Wydarzenia


Ekipa forum
Leśna lecznica
AutorWiadomość
Leśna lecznica [odnośnik]23.02.20 23:04

Leśna lecznica

Lecznica została otwarta pod koniec kwietnia 1957 roku przez parę młodych uzdrowicieli, którzy po brutalnym ataku Ministerstwa Magii na mugoli zdecydowali się odejść ze szpitala świętego Munga i nieść pomoc potrzebującym, bez względu na status krwi czy zdolności magiczne. Niepozorna chatka ukryta jest na obrzeżach Doliny Godryka, lecz wieść o niej prędko poniosła się wśród tych, którzy potrzebowali pomocy uzdrowicielskiej.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:40, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Leśna lecznica Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Leśna lecznica [odnośnik]15.03.20 20:59
29 kwietnia
Od początku kwietnia pacjentów tylko przybywało – lecznica zyskiwała dobre imię, wśród potrzebujących niosła się wieść, że można tu dostać pomoc bez względu na status majątkowy, krew czy wiek. Miała w tym niewielki udział, choć od momentu, gdy dostała nową różdżkę, spędzała tu większość czasu; obserwowała to, jak dobrze sobie radzą, z pewnym szacunkiem i dumą, cichą, skrywającą się pod mocno związanymi w kok złoto-rudawymi włosami. Lubiła również patrzeć, choć tego nie przyznawała nawet przed samą sobą, na Alexandra. Uciekała ku niemu wzrokiem, gdy powoli zbierała się do wyjścia, a on sprawdzał, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy nie brakuje im maści i eliksirów. Było w nim coś, co uchwycić mogła tylko teraz, gdy leczyli wspólnie w jednym miejscu, bez sztucznie utrzymywanego dystansu pięter w Mungu. Gdy czuł już jej spojrzenie na sobie, natychmiast odwracała wzrok, prędko zajmując uwagę szalem wiązanym wokół szyi albo otwieraniem torebki w poszukiwaniu czegoś, o czym nie miała pojęcia, że istniało. A potem wychodziła, nie oglądając się za siebie.
Teraz czuła jego obecność za sobą. Nie wiedziała, co robi. Może wypisywał kolejne karty z historią chorób pacjentów. Może liczył wydatki lecznicy. Gdzieś był. Blisko. Jak zawsze, prawda, Ida?
Nieco mocniej zacisnęła palce na słoiczku z maścią, zapisując na nim datę, do której powinna być wykorzystana. Wszystko miało swój limit – zdatność ziół, alchemicznych specyfików, ludzkiej cierpliwości i zaufania. Dlatego milczała – jej limit wyczerpał się możliwe, że miesiąc temu – starała się trzymać dystans, zaledwie wyglądać zza różanego krzewu jak zaintrygowany kociak, od czasu do czasu artykułować proste, zawodowe komunikaty. Milczenie to jednak zdawało się być coraz gorsze do zniesienia, ciężkie i gęste, powietrze nad nimi, gdyby ktoś sięgnął po siekierę (na przykład Bertie – widziała tę bliznę przed oczami każdej nocy, w której budziła się czując na sobie zapach sennego koszmaru), można było ciąć na grube plastry. Ale musieli sobie jakoś radzić, byli uzdrowicielami, a przy leczeniu ludzkich ciał, skomplikowanych i żyjących, nie było mowy o pomyłkach, osobistych rozterkach i przekładaniu ich nad zawodowy profesjonalizm.
Odłożyła słoiczek na półkę i korzystając z łaskawie wolnych, wieczornych chwil zerknęła na zegar wiszący na jednej ze ścian, już ciemnych, kładących się do snu. Zazwyczaj oboje byli zbyt zajęci i śledzenie miarowo opadających i na zmianę unoszących się wskazówek zegara okazywało się zdecydowanie poza interesującą ich tematyką codzienności. Zdołała się nawet nieco rozluźnić przy skrupulatnym opisywaniu leczniczych specyfików, ale los bywał niezwykle okrutny i nie lubił, kiedy pogrążony wojną świat za bardzo relaksował się pod pętami władzy.
Drzwi otworzyły się tak nagle, że musieli spojrzeć w ich kierunku. Na progu stał człowiek. Po jego ubiorze na pewno widać było, że nie należał do warstwy społeczeństwa, której całkiem dobrze się żyło. Biegł tu przez błoto, a to znaczy, że wybrał najkrótszą ścieżkę – to z kolei oznaczało kłopoty.
P-panie… panie Lupin – zawołał błagalnie, zdyszany, zziajany, czapkę miętoląc nerwowo w palcach. – Panie Lupin, moja żona… Abigail zaczęła… Abi rodzi!
Ida spojrzała na Alexandra przestraszona, ale zdeterminowana, nie bacząc na to, jak wiele wolnej, pustej przestrzeni powstało między nimi w ciągu ostatniego miesiąca. Wciągnął ją w szeregi Zakonu Feniksa i zgodziła się na to, by wspierać organizację swoimi dłońmi – pomagali wszystkim, nie oczekując zapłaty, a ona zamierzała tę pomoc nieść.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Leśna lecznica [odnośnik]22.03.20 1:50
Dni upływały zbyt prędko, wypełnione zadaniami od świtu do zmierzchu. Noce za to pozostawały dla niego bezlitosne, ciągnąc się nieubłaganie w bezsennych rozmyślaniach. Nie liczył już, ile razy wybierał się pod osłoną mroku do Londynu, udając wciąż jedną i tę samą osobę. Rowle był bajecznie wygodną przykrywką: nikt nie zadawał pytań, nikt nie drążył. Na razie udało mu się bez szwanku zrobić kilka, a może nawet i kilkanaście wycieczek do miasta, przeczesując dzielnice, szukając potrzebujących pomocy i plądrując co się dało. Szukał sobie więcej zajęć niż powinien, przynajmniej do momentu kiedy ruszyli z lecznicą na całego. Prędko całym sobą objął nową rzeczywistość wokół siebie. Bliskość domu i praca na własnych zasadach uczyniły uzdrowicielstwo czymś jeszcze wspanialszym, chociaż ciężko mu było uwierzyć, że mógł jeszcze bardziej kochać swoją pracę. Nie miał już nad głową wielkiego cienia Lowego i jego oka wyczulonego na każdy przejaw jakiejkolwiek niesubordynacji. Pracował razem z niemagicznymi, praktykowali w leśnej lecznicy formy leczenia niezależnie od świata, z którego pochodziły. Odnajdywał w sobie nowe pokłady energii i wszystko, dosłownie wszystko byłoby względnie dobrze – naturalnie na tyle, na ile aktualna sytuacja polityczna pozwalała – gdyby nie cisza. Milczenie zalęgło się między nim i Idą i rozłożyło się tak wygodnie jak kot wylegujący się na słońcu: Alexander nawet nie zamierzał próbować go poruszyć. Starał się omijać Idę, prześlizgując się po własnym domu, będąc wiecznie nieobecnym, zajętym, niedostępnym. Odzywali się do siebie tylko w lecznicy i tylko, kiedy musieli. Zaczynał już dławić się tą ciszą i poczuciem winy, jednak uparcie udawał, że nie widzi tego wielkiego różowego słonia, który zalęgł się im w pokoju. Była to najbardziej żałosna z możliwych do przyjęcia defensywnych technik, lecz Farley naprawdę nie poczuwał się do tego, aby wymuszać na Idzie cokolwiek. Zasłużył sobie na to chłodne traktowanie, ale nie mógł nie spoglądać na nią kiedy myślała, że nie patrzy. Zerkając z ukosa znad ksiąg rachunkowych śledził zgrabne ruchy jej dłoni, kiedy kreśliła coś na etykiecie słoiczka. Przez moment chciał się odezwać, po prostu dać jej znać, że sama jej obecność była dla niego czymś niewyobrażalnie cennym, lecz powstrzymał się w porę. Magiczne liczydło trąciło go w przedramię, więc pochylił znów głowę nad notatkami i słupkami wyliczeń. Wychodzili właściwie na zero, jednak nie dziwił się temu zupełnie. Zorganizowanie wszystkiego kosztowało go wiele, starał się też jak mógł płacić każdemu, kto dokładał swoją cegiełkę do funkcjonowania lecznicy – gdyby nie pożyczka od Archibalda to Alex najpewniej nie miałby co włożyć do garnka.
Farley westchnął bardzo cicho, kiedy z zamyślenia wyrwał go dźwięk dzwonka i gwałtownie otwieranych drzwi. Ledwo co przybyły mężczyzna skończył mówić, Alexander spojrzał na Idę, która już wlepiła w niego te swoje sarnie ślepia, w których nie mógł przestać widzieć bólu, który jej sprawił. Pozostał jednak hardy, zdecydowanie wychodząc jej na przeciw własnym spojrzeniem. Kto pracował z Farleyem wiedział, że wszedł całkowicie w tryb pracy, skrajnego skupienia, w którym odcinał się od wszelkich innych myśli i spraw.
Naszykuj tetry, gazy i ręczniki – rzucił polecenie, samemu podnosząc się natychmiast z krzesła. W kilku krokach znalazł się przy szafie, z której ściągnął skórzaną, wysłużoną już torbę lekarską. Prędko spakował potrzebne instrumentarium: kleszcze, zaciski, nożyczki chirurgiczne i trzy małe metalowe tacki, do tego parę eliksirów przeciwbólowych o różnej mocy. Zaciskał przy tym usta w wąską linię wiedząc, że dzisiejsza przeprawa może nie być łatwa. Mężczyzna był mugolem, lecz to nie o używanie magii się martwił, jako że stało się już wiedzą w pewnych kręgach powszechną, że lecznicę w Dolinie Godryka prowadzą ci inni. Przebiegnięcie przez Dolinę do tego miejsca musiało zająć mu przynajmniej kwadrans; jego żona mogła zacząć rodzić dużo wcześniej, kobiety potrafiły być strasznie uparte i nie przyznawać się do bóli aż do momentu, kiedy te stawały się nieznośne i zbyt częste – zakładał więc, że zanim dotrą do pacjentki ta może być już nawet i przy połowie rozwarcia, jak nie dalej.
Alexander wyprostował się i uniósł torbę, wyciągając ręce do Idy, aby ta dołożyła materiały. Nieznacznie drgnął, kiedy ich dłonie zetknęły się niezamierzenie: złapał jej oczy spojrzeniem na bardzo krótki moment, nim nie odwrócił wzroku. – Proszę prowadzić – powiedział do mugola, na ramiona zarzucając płaszcz. Zapiął torbę i puścił Idę przodem, marudząc chwilę. Potrzebował wysłać patronusa do Kurnika, żeby ściągnąć do lecznicy kogokolwiek kto tam się właśnie znajdował. Wykonawszy zadanie pospieszył za pozostałymi, ruszając w dół ścieżki, coraz niżej i niżej. Szedł blisko Idy, nie na tyle jednak, aby mogli przypadkowo musnąć się ramionami – nawet jeżeli jego ciało płakało za jej bliskością nie zamierzał pozwolić sobie na jakikolwiek ruch w jej kierunku. Wziął głęboki oddech, starając się oczyścić myśli: miał teraz co innego na głowie.
Proszę powiedzieć, czy pańska żona już kiedyś rodziła? Pojawiały się jakieś komplikacje, o których panu wiadomo? – zapytał spokojnym, rzeczowym tonem, chociaż cała trójka była w widocznym pośpiechu. Nie był pewien, czy mężczyzna orientował się jakkolwiek w tych bądź co bądź żeńskich kwestiach, lecz nie szkodziło upewnić się zawczasu.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Leśna lecznica 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Leśna lecznica [odnośnik]26.03.20 22:55
Nie była przyzwyczajona do brzmienia swojego nazwiska z ust kogoś, kogo słabo znała i zwłaszcza, jeśli to nazwisko należało do człowieka stojącego za kompletnie obcą jej twarzą. Świadomość talentu Alexandra wciąż pozostawiała w niej dziwny dyskomfort, powoli pęczniejący, przybierający opornie barwy zwyczajnej ostrożności, bo wciąż z tyłu głowy miała wrażenie, że obserwował ją, kiedy zupełnie nie zdawała sobie sprawy z jego ukrytej obecności. Jakby chodził za nią, szpiegował. Nie wiedziała, jak to wytłumaczyć, choć odpowiedź była prosta i logiczna. Tak bardzo pragnęła go mieć przy sobie, że nawet zupełnie innym wyglądem jej od siebie ostatecznie nie odstraszał. Paranoiczna potrzeba bezpieczeństwa, desperacka wręcz. Całą tę szopkę pięknie spinał obraz jej nazwiska wypowiadanego przez pacjentów i moment, gdy na jego dźwięk odwracali się oboje. W ciągu dnia to mogło wyglądać nieco inaczej, ale teraz, przy wtórze paniki i strachu, nie było w tym nic utkanego rozbawieniem.
Polecenie wykonała natychmiast, nie oszczędzając zmęczonych nóg, nie szczędząc wysiłku zmęczonym ramionom. Była młoda i silna, ale w tym ekstremalnym dla nich czasie odnajdywała linie graniczne własnej wytrzymałości i możliwych do podjęcia wyrzeczeń. Obejrzała się na mężczyznę, Phillipa Danielsa, szukając w jego oczach czasu, który im pozostał na reakcję. Tetry, gazy, ręczniki. Tetry w szufladzie przy ścianie, gazy tuż obok nich, ręczniki w składziku. Uczyła się wszystkiego na pamięć, codziennie po kilka razy powtarzając rozkład poszczególnych sprzętów. Wszystko miało swoje miejsce. Spakowała wszystko do swojej torby, którą porwał Alexander, ale za nim cofnęła dłonie, mogła przysiąc, że minęło kilka chwil za dużo. Przełknęła ślinę, przeskakując wzrokiem z jednej tęczówki na drugą. Były takie same i nie chodziło tutaj tylko o ich monochromatyczność. Były jego. Należały do niego, rysy twarzy, nos, usta i kości jarzmowe zdawały się być z zupełnie innego zestawu do podręcznego sklejania ludzkiego modelu. Chciała coś powiedzieć, ale do porządku przywołały ją kroki mężczyzny na drewnianych płytach przed wejściem. Cofnęła się, żeby pochwycić płaszcz i natychmiast zarzucić go sobie na ramiona. Wyszli razem. Szli obok siebie.
Razem, ale jednak wciąż osobno. Doświadczanie podobnych paradoksów miało ich nauczyć życia.
Nie, to nasze pierwsze dziecko. Staraliśmy się wcześniej, ale… Abigail poroniła, niestety. Musiała dojść do siebie, pozbierać się – mówił Phillip, truchtem prowadząc ich w odpowiednim kierunku. Dolina Godryka zachęcała światłami, które lśniły wieczornym blaskiem w oknach domów. – Ja nie… ja nic nie wiem. Abi zawsze mnie uspokajała, wiecie państwo, że wszystko jest w porządku. Nie miałem powodu, by jej nie wierzyć. Jest bardzo dzielna. Takie mamy czasy. Już niedaleko.
Na całą ich trójkę działała adrenalina. Oboje, ona i Alex, byli zmęczeni całym dniem na nogach i niesieniem pomocy każdemu, kto przyszedł do lecznicy, ale w tej chwili to nie miało znaczenia. Najważniejsze, żeby dotrzeć do kobiety na czas. Komplikacje po poronieniu, jeśli zabieg nie został skontrolowany przez magomedyka, bywały obłożne w skutkach.
Jest w domu ktoś prócz pana żony?
Mężczyzna pokręcił głową. Spojrzała na Alexandra strapiona, bo w czasie, gdy oni próbowali do niej dotrzeć, mogło stać się wszystko.
Pospieszmy się – poprosiła ich, przyspieszając.

Gdy dotarli do domu Danielsów, maleńkiego, wetkniętego między ciemne drzewa, byli już zziajani. Początkowa cisza mogła przerazić, ale zaraz z pokoju obok dotarł do nich krzyk bólu. Ida wiedziała już, co robić.
Przyszykuję wodę i alkohol, zajmiesz się nią? – prędko spytała pana Lupina, mając nadzieję, że mimo jawnego dystansu i separacji, w przypadku ratowania i dbania o ludzkie życie znajdą tę ważną nić porozumienia. A może raczej – spróbują znów ją nawiązać. Przecież tak doskonale się dogadywali, tak świetnie rozumieli. Tyle spraw stanęło na ich drodze, tyle kłamstw, ale jednocześnie nie trwali w nich nadal, on zdołał odnaleźć w sobie na tyle odwagi, by ostatecznie wyjawić jej całą prawdę, chociaż tak bardzo bolesną. Chciała go zrozumieć, chciała powiedzieć mu, że wybacza, ale nie potrafiła, a to z kolei nie dawało jej spokoju. Ale nie teraz, Ida, teraz musicie razem zająć się tym, co ważne.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Leśna lecznica [odnośnik]27.03.20 2:10
Narzucone tempo było prędkie, lecz Alexander nie miałby nic przeciwko temu, gdyby biegli. Wciąż, prędkie i miarowe kroki bębniły w piaskową drogę, kiedy gnani niecierpliwymi poczynaniami matki natury pędzili uczestniczyć w cudzie narodzin.
Natrętne myśli walczyły o jego uwagę, lecz Alexander odpychał je, starając nie zwracać uwagi na to, jak kuriozalna dla niego i Idy była ta sytuacja. Udawali, już któryś tydzień z kolei, że wszystko było w porządku. Nie dawali żadnych objawów tego, że między nimi prędko rosła choroba zjadająca ich od środka – a przynajmniej zjadająca jego, nieprzyjemnie ściskająca, kiedy brał głębszy oddech, śledząc spojrzeniem z ukosa sylwetkę Idy kroczącą przez ciemność. Dotarli do domu pogrążonego w pełnej napięcia ciszy, którą ostro i zdecydowanie przerwał krzyk bólu. Ida zadała Alexowi pytanie, ale ten nie odpowiedział od razu, dłoń przyciskając do kieszeni na piersi, w której znajdował się jego kieszonkowy zegarek. Milczał aż do chwili, kiedy lament cierpiącej kobiety ustał.
Czterdzieści sześć – oznajmił, wyciągając prędko zegarek i zerkając na tarczę. Za trzy dziewiąta. Pierwszy etap porodu zbliżał się do końca.
Już biegnę – Farley zrzucił z siebie płaszcz, pozostając w jasnej, lnianej koszuli i od razu ruszył do zlewu wyszorować ręce. Otrzepał je z wody i wytarł w jeden z ręczników z torby, który następnie włożył sobie za pasek. Zabierając torbę ze sobą skierował się do przylegającego pokoju, który wskazał mu pan Daniels.
Dobry wieczór, Abigail, jestem doktor Aloysius Lupin – z ciepłym uśmiechem na twarzy przedstawił się kobiecie, która siedziała na skraju łóżka. Jedna z jej dłoni zaciśnięta była na drewnie ramy, druga kurczowo obejmowała nabrzmiały brzuch. Abigail spojrzała na Alexa, a w jej oczach czaił się strach, potęgowany bladością jej skóry i czernią sklejonych od potu włosów. – Wraz z siostrą zajmiemy się tobą – powiedział, podchodząc bliżej. Odłożył swoją torbę lekarską na podłogę i przykucnął przed kobietą, zadając jej parę pytań, nim po raz kolejny nie spięła się, znów krzycząc z bólu. Alexander zerknął wtedy na zegarek: minęło niecałe pięć minut od poprzedniego skurczu, ten trwał dłużej o trzy sekundy. Kiedy ból ustał pomógł Abigail ułożyć się na kilka chwil na plecach, żeby zbadać rozwarcie. Kiedy Ida weszła do sypialni posłał jej spojrzenie, w którym wiele osób nie dostrzegłoby czegokolwiek nadzwyczajnego: o to zresztą chodziło, aby Phillip stojący za drzwiami nie dostrzegł przez krótki moment, gdy te były uchylone, że coś jest nie w porządku. Lecz Ida znała go i pracowała z nim już dostatecznie długo aby wiedzieć, że był zmartwiony.
Chodź, Abigail, wstaniesz na moment. Załap mnie za ramiona, możesz oprzeć się o mnie – poinstruował kobietę, która zaraz potem przeniosła na młodego uzdrowiciela swój ciężar. – Ida, przygotuj znieczulenie. Ćwierć tego, co powinno być standardowo – powiedział, zerkając na pannę Lupin znacząco, bardzo delikatnie kręcąc głową, następnie kiwając lekko w stronę torby. Będą musieli ciąć.
Nim wszystko było gotowe wraz z opartą o niego Abigail zliczył jeszcze kolejne trzy skurcze, każdy odpowiednio dłuższy i następujący prędzej po poprzednim. Ułożył ją znów na łóżku i zbadał ponownie. – Jest szerzej, ale wciąż za mało – powiedział, wcierając dłonie w ręcznik. – I nasza gwiazda wieczoru obróciła się do nas tyłem – mówił niby lekko, ale każdy wykwalifikowany medyk wiedział, że w połączeniu ze sobą te dwie rzeczy oznaczały kłopoty. Tego zresztą spodziewał się już od chwili, kiedy usłyszał, że kobieta przeszła poronienie. – Abigail, będziemy musieli pomóc wydostać się twojemu dziecku na świat, bo pomimo tego, że nadszedł czas nie jest zbyt chętne do wyjścia z tak przyjemnego miejsca – powiedział z jak najbardziej pogodnym wyrazem twarzy, jednocześnie będąc jednak rzeczowy. Pozwalając kobiecie złapać się za rękę wytłumaczył jej cierpliwie, na czym będzie polegało cięcie, rozwiewając wszelkie wątpliwości. Kiedy ułożył kobietę w odpowiedni sposób na łóżku ogarnął spojrzeniem wszystko, co naszykowała Ida. Uśmiechnął się do niej nieznacznie, wdzięczny, że miał ją dziś przy sobie.
Trzeba zaczynać – oznajmił, po czym wziął jeszcze jeden spokojny oddech i zabrał się do pracy.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Leśna lecznica 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Leśna lecznica [odnośnik]27.03.20 23:20
Miała wybór. Miała go od samego początku. Gdyby nie seria wyborów, których dokonała, była w tej chwili w całkiem innym miejscu, możliwe, że oddalonym o setki kilometrów od miejsca, w którym aktualnie spędzała czas, w którym mieszkała i pracowała. Nie byłoby jego, nie byłoby związanych z nim wspomnień, nie byłaby pokraczna chęć wciągnięcia ją w ramiona organizacji walczącej ze złem zalęgłym w Londynie. Rozważała ten scenariusz, wyglądając na krople deszczu opadające szybko na ziemię, miała już nawet ułożony w głowie plan, zaznaczone na nim punkty, te kilka ubrań spakowanych do torby. Ale co później? Jak mogła żyć dalej z myślą, że nic nie zrobiła? Że uciekła jak byle tchórz i nie pomogła nikomu, chociaż miała do tego wszystkie potrzebne talenty i materiały? Że… zostawiła go samego? W takich sytuacjach jak ta, gdy oboje musieli schować głęboko do kieszeni niezgodę i dotrzeć do siebie bez słów, zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele ich łączy. I że to dzięki niemu nie mogła uciekać. Dzielił się, choć pewnie o tym nie wiedział, odwagą, której zawsze w sobie szukała. Był studnią, z której czerpała bez końca i od wody której uzależniła swoje ciało i zmysły. Był tym, który mówił „idź”, gdy chciała się wycofać. Nie korzystał z mocy swojego głosu, nakłaniał z uczuciem, jednocześnie będąc pewnym tego, co przekazywał. Dzięki temu kobieta wiedziała, że może mu ufać.
Zaufanie.
Skup się, Ida, do jasnego cholery!
Zacisnęła zęby i postawiła miskę z wodą na szafce przy łóżku, zaraz wychodząc i odbierając od Phillipa butelkę ze spirytusem. Jego blada cera pokazywała tylko żywy strach, kiedy źrenice wodziły za chodzącą powoli sylwetką żony, siłującej się z życiem, które chciała oddać dziecku. Jedno zerknięcie w stronę Alexandra wystarczyło, by mniej więcej poznać sytuację ciężarnej. Zmuszona była wyprosić mężczyznę z pokoju, krótką chwilę porozmawiała z nim za drzwiami i wróciła, zamykając je za sobą jeszcze raz. Dłońmi sięgnęła po torbę, palcami z kolei – po odpowiednią fiolkę. Korzystając z chwili, gdy oboje byli odwróceni, niewerbalnym Purus odkaziła łóżko, na którym Alex za chwilę ją położył. Znów ten wzrok, tym razem bardziej intensywny, jednoznaczny. Kobieta nie będzie w stanie urodzić tego dziecka sama. Z otwartą fiolką przysiadła przy niej i wsunęła dłoń pod jej mokre włosy, pomagając w połknięciu niewielkiej ilości eliksiru znieczulającego.
Wszystko będzie w porządku, Abi – uśmiechnęła się do niej ciepło, pocieszająco. – Kiedy się obudzisz, pierwszym, co zobaczysz, będzie twój syn. Albo córka. Mam nadzieję, że wybraliście już imiona – pogładziła kobietę po skroni, po policzku, czekając, aż jej powieki staną się na tyle ciężkie, by szczelnie okryły rozszerzone źrenice. Sprawdziła puls, zmierzyła tętno. – Przyspieszony. Odbierałeś już kiedyś poród? Cesarskie cięcie znam tylko z podręczników. Rodzenie w Mungu było rzadkie jak śnieg latem. – a nawet i to się zdarzyło.
Alkoholem odkaziła własne dłonie i przeniosła bliżej nich ręczniki, w której mogli owinąć niemowlę. Stanęła obok niego, podwijając rękawy sukienki. Spojrzała na niego po raz ostatni przed zabiegiem, ale zupełnie inaczej. Miękko, ale z młodzieńczą determinacją, z blaskiem pewności w pociemniałych od wieczoru tęczówkach. Wiedziała, że dadzą sobie radę. Wspólnie. Potem pochyliła się nad Abigail, odsłoniła łono i brzuch, dłońmi łagodnie zbadała ułożenie dziecka – lub raczej to, jak bardzo złe ono było. Gdyby mieli chwilę więcej, a matka nie była tak wyczerpana, być może udałoby im się je obrócić. Ale już nie teraz. Przełknęła ślinę, zaklęciem znów odkaziła skórę kobiety.
Nacięcie przez jamę brzuszną czy nad kością łonową? – szybka decyzja, Alex. – Jeśli owodnia nie będzie uszkodzona, będziemy musieli ją naruszyć. I łożysko, musimy pamiętać o łożysku. – w ten sposób naprędce przypominała sobie zgromadzone na kursie, a potem na stażu informację, całą tę drogocenną wiedzę medyczną, z której rzadko kiedy korzystała. – Po tym, jak ją otworzymy, sprawdzę, czy pępowina nie owinęła się wokół szyi. Damy radę, Alex. – kącik ust drgnął w lekkim uśmiechu, nerwowym i kruchym. – Delikatny ruch dłonią, pamiętaj. To delikatne struktury.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Leśna lecznica [odnośnik]28.03.20 0:45
Alexander zerkał, jak Ida podaje kobiecie eliksir, samemu sięgając po torbę. Kiedy Abigail odpływała w objęcia Morfeusza on wyciągnął i odkaził instrumentarium. Kiedy Ida zwróciła się do niego, Farley uniósł zdeterminowane spojrzenie na jej twarz, dłońmi poprawiając podwinięte rękawy koszuli.
Prawda.
Nie pamiętam – odpowiedział z rozbrajającą szczerością, patrząc jej prosto w oczy, w te ciemne źrenice rozpychane wdzierającym się do nich półmrokiem pokoju. – Przez ostatni rok  na pewno nie, ale wiem co robić. Zaufaj mi. To wszystko gdzieś tam jest, cała ta wiedza. To jak intuicja, ale jasna i konkretna. Odkaź mnie, proszę – wyjaśnił, na koniec wyciągając przed siebie swoje dłonie i różdżkę. Śledził spojrzeniem jej ruchy, a jeżeli spróbowała cokolwiek wyczytać z jego oczu mogła łatwo dostrzec dominującą w nich wdzięczność. Nie zamierzał kryć jej przed panną Lupin gdyż nie było w tym jakiegokolwiek sensu. Był szalenie wdzięczny za to, ze życie postanowiło być dla niego choć raz łaskawe, że ona zdecydowała się go tą łaską obdarować, że była obok niego.
Po tym, jak spełniła jego prośbę machnął różdżką nad pogrążoną w śnie Abigail, pod nosem mamrocząc inkantację Paxo. Kiedy opuścił ramię raz jeszcze spotkał się spojrzeniem z Idą, uśmiechając się do niej bardzo ostrożnie i bardzo krótko. Kiedy jednak odpowiadał na jej pytanie jego twarz pozostała już tylko i wyłącznie poważna.
Nad kością – zarządził, zastanawiając się tylko przez chwilę. – Jest osłabiona, a dziecko ułożone miednicowo. Gdyby nie za małe rozwarcie mogłaby rodzić naturalnie. Nie chcę niepotrzebnie ryzykować krwawienia – wyjaśnił rzeczowo; lata spędzone na ślęczeniu nad książkami przynosiły plony. Skinął głową, bez komentarza przyjmując napomnienie.
Najpierw kroję skórę, odegniesz ją na boki. Tak samo przy mięśniach i macicy. Zajmę twoje miejsce, ty sprawdzisz pępowinę. Jeżeli będzie owinięta wokół szyi odsuniesz ją i wyjmiesz dziecko. Jeżeli będziesz miała wątpliwości, jakiekolwiek, mówisz mi i zamieniamy się miejscami – powiedział jasno i wyraźnie, dokładnie nakreślając granicę. Sięgnął wtedy po chirurgiczny nóż, czując całkowite, chłodne opanowanie. Oddychał spokojnie, kiedy zbliżył krawędź ostrza do skóry kobiety, po czym jednym, zdecydowanym uchem wykonał cięcie, które od razu zalśniło szkarłatem. Odpowiednio zagojone powinno zostawić bliznę tak równą jak ta zdobiąca jego własne lewe przedramię. Miał pewne dłonie.
Rozciął w poprzek mięśnie, a następnie odsłoniętą mu przez dłonie Idy macicę. Był całkowicie skupiony, odłożył nóż i wślizgnął swoje własne dłonie na miejsce tych Idy, pozwalając jej na wykonanie kolejnej części ich zadania.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Leśna lecznica 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Leśna lecznica [odnośnik]28.03.20 14:40
Nagromadzenie faktów spowodowało w tamtym czasie coś na wzór kolizji, głośnego zderzenia, wulkanicznych iskier pędzących w górę. Wtedy nie skupiała się na nim, tylko na sobie, wartość zdobytych faktów doceniając dopiero później i to nie w pełni. Teraz, kiedy powiedział „nie pamiętam”, wszystko do niej wróciło. Klątwa Imperiusa, czarnomagicznego zaklęcia, które znała jedynie ze wzmianek na lekcjach obrony przed czarną magią, co jednak nie sprawiało, że miało dla niej abstrakcyjne znaczenie. Samo brzmienie tego słowa wzniecało popłoch i obawę o własne życie, nie wyobrażała sobie nigdy, że na świecie istnieje czarodziej, ba!, grono czarodziejów, które byłoby w stanie posunąć się w okrucieństwie tak daleko.
Pamięć mięśniowa – powiedziała tylko, mając nadzieję, że ton jej głosu powie więcej niż język i krtań szyjąca słowa. Nie miała do niego żalu i mieć go nie zamierzała, radził sobie więcej niż doskonale i tę doskonałość przelewał na sztukę lekarską.
Na świeżą szmatkę nalała alkoholu i otarła nimi dłonie Alexa dokładnie, uwagę poświęcając opuszkom i drobnym wnękom pod paznokciami, wszystkim miękkim zagłębieniom między palcami, drobnym kostkom i dolinom między nimi, na sam koniec okrężnymi ruchami oczyszczając nadgarstki. Pamiętała dotyk jego dłoni, ich kształt i szorstkie, wysuszone przez zbyt częste namydlanie miejsca na skórze, pamiętała zgrubienia na opuszkach i wewnętrznej stronie palców przez zbyt mocne zaciskanie ich na różdżce. Nawet teraz, przez szczelną pokrywę nasączonego alkoholem ręcznika, mogła to wszystko czuć. Nie spojrzała na niego, jedynie zrobiła mu więcej miejsca, stając tuż obok, żeby widzieć, jak wykonuje rozcięcie. Pokiwała powoli głową odkładając szmatkę na bok, przygotowując się na to, co za chwilę nastąpi. Musieli działać szybko. Kiedy zrobił nacięcie, palcami wyszukała poszczególne warstwy mięśniówki jamy brzusznej i macicy, sprawnymi ruchami oddzielając je, odginając na boki. Kiedy zajął jej miejsce, palce prawe dłoni wsunęła głębiej, do obnażonego ciała, do wnętrza macicy, czerwonego, napęczniałego od krwi. Dotknęła dłonią główki dziecka i aż drgnęła, cała na moment sztywniejąc.
Poczułam ją – powiedziała cicho, niemal szeptem. Zacisnęła zęby, prędko zbierając się w sobie. To było doświadczenie niezwykle intymne. Nie dotykali przecież lalki ani magicznie uplastycznionego manekina. To był człowiek. Kobieta wydająca na świat dziecko. Poruszyła palcami dalej, szukając tego jednego elementu, elastycznej rurki łączącej oba ciała ze sobą. Ramiona, drobne, maleńkie. – Jest – szyja, cieniutka tak, że mogła przysiąc, że czuje przez welurową skórę pulsujące naczynia krwionośne. – Jedna pętla, nie więcej, bardzo luźna. Nie wyczułam łożyska, musi być ułożone dystalnie. Poczekaj… – skrzywiła się lekko, starając się odnaleźć punkt zaczepu na drobniutkim ciele niemowlęcia. – Nie mogę… jest. – przysunęła się bliżej Alexa, drugą dłoń ostrożnie wsuwając pod główkę dziecka, powoli wyciągając je z łona matki, palcami pilnując, żeby pępowina zachowała swoje ułożenie i, broń cię Merlinie, nie zacisnęła się mocniej. Powoli, Ida, tylko powoli. Minęła chwila, zanim światu ukazało się czółko, zaraz zamknięte ślepia i kształtny, zadarty nosek. Przełknęła ślinę, szukając spojrzeniem znajomych tęczówek dziś należących do innej cielesnej powłoki, ale do wciąż tej samej duszy, przekazując im jakąś niewysłowioną radość, bladą i zmęczoną. Purpurowo szarawa lina wyciągała się w ich kierunku ostrzegawczo, ale oboje mieli już sytuację pod kontrolą, Ida oddzielała ją wyprostowanymi palcami od trzymanego cudu narodzin. – Przetniesz, Alex?
Niemal nie pamiętała już, kiedy po raz ostatni wypowiedziała jego imię na głos, nadała językowi kierunek, który wskazywały myśli. Mówiła do niego bezosobowo: zrobisz to, proszę, mógłbyś?; starała się zaznaczać dystans tak dobrze, jak tylko potrafiła. Dzisiaj, teraz, poczuła, że ten dystans zaczyna gasnąć. I, o dziwo, nie buntowała się przeciwko temu.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Leśna lecznica [odnośnik]28.03.20 16:15
Wyrozumiałość. Potrzebował wyrozumiałości, ponieważ to co robił codziennie choć pozornie dobre, w obiektywnej ocenie mogło przychylać się w drugą stronę, w miejsce wątpliwej moralności i nagiętych ponad granice wytrzymałości reguł. Przymknął oczy, kiedy jej dłonie oplotły jego, a chociaż dzielił ich materiał tetrowej szmatki to nie mógł powstrzymać się przed wyobrażeniem sobie tego, jak czułby na sobie dotyk jej skóry. Oddychał powoli, powolutku, chłonąc spokój i ostatnie chwile pozornej bezczynności: z tak kojąco nieruchomym umysłem sięgnął po nóż i naciął. Raz, dwa, trzy. Powietrze poza zapachem kurzu, pierza, potu i alkoholu wypełniło się zaśniedziałą wonią krwi: sygnałem, który powinien odstraszać, alarmować. Uzdrowiciele byli jednak do niego przyzwyczajeni i wiedzieli, że czasem jest nieunikniony i, że czasem w chwilach takich jak ta był koniecznością.
Gdyby nie panowała wokół nich cisza przerywana tylko ich oddechami i odgłosami ciała mógłby nie usłyszeć słów Idy. Teraz jednak każda zgłoska była dla niego tak wyraźna jak gdyby krzyczała.
Spokojnie. Masz czas, świetnie ci idzie – powiedział cicho i jak najbardziej kojąco jak był w stanie, cały czas kontrolując krwawienie. Dzięki uspokajającemu zaklęciu tętno kobiety zwolniło, upływ krwi był mniejszy, a i rana bardziej wdzięczna niż przy nacięciu podpępkowym. Sekundy upływały w ciszy, skrajnym skupieniu, ukradkowo tylko przerywane kolejnymi komunikatami. – Dobrze, odegnij ją, ostrożnie. Poczujesz na pewno, czy robisz to w dobrym kierunku – poinstruował, ale bardziej po to, aby tylko upewnić Idę w jej działaniach. Nie wątpił w nią ani przez moment, a kiedy tylko cofnęła swoje ręce, trzymając w nich teko maleńkiego człowieka nie mógł powstrzymać uśmiechu. Od razu jego dłonie sięgnęły do ręcznika przy pasie, a następnie chwyciły za gazę i delikatnie, jakby dotykał kruchej porcelany oczyścił oczy, usta i nosek. Powietrze przecięło zaskoczone i jakby oburzone kwilenie, a Alex zaśmiał się cicho. Kiedy Ida odezwała  się, pytanie okraszając jego imieniem spojrzał na nią, chyba równie zaskoczony co wyciągnięte z ciepłego i bezpiecznego łona matki dziecię.
Oczywiście – odparł, sięgając po odpowiednie nożyczki i parę kleszczyków. Pępowina przestała pulsować, a on jednym ruchem przeciął ostatnią fizyczną więź matki z jej dzieckiem. – Ułóż go przy piersi, zajmę się łożyskiem – powiedział, zabierając się dalej do pracy, ponieważ to, że dziecko znalazło się na świecie nie było końcem porodu. Biorąc do rąk kolejne narzędzia wyczyścił wnętrze macicy, na koniec z wyczuciem upewniając się, że niczego nie pominął. Usatysfakcjonowany chciał sięgnąć po różdżkę i zamknąć rany, lecz sięgając po jasne hikorowe drewno miał czas dokładnie przyjrzeć się swoim dłoniom. Momentalnie cały zesztywniał, a do tej pory pewne palce zadrżały. Spróbował przełknąć, lecz gardło ścisnęło się, nie pozwalając także i powietrzu przecisnąć się przez tchawicę. Jego wzrok zaczął rozmywać się na brzegach i niekontrolowanie się chybotać, a nogi odmawiać posłuszeństwa.
Ida. Zamknij. Zam-mknij – zdołał jeszcze wydukać, nim całkowicie nie stracił nad sobą kontroli. Trzymając wyciągnięte przed sobą zakrwawiona dłonie osunął się na kolana, raz po raz wstrząsany dreszczami. Oparty barkiem o bok łóżka topił się we własnych myślach, o tych samych dłoniach skąpanych w innej krwi. O tamtej przerażonej, zapłakanej i wykrzywionej w bólu twarzy. Ból, tamten ból, rozcięte nagie ciało i ostry, zakrwawiony odłamek szkła. Blizna, na zawsze miała mieć tam szkaradną, poszarpaną bliznę, dzieło jego rąk. Jego pokrytych szkarłatem rąk.
Kto to być może? Co się ze mną stało, co się ze mną stało – mamrotał pod nosem bliżej nieznane echo wyrzucone przez jego umysł w rozpaczliwym akcie obrony. Wyłączył się, zgubił rzeczywistość i przeniósł się do świata własnych koszmarów. – Co to, co to za ręka? – mamrotał dalej, zagubionym spojrzeniem trafiając na miskę z wodą. Rzucił się do niej, rozpaczliwie próbując pozbyć się szkarłatu ze swojej skóry. – Czy wszystkie morza wielkiego Neptuna krew tę z mej ręki obmyć będą w stanie? Będą? Będą w stanie? – powtarzał pod nosem jak katarynka, mechanicznie trąc własne dłonie i przedramiona. – Nie, nie! Ta ręka raczej swą purpurą mórz nieskończonych wody poczerwieni, zielone prądy w krwiste zmieni fale – mamrotał dalej, gubiąc oddechy, nerwowo wiercąc się, trąc i trąc, lecz woda była czerwona. Czerwona jak krew, jak krew którą masz na rękach.Nie będą w stanie, nie będą. Krew, ręka, purpura. Krew. Krwiste fale – mamrotał, oczami szeroko rozwartymi patrząc na swoje dłonie, które wciąż pokryte szkarłatem wyciągnął przed siebie. Zamarł wtedy, na moment przestając oddychać, w uszach słysząc jedynie rozpaczliwe bicie własnego serca.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Leśna lecznica 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Leśna lecznica [odnośnik]30.03.20 16:19
Potrafiła, mimo całego bałaganu z tym związanego, docenić piękno urodzin dokonanych wbrew naturalnym siłom natury, z pomocą drugiego człowieka, ręki, która nie chce zniszczyć, a dać życie, uratować, zaopiekować się. Było w tym coś pięknego i nieuchwytnego, choć przecież właśnie dotykała dziecka, niemowlęcia, które niedługo zacznie rosnąć, później dojrzeje, opowie o swoich emocjach, obejmie, ucałuje, będzie wpatrywać się w matkę albo ojca lśniącymi oczami, gdy ci opowiadać będą historię na dobranoc albo śpiewać będą kołysankę do snu. To wywarło na niej tak ogromne wrażenie, które spotęgowane zostało pełnym objęciem dziecka, gdy to wydarło z drobnych, kruchych płuc pierwszy okrzyk, że nie była w stanie powstrzymać górującego nad nią wzruszenia z towarzyszącymi mu łzami. Spojrzała na Alexa z uśmiechem, szczera i radosna, gdy odkładała maleństwo na czyste tetrowe pieluchy, by otrzeć go z pozostałości tamtego świata, znacznie bezpieczniejszego i przytulniejszego. Niektórzy powiedzieliby, że nowo narodzone dziecko nie jest żadnym cudem, było przecież pomarszczone, barwy jego ciała, miast zdrowego koloru ciała, mieszały między sobą odcienie żółci i fioletu, a drobne ślepia, bojąc się światłą, były mocno zaciśnięte. Według Idy jednak w tym obrazku było coś pięknego, nadnaturalnego, dla ludzi nieosiągalnego.
Już, mały, wytrzymaj jeszcze chwilkę – szepnęła do chłopca z ciepłym uśmiechem, owijając go szczelnie w kolejne świeże ręczniki, starając się zrobić to na tyle szybko, ale i starannie, żeby nie dopuścić do szybkiego spadku temperatury. Umyła dłonie w alkoholu, wytarła je dokładnie i jeszcze raz wsunęła dłonie pod niewielkie ciałko, unosząc je ku górze. Robiła to instynktownie i nie wiedziała, czy robi też to w sposób prawidłowy, ale dłużej się nad tym nie zastanawiała i przytuliła chłopca do siebie, chcąc, by wyczuł ciepło ciała i kobiece bicie serca, jedną z dłoni gładząc delikatną główkę.
Zupełnie nie zwracała uwagi na cały otaczający ją świat, kiedy do jej uszu dotarł głos Alexandra, ale nie było w nim nic naturalnego, nie było informacji o tym, że skończył i wszystko jest już dobrze. Brzmiał po prostu źle, przestraszony, zgłoski sklejał w panice, aż w końcu padł na kolana, a ona cała zesztywniała.
Merlinie, Alex! – szepnęła słabo, piskliwie niemal, i ostrożnie odłożyła dzieciątko na wyłożonym naprędce kocu, natychmiast podbiegając do Alexa, przy którym ukucnęła. Objęła dłońmi jego twarz tracąc poczucie dystansu, porzucając jego definicję. Zaciśnięte powieki, twarz blada jak świeżo wyciśnięty z wody pergamin, usta wyschnięte, oddech płytki i szybki. Zaczął coś mamrotać. Nie rozumiała niczego. – Ty masz atak. Święty Mungu, Alex, masz atak paniki – przecież widziała, że przed chwilą działał racjonalnie, a jego dłonie nie drżały ani na jotę, a teraz? Była medykiem, potrafiła rozpoznać objawy. Nie bełkotał, składał sylaby prawidłowo. Przestraszył ją tak nagłym otwarciem oczu i nagle zdała sobie sprawę z tego, co miała zrobić. Wstała, chwyciła za różdżkę i wyjałowioną tetrę, przykładając ją do krwawiącej rany, zaraz szepcząc proste zaklęcie i drżącymi palcami prowadząc magiczne zaklęcie wzdłuż rozcięcia, które za pociągnięciem magii zaczynało się zasklepiać. Powoli, Ida, powoli. Spojrzała na Alexandra, nie próbując nawet markować strachu. W ostatnich ruchach obmyła świeżo zasklepioną ranę i przyłożyła do niej gazy, za pomocą magii sprawiając, że trzymał się skóry. Czując, że napięcie zaczyna w niej buzować i strach przejmuje władzę nad jej ciałem, wróciła do młodego uzdrowiciela, swoimi dłońmi obejmując jego nadgarstek tak, by odwrócił się ku niej i spojrzał jej w oczy.
Alex, już dobrze, nic się nie dzieje złego, jestem tutaj razem z tobą, nic ci nie grozi – była przerażona tak samo jak on, oczy rozwarte podobnie tak szeroko, usta – podobnie spierzchnięte. Uniosła dłonie znów do jego policzków, kciukami zakreślając w panice delikatne kręgi na jego chłodnej skórze. – Spokojnie, tylko spokojnie. Wdech – chciała go w tym poprowadzić, chciała być kotwicą w tej trudnej sytuacji, w bezkresnych wizjach morzu w czasie sztormu. – i wydech. No, powoli, wdech i wydech. Jestem tutaj.
Jestem, Alex, cokolwiek wcześniej mówiłam – jestem.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Leśna lecznica [odnośnik]30.03.20 21:22
Trząsł się, nie mając już władzy nad czymkolwiek. W jednej chwili z człowieka posiadającego pełną kontrolę nad sytuacją zamienił się w roztrzęsionego podlotka, którego wytrącił z równowagi widok krwi na rękach. Jeszcze ledwie trzy tygodnie i minie rok. Pełen rok, odkąd...
Kolejny dreszcz wstrząsnął jego ciałem, a słowa ugrzęzły w gardle kompletnie. Tylko płytkie, urywane oddechy, które walczyły o wejście do jego płuc. Nie wiedział ile trwał w tym stuporze, ani kiedy pojawiły się dłonie, które wpierw ręce, a później twarz jęły koić dotykiem. Przed nim pojawiła się para jasnych oczu, które wyraźnie próbowały do niego dotrzeć. Skupił się na nich, a powoli do jego uszu zaczęło docierać coś poza szumem i ciągłym piskiem, z którego wcześniej nie zdawał sobie sprawy. Wdech. Wydech. Wdech, wydech.
Powoli, bardzo powoli, jego oddech zaczął się normować. Oczy jeszcze przez chwilę walczyły z utrzymaniem fokusu, lecz ostatecznie burzowe tęczówki zogniskowały się na twarzy przed nim. To była inna twarz. A on wcale nie skrzywdził kogoś z zamiarem sprawienia bólu. Pomogli właśnie kobiecie. Kobiecie i jej dziecku, które nie mogło przyjść na świat w naturalny sposób. Alex zadrżał raz jeszcze, ale tym razem nie w reakcji stresowej: jego mięśnie powoli rozluźniały się, a jego ogarniała fala niesamowicie silnego zmęczenia.
Przepraszam – wymamrotał, zachrypnięty, wciąż patrząc się na Idę. – Nie chciałem cię wystraszyć – powiedział, ostrożnie unosząc dłonie i chwytając ją za nadgarstki, odklejając jej palce od jego policzków. – Musimy skończyć tutaj i... – urwał, lekko ściągając brwi na wciąż bladej twarzy, do której stopniowo napływał znów kolor. – I zadbać o to, aby coś takiego się nie powtórzyło – powiedział, a chociaż ton jego głosu był stanowczy to były na jego powierzchni żyłki niewielkich pęknięć. Złożył jej dłonie na kolanach panny Lupin i opierając się o podłogę wstał. Zachwiał się lekko, zamrugał gwałtownie zaskoczony, ale chwilowa słabość minęła. Wytarł dłonie w ręcznik, nie patrząc na nie, po czym wyciągnął rękę do Idy, oferując pomoc przy wstaniu.
Nie chciał się odzywać, decydując, że porozmawiają w domu. Trzeba było oczyścić narzędzia i magią wyprać pościel i materiały nadające się do ponownego użytku oraz w końcu wpuścić pana Danielsa do sypialni. Kiedy Abigail zaczęła wybudzać się z magicznego znieczulenia, a uzdrowiciele upewnili się, że małżeństwo wie jak zajmować się niemowlęciem mogli ostatecznie zebrać swoje rzeczy, założyć płaszcze i życzyć szczęśliwej rodzinie dobrej nocy – której to zostały już ostatnie, szarawe godziny.
Szli w milczeniu, ale tym razem nie było ono ciężkie i dławiące. Alexander zarzucił sobie torbę na ramię i zaryzykował, wyciągając swoją lewą dłoń i chwytając w nią prawą rękę Idy. Kiedy w końcu weszli do lecznicy Alex z ulgą odkrył, że ktoś – Lotta albo Louis – uprzątnął rzeczy, którymi zajmowali się wraz z Idą przed nagłym opuszczeniem chatki. Alex westchnął przeciągle i pozwolił dłoni panny Lupin wyślizgnąć się z jego uścisku. Farley odwrócił się do niej na moment plecami, podchodząc do okna. Otworzył je i odetchnął rześkim powietrzem, pozwalając metamorfomagii na wypuszczenie jego ciała za swoich kleszczy. Włosy zakręciły się i ściemniały, a ciało nabrało swoich kształtów. Alex machnął znów różdżką, a po chwili coś wleciało przez otwarte okno wprost do jego rąk. Kiedy obrócił się, znów z właściwą twarzą, Ida mogła dostrzec w jego rękach kamienną misę wypełnioną lekko skrzącym się płynem.
Prawie rok temu – powiedział, odstawiając myślodsiewnię na stolik – kiedy byłem pod Imperiusem czarnoksiężnik, który spętał mnie klątwą kazał mi kogoś skrzywdzić – powiedział, powoli podnosząc spojrzenie na Idę. – Pozbawił mnie wtedy pamięci. Więc moje pierwsze wspomnienie to moje własne zakrwawione dłonie trzymające kawałek szkła – powiedział, po czym zacisnął usta i ciężko usiadł na krześle, oczy wlepiając w podłogę. Uniósł różdżkę, przykładając ją do skroni, jednak nie wykonując jeszcze zaklęcia. – Przede mną leżała dziewczyna, której chwilę wcześniej musiałem rozciąć brzuch. Nie mam pojęcia, czemu wcześniej nie pozbyłem się tego z głowy – powiedział, po czym zamknął oczy. Na końcu różdżki pojawił się błękitny blask. Spokojnym ruchem, jakby wykonywał chirurgiczne cięcie, wydobył wspomnienie i rzucił je do myślodsiewni. Westchnął z ulgą, po czym spojrzał na Idę, uśmiechając się blado. Jego blizny nie ograniczały się tylko do tego, co była w stanie dostrzec okiem.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Leśna lecznica 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Leśna lecznica [odnośnik]30.03.20 22:55
Przesżła przez wszystkie fazy emocjonalnej karuzeli, ta jedna chwila zachybotała nia jak masztem w czasie sztormu, z radości wpadała w strach, ze wzruszenia w przerażenie. Tak, wciąż czuła strach, kiedy widziała, jak panika opuszcza jego umysł, a wkońcu ciało, ale nad nim miała już kontrolę, czuła jego granice i miała świadomość jego końca. I znów było w tej chwili coś nieuchwytnego, prawdziwego, intymnego, kiedy patrzyli sobie w oczy, szukając wzajemnego ratunku – on musiał uchwycić się jej jak kotwicy, ona szukała w nim fundamentu. Nie zadawała sobie abstrakcyjnych pytań, które miały jej wytłumaczyć racjonalność podejmowanych przeszłych decyzji, doskonale przecież wiedziała, dlaczego i za co była na niego zła. Pytała siebie tylko o to, dlaczego tak długo musiało to trwać; dlaczego zmarnotrawili tyle czasu w odosobnieniu, kiedy razem tak doskonale współgrali. Znów usłyszała odgłosy walki we własnej głowie, ale tym razem wszystko już rozumiała i gdy ich dłonie znów rozdzielił dystans, nie czuła dyskomfortu i złości, że w ogóle zdołały się dotknąć. Czuła ulgę, że potrafili zdobyć się na ten gest mimo trwającej wciąż niezgody. I że czuli coś oboje.
Przywoała na usta blady uśmiech, po raz ostatni posyłając mu troskliwe spojrzenie jasnych oczu, by zaraz zająć się zaglądającym do środka panem Danielsem. Nie liczyła mijającego czasu, gdy tłumaczyli małżeństwu, co robić, żeby uchronić ich wspólne dziecko przed niebezpieczeństwami, choć kilkoma, które czyhały na niego w świecie. Pokazała Abigail, korzystając z pośredniej wiedzy, jaką jeszcze pamiętała z kursu magomedycznego, w jaki sposób karmić maleństwo, jak zadbać o jego potrzeby w najszerszym, jak tylko potrafiła zakresie. Czuła zmęczenie fizycznie wpełzające pomiędzy poszczególne włókna mięśni, gdy wracali oboje do lecznicy, ale na chwilę dziwnie odeszło, gdy dwie dłonie znów się ze sobą spotkały. Nie uniosła na niego wzroku, zacisnęła jedynie palce na jego palcach, przymykając oczy, chłonąc tę krótką chwilę ciszy i zrozumienia. Chyba mu wybaczyła. Wybaczyła, ale nie zapomniała.
Nie zdejmowała z ramion płaszcza, chciała tylko zabrać resztę swoich rzeczy, które zostawiła na później, i po prostu się położyć, zasnąć choć na kilka chwil. Nie chciała jednak wychodzić bez Alexandra, a on musiał jeszcze złapać kilka oddechów. Podeszła bliżej, gdy mówił, a w jego dłoniach pojawiła się… myślodsiewnia. Nie widziała jeszcze żadnej własnymi oczyma, znała jej kamienną posturę zaledwie z książek, z opowieści. Zajrzała do środka, do delikatnie zmętniałej bielą wody, do bezdennej studni wspomnień. Uniosła wzrok na jego twarz, dając znak, że słucha. Wsunęła palce pod jego ramię, gdy koniec różdżki przytknął do własnej skroni, by za chwilę wyciągnąć z niej jasny strzęp światła.
Skrzywdzić, ale nie… zabić, prawda? Nie zabiłeś jej? – przełknęła ślinę, śledząc czujnym, badawczym wzrokiem drogę, jaką pokonuje drobna niteczka światła z głowy Alexandra wprost do misy. Gdy woda przybrała odpowiedni kształt – kształt wspomnienia, przyjrzała mu się. Wzięła głęboki wdech i mocniej zacisnęła palce wokół ramienia Alexa. Mogła być na miejscu tej dziewczyny. Mogła być nią. Co zrobiłabyś w takiej sytuacji, Ida? Zmarszczyła brwi pod ciężarem tego pytania i powoli wypuściła powietrze przez nos. – Chodźmy już, musimy odpocząć. I…
Chciała coś powiedzieć, coś w odbiorze neutralnego, ale nagle, patrząc znów na jego twarz, tym razem w swojej bladości przemycającą promyk ciepła, zupełnie zmieniła tor lotu swoich myśli. Był taki dobry. Nie chciała go usprawiedliwiać, chciała tylko dostrzec w ciemnościach światło świecy, którą przed nią zapalił, a do blasku której przyzwyczaiła już wrażliwe źrenice. Chciała to jakoś mu przekazać, ale jeszcze chwili potrzebowała, żeby ubrać to w dobre, odpowiednie słowa. Wsparła się na palcach i objęła dłonią jego kark, na ustach składając tęskny, ciepły pocałunek zrozumienia. Bo zrozumiała.
Wybaczam ci. Wybaczam, bo wierzę w twoje dobre serce – uniosła spojrzenie z jego ust na tęczówki, w świetle rozpadającej się nocy tak ciemne, chmurne, pełne morskiego spokoju. Sztormu już nie było, skończył się szczęśliwie.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Leśna lecznica [odnośnik]31.03.20 1:08
Kolejne prawdy odsłaniał przed Idą niczym książka następne strony, które w odwrotnej kolejności opowiadały jakąś zawiłą, tajemniczą historię. Sam Alexander nie miał pewności, co w sobie krył. Niektóre rzeczy zalewały go jak fala, przeczuciami i wskazówkami, które docierały do jego świadomości jak znaki kreślone mokrym palcem na matowej, mlecznej szybie: były wyraźne, lecz nie na tyle transparentne, aby przy ich pomocy mógł spojrzeć na drugą stronę.
Niewielu rzeczy mógł być pewien, zwłaszcza ostatnio: kiedy jednak palce Idy zacisnęły się wokół jego poczuł jeszcze mocniej, że ona go nie opuści. Nie ważne jak by zawalił i jak źle by nie było, ostatecznie mógł liczyć na to, że będzie blisko. Wiedział, że nie zawsze będzie pięknie, że nie zawsze będzie kolorowo, że oboje będą musieli przejść przez tysiąc i jedną przeszkodę; w tej chwili wszystko to stało się nie tyle co nie ważne, ale niestraszne. Nie czuł lęku przed przyszłością z nią. Jeżeli wciąż przy nim stała, to... nie chciał wierzyć w to, że kiedykolwiek mogłaby zniknąć.
W ciepłym wnętrzu lecznicy na jej pytanie pokręcił przecząco głową. – Zdołałem ją uleczyć. Ale wtedy w grudniu, gdy spotkałaś mnie na ulicy i kiedy trafiliśmy do Kurnika to o niej myślałem, to jej nie obroniłem. Zaginęła w październiku i nikt już o niej nie słyszał – wyznał, jednocześnie nie mogąc pozbyć się wrażenia, że żegnał się z Josephine. Ostatecznie.
Nie mógł patrzeć na strzępy wspomnienia rozwijające się w myślodsiewni, odwrócił wzrok i nakrył dłoń spoczywającą na jego ramieniu swoją własną. Kiedy powiedziała chodź wstał bez zastanowienia, gnany zmęczeniem i chęcią położenia się na poduszce. Ida jednak zatrzymała się, a on uniósł brwi zaskoczony. Otwierał usta, żeby zapytać, czy wszystko w porządku, lecz wtedy zaskoczyła go zupełnie. Bez grama zastanowienia odpowiedział, przelewając na tę drobną – lecz jak szalenie wielką zarazem! – czułość całą ulgę i wdzięczność. O wiele za szybko jak dla niego cofnęła się, a on uśmiechnął się. Serce zabiło w nim mocniej na jej wyznanie i momentalnie wziął ją w ramiona, tuląc do siebie i gładząc po włosach. Jego lewa dłoń, ta tak okropnie poznaczona bliznami odnalazła po chwili dłoń Idy.
Chodźmy.

| zt x2 #wcaleniepłaczętotypłaczesz


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Leśna lecznica 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Leśna lecznica [odnośnik]05.04.20 0:48
11 kwietnia

Chciała odkładać ten moment do ostatniej możliwej chwili. Zapewne jeszcze niedawno, właśnie tak by postępowała, po prostu udawałaby możliwie tak długo, że nic się nie stało. Że to wszystko nie miało miejsca. Dzisiaj jednak... Nie była już tą samą kobietą co parę miesięcy temu, choć zupełnie nie potrafiła nazwać w jaki sposób się zmieniła. Czasami po prostu spoglądała w lustro, zastanawiając się gdzie podziała się ta iskra, którą kiedyś w sobie miała, gdzie ten żar, który wywoływał uśmiech u ludzi wokół niej samej. Wydawał się rozpłynąć gdzieś w tym paskudnym bagnie. I uświadomiła sobie to dopiero wtedy, kiedy, paradoksalnie, stała się skuteczniejsza. Dawna Marcella Figg w chwilach strachu skupiała się tylko na tym, by nie myśleć - bo gdy myślała nad beznadzieją swojej sytuacji, nie potrafiła już ruszyć wprzód. Zaś dzisiaj - wydawała się już nie bać niczego. Nie miała o co się bać. Wszystko się rozpłynęło. Pozorna prawość, o którą chciała walczyć zupełnie się rozpadła, pozostawiając po sobie zielony poblask zaklęcia trafiającego niewinnych ludzi na ulicach Londynu. Dom pachnący wrzosem nie był już dla niej, zbyt wielkie niebezpieczeństwo. Została jej tylko jedna osoba, którą chciała chronić. Ale niedługo skończą się środki, by żyć, jeśli czegoś naprawdę szybko nie wymyśli. Przestawał obchodzić ją jej własny los, gdy skończy się ta wojna. Byleby po niej na popiołach jak Feniks narodził się nowy świat. Świat, który obejmie Ellę swoim ochronnym skrzydłem. A reszta jest nieważna.
Siedząc na drewnianym krześle czuła się nieswojo. Czuła się zupełnie jak niegrzeczny uczeń, odbywający swoją karę, którą był sam psychiczny ciężar tej sytuacji. Obserwowała z niezręczności jak poruszają się przy chodzeniu krótkie, wąskie loczki mężczyzny, który kręcił się po pomieszczeniu, najwyraźniej tak samo niezręcznie jak ona. - Mamy razem misję... - Powiedziała nagle, chcąc choć na chwilę przerwać tę ciszę. Może powinna powiedzieć coś więcej? Chociaż jakkolwiek zacząć temat. Przymknęła oczy. I gdzie cała Twoja niewyparzona gęba, Figg? - W sumie skoro... Już tu jestem. To nie byłam już jakiś czas na kontroli. A miałam podejrzenia sinicy. - Powiedziała. Cóż, to sprawa zdrowotna, więc nie powinna się wstydzić, ale z taką chorobą jak sinica czułaby się prawdopodobnie paskudnie.


nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Marcella Figg
Marcella Figg
Zawód : Rebeliantka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
porysował czas ramiona
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6925-marcella-figg#181615 https://www.morsmordre.net/t6971-arkady#183169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t6991-skrytka-nr-1723#183527 https://www.morsmordre.net/t6972-marcella-figg#183216
Re: Leśna lecznica [odnośnik]16.04.20 22:43
Farley musiał kiedyś oddać różdżkę Ollivanderowi do wzmocnienia i niechcący nałożyło się to w terminie z wizytą Marcelli. Myślał, że uda mu się załatwić całą procedurę po spotkaniu z czarownicą, ale jej niespodziewane przeciągnięcie odpowiedzi na list sprawiło, że Alexander musiał przyjąć ją bezbronny. Jeżeli będzie chciała w złości na jego słowa cisnąć jakimś paskudnym i nieprzyjemnym urokiem to będzie musiał to po prostu przyjąć na klatę.
Zawczasu przygotował sobie zajęcie w lecznicy: trochę manualnej pracy, którą mógł wykonywać bez pomocy czarów. Przestawianie mebli, segregowanie przyborów medycznych, układanie książek na półkach. Panna Figg trafiła ze swoim pojawieniem się na moment, w którym uzdrowiciel zajmował się przygotowywaniem teczek i przyborów do sporządzania akt medycznych oraz prowadzenia rejestru przypadków. Teoretycznie chciał tego wieczora spróbować jeszcze przygotować księgę rachunkową według wskazówek udzielonym mu przez Bertiego, jednak to musiało poczekać. Alexander opisywał kolejnymi literami alfabetu przegródki w szafce, która miała zostać wyniesiona później na zaplecze na piętrze, w czasie gdy Marcella siedziała obok na – na razie jedynej w gabinecie – kozetce. Kiedy doszedł do "X", Zakonniczka odezwała się, tym samym przerywając niewygodną ciszę, która rozsiadła się między nimi.
Wiem. Dopisałem się do zostawionej przez ciebie informacji. Założyłem, że to coś z mojego pola umiejętności – powiedział spokojnie, spojrzenie wlepiając w kaligrafowane właśnie "Y". Nie zamierzał za bardzo naciskać, w końcu to ona chciała się spotkać, toteż zakładał, że chciała mu coś powiedzieć. Kiedy skończył wymalowywać "Z", uniósł na nią spojrzenie, spotykając się z sugestią wykonania badania okresowego. Uniósł odrobinę brwi w geście nie tyle co zaskoczenia, a zainteresowania, poświęcenia uwagi temu, co mówiła. – Jasne – odparł, podnosząc się z podłogi. Odsunął szafkę pod ścianę, żeby litery wyschły w spokoju i skierował się do zlewu, w którym dokładnie umył ręce. – Tylko będę musiał zrobić to po mugolsku. Oddałem lordowi Ollivanderowi różdżkę do wzmocnienia – oznajmił, zerkając na Figgównę. Podszedł do jednej z szafek, z której wyciągnął stetoskop wysłany mu przez pannę Kerstin. Zebrał podstawowy przybornik i z nim w jednej ręce przyciągnął sobie stołek, na którym usiadł na moment na przeciwko Marcelli. – Kiedy po jawiły się objawy? I ilu krotnie? – zapytał, na razie jedynie przypatrując się Zakonniczce. Nie widział wielu popękanych naczynek krwionośnych w białkach oczu, skóra też nie przekraczała za nadto norm kolorów. – Sypiasz dobrze? Między sześć a dziesięć godzin? – dopytał, próbując namierzyć źródło nieznacznej bladości po najprostszych sposobach, bardziej zawiłe teorie zostawiając na później. Oczywiście bladość mogła wziąć się też z tego, że Figg po prostu stresowała się tym spotkaniem – tego jednak Alexander nie miał zamiaru mówić na głos.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Leśna lecznica 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Leśna lecznica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach