Wydarzenia


Ekipa forum
Łazienka
AutorWiadomość
Łazienka [odnośnik]03.04.20 0:41

Łazienka

Malutka łazienka wciśnięta jest w bryłę chatki po przeciwnej stronie korytarza niż gabinet. Łazienka jest skromna, ale czysta, a pracownicy dbają o to, aby pozostawało tak nawet w te najbardziej ruchliwe dni.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:38, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łazienka Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łazienka [odnośnik]05.09.20 18:37
15.07

Jeżeli w lecznicy pracowała osoba, którą można byłoby nazwać nadzorcą łazienki, to bez wątpienia tytuł ten przypadłby Kerstin. Nie należała co prawda do najbardziej surowych i nie zaglądała tu za każdym pacjentem, by upewnić się, czy zostawił porządek. Po prostu trafiała do łazienki częściej niż inni, siłą rzeczy więc poprawiała to i owo, jeżeli zobaczyła, że nie leżało na swoim miejscu. Papier toaletowy zrzucony na ziemię i ciągnący się aż do drzwi? Standard. Krople wody i mydlin na umywalce, pod umywalką i na lustrze? Ba, zdarzały się nawet na suficie. Nie chodziła za czarodziejami i nie prosiła ich o pomoc przy sprzątaniu, bo choć wiedziała, że ich zaklęcia załatwiłyby pewnie sprawę raz dwa, to wychodziła z założenia, że korona jej z głowy nie spadnie jak poza obowiązkami pielęgniarki podniesie czasem śmieci z podłogi albo coś powyciera. Nie chciała im zabierać czasu ani narzucać się z błahymi sprawami i - chyba przede wszystkim - nie zamierzała kłuć nikogo w oczy tym, że nie czaruje. Byli tacy, co w jej obecności zdawali się o tym zapominać, a potem było im głupio. Niepotrzebnie. Kerstin czuła się jeszcze gorzej, kiedy próbowali ją za to przepraszać.
Nawet gdyby nie ganianie za porządkiem, i tak przesiadywałaby w łazience najwięcej ze wszystkich, bo nie ufała ich magicznym czarom dezynfekującym. Mydło i woda musiały wejść w kontakt ze skórą. To była jedyna forma czystości, która nie przyprawiała jej o ból głowy i poczucie zwątpienia. Poza tym w King's College kładli nacisk na mycie rąk, więc była to dla niej rzecz niemalże instynktowna, mechaniczna, wprawiająca w poczucie zrealizowanej powinności. Jeżeli przechodziła obok łazienki, to wchodziła do środka tylko po to, żeby umyć ręce, bo dlaczego nie? Nie zaszkodzi, a może pomóc. Kiedy pracowała w szpitalu w dzielnicy Whitechapel nauczyła się również zamykać w toaletach po to, by złapać oddech, podeprzeć się na umywalce i przez krótki moment odpocząć w ciszy.
W leśnej lecznicy nie miała może tak wielu obowiązków jak dawniej, ale nawyki pozostały. Mając wolną chwilę, wcisnęła się do środka, umyła twarz, a teraz kompletowała bezmyślnie swoje odbicie w lustrze, myślami błądząc wokół wszystkiego i niczego konkretnie.
Skrzypnięcie drzwi ją zaskoczyło. Zapewne nie powinno, łazienka była jedna dla pacjentów i pracowników, rzadko jednak zdarzało się, by ktoś złapał ją w momencie tak oczywistego lenistwa.
- Przepraszam, już wychodzę - powiedziała grzecznie, mając w zamiarze zwolnić miejsce przy umywalkach, którego nie było znów dużo. Dopiero w przejściu, gdy uniosła głowę, zdała sobie sprawę, że nie spotkała przypadkowego pacjenta, lecz własną siostrę. - Och, Just. Witaj - Zamiast wyjść, odsunęła się w kąt łazienki, niepewna tego, co może powiedzieć.
Chociaż z rodziną mieszkała już od dobrych paru tygodni, rzadko zdarzało się, by obie miały czas tak po prostu porozmawiać. Justine była teraz zupełnie inna niż w czasach, gdy obie chodziły do szkół.
Nie była pewna, czy odnajdzie odpowiedni temat i czy Just w ogóle ma jeszcze ochotę marnować czas na... no.
Uśmiechnęła się niezręcznie i wzruszyła ramionami.





So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Łazienka [odnośnik]03.11.21 18:42
12 II '58

Przyjemne promienia słońca wpadały do pomieszczenia przez nieduże okno nieopodal sufitu; zataczały leniwą wędrówkę po białej pościeli, docierając do jasnych pasm włosów i spokojnego policzka. Drugi wtulał się w miękką poduszkę, nadając wyrazowi twarzy pozbawionego trosk wyrazu.
Spała spokojnie, zupełnie jak gdyby była zupełnie gdzieś indziej; być może odżywały wspomnienia, a ciało i umysł doskonale pamiętało azyl. Bo Annie pamiętała długie dni spędzone w lecznicy i noce, które przesypiała w niedużym łóżku w maleńkiej izdebce, kiedy za oknami słońce wstawało szybko, a zieleń trawy kusiła ranną rosą.
Teraz rozległe, leśne tereny przykryty były śnieżną pierzyną; świat wydawał się uśpiony, zatrzymany w małych odłamkach czasu, wyrwany z czasu i przestrzeni, jednocześnie tak ciasno z nią zespolony, by przypominać o tym, co działo się poza lecznicą, niemal nieustannie.
Bo wojenna zawierucha pogłębiała się z dnia na dzień, a ludzi, którzy potrzebowali pomocy przybywało – i rannych i ubogich i biednych. Beddow pamiętała dni, w których przychodziła do tego miejsca, by pomóc; nie znała się co prawda na magii leczniczej, ale nierzadko wychodziła na leśną ściółkę w poszukiwaniu ziół i składników do eliksirów, które w przyszłości mogłyby komuś pomóc.
Tym razem to ona potrzebowała pomocy, choć tak dziwnie było się do tego przyznać.
Podwójnie dziwnie, kiedy zdawała sobie sprawę, że to nie jest rana, którą można zasklepić; ni zadrapanie, ni zdarte kolano czy poważny uraz. Nie mogła rzucić zaklęcia ani uwarzyć leczniczej mikstury; na nieprzyjemne sny nie było magicznego remedium.
Zwłaszcza takie, które były niemal absurdalne w swojej istocie – bo wciąż nie wiedziała, dlaczego i po co się pojawiają. Ale nawet jeśli nauka kilku podstawowych, niezwykle użytecznych eliksirów miała nie ukrócić jej sennych koszmarów, doskonale wiedziała, że prędzej czy później taka wiedza się przyda.
Zwlekła się z łóżka niechętnie, choć w pośpiechu; nie mieszkała już tutaj, niegrzecznym było nadużywać gościnności, tym bardziej w momencie, kiedy tak wielu mogło potrzebować skorzystać z dobrodziejstw i schronu, jaki oferowała lecznica.
Nałożyła na siebie obszerny sweter, na bose nogi wsuwając niezasznurowane trzewiki, które miały uchronić bose stopy od zimna podłogi. Przeszła przez pomieszczenie niemal bezszelestnie, wchodząc na korytarz, z którego prędko podążyła w kierunku łazienki.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Łazienka [odnośnik]07.11.21 21:16
Do you like walking in the rain
When you think of love, do you think of pain
You can tell me what you see

Normalny dzień pracy w lecznicy zaczynał się zazwyczaj od porannych toalet; zanim jeszcze w ruch szły uzdrowicielskie różdżki, ważne badania, eliksiry i pastylki do podania razem ze śniadaniem, Kerstin wraz z inną pielęgniarką (czasem nazywaną przez magów opiekunką) przechadzała się wzdłuż łóżek, gdzie leżeli pacjenci, którzy z mniej lub bardziej poważnego powodu musieli zostać w lecznicy dłużej. Przynosiły im ciepłą wodę z mydlinami w miskach, ściereczki do mycia i świeżą piżamę. Jeśli pacjenci mogli wstawać o własnych siłach, Kerstin tylko przewijała im pościel, w innym wypadku roboty było więcej, bo trzeba było takiemu panu lub pani pomóc z porannym odświeżeniem za zszarzałą kotarką - jedyną gwarancją intymności. Jeśli dni były tak spokojne jak dzisiejszy, a łóżka zapełnione w niewielkiej ilości pacjentami z pomniejszymi opatrunkami do zmiany lub przedłużającą się zimową gorączką, miała dość czasu, żeby udać się do kantorka i napić ciepłej herbaty. Kręgosłup nie bolał tak dotkliwie, nie czuła też kropel potu za kołnierzykiem swojej starannie wyprasowanej koszuli pracowniczej.
Tak, dzień - choć zimny i wietrzny - był spokojny. Nie otwierała okien, żeby nie wpuszczać do środka śniegu, ale poodsłaniała zasłony, łagodnym światłem poranka chcąc sprowokować pacjentów do pobudki zanim uzdrowiciele przyjdą ich zbadać i zdecydować, czy mogą już wrócić do domów. Najsmutniejsze było to, że niektórzy nie mieli domów, do których mogli wrócić - niestety, choćby bardzo chcieli im pomóc, lecznica nie była noclegownią. Tłumy nie sprzyjały zdrowieniu, a chociaż kawałek podłogi zawsze by się znalazł, gdyby akurat zajęto wszystkie łóżka, nie mieli tyle miejsca, żeby zmieścić wszystkich samotnych i wystraszonych. Serce się krajało, ale taka była prawda.
Taka Annie na przykład, za którą Kerstin podążyła do łazienki, ponieważ miała całą miskę brudnej wody z mydlinami do wylania do ustępu. Annie, która była zupełnie zdrowa, ale spała i bywała pod ich dachem od dłuższego czasu. Kerstin przyzwyczaiła się do jej widoku i towarzystwa; choć dzieliła je spora różnica wieku, dostrzegała w niej coś bardzo podobnego do siebie. Rozumiała, że nie jest do końca w porządku nie zwracać jej uwagi na to, że w lecznicy nie można mieszkać - przed tymi słowami powstrzymywała jednak myśl, że Annie przynajmniej jakoś się odpłaca, regularnie pomagając im z pomniejszymi robotami, segregując skrzynki w kanciapie i zbierając zioła. Taka młoda dziewczyna, a już tyle doświadczyła. Mimo to zachowała serdeczność. Pewnie byłaby z niej dobra pielęgniarka.
- Jak się dzisiaj czujesz, An? - zapytała Kerry dziarsko, wchodząc do łazienki i wkładając miskę do umywalki, żeby nalać do niej gorącej wody i oczyścić ją trochę dla następnych pacjentów. - Trochę tu mało miejsca, ale damy radę - Uśmiechnęła się zachęcająco. - Masz ochotę pomóc mi dzisiaj pójść z pomiarami? Mamy kilku takich, co leżą od kilku dni, trzeba uzupełnić im karty gorączkowe.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Łazienka [odnośnik]08.11.21 20:42
Dni, w których przebywała tu dłużej niż powinna były już daleko za nią; choć sytuacja materialna niezbyt dawała jej możliwości do zatrzymania się w innym miejscu niż lecznica, a Ollie naciskał, by została tutaj tyle, ile potrzebuje, Beddow było zwyczajnie głupio. Głupio, nie w porządku, w pewnym momencie czuła nawet nutę wstydu. Zwykle wtedy, kiedy przechadzała się zatłoczonymi korytarzami, gdzie łóżko stało obok łóżka, podtrzymując umęczone ciała ludzi dotkniętych wojną. Chorych, wygłodzonych, nierzadko rannych; ci, którzy decydowali się siłą przeciwstawiać sytuacji, jaka zapanowała w kraju prędko tego żałowali. A na ludziach takich jak ona, ciążył dziwny obowiązek, by ich wesprzeć. Jeśli nie w walce, to przynajmniej w pomocy; do niej lub po niej.
Poprzedni dzień spędzony z Olliem przeciągnął się do późnego wieczora; teleportacja wciąż nie wychodziła jej najlepiej, a nocny powrót piechotą do domu zawsze niósł ze sobą niebezpieczeństwa – lepiej było przeczekać do rana.
I tak też zrobiła, zsuwając się z miękkich pościeli i nagrzanego słońcem łóżka dość prędko; swoje ubrania i rzeczy zostawiła na podłodze zwinięte w kostkę, na wędrówkę w stronę łazienki sięgając tylko po trzewiki, które chroniły ją od chłodu podłogi.
Przeszła do pomieszczenia prędko, możliwie jak najbardziej bezszelestnie; większość, o ile nie wszyscy pogrążyli byli jeszcze w śnie, a ponoć on był najlepszym lekarstwem, kiedy zawodziło wszystko inne.
Skierowała się w stronę umywalki, nim jednak nachyliła się, by przemyć twarz, zatrzymała spojrzenie na swoim odbiciu w lustrze. Dość mizernym, dziwnie szarawym; w Makówce unikała luster, w zasadzie nigdy nie skupiała na nich i własnym wyglądzie większej uwagi; to wszystko wydawało się jakoś niebywale odległe i nieistotne w obliczu świata, w którym przyszło im żyć.
Ale teraz miała wrażenie, że ta chwila ciągnie się w nieskończoność. Uniosła dłoń wyżej, a palce dotknęły jasnych kosmyków włosów; niedługo później rozplotła warkocz i zaczęła formować go na nowo, wciąż nie odejmując spojrzenia od własnych tęczówek i znajdujących się pod oczyma cieni.
Wyglądała na jakąś starszą, czy tylko jej się wydawało?
To było głupie; gwałtownie nachyliła się do umywalki, niedługo później zimną wodą przemywając wciąż senną twarz, tym razem – na szczęście – nienaznaczoną pozostałościami nocnych koszmarów.
Czyjś głos wyrwał ją z porannej toalety; otworzyła oczy, a krople wody spłynęły do nich, później przetaczając się przez resztę twarzy.
– Kerry! – wypowiedziała nieco ciszej, choć z entuzjazmem, posyłając dziewczynie uśmiech. Nie widziały się już... jakiś czas. Dokładnie nie potrafiła sprecyzować ile; odkąd mieszkała w Dolinie jakoś trudno było jej szacować to, jak prędko tygodnie zmieniają się w miesiące.
– Już na nogach? – zagadnęła, niedługo później sięgając po nieduży ręczniczek, którym wytarła wodę z twarzy. Poprawiła nieco swój sweter, naciągając go niżej – Już się stąd zmywam – rzuciła niemal od razu, nie chcąc wchodzić pannie Tonks w paradę, jednak ta prędko zaoferowała jej zajęcie, a Beddow zastygła w połowie drogi do wyjścia z łazienki – Och, jesteś pewna? – zapytała, nieco speszona, wciąż jednak uśmiechając się życzliwie – To znaczy, pewnie! Bardzo chętnie pomogę, jasne.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Łazienka [odnośnik]09.11.21 17:38
Kiedy spotkała Annie po raz pierwszy, była przekonana, że dziewczyna jest młodsza niż okazała się w rzeczywistości. Młoda buzia dopiero pączkowała, nie całkiem rozkwitła z niewinnej dziewczęcości, być może nie otrzymując dość światła w tym smutnym, szarym świecie. Mijały dni, tygodnie, miesiące - zlane w jeden ciąg ciężkiej pracy, bezsilności i naiwnej nadziei - patrząc na Annie teraz, a raczej na jej odbicie w porysowanym lustrze, Kerstin odniosła wrażenie, że gdzieś w tym całym zamieszaniu umknął jej moment, w którym z dziewczęcia Annie stała się kobietą. Silną, ale zmęczoną, ładną ale ubogą. Bez większej refleksji przeszło Kerry przez głowę: czy zmieniam się tak samo? Czy jej rysy utwardzają się i cierpną szybko, czy za moment stanie się starsza względem czasu nie tylko duchem, ale i aparycją? Było w tym coś dziwnie ponurego.
- Od samiuteńkiego ranka - odparła z uśmiechem, odstawiając brudną miskę na krawędź umywalki, od której Annie dopiero co się odsunęła. Żółtawoczerwona spieniona woda spłynęła do odpływu, w maleńkiej łazience dźwięk zasysającej rury wydawał się odbijać echem od gołych ścian. - A nawet jeszcze wcześniej. Teraz, kiedy słońce wstaje tak późno i zachodzi tak szybko, mam wrażenie, jakbym była na nogach już w połowie nocy - Musiała przecież dotrzeć do Doliny z wybrzeża, co zawsze wymagało od niej spaceru; przyjemnego podczas letnich wschodów słońca, obecnie nieprzyjaznego i ciemnego.
Nie zastanawiała się zanadto oferując Annie możliwość pomocy; nie zrobiłaby tego, gdyby wiedziała, że dziewczyna się nie zgodzi, że jej to nie zainteresuje. Ale młoda miała wielkie serducho i olbrzymią potrzebę działania, którą Kerry dobrze rozumiała. Dla takich jak one nie było miejsca na froncie, musiały więc sprawdzić się gdzie indziej, żeby nie czuć się zupełnie biernymi względem wydarzeń.
- W takim razie chodź. Poczekam na ciebie za moją kotarką, przebież się z piżamy - chciała dać Annie trochę czasu na oporządzenie się, sama musiała jeszcze bowiem powypisywać w kartach gorączkowych daty i przygotować zestaw do mierzenia. Poprzez "kotarkę" miała na myśli mikroskopijną przestrzeń w rogu głównego lazaretu, odgrodzoną za pomocą poszarzałej płachty zawieszonej na drewnianej desce. Punkt pielęgniarski, o który zabiegała i który w końcu udało się zorganizować przy pomocy paru robotnych chłopców - łatwiej było organizować pracę, gdy wszystko miała w jednej komodzie.
- Kiedy będziesz szła, możesz już powoli odsłaniać zasłony, słońce wstaje, niech naleci do sali. Oszczędzimy na wosku ze świec i nafcie - Uśmiechnęła się ciepło, zupełnie wchodząc w buty koordynującej pielęgniarki. Pracowała w lecznicy już tak długo, że czuła się tak pewnie jak dawniej na londyńskim oddziale chirurgicznym.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Łazienka [odnośnik]09.11.21 18:27
Przegapiła chyba moment, kiedy dorosłość zaczęła pukać do drzwi dzieciństwa. Nie wyglądało to tak, jak w większość przypadku, ni tak jak mogłaby sobie wyobrażać; wyglądało tak jak nie powinno. Nie było płynnego przejścia, nie było naturalnej granicy – dojrzałość zdawała się wyrwać ją szponami, być może już wtedy gdy została sama, bez żadnej opieki w murach sierocińca. Być może dopiero w momencie, w którym zniknął Peter i na dworcu Kings Cross powitała ją przerażająca samotność. Być może w momencie kiedy ruszyła w drogę, zaprzepaszczając wszystko to, co udało jej się wypracować do tej pory.
Ale wyrzeczenia, ból straty i niepewność, prócz śladów na jej twarzy i sercu, niosły też to, co dobre; poznawała na swojej drodze ludzi, którzy rozświetlali jej życie, a trudy, które wspólnie napotykali hartowały i kształtowały ich charakter.
Była przyzwyczajona do nieustannej walki o przeżycie; nie znała tak naprawdę niczego innego.
– Masz jakieś ciepłe ubrania, mam nadzieję? – zapytała, unosząc brew ku górze, a także uśmiechając się nieco w kierunku panny Tonks, jak gdyby chciała nadać swojemu pytaniu bardziej łagodnego wyrazu – Te mrozy są paskudne. I niebezpieczne – Kerstin na pewno o tym wiedziała, ale Annie chciała być pewna, że kobieta dba o siebie. Zwykle osoby, które tak wiele poświęcały dla innych, zapominały o trosce wobec samych siebie.
Otuliła twarz miękkim ręcznikiem, później ułożyła go na niedużym grzejniku, podnosząc w końcu wzrok na blondynkę, zaraz potem przytakując głową na jej propozycję. Kiedy została w łazience sama, dokończyła zaplatanie swojego warkocza, a później przeszła z powrotem do niewielkiej izdebki, w której spędziła ostatnią noc. Zdjęła trzewiki, by łatwiej było jej założyć długą spódnicę, pod swetrem zostawiła tylko bieliznę; w lecznicy było ciepło, a ich czekało nieco pracy, nie było potrzeby dodawać sobie kolejnych warstw ubrań. Na nowo ubrała buty, a kiedy była gotowa, skierowała swoje kroki do miejsca, o którym wspomniała Kerstin.
Drogę przez wąski korytarzyk pokonała dziarsko, choć bez nadmiernego hałasowania; ranek wstawał, słońce witało się z horyzontem, ale większość pacjentów wciąż smacznie spała. Podchodziła po kolei do okien, gdzie rozsuwała ciężkie zasłony, tym samym rozświetlając pomieszczenie. Było w tym obrazku coś przyjemnego, dodającego otuchy.
Kiedy skończyła z okiennicami, stanęła nieopodal stanowiska Tonks.
– Od czego zaczniemy?


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Łazienka [odnośnik]20.11.21 15:48
Troska przebijająca przez głos młodej Anne ociepliła serce Kerstin bardziej niż byłby to w stanie zrobić jakikolwiek wełniany kaftanik. Ta dziewczyna naprawdę miała w sobie potencjał do czynienia dobra; na tyle ogromny, że człowiek mimowolnie zastanawiał się, czy w ogóle zdaje sobie z niego sprawę. Z tego, ile jeszcze mogła w życiu dokonać, jeśli tylko nigdy nie zrezygnuje z nadziei.
Kerstin uśmiechnęła się życzliwie, wyobrażając sobie świetlaną przyszłość dla nich obu - bo co im jeszcze pozostało poza marzeniami? - a potem kiwnięciem głowy przywołała dziewczynę do siebie.
- Mam wszystko, czego potrzebuję, nie martw się o mnie. Jeżeli czegoś mi brakuje albo jakaś koszula robi się za cienka, sama sobie podszywam drugą warstwę. Może nie wygląda to jak nówka od krawca, ale nie o to chodzi, żeby wyglądać, kiedy zima jest tak sroga. - Delikatnie oparła dłoń na ramieniu Anne, w uniwersalnym dla siebie geście komfortu. - A czy ty masz dość ciepłych ubrań? Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Dużo w wolnym czasie szyję, a co do zapłaty jakoś się ugadamy. Pieniądze się teraz mało przydają. - Kerstin przynajmniej znacznie bardziej polegała dziś na handlu wymiennym. Tutaj jajka za materiał, tam trochę marynowanych warzyw w zamian za wosk i mydło; człowiek korzystał ze wszystkiego, co było pod ręką.
Już miała dać dziewczynie trochę swobody i prywatności na oporządzenie się, ale jeszcze zatrzymała się w pół kroku i pewnym ruchem zgarnęła ręcznik z grzejnika.
- Mokre rzeczy wieszamy na stryszku, nie na grzejnikach, bo powietrze wilgnie i chorym ciężej oddychać - powiedziała pogodnie, zarzucając sobie wspomniany ręcznik na ramię i odchodząc w kierunku wąskich schodków prowadzących na poddasze lecznicy.
Wróciła po kilku minutach i to było dość czasu, żeby Annie czekała na nią, przygotowana i pełna zapału. Poleciła jej najpierw proste zadanie, żeby w tym czasie powyciągać z kartonowych teczek swoje dokumenty, które, zwyczajem z londyńskiego szpitala, trzymała zawsze starannie posortowane. Nie raz i nie dwa musiała dzielić stronice na cztery części, bo brakowało również papieru; ale nie wyobrażała sobie pracować bez zachowanego porządku.
Porozkładała wszystko nazwiskami i numerami łóżek, tak że kiedy Anne wróciła - niosąc ze sobą orzeźwiające światło zimowego poranka - były gotowe do porannego obchodu.
- Zaczniemy od mierzenia temperatur. Mamy trzy rtęciowe termometry, więc podzielimy się pacjentami, żeby poszło sprawniej. Weź te dwie karty, ja wezmę pozostałe cztery. Wiesz jak mierzyć temperaturę, prawda? Zresztą, głupie pytanie... - Mrugnęła figlarnie do Anne. - Przy mierzeniu warto porozmawiać, popytać jak się spało, jak się pan dzisiaj czuje, czy coś boli. Rozumiesz. - Odsunęła prowizoryczną zasłonkę swojego pielęgniarskiego stanowiska, wychodząc do obszernej sali głównego lazaretu. - Ból zwykle oceniamy w skali od 0 do 10, na takiej zasadzie, że 0 to brak bólu, a 10 najgorszy jaki można sobie wyobrazić. To prosta skala, każdy ją zrozumie. To jest, jeśli nie jest otumaniony, oczywiście.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Łazienka [odnośnik]18.01.22 19:34
Czasem przyłapywała samą siebie na zapadaniu się w czymś w rodzaju marzeń; snów przeniesionych do rzeczywistości, jawy nakreślonej na nowo. Myślała o tym, jak wyglądałby świat następnego dnia, jak wiele mogłoby się zmienić w ciągu nocy i jak piękny poranek mógłby ją powitać. I choć wciąż i wciąż świat wyglądał tak samo, nie rezygnowała do końca z takiej formy oderwania się od dziwacznej sytuacji, w której się znalazła.
Znalazły się obie, porzucając własne marzenia, plany i zamiary – wojna zbierała zachłanne żniwo, obdzierając ludzi początkowo z dobrodziejstw, w końcu zabierając im dach nad głową, a czasem nawet godność.
Odwiedzając lecznicę, można było doświadczyć tego dobitnie; tak samo jak decydując się na spacer londyńską ulicą.
– Och, no tak – rzuciła, z nutą śmiechu tańczącą na zgłoskach; Kerstin była zorganizowana jak mało kto i brak magii w ogóle nie był widoczny w jej przypadku – Mną się nie martw, naprawdę! – odpowiedziała zaraz potem, kręcąc głową. Ubrania, które nosiła nie były może spełnieniem jej marzeń, ale kilka ostatnich miesięcy drastycznie ów marzenia i potrzeby zweryfikowało – Mam znajomą, która doskonale szyje. Jest naprawdę niesamowita i przezdolna, stworzyła dla mnie piękny płaszcz na zimę – dodała zaraz potem, wraz z kolejnym uśmiechem wracając wspomnieniami do młodej panny Beckett, która zaledwie kilka tygodni wcześniej zdecydowała się uszyć jej odpowiednie ubranie na sezon zimowy – Gdybyś czegoś potrzebowała, może uda się coś załatwić – w tych czasach wszyscy pomagali sobie wzajemnie, nie było po prostu innego wyjścia.
Zakłopotanie wykwitające na policzki zaszczyciło buzię Anne tylko na moment, zaraz potem w ślad za poleceniem panny Tonks zajęła się wilgotnym ręcznikiem w odpowiedni sposób, a kiedy to zadanie zostało wykonane, podreptała do stanowiska, które zajmowała młoda kobieta. Stała przy kotarce przez kilka dłuższych chwil, z zaciekawieniem, choć wciąż z zachowaniem dystansu i swobody, przyglądając się Kerstin. Karty pacjentów pojawiały szybko i sprawnie, a kiedy dwie z nich zostały jej przydzielone, z entuzjazmem pokiwała głową.
– Jasne, bez problemu – oznajmiła, tym samym zatwierdzając przydział swoich obowiązków. Wzrok przewędrował wzdłuż karty, która mieściła w sobie nazwiska i numery łóżek, odpowiednio przypisane do konkretnych osób. Nim ruszyła korytarzem, obejrzała się jeszcze przez ramię, posyłając pannie Tonks krótki uśmiech. Zaraz potem przyszedł czas na ich wspólny obchód.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Łazienka [odnośnik]04.03.22 23:24
Trudno było zapomnieć o wojnie. Nawet gdyby chciała ulec kampanii rodziny i żyć tak, jakby świat nie rozdzierał się właśnie na strzępy, codzienna praca w sekretnej lecznicy stanowiła stały element wojny sam w sobie. Nie musieliby się ukrywać, gdyby nie spodziewali się niebezpieczeństwa. A strach w oczach pacjentów pozostawał stale ten sam, a nawet - mogłaby powiedzieć to na głos, ale nie chciała, bo myśl ta zdawała się zbyt przykra - z każdym miesiącem wzrastał. Kerstin miała tyle szczęścia, że rzadko opuszczała bezpieczne okolice Doliny Godryka, a Londynu nie widziała na oczy od roku. Mogła tylko słuchać - słuchać i polegać na własnych bolesnych wyobrażeniach.
- Czy to możliwe, że to nasza wspólna znajoma? - zapytała ciepło, uśmiechając się na wspomnienie roztrzepanej, ale przesympatycznej Beckettówny. Była to pierwsza osoba przychodząca jej na myśl na słowa o krawcowej; nie było co ukrywać, że dziewczyna znała się na krawiectwie znacznie bardziej od Kerry, ale dzięki temu miała kogoś, z kim mogła rozmawiać o swojej odkrytej w zeszłym roku pasji, rozwijać umiejętności i wymieniać się pomysłami. - Bardzo ci dziękuję, będę mieć to na uwadze. I nie przejmuj się tym ręcznikiem, nie musiałaś wiedzieć. - Nie nawykła do karcenia ani udzielania nagan jak to działo się na porządku dziennym w szkole dla pielęgniarek. W zasadzie rzuciła komentarz mimochodem, dla porządku, o który starała się w lecznicy dbać; to było jej główne zadanie, jej doświadczenie medyczne nie miało takiego znaczenia jak dawniej w świecie podporządkowanym magii.
Wymieniły się kartami pacjentów, Kerstin upewniła się, że właściwy termometr trafił do rąk młodej Anne i wszystkie rubryki są jasne, a potem na krótką chwilę rozeszły się, by dopełnić obowiązków. Kerry pracowała sprawnie, metodycznie, nawykła do codziennych rozmów z pacjentami, którzy dobrze ją znali. Niektórych chwytała za dłonie i słuchała opowieści o snach minionej nocy, innym zapewniała oczekiwany dystans. Nie miała wątpliwości, że Anne poradzi sobie równie dobrze, brak doświadczenia nadrabiając życzliwością.
- Kiedy skończymy możemy jeszcze podać część z eliksirów przygotowanych przez uzdrowicieli, rozlane są już do kubeczków we właściwych dawkach - poinformowała koleżankę. Sama nie znała się na dawkowaniu wielu mikstur, nie chcąc mącić w sprawach, które nie leżały w jej zakresie obowiązków. - Potem możemy zjeść jakieś śniadanie. Co powiesz na kubek gorącego naparu? Herbaty nie ma dużo, ale rozrabiam ją z zasuszonymi płatkami dzikiej róży, czasem z szałwią. To dobre dla zdrowia.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Łazienka [odnośnik]13.03.22 9:56
Dolina Godryka była czymś na kształt azylu; Annie miała wrażenie, że czas płynie tam wolniej, a zasady świata są jakieś inne, podporządkowane wewnętrznym regulacjom i spokojowi mieszkańców. Chciała myśleć, że jest jeszcze więcej miejsc takich jak Dolina – że zostało więcej tego, co zapamiętała sprzed kilku lat.
Londyn był szary, zimny i przerażający – ozdobiony ruinami, zbezczeszczony, sponiewierany – nijak nie przypominał jej miasta, jej domu; wciąż nie oswoiła się do końca z myślą, że jest całe mnóstwo ludzi takich jak ona, których ktoś pozbawił domu. Zniszczył, zabrał, zrównał z ziemią.
– Trixie Beckett, znasz ją? – zagaiła z uśmiechem. Choć nie były sobie niesłychanie bliskie, pamiętała beztroskie czasy szkolne, pamiętała też pomoc, którą starsza koleżanka zaoferowała jej w potrzebie. Teraz wyciągnięta dłoń miała większą wartość niż cokolwiek innego.
Być może dlatego też czuła się niemal zobligowana, by wspomóc Kerstin w codziennych obowiązkach lecznicy. Kiedyś spędzała tutaj bardzo dużo czasu, kiedy nie miała gdzie się zatrzymać i spędzić nocy – azyl, jaki tutaj jej ofiarowano stworzył dług, który według zasad moralnych należało spłacić.
Analizowała otrzymaną kartę pacjentów uważnie, na moment zatrzymując się wzrokiem przy nazwiskach, które wydawały się jej znajome – nie odnalazła miana nikogo bliskiego, nie do końca wiedząc, czy to dobrze czy źle. Przyjęła termometr, który przygotowała Kerry, zaraz potem u boku dziewczyny zaczynając pochód pomiędzy łóżkami. Podążyła ścieżką, na której swoje posłania mieli pacjenci z jej karty; poza mierzeniem temperatury i pomocą z poduszką, pościelą czy po prostu napiciem się szklanki wody, obdarzała ich uśmiechem i dobrym słowem – przy jednej z kobiet została odrobinę dłużej, kiedy ta zaczęła opowiadać jej swój sen o makowej łące.
Słysząc głos Kerstin, odwróciła się przez ramię i z entuzjazmem pokiwała głową. Zajęcie się dawkowaniem eliksirów poszło szybko i sprawnie, a pacjenci wydawali się naprawdę wdzięczni.
Skoro ci ludzi wciąż trzymali się nadziei, ona też musiała.
Minęło kilkanaście minut, może nieco dłużej, nim wróciła do panny Tonks.
– Brzmi niesłychanie kusząco, naprawdę, ale chyba powinnam już uciekać – powiedziała, głosem nieco zabarwionym zakłopotaniem. Raz jeszcze rozejrzała się po salce, upewniając że każda osoba została odpowiednio zaopiekowana – Może zobaczymy się znów niedługo? – zaproponowała, w międzyczasie przechodząc po pomieszczenie by sięgnąć po torbę ze swoimi rzeczami – Dziękuję Kerry, za bardzo przyjemny poranek – bo mimo że opierał się na pracy, naprawdę była zadowolona.
Posyłając jej ostatnie uśmiechy – później obdarzała nim także panią od łąkowego snu – ruszyła w kierunku drzwi, na koniec machając pannie Tonks na do widzenia.

/zt


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Łazienka [odnośnik]14.03.22 22:12
Londyn był dla Kerstin domem przez długi, długi czas - i jedynie dzięki przezorności rodzeństwa udało jej się uniknąć druzgocącego nadzieję widoku walących się murów, ciał i masakry, o jakiej słyszała niewiele, tyle tylko, by wiedzieć, że rzecz miała miejsce. Musiała. Coś w końcu musiało się zdarzyć, by wygnać ze stolicy tylu dobrych ludzi, którzy teraz tułali się, licząc na szczerą wolę i pomoc nieznajomych. Jak Anne, o której historii, ze wstydem musiała przyznać, wiedziała bardzo mało, choć dziewczyna już od jakiegoś czasu znajdowała w lecznicy azyl i spokój.
- A i owszem. Czyli mówimy o tej samej krawcowej - przyznała, zamyślając się na moment. Świat był tak mały, gdy nie wyściubiało się nosa ze swojej wioski, swojej Doliny. Dobrze było jednak wiedzieć, że Anne może tu liczyć na wsparcie wielu.
Pracy poświęcała należytą uwagę, pozwalając pacjentom, którzy dobrze ją już znali, rozgadywać się na temat ostatnich wydarzeń z życia, dzięki którym pozostawała w miarę na bieżąco z tym, co działo się w Dolinie Godryka. Mimo tego skupienia, była jednak w stanie obserwować Anne kątem oka, gotowa wkroczyć, gdyby dziewczyna potrzebowała pomocy - nie spodziewała się jednak, by miała zadaniu nie sprostać i nie zawiodła się. Do pracy pielęgniarki, pomijając bardziej zaawansowane procedury wymagające przygotowania, często wystarczało jedynie właściwe podejście i chęć pełnienia służby. Uczenia się zawiłości przebywania z cierpiącym człowiekiem i nawiązania z nim kontaktu. Bez wzajemnego zaufania opieka zdawała się na nic.
Przy podawaniu eliksirów dokładniej zaglądała Anne przez ramię, czując się odpowiedzialna i za pacjentów i za młodą dziewczynę, ale jak mówiła, mając przygotowane specyfiki wraz z nazwiskami konkretnych ludzi nie było to pracą ryzykowną w swym skomplikowaniu.
- Jesteś pewna? - Gdy dziewczyna odmówiła herbaty, Kerstin starała się ukryć zawód w głosie i przykryć go uprzejmym uśmiechem. Miło było mieć kogoś przy ramieniu, ale nie zamierzała przecież zatrzymywać dziewczyny wbrew jej woli, jeżeli miała do załatwienia inne sprawy. - Jak najbardziej! Pamiętaj, zawsze jesteś tu mile widziana, Anne - podkreśliła i przytuliła dziewczynę mocno na pożegnanie.
Miała niewinną nadzieję, że ten uścisk przyniesie jej szczęście.

/zt <3


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
longing
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Łazienka [odnośnik]01.03.23 21:16
21.07

Nie znosił wizyt u teściów, ale przylepianie uśmiechu do ust opanował do perfekcji. Przesiedział grzecznie u nich przez cały obiad - było mu trochę głupio, że wciąż jada u nich obiady, ale przyrządził dla teścia prosty eliksir leczniczy - a choć konwersował uprzejmie o wszystkim i o niczym, to myśli zaprzątał mu jedynie żal, że nie może spędzić tego popołudnia u Lety. Orestes lubił wizyty u babci, nie zamierzał go ich pozbawiać, ale z kuzynem bawił się przecież lepiej - a Hector czuł się u siostry nieskończenie swobodniej.
Przynajmniej myślał podczas obiadu o siostrze i więzach rodzinnych, to jakiś postęp w przeżywaniu żałoby. Rodzice żony też już odrobinę rzadziej wspominali, jaka była wspaniała. Nie dziwił się im zresztą, choć jej wyidealizowany obraz był pełen rys. Była jedynaczką, dumą, nadzieją. Jego syn też był jedynakiem, a poruszyłby dla niego świat. Aż dziwne, że tolerowali go, dla Orestesa, że o nic go nie obwiniali (a może powinni. Obwiniał siebie.)
Pół roku temu wyobrażałby sobie podczas obiadu, jaką miała minę gdy flirtowała z kolejnym kochankiem i co samemu zrobi kolejnej dziwce w Wenus - odliczając godziny, bo im więcej słyszał o żonie, tym bardziej miał ochotę wyżyć się i znaleźć chwilę zapomnienia. Przestał już tam chodzić, przytępiać wspomnienia opium, leczyć kompleksy agresją, to już pięć miesięcy bez uzależnienia z którym kiedyś nie potrafił skończyć - a zatem mógł sobie pogratulować.
Niedługo minie jedenaście miesięcy bez Beatrice. Wiedział, że sierpniowe obiady u teściów i pierwsza rocznica jej śmierci będą nieznośne, ale dzisiaj - dzisiaj mógł zrobić dla siebie coś miłego. I urwać się z obiadu, wymknąć z domu na spacer. Zostawić Orestesa z dziadkami, zyskać chwilę dla siebie, uciec od przykrego rodzinnego obowiązku.
Od roli kochającego (w to chyba nie uwierzyli), zrozpaczonego (w to wierzyli) po śmierci żony męża. Maska nieprzyjemnie uwierała, choć przez całe życie nosił różne maski. Przed światem, przed sobą. Długo udawał, że odrętwienie, w które popadł po jej śmierci wcale nie było ulgą.

Dopiero gdy znalazł się na ścieżce w Dolinie Godryka, zorientował się, że powinien zrobić coś z wolną godziną lub dwoma. Inaczej teściowa wypatrzy go z okna, włóczącego się bezcelowo, zawoła z powrotem do domu. Nie chciał zresztą pozostawać zbyt długo na świeżym powietrzu, artykuł "Horyzontów" o tej przeklętej komecie wzbudził w nim pewien niepokój. Nieufnie zerknął w niebo, potem tęsknie w stronę domu Lety. Nie, nie będzie jej siedział na głowie, nie dziś. Nie tak bez zapowiedzi, jeszcze się zaniepokoi - a poza tym trudno będzie wytłumaczyć Orpheusowi, czemu wujek pojawił się w progu bez Orestesa. Lubił obserwować relację obydwu chłopców, serce rosło na widok cierpliwej troski, którą syn okazywał młodszemu i krnąbrniejszemu kuzynowi. Choć samemu nie miał młodszych kuzynów ani braci (Victor, o pół godziny młodszy, opiekował się raczej nim, choć Hector wolałby się łudzić, że opiekowali się sobą nawzajem. A potem Victor uwolnił go od ostatniego ciężaru dorosłości, opiekuńczy do końca i złudzenia zniknęły), to równie chętnie spędzał czas z siostrami, a właściwie ogółem z młodszymi dziećmi. Nieśmiały przy rówieśnikach, zakompleksiony z powodu kalectwa, czuł się nieco pewniej gdy mógł być dla kogoś autorytetem z racji samego wieku. Miał nawet kiedyś młodszego przyjaciela, którego szczerze lubił (lubił to dużo, rzadko lubił kogokolwiek spoza rodziny) - opowiadał mu o mitach, słuchał gry na fortepianie, a potem poszli z Victorem do szkoły, a ojciec pokłócił się o coś z Borginami i zerwał z nimi kontakty. (Dziwne, zawsze wydawało mu się, że ojciec i pan Borgin są bardzo podobni, choć zgoła różni. To pewnie to spojrzenie, lodowate i władcze, to pewnie jego niechęć do patrzenia im w oczy). Było mu szkoda, ale ojca nie wolno było kwestionować, nigdy. Zresztą, w morzu rodzinnych koszmarów, utrata kolegi była jedynie kroplą - kroplą, która rozpłynęła się w boleśniejszych wspomnieniach o chorobie matki i siniakach Victora i zniknięciu Lety.

Musiał się czymś zająć, uciec od teściów i od własnego rozkojarzenia. Od rana dokuczała mu chandra - nic dziwnego, łapała go zawsze przy okazji spotkania z teściową. Migrenę zwalczył prędkim zaklęciem, ale w skroniach i tak lekko go ćmiło. W takich sytuacjach pomagał konkretny cel - i ten szybko przyszedł mu do głowy, w chaotycznym wspomnieniu ostatniej rozmowy z Archibaldem. Przyjaciel niepokoił się zniknięciem Alexandra (choć nie mówił tego na głos), narzekał na nieco zaniedbaną lecznicę (o tym sporo mówił na głos). To chyba niedaleko, noga dziś nie bolała. Mógłby tam zajrzeć, szczególnie do pracowni alchemicznej. Spytać, czego potrzebują. Nie był instytucją charytatywną, ale za kilka dni wybierał się do Londynu po świeże ingrediencje - te, które zgoła łatwiej dostać w stolicy niż w Dolinie. Mógłby się z kimś dogadać, pomóc, tak przy okazji.
Nie lubił nigdzie przychodzić niezapowiedziany, ale to lecznica, na pewno znajdzie kogoś kompetentnego.
Zapukał, drzwi były otwarte.
-Dzień dobry...? - rzucił w przestrzeń, z gabinetów dobiegał gwar rozmów, ale jak nikt rozumiał tajemnicę lekarską. Poczekalnia i korytarz były puste, poczeka na jakiegoś uzdrowiciela. Przesunął się w głąb korytarza, mrużąc lekko oczy - ciemność pomieszczenia go zaskoczyła, pewnie po zbyt długim przyglądaniu się komecie w pełnym słońcu. Ostrożniej postawił laskę na ziemi, zdając sobie sprawę, że jest ślisko - i w półmroku nie zauważył wiadra, pod uchylonymi drzwiami do łazienki.
Trącił je laską, albo nogą - czasem trudno powiedzieć - a potem samemu poleciał do przodu i w ostatniej chwili złapał równowagę, mocniej zapierając się na lasce i podpierając się drugą dłonią o ścianę. Odetchnął z ulgą, naprawdę nie chciał się tutaj przewrócić. Wyprostował się powoli i wtedy zobaczył, kątem oka, kałużę mydlin pod własnymi stopami.
Ups. Miał szczęście, wiadro nie. Podniósł je powoli, a potem bez namysłu rzucił ciche zaklęcie, które z pewnością to wszystko naprawi.
-Evanesco.

1. zaklęcie
2. jak bardzo nabałaganiłem? (1. trochę, wiadro było w ćwierci pełne, mydliny były brudne i zostaną ślady; 2. dość, wiadro było do połowy pełne, ale przynajmniej woda była czysta ; 3. b a r d z o, było pełne po brzegi i parkiet pode mną się pieni).



We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12123-hector-vale#373184 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Łazienka [odnośnik]01.03.23 21:16
The member 'Hector Vale' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 48

--------------------------------

#2 'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Łazienka Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Łazienka [odnośnik]05.03.23 15:38
Łyk zbożowej kawy podebranej z Hogwartu nie mógł wygnać zmęczenia, uporczywie szczypiącego powieki. Szczupłe palce krótko rozmasowały skronie i czoło, w próbie zebrania myśli, jakby kolejny dzień miał przynieść oczywistą odpowiedź, wspaniałe rozwiązanie godne życiowego przełomu. Jeszcze chwila, a wczuje się w tym domu w rolę jaskiniowca, zatraci zdolność formułowania pełnych zdań - może przynajmniej nauczyłby się polować, skoro ta umiejętność stała się ostatnio nad wyraz przydatna. Łupinka w ciągu paru dni przeszła małą metamorfozę, lecz i pogląd Argusa na temat budynku zdawał się z wolna ewoluować, gdy spod warstw brudu i gruzu zaczynały wyglądać kolejne niedociągnięcia. Upór nie słabł, dzięki niemu każdy cal zniszczonej podłogi został wyszorowany, żadna bruzda nie miała prawa gościć kurzu w swoich progach; tu i tam panele wykazywały wysoki stan zużycia i choć Argus zdołał je wyczyścić, wolał na nich nie stawać - oznaczył wątpliwe fragmenty kredą, a teraz przyglądał się dziwacznej mapie, klucząc boso między liniami z kubkiem wypełnionym kawą. Penny szybko dostrzegła potencjał w tych prowizorycznych notatkach, uznając każdą zamkniętą strefę za inną przeszkodę. Lawa, łąka szczypoziela, rój bahanek... najważniejsze, że nie próbowała wejść w żadne z nich. Teraz jednak spała słodko, dając Filchowi czas na poranny rozruch. Wrzątek wymagał rozpalenia małego ogniska na zewnątrz, gdyż kuchnia, podobnie jak łazienka, nie były sprawne. Nalana do wielkiej balii zimna woda ze studni (chyba jedyny działający element na tej posesji) nagrzała się dzięki upałowi, aby małej nie groził szok termiczny podczas kąpieli. Zajęła wygodniejszy materac, ustawiony w absolutnie najbezpieczniejszej części domu, sam zaś kładł się na starej kanapie, którą co prawda udało się doczyścić, ale wykorzystywać do spania... próbował, nie miał wyjścia. Obudził się obolały.
Oszczędnie rozporządzał domowymi zapasami, ale więcej kawy na ten miesiąc nie miał - pozostawiła po sobie jedynie niedosyt, lekką irytację zamiast pobudzenia oraz obietnicę zdobycia większej ilości w sierpniu, choćby się waliło i paliło... W normalnych warunkach przywitałby się z pianinem, pozwalając czułym dźwiękom rozpocząć dzień, lecz wspaniały instrument został w Hogsmeade, co wprowadziło parę nut bezradności - musiał znaleźć inny sposób na pobudkę opornego organizmu. Nową rutynę.
- Pilnuj jej - poprosił Panią Norris, gładząc miękką sierść kugucharzycy. Wiedział, że nie musi werbalizować prośby, kotka doskonale go znała i z pewnością nie opuściłaby Penelope na krok. Argus zniknął tylko na chwilę, pobiegać kwadrans lub dwa, równie prędko zmył z siebie trudy upału i krótkiego treningu, a potem zabrał się za wytworne śniadanie. Podgrzane suchary z garścią leśnych owoców przedstawiały się trochę marnie, ale chyba nie mieli innego wyjścia. Dziecku zaserwował porcję zimnego mleka - miał bowiem na tyle rozsądku, by wykopać w cieniu dół, służący za tymczasową spiżarkę i prowizoryczną chłodnię. Z niechęcią podrzucił Penny do opiekunki, zmierzając do pracy, w której czekało go jeszcze więcej sprzątania.
Nie spieszył się. Lecznica nie była duża, mógł rozłożyć obowiązki na dłuższy czas, by skupić się na detalach, a i tak do końca lipca mógł zaprowadzić tu absolutny porządek. Po feralnej przygodzie z Louisem Filch poprzysiągł sobie zachowanie spokoju, rozsądku, zimnej głowy - w końcu miał wykazać się profesjonalizmem, nie skłonnością do konfliktów... lecz po paru dniach spokoju ostrożność mogła lekko przysnąć, zmożona spokojem tego miejsca. Chwilowy rozejm musiał sprawić, że lecznica zapadała w letnie drzemki, gdy ludzie korzystali z życia, ale dzisiaj w gabinecie przyjmowano pacjentów, dlatego po wyszorowaniu podłogi Filch zaszył się w łazience, nie chcąc wchodzić nikomu w drogę. Nie usłyszał przywitania, szorując zakamarki odgrywał w myślach jedno z dzieł Brittena, Simple Symphony - pieczołowicie analizował smyczkowe linie, by przełożyć je na klawisze, szukając w tym procesie inspiracji i pożywki dla swoich kompozytorskich zapędów, chciał rozszerzyć swoje zapiski, rozlać pomysły dalej, poza pianino... lecz około piątej minuty w dźwięki wdarł się nieprzyjemny intruz, metaliczny pogłos, jakiś huk, szelest, szum wody i ludzki głos.
- Zero poszanowania dla sztuki - burknął pod nosem do siebie, na tyle cicho, że do uszu Hectora mógł dobiec jedynie szmer tych słów. Irytacja już wdzierała się w myśli, a gdy mężczyzna uświadomił sobie, co mogło wydać taką serię dźwięków, pięści zacisnęły się same, w złości próbując zrozumieć, dlaczego cały świat pragnie srać na jego porządek, jakby wszędzie był ten cholerny Hogwart, ci wredni szubrawcy, nierozgarnięci uczniowie! Woda popłynęła szybko, wypełniając małą łazienkę prawie w całości, brudząc wypastowane buty mydlinami i piachem, który oblepił ich czubki. Evanesco odbiło się głuchym echem w świadomości Filcha, trzymającego w dłoni szczotkę - czy przed momentem nie szorował zawzięcie kątów przy podłodze, by pozbyć się z nich brudu? Może. Czy teraz widział w nich świeżą warstwę syfu? Jak najbardziej. Woda zniknęła pod wpływem zaklęcia, owszem, lecz ciemne mydliny oblepiły parkiet, zostawiając na nim coś w rodzaju skorupy, dziwnego śladu. Syf. Szybkim krokiem zbliżył się do uchylonych drzwi, otwierając je gwałtownie - na tyle, że intruz mógłby się tego ruchu wystraszyć. Oddychaj, rozbrzmiewało w myślach Argusa, lecz wściekła mina zdradzała wszystko.
- Do dziś sądziłem, że Evanesco służy do sprzątania - warknął nieprzyjemnie, opierając o framugę dłoń, na którą przeniósł ciężar ciała. Ciasno związane włosy uwolniły tylko jeden kosmyk, zaplątany niedbale przy lewym uchu, ostre rysy twarzy były więc doskonale widoczne, a blizny na lewym ramieniu doskonale ukryte pod długim rękawem koszuli z cienkiego materiału i pod roboczą rękawicą. - Jaki jest powód pańskiej wizyty? Dziś przyjmowane są tylko kobiety. - oznajmił sucho, z wielkim trudem hamując w sobie chęć do większej awantury - nie, nie mógł sobie na to pozwolić, nie przy uzdrowicielach, nie w pracy, nie wobec potencjalnego pacjenta. Zlustrował przybysza nieprzychylnym spojrzeniem, przez woalkę złości nie rozpoznając w nim jeszcze klienta Wenus - choć było to kwestią czasu.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Łazienka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach