Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój Isabelli
AutorWiadomość
Pokój Isabelli [odnośnik]26.09.19 19:01
First topic message reminder :

Pokój gościnny

Jest to jeden z mniejszych pokojów, które  znajdują się na piętrze Kurnika. Tak jak reszta domu pokój ten jest niezwykle jasny, głównie dzięki białym ścianom oraz oknom, które wpuszczają do wnętrza sporo światła. Został urządzony dość skromnie, poza w miarę szerokim łóżkiem oferując jedynie komodę, toaletkę oraz biurko wraz z krzesłem. Przeważnie jest on pusty, jednak od czasu do czasu zdarza się, że ktoś z niego korzysta. W maju 1957 na stałe zamieszkała w pokoju kuzynka Alexa, Isabella.
Zaklęcia ochronne: Cave Inimicum, Mała twierdza, Tenuistis
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 11.03.21 1:52, w całości zmieniany 2 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój Isabelli - Page 3 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Pokój Isabelli [odnośnik]01.02.21 22:02
Nie było łatwo pogodzić się z myślą, że nie miałem po co wracać do swojego mieszkania w Londynie. Wcześniej nigdy nie przywiązywałem wagi do tego, gdzie rzuci mnie życie - tułałem się bez celu, aż cel znalazł mnie. Przyszedł z pieśnią feniksa, później w szkolnej szacie z herbem Gryffindoru na piersi, czyniąc ostatnie dwa lata czasem przedziwnym, wykorzeniającym ze mnie odwiecznego nomada. Ostatecznie ściany były tylko ścianami, a rzeczy przemijały - żałowałem mojej przyjemnej kolekcji płyt winylowych, nie było jednak sensu ryzykować własnej skóry w próbie odzyskania nagrań, tym bardziej, że zza oceanu udało mi się wrócić z kolekcją, która zawstydziłaby utraconą. Jedno amerykanom trzeba było przyznać - ich kraj był matką znakomitych muzyków.
Nie wiedziałem jeszcze jak długo pozostanę w Dolinie Godryka. Nie chciałem wykorzystywać uprzejmości Alexa, zwłaszcza, że gościł pod swoim dachem już kilka osób. Skromny materac na podłodze i kufer ustawiony w rogu pokoju był wszystkim, co miałem, niewygodnie przypominając pracowniczą kwaterę, w której gościłem w Ameryce. Nie sądziłem, kiedy te piętnaście lat temu wypisywałem się z listy mieszkańców Wilton - czy może raczej czynił to za mnie mój ojciec - utrata domu stanie się moim upiorem, przeradzając w niekończące się widmo, snujące się ze mną w długim ogonie. Było w tym coś symbolicznego, rodzaj fatum lub przekleństwa, które - ważąc na upodobania mojej rodziny - wcale nie było nieprawdopodobne.
W tym wszystkim odnajdywałem jednak wdzięczność, że wojna odebrała mi jedynie dach nad głową. Oscar i jego dziadkowie pozostawali bezpieczni w Oazie. Nie wiedziałem, czy podobne szczęście spotkało wszystkich moich sąsiadów oraz zarządcę budynku, pana Waltersa. Gdybym był na miejscu, wtedy, gdy to wszystko miało miejsce, dopilnowałbym, aby wszyscy zdołali uciec, znaleźć schronienie. Teraz pozostawało mi ściganie duchów - lub niesienie pomocy tym, którzy realnie jej potrzebowali.
Nie czułem się na miejscu. Nie ze względu na Alexandra czy nowych ludzi wokół - może zwyczajnie nie potrafiłem odnaleźć się w tej całej wojnie, która złapała mnie jak nawałnica w środku lata. Zmieniło się wszystko, a ze strzępków informacji, które docierały za ocean, trudno było utkać spójną historię. Niezmienny okazał się jedynie deficyt bohaterów w tych ciężkich czasach. Kobiecy krzyk zaalarmował mnie; natychmiast porzuciłem parzenie kawy, chwyciłem za różdżkę i długimi susami pognałem na schody, gotów stanąć do walki z najbardziej bezlitosnym wrogiem. Ledwie znalazłem się na piętrze, a z pokoju wyłoniła się Isabella, lady czy nie lady, panna czy nie panna - w każdym razie, jak zostałem już zapoznany, pozbawiona przywilejów Selwynówna, cała przejęta informując o intruzie. Nie czekałem na dalsze wyjaśnienia, choć zastanawiało mnie, dlaczego spłoszona obecnością nieproszonego gościa nie rzuca się do ucieczki.
- Znajdź Lou, ukryjcie się - Rzuciłem szorstko instrukcje w jej kierunku, zanim na dobre znalazłem się na piętrze. O ile było mi wiadomo, tylko on w tej chwili znajdował się w Kurniku poza nami, a intruzów mogło być więcej. Puls przyspieszał z każdym postawionym krokiem. Kiedy jednak wpadłem do pokoju z impetem, spodziewając się najgorszego, zajęło mi chwilę, zanim uzmysłowiłem sobie, że przyczyną całego zamieszania musiał być ptak, który zaplątał się w materiał, nieudolnie trzepocząc skrzydłami w desperackiej próbie ucieczki. Zmysł aurora wywiódł mnie w pole, czyniąc ze mnie przesadnie czujnego głupca.
Stojąc w progu, z różdżką wymierzoną w wyimaginowanego przeciwnika, powoli odwróciłem głowę w kierunku już-nie-lady, po czym powróciłem spojrzeniem do zwierzęcia, powtarzając manewr co najmniej trzykrotnie. - Albo jednak się nie kryjcie. - Dodałem po chwili z rezygnacją. Wziąłem głęboki oddech, opuściłem różdżkę i schowałem ją do pokrowca przytroczonego do boku. - Intruzi mają to do siebie, że zwykle są obrzydliwi, ale ten, na moje oko, jest całkiem przystojny. - Zauważyłem łagodnie, wbrew dramatyzmowi, który starała się wprowadzić Isabella. Ci Selwynowie. Ze wszystkiego chcieliby robić sztukę. Nawet jak ich wydziedziczą. - Jeden czarodziej powie, że ptak niszczy twoja sukienkę, drugi powie, że twoja sukienka niszczy ptaka. Chyba oboje napędziliście sobie nawzajem strachu, ale postaram się uratować i sukienkę, i ptaka. - Czasami zostawało się bohaterem ratując ludzi z płomieni, czasami wyciągając ich z więzienia, a czasami codzienność bywała nieco bardziej przyziemna. Niezmiennie - każde życie zasługiwało na ratunek, bez względu na to, czy należało do sukienki, czy do nieszczęsnego zwierzęcia.
Chyba, że należało do poplecznika Voldemorta.
Choć w zachowaniu Isabelli dostrzegałem pewien rodzaj impertynencji, ostatecznie dorastałem z trzema siostrami i wystarczająco nasłuchałem się w życiu, bym wiedział, czym była sukienka dla arystokratki. Wszystkim. Koniec tematu. To nie podlegało dyskusji. Mój punkt widzenia w świecie tiulu, aksamitu, jedwabnych nici i koronkowych dodatków był istotny tylko wtedy, kiedy tego wszystkiego trzeba było się pozbyć.
Ale to nie było teraz.
Jej poruszenie, choć wymalowane z egzaltacją, sprawiało, że poczułem się jak gość w loży honorowej na komediodramacie, ale takim pełnym szczerych emocji, które niosły ze sobą wyłącznie pozytywną energię. Zdaje się też, że byłem nie tylko gościem honorowym, ale jedynym gościem na widowni, dźwignięcie ciężaru owacji na stojąco spoczywało więc wyłącznie na moich barkach. Ale do ostatniego aktu było jeszcze daleko, dlatego zamiast oklasków posłałem Isabelli jedynie uśmiech, ni to złośliwy, ni poufny.
Wszedłem w głąb pokoju, stając nad łóżkiem. Ptak zamachał ostrzegawczo skrzydłami, ale nie poderwał się do lotu.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój Isabelli - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]11.02.21 13:40
W żyłach popłynęły pożary, w sercach iskrzyła się groza. Podpiekało ją uczucie niewygodne, uformowane w teatralną skrajność, w tak typową dziewczęcość – w akt nienaturalnej dla otoczenia niewygody. Jej dramat byłby śmiechem, ale nie tam, skąd pochodziła. Zrozumienia otrzymywała pod tymi dachami jednak wiele. Dwadzieścia lat układania jej w idealną, szlachetną formę sprawiło, że trudno było tak od razu stać się bardziej plastyczną, bardziej swoją. Mimo starań wciąż wpadała w pułapki niemożliwych interpretacji. Mimo starań wciąż była damą. Temperament jej, gdy tylko jednoczył się z wpojoną etykietą, bywał prawdziwie wybuchowy. Wiedzieli o tym. Wiedzieli wszyscy kochani mieszkańcy Kurnika. Ten, który ją tutaj schował przed światem zbyt brutalnym, nie musiał tego odkrywać. Pozostali jednak, cóż, z nimi dopiero musiała się zderzyć. Starała się, bardzo! Rozbierała otoczenie na mniejsze elementy, byleby tylko dosięgnąć dziwacznych sensów, byleby tylko odkryć, skąd się brały, byleby tylko stworzyć własną instrukcję dla tej niesłychanej rzeczywistości. Miała być przecież księżniczką, tymczasem tutaj ścierała się z wyzwaniami, które wcale nie przypominały tamtej roli. Nie wszystko było proste, nie ze wszystkim się godziła, ale pozyskała niesamowitą motywację. Otrzymała wolność i miłość, perspektywę przyszłości może i skromniejszej, ale pośród własnych pasji i tych, przy których od wielu miesięcy pragnęła pozostać. Czasem czuła w gardle drapanie sumienia. Piekące. Przecież bywały momenty, kiedy okazywała się trudnym do zniesienia członkiem rodziny, kiedy grymasiła i marudziła, kiedy przejaskrawiała rzeczywistość, kiedy trzeba ją było ratować z zagrożenia, które nie istniało.
Zupełnie jak teraz.
Bo przecież dorastała w przekonaniu, że brud, paskudztwo to coś przerażającego. Nawet jeśli umiłowała sobie naturę, nawet jeśli kochała zapadać się w ogrodowych alejkach, to stworzenia wszelkie budziły w niej niekiedy wątpliwość. Szczególnie gdy zjawiały się jak te niespodzianki, gdy wycelowały w resztki jej piękna, resztki elegancji, których za wszelką cenę wolała nie utracić. Nie była pewna, czy ktokolwiek poza kuzynem tak naprawdę mógł to zrozumieć.
Posłusznie kiwnęła główką, zatrzymując w przelocie spojrzenie wielkich oczu na jego bohaterskiej twarzy. Przybył na ratunek. Czyż to nie było rycerskie? Wiedziała, że wszyscy mężczyźni w tym domu pozostawali wyjątkowymi dżentelmenami. Tylko... dlaczego uciekać razem z Louisem? Przecież panicz Bott z pewnością poradziłby sobie z tym… ptaszyskiem. Niemniej Frederick na pewno wiedział, co robić. Isabella nie zamierzała kwestionować jego polecenia. Ruszyła do ucieczki, choć zdążyła jeszcze obrócić główkę i rzucić ostatnie przepełnione niepokojem spojrzenie na swojego wybawiciela. W palcach gniotła rąbki sukienki, zastanawiając się, czy dało się jeszcze uratować zbrukany kawałek materiału. Nie zdążyła zbiec ze schodów, a głos dzielnego pana Foxa ulgą rozpieścił jej serce. Wspięła się ostrożnie na te dwa stopnie i potem niepewnie stanęła  przy wejściu do sypialni. Nieco przejęta zerkała to na łoże, to na mężczyznę.
– J-jak to? –
bąknęła dość lękliwie, a dłon przystawiła do piersi, jakby chciała pogłaskać rozpędzone serce. – Przystojny? Och, Fredericku, jak możesz mówić, że to ptaszysko jest… przystojne – rzuciła nieco wzburzona. Nie rozumiała. On mógłby być przystojny, Steffen mógłby być przystojny, Alex również, ale nie to potargane ptaszysko! Przecież cały tiul był teraz w tych cuchnących piórkach. Isabella przełknęła ślinę, a potem odważyła się zerknąć w tamtą stronę. Aż powstrzymała teatralny gest przysłonięcia oczu dłonią. – Uratujesz? Naprawdę? Jakież to rycerskie! Byłabym wielce ucieszona, ja… Co się mu stało? – urwała, by zadać dość niespodziewane pytanie. Zrobiła drobny kroczek w stronę łóżka. – Ubrudził okno – wspomniała ciszej i popatrzyła na przyjemną twarz wybawiciela. Pocieszeniem był jego uśmiech i obietnica załatwienia sprawy. Naprawdę dobrze było mieć kogoś, kto wybawi ją z tej opresji. Nie była to jednak pierwsza i zapewne nie ostatnia podobna scenka w życiu Kurnika. Pozostali członkowie tej rodziny zapewne zdołali już parokrotnie zderzyć się z arystokratycznymi nawykami Isabelli, które przeradzały się w istną… tak, komedię. Fox miał rację, przywołując właśnie to porównanie. Selwynowie zawsze grali swoją sztukę, mniej lub bardziej wyraźną, ale wciąż żywą. – Tak się cieszę, że się zjawiłeś. Zupełnie nie wiem, co powinnam z tym… zrobić – wspomniała ostrożnie, a duże oczy fruwały między posłaniem a bohaterem, nie bardzo potrafiąc odnaleźć się w tak nietypowej sytuacji. – Czy możesz go… wydostać? Czy trzeba go wypuścić? – podpytywała, będąc niemal pewną, że go nie tknie. Mogła dotykać ingrediencji, mogła brodzić w ranach pacjentów, ale… to było coś zupełnie innego! To było wciąż po prostu… takie brudne i lepkie. Ścisnęła w niesmaku usta, poszukując w postaci mężczyzny dalszych wskazówek. Czegokolwiek, co pozwoliłoby zakończyć tak przykrą sytuację. To sukienka z domu Parkinsonów. Nie, chyba jednak nie mogła na to patrzeć. Zamknęła oczy i potrzasnęła lekko głową. Policzyła do dziesięciu i spróbowała ugłaskać pożar pośród myśli. Może obejdzie się bez wywaru uspokajającego.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]15.06.21 20:25
Zamęt, który zasiałem w sercu młodej już-nie-arystokratki, dał się łatwo wyczytać z jej oblicza. Kiedy przywołana moim głosem kilkoma susami niezwykle lekko i zwinnie wróciła na półpiętro, wydała mi się znacznie bledsza. Miałem nadzieję, że był to wyłącznie skutek stresu, nie zaś genetyczne piętno, które wymagało nieco inaczej wyspecjalizowanego wybawcy - a zdaje się, że ten akurat przebywał poza Kurnikiem.
- Mogę wszystko, Isabello. - Odpowiedziałem jej miękko; choć poznaliśmy się zaledwie wczoraj, nie miałem w zwyczaju sięgać do konwenansów, z resztą mieliśmy przez jakiś czas pozostać pod jednym dachem. W tamtej chwili byłem jeszcze przekonany o tym, że nie będzie to długo. W tamtej chwili jeszcze nie zdążyłem na własnej skórze doświadczyć tego, jak bardzo zła była sytuacja w kraju - i jak przyjemnym było poczuć się wybawcą, który jest w stanie udźwignąć na swoich barkach ciężar powierzonego zadania. - Mówić to, co ślina przyniesie na język. Robić to, na co przyjdzie mi ochota. - Beztrosko wzruszyłem ramionami, na jej wzburzenie odpowiadając niewymuszonym uśmiechem, w którym trudno było szukać cienia złośliwości. - Ty również. - Przypomniałem jej. Nie nosiła już herbu salamandry, nie musiała wpisywać się w żaden wzorzec. Mimowolnie przypomniałem sobie chwilę własnej ucieczki - czułem strach, ale jednocześnie podniecenie. I nieograniczoną niczym wolność, do której jednak musiałem dopiero przywyknąć. Nauczyć się. Jak pies, który po latach życia w klatce w końcu zasmakował swobody, głupio rozbiegany i jednocześnie zlękniony. W oczach Isabelli nie było jednak lęku. Tliła się tam nadzieja i ciekawość. Dostrzegłem to, kiedy ostrożnie - z nieśmiałością godną damy - weszła w głąb pokoju, przystając obok mnie. Stojąc obok, wydawała się jeszcze drobniejsza.
- Nie wiem. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, mimowolnie przesuwając spojrzeniem na okno. Chyba nie dostrzegałem tego samego, co Isabella. - Ale sam nie wydostanie się z pułapki, którą na niego zastawiłaś. - Zauważyłem, przenosząc wzrok na stworzenie, które najwyraźniej zużyło wszystkie siły na próbę wydostania się z sukienki, robiąc jeszcze kilka gwałtownych ruchów skrzydłami, po czym w całkowitym oszołomieniu poddało się rezygnacji. - Dlaczego mielibyśmy go nie wypuszczać? - Jej pytanie mnie zaskoczyło. Moje czoło przecięła zmarszczka, ale bez względu na to, co zamierzała Isabella, powoli pochyliłem się nad łóżkiem, w końcu opierając się kolanami o miękki materac i niespiesznymi ruchami sięgnąłem między fałdy sukienki. Ptak zareagował strachem, poruszając ostrzegawczo skrzydłami - ale te były już tak splątane, że niewiele mógł zrobić. Był nieduży, na oko mieścił się w moich dłoniach. Uniosłem sukienkę wraz ze zniewolonym stworzeniem, uważnie badając przyczynę uwięzienia. Obiecałem w końcu zachować kreację w całości. Trzymając w uścisku stworzenie, niemalże czułem bicie jego serca. - To zajmie chwilę. - I mówiąc chwilę - miałam na myśli tę dłuższą. Na wyplątanie wszystkich tasiemek i materiałów miałem do dyspozycji tylko jedną dłoń, drugą przytrzymując ptaka delikatnie za skrzydła, aby nie zaplątał się ponownie - lub przypadkiem nie wyrwał się, uszkadzając tym samym sukienkę. Próbował - nie mógł jednak konkurować z ludzką siłą. W skupieniu odrzucałem kolejne pęta, czując, że przybysz zyskiwał do mnie coraz więcej zaufania. - Macie ze sobą coś wspólnego. - Skomentowałem, mając na myśli pomarańczowe umaszczenie ptasiej piersi. Nie sądziłem jednak, by to porównanie mogło się spodobać Isabelli. Moje spojrzenie tylko na moment powędrowało w jej stronę, chcąc zbadać reakcję pozbawionej tytułu damy.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój Isabelli - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Pokój Isabelli [odnośnik]27.06.21 0:01
Gdy padły tamte słowa, Isabella pomyślała zupełnie o czymś innym. W pierwszej chwili omiotły ją niewidzialne ogniki podziwu. Sir Frederick mógł wszystko! Mógł stać się bohaterem i wyswobodzić ją z tej udręki. Był taki wolny, był kimś, kto wydostał się z podobnego gniazda jak ona. A teraz tak pewnie patrzył w przód, tak dzielnie rzucał wyzwania losowi. Isabella nie wiedziała o nim jeszcze zbyt wiele. Był starszy i minęli się znacznie na tych arystokratycznych parkietach, ale odważyła się myśleć, że mogło ich łączyć znacznie więcej, niż sądziła. Że mógł stać się kolejnym autorytetem. Zbyt śmiałe jednak te wejrzenie, kiedy przecież ich relacja była wątła, a w tym ptasim i Bellowym kataklizmie ów mężczyzna jeszcze nic nie zdążył zrobić. Mimo to nie mogła oderwać od niego spojrzenia. Słuchała uważnie, chłonęła rozwinięcie, które pozwoliło jej poznać lepiej jego motywacje. Sens pierwszych słów, które niewidzialnie zasiał w niej tak, by mogły prędko wykiełkować.
Ty również. Najpierw jej oczy rozszerzyły się, by – niczym dwa błyszczące galeony – spojrzeć na niego jeszcze głębiej. W poszukiwaniu zrozumienia, w poszukiwaniu sekretnych treści. Rozjaśniała dość blada, gładziutka buzia damy, na której nie powinny nigdy pojawić się żadne różowe plamki, a jednak one tam były. Być może wymalowane emocjami, przyklejone tak niechlubnie do twarzy, która powinna czarować nieskazitelnością. Ty również. – Teraz już tak – zareagowała w reszcie, trochę z nieśmiałym uśmiechem, trochę też wybudzona z odrętwienia. Zupełnie jakby jego krótka przemowa zdołała ją spetryfikować. Trafił gdzieś głębiej, o wiele głębiej, niż mógł się spodziewać. Czy nie tak? Chyba się uspokoiła. Pod materiałem sukienki czuła mrowiące, nowe uczucie. Chciała gnać do ptaka i natychmiast wypędzić go z sypialni, ale z drugiej strony… poczuła ciekawość. Co takiego mógłby jej opowiedzieć? Mało komu udawało się ją uspokoić. Nie było mowy o ugaszeniu tej energii, tego wiecznego płomienia, ale być może pokonał największy szał. Serce salamandry grzało się w ciepłym żarze i sierpniowe słońce nie miało z tym nic wspólnego.
Nie mogła odmówić sobie zerknięcia na byłego lorda, kiedy tylko znaleźli się już w sypialni i przedstawiła mu sedno sprawy, ten wielki kataklizm pośród kolorowych tasiemek i koronki. – Nic nie zrobiłam! – odpowiedziała trochę głośno, ponownie wzburzona, ale ta fala odpadła jeszcze szybciej od poprzedniej. – Wpadł przez okno… – dodała cichutko, jakby speszona. Już wcale tak pewnie na niego nie spoglądała. Przecież to nie był żaden spisek. Chyba że przeciw niej, bo ptaszysko dość chętnie owinęło się wokół pięknych tkanin. Panicz Fox tego nie widział? Bella zamrugała, przenosząc spojrzenie na skrzydlate stworzenie. – A co jeśli jest chory? Wyjmiesz go tak, żeby nic mu się nie stało? – odpowiedziała pytaniem na jego pytanie i tym samym zmieniła ton wypowiedzi, bo wcześniej przecież tak gorączkowo próbowała dojrzeć w tym stworzeniu wroga. Teraz już sama nie wiedziała. Może to natura uzdrowicielki? A może to wpływ ratującego ją współlokatora. Ledwie się poznali, a ona już zapraszała go do tak niewdzięcznej sprawy. Jako mężczyzna jednak doskonale radził sobie w roli wybawiciela. Jak lord.
Obserwowała jego poczynania w skupieniu. Ostrożnie, na palcach zrobiła krok, by znaleźć się bliżej Frederica, który wyplątywał dzielnie ptaka spomiędzy splątanych tasiemek. Robił to tak, jakby nie był to pierwszy razy, jakby nie były mu straszne zawiłości damskiego stroju. Zza jego pleców Isabella patrzyła zaintrygowana, trochę wciąż jeszcze przestraszona, ale z każdą chwilą odczuwała większą śmiałość. Ust jednak nie otworzyła, co też było zjawiskiem dość niespotykanym. Palce mężczyzny świetnie pokonywały kolejne przeszkody, a Bella nie zauważyła, nawet kiedy znalazła się tak blisko nich. Już bez strachu. Analizowała z dumą jego poczynania. – Tak? – zapytała zdziwiona i aż przysiadła na kawałeczku łóżka. Materac lekko się ugiął, a Fox mógł ujrzeć błyszczące, zielone tęczówki nieodstępujące go na krok. – Co takiego? – doprecyzowała, zdradzając ciekawość. Zamiłowanie do sukienek? To zwierzę nie wyglądało na zadowolone z bliskości miękkiego jedwabiu. – Miałam ją na sobie na ostatnim balu… – wyjawiła nagle z nostalgią, opuszczając powoli wzrok na materiał znajdujący się w dłoniach Fredericka. – Pamiętasz swój? – odważyła się nagle, nim zdołała ugryźć się w język. Tak właściwie to nie wiedziała, jak dokładnie wyglądała historia. Jak wyglądał jego ostatni sabat.
Chciała posłuchać, jeśli tylko chciał opowiedzieć.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Pokój Isabelli - Page 3 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Pokój Isabelli
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach