Wydarzenia


Ekipa forum
Jezioro dobrych chęci
AutorWiadomość
Jezioro dobrych chęci [odnośnik]13.02.20 19:45
First topic message reminder :

Jezioro dobrych chęci

Mugolskie powiedzenie mówi, że piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami. Jednak w przypadku Jeziora Dobrych Chęci, sprawa wygląda całkowicie inaczej. Magiczne miejsce, zaklęte przed wiekami, zgodnie z przesądami mieszkających w okolicy ludzi posiada moc zdolną dopomóc w wypełnieniu własnych zamierzeń, o ile - jak nazwa jeziora mówi - posiadają one dobre znamiona. Co, w tłumaczeniu tych, którzy z mocy jeziora skorzystali, znaczy tyle, że nie powinny one być samolubne lub też z gruntu uważane za złe. Podobno obmycie się w jeziorze w negliżu dopomoże w sprawie - o ile wierzyć innym na słowo.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jezioro dobrych chęci - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]06.07.20 22:51
Słońce grzało przyjemnie, doskonale oświetlając znajdującą się przed Gwen polanę. Kilka kóz i jedna krowa pasły się spokojnie, nie zwracając na nią większej uwagi. Malarka zaś ostrożnie szkicowała na nowym płótnie, nanosząc co istotniejsze elementy otoczenia delikatnymi ruchami. Nie mogła pokryć płótna zbyt mocno, jednak malowanie bez jakiegokolwiek szkicu mogłoby nie skończyć się dobrze. Uważne oko mogłoby z resztą dostrzec leżący w wysokiej trawie, otwarty szkicownik, na którym to dziewczyna wcześniej rozplanowała cały malunek.
Drugi, dopiero co skończony, leżał dosłownie dwa metry od niej, tuż obok koca i torby, zawierającej pozostałe rzeczy panny Grey. Nie spodziewała się tu nikogo, bo i dlaczego by miała? Teren, choć nie ogrodzony, należał do lokalnego gospodarza i podobno okoliczni dobrze wiedzieli, że nie należy się do niego zbliżać. Z resztą, to dla niego właśnie Gwen pracowała. Malunki przedstawiające okolice miały stać się ozdobą domku dla gości, który mężczyzna właśnie przygotowywał. Zlecenie nie było szczególnie typowe, ale samo z siebie wprawiało artystkę w dobry nastrój. W końcu cóż może być lepszego od tworzenia pejzaży na pięknej, angielskiej wsi? Nie obawiała się, że zostanie tu zaatakowana: z tego co wiedziała, ziemie te przynależały do Carrowów, a skoro Isabelle okazała się tak miłą i uroczą duszą, panna Grey nie sądziła, że cokolwiek mogłoby jej tu grozić.
Mimo wszystko, niepokój tkwił w niej głębiej, niż przypuszczała, bo gdy do jej uszu dobiegł dźwięk rozrywanego przez stopę płótna, Gwen odwróciła się nerwowo, ściskając odruchowo ołówek, tak jakby trzymała w dłoni różdżkę. Wstrzymała oddech, a jej serce stanęło na ułamek sekundy, gdy rudowłosa próbowała rozeznać się w sytuacji.
I odetchnęła z ulgą, widząc tą niepoważną kobietę z zoo, która…
… właśnie zniszczyła kilka dni jej pracy.
Och, nie! – wyrwało się z jej ust, choć dźwięk wyrażał raczej zrezygnowanie niż przestrach czy zdziwienie. – Od tygodnia nad tym pracowałam!
Obraz przedstawiający z bliska jedną ze znajdującą się przed nimi kóz był dopracowany już w najmniejszym szczególe. Musiał teraz tylko wyschnąć, a następnie zostać zabezpieczony w odpowiedni sposób. A teraz nic z tego! Nie musiała nawet podchodzić, aby sprawdzać, czy cokolwiek z tego jeszcze będzie. Ten specyficzny dźwięk znała aż za dobrze.
Mimo wszystko, gdy kobieta zaczęła dopytywać się, czy cokolwiek z tego będzie zrobiła krok w jej stronę, zerkając pod jej nogi i kręcąc głową.
Tam była świeża warstwa farby… wszystko się rozmazało i… i… płótno… Och, przecież widać, że tu pracuje! Trzeba patrzyć pod nogi! – powiedziała, powstrzymując się przed tupnięciem. Była trochę zła na nieuwagę Philippy, ale mimo wszystko: bardziej zrezygnowana tym, że tyle jej pracy poszło na marne. A miała przecież terminy! Koszty to jedno, ale w takich czasach jak te znalezienie klienta czasem graniczyło z cudem, a teraz jeszcze będzie musiała się mu tłumaczyć!


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]10.07.20 18:56
Od kształtów rysujących się na wilgotnym jeszcze płótnie o wiele bardziej interesował ją widok stopy zapadającej się w papierze, docierającej do żywej zieleni trawy. To nie było przydepnięcie. To było zanurkowanie całą szerokością buta w jakimś dziele życia. Wolała jednak myśleć, że to bazgroły, ktoś trenował, a wadliwe próby rozrzucał w twórczym szale wokół sztalugi czy innej podstawki. Niewiele wiedziała o malowaniu. Znała je z anegdotek Bojczuka, którego wypociny wisiały w jej nędznym salonie i wdzięcznie kryły dziury w ścianach. Ostatnio zmuszona była też zatrudnić malarza, by naprawił zniszczone podczas awantury obrazy w tawernie, ale tak.. sztuka pozostawała dla niej odległa. Nudziło ją obserwowanie, jak ktoś wojował pędzlem. O wiele bardziej wolała wymachiwać różdżką albo bawić się ze swoimi portowymi zbirami. Ostatecznie mogła też pozować, to chyba wychodziło jej całkiem nieźle. Mimo to nie była kobietą sztuki, a jeśli już znalazła się bliżej niej, to raczej zabłądziła. Ze wszystkich tych natchnionych dziedzin najpewniej czuła się w przestrzeni tańca, ewentualnie znała się też nieźle na gotowaniu, ale to chyba nie miało nic wspólnego z malarstwem czy poezją. Trudno jej było więc ocenić, co takiego naruszyła i czy istniała jeszcze szansa.
Wolała nie psuć sobie nastroju, chwili wyjścia z męczącej przestrzeni. Tu łapała spokojne oddechy, zatrzymywała rozpędzone myśli. Zupełnie nie były jej na rękę awantury o przypadkowe… detale. Bo czym więcej była ta kolorowa szmata wygrzewająca się w południowym słońcu? Przecież to malarka, mogła zrobić takich wiele, mogła wesprzeć się magią. Johnatan raz dwa posuwał pędzlem, a przed jej oczami ukazywał się genialny twór (nawet jeśli był całkowitą abstrakcją). Być może jednak przeceniała możliwości miedzianowłosej pannicy i tej brakowało wprawy, którą wyróżniał się twórczy żeglarz.
Od tygodnia nad tym pracowała. Chyba znała głos i chyba otrzymała również odpowiedzi, które nie napawały jej entuzjazmem. Teraz zacznie się burzyć, wyzywać, a może nawet sięgnie po różdżkę… tak, to wiedźma. Ta wiedźma od bahanek. Teraz między jej piegami odnalazła właściwą sytuację z przeszłości. Mglistą, ponurą jak szarawy śnieg wokół ścieżek. Ta mała była przemądrzała, ale w zasadzie niegroźna. Wtedy okazała jej nawet pomocą dłoń, a dalej… dalej właściwie nie pamiętała.
- Porzucanie obrazów na środku polany to kiepski pomysł – mruknęła w pierwszej chwili. – Nie spodziewałam się, że akurat ktoś zechce rozłożyć tutaj swoje… dzieła, idealnie na mojej drodze. Niefortunny przypadek – kontynuowała, a wysoko uniesione brwi dopełniły to nieco zniesmaczone spojrzenie. – Ale tak, to moja noga tkwi w twoim płótnie. Wyjmę ją, zanim szkody będą jeszcze większe – oświadczyła, unosząc kończynę z teatralną wręcz ostrożnością. – Drzewa cię zasłoniły – dodała jeszcze, bo przecież należało odpowiedzieć na zarzut. Patrzeć pod nogi? Też coś! To ona robiła sobie tutaj cyrk na otwartej przestrzeni. Philippa wierzyła, że na takim zadupiu będzie miała święty spokój, ale najwyraźniej trwała w błędzie. Ścisnęła usta w wąską linię, tłumiąc parsknięcie. – Co to za obraz? – zdołała jeszcze zapytać, siląc się na gest sympatii. Rozmazane kolory na resztkach płótna nie przypominały jej… niczego. Podniosła więc głowę, zatrzymując oko na artystce na dłużej. – Możesz chyba stworzyć nową wersję – zasugerowała dość śmiało, jakby mówiła o ponownym zaparzeniu herbaty a nie o jakimś skomplikowanym malowidle.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]12.07.20 14:25
W przeciwieństwie do Philippy, Gwen o malowaniu wiedziała całkiem sporo. Johntana zaś wielokrotnie obserwowała w trakcie pracy, choć przy niej wykonywał raczej proste szkice, niż pełne malunki. W końcu zwykle to on przychodził do niej. Doskonale jednak wiedziała, że te pozornie szybie machnięcia pędzla to ogrom czasu i planowania. Johny mógł być postrzeleńcem, który potrafił pracować jeszcze szybciej od niej samej, ale był też profesjonalistą, który dobrze wiedział, ile zajmuje wykonanie dzieła. Przecież ten temat nie raz i dwa przewinął się w ich dyskusjach. Czemuż jednak malarz miałby się tłumaczyć jakiejś niemiłej, głupiutkiej dziewuszce?
Na szczęście panna Grey nie miała pojęcia o relacji, jaka łączyła Moss z jej przyjacielem i przynajmniej na razie żadna z nich nie musiała nadmiernie martwić się kłótnią na tym polu. Zwłaszcza, że w tej chwili młoda malarka była zbyt skupiona na zepsutej pracy… i nieprzyjemnym zachowaniu samej winnej.  Gwen nie należała przecież do osób mściwych i gdyby usłyszała proste „przepraszam” i zauważyła szczerą skruchę od ręki wybaczyłaby ciemnowłosej. Philippa jednak, zamiast zachować się jak na dobrze wychowaną kobietę przystało, spoglądała na nią protekcjonalnie, tak jakby to była JEJ wina! Och, przecież chyba każdy powinien patrzeć pod nogi, gdy schodzi ze ścieżki! To miejsce nie należało tylko do niej! Poza tym mogła przecież wdepnąć w króliczą jamę albo nastąpić na węża – a to już mogłoby się skończyć dużo gorzej, niż butem oblepionym farbą.
Dlatego, szanowna pani, należy patrzeć pod nogi! – wytknęła kobiecie. – Żmija również byłaby niespodziewanym gościem na drodze, którego zasłoniły drzewa? – dodała, wyraźnie poirytowana. – Moja praca została zniszczona, a pani zamiast przeprosić szuka jakiś wymówek! To nie jest pani ziemia a zachowuje się pani, jakby nie była tu gościem – dodała, krzyżując ręce na piersi.
W końcu ona miała pełne prawo przebywać na terenach pracodawcy. Nie sądziła, aby Philippa miała taką samą, bądź co bądź oficjalną zgodę. W normalniej sytuacji nikt nie robiłby samotnej kobiecie problemów związanych ze spacerem, ale w ostateczności Gwen wiedziała, że prawda byłaby po jej stronie. Nikt nie lubił rozwydrzonych bab (a taką w jej oczach w tej chwili była Philippa), także jej pracodawca.
Teraz już żaden – ni to powiedziała, ni to warknęła. – Nową wersję! Czy pani wie, czym są TERMINY?
Nerwowym krokiem podeszła do dziewczyny, podnosząc coś co do niedawna była jej obrazem. Nie było możliwości, aby cokolwiek z tego już było. Podobrazie z dziurą wewnątrz i najwyraźniej złamaną deską do niczego się już nie nadawało.
Czy pani ma pojęcie, ile kosztuje sam materiał, który na to zużyłam? – dodała nerwowo, nawet nie chcąc patrzeć w stronę niemiłej dziewuchy.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]13.07.20 11:04
Pewnie wyśmiałaby tekst o niemiłej, głupiutkiej dziewuszce, gdyby tylko malarka odważyłaby się nazwać ją tak głośno. Słodkie, nieudolne wyrazy krytyki nijak nie pasowały do Philippy. Nie czuła się jak kruchutka trzpiotka, której zachciało się być opryskliwą. Nie tak działała, choć może z boku rudowłosej wydawało się to podsumowanie bardzo trafne. Łatwo było rzucać ocenami. Los wyraźnie sobie z nimi pogrywał, spychając dwie niezgrane ze sobą duszę we wspólną przestrzeń konfliktu – po raz drugi. Twarz faktycznie okazała się znajoma, ale tamte emocje dokuczały jej tak samo jak i te dzisiejsze. Ona chciała przeprosin, chciała, by świat grał według jej zasad, by każdy tańczył w labiryncie jej dzieł i dmuchał tylko na nie, pilnując, by w żadne nie wdepnąć. Przecież to jakaś pieprzona maskarada. Moss, owszem, bywała chamska, ale miała pewne zasady. Roziskrzyły jej się oczy, kiedy w tak formalnych foremkach zaczęto na niej wręcz wymuszać przeprosiny. Też coś! Odebrała te kwestie jako wyraźnie zaznaczenie winy, a wina wymagała błagalnych modlitw o wybaczenie. Philippa się w coś takiego nie bawiła.
Żmiję to ja właśnie na drodze spotkałam, przeszło jej przez myśl, ale powstrzymała te słówka. Dziewczyna puchła z irytacji, lepiej nie podgrzewać atmosfery, choć ta wizja może nawet kusiła głodną zemsty Moss. Cała sytuacja stawała się dość absurdalna, rosły wściekłe emocje, które wzięły się właściwie znikąd. Te dwie chyba nie miały szansy zawiązać sojuszu. Ależ to dziwne, że łączyła je przyjaźń z pewnym malarzem i że nigdy się w jego otoczeniu nie poznały. Może Johnny wiedział, że nigdy by się nie dogadały ze sobą, może rozdzielał świat rudej laleczki i portowego królestwa. A może nawet o tym nie pomyślał.
- Ja patrzę pod nogi, ale ty zdecydowanie przesadzasz z rozrzucaniem obrazków po polanie – burknęła, zakładając dłonie na ramionach. Artyści bywali ekscentryczni, lubiła ich, ale ta tutaj działała jej wyjątkowo na nerwy. – Wąż ma tu swój dom. Ty również? – zapytała kąśliwie i lekko uniosła brwi. No proszę, porównanie mogło idealnie pasować. – Też jesteś gościem. W dodatku piekielnie przemądrzałym. Przypadek, stało się. Nic nie mogę na to poradzić – oświadczyła, mając jeszcze kilka paskudnych słów na języku. Potrafiła być piekielnie wredna, jeśli tylko się o to postarała. Tylko czy w tym przypadku dziewczyna cokolwiek pojmie? Zrozumie, że to zlepek nieplanowanych gestów, które wplątały je obydwie w tak kuriozalną sprawę? – Sprawa jest już jasna. Moje przeprosiny cokolwiek zmienią? Odratują ten malunek? Zatrzymają twoje terminy? Pocieszą cię? – rzucała dalej, nie wierząc w sprawczą moc jednego słowa. – Namalujesz drugi i tyle. Nigdy nie zniszczyłaś przypadkiem swojej pracy? Mnie się to zdarzyło. Inni robili to również i jakoś nie burzyłam się z tego powodu na cały świat. To niewiele zmienia – kontynuowała trochę kłamliwie, bo jak ktoś w Parszywym wpadł na nią i spowodował potrzaskanie całej tacy z napojami, to najpewniej lądował za drzwiami tawerny i tyle go widziano. Chyba że mowa o tych, którzy mogli liczyć na specjalne przywileje. W tej historii ich nie było. – Przecież masz magię – zasugerowała na wspomnienie o kosztach. Irytowało ją to paniusiowanie. Nie była aż tak stara, by niewiele młodsza dziewucha wołała do niej jak do rozpadającej się prukwy. – Nie wierzę, że nie znasz odpowiednich metod. Zatrudniałam raz kobietę, która naprawiała wyjątkowo zniszczony obraz. Udało jej się – wspomniała, przywołując obraz mrocznej damy z ciemnych uliczek Londynu. Syrena znów mrugała do żeglarzy i wszystko było tak jak dawniej.
No, niech tylko spróbuje jej wystawić rachunek. Dzieło porzucone na ścieżce. To przecież normalne, że ktoś może w nie wejść. Dosłownie. Moss nie była z natury człowiekiem wrednym, ale ta tutaj wyjątkowo ją irytowała.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]28.07.20 12:25
Gdyby pani patrzyła pod nogi to zauważyłaby pani obraz! Trawa tu wcale nie jest aż tak wysoka! – odpowiedziała, kładąc dłoń na biodrze.  
Doskonale wiedziała, ze ta kłótnia niczego nie zmieni i że nie wniesie nic nowego ani w jej życie, ani w życie nieznajomej. Sytuacja życiowa Gwen była jednak w ostatnim czasie bardzo napięta, więc zachowanie Philippy po prostu przelało czarę goryczy. Na członków Zakonu trudno było się wściekać, podobnie jak na Macmillanów, którzy przecież pomogli jej w tak trudnej porze. Panna Moss była jednak na tyle źle wychowaną osobą, że wściekanie się na nią przez popełniony błąd było po prostu znacznie łatwiejsze.
Wzięła jednak głęboki oddech, starając się mimo wszystko trzymać emocje na wodzy. Och, ta dziewczyna! Cóż ona sobie myślała?! Ugh!
Jeszcze jeden głęboki oddech. Tak na uspokojenie. Nie krzycz, ona jest po prostu głupia, nie warto – mówiła sobie w duchu.
Ja przynajmniej szanuje ten dom i nie odwiedzam go w zwierzęcym futrze – warknęła, przypominając sobie tamto spotkanie wśród bahanek. W każdej innej sytuacji nie miałaby nic przeciwko takiemu stroju, ale… wśród zwierząt? W futrze?! Przecież one widzą, co człowiek na sobie nosi! To znaczy… chyba. A przynajmniej niektóre.
Znów – głęboki wdech, oczy przymknięte na sekundę czy dwie, aby na pewno nie wybuchnąć. Głos Gwen jednak tak czy siak drżał. Trudno było nazwać malarkę idealnie opanowaną osobowością.
Nie wiem jak pani, ale ja o swoją własność dbam – stwierdziła. Oczywiście, że zdarzyło jej się źle namalować postawić plamę koloru, ale to nigdy nie była całkowita destrukcja dzieła, tak jak w tym przypadku! – Niech się pani lepiej przestanie zachowywać jak dziecko i zejdzie mi z oczu. Jak pani widzi, mam sporo pracy – dodała, butnym tonem, mając nadzieję, że Philippa naprawdę odejdzie i przestanie zabierać jej czas, pozwalając na ukojenie nerwów oraz przemyślenie tego, jak powinna odratować całą tę sytuację.
Niestety, dziewczyna jak na złość nie chciała się odwrócić na pięcie i pójść, bo kontynuowała swoją tyradę i jeszcze udawała, że coś wie o sztukach plastycznych!
Wyjątkowo zniszczony? Czyli nie tylko rozmazany i wypłowiały, ale też z wielką dziurą na samym środku? Niech mnie pani nie rozśmiesza. Naprawdę, nie jest tu pani chyba mile widziana! Proszę stąd iść albo wezwę właściciela – dodała, poirytowana tylko coraz bardziej. Jednocześnie podniosła swój zniszczony obraz, spoglądając na niego pustym wzrokiem. Tu naprawdę nic nie była w stanie zrobić poza stworzeniem tego zupełnie od nowa. Straci czas, pieniądze i być może klienta, jeśli nie wyrobi się w terminie. Właśnie tego jej brakowało w wojennym czasie! Niech to licho!


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]13.08.20 14:00
I tak mogły się kłócić w nieskończoność. Moss winna zaraz jej odpyskować, a potem wysłuchiwać kolejnej wykrzyczanej w złości odpowiedzi. Dwie baby o dwóch różnych racjach. Może tego sporu nie dało się rozstrzygnąć na polanie. Nie zamierzała przerywać swojego miłego wypoczynku niepotrzebnym, wręcz idiotycznym starciem z jakąś nawiedzoną małolatą. Ale ta nie ustawała w żałosnych nawoływaniach. Wyssane z palca argumenty próbowały wpędzić Fils w pułapkę. Co za dziewucha!
– Skoro to dla ciebie takie cenne, to powinnaś ich lepiej pilnować. A tak co? Rzucasz byle gdzie i nawet nie patrzysz, co się potem z nimi dzieje. Nie wiń mnie za swoją bezmyślność. Ja nie muszę przed każdym krokiem sprawdzać, czy ktoś nie podsunął mi pod but dzieła życia. Ale cóż, masz to swoje płótno, to będziesz mogła wylać frustrację… – oświadczyła, twardo trzymając się swojej postawy. Nie będzie jej ta nierozgarnięta artystka rozliczać, ani tym bardziej dyktować warunków. To jednak znów zamierzała uczynić, przywołując jakże kuriozalną scenkę z ich wspólnej przeszłości. – No proszę! Skoro tak się troszczysz o los futrzaków, to może powinnaś namalować jakiś plakacik. Wielki afisz z rudą bohaterką stworzeń – mruknęła zirytowana jej przedłużającym się gadaniem. – Ale i to nie zrobi im różnicy – dodała ciszej, odwracając spojrzenie od nieprzyjemnej osoby. Gdyby Filipa była stworzeniem, zapewne rzuciłaby się na rudą z pazurami, nie oszczędzając tej gładkiej buzi. To dopiero byłoby dzieło sztuki. Jednak nie kierowały nią żadne zwierzęce instynkty. Trzymała głowę na karku dość mocno. Przedstawienie trwało, ale żarówki zaczynały się wypalać. Faktycznie, należało natychmiast zakończyć beznadziejną dyskusję, zanim faktycznie którąś z nich wzniesie rękę, nogę, różdżkę.
O tak, widziała to sporo pracy. Wiatr we włosach, rumieniec na policzku i piętrzące się niezamalowane kawałki. Czas traciła, lamentując żałobnie, w dodatku wciąż stała jej na drodze. Między nimi dogorywało zniszczone dzieło, ale na o wiele większą uwagę zasługiwały te prawie widoczne fale napięcia. Filipa lekko przesunęła palcem po ustach, jakby zamierzała rozważyć jej słowa. – No nie wiem, może powinnam zostać. Przysłużyć się twojej sprawie… - zaczęła się perfidnie droczyć, a potem obeszła resztki starego obrazu i popatrzyła na resztę prac panienki.
Zaczepki Moss, kolejne wbijane przez nią szpileczki jawnie dolewały oliwy do ognia. Obserwowała to z satysfakcją, czując dziwny triumf. Przy tej dziewuszce wredna natura Moss odżyła i to z potrojoną siłą. Jeszcze trochę, a główna aktorka tupnie nóżką i w napadzie szaleństwa wrzuci obrazy do jeziora. O, właśnie… - Powiadają, że to jezioro ma magiczne właściwości. Zatop obraz, może dziura zniknie. Kto wie? Może przydarzy się cud… – rzuciła, odchodząc kawałek już od niej. – I nigdy nie zakładaj, że już wiesz wszystko, że tylko ty masz rację. To zła droga, bardzo nieroztropna.
Choć na tę przemądrzałość chyba już nie było lekarstwa. No nic, Moss postanowiła się wycofać i wrócić do swoich spraw. Nie liczyła na to, że malarka pojmie swój błąd. Że zrozumie jej racje. Należało skończyć parszywą scenkę, nim zapalą się trawy wokół nich.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]18.08.20 23:49
Gdyby panna Moss nie miała zamiaru się kłócić to przecież odwróciłaby się na pięcie i poszła w siną dal. Mogłaby nawet nie przepraszać, ale przecież nie musiała się wykłócać! A jednak to robiła. Och, ta głupia baba. Gwen aż korciło, by wyciągnąć różdżkę i nauczyć ją porządku. Wiedziała jednak, że musi nad sobą panować i być ponad to, na ile to było możliwe. Wzięła głęboki oddech. Profesjonalizm. Musiała zachować profesjonalizm, a profesjonalizm oznaczał spokój. Powolne oddechy i ruchy. Wyciszenie się, na ile to było możliwe. Przy tak głupiej krowie na nic zdawały się przecież dalsze kłótnie.
Nalegam, aby opuściła pani ten teren. To prywatne miejsce i nie ma pani zgody, aby tu przebywać – powiedziała tak stanowczym i tak spokojnym tonem, na jaki było ją stać: – Proszę mi uwierzyć, że nikt tu nie będzie miał problemów z wyegzekwowaniem tego – dodała. Ona miała różdżkę, a właściciel okolicznych łąk lubił polować. Niezależnie od tego, które z nich miałoby odstraszyć dziewczynę z tego miejsca, wiedziała, że wyjdzie na jej. Przecież ktoś taki jak ta lekkomyślna dziewczyna nie mógł być lepszy w czarach od niej. Nie wierzyła w to.
Zmarszczyła brwi.
Nie będę powtarzać po raz kolejny – dodała, coraz bardziej zniesmaczona tym spotkaniem. Och, czy przypadkiem z takich zachowań nie powinno się wyrosnąć po szkole? Może ta młoda kobieta była opóźniona w rozwoju, czy… czy coś? Jeśli tak, Gwen i tak nie miała zamiaru jej pomagać. Problemy osobiste powinno się z kimś omawiać, a nie być tak paskudnym względem obcych ludzi!
Już brała kolejny uspokajający oddech, gdy…
CZY JA MÓWIĘ, ŻE MAM WE WSZYSTKIM RACJĘ! Na Boga, czy pani w ogóle siebie słyszy?! Zniszczyła mi pani całe dni pracy i jeszcze śmie mi pani mówić, co mam robić! Proszę stąd iść, bo jak Boga kocham, nie ręczę za siebie. – Jej dłoń ostrzegawczo powędrowała w stronę kieszeni, w której zalegała różdżka. Spojrzenie jasnych oczu panny Grey nie pozostawiało wątpliwości. Philippa doprowadziła ją już niemal na skraj.
Och, jedno dobre lamino i byłoby po wszystkim! Choć może nie powinna być aż tak okrutna? Bo czy taka głupota zasługiwała na tak potężne czary? Pewnie ta głupia żmija uciekłaby na samego upiorgacka.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]19.08.20 15:17
Najwyraźniej obydwie interpretowały pułapkę losu, w której przyszło im tkwić, skrajnie różnie. Philippa pozostawała nieustępliwa, trochę się nawet zaczynała bawić naiwną, rozkapryszoną panieneczką od malowanek. Wiedziała, że ją irytuje i grała w to, czując niezmąconą przyjemność. Dawno już z nikim się nie droczyła. Kilka dni poza portem i już zaczynało jej brakować tych obrzydliwych, perfidnych przekomarzanek. W dokach takie trzpiotki rzadko się trafiały, zwykle darła koty z marynarzami. Ci zaś dysponowali zupełnie innym wachlarzem argumentów. Moss przecież nie była zła, co najwyżej wyraźnie rozdrażniona ostatnimi kaprysami losu. Panna malareczka miała pecha, że akurat tego dnia Fils weszła na jej ścieżkę. Ups, popękane obrazki i zawiedzione nadzieje. W dodatku kłóciła się dziewczyna dalej, będąc święcie przekonaną o własnych racjach. Niedoczekanie. – Prywatne miejsce. Wciąż to powtarzasz. Masz nad nim pieczę? To twoje tereny? – mówiła kpiąco, lekko też kręciła głową, dla podkreślenia absurdu jej wywodu. – Opanuj się. To otwarta przestrzeń. A jeśli nawet czyjaś, to na pewno nie twoja, bo byś zdążyła mi machnąć dziesięć razy aktem własności, prawda? Ale go nie masz i nie masz pojęcia, kto go ma… - mruczała dalej, przekładając irytację w wyjątkowe jadowite słówka.
To nie powtarzaj.
Tylko że odpowiedzią nie były słowa. Odpowiedzią był szyderczy uśmieszek i brwi, które zdawały się mówić soczyście: doprawdy? Niczego nie wiedziała, ale pyskowała, jakby pozjadała wszystkie rozumy. Im mocniej naciskała, tym większą ochotę miała Moss, by pozostać tu i jeszcze ją podrażnić.
– To teraz chciałabyś pogrozić mi różdżką? Nie radzę –
zacmokała z dość łagodnym głosem, zupełnie opozycyjnym do jej wrzasków. – W nerwach możesz zrobić coś, czego będziesz bardzo żałowała. Kimkolwiek jest ten Bóg, powinnam mu pogratulować cierpliwości. Jeżysz się jak rozgniewana kocica, a to przecież drobnostka. Zostawię ciebie i twoje obrazy, zanim w szale zaczniesz sama je niszczyć… - oświadczyła w końcu, czując, że należało już zejść ze sceny. Posłała jej jeszcze ten pożegnalny uśmiech i obróciła się dość zwinnie, tłumiąc kolejny grymas na twarzy. Miała rację. Jedno lamino i płakałaby przez kolejne tygodnie pocięta jak prosię w rzeźni. Przykry widok, dość krwisty. Philippa nie była krzywdzicielką, ale dziś przez chwilę naprawdę poczuła, że mogłaby jej dać nauczkę. Ta myśl właśnie odprowadziła ją do chaty znajomych, ta myśl zdawała się dreptać za nią jeszcze przez kolejne dni. Jeden zniszczony obrazek i taka afera. Może magipsychiatra powinien zgasić te kłębiące się w dziewczynie pożary. Philippa nie mogła i nawet nie starała się, by zrozumieć jej gniew i żal. Nie liczyła jednak na to, że jeszcze kiedykolwiek będzie im dane się spotkać.


zt
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]08.10.20 9:09
Pokręciła głowa, zdenerwowana.
Czarodzieje – powiedziała z pogardą. – Ślepi na wszystko wokół, jak zawsze.
Nie potrafiła tego zrozumieć. W jaki sposób ta dziewczyna uważała się za nie-wiadomo-kogo, skoro nie tylko była tu obca to jeszcze na dodatek nie miała podstawowej wiedzy o świecie? To właśnie tacy jak ona – ci cholerni ignoranci – doprowadzili do wojny. Och, ta dziewucha powinna trafić do Tower! Niestety, najpierw musieli odbić Londyn, co z ich wpływami wcale nie było takie proste.
Uniosła brwi, śmiejąc się ironicznie i nerwowo, gdy dziewczyna zaczęła odchodzić. Mogłaby ją zatrzymywać i dalej się wykłócać, ale czy to miało jakikolwiek sens? Wypuściła nerwowo powietrze z płuc. Głupia idiotka! Zaczekała, aż dziewczyna zniknie za horyzontem, próbując się uspokoić. Na Merlina, jeśli kiedykolwiek na nią wpadnie na pewno jej nie odpuści. Z takim chamstwem i brakiem dobrego wychowania nie spotkała się chyba nigdy. Szczególnie ze strony innej kobiety. Mężczyznom jakoś łatwiej było wybaczyć głupotę i samouwielbienie.
Już nieco uspokojona (choć ręce dalej trzęsły jej się z nerwów) pochyliła się ku obrazowi zniszczonemu przez Philippę. Chyba naprawdę nic z niego nie będzie. Przez chwilę stała w bezruchu, zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić. W końcu postanowiła. W tym nastroju nic dobrego z jej dalszej pracy nie wyniknie. Powoli zabrała się więc za pakowanie swoich rzeczy.
Miała nadzieję, że w domu pracodawcy ktoś będzie. Pokaże mu obraz… wyjaśni. Powie prawdę, oczywiście, że tak. I zachęci do wypuszczenia psów na teren. Co prawda nie one nie powstrzymają czarnoksiężnika, ale sprawią, że mugole będą przynajmniej odrobinę bezpieczniejsi. Może po kryjomu powinna też nałożyć na ich dom zaklęcia ochronne. Będą bezpieczniejsi. Gdyby tylko chcieli się stąd wyprowadzić! Niestety, właściciel ziemski był zbyt przywiązany do swojego terenu, aby go opuszczać, a Gwen nie miała możliwości, aby zmusić go do zmiany zdania.
Gdy spakowała wszystko, pokręciła jeszcze raz głową, spoglądając na zwierzęta. No nic… Nic tu więcej nie zrobi ani nie zdziała. Ruszyła w stronę domostwa. A ta głupia żmija niech się wypcha, ot co.


| zt


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]01.02.21 20:15
|13 października '57

Trzynaście lat minęło od momentu, w którym widzieli się po raz ostatni. Nawet jej najśmielsze przemyślenia nie dotarły do tak absurdalnego scenariusza. Vincent od zawsze był dla Luny uprzejmym, starszym kolegą jej brata. Ona chyba nie mogła o swojej uprzejmości powiedzieć nazbyt wiele. Była upartym, często złośliwym dzieckiem, a już w szczególności dla ludzi, których naprawdę lubiła lub szczególnie szanowała. Żyła w przeświadczeniu, że lepiej nie okazywać wszystkich swoich uczuć i emocji, a zamknięcie się na innych chroni ją przed rozczarowaniem, którego jako dziecko przecież bała się najbardziej. Vince bywał na Farmie dość częstym gościem. Znał jej rodzeństwo, znał jej rodziców. Wprowadzał do ich domu luźną atmosferę i z perspektywy czasu wiedziała już dlaczego tak łatwo przychodziło jej bycie dla niego złośliwym. Szczenięce zauroczenie. Pierwsze mocniejsze bicie serca, pierwsza miłostka, która w jej dziecięcym umyśle urosła do rangi wielkiego, prawdziwego uczucia. Po tylu latach wydawało jej się to całkiem zabawne i nawet urocze. Nigdy jednak przez myśl by jej nie przeszło, że mężczyzna postanowiłby się na niej odegrać. Nigdy nie emanował złośliwością. Nawet, gdy celowo utrudniała mu życie. Nawet, gdy świadomie zjadała mu ostatni kawałek szarlotki.
Prawda wyszła na jaw dopiero trzynaście lat później. Tyle czasu zajęło Lunie przeczytanie jednej książki. Nie chwaliłaby się tym faktem, gdyby nie cała otoczka sytuacji. Książka naprawdę ją wciągnęła i trzymała w napięciu do samego końca. Traf chciał, że nie mogła poznać zakończenia bez ostatniej strony. Jak to zwykle bywa, wszystkie tajemnice wychodzą na jaw dopiero na samym końcu. Tajemnicy książki szatynka nie poznała, ale rozwiązała inną. Zamiast ostatniej strony, która została brutalnie wyrwana, Lupin znalazła pożółknięty liścik. Szybko okazało się, że sprawcą całego zajścia był Rineheart. Oburzony tym, że Luna zjadła ostatni kawałek szarlotki, który przecież był zostawiony dla niego, postanowił zniszczyć jej dziecięca marzenia i pozbawił ją zakończenia książki, którą finalnie przeczytała dopiero po trzynastu latach. Brzmiało to dość nieprawdopodobnie. Sama też nie do końca w to wierzyła i była pewna, że mężczyzna już dawno ów stronę wyrzucił do śmieci. Szybka wymiana listów pokazała jej, że prawda może zaskakiwać. Vince nigdy nie wyrzucił strony, którą wyrwał ze starej książki. Może liczył, że kiedyś uda jej się dotrzeć do końca książki, a może zapomniał już o dawnych zatargach z małą siostrzyczką przyjaciela ze szkoły.
Z jednej strony wydawało się to groteskowe. Mogła odpuścić sobie już książkę i zająć się swoim życiem. Jednak wymiana listów z mężczyzną sprawiła, że jeszcze bardziej się podjudziła. Była ciekawa czy się zmienił, była ciekawa jaki jest teraz. Z drugiej strony widziała w tym wyzwanie. Czy kawałek szarlotki był wart podobnych zatargów? Patrząc na to, że po tylu latach nadal  posiadał wyrwaną wtedy stronę, to odpowiedz musiała być twierdząca.
Czarownica przybyła na miejsce chwile przed czasem. Było to dziwne zważywszy na to, że raczej zdarza jej się wszędzie spóźniać. Nad jeziorem oprócz niej nie było żywej duszy, dlatego ignorując już jesienne zimno usiadła na ziemi podkulając nogi. Obok siebie ułożyła mały, skórzany plecak, bez którego raczej się nie ruszała.


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]28.04.21 23:01
Świat bywał naprawdę dziwny i przewrotny; potrafił zesłać na swych ulubionych mieszkańców serię niefortunnych zdarzeń, podpuścić do niegodziwych postępowań, które na pierwszy rzut oka wydawały się absurdalne, niedorzeczne, a przede wszystkim dziecinne. Trzynaście lat temu, pewnego, letniego popołudnia spędzanego na jednym z ulubionych miejsc na tym ziemskim padole dopuścił się ów haniebnego czynu. Niczego nie żałował. Przyjemny, słoneczny, wakacyjny czas był okresem pożądanym, wyczekiwanym przez każdego, normalnego uczniaka; jednakże nie przez niego. Perspektywa powrotu do ciasnych, czterech ścian londyńskiego domostwa napawała szczerą niechęcią, ogromnym zrezygnowaniem i wyraźnym zdegustowaniem. Świadomość spędzenia dwóch, wydłużonych miesięcy pod okiem upartego i nieustępliwego wychowawcy odpędzała cały, nagromadzony entuzjazm, szerokie spektrum rzadko spotykanego optymizmu. I choć coraz większa rezygnacja, zawód wymalowany na posępnej twarzy kierował się w stronę niezdyscyplinowanego syna, wiedział, że staruszek nie odpuści żadnej, możliwej okazji, aby wtłaczać swą niereformowalną ideologię, wyrazić dezaprobatę karygodnym postepowaniem pierworodnej latorośli wobec wytyczonej, najlepszej ścieżki kariery. Nie był w stanie uchronić ukochanej, młodszej siostry, która przepadła już na dobre; szczelne, manipulatorskie macki oplotły jej drobne ciało, zakleszczyły w pokręconym, ubezwłasnowolnionym, ojcowskim świecie. Ciągle uciekał; wymykał na całe dnie błąkając się po zakurzonych ulicach rozgrzanego miasta. Wyszukiwał nowe inspirujące lokalizacje, usytuowane w zielonych odmętach nienaruszonej przyrody. Dzięki nim, ukrywał się przed złośliwą rzeczywistością wraz ze stertą różnorodnych powieści przygodowych oraz naukowych tomiszczy. Korzystał z uprzejmości najbliższych przyjaciół, którzy zapraszali go na kilkudniowe wyjazdy. Lubił wkroczyć w głębię prawdziwej rodziny, poczuć wyjątkowy, specyficzny klimat. Dlatego tak dobrze czuł się na rodzinnej farmie rodziny Lupin; rozległe, niepoznane tereny ciągnące się w nieskończoność. Bliskie, bezpośrednie obcowanie z tamtejszą florą oraz fauną, odpędzającą wszystkie, nagromadzone troski. Kąpiel w ochładzającym jeziorze, odległe eskapady z dwójką nieustraszonych bliźniaków, a także niesamowite wieczory tonące w oparach parującej ziemi, śpiewu świerszczy i wodnych mieszkańców pobliskiego akwenu. Długim rozmowom nie było końca. Poznawał wszystkich członków rodziny robiąc jak najlepsze wrażenie na gościnnych gospodarzach, a także na niej. Najmłodsza przedstawiciela rodziny nie przypominała dziewczyn w podobnym wieku. I choć jak typowy starszy brat, lekko złośliwy kolega, lubił zaczepiać ją przy każdej możliwej okazji, finalnie poddawali się fascynującej rozmowie na wiele tematów przy kubku gorącej herbaty wypijanej na ganku drewnianego budynku. Cieszył się, że tak ochoczo interesowała się książkami, wsłuchiwała w opowieści, które snuł bez mrugnięcia okiem. Niemalże nie zauważył momentu, w którym coś dziwnego zmieniło się w jej zachowaniu. Stała się zimniejsza i oschła. Jej ton nasiąknął sarkazmem, zjadliwością, której nie do końca rozumiał. Starał się puścić ją mimo uszu, odejść w zupełnie inną stronę, zrzucić na ciężkie dojrzewanie. Jednakże, gdy pewnego dnia, widząc jak okrutnie przepada za szarlotką ich rodzicielki, kiedy z premedytacją wchłonęła ją na jego oczach, nie mógł pozostać dłużny… Zniszczył książkową świętość, wyrwał stronę, która spoczywała między kartkami wieloletniego notatnika. Bezpieczna, wyczekująca na zgłoszenie jadowitej właścicielki. I tak się stało.
Sam nie podejrzewał się o takie zachowanie, praktycznie zapomniał o małym liściku wsuniętym między karty pasjonującej książki. Dobrze wiedział, że była jedną z tych, która potrafiła wciągnąć na długie, nieprzerwalne godziny. Trzymająca w napięciu, nieprzewidywalna; nic dziwnego, iż panna Lupin zapragnęła ponownie pochylić się nad jej drobnym drukiem. Miał dziś całkiem przyzwoity humor. Szybko uporał się z codziennymi, rutynowymi obowiązkami. Nie zamierzał brać żadnych zleceń, nie był na to gotowy. Traumatyczne skutki podziemnej, więziennej wyprawy nadal dawały o sobie znać. Będąc we własnych czterech ścianach czuł się naprawdę nieswojo; odwracał głowę za każdym razem gdy silny dźwięk rozkołysanej gałęzi, uderzał w blaszaną strukturę dachu. Przełknął ślinę. Nakarmił małego, futrzanego potwora i ściągając ze stołu odpowiednie rzeczy, wyszedł na zewnątrz gotowy na to nietypowe spotkanie. Nie mógł doczekać się ów konfrontacji, czy pamiętał jeszcze jak wygląda? Czy rozpozna przyjazną aparycję skrytą między spacerowymi drużkami przy malowniczym jeziorze? Jak zareaguje, czy będzie na tyle gwałtowna, aby zaatakować go tak samo jak jej brat, kilka miesięcy temu? Westchnął ciężko. Przyciągnięty dość przyjemną, spokojną pogodą, opatulił szyję i zasiadł na wysłużonej miotle. Na miejscu pojawił się około godziny później, gdyż słaba orientacja, kilkukrotnie pomyliła wyznaczony kierunek. Bał się, że ktoś niepożądany może śledzić każdy jego krok; nie mógł narazić jej na żadne niebezpieczeństwo. Wolnym krokiem podążał wydeptaną ścieżką podziwiając piękno przekwitającej natury. Na moment zatrzymał się przy bardziej interesującym okazie, obiecując sobie, że wróci do niego później. Pierzaste chmury sunęły po czystym niebie, kiedy ujrzał dziewczęcy profil schowany w ździebłach strzelistej trawy. Stanął nieopodal poprawiając punkt widzenia. Nie był pewny czy to na pewno ona. Przechylił głowę, zmrużył powieki i wyrzucił na powitanie: – Mała Luna? – zaczął zaczepnie, niemalże od razu. Usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. – Nie poznałbym cię przez te włosy. Nie boisz się, że siedząc na ziemi złapiesz wilka? – zapytał spokojnie chowając ręce do kieszeni spodni. Zmieniła się, wydoroślała, wypiękniała… Miał nadzieję, że mimo rozszalałej wojny, dawała sobie radę.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]20.05.21 12:34
Wcale nie dziwiła się, że ludzie tak bardzo zachwycali się ich farmą. Było w niej coś magicznego. Brzmi to abstrakcyjnie zważywszy na to, że wszystko w świecie czarodziei okalane jest magią, ale to był całkowicie inny rodzaj czarów. Taki, który rzucony jest przede wszystkim na serca. Yorkshire było pięknym hrabstwem. Cudowne polany, rwące potoki i dostęp do gwałtownego morza. Farma Lupinów znajdowała się w północnej części hrabstwa i dzięki temu było tam jeszcze urokliwiej. Domy oddalone były od siebie o dobre kilometry, ludzie spotykali się zwykle na targach, a wtedy stęsknieni za obecnością innych głów potrafili rozmawiać ze sobą godzinami. Nie trzeba było na siłę szukać ciszy, bo ta przychodziła sama i choć dla wielu było to zbawienie, to dla niej często największe strapienie. Dziwiła się, że jej rodzeństwo tak bardzo wrosło w naturę, która ich otaczała. Nie szukali sposobu na wyrwanie się z tych urokliwych rejonów wierząc, że niczego więcej do szczęścia nie potrzebują. Ona od zawsze była inna. Nie bez powodu wśród swoich najbliższych kompanów czuła się jak cień. Wszystko co budowało ich wspólną więź ją od nich oddalało. Chciała więcej, pragnęła więcej. Marzyła o wielkich miastach, światłach tak ostrych, że zobaczenie gwiazd stałoby się niemożliwe. Marzyła o życiu wśród ludzi, o głośnej muzyce i dudnieniu kroków na parkiecie. Może właśnie jej niespełnione marzenia sprawiły, że czarownica w pewnym momencie życia stała się upiorem w ludzkiej skórze. Z perspektywy czasu nie wspominała tego okresu źle. Miała swój charakter, który dojrzał, ale przecież tak bardzo się nie zmienił. Po części udało jej się spełnić marzenia, które spędzały jej sen z powiek, ale finalnie ona jako jedyna z Lupinów powróciła do korzeni by opiekować się zmarnowanymi życiem rodzicami. To był ciężar, którzy przyszło jej teraz dźwigać i byłaby głupia, gdyby w tym wszystkim znalazła jeszcze sposób by siebie winić.
Doskonale pamiętała Vincenta z dawnych lat. Był częstym gościem na farmie, a ona choć dużo młodsza miała przynajmniej o czym z mężczyzną porozmawiać. Do dziś pamiętała jak bardzo zaimponował jej otwartością. Mogła godzinami mówić o planach i marzeniach, a on wcale nie wyglądał na znudzonego, mało tego… potrafił z nieopisaną wdzięcznością opowiadać o swoich zamiarach. Wszyscy w domu za nim przepadali i co dziwne Lunie wcale to nie przeszkadzało. W pewnym momencie w jej małym ciele coś zaczęło się zmieniać. Nie wiedzieć czemu zaczęła wyglądać Rinehearta na horyzoncie, zadawała miliony pytań z nadzieją, że mężczyzna w najbliższym czasie ich odwiedzi. Doszło nawet do tego, że jej starsze rodzeństwo zaczęło się z niej naśmiewać oskarżając ją o głębsze uczucia. Na początku temu uparcie zaprzeczała, ale kiedy dotarło do niej, że to może być prawda postanowiła całkowicie odciąć się od tych romantycznych uczuć. Każdą jego obecność w domu ignorowała, często była nawet wredna pilnując się by czasem ten nie rozpoznał jej prawdziwych zamiarów. Z perspektywy czasu wygląda to abstrakcyjnie. Kiedy kogoś naprawdę lubisz spraw by cię znienawidził. No cóż… w tamtym czasie nie była mistrzem dedukcji.
Zajścia z ciastem w roli głównej raczej nie pamiętała. Tak naprawdę było wiele momentów, które mogłyby go sprowokować do tak drastycznych kroków. Kiedy jednak, po tylu latach sięgnęła po dobrze znaną jej książkę, a zamiast ostatniej i warto zaznaczyć – najważniejszej strony, dostrzegła znajome pismo wiedziała, że dojdzie do konfrontacji.
Słysząc zbliżające się kroki uniosła wzrok. W ostatnim czasie spotykała na swojej drodze wiele osób ze swojej przeszłości. Bez wątpienia jednak widok Vincenta po tak długim czasie był dla niej szokujący. Pewnie nawet nie poznaliby się na ulicy, choć dłuższe spojrzenie pozwoliło jej dostrzec znajome rysy twarzy. – Tylko przez włosy? – zapytała, a na jej ustach pojawił się delikatny i zadziorny uśmiech. – Ty wciąż mi nie wyglądasz na złodzieja – dodała wskazując miejsce obok siebie. – Nie martw się, zajęłam ci miejsce – odparła wskazując miejsce obok siebie. Zawsze bawiły ją takie zrządzenia losu. Nawet jeśli na początku pluła na niego jadem za wyrwanie ostatniej strony z książki, to teraz całkiem ją ta sytuacja bawiła. Nie miała jednak zamiaru tak łatwo dać za wygraną. – To co, jak się bawiłeś moim kosztem przez te wszystkie lata? – zapytała spoglądając na niego z dołu. O nim nie mogłaby powiedzieć – Mały Vincent.


no one can say what we get to be so why don't we rewrite the stars?
Luna Lupin
Luna Lupin
Zawód : właścicielka farmy, dawna solistka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We li­ve, as we dream – alo­ne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8986-luna-lupin?nid=2#270434 https://www.morsmordre.net/t8996-azra#270488 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-north-yorkshire-farma-lupinow https://www.morsmordre.net/t8998-skrytka-bankowa-nr-2117#270564 https://www.morsmordre.net/t8999-luna-lupin#270567
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]27.06.22 22:28
30.05, południowe West Yorkshire

Dzień był naprawdę piękny, a tafla jeziora wyglądała jakoś spokojniej niż zapamiętał. Nic dziwnego, ostatnio widział ją rok temu. W pełnię. Pierwsze miejsce, w którym przykuł się nielegalnie, łamiąc warunki rejestracji po Bezksiężycowej Nocy. Od tamtej pory już tu nie wracał, zmieniając co pełnię miejsce zamieszkania jak ścigany pies, ale okoliczne lasy były odpowiednio puste i rozległe, by ukrywali się tutaj inni. Bojówkarze Harolda Longbottoma, używający trasy pomiędzy granicami Lancashire i Derbyshire jako kryjówki w sercu walk. Opowiednio skomunikowani ze wsparciem płynącym z promugolskich terenów, służyli na razie w Yorkshire, gotowi wesprzeć bojówki w sąsiadujących hrabstwach. Drzewa w lesie nadal były połamane po marcowym huraganie, zwolennicy Zakonu Feniksa przybyli tutaj stosunkowo niedawno, korzystając z chaosu.
Przeleciał na miotle nad jeziorem, usiłując powstrzymać myśli o nadchodzącej pełni księżyca, już pojutrze. Nie lubił tych patroli tuż przed, zawsze miał wrażenie, że jeśli coś się zdarzy - informacja rozpoczynająca dłuższe śledztwo, pościg za czarnoksiężnikiem, ewakuacja cywili - to będzie miał za mało czasu na interwencję dłuższą niż kilka lub kilkanaście godzin, że będzie wyłączony z akcji. Koledzy wiedzieli o jego przypadłości (jakże nie znosił tej zakamuflowanej metafory! O likantropii, nie przypadłości, miał ochotę czasem wykrzyczeć gdy ktoś użył przy nim tego słowa, ale aurorzy mieli lepsze rzeczy do roboty niż łapanie się za słówka...), rzecz jasna, o przymusowym wolnym, o tym, że w samą pełnię księżyca będą musieli go czasem zastąpić. Nie znosił jednak niedokończonych spraw, dreszczu wstydu z jakim trzeba przekazać "sprawdź jeszcze tamten trop, bo nie zdążyłem", irytacji z jaką chciał warczeć na innych w przeddzień pełni. Zawsze miał wrażenie, że co miesiąc ściga się z czasem by zamknąć wszystko, co musi przed dwudniowym wypadnięciem z obiegu. Najczęściej i najchętniej pracował wtedy sam, patrolując przygraniczne tereny, przesłuchując jeńców (potrafił być wtedy zaskakująco efektowny, najwyraźniej próby zastraszania wcale nie brzmiały pusto gdy naprawdę miał ochotę skoczyć komuś do gardła), lub planując akcje na dalszą część miesiąca. Tak, jakby nie wierzył, że każda pełnia może być jego ostatnią, przynajmniej ostatnią jako aurora - a przecież lęk cały czas czaił się z tyłu jego głowy. Gdy wybuchła wojna i po rozesłaniu listu gończych bał się o siebie - o to, że jest ścigany, a przez jedną noc w miesiącu frustrująco bezbronny. Częściej bał się jednak o innych, o to, jak łatwo o wypadek - a po takim nie wróciłby przecież ani do pracy ani do siebie. Czasem zastanawiał się, czy bywa przed pełnią tak drażliwy bo musi, bo jego ciało i umysł czują już nadchodzącą przemianę - czy może raczej dlatego, że w obliczu nieuchronnego coraz trudniej uciekać mu od zbyt frustrujących myśli. Kiedyś spytał o to Faolana, ale on spytał tylko "a jak sądzisz?", a Mike uznał, że uzdrowiciele od spraw umysłu potrafią być bardziej frustrujący od pełni księżyca.
Dzisiaj, choć najchętniej nie rozmawiałby z nikim poza rodziną, musiał jeszcze zasięgnąć słuchu w kryjówce bojówkarzy. Podczas patrolu natknął się w Yorkshire na spaloną, opuszczoną, mugolska wioskę. Doły po czarnej magii i zwęglone zwłoki, niepokojąco podobne do tych, które widział w styczniu w Derbyshire. Niektórzy czarnoksiężnicy albo ich bandy miały jedno modus operandi, upodobanie do konkretnych zaklęć - czyżby tamten zabójca nadal grasował po Anglii? Najpierw Michael myślał, że może widzi pozostałości rzezi z zimy albo z początków wojny, ale spalenizna pachniała świeżo, kilkudniowa. Mugole nie uciekali zresztą z Yorkshire tak panicznie jak z innych hrabstw, a niektóre chaty wyglądały, jakby były reperowane po ostatnim huraganie - zanim ktoś je spalił.
Nie mogli złapać każdego, kto siał terror w Anglii, ale ten sprawca - lub sprawcy - zabijali już regularnie, a ślady czarnej magii były na tyle wyraźne, że Michael nie chciał zostawiać pościgu lub zemsty bojówkarzom. Ta sprawa wymagała aurora - ale to ludzie Longbottoma, którzy stacjonowali w Yorkshire dłużej, będą wiedzieć więcej.
Zsiadł z miotły w środku lasu i dalej ruszył już pieszo, kilkukrotnie upewniając się, że nikt go nie śledzi. Dotarł w końcu na polanę, gdzie ukrywali się ludzie Longbottoma - z satysfakcją zauważył, że odgrodzili się od świata kilkoma Salvio Hexia, choć ktoś kto wiedział gdzie szukać i zniżył się między korony drzew, wciąż mógł wypatrzeć ich z góry.
Może dlatego czasem instynktownie zerkał w górę, rozmawiając z jednym z młodych bojówkarzy, wyraźnie przejętym na wieść o spalonej wsi. Miesiące z listem gończym nad głową i miesiące ukrywania się przed brygadzistami nauczyły go paranoicznej wręcz ostrożności - dlatego, widząc na niebie miotłę (i kogoś lawirującego między drzewami tak zwinnie, że w Tonksie aż odezwała się irracjonalna zazdrość - taka, jaką pałkarze czuli na widok salt szukających, taka, jaką ktoś o niespełnionych sportowych marzeniach czuł, widząc latających lepiej od siebie) instynktownie sięgnął po różdżkę. A potem przypomniał sobie, że tylko ktoś kto wie gdzie szukać ich tutaj znajdzie, spojrzał uważniej na twarz lotnika - i ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczyma. Liczył dziś na stosunkowo spokojny dzień i gorączkowe śledztwo, nie miał czasu do stracenia i nie miał najmniejszej ochoty na rozmowy z Williamem Moore. Ale - jeszcze jeden rzut oka, a dotarło do niego, że chyba nie będą rozmawiać, Moore miał twarz bladą i przejętą i leciał niemal na złamanie karku.
Na pewno nie złamie sobie karku, jest gwiazdą Jastrzębi - zdążył pomyśleć jeszcze jadowicie (nie znosił Jastrzębi, Zjednoczeni byli najlepszą drużyną), choć usiłował skupić się na tym, co się właśnie działo.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Jezioro dobrych chęci - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]29.06.22 0:35
Wiatr świszczał mu w uszach, kiedy zniżał lot, uważnie obserwując zbliżające się błyskawicznie wierzchołki drzew, szukając dla siebie miejsca, w którym mógłby bezpiecznie zanurkować pomiędzy rozłożystymi gałęziami. Zdawał sobie sprawę, że leciał za szybko: wyczuwał ostrzegawcze drgania zaciskanej w palcach rączki miotły oraz opór, jaki stawiała w trakcie najprostszych manewrów; przy tej prędkości jakiekolwiek zmiany kierunku stawały się nieprzewidywalne, a najdrobniejsze potknięcie mogło spowodować, że nie zdążyłby wyminąć na czas pojawiającej się przed nim przeszkody – ale wiadomość, którą miał dostarczyć stacjonującym w Yorkshire Hipogryfom, nie pozwalała mu zwolnić. Ostrzeżenie o spalonej kryjówce przyszło do dowództwa za późno, według słów informatora – oddział magicznej policji wyruszył już w teren, przeczesując las w poszukiwaniu buntowników; a to oznaczało, że musiał ścigać się z czasem – nie mając bladego pojęcia, czy na miejscu nie zastanie przypadkiem dogasających zgliszczy i śladów po nierównej walce.
Pochylił się niżej nad miotłą, znikając wreszcie pomiędzy pniami, jednak ledwie to zrobił, musiał gwałtownie zmienić tor lotu, żeby w ostatniej chwili ominąć złamane, przecinające przestrzeń drzewo; lawirowanie pomiędzy gałęziami zawsze było trudne, ale niedawny huragan zmienił teren w prawdziwy tor przeszkód – i jeśli na coś liczył, to na to, że ludzie Malfoya również napotkają przynajmniej jedną niespodziewaną blokadę. Póki co nigdzie ich nie widział, nie licząc paru przestraszonych zwierząt, nie spotkał żywego ducha – ale to o niczym nie świadczyło; nie wiedział, z której strony miał nadejść oddział, ani gdzie znajdował się ich punkt zbiórki. Poszukiwania mogły zająć im parę godzin, kryjówka bojówki należała do tych tymczasowych – a to oznaczało, że prowadzące do niej ślady były rzadsze, mniej widoczne; regularnie zacierane przez członków podziemia.
Gdyby nie obserwował okolicy z wysoka – sam nigdy by ich nie dostrzegł.
Mignięcie przechodzącej przez niewielką polanę sylwetki zauważył kątem oka, w momencie, w którym już nad nią przelatywał; wcześniej ukryta za magiczną barierą, pozostawała zupełnie niewidoczna. Zakręcił ostro, wykonując krótki łuk ponad polaną, po raz pierwszy spojrzeniem ogarniając teren; teraz, gdy znalazł się już za zapewniającymi niewidzialność barierami, widział tymczasowe namioty i drewniane stoły, a także paru kręcących się między nimi czarodziejów; zauważywszy go na tle nieba, poderwali w górę głowy, część z nich sięgnęła po różdżki – ale żadne zaklęcie nie przecięło powietrza, gdy kierował się ostro w dół, jakieś dwa metry nad ziemią pochylając się do przodu i opierając ciężar ciała w całości na rękach – żeby przerzucić nogi przez miotłę i wylądować w locie, w ostatniej chwili uginając kolana i miękko opadając na rozmokniętą trawę; gdzieś w międzyczasie wyhamowując resztki pędu i przyciągając miotłę do siebie.
Wydawało mu się, że zdążył; nigdzie dookoła nie dostrzegał śladów paniki, rozejrzał się więc uważnie w poszukiwaniu dowódcy komórki, ale zamiast tego jego wzrok natrafił na znajomą twarz Michaela Tonksa, stojącego zaledwie parę metrów od niego – i nagle niczego nie był już pewien. Co robił tu auror i członek Zakonu Feniksa? Czy wieści o planowanym ataku mogły dotrzeć do kryjówki inną drogą? Był niemal pewien, że było to niemożliwe, pędził przecież na złamanie karku – ale nie miał czasu na zgadywanie; opierając trzonek miotły o ramię, ruszył więc prosto w stronę Tonksa, starając się ze wszystkich sił powstrzymać niedojrzały odruch, który nakazywał mu widowiskowo go zignorować. Jego obecność powinna go uspokoić, nie zirytować; zdawał sobie sprawę, że był doświadczonym i utalentowanym czarodziejem, jeśli więc był ktoś, kto mógł pomóc bojówce w szybkiej ewakuacji – to był to właśnie on. – Tonks – wyrzucił z siebie, gdy tylko zbliżył się do Zakonnika; zaraz po tym przeniósł wzrok na stojącego obok niego młodego mężczyznę, żeby skinąć mu głową. Głos nadal miał trochę nierówny, dyszał po szaleńczym locie; policzki go parzyły, zarumienione od wiatru i wysiłku. – Moore, oddział łączności. Muszę zobaczyć się z waszym d-d-dowódcą – odezwał się do członka bojówki, zsuwając z twarzy lotnicze gogle i pozwalając im luźno zawinąć na szyi. Chociaż listy gończe z jego podobizną przestały zdobić mury i zaśmiecać kolejne wydania Walczącego Maga, to wiedział, że część działających dla podziemia czarodziejów nadal pamiętała jego twarz. – Wiecie już? – zapytał, tym razem zwracając się do Michaela; kątem oka zerkając w stronę rozmawiającego z nim młodzieńca, który zaczął oddalać się szybkim krokiem w stronę jednego z namiotów – zapewne tego zajmowanego przez dowódcę.
Nie czekał na odpowiedź Tonksa, wyczytując ją z jego twarzy; nie byli tu z tego samego powodu. – Do dowództwa p-p-przyszła wiadomość od informatora w magicznej policji, kryjówka jest spalona. Parę dni temu ministerialny patrol zgarnął jednego z ich ludzi – wskazał głową na otaczające ich namioty – op-p-pierał się, ale w końcu wyciągnęli z niego wszystko, mogą tu być w każdej chwili – wypowiedział na wydechu, wbijając spojrzenie w Michaela; nie kryjąc się nawet z tym, że liczył na jego pomoc, ani nie czując oporu przed przekazaniem mu wiadomości przeznaczonej dla uszu Hipogryfów – jako auror miał prawo o tym wiedzieć, powinien o tym wiedzieć. – Trzeba zabrać stąd ludzi i zniszczyć informacje – dodał, choć pewnie nie musiał; odwrócił się, zauważając dwóch zmierzających w ich stronę mężczyzn – jednego od razu rozpoznając, drugiemu z dystansu kiwając głową; był starszy, ze srebrną przypinką na kołnierzu kurtki – musiał być dowódcą oddziału. Wziął głęboki oddech, szykując się do powtórzenia tego samego po raz drugi.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Jezioro dobrych chęci [odnośnik]29.06.22 0:35
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Jezioro dobrych chęci - Page 2 F66XwDa
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jezioro dobrych chęci - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Jezioro dobrych chęci
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach