciele. Taką pieszczotą dla panny Crabbe była satysfakcja z własnych osiągnięć, które udało jej się zdobyć poprzez ciężkie próby nauki. Ile razy nie wychodziło jej protego? Już od poprzedniego spotkania czuła przedziwne zażenowanie swoim brakiem umiejętności wytworzenia zaklęcia, tak podstawowego i esencjonalnego w obronie przed czarną magią. Każde wzniesienie różdżki, wymówienie inkantacji i wyobrażenie sobie ochronnej bariery, było niczym bieg długodystansowy. Każdy krok doprowadzający do celu stanowił postęp, lecz dopiero po przekroczeniu mety, Forsythia była w stanie odetchnąć i oddać się błogiej świadomości dotarcia do upragnionego końca. Choć było to drobne zwycięstwo, którym mogła się cieszyć, tak miała świadomość, iż prawdziwa nauka jeszcze przed nią. Westchnęła ciężko, a potem przesunęła się w kierunku lemoniady i pochwyciła szklankę, aby nalać napoju przygotowanego przez skrzata. Kwaśny smak przemknął przez dziąsła i kubki smakowe, otrzeźwiając umysł młodej czarownicy. Uśmiechnęła się lekko, wszak smak ofiarował przyjemne wspomnienia z dzieciństwa, które mimowolnie wprawiały ją w szampański nastrój.
Widząc, jak lady Burke podchodzi do zaklęcia, przekrzywiła nieco głowę, mrużąc lekko oczęta i analizując każdy, nawet najmniejszy ruch, jaki dokonywała Prim. Przemknęła przez nadgarstek, aż po rękawie, wijąc ciemnymi źrenicami po sylwetce, zatrzymując się w końcu na twarzy. – Unosisz lekko brew, gdy wypowiadasz zaklęcie, wiesz? – zaśmiała się pod nosem, gdy tylko padło pierwsze nieudane zaklęcie. Zaraz potem pokiwała głową, sugerując, że należało ponowić próbę. Doskonale wiedziała, jak lady Burke się czuła – w jakimś sensie niespełniona, niepełna. Obie były krukonkami, głód do wiedzy ciągnął je do zgłębiania tajników z przeróżnych dziedzin, a ślizgońska ambicja wyssana z matczynym mlekiem oraz zaszczepiona wraz z wymagającym wychowaniem, powodowała chęć osiągnięcia celu. Zastosowania w praktyce tego, co udało im się pojąć w teorii. Fascynującym było jakim podobieństwem się odznaczały, a jednocześnie były tak absolutnie różne. Mimo to – zaklęcie ewidentnie odmawiało posłuszeństwa im obu.
- Poczekaj, powoli – zarządziła, przyciągając księgę bliżej siebie. Przez chwilę śledziła opis, zastanawiając się jak pomóc młodej damie, a jednocześnie próbowała czerpać ze swojego wcześniejszego doświadczenia. – Hmm… - wymsknęło się z jej ust, aż w końcu zamknęła książkę i odstawiła szklankę na bok. Podniosła się i stanęła przy Primrose, a potem sama wyciągnęła różdżkę przed siebie, przyjmując dokładnie taką pozycję jak wcześniej. – Spójrz, przekręć lekko nadgarstek i nie kieruj różdżki w dół, wznoś jej czubek ku górze, tak jak brew – zachichotała delikatnie, podnosząc swoim magicznym orężem, końcówkę, o której mówiła do góry. Potem przyjrzała się postawie Primrose i cofnęła o krok. – Wyobraź sobie, że bronisz się przed kimś… wiem, to banał, ale spróbuj wizualizować sobie niebezpieczeństwo. Poczuj, jak magia wychodzi od ciebie, nie od różdżki – dodała, nie wiedząc do końca czy taka pomoc wystarczyła, sama jeszcze parę chwil temu była na poziomie laika. Czuła się nawet odrobinę głupio, wcale nie była lepsza, mogła nawet brzmieć śmiesznie – jakby próbowała się wymądrzać. Spuściła lekko spojrzenie i pokręciła lekko głową na myśl o swoim zachowaniu, ale zaraz potem uśmiechnęła się do swojej towarzyszki. – Do trzech razy sztuka.
Widząc, jak lady Burke podchodzi do zaklęcia, przekrzywiła nieco głowę, mrużąc lekko oczęta i analizując każdy, nawet najmniejszy ruch, jaki dokonywała Prim. Przemknęła przez nadgarstek, aż po rękawie, wijąc ciemnymi źrenicami po sylwetce, zatrzymując się w końcu na twarzy. – Unosisz lekko brew, gdy wypowiadasz zaklęcie, wiesz? – zaśmiała się pod nosem, gdy tylko padło pierwsze nieudane zaklęcie. Zaraz potem pokiwała głową, sugerując, że należało ponowić próbę. Doskonale wiedziała, jak lady Burke się czuła – w jakimś sensie niespełniona, niepełna. Obie były krukonkami, głód do wiedzy ciągnął je do zgłębiania tajników z przeróżnych dziedzin, a ślizgońska ambicja wyssana z matczynym mlekiem oraz zaszczepiona wraz z wymagającym wychowaniem, powodowała chęć osiągnięcia celu. Zastosowania w praktyce tego, co udało im się pojąć w teorii. Fascynującym było jakim podobieństwem się odznaczały, a jednocześnie były tak absolutnie różne. Mimo to – zaklęcie ewidentnie odmawiało posłuszeństwa im obu.
- Poczekaj, powoli – zarządziła, przyciągając księgę bliżej siebie. Przez chwilę śledziła opis, zastanawiając się jak pomóc młodej damie, a jednocześnie próbowała czerpać ze swojego wcześniejszego doświadczenia. – Hmm… - wymsknęło się z jej ust, aż w końcu zamknęła książkę i odstawiła szklankę na bok. Podniosła się i stanęła przy Primrose, a potem sama wyciągnęła różdżkę przed siebie, przyjmując dokładnie taką pozycję jak wcześniej. – Spójrz, przekręć lekko nadgarstek i nie kieruj różdżki w dół, wznoś jej czubek ku górze, tak jak brew – zachichotała delikatnie, podnosząc swoim magicznym orężem, końcówkę, o której mówiła do góry. Potem przyjrzała się postawie Primrose i cofnęła o krok. – Wyobraź sobie, że bronisz się przed kimś… wiem, to banał, ale spróbuj wizualizować sobie niebezpieczeństwo. Poczuj, jak magia wychodzi od ciebie, nie od różdżki – dodała, nie wiedząc do końca czy taka pomoc wystarczyła, sama jeszcze parę chwil temu była na poziomie laika. Czuła się nawet odrobinę głupio, wcale nie była lepsza, mogła nawet brzmieć śmiesznie – jakby próbowała się wymądrzać. Spuściła lekko spojrzenie i pokręciła lekko głową na myśl o swoim zachowaniu, ale zaraz potem uśmiechnęła się do swojej towarzyszki. – Do trzech razy sztuka.
Mieć dwadzieścia dwa lata, być dorosłą i nie umieć rzucić prostego „protego”. Dobrze, ze brat tego nie widzi, bo w ogóle by marudził, że coś może się jej stać. Oczywiście rozumiała jego strach i troskę, ale nie mogła polegać ciągle na innych. Musiała nauczyć się bronić sama i umieć bronić innych. Spojrzała na Sythię kiedy ta się zaśmiała.
-Tak? – Uniosła obydwie brwi do góry w szczerym zaskoczeniu. Dobrze, że nie widzi siebie samej w lustrze teraz. Ogarnęła ją lekka rezygnacja, ale słuchała uważnie słów panny Crabbe. Może rzeczywiście powinna wyobrazić sobie, że ktoś ją atakuje i próbuje walczyć o własne życie. Przekręciła delikatnie nadgarstek jak pokazała młoda czarownica i wzięła głębszy oddech. Być może za bardzo chciała aby wszystko zrobiła za nią różdżka. Kto by mógł ją atakować? Wróg jej brata, ona sama nie zdążyła ich sobie jeszcze narobić. Przynajmniej nie takich, którzy chcieli ją obezwładnić. Najwyżej wyszarpać za włosy.
-Protego – powiedziała wyraźnie ale bez większej siły. Jednak powietrze zafalowało i zaczęła się wokół niej tworzyć tarcza ochronna. Już myślała, ze się udało, ale wtedy ta zaczęła opadać niczym pył na ziemię. Panna Burke westchnęła głośno i z rezygnacją w głosie. Była dzisiaj do niczego. Pośmiewisko. Wielka lady Burke, a nie potrafi stworzyć „Protego”. Niczym porcelanowa lalka, jak to zwykle myślano o szlachciankach. Zbyt dużo o tym myślała, wiedziała doskonale, że na zmiany potrzeba czasu i cierpliwości. Jednak ona była stworzona do działania i chciała już zmieniać świat. Tu i teraz. Zagryzła delikatnie dolną wargę w irytacji pomieszanej z zawodem. Ambicja nie pozwalała się poddawać, duma nie pozwalała pokazać frustracji, a chciała tupnąć nogą i wyrzucić z siebie wszystkie bolączki.
-Protego – rzuciła po raz kolejny i znowu nic. Zacisnęła mocniej usta aż powstała z nich wąska linia. Zacisnęła mocniej powieki. Pragnęła chronić tych, których kochała, tych na których jej zależało. Edgar Craig, Evandra, Aquila, Rigel i… Ares?
-Protego! – Głos był czysty i pewny siebie, niemalże jakby nawoływała do odwagi i siły niewidzialną ramię. Energia wokół nich zafalowała prawie zakrzywiając obraz. Tarcza uformowała się przed nią i trwała przez chwilę spokojnie mogąc przyjąć na siebie ataki. Zadziałało! Udało się! Odetchnęła z ulgą i ciężko opadła na dywan. Dłoń jej drżała, w głowie wirowało. To było mocne zaklęcie. Sięgnęła po ciastko i wgryzła się w nie. Chwała Maczkowi, że pomyślał o przekąskach. Jakby wiedział, że Prim będzie ćwiczyć zaklęcia.
-Udało się – wyszeptała zadowolona. Wiedziała, ze jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale już poczuła się lepiej.
-Tak? – Uniosła obydwie brwi do góry w szczerym zaskoczeniu. Dobrze, że nie widzi siebie samej w lustrze teraz. Ogarnęła ją lekka rezygnacja, ale słuchała uważnie słów panny Crabbe. Może rzeczywiście powinna wyobrazić sobie, że ktoś ją atakuje i próbuje walczyć o własne życie. Przekręciła delikatnie nadgarstek jak pokazała młoda czarownica i wzięła głębszy oddech. Być może za bardzo chciała aby wszystko zrobiła za nią różdżka. Kto by mógł ją atakować? Wróg jej brata, ona sama nie zdążyła ich sobie jeszcze narobić. Przynajmniej nie takich, którzy chcieli ją obezwładnić. Najwyżej wyszarpać za włosy.
-Protego – powiedziała wyraźnie ale bez większej siły. Jednak powietrze zafalowało i zaczęła się wokół niej tworzyć tarcza ochronna. Już myślała, ze się udało, ale wtedy ta zaczęła opadać niczym pył na ziemię. Panna Burke westchnęła głośno i z rezygnacją w głosie. Była dzisiaj do niczego. Pośmiewisko. Wielka lady Burke, a nie potrafi stworzyć „Protego”. Niczym porcelanowa lalka, jak to zwykle myślano o szlachciankach. Zbyt dużo o tym myślała, wiedziała doskonale, że na zmiany potrzeba czasu i cierpliwości. Jednak ona była stworzona do działania i chciała już zmieniać świat. Tu i teraz. Zagryzła delikatnie dolną wargę w irytacji pomieszanej z zawodem. Ambicja nie pozwalała się poddawać, duma nie pozwalała pokazać frustracji, a chciała tupnąć nogą i wyrzucić z siebie wszystkie bolączki.
-Protego – rzuciła po raz kolejny i znowu nic. Zacisnęła mocniej usta aż powstała z nich wąska linia. Zacisnęła mocniej powieki. Pragnęła chronić tych, których kochała, tych na których jej zależało. Edgar Craig, Evandra, Aquila, Rigel i… Ares?
-Protego! – Głos był czysty i pewny siebie, niemalże jakby nawoływała do odwagi i siły niewidzialną ramię. Energia wokół nich zafalowała prawie zakrzywiając obraz. Tarcza uformowała się przed nią i trwała przez chwilę spokojnie mogąc przyjąć na siebie ataki. Zadziałało! Udało się! Odetchnęła z ulgą i ciężko opadła na dywan. Dłoń jej drżała, w głowie wirowało. To było mocne zaklęcie. Sięgnęła po ciastko i wgryzła się w nie. Chwała Maczkowi, że pomyślał o przekąskach. Jakby wiedział, że Prim będzie ćwiczyć zaklęcia.
-Udało się – wyszeptała zadowolona. Wiedziała, ze jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale już poczuła się lepiej.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Całkowicie rozumiała to co działo się w głowie lady Burke, przechodziła dokładnie te same katorgi z byciem niedoskonałą i niewystarczającą nawet do najprostszych zaklęć. Parę lat wstecz, gdy jeszcze jej brat żył, z pewnością zadbałby bardziej o jej przygotowanie do takich pojedynków – a także sytuacji, które mogły stanowić bezpośrednie zagrożenie dla jej życia i zdrowia. Ileż to razy przekomarzali się oboje, łącząc swe różdżki magicznym węzłem – niejednokrotnie stosując zaklęcia, których nie powinni, bawiąc się w aurorów i czarnoksiężników. Szczególnie gdy Forsythia poraz pierwszy poznawała tajniki czarnej magii w praktyce. Szczerze powiedziawszy, absolutnie fascynowała ją teoria, lecz do praktyki nigdy nie miała wystarczająco wiele zaparcia ku skrzywdzeniu innych w tak silny sposób. Słysząc od ojca, że nie jest wystarczająco silna, próbowała wyprowadzić go z błędu, pokazać, na co ją było stać, a ostatecznie doprowadziło to do kłótni daleko za oceanem, przez którą Forsythia czuła na sobie winę za niedowład ojcowskiej ręki. Potem brat wprowadzał ją w teorię i praktykę czarnomagicznych inkantacji, a Sythia chcąc zapewnić samą siebie o własnej nieugiętości w dążeniu do zgłębiania absolutnie każdej możliwej wiedzy, próbowała rzucać niecne zaklęcia.
Ciężko spoglądało jej się na kolejne próby nieudanego użycia magii, pragnęła zrobić więcej, wspomóc młodą damę we wznoszeniu magicznej tarczy. Niewiele jednak mogła poza oczywistymi wskazówkami, które zdążyła już wypowiedzieć. Spoglądała więc spokojnie na ciemnowłosą czarownicę, starając się wesprzeć ją myślami w dążeniu do pomyślnego rzucenia zaklęcia. Na szczęście, po kilku próbach z różdżki lady Burke wystrzeliła magia, kreując silną tarczę magiczną. Panna Crabbe klasnęła głośno, a na jej ustach wymalował się szeroki uśmiech. - Cudownie!
Gdy skończyły popisywać się swoim nieumiejętnym rzucaniem protego, Forsythia sięgnęła do torby lady Burke, wyjmując z niej księgi, które zostały skryte na czas „skupiania się” przy rzucaniu zaklęć. Otworzyła księgę na stronie, którą już wcześniej przyglądała i zaczęła zagłębiać się w wiedzę zawartą między wersami. Wygłodniałym wręcz wzrokiem, analizowała przeróżne metody zamykania umysłu, co jakiś czas zerkając na lady Burke i podbierając pyszne ciasteczka. – Jeszcze raz dziękuję – zwróciła się do młodej damy. Rozłożyła się ponownie wygodnie na dywanie, podpierając łokcie o miękką poduszkę. W ten sposób, młode czarownice spędziły resztę soboty w domku na drzewie, trenując kolejne zaklęcia, a wieczorem panna Crabbe rozsiadła się w swoim pokoju, studiując pożyczone księgi.
| ztx2
Ciężko spoglądało jej się na kolejne próby nieudanego użycia magii, pragnęła zrobić więcej, wspomóc młodą damę we wznoszeniu magicznej tarczy. Niewiele jednak mogła poza oczywistymi wskazówkami, które zdążyła już wypowiedzieć. Spoglądała więc spokojnie na ciemnowłosą czarownicę, starając się wesprzeć ją myślami w dążeniu do pomyślnego rzucenia zaklęcia. Na szczęście, po kilku próbach z różdżki lady Burke wystrzeliła magia, kreując silną tarczę magiczną. Panna Crabbe klasnęła głośno, a na jej ustach wymalował się szeroki uśmiech. - Cudownie!
Gdy skończyły popisywać się swoim nieumiejętnym rzucaniem protego, Forsythia sięgnęła do torby lady Burke, wyjmując z niej księgi, które zostały skryte na czas „skupiania się” przy rzucaniu zaklęć. Otworzyła księgę na stronie, którą już wcześniej przyglądała i zaczęła zagłębiać się w wiedzę zawartą między wersami. Wygłodniałym wręcz wzrokiem, analizowała przeróżne metody zamykania umysłu, co jakiś czas zerkając na lady Burke i podbierając pyszne ciasteczka. – Jeszcze raz dziękuję – zwróciła się do młodej damy. Rozłożyła się ponownie wygodnie na dywanie, podpierając łokcie o miękką poduszkę. W ten sposób, młode czarownice spędziły resztę soboty w domku na drzewie, trenując kolejne zaklęcia, a wieczorem panna Crabbe rozsiadła się w swoim pokoju, studiując pożyczone księgi.
| ztx2
24 listopada
Namówienie szanownego lorda Black na eskapadę na przedmieścia było zadaniem wybitnie trudnym, jednak, jak się okazuje, nie niemożliwym. Pogoda niestety nie chciała współpracować i od samego rana jedynym widokiem, jaki witał ludzi spoglądających przez okno, były ciężkie strugi deszczu zasłaniające resztę świata. Mimo tak niesprzyjających okoliczności Octavia nie miała najmniejszego zamiaru się poddawać i po lekkiej modyfikacji miejsca spotkania kończyła szykować wnętrze domku na drzewie na przybycie Perseusa. Miała przekąski, miała gorącą herbatę. Ale oprócz tego miała też brandy, szampana i skrzacie wino, a na dnie torby ukrywała się nawet butelka zielonej wróżki. Skoro już udało jej się zorganizować coś takiego to musiała się upewnić, że panicz Black będzie się dobrze bawił i przy kolejnej podobnej propozycji będzie się chociaż zastanawiał. Ona zresztą też nie zaprzeczała, że przy obecnej sytuacji taka eskapada zdawała jej się prawdziwym wytchnieniem i oderwaniem od ponurej rzeczywistości.
Kiedy usłyszała odgłosy na dole wychyliła się i pomachała do nadchodzącego Perseusa. W sumie miała pewne obawy, że w ostatniej chwili się rozmyśli i nie przyjdzie. A bo to coś w pracy, a bo rodzina, a pogoda, wytłumaczenie zawsze się znajdzie. Dlatego kiedy pojawił się na górze obdarzyła go szerokim uśmiechem i wskazała miejsce naprzeciwko siebie.
-Mam nadzieję, że nie zmarzłeś za bardzo? - ona sama miała na sobie ciepłą suknię, która ze względów praktycznych była dosyć długa, a rękawy sięgały za nadgarstki, ale płaszcz już dawno powędrował w kąt.
Była przyzwyczajona do niskich temperatur, a obecna nie wydawała jej się jeszcze taka zła, zwłaszcza w zamkniętym miejscu i gorącą herbatą w rękach. Widać mieszkanie tuż przy morzu i codzienne wystawienie na porywy wiatru dawały wymierne efekty, podobnież jak pływanie o każdej porze roku, choćby i zimą. Po takich atrakcjach człowiek nieco zmieniał perspektywę i inaczej oceniał warunki pogodowe.
-Przyznam, że miałam na dzisiejszy dzień nieco inne plany, ale nic straconego, nadrobimy w innym terminie. A w sumie dzisiaj chyba też nieźle wyszło, nie pamiętam kiedy ostatnio mieliśmy okazję posiedzieć i trochę porozmawiać.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jeśli miał być szczery, to nieco obawiał się tego spotkania. Octavia zawsze jawiła mu się wolny duch, nigdy nieosiodłana dzika klacz (z niezrozumiałego dla siebie powodu miał cichą nadzieję, że tak pozostanie), nieszczególnie wpasowującą się w obraz magicznej socjety. Kobietę z głową pełną niekonwencjonalnych pomysłów mogących zakończyć się skandalem, albo śmiercią. Perseus nie uważał, żeby było to coś złego, wręcz przeciwnie, doceniał to, że miała w sobie odwagę, by próbować przełamywać konwenanse, choć nie śmiał wypowiedzieć tych słów na głos. Jeszcze lady Lestrange uznałaby je za zachętę do pakowania się w kłopoty, z których on czułby się zobowiązany ją wyciągać.
Ale to nie tak, że męczyło go jej towarzystwo. To właśnie przy Octavii, pomimo tego, że również pochodziła z arystokracji (a może zwłaszcza dlatego?), mógł pozwolić sobie na nieco więcej swobody. Zdjąć zaciskający się wokół szyi niczym pętla skazańca krawat, usiąść wygodniej i rozluźnić obolałe ciało, nie przejmować się etykietą oraz tytulaturą — drobne rzeczy, a jakże niecodzienne wśród ich warstwy społecznej. Przynajmniej wśród Blacków; nawet na Grimmauld Place musiał trzymać się ściśle określonych norm i zachowywać pozory.
Zawsze dotrzymywał danego słowa. Nawet jeżeli pogoda zachęcała go do tego, aby pozostał w łóżku, a diabeł na ramieniu podpowiadał, by wysłać swej towarzyszce okraszony słodkimi kłamstewkami list, nie zamierzał opuścić ich pikniku. Pikniku! Pod koniec listopada! Z jego twarzy nie schodził rozbawiony uśmiech, gdy zapinał guziki nowej koszuli, kupionej specjalnie na tę okazję. Oczywiście, że nie musiał się tak starać, ale chciał prezentować się dobrze. Poza tym, nie chodziło o samą koszulę, a o materiał, z którego została wykonana; bawełna przylegała do skóry, chroniąc ją przed jesienną temperaturą. Zdawał sobie sprawę z tego, że wielu uważa go za przesadnie delikatnego i niemęskiego, widział szyderstwo w ich oczach, ale starał się puszczać kąśliwe uwagi mimo uszu. Miał tylko jedno zdrowie, dodatkowo zszargane przez Śmiertelną Bladość i nie zamierzał wystawiać je na szwank tylko dlatego, by zostać uznanym za samca alfa.
Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie, gdy zobaczył lady Lastrange w domku na drzewie. Och, cóż ona znów kombinowała?, pomyślał, wspinając się na górę niepewny, że stara konstrukcja wytrzyma ciężar dwóch dorosłych osób.
— Nie, nie zmarzłem — skłamał, chowając czerwone od zimna dłonie w kieszeniach płaszcza. Usiadł naprzeciwko niej z uśmiechem, nie planując jeszcze zdejmować okrycia. Jedno trzeba było jej przyznać; w jej towarzystwie nie można było narzekać na nudę. — Jeżeli praca mi pozwoli, to czemu nie. Też brakowało mi rozmowy z tobą, Octavio.
Takiej szczerej, bez udawania.
Ale to nie tak, że męczyło go jej towarzystwo. To właśnie przy Octavii, pomimo tego, że również pochodziła z arystokracji (a może zwłaszcza dlatego?), mógł pozwolić sobie na nieco więcej swobody. Zdjąć zaciskający się wokół szyi niczym pętla skazańca krawat, usiąść wygodniej i rozluźnić obolałe ciało, nie przejmować się etykietą oraz tytulaturą — drobne rzeczy, a jakże niecodzienne wśród ich warstwy społecznej. Przynajmniej wśród Blacków; nawet na Grimmauld Place musiał trzymać się ściśle określonych norm i zachowywać pozory.
Zawsze dotrzymywał danego słowa. Nawet jeżeli pogoda zachęcała go do tego, aby pozostał w łóżku, a diabeł na ramieniu podpowiadał, by wysłać swej towarzyszce okraszony słodkimi kłamstewkami list, nie zamierzał opuścić ich pikniku. Pikniku! Pod koniec listopada! Z jego twarzy nie schodził rozbawiony uśmiech, gdy zapinał guziki nowej koszuli, kupionej specjalnie na tę okazję. Oczywiście, że nie musiał się tak starać, ale chciał prezentować się dobrze. Poza tym, nie chodziło o samą koszulę, a o materiał, z którego została wykonana; bawełna przylegała do skóry, chroniąc ją przed jesienną temperaturą. Zdawał sobie sprawę z tego, że wielu uważa go za przesadnie delikatnego i niemęskiego, widział szyderstwo w ich oczach, ale starał się puszczać kąśliwe uwagi mimo uszu. Miał tylko jedno zdrowie, dodatkowo zszargane przez Śmiertelną Bladość i nie zamierzał wystawiać je na szwank tylko dlatego, by zostać uznanym za samca alfa.
Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie, gdy zobaczył lady Lastrange w domku na drzewie. Och, cóż ona znów kombinowała?, pomyślał, wspinając się na górę niepewny, że stara konstrukcja wytrzyma ciężar dwóch dorosłych osób.
— Nie, nie zmarzłem — skłamał, chowając czerwone od zimna dłonie w kieszeniach płaszcza. Usiadł naprzeciwko niej z uśmiechem, nie planując jeszcze zdejmować okrycia. Jedno trzeba było jej przyznać; w jej towarzystwie nie można było narzekać na nudę. — Jeżeli praca mi pozwoli, to czemu nie. Też brakowało mi rozmowy z tobą, Octavio.
Takiej szczerej, bez udawania.
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Zapewne gdyby usłyszała takie rozważania roześmiała by się w głos. Mogłaby opisać się na kilka sposobów, ale z pewnością nie zrobiłaby tego tak poetycko. Acz zgodziłaby się z wolnym duchem, bowiem oprócz rodziny niczego innego nie stawiała wyżej. Stąd też nieco hamowała swe zapędy i była bohaterką jedynie drobnych plotek, a nie gorących skandali. Nie było to też zachowanie przekalkulowane i wyrachowane, po prostu chciała żyć swoim życiem nie patrząc na oceny innych. Miała ten niewątpliwy skarb, który ludzie zwą poczuciem własnej wartości, a to funkcjonowało samo dla siebie, nie dla innych.
Octavia doceniała elegancki ubiór, ale z pewnością nie oceniałaby przez jego pryzmat cechy czyjegoś charakteru. W końcu skoro sama nie chciała być wpychana w schemat to skrajną niekonsekwencją było robienie tego innym. Przy niej mógłby więc siedzieć w wymiętej koszuli i szortach równie dobrze jak w kilkuwarstwowym kożuchu, zrobiłoby to na niej podobne wrażenie, cóż to dopiero mówić o zwykłej, bawełnianej koszuli. To co jednak zauważyła to jego wzrok, mieszanka zaskoczenia, niedowierzania i pewnych wątpliwości. Miała nadzieję, że chociaż część z tych uczuć zdążyła już rozwiać, a jeśli nie, miała na to jeszcze całkiem sporo czasu.
-W razie czego mów. Na koce zabrakło mi już rąk do trzymania, ale zostają zaklęcia. Chociaż to nigdy nie było moją mocną stroną, więc nie gwarantuję dobrych ani nawet bezpiecznych efektów - zaśmiała się na samą wizję przypadkowego rozniecenia ogniska w środku drewnianego domku. - Och praca... zapewniam cię, że akurat na to zdołam coś poradzić. Siedzisz w niej absolutnie za długo - zacmokała niezadowolona. - To już przekracza granice, w końcu się skończy na tym, że ciebie samego będzie trzeba wysłać do innego magipsychiatry na... odwyk od pracy, ot co!
Nie była pewna czy jedni magipsychiatrzy mogą korzystać z usług innych, ale w sumie czemu by nie? Równie niepewna była w kwestii czegoś takiego jak uzależnienie od pracy, ale chyba w każdej rzeczy można było przesadzić, a z pewnością robił to Perseus na polu pracy. Pewnie gdyby dać mu wolną rękę nawet by w niej spał, a to jednak nie było normalne.
-Ale w tej chwili jeszcze ci odpuszczę w zamian za dokonanie arcytrudnego wyboru - pokazała na czekające butelki z alkoholem. - Która pierwsza?
Octavia doceniała elegancki ubiór, ale z pewnością nie oceniałaby przez jego pryzmat cechy czyjegoś charakteru. W końcu skoro sama nie chciała być wpychana w schemat to skrajną niekonsekwencją było robienie tego innym. Przy niej mógłby więc siedzieć w wymiętej koszuli i szortach równie dobrze jak w kilkuwarstwowym kożuchu, zrobiłoby to na niej podobne wrażenie, cóż to dopiero mówić o zwykłej, bawełnianej koszuli. To co jednak zauważyła to jego wzrok, mieszanka zaskoczenia, niedowierzania i pewnych wątpliwości. Miała nadzieję, że chociaż część z tych uczuć zdążyła już rozwiać, a jeśli nie, miała na to jeszcze całkiem sporo czasu.
-W razie czego mów. Na koce zabrakło mi już rąk do trzymania, ale zostają zaklęcia. Chociaż to nigdy nie było moją mocną stroną, więc nie gwarantuję dobrych ani nawet bezpiecznych efektów - zaśmiała się na samą wizję przypadkowego rozniecenia ogniska w środku drewnianego domku. - Och praca... zapewniam cię, że akurat na to zdołam coś poradzić. Siedzisz w niej absolutnie za długo - zacmokała niezadowolona. - To już przekracza granice, w końcu się skończy na tym, że ciebie samego będzie trzeba wysłać do innego magipsychiatry na... odwyk od pracy, ot co!
Nie była pewna czy jedni magipsychiatrzy mogą korzystać z usług innych, ale w sumie czemu by nie? Równie niepewna była w kwestii czegoś takiego jak uzależnienie od pracy, ale chyba w każdej rzeczy można było przesadzić, a z pewnością robił to Perseus na polu pracy. Pewnie gdyby dać mu wolną rękę nawet by w niej spał, a to jednak nie było normalne.
-Ale w tej chwili jeszcze ci odpuszczę w zamian za dokonanie arcytrudnego wyboru - pokazała na czekające butelki z alkoholem. - Która pierwsza?
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Roześmiał się serdecznie. Chciała ogrzewać magią popadający (w jego odczuciu) w ruinę domek na drzewie i być może wzniecić pożar, w którym niechlubnie zginą oboje przeżywszy zaledwie ćwierć wieku, a przecież mogła użyć wcześniej zaklęcia zmniejszającego, by zabrać ze sobą wszystko, czego potrzebowała. W ten sposób nie ryzykowaliby (nie)wdzięcznym epitafium o nieumiejętności używania magii i ewentualnym wydziedziczenie. Przynajmniej w jego przypadku, bo cóż to za Black, który nie potrafi zrobić tak prostej rzeczy? Wstyd i hańba dla rodziny oraz na pewno brak żadnych zaszczytnych osobistości na pogrzebie. Z drugiej jednak strony nie ryzykował żadnym nieadekwatnym do sytuacji zachowaniem, jak na przykład klaskaniem podczas mowy pożegnalnej. Na miejscu Alpharda wyważyłby wieko od trumny i sprowadził tamtą dziewuchę do parteru lub nawiedzałby ją jako duch. Żeby jednak musiało dość do takiej sytuacji, na jego pogrzebie musieliby się zjawić jego pacjenci z Munga.
Zatem brakowało im koców, ale nie był wcale zły na Octavię, wręcz przeciwnie, uważał za rozczulające to, że zorganizowała piknik w samym środku jesiennej słoty. Dodatkowo podziwiał ją za kreatywność — sam nigdy nie wpadłby na to, aby zabrać damę do domku na drzewie.
— Przykro mi, ale obawiam się, że sam poza magią leczniczą niewiele mogę zdziałać! — odparł bezradnie rozkładając przy tym ręce — Mam jednak nadzieję, że nie będzie nam ona potrzebna.
Ostatnie zdanie wypowiedział z powagą, przyglądając się Octavii podejrzliwie, ale jeszcze nie oskarżycielsko. W końcu byli cali i zdrowi, Perseus wprawdzie był lekko zmarznięty, ale nie zamierzał wypowiadać tego
— Jak już znajdę odpowiednią według nestora kandydatkę i się ożenię, postaram się pracować mniej. Albo może i więcej? — mruknął z rozbawianiem — Nie masz się czego obawiać, Octavio. Lubię swoją pracę i wcale nie czuję się nią zmęczony.
Gdy wspomniała o alkoholu jakiś głos w jego głowie krzyknął, że powinien odmówić, ponieważ procenty połączone z wysokością mogą skończyć się tragedią. Szybko jednak hedonistyczna natura Perseusa wzięła górę. Nie będzie przecież tchórzem przy lady Lestrange, jeszcze poskarży się Aquili, kuzynka nestorowi i... właściwie nie wiedział, po co ktokolwiek miałby donosić na niego, że nie chciał pić w domku na drzewie, nie byli już wszak dziećmi, ale sama myśl o tej absurdalnej sytuacji sprawiła, że uśmiech nie schodził mu z twarzy.
— Najpierw to, co najlepiej smakuje, na samym końcu to, co ma najwięcej alkoholu. Co ty na to?
Zatem brakowało im koców, ale nie był wcale zły na Octavię, wręcz przeciwnie, uważał za rozczulające to, że zorganizowała piknik w samym środku jesiennej słoty. Dodatkowo podziwiał ją za kreatywność — sam nigdy nie wpadłby na to, aby zabrać damę do domku na drzewie.
— Przykro mi, ale obawiam się, że sam poza magią leczniczą niewiele mogę zdziałać! — odparł bezradnie rozkładając przy tym ręce — Mam jednak nadzieję, że nie będzie nam ona potrzebna.
Ostatnie zdanie wypowiedział z powagą, przyglądając się Octavii podejrzliwie, ale jeszcze nie oskarżycielsko. W końcu byli cali i zdrowi, Perseus wprawdzie był lekko zmarznięty, ale nie zamierzał wypowiadać tego
— Jak już znajdę odpowiednią według nestora kandydatkę i się ożenię, postaram się pracować mniej. Albo może i więcej? — mruknął z rozbawianiem — Nie masz się czego obawiać, Octavio. Lubię swoją pracę i wcale nie czuję się nią zmęczony.
Gdy wspomniała o alkoholu jakiś głos w jego głowie krzyknął, że powinien odmówić, ponieważ procenty połączone z wysokością mogą skończyć się tragedią. Szybko jednak hedonistyczna natura Perseusa wzięła górę. Nie będzie przecież tchórzem przy lady Lestrange, jeszcze poskarży się Aquili, kuzynka nestorowi i... właściwie nie wiedział, po co ktokolwiek miałby donosić na niego, że nie chciał pić w domku na drzewie, nie byli już wszak dziećmi, ale sama myśl o tej absurdalnej sytuacji sprawiła, że uśmiech nie schodził mu z twarzy.
— Najpierw to, co najlepiej smakuje, na samym końcu to, co ma najwięcej alkoholu. Co ty na to?
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Och, żeby zmniejszyć coś potrzebnego najpierw trzeba wpaść na pomysł, że potrzebne to w ogóle będzie. Tutaj właśnie rozbija się przydatność podobnej rady, bowiem panna Lestrange nie należała do tych najbardziej logicznych i poukładanych i czasem szczegół czy dwa jej umykał, zwłaszcza, kiedy decydowała się na większą improwizację, a z tym mieli właśnie do czynienia. Znając życie jednak nawet przy śmierci w płomieniach dostaliby ładne nagrobki. Raczej nikt by nie uwierzył, a przynajmniej nie chciałby uwierzyć, że dwójka dorosłych czarodziejów nie poradziła sobie z takim zadaniem. No, może jej bliscy by podejrzewali, ale siedzieliby cicho. Kto więc jest winny kiedy trzeba zwalić winę? Zakon! A więc już mogła projektować ich epitafium zawierające niecny, podstępny atak, heroiczną obronę i śmierć w imię wyższych wartości. Przynajmniej nikt by ich nie wydziedziczył, tak?
-O mnie się nie martw! Pływałam w znacznie niższych temperaturach, podobny deszczyk nie ma ze mną szans - fakt, że zazwyczaj po takich kąpielach szybko się przebierała i rozgrzewała pomijała, kto by zwracał uwagę na takie szczegóły.
-Oj, nawet tak nie żartuj, bo żal mi będzie biedaczki - skrzywiła się lekko, temat małżeństwa zawsze był dla niej drażliwy. - Jeśli już się wyląduje w związku nie można od niego uciekać, tylko trzeba jakoś wszystko poukładać. Jednak będziesz skazany na daną osobę do końca życia, lepiej nie mieć w niej praktycznie nieznajomego, a przyjaciela - bo o miłość może być trudno, a wymusić ją ciężko, ale pozytywne relacje jej zdaniem zawsze można było wypracować. - To nie jest tak, że uzależnieni lubią obiekt uzależnienia? Inaczej raczej by sobie odpuścili. Żaden argument Perseuszu, a zapracowanie dalej ci grozi, czyli dalej mam powód do zmartwień.
Ona skarżyć się Aquili? O co to to nie. Tak jak lady Black lubiła, tak ich poglądy na życie dosyć mocno różniły się od siebie i przy wspólnych rozmowach były tematem, który lepiej było uniknąć. Wspólne przyjęcia, charytatywność, a zwłaszcza transmutacja, tak, to były bezpieczne pola do dyskusji, na pewno nie kwestie światopoglądowe, a już absolutnie nie fakt, że zaprosiła jej kuzyna na piknik w domku na drzewie z alkoholem i bez przyzwoitki. Biedna Aquila by chyba padła na zawał.
-Ciężko się nie zgodzić z tak dobrą decyzją - uśmiechnęła się i sięgnęła po szampana oraz kieliszki. - Z pewnością pomoże się to rozgrzać, magii więc już potrzebować nie będziemy.
-O mnie się nie martw! Pływałam w znacznie niższych temperaturach, podobny deszczyk nie ma ze mną szans - fakt, że zazwyczaj po takich kąpielach szybko się przebierała i rozgrzewała pomijała, kto by zwracał uwagę na takie szczegóły.
-Oj, nawet tak nie żartuj, bo żal mi będzie biedaczki - skrzywiła się lekko, temat małżeństwa zawsze był dla niej drażliwy. - Jeśli już się wyląduje w związku nie można od niego uciekać, tylko trzeba jakoś wszystko poukładać. Jednak będziesz skazany na daną osobę do końca życia, lepiej nie mieć w niej praktycznie nieznajomego, a przyjaciela - bo o miłość może być trudno, a wymusić ją ciężko, ale pozytywne relacje jej zdaniem zawsze można było wypracować. - To nie jest tak, że uzależnieni lubią obiekt uzależnienia? Inaczej raczej by sobie odpuścili. Żaden argument Perseuszu, a zapracowanie dalej ci grozi, czyli dalej mam powód do zmartwień.
Ona skarżyć się Aquili? O co to to nie. Tak jak lady Black lubiła, tak ich poglądy na życie dosyć mocno różniły się od siebie i przy wspólnych rozmowach były tematem, który lepiej było uniknąć. Wspólne przyjęcia, charytatywność, a zwłaszcza transmutacja, tak, to były bezpieczne pola do dyskusji, na pewno nie kwestie światopoglądowe, a już absolutnie nie fakt, że zaprosiła jej kuzyna na piknik w domku na drzewie z alkoholem i bez przyzwoitki. Biedna Aquila by chyba padła na zawał.
-Ciężko się nie zgodzić z tak dobrą decyzją - uśmiechnęła się i sięgnęła po szampana oraz kieliszki. - Z pewnością pomoże się to rozgrzać, magii więc już potrzebować nie będziemy.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Obwinianie Zakonu Feniksa za swoje niepowodzenia wydało się Perseusowi zachowaniem niedojrzałym i niegodnym lorda. Szkoda tylko, że w towarzystwie tej kobiety potrafił zapominać, że jest poważnym i odpowiedzialnym magipsychiatrą oraz że obowiązują go jakieś konwenanse, choć uparcie starał się zgrywać tego spokojnego, być głosem rozsądku (i trzeba przyznać, że przez większość czasu rzeczywiście nim był), udawać, że wcale nie bawią go dziecinne przytyki wobec wroga.
To wcale nie było łatwym zadaniem, kiedy część z nich okazywała się prawdziwa. Na przykład niespełna tydzień wcześniej krewna poszukiwanej listem gończym zakonniczki poczęstowała jego, lorda Blacka, ciastkiem domowej roboty. To było całkiem... miłe, ale jakże naiwne. Chyba, że ciastko było zatrute, a trucizna będzie działać ze sporym opóźnieniem. Wtedy to Perseus był naiwny i głupi. No cóż, jak to mówią — pożyjemy, zobaczymy.
— Dziękuję, Octavio. Na samą myśl o pływaniu w przeręblach zrobiło mi się zimno. Czujesz? — wyjął chłodną dłoń z kieszeni i położył ją na dłoni swojej towarzyszki. Tylko na moment, aby udowodnić jej prawdziwość swoich słów, wszak brak przyzwoitki nie oznaczał, że po głowie lorda chodziły nieprzyzwoite myśli.
Uniósł brwi do góry wysłuchując jej słów na temat nieuciekania od związku. A przecież ona sama chyba...? Czyżby żałowała przeszłości? Nawet jeśli, to było to bez znaczenia. Przyszli tutaj miło spędzić czas, a nie rozpamiętywać przeszłość, choć nie wykluczał, że po większej ilości alkoholu mogą zacząć rozdrapywać stare rany.
— Mnie już jest jej żal — odparł enigmatycznie. Wcale nie zamierzał posłuchać Octavii i przestać żartować. Bo wcale nie żartował, a jedynie uśmiechał się, by zamienić tragedię w tragikomedię. Bo z sarkazmem na ustach łatwiej jest zmierzyć się z prawdą.
— Owszem, kontakt z obiektem uzależnienia sprawia przyjemność. Ale dopóki to uzależnienie kojarzone jest z czymś dobrym, to nie ma powodu, aby się martwić. Jeżeli mówimy o kimś naprawdę uzależnionym, a nie zwyczajnie pracowitym... — westchnął. W ostatnich dniach odnosił wrażenie, że wszystkie kobiety, bez względu na ich status społeczny, łączyło jedno; troska o kogoś, kto świetnie radził sobie sam. Ale musiał przyznać, że było to miłe uczucie.
— Właściwie, to alkohol wręcz sprzyja wychłodzeniu organizmu, ponieważ... — umilkł nagle, wpatrując się w kieliszki — ...to bez znaczenia. Pomóc ci otworzyć butelkę?
To wcale nie było łatwym zadaniem, kiedy część z nich okazywała się prawdziwa. Na przykład niespełna tydzień wcześniej krewna poszukiwanej listem gończym zakonniczki poczęstowała jego, lorda Blacka, ciastkiem domowej roboty. To było całkiem... miłe, ale jakże naiwne. Chyba, że ciastko było zatrute, a trucizna będzie działać ze sporym opóźnieniem. Wtedy to Perseus był naiwny i głupi. No cóż, jak to mówią — pożyjemy, zobaczymy.
— Dziękuję, Octavio. Na samą myśl o pływaniu w przeręblach zrobiło mi się zimno. Czujesz? — wyjął chłodną dłoń z kieszeni i położył ją na dłoni swojej towarzyszki. Tylko na moment, aby udowodnić jej prawdziwość swoich słów, wszak brak przyzwoitki nie oznaczał, że po głowie lorda chodziły nieprzyzwoite myśli.
Uniósł brwi do góry wysłuchując jej słów na temat nieuciekania od związku. A przecież ona sama chyba...? Czyżby żałowała przeszłości? Nawet jeśli, to było to bez znaczenia. Przyszli tutaj miło spędzić czas, a nie rozpamiętywać przeszłość, choć nie wykluczał, że po większej ilości alkoholu mogą zacząć rozdrapywać stare rany.
— Mnie już jest jej żal — odparł enigmatycznie. Wcale nie zamierzał posłuchać Octavii i przestać żartować. Bo wcale nie żartował, a jedynie uśmiechał się, by zamienić tragedię w tragikomedię. Bo z sarkazmem na ustach łatwiej jest zmierzyć się z prawdą.
— Owszem, kontakt z obiektem uzależnienia sprawia przyjemność. Ale dopóki to uzależnienie kojarzone jest z czymś dobrym, to nie ma powodu, aby się martwić. Jeżeli mówimy o kimś naprawdę uzależnionym, a nie zwyczajnie pracowitym... — westchnął. W ostatnich dniach odnosił wrażenie, że wszystkie kobiety, bez względu na ich status społeczny, łączyło jedno; troska o kogoś, kto świetnie radził sobie sam. Ale musiał przyznać, że było to miłe uczucie.
— Właściwie, to alkohol wręcz sprzyja wychłodzeniu organizmu, ponieważ... — umilkł nagle, wpatrując się w kieliszki — ...to bez znaczenia. Pomóc ci otworzyć butelkę?
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Gdyby tylko powiedział to na głos zobaczyłby prawdziwy wybuch radości. Octavia nie miała za wiele celów w życiu, ale rozweselanie ludzi i pozwalanie im wychodzić poza narzucone im schematy zdecydowanie do nich należały. Niby nic wielkiego, a jednak ilu ludziom tego brakowało. Kilku chwil, w których mogliby być całkowicie sobą nie ponosząc przez to żadnych konsekwencji. Przykre było, że tak prosta rzecz była często tak nieuchwytna. Octavia nie znała też osoby będące przedmiotem rozmyślań Blacka, nie potrafiła też piec ciasteczek, ale całkowicie rozumiała sytuację. Zapewne sama postąpiłaby podobnie. W końcu co złego było w podarowaniu komuś słodkości? Fakt po której strony barykady stali nie miał znaczenia, gdyby wszyscy spróbowali być chociaż odrobinę mniej agresywni a zaczęli ze sobą rozmawiać może obecna sytuacja nie byłaby taka zła. Ciasteczko byłoby całkiem niezłym początkiem.
-To nie jest wcale takie... - jej wypowiedź przerwał pisk po kontakcie jej rozgrzanej skóry z tą lodowatą Persusa, a jej dłoń błyskawicznie uciekła jak najdalej od niego. - Jak można w ogóle być tak zimnym? Chyba jednak trzeba pomyśleć o jakimś zaklęciu...
Czy żałowała? Nie mogła zaprzeczyć, zazdrościła ludziom będącym w szczęśliwych relacjach, posiadanie drugiej osoby która poszłaby za tobą w ogień musiało być cudowne. Z drugiej strony widziała zaaranżowane, nieszczęśliwe związki i tutaj akurat jedyne co odczuwała to ulga, że ją taki los ominął. Stąd może nie wzbraniała się obecnie wizji związku jako takiego, ale aranżacja dalej nie wchodziła jej zdaniem w grę.
-To zamiast czuć żal zastanów się co zrobić, żeby było inaczej. Wierzę w twoją kreatywność.
Na jego dalszy wywód westchnęła tylko ciężko. Ten człowiek był chyba niereformowalny. Zemdleje kiedyś z przemęczenia, a winę zwali na nieświeże śniadanie, opary eliksiru albo zły układ gwiazd, ale na pewno nie na przepracowanie.
-Sprzyja? Przecież robi się wtedy cieplej - zmarszczyła brwi. - Mów, mów, to ciekawe. I tak, chyba się przyda - podała mu butelkę.
-To nie jest wcale takie... - jej wypowiedź przerwał pisk po kontakcie jej rozgrzanej skóry z tą lodowatą Persusa, a jej dłoń błyskawicznie uciekła jak najdalej od niego. - Jak można w ogóle być tak zimnym? Chyba jednak trzeba pomyśleć o jakimś zaklęciu...
Czy żałowała? Nie mogła zaprzeczyć, zazdrościła ludziom będącym w szczęśliwych relacjach, posiadanie drugiej osoby która poszłaby za tobą w ogień musiało być cudowne. Z drugiej strony widziała zaaranżowane, nieszczęśliwe związki i tutaj akurat jedyne co odczuwała to ulga, że ją taki los ominął. Stąd może nie wzbraniała się obecnie wizji związku jako takiego, ale aranżacja dalej nie wchodziła jej zdaniem w grę.
-To zamiast czuć żal zastanów się co zrobić, żeby było inaczej. Wierzę w twoją kreatywność.
Na jego dalszy wywód westchnęła tylko ciężko. Ten człowiek był chyba niereformowalny. Zemdleje kiedyś z przemęczenia, a winę zwali na nieświeże śniadanie, opary eliksiru albo zły układ gwiazd, ale na pewno nie na przepracowanie.
-Sprzyja? Przecież robi się wtedy cieplej - zmarszczyła brwi. - Mów, mów, to ciekawe. I tak, chyba się przyda - podała mu butelkę.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Z mówieniem o swoich uczuciach był jeden poważny problem; Perseus nie umiał się otwierać przed innymi. Przynajmniej nie bez alkoholu, czego dowiodły ostatnie dni, ale sądząc po ilości, jaką lady Lestrange zabrała na ich skromny piknik, nie będzie z tym problemu.
— Uch, cóż... choruję na śmiertelną bladość — wyznał, choć nie było to żadną wielką tajemnicą, gdy objawy choroby były widoczne już na pierwszy rzut oka; skóra, która swym odcieniem przypominała górskie zbocza w środku zimy oraz równie lodowaty dotyk. Może dlatego tak wielu ludzi (w większości kobiet) zarzucało mu, że się przepracowuje, za mało je, nie wysypia się i tak dalej? A przecież Perseus był taki odkąd pamiętał. — Obawiam się, że żadne zaklęcie nie sprawi, że mi się polepszy, ale możemy spróbować! Tylko proszę, nie spal domku...
Uśmiechnął się pod nosem. To przecież wcale nie tak, że zamierzał obrazić się na świat, bo nestor znalazł mu żonę i przez to być okropnym mężem. Wręcz przeciwnie, zapewniłby wszystko przyszłej lady Black i sam nawet myślał o pewnej arystokratce, która mogłaby kiedyś nosić jego nazwisko. Póki co pozostawało to jednak w sferze marzeń i planów.
— Naprawdę? — zapytał zaskoczony tym, że chciała słuchać tych medycznych bzdur, od których siostrom Perseusa pękała głowa — To znaczy... — zrobił chwilę, aby odkaszlnąć i wziął od Octavii butelkę, której otwieraniem się zajął, jednocześnie tłumacząc swej towarzyszce dlaczego właśnie robili średnio rozsądną rzecz. Ale czy lord Black ostatnimi czasy zachowywał się rozsądnie? — Alkohol rozszerza naczynia krwionośne pod skórą, przez co tracimy więcej ciepła. Jednocześnie przytępia zmysły, przez co nie czuje się chłodu, ale wcale nie jest cieplej, wręcz przeciwnie, człowiek się wychładza i może nawet umrzeć. Gdy jeszcze byłem na kursach i pomagaliśmy przy prawie wszystkim, to zawsze w chłodniejsze miesiące przywozili do nas głównie portowych hulaków, którzy przesadzili z trunkami. Czasem trafiali na oddziały, czasem do prosektorium...
Korek gwałtownie wystrzelił, odbił się od sufitu i opadł gdzieś obok nich. Perseus natomiast nalał szampana do kieliszków, uważając przy tym, by nie uronić ani kropli cennego trunku. — Ale nam to nie grozi, prawda? Jesteśmy na to zbyt inteligentni!
— Uch, cóż... choruję na śmiertelną bladość — wyznał, choć nie było to żadną wielką tajemnicą, gdy objawy choroby były widoczne już na pierwszy rzut oka; skóra, która swym odcieniem przypominała górskie zbocza w środku zimy oraz równie lodowaty dotyk. Może dlatego tak wielu ludzi (w większości kobiet) zarzucało mu, że się przepracowuje, za mało je, nie wysypia się i tak dalej? A przecież Perseus był taki odkąd pamiętał. — Obawiam się, że żadne zaklęcie nie sprawi, że mi się polepszy, ale możemy spróbować! Tylko proszę, nie spal domku...
Uśmiechnął się pod nosem. To przecież wcale nie tak, że zamierzał obrazić się na świat, bo nestor znalazł mu żonę i przez to być okropnym mężem. Wręcz przeciwnie, zapewniłby wszystko przyszłej lady Black i sam nawet myślał o pewnej arystokratce, która mogłaby kiedyś nosić jego nazwisko. Póki co pozostawało to jednak w sferze marzeń i planów.
— Naprawdę? — zapytał zaskoczony tym, że chciała słuchać tych medycznych bzdur, od których siostrom Perseusa pękała głowa — To znaczy... — zrobił chwilę, aby odkaszlnąć i wziął od Octavii butelkę, której otwieraniem się zajął, jednocześnie tłumacząc swej towarzyszce dlaczego właśnie robili średnio rozsądną rzecz. Ale czy lord Black ostatnimi czasy zachowywał się rozsądnie? — Alkohol rozszerza naczynia krwionośne pod skórą, przez co tracimy więcej ciepła. Jednocześnie przytępia zmysły, przez co nie czuje się chłodu, ale wcale nie jest cieplej, wręcz przeciwnie, człowiek się wychładza i może nawet umrzeć. Gdy jeszcze byłem na kursach i pomagaliśmy przy prawie wszystkim, to zawsze w chłodniejsze miesiące przywozili do nas głównie portowych hulaków, którzy przesadzili z trunkami. Czasem trafiali na oddziały, czasem do prosektorium...
Korek gwałtownie wystrzelił, odbił się od sufitu i opadł gdzieś obok nich. Perseus natomiast nalał szampana do kieliszków, uważając przy tym, by nie uronić ani kropli cennego trunku. — Ale nam to nie grozi, prawda? Jesteśmy na to zbyt inteligentni!
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Niby magipsychiatra, niby powinien wiedzieć, że otwieranie się jest istotne, a jak się trzeba było natrudzić, aby cokolwiek z niego wyciągnąć. Acz jej sposoby były zdecydowanie mniej konwencjonalne, niż te stosowane w Mungu. Zapewne gdyby od wejścia pacjenta zaproponowała mu butelkę alkoholu szybko by się pożegnała z posadą. A przecież mogło być to takie skuteczne!
-Czyżbyś chciał dzięki temu jeszcze lepiej wyglądać w czerni? - zapewne każdy przedstawiciel niższych warstw społecznych na wieść o czyjejś chorobie popadłaby w rozpacz. Niestety u nich było to... normalne? Czasami miała wrażenie, że więcej szlachciców było chorych niż zdrowych, w jakiś sposób przechodziło się z tym do porządku dziennego. - Niczego nie obiecuję. Najwyżej... będziemy dalej marznąć. Albo wręcz przeciwnie! Caeli fluctus! - machnęła różdżką ze szczerą nadzieją, że uda jej się nieco ogrzać powietrze w domku.
Aj gdyby tylko wiedziała, że po głowie chodzi mu jakaś panna. Natychmiast zaczęłaby wypytywać i drążyć, w dobrej wierze oczywiście! W końcu może ją znała i zrobiłaby mu reklamę, taki tam rzucony przypadkiem komplement czy inna pochwała. A że raczej jego wybranka pochodziła z arystokracji szanse na znajomość tym bardziej wzrastały, w sprawach sercowych natomiast wsparcie zawsze jest cenne.
Albo Octavia mówiła prawdę, albo naprawdę dobrze udawała. W każdym razie, kiedy tłumaczył jej co dzieje się z ludzkim organizmem po alkoholu wyglądała na naprawdę zainteresowaną i uważnie go słuchała. Bo w sumie była ciekawa, nawet jeśli nie do końca należało to do jej kręgów zainteresowań. Raz, że akurat taką wiedzę warto było mieć, a dwa, że nie lubiła ograniczać się do jednej dziedziny i zbieranie ciekawostek z różnych działek sprawiało jej niemałą satysfakcję.
Kiedy korek wystrzelił skuliła się lekko nie wiedząc gdzie może trafić, chociaż w sumie nawet przy małym wypadku Perseus pewnie by sobie poradził. Kiedy w końcu było w miarę bezpiecznie roześmiała się tylko i sięgnęła po jeden z kieliszków.
-Nam? Ależ nigdy w życiu. W końcu jedynie kulturalnie raczymy się trunkami, do doków jest spory kawałek - uśmiechnęła się szeroko i stuknęła swoim szkłem o jego. - Za spotkanie. I rozgrzanie, prawdziwe lub złudne.
-Czyżbyś chciał dzięki temu jeszcze lepiej wyglądać w czerni? - zapewne każdy przedstawiciel niższych warstw społecznych na wieść o czyjejś chorobie popadłaby w rozpacz. Niestety u nich było to... normalne? Czasami miała wrażenie, że więcej szlachciców było chorych niż zdrowych, w jakiś sposób przechodziło się z tym do porządku dziennego. - Niczego nie obiecuję. Najwyżej... będziemy dalej marznąć. Albo wręcz przeciwnie! Caeli fluctus! - machnęła różdżką ze szczerą nadzieją, że uda jej się nieco ogrzać powietrze w domku.
Aj gdyby tylko wiedziała, że po głowie chodzi mu jakaś panna. Natychmiast zaczęłaby wypytywać i drążyć, w dobrej wierze oczywiście! W końcu może ją znała i zrobiłaby mu reklamę, taki tam rzucony przypadkiem komplement czy inna pochwała. A że raczej jego wybranka pochodziła z arystokracji szanse na znajomość tym bardziej wzrastały, w sprawach sercowych natomiast wsparcie zawsze jest cenne.
Albo Octavia mówiła prawdę, albo naprawdę dobrze udawała. W każdym razie, kiedy tłumaczył jej co dzieje się z ludzkim organizmem po alkoholu wyglądała na naprawdę zainteresowaną i uważnie go słuchała. Bo w sumie była ciekawa, nawet jeśli nie do końca należało to do jej kręgów zainteresowań. Raz, że akurat taką wiedzę warto było mieć, a dwa, że nie lubiła ograniczać się do jednej dziedziny i zbieranie ciekawostek z różnych działek sprawiało jej niemałą satysfakcję.
Kiedy korek wystrzelił skuliła się lekko nie wiedząc gdzie może trafić, chociaż w sumie nawet przy małym wypadku Perseus pewnie by sobie poradził. Kiedy w końcu było w miarę bezpiecznie roześmiała się tylko i sięgnęła po jeden z kieliszków.
-Nam? Ależ nigdy w życiu. W końcu jedynie kulturalnie raczymy się trunkami, do doków jest spory kawałek - uśmiechnęła się szeroko i stuknęła swoim szkłem o jego. - Za spotkanie. I rozgrzanie, prawdziwe lub złudne.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Octavia Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Och, gdyby tylko wiedział, jakie myśli chodzą jej po głowie, natychmiast zrobiłby jej kazanie na temat tego, jakże złym pomysłem byłoby częstowanie alkoholem pacjentów oddziału magipsychiatrycznego. Poza tym, że trunki często źle reagowały z ich lekami, stwarzając zagrożenie dla zdrowia lub życia, a do tego wzmagał agresję i przytępiał zmysły. Z tego mógłby się zrobić dramat, a przecież Perseus musiał dbać o swój wizerunek!
— Czerń jest dla mnie stworzona! Nie byłaś nigdy w mojej sypialni, prawda? To znaczy, nie wiem dlaczego, ani po co miałabyś do niej wchodzić, więc musisz mi uwierzyć na słowo, że mam w niej prawie wszystko czarne! — i chyba w tym momencie, po raz pierwszy w życiu, zaczął ubolewać nad tym, że Octavia jest Octavią, a nie Octavianem i nie może jej zaprosić do siebie, pokazać ulubionego fotela i poduszki, bo lordowi i lady bez przyzwoitki nie wypada. A później wielkie zdziwienie i pretensje, że szlachetnie urodzeni szukali sobie towarzyszek w niższych sferach, jak nie mogli w spokoju zaprzyjaźnić się z kobietami ze swojej grupy społecznej, bo zaraz służki i ich długie języki przekazywały to kucharkom, a kucharki przekupom na targu i zaraz cały Londyn by wiedział, że lord Black ma delikatną skórę i musi spać tylko w pościeli z wysokiej jakości materiałów, bo inaczej następnego dnia jest marudny...
— Octavio, może lepiej odłóż różdżkę i... — zamknął oczy, szykując się na katastrofę, ale ta, o dziwo nie nastąpiła. Zamiast tego w domku na drzewie zrobiło się cieplej, więc ściągnął płaszcz i położył go w kącie, gdzieś obok płaszcza towarzyszki. Siedział teraz w czarnym swetrze, spod którego wystawał biały kołnierzyk bawełnianej koszuli. Prosto, elegancko i do tego jak ciepło!
Na wyznania przyjdzie jeszcze czas; Perseus był pewien, że jeszcze zanim zdążą opróżnić pierwszą butelkę, już będzie wypłakiwać się lady Lestrange w ramię, ubolewając nad niesprawiedliwością świata, który nie pozwoli mu być z jego prawdziwą miłością. Albo zacznie prosić o rady odnośnie zdobywania serca dam? Cóż, trudno powiedzieć w tym momencie; wszystko zależy od tego, jaki tor obierze ich rozmowa oraz ile Perseus wypije.
— I za wrócenie do domu w jednym kawałku — dopowiedział, stukając kieliszek z jej własnym. Szampan był dobry, jak każdy alkohol parzył w język i... budził wspomnienia ze spotkania sprzed tygodnia. — Zamierzacie wystawiać coś w operze w najbliższym czasie?
— Czerń jest dla mnie stworzona! Nie byłaś nigdy w mojej sypialni, prawda? To znaczy, nie wiem dlaczego, ani po co miałabyś do niej wchodzić, więc musisz mi uwierzyć na słowo, że mam w niej prawie wszystko czarne! — i chyba w tym momencie, po raz pierwszy w życiu, zaczął ubolewać nad tym, że Octavia jest Octavią, a nie Octavianem i nie może jej zaprosić do siebie, pokazać ulubionego fotela i poduszki, bo lordowi i lady bez przyzwoitki nie wypada. A później wielkie zdziwienie i pretensje, że szlachetnie urodzeni szukali sobie towarzyszek w niższych sferach, jak nie mogli w spokoju zaprzyjaźnić się z kobietami ze swojej grupy społecznej, bo zaraz służki i ich długie języki przekazywały to kucharkom, a kucharki przekupom na targu i zaraz cały Londyn by wiedział, że lord Black ma delikatną skórę i musi spać tylko w pościeli z wysokiej jakości materiałów, bo inaczej następnego dnia jest marudny...
— Octavio, może lepiej odłóż różdżkę i... — zamknął oczy, szykując się na katastrofę, ale ta, o dziwo nie nastąpiła. Zamiast tego w domku na drzewie zrobiło się cieplej, więc ściągnął płaszcz i położył go w kącie, gdzieś obok płaszcza towarzyszki. Siedział teraz w czarnym swetrze, spod którego wystawał biały kołnierzyk bawełnianej koszuli. Prosto, elegancko i do tego jak ciepło!
Na wyznania przyjdzie jeszcze czas; Perseus był pewien, że jeszcze zanim zdążą opróżnić pierwszą butelkę, już będzie wypłakiwać się lady Lestrange w ramię, ubolewając nad niesprawiedliwością świata, który nie pozwoli mu być z jego prawdziwą miłością. Albo zacznie prosić o rady odnośnie zdobywania serca dam? Cóż, trudno powiedzieć w tym momencie; wszystko zależy od tego, jaki tor obierze ich rozmowa oraz ile Perseus wypije.
— I za wrócenie do domu w jednym kawałku — dopowiedział, stukając kieliszek z jej własnym. Szampan był dobry, jak każdy alkohol parzył w język i... budził wspomnienia ze spotkania sprzed tygodnia. — Zamierzacie wystawiać coś w operze w najbliższym czasie?
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Cóż, tego nie wiedziała. Ale gdyby wiedziała, to dawałaby tylko takim, którzy na proszkach nie byli. No bo chyba mieli tam jakichś nienaćpanych pacjentów, prawda? ... prawda? Nieważne, dla niej prawda. Prawdopodobnie gdyby rzeczywiście trafiła na oddział byłaby mocno przestraszona, nikt chyba bowiem do końca nie zdaje sobie sprawy jak wyglądają ostre objawy chorób psychicznych, a ma raczej ugrzecznioną tego wersję. Może i lepiej? Ostracyzm ludzi chorych i tak był już wystarczająco duży.
-W sumie też nie wiem... ale chciałabym! Chciałabym rzeczywiście to zobaczyć. Pewnie jest wyjątkowa - uśmiechnęła się promiennie doskonale wiedząc, że szanse aby kiedykolwiek się to spełniło były niemal zerowe. Konwenanse, konwenanse, konwenanse. Sztuczne, archaiczne, niepraktyczne, bezsensowne. Jak ona ich nie znosiła. Jej zdaniem jedynie utrudniały życie i kompletnie nic nie dawały w zamian. No chyba, że kolejne narzędzie kontroli, jak gdyby nie istniało ich już wystarczająco dużo.
-Ha! Nie wierzyłeś we mnie! - patrzyła na niego z czystą dumą i satysfakcją wymalowaną na twarzy. Owszem, z zaklęć nie była najlepsza, ale transmutacja? A to już całkiem co innego i w sumie w tej dziedzinie naprawdę trudno by jej było totalnie spartaczyć sprawę. - Oczekuję teraz kajania się i przeprosin za takie zwątpienie...
Na czym by w końcu nie stanęło Octavia będzie gotowa, a jeśli nie, to szybko coś zaimprowizuje. Teoretycznie w związku nie była, na tym polu więc doświadczenia wielkiego nie miała, ale jednak była kobietą i kobiecy sposób myślenia rozumiała, a to mógł być ogromny atut.
-Akurat kawałki da się poskładać, ale powiedzmy, że lepiej tego nie sprawdzać - upiła łyk trunku, by spojrzeć na Perseusa z błyskiem w oku. Oho, ktoś poruszył niebezpieczny temat. Niebezpieczny, bo Octavia może nie potrafić przestać mówić. - O tak, kończymy właśnie przygotowania! Dosłownie kilka dni temu byłam u Parkinsonów obejrzeć stroje i ustalałam z lady Odettą ostatnie szczegóły. Żebyś ty widział jak sukienki... nie, nie powiem. Musisz to zobaczyć. Bo przyjdziesz na przedstawienie? Oczywiście, że przyjdziesz. Musisz to wcisnąć gdzieś w swój grafik. Dawno fabuła jakiejś sztuki tak mnie nie poruszyła. Tyle symboliki, odniesień, podróży... - trajkotała w najlepsze przy okazji opróżniając do końca kieliszek.
-W sumie też nie wiem... ale chciałabym! Chciałabym rzeczywiście to zobaczyć. Pewnie jest wyjątkowa - uśmiechnęła się promiennie doskonale wiedząc, że szanse aby kiedykolwiek się to spełniło były niemal zerowe. Konwenanse, konwenanse, konwenanse. Sztuczne, archaiczne, niepraktyczne, bezsensowne. Jak ona ich nie znosiła. Jej zdaniem jedynie utrudniały życie i kompletnie nic nie dawały w zamian. No chyba, że kolejne narzędzie kontroli, jak gdyby nie istniało ich już wystarczająco dużo.
-Ha! Nie wierzyłeś we mnie! - patrzyła na niego z czystą dumą i satysfakcją wymalowaną na twarzy. Owszem, z zaklęć nie była najlepsza, ale transmutacja? A to już całkiem co innego i w sumie w tej dziedzinie naprawdę trudno by jej było totalnie spartaczyć sprawę. - Oczekuję teraz kajania się i przeprosin za takie zwątpienie...
Na czym by w końcu nie stanęło Octavia będzie gotowa, a jeśli nie, to szybko coś zaimprowizuje. Teoretycznie w związku nie była, na tym polu więc doświadczenia wielkiego nie miała, ale jednak była kobietą i kobiecy sposób myślenia rozumiała, a to mógł być ogromny atut.
-Akurat kawałki da się poskładać, ale powiedzmy, że lepiej tego nie sprawdzać - upiła łyk trunku, by spojrzeć na Perseusa z błyskiem w oku. Oho, ktoś poruszył niebezpieczny temat. Niebezpieczny, bo Octavia może nie potrafić przestać mówić. - O tak, kończymy właśnie przygotowania! Dosłownie kilka dni temu byłam u Parkinsonów obejrzeć stroje i ustalałam z lady Odettą ostatnie szczegóły. Żebyś ty widział jak sukienki... nie, nie powiem. Musisz to zobaczyć. Bo przyjdziesz na przedstawienie? Oczywiście, że przyjdziesz. Musisz to wcisnąć gdzieś w swój grafik. Dawno fabuła jakiejś sztuki tak mnie nie poruszyła. Tyle symboliki, odniesień, podróży... - trajkotała w najlepsze przy okazji opróżniając do końca kieliszek.
Octavia A. Lestrange
Zawód : Konsultant artystyczny w rodzinnej operze
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Domek na drzewie
Szybka odpowiedź