Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój Isabelli
AutorWiadomość
Pokój Isabelli [odnośnik]26.09.19 19:01
First topic message reminder :

Pokój gościnny

Jest to jeden z mniejszych pokojów, które  znajdują się na piętrze Kurnika. Tak jak reszta domu pokój ten jest niezwykle jasny, głównie dzięki białym ścianom oraz oknom, które wpuszczają do wnętrza sporo światła. Został urządzony dość skromnie, poza w miarę szerokim łóżkiem oferując jedynie komodę, toaletkę oraz biurko wraz z krzesłem. Przeważnie jest on pusty, jednak od czasu do czasu zdarza się, że ktoś z niego korzysta. W maju 1957 na stałe zamieszkała w pokoju kuzynka Alexa, Isabella.
Zaklęcia ochronne: Cave Inimicum, Mała twierdza, Tenuistis
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 11.03.21 1:52, w całości zmieniany 2 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój Isabelli - Page 2 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Pokój Isabelli [odnośnik]26.09.20 23:24
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 71

--------------------------------

#2 'k100' : 93
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Isabelli - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]28.09.20 1:28
Urósł ten szczur. Wydłużyły się łapy, sierść wygładziła się aż do gładkiej płachty, malec przemienił się w wielkoluda, ogonek zrzucił, głową potrząsnął, ale chyba mimo to… pisnął?! Isabella przerażona łomotem, miauczeniem i faktycznym popiskiwaniem – trzema dźwiękami łączącymi się we wstrętnej kakofonii zerwała się z łóżka i pobiegła na drugi koniec komnaty sypialni, w pierwszej chwili nie mając właściwie pojęcia, co się tak naprawdę wydarzyło. Kocisko się zjeżyło, fuknęło i spróbowało jeszcze raz zagrozić pazurem tym razem nieco większemu osobnikowi. W tej samej chwili oprzytomniała i chwyciła pierwszą rzecz, jakiej smukłe palce – atlas roślin – i natychmiast wyrzuciła ją w stronę oprawcy. Tak, już się zorientowała, kto spoczywał na dywaniku. Tomisko opadło głucho przed nosem chłopca, kot wybiegł przez uchylone drzwi, a dama powoli, ostrożnie odsunęła się od ściany. Nóżką kopnęła wrota, by mieć pewność, że zablokują ewentualny powrót drapieżnika. Była spięta, zdziwiona. Oddychała mocno i spoglądała na spoczywające na podłodze zwłoki. Zrobiła ostrożny krok w stronę Cattermole’a, a kiedy tylko łóżko przestało zasłaniać jej pozostała część jego sylwetki, pisnęła, odruchowo przyklejając dłoń do ust. Rozerwane na plecach ubranie, czerwona smuga wokół przeciętej tkaniny.
– Och, nie! – Padła na kolana i sięgnęła łapkami do buzi Steffena, aby sprawdzić, czy ten wredny kot zdołał go skrzywdzić jeszcze bardziej. - Steffenie! Nie ruszaj się! Jesteś ranny. Upadłeś mocno, coś cię boli? Możesz poruszać nogami? – zasypała go lawiną pytań, w głosie odznaczała się nerwowość. Pogłaskała czuprynkę i dłonią powoli przemknęła od jego szyi, przez kark i wreszcie blisko wstrętnej szramy. To musiał być naprawdę ostry pazur. Serce zabiło jej mocno, poczuła okrutne wyrzuty sumienia, bo przecież ten cały kot to był jej pomysł! W oczach prawie stanęły łzy. Paluszkami ostrożnie odgięła rozcięty materiał i popatrzyła na krwawą linię. – Naprawię to zaraz. Nie martw się, zaraz przestanie piec. On już nie wróci. Naprawdę, obiecuję, że więcej go tu nie wpuszczę! Nie wiedziałam, że mógłby cię skrzywdzić – plotła w stresie i wielkim przejęciu. Dłoń jej drżała, kiedy tylko wstawała z podłogi. Sztywne ciało jakimś cudem zdołało dotrzeć do szafki i wydobyć słoiczek z maścią. Za chwilę znów klęczała na dywaniku. Pod łepek podsunęła mu poduszkę i popatrzyła na ranę. Rozerwała i tak poszatkowany materiał. – M-muszę zdjąć – bąknęła trochę speszona całym procesem, ale przecież to potrzebne! Kawałek odzienia i tak już nie nadawał się do niczego. – Posmaruję cię i zaraz nie będzie śladu, wiesz? Leż spokojnie – powiedziała, głaszcząc go jeszcze najpierw po główce. Momentalnie przestała się obrażać (przynajmniej dopóki był poszkodowany). Jak mogłaby być na niego zła, kiedy cierpiał!? W misternym procesie, jakby co najmniej odprawiała wielki rytuał, zamoczyła palce w magicznej maści i przeniosła chłodną substancję na ranę. Dokładnie, ostrożnie, dbając o odpowiednią warstwę na całej długości. Nie chciała, by miał bliznę. Obrażenia nie były wielkie, ale na pewno nieprzyjemne. Zatroskane serce wygrywało podniosłe melodie pod cieniutkim materiałem piżamy. Powoli wygasało w jej oczach ognisko lęku. – Już dobrze, już dobrze… Jeszcze tylko chwila i będziesz mógł wstać - nuciła, głaszcząc go lekko, czule po plecach, jakby chciała mu zrekompensować całe zajście. Z pewnością poczuł ulgę. Rana nie miała szans z dobrze przygotowanym specyfikiem. Mały pokoik wypchany był eliksirami na wszystkie okazje. Niektóre… niektóre były bardzo brzydkie i mogły wyrządzić krzywdę, ale o tym nie musiała nikomu wspominać.
Czy już po wszystkim? Wielkie oczy prześlizgnęły się po całej sylwetce. Wciąż nie mogła uwierzyć, że… że zjawił się tutaj jako szczur! To obrzydliwe i zarazem takie jakieś… fantastyczne, może romantyczne? Ojej, nie była pewna, które uczucie dominowało. Tylko dlaczego nie mógł wejść drzwiami?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]02.10.20 17:53
Nie zdążył! Kocia łapa sięgnęła jego grzbietu o mgnienie sekundy za wcześnie, gdy dopiero zaczął się przemieniać. Nie przerwało to transformacji, ale na jego plecach pozostały szramy, koszula została rozdarta. Aua! Na szczęście zadrapania były płytkie, kot wbił się w jego grzbieto-plecy w połowie transformacji, gdy miękkie szczurze ciałko zdążyło trochę stwardnieć.
Co za upokorzenie! Chciał dokonać wielkiego gestu, zaśpiewać Isabelli serenadę na przeprosiny (choć nie umiał śpiewać, ale Pimpuś, nierozróżniający ludzkich dźwięków, dzielnie piszczał mu, że nie jest źle) i wcale nie chciał pokazywać się tak od razu bez koszuli! Poczuł pod dłońmi i kolanami twardą podłogę, a potem...
...oberwał książką w czoło.
-Auć! - teraz to już był podwójnie oszołomiony. Skołowany, spoglądał na podwójną... a nawet potrójną... sylwetkę Isabelli, walcząc z zawrotami głowy.
-B...Bella... - jaka jesteś śliczna - uśmiechnął się półprzytomnie, gdy wzięła jego twarz w swoje arystokratyczne dłonie. Nie zakładał dzisiaj brania jej na litość, ale kto wie, może ta nieplanowana strategia nie była jednak taka najgorsza? Bella udowodniła już w końcu, że jest nieprzewidywalna, że wzrusza się prostymi i pieknymi rzeczami i nie działają na nią podrywy, które ujęłyby inne dziewczyny. Choć, prawdę mówiąc, Steff jakoś nigdy nie umiał poderwać żadnej innej dziewczyny, więc może z założenia robił coś nie tak i tylko przy Belli mu wychodziło?
-Nic mi nie jest... - murknął, niespecjalnie pewnie. Mógłby wyjaśnić Isabelli, że już niejednokrotnie obrywał od kotów, ale jej troska i kuracja były bardzo przyjemne, więc umilkł. Rozmarzony, poddał się czułości Isabelli, najpierw przymykając oczy. Potem adrenalina zaczęła opadać, a typowa dla Steffa ciekawość powoli przełamała odrętwienie jego przestraszonego umysłu i nakazała mu otworzyć powieki. Nadal posłusznie leżąc, omiótł wzrokiem pokój.
-A wiesz... jeszcze nie byłem w twoim pokoju... - uświadomił sobie z uśmiechem. Kolejny krok milowy w ich znajomości!
Aż... adrenalina opadła całkiem, a Steffowi przypomniało się, czemu właściwie tutaj był. Ojej. Ups. Ostatnio Isabella też leczyła go tak czule, a potem się obraziła.
Nie było czasu do stracenia, musiał zacząć swoje wyjaśnienia, dopóki jeszcze była w łaskawym nastroju!
Poderwał się do pionu i usiadł. Po sekundzie chwycił poduszkę i zasłonił nią swój szczupły tors, żeby Belli nie było wstyd i żeby nie porównywała jego chudej klaty do mięśni cholernych pogromców smoków z Kent.
-Jak się masz, Bello? Słyszałem jakiś... krzyk spod okna? Albo huk? Słuchaj, przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale nie odpisałaś na moje listy i pewnie jesteś zajęta albo zapracowana, no więc nie musisz mi zawsze od razu odpisywać, bo masz swoje życie i w ogóle, ale czy ty się na pewno na mnie nie obraziłaś? - wypalił na jednym wydechu, rumieniąc się lekko ze stresu. -Bo wiesz, nie chciałem opowiadać o trollu przy Alexie, ale mogę wszystko wyjaśnić!


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]04.10.20 11:55
Choć wedle tajemnych kobiecych zasad winna tupnąć nóżką, odwrócić się i wygonić kawalera za drzwi, zmuszając go do tego, by sam się domyślał, o co poszło, to jednak widok boleśnie wykrzywionej twarzy, dźwięk syknięcia i ten stłumiony, przeżywający ból głos skutecznie rozwiał kłębowisko czarnych chmur ponad jej upartą buzią. Naprawdę chciała się obrażać! Obrażać i trochę płakać, bo czy nie było tak, że została zdradzona? Nie wiedziała. Może i mówili o niej, że sama jest zdrajcą, ale nigdy przenigdy nie ośmieliłaby się… Nie, chyba jednak się ośmieliła i dalsze rozważania nie miały już sensu. Nie umiała jednak odgrywać dalej przedstawienia, kiedy polała się krew. W dodatku z jej winy! Co z niej za dziewczyna, skoro trzyma w domu kota, mając szczurzego chłopaka?! I gdzieś w szale wydarzeń chyba chlipnęła smutno, pod noskiem, bo przecież nigdy nie życzyła mu źle. Nawet jeśli randkował i narażał życie dla jakiejś starej panny!
– Nic nie mów – burknęła, nie wyobrażając sobie sprzeciwu. Kontynuowała leczniczy rytuał i walczyła z takim dziwnym uczuciem. Zupełnie jakby każde muśnięcie elektryzowało jej dłoń. Ale to ta maść, ona przecież była zimna i bardzo kojąca. To z pewnością jej wina. Ponad jego pleckami wzięła jednak dwa głębokie wdechy i w duchu wydziedziczyła kota. Nigdy więcej pazurków.  – To było bardzo głupie, wiesz? – rzuciła między jednym a drugim paluszkiem umazanym w łagodnej mazi. – Czy jako szczur nie masz lepszego węchu? C-co jeśli kot by cię połknął?! – odezwała się nagle, burząc przyjemną chwilę. Rany pięknie się goiły. Szybko usuwały resztki bólu i rozluźniały napięte mięśnie. Isabella jednak z jakiegoś powodu uczyniła te ruchy wolniejszymi. Zupełnie jakby wcale nie chciała kończyć.  Czyżby?
Jego słowa sprawiły, że uniosła główkę i popatrzyła po ciasnawym pomieszczeniu. W niczym nie przypominało rozległych komnat w pałacu. Tam miała swoją łazienkę, garderobę, salonik, sypialnię… Ale tu znajdowała się przy tych, których kochała i już nie musiała się bać. A może teraz właśnie powinna? Potrząsnęła lekko głową. Chciała w pierwszej chwili zapytać, jak mu się podoba, chociaż pokoik był prosty i skromny, ale przypomniała sobie, kończąc rytuał, że przecież miała się obrażać na niego! – Jesteś – przyznała chłodno. Chłodno! – Bo się zakradłeś, Steffenie Cattermole – wysyczała, rzucając mu chyba takie bardziej złowieszcze spojrzenie. Widziała, jak potrafiła zerkać ciotka Morgana. Może to było w tym stylu? Nie zdążyła jednak fuknąć kolejny raz, bo zerwał się i zaczął jakieś dzikie czułostki z poduszką. Popatrzyła na niego z dużymi oczkami, nie bardzo wiedząc, o co chodziło. – Dlaczego się chowasz za poduszką? – zapytała w pierwszej chwili, ale potem się nieco speszyła, bo może… może nie powinna.  Potoki słów natychmiast rozpaliły w niej złowrogie ognisko. Jak on śmiał?! Jak mógł jej znów kłamać, kiedy ona chciała być miła i się o niego zatroszczyła?
– Jak się mam?! Jak się mam?!!! Ja jestem wściekła! Jestem obrażona! Jest mi tak strasznie przykro, że… że wolałeś jakąś Hanię ode mnie. I chodzisz sobie na randki z nią i… i dajesz się gonić trollowi!? I masz z nią jakieś tajemnice! Przecież ty mogłeś umrzeć! I wcale nie chcesz mi opowiedzieć prawdy. Och, Steffenie! Zupełnie nie wiem, co powinnam pomyśleć. Jakbym była w twojej skórze, to też bym nie chciała, by kuzyn mojej dziewczyny słuchał opowieści o przygodach z inną! Alexander powinien cię pogonić! To takie… to było wstrętne! –
wrzeszczała, a jej ciało drżało od nadmiaru emocji. Dobrze, że jednak się zasłonił poduszką, bo gotowa była wcisnąć delikatną piąstkę między chłopięce żebra. A wiedziała, gdzie wycelować, by zawył z bólu. – W-wolisz starsze dziewczyny? – bąknęła po chwili, kiedy opadła nieco największa kumulacja złości. Jeszcze niedawno mówił, że ją kochał. A ona tak dzielnie leczyła wszystkie rany po.. po schadzce z inną! Powstrzymała falę łez, choć usta jej drgnęły niepewnie i napęczniały goryczą wszystkie myśli. – Już nie mnie? – wydukała pod nosem i odwróciła główkę. Co za kretyn!
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]06.10.20 23:57
Nic nie mówił, onieśmielony nutą gniewu w melodyjnym głosie Belli. Przecież zakradł się tutaj jako szczur właśnie dlatego, że się na niego gniewała i że czuł, że jakby przyszedł... normalnie to jeszcze nie chciałaby rozmawiać. Może się mylił, może nie była aż tak obrażona. Ale bardzo chciał z nią porozmawiać i nie chciał zwlekać.
-Przemieniłbym się zanim by mnie połknął. - wymamrotał tylko obronnie. W najgorszym razie przemieniłby się w kocie, ale o tym wolał Belli nie mówić. Jeszcze nie próbował, znał taką samoobronę tylko z teorii i nie chciałby rozerwać żadnego kota od środka. Może i były okrutnymi bestiami, ale nie zasługiwały na taki los.
Przez chwilę tkwił w iluzji opiekuńczości, ale potem zaczęła mówić tak chłodno, że aż w całym pokoju zrobiło się zimno.
-Jj..ja... - zadrżał lekko, nie opuszczając poduszki i nie umiejąc znaleźć sensownego wyjaśnienia dla swej obronnej pozy. Chyba nawet nie musiał wykrzesać z siebie słów, ponieważ Bella zaczęła nagle  mówić... krzyczeć... żalić się... i patrzeć na niego tak groźnie! Skąd ona tak umiała?! Aż pobladł i skulił się w sobie, w pierwszej chwili słuchając tylko okrutnego tonu jej głosu i widząc tylko zagniewaną minkę. Słowa dudniły mu w uszach, ale ich sens zrozumiał dopiero z pewnym opóźnieniem - pojmując logikę, a raczej brak logiki, dopiero gdy Bella zamilkła.
-Jesteś...zazdrosna o... Hannah? I myślisz, że to była randka? - upewnił się nieśmiało, a potem wtrącił pośpiesznie i nieco wojowniczo: -Jak ty o mnie myślisz, Bello?! Nie zabrałbym żadnej dziewczyny na randkę, na której mógłby zaatakować nas troll. - uświadomił jej, że w walce nie było nic romantycznego! -Ale - nagle zrobiło mu się jakoś smutno i gorąco na raz, a choć planował już przecież, co chce powiedzieć, to wcale nie zaczął tak, jak zamierzał: -ale na Moście Miłości zaatakował nas jeszcze lord Alphard Black, znam jego twarz z "Czarownicy." - dodał z lekkim przekąsem, z wrażenia zapominając jak dwuznacznie brzmi nazwa mostu. Ciekawe, czy Bella znała tego lorda osobiście?!
-Bo nie byłem z Hanią na żadnej randce i nie jestem Hanią zainteresowany... w ten sposób! Bello, przecież wiesz, że... ojej, miałem dla Ciebie za mało czasu? - zafrapował się nagle. Może planowanie wyprawy na Most Miłości pochłonęło zbyt wiele czasu i uwagi Steffa, może Bella to wyczuła? -Spotkaliśmy się w Londynie bo... Bello, ile wiesz o Zakonie Feniksa? - westchnął nagle, skacząc z tematu na temat równie sprawnie, jak czarny królik-Alphard-Black podskakiwał wśród promieni zaklęć.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]07.10.20 0:34
Głębokie wdechy, Isabello. Głębokie, powolne i nie takie wściekłe. Płomyki odbijały się w jej oczach, czuła ciepło przelewające się przez palce, promieniujące do ramienia, do serca do rozgoryczonej duszy. A ten spłoszony gryzoń nie potrafił nawet wygłosić odpowiednich wyjaśnień. Jakże miała mu ufać? Jakże miała w niego wierzyć, skoro podbródek mu drżał i odpowiadał mdłymi strzępkami zdań. Och, ależ się rozpalała w gniewie. Miała ochotę wyrwać mu tą poduszkę, z której zrobił sobie tarczę. Wyrwać i wyrzucić przez okno, by nie mógł się już przed nią ukrywać. Skoro jednak wciąż naiwnie przyciskał ją do piersi, to znak, że dalej mijał się z prawdą. Zakuło ją to boleśnie. Nie tego się po nim spodziewała. Była roztrzęsiona, drażnił ją i smucił jednocześnie. Znała moc intrygi, znała uroki słodkich ocząt. Przecież sama stosowała dokładnie te same sztuczki. Ten chłopiec przeholował!
– Nie jestem zazdrosna! Ja, ja… nie jestem! Steffenie, znam się na kłamstwie! Czuję, że masz przede mną tajemnicę. Nie mogę znieść tej myśli. Parzy mnie, a… a przecież ogień nigdy nie powinien parzyć. Nie wiem, co powinnam myśleć! To wszystko brzmi tak dziwnie. Poszedłeś sobie z jakąś starą panną…gdzieś, nie wiem, gdzie! I spotkaliście trolla, przez którego o mało nie zginąłeś! A ona? Kobieta nie powinna stawać przed obliczem takiej wstrętnej bestii! – krzyczała, a bródka jej się trzęsła, włoski opadały trochę na twarz, ale nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Cierpiała nam myśl o tym, że nie była dla niego dostateczną towarzyszką podróży. – A może to o to chodziło! Ja nie jestem dostatecznie waleczna, więc wziąłeś jakąś inną – bąknęła nieco ciszej, bo zrobiło jej się nagle przykro. – Jak mogę ci uwierzyć? – zapytała bardziej dla siebie niż dla niego. Opuściła powoli główkę, przestała męczyć gardło. Znów wzięła głęboki wdech. Tylko że wtedy padło pewne nazwisko. Szeroko więc otworzyła oczy, czując jakiś fatalny absurd.
– Co ty mówisz? Lord Alphard Black jest niezwykle kulturalnym, szanowanym kawalerem. Jest dżentelmenem! Nie ośmieliłby się zaatakować kobiety. Zresztą po co miałby to robić? Mówiłeś, przed chwilą, że to był troll, a teraz oskarżasz o to lorda? To miły człowiek, bardzo serdeczny. Lubiłam z nim rozmawiać, jak jeszcze… jak… - urwała, bo chyba przez przypadek przycisnęła zębami język w natłoku słów i emocji. A może zrobiła to specjalnie, bo bała się głośno dokończyć? Steffen jednak mówił dalej, a ona przez chwilę nie potrafiła na niego spojrzeć, jakby bała się tego, co mogło się wydarzyć. Czekała, aż gorliwie przyzna, że wciąż pragnie tylko jej, że nie było żadnej innej, ale nie! Musiał znów opowiadać o tej Hannie.  – N-nie jesteś? – wydukała, ostrożnie przesuwając spojrzenie ku niemu. Nie adorował tej starszej dziewczyny? Więc co to było za przedziwne wydarzenie? – Nie możesz tak robić. Nie możesz opowiadać mi tylko kawałków historii. Uciekłam z domu, Steffenie. Mam tylko was. Nie wiem, co ze mną będzie i wciąż się boję. Martwię się! Nie chcę, by zabijały nas potworne kłamstwa – oznajmiła w końcu, obnażając garść swoich lęków. Wyznanie wcale nie przyszło jej z łatwością, choć wzniósł je pęd emocji. – Potrzebuję cię – wydukała, rumieniąc się znów gwałtownie. Czy pojmował, co właśnie próbowała mu nieco nieskładnie przekazać? Jakże wielką miała nadzieję, że to tylko ciąg kapryśnych nieporozumień, że wszystko można było jakoś wyjaśnić. Tylko że z każdą nową informacją coraz mniej w to wierzyła.
Kocisko zaczęło miauczeć pod drzwiami. Słychać było drapanie pazurów o drewnianą płytę. Natrętne, ciekawskie. Tylko Bella chyba nawet tego nie usłyszała. Po jego słowach, przysiadła na łóżku, przy Steffenie i popatrzyła na niego niepewnie, trochę podejrzliwie. – Widziałam plakaty. Lucinda i Alexander, są częścią Zakonu, te nagłówki są takie przykre – odpowiedziała zgodnie z prawdą, ale dalej nie mogła pojąć, po co o tym mówił. – To chyba nie jest dobry moment, by mówić o… - urwała, bo nagle pewna myśl wpadła jej do głowy. – O nie, o nie! Nie zmieniaj tematu, Steffenie Cattermole – oznajmiła, grożąc mu przy tym palcem. Tak właściwie to już się nie chciała kłócić. Chciała się przytulić, ale zdecydowanie nie powinna kapitulować, póki wszystkie sprawy nie zostały wyjaśnione. Tak, właśnie tak, Isabello!
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]07.10.20 6:25
Jakże miał jej coś wyjaśniać, jeśli patrzyła na niego tak gniewnie, tak płomiennie i lodowato zarazem, tak obco i boleśnie? W domu układał właściwe słowa - i to już od kilku dni! Isabella nie odpisywała na jego listy, ale przelał wszystko w list do pana Benjamina, wysłany tuż przed powzięciem decyzji o zakradnięciu się do Kurnika. Tymczasem Bella zupełnie wybijała go z rytmu, sprawiała, że wypadał z narzuconego sobie scenariusza. Motała się i złościła, mówiła jedno, a okazywała drugie, krzyczała i się martwiła. Znam się na kłamstwie? Co to miało znaczyć? Nigdy (chyba?!) go nie okłamała. A on... jej też nie, choć sporo rzeczy przemilczał. Zatajone tajemnice uwierały go, raniły ich oboje, musiały wyjść na jaw. Ale jak, skoro nawet w trolla powątpiewała!
-Troll pilnował tego mostu, poszliśmy tam z nim porozmawiać albo go przegonić... i udałoby się nam, gdyby nie Lord Black! - wciął się prędko, gdy spytała jak ma mu uwierzyć. No... tak! Może i był wrażliwym romantykiem, ale był też mężczyzną z zacięciem naukowo-runicznym. Skoro pytała o prawdę, to podawał jej fakty. Groza jej zmartwień docierała do niego z pewnym opóźnieniem - po kilku sekundach chyba pojął, dlaczego pytała o waleczność (chociaż nadal nie rozumiał, bo przecież twierdziła, że nie jest zazdrosna!).
-Jesteś najodważniejszą dziewczyną jaką znam! - uniósł obronnie dłonie. -Ale nie chciałbym żebyś znalazła się w niebezpieczeństwie ani walczyła z trollami...to Hannah mnie tam zaprosiła! - dodał z rozpędu, mając nadzieję, że nie pogarsza sytuacji. Na moment się zawahał, zmarkotniał, samemu nagle rozumiejąc, jak bardzo chciałby trzymać Bellę z dala od niebezpieczeństwa. A przecież wiedza o Zakonie była niebezpieczna. Isabella dopiero co uciekła z domu, minęły dopiero niecałe dwa miesiące. Może za wcześnie na wtajemniczenie? Tyle, że teraz to ich relacja zdawała się zawisnąć na szali tajemnicy, a Steffen trochę egoistycznie nie chciał tracić tej dziewczyny.
Choćby nie wiadomo jak była uparta i parząca, bo na słowa o lordzie Blacku poczuł gorącą mieszankę gniewu i rozczarowania.
-Szanowanym kawalerem?! Ha, po Londynie chodzi z kochanką! - palnął pochopnie, choć nie wiedział, kim była tajemnicza, kruczowłosa towarzyszka Blacka. No, ale to wyjaśnienie wydawało się najrozsądniejsze! -Cisnęła w nas Duną, a on spowodował krwotok Hani i ten dym w moich płucach! Troll tylko nas wcześniej potłukł, unieszkodliwiłem go, a plugawej magii Blacka już nie daliśmy rady... - podniósł teraz lekko głos, mówiąc równocześnie z Bellą, aż urwała, a i on pobladł i wziął szybki wdech. Jeszcze jak...
Powinien się zawahać i zamilknąć.
-...jeszcze jak byłaś zaręczona z kuzynem Śmierciożercy i musiałaś stosować się do rodzinnej wizji kogoś, kto podobno kąpie się w krwi mugolek! - nie zdążył się zawahać i dokończył pochopnie, zupełnie zapominając, że Bella jeszcze nie wie czym są Śmierciożercy. Sam długo wpatrywał się w nazwisko Rosiera w Starej Chacie i choć nie znalazł tam Mathieu, to i Tristan wzbudził w nim grozę. Wspomnienie przeszłości zabolało i Steff za późno pożałował swoich nieładnych słów, choć w sumie to nie był pewien, czy żałuje. Z jednej strony było mu strasznie żal Belli, musiała być strasznie zagubiona w tej nowej rzeczywistości i i wielokrotnie wyobrażał sobie, jak trudno zerwać jej więzy z rodziną. Z drugiej strony - uciekła bez porozumienia z nim i (chyba?!) nie dla niego, więc nie czuł się (jeszcze) za to odpowiedzialny, wspomnienie jej przeszłości napawało go za to irracjonalną zazdrością. Mathieu Rosier na pewno umiał deklamować poezję i nie walczył na moście z trollami i na widok czarnej magii nie kończył jako bezbronna gęś, argh!
Dopiero gdy na głos powtórzyła, że uciekła z domu, przypomniał sobie, że przecież faktycznie to zrobiła. Porzuciła Mathieu i tamto życie, była tutaj teraz, z nim, a on... a oni na siebie krzyczeli. Przygarbił ramiona, puścił poduszkę.
-Przepraszam, Bello. Źle zacząłem, a potem poniosła mnie złość na lorda Black, a przecież przyszedłem ci wszystko opowiedzieć żeby nie było już więcej tajemni...ooo... - zaczął, a potem Bella powiedziała, że go potrzebuje i urwał, rozchylając lekko usta. Może i wielu rzeczy nie rozumiał, ale zrozumiał to wyznanie i zareagował instynktownie, mając nadzieję, że nie dostanie za to w twarz.
Nachylił się do Belli i zamknął jej usta rozpaczliwym, zachłannym, wdzięcznym i przepraszającym pocałunkiem.
-Ja też cię potrzebuję. - szepnął jej do ucha, o ile nie ugryzła go po drodze w język.

To jednak dopiero początek wyjaśnień. Bella przycupnęła na łóżku, a Steffen siadł po turecku naprzeciwko niej. Słyszał kota, ale ignorował go z sadystyczną przyjemnością.
-Nie zmieniam tematu! Przyszedłem to wyjaśnić... - powtórzył już po raz kolejny, unosząc obronnie dłonie do góry. -No dobra, ale cały czas gadam, że chcę wyjaśnić, zamiast wyjaśniać. Nigdy... nie zastanawiałaś się, skąd znam Alexa? Ja też jestem częścią Zakonu. I Hania, jej twarz też wisi na plakatach, to dlatego nas zaatakowano. Byliśmy tam po to, żeby spróbować zabezpieczyć ten most... to pomogłoby ludziom, którzy muszą uciekać z Londynu... - powiedział, w końcu przechodząc do konkretów. Przygryzł lekko wargę. -Działam... działam dla nich od jesieni, jeszcze zanim cię poznałem. - wyznał, spuszczając wzrok jakoś smutno. -To dlatego byłem taki... zaniepokojony jak dowiedziałem się o twoich zaręczynach, w sensie zazdrosny też, ale spotkałem się z tobą pod Białym Mostem żeby spróbować ci o tym powiedzieć... bez mówienia o tym, bo jesteśmy ścigani, bo to tajemnica. Wtedy byłem jeszcze tylko sojusznikiem sprawy Zakonu, ale potem - no bo trochę nie miał co ze sobą zrobić z powodu złamanego serca, ale to tylko jeden z wielu powodów! -Zaangażowałem się coraz bardziej. Dom w Dolinie kupiłem na wszelki wypadek, nikt jeszcze nie odkrył, że jestem w Zakonie Feniksa, ale jeśli tak, to mogę stracić pracę i dostęp do stolicy i... no, nie jestem takim... poukładnaym chłopakiem, jak myślałaś, Bello. - zakończył.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]11.10.20 17:49
Wewnętrzny głos, może nawet szept mistycznej Wendeliny, nakazywał jej nieufność. Nigdy nie była posłusznym płomieniem. Choć ogień stanowił piękne dziedzictwo, nie dało się go jednak w pełni modelować. Może właśnie dlatego salamandry rozproszyły się po świecie jak te iskry, które wyskoczyły z buchającego komina. Spoglądała na Steffena z żywą energią, błyszczącym, zakochanym okiem, które próbowało przemawiać głosem wręcz skrajnych interpretacji. Tylko cóż mogła zrobić, skoro wiele znaków zapytania wkradało się miedzy jego słowa. Tak się miotał, takie dziwne fakty wtrącał, tak bardzo pozwalał jej zapanować nad rozmową i wierzyć w przedłużające się fale nieporozumienia. Nie przeczuwała tego, nie pojmowała zbyt wiele, łatwo wpadając z jednej skrajności w drugą.
W dodatku ta wściekłość. Iskrząca się zazdrość, niepewność, niemal histeria rozpędzająca serce do niemożliwego biegu. Nie umiała wyobrazić sobie tej straty. Płakać też nie powinna, więc szybko dość zagoniła do nory rozpaczliwego ducha. Miała być dzielna i bojowa, tak, właśnie tak! – Ale po co, Steffenie? Po co chodzisz na mosty pełne trolli w towarzystwie jakiejś Hanny?! I dlaczego lord Black miałby wam w tym przeszkadzać? Zaufaj mi, Steffenie, lordowie mają na głowie poważniejsze sprawy niż utrudnianie plebs… pospolitym mieszkańcom spacerów po Londynie! I żaden szanowany lord, może poza Yalxeleym, nie zbliżałby się do oślizgłego trolla! – oświadczyła jakże przemądrzałym tonem. Złość dodawała jej odwagi, pozwalała zakwitnąć nieoczkiwanym słowom. Po swojemu wyjaśniała niewyjaśnione. Isabella przecież wszystko wiedziała lepiej. I za nic nie umiała przestać się oburzać. To wszystko wydawało się takie… takie niezwykłe, szalone, brzmiące jak mroczne baśni dla dorosłych. Bała się w to uwierzyć, bała się, że Steffen próbuje ją omotać, pomieszać wątki i tym samym wymigać się od podejrzanej relacji z panną Wright!
– Naprawdę tak o mnie myślisz? – zapytała ciszej, łagodniej, po wyraźniej chwili przerwy. Spoglądały na niego duże, pełne nadziei oczy, już mniej zirytowane. Cattermole widział w nią wojowniczkę! Bojową, niepowstrzymaną przez lęk kobietę. Podobało jej się to i momentalnie poczuła ciepłe igiełki na policzkach. Szkoda tylko, że czar prysł, nim czarownica zdążyła się nim w pełni nasycić. – Zaprosiła cię na taką niebezpieczną przechadzkę? Dlaczego z nią poszedłeś? – zapytała nieco wciąż zdenerwowana, chociaż już chyba bez tego zarzutu, bez tryskającego parzącymi iskrami wyrzutu. Nie chciała się na niego wydzierać, nie chciała się z nim kłócić, ale to wszystko wciąż wydawało się tak zawiłe.
Gdy jednak ofiarował jej pikantną plotkę o lordzie Blacku, zapłonęło w niej serce prawdziwej damy. Westchnęła głośno i nieco z opóźnieniem przyłożyła rączkę do ust. – Widziałeś ich, gdy czynili coś niestosownego? Och, jakże trudno mi  w to uwierzyć! Lord Black cię zranił? On? – Mocno wciągnęła powietrze, klatka piersiowa uniosła się za mocno, zbyt nerwowo. Jakie to szczęście, że nie miała na sobie już gorsetu. – Nic nie rozumiem. Dlaczego miałby być tak mroczny, tak niedobry. Przecież zawsze tak ładnie się uśmiechał! Och, zimno mi, Steffenie. To takie niewdzięczne uczucie. Ja wierzę ci, wierzę, ufam! Ale gubię się. Nagle wszyscy dobrzy stają się źli. Tyle się zmienia – mówiła w chaosie i błądziła spojrzeniem po pokoiku, szukając ratunku, szukając ukojenia dla tak rozdrapanych myśli. – Kuzynem śmierciożercy? Cóż to znaczy? Czy mówisz o lordzie nestorze?! O Tristanie? – zapytała, błagając w duchu Wendelinę o wsparcie, tonęła w kłębowisku nowych faktów. – Kim on jest? – dopytała, mrużąc lekko oczy. Przejechała dłonią po boku twarzy, czując moc paraliżujących wrażeń.  – Opowiedz mi, opowiedz o wszystkim. Chcę zrozumieć. Teraz – oświadczyła bojowo, kołysząc się lekko w pułapce tych uczuć. Nie chciała się na niego gniewać, nie chciała sprawiać mu bólu i wcale nie dążyła do kolejnej rozłąki. Chciałaby widzieć każdego dnia dzielnego Steffena u swojego boku, ale widmo tamtych sytuacji wstrętnie dreptało jej po gładziutkich piętach. Czy istniało lekarstwo lepsze od szczerej, głębokiej prawdy? Patrzyła wyczekująco, przełykając trochę niewidzialne już dreszcze, łzy, żale.
Steffen postanowił objąć dłońmi ten płomień, ugłaskać go, otulić swą miłością, dać jej oparcie, kawałek słodkiej łagodności niesiony zaklęciem ust. Zadziałało. Przez chwilę już nie pamiętała. Skleiły się ze sobą dwa serca w miłej, drobnej, ledwie przelotnej pieszczocie. Pozwoliła mu na to, chętnie przygarnęłaby ten dotyk bliżej, na wieki. Długo po rozłączeniu warg, czuła na swoich własnych przyjemny nacisk. – Steffenie – bąknęła cichutko i nagle w nieśmiałości opuściła główkę. Chyba nie spodziewała się pocałunku, ani zresztą tożsamego wyznania. Skrycie tego właśnie pragnęła, ale… Czy możliwe, że właśnie niewerbalnie rzuciła na niego czar? Podniosła brodę i popatrzyła mu przenikliwie w oczy. Tak, czuła się zdecydowanie lepiej, dobro odpędziło czarne złośliwości.
Burza ustała.
Szkoda tylko, że następna już czaiła się za rogiem. Była niebieskimi piorunami, była powiewem płomiennych skrzydeł feniksa. Była zakonem, który wił się wokół niej, czekając tylko, by namieszać równie mocno, jak uczynne szlachetne koleżanki. Słuchała w skupieniu. Starała się! Postanowiła poczekać do końca, by ten jeden raz otrzymać obraz całości, bez krzyków swych własnych emocji. Nie do końca wiedziała, co o tym myśleć. Powinna teraz drżeć w obawie o życie Steffena jeszcze mocniej? Tak jak o kochanych kuzynów? Wojna istniała, wojna czaiła się, docierała wszędzie. Uciekła przed jej źródłem, prosto w paszczę nienawiści. – Poukładany czy nie, jesteś dobrym młodzieńcem. Działasz wspólnie z moimi salamandrami, a ja im wierzę i wierzę tobie. Choć brzmi to przerażająco, Zakon Feniksa, wojna, walka… N-nie jesteście przestępcami. Przecież to niemożliwe. wiem to. Od razu wyobrażam sobie, jak wiele przykrości musiałeś doświadczyć, jak wiele niebezpieczeństw spotyka cię każdego dnia, spotykało, kiedy ja… och! – urwała i potrząsnęła główko, mocno zacisnęła powieki i popatrzyła w bok. – To moja rodzina. Czy oni za tym stoją? – zapytała, otwierając powoli oczy. – Czy oni cię poszukują? Czy polują? Lord Rosier… O nie! Lord Rosier! – pisnęła nagle, przypominając sobie pewną rozmowę z Tristanem, kiedy to próbował dostrzec w niej wyraźny płomień. Płomień gardzący światem, który Steffen chronił. – Ale jeśli to tajemnica, to wolno ci rozmawiać o tym ze mną? – zapytała ciszej, pod ich spojrzeniami sięgając dłonią do jego palców. Chciała go czuć. Żadne z wejrzeń nie było przecież łatwe. Ani dla niego, ani dla niej.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]18.10.20 4:37
Wysłuchał litanii jej oskarżeń cierpliwie, nie wcinając się w jej słowo. Prawie.
-Pleb...? - powtórzył tylko cicho za Isabellą i zarumienił się lekko. Plebsem? Ojej. Tak o nim... i o Hani... myślała? Zacisnął lekko usta, siląc się na spokój. Opowie jej wszystko, tak jak postanowił, tak jak należało - a dalsza decyzja będzie należała do niej. Pojednawczo uniósł dłonie w górę.
-Odpowiem ci na wszystko, opowiem ci całą historię - po kolei, dobrze? Bez... pewnego kontekstu nie zrozumiesz, dlaczego i my i lord Black spotkaliśmy się akurat na tym moście, przy trollu. I jasne, że uważam cię za odważną! Właściwie... chcę ci opowiedzieć właśnie dlatego, że wierzę, że wiem, że... jesteś na tyle odważna, by usłyszeć prawdę. I zrobić z nią co zechcesz. - poprosił zagniewaną Bellę o wyrozumiałość, nie sposób byłoby odpowiedzieć na jej dociekania na raz, bez zaplątania się w zeznaniach. Na szczęście pocałunek - odważny, desperacki, spontaniczny - zdawał się uspokoić, a nie rozgniewać ognistą damę. Uśmiechnął się blado, gdy złapała go za dłonie, a wzruszenie chwyciło go za gardło, gdy zaczęła się lękać o jego życie. Kochana, cudowna Bella... która nawet nie wiedziała, w co się pakuje, gdy uciekła z domu. Wcale nie trafiła do prostego ani bezpiecznego życia i mógł sobie tylko wyobrażać, jak bardzo musiała być zagubiona. Dobrze, że wciąż tlił się w niej płomień odwagi, dzięki któremu będzie mogła przyjąć jego słowa.
Ścisnął mocniej jej palce, spoglądając jej w oczy - a jego własne spojrzenie zapłonęło ciepłem i determinacją.
-Na początek - nie, nikt jeszcze nie wie, że działam dla Zakonu. Staram się być dyskretny, nadal pracuję w banku i pozuję na szarego obywatela z zarejestrowaną różdżką. Lord Black widział co prawda moją twarz, ale nie zna moich personaliów. Ale... zdaję sobie sprawę, że codziennie podejmuję ryzyko, że od tamtej potyczki nad mostem jest ono coraz większe, jeśli ktoś mnie rozpozna. Mojej twarzy jeszcze nie ma na plakatach, ale jeśli się kiedyś na nich znajdzie... cóż, dlatego uznałem, że musisz wiedzieć, niezależnie od tego jak wielka to tajemnica. Ufam Ci, a jeśli Ty masz ufać mnie, to musisz znać prawdę i... i wiedzieć o ryzyku... przebywania ze mną. - wiązania się ze mną. Głos mu lekko drgnął, nie wiedział, czy po tej rozmowie w ogóle będą jeszcze razem - ale musiał przecież kontynuować. Wziął głęboki oddech, opowieść będzie długa.
-Pamiętasz pożar Ministerstwa? Zginął tam mój mentor, długo nie mogłem do siebie dojść... to dlatego Bertie opowiedział mi o Zakonie i o tym, że za tamtą tragedią stali właśnie Rycerzy Walpurgii. Sami tak siebie określają, są zagorzałymi zwolennikami tego czarodzieja, który objawił się potem w Stonehenge jako Czarny Pan i głosi wyższość nad mugolami. Należą do nich zwolennicy czystości krwi, w tym wiele konserwatywnej szlachty... - głos mu lekko drgnął, na moment umknął wzrokiem przed Bellą. Czy będzie w stanie to znieść...? -...Nie znamy nazwisk wszystkich, nie wiem ilu Twoich znajo... dawnych znajomych może ich popierać, na naszej liście nie ma do tej pory żadnego Selwyna ani... ani Mathieu. - zarumienił się gwałtownie, przygryzł lekko wargę. -Zresztą znasz go lepiej... - bąknął cicho, trochę zazdrosny, ale starając się rozumieć, że to Bella wie więcej o o poglądach swojego dawnego narzeczonego. -Znamy jednak trochę nazwisk, Zakonnicy walczyli już z tymi ludźmi, poznali nieco ich struktury. Najważniejsi spośród nich, chyba dowódcy, zwą się Śmierciożercami i do walk zakładają maski... Nie spotkałem żadnego osobiście, ale ponoć opanowali jakąś mroczną magię, potrafią zamieniać się w czarną mgłę, mają wypalony jakiś znak na przedramieniu, wszyscy sięgają po czarną magię... Należy do nich nich lord Tristan Rosier, z arystokracji także Craig Burke, ktoś o nazwisku Mulciber... - wyliczał prędko informacje, z którymi zapoznał się w Starej Chacie. -Nie wahają się sięgać po czarną magię i właśnie nią zaatakował nas lord Black na moście - natychmiast, bez pytania, chyba na widok Hani, która jest poszukiwana listem gończym. Byliśmy tam właśnie dla Zakonu - tego mostu można używać żeby dostać się do Londynu z ominięciem patroli, chcieliśmy przekonać trolla do współpracy z Zakonem, ale nas nie zrozumiał i zaatakował. Hannah mnie zaprosiła, bo poznaliśmy się na spotkaniu wszystkich członków Zakonu, wspomniałem że umiem przemieniać się w szczura i że mogę swobodnie chodzić po Londynie. Poradziliśmy sobie z trollem, ale potem pojawił się lord Black, może też chciał gadać z tym trollem, a może po prostu rozpoznał Hannah, no i od razu sięgnął po różdżkę. Był... był bezwzględny, chciał nas zabić, widziałaś, że Hania o mało się nie wykrwawiła. Towarzyszyła mu jakaś kobieta, biegła w transmutacji. Próbowałem się bronić Duną, ona też, no i w końcu most nie wytrzymał i się trochę obsunął i zmyło nas do rzeki i tak uciekliśmy... - mówił coraz szybciej i ciszej, wciąż bolała go tamta porażka i świadomość tego, że żyli z Hanią tylko dzięki łutowi szczęścia i Dunie. -W każdym razie... najbardziej na świecie pragnąłem kiedyś pracy w Gringottcie, potem pragnąłem żyć spokojnie przy Tobie albo chociaż spokoju dla Ciebie, ale nie mogę się już wycofać. Zakon pomaga teraz wszystkim, którzy chcą wydostać się z Londynu, znalazł dla uchodźców bezpieczne miejsce, usiłuje przeciwstawić się temu terrorowi. Pierwszego kwietnia Rycerze i ludzie Ministerstwa otwarcie zaczęli mordować mugoli, moja mama jest mugolką, a moja animagia naprawdę przydaje się Zakonowi, w obronie przed czarną magią też się już podszkoliłem... no i... ta klątwa lorda Archibalda... nie wiem, czy Twoja ciotka wspiera Czarnego Pana, Bello, ale prowadzę tam śledztwo i Morgana wysłała mu list, na którym były przeklęte runy. Chciałem ogłosić to Tobie i wszystkim gdy wywołam już zdjęcia tych run, ale nie mogę zwlekać... Ale... też znasz Alexa, ja znam Ciebie, Twoja rodzina to pewnie dobrzy ludzie, tylko... wśród dobrych ludzi są też źli, no.  - zakończył niezgrabnie, wyobrażając sobie, jakie to musi być dla niej trudne. -Ja... wiem, że nie wiedziałaś na co się piszesz, ze mną i... i w ogóle. Zrozumiem, jeśli to za wiele, jeśli będziesz wolała o mnie zapomnieć... - o tym wszystkim zapomnieć, tajemnica powinna przecież pozostać bezpieczna, jeśli Bella nie będzie gotowa jej przyjąć. -...ale chciałem być z Tobą szczery, chciałem żebyś wiedziała.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]20.10.20 22:02
Odważna. Była odważna! Słowa powtórzył raz, potem drugi, a w tym czasie Isabella czuła, jak przyjemne uczucie łagodzi wszystkie inne: zazdrość, gniew, niepewność. Zapewne Steffen nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie to było dla Isabelli istotne: z całej mocy marzyła, by być właśnie odważną. Decyzja, która podjęła w maju, pachniała według niej prędzej tchórzostwem niż dobrą śmiałością. Kiedy jednak słyszała z ust ukochanego, że zasługuje na jakieś takie… bardzo tajemnicze tajemnice, zaczynała wierzyć w swą siłę. I tylko jeszcze mocniej utwierdzała się w tym, że jest dla niego ważna – nawet jeśli cała sprawa wydawała się podejrzana i najpewniej Steffen miał bardzo dużo za uszami. Przetrwali jednak już tak wiele.
– Steffenie, przecież wiesz, że jestem gotowa podążyć za tobą w ciemność, że chcę ją rozświetlać. Być twoim płomykiem. Iść razem z tobą. Mów mi o wszystkim. Powinniśmy wierzyć sobie, jeśli mamy kiedyś… - urwała wyjątkowo skrępowana. O mały włos się nie wygadała! Że chce być jego żoną! O Wendelino, ależ byłaby desperatką, gdyby po scenie zazdrości opowiadała o wyśnionych zaślubinach. A nigdy w życiu! Jednak ściskała jego palce zestresowana, przejęta. Wystarczająco dużo powiedziała nawet i bez tamtej niedokończonej wzmianki. Zawsze jednak potrafili rozmawiać. No dobrze, może na herbatce w Bealieu albo na moście nie wyszło im to za dobrze, ale przecież byli tutaj i najwyraźniej spajała ich niesamowita bliskość. Czuła podniosłość w jego głosie, czuła też dziwną powagę i troskę. Jak miałaby to wszystko zignorować?  
Czy dało się usnąć, kiedy dwie kochane twarze wisiały jak wstrętni wrogowie na każdym słupie w kraju, a trzecia wkrótce miała do nich dołączyć? Trzęsły się dłonie Isabelli ściśnięte w objęciu kochanych łap Steffena. O wiele mocniej jednak wirowało jej w myśli, w sercu i najbardziej chyba w wyobraźni, bo wraz z jego odpowiedziami mroczne, krwawe scenariusze malowały się melodią grozy pod jej powiekami. Mógł umrzeć w każdej chwili. On, Alex i Lucinda. Było ich wielu, wiele twarzy zanurzonych w wejrzeniach wojny, w poczuciu misji, która wykańczała. – Jesteś głupkiem – oznajmiła najpierw, krótko po słowach dotyczących ryzyka. Zresztą to określenie zakuło ją w piersi, zupełnie nad tym nie zapanowała. Zmarszczyła nosek, a jasny lok opadł jej na policzek. – Jesteś głupkiem, jeśli ci się wydaje, że czuję ryzyko, przebywając z tobą, albo że się tego boję. Właściwie to boję! Bardzo boję o ciebie, bo jesteś mi bliski. Wy wszyscy jesteście. Kiedy dowiedziałam się o tych plakatach… – Obróciła główkę w bok i milczała przez kilka sekund. – Nie mogłam wymazać widoku pojmanego, cierpiącego Alexa. Widoku martwej Lucindy tonącej w morzu własnej krwi. Nikt z was na to przecież nie zasługuje. Ten świat jest taki złośliwy! Och, gdybym nie była Bellą. Gdybym nie była w tym ciele, to pogoniłabym wszystkich waszych wrogów. Nic jednak wielkiego nie mogę dla was uczynić. Nic prócz trwania przy was, choćby nie wiem co. Jeśli jest to dla was tak ważną sprawą, jeśli wasze serca są jej oddane, to i moje również. Nawet jeśli nie za bardzo to wszystko rozumiem – zakomunikowała z ochotą, z pragnieniem, z niemożliwą powagą, której Steffen nie powinien kwestionować. No niech tylko spróbuje!
Nic się nie rozjaśniało. Wręcz przeciwnie – z każdym jego zdaniem czuła jeszcze większą pustkę, ulatywał entuzjazm, narastał lęk pisany chaosem, pisany sprawami szlacheckiego fałszu i obłudy. Świat, który go krzywdził, to jej dawne otoczenie. Nazwiska przyjaciół i rodziny, sprawy i miejsca, które przecież mogły być dla niej wyjątkowe. Wilgotniały jej oczy, kiedy pomyślała, że oto stanęła po drugiej stronie barykady, że została przeklęta przez widmo przeszłości, że ogień dający siłę jej motywacjom, jej nadziejom pustoszy świat znajdujący się poza dworkami arystokratów. Nie chciało się to układać ani w jej głowie, ani na mapach z minionych lat, które nagle spoglądały na nią nagim, bezwstydnym okiem. Morgana Selwyn zapewne była głęboko zaangażowana w wojnę. Lord Alphard, lord Rosier. Czy i lord Burke, który towarzyszył jej na sabacie? Albo i mąż słodziutkiej Cressidy, która była aniołem pośród dam? Pod złotymi płaszczami chowali się mordercy? – I to był mój dom? – zapytała przestraszona. – To był mój dom? Moi przyjaciele? Wspólne świętowanie? Przyjęcia? Pogawędki przy herbatce? To te twarze są krzywdą tego kraju? Jakież to podłe. Steffenie, ja nie wiedziałam, nie wiedziałam, że to źli ludzie. Szlachta pielęgnuje mnóstwo niewdzięcznych nawyków, ale nigdy nie pomyślałabym, że to mordercy. J-ja nigdy się ich nie bałam, choć niektórzy potrafili wywołać nieprzyjemne uczucie. Przecież rozmawiałam z Tristanem. Plotkowałam z wieloma lordami i damami. N-nie możliwe – zająkała i puściła jego dłonie. Palce wsunęła we włosy, bo poczuła, że głowa i myśli zrobiły się nagle nieznośnie ciężkie. Nie patrzyła na Steffena. – A Mathieu, mój… - może lepiej nie kończ, Bello. – On zawsze był taki dobry,  uprzejmy. Czy można się tak chować? Och, co ja plotę. Przecież Selwynowie całe życie noszą maski. Maska po masce, role, gry, emocje. Jesteśmy mistrzami, to z pewnością. Tylko teraz nie umiem.. nie wiem, czym było moje życie. Kim ja byłam? Czy mój płomień jest zły? – przebąkiwała, nie panując wcale nad lawiną pytań. Wypływały z niej mimowolnie, hacząc chętnie o ucho szczurzego chłopca.  – Przecież byłam częścią. Byłam nimi. Jak oni – stwierdziła ciężko, z trudem, który łzą spłynął po policzku. Wiedziała, że wiele arystokratycznych głów jawnie zdradza nienawiść do mugoli, że obsesyjnie pielęgnuje dawne tradycje, gniotąc wszelkie zmiany, jakie niósł czas. Uwielbiała piękno swoich legend, złoto salonów, brokat, w którym skąpane były jej sukienki. Pogodnie, radośnie i z pragnieniem spotkania spełniała się w roli perły rody salamandry. Ale odkąd Alex odszedł, coś się zmieniło. Jej wzmożone starania zdawały się prowadzić donikąd, kłócić z nieco nierozszyfrowanym duchem. Z wcieleniem Isy, które mieszkało w kurniku i uganiało się za chłopcem z plebsu.
Szczegółowy opis tej przygody – przygody niegodziwca, łajdaka Steffka, który zdradził ją z panną Hanią, zmroził ogniki w oczach Isabelli. Więc to nie tak. Choć chwilę temu już wiedziała, że dość poplątana opowieść niekoniecznie jest tak dla niej przykra, jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka, to jednak teraz poczuła się fatalnie. Była dla niego taka niedobra. Tymczasem on przetrwał tak okrutne zdarzenie! Chcieli go tam zabić. Gorzej, lord Alphard! W dodatku troll, który mógłby znieść Steffena jednym palcem. – Chyba mi słabo… - wydusiła, kiedy wspomniał o rzece. O walce stoczonej na śmierć i życie. Widziała to, ratowała go i jego towarzyszkę. Wojenną panienkę. Czy byłaby też zdolna tak dzielnie mu towarzyszyć? Zapewne nie. Panna Hanna była taka odważna. A on, och, nie powinna się więcej już o to gniewać. Był jej bohaterem. Nawet wspomniał, że pragnął być z nią, troszczyć się, zapewnić jej bezpieczeństwo. Jej i całemu światu mugoli i czarodziejów. Chociaż Bella nie była pewna, co myśli dokładnie  o mugolach, to nigdy nie czuła wobec nich nienawiści czy prawdziwej niechęci. Poznała nawet jednego. Mieszkała z nim! Był przyjacielem Alexa.
Uporządkowanie tego olbrzymiego wręcz zbiegowiska zaskakujących informacji, opanowanie wzruszeń i jednoczesnej złości wydawało się w tej chwili dla Belli wielką niemożliwością. Potarła lekko policzki, bo widok tamtych ran, jego opętanej przez ból buzi wyjątkowo natrętnie powrócił przed jej oczy. Nie chciałaby go nigdy więcej widzieć w takim stanie, ale był w samym środku tego, co działo się wokół. Chciał tego, miał swój cel. O coś walczył. Ona jedna trwała dotąd nieświadoma pośrodku dusz, które codziennie zadręczały się.
Tak, to było trudne. – Nie chcę zapominać o niczym, co dotyczy ciebie i moich kuzynów. Nie chcę się wypierać, nie chcę patrzeć na was zaczarowanymi oczami. Chcę wam pomóc. Być przy was, wspierać. Chcę przeciwstawić się temu złu, z którym toczycie bój. Steffenie, wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? Choć niewiele mogę, to przecież nie zostawię was. Wy i wasi przyjaciele. Powiedz mi, jeśli będziesz potrzebował moich eliksirów, albo uleczenia… albo och, mnie. Isabelli – bąknęła na koniec dość nieskładnie i zbyt chyba czule, wiec błyskawicznie odwróciła spojrzenie. – Nie umiem walczyć i nie mam tyle siły, ale mogę z całą mocą opiekować się tymi, którzy walczą. Jeśli mi pozwolicie, pomogę Zakonowi. Właściwie to wychodzi na to, że Zakon Feniksa mieszka w moim domu. Że był przy mnie przez cały ten czas – oznajmiła nieco pogodniej, by rozdmuchać część tych ciemnych chmur. – Lub raczej ja w jego domu… - dodała jeszcze ciszej i zerknęła na swojego chłopca.
Zapłonęło w niej zupełnie nowe pragnienie.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]21.10.20 19:30
-Z...ze mną? - upewnił się, rumieniąc się gwałtownie, bo przecież do tej pory myślał, że uciekła do Alexa, do ulubionego kuzyna ze swojej rodziny. A on był w tym tylko takim... bonusem. Zwykłym chłopakiem, no. -Jeśli mamy kiedyś... co? - odważnie chwycił Bellę za słówko, wlepiając w nią roziskrzone spojrzenie. Zarażała go swoim promieniem, przy niej wszystko wydawało się możliwe, ale... może to marzenie, które od dawna świtało mu w głowie, było jednak zbyt śmiałe? Może miała na myśli "pójście kiedyś na spacer", albo coś, może zbytnio wybiegał myślami i ambicją w przyszłość? Serce zabiło mu mocniej, ale postanowił skupić się na rozmowie, na wyjaśnieniach. Był tutaj jako jej... chyba chłopak, ale przecież napisał do pana Kierana i Alexa jako Zakonnik.
Rozdziawił lekko usta, gdy wytknęła mu głupotę, a potem rozciągnął je w uśmiechu, gdy zadeklarowała gotowość do walki. Bo przecież właśnie po to przyszedł, dać jej taką możliwość. Jeśli chciała. Może i nie była wojowniczką, może i nigdy przenigdy nie puściłby jej w żadne niebezpieczne miejsce, ale była płomieniem i mogła więcej, niż jej się wydawało. Mocniej ścisnął jej dłonie, spoglądając na nią poważnie.
-Bello, najdroższa Bello... - wzruszenie ścisnęło mu nagle gardło, ale szybko odchrząknął i przeszedł do rzeczy. -Jeśli... jeśli tego pragniesz, tak uważasz, ale jeśli naprawdę chciałabyś coś uczynić... nie tylko dla nas, dla wszystkich prześladowanych i potrzebujących, bo Ministerstwo nie ogranicza się przecież tylko do tych na plakatach, bo pierwszego kwietnia Londyn płonął i choć może nie było tego widać z Bealieu, to widziałem własną sąsiadkę w kałuży krwi... wiesz, pani Hill była naprawdę kochana, nigdy nikomu nie wadziła i zawsze przynosiła mi zupę, ale była czarownicą mugolskiego pochodzenia... - tym razem to żałość ścisnęła mu gardło, ale szybko zamrugał, odgonił łzy i spojrzał poważniej na Bellę. -To możesz, możesz pomóc, tak jak umiesz. Bo to, co umiesz, leczenie i alchemia i zioła... to przecież wielkie rzeczy, rzeczy o których nic nie wiem, a tak bardzo przydatne. Udałem się z Hannah tutaj, bo nie moglibyśmy stawić się w żadnej oficjalnej lecznicy, bo to lecznica Alexa jest teraz ostatnią przystanią. Porozmawiaj... porozmawiaj o tym z nim, to jego decyzja, ale wiem, że już mu pomagasz... więc wiedząc w czym pomagasz, mogłabyś pomagać jeszcze bardziej. Albo jeśli masz jakieś eliksiry, których nie potrzebujesz, to... no, Zakon pewnie ich potrzebuje. Właściwie wszystkiego potrzebujemy, jest nas za mało... - wyjaśnił, plątając się nieco, ale mając nadzieję, że klarownie i nienachalnie przekazuje jej, co mogłaby zrobić. Przełknął ślinę, czując się w obowiązku dodać jeszcze to najważniejsze:
-Zawsze będę cię chronił, Bello. I Alex też. Ale... musisz też wiedzieć, że choć sprzyjanie nam za pomocą leczenia i eliksirów jest w teorii bezpieczne, to nie jest do końca bezpieczne. Kojarzysz twarz panny Charlene Leighton, z plakatów? Ona... ona jest w Zakonie Feniksa, ale nigdy nie robiła nic, co mogłoby być uznane za niebezpieczne przez Ministerstwo. Po prostu warzyła dla nas eliksiry. Ktoś musiał na nią donieść, ktoś się dowiedział i teraz jest ścigana, niesprawiedliwie, za nic. Ukrywa się w bezpiecznym miejscu, ale straciła pracę, dawne życie. Mówię ci o tym, żebyś wiedziała, jakie to ryzyko. Pomoc nam jest ryzykiem, my jesteśmy ryzykiem, musisz... musisz być tego świadoma zanim podejmiesz decyzję. - szepnął. Krew burzyła się w nim z gniewu na wspomnienie tego, co zrobili biednej Charlie, a na barkach ciążyła ponura odpowiedzialność, że i Bella nie będzie w pełni bezpieczna. Że to pewnie właśnie dlatego Alex milczał i milczał. Ale przecież nie mogli dłużej milczeć, przecież z nimi mieszkała. Przecież już uciekła od rodziny i nie mogła się nigdzie pokazać bez obawy o zemstę, już straciła dawne życie i widział jak bardzo zjadało ją to od środka. Wiedza bywała straszna, ale niewiedza - zdaniem Steffena, kochającego wiedzieć (o runach, o romansach arystokracji, o wszystkim) - jeszcze straszniejsza.
O nie! Bella zaczęła zmagać się z tym fałszem, z tą świadomością, zaczęła płakać. Serce Steffa od razu ścisnęło się ze współczucia i poczucia winy - kimże on był, by burzyć jej cały świat? Czy naprawdę powinien? Próbował już w styczniu i nie był w stanie - a teraz mu uwierzyła, ale tak cierpiała! Dlaczego miałaby wierzyć akurat jemu, gdy wszystko zdawało się jej nieprawdą? Czy będzie w stanie?
-Bello, nie! - poprosił, łapiąc ją za ramiona, delikatnie próbując odgarnąć jej włosy z twarzy i podchwycić jej spojrzenie. -Nie myśl tak, proszę. - poprosił cicho. -Ja pracowałem przecież dla Ministerstwa, które nagle zwróciło się przeciwko mugolom i mugolakom. Pracu...e....dorabiam sobie w "Czarownicy", która ostatnio przeprowadziła ohydny propagandowy wywiad z lady Morganą, twoją ciotką. Wszyscy... wszyscy jesteśmy w coś uwikłani, wszyscy stykamy się ze złymi ludźmi. Może... może ty częściej, bo to była twoja rodzina, ale przecież wybrałaś nową rodzinę, wybrałaś Alexa. A Selwynowie wybrali Czarnego Pana, ale przecież dopiero w Stonehenge, przecież nie wierzę, by stary nestor do tego dopuścił, może to wpływ Twojej ciotki, czy coś! Ty, Alex, Lucinda, przecież nadal jesteście Selwynami, choć z innym nazwiskiem, jesteście dobrzy. - pocieszał Bellę jak mógł, z całego serca pragnąc, by przestała się obwiniać, by zostawiła tamte wspomnienia i okropnego Mathieu za sobą. Wiedział jednak, że zapomnienie nic jej nie da. Nie mogła z dnia na dzień skreślić całej przeszłości, mogła się z nią tylko pogodzić. A to może zająć trochę czasu, ale on będzie przy niej!
-Słabo? O nie! Zawołać Idę?! Balneo! - wyszeptał spanikowany, noc była ciepła, a może świeża woda pomoże trochę Belli?
Bella zaś wzięła się w garść, a Steff spojrzał na nią z dumą, kochając ją jak nigdy wcześniej. Chociaż każdego dnia kochał ją coraz mocniej, więc może to "nigdy" to hiperobla.
-Potrzebuję cię, Bello. Kocham cię. - szepnął, składając na jej dłoni nieśmiały pocałunek, bo podobno tak robili arystokraci, a teraz podziwiał ją za bardzo, żeby ot tak całować ją w usta. A potem uśmiechnął się blado, choć na ramionach nadal coś mu ciążyło. -Myślę, że Zakon Feniksa też cię potrzebuje. Nas. Świat nas potrzebuje - ludzi dobrych, którzy nie chcą krzywdzić innych, którzy pragną po prostu... pokoju. I żeby nikt nie cierpiał ani nie ginął z powodu głupiego okrucieństwa. A gdy... gdy ten świat stanie się już lepszy, wtedy odłożę różdżkę na bok i będę tylko twój. - obiecał. Nie mógł zaprzestać walki, nie dopóki nie nastanie pokój - ale wtedy będzie gotowy robić to, czego tylko zapragnie Isabella. Nagle ryzykowne wypady do Amazonii z bankiem Gringotta przestały mu się wydawać pociągające, chyba że Bella też ma taką definicję przygody. Nagle poczuł, że chce po prostu żyć szczęśliwie i spokojnie. Przy swojej odważnej bohaterce.


rzucam na Balneo Embarassed


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]21.10.20 19:30
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 8
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Isabelli - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]30.10.20 1:26
O nie! O nie, o nie o nie! Otwarte lekko ustka zamknęły się szybciutko, a spłoszona dama odwróciła spojrzenie. Najwyraźniej Steffen pojął, co takiego chciała powiedzieć i jak wielkie są jej uczucia, jak mocno, wyraźnie rysują się te dość śmiałe marzenia. Marzenia, które ratowały ją w chwilach skrajnego smutku i przytłaczającej niepewności. – Z tobą – odpowiedziała tylko, trochę pod noskiem, trochę bez patrzenia w oczy. Brakowało również odpowiedzi na kolejne, ale możliwe, że załapał, kiedy poruszona zerknęła na niego. Choć była odważnym płomieniem, teraz nieco przygasła. Czy powinna aż tak śmiało mówić o swym oddaniu? A może Cattermole się nie domyślał? No tak, choć wiele słów zdołała mu ofiarować przez ostatnie tygodnie – a tych czułych spojrzeń jeszcze więcej – to wciąż zabrakło pewnego ważnego wyznania. Choć była pewna, choć tak mocno chciała, pamiętała o poprzednim narzeczonym. Wtedy też czuła coś, wtedy myślała, że pojmuje energię i niezmącenie tych uczuć. I wtedy też faktycznie miłość przy niej była, przepełniała ją, choć jej obiekt nigdy nie był smokiem. Był szczurem. I wcale jej to nie przeszkadzało!
– Steffenie! Mój miły, czuję, że chcę wspierać wasze działania, choć nie jestem pewna jak mocno mogę, jak bardzo powinnam. Ale chcę! Moją niewielką mocą, moim sercem gotowym czuwać przy wszystkich dzielnych duszach, które towarzyszą tobie i Alexowi w walce. Walce! Wiesz, gdy o tym myślę, moje serce ściska się tak boleśnie. Ostatnim razem byłeś taki pokaleczony, tak bardzo się martwiłam. Te misje, twoje opowieści, te historie, ślady, pacjenci w lecznicy. To… to twoi przyjaciele, prawda? To Zakon? – podpytała nieco mniej pewnie i przełknęła ślinę. Cała koszulka nocna była już pognieciona, bo Bella niezbyt wiedziała, co robić z rączką, kiedy już nie ściskała palców Steffena. Opowiadał o krzywdzie na znajomych, krewnych, na ludziach, który stali po tej samej stronie co on. W tym czasie pojmowała, że najpewniej znalazła się w tej drugiej grupie, na wielkiej wyspie oprawców, sojuszników chaosu i tych, którzy przelewali krew niewinnych istot, czynili ich życie pozbawionym wartości, skoro nie byli… pełnoprawnymi czarodziejami. Czuła kwaśny smak tych myśli, nieprzyjemnie polewał jej duszę, skrzywiał poruszone serce. Rozwiewał okrutnie ogień. – Tak mi przykro z powodu tej straty. Widzę twój smutek i mrozi on mnie niezmiernie, Steffenie. Chcę go roztopić, chcę go przegonić. Chcę czuwać przy tobie. Czy mi pozwolisz? – oznajmiła, przykładając dłoń do jego policzka. Głaskała go tak minutę, może pięć. Nie liczyła chwil, wspierała go drobnymi czułościami, mając nadzieję, że to zdoła pomóc.  – Obiecuję, że tak zrobię. Ty i twoi przyjaciele możecie na mnie liczyć. Wspólna sprawa jednoczy. Choć wyrwałam się z całkiem odmiennej bajki, teraz jestem tu, przy was. Mieszkam tu, zaglądam do lecznicy, wreszcie mogę być sobą, mogę robić to, co podpowiada mi serce, a ono jest zawsze za wami. Ono was słucha, bo wiecie o wiele więcej ode mnie o tym świecie, znacie jego zło, nikt nie pakował dla was rzeczywistości w złote pudełeczka, nikt nie malował… nieprawdy w wymyślnych obrazach. Przysłużę się, odciążę was, jeśli tylko będę potrafiła. Jakże to niesamowicie brzmi! Strasznie i pięknie zarazem. Ale chcę wiedzieć, chcę wszystko wiedzieć. Nie oszukuj mnie więcej, nie mów, że coś jest czymś, czym nigdy nie było… Trudniej mi jest pojąć to, co się dzieje dookoła, tym bardziej, kiedy wszystko dzieje się tak szybko, kiedy dopiero się uczę takiego.. tego innego życia. Czuję, że wciąż mogłabym łatwo się w tym poplątać. Być dla was kłopotem. Ale się staram! Nadrobię to wszystko, obiecuję, że nadrobię – objaśniła przejęta, wzburzona, roziskrzona, rozpędzona w wielu słowach. Miała nadzieje, że mimo to Steffen rozumiał. I z dumą słuchała takiego poważnego, takiego odpowiedzialnego i mocno zaangażowanego kawalera. Imponował jej. Piekielnie jej imponował swoją odważną postawą. W dodatku mówił o rozsądku i świadomości decyzji. – Wydaje mi się, że jestem jeszcze pogubiona, że nie zgłębiłam jeszcze wszystkich tajemnic tego otoczenia. Chcę być waszym ostoją, waszą powierniczką, wsparciem. W takiej formie, jak tylko uważacie, Alex i ty, Steffenie. Wcale się nie boję, ani trochę! No… może trochę. Och! Chcę być przy was, zjawiać się, kiedy tylko mnie potrzebujecie. Tak jak i wy wypełniliście moje życia. I chociaż coś się we mnie złości, to cieszę się, że o tym wszystkim wiem. Niebezpieczeństwo, groza, ten ogień wojny. Brzmią ponuro i wstrętnie. Zupełnie nie są mi bliskie, chowano mnie przed tym. Wystarczy mi tylko to, że… mogę być twoją bohaterką. Zbyt wcześnie, bym mogła objąć cały świat. Ale każdy dobry czarodziej i niemag odnajdzie u mnie wsparcie, jeśli tylko będzie go potrzebował – oświadczyła, sugerując trochę między wierszami, że chyba jeszcze bardziej by tym wszystkim poplątała, stając się zakonniczką z krwi i kości. Czy Steffen rozumiał? Czy wiedział? – Świat już mnie ściga, jako zdrajczynię, jako złodziejkę, jako plugawą czarownicę, która zawiodła ojców, wujów, nestorów… Ryzyko sypie się za mną jak popiół za ogniem. Ty masz we mnie sojuszniczkę, ale świat… ja… nie wiem, czy jestem tak odważna, czy powinnam już dziś. Ale łatwiej jest mi, kiedy wiem o tobie jeszcze więcej, Steffanie Cattermole. I z pewnością będę się zamartwiać jeszcze bardziej! – oznajmiła, wysoko unosząc palec wskazujący, jakby próbowała mu trochę pogrozić. Tak, przyczynił się do tego, ale właściwie czuła ogrom wdzięczności. Dzięki temu, co właśnie usłyszała, wszystko wydawało się mniej zawiłe. Mniej i jednocześnie bardziej zawiłe, ale to nic.  – Jak to?! Dorabiasz w Czarownicy? Steffenie! Pisałeś artykuły o halkach i różach do policzków?! – zawołała i aż szeroko otworzyła oczka. Co za niesłychane wieści. – Och! A może te salonowe ploteczki to twoja sprawa!? Podglądałeś inne damy?! Ty przeklęty, ty niedobry…– urwała, by uderzyć go poduszką w bok, ale zaniechała tego w ostatniej chwili. – Tam były takie piękne artykuły. Ojej! – Westchnęła rozmarzona. Dopiero teraz mogła skupić się na reszcie wypowiedzi. Przecież miała szlochać. – Jestem dobra… - powtórzyła jakby w ślad za jego słowami. – Ale robiłam paskudne rzeczy! Byłam niedobra, kapryśna, drwiłam z innych, och! Dalej jestem kapryśna. A może nie? Jestem kapryśna, Steffenie? Jak myślisz? Moja rodzina… Morgana zatruła ich wszystkich, ścisnęła nakazem, ścisnęła srogim spojrzeniem, przeinacza tradycje, zmienia legendy, buduje nowy świat, choć poprzedni nigdy nie obrócił się w gruz. Tak się martwię, jaki ich czeka los przy niej – przyznała stroskana i smutnawo popatrzyła na chłopaka. – Nie chcę być nią, ale płonie w nas podobna moc – zauważyła z niepokojem. I…
I całe szczęście, że niedługo później wiadro wody przechyliło się w jej stronę, bo gotowa była naprawdę omdleć i zadrżeć z przerażenia i dziwnej niemocy. Kumulowało się tak wiele spraw, emocje ściskały się jedna na drugiej, a do tego jeszcze niedawna złość na oblubieńca, do tego ta garść nowych informacji. Jakże miała nie odczuć takiego ciężaru? Nie zezłościła się. Przynajmniej nie teraz. Loczki były mokre, oklapłe, koszula nocna przylepiła się do chudego ciałka, a Bella nieco zbladła. Woda płynęła w dół i w dół, a dziewczę zamarło. Pomogło, choć sposób jej się wcale nie podobał. Zimna rączka dała się pocałować, a zauroczone serce jak gąbka pochłonęło urocze wyznanie. O tak, właśnie tak! – Też cię kocham, Steffenie. Kocham cię… – wydusiła nagle, niespodziewanie również dla siebie. Powinna się na niego wydrzeć, ale nie mogła. Mokra przylepiła się do kochanego ciała, ignorując wszelkie przeszkody poduszkowe, ignorując prawie nieistniejące między nimi warstwy ubrania. – Już bądź tylko mój, już… - mruknęła, wtulając się w kochanego chłopca. – Zakon może poczekać. Na pewno na mnie, a na ciebie dzisiaj też by mógł… chociaż przez chwilę, potem porozmawiamy znów. Myślę, że powinnam o tym pomyśleć dłużej - zasugerowała trochę nieśmiało i później uniosła główkę, by zerknąć na niego. – Zostaniesz przy mnie? – podpytała ciszej i zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że mógłby poleżeć przy niej tutaj, przez chwilę. Już się nie gniewała.
Znajdzie jeszcze milion okazji, by móc na niego pokrzyczeć.


zt shame
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]12.11.20 16:39
Wpatrywał się w Isabellę szeroko otwartymi oczyma, w których odbijały się iskry jej płomiennego postanowienia. Tak okropnie bał się dzisiejszej rozmowy - tego, że panna Sel...Presley się przestraszy, albo obrazi, albo rozczaruje. Ona jednak deklarowała pomoc, wsparcie dla niego i jego przyjaciół, chęć bycia przy nim i z nim. Nie wierząc we własne szczęście i w odwagę Isabelli, rozpromieniał się coraz bardziej, od ucha do ucha. Milczał, a wzruszenie ściskało mu gardło. Odzyskał głos dopiero, gdy spytała czy pozwoli jej przegonić jego smutek. Czule dotknął dłoni, którą głaskała jego policzek.
-Ty już rozganiasz mój smutek. Jesteś moim szczęściem, Isabello. - szepnął gorączkowo, nie wiedząc, czym zasłużył sobie na taki ogrom radości.-Żadnych sekretów. - pokiwał głową, poważniejąc. -I nigdy... nigdy nie myśl o sobie jak o kłopocie! Gdybyś nadal była szlachciankom, to ja byłbym kłopotem. - roześmiał się, wyobrażając sobie jak zatrudnia się jako jakiś stajenny albo treser szczurów domowych (ponoć kiedyś były modne, może moda powróci!), chociaż w głębi duszy wiedział, że w obliczu jej zaręczyn mógłby jedynie się honorowo wycofać. Jej ucieczka oszczędziła mu tyle bólu, ale za to wciąż stawiała nowe wyzwania przed nią. Tak bardzo pragnął ją chronić, ale prawda okazała się ważniejsza - a Isabella jeszcze dzielniejsza niż sądził.
-Jesteś taka odważna... - przyznał z podziwem, a potem spojrzał na nią z czułością. -Tylko się nie martw, Bello! Jestem dorosły, wiem co robię. Ty po prostu...bądź. - poprosił, ujmując jej dłonie w swoje.
Zarumienił się gwałtownie na pytanie o "Czarownicę".
-Nie no, na różach się nie znam! Pisałem...umm, głównie plotki, nikt nie spodziewa się czasem, że chłopak albo szczur na wernisażu czy w operze to reporter. Kiedyś szpiegowałem też lorda Lestrange, ale pogroził mi rosyjskim ochroniarzem, więc wbiłem mu szpilę w ostatnim numerze! To święta prawda, że nigdy nie miał dziewczyny, powiedział mi. - przyznał z dumą. Najadł się wtedy strachu, ale informacje zebrał wprost wyborne. -Piękne artykuły? Naprawdę ci się podobały? - upewnił się.
Nie dane im było dyskutować o "Czarownicy" dłużej. Isabella zaczęła chyba mdleć, on z desperacji sięgnął po wiadro, dama ożyła.
-Przepraszam, nie znam się na leczeniu... - bąknął obronnie, spodziewając się słusznego ofuknięcia, ale...
...ale otrzymał najpiękniejsze wyznanie.
Aż zakrztusił się powietrzem, a jego dama serca już wtulała się w jego koszulę, przemoczona i ufna.
-Bello, ukochana Bello... - szeptał, głaszcząc ją po plecach i lokach, a serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. Kochała go, KOCHAŁA GO! Chciał skakać na kanapie, ale się pohamował, bo tulił przecież swoją dziewczynę.
-Zostanę. - obiecał, całując ją w czółko, a potem w usta, a potem... mógłby tak całować ją wieki, gdyby pewien przeklęty gospodarz tego domu nie narobił hałasu na dole.

/zt serce


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]02.01.21 15:13
29 lipca 1957 r.

Bielutka firanka powiewała, wabiąc do pokoiku na piętrze letnie słońce. Wewnątrz pachniało kwiatami, zdobna wiązanka z polnych płatków czarowała świeżym oddechem, kiedy Bella, jakże skupiona, dobierała wstążki do stroju na wieczorną przechadzkę z koleżanką. Odświeżona sukienka, wciąż zbyt barwna jak na klimat małego miasteczka, zdążyła znudzić jej się już w maju, ale nie miała zbyt wielu kreacji i przełykała sumiennie narzekania. Różowy materiał nieco zmarniał po tygodniach bez opieki nadwornych praczek i znakomitych magicznych specyfików. Wciąż jednak był miękki i prezentował się całkiem elegancko. Isabella nie potrafiła się nadziwić, jak wiele pracy trzeba było włożyć w pielęgnacje i porządki! Z zaangażowaniem jednak łapała wszelkie codzienne doświadczenia. Pojmowała, że będą one jej towarzyszyć już do końca i że w tym nowym życiu czeka ją o wiele mniej leniwych podwieczorków, choć u boku Steffena z pewnością nie zabraknie dni wypełnionych podniosłymi pogawędkami! Zatapiała się wdzięcznie w tych marzeniach, nie mogąc powstrzymać kwitnącej wyobraźni.
I nie mogąc również pomieścić wszelkich artefaktów wzorowej damy w dość niewielkim pokoiku i jeszcze zgrabniejszej szafie! Zamierzała strzec porządku i świeżości, ale zapanowanie nad tym wszystkim okazało się prawdziwym wyzwaniem. Pozostawała zupełnie skupiona na owym zajęciu, czasem tylko przelotnie liznęła okiem lusterko, by ujrzeć własne spojrzenie, twarz okrytą niewidzialnym woalem, twarz wciąż ogrzewaną tym samym płomieniem, ale całkiem różną od salonowych masek. Skrzypiały leciutko drzwiczki drewnianej garderoby, kiedy pociągała je, by odsłonić namiastki jedwabnych tajemnic. Tęskniła za przepychem dawnych dni, ale powracała do wspomnień coraz rzadziej. Lato rozpoczęło się pięknie, lato było namiętne i obfite w wyzwania, choć bolało ją wspomnienie przekleństwa sprzed dwóch tygodni. Mimo to zdawało się, że fruwała jak brokatowe wróżki z baśni. Zakochana, wolna i podekscytowana najdrobniejszym czarem tego otoczenia.
Nie wszyscy jednak liczyć mogli tego dnia na wysokie loty. Za jej plecami kolorowe ptaszysko pogubiło kierunki, uciekając przed drapieżnym oprawcą. A może dopiero uczyło się tanecznego powiewania? Łupnęło, wielokolorowa maź spłynęła po szybie sypialnianego okienka, a poszkodowane pióra poturlały się w dół, ostatkiem sił broniąc się przed bolesnym upadkiem. Stworzenie wkroczyło do pokoiku damy i po drodze utraciło garść piórek. Wylądowało cudownie dopiero na niesamowitej kreacji, odnajdując ukojenie w miękkiej tkaninie i czułych objęciach tiulu. Kiedy Bella, wciąż nieświadoma ptasiego obecności, obróciła się w stronę łóżka, ujrzała dramat. Nie ptasi, ale dziewczęcy. Pisnęła głośno, podskakując w pantofelkach i o mało co nie zemdlała na ten mrożący krew w żyłach widok. Przecież to tragedia! Szeroko otwarte usta połykały nerwowe oddechy, a zamknięta w gorsecie klatka piersiowa zaczęła się dusić. Sukienka umierała na jej oczach. A ten lotnik? Skąd się tutaj wziął? Co powinna zrobić? Jak go stąd wyrzucić? A jeśli przynosił okrutną chorobę? Szlachcice przecież byli podatni na choroby, byli delikatni! Może i straciła tytuł, ale krew pozostawała krwią! I na nic wiedza uzdrowicielki, kiedy strach faktycznie miał wielkie oczy. Przestraszona wbiegła na korytarz i odnalazła, ku uldze, sylwetkę panicza Foxa.
– Proszę, chodź ze mną, Fredericku! Ktoś wtargnął do mojego pokoju. Boję się! To przerażające! Potrzebuję pomocy! – zawołała zestresowana i pewnie już wilgotna na skroni. Że też panicz Fox musiał ją zastać w tak rażącej niedyspozycji. Czy jednak mógł się okazać jej księciem, jej ratunkiem? – Nie wiem, jak to się stało, ale... och, to obrzydliwe – mówiła spanikowana, prowadząc go do swojej sypialni. Zasłoniła teatralnie oczy dłonią, a druga ręka poprowadziła palec na swoje łóżko. – Jest tam, tam! Niszczy moją sukienkę – wyznała poruszona, wskazując na rannego ptaszka tulącego się do różowej tkaniny.
Nawet najodważniejsze serce przegrywało z naturą damy.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Pokój Isabelli
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach