Wydarzenia


Ekipa forum
Sala balowa
AutorWiadomość
Sala balowa [odnośnik]02.11.19 14:53

Sala balowa

Kurz nie zdołał osiąść na gładkiej posadzce, chociaż wydawałoby się, iż pomieszczenie pyszniące się subtelnym bogactwem materiałów, jak i tradycyjnego, zaskakująco przyjemnego wystroju utrzymanego w ciemnych barwach — będzie należało do mało używanych, a przy tym niewiele bardziej reprezentatywnych. Nic bardziej mylnego, bowiem choć pozorna skromność wyziera z sali balowej, tak szczegóły zdobień, szczególnie witraży okien potrafią zaprzeć dech w piersi. Co więcej, mrok, który otula Durham, nie jest tutaj aż tak przytłaczający za sprawą żyrandoli oraz licznych kandelabrów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala balowa Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala balowa [odnośnik]10.11.19 23:00

23 stycznia 1957


Woal długich, ciemnych rzęs trzepoce powoli, jakby tkwiła w niej obawa, iż jeśli na dłuższą chwilę pozwoli sobie skryć pod wrażliwymi powiekami orzech tęczówek, tak wszystko okaże się snem. Ledwie ułudą, gotową rozpłynąć się przy łagodnym muśnięciu rzeczywistości. Czy mogłaby się więc przebudzić? Odrzucić ciężar powinności niczym płaszczyk podszyty futrem z norek i na powrót odnaleźć się na wąskich, usłanych słodkim kwieciem ścieżkach panieńskiego stanu? Otulić się wolnością, odczuwać głód niewiadomej, którą mogłaby kusić przyszłość. Rozpadać się i tworzyć na nowo, pamięta, iż to tego pragnęła, nim czerń oczu spoczęła na wiotkiej sylwetce, zmuszając rozedrgane elementy duszy do przyjęcia stałej formy, która swym subtelnym blaskiem gotowa była przysłonić cały świat arystokraty. Opuszki smukłych palców wędrują ku różanym wargom, gotowe skryć pod sobą cichy chichot, lecz nie spotykają się z miękkimi ustami — nie zamierzała tego dnia kryć swego nastroju, nie kiedy czułe dłonie pani matki po raz ostatni przeczesywały jasne pukle, upewniając się, iż upięcie, jakiemu zostały poddane włosy perełki, pozostaje perfekcyjnym. W odbiciu szerokiego lustra wymieniają się nerwowymi uśmiechami, które przeradzają się w niemą tkliwość, gdy lady Keira składa na czubku głowy swej córki pocałunek. Drobną dłoń przykrywa druga, gdy Adeline w ostatnim geście otuchy ściska mocniej rękę Elodie, jakby tym samym pragnęła przekazać siłę oraz grację, którą emanuje lady Burke. Może tego potrzebuję, myśli odwzajemniając uścisk z wdzięcznością malującą się na ślicznej buzi, odrobiny pewności. Pewności, która powstrzyma drżące ciało przed popełnieniem błędu, która poprowadzi serce ku drugiemu sercu. Nieliczne kuzyneczki, pozostałe w komnacie śmieją się ucieszone, wstążkami drażniąc pląsającą w podekscytowaniu Isolde oraz wzdychają zauroczone, gdy młodziutki Marius z powagą, godną doskonale wychowanego lorda wypowiada nieco niewyraźne `tulacje` kłaniając się, unosi przy tym łapkę Belle, odpoczywającej na miękkiej kanapie, w swej łaskawości zezwalającej na pełen szacunku gest trzylatka wobec dumnej cavalierki. Cioteczki Parkinson z kolei pochylają się w skupieniu nad trzema zestawami kolczyków i wzajemnie uderzają się po palcach, gdy któraś sięga nie po ten komplet, który odpowiada innej. Pełny obraz dopełnia również lady Elvira sącząca wino, niczym niewzruszony posąg pośród chaosu, jakim okazują się panie na Gloucestershire, gotowa wesprzeć pannę młodą złotą radą pokroju `póki się nie potkniesz, wszystko będzie w porządku`. Wtóruje jej cichy pomruk od młodziutkiej Aldory, która w skupieniu potrząsa koszykami zdobionymi białymi wstążkami oraz dzwoneczkami doń przyczepionymi, chcąc wybrać ten brzmiący najładniej na świecie. Przestaje się krzywić na wstążkę, którą wpleciono w jej ciemne włosy, co Ellie bierze za dobry omen. Całą sobą pragnęła, by dziewczynki czuły się częścią uroczystości, czerpały, chociażby drobną radość z podobnego wydarzenia, gdy te wstrętne anomalie w końcu zniknęły. Słodka Adeline obiecała jej nawet, iż szanowny lord nestor Burke zatańczy choć raz z córkami, chociaż w to artystka nie była skłonna uwierzyć — tańczący dwa razy w ciągu miesiąca Burke? Niemożliwe! Ale Quentin zatańczy, obiecuje sobie uparcie, bo kto to widział, by panna młoda nie rozpoczęła swego świętowania wspaniałym walcem. I będzie z tego zadowolony, dodaje, niemalże kichając, gdy woń różu, nakładanego starannie na policzki drażni nozdrza.
Nie może zastanowić się nad tym głębiej, bowiem rozlega się pukanie do drzwi, a do środka wkracza pan brat, obwieszczając, iż wszyscy są już na swoim miejscu — wyciąga zaraz ręce ku siostrze, zamykając ją w cieple swych ramion i śmieje się gromko, gdy ta piskliwie, acz w rozczuleniu nakazuje mu się cofnąć, bo jeszcze popsuje jej fryzurę. Zapewne lady już nie na długo Parkinson usłyszałaby jakąś kąśliwą ripostę, lecz maman dobrotliwie uderza syna w tył głowy, nakazując mu czym prędzej opuścić pomieszczenie. To zdaje się być sygnałem, damy również decydują się na wyjście, gotowe uszczypnięciami w pulchne policzki umilić rozstanie małego lorda z pieskami i tylko lady nestorowa może uratować nieszczęsnego Mariusa przed podobnym losem. Elodie żegna je śmiechem, następnie głębokim wciągnięciem powietrza do płuc. Wszystko naprawdę będzie dobrze, zdaje się szeptać pani matka, lecz słowa te nikną w dźwiękach uderzającego w piersi serca. Ostatnie spojrzenie rzucone odbiciu lustrzanym wydaje się swoistym pożegnaniem, oto nadchodzi nowe życie. Pan ojciec wita ją z ciepłem oraz pocałunkiem w gładkie czoło, nim poprowadzi ją z dumą ku sali balowej, lady Keira wręcza szlachciance bukiecik ślubny i na ledwie kilka sekund dotyka policzka najmłodszej pociechy. Żadna z nich nie roni łez wzruszenia, pozwolenie sobie na opuchnięcie powiek jest niedopuszczalne w ich sytuacji. I kiedy wreszcie nadchodzi ten moment, a szerokie drzwi otwierają się przed nią, pragnie wydać z siebie cichutkie — och. Bo, co uświadamia sobie z zaskakującą pewnością Ellie, nawet jeśli byłby to sen, każda sekunda okazałaby się li jedynie omamem, tak nie zamierzała się budzić wcale. Nie, kiedy orzech tęczówek spotkał się z hebanem spojrzenia. Nie, kiedy istniał ktoś, kto patrzył na nią w ten sposób. Przywołuje więc na różane wargi łagodny uśmiech, gdy wraz z lordem Vincentem wykonuje pierwszy krok. Muzyka fortepianu i skrzypiec pieści uszy, lady Aldora wraz z równą jej wiekowi kuzyneczką Parkinson zdołały już obsypać ścieżkę płatkami białych róż oraz czerwonych maków i Elodie już wie, że to nie sen. To dzień jej ślubu. To dziś.

| wygląd: suknia nr 1, fryzura


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Sala balowa [odnośnik]11.11.19 16:15
To dziś. Nie mogłem spać, przekręcając się z miejsca na miejsce, ale w żadnym nie odczułem potrzebnego komfortu. Serce łopotało mi tak intensywnie, że wreszcie sięgnąłem po eliksir uspokajający. Dopiero wtedy mogłem bez przeszkód odetchnąć, chociaż to stwierdzenie mocno na wyrost. Nie spodziewałem się odczuwać tak niecodziennych, skrajnych emocji. Sięgając pamięcią wstecz, do pierwszego małżeństwa, wyobrażałem sobie ten dzień inaczej - pełen rozdrażnienia, rozrywającej wnętrzności rozpaczy, bezsensu atakującego każdy ze zmysłów. W końcu musiałem zrezygnować z płonącej w sercu miłości dla… dla obowiązku. Przykrego, wyjątkowo nieatrakcyjnego. Spotykając tamte, równie niechętne sytuacji tęczówki, utwierdzałem się w przekonaniu, że to najgorsza z możliwych chwil. Że gorzej już nie będzie, bo nie ma nic gorszego ponad związanie swojego życia z kimś, kogo się nawet nie lubi, nie mówiąc już o intensywniejszych, cieplejszych uczuciach. Jednak arystokratyczna rzeczywistość nie polega ani na szczęściu ani spełnianiu marzeń tylko na budowaniu trwałych sojuszy. Bulstrode’owie jako wieloletni przyjaciele powinni zostać upewnieni, że nic się w tej materii nie zmieniło i że nasza rodzina traktuje ich nadal z należytą sympatią oraz szacunkiem. Za wszelką cenę - także kosztem zadowolenia jednego ze swych potomków. Zawsze myślałem, że się z tym pogodziłem, że zaakceptowałem tę decyzję. W końcu zamieniłem się w skałę obojętności, niechęć wyrażając sporadycznie; tak samo jak sporadycznie widywałem się z powodem paskudnego samopoczucia. Usiłowałem wywalczyć dla siebie prywatną przestrzeń bez niczyjej ingerencji, zachować namiastkę szczęścia jakiej potrzebowałem, żeby całkowicie nie zamienić się w pozbawionego emocji oraz energii inferiusa, ale wbrew staraniom stało się inaczej.
Po rozwiązaniu małżeństwa tak naprawdę nie poczułem ulgi. Nie poczułem po prostu niczego, bo było mi już wszystko jedno. Początkowy gniew, poczucie niesprawiedliwości, bezsilność i zaniepokojenie przestał mieć rację bytu już po jakimś czasie. Zatem wyzbyłem się z siebie tych uczuć, sądząc, że od teraz pogodzę się z każdym kamieniem jaki we mnie nadleci. Wiedziałem w końcu, że stan kawalerskiej stagnacji nie potrwa w nieskończoność. Nie, gdy rodzicom tak mocno zależy na przedłużeniu linii rodu - głównie dla interesu, bo przecież niemądrze byłoby oddawać rodowe dziedzictwo w ręce Borginów. Jak na razie jedynym męskim spadkobiercą naszej gałęzi jest mały Marius, a to za mało na odetchnięcie z ulgą. Dlatego presja okazuje się być ogromnych rozmiarów, a nadejście nowego rozwiązania sytuacji… spotyka się najpierw z niechęcią, później z obawą. Brak destrukcyjnego uczucia jak miłość, wbrew pozorom, nie ułatwia niczego. Wydawałoby się, że odtąd będę przyjmował wszelkie rewelacje bez mrugnięcia okiem, ale to nie tak. To nadal moje życie, którym szasta się na prawo i lewo, dysponuje wbrew mojej woli. Więc tak, początkowo przypominam sobie te paskudne uczucia nawiedzające mnie te kilka lat temu, ale w końcu… w końcu one pękają, zamieniając się w coś, czego właściwie nie rozumiem - i czego się nie spodziewałem. W oczekiwanie i strach, ale nie przed tym, co będzie, a przed zrujnowaniem wszystkiego, co dotąd udało nam się zbudować. Przed popełnieniem błędu, co prowadziłoby do zranienia uczuć delikatnej lady marzącej o własnej baśni. Pięknym ślubie, pięknej podróży, pięknym życiu. Czy Durham mogłoby komukolwiek ofiarować coś podobnego? Czy ja mógłbym sprawić, że ten dzień, a później cała przyszłość, będzie chociaż odrobinę znośniejszy? Powinienem mieć całą masę wątpliwości gdyby nie to, że już jakiś czas temu postanowiłem je odrzucić. Zacząć hodować niewzruszoną pewność siebie oraz odwagę do sięgania po to, czego chcę - a chcę splecionego losu i splecionych w jedności dłoni. Odrzucając przy tym świadomość trawiącego obowiązku; bo jeśli mogę mieć nad tym kontrolę, to sprawiając, że powinność przestanie być wymuszeniem. Zamiast tego stanie się wyczekiwaniem, z której popłynie niedorzeczna radość. Czy kiedykolwiek taką czułem? Chociażby w dzieciństwie, brodząc w lekkości istnienia? Wydaje mi się, że nie. Że od zawsze błądziłem w meandrach samotności oraz przygnębienia, dopiero dziś poznając czym jest bezinteresowność oddawania samego siebie. Dla kogoś. Dla niej. Czy tak wygląda prawdziwe małżeńskie życie? Czy w ogóle powinienem kierować się uczuciami, naiwnością, że to nie będzie jedynie układem? Koniecznością niezbędną do przetrwania, ale nic poza tym? Jasne, że podobne myśli pojawiają się w głowie, ale staram się od nich usilnie odciąć. Niepewność nikomu nie pomoże, rozmyślanie nad tym, co dopiero ma się wydarzyć również.
Z tego powodu rzucam się od razu na głęboką wodę. Ignorując wewnętrzną podejrzliwość postanawiam podejść do tego dnia z czystą kartą. Otwartym umysłem, z umiarkowaną nadzieją, za to bez żadnych irracjonalnych blokad, domysłów lub czarnych scenariuszy. Pojawiający się stres wywołany jest wyłącznie tremą - z odrobiną wiary, że dosłownie wszystkie oczy podczas uroczystości spoczną na zachwycającej Elodie, nie na mnie. Od początku miałem grać tylko drugie skrzypce, dopełniające najprawdziwszą sztukę tło. Należało je jednak dopełnić, bez wstydu oraz hańby, dlatego przywdziewam najdroższą oraz najelegantszą uroczystą szatę, z bogatymi srebrnymi i szkarłatnymi zdobieniami; właściwie czuję się paskudnie z tym całym kramem dodatkowych błyskotek, ale to wyjątkowy dzień – wymaga więc wyjątkowej oprawy. Chyba nawet twarz nie wydaje się taka blada jak patrzę w lustro. Sukces?
Chyba tak jak to, że stoję w oczekiwaniu na nadejście panny młodej - w otoczeniu braci, w bliskiej odległości rodziny. Gdzieś tam dalej majaczą sylwetki mniej lub bardziej znanych gości, niknących w emocjonalnym wnętrzu i przyciemnionej sali balowej; światło z magicznych świec odbija się w kryształach ozdobnych żyrandoli, co na krótką chwilę przykuwa moją chaotyczną uwagę. Poprawiam mankiety ubrania w nerwowym geście i… czekam? Sam nie wiem, czas jednocześnie się dłuży jak i gna, trochę gubię się w trwającej rzeczywistości, a natłok myśli, jaki towarzyszył mi jeszcze parę chwil temu, nagle znika. Czy to pustka? Cisza przełamywana tłukącym w piersi sercem? Tak, to chyba to, ciągnie mnie na dno nieświadomości. Dopiero wyraźne poruszenie dookoła wybudza mnie z tego dziwnego letargu.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Sala balowa [odnośnik]13.11.19 1:58
Wyraźnie dało się wyczuć zmianę atmosfery w zamku Durham. Ślub Quentina był jednym z najważniejszych wydarzeń tego roku, dlatego wszystko musiało pójść po ich myśli. Co prawda większością przygotowań zajęli się Parkinsonowie, prawdopodobnie obawiając się dopuszczenia do głosu któregokolwiek z Burke'ów, ale żaden z nich nie miał im tego za złe. Mimo wszystko część obowiązków leżała po ich stronie, chociażby przystrojenie sali balowej na główną ceremonię. Edgar nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy to pomieszczenie prezentowało się tak okazale – prawdopodobnie na poprzedni ślub Quentina, a może na jego własny? Szargały nim wówczas zbyt silne emocje, by to zapamiętać; nie był w stanie skupić się na czymś tak banalnym jak zdobienia w pomieszczeniu. Podejrzewał, że jego brat odczuwa w tym momencie tę samą mieszankę silnych emocji. Żaden Burke nie jest stworzony do tak podniosłych chwil, szczególnie jeżeli ma świadomość, że mogą zmienić resztę życia. Już dawno po posiadłości nie chodziło tak wiele niespokrewnionych z nimi osób; Edgar pilnował, żeby nie znalazł się wśród nich ktoś zupełnie przypadkowy. Skrzaty domowe były niewidoczne, ale efekty ich prac już jak najbardziej – chodziły dzisiaj jak w zegarku, wyjątkowo nie mógł się poskarżyć na żadnego z nich. Jako nestor chciał, żeby ten dzień pozytywnie zapisał się we wspomnieniach obu rodzin, wszak ten ślub miał na celu przede wszystkim zacieśnienie rodowych sojuszy. Jako brat dbał o to, żeby Quentin nie zemdlał po drodze do ołtarza. Bacznie go obserwował, doszukując się w nim oznak kryzysu egzystencjalnego, ale na szczęście żadnego się nie doszukał. Quentin dobrze znał swoje powinności wobec rodu, poza tym Edgar nie mógł się pozbyć wrażenia, że lady Parkinson wcale nie jest mu obojętna. O to jednak nie zamierzał go pytać, rzadko przekraczali między sobą tę granicę.
Wszedł na salę balową, stając nieopodal swojego brata, pełniąc dzisiaj rolę jego świadka. Jak zwykle w cieniu, ale gotowy mu pomóc, gdyby tylko zaistniała taka sytuacja. Chociaż wątpił, by to było konieczne; nie przewidywał dzisiaj żadnych problemów, raczej widział dzisiejszy dzień jako wesoły, nawet jeżeli na twarzach jego krewnych nie gościł uśmiech. Zawsze byli oszczędni w słowach i gestach, ale to nigdy nie było równoznaczne z brakiem zdolności do nawiązywania kontaktów. Wręcz przeciwnie, ich wszystkich łączyła bardzo silna więź i wzajemne zaufanie, lady Parkinson mogła być dumna, że za parę chwil przejmie ich nazwisko.Edgar odruchowo powtórzył nerwowy gest brata, poprawiając białe mankiety koszuli. Rzadko ubierał się w tak jasne kolory, jednak dzisiejsza ceremonia wymagała od niego, by chociaż częściowo pozbył się rodowych szarości na rzecz czegoś weselszego. Spodnie wraz z kamizelką i tak miał czarne, lecz wyjściowa marynarka nabrała ciemnoczerwonego odcienia przez liczne zdobienia w kolorze maku. Czuł się swobodnie w tym stroju, szczególnie wspominając krucze przebranie z sabatu. Poza tym w przeciwieństwie do brata nie miał się czym stresować, swoje przeżył osiem lat temu. Splótł więc dłonie za plecami, cierpliwie oczekując rozpoczęcia ceremonii.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Sala balowa [odnośnik]14.11.19 1:16
23 stycznia

Chaos, panujący w Durham był przerwą od monotonii codzienności. Cisza, tak bardzo umiłowana przez członków rodziny Burke została przerwana przez szczebiot ciotek Parkinson, tak licznie przybyłych na dzisiejsze wydarzenie. Adeline okazała się wybawieniem, ostatnią nadzieją i tajną bronią w nierównym starciu z rozemocjonowanymi damami, które krytycznym spojrzeniem obrzucały ciemne korytarze. Różnobarwne uśmiechy, zmienny ton głosu i odpowiednio dobrane słowa były bronią lady nestorowej, które ostatecznie podkreśliły jej pozycję wśród wielu dam tak ochoczo wprowadzających wszelakie zmiany w wystroju posiadłości. I mimo licznych potyczek słownych w organizacyjnych kuluarach, znalazła czas, aby osobiście towarzyszyć swoim dzieciom w przygotowaniach do tego jakże ważnego wydarzenia. Nim jeszcze przywdziała makową suknię, ze spokojem gładziła szczotką ciemne pasma włosów Aldory, niejednokrotnie zapewniając ją, że niechciana wstążka pięknie zaprezentuje się w jej włosach, gdy tylko dobrną do końca tej niewątpliwie wyczerpującej wędrówki, jaką było upięcie włosów małej lady. Nagrodą pocieszenia - a przynajmniej Adeline wierzyła, że nią będzie - miała być pomoc w doborze kolczyków do dzisiejszej kreacji pani matki, które wcześniej sama przygotowała. Ostatecznie zgodnie stwierdziły, że środkowa para będzie idealna, a z jakiegoś powodu Adeline wierzyła, że wybór do przypadkowych nie należał, wszakże była to jedna z par, które otrzymała od Edgara. Ze stoicką cierpliwością zaspokajała ciekawość swego trzyletniego syna, podczas zakładania dziecięcej szaty, która z komfortem nie miała nic wspólnego. I kiedy również lady nestorowa prezentowała się nienagannie - oczywiście nie omieszkała zapytać o opinię bliźniaczek - mogli odwiedzić pannę młodą nim Durham wypełni muzyka, a wszystkie oczy skierują się w stronę młodej pary, stojącej przy ślubnym kobiercu.
Gwar i chichoty wypełniały komnatę, przeznaczoną dla najsłodszej Elodie. Z ust niektórych lady wyrwał się pisk zachwytu, gdy elegancki i uroczy Marius Burke dumnie wkroczył do środka, już za chwile szukając ratunku za materiałem sukni matki, chcąc ukryć typowe zawstydzenie. Cała trójka szybko odnalazła dla siebie miejsce, a Adeline mogła podejść do przyszłej lady Burke i patrząc na Elodie, nie mogła wyzbyć się napływających wspomnieć z dnia, w którym ona, w tej samej sali balowej przysięgała swoją wierność i oddanie Edgarowi. I gdy obserwowała z jak wielką czułością lady Keira przeczesuje każdy kosmyk włosów panny młodej, niemalże czuła delikatny dotyk dłoni swej matki, która zapewne także pojawiła się na dzisiejszej uroczystości. Niczym echo, w jej głowie wybrzmiały słowa lady Crouch; nie musisz go kochać, kochaj dzieci, które ci da. W tamtej chwili w adelinowych oczach złość zelżała, jednakże gdy patrzyła w skrzące się oczęta lady Elodie była pewna, że inne emocje targają jej sercem. Nie powiedziała więc nic, zaciskając smukłe palce na szczupłej dłoni kuzynki, lata spędzone w Durham nauczyły ją, że czasem gesty przekazać mogą więcej niż jakiekolwiek słowa. Nim pozostawiła matkę i córkę, aby mogły spędzić jeszcze chwilę w samotności, uśmiechnęła się do cioteczki Keiry, obiecując w ten sposób, że zaopiekuje się jej perełką. Teraz sama będąc matką, bardziej niż wcześniej rozumiała cień przerażenia malujący się w oczach starszej damy, który także mogła otworzyć w spojrzeniu lady Crouch. Świadomość tego, że ta chwila jest jeszcze daleko przed nią, z większym uśmiechem podeszła do Aldory, matczyną radą służąc przy wyborze najpiękniejszego koszyka z najdźwięczniej brzmiącymi dzwoneczkami.
Już czas, pomyślała, gdy lord kuzyn obwieścił gotowość gości weselnych i jak mniemała samego pana młodego do rozpoczęcia ceremonii. Wyrwała ze szponów ciotek zdezorientowanego Mariusa, który skołowanym spojrzeniem szukał jej w morzu nieznanych mu twarzy. Ucałowała jeszcze delikatnie czoło Aldory, która wraz z równą sobie wiekiem lady Parkinson miała otwierać orszak panny młodej. Podczas dzisiejszej uroczystości w miejscu przeznaczonym dla nestorskiej rodziny, miejsce zajmowała jedynie ona oraz dwójka dzieci. Edgar pełnił dzisiaj inną, równie ważną rolę - był świadkiem i ostoją dla pana młodego. Uśmiechnęła się pod nosem, czując jak rączka Mariusa wyrywa się z jej uścisku, w momencie gdy zajęli należne sobie miejsca. Jego jasne oczęta wlepione były w postać stryja i szanownego ojca. Dumnie prezentował się w swej dziecięcej szacie i chociaż był jeszcze małym chłopcem, to rozumiał wiele i chciał, aby tata był z niego dumny. To nic, że mnogość obcych oblicz napawała go niechęcią i jedynie Adeline mogła poczuć małą piąstkę, ukradkiem zaciskającą się na materiale makowej sukni. Spojrzała jeszcze w stronę Edgara, z którym nie miała okazji się zobaczyć, pochłonięta próbami zapanowania nad szaleństwem, którego nie byli zwyczajni.
Dźwięk skrzypiec wypełnił salę balową przy akompaniamencie pianina. Ciepło rozlało się w jej sercu, na widok córki, kroczącej na samym przodzie. Takie chwile sprawiały, ze uśmiech na twarzy Adeline nie był wyćwiczonym przez lata odruchem, ale przejawem autentycznego szczęścia i zadowolenia. Skierowała swój wzrok w stronę Elodie, która tak pięknie wyglądała w białej sukni. Jednakże nim doszła do ołtarza, obróciła się w stronę Quentina, z którego twarzy próbowała wyczytać cokolwiek. I z zadowoleniem mogła jedynie stwierdzić, że jest odrobinę mniej blady niż się spodziewała.

wygląd:suknia, fryzura, kolczyki
Adeline Burke
Adeline Burke
Zawód : Arystokratka
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
part of her mystery
is how she is calm
in the storm and
anxious in the quiet
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7494-adeline-burke#206410 https://www.morsmordre.net/t7710-eunomia#213518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle
Re: Sala balowa [odnośnik]14.11.19 21:58
Nie mogła przegapić tego dnia.
Choć początek roku nie zaczął się dla niej fortunnie, niosąc ze sobą przykrą stratę, dla dobra rodu musiała być silna. Poza tym czy mogłaby sobie odmówić uczestnictwa w ślubie kuzynki, a jej samej – swej obecności w tym wyjątkowym dla niej dniu, kiedy lady Parkinson miała stać się lady Burke i porzucić piękne przestrzenie Broadway Tower na rzecz zimnego i ponurego Durham?
Zdecydowanie musiała się pojawić, naturalnie wraz z rodzicami i siostrą. Ojciec Elise był bratem matki drogiej Elodie, stąd też obecność jego, jego żony oraz obu córek, Ophelii i Elise. Obie były odziane w piękne, długie suknie w barwach rodu Nott, jednak młodsza Nottówna wierzyła, że to ona wyglądała lepiej.
Pierwszy raz miała na sobie tę suknię, nie obraziłaby Elodie pojawieniem się w czymś, co już kiedyś zaprezentowała w towarzystwie. Kreacja była więc całkowicie nowa i odpowiednio elegancka do ślubu. I choć ostatnie tygodnie upłynęły jej na smutkach, dziś na jej pięknej twarzy gościł uśmiech, był to przecież dzień pełen radości i świętowania zjednoczenia dwóch czarodziejów, dwóch wielkich rodów o wspaniałych tradycjach, które postanowiły zażegnać dawne spory i połączyć się sojuszem.
Czy ją samą też to czekało? Najprawdopodobniej. W życiu szlachcianek nie było miejsca na miłość, najważniejsze było dobro rodu i dbałość o pielęgnowanie słusznych wartości oraz czystości krwi. Niemniej jednak czekała z utęsknieniem na dzień, gdy jej dłoń ozdobi się zaręczynowym pierścieniem, marzyła o młodym zamążpójściu, a także o tym, by jej ślub był wielkim wydarzeniem, o którym w towarzystwie długo będzie się mówić, i to koniecznie pozytywnie. Chciała by inne damy jej zazdrościły, lubiła być wyjątkowa i w centrum uwagi.
Ale dziś w centrum uwagi znajdowała się Elodie. To był jej dzień, Elise na swój musiała jeszcze poczekać. Wraz z rodziną znalazła się w sali balowej, gdzie zajęli wyznaczone dla nich miejsca, skąd mieli być świadkami ceremonii ślubnej. W sali rozległy się dźwięki muzyki, a Elise po chwili dostrzegła Elodie, kroczącą u boku swego ojca w olśniewającej białej sukni, zmierzającą prosto ku przyszłemu mężowi. Ten widok wzbudził w Nottównie ekscytację, ale i pojawiające się gdzieś bardzo głęboko ukłucie zazdrości, choć mniejszej niż tej, jaką niegdyś czuła wobec Marine. Och, jak teraz bardzo za nią tęskniła! Wiedziała też, że już za chwilę życie Elodie bardzo się zmieni, i aż zaczęła obawiać się o przyszłość ich znajomości, ale może nie będzie tak źle?
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Sala balowa [odnośnik]26.11.19 20:04
Minął już prawie miesiąc od Sabatu, niewiele więcej od jej powrotu do rodzinnej Anglii. I choć łudziła się, że nie będzie potrzebować wiele czasu, by poczuć się w Wilton jak w domu, to wciąż snuła się po korytarzach rodzinnej posiadłości z piersią ciężką od nostalgii i niewysłowionego smutku. Dopiero nadciągająca wielkimi krokami uroczystość wyrwała ją z tej słabości, nadając kolejnym dniom sens – wszak musiała odpowiednio przygotować się do wizyty w dawno niewidzianym zamku Durham, by nie tylko ona czuła się dobrze w wybranym na tę okazję stroju, ale i pan ojciec był kontent. Co więcej, nie był to po prostu ślub dwójki szlachetnie urodzonych czarodziejów, ale osób w pewien sposób bliskich; jej matka wywodziła się z rodu Burke’ów, co sprawiało, że Quentin był jej dalekim kuzynem, zaś pannę młodą, słodką Elodie, znała jeszcze z czasów szkolnych.
Wciąż nie miała pewności, na jakim etapie były rozmowy dotyczące zaręczyn. Do gabinetu Armanda pukało wielu różnych interesantów, co nie mogło umknąć jej uwadze, z drugiej jednak strony nie była to rzecz dziwna – jego głowę zaprzątało wiele różnych spraw, nie tylko znalezienie odpowiedniego kandydata do ręki młodszej córki. Z wdzięcznością przyjęła więc nadejście dwudziestego trzeciego dnia stycznia, który nie tylko skutecznie odciągał jej uwagę od czającego się gdzieś nieopodal zagrożenia, ale i był doskonałą okazją do leniwego strojenia się w towarzystwie matki. Jak powinna ułożyć włosy? I jakie ozdoby dobrać do zakupionej kilka dni temu wcześniej sukni…? Były to niezwykle ważne decyzje, wszak nie mogła choćby zostać posądzona o próbę konkurowania z będącą gwiazdą wieczoru Elodie. A nawet gdyby którakolwiek z zaproszonych dam była na tyle nietaktowna i zapatrzona w siebie, by spróbować, panna młoda bez trudu przyćmiłaby ją swym blaskiem, niewymuszonym urokiem. Musiała promienieć w tym jakże ważnym dla siebie dniu, panna Malfoy nie miała problemu z wyobrażeniem sobie, jak pięknie musiała wyglądać dbająca o każdy, choćby najmniejszy szczegół potomkini Eimher Pięknowłosej.
Rozglądała się po zamku stanowiącym scenę dla rozgrywającej się na ich oczach historii z zaciekawieniem; mimowolnie zestawiała go z obrazami, które pamiętała z dzieciństwa, próbując wykrzesać z siebie odrobinę radości, spojrzeć na tę wieloletnią rozłąkę z innej perspektywy. Wycieczka ta nie trwała jednak długo, służba poprowadziła ich wprost do przystrojonej sali balowej i pokierowała w stronę zarezerwowanych dla nich siedzisk. Dopiero wtedy, gdy znaleźli się na miejscu, wśród innych zaproszonych na uroczystość przedstawicieli czarodziejskiej socjety, Cynthia posłała stojącemu obok Flavienowi niewielki, lecz szczery uśmiech. Jego obecność poprawiała jej nastrój, potęgowała towarzyszące z powodu zaślubin podekscytowanie; w końcu będą mogli pokonwersować bez chowania się za sabatowymi maskami, zamienić ze sobą więcej słów niż pozwalały na to listy.
To nie był jednak jeszcze czas na swobodne rozmowy; w jej krew wpisany był obowiązek, by odpowiednio prezentowała się na salonach, uważała na każdy krok czy najsubtelniejszy gest. Dlatego też odwróciła się ku centrum komnaty, stojące tam sylwetki przyciągały wzrok, przypominały, po co się tu wszyscy zebrali. Kuzyni zachowywali charakterystyczne dla siebie opanowanie – lecz czy i panu młodemu obce były nerwy? Obawa, że coś pójdzie nie tak? Tego nie mogła wiedzieć, pamiętała jednak o nieszczęsnym małżeństwie z panną z rodu Bulstrode. I miała nadzieję, że tym razem będzie to wyglądać zgoła inaczej.
W końcu wybrzmiała muzyka i wszystko się zaczęło. Trudno było nie odczuć choćby najdrobniejszego ukłucia zazdrości na widok prowadzonej ku lordowi Burke Elodie. I nie tylko z powodu niezaprzeczalnego piękna, elegancji sukni, misternej fryzury, ale raczej… szczęścia, które malowało się na jej twarzy.

| suknia



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Sala balowa [odnośnik]27.11.19 20:00
Czy mogła się tu nie pojawić? Pytanie było czysto retoryczne – wedle zasad panujących na salonach musiała się pojawić na każdym zaproszeniu, jeśli była zaproszona. Ciężko było o argument, który starczyłby nestorowi, żeby odpuścić nieobecność latorośli na jakimkolwiek przyjęciu. Może gdyby miała złamaną nogę czy rękę to owszem… Ale czy faktycznie warto było którąś łamać? Miała po prostu zaliczyć jeden z mało ważnych testów, to przyjęcie niewiele nawet dla niej z założenia znaczyło. Miała się zachowywać, ładnie wyglądać i tyle. Pierwsze skrzypce w rodzie przecież grali i tak zwykle mężczyźni.
Pojawiła się we dworze punktualnie. Może samo wesele nie stanowiło dla niej wielkiego wydarzenia, w końcu uczestnictwo w kilku dotąd przeżyła, ale – choć nie znała szczególnie panny młodej – wolała jej nie zawieść. Chodziły do innych szkół, obracały się w trochę innych środowiskach, ale ogółem Una miała Elodie za sympatyczną osobę. Nigdy nie widziała jej w złych barwach, chociaż w istocie ciężko było im się lepiej poznać.
Nie mogła zaprzeczyć, że czuła się odrobinę niekomfortowo. Krawcowa zmierzyła ją, stosując się do poleceń Bulstrode’ów. Postarała się o jak najlepszą sukienkę, biorąc pod uwagę faworyzowany krój i figurę Uny. Niestety nie wpłynęło to jednak na to, że i tak sowa przyniosła inną. W ostatniej chwili szlachcianka otrzymała tę prawidłową, choć nie bez dodatkowych nerwów i obaw swoich oraz rodziny. Nie zależało jej nigdy bardzo na ubieranych sukienkach, ale wolała robić wszystko według wcześniejszych ustaleń. Nic więc dziwnego, że tak mocno przejęła się wynikłą pomyłką.
Ostatecznie założyła fioletową suknię niepozwalającą na jakiekolwiek mylne sugestywne spojrzenia. Nie miała nigdzie większych wycięć, a dół sięgał dokładnie zalecanej długości. Większość materiału ubrania stanowił jedwab, zaś środek sukni przedzielał atłas. Strój tu i ówdzie zawierał koronki i marszczenia na krawędziach, zaś rozchodzące się w łokciu rękaw okalała cienka wstążka kończąca się kokardą. Była jednak dość prosta, a większą jej część zakrywała hebanowa futrzana u góry peleryna okrywająca blady dekolt dziewczyny. Istotnie – to nie ona miała dzisiaj zwracać uwagę. Wokół szyi arystokratki znajdował się bowiem koronkowy pasek z falbankami przypominający niemal fantazyjną kolię. Jedyną różnicą było to, że w przypadku kolii to czarny klejnot zwykle stanowił jej serce, w przypadku Uny – biała łabędzia szyja.
Włosy były równie standardowe jak sukienka – młoda Bulstrode często chodziła tak do opery lub teatru czy na większe przyjęcia. Poprosiła tylko, by służąca je zakręciła i wysoko upięła tak, by fryzura z małą kokardą z boku się nie rozpadła. Dlaczego? Nie chciała być w tym dniu piękniejsza niż panna młoda. Nawet jeżeli to małżeństwo miałoby się okazać kompletnym nieporozumieniem, nie zamierzała psuć przyszłej lady Burke tego – jak jej się wydawało – istotnego momentu.
Stając w sali balowej, lustrowała ukradkiem czubek dłuższych czarnych trzewików. Miała nadzieję, że wesele szybko się skończy i będzie mogła pójść do domu. Zamierzała się jak zwykle trzymać z daleka, nie wyróżniając się z tłumu, darując sobie raczej tańce, chyba że ktoś poprosi.
„Misja”… Tak właśnie nazwała kiedyś Isabella ich wizytę w przypadkowym sklepie. To słowo było dzisiaj chyba najbardziej kluczowe. Una przyszła tu, bo miała do wypełnienia zadanie, które musiała zrealizować. W jej głowie nie było więc mowy o żadnej zabawie.

| Suknia, fryzura



How long ago did I die?


Where was I buried?

Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Sala balowa [odnośnik]01.12.19 19:32
Ileż to razy miał okazję wysłuchać plotek odnośnie tego, jak mało pogodna będzie oprawa tego wydarzenia. Przez cały styczeń towarzystwo żyło dwoma tematami – sylwestrowym sabatem u lady Nott oraz zbliżającym się ślubem w rodzie Burke. Mało co jednak sprawdziło się z domysłów najbardziej zaniepokojonych o lekkość atmosfery dam, choć zamek wciąż mógł jawić się jako nieprzychylny obcym. Każdy zdecydował się ubrać odpowiednio do okazji, aby nie wyróżnić się negatywnie. Również Alphard musiał zrezygnować z dobrze znajomej mu czerni na rzecz zbliżonego do niej granatu. Wierzył, że wprawne spojrzenia Parkinsonów docenią gest dobrej woli. . Bladą szyję szczelnie zasłaniał biały halsztuk, usadzony pod postawionym na sztorc kołnierzem długiej marynarki, która przywodziła na myśl mundurową kurtkę. Tylko ona miała na sobie lekko połyskujące roślinne wzory, lepiej widoczne pod odpowiednim światłem. Pozostawała rozpięta, pozwalając dostrzec z kolei dokładnie zapiętą kamizelkę w tym samym odcieniu granatu. Wystarczająco dobrze czuł się w takim komplecie, wystarczając wygodnym, aby nie skrzywił się ani razu od czasu przybycia do rezydencji rodu Burke.
Przez jego głowę przemknęła myśl tycząca towarzyskości dzisiejszych gospodarzy, które rozbudziło też ciekawość odnośnie tego, jak często w ponurym zamczysku Durham korzystano z sali balowej. Nigdy jednak nie pozwoliłby sobie na zadanie takiego pytania, zwłaszcza podczas święta scalającego ze sobą dwa szlachetne rody, na którym miał pozostać jedynie obserwatorem – uważnym, cichym, wygłaszającym jedynie gratulacje i zachwyty nad organizacją całego przedsięwzięcia. Wypowiedzenie podobnej wątpliwości przez Blacka byłoby bezczelne, ale przede wszystkim komiczne, wszak pozostawał świadom tego, że i w jego rodowej rezydencji nie organizowano zbyt wielu towarzyskich spędów. Czasem jednak trzeba było otworzyć się na przybywających gości, aby nie tyle dzielić z nim radość, co zaprezentować w pełni własną pozycję. Śluby były manifestacją siły, jawną oznaką budowania nowych sojuszy, bądź umacniania tych zawartych przed wiekami. To przez stosunki panujące obecnie pomiędzy rodami mógł gościć na tej konkretnej uroczystości. Z goszczącą na jego twarzy powagą obserwował otoczenie, czekając na dalszy bieg wydarzeń, zapewne zaplanowanych dokładnie co do minuty. Zadbano o nawet najmniejsze szczegóły podczas dekorowania obszernej przestrzeni, w czym łatwo było dostrzec rękę rodu Parkinson. Jedna z potomkiń Eimher Pięknowłosej miała tego dnia stać się żoną lorda Durham. Nie tylko przyjmie jego nazwisko, ale w przyszłości będzie musiała nauczyć się życia przy jego boku, i tym samym najszybciej przyjąć poglądy jego rodu za swoje własne. A potem powinna wydać na świat potomstwo. Im prędzej to uczyni, tym lepiej dla niej. Od tego nie było ucieczki. Każda lady miała spełnić właśnie taką rolę. Niektóre były jednak na tyle sprytne, aby odnaleźć w tym również cząstkę siebie – wielką pasję i masę możliwości. Czyż nie sama Eimher daje przykład i współczesnym czarownicom, jak można osiągnąć swoje cele? Nawet lordowie są tylko ludźmi, w których drzemią różne potrzeby.
Już zdołał wyłapać pierwsze komentarze odnośnie organizacji ceremonii, szeptane jak najciszej pomiędzy bardziej wiekowymi damami. Na razie wszystkie spojrzenia były kierowane ku żeniącemu się lordowi Burke, jakby każdy chciał analizować jego pozę i mimikę, ocenić ubiór. O wiele większą ciekawość i zarazem niosący się wysoko szmer odwracających sylwetek wywołało przybycie czarownicy, do której ten dzień miał należeć w pełni. Wraz z pierwszymi dźwiękami poczęła kroczyć panna młoda, której urodę w tym momencie najbardziej przyozdabiała biała suknia. Prowadzona przed oblicze wybranka nie wydawała się zrozpaczona, przeciwnie, sprawiała wrażenie, jakby chwila ta ją szczerze cieszyła, z każdym postawionym krokiem coraz bardziej.

| strój
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Sala balowa [odnośnik]01.12.19 19:57
Jeszcze jakiś czas temu na słowo „wesele” uśmiechał się pod nosem i wywracał oczami. Tym razem towarzyskie spotkanie nie dotyczyło bezpośrednio jego osoby, jednak sam niebawem miał złożyć przysięgę i wstąpić w związek małżeński. Zorganizowanie tego wydarzenia było nie lada wyzwaniem. Sam potrzebował kilku, być może kilkunastu porad, ale jego wesele będzie spełnieniem marzeń Isabelli. On sam nie miał specjalnych wymagań, aczkolwiek chciał, aby jego wybranka była zadowolona. Niczego bardziej nie pragnął. Przygotowania do wyjścia były raczej standardowe. Ułożone włosy, przydługie kosmyki z reguły niesfornie opadały na jego czoło. Odzienie odpowiednie do okazji, wyjściowy strój, w którym prezentował się niezwykle dostojnie, jak na lorda przystało. Nie chciałby urazić niczym gospodarzy spotkania, a tak wielkie wydarzenia nie zdarzały się zbyt często. Z drugiej strony, to niepowtarzalna okazja do podpatrzenia sposobu prowadzenia spotkania. Oczywiście zamierzał się na nim zaprezentować z Isabellą i nie opuszczać jej na krok. To ich pierwsze poważne wyjście, w końcu Bal Noworoczny… no cóż, nie był ich spełnieniem marzeń. Mathieu zachował się nieodpowiednio, zbyt przytłoczony całą sytuacją.
W Durham zjawił się punktualnie i wyczekiwał przybycia swej narzeczonej. Kiedy tylko wypatrzył jasne włosy Isabelli od razu ruszył w jej kierunku. Ujął jej dłoń i pocałował jej wierzch tradycyjnym powitaniem, dopiero później pokusił się o lekki pocałunek, ledwie muśnięcie jej rumianego policzka. Wyglądała zjawiskowo. Dla niego było wyjątkową osobą, do której przekonywał się coraz bardziej i powoli przyzwyczajał się do myśli, że będą dzielić swe życie. Była wyjątkowa, różniła się od innych dam i to najbardziej go zadowalało. Jedno mógł powiedzieć, trafił mu się klejnot, o którego zamierzał dbać.
- Wyglądasz zjawiskowo, najdroższa. – szepnął. Zdawał się być bardziej swobodny niż wcześniej, jakby to wydarzenie było dla niego wyraźnie relaksujące. Wziął narzeczoną pod rękę i wspólnie weszli do wnętrza Durham Castle, aby podziwiać niezwykłe wystroje i całą ceremonię. Wszystko zaczęło się bardzo szybko, a on przyglądał się wszystkiemu uważnie. To zadziwiające, niebawem sam znajdzie się na miejscu Quentina i będzie mógł pochwalić się przed wszystkimi cudowną małżonką. Dwa silne rody złączą się i dadzą początek czemuś nowemu, czemuś wspaniałemu. Zerknął ukradkiem na Isabellę, miał nadzieję, że dzisiejszego wieczoru nie będzie musiał za nią gonić i jej szukać. Chciał ją mieć obok, tak po prostu. – Obiecaj, że dziś mi nie uciekniesz… – szepnął cicho, nachylając się w stronę jej ucha. Chciał usłyszeć potwierdzenie i nie martwić się o to…



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Sala balowa [odnośnik]03.12.19 11:50
Strojne ciemności wspaniałej twierdzy chciały czarować dzisiejszych gości, choć bez nieskończonej otwartości. Durham od pierwszego wejrzenia zdaje się przyciągać swą tajemniczością, przed oczami Isabelli mieni się niepojęta fiksacja błysków, które ożywiają pozornie bardziej surowe wnętrza. Posiadłość nie przypomina ani trochę Beaulieu, choć wokół unosi się zapach wyjątkowych aromatów, znakomitych gości obtoczonych w drogie kreacje prosto z francuskich uliczek. Podniosłość echem odbija się o ściany gromadzących się w balowej sali sylwetek czcigodnych arystokratów. Podniecenie zaczepia i o jej nagie w tej sukni ramiona, pozostawiając po sobie niewidzialną powłokę dreszczy. Wydarzenie wielkie, wydarzenie na nowo upominające nostalgią każdą oczekującą szlachciankę, każdego przykurzonego kawalera, lecz przede wszystkim spełniająca się baśń słodkiej Elodie Parkinson. Bella pozwoliła sobie fantazjować śmiało, jak prostująca się przed wielkimi lustrami gdzieś w bocznych komnatach dama próbuje opanować figlujący żołądek, jak poruszone jest jej serce. Emocje panny młodej mają wkrótce stać się bliskie Isabelli i może stąd jeszcze więcej w niej empatii, jeszcze więcej odważnych prób wcielenia się w postać będącą najbielszą, najdroższą perłą tej uroczystości. Nie nikła pewność, że to szlachetna lady jest obliczem, które na moment zatrzyma każde spojrzenie w tej sali. Ślub odgradza dwa życia tej samej osoby, odbiera jedno i obdarowuje drugim, tym dumniejszym, tym otwierającym wspaniałości, o których zapewne marzyła od wielu już lat, do których przygotowywała się z największą starannością. Przejmowała rolę żony, rolę pani w obcym dworze, w bliskości ramion najwierniejszego jej mężczyzny.
Odurzające wizje przerwał czyjś wyraźny głos, czyjeś spojrzenie ciągnące się jakby tęsknie po jej nieco zauroczonej nadchodzącym ceremoniałem postaci. Mathieu Rosier, tak przystojny, tak życzliwy i oczekujący jej u swego boku, by mogli wspólnie zderzyć swoje wyobrażenia z prawdziwym obrazem uroczystości, by mogli stanąć w balowej sali we dwoje, jak niepodzielna jedność, którą wkrótce mieli się stać. Coraz mocniej oswojona z dotykiem jego dłoni nie zareagowała dziewiczym spłoszeniem, kiedy otulił skórę grzeczną pieszczotą, gdy objął ją swoim przenikliwym spojrzeniem. Podziękowała, w uśmiechu nazbyt promiennym zdradzając ekscytację związaną z tym szlachetnym przyjęciem. Nie zdążyła się w niej na dobre rozpalić niecierpliwość, bo zdołał poprowadzić ją ku grubym wrotom, ku przełamywanych przez drobne światełka i znakomite okienne zdobienia pozornym surowościom tego pałacu.
Mijali znajome twarze, przysłonięte złotymi pudrami, przyozdobione drogim klejnotem rozjaśniającym tylko najszlachetniejsze oblicza. Nikogo obcego, nikogo, kto swą obecnością mógłby rozczarować błękitną krew. Wiele brosz wskazywało na rody dotąd nieprzychylne Selwynom, kąsające salamandry spojrzeniami pogardliwymi, nieufnymi, ale nie dziś, kiedy różany lord przygarniał ją jak swój najdroższy klejnot, bez cienia wstydu, a z dumą, która zawstydzać mogła każdego wątpiącego. To ją zadziwiło, to ją onieśmieliło, doprowadzając do dziwnego poruszenia w głębi ściśniętego w gorsecie brzucha. Przesunęła delikatnie po nim dłonią, jakby chciała ugłaskać część ciała reagującą na niespotykany przypadek stresu.
Nie zawiódł jej widok odsłonięty przez ustępujące przed nimi skrzydła drzwi prowadzących do największego z pomieszczeń, dziś rozświetlonego, dziś mającego trwać jako jedynie ozdoba dla pary młodej. Westchnęła mimowolnie, puszczając wolną dłoń wzdłuż ciała, na moment zapomniała o dyskomforcie. Z podziwem oglądała ścianę po ścianie, poświęcając wnętrzom o wiele więcej uwagi niż ludziom. W tym poruszeniu jednak znajome postacie składały sobie jedynie drobne powitania, wierząc, że na dłuższe rozmowy nadejdzie jeszcze pora. Teraz oczekiwano na pannę młodą, teraz powietrze wokół gęstniało, a pomruk poruszenia falą przesuwał się między gośćmi. – Nie mogłabym ci tego obiecać… – szepnęła, podejrzewając, że gdy to powiedziała, jej własne oczy stanęły w płomieniach. Nigdy nie czuła, że mogłaby w oddaniu trwać w jednej klatce, pod jednym dachem, odmawiając sobie tak wielu pięknych kąsków tego świata. Lord Rosier nie trafił na potulną narzeczoną, bojącą się odstąpić go na krok. Isabella lubiła zaskakiwać, choć nie wykluczała, że postąpi tego dnia zgodnie z jego wolą. Niemniej mógłby się zawieść, gdyby złożyła tę obietnicę, prawda?
Zamarła jednak, gdy muzyka zaczęła pieścić uszy, gdy otworzyły się zdobne wrota. To już.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Sala balowa A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Sala balowa [odnośnik]03.12.19 14:00
Ucieszyło ją zaproszenie otrzymane od Elodie na tak wyjątkowy dzień w jej życiu, jakim był ślub. Może nigdy nie zostały bliskimi przyjaciółkami, jako że w szkole dzieliła je rodowa waśń i Parkinsonówna dopiero po pewnym czasie dopuściła do siebie młodą, zahukaną lady wtedy jeszcze Flint, ale z czasem udało im się porozumieć. Zaznajomić i nauczyć się akceptować pewne swoje przywary. Po szkole kontakt nie był zbyt częsty, nie były sobie prawdziwie bliskie, ale dobrze było widzieć na salonach znajomą twarz, w końcu absolwentek Beauxbatons nie było tam aż tak znowu wiele, zaś większość dziewcząt z Hogwartu wciąż była jej mniej lub bardziej obca.
Skoro otrzymała zaproszenie to pojawić się wypadało, nie tylko w wymiarze tej dawnej szkolnej znajomości, ale też dlatego, że po nawróceniu się rodu jej męża wypadało jej i mężowi pojawiać się w różnych miejscach, obracać się w odpowiednim towarzystwie, a dziś swoim pojawieniem się mieli podtrzymać poprawę stosunków z oboma rodami, które miały się połączyć. Wypadało pojawiać się na sabatach, ślubach i innych uroczystościach, pokazywać że pamiętają o odpowiednich wartościach i tradycjach spajających najlepsze rody w całość. Cressida pamiętała. Pan ojciec wpoił jej, jak ważne są rodowe tradycje.
Ubrała się naprawdę starannie, w długą, ciemnoniebieską suknię o kroju pozbawionym nadmiaru ozdobników, z ciasno zawiązanym gorsetem podkreślającą wąską talię dziewczątka, a od linii bioder rozszerzającą się ku dołowi. Ciemnorude włosy miała starannie ułożone i upięte, a na jasnej szyi błyszczał skromny, wysadzany szafirami naszyjnik, jeden z podarunków od męża. Była to dziś w zasadzie jedyna jej biżuteria oprócz obrączki ślubnej i pierścionka zaręczynowego, które nosiła na dłoniach każdego dnia, które oznaczały ją jako kobietę zamężną, przynależną jednemu mężczyźnie. Jak na szlachciankę młódka była osóbką skromną i stonowaną. Obok stał jej mąż, również w granatowej szacie z błękitnymi akcentami i guzikami z wyrzeźbionymi w nim herbami rodu Fawley.
Usiedli gdzieś na uboczu, a przed rozpoczęciem ceremonii młódka rozglądała się, próbując wypatrzeć swych rodziców i rodzeństwo, uroczystości tego typu łączyły wszak różne rody, a Flintowie również pozostawali wierni tradycjom. W tłumie gości Cressie mogła dostrzec inne znajome twarze, jak drogiego kuzyna Alpharda, lady Selwyn czy byłą przyjaciółkę, która boleśnie zdeptała jej przyjaźń i wzgardziła nią – Cynthię. W jej oczach pojawił się smutek i ból, gdy przesunęła po niej wzrokiem, odnotowując w pamięci, by trzymać się od niej z daleka, skoro dla lady Malfoy nie była dostatecznie dobrym materiałem na przyjaciółkę, skoro ta nie życzyła sobie już jej bliskości i towarzystwa. Mimo obecności męża trzymającego ją dyskretnie za dłoń poczuła gorzkie ukłucie samotności i braku przyjacielskiej bliskości. Pojawiła się nawet myśl, że to William był winny temu, że odrzuciła ją dawna przyjaciółka, jednak zaraz skupiła się na zaczynającej się ceremonii, patrząc z rozczuleniem, jak Elodie w pięknej sukni kroczy dumnie w kierunku przyszłego męża. Nie wyglądała wcale na nieszczęśliwą czy zmartwioną tym, że opuści piękne komnaty dworku Parkinsonów na rzecz zimnego, ponurego Durham.
Cressida pamiętała swój ślub, dzień, w którym pan ojciec prowadził ją w kierunku Williama, a ptaki żegnały ją przepiękną pieśnią, którą tylko ona rozumiała. Zobaczyła to w wyobraźni wyraźnie, patrząc na Elodie i przypominając sobie własną ślubną ceremonię. Pod koniec maja miały minąć dwa lata. Tyle już czasu była żoną. Pozostawało jej życzyć tego, by Elodie również odnalazła w małżeństwie szczęście.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Sala balowa [odnośnik]05.12.19 15:40
Gorzki posmak na języku towarzyszył jej od momentu wiadomości o zaręczynach. Braterska powinność miała zostać wypełniona ów dnia w pełni, nie wyłączając nocy poślubnej, po której oczy wszystkich domowników miały być zwrócone ku młodej małżonce. Ich dzieci miały zostać bezpiecznym spoiwem sojuszu między dwoma rodami oraz zapewnieniem, że tym razem puste łono zapełni się nasieniem i rozkwitnie. Że tym razem nie będzie to potwarz, na którą wystawili ich Bulstrode'owie, oferując Quentinowi zepsuty owoc. W jej mniemaniu nestor był zbyt łagodny, a sojusz zbyt chwiejny, by doszło do właściwych działań, a nie jedynie tak delikatnej ugody po rozpadzie się pierwszego związku brata. Relacje rodów wciąż pozostawały na podobnej płaszczyźnie jak poprzednio, lecz to nie było jej zadanie. Miała się podporządkować decyzjom i zamierzała to robić. Egzekwowała każde posunięcie, zachowując własne przemyślenia dla samej siebie. Nie zabierała głosu niepytana i nie wychodziła naprzeciw bez pozwolenia. Lojalność była posłuszeństwem mądrzejszym od siebie, a długoletnie nauki zdążyły uświadomić ją jak bardzo siła leżała w zaufaniu sobie nawzajem. Widziała jak na przestrzeni lat rodziny rozpadały się w kłótniach i nieporozumieniach, śmiesznych domysłach, które nigdy nie zaprzątałyby jej głowy względem braci. Nigdy by się ich nie wyrzekła, a przeciwstawienie się im równałoby się z zaprzeczeniem ów poglądom. Dlatego słuchała. Słuchała i wspierała jak tylko mogła.
Od samego początku poświęciła się, by ceremonia zaślubin oraz wesele przebiegało bez zakłóceń i chociaż Parkinsonowie przejęli większość obowiązków związanych z organizacją, nie zamierzała odpuszczać i ufać im bezgranicznie. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie poprosiła Edgara, by przymknął oko na jej większe zainteresowanie tłem całego zajścia. Chaos, który zapanował wraz z nowoprzybyłymi odstawał od monotonii życia zamkowych mieszkańców, lecz Ventress zamierzała sprawić, by ów nieład stał się nieładem znanym i uporządkowanym pod Burke'ów. Wszak znajdowali się we własnym domu; nie na cyrkowej arenie, którą próbowano stworzyć ze starodawnego zamczyska. Hamowała więc część wymyślnych pragnień, które mieli wysłannicy panny młodej, lecz nie odmawiała również innowacji, znając swoją powinność. Nie była synem, dlatego też jej słowo nie miało takiej siły jak męskich potomków, jednak była Burke'iem, a oni nie poddawali się pod byle presją. Manewrowała więc zdolnościami, zamierzając trzymać Parkinsonów w ryzach i nie zamierzając pozwolić im rozpanoszyć się z własnymi wizjami po całym Durham.
I dzień wesela nie odstawał w obowiązkach, które współgrały z samymi przygotowaniami. Od rana należało doglądać końcowych procesów i dbać o ostatnie dociągnięcia. Ventress nie towarzyszyła pannie młodej w przystrajaniu, oddając ów przyjemność innym kobietom. To nie dla niej tam była, nie o nią się martwiła, nie jej wyglądała i nie o niej myślała, zasypiając oraz budząc się tego ranka. To nie dla niej doglądała najmniejszych elementów uroczystości. Wpatrując się we własne odbicie w lustrze, pozwalała, by służba nakładała na nią kolejne warstwy stroju, jednak jej umysł nie znajdował się w tych komnatach. Zamierzała wesprzeć brata, chociażby duchową opieką z odległego zakątka zamku bez względu na wszystko. W przeciwieństwie do reszty kobiet goszczących w Durham przybrała czerń, nie odstępując od rodowych barw, które towarzyszyły jej w każdym momencie życia. Jednak współgranie z tradycją nie było jedynym z symbolizmów, które kryły się za strojem młodej czarownicy. Było ich tak wiele, a inni mogli się jedynie domyślać całokształtu. Młoda lady Burke solidaryzowała się z bratem, pozostając wszak przy nim nie tylko myślą i nie zamierzała przełamywać ów relacji nawet dzisiaj. Tuż przed wyjściem z komnaty pokryła twarz makijażem na modłę swych przodków, równocześnie podkreślając ów zanurzenie w tradycjach. Znajdując się na sali balowej, nie patrzyła na innych, chociaż posłała każdemu odpowiednie powitanie, wiedząc, że każde potknięcie miało być zauważone — a ona nie zamierzała dać im tej satysfakcji. Stanęła u boku rodziców, gotowa w każdym momencie zlikwidować jakąkolwiek, techniczną przeszkodę. Nic takiego jeszcze nie nastąpiło, a kolejne przedstawienie mogło się rozpocząć.

kołnierz, naramienniki, suknia
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala balowa [odnośnik]10.01.20 15:13
Nie mogło mnie tutaj zabraknąć. Nie w tak ważnym, uroczystym dniu. I nie, żebym zastanawiał się nad podobną ewentualnością, bo to nieprawda, ale wiele rzeczy mogło zrzucić mi się na głowę właśnie w tym momencie. Każdy jeden obowiązek spoczywający na moich barkach odrzuciłem z lekkością, nie chcąc zamartwiać się niczym ani chwili dłużej. Dzisiejszy dzień miał oscylować wyłącznie wokół Elodie, która zdawała się zaakceptować swój los. Nie wyglądała na kogoś zrozpaczonego, komu należało poprawiać makijaż co kilka minut, choć wyobrażenie sabotażu własnego wyglądu brzmiało równie nieprawdopodobnie jak uderzenie meteorytu w Durham. Może nie rozmawialiśmy w ostatnim czasie jakoś nader często, ale sądzę, że wyczułbym tragedię kryjącą się nawet za najbardziej urokliwym uśmiechem. Tymczasem wszystko sprowadzało się do tego, że ten dzień miał okazać się udanym. Oczywiście, że z wybojami na drodze, wątpliwościami oraz obawami, ale każda z nich miała zostać zadozowana w rozsądnej ilości. Niezmieniającej przeznaczenia. Zresztą, czy emocje miały jakikolwiek sens?
Nie i to nie tylko ze słownikowej definicji. Bez względu na odczucia po obu stronach, wola nestorów była nieodwołalną; skoro więc tych dwoje miało zapewnić trwałość nadciągającego sojuszu, to powinni spełnić swą rolę wzorowo. Tego od nas oczekiwano, gdy w zamian składano na nasze ręce przywileje, bogactwa oraz wpływy. Nic nigdy nie jest za darmo, bez względu na to jak mocno pragniemy w to wierzyć. Westchnąłem przeglądając się w lustrze, wprowadzając ostatnie poprawki. Lady Parkinson nigdy nie wybaczyłaby mi uchybienia w kwestii prezencji, stąd spędziłem nieprzyzwoitą ilość czasu na pielęgnacji własnego wyglądu. Zwykle nie zajmowało mi to aż tyle czasu, zadowalałem się nudną perfekcją z nutą nonszalancji w kwestii wyborów, ale dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy pod wieloma względami. Musiałem przyłożyć się do swojej roli dokładnie tak jak kilkanaście lat temu, gdy braliśmy ślub na piaszczystym wybrzeżu wyspy Wight. Jakże to śmiesznie brzmiało w mojej głowie, ale jeśli w moim życiu miał nadejść czas na sentymenty, to właśnie teraz.
Wreszcie udało mi się dotrzeć na ślubne włości, przez wiele wieków wrogie naszej rodzinie, ale przez kolejne powinowactwa wyniesione na piedestał pozytywów. Cieszyłem się tym w duchu, bo wolałem nie zostać na celowniku gospodarzy przez niejasne niesnaski z dawnych lat. Byłem tu co prawda dla przyjaciółki, ale dobrze było zachować neutralność wobec wszystkich gości oraz przedstawicieli arystokracji. W końcu taki czas powinien być okazją do radości oraz wszelkich rozejmów.
Nie spóźniłem się, całe szczęście. Wraz z całą rodziną zajęliśmy odpowiednie miejsca, a korzystając jeszcze z chwili czasu, przywitałem się z dalszymi krewnymi oraz posłałem parę uśmiechów i kiwnięć głową do pozostałych w zasięgu wzroku. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie wypatrywałem konkretnej osoby w tłumie, ale zanim do czegokolwiek doszło, ceremonia się rozpoczęła. Nie pozostało mi nic innego jak podziwiać absolutnie olśniewającą pannę młodą wkraczającą na piedestał. Zdecydowanie musiałem zweryfikować pojęcie ideału w jej przypadku.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Sala balowa [odnośnik]14.02.20 2:57
Zdawało się, iż przechodziła podobną ścieżką dziesiątki, jeśli nie setki razy — gdzie miękkie płatki kwiatów ścieliły ziemię, uprzejmie zainteresowane oczy śledziły każdy ruch przezeń uczyniony, a naprędce stworzony ołtarz zachwycał swą strojnością. A jednak teraz, gdy płoche serce trzepoce w piersi, a na smukłej szyi zaciskają się podstępne rączki wzruszenia, ma wrażenie, iż dziecięce gry sprzed lat nijak nie były w stanie oddać pełni poruszenia płynącego z tak wyjątkowym dniem, objąć gamy uczuć odczuwanych wewnątrz wiotkiego ciała, jakże niespodziewanych. Bo to nie pokładane w młodziutką lady nadzieje zmuszały blade policzki do przyobleczenia się w subtelny róż ni strach wymieszany ze zdenerwowaniem nakazywał szukać wsparcia w postaci silnego ramienia pana ojca, ni obowiązek popychał do podjęcia tańca spojrzeń z czernią tęczówek narzeczonego. Tylko on. To on był winnym podobnych reakcji i gotowa byłaby się nawet oburzyć, nadąsać okropnie, iż w dniu, gdzie winna samolubnie zajmować otulony sennymi marami umysł swoją osobą oraz perfekcyjnym dlań wydarzeniem, myślami sięgała ku czarodziejowi, z którym już za moment spleść miała swój los na wieki. Ale nie mogła, nie potrafiła różanych ust wykrzywić w nic ponad znaczony słodyczą uśmiech, niezadowolenie nie ośmieliło się nawet tknąć orzechowych ślepi zdobionych li jedynie ciepłem. Bo ponownie zdołał ją zwieść, zmusić do spozierania tylko w jego stronę, jakby aurą niezgłębionych tajemnic oraz niedopowiedzeń przyciągał ku sobie naiwną artystkę, poddającą się mimowolnie nieświadomym mu działaniom. Nie wiedziała, w którym momencie pogrzebała przekonania o niesłuszności dokonanego przez szanowną rodzinę wyboru, czy wyobrażenia względem planowanego nader nieskładnie życia, w którym nie było miejsca na gorycz rozczarowań. Kiedy zastąpiła obraz utkany ze wstęg fantazji, rzeczywistością. Nie widziała u swego boku mężczyzny pysznego, uwodzącego słowem oraz mimiką, gotowego ująć niedbałym gestem większość zgromadzonych w pomieszczeniu arystokratów. Był tylko Quentin i nawet dziewczęca próżność nie sprzeciwiała się tak oczywistej oczywistości, jakby naturalne było, iż to cień lorda Burke miał już zawsze skrywać sobą wątłą postać Parkinsonówny. Czy mógł sądzić podobnie, troskała się nieprzerwanie, nie rozglądając się wokół, nie krzywiąc instynktownie na widok potencjalnie brzydkich sukienek oraz niemodnym krojem tkniętych szat, jakby tradycja uniemożliwiała podkreślania piękna materiałów oraz czasów, w jakich przyszło im żyć. Jakże rozpaczliwie smutnym by było, gdyby dla ponurego, a zarazem najdroższego już alchemika ślub własny był już czymś mu zwyczajnym. Wszak zdołał złożyć śluby przed inną, której istnienie dla Elodie było niczym cierń wbijający się w jasną skórę, niczym nitka wystająca z rękawa, niczym buty na nieodpowiednim tego sezonu obcasie — nad wyraz bolesne. Czy ośmielił się porównywać obie uroczystości? Czy szlachetna brać wciąż miała w pamięci tę tragiczną Bulstrode, która używała wciąż infantylnego zdrobnienia własnego imienia? Oburzające! Uniosła dumnie głowę, skracając dystans między nimi, zbliżając się nieuchronnie do ołtarza. Musiałby być draniem, uznaje Ellie, a dranie nie mają tak przyjemnego głosu, ich ręce nie drżą mimowolnie, próbując skryć się za gestem poprawiania mankietów, dodaje uspokojona, wiedząc, że jakakolwiek nie byłaby poprzednia partnerka urokliwego ponuraka, tak lady Parkinson była lepsza. Pod każdym względem i pod każdym kątem. Nie mogło być inaczej, po prostu nie mogło.
Zatrzymują się, a ciepło ramienia pana ojca zanika i wie, że te kilka kroków musi przejść samotnie, symbolicznie porzucając status córki, perfekcyjnej panienki, przyjmując tym samym na wąskie ramiona pozycję pani żony, dumy swego rodu, opoki męża. Lord Vincent, choć nie okazuje niegodnego mu roztkliwienia, powagą oraz niewymuszoną elegancją płosząc głodne, spragnione słabostek spojrzenia, tak unosi jedną z dłoni swej najmłodszej pociechy i na jej wierzchu składa pocałunek, ostatnie pożegnanie, nim blondyneczka wypełni swój obowiązek, a on stanie u boku swej szanownej małżonki, teatralnie przytykającej jedwabną chusteczkę do szklących się oczu. Sama Ellie nie mogła płakać, ryzykować opuchnięcia powiek, więc odwraca się od lorda Parkinsona nieco zbyt szybko, z lekkością pokonując przestrzeń dzielącą parę, ujmując wyciągniętą w jej stronę rękę delikatnie, choć chłód znajomej, a zarazem obcej skóry przynosi ulgę. Nieistniejące osamotnienie odchodzi, kiedy wzrok ich splata się ze sobą.
Quentinie — szepce cichutko, na powitanie, nie wiedząc, czy trel faktycznie wymknął się spomiędzy różanych warg, czy też usta były w stanie wypowiedzieć jego imię bezdźwięcznie, a zarazem miękko, niemalże czule. Mistrz ceremonii ledwo rozpoczął swą przemowę, a ona już zapragnęła nazwać się oficjalnie lady Burke. Jego lady Burke.
Jedyną i prawowitą. Duh.


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Sala balowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach