Wydarzenia


Ekipa forum
Elkstone
AutorWiadomość
Elkstone [odnośnik]13.02.20 19:38
First topic message reminder :

Elkstone

Elkstone - jeszcze do niedawna - było niewielką wioską położoną w Gloucestershire, liczącą jedynie dwustu mieszkańców. Wieś sama w sobie nie odznaczała się niczym specjalnym, będąc do cna mugolską; wokół nie rozrastała się magiczna roślinność, trudno było też spotkać tu jakieś magiczne stworzenia. Czarodzieje nie zatrzymywali się w tym miejscu na dłużej, nie tyle omijając je szerokim łukiem, co zwyczajnie nie mając powodu, by zainteresować się jego historią. Tego sentymentu nie podzieliły jednak anomalie - magiczny kataklizm, który w ubiegłym roku dotknął Wielką Brytanię, odcisnął swoje piętno również na Elkstone. Wioska została przez mieszkańców okrzyknięta przeklętą, a uciekający przed wybuchami magii mugole opuścili ją całkowicie - by nigdy już nie powrócić. Budynki zostały pozostawione same sobie, strasząc pustką okien, a wszelkie życie - nie licząc panoszącej się coraz śmielej, zdziczałej roślinności - na zawsze zdawało się opuścić to miejsce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Elkstone - Page 12 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Elkstone [odnośnik]07.08.24 15:07
Wciąż nie docierało do mnie – w jakimś niezrozumiałym sensie – jak doszło do tego, że na dwa lata prawie o sobie zapomnieliśmy. Nie, nie zapomnieliśmy: wymazaliśmy się ze swojego codziennego życia. Umiałbym to pojąć, gdyby nasza relacja umierała, każdego kolejnego dnia rzężąc charkotem łapczywie łapanego powietrza w płuca; gdyby było do przewidzenia, że w jakiś wtorek albo sobotę obudzimy się z myślą, że to koniec i pora szykować odziane w kir ubrania, aby pochować sześć stóp pod ziemią ponad połowę naszego wspólnego życia. Nie rozumiałem jednak gwałtowności, z jaką wszystko dobiegło końca – a przynajmniej tak to wtedy widziałem – bez ostrzegawczych znaków i czasu danego na przygotowania. Była w moim życiu, by mrugnięcie oka później rozwiać się w pustce.
Nie szukałem winy w żadnym z nas; poddałem się losowi uznając, że tak właśnie miało być, dzisiaj chcąc jedynie zakuć na naszych rękach żelazne kajdany. Nie potrzebowałem słów i zapewnień, że to się nie powtórzy, obietnic i przysiąg na wieczność, bo wiedziałem, jak kruche potrafią one być. Chciałem za to cieszyć się każdą chwilą spędzoną z Elvirą, by nie popełnić błędu z przeszłości; nie obudzić się pewnego dnia ze świadomością, że wczorajszy wieczór był ostatni, a ja nawet o tym nie wiedziałem. Och, chciałem też zamordować Hectora za jego głupie gadanie, ale to akurat mogłem odłożyć na później.
- Jasne, zrozumiałem, jestem świecącą reklamą bycia wspaniałym – westchnąłem, przyjmując z pokorą ciężar doskonałości, jaki spoczywał na moich barkach. - Niemniej jeśli na taką przynętę skusi się całe stado mugoli, to chyba akurat dobrze – uniosłem brwi, wskazując dłońmi na swoją wyprostowaną sylwetkę, którą wydłużyłem na moje wszystkie sto osiemdziesiąt pięć centymetrów. - Mamy różdżki, a oni są robakami, poradzimy sobie. - Co prawda gdzieś słyszałem, że robaki lgną do gówna a nie do światła, ale postanowiłem to zignorować. A może to były muchy? Tak, to musiały być muchy.
Skupiłem się na rozglądaniu dookoła, chociaż otoczenie nie prezentowało się zachęcająco w żadnym możliwym kontekście. Wszechobecne zniszczenie, brud i zapach rozkładu – chociaż to ostatnie równie dobrze mogła mi podpowiedzieć wyobraźnia – skłaniały do opuszczenia nie tylko tego budynku, ale całej wioski. Czy więc mogło istnieć lepsze schronienie dla potencjalnych uciekinierów, niż właśnie warunki, w jakich powinni żyć, by nie rzucać się w oczy lepszej części społeczeństwa? Chciałem porzucić filozofię tych rozważań, aby kąśliwym, acz głębokim i niskim głosem odpowiedzieć Elvirze, na co liczę odkąd tylko na nią dzisiaj spojrzałem, ale zatrzymała się z taką gwałtownością, że niemal na nią wpadłem. Siedem dali – jako mężczyzna miałem doskonałą orientację w długościach – dzieliło mnie od staranowania jej pleców, udało mi się jednak zachować równowagę i nawet nie wydziabać sobie przy tym oka.
A potem usłyszałem to, co musiało wywołać w niej tak nagłą reakcję. Za drewnianą chatą po lewej coś się poruszało i nawet taki amator jak ja mógł to doskonale usłyszeć. Zacisnąłem palce na różdżce i ruszyłem przed siebie, najpierw cicho, krok za krokiem stawiając stopy tak, by nie nadepnąć na jakąś suchą gałązkę albo rozbite szkło. Przyśpieszyłem na kilka ostatnich metrów, niemal wybiegając za róg budynku i celując różdżką w... jakieś dziecko? Dopiero po chwili dostrzegłem, że nie była dzieciakiem, tylko nastolatką.
- Dzień dobry – przywitałem się uprzejmie, równie uprzejmie opuszczając nieco różdżkę i mierząc teraz w brzuch nieznajomej – to nie jest bezpieczne miejsce dla samotnych dziewcząt... zgubiłaś się? - zapytałem niemal łagodnie, stając metr od niej i spoglądając na nią wzrokiem, w którym ciekawość mieszała się z żywym podekscytowaniem. - A może nie jesteś sama? - Naprawdę nie spodziewałem się tutaj nikogo spotkać; doniesienia o mugolach były prawdziwe, ale szansa, że akurat dzisiaj któryś z nich postanowi przenocować w Elkstone oscylowała wokół zera. - Czy to twoja różdżka? - skinąłem głową w kierunku dłoni, w której ją trzymała, zasypując dziewczynę kolejnymi pytaniami. Obok siebie czułem obecność Elviry; tak namacalną, tak głodną działania, że mogłem wciągnąć jej drapieżny zapach łowczyni. Nie chciałem popełnić żadnego błędu i bez przyczyny zaatakować kogoś, kto m ó g ł być czarownicą; z drugiej strony mój brak doświadczenia ocierał się o pewną naiwność i byłem tego doskonale świadomy, dlatego sam nie opuściłem różdżki ani nie odwróciłem jej w inną stronę, gotowy wypowiedzieć zaklęcie w każdej chwili... albo po prostu wyrwać dziewczynie jej różdżkę. Patrząc na jej wątłą sylwetkę, zapewne z niedożywienia i wyniszczoną wojną, nie miałbym z tym najmniejszych problemów.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Elkstone [odnośnik]08.08.24 21:36
Myślałby kto, że ich spacer nie będzie sprzyjał lekkim rozmowom i wymianie flirtu. Atmosfera milczącego, zapomnianego przez Merlina miasta zdawała się na nich osiadać popiołem i smutkiem; gdziekolwiek by nie spojrzeli przez popękane szyby przezierał grzyb, pył i rozpad. To co pozostało po mugolach z Elkstone zostało już dawno splądrowane i sama zaczynała wątpić w to, czy przyjdzie im cokolwiek znaleźć, czy ta wyprawa miała w ogóle sens inny niż lgnięcie do kuzyna, w którego ramionach już dawno powinna się znaleźć. Gdzieniegdzie ślady samoistnie gasnących pożarów i lejącej się żywicy w tumanach gwiezdnego pyłu przypominały, że deszcz meteorów nie oszczędzał nawet tej pustki. Że śmierć zaglądała w oczy nawet żebrakom i uchodźcom, którzy mogli uznać ten skrawek zniszczenia za swój dom, zapomniani przez historię i czas. Kiedy przechodziła obok kolejnych stopni znalazła na nich brunatne ślady, w których nawet mimo upływu tygodni rozpoznała dawno zaschniętą krew. Kącik warg drgnął jej w chłodnym uśmiechu.
- Myślisz, że poradziłbyś sobie ze stadem mugoli? - zapytała miękko, rzucając mu przeciągłe spojrzenie przez ramię; czaiło się w nim coś pożądliwego, jakieś wyzwanie. - Mmm, gdyby byli nieuzbrojeni, z pewnością. Są jak karaluchy, łatwo ich rozdeptać. Gdyby jednak przyszli z bronią... musiałaby polać się krew. Dużo krwi. I naszej i ich. Znasz zaklęcie Telum, prawda? Jest znacznie prostsze od Protego. Zatrzymuje ich metalowe pociski, nie wymaga użycia znacznej energii, bo dla magii ich broń jest tylko przedmiotem, nie ma w niej mocy - Odwróciła się i przez kilka sekund szła tyłem, gotowa pokazać mu odpowiedni gest ręką, jeżeli by tego potrzebował. Chciała, żeby potrafił jak najwięcej, żeby potrafił się obronić, żeby żył jak najdłużej. Żeby jak najdłużej mogła się nim cieszyć, bo teraz, kiedy go odzyskała, wielką trudność sprawiłoby jej wyrwanie z niego raz zakleszczonych szponów. - Szlag - Potknęła się przypadkiem o luźną kostkę brukową i instynktownie wyciągnęła do niego dłoń, żeby ją przytrzymał. Reagował szybko, był też silny; być może oszukiwała się, widząc wyłącznie jego zalety, ale i tak nie powstrzymała się przed wspięciem na czubki palców, by w podzięce ucałować go w szorstki policzek. I jeżeli przy tym musnęła kącik jego ust językiem, w niewinnym uśmiechu nie dała po sobie poznać, że taki był jej zamiar.
Zaczęła mruczeć coś o prześcieradłach, ale nie mieli szansy zabawiać się więcej; wyczulone zmysły wyłapały szmery, ostro uniesiona dłoń ucięła dyskusję. Już otwierała z protestem usta, gdy Harland ruszył jako pierwszy, ale nie chcąc szeptaną rozmową jeszcze dobitniej zdradzać ich położenia po prostu zacisnęła wściekle zęby i podążyła za nim, doskonale kopiując jego ślady.
Naprzeciw obcej wystąpiła z wyciągniętą różdżką, trącając Harly'ego specjalnie łokciem, ale zamiast jakiejś obrzydłej mugolki lub starej wiedźmy ujrzała młodą dziewczynę, właściwie dziecko. Opuszczona, ale mocno ściskana w rączce różdżka sugerowała próbę teleportacji.
- Stój - powiedziała ostro w tej samej chwili, gdy zaczął mówić Harly, a potem ugryzła się w język, by dać mu się wykazać w uprzejmości. Niechże mu będzie... tym razem.
Wykrzywiła usta w uśmiechu, gdy usłyszała jego łagodne pytania, a potem z jednym tchnieniem, jednym mrugnięciem oczu rozluźniła twarz do wyrazu zmartwiałego niepokoju. Robiła się w tym coraz lepsza.
- Wybacz, słońce, po prostu... nie spodziewaliśmy się tutaj nikogo. - Nie mogła udawać, że są tylko ubogimi mieszkańcami okolic, nie kiedy Harland wyglądał tak, więc poszła w innym kierunku. - Pracuję w radzie burmistrza w Gloucester, a to mój mąż. Architekt. - Przechyliła nieco głowę, wpatrując się w twarz dziewczęcia jak jastrząb, ciekawa, czy wyłapie jej zaskoczenie; jeżeli się okaże, że jest na tyle obyta społecznie, że rozpozna twarz lorda Parkinsona z gazet, cóż, plan szlag trafi. Ale na pierwszy rzut oka rozumem nie grzeszyła. - Będziemy nadzorowali odbudowę Elkstone. Mieszkałaś tu wcześniej? Potrzebujesz pomocy? Nazywam się Maria Bridgerton... a ty? - Rozłożyła ręce.
Zabawa w kotka i myszkę była czasem równie rozkoszna co walka.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Elkstone [odnośnik]08.08.24 23:08
Nie spodziewała się kogoś spotkać w tym opustoszałym miasteczku, czymkolwiek ono było. Wyglądało na wyludnione, przynajmniej na tyle, na ile mogła dostrzec przez tą krótką chwilę po pojawieniu się i rozeznaniu w sytuacji. Mogła tylko się zastanawiać, co tu zaszło, ale podejrzewała, że wiele mugolskich miasteczek mogło się wyludnić. Mugole się bali i ani trochę się im nie dziwiła. Ona też się bała.
Także teraz towarzyszył jej niepokój. Nie lubiła takich niespodziewanych sytuacji, zwłaszcza w obecnych czasach. Pojawianie się samej w opustoszałym miasteczku było nierozsądne i świadomie by tego nie zrobiła. Nawet nie wiedziała, jak daleko od Plymouth ją rzuciło ani czy to jeszcze był Półwysep Kornwalijski. Teleportacja bywała nieprzewidywalna, zwłaszcza, kiedy jeszcze nie było się w niej dobrze wprawionym. Jeśli trafiła poza Półwysep, to byłoby bardzo, ale to bardzo źle. Czuła się zagubiona i chciała możliwie szybko naprawić swój błąd i teleportować się oby tym razem w poprawne miejsce. Albo gdziekolwiek do Plymouth, byle jak najdalej od tego złowieszczego miasteczka pełnego budynków przywodzących na myśl puste, zrujnowane skorupy bez krzty życia.
Ale nie zdążyła tego zrobić. Nim choćby pomyślała o celu, w którym chciała się zmaterializować, przed nią pojawiły się sylwetki mężczyzny i kobiety, na pierwszy rzut oka starszych od niej, i z całą pewnością dużo lepiej ubranych. Zdecydowanie nie wyglądali na biedaków próbujących przeżyć w zrujnowanym miasteczku. Za równowartość tego, co miał na sobie mężczyzna, jej rodzina pewnie mogłaby utrzymać się przez miesiąc! Maisie nigdy nie byłoby stać na podobny ubiór. Co ktoś taki mógł robić w tym otoczeniu? Nie rozpoznała go jednak; była jedynie prostą wieśniaczką szlamowatego pochodzenia i nie była zorientowana w świecie wyższych sfer. Oboje byli jej tak samo obcy.
Mocniej zacisnęła palce na różdżce, a w jasnych oczach błysnął strach. Kim oni byli? Czy mogli jej zagrażać? Na wszelki wypadek musiała zakładać, że tak. Krewni od dawna powtarzali jej, że musiała być bardzo ostrożna w kontaktach z nieznajomymi. Była szlamą, więc potencjalnie każdy mógł nieść niebezpieczeństwo dla niej, zwłaszcza poza Plymouth, bo tam, jakby nie patrzeć, większość mieszkańców była powiązana z podziemnym ministerstwem bądź podobnie jak ona musiała się tam ukrywać. Była wyrzutkiem społecznym, którego poza Półwyspem Kornwalijskim być nie powinno - a istniała szansa, że poza nim się niechcący znalazła. Elkstone... Chyba słyszała kiedyś tę nazwę, ale nie była pewna. Wiedziała jednak, że w Kornwalii ani Devon miejscowości o takiej nazwie nie było. Nazwa Gloucester mówiła jej więcej, choć tam również nigdy nie była, kojarzyła jednak, że to zdecydowanie nie było na terenie promugolskim. Przez jej kręgosłup przebiegł lodowaty dreszcz. Niedobrze.
- To moje... - powiedziała odnośnie różdżki, nie rozumiejąc w ogóle czemu mężczyzna ją o to pytał. Poprawiła uchwyt, starając się, żeby nie było widać, jak jej dłoń drży na trzonku różdżki. - Nie mieszkam tu, jestem tu pierwszy raz. Zniosło mnie podczas teleportacji, ale... nie zamierzam państwu w niczym przeszkadzać, zaraz sobie stąd pójdę... Obawiam się, że nie jestem w stanie pomóc odnośnie miasteczka i jego mieszkańców, nikogo tu nie znam - zapewniła, mając nadzieję, że pozwolą jej po prostu odejść. Nie wyglądali tak, jak wyobrażała sobie szmalcowników, ale i tak wolała nie przedłużać tego spotkania, nie budzili w niej zaufania. Nikt, kto w dzisiejszych czasach wyglądał zbyt strojnie, nie mógł budzić zaufania w ubogiej szlamie, która zdawała sobie sprawę, że takim wyglądem zazwyczaj cechowali się wysoko urodzeni, a ci w zdecydowanej większości byli szlamom w najlepszym wypadku niechętni, z wyjątkiem takich rodzin, jak Macmillanowie, Longbottomowie czy Weasleyowie. Czy mężczyzna należał do szlachetnego lub czystokrwistego rodu? Jeśli tak, to co on tutaj robił? Czy rzeczywiście był architektem badającym to miejsce, by powziąć jego odbudowę?
Zapytana o imię podjęła na gorąco decyzję, by skłamać.
- Maya - wymamrotała pierwsze imię, jakie przyszło jej do głowy, podobne do prawdziwego, ale inne. Oby nie drążyli głębiej, Maisie nie posiadała papierów, zaś jej prawdziwe nazwisko od razu zdradziłoby nieczystą krew.
Dobrze, że wyświechtany płaszczyk był za duży jak na jej wątłą sylwetkę, miała nadzieję, że dzięki temu skuteczniej maskował drżenie jej wychudzonego ciała. Przez trudne warunki, nie tylko w wojennych czasach ale i wcześniej przecież też jej się nie przelewało, była bardzo drobna i wyglądała nawet na trochę młodszą niż była w rzeczywistości. Czuła ściskający w gardle strach, a serce obijało się o żebra niczym ptak trzepoczący się w klatce. Oczywiście, że się bała. Jeśli była poza Półwyspem, i jeśli ci ludzie mieli nastawienie antymugolskie, groziło jej naprawdę wielkie niebezpieczeństwo. Przełknęła ślinę i rozejrzała się, a potem znów spojrzała na nich. Wiedziała, że gdyby od razu odwróciła się i zaczęła uciekać, byłoby to podejrzane i mogłoby sprowokować atak. Było ich dwoje, ich zaklęcia dosięgłyby jej nim umknęłaby za róg budynku. Musiała to rozegrać inaczej, rozsądnie i ostrożnie pomimo towarzyszącego jej strachu. Oby się nią nie zainteresowali i uznali, że ich zajęcia są ważniejsze niż ona. W Hogwarcie dzięki niepozorności zazwyczaj unikała kłopotów, ale tutaj nie było żadnego tłumu w który można się wtopić. Była tylko ona i ich dwójka.
Maisie Moore
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12324-maisie-moore https://www.morsmordre.net/t12327-poczta-maisie https://www.morsmordre.net/t12325-maisie-moore https://www.morsmordre.net/f471-devon-plymouth-menazeria-woolmanow-pokoj-maisie https://www.morsmordre.net/t12328-szuflada-maisie https://www.morsmordre.net/t12326-maisie-moore
Re: Elkstone [odnośnik]09.08.24 9:45
Sporo mnie kosztowało opanowanie uniesienia brwi, które koniecznie chciały podjechać w górę w odpowiedzi na słowa Elviry. Słońce? Doprawdy, gdyby tydzień wcześniej nie opowiadała mi o swoich dokonaniach i walkach, prawie bym się nabrał na ten uspokajający ton. Dziewczę przed nami nie miało tego szczęścia, więc możliwe, że łatwiej przełknie podstęp i pozwoli się wprowadzić w pułapkę, którą na nią zastawiła. Udało mi się jednak ani nie uśmiechnąć kpiąco, ani nie parsknąć z zaskoczenia; pełen powagi mierzyłem nieznajomą uważnym spojrzeniem, pozostając w gotowości do reakcji. Zaczynałem rozumieć, co w tym wszystkim tak pociągało Elvirę; nie chodziło o samą możliwość działania, ale o emocje, które się z tym wiązały. Niemal czułem, jak adrenalina łaskocze mnie w żyłach.
- Mario – zwróciłem się do swojej żony wygląda na wystraszoną. Może ktoś ją zaatakował – zrobiłem pół kroku w tył, dając dziewczynie odrobinę więcej miejsca i obracając różdżkę w dłoni. Pozwoliłem sobie na szybkie spojrzenie w stronę Elviry, na pytający wzrok pełen rozbawienia, które zniknęło błyskawicznie, gdy znów skupiłem się na nieznajomej, która wkrótce zyskała imię. Nie zastanawiałem się nad tym, czy było prawdziwe czy fałszywe. Sam zapewne w jej sytuacji nie zdradziłbym tego, jak się nazywam – zresztą dokładnie to zrobiła przecież Elvira, pozostawiając naszą tożsamość w tajemnicy – więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby dziewczyna wykazała się rozumem na tyle, by przemilczeć i swoje personalia. Z drugiej strony była taka młoda, taka niewinna, że równie dobrze mogła wykazać się głupią ufnością wobec nas.
- Maya – powtórzyłem za nią. - Musisz nam wybaczyć obcesowość, lecz ostrzeżono nas, że kręci się tu podejrzany element brużdżący lordom Parkinsonom, właścicielom tych ziem. Rozumiesz – zniżyłem odrobinę głos, ledwie słyszalnie zmieniając ton na bardziej wymowny – mugole, uciekinierzy... rebelianci – ostatnie słowo wymówiłem już niemal szeptem, jakby w ogóle zakazane było wypowiadanie go na głos. - Nie powinnaś przebywać tu sama, są szalenie niebezpieczni, posuwają się do okropnych rzeczy... - zawiesiłem głos, nadając mu element dramaturgii i doskonale się przy tym bawiąc. Moja podejrzliwość wcale nie zniknęła, co więcej, rosła z każdą kolejną chwilą, gdy widziałem reakcje ciała dziewczyny, jej spojrzenie rzucane dookoła, gdy się rozglądała. Owszem, jej nerwowe zachowanie można było wytłumaczyć przestrachem, że wpadła na dwójkę nieznanych sobie ludzi, w dodatku będąc w małym szoku po nieudanej teleportacji, niemniej... Może byłem nieco nadwrażliwy przez swoje niedoświadczenie, ale czułem, że nie powinienem tak po prostu odpuścić.
- Kochanie – znów spojrzałem na Elvirę, na swoją żonę i coś ścisnęło mnie w żołądku na samą myśl o tym słowie przypisanym do jej imienia. Pieprzony Hector. - Może sprawdzisz, czy w pobliżu nie kryje się ktoś jeszcze? - wyjaśnienia, jakie podała nam Maya, wydawały się sensowne i w normalnych okolicznościach zapewne bez wahania dałbym im wiarę, wyprawiając dziewczynę w dalszą drogę i życząc jej powodzenia. Niestety miała pecha trafić na okoliczności dalekie od normalnych. - A ja dotrzymam towarzystwa naszemu niespodziewanemu gościowi... i odpowiednio się nim zaopiekuję. - Zrobiłem dwa kroki w bok, stając między Mayą a drogą jej potencjalnej ucieczki. Od niechcenia rozpiąłem jedną dłonią guziki kamizelki, by nie blokowała moich ruchów na wypadek, gdyby dziewczyna wykazała się jednak głupotą i zaczęła uciekać. - Nieudana teleportacja, tak? A dokąd chciałaś się udać? - zapytałem, opanowując niesmak na widok jej skromnego, wyświechtanego ubioru. Zdecydowanie nie należała do wyższej warstwy społecznej, nawet nasi służący mieli lepsze stroje.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Elkstone [odnośnik]09.08.24 23:26
Była wprawną kłamczuchą i doświadczoną łowczynią - to nie było jej pierwsze polowanie. Uniosła więc wzrok prędko, gdy Harly zwrócił się do niej imieniem jej małej kuzynki i uśmiechnęła w słoneczny, promienny sposób - uśmiech takiego rodzaju mógł zobaczyć na jej twarzy wyłącznie bardzo dawno temu, kiedy jeszcze chodzili do szkoły. Po zatrudnieniu w Mungu przestała się uśmiechać. A dziś jej sympatia ociekała fałszem - sympatia do męża, sympatia wobec zagubionego dzieciaka, ale nie ciepło, jakie wstępowało jej na policzki, gdy zbyt długo patrzyli sobie z kuzynem w oczy.
- Zaatakował? Tutaj? Przecież tu już jest bezpiecznie. Poza tym od dawna nikt tu nie mieszka. A ty mówisz, że nikogo stąd nie znałaś? - przeciągała głoski w lubieżnie słodki sposób, na powrót odwracając się w stronę dziewczęcia. Dłonie podparła na biodrach, pochyliła nieco głowę, jakby chciała skarcić ją za głupotę. - Zniesiona teleportacja, a to ci heca. Skąd więc pochodzisz, słońce? Potrzebujesz pomocy z powrotem do domu?
Mogłaby się tak bawić jeszcze długo, karmiąc się rozszerzonymi w przestrachu źrenicami Mayi oraz ledwie dostrzegalnym drżeniem ciała, które - biorąc pod uwagę obszerność ciuchów - było albo bardzo kościste albo ciężarne. Wiedziała przecież dobrze jak się ukrywa ciążę.
Przygryzła jednak wargę i pozwoliła mówić Harlandowi, zadowolona z kierunku, który obrał; kierunku, który miał dziewczynę przerazić i zmusić do powiedzenia prawdy. Była łatwą ofiarą, być może się nad nią pastwili - trafiła jednak na zły moment, gdy główne skrzypce grały zarówno przedłużające się nienasycenie jak i chęć zaimponowania mężczyźnie. Czy Harland również chciał zaimponować jej? Och, ale przecież zawsze chciał. I zawsze dbał, by o tym wiedziała.
Wpiła w dziewczynę chłodne spojrzenie, z zamiarem wyłapania każdego podejrzanego drgnięcia dłoni ściskającej różdżkę, każdego skrzywienia ust sugerującego sympatyzowanie z mugolami. Rozkojarzył ją dopiero Harly ze swoim cichym, ciepłym "Kochanie". Zerknęła na niego z cieniem zaskoczenia, choć przecież sama dopiero co nazwała go mężem. To nie był nawet pierwszy raz, gdy tak się do niej zwrócił.
A jednak brzmiało inaczej.
- Oczywiście, skarbie - mówiła niby od niechcenia, ale wewnątrz była rozbawiona. W jaki też sposób Harland chciał się zaopiekować tą nieopierzoną wieśniaczką? - Tylko najpierw pozwól, że ją wylegitymuję. Mam do tego prawo. - Nie miała, ale dziewczyna była jedna, a że kłamie; dało się dostrzec na pierwszy rzut oka. - Mayo, masz zarejestrowaną różdżkę, prawda? - spytała życzliwie, choć drapieżny pomruk przy ostatnim słowie nie współgrał z całością.
Nie żeby miała zamiar ją aresztować. Merlinie, jeżeli ktoś już miał tu do tego prawo, to Harland. Po prostu się nad dziewczyną znęcała, i nawet nie przyszło jej do głowy, że przypadkowo spotkania małolata może być cennym kąskiem w obliczu powiązań ze znanymi Zakonnikami Feniksa. Bo to byłoby przecież zbyt piękne.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Elkstone [odnośnik]10.08.24 12:32
Jej sytuacja nie przedstawiała się kolorowo. Coraz więcej rzeczy wskazywało na to, że pojawiła się nie tylko poza Plymouth, ale także poza Półwyspem Kornwalijskim w ogóle. Na ziemiach, które dla takich jak ona były wrogie i niebezpieczne. Nie bez powodu nie opuszczała Półwyspu odkąd porzuciła swą naukę w Hogwarcie, jeśli nie liczyć jakichś wizyt u kuzynostwa w Irlandii. Wiedziała, z czym wiąże się pojawienie w innych częściach Anglii będąc szlamą bez papierów, i miała dość oleju w głowie, żeby nie kusić losu i nie szukać guza. Ale tego, co wydarzyło się dziś, nie planowała. Magia spłatała jej figla i teraz mogła za to drogo zapłacić, jeśli ci ludzie mieli złe zamiary. Było coś takiego w ich zachowaniu, co budziło w niej dystans i podejrzliwość, zwłaszcza w przypadku kobiety, która wydawała się nawet zbyt przesadnie miła i odnosiła się do niej tonem, jakby zwracała się do małego dziecka. Poza tym oboje wyglądali zbyt strojnie jak na dzisiejsze trudne czasy, co znaczyło, że dobrze im się powodzi. A skoro powodziło im się dobrze, to musieli żyć z londyńskimi władzami na pozytywnej lub przynajmniej neutralnej stopie.
Zdawała sobie sprawę, że pewnie nie wszyscy, którzy pozostali w antymugolskiej części kraju, byli przesiąknięci złem do szpiku kości. Na pewno żyli tu też normalni ludzie którzy starali się po prostu przetrwać, a szczęśliwie dla siebie mieli na tyle dobrą krew, że nie musieli uciekać i się ukrywać. Ale na wszelki wypadek wolała nie ufać nikomu z antymugolskiej części kraju. Lepiej było dmuchać na zimne i wykazać się nieufnością, niż zaufać komuś, kto tylko udawał dobre zamiary. Dlatego do nieznajomych podchodziła ostrożnie, nie wiedziała, czego się po nich spodziewać. Bała się, bo miała nieczyste sumienie. Wiedziała, że nie powinno jej tu być, że pojawiła się na zakazanym terytorium, więc, co oczywiste, lękała się spotkania z każdym, bo każdy mógł nieść zagrożenie.
- N-nikt mnie nie zaatakował – zapewniła cichym głosem. – Ja po prostu… nie czuję się dzisiaj dobrze. I ta teleportacja… Dopiero niedawno się jej nauczyłam i czasem wciąż zdarza mi się pojawić w innym miejscu niż bym chciała.
Ton, w jakim mężczyzna zasugerował, że owym podejrzanym i niebezpiecznym elementem są mugole, uciekinierzy i rebelianci dość jasno sugerował, że znajdowali się po przeciwnych stronach konfliktu, który podzielił czarodziejów na tych, którzy nie mieli nic przeciwko mugolom i mugolakom oraz na tych, którzy w najlepszym wypadku darzyli ich niechęcią, w bardziej skrajnych – przykładali rękę do ich krzywd. Bo Maisie też zaliczała się do wspomnianej przez niego kategorii jako szlama. Córka mugoli, krewna rebeliantów, uciekinierka przed systemem, który chciał wytępić takich jak ona. Poczuła jak jej gardło ściska jeszcze większy strach, z trudem przełykając ślinę, nim się odezwała.
- Ja z całą pewnością nie jestem tym elementem – powiedziała, starając się, by jej głos nie drżał zbyt mocno. – Nikomu nie chcę bruździć, pojawiłam się tu zupełnym przypadkiem i mam zamiar zaraz stąd zniknąć. Jeśli ktoś się tu kręci, to nic o tym nie wiem i nie widziałam nikogo innego, ani czarodziejów, ani mugoli.
Nigdy nie była dobrym kłamcą. Zawsze była szczerą, miłą osóbką, ale wiedziała, że nie może im zdradzać całej prawdy, kimkolwiek byli. Musiała wznieść się na wyżyny swych miernych umiejętności kłamstwa i zrobić wszystko, żeby zostawili ją w spokoju i pozwolili odejść. Mężczyzna niby przypadkiem ustawił się tak, żeby zagrodzić jej drogę ucieczki. Gdyby był mugolem, pewnie łatwo i szybko by mu uciekła, jak na taką chudzinę była dosyć zwinna i sprawna. Ale wątpiła, by zdołała uciec przed wiązkami zaklęć, zwłaszcza że ich było dwoje, a ona tylko jedna.
- Chciałam się udać… Do Hogsmeade. Powspominać stare, dobre czasy w Hogwarcie – kłamała dalej, wiedząc, że nie może wspomnieć o Plymouth ani w ogóle o żadnym miejscu na Półwyspie. A że spędziła na nim całe życie poza momentami pobytu w Hogwarcie, to prawie w ogóle nie znała reszty kraju. Dorastała jako córka mugolskich wieśniaków, którzy nie byli zbyt mobilni i za dzieciaka właściwie nie ruszała się poza rodzinną wioskę. Mugolscy wieśniacy żyli lokalnie i nie inaczej było z Maisie i jej rodziną. Gdy była trochę starsza i nauczyła się latać na miotle, latała dalej, ale też tylko w obrębie Półwyspu, bo nie miała potrzeby latać nigdzie dalej, no i w wieku parunastu lat nie była na tyle wprawiona. Teleportacji nauczyła się ledwie rok temu, w czasach, kiedy kraj poza Półwyspem już był niebezpieczny i mugolacy tacy jak ona musieli ukrywać się przed władzami z Londynu i wszystkimi którzy ją popierali. Tak więc jedyne miejscowości w Anglii poza Półwyspem, które miała okazję odwiedzić i cokolwiek o nich wiedziała, to Londyn i Hogsmeade właśnie. Ale że raczej trudno byłoby pomylić Londyn z Elkstone, to wybrała Hogsmeade, będące zapewne podobnej wielkości. Za magiczną wioską zawsze trochę tęskniła, bo kojarzyła jej się z dobrymi latami w szkole, i chciała móc ją kiedyś odwiedzić ponownie. – Pochodzę z małej wioski w Walii – kłamała dalej, celowo wspominając część kraju, która znajdowała się na gruncie neutralnym, nie przynależąc do żadnej ze stron konfliktu. Jej zestresowany umysł pracował na najwyższych obrotach, a kiedy kobieta wspomniała o wylegitymowaniu, Maisie przelękła się jeszcze bardziej. I gdyby nie to, że już wcześniej była bardzo blada, to by zbladła, zaś nad drżeniem głosu było jej coraz trudniej panować i zaczęła się delikatnie jąkać.
- O-oczywiście, z-zarejestrowałam różdżkę. W końcu wszyscy m-musieli to zrobić, prawda? – odezwała się, jednocześnie zdając sobie sprawę, jaka była rzeczywistość. Nigdy nie zarejestrowała różdżki, nie posiadała żadnych dokumentów. Ani przy sobie, ani nigdzie. I zdawała sobie sprawę, że jej kłamstwa mogą się łatwo wydać, choć wciąż próbowała w nie brnąć, w naiwnej nadziei, że wydarzy się jakiś cud i uda jej się wydostać z tarapatów.
Dłonią, w której nie trzymała różdżki, przesunęła po płaszczu, udając, że niby szuka dokumentu rejestracyjnego, ale w środku czuła się, jakby coś lodowatego zacisnęło się wokół niej. Naprawdę wiele samozaparcia kosztowało ją to, żeby starać się ukrywać strach i kontynuować te kłamstwa, ale wiedziała, jak wiele od tego zależy. Musiała starać się jak nigdy przedtem.
- Och, chyba z-zapomniałam tego z domu, musiało zostać na szafce, k-kiedy się ubierałam… P-proszę wybaczyć, straszna gapa ze mnie, n-normalnie pamiętam, żeby to nosić - wymamrotała, mając nadzieję, że uwierzą w to, że jej dokument istniał, tylko że po prostu go zapomniała. Bo przecież mogło się tak zdarzyć, prawda? Ludzie często zapominali różnych rzeczy.
Maisie Moore
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12324-maisie-moore https://www.morsmordre.net/t12327-poczta-maisie https://www.morsmordre.net/t12325-maisie-moore https://www.morsmordre.net/f471-devon-plymouth-menazeria-woolmanow-pokoj-maisie https://www.morsmordre.net/t12328-szuflada-maisie https://www.morsmordre.net/t12326-maisie-moore
Re: Elkstone [odnośnik]10.08.24 17:58
Nie pamiętałem, by ktokolwiek w przeszłości się mnie bał – nie liczyłem służby, która drżała na myśl o zwolnieniu – tak czysto, tak zwyczajnie bał tego, co mogę mu zrobić. Nigdy jednak nie zabiegałem o to, aby być czyimś postrachem; wręcz przeciwnie, cechowała mnie wyjątkowa łagodność i delikatność jak na mężczyznę, zwłaszcza dobrze urodzonego i obytego, który znał swoją wartość. Nie czułem potrzeby bycia przerażającym, ani oddziaływania na ludzi w ten sposób, bo umiałem na nich wpływać zupełnie inaczej. Potrafiłem sięgnąć po to, co chciałem, za pomocą uśmiechu i dobrze dobranych słów, zawojować czyjeś umysły i posiąść serca bez uciekania się do niskiej, gardłowej groźby.
A jednak w tej chwili poczułem, jak strach tej dziewczyny mnie syci, jak karmi każdą komórkę mojego ciała, napędzając ją zupełnie nieznaną sobie energią; nie umiałem jednak określić, czy to coś dobrego czy wręcz przeciwnie. Drżenie jej głosu, dłoń kurczowo zaciskająca się na różdżce, rozbiegane spojrzenie; była taka zagubiona, jaka bezbronna, taka niewinna, że przywodziła na myśl przerażone zwierzątko. Stłamszona i uwięziona między nami, poddana naszej przewadze; brutalnością było przeciąganie tego spotkania o kolejne minuty, ale wciąż nie miałem pewności, z kim mamy do czynienia. Byłem skłonny jej uwierzyć, iż faktycznie jest czarownicą, ale moja skłonność nie sięgała ku wierze, że jest po właściwej stronie. Zapewnienia, wyrzucane się z siebie z trudem, łamiącym się głosem, nie zabrzmiały ani trochę przekonująco.
- Och, oczywiście że nie jesteś tym elementem – powtórzyłem za nią, znów przywdziewając maskę łagodności. - Takie niewinne, słodkie stworzenie nie mogłoby należeć do tych podłych morderców wspierających mugolskie robactwo – uśmiechnąłem się uspokajająco, powstrzymując się od wymownego pogłaskania jej po głowie jak dziecka, które upadło i zbiło sobie kolano, a teraz potrzebuje pocieszenia, że wszystko będzie dobrze. Maya nie miała żadnej pewności, że będzie dobrze. - Ale tu nie jest zbyt bezpiecznie, a skoro podróżujesz sama... dotrzymamy ci towarzystwa, póki się nie uspokoisz. Wyglądasz na wytrąconą z równowagi – dodałem zmartwionym głosem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to my jesteśmy częścią tego wytrącenia – dlatego dotrzymamy ci towarzystwa, póki się nie uspokoisz. Teleportacja w takim stanie mogłaby być szalenie niebezpieczna. - Przysunąłem się krok bliżej, powoli, ale widocznie skracając dystans między nami. Gdybym chciał, mógłbym wyciągniętą dłonią dotknąć jej ramienia lub wyszarpać różdżkę. - A Hogsmeade jest stąd bardzo, bardzo daleko, nie pozwolimy ci zaryzykować – powiedziałem stanowczo. Teraz jeszcze wyraźniej widziałem strach w jej oczach, wciąż jednak nie wiedziałem, jak zareagować na to nowe uczucie, które mną owładnęło. Tak bardzo różniło się od przyjemności dominacji, którą doskonale znałem, a jednocześnie miało z nim wiele wspólnego. Ta niejasność mieszała mi w głowie.
- No tak, dokumenty – odwróciłem się na moment od dziewczyny i spojrzałem na Elvirę. Przynajmniej ona zachowała trzeźwość umysłu, najwyraźniej czując się w całej tej sytuacji jak ryba w wodzie. Wyglądała przy tym niesamowicie, jakby uwolniła siebie, wychodząc z roli codziennej prozy. Czy to jej dała rycerska służba? Tę nieprzeciętną pewność siebie i zdecydowanie działanie? Żadnego zawahania, żadnego niepotrzebnego kroku; wiedziała, co powinna robić, jak postępować, by zdobycz nie wydostała się jej z ręki. - Od tego powinniśmy zacząć, to nam wyjaśni wszelkie niejasności. - Znów spojrzałem na Mayę, gdy ta nerwowo przeszukiwała swoje ubranie w poszukiwaniu potwierdzenia rejestracji różdżki. Przeczuwałem, jak to się skończy, ale przyjemnie było patrzeć, jak się miota, coraz bardziej desperackimi ruchami szperając w kieszeniach.
- Zapomniałaś... - zawiesiłem głos, a mój uśmiech z łagodnego stał się drwiący. - Co za pech, że bez dokumentów wylądowałaś w miejscu, które akurat badamy... W dodatku będące starą mugolską wioską. Niezwykły zbieg okoliczności. - Zmrużyłem oczy, unosząc swoją różdżkę w wyraźnym sygnale, że nudne przekomarzanie i granie na czas się skończyło. - Myślę, panno Mayu – powiedziałem uprzejmym tonem, w którym jednak czaiła się groźba – że pójdziesz z nami do Gloucester i tam sprawdzimy twoje dokumenty. Jeśli to faktycznie przypadek, osobiście zadbam o to, abyś dostała się do Hogsmeade – nie dodałem, co zrobię, jeśli to nie będzie zwykłe nieporozumienie. - A teraz oddaj mi swoją różdżkę – wyciągnąłem dłoń w oczekiwaniu na spełnienie polecenia, robiąc jednocześnie kolejny krok w jej stronę, gdy nagle rozległ się potężny huk. Dźwięk, który słyszałem pierwszy raz w życiu, głuche szczęknięcie połączone z niewyraźnym wybuchem. Tuż koło mnie coś wbiło się w kamienną podmurówkę domu, przy którym staliśmy, a ja poczułem nagły ból w wyciągniętej ręce. Spojrzałem na nią z niezrozumieniem, dlaczego skóra przy nadgarstku jest poszarpana i leci z niej krew.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Elkstone [odnośnik]10.08.24 20:46
Chociaż większość kociej uwagi poświęcała małej myszce, która napatoczyła im się pod pazury z własnej woli, kątem oka czerpała również przyjemność z obserwowania Harlanda. To ile nabywał pewności siebie w obliczu władzy, jaką dawało panowanie nad emocjami słabszego człowieka... czy to doświadczenie było dla niego nowe, czy może wejście w rolę kata było dla niego równie łatwe co dla niej? Nie dopytywała co dokładnie wyczyniał w Wenus, nie było ku temu okazji, zresztą - nie zamierzała wyciągać z niego informacji, którymi nie chciał się dzielić. Wiedziała jednak jak wygląda ten szlachetny przybytek (burdel), słyszała plotki... ciepło wstępujące Elvirze na szyję i między uda stało się namacalne, a obecność zastraszonej dziewczyny była najbłahszym z powodów.
- Hogwart jest zamknięty - wcięła się gładko, choć oddała dowodzenie Harly'emu widząc jak dobrze się przy tym bawi. To on pierwszy zbliżył się do dziewczyny, on pierwszy niemalże jej dotknął, a że dzieliła ich znacząca różnica wzrostu, z paskudnym uśmiechem rozkoszowała się coraz wyraźniejszym drżeniem jej wyschniętych, zimnych ust. - Nie sądzę, żeby to był dobry czas na odwiedzanie Hogsmeade i wspominki... nie sądzę, żeby to był dobry pomysł teleportować się do innego kraju, gdy ledwie dostałaś licencję... jeżeli dostałaś. Nie masz przy sobie żadnych dokumentów? Myślisz, że to rozsądne? - Miała chęć się roześmiać, ale zamiast tego odsunęła się kilka kroków, dając Harlandowi przestrzeń i równocześnie rozglądając się uważnie po najbliższych budynkach.
A jeżeli rzeczywiście gdzieś tu w pobliżu znajdowała się kryjówka żebraków i mugoli? Jeżeli gdzieś tutaj na opustoszałym terenie zalęgły się szczury? Teraz dopiero doszło do niej, że skupiając się tylko na jednej, tak naiwnej i słabej dziewczynie, wystawiają się na atak z zaskoczenia... Maya, jeżeli rzeczywiście tak miała na imię (w co wątpiła) była doskonałą przynętą. Taką, której sama by użyła, gdyby znalazła się w podobnej sytuacji.
- Przestań się jąkać, to nie przystoi. I uspokój się. Nikt ci nie robi krzywdy, dziecko - powiedziała nieco oschlej niż wcześniej, bo po plecach przeszły ją ciarki. Tchnienie zagrożenia. Maya próbowała grzebać po kieszeniach obskurnego odzienia, ale domyślała się już, że niczego nie znajdzie. - Masz rację, skarbie. Trzeba to sprawdzić... ostatecznie na rejestrację różdżki nigdy nie jest za późno, prawda? Kto wie, jeżeli będziesz współpracować... może skończy się tylko grzywną - Blefowała rzecz jasna, na dłuższą metę nie zamierzała nigdzie jej targać, choć jeśli Harland miał na to chęć, zdecydowałby zagarnąć błahą ofiarę dla siebie... Cóż, skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie byłaby chętna mu pomóc. Ostatecznie, z rzadka mu odmawiała; wyłącznie wtedy, gdy próbował naruszyć jej granice. Morderstwa i okrucieństwo już dawno się do nich nie zaliczały. - Przypilnuj jej. Ja sprawdzę jeszcz... uważaj!
Usłyszała świst i szczęk broni jeszcze zanim kula wbiła się w ścianę za ich plecami. Jej wzrok natychmiast zafiksował się na szkarłatnej krwi plamiącej teraz mankiet eleganckiej koszuli Harlanda. Wściekle obnażyła zęby i z warknięciem odwróciła się na pięcie.
Akurat w czas, by spomiędzy szczebli płotu ogradzającego najbliższy ogród rozległ się męski, zachrypnięty głos.
- Uciekaj, mała! Wiej, no już!
- Nigdzie nie idziesz - wycedziła Elvira w odpowiedzi, doskakując do dziewczyny i chwytając ją za ramię, mocno, gwałtownie wciskając paznokcie w zbyt cienki materiał.
Zaraz jednak rozproszył ją kolejny wystrzał i w ostatniej chwili, wiedziona bardziej pamięcią mięśniową i refleksem zdołała odbić go zaklęciem Telum. W jej żyłach się zagotowało. Uniosła własną różdżkę i brutalnie przycisnęła ją do gardła dziewczyny, w miękką część pod krtanią.
- Wyłaź w tej chwili albo ją zabiję - powiedziała zimno, głos jej nie zadrżał. Spojrzenie wbijała w płot. Potem będzie czas sprawdzić, czy z Harlandem i jego ręką wszystko jest w porządku.

w 6 minucie słychać strzały


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Elkstone [odnośnik]11.08.24 11:52
Nigdy nie należała do najbardziej odważnych na świecie. Była zwyczajną, przeciętną młodą dziewczyną. Nie bez powodu Tiara Przydziału umieściła ją w Hufflepuffie, a nie w Gryffindorze jak jej kuzynostwo. Była dobrą osóbką z sercem na dłoni, ale odkąd dołączyła do świata magii, wiele razy miała okazję rozczarować się ludźmi i dlatego nie była już tak ufna jak dawniej. Choć świat czarodziejów na początku wydawał jej się niesamowity i pełen kolorów, stopniowo przekonywała się, że jest również pełen uprzedzeń i nietolerancji, a ona, jako dziecko mugoli, w oczach wielu była czymś gorszym, niegodnym dzierżenia różdżki, a dla niektórych – niegodnym życia. Lubiła możliwości, które dawała jej magia, fascynowały ją magiczne stworzenia i transmutacja, uwielbiała latać na miotle, ale nie zmieniało to faktu, że w oczach prawdziwych czarodziejów nie przynależała do tego świata w pełni. Że chyba zawsze miała już stać gdzieś na pograniczu, zbyt mugolska na świat magii, ale już zbyt magiczna, by powrócić do bycia mugolką.
Dzisiaj miała pecha. Przypadkiem teleportowała się poza Półwysep Kornwalijski, i niefortunnie trafiła na dwójkę czarodziejów, w których dobre zamiary z każdą chwilą wątpiła coraz bardziej. Może i była młoda i naiwna, ale nie była głupia. Dobrzy ludzie nie mówili tak podłych rzeczy. Tym właśnie dla nich była, robactwem. Wielu czarodziejów nienawidziło mugoli lub przynajmniej nimi gardziło, ale Maisie dorastała wśród nich, wiedziała, że tak naprawdę różniło ich od siebie tylko to, że jedni ludzie rodzili się z darem magii, a inni nie. Ale czy to był powód, żeby robić te wszystkie straszne rzeczy, które władze w Londynie oraz ich zwolennicy robili mugolom i mugolakom? Zawsze będąc osóbką bardzo pokojowo nastawioną do świata, nie rozumiała tego. Zawsze unikała konfliktów, nienawidziła tej bezsensownej wojny, która odebrała już tak wiele istnień.
- O-oczywiście, że nie jestem – zapewniła znowu, przestępując nerwowo z nogi na nogę, choć wypowiedziała te słowa z pewnym trudem. Bo tym była. Brudną szlamą, dzieckiem mugoli. – Dam sobie radę sama, naprawdę… Najlepiej zrobię, jak po prostu wrócę do domu… To nie jest dobry dzień na żadne wyprawy.
Nie chciała i nie potrzebowała ich opieki, nie była aż tak naiwna, żeby wierzyć, że rzeczywiście chcieli się o nią zatroszczyć z dobroci serca. Gdyby tak było, po prostu zostawiliby ją w spokoju. Ale ci strojni, niepokojący ludzie, raczej nie przybyli tu po to, by pomagać samotnym napotkanym dziewczętom. Nie wiedziała, czego naprawdę szukali w tej wiosce i kim w ogóle byli, ale była pewna jednego: nie mogła im ufać ani nigdzie z nimi pójść. Ona kłamała, więc równie dobrze oni też mogli to robić. Kimkolwiek byli, nie mogła pozwolić, żeby gdziekolwiek ją zabrali. Jej dokumenty nie istniały, różdżka nigdy nie została zarejestrowana, a krew daleka była od czystej. Oddanie w ręce służb londyńskiego ministerstwa oznaczało dla niej pewną śmierć, prawdopodobnie powolną i bolesną. Nikt nie będzie litować się nad szlamą.
Nie mogła z nimi iść. Nie mogła oddać różdżki.
Oddychała szybko, patrząc, jak mężczyzna zbliża się do niej. Mocniej zacisnęła dłoń na różdżce, lecz jej koniec drżał. Wiedziała, że jeśli ją odda, stanie się zupełnie bezbronna, nie będzie mogła nawet się teleportować, nic. Jej szanse wyjścia z tego cało drastycznie spadną, choć i tak nie były wielkie. Nie była żadną potężną czarownicą, a nastolatką, która skończyła tylko pięć klas. Ale lepiej mieć różdżkę niż jej nie mieć, dlatego polecenia nie wykonała.
- Nie – odezwała się, sama zaskoczona brzmieniem swojego głosu. Starała się wykrzesać z siebie tyle odwagi, ile była w stanie. – N-nigdzie z wami nie pójdę! – krzyknęła, zdając sobie sprawę, że czas na kłamstwa i próby wyłgania się z tej sytuacji minął. Nie była przekonująca, sama to czuła. Nie uwierzyli jej, nie zamierzali tak po prostu puścić jej wolno. A Maisie wiedziała, że musi zrobić wszystko, żeby tylko nie trafić w ręce wysłanników Londynu, bo nawet jeśli ta dwójka nie była z ministerstwa, to najpewniej oddaliby ją służbom. Nie zamierzała z nimi pójść niczym baran prowadzony na rzeź.
Gdy tak stała z różdżką w dłoni naprzeciw osaczającej ją dwójki nieznajomych, w myślach zastanawiając się, jakie zaklęcie mogłoby jej pomóc i czy zdążyłaby je rzucić zanim oni zareagują, i ona usłyszała huk. Odgłos był jej znajomy, czasem słyszała podobny w okolicach swej rodzinnej wioski. Niektórzy mugolscy mężczyźni z wioski mieli broń, z pomocą której polowali na zwierzynę. Czy to możliwe, że to jakiś uzbrojony mugol pojawił się tutaj i szczęśliwie dla niej, wystrzelił w kierunku mężczyzny i trafił go w rękę? Widziała jego krew i malujące się na jego twarzy zdziwienie; jeszcze w Hogwarcie zaobserwowała, że dzieci z rodzin czarodziejskich w większości nie miały absolutnie żadnego pojęcia o świecie mugoli i ich wynalazkach.
To mogła być jej szansa. Poruszyła się, zamierzając rzucić się do ucieczki, ale wtedy pochwyciła ją ręka kobiety, poczuła jej paznokcie wbijające się w jej ramię przez materiał wyświechtanego płaszcza. Krzyknęła, kiedy kobieta złapała ją i przycisnęła różdżkę do jej gardła. Nieznajoma porzuciła pozory i udawaną przesadną słodycz, pokazując swą prawdziwą, okrutną naturę. Ostatni raz bała się tak, kiedy Billy wyciągał ją z płonącego domu, kiedy uświadomiła sobie śmierć swojej babci oraz rozmiary katastrofy, która w połowie sierpnia spustoszyła jej okolicę i nie tylko. Teraz znowu czuła, że znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie, serce rozpaczliwie obijało się o żebra, a oddech przyspieszył. Strzelający mugol był jednak jej szansą. Musiała uciec lub zginąć próbując, ale nie mogła pójść z tą dwójką i pozwolić, by oddali ją ministerstwu z Londynu. Szybka śmierć podczas nieudanej ucieczki wydawała się lepszą opcją niż męki, które mogłyby ją czekać w przypadku pojmania, a przy okazji, odkrywając jej prawdziwe personalia, mogliby ją zmusić, żeby wyśpiewała wszystko co wie na temat reszty Moore’ów, a także tego co wiedziała o Plymouth, a wtedy i oni znaleźliby się w niebezpieczeństwie. Do tego nie mogła dopuścić, bo tu nie chodziło wyłącznie o jej życie.
Zebrała się w sobie, i korzystając z tego, że ta dwójka została rozproszona przez mugola i jego wystrzały, najmocniej jak potrafiła nadepnęła piętą na stopę trzymającej ją kobiety, a następnie wyrwała się z jej uścisku, próbując się wymknąć. Być może była to najodważniejsza (a może najgłupsza) rzecz, jaką w życiu zrobiła, ale istniała szansa na to, że nieznajoma mogła się tego nie spodziewać; była skupiona na mugolu, w dodatku wcześniejsze pełne lęku zachowanie Maisie mogło utwierdzić ją w przekonaniu, że ma do czynienia z łatwą ofiarą, która nie będzie próbować żadnych sztuczek. Oczywiście, Maisie wciąż się bała, jednak zbyt mocno pragnęła przetrwać i pomimo całego strachu, który czuła, znalazła w sobie dość odwagi, by podjąć próbę ucieczki. Chcąc pozostać wolną i żywą, musiała sobie tę wolność wyszarpać, korzystając z być może najlepszego momentu, by to zrobić, kolejnej sposobności może nie być. Może to było głupie, ale co innego jej pozostało w obecnej sytuacji? Tylko poddanie się i pogodzenie ze swoim losem lub podjęcie próby ucieczki, więc wybrała drugą opcję.

| rzucam na to jak skuteczna jest próba wyrwania się z uścisku Elviry
Maisie Moore
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12324-maisie-moore https://www.morsmordre.net/t12327-poczta-maisie https://www.morsmordre.net/t12325-maisie-moore https://www.morsmordre.net/f471-devon-plymouth-menazeria-woolmanow-pokoj-maisie https://www.morsmordre.net/t12328-szuflada-maisie https://www.morsmordre.net/t12326-maisie-moore
Re: Elkstone [odnośnik]11.08.24 11:52
The member 'Maisie Moore' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 21
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Elkstone - Page 12 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Elkstone [odnośnik]11.08.24 15:48
Ból nie pojawił się znikąd, byłem doskonale świadomy jego pochodzenia, wpatrując się w swoją dłoń, ale mimo kolejnych mrugnięć powiekami nic się nie zmieniało. Wciąż krwawiła, niosąc w sobie ślad rany, której istoty nie rozumiałem; było to dla mnie coś abstrakcyjnego i kompletnie nierealnego i zapewne trwałbym w tym dziwnym stanie zawieszenia, kontemplując filozoficzne zagadnienia związane z jak to się stało i dokąd zmierzamy, gdyby nie krzyk Elviry i jej nagły ruch, gdy ruszyła w stronę dziewczyny. To wybudziło mnie z transu. Zakląłem głośno, przyciskając dłoń do brzucha w automatycznym odruchu chronienia jej przed kolejnym zranieniem i odwróciłem się w stronę, skąd dochodził męski głos.
Na nic więcej nie miałem czasu, ani żeby się ukryć za narożnikiem domu, ani nawet paść na ziemię, minimalizując ryzyko następnego... strzału, tak to chyba nazywali. Miałem wrażenie, że moje reakcje były spowolnione, oderwane od upływającego czasu, gdy unosiłem różdżkę w kierunku płotu i niemal wywarczałem wściekle zaklęcie.
- Confundus! - płomień uroku błysnął w ułamku sekundy, po której nastąpił trzask i szczęk, a zaraz po nim siarczyste przekleństwo mężczyzny ukrytego za płotem. Siła zaklęcia nie tylko zniszczyła tę jego śmieszną mugolską zabawkę, ale najwyraźniej też wytrąciła mu ją z ręki. Rzuciłem szybkie spojrzenie na Elvirę, która stała za wyrywającą się Mayą, ale próby ucieczki dziewczyny zostały szybko spacyfikowane. Znów wycelowałem różdżką w ukrytego mugolskiego szczura. - Wyłaź, ty sukinsynu – powtórzyłem za Elvirą, tłumiąc w głosie narastającą wściekłość wzmacnianą bólem. Był do wytrzymania, ale irytowała i napędzała mnie sama świadomość tego, że jakiś niemagiczny śmieć w ogóle mógł mnie zranić. Gdybym miał być szczery, bardziej bolała mnie urażona duma niż dłoń.
Przez chwilę nic się nie działo, aż zacząłem się zastanawiać, czy zaklęcie przypadkiem go nie oszołomiło i nie wyczyściło pamięci; nigdy nie rzucałem go na mugola, nie byłem więc pewny, jak ich niedoskonałe mózgi zareagują na siłę uroku. Nie, żebym żałował, gdyby faktycznie wypaliło mu wnętrzności. Jednak po chwili za płotem coś się poruszyło, a znad drewnianych sztachet wychyliła się najpierw jedna, a potem druga ludzka ręka. Kilka sekund później pojawiła się też sylwetka mężczyzny. Miał ręce uniesione w górę, ale nawet stąd widziałem jak mocno zaciska zęby, najwyraźniej próbując się powstrzymać przed szaleńczą szarżą.
- Zostawcie dziewczynę w spokoju – powiedział. Nie wyczułem w jego głosie wahania i strachu, był więc albo kompletnym głupcem, który nie rozumiał niebezpieczeństwa, w jakim się znalazł albo... cóż, totalnym głupcem, który mylił głupotę z odwagą. - Nic wam nie zrobiła, magiczni – dodał, a ja miałem ochotę się roześmiać, bo w jego ustach ostatnie słowo miało najwyraźniej zabrzmieć jak obraza. Ominął płot i stanął przed nim, oddalony od nas o kilkanaście metrów. Nie widziałem z tej odległości, czy nie jest uzbrojony; możliwe, że miał w zanadrzu jeszcze jakieś podstępne, mugolskie sztuczki.
- Podejdź bliżej i klęknij, tylko bez żadnego strugania bohatera – warknąłem, cały czas celując w niego różdżką. Zaśmiał się gardłowo, utwierdzając mnie w przekonaniu, że faktycznie jest głupcem. Skoro wiedział, z kim ma do czynienia, powinien być świadomy, jak łatwo możemy zakończyć jego życie. Nie chciałem teraz myśleć o tym, czy byłbym w stanie to zrobić; wściekłość i złość były złymi doradcami.
- Najpierw puśćcie dziewczynę – odkrzyknął, gdy przestał już się śmiać, ale nie poruszył się nawet o krok. Najwyraźniej zależało mu na bezpieczeństwie tej małej. Znali się? To byłby zbyt duży zbieg okoliczności, gdybyśmy trafili na tę dwójkę w tym samym czasie i miejscu, ale póki co nie mogłem tego wykluczyć. Spojrzałem na Elvirę, wciąż pozostając w gotowości. To był jej żywioł; po ataku zareagowała błyskawicznie, od razu wiedziała, co zrobić, nie było w jej ruchach najmniejszej wątpliwości. Przy niej byłem zaledwie uczniakiem i nie zamierzałem udawać, że jest inaczej.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Elkstone [odnośnik]12.08.24 23:06
Zaskoczenie, negowanie, lęk, wymówki, próba ucieczki - mogłaby odhaczać na mentalnej liście wszystkie zachowania podejrzanych jednostek złapanych na gorącym uczynku, lecz mimo to wątpiła, aby dziewczyna była szpiegiem, gońcem lub kimś odpowiedzialnym za przerzuty towarów lub ludzi. Nie wyglądała nawet na złodzieja, w każdym razie nie takiego, który ukradł w życiu coś więcej niż bochen czerstwego chleba w chwilach głodu. Nie, prawdziwe podziemie posługiwało się znacznie bardziej doświadczonymi i zimnokrwistymi skurczybykami. Wątpiła, by nawet mugole byli na tyle zdesperowani, by posługiwać się młodymi, spanikowanymi dziewczętami. Pewnie byłaby w stanie udowodnić Mayi przynajmniej jeden przypadek złamania prawa; ale wątpiła, by były to przewinienia warte marnowania na nie ich czasu.
Niebezpieczna czy nie, nie miała jednak dokumentów. Na tej podstawie mieli obowiązek wystraszyć ją na tyle, by natychmiast się o nie postarała.
Chciała już dopytać, gdzie dokładnie znajdował się ten jej dom, do którego tak nagle i pilnie potrzebowała wrócić - czy był na terenie hrabstwa, czy mogli ją tam odprowadzić, postraszyć przeszukaniem, które na dłuższą metę wcale nie musiało być nieuzasadnione - ale huk wystrzału i woń krwi wyostrzyły jej zmysły, roztrzaskały słodką personę i sprawiły, że rzuciła się do przodu z pierwotną agresją. W ostatniej chwili zdążyła złapać młódkę zanim ta mogłaby próbować uciec w ciemną aleję między ceglanymi domami. Chciała im się stawiać, twardo powiedziała "nie", ale nie spodziewała się chyba, że w takiej sytuacji - chwilach przesyconych adrenaliną i przemocą - taka postawa zadziała na Elvirę jak płachta na byka. Dużo lepiej wyszłaby na dalszych próbach korzenia się i wymówkach, bo te przynajmniej były zabawne. Ze wściekłym sykiem wcisnęła jej różdżkę mocniej w podbródek.
Mieli kolejnego przeciwnika, uzbrojonego, ale - jeśli mieli szczęście - wyłącznie jednego. Samotnego mugola było zabić równie łatwo co irytującą muchę. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy Harland instynktownie (lub nie? Czyżby miał więcej doświadczenia niż twierdził?) wiedział jak poradzić sobie z tym ich zabijadłem. Słowa uznania zachowała jednak na potem; teraz miała w garści dzieciaka wijącego się jak skopane szczenię oraz aroganckiego nieznajomego, który aż nazbyt przypominał jej Hopkirka. Na samą myśl o tamtym fiasku lodowata krew napłynęła jej do twarzy.
Słysząc jak ta istota, ten bezużyteczny śmieć, który pokaleczył Harlanda, próbuje stawiać im wymagania potwór w jej piersiach zarechotał. Odsunęła różdżkę od gardła dziewczyny, a ta - łutem szczęścia lub może młodzieńczej desperacji - wyrwała się z jej uścisku. To nic, nie patrzyła już na nią, gdy przez impet szarpaniny zapewne upadła na ziemię. Patrzyła w oczy mugolowi, który widział przed sobą pewnie tylko szczupłą, wysoką kobietę i faceta w eleganckim wdzianku, i jeszcze nie rozumiał, jak piekielnie powinien się bać.
- Proszę, wypuszczona - powiedziała obojętnym głosem, tak jakby Maya właśnie sama nie wyszarpnęła się z jej dłoni. - A teraz na kolana. Crucio!
Nie miał w rękach niczego, czym mógłby się obronić, więc gdy tylko szkarłatne zaklęcie dosięgnęło jego głupiego uśmieszku całe jego ciało zwinęło się jak gnieciony w dłoni liść, padł na ziemię, na pieprzone mugolskie kolana i wydał z siebie chrapliwy, rzężący wrzask, któremu bliżej było do zwierzęcia niż człowieka.
Tępy ból w jej własnej głowie był zaledwie słodkim echem cierpienia, jakie zadawała temu robakowi.
- To za twoją rękę, skarbie - powiedziała do Harlanda, gdy na chwilę spuściła mugola spod klątwy, aby nie stracił przytomności zbyt prędko. Zerknęła na towarzysza kątem oka, wciąż jeszcze złakniona czarnej magii, wciąż nie myśląc o tym jakie konsekwencje mogło dla nich mieć to, że dziś, teraz, Harland po raz pierwszy miał okazję widzieć ją taką. Błysnęła białymi zębami i zlizała krew, która z nosa spłynęła jej na usta.
Na krótką chwilę spuściła młodą dziewczynę z oka i to była jej szansa. Nie była chyba na tyle naiwna, by nie domyśleć się, że teraz, gdy Elvira już straciła cierpliwość, ona będzie następna.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Elkstone [odnośnik]13.08.24 0:29
Maisie nigdy wcześniej nie znalazła się w podobnej sytuacji. Zawsze była ostrożna, nie lubiła kusić losu, nie spieszyło jej się na tamten świat, więc dla własnego dobra trzymała się ziem promugolskich hrabstw. Chciała po prostu normalnie żyć, a dla zwolenników londyńskiego ministerstwa magii, szlamy na życie nie zasługiwały. Jednak to, że po tej omyłkowej teleportacji od razu wpadła na ludzi o złych zamiarach, zakrawało na ogromnego pecha – w końcu kraj był wielki, mogło ją rzucić gdziekolwiek, a rzuciło właśnie tutaj.
Kto wie, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie pojawił się nieznajomy mugol. Odważny, ale najwyraźniej nieświadomy tego, jak groźni byli źli czarodzieje. Maisie chciała do niego krzyknąć, żeby uciekał, nie chciała żeby coś mu się stało, ale kiedy kobieta złapała ją i wbiła jej różdżkę w szyję, głos uwiązł jej w gardle i wydobył się z niego jedynie stłumiony jęk. Trzęsąc się ze strachu w ramionach nieznajomej mogła tylko patrzeć na mugola, który ryzykował życiem żeby jej pomóc, a w myślach już szykowała się na brawurowy akt, który mógł przynieść jej albo wolność, albo zgubę. Korzystając z rozproszenia tej dwójki, która o wiele bardziej zainteresowała się mugolem (zapewne zobaczyli w nim ciekawszą ofiarę lub po prostu zranił ich dumę, kiedy zaczął do nich strzelać), szarpnęła się gwałtownie, desperacko próbując wyrwać się z uścisku.
Udało jej się wysunąć z jej objęć i siłą rozpędu upadła na ziemię, skąd zaraz się poderwała. Wiedziała, że musi uciekać, bo choć bardzo chciałaby pomóc dzielnemu mugolskiemu mężczyźnie, który naraził siebie żeby ratować ją, nie byłaby w stanie samodzielnie poradzić sobie z tą dwójką. Słyszała padającą inkantację, a także skowyt mugola, który upadł na ziemię rażony zaklęciem, o którym Maisie do tej pory tylko słyszała powtarzane z lękiem historie, ale nigdy nie widziała jego działania na własne oczy. Nie miała już wątpliwości, że miała do czynienia z kimś bardzo, bardzo złym, i wiedziała, że jeśli zostałaby tu choć chwilę dłużej i spróbowałaby jakichś sztuczek – niewątpliwie byłaby następna. Gdyby nie odważny mugol, który sam wystąpił przeciw dwójce czarodziejów, to pewnie ona teraz wiłaby się z bólu na mokrym bruku, to jej krzyki wypełniałyby powietrze. Czy wytrzymałaby taki ból? Pewnie nie. Zapewne szybko powiedziałaby im wszystko, czego chcieli.
Wbiegła w najbliższą uliczkę, tylko raz oglądając się przez ramię. Chciałaby coś zrobić. Pragnęła pomóc temu mugolowi, ocalić go – ale zdawała sobie sprawę, że nie miała szans. Skoro ta kobieta znała tak potężne zaklęcia, poradziłaby sobie z nastoletnią szlamą z łatwością. Maisie nie łudziła się, że potrafiłaby się obronić przed tak złowrogą inkantacją, a jeśli chodzi o atak, to co mogła im zrobić, zmienić na chwilę w królika? W urokach ofensywnych zawsze była beznadziejna, jej najmocniejszą stroną była transmutacja, poznała też podstawy obrony, ale zdecydowanie nie była typem wojownika i nie wierzyła w swoje szanse pokonania dwójki znacznie starszych i bardziej doświadczonych czarodziejów, którzy najprawdopodobniej znali też czarną magię. Kobieta na pewno…
Jedyne co mogła zrobić, to uciec, dlatego biegła aż się kurzyło, starała się oddalić od miasteczka możliwie jak najdalej. W stanie wzburzenia i lęku nie mogła się teleportować, to na pewno skończyłoby się rozszczepieniem lub przynajmniej ponownym lądowaniem w złym miejscu, więc gnała na własnych nogach. Po bladych policzkach spływały jej łzy, dlatego biegnąc przez jakąś łąkę pod Elkstone kilka razy potknęła się o jakieś kępy trawy, których nie widziała dobrze przez łzy. Krzyk mugola, który słyszała uciekając, dopóki nie oddaliła się wystarczająco, nadal dzwonił jej w uszach, zupełnie jakby wciąż tam była i słuchała jego bólu. Dręczyły ją wyrzuty sumienia, że uciekła jak tchórz i nie była w stanie nic zrobić, ale czuła też ulgę – jakimś cudem udało jej się uciec.
Nie wiedziała, ile tak biegła. Zatrzymała się dopiero kiedy już naprawdę zabrakło jej sił, zabudowań Elkstone już nie widziała, bo odgradzała ją od nich łąka i jakieś drzewa. Schowała się w jakichś zaroślach, by chwilę odpocząć – i dopiero gdy czuła, że jest gotowa, podjęła próbę teleportacji do Plymouth. Musiała komuś powiedzieć o tym, co widziała, choć nie była pewna, czy dla mugola istniała jeszcze jakaś szansa ratunku. Tamta dwójka pewnie go zamęczy – a ona, Maisie, już zawsze będzie mieć wobec niego dług, bo ocalił jej życie, prawdopodobnie tracąc własne.

| zt. dla Maisie
Maisie Moore
Maisie Moore
Zawód : początkująca krawcowa
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
"So what am I to do with all those hopes
Life seems so very frightening"
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 11 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12324-maisie-moore https://www.morsmordre.net/t12327-poczta-maisie https://www.morsmordre.net/t12325-maisie-moore https://www.morsmordre.net/f471-devon-plymouth-menazeria-woolmanow-pokoj-maisie https://www.morsmordre.net/t12328-szuflada-maisie https://www.morsmordre.net/t12326-maisie-moore
Re: Elkstone [odnośnik]13.08.24 19:32
Czas nie stanął w miejscu, świat też nie zamierzał się zatrzymać; wszystko trwało w swoim rytmie, gdy przeciągły wrzask torturowanego człowieka przetoczył się po uliczkach Elkstone. Kamienne mury zniszczonych domostw, drewniane ogrodzenia, nawet stojące gdzieniegdzie skupiska wysokich drzew i połacie krzewów nie zdołały wytłumić krzyku, który był jednym wielkim bólem. W pierwszej chwili zamarłem wraz z urwanym śmiechem mugola, otoczony magią, której nigdy wcześniej nie widziałem, znając ją jedynie z kart książek i opowieści. Barwny błysk zajaśniał w szarościach dnia, rozświetlając pełną niezrozumienia minę mężczyzny i twarz Elviry, skupioną i obojętną na ludzkie krzyki.
Gdzieś za mną zaszurały kroki łapczywie pokonujące drogę prowadzącą daleko od nas, ale nie miało to już żadnego znaczenia. Nic nie miało znaczenia oprócz mugolskiego ciała wijącego się w spazmach cierpienia, klęczącego ulegle, która to uległość już na nic mu się zdała. Ponure wycie zamierało na ułamek sekundy, by znowu przerwać zamarłą ciszę wioski. Nie płakał; owładnięte bólem ciało musiało zapomnieć o tej złudnej imitacji ulgi wylewającej się wraz ze łzami. Coś w widoku tego strzępu człowieka nie pozwalało mi oderwać od niego wzroku; wpatrywałem się w niego z fascynacją, której nie czułem od bardzo dawna. Z naukowym, medycznym zacięciem zastanawiałem się, jak szybko musi bić w tym momencie jego serce, pompując krew w niewątpliwie wariackim metrum.
Podszedłem do niego, gdy bezwładne ciało uderzyło głucho o ziemię. Oddychał z trudem, wciągając powietrze rzężącymi haustami, jakby jego organizm sam wymuszał na płucach ich pracę, przedłużając agonię o upływające powoli sekundy. Nogą przekręciłem mężczyznę na plecy, przypatrując się z góry jego wymęczonemu ciału, które z pozoru nie nosiło żadnych oznak ran i urazów. Z pozoru; twarz mugola wykrzywiona była w absurdalny sposób, utrwalając swoimi rysami przeżycia sprzed chwili.
Nie wiem, czego się po sobie spodziewałem. Współczucia? Żalu nad ludzkim losem? Czułem jedynie obrzydzenie widokiem pokonanego mugola, zupełnie bezsilnego i sponiewieranego. Nie było śladu po jego bucie i prześmiewczym uśmiechu. Był zwykłym robakiem, ewolucyjną pomyłką natury, a jednak nadeszła mnie refleksja, że przecież i czarodziej nie byłby w stanie oprzeć się zakazanej klątwie. Nasze magiczne ciała wyglądałyby dokładnie tak samo. Różniła nas jednak zasadnicza cecha – mugole na to zasłużyli.
Czubkiem buta kopnąłem rękę mężczyzny i przydeptałem obcasem jego dłoń, stając na niej całym ciężarem swojego ciała. Jęknął wysokim głosem, nijak mającym się do skomlenia i wycia, które z siebie wydawał wcześniej, ale mi to wystarczyło. Moja prywatna satysfakcja. Wróciłem do Elviry, nie zajmując sobie nim głowy; mógł zdychać powoli, jeszcze za życia gnijąc w tej opuszczonej wiosce. Bez słowa złapałem ją pod brodę, unosząc twarz w górę i gwałtownie pocałowałem, wkładając w ten pocałunek całą wdzięczność, jaką do niej czułem i całe rozgorączkowanie, które mnie ogarnęło. Wdarłem się językiem między kobiece wargi nie czekając na zaproszenie; chciałem jak najgłębiej poczuć się częścią jej siły, zaczerpnąć potęgi choćby z jej oddechu.
- Jesteś najwspanialszym, co mnie spotkało – szepnąłem, gdy udało mi się od niej oderwać usta, ale nie wzrok, którym śledziłem rdzawy ślad tuż nad jej górną wargą, którego nie zdołała dosięgnąć językiem. Starłem go kciukiem i oblizałem, ledwie wyczuwając posmak krwi. - Taka piękna, taka doskonała i pociągająca – powiodłem palcami po jej policzku, uśmiechając się nagle z drapieżnością lekko odsłoniętych zębów. - Gdyby nie brud tego mugolskiego ścieku, wziąłbym cię przy tej ścianie – wymruczałem w jej szyję, tłumiąc tym samym słyszalny żal w moim głosie – ale zasługujemy na coś lepszego – powróciłem ustami w górę, znów ją całując, choć tym razem z delikatnością kontrastującą z wydarzeniami ostatnich minut. Puściłem ją, odstępując na krok i patrząc z niesmakiem na swoją zakrwawioną koszulę. - Jest twój. Ty go upolowałaś – zaśmiałem się krótko nad przewidywanym losem mugola.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Elkstone [odnośnik]14.08.24 21:24
Po ostatnich porażkach rozkosznie było na nowo poczuć moc przeskakującą z jej ciała do mantykorzego rdzenia, zakosztować władzy, wejść po raz kolejny w buty tej wersji siebie, która malowała się w jej najlepszej wersji przyszłości. Czarownicy, przed którą należało padać na kolana, której magia budziła respekt, ale też - tak, strach. Strach był pierwotnym afrodyzjakiem, zwłaszcza wówczas, gdy łowca dopadał ofiarę. Dziś ostatecznym celem okazała się nie być samotna i piekielnie durna czarownica, która zaszła im drogę - ta bowiem zniknęła gdzieś między jednym rzężącym wrzaskiem mugola a drugim - ale właśnie ten mężczyzny, ten bezczelny karaluch, który splamił ziemię Elkstone czystą, magiczną krwią.
- Czy on jeszcze dycha? Morgano, mugole są tacy wrażliwi - spytała, gdy na chwilę spuściła go z klątwy Cruciatus, aby obwieścić Harlandowi, że go pomściła i rozejrzeć się za Mayą. Nigdzie nie widziała nawet śladów jej drobnych, kościstych stóp, więc żachnęła się tylko z irytacją i podeszła do skamlącego mugola akurat w porę, by zobaczyć jak Harly miażdży mu dłoń. - Mmm, widzę, że niepotrzebna ci moja pomoc. Jak ręka? - Co oczywiste, pytała o jego rany.
Mugol charczał coś i wyklinał ich pod nosem, ale pulsujące echo niewybaczalnego zaklęcia nadal nie pozwalało mu podnieść się na kolana; zdołał tylko zwinąć się jak embrion i przycisnąć szybko puchnącą dłoń do piersi.
Już sięgała, by zobaczyć, czy Harland zaleczył otarcie - czy było głębokie, czy wymagało oczyszczenia, wciąż tkwiła w trybie celów i rozwiązań - ale wtedy kuzyn złapał ją za brodę i zawładnął myśli brutalnym, posesywnym pocałunkiem. Zamruczała z przyjemnością i odpowiedziała mu ogniem na ogień. Nie musiała nawet rozchylać ust, nie musiała przechylać głowy, pozwalała mu sobą kierować przez tę jedną chwilę, wyżyć się w podnieceniu, które - jak sama wiedziała - kiełkowało na przemocy. Gryzła jego wargi, imitowała grę o dominację, której wcale nie zamierzała wygrywać; tylko jedną dłoń wciąż zaciskała na kołnierzu jego koszuli, by móc go od siebie odepchnąć, jeżeli zapędzi się zbyt daleko.
Ostatecznie, mieli towarzystwo.
- Harland... - wydyszała z drżącym pragnieniem, a potem wyszczerzyła zęby z satysfakcją balansującą na granicy niedowierzania, gdy zobaczyła jak kosztuje jej krwi. Pozwoliła mu przylgnąć do siebie, zaborczo owinęła wokół niego ręce, w jednej nadal ściskając różdżkę. - Jestem. Jestem, jestem. A ty... ty jesteś moją nagrodą - Pieszczotliwie ugryzła go w ucho, zerkając ponad jego ramieniem na mugola powoli odzyskującego władzę w członkach. - Któregoś dnia... zejdę z pola prawdziwej bitwy i mam nadzieję, że będziesz wtedy obok, by sprawić, że o niej zapomnę. A teraz... - Pozwoliła mu się pocałować, posmakować, krew na powrót zakrzepła w jej zatokach i choć wiedziała, że ból głowy nie opuści jej długo, wyszeptała z różdżką skierowaną między oczy mugola; - Avada Kedavra - a kiedy nie stało się nic i mężczyzna próbował zerwać się na nogi i uciec, westchnęła cierpiętniczo nad własnymi słabościami - Sectumsempra. Plumosa - Powtórzone po sobie zaklęcia zadziałały tylko połowicznie tak jak tego pragnęła; mugol potknął się o własne nogi, upadł twarzą w żwir i zaczął histerycznie dławić się dymem, który narósł w jego płucach, choć żadne z nich go nie widziało. Miał udusić się w przeciągu kilku minut. Mózg nie wytrzymywał bez tlenu więcej niż może ośmiu, choć te szacowania były optymistyczne w przypadku niemagicznych.
Sama jednak również odczuła słabość w kościach, przymknęła oczy, a gdy je otworzyła przez kilka ulotnych sekund wszystko zdawało się szare. Wszystko poza spojrzeniem Harlanda. Oparła się o niego, aby złapać oddech i równowagę.
- Nie rzuciłam jeszcze nigdy skutecznej klątwy uśmiercającej. Czy nadal jestem doskonała? - zaśmiała się ironicznie i wychyliła na palcach, by zarzucić mu ramiona na szyję i schować twarz w zagłębieniu jego ramienia. - To kwestia czasu. - I rozwój jej umiejętności, i jego plany dotyczące ścian.
Lgnęli do siebie, a obok nich mugol wydawał z siebie ostatnie spazmy życia.

/zt :pwease:


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Elkstone
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach