Wydarzenia


Ekipa forum
Pod Raptuśnikiem
AutorWiadomość
Pod Raptuśnikiem [odnośnik]16.07.19 21:28
First topic message reminder :

Pod Raptuśnikiem

★★
Czarodziejski pub, zlokalizowany na obrzeżach Londynu, swoją nazwę zawdzięcza porastającym prowadzącą do niego drogę drzewom raptuśnika (obwieszonym ostrzeżeniami, przestrzegającymi przed zjadaniem charakterystycznych, kropkowanych listków); schowany za ścianą zieleni tak dokładnie, że z głównej ulicy jest niemal niewidoczny, mimo to od lat przyciąga do siebie liczną, stałą klientelę, lubującą się w serwowanych tutaj, tradycyjnych czarodziejskich trunkach – głównie piwie. Wnętrze budynku składa się z kilku kameralnych pomieszczeń, w których porozstawiano okrągłe, drewniane stoliki o wypolerowanych blatach, otoczone krzesłami i stołkami pochodzącymi z różnych kompletów. W każdej z sal znajduje się niewielki kominek (niepodłączony do sieci Fiuu), a kamienne ściany przyozdobione są fotografiami i portretami sławnych czarodziejów i czarownic, którzy odwiedzili pub.
Niewielu z odwiedzających wie, że właściciele Raptuśnika (starsze małżeństwo, które na skutek działań obecnego rządu utraciło obu dorosłych już synów – aurorów) zajmują się w tajemnicy dystrybucją nielegalnego już Proroka Codziennego. Najnowsze wydanie gazety można przeczytać na miejscu: wystarczy, że przy składaniu zamówienia użyje się tajnego hasła, prosząc o podanie karty duńskich alkoholi. Wszystkie egzemplarze w istocie wyglądają dla postronnego obserwatora jak piwne menu, ale gdy czytający weźmie je do rąk, ujawnia się ukryty pod zaklęciami tekst artykułów. Otrzymanej gazety nie wolno wynieść poza lokal, a po przeczytaniu powinno się zwrócić ją właścicielom – lub spalić, wrzucając do jednego z zawsze płonących kominków.

W lokacji można przeczytać najnowszego Proroka Codziennego.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]14.06.21 12:37
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 49

--------------------------------

#2 'k8' : 3, 5, 3, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]19.07.21 1:14
stąd

- Zwariowałeś - zanegował jego słowa od razu, kiedy, opuściwszy już tamtą skromną kawiarnię, kiedy nikt nie zechciał zapewnić go o zwrocie pieniędzy, jeśli po zaczarowanej kawie jego włosy nabiorą rudego koloru, kiedy kątem oka dostrzegł jego znak i kiedy wreszcie podążył jego śladem, czując na sobie gest Jamesa tuż przy rozładunku produktów. Niewiele o tym miejscu wiedział, ale dość wiedział o świecie, by wiedzieć, że za kradzież w niektórych miejscach wciąż - a może znów - mogli odcinać ręce. - James! - zawołał go, kiedy ten ruszył przed siebie, nie mógł jednak zostawić go przecież samego - wiedział, ze i tak to zrobi - więc już po chwili przyśpieszonym krokiem ruszył za nim, nie zwracając jednak na niego uwagi na tyle, by mogli wydać się sobie obcy: niech cię szlag trafi, Jimmy. Chyba po raz pierwszy - miał nadzieję, że tutaj naprawdę nie uda im się znaleźć tego, czego szukali. Obejrzał się przez ramię raz, drugi, trzeci, kiedy dobiegł go glos przyjaciela - i głos kogoś od środka, kto kazał go przepędzić; czmychnął pod wóz czym prędzej, korzystając z zaprowadzonego przez niego chaosu, by spojrzeć w towary. Nie miał dużo czasu, a smród bijący od kufrów wskazywał na owoce morza, których on sam pewnie nigdy nie wziąłby do ust. Cukru ani śladu, nie przy tych towarach. Odsunął się od produktów zanim ktoś go przyuważył, James skupił na sobie uwagę, by odchodząc zagwizdać jak słowik. Spadamy, nic tu po nas. No chodź, no już.
- Spróbujmy gdzieś dalej. Jak w tamtych knajpach nic nie mieli, to w sąsiednich też nie będzie. Nie wiem, może w Raptuśniku? - zastanawiał się na głos, zachodząc w pobliską alejkę, zmierzając do wskazanego pubu. Z pewną obawą myślał o małżeństwie prowadzącym lokal, narażali się, ale czy dlatego - nie spojrzą na nich łaskawiej? Po prostu nie zabierajmy nic ponad to, co jest nam potrzebne, w porządku? Skinął głową Jamesowi dwie ulice od wejścia, ruszając przodem. Nie obejrzał się już na niego mijając próg.
- Dzień dobry, straszny mróz - zagadał, siadając przy barze; wsparł łokcie o blat stołu, nachylając się, by odnaleźć wzrokiem barmana. - Dzień dobry! - zawołał go, bo wiedział, że musiał skupić na sobie całą jego uwagę. - Chciałbym się napić ciepłej herbaty. Takiej z cynamonem, cytryną i sokiem malinowym. Albo z cukrem. Macie cukier? Nie, nie, proszę po niego nie iść, zawsze wolałem herbatę słodzoną miodem. A może jednak kawę? Co ma poleca na rozgrzanie? Najlepiej to chyba Ognista rozgrzewa, ale mam tylko trzy knuty. Starczy?

szukamy cukru


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]19.07.21 1:14
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k6' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]19.07.21 13:15
Próba kradzieży w tej eksluzywnej restauracji mogła się zakończyć źle, ale nie próbował wchodzić do kuchni, w ogóle do środka. Tragarze wyglądali na takich, którzy z przyjemnością wsparliby tego kelnera wyrzucając go za drzwi, albo prowadząc gdzieś, gdzie wcale nie chciał się znaleźć. Nie myślał o tym, że mógłby stracić ręce, to był impuls i poszedł za nim, licząc na to, że może dopiszcie im szczęście. Nie dopisało. Musieli się wycofać i to tak szybko, jak to było możliwe.
— Nie pękaj— pokrzepił przyjaciela, uśmiechając się beztrosko, a za tym wyrazem twarzy ukrywając zdenerwowanie, które wywołało zamieszanie tam przy zapleczu. Tylko głupiec wierzyłby, że to będzie łatwe, proste i przyjemne.
Dogonił go, zrównał się krokiem i skinął głową, poprawiając ubranie. Bywał tam, zdarzało mu się, choć rzadko, najczęściej jednak zachodząc do Parszywego. Zatrzymał się, pozwalając Marcelowi wejść pierwszemu. Powinien wejść i skupić na sobie całą uwagę, co więcej, lepiej dla nich obojgu by nie wiązali ich ze sobą. To była jedna z tych rzeczy, które nauczył go brat. Dwóch podejrzanych zawsze zwiastowało kłopoty.
Rozejrzał się dookoła, upewniając, że pod lokalem nie zaskoczy go nagle patrol, po czym wszedł do środka, poprawiając włosy nonszalanckim gestem. Nie zerkał w stronę baru, wybrał jeden ze stolików, przy którym przystanął, chwytając do ręki menu z duńskimi piwami. Przez chwilę mu się przyglądał, a przynajmniej takie zamierzał sprawić wrażenie. Zwykły klient, ot co. Wyciągnął dłoń z kieszeni, sprawdzając jej zawartość. Miał tylko knuta, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Nie podszedł jednak do baru, by złożyć zamówienie, minął go, wiedząc, że właśnie tam w korytarzu znajdzie toaletę. Z tego, co pamiętał. Spokojny krok, jak klient, stały bywalec - wiedział dokąd się kierować. Bez nerwów, nic nie miało się wydarzyć. Nie patrzył też na Marcela, na barmana, słyszał ich rozmowę. No dalej, stary, tylko go tam zatrzymaj przy sobie. Nie wiedział, czy spojrzał za nim, ale liczył na farta. Dopiero, gdy znalazł się przed drzwiami toalety obejrzał się przez ramię, upewniając, że nie zaczepi go nikt i ruszył dalej, przed siebie, na kuchnię. Zajrzał do środka i wślizgnął się tam po chwili, z nadzieją, że nikt się w niej nie pojawi niespodziewanie, a on będzie mógł dorwać cukier, którego worek dostrzegł od razu, już w progu.
— Słodki Godryku, nie masz pojęcia jak się cieszę — szepnął do siebie i ruszył w kierunku blatu, by pochwycić dwukilogramowy worek cukru i schować go szybko pod kurtką. Nie miał nic przeciwko błyskawicznej tuszy.

| kradnę cukier, III kategoria ST 80



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]19.07.21 13:15
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 28
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]21.07.21 0:39
Pub Pod Raptuśnikiem nie był tego dnia ani pusty, ani zatłoczony - chociaż standardowy gwar rozmów, który w przeszłości rozbrzmiewał tu niemal co wieczór, zdecydowanie przycichł, to w ogrzewanych płonącym w kominkach ogniem salach wciąż siedziało po kilka osób, przyciszonymi głosami rozmawiając przy okrągłych stolikach. Niektórzy z nich trzymali w rękach kufle, inni - których na takie przyjemności nie było już stać - siedzieli po prostu przy kubku gorzkiej herbaty; stojący za barem starszy mężczyzna nie zaczepiał nikogo, bez względu na to, czy decydował się złożyć zamówienie czy nie - a gdy do głównej sali wszedł Marcelius, uśmiechnął się, lustrując go krótko spojrzeniem i kiwając mu głową. W dłoni trzymał kufel, który polerował czystą ścierką, ale kiedy młodzieniec przystanął przy ladzie, odłożył naczynie na bok, szmatkę przewieszając sobie przez ramię. Miał pomarszczoną twarz i jasne oczy, w których tliła się co prawda ostrożność, ale próżno było szukać w niej wrogości. - Dzień dobry! Strach pomyśleć, co będzie w grudniu - odpowiedział na uwagę Marceliusa. Słysząc dosyć chaotycznie złożone zamówienie, zmarszczył brwi, opierając się o ladę, po czym potarł porośniętą krótkim zarostem szczękę, jakby rozważając coś przez chwilę. - Na rozgrzanie mogę panu zrobić gorącej herbaty z miodem i imbirem. I kapką Ognistej, w końcu nam ją dowieźli - zaproponował, ale ledwie skończył wypowiadać te słowa, zawahał się wyraźnie, raz jeszcze zatrzymując spojrzenie na Marceliusie. - Bo Hogwart to już pan skończył, co? - upewnił się.

James pojawił się w lokalu niedługo po Marceliusie, wyglądając i zachowując się jak jeden ze stałych bywalców - i być może dlatego nikt nie zwrócił na niego większej uwagi; kilku mężczyzn siedzących przy stoliku zerknęło na niego z umiarkowanym zainteresowaniem, kiedy zatrzymał się przy karcie z alkoholami, ale zaraz po tym wrócili do przerwanej rozmowy. Idąc w stronę toalety, musiał przejść obok baru, jednak stojący za ladą właściciel spojrzał w jego stronę jedynie przelotnie - być może zajęty rozmową z Marceliusem, a może nie dopatrując się w zachowaniu Jamesa niczego podejrzanego. Gdy James przystanął przy drzwiach do łazienki, te uchyliły się, wypuszczając ze środka starszego, łysiejącego mężczyznę. - Już wolne - rzucił do Jamesa, po czym ruszył w kierunku głównej sali; nikt inny nie pojawił się w pobliżu, James trafił więc do kuchni niezauważony, od razu kierując się do średniej wielkości worka z cukrem - ale ledwie go dotknął, ciche pomieszczenie wypełniło się kakofonią ogłuszających dźwięków: do uszu Jamesa najpierw dotarło piskliwe świszczenie, a później niskie buczenie; zaskoczenie z kolei sprawiło, że worek wysunął mu się spomiędzy palców, po czym poleciał w stronę podłogi. Część cukru rozsypała się po posadzce, największym problemem wciąż pozostawał jednak nietypowy alarm, który zdawał się dochodzić z jednego z worków po drugiej stronie kuchni, w którym coś szamotało się chaotycznie, jakby chciało wydostać się ze środka. Dźwięki były na tyle głośne, że James nie miał wątpliwości co do tego, że było je słychać również na korytarzu.

Trudne do zidentyfikowania buczenie i świszczenie dotarło również do uszu stojącego przy barze Marceliusa; chociaż nie mógł wiedzieć, skąd dokładnie pochodził dźwięk, to wydawało się oczywistym, że dobiegał z korytarzyka, w którym ledwie chwilę wcześniej zniknął James. Właściciel pubu, słysząc go, urwał wypowiedź w połowie zdania, po czym westchnął ciężko. - Trzeci raz w tym tygodniu. Przepraszam pana najmocniej, za chwilę wrócę - odezwał się do Marceliusa, po czym odwrócił się, żeby ruszyć na zaplecze.

Dobry wieczór, tu William, w razie pytań zapraszam. <3
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]28.07.21 13:27
Czuł się podle. Był w tym miejscu parę miesięcy temu, by ostrzec tych ludzi przed dalszą dystrybucją Proroka Codziennego; szybka ewakuacja pozwoliła zapobiec rzezi, a ci ludzie w tym pomogli. Dlaczego to robił? Dlaczego dał się na to namówić? Chodziło tylko o cholerny cukier do cholernej pigwówki na Nowy Rok, tylko o to, by ten jeden wieczór w roku spędzić normalnie jak dawniej, udając, że pogoda za oknem nie jest aż tak zła jak była. Ale nie tylko im powodziło się przecież teraz gorzej, w nie lepszej sytuacji byli ci ludzie - jakie mieli prawo ich okradać? To pub, pewnie mieli tutaj pełno cukru, lepszy dostęp do takich rzeczy - czy rzeczywiście? Wyrzuty sumienia biły się w jego głowie zbyt mocno, kiedy zaszedł już zbyt daleko, by móc się wycofać - i gdy poczuł na sobie chłodne spojrzenie oczu barmana, pod wpływem którego coś nieprzyjemnie przewróciło mu się w żołądku. Było mu wstyd. Potwornie wstyd. Ale chodząc po linie nauczył się, że gdy postawi się pierwszy krok, trzeba przejść do końca, by przejść przez to bezboleśnie.
- Zimno będzie. Zapowiadają straszne mrozy, słyszał pan? Strach pomyśleć, czy do Londynu w ogóle dotrą jakieś towary - podjął jego słowa, chcąc przykuć jego uwagę na dłużej; mówił pół tonu głośniej, niż miał zwyczaj, po części chcąc go na sobie skupić, a po części odciąć od uwagi zwracanej przez inne hałasy. Nie oglądał się, nie wiedział, gdzie był James. - Poproszę! A dobry rocznik Ognistej pan ma? Skończyłem już parę lat temu, inaczej siedziałbym w Szkocji. Ale w Hogsmaede wolno nam było pić tylko kremowe piwo. Ognista inaczej smakuje, prawda? Pewnie jest bardziej gorzka - mówił dalej, chcąc zatrzymać go przy sobie, nie przykładając większej wagi do sensu wypowiadanych słów. - Nie będzie zbyt gorzka? A nie ma pan rumu? Podobno nic nie rozgrzewa tak jak herbata z rumem, każdy marynarz to powie, a oni wiedzą najwięcej o złej pogodzie. - Jeśli kiedyś jakiś wypije rum z herbatą, a nie bez. Siarczyste przekleństwo przyszło mu na myśl, gdy krew zawrzała w żyłach mocniej, a w uszach pojawił się przenikliwy pisk, gdy rozległy się dźwięki zaklęcia alarmującego. Nie zdążył nic zrobić, barman już odwrócił się w kierunku wyjścia - niepostrzeżonym ruchem dłoni w tym samym momencie pchnął najbliżej stojącą butelkę, chcąc zrzucić ją z lady i zamierzając skoordynować swój ruch tak, by był możliwe, że upadła strącona ruchem materiału przewieszonego przez ramię barmana.
- Pan uważa!

zręczne ręce II ...


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]28.07.21 13:27
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]28.07.21 14:25
Może był zbyt chytry. Liczył na to, że teraz, kiedy już po tych całych poszukiwaniach udało im się odnaleźć cenniejszy niż złoto cukier, uda mu się też go szybko i łatwo zawinąć. Dwa kilogramy to dużo — dużo, żeby zabrać i wynieść niepostrzeżenie, ale nie było czasu, by wymyślać, szukać innych, próbować przesypywać go gdziekolwiek. To była szansa i nie mógł tego spieprzyć. Zniecierpliwienie sprawiło, że szybko i łapczywie sięgnął po niego, pewny, że nic nie zdoła mu przeszkodzić. Co mogłoby się stać? Barman wydawał się wystarczająco zajęty Marcelem, zresztą przyjaciel był tam od tego, aby powstrzymać obsługę i póki nie wyjdzie z cukrem, zająć czymś, ewentualnie utrudnić pościg. Gdyby było odwrotnie, właśnie tak by zrobił. Wierzył w niego i ufał mu. Zrobi wszystko, by nikt ich nie przyłapał. Nigdy nie był na tyle arogancki, by ślepo i naiwnie wierzyć w kradzieżowy sukces, ale miał lepkie ręce od małego. Thomas nauczył go kraść, znał zapach ryzyka i ponosił je świadomie. Dawał z siebie wszystko, bo wizja zamknięcia spędzała mu sen z powiek.
Planował zrobić to szybko. Złapać za jutowy worek, miał go już w ręce, zaciskał na nim palce, gdy za jego plecami, gdzieś, niewiadomo skąd, wydobył się straszliwy dźwięk. Instynktownie upuścił worek, którego zawartość rozsypała się po podłodze, przytknął dłonie do uszu.
— Psia mać — zaklął cicho pod nosem, obracając się odruchowo za źródłem dźwięku. W worku po drugiej stronie coś się szamotało. To musiało być jakieś stworzenie. Zaklęty przedmiot? Na pewno nikt nie umieścił tu tego celowo. Nie miał czasu się zastanawiać nad tym, co zrobić. Kucnął przy rozsypanym worku, i dwoma szybkimi ruchami dłoni po podłodze wsypał do niego tyle rozsypanej zawartości, ile był w stanie, a potem gwałtownie poderwał się do góry, tym razem już chwytając worek mocno i pewnie. Nie chciał ryzykować spotkaniem z kimkolwiek, ale jeśli do kuchni ktoś miał przyjść, dzieliły go od tego bardziej sekundy niż minuty. Serce podskoczyło mu do samego gardła, bijąc mocno, szybko. Organizm był niezwykły pod tym względem — w sytuacji zagrożenia robił wszystko, aby umożliwić ucieczkę. Pompujące szybciej serce krew, szybszy, płytszy oddech, nagły przypływ sił. Korzystał z tego, nie zwlekał. Prędko chciał doskoczyć do worka po drugiej stronie pomieszczenia. Cokolwiek tam było, cokolwiek się w nim szamotało, pociągnąć go i zrzucić na ziemię, uwolnić.

| nie wiem czy mogę aż tyle, ale próbuję być bardzo szybki...



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]28.07.21 14:25
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 70
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]29.07.21 13:35
Działanie pod presją wyjącego alarmu nie było proste: bucząco-piszczące dźwięki odbijały się echem od wyłożonych płytkami ścian kuchni, niosły korytarzem, drażniły wizją niechybnego przyłapania na gorącym uczynku. Instynkt nakazywał ucieczkę - ale James zamiast tego schylił się nad workiem, żeby zebrać przynajmniej część rozsypanego cukru. Nie udało mu się odzyskać wszystkiego, białe drobinki rozsypały się szeroko, częściowo grzęznąc w krzyżujących się pod kątem prostym rowkach na posadzce, ale gdy młodzieniec dźwignął worek, wciąż wydawał mu się ciężki. Droga za jego plecami pozostawała wolna, ale James nie rzucił się do tyłu, a ruszył w stronę szamoczącego się worka; szarpnięty, uwolnił ze środka coś, co wyglądało jak dziecięcy bączek, który z cichym trzaskiem wylądował na posadzce, nadal kręcąc się i wyjąc szaleńczo, po czym zaczął uciekać po pomieszczeniu. James mógł rozpoznać w nim przenośny fałszoskop.
Nim Doe zdążyłby się ponownie odwrócić, usłyszał głośne skrzypnięcie drzwi i odgłos cichych kroków, które bardzo szybko ucichły. - Och. Ojej - odezwał się cienki głos, z pewnością należący do kobiety. Jego właścicielka przystanęła w drzwiach: była młodą dziewczyną, co najwyżej dwudziestoletnią, z ciemnymi włosami zebranymi w kok nisko nad szyją i jasną skórą obsypaną piegami; na ubraniu nosiła schludny fartuch, który unosił się na widocznie zaokrąglonym brzuchu. - Nie może pan tutaj być. Szef się wścieknie, jeśli znowu coś zginie - powiedziała głosem, w którym kryła się prośba; jej spojrzenie przeniosło się z Jamesa na wyjący fałszoskop, a później powędrowało do rozsypanego na ziemi cukru.

Marcelius tymczasem zajmował rozmową barmana, który początkowo nie wyglądał, jakby mu się gdzieś spieszyło; w odpowiedzi na słowa chłopaka pokiwał głową. - Do Londynu może i dotrą - powiedział z namysłem, schylając się, żeby wyciągnąć coś spod lady. - Ale nie wiem jak z tymi biedakami w reszcie kraju. Mam kuzynkę w Lancaster, podobno trudno cokolwiek przewieźć, żeby nie trafić na rabusiów, co się czają na drogach i napadają merlinowi-ducha-winnych ludzi. U nas jeszcze nie jest tak źle - ciągnął dalej, podnosząc się i ponownie kierując spojrzenie na Marceliusa. Na pytanie o rocznik, zaśmiał się cicho. - Nie wyglądał mi pan na konesera - mruknął z rozbawieniem. - Ale aye, czterdziesty drugi. Z herbatą nie będzie gorzka. Jak ma pan ochotę na rum, to musi pan zajrzeć do magicznego portu, najlepszy mają w... - zaczął, ale nie skończył, bo kolejne słowa utonęły w dobiegających z zaplecza dźwiękach. Barman, który ruszył w tamtą stronę niemal natychmiast, nie widział, co dokładnie robił Marcelius, ale butelka, którą popchnął, okazała się cięższa niż wyglądała na pierwszy rzut oka - i zamiast spaść od razu na posadzkę, uderzyła najpierw w kant lady, pękając i rozbijając się na kilkanaście szklanych odłamków; bursztynowy płyn rozprysnął się dookoła, oblewając barmana, ladę i samego Marceliusa, przelewając się przez krawędź i skapując na podłogę. - Psidwacza..! - zaklął barman, odwracająć się; wyciągnął różdżkę, żeby uprzątnąć kilka fragmentów szkła, z ramienia ściągając ścierkę, po czym zniknął Marceliusowi na moment z oczu, żeby przykucnąć na posadzce za ladą. Zza kontuaru rozległ się jego głos. - Millie! Chodź tutaj, trzeba to uprzątnąć, zanim ktoś zrobi sobie krzywdę. Ja muszę sprawdzić, co się tam dzieje - zawołał; z jednej z bocznych sal szybkim krokiem wyszła młoda dziewczyna, rozglądając się w poszukiwaniu źródła zamieszania.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]29.07.21 18:56
Worek z cukrem, który zaciskał mocno w dłoni dość mu ciążył, wiedział, że zawartości wystarczyłoby nie tylko na pigwówkę, ale też na mnóstwo innych rzeczy. Cukier był towarem deficytowym, najdroższym, najważniejszym. Kiedy wchodził do kuchni był pewien, że był gotów się za niego pokroić, ale teraz, kiedy na podłogę upadł fałszoskop wyglądający jak dziecięcy bączek, już nie był taki pewien. Miał ochotę zakląć po raz kolejny, ale usłyszał kroki, a potem kobiecy głos. Nie odwrócił się. W dłoni trzymał wciąż worek z cukrem. A gdyby tak zamachnąć się tym workiem i...
— Przepraszam— odezwał się, zmieniwszy zdanie i powoli odwracając do kobiety — młodej dziewczyny, jak się okazało. Zogniskował na niej spojrzenie na dłużej. Wpadł jak śliwka w kompot. Myśl, Doe, myśl. Jakie było prawdopodobieństwo, że była jeszcze zbyt młoda i zbyt głupia, by od razu polecieć po pomoc? Za mało naznaczona wojną, przestępstwami, by uznać go za intruza? Nie miał wyboru, nie zamierzał jej atakować. Może udałoby mu się uciec, wyminąć ją i po prostu zniknąć, ale przejście z którego się wyłoniła mogło być ślepym końcem, nie miał pojęcia, co się tam znajdowało. Stres musiał zejść na bok. Standardowo, jak zawsze mógł próbować się wyłgać. Jedyna broń, jaką posiadał to serial historyjek i masek.
— Ehm, ja, przepraszam — wydukał, z fałszywym zakłopotaniem, odrywając od niej spojrzenie i mrugając kilkukrotnie. Zapatrzył się na nią, chciał, by odniosła takie wrażenie, nie mógł się inaczej ratować, niż próbując zdobyć jej przychylność. Jeśli ktokolwiek miał go z tego wyciągnąć to właśnie ona. — Wchodziłem do toalety, kiedy pojawił się ten przeraźliwy dźwięk,. Może to pani... wyłączyć?— Wskazał na fałszoskop, wycofując się od niego, podchodząc w jej stronę śmiało, swobodnie. Nie był przecież niczemu winien. — Wychodził stad w pośpiechu jakiś mężczyzna, starszy, łysiejący— próbował na szybko przypomnieć sobie typa, który zwolnił toaletę. — To leżało na ziemi — wskazał jej worek, ale też nie podał go jej, był ciężki. Spojrzał znów na fałszoskop. — Myślałem, że coś się stało, a to tylko... to — wskazał z żalem na bączka, marszcząc brwi. Właściwie tym był szczerze zdziwiony, nie próbował nawet kłamać. Zrobił jeszcze jeden krok w jej stronę i spojrzał w kierunku korytarza, z którego przyszedł. Nie wiedział, co się działo przy barze, a potem znów na nią. — Powinienem już iść — mruknął bez przekonania, nieco smętnie, ale kiedy powrócił do niej spojrzeniem kąciki ust mu drgnęły w powstrzymanym uśmiechu. Przygryzł wargę i wolną dłonią wskazał na bałagan. — Chyba, że pomogę to pani...—pannie?— posprzątać? Wpadłem na piwo, ale... Pewnie tu jest dużo pracy, razem nam pójdzie sprawniej, hm?— Uśmiechnął się łobuzersko, nie odrywając od niej piwnych oczu. Próbował jej zasugerować, że wcale mu się nie spieszyło, a tym bardziej nie paliła mu się w tym momencie dupa z własnej winy. Ale tak naprawdę wcale nie chciał tu zostać. Chciał stąd iść, najlepiej z nią. — Wszystko w porządku? Zbladła pani. Chce pani wody?



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]30.07.21 1:26
Miał ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy facet wspomniał o kuzynce - okradali dobrego i empatycznego człowieka, czyjegoś kuzyna, brata, może ojca, na pewno syna, któremu nie przelewało się dokładnie tak, jak każdemu w tym cholernym mieście. Było mu wstyd - za siebie, za Jamesa, poczuł przemożną chęć odkupienia tych win, a może zadośćuczynienia tego, co próbowali zrobić. Nie wezmą przecież dużo, był pewien, że James nie sięgnie po większą ilość cukru, niz była im potrzebna - a wystarczy im go przecież tylko trochę. Garść, jedna, nie więcej. Trochę może nawet mniej. Zwykle jednak szybciej robił, niż myślał i nie inaczej było tym razem - butelka zachwiała się jak w zwolnionym tempie, przebrał palcami, wściekły na siebie, że wymsknęła mu się spod kontroli - a w końcu przewróciła się i pękła, odruchowo przetarł twarz materiałem rękawa, pozbywając się kropel alkoholu. Z obawą spojrzał na barmana, ale gość nie dostrzegł jego ruchu - wciąż jednak wyrywał się na zaplecze. Nic dziwnego, ktoś go właśnie okradał. Myśl, durniu, myśl. To tylko cukier, a w Tower można było dzisiaj zginąć - nawet za to. Spojrzał za róg, przywołana dziewczyna już się zbliżała, a barman, co gorsza, wydawał się być w coraz gorszym nastroju. Niby przypadkiem oparł się o ladę dłonią, jej bokiem, tak, by zaczepić skórę o jeden z ostrych odłamków i rozciąć skórę w miejscu, które nie niosło zagrożenia.
- Ała! - syknął, niezależnie od efektów - jeśli miał przelać własną krew za ten cukier, miał nadzieję, że James przynajmniej potrafił robić pigwówkę. Im bardziej był zły i zmęczony, tym mocniej w to powątpiewał. - Ma pan jakąś chusteczkę? Chyba się skaleczyłem. Muszę to wytrzeć - twierdził, zaciskając pięść, chyba tylko po to, by wycisnąć z niej większą kroplę krwi. Kątem oka spojrzał na nadchodzącą dziewczynę, czy to mogło wystarczyć, żeby go zatrzymać? - Wie pan co, czasem pozory mylą - stwierdził w końcu, z pewnym oporem, odnosząc się do jego wcześniejszych słów o koneserach. Musiał go zatrzymać. - Tak naprawdę najbardziej lubię duńskie alkohole, ale ich kartę znam na pamięć - Przyjdź tu i poproś o kartę duńskich alkoholi, mówił Keat. Nie potrzebował gazety, chciał zakreślić swoje zamiary. Bijąc się z myślami, bo robił to z pobudek tak niskich, że było mu wstyd za każdą jedną głoskę, ale jednocześnie czując, że był temu człowiekowi coś winien. Czy robił to po to, żeby zabezpieczyć Jamesa, czy może jednak chciał zrobić coś dobrego - chyba sam się zgubił. Nie chciał myśleć źle, ale dziś zawodził sam siebie. Nie pierwszy zresztą raz. - Myślę, że znam też kogoś, kto niedługo będzie w Lancasterze. - Zabierze miotłę i poleci, dwa dni w obie strony razem z noclegiem. Niewielka cena za to całe zamieszanie. I za cukier, który wart był teraz przecież krocie. Więc jednak robił to, żeby zagłuszyć sumienie? Czy o to mu w tym wszystkim chodziło? Jak pozbyć się tego drażniącego głosu z tyłu głowy? Tym razem nieumyślnie wsparł się rękoma o blat, by wyjrzeć bliżej barmana, cofnął dłonie, gdy poczuł pod nimi ostrość odłamków. Gdzie ty jesteś, Jimmy? Nie możesz tego znaleźć? Ktoś cię już złapał? Jak duże masz kłopoty? - Pana kuzynka czegoś potrzebuje? Uczynność nic nie kosztuje, gdyby chciał jej pan coś przekazać. Z mniejszą paczka nie jest trudno ominąć bandytów na traktach, a w podzięce za te wszystkie duńskie alkohole, które tu pan podał, mój przyjaciel na pewno to zrobi - stwierdził w końcu, dopiero po chwili zbierając się na odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Szaleństwem byłoby powierzać cokolwiek w ręce obcego człowieka - właśnie go okradał - ale przecież nie bez powodu powoływał się na tajne hasło. Przysługa za przysługę? Dobroć za tę kradzież? Obrzydliwe, on był obrzydliwy.

[tu poznaję tajne hasło, tu robię z niego użytek]


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]06.08.21 23:23
Młoda kobieta wpatrywała się w Jamesa z dezorientacją przemieszaną z niepewnością i niepokojem, najwidoczniej nie wiedząc do końca, czego powinna się spodziewać; jej spojrzenie od czasu do czasu uciekało w dół, na trzymany przez mężczyznę worek, ale nie ośmieliła się wykonać żadnego ruchu w jego kierunku. Słysząc przeprosiny, a później widząc odwrócone szybko spojrzenie, zamrugała kilka razy, a jej policzki – wcześniej blade – zrobiły się lekko różowe. Słysząc udzielone wyjaśnienia, otworzyła usta, ale zanim zdążyłaby coś powiedzieć, fałszoskop zawył jeszcze głośniej, prawie zagłuszając ostatnie słowa Jamesa. – Och, na litość Roweny – rzuciła, opuszczając dłonie wzdłuż tułowia i wchodząc wreszcie do kuchni, żeby podejść do wirującego bączka. Z kieszeni fartuszka wyciągnęła różdżkę, którą próbowała stuknąć w przedmiot, ale nie odniosło to żadnego skutku; po chwili namysłu podniosła go więc i wepchnęła bezceremonialnie do worka, z którego się uwolnił, owijając szczelnie materiałem; nadal się szarpał, ale wycie było już stłumione, cichsze. – Przepraszam pana najmocniej, powinien uruchamiać się tylko w obecności oszustów, tak mówił człowiek, który nam go sprzedał, ale najwidoczniej sam był niezbyt godny zaufania – powiedziała, prostując się i unosząc dłoń, żeby jej wierzchem otrzeć skroń, na której pojawiły się maleńkie kropelki potu. – Ten mężczyzna – rozpoznałby go pan? Niósł coś ze sobą? – zapytała, opierając się o jedną z szafek i przenosząc spojrzenie na Jamesa. Zdawała się nie zauważyć kroku poczynionego w stronę wyjścia, ale gdy czarodziej wspomniał, że powinien już iść, wyraźnie oprzytomniała. – Tak, oczywiście – proszę iść. Ten cukier może pan odłożyć na tamtą szafkę, a ja tu już posprzątam – zapewniła, dłonią wskazując na blat, z którego James chwilę wcześniej ściągnął worek z cukrem.
W reakcji na rzuconą propozycję, policzki dziewczyny znów pociemniały, ale pokręciła głową. – Jest pan bardzo uprzejmy, ale nie ma takiej potrzeby. Może pan już iść – powtórzyła, uśmiechając się delikatnie i spoglądając na Jamesa wyczekująco.

Ostry, szklany odłamek, o który oparł się Marcelius, gładko przeciął skórę na dłoni, powodując ostre ukłucie bólu; z rozcięcia niemal od razu wypłynęła krew, zbierając się w postaci nabrzmiałych, ciemnoczerwonych kropli, a później spływając w dół – wzdłuż nadgarstka i ramienia. Rozcięcie nie wyglądało na groźne, ale krwawiło. – Słucham? – zapytał właściciel z początkowym niezrozumieniem; klęcząc na posadzce, nie widział całego zajścia, ale kiedy się podniósł, w jednej dłoni trzymając szufelkę, a w drugiej szmatkę, jego wzrok od razu zatrzymał się na dłoni Marceliusa. – Galopujące hipogryfy, proszę mi wybaczyć. Millie – zwrócił się do dziewczyny, która w tym czasie zdążyła już dotrzeć do lady – daj panu czysty ręcznik i coś do odkażenia tego, pamiętasz, gdzie mamy apteczkę? – upewnił się, ale nie czekał na odpowiedź; wystarczyło mu skinienie głową. Odłożywszy ścierkę i wysypawszy kawałki szkła do kosza, ruszył znów w stronę zaplecza, jednak następne słowa czarodzieja zatrzymały go w miejscu. Odwrócił się powoli, patrząc najpierw na niego, a później spoglądając na boki, jakby sprawdzał, czy tej rozmowie ktoś jeszcze się przysłuchiwał. Jego pracownica tymczasem schyliła się pod ladę, żeby z jednej z szuflad wyciągnąć kawałek białej, płóciennej tkaniny. Rozłożyła ją na jednej dłoni, drugą odkręcając buteleczkę z płynem o intensywnie ziołowym zapachu; nasączyła nieznacznie materiał, a później podała go Marceliusowi. – Proszę mocno przycisnąć, to powinno pomóc zatamować krwotok – powiedziała cicho. Barman w tym czasie wpatrywał się milcząco w swojego rozmówcę, jakby zastanawiając się nad czymś intensywnie; kiedy ich spojrzenia się spotkały, odchrząknął. – Albo zabierz pana do mojego pokoju na zapleczu, tę dłoń trzeba zabandażować – powiedział ciszej, z całą pewnością zwracając się do kobiety o imieniu Millie, ale nie przerywając kontaktu wzrokowego z młodzieńcem. – Zrób mu herbaty, mocnej, z rumem – weź z moich prywatnych zapasów. Na koszt lokalu – dodał szybko, w razie, gdyby Marcelius miał zamiar zaprotestować. – Poczeka pan tam na mnie? Będę za moment, tylko uciszę ten alarm – powiedział; wyjące, dobiegające z korytarza dźwięki wyraźnie przycichły, jakby ich źródło oddaliło się gdzieś w głąb jednego z pomieszczeń, ale wytężając słuch, nadal można było je usłyszeć.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]10.08.21 0:50
Był spokojny, na tyle na ile mógł być w takiej sytuacji, chociaż serce biło mu mocno i głośno, a dłonie zaczynały się lekko pocić. Trzymał w dłoni worek, udając, że wcale nie zauważa jak kobieta na niego spogląda. Miał wyglądać niewinnie — niepewnie, ale nie na tyle, by dało się wyczuć w nim winowajcę. Wierzył, że w kobietach w takich momentach budził się instynkt i z pewnością nie przetrwania. Próbując nie zwracać uwagi na piszczący fałszoskop, obserwował krótki wybuch złości dziewczyny, marszcząc brwi. Była ostrożna — z drugiej strony to dobrze, przecież nie miał tak złych intencji, nie zamierzał jej atakować. Ostatnie czego pragnął to uczynić komukolwiek krzywdę — przyszedł tylko po cukier. W międzyczasie wycofał się nieznacznie, by mieć bliżej do korytarza, móc ocenić sytuację. Jeśli miał się szybko ulotnić, musiał być pusty. Uniósł na dziewczynę oczy, próbując pochwycić jej spojrzenie.
— Nic nie szkodzi, proszę nie przepraszać— powiedział od razu, kręcąc głową. Czuł, że powinien odłożyć ten worek z cukrem na blat, ale nie mógł się z nim rozstać, odkąd go pochwycił. Za dużo dziś ryzykowali, za daleko już zaszli, by mógł się wycofać. — Ostatnio wszędzie sprzedają taki badziew. Kilka dni temu na Camden znalazłem przypominajkę. Moja mała siostrzyczka ma jutro urodziny, chciałem jej ją dać, ale ona cały czas się dymi na czerwono. Nie mam pojęcia dlaczego. Teraz trudno o dobry towar, wokół pełno jest krętaczy, ludzi, którzy sprzedają byle co, po to by zarobić na oszustwach pare knutów. — Zamilkł na chwilę, uśmiechając się lekko. — Ale nie wyrzucałbym tego na pani miejscu. Nawet jeśli się zaciął, może jakoś... zadziałał. Ostrzegł panią przed niebezpieczeństwem. Ktoś powinien na niego zerknąć, pewnie da się go naprawić. Tamten mężczyzna...— Obrócił się w bok, próbując spojrzeć jeszcze raz w korytarz i zmarszczył brwi. oczywiście, że go pamiętał, dość dokładnie obrzucił biedaka spojrzeniem. Nie chciał go wydawać, ale jeśli będzie musiał go wskazać, nie będzie się wahał. — Myślę, że tak. Tak, napewno tak— odpowiedział po chwili namysłu, przygryzając policzek od środka. — Chował coś, ale nie widziałem, co. Pozwoli pani, że zerknę? Może wciąż tam jest — pomyślał głośno, zerkając na nią i na jej twarzy szukając aprobaty, ale nie czekał na jej odpowiedź. Ruszył w stronę korytarza szykim krokiem i równie szybko się zatrzymał.— Proszę tu zostać, pod żadnym pozorem nie wychodzić z kuchni. Może być niebezpieczny. Dam znać barmanowi. — Wyciągnął w jej kierunku rękę, w zatrzymującym geście, ale zaraz ją opuścił i przeczesał włosy palcami nonszalanckim gestem. — Było mi bardzo miło. Mam nadzieję, że reszta wieczoru przebiegnie już spokojniej— powiedział jeszcze, po czym ruszył przed siebie, nie czekając na jej protesty. Wiedział, że zorientuje się w ułamku sekundy, a jeśli jednak miał farta, to i tak za moment, dlatego gdy tylko zniknął w korytarzu okręcił worek tak, by góra pozostała zamknięta i schował go pod kurtką na brzuchu, przyspieszając gwałtownie kroku. Zapiął kurtkę, przytrzymał go lewą dłonią w kieszeni, przyciskając do siebie mocno od dołu i z trudem stabilizując ciałem — jeszcze brakowało ego, by zaczął się wysypywać. Wyszedł na główną salę, by spotkać się oko w oko z Marcelem, miał nadzieję, że nie z barmanem i żadnym klientem — a co najważniejsze, nikt nie spróbuje go zatrzymać i będzie mógł w pośpiechu opuścić lokal.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pod Raptuśnikiem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach