Opuszczony plac zabaw
W rozkopanej piaskownicy leży kilka niedbale rozrzuconych foremek, jakby ktoś dopiero co się tutaj bawił, jakby ktoś w popłochu przed czymś uciekał. Tuż obok piętrzył się niski, ceglany murek, umazany czerwono-czarną farbą osiedlowych łobuzów. Barierki zardzewiałych drabinek zdawały się być nieco pokrzywione, jakby choć raz uderzono w nie z wyjątkowo imponującą siłą. Smagana wiatrem huśtawka buja się w tę i wewte, przy wtórze upiornego skrzypu. Po nieprzystrzyżonym trawniku wokół placu tańczą porozrzucane śmierci: folie, papierki.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Udało jej się zaprowadzić jako taki porządek, choć to proste zaklęcie nie mogło naprawić wszystkich zniszczeń dokonanych przez magię. Zniknął przynajmniej brud i smród, zniknęły też chochliki, które wyniosła w torbie, nie chcąc, by te obudziły się i znowu zaczęły siać zamieszanie w domu mugola. Należało je stąd zabrać, na razie torba z nimi czekała w ogrodzie, a pan Fitz wydawał się nieco spokojniejszy, choć wciąż przygnębiony i załamany tym, co tu się stało. Na pewno był w sporym szoku, skoro ucierpiał z winy czegoś, o czego istnieniu nie miał do tej pory pojęcia.
Patrzyła w ciszy, jak w końcu, przekonany ich słowami ostrożnie wyciągnął z kieszeni niewielkie pudełeczko, które wziął od niego Florean. Także Charlie dostrzegła w środku niewielki kryształowy odłamek, który jaśniał blaskiem i zdawał się emanować jasną magią – co było dziwne, biorąc pod uwagę te zniszczenia, ale może w rzeczywistości spowodowało je coś innego? Tak czy inaczej również czuła, że to musi być to, po co przyszli. Miała nadzieję, że Zakon Feniksa zrobi z tego dobry użytek.
Wiedziała też, co musieli zrobić przed odejściem, a właściwie – co musiał zrobić Florean, bo Charlie nie potrafiła. Nie umiała rzucać tak trudnych zaklęć jak Obliviate, więc musiała pozostawić to w jego rękach, mając nadzieję, że znajdzie w sobie siłę, by to zrobić. Wzięła od niego pudełeczko i ostrożnie schowała je do swojej torby, jeszcze raz krótko ściskając rękę pana Fitza, by dodać mu otuchy przed tym, co miało nastąpić. Zaraz miał zostać uwolniony od złych, traumatycznych wspomnień a także od spotkania z nimi, dla jego własnego bezpieczeństwa.
W momencie, kiedy Florean rzucił zaklęcie, wzrok mugola zamglił się i rozmarzył, co prawdopodobnie było oznaką, że Obliviate podziałało, i to za pierwszym razem, choć bała się, że będą musieli przez dobrych kilka minut straszyć mugola nieudanymi próbami. Skinęła głową na swojego towarzysza – teraz musieli szybko odejść, zanim mugol otrząśnie się po zaklęciu i ich tu zauważy. Ruszyła więc w stronę drzwi zabierając ze sobą pudełeczko, z ogrodu wzięła też starannie zamkniętą torbę z jeszcze uśpionymi chochlikami z zamiarem wypuszczenia ich w bezpiecznym oddaleniu od mugolskich domów.
- Dobrze nam poszło – powiedziała do towarzysza, zanim się rozstali. – Mam nadzieję, że teraz jakoś da sobie radę – dodała jeszcze, myśląc o panu Fitzu.
Później jednak rozstali się, a Charlie czuła się pokrzepiona myślą o dobrym uczynku oraz o przedmiocie, który zdobyli.
| zt. x 2
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Jedna z anomalii dotknęła ostatnimi czasy opuszczony plac zabaw. Choć od dłuższego czasu był zapuszczony, teraz przebywanie na jego obszarze stało się wręcz niebezpieczne. Od miejsca, w którym do niedawna znajdowała się zwyczajna, zupełnie niegroźna i odrobinę zarośnięta piaskownica, zaczęły rozszerzać się ruchome piaski, próbujące wciągnąć każdego, kto znalazł się w ich zasięgu. Po tym, jak piaski prawie wciągnęły kilkoro dzieci, ministerstwo zamknęło ten obszar i oznaczyło go jako niebezpieczny.
Wchodząc na teren placu zabaw od razu możecie zauważyć sporych rozmiarów piaszczystą łachę. Piasek jest niestabilny; gdy tylko ktoś wejdzie na objęty nim obszar, natychmiast poczuje, jak piach zaczyna go wciągać.
Wymaganie: Udane rzucenie zaklęcia Ascendio przez obu czarodziejów. Poprawnie rzucone zaklęcie umożliwi wyrwanie się z piasku i znalezienie się na stabilnym gruncie.
Niepowodzenie skutkuje wciągnięciem czarodzieja głębiej i podduszeniem, a także utratą 25 PŻ nim piaski znikną, porzucając ofiary na powierzchni.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 100, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy ½, a razy 1. Postać posiadająca pierwszy poziom biegłości mnoży razy 1½.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Kiedy magia jest bliska ustabilizowania, ziemia na obszarze placu zabaw zaczyna drżeć, a ruchome piaski zapadać się, wciągając w głąb wszystko, co na nich zalega. Ze skrzypieniem zapada się w ziemię stara huśtawka, a także pordzewiała zjeżdżalnia. Żeby wydostać się z niebezpiecznego obszaru, należy wypatrzeć bezpieczną, stabilną ścieżkę, po której będziecie mogli przejść i opuścić teren.
Wymaganie: Żeby wypatrzeć bezpieczną drogę ucieczki, należy rzucić kością na spostrzegawczość, ST wynosi 50. Żeby stabilizowanie magii zostało ukończone pomyślnie, przynajmniej jedna osoba musi być bezpieczna.
Niepowodzenie skutkuje stanięciem na grząskim podłożu i całkowitym wciągnięciem w ruchome piaski, z których udaje ci się wygrzebać ostatkiem sił dopiero po kilku minutach. W wyniku mocnego podduszenia tracisz 150 PŻ.
Zakończyła lot przy opuszczonym placu zabaw. Wylądowała ciężko, opadła na ziemię w sposób zdradzający, że świetlane czasy gry w quidditcha dawno ma za sobą – minęło przecież ładnych kilka lat - i sama przed sobą musiała przyznać, że gdyby nie ostatnie wydarzenia, wciąż polegałaby na teleportacji i kominkach, zamiast i tym razem zdać się na miotłę. Która stanowiła dziś podstawowy, najbardziej dyskretny środek transportu. Była ciepła noc, bezchmurne niebo pełne gwiazd pozwalało na bezproblemową nawigację, brak postronnych sprzyjał podjęciu próby uporania się z anomalią. Starała się zachować ciszę, uniknąć zbędnych hałasów. Przyciągniecie uwagi kogoś, kto zaalarmuje stosowne służby zajmowało dopiero którąś z kolei pozycję na liście potencjalnych problemów. Leighton nie natknęła się jeszcze na przedstawicieli drugiej strony, ale liczyła się z tą możliwością. Jak z większością potencjalnych komplikacji, które pączkująca skłonność do czarnowidztwa uparcie wyciągała na wierzch. Być może odrobinę przesadzała z ostrożnością - tą od paranoi różnił tylko powód - ale z Anthonym, w godzinach pracy napotkanym w Tower, przywitała się skinieniem głowy, do niezbędnego minimum skracając grzecznościowe formułki, okrajając potencjalny punkt zaczepienia. Żadnych imion. Nic, co mogłoby uprościć identyfikację. Z różdżką w dłoni, z twarzą osłoniętą kapturem ciemnej szaty, postąpiła kilka pierwszych kroków w kierunku placu zabaw, oceniając otoczenie i dopóki to możliwe trzymając się z dala od piasku. Słyszała już o dzieciach, które ledwie uniknęły wciągnięcia, również wolałaby tego uniknąć. Obecność aurora, zakonnika, legilimenty - nie budziła w niej wątpliwości, Skamander nie był wrogiem. Nie musiała znać go dobrze, żeby nie obawiać się wydarcia wspomnień, logika podpowiadała, że prawdopodobnie nie miałby w tym interesu. Tak jak ona nie miała powodu, żeby kłamać; zdolność wyczucia fałszu zdążyła już zaszufladkować jako przydatną i przejść nad nią do porządku dziennego, teraz skupiała się na bardziej naglących sprawach. Ominięcie ruchomych piasków i dostanie się na stabilny grunt proste wydawało się tylko w teorii, w praktyce w każdej chwili coś mogło pójść źle. Wystarczyło, że wtrąci się w to anomalia.
- Ascendio - wyraźnie wypowiedziała zaklęcie.
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Poprawił poły peleryny, które powywijał wiatr, a która miała sprawić, że byłby mniej dostrzegalny na na nocnym niebie będącym dziś wyjątkowo jasnym. Poniekąd było to sprzyjające - dziś mogli zrezygnować z wywoływania dodatkowego, magicznego światła zmniejszając szanse na zaintrygowanie zjawiskiem patrolujących obszar funkcjonariuszy.
- Byłem tu niedawne, jeszcze przed tym jak anomalia się tu utworzyła. Wiem którędy najlepiej będzie przedrzeć się przez ministralną blokadę - zapowiedział w stronę zakonniczki z którą chwilę wcześniej zrównał krok, a z którą to powitał się w dość ascetyczny sposób. Takie nastawienie było bardzo wygodne dla Anthonego, który jeżeli mógł wolał pomijać ozdobniki i pozwalać sobie przejść do konkretów. Zresztą właśnie po to tu przyszli - mieli określony cel, który mieli wykonać.
Gdy znaleźli się już za zapora ministerstwa, na terenie placu zabaw od razu dotarło do aurora, że nie będzie łatwo. Płachta piasku rozlewała się niemalże po całym obszarze uniemożliwiając swobodne dotarcie do źródła anomalii ku któremu pierwsza podążyła czarownica, a Skamander uczynił zaraz to samo uprzedniej upewniając się, że tym razem ma odpowiednio mocno zasznurowane obuwie i te bez względu na wszystko nie opuści go tym razem tak łatwo.
- Ascendio!
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
z/t
|zt
Żadna z sierpniowych prób naprawienia anomalii nie zakończyła się dla niego sukcesem. Właściwie był to ciąg porażek. Nie pocieszał się myślą, że przynajmniej spróbował, po prostu wiedział, że musi być o wiele bardziej skuteczny, jeśli chce coś zmienić. W pierwszej kolejności pokonały go rozszalałe fale wokół tajemniczej góry lodowej skrytej pośrodku burzy. Potem mógł poczuć uderzenie pędzącego z zawrotną prędkością tłuczka. Ostatni zryw był tak naprawdę najgorszy. Czuł się bezużyteczny stojąc na brzegu polany i wpatrując się w zdeformowanego przez niestabilną magię jednorożca. Nigdy nie był zbyt mocno zainteresowany transmutacją, po którą nie sięgał od dawien dawna. W tamtej chwili nie udało mu się nawet wzmocnić towarzyszącej mu Tonks. Żałował, że to właśnie ją dosięgła ta nieszczęsna kula ognia, którą to jednorożec splunął w ich stronę na pożegnanie. Ona przynajmniej mogła zwierzęciu spróbować pomóc poprzez cofnięcie przerażających zmian w jego fizjonomii. Tyle już lat miał na karku, a jednak wciąż czasem wiedział za mało. To było frustrujące.
Tym razem to on wyszedł z propozycją wyruszenia wspólnie na anomalię, właściwie rzucając tym pomysłem prosto w twarz i bez wcześniejszego ostrzeżenia. Brak efektów pod koniec sierpnia nie tylko jego musiał rozsierdzić, bo Tonks zgodziła się natychmiast. Nawet powieka jej nie drgnęła.
Do opuszczonego placu zabaw kierowali się w ciszy, nie przerywając sobie nawzajem własnych myśli, choć umysł Rinehearta był wyjątkowo spokojny. Ściskał w dłoni swoją zasłużoną różdżkę, próbując rozgryźć czy drewno było ciepłe od temperatury jego dłoni, czy też magia bijąca pod drewnem dzięki rdzeniowi ogrzewała przyjemnie jej wnętrze. Zatrzymał się tuż przed wejściem do placu i rozejrzał niezwykle przytomnie dookoła, po czym wyminął niezbyt wymagającą blokadę nałożoną przez urzędników Ministerstwa Magii. Rozbujana przez wiatr huśtawka skrzypiała niemiłosiernie. Gdzieniegdzie walały się śmieci. Przykry widok, kiedy miejsce identyfikowane z dziecięcą radością staje się tak bardzo przepełnione przygnębieniem.
Kieran ruszył dalej, wchodząc na piaszczyste podłoże. Po trzech krokach piasek okazał się niestabilny i zwyczajnie zaczął go wciągać. Spojrzał na swoje nogi i zmarszczył wściekle brwi, jakby wcale się tego nie spodziewał.
– Ascendio – wyrzucił z siebie nieco poirytowany, chcąc wymknąć się z tej pułapki. Niech szlag trafi te ruchome piaski.
#1 'k100' : 31
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie zaskoczyła jej propozycja papy. Właściwie sama nosiła się z zamiarem poproszenia go o kolejne próby zmierzenia się z anomaliami. Naprawiła już kilka anomalii, ale nadal zdawało jej się to za mało, tak niewiele. Przynajmniej w porównaniu z tymi, z którymi sobie nie poradziła. Pierwszy tydzień września skupiła się całkowicie na kurie, teraz, wpadając już w rytm w jakim działali będąc w stanie powrócić do kolejnych prób.
Nie rozmawiali kierując się do źródła anomalii. Każde z nich zajęte własnymi rozmyślaniami. Uważnie rozglądała się po otoczeniu, dostrzegając na jednej z gałęzi sowę wpatrującą się w nich z ciekawością. Zerknęła na huśtawkę, skrzypiącą, gdy wiatr nią poruszał. Ponure miejsce, mało przyjemne, trudno było uwierzyć, że w tej scenerii przypominającej straszne opowieści niegdyś bawiły się dzieci. Poprawiła uścisk na różdżce, puszczając Kierna przodem. Poczuła i dostrzegła jego nagłe poruszenie. Powędrowała spojrzeniem do jego stóp, a gdy jego zaklęcie nie powiodło się zaczynając wciągać go pod ziemię.
- Szlag. - mruknęła, ostrożnie podchodząc i łapiąc za ramię, by z całej siły pociągnąć. Szamotanina z piaskami nie skończyła się szybko. A gdy te w końcu odpuściły upadli oboje obok nich. Tonks zebrała się a auror zrobił to samo. - Idziemy dalej. - powiedziała tylko, zaciskając zęby i ruszając w ciemność, by dotrzeć jeszcze dziś do kolejnej anomalii.
| ztx2
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Wrześniowa noc była parna i gorąca, co wprawiało Rookwood w zdumienie; przywykła do angielskich jesieni, chłodnych i wilgotnych, podczas których dobrze było usiąść na ganku skały z kubkiem grzanego, skrzaciego wina w dłoniach. Anomalie wpływały jednak z niezwykłą mocą na aurę pogodową, czerwiec czyniąc śnieżnym, lato mglistym, a jesień najwyraźniej miała stać się tropikalna. Koszula, którą miała pod ciemnozieloną szatą zaczęła lepić się do zgrzanych pleców, gdy wylądowała na ziemi. Drogę do Londynu przebyła na miotle, w ostatnich tygodniach to jej ufała najbardziej; nie przepadała za świstoklikami, a problem teleportacji nie został wciąż rozwiązany - podobnie jak i anomalii, wciąż siejących na Wyspach spustoszenie. Pogłoski o kolejnych miejscach pogrążonych w chaosie nie milkły, pojawiały się nowe; a Rycerze Walpurgii mieli obowiązek, by każdą z nich sprawdzić. Podczas minionego spotkania jasno zostało zakomunikowane jak wciąż istotna i paląca jest to kwestia, bo choć procedura naprawy zawierała błędy, to mogli to wykorzystać na własną korzyść. Sigrun w to nie wnikała, nie była naukowcem, nie znała teorii magii i numerologii, wszystko to brzmiało dla niej prawdziwie kosmicznie; była jednak żołnierzem i do jej obowiązków należało spełnienie rozkazów. W minionym miesiącu dwukrotnie zdołała ujarzmić magię w podobnych miejscach, liczyła więc na kolejne sukcesy, dzięki zdobytej wiedzy i doświadczeniu. Tej nocy znów spotkała się z Lyanną Zabini; razem zdołały raz dokonać już podobnej naprawy i stawiły czoła Zakonowi Feniksa w potyczce w rezerwacie jednorożców. Dobrze im się współpracowało i miała nadzieję, że i tej nocy sięgną po sukces - i jednocześnie umocnią rolę kobiet w szeregach Rycerzy Walpurgii.
- Nie cierpię dzieci - westchnęła ciężko Sigrun, gdy już bez mioteł, które ukryły w bezpiecznym miejscu, wkroczyły na teren placu zabaw. Nie było tu żywej duszy. Właściwie o tej porze to nic w tym dziwnego, lecz pogłoski o tym, co miało tu miejsce nawet za dnia, mogły zdawać się normalnemu człowiekowi przerażające - Sigrun nawet nieco bawiła wizja dziecka pochłoniętego przez piaski. Kroczyła śmiało, próbując wyczuć, gdzie powietrze staje się gęstsze, a wtedy przypadkiem wkroczyła w piach - i natychmiast poczuła jego moc. Zaczął ją wciągać. Nie czekała na moment, gdy ugrzęźnie tam po pas. Wycelowała różdżką gdzieś w dal i zażądała: - Ascendio!
| mam przy sobie - eliksir niezłomności, maść z wodnej gwiazdy, eliksir uspokajający, antidotum na niepowszechne trucizny, Kameleon, Czuwający strażnik x2, Smocza Łza x2
ruined
I am
r u i n a t i o n
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Mimo dość szorstkiego usposobienia Sigrun dobrze jej się z nią współpracowało podczas poprzednich prób, z których jedna zakończyła się sukcesem. Zgodziła się od razu na jej propozycję i udała się w miejsce opanowane anomalią. Nie miała daleko, mieszkała w Londynie, więc lot z domu w to miejsce nie zajął wiele czasu, chociaż wrześniowa noc była parna jak na tę porę roku i w czarnej szacie z kapturem było jej niemal gorąco. Wszystko powywracało się do góry nogami, po zimnym lecie mieli wyjątkowo ciepłą jesień, przynajmniej nocami. I pomyśleć, że za anomaliami w magii i pogodzie stali miłośnicy szlamu!
Również Zabini zależało na umocnieniu pozycji kobiet w rycerzach, w środowisku zdominowanym przez mężczyzn należało się postarać, żeby się wybić i zasłużyć na szacunek. Zwłaszcza kiedy miało się krew w połowie brudną. Organizacji nie wystarczały deklaracje, należało poprzeć je czynami – najlepiej zwieńczonymi sukcesem. Jeśli nikt im nie przeszkodzi, miały szansę opanować zepsutą magię.
Ukryły miotły i ruszyły w stronę starego, opuszczonego placu zabaw który wyglądał dość złowieszczo i ponuro.
- Ja też nie – mruknęła Zabini, poprawiając kaptur, by dobrze ukrywał jej włosy i rzucał cień na jej twarz. Nigdy nie lubiła dzieci, nawet gdy sama nim była, ale odbiegała od tych wszystkich rozwrzeszczanych bachorów, była cicha, spokojna i ponadprzeciętnie inteligentna.
Ale plac zabaw nie wyglądał już tylko złowieszczo. Bystre oczy Lyanny szybko wychwyciły sporych rozmiarów piaszczystą łachę zwiastującą ruchome piaski, gotowe wciągnąć każdego nieostrożnego spacerowicza. I choć los mugolskich bachorów jej nie obchodził, liczyło się opanowanie magii dla Rycerzy Walpurgii.
Piaski najwyraźniej były bardziej rozległe niż sądziła, bo nagle poczuła, że coś zaczęło wciągać jej kostki i lada moment mogło wciągnąć ją całą. Musiała szybko zareagować, więc wzięła przykład z Sigrun, zamierzając przeskoczyć na stabilny fragment gruntu.
- Ascendio! – rzuciła, kierując różdżkę w podobną stronę co jej towarzyszka. Miała nadzieję że zaraz stanie obok niej na stałym gruncie, i będą mogły zacząć naprawiać magię.
#1 'k100' : 53
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :