Okolice domu
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Okolice domu
Domek Charlie mieści się na uboczu, co najmniej kilometr od najbliższego domostwa. Alchemiczka celowo wybrała spokojne, odosobnione miejsce, do którego rzadko kto dociera. Sam dom znajduje się jakieś sto metrów od plaży i choć otacza go głównie wydmowa trawa, obok domu jest i kilka drzew, grządki z kwiatami i ziołami, a nawet maleńka szklarenka przytulona do jednej ze ścian, w której Charlie ma zamiar hodować zioła gorzej znoszące kapryśny angielski klimat, ale na ten moment nie miała głowy do porządnego ogarnięcia tego.
Jedna ze ścieżek wiedzie prosto na plażę. Od niej odchodzi inna, która wiedzie ku wyższym wydmom i klifom położonym w pewnym oddaleniu od domu. Kolejna, dłuższa i odchodząca w stronę lądu prowadzi do najbliższej gruntowej drogi, która dalej wiedzie do pobliskiego miasteczka St. Ives.
Jedna ze ścieżek wiedzie prosto na plażę. Od niej odchodzi inna, która wiedzie ku wyższym wydmom i klifom położonym w pewnym oddaleniu od domu. Kolejna, dłuższa i odchodząca w stronę lądu prowadzi do najbliższej gruntowej drogi, która dalej wiedzie do pobliskiego miasteczka St. Ives.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Od miesięcy dręczyło ją dużo czarnych myśli, bo i wiele tragedii ją w ciągu ostatniego roku spotkało. Zaginięcie i śmierć Very, listy gończe, konieczność ucieczki i ukrywania się, utrata całego dotychczasowego życia i wielu relacji, które musiała zerwać dla bezpieczeństwa swojego i innych… Życie jej nie rozpieszczało, los rzucał pod nogi kolejne kłody, jakby nadrabiając z nawiązką te wszystkie wcześniejsze spokojne lata. Co chwila upadała, potykając się i trzęsąc, ale mimo wszystko wciąż kurczowo trzymała się iskierek nadziei, że kiedyś los się odwróci i znowu będzie mogła być bezpieczna i szczęśliwa. Pragnęła w to wierzyć. Nie ulegało jednak wątpliwości, że dołączenie do Zakonu Feniksa było błędem, który przyniósł za sobą konsekwencje, jakich nie potrafiła udźwignąć, a których kiedyś się nie spodziewała. Mimo że była w organizacji dłużej niż Anthony, nigdy nie była Zakonniczką w taki sposób jak inni. Nigdy nie walczyła, zawsze była tylko stojącą w tle alchemiczką, która warzyła mikstury i dzieliła się wiedzą. Nigdy nie stanęła twarzą w twarz z wrogiem i taka wizja absolutnie ją przerażała. Ponadto dawniej, nim zaczęła się wojna, Zakon miał o wiele luźniejszy charakter i łatwiej było w nim o miejsce dla takich jak ona. Dziś, przy otwartej wojnie, osoby jej pokroju raczej pełniły rolę sojuszników i cichego wsparcia. Charlie nie nadawała się na Zakonniczkę i odejście z organizacji było koniecznym krokiem podjętym, by żyć w zgodzie z sobą. Dotychczas Leightonowie nigdy nie byli kojarzeni z żadnymi wywrotowymi działalnościami, zawsze stali z tyłu, zajmując się swoimi pasjami i nie angażowali się w politykę ani konflikty. Gdyby się tego trzymała, być może dziś wciąż mogłaby żyć w miarę normalnie i nie musiałaby zachowywać tak wielkiej ostrożności nawet przy zwykłej wyprawie do miejscowości, z której pochodziła.
Wolałaby odwiedzić groby sióstr jako ona, z własnym wyglądem i bez dyszącego w kark strachu. Niestety jako poszukiwana podczas każdego wyjścia z Oazy musiała nieustannie oglądać się przez ramię i trwać w lęku. Przy Anthonym czuła się na pewno bezpieczniej niż gdyby była sama, ale i tak nie potrafiła przestać się bać. Niemniej jednak jego obecność przynosiła jej ukojenie, choć i rodziła w głowie dużo dziwnych, często sprzecznych myśli. Cóż, niełatwo było być zakochaną bez wzajemności, ale każdy kontakt z Macmillanem ją cieszył i wspominała z sentymentem te dawne spotkania, choć kiedy zainteresował się wątkiem plaży, speszyła się i zaczęła odpowiadać wymijająco, w obawie żeby tylko się czegoś nie domyślił. Dlatego skierowała temat na kwestię tego, że w tamtych czasach było lepiej, bo nie musiała żyć w takim lęku. Nie musiał wiedzieć, że znajdowało się w tym jakieś drugie dno, i że tamte wspomnienia znaczyły dla niej coś więcej.
- Wtedy czułam się bezpieczniej. Bałam się anomalii, jak każdy, ale jeśli chodzi o inne zagrożenia… Wydawały się abstrakcyjne i nierealne. Nie dotyczyły mnie, bo przecież byłam w swoim mniemaniu tylko zwykłą alchemiczką. – I naiwnie myślała, że była zbyt słaba i nieistotna, by ktokolwiek się nią zainteresował. Myliła się. Konsekwencje podjętych decyzji upomniały się i o nią, mimo że przecież była tylko alchemiczką, zakulisowym wsparciem.
Stanięcie nad grobem sióstr było dla niej trudne, ale potrzebowała tego. Tyle miesięcy ich nie odwiedzała i chciała choć przez chwilę być blisko, nawet jeśli wiedziała, że w ziemi pod kamieniem spoczywają tylko martwe, nieświadome ciała, że Very i Helen tam nie ma. Ale może znajdowały się gdzieś w innym świecie i w jakiś sposób czuły, że o nich pamiętała? Nikt nie wiedział, jak to dokładnie wyglądało po śmierci, ale pragnęła wierzyć, że odejście nie było ostatecznym końcem i że jej siostry w jakiejś formie istniały, i że były teraz bezpieczne i szczęśliwe.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę rodziców i brata – szepnęła w odpowiedzi na jego słowa. Bo jej rodzina była za granicą, uciekli by uniknąć niebezpieczeństwa. Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle jeszcze się ze sobą spotkają. Nie wiedziała nawet, w jakim kraju byli jej bliscy, bo nigdy nie poruszali tego tematu w listach. Byli daleko, a ona była tu sama. A jeśli chodzi o Wrightów, byli zajęci swoimi sprawami, ich ścieżki w ostatnich miesiącach coraz bardziej się oddalały; odważni Wrightowie wybrali walkę i czynne zaangażowanie, podczas gdy w Charlie dominowała krew Leightonów i zdecydowała się bezpiecznie wycofać. Gdyby nie wojna, relacje z otoczeniem z pewnością byłyby prostsze. Tęskniła za tym, co było kiedyś, za normalnymi problemami codzienności i bardzo chciała, żeby to wróciło.
Postali nad grobami sióstr jeszcze kilka chwil, a Charlie w ciszy oddała się zadumie, wpatrując się w wyryte na kamieniach imiona i daty. Ale potem jakiś szelest, choć zapewne spowodowany jedynie przez jakiegoś ptaka lub inne zwierzę w zaroślach, spłoszył ją i przywrócił do rzeczywistości. Nie powinni tak długo przebywać w miejscu, gdzie ktoś mógł ich zobaczyć i rozpoznać. Poczuła niepokój, chciała zejść z widoku, schować się gdzieś.
- Chodźmy już – odezwała się cicho. – Wracajmy do Puddlemere.
Po raz ostatni spojrzała na grób Very, na odchodne musnęła jeszcze dłonią szczyt kamiennej płyty, a potem odwróciła się i zaczęła się oddalać. Po wizycie na cmentarzu nie wrócili już do domku Charlie w St. Ives, a od razu do Puddlemere, i dopiero tam Charlie poczuła się bezpieczniej.
| zt. x 2
Wolałaby odwiedzić groby sióstr jako ona, z własnym wyglądem i bez dyszącego w kark strachu. Niestety jako poszukiwana podczas każdego wyjścia z Oazy musiała nieustannie oglądać się przez ramię i trwać w lęku. Przy Anthonym czuła się na pewno bezpieczniej niż gdyby była sama, ale i tak nie potrafiła przestać się bać. Niemniej jednak jego obecność przynosiła jej ukojenie, choć i rodziła w głowie dużo dziwnych, często sprzecznych myśli. Cóż, niełatwo było być zakochaną bez wzajemności, ale każdy kontakt z Macmillanem ją cieszył i wspominała z sentymentem te dawne spotkania, choć kiedy zainteresował się wątkiem plaży, speszyła się i zaczęła odpowiadać wymijająco, w obawie żeby tylko się czegoś nie domyślił. Dlatego skierowała temat na kwestię tego, że w tamtych czasach było lepiej, bo nie musiała żyć w takim lęku. Nie musiał wiedzieć, że znajdowało się w tym jakieś drugie dno, i że tamte wspomnienia znaczyły dla niej coś więcej.
- Wtedy czułam się bezpieczniej. Bałam się anomalii, jak każdy, ale jeśli chodzi o inne zagrożenia… Wydawały się abstrakcyjne i nierealne. Nie dotyczyły mnie, bo przecież byłam w swoim mniemaniu tylko zwykłą alchemiczką. – I naiwnie myślała, że była zbyt słaba i nieistotna, by ktokolwiek się nią zainteresował. Myliła się. Konsekwencje podjętych decyzji upomniały się i o nią, mimo że przecież była tylko alchemiczką, zakulisowym wsparciem.
Stanięcie nad grobem sióstr było dla niej trudne, ale potrzebowała tego. Tyle miesięcy ich nie odwiedzała i chciała choć przez chwilę być blisko, nawet jeśli wiedziała, że w ziemi pod kamieniem spoczywają tylko martwe, nieświadome ciała, że Very i Helen tam nie ma. Ale może znajdowały się gdzieś w innym świecie i w jakiś sposób czuły, że o nich pamiętała? Nikt nie wiedział, jak to dokładnie wyglądało po śmierci, ale pragnęła wierzyć, że odejście nie było ostatecznym końcem i że jej siostry w jakiejś formie istniały, i że były teraz bezpieczne i szczęśliwe.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę rodziców i brata – szepnęła w odpowiedzi na jego słowa. Bo jej rodzina była za granicą, uciekli by uniknąć niebezpieczeństwa. Nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle jeszcze się ze sobą spotkają. Nie wiedziała nawet, w jakim kraju byli jej bliscy, bo nigdy nie poruszali tego tematu w listach. Byli daleko, a ona była tu sama. A jeśli chodzi o Wrightów, byli zajęci swoimi sprawami, ich ścieżki w ostatnich miesiącach coraz bardziej się oddalały; odważni Wrightowie wybrali walkę i czynne zaangażowanie, podczas gdy w Charlie dominowała krew Leightonów i zdecydowała się bezpiecznie wycofać. Gdyby nie wojna, relacje z otoczeniem z pewnością byłyby prostsze. Tęskniła za tym, co było kiedyś, za normalnymi problemami codzienności i bardzo chciała, żeby to wróciło.
Postali nad grobami sióstr jeszcze kilka chwil, a Charlie w ciszy oddała się zadumie, wpatrując się w wyryte na kamieniach imiona i daty. Ale potem jakiś szelest, choć zapewne spowodowany jedynie przez jakiegoś ptaka lub inne zwierzę w zaroślach, spłoszył ją i przywrócił do rzeczywistości. Nie powinni tak długo przebywać w miejscu, gdzie ktoś mógł ich zobaczyć i rozpoznać. Poczuła niepokój, chciała zejść z widoku, schować się gdzieś.
- Chodźmy już – odezwała się cicho. – Wracajmy do Puddlemere.
Po raz ostatni spojrzała na grób Very, na odchodne musnęła jeszcze dłonią szczyt kamiennej płyty, a potem odwróciła się i zaczęła się oddalać. Po wizycie na cmentarzu nie wrócili już do domku Charlie w St. Ives, a od razu do Puddlemere, i dopiero tam Charlie poczuła się bezpieczniej.
| zt. x 2
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Okolice domu
Szybka odpowiedź