Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia alchemiczna
AutorWiadomość
Pracownia alchemiczna [odnośnik]18.02.20 20:19

Pracownia alchemiczna

Nową pracownię alchemiczną Charlie urządziła podobnie jak tą starą, w małej piwniczce tuż pod domkiem. Pod sufitem znajduje się okienko, ale wpuszcza niewiele światła, więc konieczne jest używanie świec. W pobliżu okienka ze sznurka zwieszają się pęki suszących się ziół. Pod nim znajduje się stanowisko alchemiczne Charlie w postaci stolika, na którym zawsze stoi parę kociołków, wag i mnóstwo fiolek. Na jednej ścianie znajduje się regał z książkami, na drugiej dokładnie opisane ingrediencje w słoiczkach, pudełkach i woreczkach, a najdalej od stanowiska alchemicznego, w bezpiecznej odległości, półki z gotowymi eliksirami. Panuje tu cisza, podczas pracy Charlie mącona jedynie bulgotem kociołka i dźwiękiem siekanych ingrediencji.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]29.02.20 12:40
| 14.04

Charlie powoli urządzała się w nowym domu. Nadal się do niego przyzwyczajała, choć był dość podobny do jej rodzinnego. Nieduży, przytulny, skromny i położony w sąsiedztwie kornwalijskiego wybrzeża, więc znowu zasypiała kołysana do snu szumem fal, zupełnie jak za dawnych lat. Momentami prawie mogła zapomnieć o tym, jak wiele zła działo się obecnie w świecie. Omijała Londyn szerokim łukiem, nie wróciła do pracy w Mungu, całe dni spędzając właśnie tutaj, opuszczając domek tylko na czas spacerów i odwiedzin u rodziców, którzy nadal kiepsko radzili sobie z myślą, że Vera nie żyła. I Charlie było trudno, brakowało jej siostrzanej obecności. W tym domu w ogóle nie czuła nawet śladów po niej, bo Very nigdy tu nie było – co miało dobre, ale i złe strony. Zachowała część osobistych pamiątek po niej, choć nadal nie zdobyła się na wypakowanie ich z pudła. Czasem jednak siadała obok niego i ostrożnie wyciągała jakieś przedmioty, by zaraz schować je z powrotem, czując palące pod powiekami łzy.
Ciężko było znosić samotność, choć miesiące, które upłynęły od zaginięcia Very, częściowo ją do tego przyzwyczaiły. Za jedyne towarzystwo miała sowę, koty i pufka, którego nabyła wraz z domem. Dzisiejszego ranka obudziła się, czując ciepłe, miłe futerko zwierzątka tuż obok swojej twarzy, a także mokry, lepki języczek liżący ją po nosie.
Nadal nie zarejestrowała swojej różdżki i chyba nie planowała tego robić. Ciekawe, co w Mungu myśleli o jej nieobecności? Była znana z rzetelności i oddania pracy, podczas gdy pewnego dnia po prostu się w niej nie pojawiła, nie powracając z urlopu, który wzięła po dowiedzeniu się o znalezieniu ciała siostry. Źle jej było z tym, że musiała porzucić ukochaną pracę, i to krótko po tym, jak okazano jej takie zaufanie i powierzono opiekę nad pracownią oddziału pozaklęciowego. Ale czuła, że Mung już nie był taki jak dawniej, że teraz to miejsce nie pomagało wszystkim, a tylko tym, którzy popierali obecną władzę, zaś wszyscy pozostali byli odcięci od pomocy.
Najgorzej bez wątpienia mieli mugolacy. Charlie martwiła się o znajomych mugolskiego pochodzenia, o to, jak sobie radzili. Martwiła się także o Jennifer, więc ulżyło jej, kiedy otrzymała jej list i dowiedziała się, że dziewczyna żyje. To trochę wybudziło ją z marazmu. W odpowiednim dniu udała się zatem do Puddlemere, podejrzewając, że to właśnie o tą miejscowość chodziło w jej liście, i postanowiła ją tam odszukać. Jenny wiedziała, że Charlie pochodziła z Kornwalii, a Puddlemere było miejscowością dobrze znaną czarodziejom, w końcu stamtąd wywodziła się znana drużyna Zjednoczonych. Dlatego też to tam się teleportowała i odszukała dziewczynę. Nie chciała podawać swojego nowego adresu w listach, więc bezpieczniej było podać go podczas rozmowy w cztery oczy.
Teleportowały się nieopodal St. Ives. Resztę drogi mogły pokonać pieszo. Niewiele osób wiedziało, gdzie mieszkała, podawała nowy adres tylko osobom, którym ufała, niemal wyłącznie Zakonnikom. Ale Jenny też w pewien sposób ufała, z całą pewnością nie podejrzewając jej, mugolaczki, o współpracę z obecnym rządem.
- Teraz mieszkam tutaj – powiedziała, gdy po jakichś piętnastu minutach marszu opustoszałą dróżką ich oczom ukazał się nieduży domek. – Przypomina mój rodzinny, z tą tylko różnicą, że jest mniejszy. – Zastanawiała się jednak, jak komuś spoza Zakonu wyjaśnić, dlaczego nie mieszkała z rodzicami, a osobno? Postanowiła pominąć tę kwestię. – Jak przetrwałaś Londyn? Czy byłaś wtedy gdzieś indziej? – zapytała z troską, wciąż ciesząc się, że Jenny żyje i wygląda na całą i zdrową. – Rzuciłam pracę. Teraz... no cóż, aktualnie jestem ograniczona do czterech ścian swojej nowej pracowni. Ale nasze nauki są nadal aktualne, więc o ile nie chcesz najpierw napić się herbaty, to możemy od razu udać się tam. W ostatnich dniach niewiele warzyłam, chyba czas to zmienić.
Wciąż pamiętała poprzednią rozmowę przy herbacie, a także wróżby. Jak okazało się później, rzeczywiście mogła je dopasować do tego, co się wydarzyło w jej życiu i do tego, że w istocie było to dużo problemów, nieprzyjemności, złych wieści, ale i pomyślna ucieczka.
- Moja siostra nie żyje – wypaliła nagle, zastanawiając się, czy Jenny w jakiś sposób ujrzała w fusach coś więcej niż wtedy mówiła, i to dlatego tak nagle uciekła niemal bez pożegnania? Charlie zastanawiała się, jak o to zapytać i czy w ogóle powinna pytać o powody jej nagłego wyjścia. Nie chciała znowu urazić Jenny. Zależało jej na tym, by z nią porozmawiać.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]01.03.20 12:38
Spacer u boku Charlene, poprzedzony teleportacją, pomaga pozbierać rozbiegane myśli. W zasadzie powinnam znacznie większą uwagę zwrócić na kornwalijską wiosnę. Cieszyć się każdą spokojną chwilą. Z rękami nieelegancko upchniętymi w kieszeniach wierzchniej szaty, prawą o milimetry zaledwie od zaciśnięcia się na różdżce, pozwalam, by uśmiech sam wypłynął mi na usta. Zaczepny, a jakże. Niech mnie smocza ospa, jeśli zacznę się poruszać, jakby świat już teraz przygniatał mnie do ziemi, jak jakieś chodzące, zabiedzone nieszczęście, patrzące tylko, jak tu czmychnąć w ciemny kąt. Dróżka wiedzie w kierunku wybrzeża, prowadzi do urokliwego domku, jednego z takich, w których nie potrafiłabym zostać na dłużej, i zastanawiam się, czy Charlie zdążyła już do niego przywyknąć.
- Piękne miejsce - odpowiadam, choć z miejsca przypominającego dom rodzinny osobiście próbowałabym raczej uciec. Nie przyzwyczajać się za bardzo.
Pytanie o Londyn wywołuje odruchowe wzruszenie ramion, choć myśl jest nieprzyjemna, stanowi przypomnienie, że za bardzo polegam na trzecim oku. Wydarzenia, choć jak żywcem wyjęte z wizji, i przez to mniej rzeczywiste, wiążą się ze świadomością, że tym razem wizja nie nadeszła, nie było żadnego ostrzeżenia. Czy raczej - było ich mnóstwo, tylko uznałam, że wolę być ślepa na subtelniejsze znaki. Omeny. Czyż wróżby nie mówiły, że nadchodzą nieszczęścia? Oczywiście, że ich nie posłuchałam. Z natury nie spieszy mi się do słuchania dobrych rad, prędzej wcisnę je innym, niż zastosuję się do którejkolwiek, niezależnie od tego, w jak dobrej wierze została wypowiedziana.
- Wygląda na to, że co jak co, ale pospieszne opuszczanie chwilowego miejsca pobytu mam opanowane - jak zawsze próbuję zasłonić się kpiną, nawet jeśli nie stawia mnie to w dobrym świetle. Cokolwiek dopowie sobie do tego Charlene, w zaklęciach kameleona jestem dobra, bardziej od implikacji tchórzostwa boli bezradność, bo nawet, jeśli anomalie już nie utrudniają czarowania, to w końcowym rozrachunku i tak nie zmieniłam nic. Może gdybym lepiej znała się na magii leczniczej, potrafiła pomagać na coś więcej, niż drobne skaleczenia i skręcona kostka. Kilka transmutacyjnych inkantacji - ile to warte, kiedy nawet w ucieczce nie potrafisz skutecznie pomóc, spowolnić pościgu, i tak wiem. I jestem wściekła. Na siebie. Za każdy jeden obraz, który dołączył do wyśnionych, i tak samo jak one będzie wracał.
- To wyjaśnia, dlaczego znalazłaś czas, i to o całkiem wczesnej porze - podążam za Charlene do wnętrza domku, wprost do pracowni alchemicznej, kręceniem głową wymawiając się od herbaty - ale jeśli ty chcesz się napić, to się nie krępuj, obiecuję, że nic nie wybuchnie, jeśli na chwilę spuścisz mnie z oka, poczekam.
Prawda jest taka, że własnego kociołka nie mam, odkąd w poprzednim jakimś cudem wypaliłam dziurę nieudaną miksturą, na co, przynajmniej w  teorii, powinien być odporny. Cynowy, dokładnie taki sam, jak szkolne. Jestem alchemiczce wdzięczna za cierpliwość, szansę poobserwowania jej przy pracy, korektę występujących błędów. Nie pierwszy raz będę warzyć mikstury pod jej czujnym okiem.
- Wyrazy współczucia z powodu siostry - wyuczona formułka brzmi lepiej, niż chaotyczny zbitek słów, którymi mogłabym ją zasypać, chęć zapytania o samopoczucie wygaszam natychmiastowo, spojrzenie przenosząc z elementów pracowni - zapasowych kociołków, wyłaniających się z półmroku rozpraszanego światłem kilku świec zarysów utensyliów, pęczków zawieszonych na sznurkach ziół, regału pełnego książek - na drobną postać panny Leighton. Powie, ile zechce powiedzieć, jeśli w ogóle zechce, chyba nie mam prawa tego drążyć. Przechylam na moment głowę, jakby spojrzenie na Charlie, z korzeniami wyrwaną z naturalnego dla niej środowiska, pod innym kątem, miało coś zmienić, otwieram nawet usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale zamykam je niemal w tej samej chwili i nie mówię nic. Przez całych kilka sekund.
- Z powodu zmian na polu zawodowym - sięgam po eufemizm, wypowiedzenie go brzmi chyba lepiej, niż zakłócenie przestrzeni alchemicznej pracowni stwierdzeniem, że Londyn, więc pewnie i szpital św. Munga, wpadł w ręce psidwakosyńskich zwolenników idei czystej krwi - również.
- Właściwie jest kilka rzeczy, o których muszę ci opowiedzieć - dawno powinnam - ale chciałam ponowić prośbę o eliksir wężowych ust. Chcę tam wrócić, a sama nie jestem wystarczająco dobrym łgarzem, żeby zbajerować komisję rejestracyjną - brzmię niepoważnie. Treść wypowiedzi jest jednak jak najbardziej zgodna z prawdą, uważam, że to doskonały pomysł. Tak głupi, że może się udać, choć pewnie powinnam w tym celu wykorzystać początkowe zamieszanie. Liczę, że jeszcze się nie skończyło.
- Mam ze sobą smoczą łuskę - nie ma to jak nagła dywersja na odwrócenie tematu od planu, który może się nie udać - ale sama mogę z niej zrobić co najwyżej wisiorek do zawieszenia na rzemieniu, a jeszcze nigdy nie widziałam, jak powstaje smocza łza. Przyznam, że chcę zobaczyć, zanim radośnie zmarnuję taki składnik. Wymienię się na szansę obserwacji - zawieszam na chwilę głos, w próbie oceny, czy Charlene podchwyci temat - i jedną porcję, jeśli się uda? - kończę pytaniem, bo jest to eliksir, który teoretycznie, przy bardzo dużym uśmiechu losu, mam szansę stworzyć, i znacznie większą, żeby zupełnie go sknocić, a już na pewno, gdybym brała się za to z pamięci, bez przepisu. Alchemia jest chyba jedyną dziedziną, w jednym zdaniu z którą nie brzmi mi improwizacja.
Doceniam sprawdzone receptury, do których mogę podejść odtwórczo. Bez wybuchów, z kompletem palców, rękami w jednym kawałku. Poparzeń też wolałabym uniknąć, z etapu wrzucania do kociołka czego bądź, żeby sprawdzić, co się stanie, wyrosłam już dość dawno temu.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia alchemiczna VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]01.03.20 14:14
Wiosna w Kornwalii była piękna, taka jak te, które pamiętała z dzieciństwa. Przyroda podnosiła się po anomaliach, i idąc spokojnie wśród szumiących wydmowych traw można było na chwilę zapomnieć, że w kraju toczyła się wojna. Ale nawet ta sceneria nie mogła całkowicie ukoić nerwów Charlie, która znajdowała się w trudnym momencie swojego życia. Straciła siostrę i pracę, żyła w nieustannym strachu o życie swoje i swoich rodziców.
- Właściwie to i tak planowałam przeprowadzkę do Kornwalii. Zrobiłabym to już dawno, gdyby nie to, że ciągle liczyłam... że Vera wróci, i chciałam na nią czekać – wyznała. Czekała kilka miesięcy, ale już wiedziała, że nie musi, dlatego końcówką marca postanowiła się wynieść z miasta, w którym nic jej nie trzymało. – A to, co się wydarzyło, utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam, opuszczając Londyn, i że zrobiłam to we właściwie ostatniej chwili.
Kto wie, czy nadal byłaby wśród żywych, gdyby spóźniła się z wyprowadzką choćby o dzień? Nadal nie wiedziała, do jak dużych spustoszeń doszło na Lavender Hill.
- Widziałaś, co tam się działo, czy podobnie jak ja przezornie uciekłaś zawczasu? – zapytała, choć nie była pewna, czy chce znać odpowiedź i wiedzieć, co dokładnie przeżyła Jenny, jeśli była wtedy w Londynie. Czasem pewnych rzeczy lepiej było nie wiedzieć, by nie przebić bańki, w której się żyło, choć w przypadku Charlie ta bańka i tak spękała już niemal całkowicie. Niemniej jednak, rzeczywiście wyglądało na to, że znikanie miała dobrze opanowane, o czym świadczyło choćby ich ostatnie spotkanie. Poza tym skoro Jenny nie miała rodziny ani stałego miejsca zamieszkania, a błąkała się to tu, to tam, nic nie wiązało jej w miejscu. Ani rodzina, ani rzeczy materialne. Mogła w każdej chwili przenieść się na drugi koniec kraju i tak się tułać, uciekając przed niebezpieczeństwem. Ale Charlie i tak się o nią martwiła, nawet jeśli najprawdopodobniej to Jenny miała większe szanse przetrwania w tych trudnych czasach. Panna Leighton była stworzona do spokojnego, pełnego rutyny życia, dlatego trudno było się przystosować do rzeczywistości, w której nie było mowy o spokoju i rutynie dnia codziennego.
Weszły do domku, przytulnego, ale skromnego. Tam od razu powitały je cztery mruczące, łaszące się koty.
- Normalnie pewnie byłabym o takiej porze w Mungu, ale cóż... To już nie jest to miejsce, w którym kilka lat temu zaczynałam pracę, pełna idealistycznych myśli o pomaganiu każdemu bez względu na pochodzenie – powiedziała ze smutkiem. Tak powinno być, Mung powinien pomagać każdemu, a teraz na pewno tego nie robił. Gdyby tam przyszedł mugolak, raczej nie znalazłby pomocy – chyba że w utracie wolności, a w skrajnych przypadkach w zejściu ze świata. Nie mogłaby tam pracować, nie chciałaby przykładać ręki do dyskryminacji i dzielenia potrzebujących na lepszych i gorszych. Niewykluczone, że będzie musiała ograniczyć się do Oazy i pracy w domu, choć propozycja Alexandra sprzed kilku dni wydawała się obiecująca, i Charlie zamierzała z nim porozmawiać o jego planach osobiście, gdy nadarzy się okazja.
Skoro Jenny nie chciała herbaty, to mogły od razu zejść do pracowni. Charlie zamknęła za nimi drzwi, tak, aby koty nie mogły zejść do piwniczki i poczynić spustoszenia w fiolkach. Znalazły się w niedużej piwniczce pachnącej ziołami, wypełnionej wszystkim tym, czego potrzebował profesjonalny alchemik.
- Dowiedziałam się o Verze zaledwie cztery dni po naszej poprzedniej rozmowie. Przyszedł do mnie pewien auror... i powiedział o znalezieniu jej ciała. Zidentyfikowałam jej rzeczy osobiste. – W jej głosie wyraźnie było słychać smutek, ale i pewną ulgę, że przynajmniej już wie, nawet jeśli prawda okazała się tak okropna. Ale Vera już nie gniła sama w lesie, spoczywała obok Helen, a rodzina znała jej los, co było lepsze niż lata niepewności. Ale i tak tamten dzień i samo jego wspomnienie były bolesne.
By zatuszować swoje chwilowe zmieszanie i smutek, zaczęła przygotowywać stanowisko alchemiczne tak, by zmieściły się obok siebie dwa kociołki.
- Jeśli nie masz kociołka, pożyczę ci jeden ze swoich – zaoferowała. Miała w końcu kilka cynowych kociołków, jako zawodowy alchemik musiała posiadać więcej niż jeden, a cynowe kotły były tanie i powszechnie dostępne, choć rozważała kupno także jakiegoś lepszego. Wyłożyła też na stolik składniki, kilka serc które podarowała jej poprzednio Jenny, a także trochę rozmaitych składników dodatkowych. Sprawdziła też, ile ma jaj widłowęża niezbędnych do uwarzenia eliksiru wężowych ust i mina jej nieco zrzedła. – Mam tylko jedną porcję niezbędnego składnika, ale oczywiście, uwarzę je i dam ci fiolkę – zapewniła. – Ale... naprawdę zamierzasz tam iść? Nawet z eliksirem to będzie bardzo niebezpieczne, ci ludzie są niebezpieczni i za nic mają życie tych, których uważają za gorszych.
Charlie była osobą bardzo ostrożną i asekurancką, więc nie chciała ryzykować, że coś pójdzie nie tak, mimo że teoretycznie nie powinno jej nic grozić, skoro była półkrwi i żadne z jej rodziców nie było mugolakiem ani mugolem. Ale wiedziała też, że w razie problemów mogłaby pogrążyć zbyt wielu ludzi, własną rodzinę i cały Zakon. Byłaby bezbronna wobec veritaserum, nie wspominając o czarnomagicznych klątwach. Może jej obawy były nieco przesadzone, ale wyobraźnia właśnie takie wizje przed nią roztaczała. Ale zdała sobie sprawę, że Jenny nie była w Zakonie, a więc nie miała pełnej świadomości tego, kim byli ludzie, którzy stali za tymi krzywdzącymi reformami. Nie wiedziała tego co Charlie, która nasłuchała się już sporo o okrucieństwie rycerzy od Zakonników, którzy przeżyli bliskie spotkania z nimi. No i biorąc pod uwagę, że była osobą przez całe życie wręcz kryształowo uczciwą, nie potrafiła kłamać i oszukiwać, na pewno nie tak, by ktokolwiek się na to nabrał. Nawet z eliksirem.
- Chętnie ci pokażę warzenie smoczej łzy. Choć nawet ja nie dam stuprocentowej gwarancji, że wyjdzie jak trzeba. Specjalizuję się w eliksirach leczniczych, to z ich warzenia do niedawna się utrzymywałam, choć i z bojowymi radzę sobie coraz lepiej. – Nigdy nie było całkowitej pewności sukcesu, choć im więcej potrafiła, tym więcej eliksirów wychodziło poprawnie, były też coraz silniejsze. Potrafiła już nawet uwarzyć Felix Felicis, ale nadal najlepiej radziła sobie z miksturami leczniczymi, bo to ich uczyła się przez cały kurs w Mungu. Dopiero po dołączeniu do Zakonu zaczęła warzyć więcej eliksirów bojowych i jej umiejętności w tym zakresie bardzo się rozwinęły. Wcześniej przygotowywała je jedynie od przypadku do przypadku, gdy ktoś znajomy o coś poprosił albo w ramach treningu. – Warzyłaś coś ostatnio? Jeśli tak, to co i z jakimi efektami? I jak stoi twoja wiedza z astronomii? Od tego dużo zależy, jeśli chodzi o przygotowywanie mikstur, ich jakość i ilość. Mam tutaj mapy nieba, nawet wczoraj w nocy robiłam najświeższe obserwacje, po przerwie, jaką przymusowo miałam w końcówce marca i początkach kwietnia... Myślę, że możemy z tego skorzystać, by posiłkować się aktualnym rozkładem ciał niebieskich.
Przygotowała więc mapy nieba odpowiednie dla aktualnej pory roku, bo w każdym miesiącu układ ciał niebieskich był inny. Wyjęła też podręczniki z przepisami eliksirów leczniczych i bojowych i rozstawiła oba kotły na trójnogach.
- I o czym chciałabyś mi opowiedzieć? – zapytała nagle, nie przystępując jeszcze do pracy, zamiast tego ofiarując całą swoją uwagę Jenny. Czyżby chciała wyjaśnić tamto wyjście z herbaciarni? Czy... chodziło o coś innego?




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]01.03.20 20:39
- Nikomu nie życzyłabym takiego trwania w zawieszeniu - ja przynajmniej wiem, na czym stoję. Czekać, czy zaginiony członek rodziny nie wróci, zastanawiać się, wymyślać tysiąc scenariuszy, każdy jeden gorszy od poprzedniego i nigdy nie mieć pewności. Chyba nie potrafię sobie tego wyobrazić tak do końca, ale nie dziwię się, że Charlie opuściła Londyn. Mogę się tylko cieszyć, że na czas.
- Widziałam - stwierdzam, ale nie rozwijam tematu. Pomijam go milczeniem, pewna, że nie ma co dokładać pannie Leighton powodów, które by ją mogły skłonić do zmiany zdania w kwestii rozstania się z eliksirem i zawetowania pomysłu. Świadomość, że bez jej pomocy raczej nie wcielę go w życie trochę mnie uwiera, tym bardziej więc nie powiem jej, że przebywałam wtedy w mugolskiej dzielnicy, bo przywłaszczenie sobie opuszczonego mieszkania niechronionego magią jest znacząco prostsze, niż takiego, w którym ktoś pozostawił zaczarowane pułapki na intruzów. To po prostu źle brzmi, w takie szczegóły lepiej się jednak nie wdawać. Dla własnego dobra, w dalszej kolejności spokoju ducha osób, które mogłyby się tym przejąć - a do takich, stojących gdzieś po jaśniejszej stronie życia, myślowo przyporządkowuję Charlene.
Propozycję pożyczenia kociołka przyjmuję z wdzięcznością, tak samo jak takt alchemiczki, niewypominającej mi braku. Być może za bardzo panoszę się po jej pracowni, ale zaczynam pomagać w przygotowywaniu stanowiska. Wierzchnią szatę pozostawiam gdzieś w dalszym kącie, z kieszeniami już wolnymi od ingrediencji, które również wykładam na stolik. Smocza łuska, korzeń i płatki ciemiernika, róg garboroga. Związuję włosy w leżący na karku węzeł, żeby nie przeszkadzały przy pracy nad eliksirami, z różdżką zatkniętą za ucho przechodzę do wolnych kociołków i podbieram jeden z nich, żeby umieścić go przy tym już wcześniej rozstawionym przez Charlie. Jeszcze mi nie odmówiła, więc kiedy wspomina o jajach widłowęża, mimo ich skromnej ilości, jestem dobrej myśli. Nie jeżę się na troskę, wyraźnie słyszalną w głosie, wyrażającą się w przestrodze, ale zdanie mamy na ten temat skrajnie różne.
- Gdybym nie chciała, to na pewno nie zawracałabym ci tym głowy. Co do ryzyka, to nie mogę się zgodzić - uśmiecham się, spojrzeniem szukam oczu alchemiczki, kręcę głową, przecież doskonale wiem, co robię. Łagodzę odrobinę ton głosu, wyraźnie odżegnując się od arogancji, której można by szukać w podobnym stwierdzeniu.
- Byłoby, gdybym miała rodzinę, którą tym samym nieodpowiedzialnie pociągnęłabym w dół. Gdyby perspektywa, że coś pójdzie źle, wiązała się ze ściągnięciem niebezpieczeństwa na głowę inną, niż własna. Nie wiąże się, mogę spać spokojnie. Numerologiczna kalkulacja zysków i strat mówi mi, że szalka przechyla się na stronę tych pierwszych. To coś pewniejszego, niż wróżby. Poprzednie ministerstwo spłonęło, nie dam głowy za szczegółowość ich papierów. Lepszy moment może się już nie trafić, a swoboda poruszania się po Londynie bez łatki wyjętej spod prawa, cóż... gra jest warta świeczki.
Czy dementorom pałętającym się po ulicach rejestracja będzie robiła jakąkolwiek różnicę szczerze wątpię, incydenty, o których wspomniano w Proroku Codziennym na pewno nie były jednostkowe, ale czy Charlie już o nich czytała nie wiem, nawet nie będę zgadywać. Chyba wolałabym, gdyby nie. Za mną nikt nie będzie płakał, a to trzeźwiąca, uspokajająca perspektywa. Jakiś większy pozytyw, odróżniający się plamą koloru na tle malowanej w ponurych barwach sytuacji. Czy ta plama nie jest aby czerwona zastanowię się później, z resztą, to przecież bardzo gryfońska barwa, nic, tylko się cieszyć.
- Charlie, jeżeli coś takiego może się stać w jedną noc, to bezpiecznie nie jest nigdzie, wszystko inne będzie mydleniem oczu. Nie wiem, czy poczujesz się od tego spokojniej, ale zapewniam, że za mnie nie jesteś odpowiedzialna i jeśli coś pójdzie źle, to nie ma w tym twojej winy.
Nad problemami pomyślę w miarę ich występowania.
- Dawno, pod koniec ubiegłego roku. Eliksir słodkiego snu, zdatny do użytku. Plus bardzo nędzne podejście do wywaru ze sproszkowanego srebra i dyptamu, które przeżarło mi dziurę w dnie kociołka - z miną niewiniątka wlewam wodę do tego, który wypożyczyła mi Charlie i różdżką rozpalam pod nim niewielki płomień, uprzednio rzuciwszy okiem na mapy nieba. Pobieżnie, moja wiedza w tej kwestii to dalej tylko podstawy podstaw, ale z aktualnym położeniem ciał niebieskich jestem mniej więcej na bieżąco. Pisałam ostatnio horoskop. Przełożenie tego na ilość i kierunek obrotów łyżką w kotle, a także odstępy czasowe, idzie mi nieco gorzej. Zasady, również tak mniej niż więcej, znam.
Określenie, za co się zabieram, na pewno nie sprawi Charlene kłopotu - dobierając składniki dodatkowe do szlachetnego serca eliksiru, płatków ciemiernika, które wzięłam tu ze sobą, chcąc uwarzyć eliksir kurczący, kieruję się po części wyczuciem, a po części preferencją tych tańszych, których zużyć mniej żal. Szlachetne i neutralne. W pamięci mam, że mikstura wymaga trzech ingrediencji roślinnych i czterech zwierzęcych.
W pierwszej kolejności do bulgoczącej wody w kociołku trafiają pióra sowy, pierwsza z czterech ingrediencji zwierzęcych. Czy zaczęcie od nich, zamiast od roślinnych, będzie dobrym pomysłem, czas pokaże, ale jeśli nie natrafię na wyraźną krytykę ze strony Charlie, to tego zamierzam się trzymać. W równych odstępach czasowych, oddzielonych trochę na oko dobraną ilością zamieszań, trafiają do wywaru pijawki, narzucające miksturze szlachetny charakter i przygotowujące ją pod serce, dżdżownice i pióra sroki. Obserwuję zmianę barwy, kiedy po dodaniu rozpuszczają się w tym wszystkim płatki ciemiernika. Gwałtowne bulgotanie próbuje zrównoważyć korą lipy, pokruszonej w rękach na drobniejsze kawałki. Na węch dobieram do tego szałwię, w niewielkiej, mam nadzieję, że nie zbyt oszczędnej ilości.
Pytanie Charlene jeszcze przez chwilę pozostawiam bez odpowiedzi, zastanawiam się, jak zacząć, ale nadal nie spuszczam wzroku z warzonego eliksiru. Nie do końca wiem, czego się po nim spodziewać, więc uważnie obserwuję, czy przybierze odpowiednią barwę i konsystencję. Z nadzieją.

| eliksir kurczący (st 40)
składniki roślinne: płatki ciemiernika (serce), kora lipy, szałwia
składniki zwierzęce: pióra sowy, pijawki, dżdżownice, pióra sroki



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia alchemiczna VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]01.03.20 20:39
The member 'Jennifer Leach' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 98
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]01.03.20 23:27
- Już nie trwam – powiedziała cicho. I choć została odarta z nadziei, to przynajmniej nie snuła coraz to gorszych scenariuszy. Losy Very były jej w przybliżeniu znane, mogli ją godnie pochować i rozpocząć żałobę, a lepsze było to, niż dalsza niepewność. – A skoro nie musiałam już czekać, to wyjechałam z domu, w którym wszystko o niej przypominało. Wtedy jeszcze nie myślałam o rzuceniu pracy, miałam zamiar po prostu się do niej teleportować... Ta myśl pojawiła się dopiero kiedy dowiedziałam się, co się zdarzyło i jak bardzo zmienił się Londyn.
Nie widziała tego na własne oczy, ale wystarczyło opowieści, by pojąć, że to nie było już miejsce dla niej. Wzdrygnęła się na myśl o tym, co mogła widzieć Jenny, ale dziewczyna nie podzieliła się żadną mrożącą krew w żyłach opowieścią. Może to i lepiej?
Zaczęła przygotowywać stanowisko pracy, a także siebie samą, narzucając na ubrania fartuszek, a na zaplecione w praktyczny warkocz włosy chustę, jednocześnie wyrażając zmartwienie planami Jenny. Taka już była, że martwiła się o wszystkich dookoła, ale prawda była taka, że Jenny była silniejsza od niej. I bardzo uparta. Charlie dawno już zrozumiała, że próba przekonania jej do czegokolwiek to daremny trud, Jenny była niezależna i podejmowała własne decyzje. Jeśli coś jej się stanie, to również na jej własną odpowiedzialność – ale mimo to Charlie czułaby się z tym źle, nawet jeśli wiedziała, że nie miała szans jej ustrzec przed zagrożeniem.
W przypadku Charlie kwestia pojawienia się w ministerstwie i rejestracji była nieco bardziej skomplikowana, ponieważ w razie kłopotów mogłaby pociągnąć na dno nie tylko siebie. Miała sporo do ukrycia, należała do nielegalnej organizacji, a biorąc pod uwagę jej beznadziejne umiejętności aktorskie, istniało ryzyko, że czymś się zdradzi, że wzbudzi podejrzenia. Nie wiedziała co prawda, jak taka rejestracja wygląda, ale wyobraźnia podpowiadała różne scenariusze, a każdy następny gorszy od poprzedniego. Nie miała natury ryzykantki, by ryzykować, że coś złego stanie się nie tylko jej, ale przede wszystkim jej rodzinie. Albo Zakonnikom. Była słabym ogniwem, wiedziała o tym. Zbyt słabym, by dobrowolnie pakować się w paszczę smoka. Na pewno nie po takim czasie, który wyglądałby bardziej podejrzanie niż udanie się tam już na początku kwietnia, choć wtedy była w takim stanie emocjonalnym, że do Londynu trzeba by ją zaciągać siłą, bo sama na pewno by tam nie poszła. Wciąż pamiętała tamten dzień, kiedy poszła na klify i nawiedziła ją myśl o rzuceniu się do morza. Wzdrygnęła się nieznacznie.
- Ja mam rodzinę. Vera umarła, ale nadal mam rodziców. I brata, choć liczę na to, że za granicą pozostanie bezpieczny – powiedziała cicho. Ale nie chodziło tylko o nią, lecz o Zakonie nie mogła wspomnieć. Chociaż nagle zaczęła się zastanawiać nad tym, czy może nie powinna pewnego dnia powiedzieć Jenny. Z jednej strony się o nią bała i nie chciałaby mieć jej na sumieniu, ale z drugiej, czy Jenny i tak już nie była na celowniku? A że była odważna, to na pewno mogłaby się przydać Zakonowi. – Początkowo też myślałam o rejestracji, byłaby mi niezbędna, gdybym została w Mungu, ale skoro odeszłam, to chyba już i tak niewiele to zmieni. Skoro w mieście jest tak niebezpiecznie, to i tak wolę trzymać się z daleka.
Bo Charlie wolała unikać ryzyka. Skoro bywanie w mieście nie było jej już niezbędne, bo tam nie mieszkała ani nie pracowała... Po co kusić los?
- Cóż, podziwiam twoją odwagę. Ja nigdy nie byłam zbyt dzielna – dodała cicho. Nie przejęła zbyt wiele cech po rodzinie matki, była typowym Leightonem, a Leightonowie woleli trzymać się z dala od wszelkiego bagna i po prostu robili swoje, nie wychylając się i nie przyciągając uwagi. – Wiem, że i tak zrobisz, co uznasz za stosowne, niemniej jednak uważaj na siebie, dobrze?
Wypuściła z ust powietrze i poprawiła materiał alchemicznego fartuszka. Brakowało jej pracy w Mungu, i to bardzo. Ale sam fakt pojawienia się po takim czasie już budziłby podejrzenia i przyciągałby niepotrzebną uwagę, no i nie miała tam czego szukać, skoro Mung był niedostępny dla sporej części czarodziejów. Była ciekawa, czego też Jenny planowała szukać w Londynie, bo Charlie na jej miejscu, będąc mugolaczką, tym bardziej trzymałaby się z daleka. Ale pod względem charakterów były całkowicie różne.
- Rozumiem. No to teraz będziesz mieć kolejną okazję, by poćwiczyć – rzekła, z pewną ulgą witając zmianę tematu i skupienie się na kwestiach alchemicznych. To był dużo pewniejszy i spokojniejszy grunt, doskonale jej znajomy i pozwalający się odprężyć po tych wszystkich okropieństwach oraz po rozmawianiu o nich.
Rzeczywiście, obserwując Jenny, szybko domyśliła się, co chciała uwarzyć i co jakiś czas zerkała w jej stronę, patrząc jak sobie radziła. W pewnym sensie postrzegała Jennifer jako swoją uczennicę, nieformalną, ale jednak. Już w Mungu Charlie lubiła czuwać nad kursantami i pomagać im w radzeniu sobie z trudniejszymi eliksirami.
- Ja zacznę na początek od tych wężowych ust, później mogę uwarzyć coś z listy, którą mi ostatnio dałaś. Rozumiem, że nadal jest aktualna? Zachowałam składniki od ciebie – Napełniła swój kociołek wodą, a czekając, jak ta się zagrzeje, przyglądała się pracy panny Leach. – Widzę, że naprawdę ładnie ci idzie – pochwaliła ją.
Jaja widłowęża były ingrediencją o charakterze plugawym, więc musiała do nich odpowiednio dobrać ingrediencje dodatkowe. Jedna roślinna i łącznie cztery zwierzęce, standardowo przy eliksirach tego rodzaju. Dodała do kociołka owoce jałowca, a następnie pióro sroki. Ostrożnie zamieszała, podczas oczekiwania na dobry moment dodania kolejnego składnika znów kontrolnie zerkając na Jenny i kiwając z aprobatą na rezultaty jej pracy. Później, gdy nadszedł określony przepisem czas, wrzuciła serce eliksiru, jaja widłowęża. Miała nadzieję, że ich nie zmarnuje, bo więcej nie miała, a ten eliksir mógł się przydać nie tylko Jenny, ale i Zakonnikom, którzy mogliby wpaść na podobny co ona pomysł. Znowu zamieszała eliksir, dodając skorupki jaja kukułki. Na samym końcu dodała suszone żądła żądlibąka i wróciła do starannego mieszania, obserwując powierzchnię eliksiru. Była też ciekawa, co chciała jej powiedzieć Jennifer, ale póki co milczała, więc nie ponaglała jej, czekając.

| Wężowe usta (ST 30)
składniki roślinne: owoce jałowca
składniki zwierzęce: jaja widłowęża (serce), pióro sroki, skorupki jaja kukułki, żądła żądlibąka




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]01.03.20 23:27
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 74
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]03.03.20 20:38
Jednocześnie mam ochotę zakląć i zapalić papierosa. Rozmowa nie toczy się jak powinna, radzę z nią sobie jak garboróg wpuszczony do sklepu pełnego bezcennych porcelanowych antyków - gdzie by się nie obrócił, wszystko z trzaskiem ląduje na ziemi, porozbijane w drobny mak. Zajęłabym ręce zapalniczką, zamiast tego tylko wzdycham, nie pozwalając, by przemykająca przez głowę wiązanka wymknęła się na zewnątrz, pogarszając sprawę. Bo chyba powiedziałam dość, patrząc na reakcje panny Leighton już jedna taka gafa w zupełności wystarczy, wypadałoby zmilczeć.
- Przepraszam, Charlie, to był beznadziejny dobór słów - najpierw mówię, później myślę, nic nowego, wyczucie zaspało i jak zwykle odzywa się z opóźnieniem, ale jakoś mi paskudnie z myślą, że chyba poczuła się zobowiązana bronić. Przede mną. Tyle mi mówią te tłumaczenia - że natrafiłam na ropiejący wrzód pełen wątpliwości, być może gromadzących się od dawna. Wywlekanie go na światło dzienne nie było moją intencją, więc przez kilka długich sekund nie bardzo wiem, co z tym fantem zrobić. Kąsać nie chcę, Charlene nie jest starszym, złośliwym wyrostkiem, z którym bez namysłu wdałabym się w słowną przepychankę, jak wielokrotnie w szkolnych, wcale nie odległych czasach. Łatwiej mi odnaleźć się w kłótni, niż obchodzeniu emocjonalnych mielizn, odpowiadać atakiem na atak, sprowadzać dyskusję do prostej, znanej dynamiki. Wejść w konflikt, zamiast pokazać się ze słabością, przyznać się, że coś takiego w ogóle istnieje. Cała reszta to zupełnie obcy grunt, poruszam się po nim na ślepo.
Zajęte ręce, zajęte myśli - wściekle zielony kolor zawartości kociołka wskazuje, że eliksir kurczący jest wyjątkowo udany. Może najlepszy, który uwarzyłam do tej pory. Przelewam go do fiołki, jednej, bo wcale nie jest go zbyt wiele, część wody odparowała, a tego, co zostało, wystarcza akurat na pojedynczą porcję. Doskonale zdaję sobie sprawę, że z tej samej ilości składników Charlene uzyskałaby znacznie więcej użytecznej mikstury. Kiedy coś zmniejszam, zwykle wykorzystuję do tego formułę Reducio, ale eliksir ma znacznie mniej ograniczeń. Przyda się. Na pewno znajdę dla niego sensowne zastosowanie.
Przyglądam się alchemiczce, pochłoniętej pracą nad wywarem wspomagającym mijanie się z prawdą, i jakoś tak nie potrafię oderwać oczu od procesu tworzenia eliksiru. Milczę, nie śmiąc go przerywać, zaburzyć skupienia. W ciszy doprowadzam stanowisko do porządku, przygotowuję do warzenia następnej mikstury. Przysuwam sobie bliżej korzeń ciemiernika, który posłuży mi za serce eliksiru słodkiego snu.
- A gdybym powiedziała ci, że oprócz wróżb są jeszcze wizje? Trzecie oko, prawdziwe jasnowidzenie? - przerywam ciszę, kiedy po minie alchemiczki mogę już wnioskować, że eliksir jest na ukończeniu. Skoro i tak nie wiem, jak zacząć, to najlepiej wprost, może wyśmieje i zbagatelizuje temat. Nie wiem, czy zna jakiegokolwiek jasnowidza. Dar, którego nie potrafię sensownie wykorzystać, bo brakuje mi do tego siły sprawczej. Gdyby to nie było tak żałosne, pewnie bym się uśmiechnęła. Niewykorzystana broń, z którą jak na razie nie zdziałałam wiele. Właściwie nic. Którą marnuję, w czym próba oddziaływania na sylwestrowe wydarzenia jedynie mnie utwierdziła. Nie tak powinno to wyglądać, ale czy naprawdę chcę do tego wracać myślą?
Zerkam na nią znad kotła, z pamięci przytaczając reguły tworzenia najprostszych leków - trzy ingrediencje roślinne, dwie zwierzęce - i do serca o neutralnym charakterze dobieram równie neutralne składniki. Kiedy woda w kotle zaczyna wrzeć, wrzucam do niej pióra sowy i pióra sroki, w tym samym momencie, następnie mieszam, czekając, aż baza pod eliksir ustabilizuje się na tyle, by połączyć z nim serce. Korzeń ciemiernika uważnie kroję na drobne kawałki i wsypuję do kotła. Mieszam zgodnie z ruchem wskazówek zegara, dziesięciokrotnie, później dodaję nasiona słonecznika i suszone niezapominajki. Daję im czas. Nie mogę mieć pewności, jaki będzie końcowy efekt, ale wiem przynajmniej, jaki być powinien.

| eliksir słodkiego snu (st 30)
składniki roślinne: nasiona słonecznika, suszone niezapominajki, korzeń ciemiernika (serce)
składniki zwierzęce: pióra sowy, pióra sroki



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia alchemiczna VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]03.03.20 20:38
The member 'Jennifer Leach' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]03.03.20 21:58
Pod względem charakterów naprawdę różniły się dość mocno. Podobnie rzecz się miała z życiowymi doświadczeniami. Aż trudno było uwierzyć, że to Charlie była tą starszą. Choć bez wątpienia była osobą obdarzoną wysoką inteligencją i rozległą wiedzą alchemiczną, nie była tak zaradna życiowo i odważna jak Jennifer. Tułaczka i brak rodziny zahartowały pannę Leach. Mogły ją zniszczyć, sprowadzić na dno, a jednak uczyniły ją silniejszą. Ciekawe, czy Charlie też byłaby tak silna, gdyby miała za sobą podobną przeszłość? Czy może, biorąc pod uwagę jej delikatny charakter, już dawno rzeczywiście rzuciłaby się z tego klifu bądź w inny sposób odebrała sobie życie? Wystarczyłoby jej choćby uwarzyć sobie jakąś truciznę, szkoda tylko, że większość tych śmiertelnych była jednocześnie potwornie bolesna.
- W porządku – skinęła głową, nieświadoma burzy toczącej się w głowie Jenny. Była jednak świadoma istniejących między nimi różnic i nigdy nie próbowała dziewczyny na siłę zmieniać. Nie zmuszała jej do niczego, wychodząc z założenia że to jej życie, jej sumienie i jej sprawy, a wszelkie dobre rady wynikały jedynie z życzliwości i troski. W relacjach z Jennifer od początku musiała jednak przedzierać się przez grubą ochronną skorupę, chcąc dotrzeć do dziewczyny, która otaczała się murami i była zbyt dumna i uparta, by przyznawać się do jakichkolwiek słabości. A także zbyt ostrożna wobec ludzi i negująca dobre intencje, choć taka nieufność mogła jej się w tych czasach przydać, bo na pewno nie każdy miał wobec niej dobre zamiary jak Charlie. Tak przynajmniej postrzegała to wszystko sama alchemiczka i te cechy kojarzyły jej się też w pewien sposób z Verą. Vera też na pewno nie odpuściłaby sobie bywania w Londynie bez względu na ryzyko. I choć trzęsła się na myśl o każdej znajomej twarzy pchającej się w paszczę smoka, wiedziała, że nic na to nie poradzi. Jenny była dorosła, znała konsekwencje – przynajmniej do pewnego stopnia, bo nie wiedziała o wydarzeniach w magicznym świecie tego co Charlie, zakonniczka. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo jeszcze nie wiedziała o jej darze.
Ale Charlie nie widziała nic złego w przyznaniu się choćby przed samą sobą do słabości, każdy miał do niej prawo. Nie byli przecież marmurowymi posągami, a ludźmi z krwi i kości. Nikt nie był ideałem, każdy popełniał błędy. Jeśli zaś chodzi o nią, potrafiła dostrzegać swoje wady i nie próbowała nawet udawać silnej i twardej. Nigdy nie była dobra w udawaniu kogoś innego, właśnie dlatego nawet z całym kociołkiem wężowych ust nie podjęłaby się próby oszukania ministerstwa.
- Po prostu zwyczajnie martwię się o moich bliskich i znajomych. Dopiero co straciłam siostrę i wolałabym nie musieć żegnać kolejnej osoby – powiedziała. Może pod pewnymi względami tym, którzy nie mieli bliskich, było lżej? Jenny nie musiała się bać, że za jej błędy ktoś zabije jej rodziców lub rodzeństwo, bo ich nie miała. Charlie miała do stracenia naprawdę wiele, i to nie tylko wolność. Kolejnej śmierci w bliskiej rodzinie już by prawdopodobnie nie zniosła.
Warzyła wężowe usta ze skupieniem i dokładnością. Eliksir naprawdę ładnie się wybarwił, jego kolor był wręcz podręcznikowy, więc po jego uwarzeniu od razu zabrała się za przelewanie go do fiolek, które następnie zakorkowała. Jedną z nich położyła obok Jenny.
- Proszę, to dla ciebie – rzekła. – Niestety nie mogę dać ci wszystkich, bo tak się składa, że nie tylko ty zamówiłaś ten eliksir – uśmiechnęła się lekko, choć naturalnie nie wspomniała o Zakonie. Podejrzewała, że komuś z Zakonników ta mikstura może się bardzo przydać, Jenny na pewno nie była jedyną osobą, która pragnęła oszukać system i miała dość odwagi, by w ogóle o tym pomyśleć. – Ale jedna powinna wystarczyć. Eliksir jest silny, ale żaden, nawet najmocniejszy nie zastąpi zdrowego rozsądku – uczuliła ją na to, choć podejrzewała, że rada i tak miała dużą szansę spłynąć niczym woda po piórach kaczki. Jenny była bez wątpienia bardzo inteligentna i zaradna, ale zdawała się posiadać w sobie wiele typowo gryfońskiej brawury, no i tej dumy która nie pozwalała na słabości i rezygnację z powziętych planów. Oby tylko rzeczywiście nie przysporzyła sobie przez to prawdziwych tarapatów, dużo gorszych niż to, z czym mogła się stykać w Hogwarcie. Oby nie zrobiła niczego, co mogłoby sprowokować urzędników i wzmóc ich czujność.
A po chwili Jennifer postanowiła kontynuować podjęty wcześniej i zawieszony na czas warzenia temat.
- Wiem, że prawdziwi jasnowidze istnieją – odezwała się. Sama miała okazję słyszeć o takich osobach, o ludziach, którzy naprawdę widzieli przyszłość. Nie było ich wielu, ale istnieli. – Moja matka potrafi rozmawiać z kotami, znam też paru metamorfomagów. I słyszałam o jasnowidzach. Chcesz powiedzieć, że...? – urwała, spoglądając na nią z uwagą zmieszaną z ciekawością. Ale czy to mogło być możliwe, że Jenny, oprócz umiejętności wróżenia z kart i fusów, posiadała też ten rzadki, subtelny dar? Nie mogła tego wykluczyć, no i to tłumaczyłoby taką fascynację wróżbiarstwem. Skoro wśród jej znajomych były osoby z innymi wrodzonymi talentami, nawet we własnej rodzinie miała zwierzęcoustych i jej bolączką bardzo długo był brak tego daru, to dlaczego miałoby nie być i jasnowidza?
Szybkim zaklęciem wyczyściła kociołek i znowu napełniła go wodą, którą zaczęła podgrzewać, w tym czasie oporządzając już ingrediencje do kolejnego eliksiru. Kątem oka znowu zerkała na Jenny, warzącą eliksir słodkiego snu. Było widać, że się starała i miała pewne pojęcie o tym, co robi (w końcu kilka lekcji już z Charlie odbyła i na pewno warzyła też sama), ale może na tym, że eliksir nie był w stu procentach idealny, zaważyło to, że trochę zbyt szybko po sobie dodała pióra sowy i sroki? Lub minimalne drgnięcie dłoni w nieodpowiednim momencie? Udzieliła jej paru rad, nie ganiąc jednak. Zawsze miała w sobie dużo cierpliwości i wyrozumiałości dla swoich „uczniów”.
- Prawie dobrze. Następnym razem na pewno wyjdzie lepiej – zapewniła ją. – Spróbuję teraz ze smoczą łzą.
Ten eliksir był dużo trudniejszy niż eliksir słodkiego snu czy wężowe usta. Nawet ona, mistrzyni eliksirów, nie miała całkowitej gwarancji sukcesu. Ta mikstura bywała kapryśna, o czym już miała okazję się kiedyś przekonać.
Chitynowe pancerzyki żuków utarła w moździerzu na proszek, dodając je, kiedy woda osiągnęła punkt wrzenia. Rogi kozłaga miała już w postaci sproszkowanej, więc wystarczyło odmierzyć miarkę i dodać do cieczy. Z gałązki bukszpanu poobrywała nieduże, sztywne listki, dodając do wywaru tylko je, bez łodyg. Odczekała odpowiednią ilość czasu zgodną z przepisem, przez cały ten czas miarowo i z dokładnością mieszając zawartość kotła mieszadłem. Później w eliksirze znalazło się serce – twarda, mocna łuska smoka, która w niedoświadczonych rękach rzeczywiście mogłaby posłużyć najwyżej jako ozdoba, ale doświadczony alchemik mógł zmienić ją w bardzo użyteczny eliksir. Na samym końcu, po pięciu minutach od dodania łuski, wlała do kociołka pół fiolki krwi byka, cały czas mieszając, by uniknąć zwarzenia się posoki. Po kolejnych dziesięciu minutach gotowania się kociołka na niedużym płomieniu, wygasiła go całkiem, spoglądając na powierzchnię wywaru.

| Smocza Łza (ST 80)
składniki roślinne: bukszpan
składniki zwierzęce: łuska smoka (serce), chitynowe pancerzyki żuków, sproszkowane rogi kozłaga, krew byka




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]03.03.20 21:58
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 45
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]05.03.20 22:24
Jak czuje się Charlene - nie mam wyobrażenia. Nie potrafię postawić się w jej sytuacji, a każdy, każdy dosłownie, byłby lepszy do podnoszenia na duchu. Patrzę na to wyłącznie ze swojej perspektywy - gdybym była w żałobie, a ktoś przyszedłby z garścią rad, to nawet ze świadomością kryjących się za tym dobrych intencji mało prawdopodobne, bym cierpliwie wysłuchała ich do końca. W tej kwestii do zaoferowania mam ciszę, pozbawione treści milczenie. Czyli nic wartościowego. Przyzwoitszy człowiek nie zabierałby jej czasu, ani nie narzucał się, przychodząc po eliksiry. Może łagodny charakter jakoś tłumaczy, dlaczego nie wyrzuciła mnie za drzwi, ale nadużywania tej dobroci nie tłumaczy nic, więc tylko uśmiecham się przepraszająco, w głosie starszej o kilka lat dziewczyny dopatrując się raczej przeciwieństwa zapewnień, że w porządku, niż przekazu zbieżnego z treścią wypowiedzianych słów. Daleko mi do spostrzegawczości godnej aurora, ale sygnały, które wysyła swoją postawą, pojąłby ślepy. Nic nie jest dobrze, nie?
Ważę w dłoni ciężar fiolki z wciąż jeszcze ciepłym eliksirem, charakterystyczna beżowa barwa upewnia mnie w przekonaniu, że uwarzony jest lepiej, niż cokolwiek, z czym przy tego typu miksturach miałam do czynienia - po mistrzowsku. Przez chwilę zastanawiam się, czy będzie tak kwaśny, jak te, które kiedyś piłam. Dawno temu, jakby Hogwart był w zupełnie innym życiu. Może bardziej? Jest coś szalenie zabawnego w tym, że wywar pozwalający na skuteczniejsze zwodzenie innych, wypowiadanie słodkich kłamstw, żeby sięgnąć celu, swoją kwaskowatością wymusza grymas lepiej niż cytryna.
- Jest wspaniały - czyli zgadzam się z przestrogą. Jestem pewna, że więcej niż jednej porcji nie będę potrzebować i nawet nie śmiałabym o nią prosić, bo wątpię, bym miała przed sobą więcej niż jedno podejście do zaplanowanego oszustwa. Jeśli coś spapram, to nie z winy mikstury, a wtedy z zabrania większej ilości i tak nic dobrego mi nie przyjdzie, byłoby marnotrawstwem. Chowam fiolkę do kieszeni, owiniętą w materiałową chusteczkę. Mój własny eliksir, słodkiego snu, przybrał co prawda różowy kolor, i dla mnie wygląda zupełnie w porządku, ale chyba wzbudza pewną ostrożność Charlene. Słucham, co mówi o metamorfomagach i zwierzęcoustości, o tym, że wie o istnieniu prawdziwych jasnowidzów i w pierwszym odruchu chcę zapytać, czy już jakiegoś spotkała, ciekawość musi jednak ustąpić przed wygaszeniem ognia pod kociołkiem i pieczołowitym zlaniem mikstury do szklanej buteleczki.
- Że moje próby wtrącania się w wydarzenia na podstawie tego, co widzę, to najczęściej kompletna klapa - wcinam się jej w słowo w chwili, w której zawiesza głos, potwierdzając podejrzenia, które sama w niej przed chwilą zasiałam, z lekkością w głosie nieprzystającą do tematu. Poczucie winy związane z zatajeniem tej wiedzy jeszcze nie wywietrzało mi z głowy do końca, pominięcie jej przez przemilczenie nie jest może kłamstwem jako takim, ale tak przywykłam to widzieć. Przynajmniej do pewnego czasu, bo w którymś momencie przestało mi zależeć na pełnej prawdomówności, i najgorsze jest w tym wszystkim, że nawet nie wiem, kiedy. Nie mam pojęcia.
- Wydaje się wypijalny - stwierdzam, zerkając pod światło na fiolkę z różowiutkim eliksirem słodkiego snu. Może nie pachnie do końca tak słodko, jak powinien, ale w tej chwili równie dobrze mogę to sobie wmawiać pod wpływem zawahania słyszalnego w głosie alchemiczki, którą, tak po prawdzie, uważam w tej kwestii za autorytet. Nawet, jeśli rzadko jest mi po drodze z słuchaniem autorytetów. Oczywiście, że zamierzam ten eliksir wypić, w sprzyjającej chwili. Nie zagrożenia życia, i jednak uwaga Charlene będzie mi tkwiła w głowie na tyle mocno, żeby nie podać go komuś innemu, ale dla siebie? Pomijalne ryzyko. Oczyszczam kociołek, przygotowuję stanowisko do warzenia kolejnego wywaru, ale trochę się z tym guzdram, zapatrzona w proces powstawania smoczej łzy.
- Podtrzymuję wersję, że jeśli się uda, chcę jedną - a resztę Charlie powinna zachować dla siebie i wykorzystać wedle uznania, co wydaje mi się właściwe. Patrząc na zawartość jej kociołka, to wyjdą tego ze trzy porcje jak nic, i wydaje mi się, że wszystko idzie dobrze, ale mimo wszystko zerkam co jakiś czas, czy na twarzy panny Leighton nie pojawi się mina świadcząca o czymś z goła przeciwnym. Znacznie większą szansę mam na wyczytanie czegoś z jej zachowania, niż konsystencji, zapachu bądź barwy powstającego właśnie eliksiru.
Z rogiem garboroga radzę sobie dość hałaśliwie - rozbijam go w moździerzu na mniejsze kawałki, z których na pewno nie wyjdzie mi proszek, na co mam zdecydowanie zbyt mało siły (odnotowuję w pamięci, że może warto rozważyć w przyszłości nabycie tej ingrediencji w już sproszkowanej formie... ale ryzyko, że trafię na trefną, byłoby wtedy, obawiam się, zbyt duże, wiem niewiele i mogę się na tym zwyczajnie nie poznać) i odstawiam na później, bo posłuży mi za chwilę jako serce eliksiru niezłomności. Ponownie zagotowuję wodę w kociołku, dalej przyglądając się uważnie pracy Charlene, przez co moja własna zajmuje więcej czasu, niż powinna, ale tym razem skupiam się bardziej, niż poprzednio. Czy przełoży się to na lepsze skutki, tego nawet jako jasnowidz nie potrafię zgadnąć, powtarzam więc w myślach, że przepis wymaga jednej ingrediencji roślinnej i czterech zwierzęcych, jak każda mikstura z kategorii bojowych. W tej kwestii mam pewność, bo dopiero co widziałam, na jakiej zasadzie dobiera składniki do wywaru Charlene, z czego bezwstydnie korzystam, skoro mam taką szansę, i wyciągam wnioski.
Jako pierwsza ląduje w kotle drobno pokruszona kora lipy, nadając szlachetny charakter i warunkując dalszy dobór składników. Serce będzie neutralne, ale plugawe już, siłą rzeczy, odpadają, zdecydowanie nie chcę tu wybuchu. Mieszam przez minutę, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, posiłkując się przy tym szczątkową wiedzą astronomiczną. W równych odstępach czasu dodaję pijawki i olej z wątroby rekina, paskudny w smaku, ale doskonale zapamiętany ze wczesnego dzieciństwa. Jako okropieństwo, więc aż trudno uwierzyć, że to również jest szlachetna ingrediencja. Dziś bezbłędnie kojarzy mi się z niemagiczną apteką. Serce eliksiru, pokruszony róg garboroga, dodaję po nich, obserwując zmiany zachodzące w zawartości kociołka. Podejrzliwie, do ostatniej chwili spodziewam się, że coś jednak pójdzie nie tak. Na samym końcu dodaję pajęczyny i mieszam dalej, kontrolując płomień pod kociołkiem, bo ostatnie, czego potrzebuję, to niewłaściwa temperatura przy warzeniu.

| eliksir niezłomności (st 30)
składniki roślinne: kora lipy
składniki zwierzęce: pijawki, olej z wątroby rekina, róg garboroga (serce), pajęczyny



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia alchemiczna VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]05.03.20 22:24
The member 'Jennifer Leach' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 53
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pracownia alchemiczna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pracownia alchemiczna [odnośnik]06.03.20 21:12
Charlie była miła dla każdego. A jeśli kogoś z jakiegoś powodu nie lubiła wybierała unikanie takiej osoby. Z reguły była osóbką pozytywnie nastawioną do ludzi, ale wiedziała, że nie wszyscy są dobrzy i pewne rzeczy, jak na przykład uprzedzenia na tle krwi i szufladkowanie innych, już były znakiem ostrzegawczym, że takiej osoby lepiej unikać. Miała w sobie dużo empatii, ciepła i cierpliwości. Potrafiła zrozumieć to, że Jenny była dość zamknięta i zdystansowana, i nie afiszowała się ze swoimi odczuciami, nie zwierzała się z problemów. Znały się mimo wszystko zbyt krótko, by mogła zdołać przebić się przez mury budowane latami przez tę samotną, pozbawioną rodziny dziewczynę, która musiała wyrobić sobie pewne mechanizmy obronne, by przetrwać w świecie nieprzyjaznym dla potomków mugoli. Już dłuższy czas temu pojęła, że nie mogła narzucać się Jenny z próbami zaopiekowania i troską, bo to mogłoby tylko odstraszyć dziewczynę. Chciałaby wzbudzić w niej zaufanie, tak żeby Jenny zaczęła w niej widzieć kogoś, komu na niej zależało. Jennifer była jak na wpół dziki, od lat bezpański kot, którego należało podchodzić i oswajać bardzo powoli i ostrożnie, by uniknąć bolesnych podrapań. Ale miała wprawę w oswajaniu kotów. Może kiedyś uda jej się dotrzeć i do Jen. Póki co musiała zadowolić się pomaganiem jej ostrożnie poprzez udzielanie lekcji i warzenie dla niej eliksirów. Będzie na pewno się czuła spokojniej, gdy Jenny wyjdzie stąd z fiolkami pełnymi mikstur.
Bardzo zaciekawiła ją kwestia wizji. To, że Jenny w ogóle poruszyła ten temat, znaczyło, że jednak w jakimś stopniu jej zaufała, na tyle, by podzielić się z nią czymś, co zapewne trzymała w sekrecie. W końcu do tej pory owszem, mówiła o wróżeniu, ale nigdy nie powiedziała, że to było coś więcej niż tylko odgadywanie kształtów w herbacianych fusach czy interpretowanie kart. Gdyby Charlie była jasnowidzem, na pewno nie chwaliłaby się tym na prawo i lewo, podejrzewając, że taka umiejętność to nie tylko dar, ale i przekleństwo. I ż w najlepszym razie mogłaby zostać uznana za wariatkę o bujnej wyobraźni, a w najgorszym... cóż, na pewno byli tacy, którzy chętnie wykorzystaliby takie zdolności do swoich celów.
- Często masz takie... wizje? Co widzisz? Jesteś w stanie przewidywać różne wydarzenia z wyprzedzeniem? – zapytała z zaciekawieniem. Bo choć wiedziała o istnieniu jasnowidzów i wiedziała o tym, że mieli w Zakonie osobę z takim talentem, nie miała takowego w gronie przyjaciół ani bliższych znajomych, więc nie miała okazji dowiedzieć się zbyt wiele.
Jednocześnie pomyślała sobie, że może mogłaby powiedzieć Jenny o Zakonie, uczynić ją sojuszniczką. Ale nie bardzo wiedziała, jak zacząć ten temat, zresztą... Może lepiej jeszcze chwilę odczekać? Przynajmniej do momentu rejestracji Jen. Nie wiadomym było, czy podstęp z eliksirem się uda, a nierozsądnym byłoby narażać samą Jenny poprzez nakładanie na jej barki ciężaru sekretów, które pogrążyłyby ją, gdyby tylko ktoś zaczął coś podejrzewać. Jennifer bezpieczniejsza będzie, stawiając się w ministerstwie bez żadnej niebezpiecznej wiedzy. Łatwiej jej będzie udawać niewinną i przykładną (w myśl obecnego systemu) obywatelkę bez świadomości przynależności do nielegalnej grupy. Nigdy nie wiadomo, kiedy tamtym z ministerstwa przyjdzie do głowy używanie niemoralnych metod, by lepiej sprawdzać rejestrujących się. W myślach Charlie od razu pojawiło się veritaserum, a także legilimencja, a może nawet zaklęcie imperius... Wzdrygnęła się. Tak, to był zły moment, zwłaszcza że najpierw musiałaby samej przemyśleć, jak powiedzieć to Jen. I zwalczyć w sobie tą instynktowną chęć trzymania jej na dystans od niebezpieczeństwa, a przynależność do Zakonu właśnie z tym się wiązała. Czuła, że Jenny zgodziłaby się dołączyć, że chciałaby walczyć (w końcu walczyłaby również o własną wolność i przetrwanie), ale może właśnie tego się w głębi duszy obawiała, dlatego wolała skupić się na samym temacie jej daru, poruszenie tamtego tematu zostawiając na bliżej nieokreślone później.
- Widzisz w wizjach siebie lub osoby, które znasz? Tak się teraz zaczęłam zastanawiać, czy wtedy, w herbaciarni... Powiedziałaś mi całą prawdę. Czy wiedziałaś już wtedy, że Vera nie wróci żywa? Wyszłaś tak nagle – jej pytanie było bardzo ostrożne i była gotowa wycofać się z tej ścieżki, jak zorientuje się, że dotknęła drażliwego tematu. Znowu poczuła się, jakby podchodziła do zdziczałego kota, nie będąc pewna, czy ten pozwoli się dotknąć, czy może pozostawi na jej dłoni ślady pazurów, lub przynajmniej zjeży się i zacznie syczeć. Niemniej jednak zastanowiło ją, czy to, że wyszła, miało coś wspólnego z tym, że o czymś nie chciała jej powiedzieć.
Nie przy każdym spotkaniu tak było, ale przy poprzednich z reguły nie dotykały tak trudnych tematów jak dziś. Początkowo ich znajomość miała luźniejszy charakter, ot, Charlie udzielała Jenny wskazówek odnośnie warzenia eliksirów. I dzisiaj starała się to robić, by podzielić się z dziewczyną wiedzą. Dobrze by było, jakby Jenny umiała sama uwarzyć różne eliksiry, bo nie zawsze będzie możliwość poproszenia jej o pomoc.
Uwarzyła smoczą łzę z sukcesem. Wywar wyglądał odpowiednio, więc mogła z czystym sumieniem przelać go do fiolek i postawić je na stole, pozwalając, by Jenny wzięła sobie tyle porcji, ile zechce.
Pokiwała głową z aprobatą, widząc jak panna Leach radzi sobie z eliksirem niezłomności.
- Wygląda dobrze – rzekła, w tym czasie zdążyła wyczyścić kociołek i zagotować w nim wodę, a także rozpocząć przygotowywanie składników do eliksiru znieczulającego; wybrała do niego ingrediencje o charakterze szlachetnym, dobrze komponujące się z sercem w postaci płatków ciemiernika. Dokładnie posiekała kozieradkę i łodygę moly na drobno, dodając do kociołka najpierw jedną, a potem drugą roślinę z zachowaniem odstępu czasowego określonego przez przepis. Nie zapominała też o mieszaniu. Po kilku minutach wlała do kociołka niedużą fiolkę z żółcią niedźwiedzia. Śliny węża eskulapa odmierzyła dokładnie dziesięć kropli. Na samym końcu dodała porcję płatków ciemiernika. Dbała o dokładność w odmierzaniu każdego ze składników, wiedząc, że eliksir znieczulający należał do tych trudniejszych, ale i jego działanie było odpowiednio silniejsze niż eliksiru przeciwbólowego, który oddziaływał słabiej. Był też trudniejszy do dawkowania, ale obecnie zaginiona mentorka-uzdrowicielka zanim przepadła jak kamień w wodę na pewno nauczyła Jen podstaw zażywania takich specyfików.
- Wolałabym, by nie musiały ci się przydawać, ale wiadomo, jak jest. Zawsze spokojniej się czuję wiedząc, że moi bliscy i znajomi mają pod ręką fiolki z odpowiednimi specyfikami. Sama staram się mieć przy sobie te najbardziej podstawowe.
Teraz rzeczywiście prawie się nie rozstawała z podstawowymi leczniczymi oraz bojowymi mogącymi ułatwić potencjalną ucieczkę.

| Eliksir znieczulający (ST 70)
składniki roślinne: płatki ciemiernika (serce), kozieradka, łodyga moly
składniki zwierzęce: ślina węża eskulapa, żółć niedźwiedzia




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Pracownia alchemiczna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach