Wydarzenia


Ekipa forum
Biblioteka i archiwum
AutorWiadomość
Biblioteka i archiwum [odnośnik]13.01.20 20:05
First topic message reminder :

Biblioteka i archiwum

Biblioteka należąca do rezerwatu znajduje się w bocznym skrzydle Gniazda i przylega bezpośrednio do części administracyjnej. Przestronna, dwupoziomowa sala mieści w sobie setki dzieł traktujących głównie o smokach, choć nie tylko: wśród zbiorów można odnaleźć też księgi alchemiczne czy botaniczne, z których chętnie korzystają zarówno stali pracownicy Peak District, jak i odwiedzający czytelnię goście. Wydzieloną część biblioteki przeznaczono na archiwum, w którym zgromadzono szeroką historię rezerwatu i jego podopiecznych, od momentu pojawienia się w Peak District pierwszych smoków do czasów obecnych. Od głównego pomieszczenia można przejść do sal bocznych, wykorzystywanych na co dzień przez uczących się rezerwacie stażystów. Czasami odbywają się w nich też wykłady i prezentacje, prowadzone przez smokologów dla czarodziejów przybywających do rezerwatu w ramach zorganizowanych wizyt.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka i archiwum - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]25.04.21 12:28
5 XII 1957

Ciężki marszowy krok stal się bardziej dynamiczny, gdy w powietrzu wyczuł krew. To nic dziwnego, że podobny odór wylatywał wprost z pomieszczenia zagospodarowanego na punkt medyczny, lecz właśnie on zatrzymał go przed drzwiami, nakazując czekać. Gdzieś pomiędzy opatrunkami, wlewaniem nieszczęśnikowi w gardło kolejnych eliksirów leczniczych i po kilku inkantacjach do Kierana dotarło hasło, że powinien poczekać w rezerwatowej bibliotece. W swoim życiu widział gorsze rany, na jego oczach przelano hektolitry krwi i przewalono tony martwych ciał, ale to nie o jego komfort się rozchodziło. Nie mógł nic zdziałać, więc skazany był na czekanie, choć umówione spotkanie mogło nawet nie dojść do skutku. Tym razem także zapowiedział wcześniej swoją wizytę, już w pełni gotowy zwierzyć się z bardziej głębokich myśli, od których podczas ostatniej rozmowy konsekwentnie stronił. Wstydził się porażki, również bał się przyznać do strachu przed samotnością, jakże przecież dziecinnego w jego wieku i przy jego profesji. Często w te gorsze dni powtarzał w zaciszu umysłu jak mantrę, że jest aurorem, a w chwilach największego zwątpienia pomiędzy czterema ścianami łapczywie łykał eliksir uspokajający, choć ulga wcale nie otulała jego umysłu i ciała od razu po zażyciu mikstury. Kiedy kolejny raz złapał się na tym, że potrzebuje rozmowy, z pewnością nie lekkiej i powierzchownej, instynktownie za najlepszą dla siebie powierniczkę uznał pannę Fancourt. Jeden z jego przyjaciół także znał się na rzeczy, składał do kupy najbardziej rozbite umysły, jednak przed nim Kieran jeszcze bardziej nie chciał snuć opowieści o swoich ostatnich trudnościach, bojąc się zostać surowo osądzonym przez osobę bliską. Utrata życzliwości Ronji nie wydawała mu się aż tak drastycznym ciosem, ale przede wszystkim zdawała się mniej realna. Ich znajomość trwała kilka lat – nie kilkadziesiąt jak w przypadku Duncana – zatem łatwiej było o nabranie odpowiedniego dystansu na potrzeby jednej rozmowy. Nie oczekiwał też po niej trafy ulgowej, nie chciał litości, jaką mógłby mu choćby przypadkiem oferować stary druh.
Szlag, kiedy wszystko zaczęło się pieprzyć, która z miliona decyzji doprowadziła go do takiego stanu? W ciszy skupiał się na stawianych przez siebie krokach, na miarowym oddechu i na myśli, że prawdopodobnie pomiędzy ogromnym księgozbiorem będzie sam. I rzeczywiście po przekroczeniu progu wystawnego wnętrza pozostawał osamotniony pomiędzy monumentalnymi regałami. Z nieco większą ostrożnością wszedł w głąb bibliotecznej przestrzeni, zbliżając się do największego spośród ustawionych w jednym rzędzie globusów, odnajdując na nim Wielką Brytanię. Czy wojna zatrzyma się na angielskich ziemiach? Jak długo? Rozpełznie się na Walię, Szkocję, Irlandię? Kiedy?
Opadło ciężko na jedno z drewnianych krzeseł przy dębowym stole, którego nogi uformowane zostały na kształt poskręcanych smoczych sylwetek. Ułożył prawą dłoń na blacie i zaczął wystukiwać palcami leniwy rytm, zgodnie z podświadomością poddając próbie sprawność prawej dłoni, a wierzchu której gościła szeroka i poszarpana blizna po głębokiej ranie. Ale nawet w takim miejscu nie tracił czujności. Być może już wcześniej ktoś znajdował się tutaj, skryty pomiędzy regałami, bo Kieran poczuł na sobie spojrzenie. Wyprostował się na krześle, odwrócił i ujrzał obserwatora w postaci młodej kobiety. Nic nie mógł poradzić na to, że jego pierwszą myślą była ta, iż wygląda podobnie do Ronnie – ciemne włosy, ciemne oczy, jasna skóra i, przede wszystkim, azjatycka uroda. Być może to czyniło z niego ignoranta, może nawet po części rasistę, ale przynajmniej nie uznał z góry, że muszą być ze sobą spokrewnione.
Słucham – rzucił w jej stronę gardłowym głosem, brzmiąc przy tym oschle, ale już od dawna nie potrafił sprawić, aby jego ton brzmiał łagodnie sympatycznie. Może gdyby bardzo chciał, udałaby mu się ta sztuka uderzanie w odpowiednie nuty, ale to z pewnością nie była sytuacja, która skłaniałby do takowego wysiłku. – Masz mi może coś do powiedzenia? – to z pewnością uzasadniałoby całą specyfikę obecnej sytuacji. Być może chciała mu przekazać, że ma nie czekać dłużej, bo uzdrowicielka ma obecnie zbyt wiele na głowie i nie będzie w stanie się z nim spotkać. Nawet zrozumiałby jej podejrzliwe spojrzenie i przedłużające się milczenie, jego aparycja nie budziła zaufania, a sama twarz była dobrze znana, skoro uwieczniona została na listach gończych.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka i archiwum - Page 2 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]31.03.22 23:29
31 marca
Szczerze był zaskoczony, że przekonanie brata żony do pojawienia się w rezerwacie było łatwiejsze niż początkowo mu się mogło zdawać. Nie kłamał w kwestiach cieplarni i roślin, znając przecież zamiłowania rodziny Mare. Nie był do końca pewny, jakie rośliny znajdywały się w szklarniach Prewettów, ani tym bardziej czy w rezerwacie posiadali gatunki, które różniły się w dużym stopniu, ale nie to liczyło się w tym spotkaniu. Już dawno z Archibaldem nie rozmawiali prywatnie, a teraz jeszcze bardziej niż wcześniej mogli tego potrzebować. Nie wątpił, że lord nestor jako jeden z poszukiwanych listem gończym, mógł mu doradzić w kwestii wojennych ścieżek, na które sam wkraczał bardziej zdecydowany niż kiedykolwiek. Jeszcze w ubiegłym roku się wahał - był nieco bardziej ostrożny, bardziej wstrzemięźliwy, ale kara i nauczka za podobną opierzchłość była bolesną. Staffordshire, ich ludzie i ziemie ucierpieli. Na wojennej mapie byli błękitną wyspą, która musiała walczyć o przetrwanie - wraz z Ollivanderami próbować radzić sobie z napływającymi uciekinierami z hrabstw znajdujących się dookoła. Nie mogli jednak budować twierdzy i próbować się obronić - musieli przystąpić do ataku, pokazać że nie są słabi i nie będą uciekać. W końcu jak długo można było się chować i uciekać? Musieli stanąć naprzeciwko swym wrogom i lękom.
A może dla lorda nestora Prewettów również był to dzień, w którym powinien pokonać własne strachy?
- Dobrze cię widzieć, Archibaldzie. Mam nadzieję, że droga nie przysporzyła ci problemów dzisiaj? Nie martw się, budynek administracyjny jest z daleka od smoków, niewiele z nich się zapuszcza tak blisko głównej siedziby. Udamy się do biblioteki, poproszę o przyniesienie nam herbaty, mamy na miejscu wiele książek z roślinami i o roślinach - zapewnił szwagra, wpuszczając go do głównego korytarza budynku administracyjnego, a po tym kierując kroki w kierunku archiwów i biblioteki, wcześniej jeszcze ściskając mu dłoń na powitanie. Skrzętnie pomijał, że przez okna w oddali można było z pewnością dostrzec smoki, tym bardziej że dzisiejszego dnia pogoda wyraźnie sprzyjała do obserwacji, kiedy niebo było pozbawione chmur. Sam Elroy zdążył już zająć się porannym obejściem zagród i obserwacją, wykonując swoje obowiązki z przyjemnością. To miejsce zawsze było dla niego niczym drugi dom.
Wiedział jednak, że dla dzisiejszego gościa, przebywanie w Peak District nie wiązało się z ekscytacją czy ciekawością, ale z lękiem i obawą, że za moment zjawi się tutaj bestia mogąca go pożreć czy połknąć w całości na raz. Absurdalne. W końcu smoki nie przylatywały do siedzib ludzkich ot tak sobie, a na pewno nie ich trójogony edalskie. Potrafili nad nimi pracować! W przeciwieństwie do Rosierów i ich smoków, które wyraźnie przepadały za ucieczkami z wyznaczonych ich ziem. To pokazywało ich nie profesjonalizm, świadczyło o zaniedbywaniu obowiązków przez pracowników, ale i zarząd, który bagatelizował podobne ucieczki.
- Jak czuje się twoja córka? Mam nadzieję, że jej nowy przyjaciel nie sprawia zbyt wielu kłopotów, nauczyłem go kilku podstawowych słów oraz imion. Gdyby pojawiły się jakieś problemy behawioralne, proszę, przyślij do nas sowę. Postaram się zjawić i naprostować jego zachowanie lub wysłać magizoologa, który ma lepsze doświadczenie z ptactwem - zapewnił, nie dostając w końcu jeszcze informacji odnośnie tego co też Archibald myślał na temat papugi, która na jego widok skrzeczała Fluvius - choć ptak momentami wciąż wypowiadał słowa niewyraźnie. Może Prewett się nie zorientował jak stworzenie go nazywało?
Prowadził jednak lorda korytarzami do głównej części biblioteki, pewnie stawiając kroki na posadzce swojego królestwa. Nie było zakamarku, którego by nie znał w rezerwacie, odwiedzając to miejsce od najmłodszych lat, chociaż nie zawsze był wpuszczany w każde możliwe miejsce. Przecież rozumiał, że smoki były niebezpiecznymi stworzeniami - ale nie mordowały same dla własnej wygody, a raczej nie robiły tego kiedy obchodzono się z nimi odpowiednio i pilnowano, kiedy rzeczywiście to specjaliści sprawowali nad nimi pieczę.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]01.04.22 11:51
Dla Archibalda pojawienie się w rezerwacie nigdy nie było proste. Od dziecka panicznie bał się smoków i żaden logiczny argument nie był w stanie tego zmienić. Nastrajał się do tej wizyty odkąd pogratulował szwagrowi kolejnego dziecka, doskonale wiedząc, że musi w końcu pojawić się w Derbyshire. Wstał odrobinę wcześniej niż zazwyczaj i ubrał przygotowany przez służbę strój: tweedowy trzyczęściowy garnitur w odcieniach brązu i ciemnozielony krawat. Wygładził włosy i stał tak przez chwilę przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Czasem z zaskoczeniem odkrywał, że wciąż wygląda młodo. Że jego twarz nie jest pozaznaczana wieloma zmarszczkami, a włosy wciąż są płomiennie rude. Za to mentalnie odnosił wrażenie, że przez ostatni rok postarzał się co najmniej dwukrotnie.
Dziękuję, podróż minęła szybko – powiedział, idąc obok Elroya przez długi korytarz. Cały był spięty i nawet nie próbował wyglądać przez okno, obawiając się, że zobaczy tam pysk bestii. Nie do końca ufał szwagrowi w jego osądach na temat smoków, za bardzo kochał te stworzenia, by patrzeć na nie racjonalnie. – Niewiele? – Powtórzył z przekąsem, bo dla niego problem stanowił nawet jeden zagubiony osobnik, ale zaraz doprowadził się do porządku. – Cieszę się – dodał po chwili, przypominając sobie, że Elroy na pewno chciał dobrze.
Wszedł do środka przestronnego pomieszczenia, rozglądając się z podziwem po jego wnętrzu. Już miał okazję odwiedzić to miejsce, ale i tak był pod wrażeniem bogatego księgozbioru Greengrassów. Pamiętał, że jeszcze przed wojną lordowie Derbyshire próbowali go zaprosić na wykłady otwarte, ale zawsze znalazł skrzętną wymówkę, by jednak się tu nie pojawiać.
Molly czuje się bardzo dobrze, od urodzin nie miała żadnego ataku – powiedział z ulgą w głosie, choć nie była to do końca prawda – objawy choroby towarzyszyły jej niemal każdego dnia, ale Archibald zwykł mówić o atakach, kiedy były naprawdę poważne. – Jej nowy przyjaciel ostatnio załatwił swoje potrzeby na antycznej wazie, ale poza tym ma się doskonale – odparł nad wyraz uprzejmie, choć uśmiech na jego twarzy nie sięgał oczu. Z trudem powstrzymywał się przed wyrzuceniem Elroy'owi jak bardzo idiotyczny to był pomysł, żeby podarować jego córce papugę. Spośród całego świata zwierząt właśnie głośną papugę. Uważał to za osobisty atak i nie chciał mu dać tej satysfakcji z jego nadmiernego wybuchu emocji, bo dobrze wiedział, że normalnie właśnie tak by zareagował. Dlatego wstrzymał się z wysłaniem do niego listu, choć kilka wersji napisał, ale każdą zgniótł i wyrzucił do kosza. – Tak, tak, imion też zna całkiem sporo. Czy ma może jakiś limit słów, których jest w stanie się nauczyć? – Podpytał, przystając przy jednym z wysokich regałów. Pochylił się nad nim nieznacznie, przyglądając się z bliska stojącym tam księgom. Historia Trójogonów Edalskich, Morfologia smoczych łusek, Rozprawa o smoczej krwi... Wyprostował się, przenosząc wzrok ponownie na Elroya. – A jak wy się czujecie? Co u Saorise? Jej wybuchy magii już się trochę uspokoiły czy jeszcze psoci? – Dobrze pamiętał jak to wyglądało parę lat temu u Edwina. Magia po przebudzeniu nie dawała mu spokoju niemalże przez miesiąc, ciągle zaskakując ich czymś nowym. Zazwyczaj były to drobiazgi, ale trudne do zignorowania. Zamilkł na chwilę, podchodząc do regału obok. Tam od razu dostrzegł pozycję, poświęconą diabelskim sidłom. Wyjął ją spomiędzy innych tomiszczy, zaglądając do spisu treści. – Z wielką chęcią obejrzę wasze zbiory w cieplarni, ale dobrze wiemy, że to nie jest najważniejsza część mojej wizyty w Derby. O czym jeszcze chciałeś ze mną porozmawiać? – Zapytał, pijąc do jego listu sprzed kilku dni, w którym zaskakująco dużo miejsca pozostawił dla Roratio. Czuł jednak, że i to nie koniec tematów na dzisiaj.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]01.04.22 14:28
Eksponaty łusek, ryciny smoków, modele w pomniejszeniu, a niektóre i powiększeniu, które mogły być widoczne w bibliotece i archiwach z pewnością nie były wystrojem, który zapraszał do siebie Prewettów - a jednak pełniący przed wojną rezerwat funkcję również badawczą, miał spore zasoby wiedzy i badań, dostępnych dla uprawionych lub zaprzyjaźnionych, nie tylko z zakresu smoków i magicznych stworzeń. Można było spędzić godziny w bibliotece, czytając różne pozycje związane z naukami przyrodniczymi, a i on wraz z Earleen uwielbiał odbierać nauki przed Hogwartem właśnie w tej bibliotece. Ogromne okna na jednej ze ścian, przy której były ustawione fotele i kanapy, wraz ze stołami pozwalającymi oddawać się lekturze, dla jego dziecięcej ciekawości były wspaniałym urozmaiceniem wnętrza, szczególnie gdy mógł dostrzec gdzieś w oddali smoki.
Jednak dzisiaj nie prowadził Archibalda w stronę tego okna, kierując swoje kroki między regałami - do części, do której on sam wcale nie zaglądał zbyt często, bowiem była poświęcona właśnie magicznym roślinom.
- Budynki są zabezpieczone silnymi zaklęciami, smoki można obserwować jedynie z daleka przez okna, nie próbują się wedrzeć do wnętrz - zapewnił, bo choć możliwe, że niektóre z młodszych okazów czasem próbowały zaglądnąć do wnętrz przez okna, nie musiał budzić paranoi szwagra na ten temat, że zjawi się tutaj bestia. A nawet gdyby podobny młody podopieczny znalazł się w tym miejscu, Elroy byłby w stanie sobie z nim poradzić - mogło się zdawać, że wręcz był przygotowany na podobny rozwój wydarzeń, będąc ubranym w swój skórzany, wzmocniony smoczymi włóknami strój, w którym wykonywał obowiązki. Nie był on dostojny czy elegancki - acz pasował do miejsca, w którym dzisiaj się znajdywali.
- Nie miała? To dobre wieści - przyznał z łagodnym uśmiechem, bo nie mógł nawet wyobrazić sobie jak ogromnym lękiem jest dla ojca myśl o tym, że własne dziecko będzie zmagało się z podobnymi chorobami do końca życia. Może dlatego uważnie starał się obserwować Saoirse, nawet jeśli nie znał się na medycynie i objawach, które Archibald mógłby wyłapać o wiele szybciej, a które sugerowałyby, że coś się działo. Z drugiej strony, było z pewnością ulgą wiedzieć, że było się w stanie pomóc własnemu dziecku, kiedy jego stan się pogorszy. On sam obawiał się tego, że kiedyś nie będzie potrafił odpowiednio zadziałać - że nie będzie Mare w pobliżu, aby to ona mogła udzielić pomocy ich córce. Ta myśl go mroziła.
- Oh, to nie problem behawioralny. Jestem pewny, że chłoszczyść czy skrzat prędko sobie z tym poradzili - powiedział, równie miło się uśmiechając do mężczyzny. Cóż, znał doskonale niechęć Prewettów do zwierząt - ale jak mogli odmawiać dziecku, które w tak żywy i radosny sposób zareagowała na papugę? - Nie martw się, Archibaldzie. Barwinki zwykły być bardzo przyjacielskie, ale nie potrafią aż tak dobrze się komunikować. Rozważałem inny gatunek, jednak większość papug o wiele lepiej czuje się będąc wśród swoich, a kilka papug na raz z pewnością byłoby bardziej obciążających dla młodej lady. Barwinka za to może być doskonałym przyjacielem, ptaki są w stanie bardzo mocno przywiązać się ludzi i być jeszcze wierniejsze niż psidwaki - wyjaśnił spokojnie, może tylko czerpiąc minimum przyjemności z sugestii, że mógł sprezentować lady Molly jeszcze więcej ptactwa. Był w stanie to zrobić przecież... ale wszystko małymi krokami.
Tym bardziej, że podczas ostatniej wizyty Roratio zachęcił go do buntowania się względem swojego nestora.
- Poświęciłem jej o wiele więcej uwagi, kiedy powróciła do Derby i zdaje się, że jej magia nieco się uspokoiła, choć już kilkukrotnie pokazała ich przejaw. Ale tylko mnie to cieszy, kiedy tak żywo pokazuje swoje zdanie i niezadowolenie, wręcz nie ukrywam, że liczę, że nie minie to z wiekiem - przyznał, bo kimże był Greengrass, który bał się wyrażać głośno swoje zdanie.
Przystanął jednak przy jednym regale, słysząc jego zapytanie. Problemy na ziemiach były ogromne, jedynie się nasilały z dnia na dzień. Co czekało na nich za kilka miesięcy? Poważna zima dopiero co odpuszczała, ale jeśli w ciągu zimy zwierzęta nie miały czego jeść, na co wskazywały problemy z garborogami w Lancashire, również i ludzie będą mieli problem z żywnością - już mieli. Widmo głodu wisiało nad hrabstwami, nie tylko nad Staffordshire i Derbyshire.
- Mógłbym rozmawiać godzinami o naszych córkach, ale nie ukrywam, że chciałbym poprosić cię o pomoc. Z pewnością na roślinach znasz się o wiele lepiej ode mnie, ale również masz większe doświadczenie w związku z panującą wojną. Nie wiem, czy dotarły do ciebie informacje na ten temat, jednak w lutym w Lancashire pojawiły się problemy z garborogami, magiczne stworzenia, które głodne stanowią dość duży problem... Są silne i duże, a w poszukiwaniu pożywienia zaczęły również naruszać ludzkie siedziby. Żywią się głównie jeżynami i owocami, małymi owadami.. Obawiam się, że również mogą się pojawić problemy z uprawami ludzkimi. Jednak nie mam wiedzy, jak temu zaradzić - wyjaśnił, stanowczo przez lata będąc osobą, która podejmowała się działania praktycznego - wyprawy, walka, pomoc w terenie. Również, kiedy zderzyli się z wojennymi problemami, nie stronił od osobistego rozwiązywania problemów.
- Nie ukrywam również, że chętnie usłyszę twoje myśli na temat piętnowania wydania mugoli i czarodziejów mugolskiego pochodzenia zwolennikom Czarnego Pana i Cronusa Malfoya. Do tego, co miało miejsce w Staffordshire, również przyczynili się zwykli ludzie - zaczął, wbijając wzrok nie w Archibalda, a w jedną z pozycji na półce, która miała tłoczone, złote litery. Nie skupił się na układających w tytuł literach, ale na złości, która w głębi go ogarnęła. Zacisnął dłoń w pięści, ściągając brwi w zawahaniu. Jak ktoś mógł zrobić coś tak obrzydliwego ludziom, wśród których dorastał? - Sąsiad wydawał sąsiada, na śmierć i dla pieniędzy. Wojna stanowczo sprawiła, że ludzie stracili poczucie wspólnoty. Chcę to odbudować, i wiem, że nie będzie to łatwe zadanie w Staffordshire i Derbyshire po tym, co miało miejsce - powiedział, uznając że również i kwestia najmłodszego z rodzeństwa Prewettów powinna być w tym momencie poruszona. Przeniósł wzrok na nestora.
- I chciałbym, abyś dał szansę Roratio na dołączenie do mnie podczas stabilizacji sytuacji w na moich ziemiach.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]15.04.22 0:23
Archibald nie zamierzał wdawać się w dyskusję na temat zabezpieczeń. Żadne słowa szwagra nie były w stanie go uspokoić – przez całe spotkanie miał być spięty i czujny, tak jak zawsze podczas odwiedzin w rezerwacie. Racjonalne argumenty nie przemawiały mu do rozsądku, bo też rozsądek nie miał z tym lękiem nic wspólnego, a trauma poniesiona w dzieciństwie. Panicznie bał się smoków i prawdopodobnie tak miał już zostać. Kiwnął więc tylko głową, przyjmując jego słowa do wiadomości.
Jedna papuga w zupełności jej wystarczy – zauważył, unosząc wzrok znad książki. Był pełen podziwu dla własnej cierpliwości względem szwagra, ponieważ w normalnych okolicznościach nie omieszkałby się zwrócić mu uwagi za ten idiotyczny prezent. Pa-pu-da. Wciąż nie rozumiał jak można sprezentować coś takiego małemu dziecku, w dodatku bez żadnej konsultacji z współmieszkańcami. Wielkość pałacu w Weymouth nie robiła żadnej różnicy. – I może nie zakładaj u nas zoo, co? – Dodał z przekąsem, odkładając książkę o smoczych łuskach z powrotem na półkę. Papugę w jakimś stopniu zaakceptował, ale wolał ostudzić entuzjazm Elroya zanim sprowadzi im tam jeszcze pół sklepu magizoologicznego.
Och, akurat o to bym się nie martwił, biorąc pod uwagę charaktery jej rodziców – odparł, sięgając po księgę poświęconą odżywianiu smoków. Na lekko zakurzonym grzbiecie odbiły się opuszki jego palców. Przejrzał na szybko spis treści i otworzył ją na rozdziale o bulwach. Zaraz jednak przerwał pobieżną lekturę, słysząc o problemach w Lancashire.
Nie słyszałem o tym – przyznał. Ostatnimi czasy był zbyt skupiony na sobie samym i na sprawach Dorset, by jeszcze orientować się w problemach towarzyszy. Teraz jednak, kiedy sytuacja w rodzinnym hrabstwie była mniej więcej unormowana, stwierdził, że powinien poznać problemy sąsiadów – żeby im pomóc, ale też by się przed nimi ustrzec.
Musiałbym najpierw poczytać trochę o tych garborogach. Jakie dokładnie jagody jedzą? Jakie zboże? Ile potrzebują, żeby się najeść? Czy jedzą tylko w dzień czy w nocy... Widzisz, pytania można mnożyć – westchnął, odkładając książkę na półkę. Skrzyżował dłonie na piersi, zawieszając wzrok na Elroyu. – Najlepiej byłoby zapewnić im pożywienie gdzie indziej, żeby nie musiały atakować ludzkich siedlisk. Ale to może być trudne, nie da się wyhodować tylu roślin w przeciągu kilku dni. Można więc zabezpieczyć przed nimi uprawy, ale garborogi wciąż będą głodne, wiec to nie jest żadne wyjście z sytuacji – mówił dalej, bardziej myśląc na głos niż faktycznie dzieląc się z Elroyem gotowymi pomysłami. – Pozwolisz, że zastanowię się nad tym po powrocie do Weymouth? Teraz na szybko nie przychodzi mi nic sensownego do głowy – przyznał niechętnie, ale nie chciał też dawać Elroyowi mało przydatnej rady. – Pytanie czy problem sam się nie rozwiąże w najbliższych tygodniach, skoro wcześniej się nie pojawiał. Zaraz wszystko zacznie kwitnąć, natura wróci do życia. Chyba że populacja garborogów się zwiększyła i zasoby lasu nie są już wystarczające – dodał, ale ponownie bez konkretów. Chciałby bardziej pomóc, ale nie wiedział o garborogach nic poza tym, że ich rogi wykorzystuje się do ważenia antidotum na niepowszechne trucizny.
Co o tym myślę? – Westchnął, spuszczając dłonie wzdłuż ciała. – Ja... Myślę, że kiedyś to byłoby dla mnie oczywiste. Nie byłbym w stanie zrozumieć jak można tak postąpić – bo jeszcze nie tak dawno temu wszystko było dla niego czarne albo białe, dobre albo złe, a jego wyobraźnia nie zapuszczała się tak daleko, szczególnie w stosunku do własnych poczynań. Ostatnio jednak zaczęło się to zmieniać, rola nestora i zajmowanie się problemami mieszkańców rozszerzyło jego horyzonty, pomogło nieco lepiej zrozumieć ślad poza swoją bańką. Przynajmniej tak mu się wydawało. – Ale... Ludzie są zmęczeni i przestraszeni, ta wojna ciągnie się bez końca. Musieli usłyszeć obietnice, że im się to opłaci, że dostaną w zamian coś cennego... Nie wiem, Elroyu, nie każdemu szlachetność przychodzi z łatwością – westchnął. – Zresztą sam widziałeś co się ostatnio działo w Portland. Przez jednych ludzi głodowali inni – przypomniał o historii z własnego podwórka. – Ale da się odbudować to zaufanie, tę wspólnotę. I wierzę, że akurat wam to się uda – dodał pokrzepiająco, ale całkiem szczerze. Wiedział, że komu jak komu, ale szwagrowi nie zabraknie zapału. Mina jednak mu zrzedła, kiedy usłyszał kolejne słowa Elroya. Prychnął pod nosem, bo dopiero teraz zrozumiał, że wcześniejsza rozmowa musiała być preludium do tego tematu. Doprawdy, dlaczego wszyscy ostatnio się na to uparli? Rory naprawdę dobrze sprawdzał się w obowiązkach nie wymagających machania różdżką w śmiertelnie groźnym pojedynku. Zwlekał chwilę z odpowiedzią, choć wiedział, że nie może udzielić innej – nie po jego rozmowie z Roratio po urodzinach. Powiedział wtedy, że da mu szansę, a to była pierwsza okazja, by te słowa przekuć w czyny. Archibald wciąż minę miał nietęgą, a ciało jakby jeszcze bardziej spięte niż kilka minut wcześniej, ale w końcu powiedział to, czego powiedzieć bardzo nie chciał. – Dam – trochę ciszej, z nutką rezygnacji w głosie. – Dam, niech się sprawdzi, skoro tak mu na tym zależy – dodał, ale miał nadzieję, że Rory go nie oszukał i faktycznie podchodził do sprawy z należytą uwagą. – A na czym dokładnie miałoby to polegać? Masz już jakiś plan? – Zapytał z ciekawością.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]07.05.22 0:02
- Zacznie zaraz? Po przymrozkach, po tym że nie ma komu pracować na polu? - zapytał marszcząc brwi. Głód panował nie tylko na półwyspie, ale w innych regionach Anglii. Roślinności nie wystarczało - zima była niezwykle sroga tego roku, nie tylko dla garborogów, ale i dla społeczności czarodziejów i mugoli. Wszyscy cierpieli na tym co sprowadziła matka natura, a on sam chociaż chciałby wierzyć w to, że wszystko będzie w porządku, coraz mniej chciał polegać na tej płonnej nadziei. Słowa nic nie znaczyły, a jeśli chcieli uzyskać efekty, powinni sami zacząć działać. Nie mogli czegoś w żadnej z kwestii. - Nie oczekuję odpowiedzi na ten problem natychmiastowo, użyczę ci ksiąg na temat garborogów z biblioteki, kilka pozycji w atlasach powinniśmy mieć na ich temat, to powinno pomóc lepiej nakreślić ci ich zwyczaje i rodzaje jeżyn, którymi się żywią. Martwię się, musząc znów czekać i obserwować czy sytuacja sama się nie rozwiąże. Wojna sama się nie rozwiązuje, więc i problemy, które z nią idą, z pewnością będą niechętne do tego. - W połączeniu z tak ciężką zimą, wojna była jeszcze gorszą, szczególnie biorąc pod uwagę styczniowe wydarzenia. Dopiero się podnosili po całym uderzeniu.
Zastanowił się po słowach szwagra. On sam miał tak wiele wątpliwości - wtedy w nocy, kiedy wchodzili do domu Felixa z Percivalem, Foxem z policjantką, aby pojmać człowieka, który przyczynił się do skazania niewinnych mugoli; przyczynił się do ich śmierci w męczarniach i do tortur najbliższych, do stanu w jakim zastali Lavedale i w którym znajdywała się Anglia.
Złość w nim wzburzała na samą myśl. Zacisnął szczękę mocniej. Oczywiście, że nie godził się na taki stan rzeczy - oczywiście, że złościła go jego bezsilność na przelewaną krew. Nie mogli zrobić wiele, kiedy sąsiad na sąsiada spoglądał wilkiem i szukał jak mu zaszkodzić, a jednocześnie nie mógł znieść tej bezsilności, która go ogarniała. Obowiązki, ale i zasady którymi się kierował, nigdy wcześniej nie ciążyły mu bardziej niż od stycznia - zawsze był człowiekiem, który trzymał tych niepisanych zasad, dbając o dobro tych znajdujących się wokół niego, ale czy teraz to wszystko go nie przerastało? A jednak nie mógł się ugiąć pod naporem i ciężarem - bo jeśli on się ugnie, jak ci, których to wszystko dotykało najbardziej, mieli przetrwać?
- Widziałem... Ale nie można tego tak zostawić - odpowiedział, kręcąc głową. Nie chciał, nie mógłby pozwolić na to, żeby ludzie tak zostali i trwali w tej niepewności. - Muszą zacząć na sobie znów polegać, widzieć w siebie sprzymierzeńców, a nie wrogów! - uniósł się nieco, czując jak cały gniew w nim buzuje. Nieco przyśpieszył kroki, ostatecznie znajdując się przy dwóch sofach, między którymi znajdywał się zastawiony kwiatową herbatą, cukiernicą i herbatnikami stolik. Elroy usiadł niechętnie na miejscu, czując jak cała złość dalej w nim buzuje. Tyle lat był spokojny i nauczony jak panować nad swoimi emocjami, a od początku stycznia to wszystko zdawało się runąć.
- Musi się im przestać to opłacać... Kary? Powinniśmy wprowadzić dekret? Jasno ludziom postawić, że działając we wspólnocie będzie bezpieczeństwo, a karać i tępić tych, którzy kolaborują z tą farsą zwaną ministerstwem Cronusa! Jeśli oni tępią naszych, dlaczego nie powinniśmy karać tych współpracujących z nimi? - dodał poruszony. To nie do Dorset w styczniu weszli Rycerze Walpurgii - to nie nad niebem nadmorskiego hrabstwa zabłysnął Mroczny Znak. To wydarzyło się kilkadziesiąt mil dalej nad niebem Staffordshire, które nie zaznało spokoju od tamtej pory.
Odetchnął jednak nieco, kiedy nestor Prewett zgodził się na udział Roratio w wojnie - na jego działanie w terenie, a nie wyłącznie za biurkiem.
- Chcę udać się do miast Staffordshire i Derbyshire wraz z aurorami, wprowadzić porządek i pokazać ludziom, że Greengrassi są obecni na swoich ziemiach i nie dopuszczą ponownego ataku, i że jesteśmy przeciwni temu, co miało miejsce - wyjaśnił, obawiając się wciąż jednej rzeczy. W innych czasach, podczas wszystkich wizyt i wprowadzania zmian, powinna towarzyszyć im pieśń - pieśń, która wtedy w Stoke-on-Trent została zhańbiona i utożsamiona z rzezią. - Nasz wizerunek podupadł, wtedy podczas całopaleń puszczali Greensleeves, jakby chcieli oszukać ludzi, że popieramy ich poczynania! Zieleń jest naszym kolorem, a z pewnością wielu za nasze banery wzięło te ministerialne... Mogą myśleć, że to popieramy - podzielił się, wbijając wzrok w stół na którym w dzbanku stała herbata. Był niemalże pewny, że Mare już dzieliła się tymi kwestiami z bratem, ale jego to wciąż dzieliło. - Złapaliśmy jednego zdrajcę. Zastanawiam się nad... systemem? Jakimś sposobem, aby lista czarodziejów donoszących na mugoli była jawna. Trzeba pokazać i przekonać ludzi, że to nie jest wojna między tymi którzy posługują się magią i tymi, którym brak tego talentu... Powinniśmy pokazać, że oni nie dbają o to, czy ktoś talenty magiczne posiada, czy nie - dodał, podnosząc wzrok na Archibalda. - Mogą wywiązać się walki czy zamieszki, po drodze lub w miastach, dlatego nie chcę, aby towarzyszyła nam Mare. Nie... nie w momencie, w którym teraz się znajduje. Jej bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ale dla Roratio może to być szansa na naukę, również bezpośrednio od aurorów.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]13.05.22 23:18
Zdziwiłbyś się jak rośliny szybko potrafią reagować na poprawę pogody – powiedział, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Wiedział, że dla wielu osób świat roślin wydawał się nudny, bo nie reagowały na otoczenie tak samo jak ludzie i zwierzęta. Za to Archibald właśnie w tym specyficznym świecie ulokował swoje zainteresowania i choć przez lata dojrzał i spoważniał, wciąż witał wiosnę z uśmiechem na ustach, a pierwsze pąki na drzewach wywoływały u niego rok rocznie tę samą radość. Siła walki u tych delikatnych stworzeń była ogromna, dlatego Archibald nie wątpił, że znajdą sposób na zakwitnięcie. Może nie w tym samym miejscu, może z nieznacznym opóźnieniem, może nie dokładnie te gatunki jakie by wszyscy sobie życzyli, ale coś na pewno się pojawi. A garborogi nie brzmiały jak szczególnie wymagające stworzenia. – Dobrze, zabiorę je ze sobą do Weymouth i jeszcze dzisiaj postaram się na to spojrzeć – Uspokoił szwagra, bo ten temat wyraźnie go poruszył. Przeszedł do następnego regału, zaplatając dłonie za plecami. Musiał zwrócić Elroy'owi honor, niektóre pozycje faktycznie brzmiały ciekawie. Zapisywał sobie w głowie co poniektóre tytuły, by kiedyś je wypożyczyć. Obiecał sobie, że w tym wirze obowiązków znajdzie czas na dawne pasje. Świat nie powinien się zawalić od wieczora spędzonego nad kociołkiem czy porządnym opracowaniem zielarskim.
Obserwował jak Elroy zmierza w stronę kanap, w końcu spokojnym krokiem podążając za nim. Nie usiadł jednak, a oparł się dłońmi o oparcie jednej z nich. Pozwolił szwagrowi wyrzucić z siebie wszelkie wątpliwości, słysząc w nich tę samą rezygnację, która i jemu nie dawała spokoju od dłuższego czasu. Bywał jeszcze bardziej emocjonalny, kiedy zderzał się z tą bezsilnością – ale tutaj w rezerwacie trzymał fason. – Nie ma na to prostego ani uniwersalnego rozwiązania – stwierdził, wzdychając cicho. Mimo wszystko musiał przyznać, że w Dorset bardzo rzadko mierzył się z tym problemem – ludność zdawała się solidarnie stanąć po jego stronie, w żaden sposób nie kolaborując z wrogiem. Być może to kwestia położenia Dorset, sąsiedztwa wspierającego Devon i Somerset. Derbyshire i Staffordshire miały zdecydowanie gorszą sytuację chociażby pod tym względem, zewsząd otoczone przez wrogą propagandę. – Ale to niegłupie, Elroy'u. To znaczy... Wiem, że stosowanie kar i wprowadzanie dekretów brzmi nieco opresyjnie, ale trwa wojna, to oczywiste, że musimy podejmować konkretne działania – myśli od razu powędrowały do ostatniej rozmowy z Tonksem na temat Tyneham. Wciąż czuł podskórnie, że spraszanie wilkołaków do Dorset to błąd, ale nie potrafił już się z tego wycofać. – Skoro ludzie w Derby i Stafford są podzieleni, trzeba im wskazać drogę, którą powinni podążać – dodał, choć wygodnie było się wymądrzać z jego perspektywy.
Chyba nigdy nie widział Elroy'a w takim stanie, tak zdenerwowanego na otaczającą go rzeczywistość. Nie dziwił się jednak temu wyrzutowi emocji – ataki na Derby i Stafford były straszne i niespodziewane, nakazały reszcie promugolskich hrabstw stanąć na baczność. Archibald obszedł kanapę, w końcu na niej siadając. – To rozsądny plan, żeby zrobić kontrę do ich poczynań. Przypomnieć ludziom kto tak naprawdę dba o ich dobrobyt. Z banerami i pieśnią, żeby nie pozwolić Ministerstwu sobie ich przywłaszczyć – zgodził się ze szwagrem, nalewając im do filiżanek trochę gorącej herbaty. – Roratio na pewno wam się tam przyda, to bystry chłopak – wypowiadał te słowa chyba bardziej dla własnego spokoju ducha niż Elroy'a. – Tylko też trzeba znaleźć złoty środek z tymi listami donosicieli, żeby swoimi metodami za bardzo nie przypominać Ministerstwa. A jeżeli przypadkowo trafi na nią zła osoba? Ciężko będzie to potem odkręcić – myślał na głos. Upił łyk herbaty, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi mu się po ciele. Wzrok odruchowo powędrował w stronę okna, ale szybko się upomniał, że znajduje się w smoczym rezerwacie i ostatnie co powinien robić to wyglądać na zewnątrz. – Kto by pomyślał. Ty smokolog, ja uzdrowiciel, a przyszło nam się bawić w politykę – westchnął nieco zrezygnowany, mimo wszystko przywołując na twarz blady uśmiech.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]14.05.22 9:51
Nie znał go - całego świata roślin, w którym zdawało się że zarówno jego żona i jej brat odnajdywali się jak w domu. Co mógł zrobić innego niż zawierzyć im, że świat roślin był równie żywy co świat magicznych stworzeń?
Byli opiekunkami swoich ziem - różny ród w inny sposób zdobył swoją pozycję, budując ją latami, ale oni, otrzymując ziemie po Alesgoodach, wciąż nie mieli tak dobrze ugruntowanej pozycji jak inne rody, choć nigdy nie przypuszczał, że było z nią aż tak źle. Wszystko zdawało mu się wymykać między palcami, wszystko co budowali pokoleniami teraz zdawało się rozsypywać w pył.
- Za długo zwlekaliśmy, żeby teraz zastanawiać się tygodniami nad tym czy podjęcie działania jest słuszne - powiedział, mając na myśli sytuację w jakiej znaleźli się Greengrassowie i co doprowadziło ich do momentu, w którym teraz się znajdywali. Brak działania, brak podjętej decyzji. - Alesgoodowie powierzyli nam te ziemie, a wyjątkowe stany wymagają wyjątkowych rozwiązań, a jednak również mam opory, żeby nie zatracić sprawiedliwości w osądach - przyznał, odczuwając ten ciężar na własnych ramionach. Wiedział, że potrzebne były działania, a jednak podejmując je, musiał wziąć pełną odpowiedzialność. Czy był na to gotowy, aby podjąć się tego? Czy był odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu?
Poczuł w kieszeni lusterko, które połączone było z tym przy Mare. Nie mógł zawieść jej, swojego przyszłego dziecka czy Saoirse. Nie mógł zawieść innych Greengrassów - rodzeństwa, tego żyjącego ale i tego już zmarłego, ani tym bardziej ich krewnych i przodków. Wiedział, że ich tytuły wiązały się nie tylko z przywilejami, ale i z obowiązkami.
- Frederick, Michael, Samuel - zastanowił się na głos. - Jeśli wprowadzimy dekrety z aurorami u naszego boku, pod sztandarem nie tylko Greengrassów, ale i Zakonu Feniksa, wiadomość będzie jeszcze dobitniejsza - przyznał, unosząc wzrok na zajmującego miejsce na kanapie Archibalda. Wiedział, że to do Rhennarda potrzebował zwrócić się o pomoc w uformowaniu dekretów, a jednak potrzebował i opinii nestora, który zmagał się z wojną na własnych ziemiach - potrzebował opinii człowieka, który miał inne doświadczenie i inne podejście. Poznać inny kąt widzenia, z miejsca gdzie było względne bezpieczeństwo. Nie mógł przecież wypisywać do wuja Ofera, aby zastanowić się nad swoim działaniem - chciał pokazać i przedstawić mu stanowcze działanie.
- Roratio może zyskać wiele na obserwacji aurorów przy pracy. Musiało zaboleć go, kiedy nie dostał się na kurs - przyznał, również sięgając do dzbanka i częstując się herbatą. Uniósł filiżankę do ust.
Sam nie doznał tego upadku za młodu - sam zrezygnował wtedy z kursu, mimo że podjęcie się go kosztowało go wiele pracy, ale i przekonywań lordów Greengrass, że była to dla niego odpowiednia ścieżka. Aurorzy kiedyś byli szanowani, a dzisiaj byli traktowani na równi z najgorszymi przestępcami. Dlatego miał do nich jeszcze większy szacunek - dokonali wyboru, którego część z nich nie musiała, tak jak ich ród czy ród Prewett, Macmillan, Abbott, Longbottom, Ollivander. Wszyscy podjęli decyzję nie korzystną, a słuszną - i wszyscy mieli przy niej wytrwać.
- Porozmawiam z Rhennardem, choć zajmuje się w głównej mierze prawami zwierząt, powinnien móc doradzić mi w tworzeniu dekretów i zabezpieczeniu się na wypadek popełnienia błędów - przyznał, lekko się uśmiechając na słowa szwagra. Upił łyk herbaty.
- Podczas wypraw zawsze byliśmy zaopatrzeni w ludzi, którzy znali politykę i kulturę kraju, który odwiedzaliśmy, aby nie martwić się właśnie politykom... Chociaż czy nasz tytuł nie sugeruje, że prędzej czy później będziemy musieli zejść po szyję w to grząskie mokradło?
Poczucie obowiązku nigdy nie było w nim silniejsze - i nigdy wcześniej jeszcze mocniej mu nie ciążyło. Musiał postępować słusznie, ale słuszne postępowanie nie zawsze oznaczało, że nikt nie zostanie pokrzywdzony. Musieli ponosić ofiary dla większego dobra, ale gdzie zacierała się ta granica między dobrem, a złem? Morderstwo było uczynkiem złym - nie bez powodu zaklęcia torturujące i zabijające były tymi niewybaczalnymi. Czy dało się je wybaczyć w obronie niewinnych? Czy wyrządzanie krzywdy mniej fortunnym było powodem do poniesienia najgorszej z kar?
- Polityka polityką, ale kto by przypuszczał, że przyjdzie nam patrzeć na wojnę... - westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą. Było tak wiele kwestii, które musiał jeszcze poruszyć, a zdawało mu się, że czas wyłącznie uciekał przez jego palce. Kiedy ostatni raz miał szansę gościć kogoś w rezerwacie bez pośpiechu przy filiżance herbaty? Nie pamiętał - te czasy zdawały się być snem w obliczu wydarzeń w Staffordshire. - Myślisz, że tak jak wyzywają do odpowiedzi naszych, my powinniśmy wywołać zbrodniarzy wojennych z rodów wspierających politykę Cronusa i Czarnego Pana? Wywołać tych, którzy przymykają oko na majacy miejsce na ich ziemiach mord niewinnych? - zapytał, wbijając wzrok w tacę znajdującą się na stoliku między nimi. Jeśli nazywają aurorów zbrodniarzami i zdrajcami, co z tymi znajdującymi się po drugiej stronie? Powinni mówić głośno o tym, czego uzurpatorski rząd Malfoya się dopuszcza - nie pozostawiać tego plotkom i domysłom.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]26.05.22 21:51
Archibald borykał się z wieloma problemami, które go przerastały. Nigdy nie aspirował do bycia politykiem, dlatego nie zawsze wiedział z której strony podejść do kolejnej palącej kwestii, żeby jak najefektywniej sobie z nią poradzić. Uczył się; ciągle zbierał doświadczenie i z każdym dniem czuł się coraz pewniej w nowej roli, ale wciąż niewystarczająco, żeby uważać się za autorytet. Nie wiedział co dokładnie polecić Elroy’owi. To, co zadziałało w Dorset, niekoniecznie musiało się udać w hrabstwach Greengrassów. – W ilu miejscach chcesz to zrobić? Tylko w Derby i Stafford? – Dopytał, bo nie był przekonany czy wykonanie tego planu jedynie w największych miastach będzie skuteczne. – To jest najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. Ludzie muszą poznać zdanie drugiej strony, a tak najłatwiej do nich dotrzesz, szczególnie osobiście. Pytanie tylko czy efektywniejsza będzie metoda kija czy marchewki, osobiście wolę wybierać tę drugą, ale czegokolwiek nie postanowisz, na pewno będzie to decyzja podparta solidnymi argumentami – dodał, wierząc w ambicje swojego szwagra. Derbyshire i Staffordshire znalazło się we władaniu odpowiednich ludzi. Archibald nie chciał do siebie dopuszczać myśli, że ktokolwiek mógłby je odbić.
Zabolało – przyznał Elroy’owi rację, upijając łyk herbaty. – Myślę, że nawet przez głowę mu nie przeszło, że może się nie dostać – to była jego pierwsza poważna porażka, która na pewno ostudziła jego młodzieńczy zapał. Niektórzy w Weymouth sądzili, że to była potrzebna nauka życia poza bezpiecznymi murami posiadłości, ale Archibald nie do końca się z tym zgadzał. Przykro było patrzeć na brata z tym zawodem w oczach. – Ale masz rację, taka praktyka mu się przyda – zgodził się ze szwagrem, choć wciąż wolałby, żeby Roratio ulokował swoje zainteresowania w nieco bezpieczniejszej dziedzinie. Nie wiedział skąd się u niego wzięła ta pasja do bitki – chyba po rodzinie matki.
Zaśmiał się na spostrzeżenie Elroy’a. To prawda, od dziecka uczył się historii magii, skomplikowanych rodowych koligacji czy podstaw władania słowem, by kiedyś wspomóc funkcjonowanie rodzimych ziem. Czym innym było jednak myśleć o tym jak o teoretycznej przyszłości, a czym innym faktyczne objęcie tej roli. – Sugeruje, ale nie sądziłem, że ten dzień nadejdzie tak szybko i od razu tak intensywnie – przyznał, bo jeżeli ktoś kilka lat temu by mu powiedział, że w wieku trzydziestu lat zostanie nestorem swojego rodu, roześmiałby mu się w twarz. Nigdy nie wyobrażał sobie siebie w tej roli, a już na pewno nie przed siedemdziesiątką.
Prawda? W dodatku to tak długo się ciągnie… Już zaczynam zapominać jak było wcześniej – westchnął, dopijając swoją herbatę, by odstawić filiżankę z powrotem na stolik. – Nie oszczędzasz mnie dzisiaj tymi trudnymi pytaniami, Elroy’u – uśmiechnął się kątem ust. – W jaki sposób wyzwać do odpowiedzialności? Też rozwiesić za nimi listy gończe? Nie wiem czy nie rozsądniej byłoby najpierw odbudować do was zaufanie, dopiero potem szukać winnych. Teraz ludzie mogą poczuć się skołowani, kiedy z każdej strony zostaną zarzuceni jakimiś nazwiskami – zastanowił się, marszcząc lekko czoło. – Ale… Wiesz, nie jestem z tego dumny, ale też czasem się zastanawiam czy nasze działania nie są… zbyt bezpieczne? Nie tak dosadne? Nie chciałbym, żebyśmy popadli w taką skrajność jak ludzie Malfoya, wizerunkowo to działa na naszą korzyść, że nie mordujemy ludzi na prawo i lewo, ale czy oni kiedykolwiek faktycznie poczuli się przez nas zagrożeni? – Wyrzucił z siebie coś, co od jakiegoś czasu leżało mu na żołądku. – Nieważne, głośno myślę – machnął ręką, odruchowo spoglądając na okno, a przecież tak długo się pilnował, żeby tego nie robić. Zesztywniał nieco, kiedy zauważył coś w krzakach, ale zaraz wyszedł zza nich jakiś czarodziej – bujna wyobraźnia Archibalda już podsuwała mu najgorsze. – Całkiem ładną macie tę bibliotekę – skwitował, jednak skupiając wzrok na drugiej stronie pomieszczenia.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]21.06.22 13:52
- Nie jestem zwolennikiem karania, choć konsekwencji nie można ignorować. Ma to miejsce już zbyt długo - westchnął, wiedząc że granica między dobrem, a złem nie była odznaczona silną linią - a była płynnym gradientem. Każda decyzja i każda sytuacja, każda podjęta akcja przynosiły określone skutki - i będą oceniane w zależności od posiadanej wiedzy i zasobów. Wiedział o tym jak delikatna była to granica. - Myślałem początkowo o największych miastach - przyznał, bo w końcu gdzieś potrzebowali rozpocząć swoje działania.
Pokiwał jednak głową na słowa szwagra o Roratio - widział to przecież, młodzieńcze uniesienie się dumą i złość. Potrzebował czasu i wsparcia, bo nawet jeśli nie dostał się na kurs, były rzeczy którymi mógł się przyczynić.
- Może lepiej się zdarzyło, że ma to miejsce teraz, kiedy jest jeszcze młody? Porażki bolą, ale równie mocno uczą - przyznał z kwaśnym uśmiechem. Porażka, lęk - to wszystko ich kreowało. Jak bardzo ukształtował go lęk o własną rodzinę? Przestrach w styczniową noc, że to wszystko może się skończyć dla wszystkich? Dla Greengrassów, dla mugoli i niewinnych czarodziejów? Dla wszystkich, którzy sprzeciwiliby się Czarnemu Pani?
- Wielkie przywileje idą z odpowiedzialnością - westchnął, sięgając po filiżankę z herbatą aby upić nieco. Byli ludzie, którzy nie mieli herbaty - nie mieli kawy, soków, nie mieli nawet jedzenia, a co dopiero ciepłego naparu. Ukrywali się zmarznięci i głodni, podejmowali decyzje, które były okrutne i złe, ale nie widzieli innej szansy. - Tak nam powtarzano, jak byliśmy dziećmi. Lady Lisette, kiedy jeszcze żyła, bardzo się starała dla nas wszystkich - wspomniał starszą siostrę z nieco smutniejszym uśmiechem. Zawsze o nich dbała - z pewnością serce by jej pękło, gdyby zobaczyła w jakim chaosie pogrążyła się Anglia. Może śmierć niektórych czasem była szczęśliwą tragedią? Wiedział, że niemoc gnębiłaby ją jeszcze bardziej niż jego.
Posiadał podobne rozterki. W którym momencie kończyła się bezpieczna granica między ekstremizmem, a powinnością? Gdzie leżała sprawiedliwość i czy kiedykolwiek można było ją osiągnąć?
- Masz rację, przede wszystkim musimy nauczyć ludzi, że Zakon Feniksa jest ich przyjaciółmi. Może zamiast zarzucić ich nazwiskami, powinniśmy wyjść bardziej do ludzi? - zasugerował, zastanawiając się czy chociażby działania Weasleyów nie były tymi, w których powinni iść ślad? Pokazać się ludziom, dać im znać że znajdywali się tutaj przy nich. Jadłodajnie otwarte dla wszystkich, wiedział że Mare o nich wspominała. Brała pod uwagę to jak ludzie cierpieli, jak zapewnić im komfort. - Chociaż trudno znaleźć na to czas, tym bardziej kiedy ktoś jest potrzebny również w walce. - W końcu praca charytatywna nie była wszystkim. Blizny na jego przedramionach po czarnomagicznym zaklęciu były jasnym przypomnieniem, że ktoś musiał stanąć z różdżką w dłoni w obronie tych, którzy nie potrafili walczyć - w obronie tych, którzy zwyczajnie w świecie się bali.
Ale on również się bał - o swoją rodzinę, o ich bezpieczeństwo. O to, że któregoś dnia mógłby nie wrócić do domu, tym bardziej w momencie, w którym Mare ponownie była przy nadziei. Cieszył się na myśl o kolejnym potomku, nawet teraz od razu delikatniej się uśmiechnął. A jednocześnie martwiło go to, jaki świat zapewniają swoim dzieciom. Wszystkim dzieciom. - Nie poczuli. Możemy się bronić, możemy bronić ludzi, ale jak wiele mamy sił i zasobów na samą obronę? Co zdziałamy samą obroną jeśli nie przystąpimy do ataku? - zapytał, wzdychając ciężko. Pokręcił delikatnie głową, samemu nie znając odpowiedzi. Chciałby wierzyć, że nie potrzebowali atakować - chciałby, aby wszystko rozwiązało się poprzez rozmowę i dobre chęci, przy kawałku ciasta i filiżance herbaty.
Ale to nie było możliwe. Za słowami musiały iść czyny - musiał iść również atak. Trwała wojna, która pożerała życia i plony, wioski i miasta, całą nadzieję na lepsze jutro. Zalewała niczym plugastwo Anglię, niszcząc wszystko co przez wiele lat było tworzone i na co ludzie ciężko pracowali.
- Archibaldzie... - powiedział spokojnie, widząc gdzie szwagier spogląda. - Nie patrz w niebo - doradził, wiedząc że ich trójogony są często widzialne na niebie z biblioteki. - Czuj się gościem, kiedy tylko będziesz potrzebował. Nasi pracownicy zajmujący się zbiorami również będą w stanie odpowiedzieć listownie na pytanie czy mamy na stanie pozycję, która mogłaby cię zainteresować - powiedział, odkładając filiżankę. Wciąż było więcej pytań niż dostępnych odpowiedzi. Nie było prostych rozwiązań, podobne były tylko złudzeniem, któremu nie mogli się oddać. Ich wrogowie się jemu poddali - znaleźli najprostsze i najbardziej absurdalne rozwiązanie, które zaczęli wprowadzać w życie. A oni musieli to ukrócić.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]04.01.23 11:31
25 maja 1958

Wizyty lady Mare w rezerwacie Trójogonów Edalskich stanowiły niespotykaną niemal okoliczność. Ostatnie miesiące zmusiły jednak arystokratkę do przełamywania własnych lęków, do stawania ponad je — bywały przecież na świecie sprawy o wiele bardziej istotne niż jej własne strachy, jakkolwiek racjonalne i usprawiedliwione w jej głowie. Nigdy nie lubiła smoków, bała się ich panicznie od momentu, w którym po raz pierwszy dowiedziała się o losie, jaki spotkał jej najstarszego brata Lacusa. Dla Prewetta smok był więc naturalnym zagrożeniem, wrogiem, personifikacją strachu, lecz dla Greengrassa był on... Po prostu przyjacielem. Choć długo nie mogła zrozumieć postawy męża, ten wszak ukochał sobie te latające gady (albo płazy, lady Mare nie interesowała się przesadnie magicznymi stworzeniami), nie mogła również odmówić rezerwatowi sensu oraz misji, którą się zajmował.
Jedną z nich była dydaktyka i to ją właśnie pragnęła lady Mare wykorzystać, spacerując ścieżkami w towarzystwie starego, zaufanego smokologa, który obiecał jej pomoc w dotarciu do biblioteki i archiwów drogą możliwie najbezpieczniejszą, gdzie żaden smok nie powinien pojawić się w zasięgu jej oczu. Dla spokoju duszy nie zwracała spojrzenia ku niebu ani gdziekolwiek indziej poza ścieżkę i tył roboczej szaty smoczego opiekuna. Musiała zapamiętać tę drogę, kto wie, czy nie będzie jej przemierzać jeszcze wielokrotnie w przeciągu najbliższych miesięcy.
Nie było bowiem drugiej takiej damy, drugiego takiego lorda, który sprawy nauki i edukacji postawił sobie jako główne pole swego działania, poza działalnością charytatywną. Rozmowa z lady Melpomene Abbott naprowadziła myśli na właściwy tor — młoda jeszcze dama miała serce rwące się do działań, lecz potrzebujące kierunku, który mogła zaoferować jej doświadczona już arystokratka. Aby to się stało, lady Mare musiała jednak osobiście porozmawiać z opiekującymi się zbiorami czarodziejami.
Przestronne wnętrza dwupoziomowej biblioteki, do której dostała się oczywiście przez Gniazdo, sprawiły, że na ustach arystokratki wykwitł zadowolony uśmiech. Przymknęła oczy, próbując wyobrazić sobie przestrzeń zapełnioną dziećmi. Jak duże mieli mieć obciążenie? Na pewno nie takie, jak standardowe siedem roczników Hogwartu — jej myśli mknęły przecież ku dzieciom, które z różnych powodów, najczęściej tych dotyczących ich rodowodu, krwi własnej i przodów, nie mogły podejmować dalszej nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Była pewna, że miejsce do nauki znajdzie się dla każdego potrzebującego, ale musiała działać i myśleć przede wszystkim mądrze i perspektywicznie. Dość miała stłoczonych w jednej izbie ludzkich istnień, gdzie jedyne ciepłe miejsce do spania to piec, a i ten włączany był z rzadka, bo brakło drewna na opał. Jeżeli pragnęła dopomóc, musiała robić to przede wszystkim mądrze.
— Lady Greengrass — ciepły, podszyty chrypką głos jej przewodnika wyrwał szlachciankę z zamyślenia. Gdy spojrzała na starszego mężczyznę, ten skłaniał się przed nią, wyciągniętą w ukłonie ręką wskazując kierunek jednej z bocznych sal. Cudownie, że już istnieją, przebiegło przez myśl rudowłosej damy. Przynajmniej będzie można podzielić dzieci według roczników. A przez to także dopasowywać program nauczania do tego, co już potrafiły.
Drzwi do sali zostały pchnięte przez mężczyznę, a gdy tylko to się stało, z jej drugiego końca rozległo się ciche skrzypnięcie krzesła. Rosły mężczyzna w trzech krokach pokonał dzielącą go od szlachcianki odległość, kłaniając się jej nieco krzywo, acz szczerze.
— Milady — spierzchnięte od słońca i wiatru usta wygięły się w przyjazny uśmiech. — Witamy w naszych skromnych progach — dodał, prostując plecy. Był dobre dwie głowy wyższy od szlachcianki, lecz lady Mare nie przeszło nawet przez myśl, by się go bać. Miał zbyt miłe oczy. — Domyślam się, że i okazja jest podniosła, zazwyczaj odwiedza nas lord mąż milady... — nieśmiałe zagadnienie spotkało się z szerszym uśmiechem pojawiającym się na licu szlachcianki. Ta ułożyła dłonie na swym brzuchu, jak miewała to ostatnio w zwyczaju, kiwając głową na zgodę.
— Owszem, nie wybieram się do Peak District, gdy nie mam ku temu ważnego powodu. Historia mojej rodziny nie pozostawia mi innego wyboru niż mieć szczególne baczenie na smocze towarzystwo — jej rozmówca był wystarczająco stary, mógł pamiętać. A nawet jeżeli nie, wydawało się jej, że przypadki smoczej agresji były w środowisku smokologów szeroko komentowane. — Niemniej jednak sprawa, z którą przybyłam, jest nieskończenie bardziej istotna niż strachy drążące serce jednej damy. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? — uśmiechnęła się kątem ust, po czym przeniosła wzrok na przygotowane wcześniej siedziska. Nie wpadała do rezerwatu niezapowiedziana, mężczyzna miał czas na przygotowanie się do wizyty.
— Oczywiście, zapraszam — starszy mężczyzna, który przyprowadził ją do biblioteki, wciąż stał przy — teraz już zamkniętych — drzwiach, gdy lady Mare i czarodziej odpowiedzialny za utrzymanie biblioteki zajęli swoje miejsca. — Zamieniam się w słuch.
Zielone spojrzenie lady Mare zaogniskowało się w stolikach obok oraz na tablicy wiszącej na ścianie przeciwległej do drzwi wejściowych.
— Przejdę zatem do rzeczy, by nie marnować pana cennego czasu. Przyszłam prosić o pomoc, tak pańską, jak i pozostałych czarodziejów, których sercom bliska jest nauka — przybrała nieco wygodniejszą pozycję, choć wciąż siedziała wyprostowana, podbródek miała delikatnie uniesiony w górę, a spojrzenie łagodne. — Czyta pan pewnie gazety, panie Jones. Od września dzieci krwi mugolskiej nie wrócą do Hogwartu. Inne nie zjawią się tam nigdy. Nie muszę też chyba panu tłumaczyć, że konsekwencje tłumienia potencjału magicznego wśród dzieci mogą być opłakane w skutkach — wśród dorosłych pewnie też takie były, lecz lady Greengrass zamierzała skupić się chwilowo wyłącznie na dzieciach. — Są również takie z dzieci, które nie wrócą tam z innych przyczyn. Dzieci rodzin sprzeciwiających się nauce czarnej magii, chociażby. Niezależnie od powodu, wszystkie te dzieci mają prawo do uzyskania rzetelnej wiedzy, do odbycia nauki. Wojna, czy nie, jesteśmy odpowiedzialni za ich los.
Mężczyzna przechylił się w stronę lady Greengrass. Jedna, pionowa zmarszczka przecięła mu czoło, musiał się nad czymś intensywnie zastanawiać.
— Zgadzam się z milady, nauka jest kluczem do prowadzenia godnego życia. Jeżeli będzie milady potrzebowała jakichś ksiąg z naszych zbiorów, ma je milady zagwarantowane i nie musi pytać o pozwolenie... — mówił ostrożnie, jakby podskórnie wiedział, że jeszcze nie rozumie tego, co pragnie przekazać mu szlachcianka. Ta jednak emanowała spokojem i cierpliwością, podziękowała skinieniem głowy.
— Nie chodzi mi tylko o uczone księgi, panie Jones. Rezerwat został zamknięty dla odwiedzających, więc nie kręci się tu tłum. Niemniej jednak pozostaje jednym z najlepiej chronionych terenów na ziemiach mojego rodu, w dodatku posiadającym niezbędną infrastrukturę oraz, jak sam pan wskazał, szerokie zbiory ksiąg i pergaminów — uśmiech poszerzył się znacząco, a i sama lady Mare powoli przechyliła się bliżej swego rozmówcy, wyczekując jego reakcji. Nie był to prawdopodobnie pomysł, który spodziewał się usłyszeć, stawiając się rano do pracy. — Nie wspominam już o specjalistach z zakresu opieki nad magicznymi stworzeniami, zielarstwa czy alchemii. Chciałabym pomóc tym dzieciom, zorganizować zajęcia tutaj. Oczywiście nie w formie, w jakich przygotowuje je Hogwart, nie możemy odciąć dzieci od rodzin ani nie mamy możliwości ich pełnego zakwaterowania w okolicy. Niemniej jednak od czegoś należy zacząć i to coś powinno mieć miejsce właśnie tu. Na sam początek myślałam o przejrzeniu dotychczasowej podstawy nauczania w Hogwarcie, oczywiście nie samodzielnie, pod kątem wyplenienia ewentualnych naleciałości propagandowych. Następnie chciałabym ułożyć plan nauczania tak, aby nie było konieczności organizacji zajęć więcej niż trzy razy w tygodniu.
— Trzy razy w tygodniu... To rozsądny środek — mężczyzna pokiwał głową z uznaniem, po czym poświęcił chwilę na podrapanie się po brodzie. — A co z resztą przedmiotów? W Hogwarcie nie uczymy się tylko opieki nad magicznymi stworzeniami, zielarstwa i eliksirów. Już nie wspominając nawet o tym, że to dalej jest rezerwat, dzieci będą musiały mieć stosowną dyscyplinę...
— Dyscyplina to podstawa wychowania — rozbawiony ton lady Mare znikł zaraz po tym, jak się pojawił. Pytania dotyczyły wszak kwestii krytycznych. — Posiadam stosowne znajomości z ludźmi, którzy cechują się wystarczająco szeroką wiedzą, aby pokryć naukowe minimum naszych potrzeb. Nie wymagam, żeby była jasność, pełnego zaangażowania pracowników rezerwatu, macie panowie swoje obowiązki, których musicie dopilnować. Prosiłabym jednak o pomoc przy udostępnieniu biblioteki oraz sal w wyznaczone dni, a także zadbanie o zwiększenie bezpieczeństwa w rezerwacie, gdy będą przebywać w nim dzieci. Kwestiami doboru nauczycieli zajmę się osobiście, mam już doświadczenie — przyjmowanie kolejnych stypendystów wartych uwagi wymagało od lady Greengrass rozwoju szeregu mikroumiejętności, które pozwalały jej wyłuskać najlepszych z najlepszych. Jeszcze nigdy nie żałowała swoich wyborów i miała nadzieję, że tak będzie również i tym razem.
— Na udostępnienie pomieszczeń może milday liczyć, a gdy pojawią się tutaj dzieci, wprowadzimy ponownie ten sam wysoki reżim bezpieczeństwa, jak przy odwiedzinach grup zwiedzających. Jeżeli mógłbym jeszcze dopytać, tak na sam koniec... — spojrzenie zsunęło się na moment na blat dzielącego ich stolika, po czym wzniosło się raz jeszcze na lico arystokratki. Niezbyt odważnie, wzrok zatrzymał się pod oczami, w wyrazie szacunku. — Ile będziemy mieli na to wszystko czasu? Do września, dobrze rozumiem?
— Dokładnie. Cztery miesiące licząc od dzisiaj. Zaraz po spotkaniu z panem odbędę kolejne, z zarządcą rezerwatu. Przed nim chciałabym jednak uzyskać pańskie wsparcie. Czy mogę na nie liczyć? — przechyliła głowę ku prawemu ramieniu, spoglądając wyczekująco na reakcję smokologa. Ten uśmiechnął się po chwili, tak samo szczerze jak zwykle, po czym podniósł się z miejsca, raz jeszcze kłaniając przed arystokratką.
— Pomogę tak dalece, jak tylko będzie milady potrzebować.
Lady Greengrass również podniosła się z miejsca.
— Bardzo panu dziękuję za poświęcony czas. Niech gwiazdy nad panem czuwają — mówiąc to ruszyła w kierunku oczekującego na nią przy wejściu starszego człowieka. Gdy wyszli z biblioteki, ruszyli ku gabinetowi zarządcy Peak District.

| z/t


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]17.12.23 19:20
20 września
Od samego rana próbowała coś zrobić, czymś się zająć i skupić myśli, ale wizja nadchodzącego spotkania z lady Greengrass skutecznie jej w tym przeszkadzała. Miała już styczność z przedstawicielami arystokratycznych domów, w jednym takowym nawet mieszkała, a w pewnym aurorze z domu Longbottom była przez pewien czas zauroczona, jednak z tą rodziną nie miała jeszcze styczności. Poza tym to miało być pierwsze jej oficjalne spotkanie, które było dla panny Grey na równi istotne, co ekscytujące, jako że lady postanowiła spotkać się z nią w smoczym rezerwacie, a przecież trudno było o magiczne stworzenia, które wzbudzałyby większe emocje, niż właśnie smoki.
Nie miała pojęcia, w którą stronę pójdzie jej spotkanie z szanowną damą, nie wiedziała też, w jakim kobieta jest wieku, ani w ogóle jak wygląda. Równie dobrze mogła być jej równolatką, co damą po osiemdziesiątce, choć po sposobie pisma i wyrażania się, jaki zauważyła w listach, Gwen wywnioskowała, że chyba jednak jest trochę młodsza; nie spodziewała się więc babci, a raczej kobiety w sile wieku. O ciąży kobiety nie słyszała, po pierwsze przez wzgląd na swoje zniknięcie, po drugie przez to, że mimo wszystko codzienne życie arystokracji nieszczególnie ją interesowało, zwłaszcza nie w czasach wojennych. Każdy żył swoim życiem, czemu więc miałaby wciskać nos nie w swoje sprawy?
Ubrana w najnowszą sukienkę, jaką znalazła, w stonowanych kolorach, przez ramię przewiesiła torbę wypchaną pracami, swoim zeszytem z zaklęciami, który posiadała od czasów szkolnych oraz z podręcznikiem do mugolznawstwa, który znalazła gdzieś wśród rzeczy Herberta. Informacje znajdujące się w nim mniej więcej zgadzały się z tym, czego uczono w Hogwarcie za jej czasów, toteż uznała, że może być. Swojego własnego, niestety, nie posiadała.
Jej serce pragnęło wziąć ze sobą Betty, która od powrotu Gwen nie chciała się z nią rozstawać ani na chwilę, jednak panna Grey doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tego typu spotkania nie są miejscem na to, by u jej boku kroczył wielki, czarny pies, zwłaszcza zważając, że przecież miała pojawić się w rezerwacie pełnym potężnych gadów (widywała do tej pory trójogony tylko na ilustracjach, ale och, były tak piękne!), które jednym kłapnięciem szczęk mogły ją zabić. Betty nie była małym psem, wręcz przeciwnie, gdy się położyła, wydawało się, że zajmuje pół salonu na farmie, ale i tak nie miałaby szans w starciu z potężną, ziejącą ogniem bestią.
Przybyła do rezerwatu, stając pod jego bramami. Jeden z pilnujących wejścia mężczyzn od razu ją przyuważył, a gdy malarka podała powód wizyty ten pokiwał głową i zaprowadził ją do jednego z dużych budynków. Gwen nie mogła się powstrzymać, bezustannie rozglądając się za smokami, chcąc zobaczyć chociaż jednego, nim wejdzie do wnętrza, jednak niestety, nie miała takiego szczęścia. Podejrzewała zresztą, że smoki są pewnie nieco bardziej schowane. Cała ta wycieczka przypomniała jej zresztą wizytę w zoo; w trakcie jednej z nich całowała żabę, licząc, że ta przemieni się w księcia. Spotkała wówczas żonę Percivala Notta, która zdradziła jej jak ten źle ją potraktował. Mężczyzna chyba był również smokologiem, prawda? Jeśli tak, to być może Mare go chociaż trochę zna… Ale chyba lepiej byłoby, aby jego temat nie pojawił się podczas ich rozmowy. I zresztą czemu by miał?
Mężczyzna zaprowadził ja do jednych z bocznych sal, gdzie lady Greengrass miała już na nią czekać. Człowiek otwarł przed nią drzwi, malarka z drobnym wahaniem zaś weszła do środka, dygając przed kobietą, niemalże zgodnie z etykietą, choć czujne oko arystokratki pewnie mogło zauważyć drobne odstępstwa od sztuki dobrego wychowania. Mimo wszystko, kilka miesięcy na dworze Macmillanów zrobiło swoje.
Dzień dobry, lady Greengrass – powiedziała, na chwilę spuszczając wzrok, po czym unosząc go nieco niepewnie, nie wiedząc, czego po kobiecie może się spodziewać. Mare była jednak zdecydowanie młodsza, niż panna Grey zakładała. Mogła być w wieku Herberta, a jej rude włosy, kolorem całkiem podobne do jej własnych, sprawiły, że Gwen poczuła do niej od razu nić sympatii. Jak ktoś jest rudy to przecież nie może być zły, prawda? Sama swoje rude loki upięła w kok, dodając spinkę w kształcie zielonego liścia, który jako jedyny zdradzał, że panna Grey, gdyby tylko mogła, założyłaby jednak dziś coś nieco bardziej barwnego, niż zwyczajna, stonowana sukienka.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight


Ostatnio zmieniony przez Gwendolyn Grey dnia 28.12.23 15:13, w całości zmieniany 1 raz
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]26.12.23 16:19
Rozwijający się konflikt wojenny zmuszał lady Mare do coraz to większego wychodzenia z własnej strefy komfortu, przede wszystkim tej towarzyskiej. W trakcie nauki w Hogwarcie miała oczywiście do czynienia z ludźmi niższego urodzenia i pomimo początkowej niepewności w takich kontaktach, dość prędko okazało się, że standardowa grzeczność i otwartość na inność zupełnie wystarczały, aby stworzyć z kimś stabilną, uczciwą relację. Lata szkolne jednak minęły dość prędko, wyparte przez nadchodzącą dorosłość i lata małżeńskie. Odkąd zaczęła nosić nazwisko Greengrass, a herb z kwiatem paproci zamieniła na ten z motylem, nie miała szansy utrzymać żadnej bliższej relacji z kimś, kto nie wywodził się ze szlacheckiego rodu. Oczywiście, jako dama służyła swym wsparciem, szerokim zapleczem, jakim mogła dysponować jako żona lorda, ale nigdy nie było okazji — bo takowych lady Mare starała się także nie stwarzać bez wyraźnej przyczyny — aby skrócić dystans. Dla mieszkańców Derbyshire i Staffordshire była przede wszystkim panią i opiekunką.
Do czasu styczniowego ataku Rycerzy Walpurgii skupiała się przede wszystkim na rodzinie. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że pod jej sercem rozwija się nowe — a właściwie dwa nowe — życia. Rzuciła się w wir pracy, zmęczenie tłumacząc sobie tym, że wzięła jej na swoje barki tak wiele, a przecież nie było innego wyjścia. Staffordshire na moment się ustabilizowało, tylko po to, aby zostać na powrót wystawione na próbę, tym razem przez deszcz meteorytów sprzed miesiąca. Starała się wykonywać obowiązki damy do samego końca, choć ciąża bliźniacza niezwykle wdawała się we znaki. To nie było normalne, lecz nienormalne były również czasy, w których musieli żyć. Ona mogła liczyć na opiekę najlepszych uzdrowicieli, akuszerek i innych. Biedne kobiety, uchodźczynie z własnej ziemi, nie mogły na to liczyć.
Ale tam, gdzie kończy się stare życie, wreszcie nadejdzie nowe. Dziewięć miesięcy po największej tragedii, z którą przyszło jej się dotychczas zmierzyć, na świat przyszli jej synowie. Piękni chłopcy, garnęli się do przyjścia na świat tak bardzo, że zrobili to przed oczekiwanym terminem. Na całe szczęście, choć poród był wymagający zarówno dla lady Mare, jak i jej synów, wszystko przebiegło zgodnie z planem. Lady Greengrass posiadała wystarczającą wiedzę z zakresu ludzkiej anatomii, by być przygotowaną na podobny scenariusz. Niewielu uzdrowicieli decydowało się na złożenie obietnicy, że uda się donosić ciążę do pełnego terminu, wszyscy byli gotowi na takie rozwiązanie.
I tak oto równo tydzień temu po raz pierwszy trzymała w ramionach Edwarda Ofera i Richarda Elroya. Jej dziedzictwo, dziedzictwo męża, dziedzictwo panów na Derbyshire i Staffordshire.
Teraz chłopcy znajdowali się pod opieką bon i mamek — sama lady Mare potrzebowała czasu, aby jej ciało, wymęczone ciążą i porodem, doszło do siebie w spokoju. Nie mogła jednak czekać z umówionymi spotkaniami. To z panną Grey przekładała już wystarczająco dużo razy.
Subsisto dolorem maxima nakierowała różdżkę na podbrzusze, nim wypowiedziała inkantację zaklęcia i wykonała staranny ruch nadgarstkiem. Skurcze macicy były niezwykle uciążliwe, zwłaszcza w sytuacji, w której musiała się skupić i prezentować tak godnie, jak tylko mogła. Dlatego też chciała dopomóc sobie poprzez przynajmniej chwilowe uśmierzenie bólu, tak długo, jak zajmowała miejsce na najwygodniejszym z foteli znajdującym się w bibliotece sama. Ubrania miała już odpowiednio zabezpieczone przed innymi konsekwencjami porodu, uzdrowiciel po długiej rozmowie z Elroyem zezwolił jej na to spotkanie tak długo, jak długo będzie zajmować pozycje niewymagające dla jej organizmu i nie będzie się przeciążać. Zamierzała dotrzymać słowa.
Na całe szczęście nie musiała czekać na przybycie panny Grey szczególnie długo. Gdy drzwi się otworzyły, dostrzegła — z przyjemnym zaskoczeniem — dość młodą, również rudowłosą kobietę. Gdy ta jej dygnęła, lady Mare posłała jej ciepły uśmiech, wskazując dłonią na znajdujący się niedaleko fotel. Już na pierwszy rzut oka widać było, że panna Grey przebywać musiała przez jakiś czas w towarzystwie korzystającym ze szlacheckiej etykiety. To dobrze.
— Dzień dobry, panno Grey. Mam nadzieję, że panny podróż przebiegła pomyślnie i bez strachów — nie miała pojęcia, skąd pochodziła ta młoda kobieta, lecz od razu wyłapała dość urocze, tańczące na krawędzi ekscentryzmu akcesorium w postaci zielonego liścia. Uśmiechnęła się w duchu na ten widok, nie zniżając jednak spojrzenia na swe dłonie, na których specjalne miejsce znajdował pierścień, którego boczna część obrączki, na ta której opierał się lśniący kamień księżycowy, została stworzona tak, aby przypominać motyla siadającego na paproci. Wszystko było symbolem, wszystko mogło się nim stać.
— Jednocześnie chciałabym bardzo podziękować za panny obecność i przeprosić za to, że nie mogłyśmy spotkać się wcześniej. Wciąż pozostaję pod opieką uzdrowiciela — ciąża lady Mare przez długi czas była zresztą tajemnicą, przede wszystkim z przyczyn obyczajowych, choć polityka również miała w tym swój udział. Byli na celowniku, wiedzieli o tym wszyscy. — Niemniej jednak, chciałabym dziś z panną pomówić o tak wielu rzeczach, że pozwoli mi panna, że od razu przejdę do sedna. Jak zdaje sobie panna sprawę, sytuacja dzieci mugolskiego pochodzenia jest tragiczna. Gdy rozpoczynałam planowanie założenia szkoły dla tych dzieci, nie wzięłam pod uwagę tego, że samo niebo będzie chciało pokrzyżować nam plany — zieleń spojrzenia wzniosła się wymownie ku sufitowi, nim znów powróciła do twarzy kobiety. — Przyznam szczerze, że potrzebuję, potrzebujemy wszyscy, panny pomocy. Chciałabym sprawić, by dzieci te miały przynajmniej szansę na normalne dzieciństwo, na bezpieczeństwo, bez zacierania ich historii, tożsamości, pochodzenia — to przecież było głównym problemem. Te dzieciaki mogły żyć nawet pod okiem spozierającym z Londynu, nawet pod znakiem czaszki i węża tak długo, jak w tajemnicy pozostanie ich status krwi, pochodzenie. Ale wtedy nie byłyby sobą. — Zasługują na to, by żyć i być z siebie dumnymi bez względu na to, w jakiej rodzinie przyszli na świat. Chciałabym, aby wszyscy mieli równe szanse, aby wiedzieli, że świat oczekuje od nich przyzwoitości, przede wszystkim przyzwoitości, nie zaś kłamstwa, chowania się po kątach czy rezygnacji — nie spuszczała wzroku z Gwendolyn przez cały czas trwania swej przemowy. Gorącej od ognia przekonania o słuszności własnych słów, od ciężaru, który — jeżeli Grey się zgodzi — poniosą po części razem. — Oczywistym jest jednak, że ze względu na urodzenie własne, nie jestem w stanie zrozumieć wszystkich ich potrzeb. Dlatego zwracam się o pomoc do panny. Jeżeli można spytać — w którym roku ukończyła panna nauki w Hogwarcie?


who will the goddess of victory smile for?
is the goddess of victory fair to everyone?
Mare Greengrass
Mare Greengrass
Zawód : Arystokratka, mecenas nauki
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
it takes grace
to remain kind
in cruel situations
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Ab imo pectore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10169-mare-catherine-greengrass#308845 https://www.morsmordre.net/t10364-unda#313340 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10850-szuflada-m-greengrass#330582 https://www.morsmordre.net/t10365-m-greengrass#313341
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]28.12.23 15:11
Brak wiedzy o ciąży lady Greengras znaczył też, że Gwen nie miała pojęcia o tym, że wciąż młoda dama była obecnie w połogu i że każdy ruch czy nawet każde słowo mogło sprawiać jej ból. Nie była zupełnie nieświadomym dziewczęciem, znała podstawy teorii związanej z ciążą i tym, co działo się po niej, jednak sama tego przecież nie przechodziła, o własnych dzieciach nawet nie myślała, bo i jak miałaby je wychować w obecnych warunkach, toteż nie była szczególnie wyczulona na sygnały z tym związane. Zresztą pewnie nawet bardzo wprawne oko nie dostrzegłoby zbyt wiele, biorąc pod uwagę doskonale dobrany strój lady Greengrass. Zmęczenie zaś można by zrzucić na karb toczącego się konfliktu. Damie na pewno nie było przecież łatwo.
Tak, przebiegła pomyślnie – potwierdziła, skinając głową. Być może dobrym pomysłem byłoby spytanie się kobiety o to samo, przecież na tym często polegała rozmowa, a przynajmniej jej pierwsze chwile, jednak głos uwiązł w gardle panny Grey. Zresztą, jak mogłaby przebiec podróż szlachetnie urodzonej, jak nie znakomicie? Gwen nie była przecież głupia, zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele drzwi otwierają pieniądze i na jak wiele wygód pozwalają, nawet w obliczu wojny i walącego się nieboskłonu.
Zachęcona gestem Mare, Gwen ruszyła w stronę fotela. Starała się iść naturalnym tempem, jednak nie była pewna, czy wyszło to jakkolwiek naturalnie. Musiała się powstrzymywać przed zbyt szybkimi, nerwowymi wręcz ruchami. Starała się przy tym panować nad własnym oddechem.
Gdy usiadła, przekrzywiła delikatnie głowę i zmarszczyła brwi, słysząc kolejne słowa Mare.
Uzdrowiciela? Coś… coś lady dolega? – spytała, zmartwiona, po chwili jednak reflektując się: – Ja… przepraszam, nie powinnam, to nie moja sprawa. Po prostu wygląda lady… och, nieistotne, przepraszam. – Mimowolnie pokręciła głową, biorąc głęboki oddech: – Tak, oczywiście, proszę przechodzić do sedna – dodała nieco ciszej.
Wysłuchała z uwagą tego, co lady Greengras miała jej do powiedzenia, starając się zrozumieć jej oczekiwania i wyczuć charakter. Mare była nieco bardziej okiełznana niż ludzie, z którymi zwykle przychodziło jej obcować. Wypowiadała się pięknie i elegancko; Macmillanowie byli jednak w tym względzie nieco bardziej szorstcy, a bliscy Gwen nie mieli raczej retorycznego wykształcenia. Malarka kiwała głową w trakcie wypowiedzi damy, starając się jednak unikać wszelkich potakiwań dźwiękowych, nie chcąc damie przypadkiem przerwać. Odezwała się, dopiero gdy ta zadała jej pytanie:
Skończyłam szkołę w 1954 roku, lady Greengrass. Cztery lata temu. Wiem, że to nie było dawno… – dodała niepewnie, zaraz potem jednak uzupełniając: – Spędziłam jednak niemal dwa lata we Francji. Potem po powrocie oprowadzałam turystów po Muzeum Brytyjskim, także po jego niemagicznej części; na początku zeszłego roku próbowałam stworzyć książkę dla dzieci, uczyłam również młodego lorda Heatha Macmillana, pewnie lady go zna, to cudowny chłopiec. Wydaje mi się więc, że… że mogę pomóc – zakończyła, powstrzymując się przed dodaniem do tego słów chyba i jakoś. Mogła, przecież mogła. Miała ręce, nogi, oczy i różdżkę, a także trochę doświadczeń. Być może nie było ich wyjątkowo dużo, ale jak na swój wiek chyba osiągnęła całkiem sporo, prawda?
Zamilkła, czekając na dalsze słowa, lub pytania lady Greengrass. Nie chciała wyjść przecież na taką, która zbyt dużo mówi, albo wpada w półsłowa szlachetnie urodzonej kobiety, jednocześnie podziwiając jej spokój i pewność siebie. Och, czyżby dlatego ona nie urodziła się jako posiadaczka szlacheckiego tytułu? Pewnie tak, pewnie po prostu nie byłaby w stanie udźwignąć tego obowiązku. Nie żeby była w pełni świadoma z czym on się wiąże, choć do pewnego stopnia była w stanie sobie to wyobrazić. Nie dało się jednak ukryć, że dostęp do pięknych sukien i takich miejsc, jak smoczy rezerwat były dla młodej przedstawicielki klasy średniej czymś nadwyraz kuszącym, nawet jeśli otwarcie nie chciałaby się do tego przyznać.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Biblioteka i archiwum [odnośnik]10.01.24 12:43
Blask wydobywający się z eukaliptusowego szpicu spłynął na Mare jak długo wyczekiwane wytchnienie, oddech ulgi mający odesłać w chwilową niepamięć pokłosie długiego porodu. Arystokratka poczuła rozchodzący się po jej podbrzuszu przyjemny chłód, kojący rozgrzane od dyskomfortu ciało i wyciszający skurcze. Skoncentrowany w najwrażliwszych partiach rozlewał się dalej, zdawał się pozwolić zaczerpnąć kobiecie głębszego tchu, wreszcie bez żadnego ukłucia dyskomfortu. Żadnego. Zaklęcie było bowiem silne, powodowane równie silną potrzebą odpowiedniej prezencji przy przyjmowanym gościu, a zaznajomiona z uzdrawianiem lady Mare mogła prędko zrozumieć, że czar osiągnął efekt potężniejszy od zamierzonego. Nie poddając jeszcze tego próbie, mogła mieć wrażenie, że niezalecany przez uzdrowiciela ruch nie sprawiłby jej problemu. Ciało zdawało się zamrożone w otrzymanej uldze na czas trwania subsito dolorem maxima i pozwoliłoby czarownicy zażyć nawet dłuższego spaceru, gdyby miała takie życzenie. Ból miał powrócić później, znacznie później, niż zakładała to definicja zaklęcia, jednak do tej pory podstawowe czynności, wcześniej poporodowo trudne i bolesne, nie miały jej męczyć.

Ingerencja jest konsekwencją wyrzucenia przez Mare krytycznego sukcesu. Efekt zaklęcia utrzyma się przez kilka godzin, z kolei po tym czasie ból będzie lżejszy niż zazwyczaj przez następny dzień.
Celine Lovegood
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka i archiwum - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Biblioteka i archiwum
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach