Sala odpraw
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sala odpraw
Jedna z sal konferencyjnych wchłonięta przez Biuro Aurorów i przekształcona na jego potrzeby w salę odpraw. To w tym miejscu dzienna zmiana przekazuje pałeczkę nocnej, a nad wszystkim przeważnie czuwa Głównodowodzący Biura lub ktoś przez niego do tej roli wyznaczony zapoznając wszystkich z najważniejszymi informacjami, odkryciami i rozkazami.
Po wejściu do sali od razu rzuca się w oczy jej najlepiej oświetlona ściana wypełniona ruchomymi zdjęciami najbardziej poszukiwanych w tym momencie twarzy mających przeważnie na sumieniu coś naprawdę okropnego, mapą Anglii z naniesionymi różnego rodzaju znacznikami zwracającymi każdego dnia uwagę na coś innego, notki z informacjami do zapamiętania lub też pozostawionymi po fachu podpowiedziami do spraw dla jednego agenta przez drugiego, wzory formularzy i innymi takimi. Długi konferencyjny stół stojący niegdyś wzdłuż sali przestawiony został w poprzek, tak, że stanowi linię rozdzielająca informacyjną ścianę od rzędów krzeseł ustawionych w jej głębi. Na jego blacie rozsypane są przeważnie różnego rodzaju akta spraw wydawanych podczas odpraw, to tu można również próbować szukać tych zagubionych, wyniesionych z archiwum które dziwnym sposobem same z siebie do niego nie wróciły. Z popielniczek rozstawionych tu i ówdzie przesypuje się nadmiar popiołu. Nie trudno też znaleźć stary kubek z kwitnącą kawą.
Poza czasem odpraw sala służy pracownikom do omawiania między sobą spraw wymagających większej współpracy oraz chowania się w czasie przerw przed biurowym chaosem.
Po wejściu do sali od razu rzuca się w oczy jej najlepiej oświetlona ściana wypełniona ruchomymi zdjęciami najbardziej poszukiwanych w tym momencie twarzy mających przeważnie na sumieniu coś naprawdę okropnego, mapą Anglii z naniesionymi różnego rodzaju znacznikami zwracającymi każdego dnia uwagę na coś innego, notki z informacjami do zapamiętania lub też pozostawionymi po fachu podpowiedziami do spraw dla jednego agenta przez drugiego, wzory formularzy i innymi takimi. Długi konferencyjny stół stojący niegdyś wzdłuż sali przestawiony został w poprzek, tak, że stanowi linię rozdzielająca informacyjną ścianę od rzędów krzeseł ustawionych w jej głębi. Na jego blacie rozsypane są przeważnie różnego rodzaju akta spraw wydawanych podczas odpraw, to tu można również próbować szukać tych zagubionych, wyniesionych z archiwum które dziwnym sposobem same z siebie do niego nie wróciły. Z popielniczek rozstawionych tu i ówdzie przesypuje się nadmiar popiołu. Nie trudno też znaleźć stary kubek z kwitnącą kawą.
Poza czasem odpraw sala służy pracownikom do omawiania między sobą spraw wymagających większej współpracy oraz chowania się w czasie przerw przed biurowym chaosem.
Towarzyszyło jej zrezygnowanie, nieotwarta butelka wina oraz kot wylegujący się na kanapie, którego imię kocię zakrawało o pomstę jakąkolwiek, kiedy to szczupłe palce zacisnęły się na otrzymanym liście, a głowę wypełnił chaos znaków zapytania przeistaczający się w zastanowienie, następnie zaś w obawę — wiedziała przecież, iż Rineheart nie zwykł rzucać słów na wiatr, wyolbrzymiać rzeczy błahych i jeżeli poruszał kwestię życia oraz śmierci, pytanie nie winno być czyje, lub kogo, a prędzej — jak wiele? Próbowała potrząsnąć głową w ubolewaniu nad światem, jednakże wyszło to dosyć nieskładnie, biorąc pod uwagę, iż jednocześnie zapinała guziki białej koszuli, przeklinając, że akurat tego dnia zrezygnowała z nadgodzin. Odetchnąć w chaosie, kto to widział, kretynka, prychała w myślach, poprawiając ciemną szatę, rezygnując z zaplatania niesfornej czupryny ciemnobrązowych włosów, nazbyt skupiona, by czym prędzej wydostać się z mieszkania kuzynki. Nie miała zbyt wiele, większość prywatnych rzeczy znajdowała się w domu rodzinnym Potterów, najpotrzebniejsze zaś trzymała blisko, nazbyt zaznajomiona z minimalizmem towarzyszącym licznym podróżom. Ale to nic, tłumaczyła sobie, będąc przekonaną, iż wzywa się ją od zaplecza administracyjnego, czyż organizacja nie była jej rzeczą bliską? Posiadana miotła oraz dwa kryształy wiszące na srebrnym łańcuszku musiały jej wystarczyć, nie było innego wyjścia.
Pojawiła się w departamencie z zaciśniętymi w wąską linię wargami, ze zmarszczonymi brwiami oraz narzuconym szybkim tempem, mającym doprowadzić ją czym prędzej do sali oraz poczuciem całkowitego spóźnienia, nawet jeśli nie określono dokładnie czasu spotkania. Miała pojawić się natychmiast, a to wystarczyło, by urzędnicza natura skamlała o zmarnowanych minutach, a niskie obcasy butów wzbudzały swym stukotem wyrzuty sumienia, kiedy samotnie przemierzała korytarze. Przekroczyła próg w ciszy, z czekoladowymi oczami mierzącymi zgromadzone sylwetki, z zaniepokojeniem objawiającym się li jedynie nieznacznym zaciśnięciem rąk na czarnym materiale odzienia. To nie było typowe spotkanie, nie wszyscy obecni należeli do biura aurorów i chyba właśnie to podkreśliło powagę sytuacji. Nikt nie podarował sekretarce możliwości osobistego zapytania o powód, ba, umysł nie zdążył rozwinąć swych wici tworzących scenariusze od najbardziej prawdopodobnych, po całkowicie niedorzeczne — Kieran przemówił, rysując rzeczywistość w barwach strasznych, gwałcących wszelkie prawa oraz normy dobrze znanego świata. Oczyszczony Londyn, dreszcz przeszył bladą skórę, a dłoń drgnęła, instynktownie próbując sięgnąć po różdżkę. Przekleństwa cisną się same, nie pozwala im uciec spomiędzy przygryzanych warg, wprowadzanie dodatkowej nerwowej atmosfery byłoby błędem i tylko jakiś głosik samolubny, egoistyczny szepce, że to nie do końca tak, gdy obrzuca raz jeszcze wnętrze bacznym spojrzeniem, na ledwie uderzenie serca zatrzymując je na spóźnionym Lupinie. Odruchowo przytaknęła Justine, niech Merlinowi będą wdzięczni za jej staż w magicznym pogotowiu, umiejętności bojowe nie będą jedynymi, których tej nocy będą potrzebować.
| różdżka, podstawowa miotła, dwa kryształy (szczęśliwy rzut, ochrona przed poparzeniami)
Pojawiła się w departamencie z zaciśniętymi w wąską linię wargami, ze zmarszczonymi brwiami oraz narzuconym szybkim tempem, mającym doprowadzić ją czym prędzej do sali oraz poczuciem całkowitego spóźnienia, nawet jeśli nie określono dokładnie czasu spotkania. Miała pojawić się natychmiast, a to wystarczyło, by urzędnicza natura skamlała o zmarnowanych minutach, a niskie obcasy butów wzbudzały swym stukotem wyrzuty sumienia, kiedy samotnie przemierzała korytarze. Przekroczyła próg w ciszy, z czekoladowymi oczami mierzącymi zgromadzone sylwetki, z zaniepokojeniem objawiającym się li jedynie nieznacznym zaciśnięciem rąk na czarnym materiale odzienia. To nie było typowe spotkanie, nie wszyscy obecni należeli do biura aurorów i chyba właśnie to podkreśliło powagę sytuacji. Nikt nie podarował sekretarce możliwości osobistego zapytania o powód, ba, umysł nie zdążył rozwinąć swych wici tworzących scenariusze od najbardziej prawdopodobnych, po całkowicie niedorzeczne — Kieran przemówił, rysując rzeczywistość w barwach strasznych, gwałcących wszelkie prawa oraz normy dobrze znanego świata. Oczyszczony Londyn, dreszcz przeszył bladą skórę, a dłoń drgnęła, instynktownie próbując sięgnąć po różdżkę. Przekleństwa cisną się same, nie pozwala im uciec spomiędzy przygryzanych warg, wprowadzanie dodatkowej nerwowej atmosfery byłoby błędem i tylko jakiś głosik samolubny, egoistyczny szepce, że to nie do końca tak, gdy obrzuca raz jeszcze wnętrze bacznym spojrzeniem, na ledwie uderzenie serca zatrzymując je na spóźnionym Lupinie. Odruchowo przytaknęła Justine, niech Merlinowi będą wdzięczni za jej staż w magicznym pogotowiu, umiejętności bojowe nie będą jedynymi, których tej nocy będą potrzebować.
| różdżka, podstawowa miotła, dwa kryształy (szczęśliwy rzut, ochrona przed poparzeniami)
I can still breathe,
so I'm fine
so I'm fine
Nie zabezpieczył wejścia do sali odpraw żadnym zaklęciem, zachowując w sobie resztki wiary w to, że nieobecni w końcu się zjawią. Intuicja nie zawiodła go, Jackie w końcu wpadła do środka, ale nie potrzebował żadnych wyjaśnień z jej strony. O powód spóźnienia nie spytał także panny Potter ani Lupina, posłał im tylko uważne spojrzenia, gdy zamykali za sobą drzwi, jakby chciał się upewnić, że zrobili to poprawnie, bo przez najmniejszą szparę ktoś może ich podsłuchać. Reprymendy tylko napsułyby wszystkim krwi, a najważniejsze było to, że miał do dyspozycji kolejne osoby i musiał jakoś podzielić zebraną grupę na mniejsze i rozlokować po różnych częściach Londynu. Ale najpierw jego obowiązkiem było wyjawienie kilku ważnych szczegółów, jakie niektórzy sami wskazali. Tym razem nie zamierzał zignorować napływających do niego pytań, to był zresztą jedyny dobry moment, aby podzielić się swoimi wątpliwościami. Zamierzał ustosunkować się w miarę możliwości do każdej uwagi, w pierwszej kolejności spoglądając wprost na młodego Urquarta.
– Mamy otrzymać świstokliki prowadzące do bezpiecznych miejsc z dala od stolicy, które zostaną przygotowane przez ludzi Thicknesse’a, ale nie jest mi wiadome, o jakie miejsca konkretnie chodzi. Cześć świstoklików otrzymamy przed wyruszeniem, inne będą nam dostarczane na bieżąco – nie było czasu, aby wypytywać o jakiekolwiek detale, musiał wierzyć w to, że przełożony wie, co robi, a jego zaufani ludzie nie zawiodą. Liczył, że poinformowany o wszystkim wcześniej Minister Longbottom zorganizuje w jakikolwiek sposób Zakon, aby ewakuować osoby uratowane z Londynu dalej, do Oazy. Teraz nie chciał rzucać rozkazu, aby zbierać ludzi w Zakazanym Lesie, to ściągnęłoby zbyt wiele uwagi wroga, a tego mieli unikać. – Nie wiem też, na jakich przeciwników się natkniemy. Mogą to być poplecznicy Sami-Wiecie-Kogo, ale równie dobrze współpracownicy ze służb porządkowych, którzy zdecydują się opowiedzieć za Malfoyem – on sam był pewny aurorów i tego, że wszyscy z nich staną po słusznej stronie konfliktu, ale za inne osoby nie mógł ręczyć. Czuł w kościach, że nie obejdzie się bez rozłamu w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, już od miesięcy się na to zanosiło. – Szef departamentu porozumiał się z kierownikami jednostek, ale to wcale nie znaczy, że wszyscy podwładni za nimi pójdą. Niektórzy z was lepiej orientują się ode mnie, jakie nastroje panowały w innych organach ścigania – po tych słowach przesunął spojrzeniem od Marcelli do Maeve, zbyt dobrze wiedząc, że ludzie byli różni, nie każdego cechuje stałość poglądów. – Nim podzielimy się eliksirami i ustalimy kto otrzyma lusterka do pary, przejdźmy do planu – taka padła prośba ze strony Justine i była jak najbardziej rozsądna. Stanął blisko stołu i pochylił się nad mapą z zamiarem wskazywania kolejnych miejsc, o których przyjdzie mu mówić. – Musimy podzielić się na grupy. Największa uda się na Tower Bridge, będę to ja, Randall i Elphinstone. Kolejne mniejsze do Westminster, doków i dalszych dzielnic. Westminster obstawi Jackie i Gabriel, doki Justine i Maeve, dalej ruszą Marcella i Michael – przy rozdysponowaniu ostatniej grupy palcem wskazała w okolice London Borough of Enfield.
– Potter, Abbott – zwrócił się do tej dwójki ze spokojem, choć spojrzenie skupił na czarownicy, nie zważając na to, że pominięcie szlacheckiego tytułu wobec lorda mogło być uznane za brak kultury. Jakby ktoś miał przejmować się w takiej chwili podobnymi pierdołami. – Nie jesteście przeszkoleni w walce, dlatego nie zamierzam posyłać was na wrogów. Chciałbym, abyście w miarę możliwości przekazali ostrzeżenie jak największej ilości osób. Pomóżcie przy ewakuacji, ale nie wychylajcie się bez potrzeby. Jeśli jednak teraz zdecydujecie pójść z jedną z grup, nie zatrzymam was, ale mierzcie siły na zamiary.
Spojrzał jeszcze przelotnie w stronę Lucana, pamiętając jego działanie w Azkabanie. Nie miał go za tchórza, wcale nie chciał odsuwać go od walki, ale w tych okolicznościach musiał to powiedzieć, choć słowa bardziej kierował ku pannie Potter, których umiejętności pojedynkowych nigdy nie poznał. – Teraz możemy podzielić się eliksirami. Mam przy sobie smoczą łzę, mogę ją przekazać – wyciągnął z kieszeni płaszcza fiolkę i podał ją młodemu funkcjonariuszowi policji.
| przepraszam za spóźnienie, czas na odpis to 48 godzin (20.02, godzina 18:30)
– Mamy otrzymać świstokliki prowadzące do bezpiecznych miejsc z dala od stolicy, które zostaną przygotowane przez ludzi Thicknesse’a, ale nie jest mi wiadome, o jakie miejsca konkretnie chodzi. Cześć świstoklików otrzymamy przed wyruszeniem, inne będą nam dostarczane na bieżąco – nie było czasu, aby wypytywać o jakiekolwiek detale, musiał wierzyć w to, że przełożony wie, co robi, a jego zaufani ludzie nie zawiodą. Liczył, że poinformowany o wszystkim wcześniej Minister Longbottom zorganizuje w jakikolwiek sposób Zakon, aby ewakuować osoby uratowane z Londynu dalej, do Oazy. Teraz nie chciał rzucać rozkazu, aby zbierać ludzi w Zakazanym Lesie, to ściągnęłoby zbyt wiele uwagi wroga, a tego mieli unikać. – Nie wiem też, na jakich przeciwników się natkniemy. Mogą to być poplecznicy Sami-Wiecie-Kogo, ale równie dobrze współpracownicy ze służb porządkowych, którzy zdecydują się opowiedzieć za Malfoyem – on sam był pewny aurorów i tego, że wszyscy z nich staną po słusznej stronie konfliktu, ale za inne osoby nie mógł ręczyć. Czuł w kościach, że nie obejdzie się bez rozłamu w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, już od miesięcy się na to zanosiło. – Szef departamentu porozumiał się z kierownikami jednostek, ale to wcale nie znaczy, że wszyscy podwładni za nimi pójdą. Niektórzy z was lepiej orientują się ode mnie, jakie nastroje panowały w innych organach ścigania – po tych słowach przesunął spojrzeniem od Marcelli do Maeve, zbyt dobrze wiedząc, że ludzie byli różni, nie każdego cechuje stałość poglądów. – Nim podzielimy się eliksirami i ustalimy kto otrzyma lusterka do pary, przejdźmy do planu – taka padła prośba ze strony Justine i była jak najbardziej rozsądna. Stanął blisko stołu i pochylił się nad mapą z zamiarem wskazywania kolejnych miejsc, o których przyjdzie mu mówić. – Musimy podzielić się na grupy. Największa uda się na Tower Bridge, będę to ja, Randall i Elphinstone. Kolejne mniejsze do Westminster, doków i dalszych dzielnic. Westminster obstawi Jackie i Gabriel, doki Justine i Maeve, dalej ruszą Marcella i Michael – przy rozdysponowaniu ostatniej grupy palcem wskazała w okolice London Borough of Enfield.
– Potter, Abbott – zwrócił się do tej dwójki ze spokojem, choć spojrzenie skupił na czarownicy, nie zważając na to, że pominięcie szlacheckiego tytułu wobec lorda mogło być uznane za brak kultury. Jakby ktoś miał przejmować się w takiej chwili podobnymi pierdołami. – Nie jesteście przeszkoleni w walce, dlatego nie zamierzam posyłać was na wrogów. Chciałbym, abyście w miarę możliwości przekazali ostrzeżenie jak największej ilości osób. Pomóżcie przy ewakuacji, ale nie wychylajcie się bez potrzeby. Jeśli jednak teraz zdecydujecie pójść z jedną z grup, nie zatrzymam was, ale mierzcie siły na zamiary.
Spojrzał jeszcze przelotnie w stronę Lucana, pamiętając jego działanie w Azkabanie. Nie miał go za tchórza, wcale nie chciał odsuwać go od walki, ale w tych okolicznościach musiał to powiedzieć, choć słowa bardziej kierował ku pannie Potter, których umiejętności pojedynkowych nigdy nie poznał. – Teraz możemy podzielić się eliksirami. Mam przy sobie smoczą łzę, mogę ją przekazać – wyciągnął z kieszeni płaszcza fiolkę i podał ją młodemu funkcjonariuszowi policji.
| przepraszam za spóźnienie, czas na odpis to 48 godzin (20.02, godzina 18:30)
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie spodziewał się, że jeszcze tyle osób do nich dołączy, ale sądząc z tego, czym mieli się zająć, im ich było więcej, tym lepiej. Dzięki temu mieli szansę na ewakuację większego grona ludzi, a tym samym nie zostawiać obywateli samym sobie. Niestety ciężko było stwierdzić jak wiele osób wystawił Malfoy i z kim mieli się mierzyć. W końcu działo się to teraz i nie mogli przewidzieć, kto zamierzał popierać tę stronę Ministerstwa Magii. Wolał nie zgadywać, ale z racji tego, że znajdował się właśnie w tym miejscu, z tymi przedstawicielami służb specjalnych, mógł mieć pewność, że pokładano w nim jakieś mniejsze lub większe zaufanie. Nie zamierzał go zawieść, chociaż była to tak naprawdę pierwsza tego typu misja, w której miał brać udział. Inni raczej byli zaprawieni w boju, skoro stał w większości między aurorami. Niższy od prawie wszystkich, czuł na sobie spojrzenia, gdy omiatały jego sylwetkę. Dobrze, że była noc, bo uszy zachodziły mu różem od lekkiego zawstydzenia. Na które zresztą nie było czasu. Skinął głową na otrzymaną odpowiedź. Tyle mu wystarczyło, chociaż trochę zdziwił się tym, że nie wiadomo było, gdzie dokładnie osoby ewakuowane i oni sami wylądują. Musiał, chciał ufać tym, którzy byli bardziej doświadczeni od niego. - Dzięki - rzucił, posyłając delikatny uśmiech w stronę Justine. Później wyłapał spojrzenie wchodzącego Lupina, który zajmował się nim przez krótki moment podczas rozpoczynania pracy w Patrolu Egzekucyjnym i uniósł brodę na znak cichego powitania. Zaraz jednak wrócił uwagą do rozłożonej mapy na stole i skupił się na słowach przewodniczącego całego spotkania. Zgodnie ze słowami pana Kierana miał mu towarzyszyć wraz z Randallem i wcale nie był tą decyzją zaskoczony. Był w końcu najmłodszy i najmniej doświadczony, dlatego nie miał żadnych obiekcji. Zresztą u boku kogoś tak silnego jak szef biura aurorów miał większą nadzieję na to, że nie miał zepsuć ich ważnego planu. Nieco się zaskoczył, gdy mężczyzna wyciągnął do niego fiolkę, ale odebrał od Kierana eliksir i skinął mu głową. - Dziękuję - odezwał się i schował ją w swojej torbie. Nie miał żadnych eliksirów, dlatego poczuł się znów wyjątkowo nieprzygotowany i niedopasowany, ale chyba nie było sensu się z tym afiszować. Milczał, czekając na ruch pozostałych.
woke me from a dream
got me on my feet. And I won't waste my life, even when it's difficult. I'm done with the suffering. And I won't change myself when they tell me, "No"
Elphie Urquart
Zawód : robię za pomocnika latarnika
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
I would've followed all the way
No matter how far
I know when you go down
All your darkest roads
I would've followed all the way
To the graveyard
No matter how far
I know when you go down
All your darkest roads
I would've followed all the way
To the graveyard
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
O ile zwykle niepunktualność niebywale działała jej na nerwy, o tyle teraz była wdzięczna za każdą dodatkową różdżkę, każdego spóźnionego czy spóźnioną. Dlatego też w żaden widoczny sposób nie reagowała na pojawianie się kolejnych czarodziejów i czarownic, raczyła ich jedynie nieco nieobecnym wzrokiem, spojrzeniem szybko przesuwającym się od powoli zamykanych drzwi do barczystej sylwetki szefa biura aurorów. Mimowolnie krzyżowała ręce na piersi, próbując w ten sposób dodać sobie otuchy, odsunąć nerwowe, paniczne wręcz myśli możliwie jak najdalej. Kiwała głową w reakcji na przekazywane stopniowo informacje - miała tylko nadzieję, że nim uciekinierzy będą musieli skorzystać ze świstoklików, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Porzucali w końcu wszystko, cały swój dobytek, dotychczasowe życie... Przełknęła z trudem ślinę, nie chcąc skupiać się teraz na sobie. Jutro będzie martwić się swoją sytuacją, podejmować ważne decyzje. Przelotnie podchwyciła wzrok Kierana, gdy odpowiadał na zadane przez nią pytanie. Mimowolnie ściągnęła usta w wąską kreskę; nastroje w biurze wiedźmiej straży bywały zróżnicowane, nie brakowało u nich i takich, którzy woleli trzymać się z boku, nie obierać żadnej ze stron... Inni dość otwarcie wyrażali poparcie dla nowego ministra - lecz czy byli wtedy szczerzy, czy jedynie robili to na pokaz, by nie zostać wyrzuconym? Nie potrafiła również zapomnieć o tym, co Priscilla mówiła w trakcie spotkania na zamglonych wzgórzach, lecz czy musiało to oznaczać, że stanie po stronie Malfoya, dołączy do czarodziejów przeprowadzających czystkę...?
Powiodła wzrokiem po zebranych w sali towarzyszach broni, po starszych braciach Justine, Gabrielu, który odniósł się do jej słów, Michaelu, który nie tak dawno pokonał ją na arenie klubu pojedynków i innych, w zdecydowanej większości związanych z departamentem - z niektórymi łączyła ją wspólna historia, inni byli jedynie twarzami mijanymi na ministerialnych korytarzach, mimo to miała nadzieję, że wszyscy wyjdą z tego cało. Że ich starania przyniosą oczekiwany skutek. Znów pokiwała głową, bojąc się, że głos zdradzi ją z emocjami; choć nie miały ze sobą kontaktu od wielu lat, to nie wątpiła w umiejętności panny Tonks - w Dolinie Godryka miała okazję zobaczyć ją w akcji. Z kolei doków nie znała na wylot, lecz prowadzone od miesięcy śledztwo pozwoliło strażniczce zapoznać się z niektórymi mniej oczywistymi przejściami, kryjówkami; miała nadzieję, że ta wiedza okaże się choć w niewielkim stopniu przydatna. - Nie znam się na dawkowaniu medykamentów, może więc ta maść przyda się komuś innemu - odezwała się w końcu do Jackie, znów niechętnie zdradzając się z tym, że czegoś nie wie lub nie umie. Łudziła się również, że może jej towarzyszka podzieli się z nią eliksirem, z którego mogłaby skorzystać bez posiadania wiedzy specjalistycznej. - Justine, masz może coś ochronnego? - Zadrżała, lecz szybko zapanowała nad nerwową reakcją, ratując się kurczowym chwytaniem się tu i teraz. - Nie wiem, czy są jakieś sugestie, które grupy powinny móc się ze sobą komunikować - podjęła, podnosząc przy tym wzrok na Kierana. Pamiętała, że Gabriel miał kolejną parę lusterek. Nie była tylko pewna, z kim powinna wymienić się swoim. - Weźmie pan? - dodała, sięgając dłonią do kieszeni płaszcza, wyciągając z niej jedno ze wspomnianych lusterek.
| Justine, nie wiem, czy jest coś, co polecasz dla eliksirowego laika, ale jeśli możesz odpalić jedną Smoczą Łzę, to byłoby super <3
Powiodła wzrokiem po zebranych w sali towarzyszach broni, po starszych braciach Justine, Gabrielu, który odniósł się do jej słów, Michaelu, który nie tak dawno pokonał ją na arenie klubu pojedynków i innych, w zdecydowanej większości związanych z departamentem - z niektórymi łączyła ją wspólna historia, inni byli jedynie twarzami mijanymi na ministerialnych korytarzach, mimo to miała nadzieję, że wszyscy wyjdą z tego cało. Że ich starania przyniosą oczekiwany skutek. Znów pokiwała głową, bojąc się, że głos zdradzi ją z emocjami; choć nie miały ze sobą kontaktu od wielu lat, to nie wątpiła w umiejętności panny Tonks - w Dolinie Godryka miała okazję zobaczyć ją w akcji. Z kolei doków nie znała na wylot, lecz prowadzone od miesięcy śledztwo pozwoliło strażniczce zapoznać się z niektórymi mniej oczywistymi przejściami, kryjówkami; miała nadzieję, że ta wiedza okaże się choć w niewielkim stopniu przydatna. - Nie znam się na dawkowaniu medykamentów, może więc ta maść przyda się komuś innemu - odezwała się w końcu do Jackie, znów niechętnie zdradzając się z tym, że czegoś nie wie lub nie umie. Łudziła się również, że może jej towarzyszka podzieli się z nią eliksirem, z którego mogłaby skorzystać bez posiadania wiedzy specjalistycznej. - Justine, masz może coś ochronnego? - Zadrżała, lecz szybko zapanowała nad nerwową reakcją, ratując się kurczowym chwytaniem się tu i teraz. - Nie wiem, czy są jakieś sugestie, które grupy powinny móc się ze sobą komunikować - podjęła, podnosząc przy tym wzrok na Kierana. Pamiętała, że Gabriel miał kolejną parę lusterek. Nie była tylko pewna, z kim powinna wymienić się swoim. - Weźmie pan? - dodała, sięgając dłonią do kieszeni płaszcza, wyciągając z niej jedno ze wspomnianych lusterek.
| Justine, nie wiem, czy jest coś, co polecasz dla eliksirowego laika, ale jeśli możesz odpalić jedną Smoczą Łzę, to byłoby super <3
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Gdy tylko ktoś wchodził do sali, Michael dyskretnie (a może i niedyskretnie, ale kurtuazja się teraz nie liczyła) zerkał na fałszoskop, ale urządzenie pozostawało spokojne. Mogli wszystkim ufać, choć niektórych nie kojarzył z Zakonu Feniksa, choć niektórzy narażali się z winy organizacji, o której nawet nie wiedzieli. Tak jak on sam kilka miesięcy temu, przed lodziarnią. Usiłował myśleć o zadaniu, a nie o towarzyszach, ale i tak poczuł falę ulgi, gdy Kieran wziął do swojej drużyny młodego Elphiego i odsunął Kaelie od czynnej walki. Jeśli ludzie Malfoya zapałali nagłą nienawiścią do mugoli, to wolał nie myśleć, co się stanie ze zbuntowanymi pracownikami Departamentu. Prawdopodobnie wszyscy wyrzekali się właśnie dalszej kariery w Ministerstwie, własnego bezpieczeństwa i normalności. Kilka miesięcy temu perspektywa utrata stałej pracy napawała go przerażeniem, ale teraz... Teraz czuł się zadziwiająco spokojnie. Wiedział, że robią to, co jest właściwe. Jego lojalność leżała przy Zakonie, przy potrzebujących i wolał porzucić Ministerstwo z powodu moralności, niż likantropii lub brudnej krwi.
Kiwał głową w odpowiedzi na plan, wszystko brzmiało rozsądnie. Uśmiechnął się blado na dźwięk nazwiska Marcelli. Chociaż panna Figg miała... interesujące poczucie humoru, to byli całkiem zgraną ekipą w Hotelu Transylwania (jego skromnym zdaniem).
-Oboje z Marcellą dobrze latamy na miotłach. W razie potrzeby, mogę też ubrać pelerynę niewidkę. Mam też kompas, który zawsze wskazuje drogę w bezpieczne miejsce i fałszoskop, który może zaalarmować nas na widok ludzi wiernych Malfoyowi. - zauważył, zastanawiając się, czy patrol okolicy z lotu ptaka byłby dobrym rozwiązaniem. Na razie nie zamierzał stawać się niewidzialny, potrzebowali w końcu dotrzeć do mugoli i mugolaków. Nie wykluczał jednak, że peleryna okaże się potrzebna, albo i niezbędna, w starciu z wiernymi Malfoyowi ludźmi.
-Mam Auxlik i wywar ze szczuroszczeta, nie umiem dawkować eliksirów medycznych. - dodał. Marcella miała całkiem sporo eliksirów, więc liczył, że pomoże mu w razie potrzeby. Nie lękał się jednak o siebie, a o innych.
Kiwał głową w odpowiedzi na plan, wszystko brzmiało rozsądnie. Uśmiechnął się blado na dźwięk nazwiska Marcelli. Chociaż panna Figg miała... interesujące poczucie humoru, to byli całkiem zgraną ekipą w Hotelu Transylwania (jego skromnym zdaniem).
-Oboje z Marcellą dobrze latamy na miotłach. W razie potrzeby, mogę też ubrać pelerynę niewidkę. Mam też kompas, który zawsze wskazuje drogę w bezpieczne miejsce i fałszoskop, który może zaalarmować nas na widok ludzi wiernych Malfoyowi. - zauważył, zastanawiając się, czy patrol okolicy z lotu ptaka byłby dobrym rozwiązaniem. Na razie nie zamierzał stawać się niewidzialny, potrzebowali w końcu dotrzeć do mugoli i mugolaków. Nie wykluczał jednak, że peleryna okaże się potrzebna, albo i niezbędna, w starciu z wiernymi Malfoyowi ludźmi.
-Mam Auxlik i wywar ze szczuroszczeta, nie umiem dawkować eliksirów medycznych. - dodał. Marcella miała całkiem sporo eliksirów, więc liczył, że pomoże mu w razie potrzeby. Nie lękał się jednak o siebie, a o innych.
Can I not save one
from the pitiless wave?
- W tej sytuacji komunikaty mogą uratować więcej żyć niż nasze działania. - przyznała. Niektórzy czarodzieje potrafili uratować się sami - wystarczyło tylko ich powiadomić. To atak z zaskoczenia mógł być niebezpieczny i dopiero wtedy potrzebna będzie ekipa ratunkowa. - Być może dobrym pomysłem byłoby udanie się do rozgłośni radiowej. Wielu czarodziejów z niej teraz korzysta. Jeśli sygnał pójdzie wystarczająco szybko, wielu może podjąć się zorganizowanej ewakuacji. - Spojrzała w stronę Lucana i Kaelie. To byłoby idealne zadanie dla tej dwójki. Nie znała ich umiejętności bojowych, choć wiedziała, że Abbott potrafił pokazać co umie kiedy tylko chciał z misji w Azkabanie, jednak czasami to nie te bohaterskie postawy okazują się na końcu najskuteczniejsze. Skuteczniejsze niż rzucanie się do ratowania jednej osoby, gdy pomocy potrzebują dziesiątki, a nawet setki. - Myślę, że patrol na miotłach to dobry pomysł. Mam swoją ze sobą, jeśli latasz wystarczająco dobrze. - mruknęła. Sama nie miała wątpliwości co do swoich umiejętności latania - w końcu grała w Quidditcha swojego czasu, a podczas anomalii był to jej główny środek transportu. Wszystko inne stało się bardzo małe w tym momencie. Jej występki były zupełnie nieważne, najważniejsza była ochrona ludzi. - Ja potrafię podawać. Nie zginiesz ze mną, Tonks. - Zachowywała bardzo profesjonalną i stoicką minę, jednak nadal przymykała oko na Michaela. Wprawdzie nigdy nie miała z nim niemiłych wspomnień, jednak jego likantropia nie była czymś, co dobrze znała. Nie miała pojęcia czy ten ubytek nie może zakłócić jego zdolności poznawczych. W końcu wilkołak jest tym czym magiczne mamy straszyły swoje magiczne niegrzeczne dzieci. I ona słyszała wiele opowieści o wyjących do księżyca potworach. Dzisiaj jednak to nie on miał okazać się prawdziwym potworem. A ludzie. Ludzie czasem są gorsi nawet od największych straszydeł z bajek, przy których boginy były najwyżej małymi ziarnkami piasku w całym tym strachu. Mogła jednak się tego spodziewać. Zerknęła kątem oka na Tonks... W końcu coś takiego szykowało się w Zakazanym Lesie.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Powietrze stężało, powagą oraz napięciem opadając na zebrane sylwetki, proste niczym struna, z dłońmi krążącymi czujnie wokół miejsc, gdzie spoczywały ukryte różdżki, z myślami ostrymi oraz chłodnymi niczym niedawne zimowe powietrze. A więc wojna, myśl ta brzmi obco, pusto, z niepokojąco spokojnym poczuciem akceptacji. Świat, który wstrzymywał dotąd oddech, wreszcie się poruszył i nadszedł rozpad dotąd znanych wartości, gdzie gwałtem odbierając wolność, nadadzą nowe ramy woli oraz poczynań. Nie przymknęła oczu, nie westchnęła przeciągle, czujnym spojrzeniem sięgając postaci Rinehearta, nie wykazała się żadnym zbędnym gestem. Słuchać i wykonywać polecenia, działać z namysłem oraz rozwagą. Tym musieli się kierować, jeśli walka o dobro innych miała trwać dłużej niźli jeden wieczór, a walka nadejdzie. Mieli do czynienia z osobami na wskroś zepsutymi, wyszarpanymi z samego dna czeluści potwornych, które nie zawahają się użyć najplugawszych środków, by osiągnąć swój cel. Obrzydliwe, umysł łani przesycony jest goryczą, acz skry złości nie goreją w duszy kobiety, której zbędne marnowanie energii nie jest ulubioną formą rozrywki. Tylko jakiś cichy protest rodzi się, gdy rozpoczyna się przydzielanie zadań, a postać panny Potter zostaje zepchnięta na pozycję ledwie wsparcia. I wie, że podobne poczucie krzywdy jest irracjonalne, od miesięcy przebywała w stanie spoczynku, tracąc wyczucie, którego nabyła podczas licznych podróży i nie przeszła żadnego szkolenia, które mogłoby wspomóc którąkolwiek z grup. Że nie powinna nawet rozważać, by spytać Justine o możliwość podłączenia się pod jej grupę, tylko usta rozchylają się, gotowe wyrzec zdradzieckie słowa, kiedy to rozsądek na powrót decyduje się w ryzach trzymać nieznośne uczucia.
— Nie jestem przeszkolona w walce i ślepą brawurą nie zamierzam was sobą obciążać. Pomogę, jak tylko będę potrafiła, ale... — tutaj spojrzała na Marcellę, która wyszła z pomysłem pozwalającym zaoszczędzić im sporą ilość czasu, uratować tak wielu — Figg ma rację, rozgłośnia może być naszą szansą — posiadała w domu odbiornik, jeśli nie natrafią na żadnego skłonnego do pomocy — mniej, lub bardziej — pracownika, być może uda im się uruchomić to całe ustrojstwo. Samotnie nie mogła zdziałać zbyt wiele, dlatego pytająco zerknęła w stronę Abbotta. Nie sięgała, póki co po eliksiry, szczerze wątpiła, by jakikolwiek się ostał, a inni, którzy świadomie ruszali ku niebezpieczeństwu, zdecydowanie potrzebowali ich bardziej.
— Nie jestem przeszkolona w walce i ślepą brawurą nie zamierzam was sobą obciążać. Pomogę, jak tylko będę potrafiła, ale... — tutaj spojrzała na Marcellę, która wyszła z pomysłem pozwalającym zaoszczędzić im sporą ilość czasu, uratować tak wielu — Figg ma rację, rozgłośnia może być naszą szansą — posiadała w domu odbiornik, jeśli nie natrafią na żadnego skłonnego do pomocy — mniej, lub bardziej — pracownika, być może uda im się uruchomić to całe ustrojstwo. Samotnie nie mogła zdziałać zbyt wiele, dlatego pytająco zerknęła w stronę Abbotta. Nie sięgała, póki co po eliksiry, szczerze wątpiła, by jakikolwiek się ostał, a inni, którzy świadomie ruszali ku niebezpieczeństwu, zdecydowanie potrzebowali ich bardziej.
I can still breathe,
so I'm fine
so I'm fine
Skinął głową, słysząc słowa Kierana. Wcale nie miał mu za złe odsunięcia od pierwszej linii walczących. Lucan sam sobie ostatnio nie ufał, być może stanąwszy oko w oko z przeciwnikiem, z powodu gniewu ciążącego mu na sercu mógłby stracić kontrolę nad rzucanymi czarami. Bardzo nie chciał, aby w wyniku jego złości ucierpiały osoby postronne. Ponadto nie zamierzał się kłócić z szefem biura aurorów, nie tego teraz potrzebowali. Abbott istotnie nie był przeszkolony do walki, a jeśli gdzieś indziej mógł przydać się bardziej, to z tej okazji zamierzał skorzystać. Być może dzięki temu dzisiejszej nocy uda mu się odrobinę uspokoić własne sumienie i odzyskać we własnych oczach.
- Ryzykowne - stwierdził po krótkim namyśle - ale wydaje mi się, że można spróbować. - wyraził swoją opinię. Ich głównym celem była jednak ochrona mugoli - a ci z całą pewnością nie posiadali odbiorników magicznej rozgłośni. Pozostawało im jednak liczyć na to, że ci z czarodziejów, którzy usłyszą komunikat, zadecydują się podjąć ryzyko i przed opuszczeniem własnych domostw, zatroszczą się również o niemagicznych sąsiadów. To by im zdecydowanie ułatwiło zadanie.
Nie mógł się powstrzymać przed krótkim spojrzeniem rzuconym ponownie w kierunku Gabriela. Bo jeśli to naprawdę był on... to Lucan odczuł wobec aurora ogromny szacunek i respekt. Ich ostatnia porażka była druzgocąca, Tonks zapłacił podczas niej najwyższą cenę. A jednak stawiał się ponownie na polu bitwy, odpowiedział na wezwanie Kierana. Jeśli to nie była siła, to Lucan już nie wiedział co nią było.
- Jeśli w grę wchodzi spacer do rozgłośni radiowej, mogę oddać komuś eliksir przeciwbólowy i maść z wodnej gwiazdy. Walczącym przydadzą się bardziej. - odpowiedział, stawiając obie fiolki na stole. Pozostałe eliksiry postanowił jednak zachować dla siebie, nie mógł ryzykować tego, że sam zostanie całkiem bez wsparcia. Ludzie Malfoya na pewno nie byli głupi, na pewno podjęli jakieś kroki w razie gdyby informacja o czystce wyciekła. Wycieczka do rozgłośni radiowej mogła wydawać się spokojniejszą opcją, ale los już nie raz pokazał Abbottowi, że bywa przewrotny.
- Ryzykowne - stwierdził po krótkim namyśle - ale wydaje mi się, że można spróbować. - wyraził swoją opinię. Ich głównym celem była jednak ochrona mugoli - a ci z całą pewnością nie posiadali odbiorników magicznej rozgłośni. Pozostawało im jednak liczyć na to, że ci z czarodziejów, którzy usłyszą komunikat, zadecydują się podjąć ryzyko i przed opuszczeniem własnych domostw, zatroszczą się również o niemagicznych sąsiadów. To by im zdecydowanie ułatwiło zadanie.
Nie mógł się powstrzymać przed krótkim spojrzeniem rzuconym ponownie w kierunku Gabriela. Bo jeśli to naprawdę był on... to Lucan odczuł wobec aurora ogromny szacunek i respekt. Ich ostatnia porażka była druzgocąca, Tonks zapłacił podczas niej najwyższą cenę. A jednak stawiał się ponownie na polu bitwy, odpowiedział na wezwanie Kierana. Jeśli to nie była siła, to Lucan już nie wiedział co nią było.
- Jeśli w grę wchodzi spacer do rozgłośni radiowej, mogę oddać komuś eliksir przeciwbólowy i maść z wodnej gwiazdy. Walczącym przydadzą się bardziej. - odpowiedział, stawiając obie fiolki na stole. Pozostałe eliksiry postanowił jednak zachować dla siebie, nie mógł ryzykować tego, że sam zostanie całkiem bez wsparcia. Ludzie Malfoya na pewno nie byli głupi, na pewno podjęli jakieś kroki w razie gdyby informacja o czystce wyciekła. Wycieczka do rozgłośni radiowej mogła wydawać się spokojniejszą opcją, ale los już nie raz pokazał Abbottowi, że bywa przewrotny.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie da się nie wyczuć napiętej atmosfery w pomieszczeniu - sprawa musi być bardzo poważna. Na razie nie wiem co o niej myśleć, bo przychodzę jakoś w połowie przemówienia, więc po prostu stoję cicho i nasłuchuję. Wzrok prześlizguje się z sylwetki do sylwetki analizując każdą znajomą oraz nieznajomą dotąd twarz. Warto zapamiętać takie szczegóły, w końcu chcąc nie chcąc będziemy ze sobą współpracować. Może niekoniecznie teraz i dziś, ale w przyszłości. Zakładając optymistycznie, że dożyjemy jakiejkolwiek. Krzywię się do własnych myśli, bo nie oszukujmy się, przesadzam ostatnio z czarnowidztwem. Przejeżdżam dłonią po zmęczonej twarzy, tym razem biorąc pod lupę rzucone w przestrzeń słowa. Jak dotąd domyślam się, że mamy przeprowadzić jakiś atak? Lub obronić ludzi w niebezpieczeństwie? Któreś z tych. Co więcej, okazuje się nagle, że mamy być podzieleni na drużyny. I ja mam być z samym Rineheartem oraz Urquartem, na którym właśnie spoczywa mój wzrok. Kiwam mu bezdźwięcznie głową zastanawiając się… czy to dobry pomysł. Ta sytuacja ma swoje plusy oraz minusy, jednak moje fatalistyczne zapędy uwydatnione ostatnimi czasy usilnie skłaniają myśli do tych najczarniejszych scenariuszy. Przełykam z wolna ślinę, chcąc oczyścić zawaloną głowę - co powiedziałby na to Lyall? Dlaczego go tu właściwie nie było? Z tego co widzę, to nie tylko aurorzy znaleźli się w tym miejscu, nie tylko Zakonnicy. Nie wnikam jednak, zamierzam spróbować wykonać zadanie, nic poza tym.
Kiedy wszyscy zaczynają wyciągać rzeczy na stół i mówić, że nie potrafią dawkować eliksirów, to orientuję się przy tym, że ja to właściwie też nie. Jednak może ktoś z mojej grupy potrafi? Będzie, co ma być. I tak z tych mikstur, co mam, wątpliwy jest tylko jeden z nich, więc nie będę robić teraz o niego afery i sprzedawać go za darmo.
Znów rozglądam się po zgromadzonych twarzach, tym razem dłużej zatrzymując spojrzenie na Potter. Dobrze, że nie będzie głupio ryzykować - pomoc z ewakuacją też jest potrzebna, skoro zagrożenie jest takie duże. Dalej nie wiem do końca o co chodzi, ale taka jest kara za późne przyłażenie. Muszę być cierpliwy.
Kiedy wszyscy zaczynają wyciągać rzeczy na stół i mówić, że nie potrafią dawkować eliksirów, to orientuję się przy tym, że ja to właściwie też nie. Jednak może ktoś z mojej grupy potrafi? Będzie, co ma być. I tak z tych mikstur, co mam, wątpliwy jest tylko jeden z nich, więc nie będę robić teraz o niego afery i sprzedawać go za darmo.
Znów rozglądam się po zgromadzonych twarzach, tym razem dłużej zatrzymując spojrzenie na Potter. Dobrze, że nie będzie głupio ryzykować - pomoc z ewakuacją też jest potrzebna, skoro zagrożenie jest takie duże. Dalej nie wiem do końca o co chodzi, ale taka jest kara za późne przyłażenie. Muszę być cierpliwy.
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Słuchała kolejnych słów padających z ust Kierana ze zmarszczonymi brwiami. Z jednej strony jej racjonalność nie wierzyła w to, że ktoś jest w stanie wyjść i zabijać ludzi, bo postanowił uważać go za gorszego od siebie. Z drugiej, nie spodziewała się wiele więcej po ludziach czczących ideę czystej krwi, uprzedzonych, zaślepionych, spokojnie pasowałoby by do nich określenie potwór. Nie spodziewała się więc innych, jak tych, którzy nie posiedli moralności, albo ta została spaczona już dawno temu i nie działała jak powinna. Musieli zrobić, co tylko mogli, ale jasnym zdawało się to, że nie unikną ofiar. Zapytała o plan, bo jakiś musieli posiadać by być w stanie cokolwiek osiągnąć. Jakikolwiek, chociaż jego zalążki. Musieli skoordynować swoje działania i zaufać sobie wzajemnie mimo krótkiego czasu który dostali. Zerknęła na Maeve i skinęła jej lekko głową. Doki, nie była w nich mistrzynią. Ta noc dopiero się zaczynała, ale czuła w kościach że będzie trwała dłużej niż inne przeciętne. Tego właściwie była pewna. Nie mieli zamiaru zejść, póki nie pomogą tak wielu osobom, jak tylko są w stanie. Właściwie nie widziały się od lat, poza minięciem gdzieś z daleka. Ostatnio na Wzgórzach, a później na Placu. W jakiś sposób ufała jej - gdyby było inaczej ta nie stałaby też tutaj. Przeniosła wzrok na Marcellę i to na niej zawiesiła wzrok.
- To tylko część. - zastanowiła się. - Nie możemy założyć, że usłyszawszy komunikat czarodzieje rozpoczną ewakuację - czy poinformują o tym mugoli w swoim otoczeniu. To trochę rzut na ślepo. Jeśli komunikat usłyszy ktoś, kto nie darzy sympatią mugoli zrozumie, że jest bezkarny. - zamyśliła się na krótką chwilę w której głos zabrał Lucan i Potter. Spojrzała na mężczyznę unosząc lekko brwi. - To nie spacer. Nie wiesz, na kogo natkniesz się po drodze. - zwróciła mu uwagę. Określenie próby dostania się do rozgłośni spacerem, brzmiało dla niej dość groteskowo. - Mimo wszystko warto chyba spróbować, co o tym sądzisz, szefie? - zapytała Kierana, który dowodził tutaj i który pracował jako auror najdłużej. Jego doświadczenie mogło okazać się dzisiaj nieocenione. Sięgnęła do torby z której wyciągnęła eliksiry.
- To smocza łza, będzie odbijać zaklęcia przez chwilę. - powiedziała, podając eliksir Maeve. Zaraz wyciągnęła drugi eliksir i podała również jego jej. - To ze szczuroszczeta, wzmacnia zdolności magiczne. - zaraz przesunęła się w kierunku młodego chłopaka, któremu wcisnęła w dłoń taką samą fiolkę. Spojrzała na niego. - Nie działa wiecznie. - przypomniała obracając się na pięcie, by podejść do Gabriela i ostatnią z posiadanych wręczyć jemu. Jasne spojrzenie zawisło na jego tęczówkach i miało jeden przekaz. Nie waż się umierać. Potem podeszła do Marcelli której wcisnęła w dłonie inny eliksir. - Wywar ze srebra i dyptamu, potrafisz go użyć? - zapytała zawieszając na niej spojrzenie. Później przeniosła je na Kierana. - Jeśli to nasza ostatnia noc tutaj, zanim pójdziemy będę potrzebować te dokumenty. - Kieran musiał zrozumieć od razu o jakie jej chodzi. Musieli założyć, że przez długi okres tu nie wrócą. Musiała więc je mieć dziś.
Marcella:
Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Dla Maeve:
Smocza Łza (1 porcje, stat. 40, moc +15)
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcja
Dla Elphiego:
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcja
Dla Gabriela:
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcje
wybacz spóźnienie 3
- To tylko część. - zastanowiła się. - Nie możemy założyć, że usłyszawszy komunikat czarodzieje rozpoczną ewakuację - czy poinformują o tym mugoli w swoim otoczeniu. To trochę rzut na ślepo. Jeśli komunikat usłyszy ktoś, kto nie darzy sympatią mugoli zrozumie, że jest bezkarny. - zamyśliła się na krótką chwilę w której głos zabrał Lucan i Potter. Spojrzała na mężczyznę unosząc lekko brwi. - To nie spacer. Nie wiesz, na kogo natkniesz się po drodze. - zwróciła mu uwagę. Określenie próby dostania się do rozgłośni spacerem, brzmiało dla niej dość groteskowo. - Mimo wszystko warto chyba spróbować, co o tym sądzisz, szefie? - zapytała Kierana, który dowodził tutaj i który pracował jako auror najdłużej. Jego doświadczenie mogło okazać się dzisiaj nieocenione. Sięgnęła do torby z której wyciągnęła eliksiry.
- To smocza łza, będzie odbijać zaklęcia przez chwilę. - powiedziała, podając eliksir Maeve. Zaraz wyciągnęła drugi eliksir i podała również jego jej. - To ze szczuroszczeta, wzmacnia zdolności magiczne. - zaraz przesunęła się w kierunku młodego chłopaka, któremu wcisnęła w dłoń taką samą fiolkę. Spojrzała na niego. - Nie działa wiecznie. - przypomniała obracając się na pięcie, by podejść do Gabriela i ostatnią z posiadanych wręczyć jemu. Jasne spojrzenie zawisło na jego tęczówkach i miało jeden przekaz. Nie waż się umierać. Potem podeszła do Marcelli której wcisnęła w dłonie inny eliksir. - Wywar ze srebra i dyptamu, potrafisz go użyć? - zapytała zawieszając na niej spojrzenie. Później przeniosła je na Kierana. - Jeśli to nasza ostatnia noc tutaj, zanim pójdziemy będę potrzebować te dokumenty. - Kieran musiał zrozumieć od razu o jakie jej chodzi. Musieli założyć, że przez długi okres tu nie wrócą. Musiała więc je mieć dziś.
Marcella:
Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Dla Maeve:
Smocza Łza (1 porcje, stat. 40, moc +15)
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcja
Dla Elphiego:
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcja
Dla Gabriela:
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcje
- Ekwipunek:
- różdżka, czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, broszka z alabastrowym jednorożcem(+10 przeciwko zaklęciom z zakresu czarnej magii), magiczną torbę, w niej miotłę i eliksiry:
1. - Wieczny Płomień (1 porcje, stat. 20) [od Cyrusa]
2. - Eliksir wiggenowy (1 porcje, stat. 35, moc +5)
3. - Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 28)
4. - Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
5. - Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
6. . - Smocza Łza (1 porcje, stat. 40, moc +15)
7 i 8 . - wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu stat. 40, moc +20 - 2 porcje
wybacz spóźnienie 3
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Nie spodziewał się, chociaż powinien. Przecież to zaledwie druga doba, od kiedy ponieśli klęskę przy altanie na ziemi w Durham. Lucan był razem z nim, to na niego skierował wzrok, kiedy wiedział, że śmierć jest nieunikniona. Czy lord Ollivander dotarł na miejsce cało? Dlaczego wcześniej w jego myślach nie zapaliła się ta czerwona lampka, która teraz jarzyła się tak mocno i wyraźnie? Nieco zdezorientowany i zaskoczony wylewnością Abbotta ostatecznie zamknął go w braterskim uścisku. - Co z Ollivanderem? - słowa zdążyły ulecieć nim szlachcic odsunął się od aurora. Zdecydowanie musieli porozmawiać. Jednakże nie teraz i nie tutaj. Wszakże to nie był czas i miejsce, po raz kolejny życie niewinnych było zagrożone i po raz kolejny oni, mieli być tarczą pomiędzy tymi, którzy bronić się nie mogli, a wszelakim złem. Tylko, czy on był gotów ponownie położyć swoje życie na szali?
Nie miał innego wyjścia.
Słuchał kolejnych padających słów. Westminster. Posłał krótkie spojrzenie Jackie i przywołał na twarz delikatny uśmiech. Mieli dzisiaj działać razem, a to oznaczało, że nie mógł się poddać, nie mógł opuścić różdżki, prawda? Nie umiałby spojrzeć Kieranowi i Vincentowi w oczy, gdyby... Szczęka zarysowała się mocniej pod gęstym zarostem. - Myślę, że jedną parę lusterek powinna mieć Justine i Maeve oraz Mike i Marcella drugą ja i Jackie oraz ty szefie. Jeżeli będzie potrzeba wsparcia to w takich grupach będziemy w stanie najszybciej do siebie dotrzeć, z okolic Westminsteru do Tower dojdziemy szybciej niż do doków. A na miotłach Mike i Marcy sprawnie przebiją się i przez pół miasta, przynajmniej sprawniej niż na piechotę - ponownie przemówił, nieco ochrypłym głosem, starając się odtworzyć w głowie mapę miasta. Oczywiście to była jedynie propozycja, która ostatecznie i tak będzie zaakceptowana przez Kierana. Kiedy Justine podeszłą do niego i wręczyła mu jedną z mikstur, posłał jej delikatny uśmiech. Nikomu nie śpieszyło się do śmierci, szczególnie kiedy niedawno wyrwało się z jej szponów, ale czy miał na to wpływ? Wtedy, koło altany też nie chciał zostawiać wszystkiego za sobą.
Nie miał innego wyjścia.
Słuchał kolejnych padających słów. Westminster. Posłał krótkie spojrzenie Jackie i przywołał na twarz delikatny uśmiech. Mieli dzisiaj działać razem, a to oznaczało, że nie mógł się poddać, nie mógł opuścić różdżki, prawda? Nie umiałby spojrzeć Kieranowi i Vincentowi w oczy, gdyby... Szczęka zarysowała się mocniej pod gęstym zarostem. - Myślę, że jedną parę lusterek powinna mieć Justine i Maeve oraz Mike i Marcella drugą ja i Jackie oraz ty szefie. Jeżeli będzie potrzeba wsparcia to w takich grupach będziemy w stanie najszybciej do siebie dotrzeć, z okolic Westminsteru do Tower dojdziemy szybciej niż do doków. A na miotłach Mike i Marcy sprawnie przebiją się i przez pół miasta, przynajmniej sprawniej niż na piechotę - ponownie przemówił, nieco ochrypłym głosem, starając się odtworzyć w głowie mapę miasta. Oczywiście to była jedynie propozycja, która ostatecznie i tak będzie zaakceptowana przez Kierana. Kiedy Justine podeszłą do niego i wręczyła mu jedną z mikstur, posłał jej delikatny uśmiech. Nikomu nie śpieszyło się do śmierci, szczególnie kiedy niedawno wyrwało się z jej szponów, ale czy miał na to wpływ? Wtedy, koło altany też nie chciał zostawiać wszystkiego za sobą.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Próbował jak najlepiej rozłożyć siły na te kilka grup, nawet jeśli doskwierał mu przy tym brak ludzi i środków, kiedy musieli korzystać z własnych zasobów. Gdyby jeszcze kilka doświadczonych osób mógł wykorzystać wobec zbliżającego się zagrożenia, być może byłoby mu lżej na sercu, a mięśnie jego ramion nie spinałyby się wręcz boleśnie z nerwów pod materiałem ciemnego płaszcza. Ale nie należało poświęcać myśli rozmyślaniom o tym, co by było gdyby, trzeba było stawić czoła ponurej rzeczywistości i przygotować jak najlepiej na rozlew krwi na londyńskich ulicach. Właśni dlatego podzielił się jedną z fiolek trzymanych w kieszeni płaszcza. Oddanie eliksiru ochronnego w ręce mniej doświadczonej osoby wydało mu się rozsądnym posunięciem, gdy miał zdecydowanie większe szanse wybronić się przed atakiem niż Urquart. Był pewien swoich umiejętności, cudzych niekoniecznie, bo i nie posiadał o nich pełnej wiedzy.
Musieli podjąć jeszcze pewne decyzje i w pierwszej kolejności pochylił się nad sprawą udania do rozgłośni. Rozważył na szybko korzyści płynące z takiego działania, biorąc pod uwagę również bolesne konsekwencje. – Nawet jeśli zwyrodnialcy też usłyszą komunikat, jest to ryzyko, które warto podjąć – odparł śmiało, szczerze wierząc w to, że więcej ludzi zdecyduje się szybko uciec ze stolicy, niż wyjść na ulice, aby dołączyć do krwawych starć. – Justine ma rację, powinieneś zachować eliksiry przy sobie, na wszelki wypadek – domniemywał, że droga prowadząca do rozgłośni również może okazać się problematyczna, ale zarazem czuł, że najgorsze batalie będą toczyć się gdzie indziej. To było zadanie, które można był powierzyć osobom nieobeznanym w walce. Wymieniona przez niego dwójka wyraziła życzenie zrealizowania tej inicjatywy, zatem i Kieran nie miał innego wyjścia, jak przytaknąć.
Nie skomentował pomysłu z latającym patrolem, to było oczywiste, że jest dobry. Zastanowił się za to nad poruszoną przez Maeve kwestią komunikacji. To rzeczywiście było istotne; użycie patronusa do przekazania wiadomości może okazać się niemożliwe podczas wymagających starć, a tylko takich powinni się teraz spodziewać. Zerknął na podane mu lusterko, jeszcze go nie przyjmując. – Ile mamy par lusterek dwukierunkowych do dyspozycji? – spytał spokojnie, próbując rozeznać się w sytuacji. Zaraz jednak usłyszał propozycję Gabriela i przytaknął mu od razu, nie mając czasu na szukanie innych rozwiązań, gdy nie był nawet pewien tego, czy byłyby lepsze. – Tak zrobimy. Jedna para lusterek pomiędzy grupy Justine i Marcelli, druga pomiędzy grupę moją i Jackie – podjął decyzję, przy okazji wyznaczając osoby odpowiedzialne za dowodzenie, opierając się nie tylko na ich stażu w służbach porządkowych, ale również na doświadczeniu zdobytym poprzez działanie na rzecz Zakonu Feniksa. – Jeśli do dyspozycji mamy jeszcze trzecią parę, chciałbym zachować łączność pomiędzy moją grupą a tą Justine – kiedy ta sprawa została wyjaśniona, w końcu przyjął ofiarowany mu przez Maeve przedmiot mający zapewnić im łączność.
I ostatnia rzecz, którą musiał na szybko dopiąć, kiedy nie mieli pewności, czy kiedykolwiek jeszcze będzie aurorom dane wejść do Ministerstwa Magii. Spojrzał na Justine uważnie. – Nim wyjdziemy, wezmę je z gabinetu i wręczę ci po wszystkim – nie było możliwości, aby nie dane im było przeżyć tej nocy, wciąż każde z nich miało wiele do zrobienia. – Upewnijcie się, że wszystko zostało odpowiednio rozdane – polecił wszystkim, samemu chwytając za swoją miotłę, którą ulokował na plecach, przewieszając gruby rzemień przez ramię. To były ostatnie chwile w sali odpraw przed wyruszeniem.
| Sprawa techniczna dotycząca lusterek, czyli propozycja ode mnie (bo mamy 3 pary):
x. para lusterek Gabriela – jedno zostaje przy Gabrielu, drugie dla Randalla;
x. para lusterek Marcelli – jedno zostaje przy Marcelli, drugie dla Justine;
x. para lusterek Maeve – jedno zostaje przy Maeve, drugie dla Kierana.
czas na odpis 48 godzin (23.02., godzina 22:30)
Musieli podjąć jeszcze pewne decyzje i w pierwszej kolejności pochylił się nad sprawą udania do rozgłośni. Rozważył na szybko korzyści płynące z takiego działania, biorąc pod uwagę również bolesne konsekwencje. – Nawet jeśli zwyrodnialcy też usłyszą komunikat, jest to ryzyko, które warto podjąć – odparł śmiało, szczerze wierząc w to, że więcej ludzi zdecyduje się szybko uciec ze stolicy, niż wyjść na ulice, aby dołączyć do krwawych starć. – Justine ma rację, powinieneś zachować eliksiry przy sobie, na wszelki wypadek – domniemywał, że droga prowadząca do rozgłośni również może okazać się problematyczna, ale zarazem czuł, że najgorsze batalie będą toczyć się gdzie indziej. To było zadanie, które można był powierzyć osobom nieobeznanym w walce. Wymieniona przez niego dwójka wyraziła życzenie zrealizowania tej inicjatywy, zatem i Kieran nie miał innego wyjścia, jak przytaknąć.
Nie skomentował pomysłu z latającym patrolem, to było oczywiste, że jest dobry. Zastanowił się za to nad poruszoną przez Maeve kwestią komunikacji. To rzeczywiście było istotne; użycie patronusa do przekazania wiadomości może okazać się niemożliwe podczas wymagających starć, a tylko takich powinni się teraz spodziewać. Zerknął na podane mu lusterko, jeszcze go nie przyjmując. – Ile mamy par lusterek dwukierunkowych do dyspozycji? – spytał spokojnie, próbując rozeznać się w sytuacji. Zaraz jednak usłyszał propozycję Gabriela i przytaknął mu od razu, nie mając czasu na szukanie innych rozwiązań, gdy nie był nawet pewien tego, czy byłyby lepsze. – Tak zrobimy. Jedna para lusterek pomiędzy grupy Justine i Marcelli, druga pomiędzy grupę moją i Jackie – podjął decyzję, przy okazji wyznaczając osoby odpowiedzialne za dowodzenie, opierając się nie tylko na ich stażu w służbach porządkowych, ale również na doświadczeniu zdobytym poprzez działanie na rzecz Zakonu Feniksa. – Jeśli do dyspozycji mamy jeszcze trzecią parę, chciałbym zachować łączność pomiędzy moją grupą a tą Justine – kiedy ta sprawa została wyjaśniona, w końcu przyjął ofiarowany mu przez Maeve przedmiot mający zapewnić im łączność.
I ostatnia rzecz, którą musiał na szybko dopiąć, kiedy nie mieli pewności, czy kiedykolwiek jeszcze będzie aurorom dane wejść do Ministerstwa Magii. Spojrzał na Justine uważnie. – Nim wyjdziemy, wezmę je z gabinetu i wręczę ci po wszystkim – nie było możliwości, aby nie dane im było przeżyć tej nocy, wciąż każde z nich miało wiele do zrobienia. – Upewnijcie się, że wszystko zostało odpowiednio rozdane – polecił wszystkim, samemu chwytając za swoją miotłę, którą ulokował na plecach, przewieszając gruby rzemień przez ramię. To były ostatnie chwile w sali odpraw przed wyruszeniem.
| Sprawa techniczna dotycząca lusterek, czyli propozycja ode mnie (bo mamy 3 pary):
x. para lusterek Gabriela – jedno zostaje przy Gabrielu, drugie dla Randalla;
x. para lusterek Marcelli – jedno zostaje przy Marcelli, drugie dla Justine;
x. para lusterek Maeve – jedno zostaje przy Maeve, drugie dla Kierana.
czas na odpis 48 godzin (23.02., godzina 22:30)
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Rozumiała ich nerwy z powodu planu, który przyszedł jej do głowy, jednak widziała w nim więcej plusów niż mogliby się spodziewać. Kiwnęła głową, gdy usłyszała słowa Just. I miała ona rację, zdecydowanie, ale co mogli więcej zrobić? - To może się stać, ale lepsze jest to, niż informowanie pojedynczych przypadków. Ale pamiętajmy też, że Ci, którzy mają wiedzieć o tym, co stanie się dzisiejszej nocy, nie rozbestwią się już bardziej. Skoro my wiemy, oni pewnie nawet rozpoczęli atak. Ewentualnie, jeśli tylko potraficie... Można udać się do mugolskiej rozgłośni. Radio jest wśród mugoli nawet bardziej popularne. - Nie była tylko pewna, czy Karlie i Lucan znają się na tyle na mugolach, by wiedzieć gdzie się udać, a co dopiero obsługiwać radio. Nie wiadomo też jak zareagują na nich ludzie pracujący tam. Równie dobrze mogli wziąć ich za... świrów. Nie zdziwiłaby się, w takiej sytuacji i z takim komunikatem. - Ja mam jeszcze jedną parę. - przyznała. Choć na początku zupełnie o tym zapomniała. Jednak stres dawał trochę o sobie znać. Mieli przed sobą naprawdę trudną przeprawę, która może naprawdę źle się skończyć. Ale nie miała zamiaru ulegać presji, trzeba było trochę odetchnąć. Tak kilka razy. Spojrzała na Just, która dała jej eliksir. - Przepraszam, ale nie umiem go używać. I chyba już mi się nie zmieści. - powiedziała, wiedząc, że ma kilka fiolek poupychanych w kieszeniach. Zaraz wszystko zacznie jej wypadać i tyle z tego będzie. A ona i Michael byli najbardziej dynamiczną z grup, nie mogli mieć bardzo dużo ekwipunku, żeby nie tracić prędkości. Aż dobrze, że włożyła dzisiaj spodnie, a nie spódnicę. - Masz wszystko? - spytała Tonksa, na wszelki wypadek. Każdemu może się przecież zdarzyć zapomnienie czegoś w momencie stresu. Na chwilę jednak go zostawiła zaraz po tym pytaniu. Skierowała swój krok, powolny i może nawet lekko od niechcenia w stronę Lupina, na którego spojrzała z nieokreśloną intencją. W połowie niechętną, w połowie zaczepną, a trochę też zaniepokojoną. - Tylko nie szarżuj. I uważaj na siebie. We wszystkim innym jesteś całkiem dobry. - Mruknęła tylko, po czym odwróciła się szybciutko, żeby nie posyłać zbyt intensywnego spojrzenia, by dołączyć do Tonksa. Wyciągnęła też swoją miotłę. A parę swoich lusterek oddała Kieranowi, by mógł je rozdać tak, jak zaplanował.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Większość spotkania milczała, przenosząc wzrok między kolejnymi sylwetkami zebranych w sali odpraw czarodziejów; nie czuła się na tyle pewnie, by grać pierwsze skrzypce, nie tutaj. W większości otaczali ją aurorzy lub funkcjonariusze magicznej policji, i choć na przestrzeni długich lat, które spędziła w ministerstwie, dorobiła się uprzedzeń względem wspomnianych służb, to nie chciała oceniać tych, którzy odpowiedzieli na wezwanie, Rinhearta, przez pryzmat uraz, zawiedzionych nadziei. Mimo wszystko cieszyła się, że Kieran nie przydzielił jej do Figg - nie mogła zapomnieć o ich nie tak dawnych spotkaniu w archiwach, gdzie doszło między nimi do drobnej różnicy zdań. Obawiałby się, że emocje wezmą górę, przesłonią cel, a tym samym zmniejszą ich - jej - skuteczność.
- Dziękuję - odezwała się cicho, przelotnie podchwytując spojrzenie Justine, szybko przenosząc wzrok na otrzymywane medykamenty. Chciała zapamiętać, który eliksir znajdował się w którym naczyniu, a także do których kieszeni płaszcza je wkłada. Wszak kiedy już znajdą się w terenie, nie będzie czasu na spokojne przeglądanie całego ekwipunku. - Będziemy się przemieniać? - dodała jeszcze, nim Tonks ruszyła dalej. Obie były metamorfomagami, zawsze mogły spróbować wykorzystać ten dar, by nie ruszać do doków pod swoimi personaliami. Niezależnie od tego, jak skończy się ta noc, strażniczka ceniła sobie swoją anonimowość w terenie. Nawet jeśli i tak miała już dłużej nie pełnić tego stanowiska.
Nie odniosła się do pomysłu nadania ogłoszenia przez radio; sama nie posiadała odbiornika, nie wiedziała ilu czarodziejów wyposażyło się w takowe, lecz skoro już padła taka propozycja, a panna Potter i lord Abbott, z którym niegdyś toczyła pojedynek, wyrazili chęć pomocy... Nie mieli wiele do stracenia. Ludzie Malfoya z pewnością nie próżnowali, wyprzedzając ich o krok. Niechętnie zgadzała się z Figg w myślach, nie wiedziała tylko, czy wizyta w mugolskiej rozgłośni mogła zakończyć się powodzeniem.
Oddała Rinheartowi lusterko, nie buntując się przeciwko temu, dlaczego to Justine traktował jako osobę przewodzącą ich drużynie. Może z powodu tego, że była kursantką w jego biurze, kojarzył ją lepiej - odnosiła jednak nieodparte wrażenie, że otaczający ją czarodzieje znają się lepiej niż z początku przypuszczała. I nie miała na myśli tych, których łączyły więzy krwi. Była również ciekawa, o jakich dokumentach dyskutują - niektórych nawyków nie dało się pozbyć nawet i w takich sytuacjach - lecz nie śmiała o to zapytać, to nie był jej interes.
Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy Wroński również miał wyjść na ulice, czy popierał ideę obecnego ministra i stojącego za nim samozwańczego lorda Voldemorta, szybko jednak odrzuciła od siebie te myśli. Nie powinna się rozpraszać, jeśli chciała dożyć poranka.
| w takim razie potwierdzam, oddaję Kieranowi lusterko, biorę od Justine:
Smocza Łza (1 porcje, stat. 40, moc +15)
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcja
- Dziękuję - odezwała się cicho, przelotnie podchwytując spojrzenie Justine, szybko przenosząc wzrok na otrzymywane medykamenty. Chciała zapamiętać, który eliksir znajdował się w którym naczyniu, a także do których kieszeni płaszcza je wkłada. Wszak kiedy już znajdą się w terenie, nie będzie czasu na spokojne przeglądanie całego ekwipunku. - Będziemy się przemieniać? - dodała jeszcze, nim Tonks ruszyła dalej. Obie były metamorfomagami, zawsze mogły spróbować wykorzystać ten dar, by nie ruszać do doków pod swoimi personaliami. Niezależnie od tego, jak skończy się ta noc, strażniczka ceniła sobie swoją anonimowość w terenie. Nawet jeśli i tak miała już dłużej nie pełnić tego stanowiska.
Nie odniosła się do pomysłu nadania ogłoszenia przez radio; sama nie posiadała odbiornika, nie wiedziała ilu czarodziejów wyposażyło się w takowe, lecz skoro już padła taka propozycja, a panna Potter i lord Abbott, z którym niegdyś toczyła pojedynek, wyrazili chęć pomocy... Nie mieli wiele do stracenia. Ludzie Malfoya z pewnością nie próżnowali, wyprzedzając ich o krok. Niechętnie zgadzała się z Figg w myślach, nie wiedziała tylko, czy wizyta w mugolskiej rozgłośni mogła zakończyć się powodzeniem.
Oddała Rinheartowi lusterko, nie buntując się przeciwko temu, dlaczego to Justine traktował jako osobę przewodzącą ich drużynie. Może z powodu tego, że była kursantką w jego biurze, kojarzył ją lepiej - odnosiła jednak nieodparte wrażenie, że otaczający ją czarodzieje znają się lepiej niż z początku przypuszczała. I nie miała na myśli tych, których łączyły więzy krwi. Była również ciekawa, o jakich dokumentach dyskutują - niektórych nawyków nie dało się pozbyć nawet i w takich sytuacjach - lecz nie śmiała o to zapytać, to nie był jej interes.
Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy Wroński również miał wyjść na ulice, czy popierał ideę obecnego ministra i stojącego za nim samozwańczego lorda Voldemorta, szybko jednak odrzuciła od siebie te myśli. Nie powinna się rozpraszać, jeśli chciała dożyć poranka.
| w takim razie potwierdzam, oddaję Kieranowi lusterko, biorę od Justine:
Smocza Łza (1 porcje, stat. 40, moc +15)
marynowana narośl ze szczuroszczeta (stat. 40, moc +10) - 1 porcja
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Pierwsze plany zostały uformowane. Miały wejść w życie ledwie za chwilę i Justine zrozumiała, że towarzyszy jej znajome uczucie. Coś, czego nie można była całkowicie określić strachem, bo nie bała się. Nie miała żadnych wątpliwości, że powinna znaleźć się dzisiaj na ulicach Londynu i spróbować pomóc tak wielu osobom, jak tylko mogła. Ale był to inny stan, spokój choć towarzyszył jej był inny a ona wiedziała już jaki smak ma to, czego nie umie dokładnie określić słowami. Ale nie musiała. Decyzja o znalezieniu stacji nadającej była właściwa. Niosła za sobą ryzyko, ale dzisiaj podejmowali je oni wszyscy. Zgadzała się ze słowami wypowiedzianymi przez Rinehearta. Jasne tęczówki przesunęły się po Marcelli, ale nie odpowiedziała jej już więcej. Nie miało to już znaczenia, skoro Kieran podjął decyzję. Wskazała jedynie na punkt, który winni mimo wszystko chociaż wziąć pod uwagę. Cofnęła dłoń z wyciągnym w kierunku Marcelli eliksirem i schowała go na powrót. W końcu znalazła się znów obok Maeve której skinęła lekko głową.
- To nic. - stwierdziła ze spokojem - Znam też magię leczniczą. Nie wybitnie, ale wystarczająco. - wyjaśniła swojej towarzyszce. Nie miała szansy nigdy pracować z kobietą. Wcześniej przez lata pracowała w pogotowiu. Teraz robiła kurs aurorski, ona była w wiedźmiej straży. Na kolejne pytanie skupiła na niej wzrok zastanawiając się jedynie przez chwilę. Skinęła głową. - Myślę, że to dobra myśl - przyznała po krótkiej chwili kiedy rozpatrywała wszystkie za i przeciw. Jej twarz była znana, nie zdziwiłaby się, gdyby informacje o niej posiadało więcej osób niż sądziła.
Jej wzrok skrzyżował sie ponownie ze spojrzeniem należącym do Kierana. Kilka krótkich sekund w których widziała zrozumienie. Na wypowiedziane przez niego słowa skinęła lekko głową. Dobrze. Musiała zadbać o nie już teraz, zdobycie ich później, może okazać się zwyczajnie nierealne.
- To będzie długa noc. - podsumowała krótko rozglądając się po wszystkich wokół. Obróciła różdżkę w dłoniach. Mogła wzmocnić wszystkich, ale mogła też sięgnąć po coś innego. I przed chwilą myślała nad tym, ostatecznie jednak decydując się na rzucenie zaklęcia, które mogło wspomóc wszystkich jej towarzyszy. - Magicus Extremos. - wypowiedziała pewnie, zakręcając nadgarstkiem odpowiedni gest. Miała nadzieję, że magia jej wysłucha.
| wzmacniam nas wszystkich - mam nadzieję - liczony jest zawsze pierwszy magicus, więc jak mi nie wyjdzie, najlepiej wybrać osobę z najwyższą statą. A jak wyjdzie, możecie sobie wklepać jakieś pomocnicze
i biorę lusterko od Marcelli
- To nic. - stwierdziła ze spokojem - Znam też magię leczniczą. Nie wybitnie, ale wystarczająco. - wyjaśniła swojej towarzyszce. Nie miała szansy nigdy pracować z kobietą. Wcześniej przez lata pracowała w pogotowiu. Teraz robiła kurs aurorski, ona była w wiedźmiej straży. Na kolejne pytanie skupiła na niej wzrok zastanawiając się jedynie przez chwilę. Skinęła głową. - Myślę, że to dobra myśl - przyznała po krótkiej chwili kiedy rozpatrywała wszystkie za i przeciw. Jej twarz była znana, nie zdziwiłaby się, gdyby informacje o niej posiadało więcej osób niż sądziła.
Jej wzrok skrzyżował sie ponownie ze spojrzeniem należącym do Kierana. Kilka krótkich sekund w których widziała zrozumienie. Na wypowiedziane przez niego słowa skinęła lekko głową. Dobrze. Musiała zadbać o nie już teraz, zdobycie ich później, może okazać się zwyczajnie nierealne.
- To będzie długa noc. - podsumowała krótko rozglądając się po wszystkich wokół. Obróciła różdżkę w dłoniach. Mogła wzmocnić wszystkich, ale mogła też sięgnąć po coś innego. I przed chwilą myślała nad tym, ostatecznie jednak decydując się na rzucenie zaklęcia, które mogło wspomóc wszystkich jej towarzyszy. - Magicus Extremos. - wypowiedziała pewnie, zakręcając nadgarstkiem odpowiedni gest. Miała nadzieję, że magia jej wysłucha.
| wzmacniam nas wszystkich - mam nadzieję - liczony jest zawsze pierwszy magicus, więc jak mi nie wyjdzie, najlepiej wybrać osobę z najwyższą statą. A jak wyjdzie, możecie sobie wklepać jakieś pomocnicze
i biorę lusterko od Marcelli
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Sala odpraw
Szybka odpowiedź