Wydarzenia


Ekipa forum
Maleńki ogródek
AutorWiadomość
Maleńki ogródek [odnośnik]26.04.20 16:40
First topic message reminder :

Maleńki ogródek

Chatka Charlie znajduje się na uboczu, w pewnym oddaleniu od centrum Oazy i największego skupiska chat. Alchemiczka ceni sobie bowiem ciszę i spokój, dlatego zdecydowała się zamieszkać w jednej z bardziej odosobnionych chatek. Niedużą przestrzeń wokół niej postanowiła zagospodarować i zasadziła tam rośliny, głównie zioła do eliksirów i ziołowych naparów. Tuż obok ściany domku stoi nieduży stół i kilka starych krzeseł, każde z innego kompletu. To dobre miejsce, by przysiąść i porozmawiać w towarzystwie, ilekroć ktoś z Zakonników lub mieszkańców Oazy wpadnie zamówić u niej eliksir lub po prostu porozmawiać.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton

Re: Maleńki ogródek [odnośnik]06.02.21 12:20
Była tutaj bo musiała. Jako osoba poszukiwana musiała zapomnieć o wolności, o normalnym życiu w świecie na zewnątrz. Musiała porzucić dom, pracę i zerwać wszystkie znajomości spoza Zakonu dla bezpieczeństwa swojego i innych, i przenieść się tutaj, do jednej z chat. Nigdy tego nie chciała i bardzo długo cierpiała z tego powodu na depresję. Nie dość, że była wtedy świeżo po stracie siostry, to życie zadało jej kolejny cios, odbierając następne drogie jej elementy codzienności.
Teraz wygrzebała się już z najgorszego dołka, ale nadal nie można jej było nazwać osobą zdrową. Wyrwała się już z największej stagnacji i marazmu, próbowała jakoś poukładać sobie życie w Oazie i pomagać innym mieszkańcom. Już od dawna więcej ją łączyło z mieszkańcami Oazy niż z dzielnymi Zakonnikami, dlatego nie żałowała podjętej dobrowolnie decyzji o odejściu z organizacji, która stała się dla niej zbyt poważna i zbyt wiele od niej oczekiwała, podczas gdy ona nigdy nie pisała się na aktywną walkę i ryzykowanie życiem. Jak mogła walczyć i bronić innych, kiedy nie potrafiła obronić siebie? Nie nadawała się do tego, dlatego kiedy Zakon z grupki wspierających się przyjaciół złączonych pięknymi ideami stał się organizacją walczącą, czynnym ruchem oporu wycofała się. Nie była obrońcą uciśnionych, a skrzywdzoną ofiarą wojny, której twarz niesłusznie napiętnowano jako twarz poszukiwanej zbrodniarki. Mieszkała w Oazie już prawie pół roku, i choć teoretycznie była tu bezpieczna od działań wrogów, jej stałym towarzyszem był głód oraz niepewność przyszłości. Bo kto wie, ile to wszystko miało jeszcze potrwać i czy jeśli nie zabije ich wróg, to nie zrobi tego nadchodząca zima i brak jedzenia?
Jej domek był zbudowany na tyle dawno, w jeszcze spokojniejszym momencie, więc był solidniejszy od konstrukcji wznoszonych naprędce w ostatnim czasie, kiedy do Oazy napływało więcej uchodźców niż mogło się tu wygodnie pomieścić. Był jednak mały, a potrzebująca swojej samotni Charlie nie chciała na stałe dzielić z nikim przestrzeni. Czasem użyczała kanapy do spania komuś znajomemu, kto nie mieszkał tu na stałe a potrzebował kąta do spędzenia nocy, ale przez większość czasu znajdowała się na swojej malutkiej przestrzeni sama ze swoimi zwierzętami.
Początkowo gdy obok znalazła się męska sylwetka drgnęła niespokojnie, ale po chwili zdała sobie sprawę, że rozpoznaje tego czarodzieja.
- Samuelu? – zdziwiła się, przyglądając mu się uważnie. Ale jego przyjście ucieszyło ją. – Och, dobrze cię widzieć!
Nie spodziewała się nadejścia Samuela, choć już oczywiście wiedziała o jego odnalezieniu się. Niegdyś zaginął i wielu już straciło nadzieję, a jednak dał radę wrócić, choć niewątpliwie przeszedł wiele złego i było widać, że nie wyglądał tak dobrze jak kiedyś. Ale kto teraz wyglądał dobrze? Zarówno mieszkańcy Oazy, jak i odwiedzający to miejsce Zakonnicy wyglądali na znękanych i strudzonych.
- Potrafiłbyś mi z tym pomóc? Choć jeśli nie czujesz się na siłach, mogę poprosić kogoś innego – zapytała, choć zaraz kolejne rzucone na niego spojrzenie uświadomiło jej, że chyba nie było z nim do końca dobrze i zajmowanie się deską powinno poczekać. Zaniepokoiła się. – Wszystko w porządku? Nie wyglądasz zbyt dobrze – zauważyła z troską. Od czasu jego powrotu nie mieli zbyt wiele okazji do rozmowy, co najwyżej mijali się gdzieś przelotem, wymieniając co najwyżej krótkie powitania. Samuel był zajęty, czy to rekonwalescencją, czy powrotem do wojennych działań. A ona po prostu mieszkała w Oazie, angażując się głównie w sąsiedzką pomoc nie wymagającą od niej narażania się ani innych ryzykownych działań. Za pomocą odpowiednich zaklęć pomagała ogrzewać słabiej zabezpieczone chaty i namioty, zwłaszcza te należące do mugoli którzy nie mogli tego zrobić sami, warzyła proste medykamenty z dostępnych składników, a także w wolnych chwilach (o ile depresja akurat nie przykuwała jej do łóżka na długie godziny) pomagała uczyć czarodziejskie dzieci z kilku pobliskich chatek na miarę swoich możliwości, opowiadając im o wspaniałościach eliksirów i astronomii, pokazując transmutacyjne czary i ucząc rozpoznawania najbardziej podstawowych roślin i zwierząt. Te wszystkie drobne, opierające się na pomocy czynności musiały jej teraz zastępować pracę, której od dłuższego czasu nie miała, bo nie wychodziła z Oazy. I jedyne co za to otrzymywała to dobre słowo, a czasem odrobinę jedzenia. I osobistą satysfakcję, że choć na trochę wyrwała się z marazmu i mogła coś zrobić dla innych na miarę swoich skromnych możliwości.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Maleńki ogródek [odnośnik]14.02.21 23:28
Zmian było wiele. Nie tylko w samej Oazie. Widział jej początki, jak powstała. Znał smak poświecenia, które kosztowało ich wszystkich tak wiele. Ostateczną ofiarę złożyła Bathilda po to, by dziś uciekinierzy terroru mieli bezpieczne miejsce na przetrwanie. A wśród mieszkańców Oazy znalazło się nie tylko mnóstwo mugoli. Wielu z zakonników i sojuszników, musiało porzucić swoje domy, odnajdując namiastkę domu na chronionej biała magią wyspie. Sam stracił mieszkanie. I mógł dziękować siostrze i rodzicom, że gdy zniknął, zdążyli zabrać jego rzeczy z mieszkania, które kiedyś zajmował. W ten sposób odzyskał większość z najpotrzebniejszych przedmiotów, a nawet kilka eliksirów. Nie wszyscy jednak mieli tyle szczęścia. Niektórzy uciekali w pośpiechu, bez pomocy innych, bez możliwości powrotu, bez nadziei, że odzyskają własność. Ile zdążyła przenieść Charlie? Nie wiedział.
Wędrówka ścieżką pośród domków zdawała się groteskowa w swym ujęciu. Nie dlatego, że kpił. Czuł się obco. Wrażenie było dojmujące, przykre. Odpychał je z równą skutecznością, jak inne emocje, nie odsłaniając chorobowych myśli, których najpewniej nabawił się w więzieniu. Potrafił odciąć się od brzydkiej ciemności, która starała się nim zawładnąć. Czuł jednak, że walka nie była na próżno. Widział zmiany. Wzrastał w siłę.
Nie chciał i nie potrafił być bezczynny. Coś nieodmiennie popychało go do działania, nawet wtedy, gdy zdawało się, że wszystko już było stracone. Że nie było nadziei. A jednak - był tu. Żywy. Daleko poza murami Tower, które na tak długo wyrwało go ze świata. Czasem, zdarzało mu się jeszcze zastanawiać, dlaczego przeżył. Ale jedyne co mu przychodziło do głowy, to irytująca w swej powtarzalności myśl, że wciąż miał coś do zrobienia. A dodatkowa różdżka do walki, była koniecznością w zderzeniu z przeważającymi siłami wroga. W Oazie, walka wydawała się bardziej odległa, przyjmując na siebie tylko jej konsekwencje.
Nie widział alchemiczki długo. Nie licząc czasu i zapewne nieco gorszej sytuacji materialnej, czarownica wydawała się nie zmienić. Smutek w jasnych źrenicach, zmęczenie, które ciążyło na obliczu, cienie, które malowały oczy, były czymś, co obserwował od miesiąca wśród zebranych w wiosce. Ciężko byłoby stwierdzić, kto miał gorzej. każdy kogoś tracił, każdy cierpiał na swój sposób. Jedni zamykali się przez to w sobie, inni obojętnieli, ale i walczyli. Wszystko według dostępności i umiejętności. I był pewien, że Charlie była jedną z głównych osób, do której zwracano się po pomoc alchemiczną. Niezależnie od statusu zakonnego - Dobrze to słyszeć - skinął głową, odnajdując ciepło w wypowiedzianych prosto słowach. Nie każdego było na nie stać. I nie każdy mówił tak z rzeczywistymi przekonaniem. Ale wciąż pamiętał Charlie z przeszłości. Jej zaangażowanie w alchemiczna pracę i światło, które oferowała swoją obecnością. Część z tego - umknęła za kotarą cieni, ale - wciąż je widział - To nie powinno wymagać większego nakładu pracy - pracował kiedyś z Billym i zdążył załapać kilka lekcji majsterkowych. I niezależnie od tego, potrafił zrozumieć, co było przyczyną przeciskającego się przez szparę domku chłodu - Pomogę - potwierdził jeszcze - Masz cos do przybicia? Ewentualnie, mogę to zrobić zaklęciem - Trwały przylepiec mógłby się sprawdzić. Zanim jednak sięgnął po magię, zanim nawet alchemiczka odpowiedziała, świat zawirował. Znajome, nieprzyjemne dudnienie serca, które wyrwało się do szaleńczego galopu. W uszach słyszał pisk, który zmusił go do zaciśnięcia pięści. Brakowało mu powietrza. A wszystko przez nieodparte uczucie pułapki, w jakiej się znalazł. Tej samej, w której trzymali go tyle czasu w Tower - Nie - pokręcił głową, chociaż krew musiała już odpłynąć z twarzy - usiądę... na chwilę - zamrugał gwałtownie, odwrócił się i przysiadł na schodku - zaraz minie - dodał jeszcze, opierając dłonie po obu stronach ciała i pochylając głowę, by wyrównać oddech i uspokoić łomot w piersi. Przynajmniej tym razem, nie stracił przytomności.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Maleńki ogródek - Page 4 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Maleńki ogródek [odnośnik]15.02.21 13:18
Charlie również pamiętała początki Oazy. W Azkabanie nie była, ale znalazła się w Oazie już po wszystkim, wtedy jeszcze jako Zakonniczka. W kolejnych miesiącach przychodziła tu, by pomagać, ale w maju, po ukazaniu się listów gończych, zmuszona była także tu zamieszkać. Przezornie, nikt jej przecież nie napadł, nikt nie zapukał do drzwi kornwalijskiego domu, ale choć ministerstwo nie miało tego adresu (w aktach w Mungu figurował w końcu ten stary, londyński, a nowego nigdy nie zgłosiła, gdyż przenosiny do Kornwalii miały miejsce już po tym, jak porzuciła pracę i uciekła z Londynu), to mogło być kwestią czasu, aż ktoś ją gdzieś przyuważy i doniesie, a wtedy wróg zjawiłby się na progu. Zdążyła zabrać większość najważniejszych rzeczy, te mniej ważne wciąż czekały w Kornwalii. Miała nadzieję, że kiedyś będzie mogła znowu tam zamieszkać, domek w St. Ives był naprawdę miły, a dane jej było się nim cieszyć bardzo krótko. Ale byli ludzie w gorszej sytuacji, którzy musieli uciekać nie mając nawet czasu, by coś ze sobą zabrać, i niekiedy zjawiali się w Oazie tak jak stali.
Czarodzieje potrafiący sobie radzić byli w lepszej sytuacji, ale Charlie, podobnie jak większość mieszkańców Oazy, była zbyt słaba, by potrafić obronić się samej, nie mówiąc o bronieniu innych. Nie mogła być Zakonniczką, nie nadawała się do tego. Walka nie była dla niej, zwłaszcza że wskutek tego wszystkiego, począwszy od zaginięcia i śmierci siostry, a skończywszy na liście gończym i utracie całego swojego życia, popadła w depresję. Wyszła już co prawda z jej najgłębszej fazy, ale nadal nie mogłaby się nazwać osobą zdrową. Wciąż często trapił ją marazm i poczucie bezsilności, nocami dręczyły ją koszmary, a za dnia myśli pełne lęku i obaw. Była ledwie cieniem tej dawnej Charlie, pogodnej i pełnej pasji alchemiczki z głową pełną marzeń i ambicji. Tamta Charlie umarła, a na jej miejsce pojawiła się nowa – wycofana, znerwicowana, pełna lęków, wychudła i zmizerniała, już nie potrafiąca wybiegać myślami w przyszłość, skoro teraźniejszość była tak mroczna i niepewna.
Samuel także nie wyglądał jak kiedyś. Zmienił się, zmizerniał; przeżycia których doświadczył musiały się na nim odcisnąć. Zresztą raczej nikt z tych, którzy we wrześniu wrócili z Azkabanu, nie wrócił taki sam jak do niego wyruszył. Ale wierzyła, że wciąż był silny i na pewno walczył. Tacy jak on nie załamywali się łatwo, a trudne przeżycia umacniały ich. Był aurorem, nie zostałby nim, gdyby nie był silny. Myśleli że był martwy, ale on zdołał przeżyć i wrócić.
- Jakiś gwóźdź powinien się znaleźć, jeśli dobrze poszukam… Ale może dałoby się to też zrobić zaklęciem? Sama nie wiem, co lepsze i bardziej trwałe – rzekła. Może zwykłe reparo rozwiązałoby sprawę? Właściwie mogła nawet sama je rzucić, nie był to trudny czar, choć z drugiej strony, niektórzy wyznawali zasadę, że pewne rzeczy najlepiej wykonywać bez magii. A Samuel… chyba źle się poczuł, więc nie powinna go męczyć i kłopotać. Zmartwiła się widząc wyraz jego twarzy. Wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. – Na pewno? – zapytała. – Jeśli chcesz wejść do środka to powiedz, chyba że wolisz posiedzieć na zewnątrz, na świeżym powietrzu. – Może po kilku miesiącach zamknięcia wolał mimo zimna być tu, na dworze? Jej mała i ciasna chatka mogła wywrzeć na nim dość klaustrofobiczne wrażenie. – Jeśli wolisz tu zostać, to posiedzę z tobą. Martwię się o ciebie, ale mam nadzieję, że to nic poważnego. Nie jestem uzdrowicielem, więc poza ewentualnym podaniem ci jakiegoś prostego eliksiru niewiele pomogę. – Może powinna poznać chociaż podstawy magii leczniczej? Znała podstawy anatomii, pracowała nad tym by nauczyć się odmierzać dawki silniejszych eliksirów, ale nie potrafiła rzucać żadnego leczniczego zaklęcia. Mimo prawie sześciu lat w Mungu jakoś się tej sztuki nie nauczyła, skupiona na swojej ukochanej alchemii.
Na dłuższą chwilę umilkła, jedynie go obserwując i patrząc na to, czy czasem nie osuwa się na ziemię u stóp jej chatki. W końcu zdecydowała się, by rozmową odwrócić jego uwagę od nagłej słabości ciała.
- Często bywasz w Oazie? – zapytała. – Od czasu kiedy… - zniknąłeś, ale urwała zanim powiedziała to głośno, więc tylko odchrząknęła i kontynuowała. – Sporo się tu zmieniło, co pewnie sam już zauważyłeś. Ja mieszkam tu od maja, niedługo minie pół roku.
Już pół roku tu żyła. I pół roku nie była w Zakonie. Ciekawe, czy już o tym wiedział? Pewnie tak, pewnie już mu powiedziano o wszystkich zmianach w składzie organizacji. Poczuła nagle lekkie ukłucie wstydu. Co teraz Sam o niej myślał? Czy uważał ją za tchórza, którym była? Choć niektórzy rozumieli jej decyzję o rezygnacji, na pewno byli i tacy, dla których jej wycofanie się było oznaką tchórzostwa. Ale Zakon potrzebował wojowników, nie tchórzy i słabeuszy takich jak ona, dlatego wycofanie się było dobrą decyzją, której nie żałowała. Do warzenia eliksirów nie musiała być w strukturach organizacji, ani nie musiała być wtajemniczana w żadne sekrety.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Maleńki ogródek [odnośnik]24.03.21 20:19
Wojna była czasem pogardy. W najbardziej realistycznym wydaniu, bez mglistej symboliki i niedopowiedzeń. Pogarda dla życia i dla śmierci. Absurdalnie, w jej kontekście Zakon i Walpurgici stali po przeciwnych stronach. Przynajmniej w ich skrajnych formach. I odmianach. W ulotnej refleksji miał nawet wrażenie, że Charlie stanęła w tych szrankach. Nieświadomie. Przykrym było patrzeć na jasnowłosą alechemiczkę, tak pełną kiedyś życia. Światła, jak zdarzało mu się określać kobiety, z którymi w jakiś sposób czuł się związany. Widział, jak zagubiona była, być może - dla niej samej - popełniając błąd, wiążąc się z ich organizacją. Skamander jednak tak nie uważał. Konsekwencje opadły na każdego, kto zdecydował się walczyć - mniej lub bardziej bezpośrednio.
W perspektywie listów gończych, zaśmiał się, gdy odnalazł podobiznę Charlie i podpis. To samo groźne i niebezpieczne, wpisane pod każdym, za którym wyznaczono nagrodę. Nie, żeby nie wierzył w możliwości Charlie, ale patrząc na czarownicę, tylko ktoś o chorych zmysłach, uznałby ją za niebezpieczną. A jednak, w perspektywie wojny, powiedziałby, że powinna być dumna, ze za taką ją brali. To znaczyło, że wróg się ich bał, posądzając o krwiożercze zapędy (nawet propagandowo), drobną alchemiczkę. Wizja, w czarnohumorzastym wydźwięku, wywoływała w Skamanderze rozbawienie. Ale z myślą, nie dzielił się zbytnio. Nie każdy przyjąłby jego wizję za równie zabawną, a samej alchemiczki, nie miał zamiaru urazić. W jego ujęciu, ze zdolnościami, jakie posiadała, w razie konieczności, poradziłaby sobie z niejednym z wrogów. Wolała jednak nie ryzykować, zamykając się w granicach Oazy. Decyzja, z jaką nie miał zamiaru się dziś spierać, wchodząc z butami w prywatne przekonania. Nie bez potrzeby. Nie, kiedy tak naprawdę, nie znał całości historii, jaką przeżyła.
Umiejętności, które posiadała, były nieprzeciętne, jeśli chodziło o alchemię. Niezależnie od wyborów, wciąż służyła pomocą eliksirową dla każdego potrzebującego. Zapewne nie tylko w tym. To, przypomniało mu, że w zawiniątkach swojej torby, wciąż posiadał kilka niewykorzystanych ingrediencji. W rękach czarownicy, zdecydowanie bardziej przydatnych - Dawno tego nie robiłem, ale myślę, że połączenie obu tych metod mogłoby się sprawdzić. I gwoździe i przykładowo trwały przylepiec - zdążył wystarczająco wiele czasu spędzić z Billy, by nauczyć się przydatności niemagicznych metod naprawiania rzeczy. A wysiłek pozamagiczny, wpisywał się w jego aktualne działania. Wracał do sił. Nawet, jeśli od czasu do czasu, rzeczywistość z przeszłości, starała się zepchnąć go z tego stanowiska - Tak - pisk w uszach przestawał być tak uprzykrzający, a ciemność, nie szarpała się pod powiekami, starając się odebrać mu świadomość - Zostańmy na zewnątrz - dodał nieco zbyt szybko, czując w ustach suchość. Oddech powoli wyrównywał się - To minie. Zawsze mija - mówił już spokojnie, pozbawiając głosu wcześniejszego niepokoju - Nie martw się - wzrok miał skierowany na oparte po obu stronach ciała, ręce. Niemal całkowicie czarna blizna na wierzchu jednej dłoni przypominała mu, ile zdążył przejść. I ile z tych przejść nie zdołało go złamać. Przymknął i otworzył powieki nieco wolniej niż mrugnięcie. Tylko brwi pozostawił zmarszczone w niepokojącym wyrazie tłumionej emocji. Odwrócił w końcu twarz, chwytając spojrzeniem jasny profil czarownicy - Czasami - wydawała się taka blada, krucha wręcz, momentami przypominając mu pozostałego na ziemi ducha - gdy wymagają tego okoliczności - doprecyzował łagodniej i oddychając głębiej, spokojniej. Uniósł dłoń i pod wpływem umykającej nieprecyzyjnie myśli, musnął palcami czubek jasnej głowy w nieco koślawej próbie wygładzenia kilku, niesfornych pasm włosów. I bez pomocy słów, niewerbalnie, oferowanie wsparcia - Musiało być ci ciężko - odezwał się w końcu, odsuwając dłoń i podpierając się nią na nowo - Dużo masz tutaj pracy? Masz pracownię? - przesunął temat rozmowy z siebie. Nie było potrzeby roztrząsania jego spraw - Właściwie, gdybyś chciała dodatkowego zajęcia, mam kilka składników do wykorzystania - praca i ich działalność była najmniej personalnym tematem do poruszania się w jego zakresie bez trącania napiętych strun przeszłości. W obu kierunkach - Ale najpierw pomogę z tym - wskazał gestem głowy na wciąż odstająca deskę. Czuł się lepiej, a po szeptach przeszłości, pozostawało tylko nieprzyjemne wrażenie.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Maleńki ogródek - Page 4 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Maleńki ogródek [odnośnik]26.03.21 13:13
Charlie znalazła się w swoim położeniu przypadkiem, bez głębszego zrozumienia, bo przyjęcie propozycji dołączenia do Zakonu było z jej strony zwykłą naiwnością poczynioną w czasach znacznie spokojniejszych niż obecne, gdzie można było jeszcze uznać Zakon za zabawę w zbawianie świata. Nie znała życia, bo jak miała znać, skoro większość czasu spędzała pochylona nad kociołkiem? Była znakomitą alchemiczką o dużej wiedzy i umiejętnościach, jak na swój wiek ponadprzeciętnie uzdolnioną, ale w zderzeniu z wojennymi realiami kompletnie sobie nie poradziła i szybko się załamała. Nie rozumiała wojny, nie potrafiła walczyć, nie była gotowa na poświęcenie życia dla sprawy. Brakowało jej odwagi i prędzej sama schowałaby się za czyimiś plecami niż zasłoniła kogoś własnymi. Była zdolną czarownicą, ale tylko w zakresie swoich wiodących dziedzin. Jeśli chodzi o obronę była mierna, nie potrafiła nic ponad poziom szkolny i ewentualny sukces jej obronnych czarów był kwestią szczęścia, połowa zaklęć tarczy (nawet tych najprostszych) jej nie wychodziła. Jeśli chodzi o uroki było jeszcze gorzej, bo nawet te z poziomu szkoły często sprawiały jej problem i nie potrafiła rzucać zaklęć mogących uczynić komuś faktyczną krzywdę. Nie nadawała się do pojedynków, co zweryfikowało tych parę wizyt w londyńskim klubie pojedynkowym w czasach, zanim wszystko się popsuło. Poszła tam niegdyś za namową Very i szybko przekonała się, że to zupełnie nie dla niej, że nie potrafi sobie poradzić nawet w kontrolowanej walce przeciwko komuś, kto rzuca w nią zwykłe i dozwolone czary, więc jak poradziłaby sobie z czarnoksiężnikiem, którego nie ograniczały żadne przepisy i który mógł użyć wobec niej plugawej czarnej magii? Była jednak tak bardzo niechętna wobec idei walki, że nawet nie próbowała łatać swoich braków, nie trenowała obrony ani uroków, woląc dalej babrać się w swojej alchemii i transmutacji. O ile transmutację ostatnimi czasy ćwiczyła codziennie, chcąc odzyskać wprawę i poszerzyć umiejętności w tym zakresie, tak nie kwapiła się do dziedzin pojedynkowych. Liczyła się z tym, że stając naprzeciw wroga jej jedyną szansą przetrwania będzie ucieczka, bo znajomość eliksirów nic jej wtedy nie da, ale mimo to nie chciała uczyć się walczyć, wolała zamknąć się w Oazie i unikać walki jak to tylko możliwe. Niech inni walczą, ona nie zamierzała w tym aspekcie kiwnąć palcem. Nie była Zakonniczką, dzięki czemu nikt już nie mógł od niej wymagać takich poświęceń. Była tylko mieszkanką Oazy równie bezbronną jak inni.
Ze wszystkich osób umieszczonych na plakatach ona była tą, która najmniej na to zasłużyła i która zdecydowanie była najmniej groźna, bo w pojedynku pokonałby ją nawet uczeń pierwszych klas Hogwartu, nie wspominając o dorosłym czarodzieju. Nigdy przecież nie zrobiła niczego czym mogłaby podpaść w odróżnieniu do reszty poszukiwanych. Zawsze uważała za ogromną niesprawiedliwość losu to, że została tam umieszczona i kilkukrotnie zastanawiała się nad ostatecznym zakończeniem swojego życia, bo nie potrafiła udźwignąć brzemienia bycia poszukiwaną zbrodniarką, której w świecie poza Oazą w każdej chwili mogłoby grozić schwytanie. W końcu jednak nie odebrała sobie życia, bo nawet na to była zbyt wielkim tchórzem. A może osobą zbyt naiwną i wciąż pragnącą wierzyć, że wojna się kiedyś skończy i że jeśli będzie do jej końca ukrywać się w Oazie, to może przeżyje. Nie była dumna z tego, że brali ją za groźną, wolałaby nadal pozostawać zupełnie szarą i anonimową jednostką, którą nikt się nie interesuje. Chciałaby być bezpieczna i żyć normalnie. W Oazie bezpieczna była, ale do normalności było tu daleko, skoro nawet jedzenie było teraz towarem deficytowym i często po prostu głodowała.
Ale innym też nie było lekko. Nawet odważny Sam zdawał się mierzyć z własnymi demonami, a Charlie mimowolnie się zmartwiła, widząc że najwyraźniej nie czuł się za dobrze.
- W porządku, więc posiedźmy tutaj, jeśli na zewnątrz szybciej poczujesz się lepiej – zgodziła się. Było zimno, w końcu był listopad, ale kiedy w październiku Anthony zabrał ją do Kornwalii, pozabierała ze swojego domu trochę ciepłych rzeczy, dzięki czemu mogła się staranniej ubrać. Lekko drgnęła, kiedy jej dotknął, ale pozwoliła mu na to, może nawet trochę potrzebowała takiego pokrzepienia. – I było ciężko, nagle z dnia na dzień ze zwykłej czarownicy, nikomu nieznanej alchemiczki, zostałam poszukiwaną przestępczynią. Musiałam uciekać, moi bliscy też musieli… Nie widziałam swoich rodziców od maja, nie wiem gdzie teraz są, a Vera… Vera nie żyje – głos jej lekko zadrżał, podobnie jak usta, kiedy wspomniała o zmarłej siostrze. – Pracę w Mungu utraciłam już wcześniej, bo po Bezksiężycowej Nocy nigdy więcej nie pojawiłam się w Londynie, nie chciałam też rejestrować różdżki, a list gończy odebrał mi jeszcze Kornwalię i kontakty z tą rodziną, która mi pozostała. Teraz pozostaje tylko Oaza i angażowanie się w pomoc tutejszej społeczności. Proste eliksiry lecznicze, transmutacyjne zaklęcia, czy udzielanie korepetycji kilku dzieciakom z okolicy, które wojna pozbawiła normalnej nauki – wyjaśniła pokrótce. Mogła nie być już Zakonniczką, ale mogła pomagać w sposób nie wymagający od niej walki czy innych form narażania życia. Potrzebowała tego, by znowu nie pogrążyć się w otchłani depresji, jak miało to miejsce w maju, czerwcu i przez część lipca. – Tak, mam pracownię, maleńką i prowizoryczną, ale lepsza taka niż żadna. – Wskazała małą przybudówkę przy chatce. Nie mogła się ona równać z piwniczką którą kiedyś dysponowała w swoim domu, ale niestety w Oazie nie było warunków na pracownię z prawdziwego zdarzenia. – Mogę ci coś uwarzyć, jeśli zechcesz, musisz tylko powiedzieć, czego potrzebujesz.
Zgodziła się, by zajął się odstającą deską. Przez czas kiedy to robił stała z boku, przyglądając się, ale korciło ją, by o coś zapytać. Czy raczej o kogoś, kogo znali oboje, a kogo Charlie od dawna nie widziała.
- Jak miewa się Tessa? Czy wszystko u niej dobrze? – zapytała; niegdyś z siostrą Samuela chodziły razem do Hogwartu, ale list gończy pozbawił Charlie nie tylko normalnego życia, ale i kontaktu z wieloma przyjaciółmi i znajomymi. Alchemiczka nie kontaktowała się z ludźmi niepowiązanymi z Zakonem, żeby ich nie narażać na kłopoty, gdyby ktoś odkrył takie kontakty. Nie miała pewności, czy Sam nie zrobił tego samego i czy nie odciął się od siostry dla jej bezpieczeństwa po tym, jak Londyn ozdobiła i jego twarz, ale może akurat był w stanie powiedzieć przynajmniej, czy żyła i była bezpieczna.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Maleńki ogródek [odnośnik]28.07.21 21:35
Trudno było wracać. Coś, co kiedyś zdawało mu się tak bliskie, znane, wciąż czaiło się niewygodną obcością. Trochę jak śniący, który zbudził się po długiej śpiączce. A może koszmarze bardziej. I teraz los tłumaczył, że to co widzi, to jego rzeczywistość, Prawda, z którą wciąż mierzył się w szrankach.
Umysł, który miał być jego twierdzą, umocnioną przez nabyta umiejętność, zdawał się podlegać zmianom i naciskom, które wymusiły na nim przeżyte doświadczenia. Czy kolejny raz miał uczyć się pokory? Nie brać za pewnik rzeczy, w których powinien był być biegły? I nie było tak naprawdę nic, w co czarodziejski świat mógłby wierzyć, jeśli nawet wiara we własne siły naznaczana była bielmem plugawej zarazy?
Gdzieś słyszał, że w świecie zawsze istniała równowaga. Tam gdzie atakowała choroba, pojawiało się i remedium. Światło miało wyleczyć świat z zalewającej go trucizny. Tylko trudno było wierzyć - raz jeszcze - w jakąkolwiek równowagę, gdy widziało się pożerającą coraz zachłanniej ciemności?
Wiedział za to, że niezależnie od wszystkiego, nie był w stanie zejść ze ścieżki jaką obrał. Z wartości, których bronił i o które walczył. Może w końcu, złamany, stał się skałą, o której słyszał na Próbie. Skałą, która w równym stopniu nie dała się skruszyć, jak i głębiej poruszyć. Był narzędziem w wojennej rozgrywce, żołnierzem. Być może zmęczonym, by sprawdzać listę win, jaką za sobą ciągnęli oni wszyscy. Jedni zasłużenie, inni mniej. Nie miało to znaczenia. Z każdym straconym w wojnie życiem ciągnęła się historia. Tak, jak za nim, i jak za Charlie, gdy dzieliła się z nim swoją historią. Z ciężarem, który opadł na barki i zatrzymał się na dłużej, spychając na bok nawet to, co miało być w tym wszystkim ważne.
Chłodne powietrze dawało zbawienne sekundy oddechu i powracającej przytomności. Słabość rozpływała się z każdym, kolejnym, bardziej miarowym biciem serca. Z milczącą wdzięcznością przyjął obecność alchemiczki i chęć pozostania na zewnątrz. Ulotny dotyk, jaki oferował jasnowłosej, nawet w jego wypadku wymagał swoistego wysiłku. Nie tego fizycznego. Coś trzymało go w ryzach, powstrzymując gesty, które kiedyś przychodziły mu z łatwością - Słyszałem o tym - przytaknął cicho, na wieść o śmierci jej siostry. Ale lista tych., którzy zniknęli była tak długa, że czasem zastanawiał się, czy cześć z nich nie była wytworem jego koszmarów - Też nie mam zamiaru rejestrować się gdziekolwiek - chyba, ze w szeregach nowej władzy, która miałby dzierżyć Longbottom - Może na miejscu znajdzie się ktoś, kto chciałby cię uczyć? - nie łapał jeszcze wszystkich, przyswajanych informacji. Tak jak i obecności tłumnie zamieszkujących Oazę ludzi. Kto wiedział, jakie talenty kryły się wśród nich?
- Przynajmniej masz takie miejsce - odchylił głowę, pozwalając by wiatr liznął policzka, zgarniając potargane nieco włosy, który wysuwały się z rzemienia. Wszelkie dolegliwości, które zaatakowały niespodziewanie, ustąpiły, dając mu nową szansę na realizację początkowych planów. Zerknął na niewielki domek alchemiczki, potem, opuścił spojrzenie, odnajdując zarzuconą na bok, magicznie powiększoną torbę - Siostra przechowała mi kilka rzeczy. Mam wśród nich nawet krew jednorożca. Dwie fiolki. I Jaja popiełka - wymienił, nurkując ostrożnie dłonią do sakwy i wyjmując rzeczone i przekazując ostrożnie na ręce alchemiczki - jestem pewien, że wykorzystasz je lepiej niż ja - kącik ust nieco krzywo uniósł się. Skamander ani w gotowaniu, ani eliksirach nie był zbyt umiejętny. Wolał nie sprawdzać, co wydarzyłoby się, gdyby jednak podjął wyzwanie.
- Cóż... chyba najlepiej, gdybyście same porozmawiały. Nie jestem zbyt dobry w przekazywaniu takich informacji, ale... - zawiesił głos, czując odległe pieczenie w piersi. Ile sprawił bólu rodzinie swoim zniknięciem? I miał nadzieję nigdy więcej nie złamać pokładanej w nim nadziei - brakowało mi jej - odezwał się w końcu, może kierując słowa bardziej do siebie niż do siedzącej obok czarownicy. Naprawdę wrócił.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Maleńki ogródek - Page 4 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Maleńki ogródek [odnośnik]29.07.21 10:05
Tak naprawdę nikomu nie było teraz łatwo. Nawet Samuel, silny i utalentowany auror, mógł mieć chwile słabości, ponoć sporo przeszedł. Powrót po tak długim czasie nie był prosty, wiele się zmieniło w ostatnich miesiącach, życie większości z nich wywróciło się do góry nogami i nie dotyczyło to tylko Charlie. Wojna wiele zmieniła na gorsze chyba dla każdego, i choć alchemiczka miała nadzieję, że tamci w końcu się opamiętają, ten moment nie nadchodził. Wciąż można było usłyszeć o kolejnych tragediach, ideologia czystości krwi najwyraźniej tak zaćmiła niektórym zdrowy rozsądek, że nie liczyli się z niczym. Pewne rzeczy, które się wydarzyły, jak choćby pozbycie się z Londynu mugoli, kiedyś wydawały się całkowicie abstrakcyjne i niepojęte, a jednak okazały się rzeczywistością. W takim świecie przyszło im teraz żyć – w świecie, w którym niewiele było trzeba, żeby się komuś narazić i zginąć.
Po prostu przy nim była, pozwalając mu w spokoju dojść do siebie. Nie męczyła go niewygodnymi pytaniami, i choć ciekawiło ją, co takiego się wydarzyło, taktownie nie pytała. Poza tym może lepiej było pewnych rzeczy nie wiedzieć? Wyobraźnia i tak podpowiadała jej różne scenariusze i pozostawało się cieszyć, że Samuel w ogóle przeżył, mimo że wielu już uznało go za zaginionego, a nawet za martwego. Vera niestety tego szczęścia nie miała.
- Każdego dnia za nią tęsknię. Byłoby mi łatwiej, gdyby była tu obok, poza tym… przydałaby się Zakonowi o wiele bardziej niż ja. Miała odwagę, której ja nie mam, i potrafiła się dobrze bronić, ale nawet to jej nie uratowało tamtego dnia… - westchnęła; nigdy nie dowiedziała się, jak dokładnie Vera umarła. Wiedziała tylko mniej więcej, gdzie była tamtego ostatniego dnia, bo powiedział jej to Alex, jednak młody uzdrowiciel nie widział dokładnego momentu zniknięcia jej siostry. Pewne było to, że jej ciało znaleziono dopiero pół roku później, na wiosnę. Ledwie tydzień przed tym, jak w Londynie rozegrało się piekło. Paradoksalnie ta tragedia być może ocaliła jej życie, bo gdyby nie to, nie wyjechałaby z miasta zawczasu i mogłaby paść ofiarą tego, co tam się działo. Jednak po śmierci Very nie miała już powodu, by dłużej na nią czekać w ich dawnym domu, i szczęśliwym zbiegiem okoliczności opuściła go dzień przed Bezksiężycową Nocą.
- Lepiej nie. Nawet gdybym nie była poszukiwana, i tak bałabym się na to zdecydować. A ciebie też teraz będą szukać – zauważyła; skoro im uciekł, to niewątpliwie znajdzie się na celowniku władz. – Hm, może. Póki co staram się sama udoskonalić swoją znajomość transmutacji poprzez regularne użytkowanie jej, żeby odzyskać wprawę.
Spojrzała na podane jej składniki.
- Dziękuję, na pewno wszystko się przyda, zwłaszcza że od miesięcy nie mogę sama robić zakupów i polegam na tym, co przyniosą mi inni. Jak będziesz chciał jakiegoś eliksiru, to po prostu do mnie przyjdź któregoś dnia, jak będziesz w Oazie – powiedziała; jako osoba poszukiwana nie mogła przecież ot tak wejść sobie do apteki i kupić ingrediencji. Siedziała w Oazie i warzyła mikstury z tego, co przynosili Zakonnicy i sojusznicy. Wiele warzonych przez nią eliksirów służyło potem mieszkańcom Oazy; zimna aura sprzyjała przeziębieniom, więc proste mikstury lecznicze często były w użyciu. – Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będzie okazja. Nie widziałam jej od miesięcy i mi też jej brakuje, nie dziwię się, że tobie również. W końcu to twoja najbliższa rodzina, ale wciąż masz to szczęście, że twoja siostra żyje, ja swoich nie ujrzę już nigdy. W każdym razie, nie w tym świecie. – Trochę mu tego zazdrościła, że nadal miał siostrę, że po zaginięciu miał do kogo wrócić. Ale też cieszyła się wieścią, że Tessa żyje i jakoś się trzyma. – Musiałam się od niej odsunąć, tak jak i od wielu innych dawnych przyjaciół i znajomych, kiedy ukazał się list gończy. Nie chciałam nikogo narażać.
Nie zniosłaby myśli, gdyby komuś stała się krzywda za sam fakt tego, że się z nią spotkał, dlatego bezpieczniej dla innych było, jak się od nich odcięła i uciekła do Oazy. Poza tym nie była też pewna, ilu dawnym znajomym mogła w pełni ufać. O ile do Tessy miała zaufanie, tak zdawała sobie sprawę, że niektórzy dawni współpracownicy z Munga mogliby ją wydać, więc odcięcie się było też spowodowane troską o własne bezpieczeństwo. Bo w czasach wojny sentymenty nieraz traciły na znaczeniu, a ludzie niemal zawsze wyżej stawiali własną rodzinę niż obcych, i na pewno niejeden by ją sprzedał, byle tylko poprawić byt bliskich bądź ocalić swoją skórę i udowodnić władzom, że nie sprzyja Zakonowi Feniksa.
Po chwili znowu umilkła, po prostu siedząc obok Samuela i pogrążając się w myślach na temat tego wszystkiego, co się wydarzyło i co dopiero mogło się wydarzyć.

| zt. dla Charlie




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Maleńki ogródek [odnośnik]08.04.22 18:46
Nie minęło wiele czasu, by rany zmieniły się w blizny. Najtrudniej było ukryć te - z pozoru niewidoczne, brzydsze, bardziej bolesne. Na ból fizyczny łatwiej było nie reagować. Coś co było tak krótkotrwałe, nie miało prawa decydować o jego zachowaniu. To ślady na umyśle zdawały się być bardziej złowieszcze, rozlewając się brzydką trucizną, zmieniając tor myśli i wywołując dodatkowa, fantomowe symptomy bólu na ciele. Na każde z tych był jednak sposób - mniej lub bardziej skuteczny - ale był. W jego przypadku, oprócz zwyczajowego czasu, potrzebował misji. Działania. Celu. Wszystko to, co skupiało uwagę na rzeczach dużo ważniejszych, niż odzywające się nie tylko w nocy koszmary. Widok osób, które potrzebowały pomocy, w równym stopniu pomagały mu oczyścić głowę z niepotrzebnych wrażeń. Także wtedy, gdy nieszczęsna słabość atakowała znowu, pozbawiając go tchu. Nie raz także świadomości.
Wracał jednak do sił szybko. Pisk w uszach przestał drażnić zmysły, ciemność błyskami wracała widzenie. Spłycony oddech wracał do normy. A nienachalna obecność tuż obok w jakiś sposób pomagała mu dojść do siebie. Do sił.
Pozwolił sobie na dłuższe milczenie. Nie tłumacząc i nie próbując nawiązywać do swojego stanu, a Charlie wydawała się to rozumieć. A przynajmniej - unikać - Tęsknotę rozumiem, ale nie powinnaś gadać takich głupot - odezwał się w końcu, marszcząc brwi, starając się pochwycić spojrzenie alchemiczki - wybacz za szorstkość, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie ruszałby do walki bez eliksirów, a ty jesteś w nich specjalistką - utrzymał spojrzenie, by z westchnieniem, przesunąć palcami po włosach czarownicy, w gruncie rzeczy, w większości po prostu słuchając płynących słów. Gorycz i żal były pierwszymi, które między słowami wychwytywał. Wycofywała się zbyt mocno, chociaż nie miał prawa oceniać jej wyborów. Wystarczająco wiele przeżyła, by cień smutku, zakrył woalem postrzeganie rzeczywistości i samej siebie. Być może potrzebowała - jak każdy czasu na zmianę. Albo osób, które mogłyby wesprzeć ją. Nie udawał, ze było to łatwe. I prawdopodobnie dlatego, po prostu długo milczał, oferując jej to, co sam otrzymał - obecność. Ani razu, nie zdjął palców z jasnych włosów czarownicy. W jakiś sposób, przypominając mu po prostu młodszą siostrę, której - wcześniej nie zdążył ochronić. Dziś mógł to jeszcze nadrobić.

| zt


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Maleńki ogródek - Page 4 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Maleńki ogródek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach