Wydarzenia


Ekipa forum
Szklarnia
AutorWiadomość
Szklarnia [odnośnik]14.04.20 20:45

Szklarnia

Niewielka szklarnia schowana jest już właściwie w lesie i aż do kwietnia nie poświęcano jej zbyt wiele uwagi. W kwietniu została otwarta leśna lecznica, a szklarnia okazała się być niezwykle potrzebna: można było wyhodować w niej co niektóre ingrediencje roślinne, tym samym zaoszczędzając pieniądze. Trzeba było tylko odrobinę w nią zainwestować, a prędko zaczęła się zwracać.
Zaklęcia ochronne:
Cave Inimicum, Mała twierdza, Oczobłysk, Tenuistis, Zawierucha
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 02.03.21 22:14, w całości zmieniany 5 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szklarnia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Szklarnia [odnośnik]25.04.20 14:40
stąd przybywamy


Jak się nazywały te słońca, ku którym tak chętnie uciekała spojrzeniem? Migotały, wabiąc melodią blasków pogubioną księżniczkę. Za nimi mogła być przepaść, zdradzieckie ognisko i bieda. Isabella jednak nigdy bała się ognia. Legendami budowała stopnie, po których wspinała się do swojego szczęścia. Czuła, że ono potulnie nie ułoży się przy niej samo. Chowało się, więc musiała go poszukać sama. Między salamandrami żadną tajemnicą nie był fakt, że szczęście się z nią lubiło, nie wybierała nigdy najprostszych dróg, nie przytakiwała słodko główką, kiedy ktoś jej pionkiem przesuwał po wielkiej planszy życia. Przejmowano władze nad jej dniami, jej ciałem i tożsamością, a przecież należały do niej, tylko do niej i do osób, którym chciała je ofiarować. Blade znaki zerkające na nią gdzieś z kącików upominały. Jeśli  mogła zawrócić z wyrysowanej dla niej w dniu narodzin ścieżki, to musiała to zrobić teraz. Później już nie będzie odwrotu. Alex i Isabella sami wkroczyli do tego niewiadomego labiryntu. On znał drogę, a ona dopiero stała u progu. Jakże łatwiej byłoby podążyć za jego śladem i przeczytać pozostawione wskazówki. To nie była poplątana droga pełna urokliwych niespodzianek zaklętych w ogrodach lady Nott. To były rozległe mapy krain z obcymi rytuałami i obcym, brudniejszym dniem, w którym musiała się umazać, aby zapomnieć o diademie i soczystych owocach w deserze. Ulubione życie królewny oddalało się, ale jeśli nie umiała go udźwignąć, to znaczy, że nigdy nie była godna jego piękna i powagi. Za sobą pozostawić chciała wiele przychylnych twarzy – tak egoistycznie, tak tchórzliwie. Czy jednak nie stała przed wyborem, który wymagał jeszcze większego ducha walki niż prawidłowe życie szlachcianki?
Najdroższy Alexander. Nawet, gdy trwał w obcej powłoce, czuła ten sam dotyk, ten palec pozostawił ciepły promień na jej skórze. Tęskniła za obecnością kuzyna. Chciała poznać obrazki z jego dni, posłuchać opowieści o nowym świecie. Emocje spuściły mgłę na widok jego przemienionej buzi. Poprosił, więc patrzyła odurzona dawką wyznań wypełzających z największych głębi duszy. Przecież miał rację, nie wiedziała! Tylko ostatnie miesiące uświadomiły ją, że nawet gdy wkładasz w coś mnóstwo serca, ono nie przepełni się miłością na twoje śmiałe życzenie. Wszystkie starania czyniły całą grę bardziej zaawansowaną, wypolerowaną przez piękne słowo i idealnie poskładane impresje. Emocje teatralnie wstępowały na twarze, ale były jak wydmuszki, kruche i puste, ulatywały zbyt szybko, pogłębiając smutek. Kiełkowała rozpacz, pnąc się coraz śmielej w górę. Wiatr zawiewał uczucia w nieoczekiwane kierunki, płomień w nich lokował się wygodnie, ignorując kłujące bariery i oburzone granice. Pewnego dnia odkryła, że nie potrafi tego powstrzymać. Każdą szczerą radość krewni próbowali wyrzeźbić, uzyskać korzystny dla siebie kształt, nie bacząc na to, co Bella odczuwała tak naprawdę. Podarki mieniły się złudną wartością, ale chłodne ich chłód mroził nieznośnie.
Nie wiedziała. Ale Boreham przestało być przyjaznym jej miejscem. Wypaczone przez bliskich pojęcie rodziny mogło dziwić Alexa, ale tylko takie znała. Istniało inne? Nie ubierał swojej rzeczywistości w kolorowe peleryny, zdzierał z niej piękno, ujawniając obcość, której próbowała tak odważnie spojrzeć  w oczy. Obietnica obowiązku i wymagań nie potrafiła jej zniechęcić. Wolała słuchać jego niż całej rady staruchów, którzy wierzyli, że spełniają dziedzictwo Wendeliny Dziwacznej, a tymczasem tylko żerowali na jej historiach. Płomienna familia upadała, ale jej mądre dzieci nie chciały się uginać pod wolą szaleńczych przewodników. – To, co możesz mi ofiarować, zdaje się być piękniejsze od tego, co poznałam do tej pory. Piękniejsze – mimo pracy, wyrzeczeń i życia obdartego ze wspaniałych pereł. Mam tak wiele wyobrażeń stworzonych przez moc pojedynczych wejrzeń. Przeznaczony dla mnie świat upadł, stając się ohydną karykaturą – powiedziała, nawiązując do wyborów ciotki i przetransmutowanych idei krewnych. Walczyła o to, by ta myśl przepełniła ją i prowadziła dalej na szlachetnej drodze, ale nie udało się. Musiała wiec zboczyć. – Chcę być twoją rodziną, twoim przyjacielem. Znowu. I chcę zobaczyć, przed czym przestrzegały mnie surowe oczy. To nie jest złe, to daje tobie wolność i dobro. Przyjmę wszystkie wskazówki. Obiecuję, będę się starać, ale nie pozwól im mnie zabrać. Jesteś moją nadzieją. I jeśli tylko mogę jakkolwiek pomóc tobie, to uczynię to – wyznała, czując niepojętą ulgę, kiedy jej nie odmówił. Otwierały się tajemnicze drzwiczki. Zamykało życie, o którym śniło tak wiele czarownic. Ona przestawała śnić. Dopiero teraz mogła zacząć patrzeć. – Przyjdę – wyszeptała natychmiast, obserwując, jak odchodził. Przysięgła bezgłośnie, że nie uroni już żadnej łzy. Przecież miała być odważna. Przecież była odważna.

***

Ten sam trzask, który ich pożegnał, namalował obraz jasnowłosej lady w umówionym miejscu, nad jeziorem, w Dolinie Godryka. Obce ścieżki, choć znajome powiewanie drzew. Bella zrobiła parę ostrożnych kroków, pewność splatała się z lękiem. Gdzieś tutaj powinna ujrzeć Alexa – strażnika tajemnicy. Teraz stała się dziewczyną, która nie miała przeszłości. Ta myśl pozwoliła jej nagle poczuć ekscytację. Naprawdę to uczyniła.
Mokre zwierciadło mogłoby dosięgnąć oblicza rudego chłopca, ale było zbyt leniwe, by w swym nieruchomym nurcie do niego dopłynąć. Niczym zaklęty w posągu chłopiec gdzieś spoglądał, a światło łaskotało jego ramiona. – Salamandra wygrzewająca się na kamieniu. Wolna – powiedziała, przystając blisko niego. Uśmiechała się, nie umiała już cierpieć w dramacie decyzji. Chciała odsłonić zakurzoną kurtynę, zakwitnąć na scenie. Wzbić się w powietrze. Wypuścić uwięzioną w klatce energię. Chciała tak wiele. Musnęła palcem rude pasmo. Magia tak pięknie zamalowywała prawdę. Potrzebowała ujrzeć to, co znajdowało się pod misternym kamuflażem.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Szklarnia A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Szklarnia [odnośnik]17.05.20 1:24
Kiedy z trzaskiem pojawił się pomiędzy drzewami wypuścił w rozedrganym westchnieniu wstrzymywany oddech. Robił to, co należało zrobić – co do tego nie miał wątpliwości – jednak wciąż nie było to łatwe. Podjęcie właściwych decyzji wymagało od niego wiele silnej woli i Alexander czuł, że wyczerpuje to jego dzienny limit odczuwanych emocji. Czuł się poniekąd winny temu, że Isabella również zdecydowała się podpisać na siebie ten sam wyrok co on, jakby jego działania pokazały jej, że istnieje coś poza ich ułudną, mydlaną, szlachecką bańką. Była jednak dorosła, daleko jej do nieświadomego dziecka, a chociaż nie do końca zdawała sobie sprawę z czekających ją zmian to jednak była świadoma tego, że te na nią czekały oraz że powrotu nie było.
Wciąż jakby lekko nieobecny wyszedł spomiędzy rzadko rosnących na skraju lasu drzew. W oczy uderzyło go słońce na moment oślepiając i zmuszając do gwałtownego zamrugania w spóźnionej próbie ochronienia oczu przed bezlitosną jasnością. Jednak czy aby na pewno była ona tak okrutna? Kiedy w końcu przywykł do światła ujrzał przed sobą lśniącą toń jeziora, poczuł ciepło na skórze, poczuł się niesamowicie żywy i realny. Niewiele się namyślając podszedł bliżej brzegu jeziorka, na którym niespełna pół roku temu ścigał się na łyżwach, kiedy wszystko było jeszcze skute lodem i spowite śniegiem, kiedy świat cieszył się chwilą oddechu i spokoju, pierwszymi dniami pozbawionymi anomalii.
Przysiadł na rozgrzanym kamieniu i wystawił twarz do słońca, starając się nie myśleć. Wsłuchał się w szum wiatru pomiędzy gałęziami drzew i szelestowi trawy, cichym pluskom wody oraz wszystkim tym wiosennym dźwiękom świata. Przez ten krótki moment prawie był w stanie uwierzyć, że wszystkie jego problemy nie istnieją.
Trzask teleportacji wyrwał go z tego błogiego stanu: uchylił lekko powieki, katem oka dostrzegając Isabellę. Westchnął cichutko, niezauważalnie unosząc pierś w trochę głębszym oddechu, pozwalając jej także opaść mocniej. Nie ruszył się jednak, dopóki nie podeszła i nie odezwała się: a słowa, które wypowiedziała sprawiły, że na jego ustach zamajaczył uśmiech. Otworzył oczy, przyglądając się jej przez moment, ważąc słowa, lecz ostatecznie nie wypowiadając tego, że jego wolność była bardzo pozorna i o niezwykle wysokiej cenie.
Chodźmy – powiedział, po czym podniósł się, nieznacznie otrzepał spodnie i po tym zaoferował kuzynce ramię: zdecydowanie swobodniej niż przy sztywnych salonowych okolicznościach. – Czeka nas nieco przydługi spacer, lecz przynajmniej na własne oczy będziesz mogła zobaczyć, jak piękna jest Dolina na wiosnę – powiedział, zerkając na nią z ukosa. Na jego twarzy wciąż mogła ujrzeć uśmiech, nieco mniej ostrożny, lecz wciąż w pewien sposób zmęczony, czy nawet zmartwiony. Przez resztę drogi odzywał się sporadycznie, prowadząc niezobowiązującą rozmowę o tym, co podobało mu się w tym miejscu, jak w miasteczku można było dostać pomarańcze, a w pasmanterii potrafiły trafić się naprawdę piękne materiały.
Szli lasem, wspinając się coraz wyżej na zbocza Doliny Godryka, oddalając się od pozostałych zabudowań. W końcu skręcili z dróżki w boczną ścieżkę, weszli w gęstszy pas drzew, minęli krzak bzu, aż w końcu ich oczom ukazał się dom. Nie był wielki, nie był też jednak całkiem mały.
W porównaniu z Beaulieu to niewiele, jednak więcej nie jestem w stanie ci zaoferować. Oto Kurnik – powiedział z ciepłem w głosie, którego jego kuzynka nie miała okazji słyszeć od bardzo, bardzo dawna. Alexander był dumny z tego, co udało mu się stworzyć. – Nie będziemy w nim jednak sami – przyznał, prowadząc Isabellę do furtki i otwierając ją przed nią, tak jak na gentlemana przystało. – Mieszkam aktualnie z trzema innymi osobami i powinnaś coś wiedzieć o każdym z nich – powiedział, zatrzymując się w połowie odległości między okalającym Kurnik murkiem a domem. Spojrzał na Isę dość poważnie, splatając dłonie za plecami. – Louis jest mugolem, wyciągnąłem go z Londynu pierwszego kwietnia. On... ma problem z magią. Traumatyczne przeżycia z przeszłości sprawiły, że się jej boi. Staram się go z nią oswajać, idzie mu coraz lepiej, ale czasem zdarza mu się wpaść w odrętwienie, paraliż wywołany strachem. Trzeba przy nim trochę uważać, dobrze go ostrzec przed tym, jak zacznie się czarować – powiedział, po czym zacisnął na moment usta. No tak, dalej miało być już tylko trudniej. – W Kurniku jest też Ida – powiedział, nie będąc w stanie ukryć miękkości, która pojawiała się w jego głosie, gdy wypowiedział jej imię. – Na początku kwietnia w pożarze wynikłym z ataku czarnoksiężników straciła rodziców, brata i dach nad głową. To wciąż bardzo świeża strata – powiedział, jeszcze trochę odwlekając kolejną informację. – Jest mi bardzo droga, Isabello – powiedział, niezwykle znaczącym spojrzeniem łapiąc jej oczy. Wiedział, że zrozumie, że pojmie, że był całkowicie zaangażowany.
Zanim przedstawił ostatnią z aktualnych mieszkanek Kurnika westchnął ciężko i uciekł spojrzeniem w bok. Prawa ręka bezwiednie powędrowała we włosy: niezawodny sygnał na to, że Alexander nie do końca wiedział, jak ma coś powiedzieć.
Jest jeszcze Charlotte – wyznał wreszcie, zastanawiając się, czy imię wzbudzi w Isie jakieś skojarzenia. – Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć, więc chyba po prostu powiem to, co wiem – oznajmił, po czym streścił Isabelli historię o tym, że rok temu dowiedział się, że jego siostra żyje, że została wydziedziczona z rodziny w wyniku nie do końca pojętej przez niego intrygi opierającej się na przepowiedni. Opowiedział, że odnalazł ją, po czym stracił pamięć. Następnie ona odnalazła jego i w konfrontacji na Festiwalu Lata raz jeszcze dowiedział się, że żyje. W listopadzie wprowadziła się do niego i tak od pół roku próbowali się poznać. Kiedy w końcu zamilknął patrzył na Isabellę z mieszanką wielu emocji w spojrzeniu, lecz najbardziej czytelna była w nim obawa: o to, jak zareaguje na tyle nowości.
A to dopiero był początek rozmowy, która zapowiadała się na jedną z tych niezwykle długich.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szklarnia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Szklarnia [odnośnik]25.05.20 16:11
Śmiałość nie oznaczała pewności. Odważne spoglądanie nie zdołało wyplenić spłoszenia. Oto pociągał ją za sobą, w swój świat, między swoje drzewa i dachy, które utkane z prostoty i skromności nijak nie pasowały do drogocennej rzeczywistości Isabelli. Wykąpano ją w bogactwie, wyrzeźbiono, nauczono, że jest kimś więcej, że stąpa po ziemi jako ta lepsza, piękniejsza i ochrzczona iskrą największej magii. Tutaj ochronne skrzydła nie działały, tutaj mogła zgasnąć nieprzyzwyczajona do świata zmuszającego do samodzielności, do ciężkiej pracy i dbania o każdą przygarniętą namiastkę dobroci. Tu nikła wartość płynąca z talentów artystycznych i politycznych dyskusji. Tajemnicze wydawały jej się miejsca, do których mógł ją zaprowadzić. Wypielęgnowana dłoń zderzała się z szorstkością dostojnych drzew, buciki mokły zatopione w trawach, a twarz zgarniała ciepło, różowiła się zauroczona kolorami nieodkrytych wcześniej zakątków. Więc to tutaj. To była ta wolność, to nowa kraina, azyl dla zbiegłych jaszczurek. To słowo wewnętrznie ją raniło – zbiegła. Wstrętna myśl o tym, że stchórzyła, zawiodła, złamała drogie serca i wyrzekła się tak wielkiego przeznaczenia. Pęczniała od natłoków bezgłośnych dyskusji z samą sobą, od nieustannie powielanych zrywów emocji, krzykliwych pytań o to, czy naprawdę powinna, ale wystarczyło jedno mrugnięcie słońca, widok uśmiechu rozpływającego się na wargach Alexandra. Udało się. Od dawna już dzielnie połykała prosto ze srebrnych talerzyków wymyślne dania przygotowywane specjalnie dla niej, rodzinne misje, pięknie poiskrzone dyskusje, wątpliwe intrygi i puste relacje splecione z fałszywych serdeczności. Godziła się, gorycz wypłukując darami bogactwa i możliwości. Do niedawna zdawało się, że świat otwiera się dla niej, że może po swojemu rozszyfrowywać jego zagadki, zderzać się z brutalnością i zachwycać się smakami życia, że przecież doświadcza najpiękniejszej przygody, stanie się żoną cudownego młodzieńca i przyniesie dumę. Nie sobie. Krewnym, dla których nawet i to mogło ostatecznie nie mieć żadnego znaczenia. Jej życie, jej szczęście i spełnienie – bez znaczenia. A Alex? Wcale nie musiał tutaj być, nie musiał wyciągać usłużnego ramienia i prowadzić jej do swojego domu. Miękło jej serce, gdy znów czuła, że stają się sobie bliżsi. Nie chciała nigdy więcej go tracić, był bardziej prawdziwy niż ktokolwiek inny w tym zamaskowanym życiu szlacheckich dzieci.
Nawet w tym obcym ciele potrafiła ujrzeć ślady serca, które kochała. Cokolwiek przeżył, a wyobrażała sobie, że przetrwał historie większe od wyzwań własnego gospodarstwa (które zdawały jej się być kosmicznym wyzwaniem), pragnęła trwać jak siostra, przyjaciel, dowiadywać się o losach kuzyna, sprawdzić, jak wiele pozostało w nim z Selwyna i jak bardzo stał się nowy. Nadrabianie miesięcy rozłąki wyobrażała sobie jako nowe źródło siły. Otoczył się przestrzenią przyjazną sobie, a więc może i również przyjazną jej. Dopiero miała ujrzeć, dokąd trafił w tym mieszczańskim wcieleniu. Owinęła dłoń wokół jego ramienia, tęsknie, choć dalej w geście wytwornym, wyuczonym i tak jej znanym. Zupełnie jakby znaleźli się na sali balowej, stąpali po marmurach, a w ich oczach odbijały się błyski rozgrzanych żyrandoli.
- Z przyjemnością poznam Dolinę – odparła, chłonąc faktycznie każdy skrawek nowej krainy z nieskrytą ciekawością. Połykała czujnym okiem drzewo za drzewem, choć z pozoru wcale nie różniły się te obrazki od wielu innych zakątków. Między rosłymi krzewami nie spoglądała na nich już żadna przyzwoitka, żaden wścibski krewny. Tylko natura ze swoim ptasim świergotem i szumem leśnego wiatru. Ona stała się jej pierwszym wejrzeniem. Kroki stawiała pewnie, prowadzona przez zaufanego przewodnika, poganiana przez zauroczone serce. Ono łagodniało, zwalniało, czując coraz większą lekkość. Słuchała opowiastek Alexandra, domyślając się, że któregoś dnia i dla niej Dolina Godryka stanie się domem. A może stąd los pokieruje ją jeszcze dalej? Nie sięgała spojrzeniem dalej, nie wybiegała poza linię horyzontu, choć zwykle fantazjowała wręcz niepoprawnie. Teraz jednak zaplanowane życie stało się wspomnieniem dość piekącym. Wszystko mogła napisać na nowo, zdana na siebie i cieplejsze ramię kuzyna. Co jakiś czas tylko wyciągała głowę do góry, by prześlizgnąć się okiem policzka kuzyna. O czym myślał?
Delikatne palce tylko mocniej ścisnęły męskie ramię, gdy tylko domek postanowił odsłonić przed nią swoją tajemnicę. Przyjazny promień zdawał się mknąć razem z głosem Alexandra. Kochał to miejsce. Chatka była skromna, maleńka, porośnięta dobrocią natury, zupełnie nie przypominała szerokiego pałacu, wielkich zdobnych okien i dumnych drzwi. – Kurnik – powtórzyła za nim oczarowana, nie zapanowała nawet nad dość sporym krokiem. – Och, Alexandrze, ofiarowałeś mi już tak wiele. Coś cenniejszego od pałaców – zauważyła podekscytowana. – Nie nawet dzisiaj, ale przez te wszystkie lata. Jesteś moim stróżem, przy tobie naprawdę wierzę, że to może się udać. Nie gasną lęki, ale słabną. To taki urokliwy domek – Westchnęła, czując dziwne ciepło w głębi serca. Łagodziło przerażenie, naprawdę to czuła. Skończyła się epoka królewskich dni, kiedy to byle kaprys podawano jej na złotym półmisku. Teraz wreszcie mogła spróbować sięgnąć po te prawdziwe marzenia, o których w Beaulieu nikt nie chciał słuchać.
– Nie sam? – zapytała odrobinę rozkojarzona. Czy Alexander zdołał znaleźć sobie nową rodzinę? Zamrugała, czując, jak słońce łaskocze ją w powieki. Przeszła za jego namową dalej, wciąż rozglądając się. Nie potrafiła stwierdzić, czy właśnie tego oczekiwała. Przeżywała trudną do stłumienia kumulację emocji. Oswajała się z nowym uczuciem całkowitej wolności, wolności od kajdan szlachetnego życia, od wiecznych zasad i obowiązków wobec fałszywie oddanych krewnych. Postanowiła poczekać, aż Selwyn dokończy swoją opowieść, choć w głębi duszy dziwiła się, jak w takim małym miejscu mogło się mieścić więcej osób. A może chatka była zaczarowana i w środku znajdowało się o wiele więcej pomieszczeń? Kilka okienek, kilka okienek o wiele mniejszych od tych z dworku, o wiele skromniejszych. Do tego drzwiczki, niezbyt szerokie, czy były tylko jedne? Wolała jednak nie rozprawiać głośno o tym, co mogło sprawić przykrość Alexowi lub, o zgrozo, rozgniewać go w chwili, gdy ofiarował jej wsparcie w budowaniu drugiego życia, zupełnie nowego. – Mieszkasz z mugolem? – zdziwiła się w pierwszej chwili i popatrzyła na kuzyna wielkimi oczami. Alexander dzielił dni z niemagicznymi przyjaciółmi. Z mugolem, z mugolem, który bał się magii. Nie mogła pojąć, jak to się stało, że te dwie drogi się skrzyżowały. – Jak go poznałeś? Czy w domu czarodzieja nie jest jeszcze ciężej, skoro lęk paraliżuje biednego Louisa? Sam zapragnął polubić się z magią? Czy jesteście przyjaciółmi? Opowiedz mi o wszystkim. Nie chciałabym… zrobić czegoś nieodpowiedniego. Chyba nie znam żadnego mugola, Alexandrze – stwierdziła nagle trochę zafascynowana, trochę zaniepokojona całą sprawą. Jak należało się obchodzić z mugolami, którzy bali się czarodziejów?
O tak, dalej było trudniej, choć myślała, że mugol to największa sensacja Kurnikowego życia. Wcale nie. Jest mi bardzo droga, Isabello. Jest mi bardzo droga, Isabello. Pożar, rodzice, porzucona. Droga Ida. Gdyby tylko miała dziesięć lat mniej, to tupnęłaby nóżką, a potem kopnęłaby chłopięcą łydkę. – Wziąłeś ślub i nic mi nie powiedziałeś?! Och, jak mogłeś, Alexandrze! Wziąłeś ślub, a mnie przy tobie nie było. Czy to ona, to ona odsunęła cię od pałacu, to za nią pognało twoje serce? Czy Ida jest zbiegłą damą z wrogiego rodu? Czy jej rodzice pochwaliliby wasze małżeństwo? Zgasiłeś moje serce, Alexandrze, i jednocześnie rozpalasz je na nowo. Jesteś taki dobry. Opiekujesz się swoimi bliskimi, ukochana, która przeżyła tragedię, skrzywdzony mugol, a teraz wydziedziczona kuzynka. Czy powinnam jeszcze o czymś wiedzieć? Czy wkrótce zostanę ciocią? Pragnę poznać twą wybrankę, chciałabym wiedzieć, czy… - Czy jest kobietą, którą zwykle w wyobraźni widywałam u twojego boku? – Nie, nie muszę wiedzieć. Czuję to, czuję, jak jest ci dobrze w swoim malutkim Kurniku, z tajemniczą Idą i roztrzęsionym Louisem – Gnała, słówko za słówkiem, wylewy niedowierzania, przeplatane zachwytem i niepokojem. Wszystkie informacje spadały tak nagle, wylewały się jak potoki lawy wytryskujące z gorących wulkanów, parzące drobne stopy, sprawiające, że dusza zamierała przypieczona tak niezwykłymi falami ciepła, nowości. Lecz to nie było wszystko. Trzecia osoba. Charlotta, wydziedziczona, pokrzywdzona, dama, krew z krwi, płomień, który został wyrzucony z ogniska. Łamało się jej serce na myśl o losach niepoznanej dziewczynki, którą mogłaby nazwać i swoją siostrą. – Nie powinno tak być, nie powinno. Pękają z dumy, bo teatr scena po scenie błyszczy, zachwyca i trwa dalej, wiek za wiekiem. Za ciężkimi kotarami tak przykre historie, cząstki nas, cząstki gnijącej rodziny. Czy byliśmy krzywdą dla ludzi, których nigdy nie poznamy? Jestem taka dumna, Alexandrze, że odnalazłeś siostrę. Nie wyrzekłam się ciebie, ty nie wyrzekłeś się jej. Tworzysz coś zupełnie nowego – mówiła z przyjęciem, nijak nie potrafiąc uporządkować myśli. Po prostu przemawiało serce.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Szklarnia A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Szklarnia [odnośnik]05.06.20 1:11
Alexander tak właściwie nie do końca wiedział, czego po Isabelli ma się w tej chwili spodziewać.  Nie był pewien z jaką emocją za chwilę przyjdzie mu się mierzyć. Czy jego droga kuzynka rzuci mu się na szyję? Zaleje się rzewnymi łzami? Wpadnie w stan skrajnego przerażenia, gdy z pełną mocą uderzy ją to, co właśnie zrobiła? A może wścieknie się i zacznie krzyczeć? Ciężko było powiedzieć, ponieważ panna Selwyn doświadczała właśnie czegoś, czego nie dane jej było poznać przez całe życie: wolność. Oczywiście, wciąż będzie miała zobowiązania, lecz w porównaniu z losem arystokratki wydawało się to niczym. A na pewno na początku, kiedy będzie aklimatyzowała się do nowego rytmu dnia i niewiele będzie musiała tak naprawdę robić. To też młody uzdrowiciel musiał jej wytłumaczyć, jednak wszystko miało swoją kolej rzeczy: zanim zacznie spuszczać na Isabellę widmo obowiązków musi zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa i komfortu.
W ten sposób właśnie dotarli do rozmowy o Kurniku i szczegółach jej nowego miejsca zamieszkania. Kiedy czekał na jej odpowiedź poświęcił chwilę na odmienienie się z powrotem do swojej formy, jako że na terenie posesji nie musiał już bać się o to, że ujrzą go niepowołane oczy. Miał nadzieję, że jego droga kuzynka nie zacznie zbyt szybko zadawać zbyt wielu pytań: paranoja Alexa musiała jednak kiedyś zacząć budzić jej podejrzenia, a jeżeli chciał jej powiedzieć prawdę – całą prawdę – będzie musiała pokazać, że na nią zasługuje i że z ofiarowaną jej wiedzą będzie potrafiła zrobić coś dobrego, w jakiś sposób im pomóc i przyczynić się do poprawy ich sytuacji na tej wojnie.
Na razie jednak pozostawała damą: delikatną i dość niestabilną, całkowicie zagubioną w nowej rzeczywistości. Potrzebowała wiele pracy i opieki, musiała zahartować się i poznać prawdziwe oblicze życia – a to do najpiękniejszych nie należało. Była jak targany wiatrem płomień świecy: nie można było z całą pewnością określić, czy przy następnym podmuchu zagaśnie czy też rozpali się z jeszcze większą mocą. Czas miał pokazać, lecz wpierw Alexander musiał odsłonić przed nią wszystkie niezbędne do dalszej gry karty.
Nie mógł nie uśmiechnąć się, kiedy z takim zachwytem spojrzała na Kurnik. Było to coś dla niej całkowicie nowego, stąd pewnie entuzjazm – nawet fakt, że nijak umywało się to do standardów Beaulieu nie był w stanie przygasić ekscytacji nową przygodą. Na jej słowa jedynie pochylił się odrobinę i ucałował ją w czubek głowy tak, jakby zrobił to dziecku. Był to niewinny gest, nieco pobłażliwy może, lecz było to jedyne podziękowanie jakie mógł z siebie teraz wykrzesać. Mimo wszystko był tym poruszony i nawet powaga sytuacji w jakiej oboje się znaleźli, wydziedziczenia i wszystkiego z czym się to wiązało, nie mógł nie docenić. Isabella miała wprowadzić do ich domu wiele zmian, lecz Alex był przekonany, że będą to zmiany na lepsze.
Wytłumaczenie wszystkiego nie mogło oczywiście być proste, zawiłości towarzyszące istnieniu bezpiecznego domu w Dolinie musiały rodzić pytania. – Tak, mieszkam z mugolem. To dobry przyjaciel, a sam dom został wzniesiony głównie przez niemagicznych. Myślę, że prędko się z Louisem zaprzyjaźnicie, mugole wcale się od nas nie różnią tak naprawdę – wyznał, nie mogąc zignorować faktu, że zarówno niemagiczny Bott jak i Isabella nosili w sobie niesamowite pokłady entuzjazmu i determinacji. – I tak długo jak będziesz z nim otwarcie rozmawiać i zadawać pytania czy czuje się wystarczająco komfortowo to wszystko powinno być w porządku. Poznałem go w zeszłym roku poprzez jego kuzyna czarodzieja i obiecałem pomóc Louisowi pokonać jego fobię, a codzienne oswajanie się z magią jest tego częścią. Potrzebuje wyrozumiałości, ale nie pobłażliwości – odparł stanowczo, jednak nie bezwzględnie. Farley martwił się o Louisa i naprawdę chciał pomóc mu najlepiej jak potrafił. Właściwie to obecność Isabelli najprawdopodobniej miała też mieć dobry wpływ na Louisa. Była w końcu szlachcianką i z taktem oraz delikatnością umiała wyjaśnić właściwie wszystko, o co Bott mógłby ją zapytać. Ona mogła pomóc zrozumieć Louisowi świat magi, a on jej – świat mugoli i zwykłych, szarych ludzi. Jak na razie Alexander widział w tym manewrze same plusy i żadnych minusów: jeżeli zaś jakieś miały pojawić się po drodze to nie wątpił, że razem wypracują sposób na pokonanie trudności.
Dalej nie było już jednak aż tak gładko. Nagłe pytanie Isabelli wprawiło Alexandra w stan osłupienia. Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia zanim jego twarz nie zaczęła pokrywać się rumieńcem. No tak, poniekąd przeszło mu wcześniej przez myśl, że Isabella może wyciągnąć takie wnioski względem relacji swojego kuzyna z Idą. Za całkowity nietakt i coś zupełnie nieakceptowalnego społecznie uchodziło, że kobieta i mężczyzna nie będący rodziną lub małżeństwem mieszkali pod jednym dachem. Było to precedensem i żadne wyjaśnienia nie były w stanie tego odmienić, lecz cała sprawa zdecydowanie wymagała wyjaśnienia. Panna do-niedawna-Selwyn nie poprzestała jednak na pojedynczym domyśle: zaraz za pierwszym poszły kolejne, a każdy z nich sprawiał, że policzki Alexandra pokrywały się coraz intensywniejszym rumieńcem.
Och nie, Isa, to nie tak, to całkiem nie tak – zaoponował i potrząsnął głową, a skręcone na jej czubku loki podskoczyły przy tak nagłym ruchu. – Nie jesteśmy małżeństwem, ani tym bardziej nie... nie spodziewany się... po prostu nie, odpowiedź brzmi nie – odpowiedział, każde kolejne zaprzeczenie okraszając kolejnym niewielkim potrząśnięciem głową. – Bardzo mi na niej zależy, ale nie – powtórzył znów, a w całym jego zachowaniu można było dostrzec jakby strach przed tym, co by było gdyby jednak tak. – Poznaliśmy się po moim wydziedziczeniu – wyznał w końcu, ukracając domysły na temat tego, czy to właśnie panna Lupin była powodem jego banicji. – Ida w jakikolwiek sposób nie wpłynęła na to, że na szczycie powiedziałem co powiedziałem, a co pociągnęło za sobą moje wygnanie. Sama również nie jest uciekinierką ze szlacheckiego dworu. Jest czarownicą półkrwi i wychowywała się z dala od tego wszystkiego – powiedział, a w jago głosie i postawę widać było szczerą dumę i jakby chęć obrony imienia jego kobiety choćby nie wiadomo co. – Nie uczyniłbym jej też czegokolwiek bez jej wyraźnej aprobaty, lecz nawet i z jej przyzwoleniem nie zdobyłbym się na uczynienie jej jakiegokolwiek nietaktu. Zamierzam się nią zaopiekować i zadbać o to, aby nic złego jej nie spotkało. Tak samo jak ciebie, Louisa i Charlotte – powiedział z mocą, po czym zaczął wyjaśniać, o co tak właściwie z jego młodszą siostrą chodziło. Isabella zdawała się rozumieć – nie tylko udawać, że rozumie, ale pojmować jego emocje względem Lotty całkowicie. – Twój zachwyt jest naprawdę niezwykły – wyznał cicho, uśmiechając się niewielkim uśmiechem, ale za to wręcz przepełnionym czułością. – Chciałbym naprawdę zostawić po sobie jakiś ślad, sprawić, że świat będzie lepszym miejscem, Isabello – powiedział, podchodząc bliżej i łapiąc jej dłonie w swoje. Jego uśmiech wtedy rozszerzył się, a w oczach pojawił się błysk nadziei, żywa iskra rozświetlająca całą jego twarz. – Ale potrzebuję do tego pomocy i wiem, że mogę ją od ciebie otrzymać. Ale będzie to wymagało od ciebie dzielności i podjęcie się rzeczy, których wcześniej nie robiłaś – spoważniał w tym momencie, lecz jego twarz nadal pozostawała jasna i w końcu mniej zmartwiona, a mocniej przepełniona nadzieją i determinacją. – Będziesz musiała poznać to, w jaki sposób cały dom funkcjonuje i jak go utrzymujemy. Nauczymy cię wykonywać proste, codzienne czynności. Sprzątanie, gotowanie, pranie, załatwianie sprawunków. W ogródku jest parę grządek, a przy lesie niewielka szklarnia. Nieopodal jest też huśtawka na drzewie – powiedział, znów uśmiechając się szerzej. Wiedział, że to co powie następnie rozpali w Isabelli chęć poznawania nowego życia.
Kiedy już nauczysz się podstaw przejdziemy do tego, o czym zawsze marzyłaś – oznajmił, odrobinę mocniej zaciskając palce na jej dłoniach. On również się ekscytował, bo na Merlina, wiedział, że ją to uszczęśliwi. Przecież od zawsze chciała to robić. – Gdy uznam, że jesteś gotowa będziesz pomagać mi w lecznicy, którą niedawno otworzyłem tu w Dolinie. Pod moim okiem będziesz uczyła się magii leczniczej w praktyce, nie tylko w teorii – powiedział z szerokim uśmiechem na ustach i obserwował, jak zmienia się wyraz twarzy jego kuzynki.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szklarnia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Szklarnia [odnośnik]21.06.20 20:07
Drobna czułość urastająca do gestu tak symbolicznego. Usta kuzyna na jej czole przypominały spotkanie dwóch iskier, które połączone mogły zapłonąć. Prawie to poczuła, muśnięcie parzącego słońca, powiew zapachu domu i dawnych lat, chwil zastygłych między przykurzonymi wspomnieniami. Bezgłośny akt pocieszenia. Poczuła ulgę, pozwoliła lękom opaść, oddalić się gdzieś daleko za plecami damy, którą nagle wrzucono w wir prawdziwego, szorstkiego życia. Poznała udręki, ale podejrzewała, że nie przypominały tego, co czekało ją tutaj. W niewielkiej chatce, a od dziś we wspaniałym domku tworzonym przez jeszcze niepoznane serca. Nie śmiałaby powiedzieć złego słowa, nie potrafiłaby uśmiechnąć się kwaśno na widoki tego nowego rozdziału, który wcale nie wydawał się tak słodki i luksusowy, jak znakomite przekąski podawane podczas uroczych podwieczorków w oranżerii. To nieważne, to nic takiego w obliczu duszy uwolnionej z kajdan rodowych powinności, to nieważne w obliczu zdjętej z jej lekkich ramion powinności, w które wreszcie przestała wpatrywać się bez opamiętania. Przeczuwała, że nie od razu pojmie i oswoi wszelkie zawiłości świata drogiego kuzyna, ale chciała się starać, dla niego, dla wszystkich przyjaciół i krewnych, którzy dopiero mieli nadejść. Dla siebie. W otwartych szeroko oczach zapłonęła nadzieja, łatwa do rozszyfrowania przez bratnią duszę. Znalazła się w tym ogródku dzięki niemu. Pewne więzy okazały się silniejsze od tradycji, która pielęgnowała ich od pierwszych dni życia. Miłość siostry i brata zdawała się przetrwać, kiedy wokół rozbrzmiewały pierwsze nuty wojennych melodii. Nadchodziły zmiany, czuła je w sobie, wyciągała ku nim dłonie, ale wielu arystokratów zdawało się wciąż opierać, drżeć na myśl o wyrwaniu się z zastygłych zbyt mocno obyczajów.
Wchłaniała wszystkie nowości błyskawicznie, gwałtownie, z zachwytem i jednocześnie przerażeniem. Alexander jednak oprowadzał ją po nich cierpliwie, odpowiadał na pytania i nie rysował problemów, które jeszcze nie nadeszły. Przytaknęła ostrożnie, nie do końca będąc pewną relacji z mugolem, w dodatku biedaczkiem, który lękał się różdżki. – Jestem pewna, że będziemy mogli sobie nawzajem pomóc. On potrafi poruszać się po świecie lepiej ode mnie, a… a moje czary z pewnością nie potrafiłyby i nie chciałyby go skrzywdzić. Nie jestem groźna, właściwie to dziś chyba bardziej przestraszona… tym wszystkim. Och, Alexandrze!  - zakończyła z jakimś nostalgicznym westchnieniem, jakby nagle znów przypomniała sobie, co się właśnie dzieje. Dłoń przystawiła do serca, czując, jak pod gorsetem coś okrutnie dudni. Okrutnie i wspaniale zarazem. Nawet oddechy zdawała się łapać nagle, w chaosie emocji, które uderzały w nią fala za falą. Nie umiała przewidzieć, czy nadejdzie moment płaczu i zwątpienia, czy może już nigdy więcej nie obróci się zasmucona za siebie. – Jeśli tylko tak mówisz, postaram się wesprzeć cię i być dobrą przyjaciółką Louisa – oświadczyła pewnie. Zaczynała wszystko od nowa, upadły dawne sojusze, więc powinna postarać się o zgodę i dobro w Kurniku. Miała… miała tylko ich.
Przechylona lekko głowa, czujne oko śledzące rumiane plamy na kuzynowej buzi, lekko rozwarte w zdziwieniu ustka damy. Więc jak to właściwie było? Z początku tak bardzo nie potrafiła wyjść z przyjętych przez siebie wcześniej teorii, że nie docierały do niej te wstydliwe tłumaczenia Alexa. Spłoszył się, zgubił pewny ton, dyskomfort poplątał wcześniej tak pewne opowieści, choć przecież Bella nie zapędziła go do chaotycznego labiryntu. Zmrużyła lekko oczy, dumając przez chwilę nad tym, co tak naprawdę próbował jej trochę nieskładnie wyjaśnić. Nagle nabrała powietrza. – Ty się zalecasz do panny Idy! Och, och, jej! Czy będziesz się oświadczał? Ależ Alexandrze, jak to możliwe, że mieszkacie razem, dzieląc wspólne romantyczne zainteresowanie? Jesteś, czy jesteś zakochany? Czy nikt się nie burzy na wasze wspólne mieszkanie? – paplała bez opamiętania i aż się jej zrobiło cieplej przez nadmiar wrażeń. To było takie… to była jak ploteczka zasłyszana podczas spotkania szlachcianek. – To taka piękna historia. Tym bardziej muszę ją poznać! Powiedz mi, czy teraz wolno nam… wolno kochać tego, kogo tylko chcemy? O kogo woła nasze serce? Nawet jeśli jest półkrwi? – bąknęła nagle, niby dalej zainteresowana tematem tej półkrwi czarownicy, która skradła serce Selwyna (bo była, ale…wiecie!). Właściwie to nie zapanowała nad tym, musiała spytać, mniej lub bardziej świadomie, skąd to się wzięło na jej ustach. – Trudno mi w to wszystko uwierzyć, poczuć, że jesteśmy wolni – wyznała przejęta, wewnątrz niej nie gasły potężne pożary.  
Złapała mocniej dłonie Farleya, w nich chowała się jej ochrona, nadzieja i promień szczęścia. W nich chciała się schować przez moment, przeczekać moment niepewności wobec przejścia do tak nietypowej dla niej rzeczywistości. Czy teraz dopiero zacznie być… normalna? A może normalność zostawiła właśnie za sobą? Nie, to nie mogło być tak, źle składała myśli. Uniosła głowę i spojrzała na niego z czułością. – Chcę być tak dzielna, jak ty jesteś dzielny. Tak dobra i pracowita. I chociaż bardzo się boję, to obiecuję nie ustawać w staraniach. Strach zmniejsza się, kiedy pomyślę o tym wszystkim, co dopiero może się wydarzyć – odpowiedziała trochę wzruszona. Chciała być równie poważna, dorosła i samodzielna, choć nigdy nie będzie drugim Alexandrem, nigdy nie założy spodni, ale… ale teraz poza utratą bogactwa i rodziców uzyskała dostęp do rzeczy i ludzi, o których do tej pory mogła tylko śnić. Nic nie przytrafi się jednak bez jej energii, bez działania i starań o dobro, którym właśnie się z nią podzielono.
Wypowiadane kolejno powinności nieco zmyły szeroki uśmiech damy, ale liczyła się z tym, że życie tutaj nie będzie przypominało tego, co poznała. – Obiecuję być pilną uczennicą. Ta lista jest taka długa, czy da się to wszystko tak pogodzić? Wiem, że ty nauczyłeś się radzić sobie z tym, ale wiesz, że ja nigdy nic nie gotowałam poza eliksirami, ani nie… prałam – skrzywiła się trochę. Przecież nawet w pałacu każdy służący był od czegoś innego, a tu nagle wszystkie obowiązki spadały na nią jednocześnie. – Wasza pomoc będzie dla mnie bardzo ważna, nie chciałabym szkodzić jeszcze bardziej. Z radością zaopiekuję się tym ogródkiem – kontynuowała, rozglądając się z umiłowaniem po tym nowym otoczeniu. Przygryzła lekko usta. Spokój powoli wkradał się do jej duszy. – O czym marzyłam? – Zaświeciły się jej oczy. Co takiego mógł mieć na myśli? O tak, chyba nie istniało coś, co mogłoby ją uszczęśliwić bardziej. Chyba. Podskoczyłaby po jego pierwszych słowach, gdyby wyuczone grzeczności damy nie zdołały przytrzymać jej przy ziemi. – Twoja własna lecznica! Jestem taka dumna, taka szczęśliwa. Czy to czujesz? – Ta radość doprowadziła do tego, że wilgotne krople zalśniły w kącikach oczu. Zupełnie jednak różne od tych, które widział parę chwil wcześniej. – Bardzo, bardzo bym tego chciała. I naprawdę nigdy nie wierzyłam, że kiedykolwiek mogłabym… Alexandrze! – Puściła jego dłonie i objęła go mocno w pasie, bo chyba nie sięgnęłaby do jego szyi. W piersi Farleya schowała się radosna, pogodna główka. Było jej tak dobrze. Mógł to poczuć po dziewczęcej mocy, z jaką go opatulała swoimi drobnymi rękami. – Tyle takich pięknych wyzwań, tyle miłości. Dziękuję – wołała w jego klatkę piersiową. – Czuję się o wiele lepiej, nie myślałam, że przytrafi mi się tak wiele wspaniałości. Proszę, naucz mnie, naucz wszystkiego. Bardzo tego pragnę. Czy wierzysz, że dam sobie radę?
Emocje były odurzające. Czuła, że kręci jej się w głowie, ale miała w nim niesamowite oparcie. Będzie go potrzebowała również w chwili, kiedy stoczy się z tego wysokiego szczytu szczęścia i dotrze do niej, co tak naprawdę się wydarzyło. A może nie?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Szklarnia A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Szklarnia [odnośnik]02.07.20 23:53
Isabella. Urocza, delikatna Isabella.
Tak perfekcyjna w swoim nieprzygotowaniu do tego, co czekało na nią u progu nowego życia.
Alexander widział jednak w niej entuzjazm, którym zdawała się nadrabiać to, czego brakowało jej w obyciu z tym nowym, dzikim światem. Była jak kiełkujące nasionko, świeża i delikatna, lecz jednocześnie tak bezbronna i łatwa do zadeptania. Czarodziej nie chciał na początku przeładować ją informacjami, jednak nie wydawało mu się to możliwe. Ogrom spraw, na które musiał Isabellę uczulić i nakierować był niemożliwy do ogarnięcia umysłem. To były w końcu rzeczy, do których on sam zdążył już chociaż częściowo przywyknąć, na które powoli przestawał zwracać uwagę i poświęcać im myśli. Jego życie było już właściwie mechaniczne w tych najbardziej trywialnych sprawach, które wydziedziczającej się właśnie lady Selwyn miały sprawić w najbliższym czasie niemało kłopotu. Alexander wierzył jednak bardzo głęboko w to, że ona sobie poradzi. Właściwie to nie miał wątpliwości, że Isabella kiedyś odnajdzie się w życiu poza pałacami i kosztownościami, lecz wiedział, że zajmie to czasu. Ile – tego nie wiedział najprawdopodobniej nikt.
Podarował Isie ciepły uśmiech, a jego oczy wypełniły się na chwilę po brzegi ciepłem.
Nie wątpię w  to, że z Louisem się porozumiecie. Jesteście do siebie trochę podobni – stwierdził po tym, jak pokrótce zestawił ze sobą sylwetki swojej kuzynki i mugolskiego współlokatora. Oboje potrafili niezwykle pasjonować się światem i byli zwyczajnie dobrzy. Jeżeli tylko zapewnić im odpowiednie warunki to zdaniem Farleya nie było szans na to, aby nie wytworzyła się pomiędzy tą dwójką nić porozumienia.
Alexander chcial w to wierzyć również i w przypadku Idy oraz Isabelli, lecz nie mógł mieć takiej pewności. Nie do końca wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że niekoniecznie wszystko pójdzie w tej materii gładko. Jakby miał zgadywać to mógłby spróbować wskazać na to, że zarówno Isabella jak i Ida były mu drogie, lecz w ostatecznym rozrachunku on swoje serce oddawał Idzie. Nie był pewien czy to uczucie między nim a panną Lupin, a nowy element w rzeczywistości panny Selwyn nie sprawi, że jego kuzynka poczuje się w jakiś sposób zagrożona. Zależność od kogoś i uczucia potrafiły zrobić potworne zamieszanie nawet w najbardziej ugodowych intencjach: dlatego też jeszcze bardziej stresował się, kiedy Isabella drążyła temat.
Owszem, zalecam się – wycedził, intensywnie zarumieniony na twarzy i błądzący wzrokiem gdzieś w okolicach trzewików czarownicy. – To o wiele bardziej skomplikowane, Isa. To wszystko jest o wiele, wiele bardziej skomplikowane – spojrzał na kuzynkę, a w jego oczach kryło się mnóstwo niewypowiedzianych słów i sekretów, których zdradzić jej nie mógł. – Ale zrobię wszystko, by była tak szczęśliwa, jak tylko może przy mnie być – przyznał, znów opuszczając spojrzenie i wbijając je w ziemię gdzieś na prawo od nich. – Jeżeli ktokolwiek się burzy na to, że mieszkamy z Idą razem to szanują mnie na tyle, żeby albo tego nie komentować, albo odpuścić i po prostu to zaakceptować – przyznał, brzmiąc już o wiele łagodniej i jakby nagle był bardzo, bardzo zmęczony. Popatrzył znów Isabelli w oczy i uśmiechnął się.
Jesteś wolna, Isabello. Pewnego dnia nauczysz się jak z tej wolności korzystać w pełni, lecz do tego czasu pozostaniesz pod moją pieczą – uśmiechnął się, w odruchu unosząc dłoń i przelotnie gładząc wierzchem palców jej policzek.
To rozczulenie pozostało w nim do końca rozmowy, wzmagając się jeszcze gdy ręce Isabelli objęły go, a jej głowa spoczęła na jego piersi w szczerym i entuzjastycznym uścisku. Nawet nie zastanawiał się, przyciągając ją jeszcze bliżej i trzymając w ramionach, gładząc po włosach i uśmiechając się nad jej złotą głową. Wiedział, że to dopiero początek całkowicie nowego rozdziału w ich historii, rozdziału wymagającego, skrywającego w sobie jeszcze wiele wyzwań i tajemnic, które czaiły się na nieznanych stronach. Widział też jednak, że to co nieznane potrafiło być niezwykle ekscytujące i piękne – dlatego, kiedy zapytała go, odpowiedział:
Wierzę.

| zt x2 :pwease:


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Szklarnia 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Szklarnia [odnośnik]23.08.20 18:24
4 sierpnia


Posiadanie swojego chłopaka było dziwnym doświadczeniem. Posiadanie chłopaka w osobie Steffena Cattermole okazywało się wyjątkowo niebanalnym doświadczeniem! Choć ledwie kilka dni przed pamiętnym incydentem w grządkach przygotowywała się do ślubu z innym, wcale nie czuła się bardziej oswojona z tematem. Wręcz przeciwnie. Zdawało się, że kolejne tygodnie – piękne, smutne lub pełne przygód – zaskakiwały ją jeszcze bardziej. Trudne do pojęcia uczucia ślizgały się upierdliwie po plecach, ściskając sznurowania gorsetu tylko mocniej i mocniej. Prawie się dusiła w odurzeniu pojedynczych zdarzeń i spojrzeń, wybuchów serca i nagłych ucieczek spomiędzy ulubionych ramion. Niekiedy czuła, że powinna tupnąć nogą i posłać go do kąta, a innym razem tak bardzo nie chciała robić niczego, co wiązało się z byciem daleko od szczurzego panicza. To takie dziwne, zupełnie naturalne i jakby nie do końca znane. Tajemnicze emocje rozpływały się po niej, a wyjaśnień szukać próbowała w baśniach i kobiecych opowiastkach o płomiennych historiach zakochanych czarownic. Ich jednak próżno szukać na półkach w Kurniku, przynajmniej nie na półkach Alexandra. Pożyczała książki od Idy, pielęgnując zainteresowania zrodzone jeszcze na szlacheckim dworze – nie przestała pragnąć podniosłych historii, fascynujących przeżyć i nieoczywistych emocji. W nieoczekiwanych zdarzeniach, w życiu pozaliterackim, odkrywała, że opisywane w powieściach chwile nijak nie potrafiły oddać prawdziwego drżenia duszy. Przesadzone były jej lęki, rozogniona ciekawość i kapryśna aura. Nigdy nie była spokojną rzeką, która powoli płynęła do celu. Zawsze była ogniem, który dopiero teraz wypuszczono z ciasnych kominów. Uwolniła się z łańcuchów obyczajów i tradycji, ale dawne legendy nigdy w niej nie zgasły. Teraz objawiały się tak kuriozalnie, rodziły pytania, kolorowały fantazje, zachęcały do skręcania śmiałego na ścieżki dotąd skryte w sekretnych cieniach. Natura Isabelli nie pozwalała jej na rozsądne, powolne analizowanie, na spokój i zawierzenie naiwnym przeświadczeniom, że pewne sprawy wyjaśnią się tak po prostu. W maju świat skomplikował się jeszcze bardziej, choć stał się najpiękniejszym ze wszystkich światów.
Chciała wyglądać schludnie nawet w ogrodzie, nawet pośród domowników, którzy przecież widywali ją w piżamie i nieładzie. Nie potrafiła oduczyć się potrzeby zakręcania włosów i prasowania sukien do ostatniego zagniecenia. Mogła wyglądać dziwnie w sielskim ogrodzie, przy skromnym domku. Nie myślała jednak o tym. Krople wody moczyły jej powiewającą na letnim wietrze sukienkę, kiedy wyciągała z kosza wilgotne prześcieradło. Schowane między długimi kurtynami suszącej się bielizny oddawały się tak prozaicznym czynnościom, ale nawet te wydawały się Isabelli niezwykłe. Wcześniej nieco zlękniona i niestety zniesmaczona podejmowała pierwsze próby wchodzenia w rolę pokojówki, kucharki i lokaja. Tylko bycie ogrodnikiem przynosiło jej prawdziwą radość. Po tych miesiącach zdołała się oswoić, ale wciąż szlachecka natura wysuwała się na pierwszy plan. Przypięła prześcieradło, a słońce zakuło ją w oczy zaczepnym promieniem. Nieco zamyślona nawet nie spróbowała odgarnąć loków z czoła i nie poprawić zagnieceń na sukience. Dopiero nagle obróciła się do Idy, jakby odkryła między falbanami świeżej bieli jakiś wielki skarb. Padła na kolana tuż przy rudowłosej dziewczynie i chwyciła te drobne dłonie, które ściskały pościele. – Ido! – zaczęła podekscytowana. – Wyobrażasz sobie, że któregoś dnia ubierzemy się w biel? Że staniemy się żonami? – pytała z roziskrzonymi oczami. Nagle wydobyła z kosza ozdobny obrus i ułożyła go na głowie towarzyszki, jakby chciała założyć jej welon. – Będziesz taka piękna! Właściwie, choć to niepojęte, mieszkasz przy Alexie. To zupełnie jakbyś była już panią tego domu… - Westchnęła, podrywając się nagle z ziemi i pociągając otuloną obrusem Idę za sobą.  Powiewające tkaniny kryły je przed wścibskimi oczami kawalerów. – Czy myślałaś kiedyś, jakby to było usunąć przy nim? I ujrzeć go jako pierwszego o poranku? Trzymać go za dłoń przez całą noc? Czy może… Czy już się wam to przytrafiło? – zapytała, na koniec ujawniając odrobinę swoje zawstydzenie. Zapytała, nim tylko zdołała ugryźć się w język! Chciała, bardzo chciała wiedzieć, czy w pozaszlacheckim świecie można było czynić takie rzeczy. Pamiętała, gdy sama zakradła się nocą do komnat Mathieu i poleżała przy nim aż do rana. Przytrafiło się to im, choć etykieta wyraźnie zabraniała, nawet narzeczonym, tak bliskich spotkań bez oka czujnej przyzwoitki. Bella tak bardzo nie chciała, by Steffen pomyślał sobie o niej coś okropnego. Jednocześnie pragnęła któregoś dnia zostać przy nim jeszcze po zachodzie słońca, spoglądać w gwiazdy i obserwować wschodzące słońce. Alex zapewne rozpaliłby się w oburzeniu, ale może sam miał już podobne doświadczenia za sobą. Nie wiedziała, ale nie potrafiła tych myśli i pytań zamykać dłużej w klatce. Rumieńce zakwitły na jej twarzy jak wiśnie dojrzewające w ogrodzie.


Ostatnio zmieniony przez Isabella Presley dnia 17.01.21 22:16, w całości zmieniany 1 raz
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Szklarnia A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Szklarnia [odnośnik]30.08.20 23:27
Cisza w Kurniku, ta nagła i oczekująca na rozwój sytuacji, zaczynała opadać powoli, bezgłośnie na parkietowe deski. Żałoba po Bertim mijała – oschle i topornie przemykała między sercami, zakradała się do spojrzeń i delikatnie unoszących się w smutku kącików ust, ale coraz rzadziej. Praca pomagała w układaniu własnych myśli i odciąganiu ich od tematów, na które nie powinno się poświęcać tyle czasu. Ida nie mogła wciąż myśleć o śmierci, bo ta na co dzień zaglądała do lecznicy, do Doliny Godryka, do Londynu… do ich własnych żyć. Musieli myśleć o tych, którzy żyli – o bliskich, krewnych, przyjaciołach. Oni jedynie byli w stanie przywrócić nadzieję i pamięć o tym, co tak naprawdę się liczyło. Myślała o tym, kiedy zerkała na Isabellę, na kuzynkę Alexandra, jego rodzinę z tamtego życia, a mimo to wciąż bliską. Uciekła od tamtych zasad, od reżimu etykiety i wiążących dłonie tradycji, które z biegiem lat traciły na swojej funkcji. I nieważne, jak dobrą decyzję podjęła, to wciąż było to jak skok na głęboką wodę bez posiadania wiedzy o tym, czy nie uderzy o dno w najgorszy możliwy sposób. Współczuła jej bardziej, im częściej ze sobą rozmawiały, a przy tym starała się ją poznać najlepiej, jak tylko potrafiła. Brakowało jej przyjaciółki. Powierniczki sekretów, siostry.
Dzisiejszy dzień pachniał mydlinami, skrawkami rumiankowego mydła, które magia łagodnie starła i przeniosła każdy z nich do lnianego woreczka. Teraz aromat unosił się wokół nich, był obecny w wodzie, która skapywała na ich sukienki, w upranych materiałach, w pościeli i prześcieradłach. Lubiła go. W połączeniu ze spokojnym, ciepłym popołudniem tworzyły duet idealny. Obie zajmowały się swoimi partiami prania, kiedy nagle poczuła, jak jej dłonie ciągną resztę ciała lekko w dół, w stronę… klęczącej Isabelli. Najpierw uniosła w zdziwieniu brwi, ale gdy poezyjny monolog dobiegł końca, roześmiała się serdecznie, miło, bez pamięci o niedawnych wydarzeniach. Przytrzymała dłonią białą firanę, którą dziewczyna przyozdobiła jej głowę.
Moja mama powiedziałaby zaraz, że naczytałam się za dużo tych romansów od ciotki Salomei, a teraz mi ot, do głowy coś strzeliło – odparła, nie zdejmując z ust uśmiechu, który, jak się okazało, rozjaśnił twarze obu dziewcząt. – Ale… tak! To przecież najważniejszy dzień w życiu każdej kobiety! Biała suknia, bukiet konwalii w dłoni… albo białych róż… pięknych, białych kwiatów, o! – porwała za sobą bielutkie prześcieradło i zaraz otoczyła nim talię Isabelli udając, że to suknia ślubna. Niezbyt wymyślna, prosta, ale resztę miała zrobić wyobraźnia! – I… ja nigdy nie myślałam o tym w tych kategoriach. Alex… jesteśmy parą, to prawda – zawahała się, bo w podrygu emocji chciała powiedzieć o ich niedawnych wyznaniach, ale zawstydziła się, coś nie pozwoliło jej wyartykułować tych kilku słów. – Ale nigdy nie sądziłam, że… że moglibyśmy – zacisnęła dłonie na brzegach firanki, która naprawdę dobrze komponowała się z jej jasnymi włosami. – że moglibyśmy kiedyś stać się małżeństwem. Ida Farley… Ida Farley – na jej policzkach pojawiły się różane rumieńce, a usta znów wygięły się w łuk uśmiechu. – Sądzisz, że pasuje? – nasunęła haftowany materiał niżej zasłaniając w ten sposób swoją twarz. – Ale tobie, Isabello, no tobie to jest wspaniale w tej sukni! Steffen byłby zachwycony, jestem tego absolutnie pewna!
Odchyliła lekko tkaninę, kiedy panna Presley poruszyła temat zgoła bardziej zawstydzający niż pozostałe pytania, jakie kierowała w stronę Idy. Jak na zawołanie w jej głowie pojawiło się wspomnienie tamtego wieczoru, tego dotyku, tak odważnego, tak pewnego, jakby potwierdzającego słowa w najbardziej intymny sposób. Ale nie, o tym nie mogła mówić.
- My nie… to znaczy, nie, nie zbliżyliśmy się do siebie… tak bardzo – zmarszczyła lekko brwi. – To nieodpowiednie. A… a wy? Czy wy…?
Szukała sojuszniczki. I miała ogromną nadzieję, że właśnie ją znalazła.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Szklarnia [odnośnik]01.09.20 19:41
Nigdy nie zdołała polubić się z samotnością, ale nigdy też jej nie poszukiwała. Przywykła do owijającego się wokół szyi szala obcych oczu i komentarzy, przywykła do nieustających rozmów i wspólnych ognisk. Gdy tylko wkraczała na salony, iskrzyło się spojrzenie głodne kolejnych serc i historii, które mogłaby odkrywać niesiona niezdrową wręcz ciekawością. Potrzebowała ich, były jak wieczny teatr, niekończące się sceny poruszeń i dramatów. W fascynacji obrazami spod kurtyny dorastała każda z salamander. Przebierali w maskach, rozpalali się na sabatach, nie mając wciąż dość, nie odmawiając ani sobie ani pozostałym dworskim duszom. Pewność płonęła w tych oczach, trwali w głodzie wyzwania i pragnieniu sensacji. Isabella niewiele różniła się od Morgany, która demonstrowała swą wielkość i potęgę, która zdawała się przekonać do siebie sporą część elit – jako pierwsza kobieta u władzy, jak piorun, po którym następowały oczyszczające pożary, a na wypalonych ziemiach na nowo rodziły się stare ideały. Już jednak bez Belli. Odcinała się od tych myśli, a przynajmniej takie właśnie podejmowała starania. Dziwnie jej było samej ze sobą, w ciasnych ścianach własnego pokoiku, bez dziewczęcia, do którego mogłaby mówić, rozprawiając głośno i namiętnie o swych pragnieniach i spostrzeżeniach. Tęskniła za Balbiną, za jej pozornym spokojem porzucanym z chwilą, kiedy tylko znalazły się w komnacie same. Tęskniła za kobiecymi pogawędkami przy nudnej herbatce i modnych gorsetach. Wstrzymywała fantazje przed sięganiem do zatrzaśniętych rozdziałów, wiedząc dobrze, że prawdziwa przygoda dopiero miała się rozpocząć.
Między uściskami dłoni obleczonymi niewidzialnymi wstęgami mydła rodziło się porozumienie, które rozgrzewało Isabellę. Potrzebowała jej. Potrzebowała móc schować między miedzianymi kosmykami własne tajemnice i to samo również mogła ofiarować, posiadając wciąż tak niewiele – właściwie jedynie siebie i swą nieskończoną energię. W falach weselnej bieli upatrywała piękne wizje przyszłości, wyobrażała sobie uśmiech panny Idy i dumę tego niewdzięcznego pana młodego. Czy na nią zasługiwał? Dawniej Bella przyrzekłaby, że odnajdzie dla niego prawdziwą królewnę pośród wszelkich szlachetnych pereł, że to dla niego ustawiać się będą kolejki wielobarwnych sukni i różowawych policzków, że talenty przekrzykiwać się będą w staraniach o wspaniałego lorda Selwyna. Dziś zaś świat zdawał się obrócić do góry nogami, dziś te dawne wartości przestały ich boleśnie rzeźbić, ale mimo to w głębi pozostawali niezmienni, wyposażeni wciąż w jedne oczy i jedne serca. Patrzące jednak inaczej. – Co złego jest w pięknej literaturze? Czy szkodzą nam opowiastki o wielkich uczuciach? Dzięki nim nasze pragnienia tylko rosną, wyrywają się spomiędzy milczących ust. Nie wstydźmy się marzyć o mężu i cudownej ceremonii, Ido – odrzekła pewnie, wzdychając na koniec do letnich obłoków. – Będą kwiaty! Obiecuję odnaleźć dla was te najładniejsze. I sukienka, och, sukienka jest najważniejsza. No, może zaraz po panu młodym – zaczęła jakże trafne rozważania. – Zawsze marzyłam o białych kwiatach, ich zapach jest mi drogi. Białe róże, białe… Chyba nie chciałabym białych kwiatów. Wolałabym.. Może różowe? Piękne peonie. Czy to byłaby krzywda dla tradycji? Stwórzmy swoją, Ido! – rozprawiała, bawiąc się w znakomite kombinacje. Zapewne miała ich w zanadrzu jeszcze więcej, ale porwana w ramiona białej spódnicy z prześcieradła zachichotała, odczuwając tak proste, tak lekkie szczęście. Dobrze jej było pośród kurnikowych krzaczków, daleko od surowych oczu i błyszczących skarbców. Panna Lupin wydawała się tak szczera i życzliwa. Isa aż za dobrze wiedziała, jak wiele fałszu rozpuszczało się  w środowisku świętych arystokratów.
– Ida Farley! Ido Farley, to naprawdę wspaniałe nazwisko, ale nim wstąpisz do rodziny, powinnaś wiedzieć, że ogień jest zaraźliwy, a ty już uwiodłaś mojego Alexa tym płomiennym włosem i miłym sercem. Czy się mylę? Jestem pewna, że bycie parą.. to prawie tak jak bycie sobie obiecanymi. Alex nie mógłby myśleć o tobie inaczej, uwierz mi, Ido, będziesz żoną – odparła z dumą i radością. – Będziesz Idą Farley – powtórzyła nagle z powagą, jakby wymawiała tajemnicze zaklęcie lub jakby dzieliła się z nią magiczną wizją. I bez talentu do wróżenia potrafiła… wróżyć z Alexa. Może powinna go później podpytać o plany wobec uroczej panny Idy? Chwyciła biały materiał okrywający jej twarz i uniosła delikatnie, by odsłonić to pokolorowane emocją lico. – Sądzę, że pod tym obrusem jesteś bardzo tajemnicza. Pewna bardzo mądra lady powiedziała mi kiedyś, że mężczyźni lubią nasze tajemnice. A uwierz, ona zna się na lordach – wspomniała, przywołując w pamięci słowa pewnej róży. – Chciałabyś mieć welon? Taki długi, ciągnący się koronkową falą po trawach? – zapytała, uznając, że kwestia detali dotyczących ślubnego stroju była wielce istotna. Szczególnie że póki co o żadnym ślubie nawet nie było mowy. Tak, to bardzo, bardzo ważne! – Steffen jest moją niespodzianką. Taką miłą niespodzianką. Czy wiesz, że połączyła nas paskudna klątwa? Och, ale dopiero się odnaleźliśmy, po tym wszystkim. Nie sądzę, by spieszył do widoku mojej ślubnej sukni. Choć chciałabym kiedyś móc się dla niego w nią ubrać. – Westchnęła na koniec, uznając, że gdyby tylko nie powstrzymałaby własnego języka niefortunnie mogłaby zabłądzić w temacie niedawnych, innych zaręczyn i ślubu, który miał się odbyć w czerwcu. Albo, co gorsza, swych Steffkowych fantazji, które chyba powinna chować głęboko, chować nawet przed przyjazną jej Idą. – Tak bardzo? Czy to jest bardzo? – zaczepiła od razu, poszukując definicji tego niewiadomego tak bardzo. Bo cóż mogła oznaczać zaznaczona granica? Czy ich uczucie zatrzymało się na sieci maślanych spojrzeń i motylich muśnięć tęskniących palców? Twarz jasnowłosej mogłaby parzyć, gdyby tylko palce towarzyszki dotknęłyby tej gładkiej skóry. Wzięła głęboki wdech. – Gdzie się kończy nieodpowiednie, Ido? Czy możemy pocałować naszych wybranków? Czy możemy skryć się w ich ramionach i wciąż mówić o sobie niewinne? Jestem taka rozkojarzona, kiedy tylko palce Steffena dotkną mojej dłoni lub… to jeszcze straszniejsze! Mojej twarzy, ale tak bardzo mi się to podoba. I, wiesz – urwała, nachylając się bliżej niej. Zdecydowanie należało ściszyć głos. – lubię, kiedy kradnie mi pocałunek. Czuję wtedy, że mogłabym spalić cały Londyn, gdybym tylko uwolniła płomienie – wyznała w wielkiej tajemnicy, a głos jej z wrażenia drżał. Czy mówiła coś złego?
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Szklarnia A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Szklarnia [odnośnik]19.10.20 19:35
Chciała wierzyć w to, że są takie same – przecież miały podobne oczy, włosy falujące i kręcące się pod wpływem gęstych zębów wietrznego grzebienia, nawet noski miały podobnie zaokrąglone. I mimo to dzieliło je przecież wszystko – począwszy od skóry zadbanej w różnoraki sposób i skończywszy na statusie materialnym i społecznym rodzin, z których pochodziły. Widziała to nawet teraz, kiedy przyglądała się Isabelli, unoszącej się z ziemi z gracją łabędzia wzlatującego w niebo, dostrzegała ruchy jej dłoni jak porywy jego białych skrzydeł. Cała była jak z porcelany, najpiękniejszego kruszcu, którego zbyt mocne muśnięcie mogło spowodować pojawienie się brzydkiej rysy. W zadumie, słuchając jednak słów przyjaciółki, spojrzała na swoją dłoń ogrzewaną przez promienie letniego słońca – skóra była pomarszczona przez wodę, przypominająca odrobinę za bardzo dłonie spracowanej kobiety, która w swoim życiu nie przeżyła zbyt wielu lekkich chwil, a przez wszelkie wydarzenia chodziła jak po rozżarzonym węglu. Westchnęła cicho i zgięła miękko palce, zaraz uśmiechając się do Isabelli, gdy skończyła mówić. Uśmiechnęła się.
Na stronach książek wszystko jest… zbyt idealne, nie sądzisz? Dobrze jest się na chwilę dać porwać historii, ale co, jeśli ta zacznie rzutować na nasze wyobrażenia o miłości? Młodzieńcy nie zawsze mają czyste serca i… – i nie zawsze zależy im, by trwać tylko przy damie swego serca, prawda, Ido? – I czasem podejmują głupie decyzje. A już najczęściej to nie mają białego rumaka, na którym przyjeżdżają uwolnić księżniczkę z jej wysokiej wieży – zaśmiała się pod nosem, ale ze szczerym rozbawieniem. Zdjęła powoli firankę z włosów, welon, i wstrząsnęła nim delikatnie, by ostatecznie zawisł na lince tuż obok falującego pod ciężarem wietrznego podmuchu prześcieradłem, bielusieńkim, aż słońce się od niego odbijało. Przymrużyła powiekę, nachylając się nieco bokiem do Isy, dłonią wyjmując z kieszeni na froncie fartuszka drewnianą klamerkę. – Peonie są cudowne! – uśmiechnęła się jeszcze raz i sięgnęła po kolejną płachtę materiału z kosza. Miała różane wzory wyhaftowane na nieco szorstkim materiale. Powłoczka na kołdrę. – Różowe pasowałyby do pąsów, gdybym już tak szła w jego kierunku po dywanie z zielonej trawy… – zaczęła nucić popularny marsz Mendelsona, robiąc maleńkie kroczki w stronę Isy, z zamkniętymi oczami wystawiając twarz w stronę południowego słońca. Prawie się o nią potknęła, ale w porę złapała ją pod ramię, reagując na to drobne potknięcie śmiechem. – Ale tobie, wiem! Tobie pasowałyby tygrysie lilie! Moja mama hodowała kiedyś kilka w ogrodzie, były przepiękne. Całe z oranżu, delikatnie kropkowane, z wąsami upstrzonymi żółcią. Wyglądały jak maleńkie ogniki zamknięte w kwiecie.
Odeszła od niej znów kawałek, by powiesić na linkach powłoczkę. Uniosła ją do góry i strzepnęła zaczepione o rogi ździebełka trawy. Będziesz Idą Farley. To jako rozbrzmiało w jej myślach, poczuła się, jakby Isabella zagrała na wrażliwych strunach, rozpięła wśród myśli piękną melodię. Nie mogła (i nie chciała) powstrzymywać kącików ust przed uniesieniem się odrobinę.
Tak sądzisz? – była ciekawa, być może pytała natrętnie, w nieco szelmowskim tonie, pełnym też jednak nadziei, bo chciała to usłyszeć od kogoś mu bliskiego, nie od siebie samej. – Och, nie, tobie pasowałby długi welon, tak pięknie byś go nosiła – posłała jej nieco rozmarzone spojrzenie. – Ja chyba lepiej czułabym się w krótkim, może nawet sama przyozdobiłabym go haftami! I twój też! – i nagle dotarło do niej. To nie Ida potrafiła szyć, tylko jej matka. – A… nie, to jednak nie wyjdzie, nieważne.
Gorzkie to było – przypomnieć sobie, że matka nie przekazała ci wszystkich nauk, zanim odeszła. Ida wiecznie unikała nauki haftowania, nie miała na nią czasu, a teraz tego czasu zupełnie zabrakło – zniknął, wyparował jak eliksir pozostawiony w otwartym flakoniku na słonecznym parapecie. Nie dała się smutkowi jednak podejść, nie po to tyle czasu go ujarzmiała, żeby teraz popsuł te piękne chwile.
Bardzo jest wtedy, gdy czujesz, że powinnaś go puścić albo kiedy… nie powinnaś czegoś robić. Kiedy twoje sumienie krzyczy, że nie tak cię wychowano – czyli przekroczyłam tę granicę. Czuła podskórny wstyd, wczepił się w arterie, wypuścił zjadliwe soki. Przez chwilę patrzyła na Isabellę w skrępowaniu, w zamyśleniu, wcale nawet nie markując, że pod jej jasną, głaskaną przez wiatr czupryną trwa wewnętrzna bitwa. – Alexander, on… pachniał wtedy czekoladą. I smakował czekoladą, cukrowym ciastem wymieszanym z poszatkowaną w drobne kawałeczki tabliczką gorzkiej czekolady. – ciepły uśmiech wtargnął na jej usta, musnął je miłością, uczuciem, rozlał na nich tamto wspomnienie, rozgrzewające tak szalenie mocno. Jego wspomnienie.A Steffen? Czy te pocałunki mają swój smak…? – jej policzki płonęły ogniem, którym zaraził ją jej Farley, a o którym Isabella tak ją przestrzegała.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Szklarnia [odnośnik]01.11.20 14:40
Isabella zachichotała w odpowiedzi na święte prawdy, które odsłaniała przed nią panna Ida Lupin. Uwierzyła w nie, choć dorastała odseparowana raczej od wielu dramatycznych, przykrych historii. Była jednak jedną z tych dam, które dociekały, które wciskały oko tam, gdzie nie powinny i lubiły wiedzieć dużo, lubiły przechwytywać wiadomości i z westchnieniami przyjmować kolejne rewelacje. Ploteczki z Czarownicy niewiele zdradzały z salonowego życia. Te niesamowite sekrety i skandale udawało się w większości przypadków osłonić szlachcie przed okiem ciekawskiego dziennikarzyny. Prawie natychmiast też pomyślała o Steffenie, który wtykał nos między szlachetne sylwetki, pragnąc rewelacji, poszukując wielkich historii. A dziś wpadł właśnie w taką, dziś zdołał wyciągnąć arystokratkę z własnego domu, rozpalić w niej garść niesamowitych emocji, pokolorować wyobraźnie. Był jedną z wielu iskier, dzięki którym rozpętał się w niej pożar. Jedną z wielu czy jednak ta najważniejszą?
– Chłopcy bywają okropnie bezmyślni – przyznała natychmiast i lekko pokiwała główką. Zdecydowanie zgadzała się z Idą. – Zupełnie jakby się wyrwali z innego świat. Lecz czy nie to czyni ich tak intrygującymi? Och, Ido, trudno ich pojąć, a innym razem są tak nieznośnie przewidywalni. Zupełnie nie przypominają tych kawalerów z kart wielkich miłosnych historii. Księżniczki, my… uwalniamy się same! – odrzekła dziarsko, śmiało i oczy jej się aż zaświeciły. Przecież tak właśnie było i z nią. Uciekła z domu, to nie Steff. To ona sama wymknęła się, by dotrzeć do rodziny, do kuzynów, do szczurzego kawalera. – Jak bohaterki! Ale bez nich byłoby tak smutno, Ido.  Myślę, że… że tak trochę lubię, kiedy Steffen zaczyna się iskrzyć, kiedy mogę go odrobinę rozgniewać  – Westchnęła, wznosząc oczy ku białym obłokom. Układały się w niewiarygodne kształty, płynęły, opowiadając zagadkowe historie. Może to tam, w tych jasnych smugach powinna ukryć swoje marzenia? Tylko nigdy nie chciała o nich milczeć. A już na pewno nie teraz.
Marna z Belli praczka. Mówiła za dużo, pracowała za mało. Siedziała na trawie, brodząc palcami w koszu pełnym jasnych tkanin i tylko czasem przemierzała dłońmi przez te miękkie pagórki. Ida dzielnie zawieszała pranie, a Isabella najwyraźniej utknęła między dość barwnymi myślami. Zreflektowała się jednak wreszcie i podniosła białą koszulę do słońca, pozwalając jej zawisnąć u boku pozostałych skrawków materiału. Mimo to od obowiązków wolała dalej snuć te niesamowite fantazje. Melodie Idy wywołały szeroki uśmiech na lekko zaróżowionej buzi. – Ogniki! Piękne ogniki! Chciałabym wędrować do ślubu szlakiem z płomieni, z kwiatów, z paproci, szlakiem ukochanych twarzy i miłych spojrzeń. Lilie, więc będą lilie i ogniska. Zachwycające! Tak mi się to podoba! Może… może Archibald pozwoli na ceremonię w Weymouth. Piękna plaża, malownicze krainy, albo i cudowny szlachetny dwór. Och, ale co ja plotę. Przecież… – urwała zawstydzona i przygryzła lekko usta. – Przecież nie mam narzeczonego – oznajmiła w końcu coś, o czym obydwie doskonale wiedziały.
Czy nie za wcześnie na tak odważne rozmyślania? Taneczny krok Belli ustał, zatrzymały się tkaniny w jej dłoniach, wiatry zamilkły, dusza opadała powoli na trawę. Zdaje się, że zawędrowała za wysoko. Tylko tak bardzo nie chciała powstrzymywać samej siebie! Idy tym bardziej. Przecież już były siostrami. Alexander z pewnością nie zawiedzie. Obejmie czule rudowłosą oblubienicę płomieniem, obudzi żar żywiołu uśpiony w miedzianym sercu. Uczyni ją swoją. A może już dawno byli dla siebie? Jakże ją rozpalała ta historia! – Właśnie tak sądzę. Nie wycofa się. Przenigdy, przenigdy! Już ukrył cię w swym sercu. Widzę to – objawiła jej w sekrecie. Była jednak pewna, że panienka Lupin doskonale zdaje sobie z tego sprawę. – Haftowane kwiaty na welonie? Albo płomienie? Och, Ido, znakomity pomysł! Dlaczego nie? Opowiedz mi – poprosiła z wypiekami na twarzy. Przecież to byłoby coś tak pięknego. Nie rozumiała, dlaczego nagle się wycofała. Ofiarowała jej spojrzenie czułe, choć z pewnością czujne. Spłoszenie obudziło płomyk niepokoju. Dłoń sięgnęła po palce siostry, by dodać jej otuchy.
– Słodka Ido, oczywiście, że nie tak mnie wychowano. I mnie i Alexandra. Powinniśmy być cnotliwi, oddzielać pragnienia, oczekiwać z nimi do przysięgi – wyznała na wstępie, próbując naśladować głos swojej ciotki.  Powaga jednak rozmyła się wraz z jej uroczym chichotem. – Ale serce tak trudno powstrzymać, ono chce być czułe, ono przeżywa radość, kiedy ukochany jest blisko – wyjawiła zawstydzona, ale niemniej podekscytowana. Czy to mogło być złe? – Nigdy nie chcę go puszczać, choć czasem wydaje mi się, że wyrywam się za bardzo, że postępuję zbyt śmiało, szukając oparcia w jego piersi i miłości na jego ustach, coraz głębszego dotyku – Czuła, że ledwo potrafi nadążyć za wodospadami swoich emocji. – Ido Lupin, czy utożsamiasz mojego kuzyna z tortem czekoladowym? – podpytała, lekko unosząc brwi. Przycisnęła złączone dłonie do piersi i westchnęła zauroczona. – Zatem bliski jest ci smak jego ust. Czy potrafią uciszyć głos twego sumienia? – zapytała nazbyt zaciekawiona. Ciepło przelewało się przez jej policzki. – N-nie wiem – bąknęła trochę zaskoczona je pytaniem. Potrzebowała drobnej chwili, by zastanowić się nad odpowiedzią. – Smakują nim. Niemożliwym ciepłem, spokojem i szaleństwem jednocześnie. Steffen pachnie jak dom, jak marzenie. Jak on, tak po prostu. I jestem wtedy taka szczęśliwa. Chciałabym odkrywać go wciąż bardziej – wyznała tym razem już poważnie zawstydzona. Chrząknęła cichutko i zatrzymała oko na biedronce wędrującej po pustyniach białych prześcieradeł. – Jest taki szczery i radosny. W niczym nie przypomina tych poważnych, sztywnych kawalerów w pięknych trzewikach. Jest taki… wolny i śmieszny! – roześmiała się, wstając i zawieszając w końcu jaśniutką sukienkę na linkach. – Ale wiesz, może nie mów tego Alexowi – dodała ciszej, mając nadzieję, że dziewczęce tajemnice nigdy nie wpadną do męskiego ucha.
A co jeśli właśnie wcale nie chciała go puszczać?2
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Szklarnia A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Szklarnia [odnośnik]03.02.21 0:00
8 XI
Ślub zawsze oznaczał tańce, a trochę radości w życiu było ważne. Przynajmniej na zewnątrz. Stevie zjawił się w szklarni o 10 rano, ubrany w biały roboczy fartuch. Czoło ściskały mu szare gogle z grubymi szkłami, a lekko rozwiane włosy zaplątały się gdzieś pomiędzy sznurki związane z tyłu głowy. W ręce ściskał walizkę, w której jak zwykle spoczywał obity w skórę notatnik. Kanapek ani kawy w termosie na to wyjście nie zrobił, nie było zresztą sensu, skoro Kurnik znajdował się praktycznie za rogiem. Szklarnia położona na skraju lasu teraz wydawała się o wiele większa, niż Beckett ją zapamiętał. Sam był zapalonym ogrodnikiem, chociaż szklarni jeszcze się nie dorobił. Może powinien to przemyśleć gdy przyjdzie wiosna, własne pomidory zawsze smakują najlepiej. Zwłaszcza takie z koperkiem albo solą, chociaż teraz w czasie ponurej wojny, nawet o takie produkty było trudno.
- O, Anthony, bardzo miło Cię widzieć - Stevie podszedł do Macmillana i podał mu dłoń.
Mężczyznę znał dobre 10 lat. Kiedyś zjawił się w warsztacie, by zamówić świstoklik, który wyniesie go z Anglii. Wydawał się być wtedy bardzo zaskoczony, że nie może ot tak dostać przedmiotu, który według prawa powinien pozostać pod czujnym okiem Ministerstwa Magii. To były lepsze czasy..., wtedy jeszcze na fotelu siedział Leonard Spencer-Moon, a nie Malfoy. Stevie nawet przez chwilę się wykrzywił. O Stonehenge słyszał, wszyscy słyszeli. Losy kraju się wtedy zupełnie poodwracały.
- Tak więc wiesz na pewno, że młodzi zażyczyli sobie lodowy parkiet i śnieg sypiący prosto z sufitu. To też fantazja... Mój ślub był skromniejszy, ale wtedy też czasy były inne - pokręcił jeszcze głową i machnął ręką.
Oh, słodka Mary Jo, czemuż, żeś to zrobiła?
Uroczystość zapowiadała się wspaniale, a skoro mogli zrobić cokolwiek by pomóc młodym w tym trudnym czasie, to przecież należało to zrobić. Mieli jeszcze całe życie przed sobą, powinni się nim cieszyć. Miłość była taka piękna.
Stevie poprawił gogle i założył je prosto na nos, dociskając do oczodołów. Tak na wszelki wypadek, w końcu w przeszłości niejedna rzecz wybuchła mu prosto w twarz. Gdyby tak miał policzyć, ile razy ciemne brwi sprószone były popiołem, to nie starczyłoby mu palców ani rąk, ani nóg.
- Dobrze, dobrze, Anthony... Może zaczniemy od parkietu?
Dłonią wskazał na deski na podłodze. To miałoby zresztą najwięcej sensu, jeśli zaczarowanie sufitu poszłoby nie po ich myśli, to przynajmniej nie będą brodzić w śniegu.
Stevie Beckett
Stevie Beckett
Zawód : twórca świstoklików, wynalazca
Wiek : 57
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
The blues ain't nothing but a good man feelin' bad.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9282-stevie-beckett https://www.morsmordre.net/t9293-einstein https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f318-dolina-godryka-warsztat https://www.morsmordre.net/t9294-skrytka-bankowa-nr-2137 https://www.morsmordre.net/t9295-stevie-beckett
Re: Szklarnia [odnośnik]05.02.21 12:46
Chciał odreagować wszystko to, co się działo w międzyczasie od jego ślubu do ślubu Alexandra. Wojna wyraźnie dała mu się we znaki. Stał się nerwowy, nie śmiał się tyle, co wcześniej (choć strasznie się starał nie wyglądać na naburmuszonego). Czasem przypominał wściekłą osę nad którą zapanować mogła jedynie żona.
Ślub Selwyna, Farleya czy kimkolwiek chciał być Alexander był więc dla Macmillana dobrą opcją dla odpoczynku. Przynajmniej na jeden dzień. Cieszył się szczęściem znacznie młodszego gwardzisty. Zwyczajnie cieszył się, że nawet w najgorszej wojnie można było odnaleźć odrobinę szczęścia. Nie mógł doczekać się całego przyjęcia, a przede wszystkim spokojnego tańca z żoną, o ile oczywiście by mogła, biorąc pod uwagę jej stan.
Trzeba było jednak mu pomóc. Domyślał się, że wydziedziczenie znacznie ograniczało możliwości (byłego) szlachcica, to jest zdolności finansowe. Anthony chciał więc pomóc niemal we wszystkim. Dlatego właśnie przybył wcześniej, dostarczając przy okazji kilka rzeczy, które obiecał przynieść.
Kiedy zjawił się w szklarni, był zaskoczony obecnością starszego mężczyzny. Znał go. Znał, bo tych dobre kilkanaście lat temu odmówił mu pomocy i nie dał mu świstoklika, wymigując się przepisami. Anthony nie miał mu już tego za złe, z czasem zrozumiał, że może za odmową kryła się nawet troska. Kilkuletnia przygoda była na tyle długa, żeby zmniejszyć uraz do starca.
Pan Beckett – odpowiedział mu na powitanie i miał już się skłonić, kiedy zobaczył wyciągniętą dłoń. Na chwilę zawahał się, bo poczuł, że właściwie była między nimi ogromna różnica wieku. Po chwili jednak uścisnął ją serdecznie i mocno. – I Pana. Dobrze się Pan trzyma – dodał. Miał nadzieję, że to spotkanie miało należeć do milszych.
Nie zamierzał obrażać się na brak tytułu na początku. Nigdy nie przeszkadzało mu to, że pozostali nie zwracali się do niego per „sir”. Przynajmniej, jeżeli były to osoby, które go szanowały nawet bez tytułów. Uśmiechnął się w stronę staruszka.
Tak, wiem – przytaknął mu na słowa. – To całkiem fajny pomysł… szczególnie teraz, kiedy zima jest tuż-tuż. – Zaczął rozglądać się po otoczeniu, żeby zastanowić się jak to zrobić. – Mogę rzucić kilka Glaciusów… tylko musieliśmy jakoś je zabezpieczyć, żeby goście się nie ślizgali i nie przewracali – zaproponował. – Pana ślub? – zapytał, podchwytując to, że staruszek chyba chciał się wygadać, choć jego gesty temu zaprzeczały. – Mój… cóż. Mniejsza o to – miał już zaczął, ale przerwał. Nie chciał sprawiać przykrości panu Beckettowi. W końcu szlacheckie śluby były po prostu… zbyt bogate.
Jeszcze raz rozejrzał się po szklarni, zastanawiając się jak mieli stworzyć pożądany przez Alexandra i Idę efekt.
No dobra – odpowiedział znowu czarodziejowi. – Do pracy. – Wyciągnął różdżkę, wziął głęboki wdech, mając nadzieję, że nie wywoła trzęsienia ziemi. – Glacius.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szklarnia 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Szklarnia [odnośnik]05.02.21 12:46
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 54
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Szklarnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Szklarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach