Wydarzenia


Ekipa forum
Ołtarz światła
AutorWiadomość
Ołtarz światła [odnośnik]22.07.19 9:54

Ołtarz Światła

Na tyłach oazy, w mglistej dolinie, gdzie przestrzeń zdaje się cichsza i chłodniejsza niż wszędzie indziej, znajduje się głaz - podobny do kamiennego stołu obryty jest runami, których nie są w stanie rozpoznać nawet najbardziej obeznani w temacie czarodzieje. Prawdopodobnie jest pozostałością Azkabanu - lub czegoś, czym Azkaban był wcześniej. Pośrodku głazu ustawiono zaklęty przez Harolda Longbottoma lampion, który jarzy się jasnym, błękitnawym światłem - dotknięcie przyjemnie rozgrzanej ściany lampionu wywoła wybuch płomieni, z których utworzy się ognisty portal - wejście w niego nie poparzy, a porwie czarodzieja jak sieć Fiuu i wyrzuci na odludnych terenach Irlandii. Przez ciszę, poza szumem pobliskiego morza, można usłyszeć subtelną melodię pieśni feniksa.

Rzuć kością k100:
1-84: nic się nie dzieje.
85-100 (każdy posiadany poziom szczęścia obniża ten przedział o 5 punktów): na jednej z pobliskich żerdzi dostrzegasz feniksa, to Fawkes, ptak należący niegdyś do Dumbledore'a - przygląda Ci się z zainteresowaniem i jest tak blisko, że możesz go dotknąć, przygładzić jego pióra. Epatuje od niego kojący spokój, otacza pozytywna aura wypełniona nadzieją i dobrem. Chwilę później wzbija się w powietrze i odlatuje, nieprzerwanie nucąc swoją pieśń.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ołtarz światła [odnośnik]10.08.19 22:07
16. lutego 1957 r.
Rutyna jest niezwykle istotną rzeczą. Ciężko zachować ją wtedy, gdy jako uzdrowiciel należy stawiać się na dyżury o najróżniejszych porach dnia i nocy. Jednak Alexander starał się wprowadzić do swojego życia stałe elementy: jednymi z nich były regularne odwiedziny w Kwaterze Zakonu oraz Oazie. Tej soboty zostawił Charlotte w Kurniku i jak tylko wydostał się spod kopuły ochronnych zaklęć otaczających dom wyciągnął różdżkę i z trzaskiem zniknął z miejsca, w którym stał, teleportując się na obrzeża Londynu. Wciąż jeszcze nie mógł przywyknąć do tego, że mógł tak po prostu przenieść się w dowolne miejsce, że sięganiu ku magii nie towarzyszyły anomalie, że jego siostra przestała ciskać na prawo i lewo kulami ognia. Nie pamiętał świata sprzed anomalii, a na pewno nie z własnych wspomnień - jeżeli nie liczyć pojedynczych scen, które przed jago oczy przywoływały malinowe cukierki, których ciepły smak przywodził na myśl środek lata.
Teraz jednak musiał naciągnąć wełnianą czapkę głębiej na uszy, nawet jeżeli doskonale był świadom tego, że nie powstrzyma swoich uszu przed zaczerwienieniem się. Odmrożenia wyniesione z Próby nie mogły w żaden sposób zostać oszukane, wystarczył tylko delikatny chłodny podmuch, aby na światło dzienne wydobyć rany, które w porównaniu z tymi z misji w Azkabanie nigdy miały się nie zagoić. Cienkie różowe pręgi na łokciu i udzie, które za dwa, góra trzy tygodnie miały pozostać już tylko wspomnieniem, nie mogły równać się linii biegnącej przez lewe przedramię, poorane śladami po oparzeniach i oskórowaniu. Alexander wziął głębszy oddech, odrzucając od siebie te myśli, skupiając się na prostych, mechanicznych czynnościach i otaczających do dźwiękach: skrzypieniu śniegu, który ulegał naciskowi jego butów, cichemu kwileniu popołudniowych ptaków czy równym oddechu. Chłopak dokładnie otrzepał buty przed wejściem do chaty, która przywitała go skrzypnięciem drzwi i ciszą, która zdawała się z pełnym wyrzutem przypominać mu o tym, że starsza pani już tu nie powróci.
- Kici, kici - zawołał wgłąb domu. Czekał cierpliwie, aż w końcu usłyszał, jak coś się poruszyło. Z cichym miauknięciem kot wyłonił się z salonu, a Alexander przykucnął, żeby podrapać zwierzę za uchem. Przychodził tu od czasu do czasu, żeby upewnić się, że futrzak nie padnie z głodu. Rozwiązał sznurowadła i zrzucił buty, kierując się do kuchni, gdzie trzymali karmę. Nasypał trochę do kociej miski i po wymienieniu wody w drugiej z nich poświęcił Ptysiowi jeszcze parę minut, po czym z westchnieniem otrzepał się z futra i dokładnie zasznurowując buty opuścił bezpieczny dom, wracając na biały chłód panującej zimy i rozpoczynając małą przeprawę do Oazy. Przy przejściu przez portal uderzyła go fala ciepłego powietrza, zmuszając młodzieńca do błyskawicznego pozbycia się czarnego płaszcza, rękawic, ciepłej czapki i pomarańczowego szalika. Starał się zaglądać do obozowiska tak często, jak tylko był w stanie. Upewniał się, czy punkt medyczny jest dobrze zaopatrzony, pomagał przy chorych, sprawdzał, czy nie wyniknęły jakiekolwiek problemy, z którymi Zakonnicy, jako odpowiedzialni za dobrobyt Oazy, powinni się uporać. Takie stałe punkty w jego tygodniu były na wagę złota.
Z luźno zarzuconym na ramiona płaszczem Alexander oddalił się od obozowiska, kroki kierując ku ołtarzowi. Często tu przesiadywał, wśród mgły i drzew samotnie szukając ukojenia w krążącej po lesie pieśni feniksa. Łatwiej mu się tu oddychało, jakby żelazny uścisk na jego piersi i głowie znikał na kilka chwil. Uzdrowiciel zarzucił płaszcz na gałąź i podwinął wyżej rękawy czerwonego swetra, który na święta podarowała mu mama Bertiego. Złapał w dłoń różdżkę oraz piersiówkę, w której z cicha zachlupotała ciecz. Alexander oddalił się o kilka kroków od linii drzew i usiadł na mokrej trawie, zupełnie się tym jednak nie przejmując. Wpatrzony w pulsujący światłem lampion czarodziej oddychał powoli, głęboko wdychając wilgotne powietrze, w myślach jak mantrę powtarzając w koło kilka zdań.
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 10.08.19 22:10, w całości zmieniany 2 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ołtarz światła 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ołtarz światła [odnośnik]10.08.19 22:08
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 14
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ołtarz światła [odnośnik]16.08.19 9:33
Magiczna, wręcz baśniowa atmosfera Oazy działała na Benjamina kojąco, niczym ciepły kompres łagodzący ból głowy. Lubił tu przychodzić, choć początkowo uważał to miejsca za niebezpieczne przypomnienie o Azkabanie, o koszmarze, którym stała się samobójcza misja, o cenie, jaką przyszło im zapłacić za to, by w końcu powstrzymać niszczące Wielką Brytanię anomalie. Z czasem wyrzuty sumienia nie tyle malały, co ustępowały nowym wyzwaniom, spalając się w ferworze intensywnych działań mających na celu wykorzystanie tego wyjątkowego miejsca, zbudowanie tu bezpiecznego azylu dla wszystkich, którzy go potrzebowali.
Wright nie ustawał więc w próbach ustabilizowania magii oraz rozpoznania niezwykłego terenu. Odkrywał nadające się do budowy podłoże, szukał jaskiń lub innych naturalnych stelaży dla tworzenia schronień, a przede wszystkim pomagał jak mógł zgromadzonym tutaj ludziom. Nie było ich zbyt wielu, lecz kwestią czasu – i nasilających się represji – wydawało się sprowadzenie tych, którym zagrażała nowa, bestialska władza. Czasem jednak Jaimie pojawiał się w Oazie tylko dla siebie, by zebrać myśli, łagodząc wewnętrzny ból echem śpiewu feniksa, słyszalnego pomimo szumu wody i szelestu gałęzi drzew, wkrótce jednak mających w pełni rozkwitnąć setką odcieni zieleni. Przyroda budziła się tutaj do życia wcześniej, intrygowała – obiecał sobie, że zagadnie Pomonę Sprout, proponując zgłębienie tajników porastającej ruiny Azkabanu flory. Sporo kwestii zapisywał sobie w pamięci, choć tego wyjątkowo chłodnego, lutowego popołudnia szedł przez Oazę z głową pełną myśli o sobie. O tym, jakie błędy popełnił – i co osiągnął. Nogi same poniosły go w stronę Ołtarza światła, monumentalnego kamienia pokrytego tajemniczymi inskrypcjami, przyciągającymi jego uwagę w mniejszym stopniu niż blask lampionu. Światło dawało nadzieję, syciło wygłodniałe, paniczne myśli o przyszłości, pozwalało odetchnąć głębiej, nie dziwiła go więc obecność w tym miejscu jednego z Gwardzistów. Już z oddali zobaczył intensywnie czerwony sweter, rzucający się w oczy pomimo przytulnej mgły; wręcz wybuchający na tle egzotycznej zieleni czarodziejskiej przestrzeni, porastającej nowym życiem grobowiec przerażającego więzienia.
- Nie siedź na ziemi, bo wilka dostaniesz – powitał Selwyna w swoim surowym, troskliwym stylu, przystając nieopodal rozłożonego na wilgotnej trawie chłopaka. Przesunął wzrokiem po czarodzieju, szybko jednak koncentrując spojrzenie na stojącym pośrodku polany rozświetlonym głazie. Plecami wsparł się o szorstką korę jednego z drzew; nie zamierzał moczyć sobie spodni ani się przeziębiać. Prawa młodości już go nie dotyczyły. Sięgnął do kieszeni mugolskich spodni po paczkę papierosów – zamachał nią przed Alexandrem w geście poczęstunku. – Robisz tu piknik czy będziesz pisał wiersze? – zagadnął szczerze zainteresowany motywacjami uzdrowiciela. Nie wyglądał najlepiej, lecz to stawało się stałym epitetem opisującym prezencję Gwardzistów. Czas przywyknąć do podkrążonych oczu, bruzd przy wargach i wilgotnego, lekko nieobecnego spojrzenia, które zawsze było utkwione choć połowicznie w tym drugim świecie, odbijającym się w tafli krwi wypełniającej naczynie poświęcenia.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ołtarz światła [odnośnik]16.08.19 9:33
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 56
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ołtarz światła [odnośnik]02.09.19 0:55
Teoretycznie nie było w tym nic trudnego. Praktycznie zaś istniała cała gama różnych przeszkód, które wciąż powstrzymywały go przed osiągnięciem sukcesu. Mógłby powtarzać schematy niezliczone ilości razy, lecz wciąż praktyka pozostawała całkowicie odrębnym od tego tematem. Z zamyślenia wyrwał Alexandra przytłumiony odgłos kroków: w pierwszym odruchu prawa ręka młodzieńca drgnęła w poszukiwaniu różdżki, jednak zaraz zarówno świadomość miejsca, w którym się znajdował, jak i znajoma sylwetka sprawiły, że rozluźnił się, zapominając na moment o obronnych zamiarach.
- Nie pogardziłbym, wilki budzą więcej strachu niż przy stróżujące. Ale nie obiecuj czegoś, czego nie dotrzymasz - odparł Farley, uśmiechając się do Benjamina. Przecząco pokręcił jednak głową na zaoferowane papierosy - ostatnio jakoś nie po drodze mu było do tytoniowego zapachu przyklejonego do gardła i skóry. - Po trochu z obu, zaryzykuję stwierdzenie, chyba że masz jakiś lepszy pomysł na spędzenie reszty tego jakże urokliwego dnia - odparł z lekka zadziornie, po czym oderwał spojrzenie od Benjamina, przeskakując nim po ołtarzu na środku polany. Uniósł do ust piersiówkę, a smak ślazu rozlał się po jego języku. Zdążył już przywyknąć do ziołowego aromatu mieszanki antydepresyjnej, lecz wciąż nie potrafił powstrzymać się przed lekkim zmarszczeniem nosa nad intensywnością tego smaku. - Poczęstował bym cię, ale nie jest to raczej nic, co chciałbyś wypić, zaufaj mi - westchnął, obracając metalowy przedmiot w dłoniach i zasępiając się z lekka. - Będziemy musieli zorganizować kolejną partię eliksirów leczniczych, zapotrzebowanie jest większe, niż przypuszczałem - mruknął młody uzdrowiciel, pocierając kark w zamyśleniu. Nie składało się to wszystko zbyt dobrze, zwłaszcza, że ich zapasy ingrediencji ostatnio znacząco się uszczupliły. Dostawcy tłumaczyli się niby nieurodzajem i wyniszczeniem łowisk po anomaliach, lecz Alexandrowi cała ta sprawa zaczynała powoli śmierdzieć. Skrzywił się, palcami odnajdując źdźbło trawy i wyrywając je jednym sprawnym ruchem. Obracał je w palcach, czując jak rosa chłodzi mu opuszki palców. Zbyt dużo myśli wymagających uwagi kłębiło mu się w głowie, za wiele spraw wymagało doglądania. I jeszcze Ida...


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ołtarz światła 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ołtarz światła [odnośnik]02.09.19 14:27
Wright wytrzeszczył oczy na Alexandra, przez dłuższą chwilę zastanawiając się, co ten, do magicznych diabłów tasmańskich, miał na myśli. Do licha ciężkiego, miał do czynienia z uzdrowicielem – czy nie powinien on znać także pospolitych określeń dotyczących przeziębienia rodowych klejnotów? A może to całe szkolenie magimedyczne było o kant kociołka potłuc? Ben nie kryl swego zdezorientowanego oburzenia, załamując metaforycznie ręce nad niedoinformowaniem niedawnego szlachcica. Zapewne na dworach unikało się takich tematów jak choróbsko wywołane siedzeniem pośladkami na wilgotnej ziemi. – Chodziło mi to, że przeziębisz tyłek – oświecił Farleya wspaniałomyślnie. Młodość miała swoje prawa, także te dotyczące beztroskiej ignorancji. Rzecz jasna Ben pozostawał całkowicie odporny na jakieś przenośnie oraz sarkazm; zmęczenie oraz błoga aura oazy sprawiała, że mózg pracował na znacznie wolniejszych obrotach, a przecież i poza wyspą nie należał do pierwszej klasy myślowych mioteł wyścigowych.
- No nie wiem, pomoc przy naprawianiu dachu nad prowizoryczną lecznicą? – zaproponował w ciemno, rozumiejąc potrzebę siedzenia i myślenia, ale i tak mieli ręce pełne roboty i nie wszyscy mogli pozwolić sobie na chwilowy odpoczynek. A raczej kontynuację walki, z tym że toczonej we własnej głowie; z myślami, lękiem, wyrzutami sumienia i oparami koszmarów z nieistniejącego już Azkabanu. – Albo podszkolenie się trochę z tego i owego – dodał, oceniającym spojrzeniem przesuwając po każdym calu długiego i trochę pokracznego ciała młodzieńca. Nie wydawał się w najlepszej formie, ani umysłowej, ani tym bardziej fizycznej, lecz Wright nie zamierzał go podkopywać. Każdy sprawdzał się w innym zakresie – potrzebowali zdolnego uzdrowiciela, gotowego przynosić ulgę cierpiącym oraz ratować tych, którzy wymagali specjalistycznej pomocy, a niekoniecznie mogli udać się do Świętego Munga, pozostającego przecież od obserwacją sił skorumpowanego Ministerstwa Magii. – W ogóle jak tam w szpitalu? – spytał, posępnie zainteresowany tym, co szeptano na korytarzach wśród szelestu limonkowych kitli. Obydwoje wiedzieli, że nie pytał o to, jak radzi sobie w pracy: wierzył w niego, pomimo spoglądania na niego z góry. Dosłownie, stał przecież nad nim, unosząc brwi na widok dziecięcego wręcz krzywienia się nad smakiem tajemniczego płynu. – Co to jest? Sfermentowana macmillanówka? – spytał z westchnieniem, rzewnie wspominając nieudany eksperyment alkoholowy Anthony’ego sprzed kilku dobrych lat.
Wright zaciągnął się głębiej papierosem i powoli wypuścił z płuc dym, wpatrując się w nierówne kółka, unoszące się leniwie w wilgotnym, wręcz egzotycznym powietrzu. – Czego ci trzeba? Porozmawiaj z Charlene i innymi; możesz też dać mi listę potrzebnych ingrediencji, mogę rozesłać wici po zaufanych smokologach – zaoferował, świadom, że światek smoczych opiekunów ma dostęp do wielu zwierzęcych ingrediencji; dzięki tym znajomościom mógł dostarczyć Selwynowi i alchemikom substancje trudne do zdobycia w ich politycznej sytuacji.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ołtarz światła [odnośnik]03.09.19 19:18
Alexander podniósł spojrzenie na Benjamina, a wraz z nim do góry powędrowała również i jedna z brwi młodzieńca. Czyżby Benjamin nie był w formie nawet na tak błahe żarty? Farley westchnął tylko, czując jak ziołowy posmak eliksiru prześlizguje się po jego wnętrznościach wraz z powietrzem.
- Wiem, Ben. Próbowałem zażartować - wymamrotał w odpowiedzi, ponownie przystawiając piersiówkę do ust i pociągając z niej kolejny łyk. Jeszcze tylko odrobina i opróżni ją do końca - nie było mu to jednak dane, bo kolejne słowa Benjamina wprawiły uzdrowiciela w lekkie zdumienie. - Znów przecieka? - zapytał zaskoczony. - Przecież dopiero co ją naprawialiśmy - ściągnął brwi, jednak nie było miejsca dladyskusji jeżeli mieli coś do zrobienia. Spojrzał z uwagą na Wrighta, nie opuściwszy w swoich obserwacjach badawczego wzroku, jakim obdarzał go Gwardzista. - Jak przecieka to chodźmy tam zaraz, odwlekę w czasie moment mojej sromotnej porażki - jeżeli dobrze rozumiem, że zaproponowałeś sparing, rzecz jasna - Alex uściślił prędko, dochodząc do wniosku, że do Bena trzeba dziś mówić wyjątkowo jasno i dobitnie. Wright raczej wolał bezpośrednie uderzanie prosto z mostu, toteż nie było sensu silić się na jakieś wyszukane aluzje i kwieciste zdania. Pytanie, które padło następne wzbudziło w Alexandrze mieszane uczucia. Młodzieniec zmarszczył czoło, widocznie dokonując selekcji informacji.
- Nie najlepiej - skwitował w końcu. - Konserwy zaczynają się panoszyć, coraz więcej magomedyków odmawia przyjmowania pacjentów ze względu na status krwi - powiedział, nie przepuszczając okazji do użycia określenia, którym kiedyś uraczył go stojący obok Gwardzista. - Chodzą plotki, że Lowe może zacząć zwalniać uzdrowicieli z tego samego powodu, dla którego dokonuje się selekcji pacjentów. Wydaje mi się jednak, że ze względu na braki kadrowe nie może pozwolić sobie na ten luksus - powiedział Alexander, po czym rozprostował ramiona i siłą rozpędu poderwał się z ziemi na równe nogi. Złapał równowagę i pobieżnie otrzepał materiał spodni, po czym pochwycił w rękę różdżkę i z wolna ruszył w kierunku lecznicy. Znów sięgnął ku piersiówce, a kiedy Wright zadał mu pytanie o jej zawartość to młodszy z czarodziejów nie widział jakiegokolwiek powodu, dla którego miałby albo mógłby skłamać. - Leki. Od listopada próbuję postawić się na nogi. Po Azkabanie miałem lekki regres, ale wydaje mi się, że jestem już na prostej - wyjaśnił pokrótce i ze zmarszczonym z lekka nosem opróżnił w końcu naczynie i wepchnął je do tylnej kieszeni spodni. Układał sobie wszystko w głowie po kolei, lecz praca nad samym sobą nie była czymś możliwym do zrealizowania za pstryknięciem palców. Był w tej niewygodnej pozycji, kiedy z braku zaufanych osób musiał sam podjąć się swojego leczenia - na całe szczęście miał do dyspozycji pomoc Archibalda, jednak on, pomimo wielu lat praktyki w szpitalu, nadal nie mógł równać się z wyszkolonym magipsychiatrą. Eliksiry były kolejnym wsparciem, jako że Farley większość roboty musiał zrobić przecież sam. Czuł jednak, jak mieszanka na niego działa: jego krok stawał się bardziej dziarski, a on odzyskiwał swój dawny blask w oczach. Miał chęć i siłę robić rzeczy, a wstawanie z łóżka przestało przypominać zwlekanie się z posłania kogoś, komu pozostało udać się już tylko na śmierć. W tym stanie łatwiej było mu odnajdywać rzeczy, które to uczucie utrzymywały i wzmagały: substytuty dla medykamentów, a także własne mechanizmy radzenia sobie z dźwiganym na barkach ciężarem.
Zaraz zmienił jednak temat, wracając do poruszonego tematu eliksirów.
- Tak. To znaczy, tak, napiszę do Charlene i innych zainteresowanych jeszcze dzisiaj, oraz tak, przydałaby nam się smocza wątroba - powiedział, oddalając się na chwilę do świata fiolek i recept. - Ogniste nasiona i kora drzewa wiggen też ostatnio zaczęły znikać. Albo raczej przestały przychodzić, jednak to spróbuję załatwić już przez Pomonę, może zna jakieś inne źródła niż te, z których do tej pory korzystaliśmy - powiedział akurat wtedy, kiedy dotarli do lecznicy. Farley obszedł ją dookoła, wspinając się przy okazji na dość wysoką skrzynię - tak przeprowadzone oględziny okazały się jednak bezowocne. - Nie widzę nic z zewnątrz. Wejdę do środka, a ty polejesz szczyt Balneo? W ten sposób szybciej namierzymy dziurę - powiedział, po czym zniknął w środku chatynki.
Naprawa nie zajęła zbyt wiele czasu i nim się spostrzegł wracali już na polanę. Alexander zatopił się na moment w monologu o tym, jak będą musieli z pozostałymi magomedykami zagęścić ilość zmian uzdrowicielskich w Oazie, zwłaszcza ze względu na to, że zbliżała się wiosna, a kilka z kobiet przebywających w azylu zbliżało się do rozwiązania. Zamilkł jednak po chwili, ponieważ jego myśli odbiły na zupełnie inny tor, chwilę ciszy przerywanej trzaskiem łamanych pod butami gałązek poświęcając na powrócenie myślami do twarzy pewnej drobnej, aspirującej pani medyk. Wciąż nie potrafił zdecydować się, co powinien myśleć o ich znajomości, która ostatnimi czasy zaczęła objawiać przed nim swoje drugie oblicze.
- Ben, powiedz mi - zaczął nagle, a ton jego głosu wskazywał na to, że poruszana kwestia niezwykle go trapi. - Jako gwiazda quidditcha miałeś doświadczenie z... kobietami, które żywiły do ciebie uczucia. Głębsze lub mniej, jednak to nie jest specjalnie ważne - dodał prędko, nie zostawiając jednak Benjaminowi dość czasu na to, aby coś wtrącił. - To nad czym się zastanawiam to to, czy jest jakiś sprawdzony i nieszkodliwy sposób na to, żeby - czysto hipotetycznie oczywiście - przekazać takiej kobiecie, że nie jest się dla niej dobrym wyborem? - zapytał w końcu, wcisnąwszy dłonie w kieszenie i wlepiając spojrzenie szarobłękitnych oczu w czubki swoich butów. Alex widział, jak na mokrej od rosy skórze gra światło bijące od lampionu, coraz bardziej intensywne z każdą chwilą, jak podchodzili bliżej ołtarza. Myślał o tym już od dawna, w dalszym ciągu nie uznając się za kogoś wystarczająco dobrego dla Idy. Bał się cokolwiek robić, jednak wciąż zdarzały się chwile, kiedy po prostu nie potrafi) zachować się inaczej niż do tej pory. Ciężko było mu nie odwzajemniać jej promiennych uśmiechów, unikać na przerwach albo odmawiać poświęcenia chwili czasu, kiedy oboje akurat nie byli w pracy. Starał się utrzymywać to wszystko na neutralnym i przyzwoitym gruncie, lecz jednocześnie wiedział, że tak po prostu boi się tego, co mogło by stać się dalej. Dlatego tkwił w jednym punkcie, zmuszając ich oboje do kręcenia się w miejscu, do pozostawania w błędnym kole wątpliwości i nadziei, które na zmianę usilnie starał się ignorować.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ołtarz światła 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ołtarz światła [odnośnik]07.09.19 19:59
Wright westchnął ciężko i pokręcił głową, wyrażając tym samym bez słów brak uznania dla umiejętności żartowania Alexandra. Młody musiał się jeszcze wiele nauczyć, by dogonić mistrza fachu - wykwitne, wyrafinowane i skomplikowane żarty Benjamina trafiały przecież wyłącznie do wymagającego słuchacza, łechcząc wygórowane oczekiwania. Wspaniałomyślnie nie udzielił mu nagany, płynnie przechodząc do kłopotliwych kwestii technicznych.
- Ktoś źle zamontował dwie deski. Jakiś mańkut chyba, przybił je zupełnie bez sensu - odparł z powagą, tak, jakby sam był specjalistą w fachu remontowym. Tak naprawdę liznął jedynie podstaw dzięki naukom ojca w dzieciństwie, o jakich przypominał sobie w trakcie przywracania świetności starej chacie, zaadaptowanej na przepiękny dom. Wymagający wielu dodatkowych prac, lecz przynajmniej zdołał przypomnieć sobie, do czego służy młotek i jak po mugolsku wzmocnić proste elementy konstrukcji. - Moglibyśmy tam rzucić Caleum, ale jednak solidna budowla, wzmocniona magią, to lepsze schronienie dla chorych niż sama mgiełka czaru, co nie? - stwierdził, zakasując rękawy koszuli. Skinął głową, cieszyło go zaangażowanie Alexandra: nie trzeba było go męczyć, prosić ani grozić, sam rwał się do pracy i pomocy, co naprawdę Wrighta cieszyło. Przywykł do stereotypu zadufanego w sobie uzdrowiciela, gardzącego prymitywną, fizyczną robotą - na szczęście młody lord, do niedawna bawiący się na salonach wraz z szumowinami, łamał ten schemat.
Ruszył za blondynem w stronę lecznicy, zaciągając się papierosem tym głębiej, im dłużej Alexander opowiadał o sytuacji w Świętym Mungu. Jaimie zaklął szpetnie pod nosem; pieprzony Lowe, miał o nim lepsze mniemanie, ale najwidoczniej oślizgłe macki skorumpowanego Ministerstwa Magii sięgały głębiej niż mu się wcześniej wydawało. - A ciebie jak tam traktują? - spytał, gdy zmierzali już po wilgotnej trawie w kierunku głównej części Oazy. - No wiesz, twoja rodzinka pewnie szarpie za sznurki, żeby cię stamtąd wykurzyć - podzielił się oczywistym spostrzeżeniem, zastanawiając się nad żywotem Farleya poczciwego, skazanego na tkwienie między ordynatorskim młotem a nestorskim kowadłem. - Takich zdroworozsądkowych uzdrowicieli jest mam nadzieję więcej? W sensie wiesz, takich, co się nie uginają pod tymi decyzjami...którzy chcą po prostu leczyć i pomagać? - dopytał po chwili marszu, kiedy ich oczom ukazał się nieco zapadnięty daszek lecznicy. Zmarszczył brwi i zaczął przyglądać się konstrukcji, by ocenić, co można byłoby w niej naprawić. - Leki? Jakie leki? Na tego wilka? - spytał trochę nieprzytomnie, nie odwracając się do wspinającego się na skrzynię chlopaka. Dopiero po dłuższej chwili, gdy opukał boczną ścianę nośną, zadarł głowę. - Ale żeś tam wskoczył, jak kugucharzyca w rui - skwitował z uznaniem, marszcząc brwi pod natłokiem nazw ingrediencji. - Powoli, powoli. A najlepiej, to mi to wszystko zapisz i wyślij listem. Bo pamięć mam dobrą, ale krótką - parsknął z tego oryginalnego żartu, próbując dodać ich dość ponuremu, filozoficznemu nastrojowi nieco wesołej werwy. Wkrótce skumulowanej we współpracy: Jaimie pokręcił głową, pomysł z Balneo niezbyt mu się spodobał, zaproponował jednak, że sam odnajdzie dziurę. Wspólnymi siłami w końcu udało im się wzmocnić konstrukcję, zabezpieczając wnętrze przed ulewnymi deszczami, często pojawiającymi się w tym przedziwnym, magicznym miejscu bez zapowiedzi lub nawet najmniejszej chmury.
Fizyczna praca poprawiła nieco humor Benjamina, wprowadzając go w nastrój bardzo rzeczowy; wytarł dłonie o przód spódni, odpalając kolejnego papierosa, by później, podczas spaceru, prawie zniknąć w tytoniowym dymie. Dymie, którym prawie się zakrztusił, gdy Alexander poruszył niecodzienny temat. Ben aż się zatrzymał, kaszląc gruźliczo; w końcu jednak pozbył się dymu z płuc, nieco załzawionymi oczami wpatrując się w Farleya. - Yyy - rozpoczął w swoim stylu, przyglądając się chłopakowi dość badawczo. Czyżby to pytanie było podpuchą? Może Hannah go do tego skłoniła, by przyłapano go na kłamstwie przed innym Gwardzistą? Panika na moment podpłynęła mu do gardła, ale przełknął ją, starająć się przybrać nonszalancki wyraz twarzy. - Ale co, ta czarownica to jakaś szpetna jest, że chcesz ją spuścić na wierzbę? - spytał bezpardonowo, próbująć nadążyć za delikatną retoryką, jaką posługiwał się niedawny szlachcic. - Ja bym na twoim miejscu nie grymasił, twoje notowania spadły, więc jeśli nie ma jakiegoś garba albo zadartego nosa, to wiesz...skorzytałbym. Nie wiadomo, ile przyjdzie nam pożyć, co nie? - spytał retorycznie i pogodnie zarazem, przyglądając się jasnym oczom Alexandra bardzo wyczekująco. - Teoretycznie czy nie erotycznie, nieważne: mów, co cię trapi, a upadła gwiazda pomoże ci jak może - poklepał go po plecach. Miło było zmienić temat na lżejszy, a przy okazji podkreślić swoją heteroseksualność najlepszymi poradami dla młodego adapta sztuki podrywu. Lub łamania serc niewieścich.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ołtarz światła [odnośnik]08.09.19 20:24
Alexander skopiował lekko poważny wyraz twarzy Wrighta, podchodząc do kwestii przeciekającego dachu leczniczy niczym do pacjenta, który odwiedził progi szpitala na jego dyżurze.
- Hmm - mruknął w odpowiedzi, pocierając w zamyśleniu podbródek. Może i cała scena była lekko komiczna, jednak było to wciąż podszyte pewnego rodzaju ciepłem. Takim domowym, wprowadzającym lekką atmosferę, nie zaś przytłaczającym i sprawiającym, że powietrze lepiło się do krtani i grzęzło w piersi. - No, nie ma co bawić się w półśrodki - Farley przytaknął Wrightowi, po czym ruszyli już w kierunku wspomnianej już przeciekającej lecznicy. Przy naprawianiu Kurnika podpatrywał Bertiego, kiedy ten machał młotkiem, a później sam starał się powtarzać to, co robił cukiernik. Skończyło się paroma stłuczonymi palcami, ale na całe szczęście zawód Alexandra pozwalał wynosić pracę do domu, więc po kilku chwilach jedynym wspomnieniem po dorodnych siniakach pozostawało tępe pulsowanie magii w dłoniach.
Zresztą temat jego pracy przewijał się dość często w rozmowach wszelakich. Także i teraz Benjamin zagaił młodzieńca o Świętego Munga i znów Farley znalazł się w sytuacji, kiedy obowiązki wciskały mu się do... innych obowiązków. Westchnął jednak ciężko na wspomnienie swojej rodziny, zerkając gdzieś ponad ich głowami. - Moja rodzina to dość zawiły temat. Bo widzisz - zaczął, lekko przy tym gestykulując. - Mój ojciec ma siostrę, która jest matką Archibalda. Naszego Archibalda, Prewetta - objaśnił, zerkając kontrolnie na Benjamina. - A ojciec Archibalda miał siostrę, która była moją matką - dołożył kolejną cegiełkę, wciąż sprawdzając, czy Wright nadąża z zawiłościami szlacheckich koligacji rodzinnych. - Selwynowie się mnie wyparli, lecz Archibald jako mój najbliższy kuzyn i nestor Prewettów tego nie zrobił. Prewettowie znani są zresztą z tego, że nie odcinają się od wydziedziczonych członków rodziny - tłumaczył Alexander, starając się jak najlepiej zarysować aktualną sytuację. - Morgana niezbyt może mi coś zrobić, a na pewno nie oficjalnie, bo ani nie wypada jej się mną interesować, ani na pewno nie ma na to ochoty po tym, jak podobno spaliła mój portret przed wejściem do pałacu - wzruszył ramionami, robiąc krótką przerwę. - Także ogólnie rzecz ujmując jeszcze nie odczułem na sobie za bardzo ich wpływu, między innymi dlatego, że Archibald wciąż trzyma moje plecy w szpitalu - powiedział, pod koniec zdania robiąc odrobinę dziwną minę. Czuł się nie do końca komfortowo z tym, że w tak dużej mierze zmuszony był polegać na kuzynie, który notabene był również wykonawcą ostatniej woli Alexandra w przypadku - zapewne tragicznej - śmierci Farleya. - Ciężko stwierdzić, ilu jest nas jeszcze w Mungu. Tych zdroworozsądkowych, znaczy się. Takie rzeczy robione i mówione są półoficjalnie, oglądane zaś są tylko przez palce i z jednym okiem zamkniętym - chłopak skrzywił się, wyrażając w ten sposób dezaprobatę dla tego, jak wszystko w uzdrowicielskim półświatku wyglądało. - To trochę jak na salonach, taka gra. Na szczęście mam doświadczenie, a po ulicach nie włóczę się z własną twarzą - zaśmiał się, jednak zaraz dotarli do lecznicy i zaaferowali się usterką. Na szczęście Wright był na tyle rozkojarzony, że Alexander całkiem zgrabnie mógł ominąć niewygodny dla niego temat leków. Wyszczerzył się tylko do opiekuna smoków z dachu, gdzie bezskutecznie próbował znaleźć dziurę. - Jasne, spiszę i ci wyślę - powiedział w połowie skupiony, jeszcze nie dając za wygraną z tym przeciekiem, lecz zaraz musiał zmienić taktykę. We dwójkę działali całkiem sprawnie, a ich szczątkowe umiejętności w dziedzinie majsterkowania w połączeniu z odrobiną kombinowania przyniosły oczekiwany skutek. Już po chwili obaj mężczyźni wracali wydeptaną przed chwilą ścieżką. Farley cenił sobie prostolinijność Benjamina, chociaż czasem irytował się na wyższego rangą Gwardzistę ze względu na... ciężko było mu to tak właściwie nazwać, ale potrafili z Wrightem mówić o tym samym, a wyciągnąć trzy inne wnioski. Pewnie wynikało to z różnic w doświadczeniach, ale na szczęście częściej niż nieporozumienia gościła u nich zgoda.
Alexander szedł z dłońmi wbitymi w kieszenie, częściej obserwując trawę niż Bena, albo chociaż pozostałe elementy swojego otoczenia. Dziwnie było mu otwierać się tak przed Wrightem i pytać go o radę, jednak ze względu na braki w ojcowskiej roli chłopak poszukiwał substytutów, a Benjamin... po prostu był kimś, u kogo Alexander czuł, że może znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania. Spojrzał się jednak na brodatego czarodzieja prawie że z oburzeniem, szybko protestując na wysnuty przez niego wniosek.
- Nie! To znaczy, nie - szybko uspokoił z lekka uniesiony głos, dopiero zaczynając zdawać sobie sprawę z tego, że zachowywał się niezwykle zaborczo względem Idy. - Jest piękna - powiedział ciszej, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Czuł jednak na sobie spojrzenie Benjamina, toteż w końcu podniósł na niego zagubione, jasne ślepia. - Nie chcę skorzystać. Ale nie chcę też stać jak ten baran i dopuścić, żeby... ech - westchnął, odchylając głowę do tyłu i drepcząc lekko w miejscu. Walczył ze samym sobą, ale zatrzymał się zaraz i spojrzał poważnie na Bena. - Nie wiadomo ile pożyjemy. Hereward też nie wiedział, a teraz Eileen... - głos ugrzązł mu w gardle, toteż chłopak zamilkł, przypatrując się Wrightowi niezwykle przenikliwie. - Sytuację komplikuje fakt, że to siostra Randalla, a jak wiesz, po naszej ostatniej wspólnej misji Lupin chyba uważa mnie za pozbawionego serca potwora. Nie chcę jej skrzywdzić, Ben, a jeżeli już miałbym to wolałbym, żeby szkody były jak najmniejsze - powiedział poważnie z opuszczonymi ramionami i smętnym spojrzeniem. Miał wrażenie, że znalazł się między młotem a kowadłem. - Zdecydowanie coś do niej czuję, ale nie jestem pewien, czy w naszych czasach i w naszym położeniu jest jeszcze miejsce na podejmowanie prób normalnego życia - powiedział powoli, z rozwagą i niespotykanym wręcz opanowaniem. Wewnątrz jednak czuł, jak coś w nim pomału pęka - i ro wcale nie od klepnięć, które wielka dłoń podarowywała jego plecom.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ołtarz światła 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ołtarz światła [odnośnik]10.09.19 12:45
Wright zerkał na Alexandra dość uważnie, zastanawiając się, kiedy następny teatralny gest strąci go z daszku prosto na (na szczęście dla jego układu kostnego oraz wrażliwej, arystokratycznej skóry) wilgotną ziemię. O dziwo, obrazowe przekazywanie zróżnicowania drzewa genealogicznego, wrastającego głęboko w toksyczną tkankę arystokracji, nie zakończyło się ani skręceniem karku ani nawet złamaniem ręki. Zapewne skupienie na podniebnych niemalże akrobacjach Farleya nieco zmniejszyło możliwości rozumienia zagwozdek pochodzenia. – Czekaj, czekaj. Twoja siostra to matka Archiego? – spytał, zdezorientowany, próbując jakoś umiejscowić więzy krwi Prewetta i Selwyna na tym pokręconym obrazku. – Ale to chyba starsza siostra, co nie? – zaniepokoił się odrobinę, bo nawet podstawowa matematyka sugerowała, że gdyby chodziło o jakąś młodszą latorośl, to pojawienie się na świecie lorda Archibalda przeczyłoby znanym prawom magicznej biologii. – Nie jesteście do siebie podobni ani trochę – dodał w zadumie, przybijając ostatnią deszczułkę. Czy to kwestia wieku? Czy za kilka lat Alex również zrudzieje? Nie, to niemożliwe – żaden z nich nie dożyje przecież spokojnego wieku średniego. – Dziwnie, że macie babeczkę nestora, co nie? Uciekłeś stamtąd w ostatnim momencie przed rządami wiedźmy – zarechotał pod nosem, tak naprawdę nie mając żadnych powodów, by nie chcieć czarownic u władzy. Lata wychowania oraz społecznego ukształtowania poglądów stawiały jednak srogi opór przed powitaniem takich zmian owacją na stojąco. – Ach, te kobiety. Niby o tobie nie myśli, a pali twoje zdjęcia? Sama? – zdziwił się; nie wyobrażał sobie, by wielka dama dokonywała takich zniszczeń własnoręcznie, jak jakaś praczka czy inna służąca, babrząca się w popiele i wykrzykująca wyzwiska. Kto jednak nadąży za szalonymi czarownicami; nie miał zielonego pojęcia. Na pewno nie ich dwójka, lepiej sprawdzająca się jako nieudolna ekipa remontowa niż filozofowie płci. Pokiwał jednak głową: tak, dobrze mieć przyjaciela nestora. Zyskiwali na tym wszyscy Zakonnicy, renoma Prewetta chroniła ich, sięgając na razie wystarczająco daleko, by pomagać w drobnych sprawach w Świętym Mungu.
- Może masz w pracy na oku kogoś, kto mógłby do nas dołączyć? Zaufaną osobę z potencjałem do czynienia dobra? – spytał powoli, wszak wśród tych salonowych gierek pomiędzy łóżkami pacjentów na pewno musiał znaleźć się ktoś z sercem po właściwej stronie. Potrzebowali uzdrowicieli jak nigdy wcześniej, a podejrzewał, że ich pomoc stanie się wręcz niezbędna wraz z postępem nierównej wojny. Wolał nie zapuszczać się w te mroczne rejony krwawej przyszłości, oddychając głęboko wilgotnym, ciepłym powietrzem Oazy, zdającej napełniać go także nadzieją. Na to, że świat wkrótce wróci do normy, a ich poświęcenie – i ofiara z tylu niewinnych, zdolnych ludzi – nie pójdzie na marne.
Na razie więc odpoczywał, zbierał siły przed kolejnym starciem, a wysiłek fizyczny przy naprawie dachu niósł ze sobą przyjemne zmęczenie. Westchnął, zerkając z ukosa na zaprzeczającego dramatycznie Alexandra. – Trochę cię nie rozumiem, brachu – skłamał niezbyt gładko, bo tak naprawdę nie pojmował go zupełnie. Podchody Farleya wydawały mu się przepełnione szczenięcym dramatyzmem, zupełnie zbędnym w takiej sytuacji. Młodzieńcze lata miały jednak prawo do przesady, dlatego powstrzymał się od wywrócenia oczami. – Jak chcesz tak wzdychać, to napisz o tym wiersz, a potem przejdź do konkretów – poradził zdroworozsądkowo, przystając na środku polany i spoglądając ze spokojem na zmieszanego Alexandra, widocznie zagubionego w labiryncie swych skomplikowanych emocji. – No oczywiście, że nie możesz obiecać jej ślubu i dzieci. Ale chyba jest tego świadoma – zaczął powoli, starając się odczytać coś więcej z dylematów Farleya. – Po prostu z nią porozmawiaj, to nie takie trudne. Powiedz, jak się sprawy mają. No i jak chce być z tobą bez pewności, że dożyjesz jutra, to powodzenia. Jeśli nie – to czeka cię droga kawalera, ale to nie takie złe – kontynuował, marszcząc brwi. Szczerość była według niego podstawą każdej relacji. – A babę zranisz prędzej czy później czymkolwiek. Zapomnisz o imieninach albo coś i już będzie płacz, więc tym się nie przejmuj. One tak mają po prostu – podzielił się z nim tą prostą mądrością. Tak czy siak miał skrzywdzić tamtą siostrzyczkę Randalla: i nijak nie mógł temu zapobiec. Nieuchronność rozpaczy wydawała się nawet odrobinę łaskawa, pozbawiając wyrzutów sumienia. Przynajmniej w teorii; Ben ukrywał za bezpośrednimi, grubiańskimi wręcz radami własną wrażliwość, której nie dawał dojść do głosu – Percival był dla niego ważny, lecz pozostawał świadomy ryzyka, które obydwaj podjęli. Nie martwił się o zwodzenie go czy dawanie fałszywych nadziei – obydwaj pozbawili się ich już dawno, postanawiając jednak wykorzystać teraźniejszość do ostatniej niepewnej sekundy.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ołtarz światła [odnośnik]27.09.19 16:53
Alexander musiał włożyć w swoje poczynania bardzo wiele namysłu, kiedy wciąż na daszku lecznicy musiał stawić czoła nie tylko grawitacji, ale również wrightowym interpretacjom drzewa genealogicznego byłego szlachcica.
- Nie, Ben, moja ciotka to matka Archibalda - powiedział, powstrzymując się przed westchnięciem oraz przyłożeniem dłoni do skroni: takie akrobacje bowiem na pewno skończyłyby się niemiłym spotkaniem z glebą. No, chyba że Ben pochwyciłby go w ramiona niczym księżniczkę - tudzież książątko - spadające z wieży. - Wdałem się bardziej w rodzinę ojca. Ale moja siostra już mogłaby zostać uznana za Prewetta, jest ruda jak wiewiórka. Zresztą, znacie się, więc sam wiesz - Alexander rzucił jeszcze przez ramię, nawiązując do czasu, kiedy Lotta mieszkała jeszcze na Nokturnie. Zaraz zlazł z daszku, uświadamiając sobie, że Ben chyba jednak nie wie. Spojrzał więc na Wrighta z lekko ściągniętymi brwiami - nie, chyba Benowi o tym nie mówił; a powinien i był wręcz pewien, że o tym wspominał. Równie dobrze mogło się to też byłemu arystokracie przyśnić. - Albo i nie wiesz - powiedział powoli, otrzepując o siebie dłonie. - Pół roku temu dowiedziałem się, że mam młodszą siostrę, która została wydziedziczona jeszcze przed swoimi narodzinami. Przepowiednia, czy coś w tym stylu - Farley machnął ręką, a sama jego mina świadczyła o tym, że pogardza tą sprawą dogłębnie i nie chce strzępić na jej wyjaśnianie języka. - Nawet jeżeli byłbym w stanie znieść Morganę tak w takim syfie nie chciałbym się dłużej topić, powinienem starej szantrapie chyba wysłać jakąś kartkę z wyrazami wdzięczności, że pozbawiła mnie nazwiska - Alex uśmiechnął się lekko, szczerze rozbawiony tą wizją. Zaraz jednak kontynuował swoją wypowiedź, przeskakując między wątkami do sedna. - Niedawno siostra przyznała mi, że mieszkała w twojej kawalerce na Nokturnie. Charlotte Moore - Farley rzucił nazwisko, licząc na to, że rozjaśni ono trochę sytuację. - Winny ci jestem za to podziękowania - oznajmił, wyciągając w kierunku Benjamina swoją prawicę. Młodzieniec wzrok miał poważny i chociaż jego słowa mogły wydawać się nieprawdopodobne tak cała jego postawa wskazywała na to, że mówi prawdę.
Zresztą, Alexander na ogół tyle samo co kłamał, był również szczery. Gwardia natomiast zaliczała się do takiego kręgu w jego życiu, gdzie nie przechodziły jakiekolwiek półprawdy, dlatego na słowa o Morganie prychnął i przewrócił oczami. - Gdyby nie jej poglądy to nie miałbym nic przeciwko kobiecie w roli nestora. Naszym protoplastą jest Wendelina Dziwaczna, Selwynówy nie są urodzone do tego, aby pozostawać potulnymi żonami swoich mężów. One są ogniem, dzikim żywiołem trudnym do okiełznania - powiedział, w myślach wracając do wszystkich swoich kuzynek, a w szczególności Lucindy, która pomimo staropanieństwa i choroby zajmowała się sztuką łamania klątw, oraz tragicznie zmarłej Elizabeth, która do ostatniej chwili wypełniała swoją aurorską powinność, życie oddając na służbie.
Alexander nie taił prawdy również wtedy, gdy Benjamin zapytał młodego uzdrowiciela o potencjalnych nowych Zakonników. Farley potwierdził mu kiwnięciem głowy, nie podał jednak żadnych nazwisk, kwitując sprawę krótkim: - Mam kogoś na oku, ale potrzebuję jeszcze chwili.
Myślał o tym równie długo, jak o swoich sercowych rozterkach, bowiem dotyczyło to jednej i tej samej osoby. Ida Lupin była inteligentną czarownicą o sercu po właściwej stronie i zdolnościach w dziedzinie magii leczniczej, co tylko przyprawiał Alexandra o dodatkowy ból głowy. Jeżeli bowiem miał zdecydować się na to, aby spróbować stworzyć z nią... coś przypominającego w miarę normalne życie to oznaczało to wciągnięcie jej w sam środek trwającego konfliktu. Farley wiedział, że tak wręcz należało zrobić, wciąż jednak zwlekał z podjęciem kroków, licząc na magiczne zesłanie mu rozwiązania idealnego. Takie jednak nie istniało, co tylko prowadziło do jednej konkluzji:
- Wiesz Ben, mam wrażenie, że ja sam siebie momentami nie rozumiem - mruknął i wbijając ręce głębiej w kieszenie spodni z irytacją kopnął kamyk, który akurat nawinął mu się pod but. Podniósł jednak wzrok na Benjamina, z uwagą słuchając tego, co smokolog ma mu do powiedzenia. Farley zamilknął na dłuższy moment, w końcu wzdychając ciężko i unosząc oczy ku ciemniejącemu niebu. - Rozmowa z nią jest nieunikniona i wiem, że skończy naszą aktualną sielankę. I właśnie najgorsze jest w tym to Ben, że ona jeszcze nie wie, że nie mogę dać jej tego, czego by chciała. Mężczyzna powinien dawać kobiecie poczucie bezpieczeństwa, kiedy ja sprowadzam tylko kłopoty i zagrożenie. Niczym czarny kot przebiegający drogę albo klątwa - skwitował, decydując się na to, że nie musiał raczej Benjaminowi przypominać ile razy zakonne przygody kończył albo w więzieniu, albo na skraju śmierci. - Ale masz rację, muszę to w końcu zrobić i chyba to do niej należy decyzja czy pisze się na taki wątpliwej jakości pakiet łączony - uśmiechnął się smutno, po czym klepiąc Wrighta w ramię dorzucił jeszcze w iście benowy sposób: - Dzięki, brachu.
Alexander odszedł paręnaście kroków dalej, po czym coś przyszło mu do głowy. - Powiedz mi, ja się przesłyszałem czy oferowałeś się z jakimś sparingiem? - młodzieniec rzucił w eter, a w jego dłoni dosłownie nie wiadomo skąd pojawiła się różdżka. - Słyszałem, że nic nie pomaga na rozterki sercowe tak, jak porządny łomot - odwrócił się z psotnym błyskiem w oku, a na jego ustach Benjamin mógł ujrzeć ten charakterystyczny dla Alexandra uśmiech, który młodzik przywdziewał za każdym razem, kiedy coś kombinował. Zaraz też Farley uniósł różdżkę, wymierzając w wielkoluda pierwsze zaklęcie.

| Szafka zniknięć


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ołtarz światła 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Ołtarz światła [odnośnik]29.09.19 0:07
Pojedynek ledwie się rozpoczął, zaklęcie Alexandra zakończyło się niepowodzeniem, ale wtedy nadeszła kolej Benjamina. Machnął wprawnie różdżką, która wyczarowała, zgodnie z zamierzeniem, potężny wiatr. Niestety nieco zbyt potężny. Wiatr rozhulał się w najlepsze, zdecydowanie silniejszy niż Wright mógł przypuszczać, że zdoła wyczarować. I o wiele za potężnym, by zdołał go kontrolować. Przy ołtarzu światła rozszalała się prawdziwa wichura, która z powodzeniem mogłaby łamać silne drzewa trzciną ledwo kołysząc, i która w związku z tym porwała najpierw lżejszego Alexandra, by następnie powalić cięższego Benjamina. Uderzenie o ziemię wyrwało obu mężczyznom z ich dłoni różdżki, które potoczyły się po ziemi. Utrzymanie się na nogach wymagało nie lada wprawy. To jednak nie był koniec kłopotów Gwardzistów. Jak w zwolnionym tempie mogli zobaczyć, że ustawiony przez Harolda na ołtarzu lampion chwieje się, a potem podrywa w górę porwany przez wiatr i odlatuje w siną dal. Ani Benjamin, ani tym bardziej Alexander nie mieli dość sił, by wbrew wiatrowi przeć naprzód, próbować złapać uciekający przedmiot. Odlatywał zbyt szybko, by mogli go dogonić. Na szczęście byli czarodziejami, a nieopodal leżały ich różdżki. Utrzymanie jednak równowagi pozwalającej rzucić zaklęcie wciąż pozostawało wyzwaniem.

|Jest to ingerencja Mistrza Gry związana z wyrzuconą krytyczną porażką (w szafce zniknięć).

ST dotarcia do różdżki wynosi 50, do rzutu dodawana jest podwojona statystyka sprawności. W przypadku niepowodzenia, wiatr przewróci was i odwieje różdżkę dalej, podnosząc ST dotarcia do nich o 10. Oprócz podniesienie różdżki możecie w tym samym poście rzucić zaklęcie (nie będzie udane, jeśli podniesienie różdżki nie zakończy się sukcesem). Obie czynności wymagają osobnych rzutów kością k100.

ST każdego rzucanego zaklęcie w związku z trudami celowania wzrasta o 50. Wraz z oddalaniem się lampionu, w każdej turze wzrasta o kolejne 10.

Po trzech turach wiatr ustanie. Jeśli jednak w tym czasie nie zdołacie zdobyć lampionu, stracicie go z oczu i przepadnie na dobre. Niezależnie od wyniku, poinformujcie Mistrza Gry o zakończeniu wątku - poprzez zdobycie lampionu lub jego ucieczkę. Wówczas pojawi się post oceniający wasze działania i podsumowujący los uciekającego lampionu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ołtarz światła [odnośnik]29.09.19 11:07
Informacja o pochodzeniu Charlotte przyćmiła wcześniejsze genealogiczne komplikacje - szczęka Benjamina opadła i wpatrywał się w Alexandra z niezbyt mądrym wyrazem twarzy. - Co? Dlaczego ją wydziedziczyli? Taką małą dziewczynkę? - wychrypiał, nie mogąc wyjść z szoku. To nie mieściło mu się w głowie, wykraczało poza granice nawet najbardziej śmiałego rozumowania. Uważa Selwynów za jeden z mądrzejszych szlacheckich rodów, ale najwidoczniej srodze się pomylił. Przez potężne ciało brodacza przeszedł dreszcz, nie mógł oderwać myśli od wychudzonej dziewczynki z głową otoczoną aureolą nieuczesanych włosów. Biedne, zagubione dziecko, muszące radzić sobie na Śmiertelnym Nokturnie. - Kurwa, to pojebane. Co na to jej matka? Jak to mogło w ogóle się stać? - wymamrotał, zdezorientowany i przejęty. Czym innym było okrucieństwo systemu, ba, nawet okrucieństwo Rycerzy Walpurgii, a czym innym tortury zadawane przez własną rodzinę. Podobnie emocjonalnie reagował na przejścia Percivala z szalonym ojcem. Krew się w nim burzyła, uniemożliwiając sensowną rozmowę albo przyjęcie z godnością podziękowań. Nie zrobił dla niej wystarczająco wiele, pozwolił jej gnić w zapchlonej kawalerce, zamiast wyciągnąć ją za fraki z tego bagna. Wpatrywał się w Selwyna poruszony do głębi, kręcąc tylko powoli głową na powrót do miłosnych rozważań, które nagle stały się mało istotne. Właściwie to z ulgą przyjął zmianę tematu, bał się, że zburzona objawieniem pochodzenia Lotty brama do szczerego serca nie zdoła powstrzymać kolejnych odruchów, opowiadających o tym, jak doszli z Percivalem do związkowego porozumienia. Nieujętego w słowach ani tym bardziej na piśmie; obydwoje skazali się na śmierć, więc chwytanie się choć okruchów normalności w wojennych okolicznościach wydawało się wręcz rozsądne. Z naiwną, niewinną kobietą musiało to prezentować się bardziej skomplikowanie, ale Farley na szczęście uciął dysputę, rozpoczynając widowiskowy pojedynek.
Wright czuł, że utrze mu nosa i pokaże go za to, że ten rozpoczął walkę bez ostrzeżenia, ale ledwie skończył przestrzegać go przed cwaniaczeniem, a sam padł ofiarą przesadnej arogancji. Nie wiedział, co dokładnie się stało - ważne, że wokół nich zaczął wiać potężny wiatr, zbyt silny nawet jak na udane Deprimo. - Co do... - zaczął, zszokowany wpatrując się w miniaturową trąbę powietrzną. Nie mógł zrzucić winy na anomalie, a silne podmuchy czyniły coraz więcej szkód, porywając w powietrze także różdżkę i...lampion. Lampion nadziei, światła; lampion Harolda. - ŁAPMY GO! - wrzasnął, próbując szybko dostać się do różdżki, by później unieść ją i spróbować przywołać odfruwający daleko lampion prostym accio lampion.

1) łapanie różdżki
2) accio lampion


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Ołtarz światła [odnośnik]29.09.19 11:07
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 5, 57
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ołtarz światła Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Ołtarz światła
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach