Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Lancashire
Brzeg rzeki Lune
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg rzeki Lune
Rzeka Lune łączy swoim nurtem hrabstwa Kumbria oraz Lancashire, jednak jej większa część płynie przez to drugie. Nazwana tak na cześć bóstwa czczonego przez zamieszkujących tutaj kiedyś Celtów, najbardziej malownicze i magiczne widoki ukazuje w należącym do Ollivanderów lesie Bowland. Ma niski brzeg, pozbawiony skarp, raczej brakuje jej żwirowych i piaszczystych plaż, natomiast pod dostatkiem ma tych kamiennych i porośniętych florą, w szczególności w lesistej części.
Jak widać czasami najprostsze rozwiązania okazywały się być tymi najbardziej skutecznymi. Skoro magia nie chciała im pomóc, Prudence użyła klucza, który dostała w liście. Okazało się być to dobrym rozwiązaniem, gdyż bez najmniejszego problemu otworzyła skrzynię, a co najważniejsze przedmiot również nie zrobił im krzywdy, przynajmniej jak na razie, no może nie licząc nogi Doe, która mogła ucierpieć, gdy ten w niego kopnął. Miała nadzieję, że zbytnio się nie uszkodził, bo jeszcze ją oskarży o jakiś wypadek przy pracy, czy inne takie.
Wyprostowała się, kiedy wieko się podniosło. Wreszcie dowie się, co było w środku. Zajrzała do wnętrza skrzyni z ogromnym zainteresowaniem. Z początku westchnęła rozczarowana, wydawało się bowiem, że przedmiot jest pusty w środku, poczuła na twarzy zimne powietrze, chłód, stęchliznę. Zajrzała głębiej, wtedy dostrzegła, że ta skrzynia wcale nie jest pusta. Oczy jej się zaświeciły. Skrzynia nie miała dna, była jakimś przejściem, nie do końca wiadomo gdzie. Spojrzała na Thomasa. - Wchodzimy?- było to w sumie pytanie retoryczne, nie zamierzała zwlekać. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, w głąb skrzyni. . - Ascendio!- chciała się znaleźć na końcu tego tunelu, który pojawił się w skrzyni.
Różdżka powinna pociągnąć ją przed siebie, nie będzie musiała tracić czasu na błądzenie po omacku. Usłyszała również gdzieś w tle szum rzeki. Zastanawiała się, czy znajdują się pod nią, czy właściwie dokąd prowadzi ten tajemniczy tunel.
Gdy znalazła się w pomieszczeniu, postanowiła ponownie machnąć różdżką, wszak nie wiadomo, czy nie ma tutaj gdzieś jakiegoś niebezpieczeństwa. - Festivo!- powiedziała pewnie. Czekała na efekty zaklęcia. W między czasie nasłuchiwała, czy Thomas wylądował gdzieś obok niej. W końcu było tu niezbyt jasno. Zastanawiało ją, gdzie właściwie się znajdują, niedługo powinni jednak zaspokoić już swoją ciekawość. Miała nadzieję, że towarzyszom, którzy zostali w domu, czy przed domem idzie równie gładko, co im. Jak na razie w końcu nie było najgorzej. Nie spotkali jeszcze nikogo, kto chciał im zrobić krzywdę, wydawało się być to sporym plusem tej całej sytuacji.
zaklęcia
Wyprostowała się, kiedy wieko się podniosło. Wreszcie dowie się, co było w środku. Zajrzała do wnętrza skrzyni z ogromnym zainteresowaniem. Z początku westchnęła rozczarowana, wydawało się bowiem, że przedmiot jest pusty w środku, poczuła na twarzy zimne powietrze, chłód, stęchliznę. Zajrzała głębiej, wtedy dostrzegła, że ta skrzynia wcale nie jest pusta. Oczy jej się zaświeciły. Skrzynia nie miała dna, była jakimś przejściem, nie do końca wiadomo gdzie. Spojrzała na Thomasa. - Wchodzimy?- było to w sumie pytanie retoryczne, nie zamierzała zwlekać. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, w głąb skrzyni. . - Ascendio!- chciała się znaleźć na końcu tego tunelu, który pojawił się w skrzyni.
Różdżka powinna pociągnąć ją przed siebie, nie będzie musiała tracić czasu na błądzenie po omacku. Usłyszała również gdzieś w tle szum rzeki. Zastanawiała się, czy znajdują się pod nią, czy właściwie dokąd prowadzi ten tajemniczy tunel.
Gdy znalazła się w pomieszczeniu, postanowiła ponownie machnąć różdżką, wszak nie wiadomo, czy nie ma tutaj gdzieś jakiegoś niebezpieczeństwa. - Festivo!- powiedziała pewnie. Czekała na efekty zaklęcia. W między czasie nasłuchiwała, czy Thomas wylądował gdzieś obok niej. W końcu było tu niezbyt jasno. Zastanawiało ją, gdzie właściwie się znajdują, niedługo powinni jednak zaspokoić już swoją ciekawość. Miała nadzieję, że towarzyszom, którzy zostali w domu, czy przed domem idzie równie gładko, co im. Jak na razie w końcu nie było najgorzej. Nie spotkali jeszcze nikogo, kto chciał im zrobić krzywdę, wydawało się być to sporym plusem tej całej sytuacji.
zaklęcia
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wstrzymał powietrze, czując ten najgorszy z rodzajów bólu - gorszy byłby tylko wtedy, gdyby szedł on od małego palca. Zrobił krok w tył, czując jak efekt kopnięcia skrzyni mierzwi całe jego ciało. Nienawidził tego, i szczerze żałował, że tak pochopnie postąpił… Ale mimo to, nie odezwał się, nie poskarży. Chociaż po jego minie było jasno widać, że zwyczajnie w świecie się uderzył.
- Panie przodem. Ale uważaj - powiedział, kiwając głową i obserwując kobietę jak ta znika w skrzyni. Sam zaraz spojrzał w kierunku niuchacza siedzącego w worze ze zbożem czy jeszcze czym innym, zapamiętując że powinni spróbować to stąd zabrać. Podszedł do niego i zaraz go wziął na ręce, a po tym już pozwolił mu wejść do swojej torby, chowając do niej również różdżkę. Chociaż do końca nie był pewny czy to był dobry pomysł, to całe schodzenie w tej ciemności. Ani tym bardziej czy był to dobry pomysł z niuchaczem w torbie. Ale mimo to, po prostu odetchnął i zaraz władował się do skrzyni, uznając że przecież na kamieniu powinien móc się utrzymać. Zresztą, to nie powinno być takie trudne do końca, nawet pomimo panującej ciemności, prawda? Jeśli wiedział, że spadał w dół, mógł się łatwo do tego przygotować… Odpowiednio zeskoczyć. Ile metrów mogło być w dół?
Oparł pewnie nogi na kamieniu, szukając odpowiednich przerw i jakiegokolwiek zaczepienia, zaraz po tym szukając podobnego zaczepienia dla dłoni. Ruch za ruchem, powoli i bez pośpiechu, ale pewnie, tak aby w razie potrzeby mógł się zaczepić o coś zupełnie innego - lub zeskoczyć, kiedy wymagałaby tego sytuacja i postarać się jak najlepiej zamortyzować upadek. Przecież nie robił tego pierwszy raz! Ile razy właził na drzewa, na budynki - ile razy wykonywał małpie akrobacje, byleby tylko się gdzieś dostać?
Chociaż do końca nie był pewny czy łatwiejsze nie było wspinanie się w górę, niż wspinanie w dół. Tym bardziej w ciemnościach, w których musiał się zdać na własne wyczucie. A bolący palec i nogi wcale mu tego zadania nie ułatwiał. Chciał rzucić pod nosem kilka bluzgów jeszcze na górze, ale powstrzymywał się od tego, stanowczo poświęcając tę energię na wspinaczkę. Może gdyby skorzystał z zaklęcia byłoby to dla niego łatwiejsze, chociaż stanowczo magia nie była dzisiaj po jego stronie i wolał nie skończyć z twarzą wbitą w ziemię.
|47 + 20 za zwinność (?) na wspinaczkę w dół szybu
- Panie przodem. Ale uważaj - powiedział, kiwając głową i obserwując kobietę jak ta znika w skrzyni. Sam zaraz spojrzał w kierunku niuchacza siedzącego w worze ze zbożem czy jeszcze czym innym, zapamiętując że powinni spróbować to stąd zabrać. Podszedł do niego i zaraz go wziął na ręce, a po tym już pozwolił mu wejść do swojej torby, chowając do niej również różdżkę. Chociaż do końca nie był pewny czy to był dobry pomysł, to całe schodzenie w tej ciemności. Ani tym bardziej czy był to dobry pomysł z niuchaczem w torbie. Ale mimo to, po prostu odetchnął i zaraz władował się do skrzyni, uznając że przecież na kamieniu powinien móc się utrzymać. Zresztą, to nie powinno być takie trudne do końca, nawet pomimo panującej ciemności, prawda? Jeśli wiedział, że spadał w dół, mógł się łatwo do tego przygotować… Odpowiednio zeskoczyć. Ile metrów mogło być w dół?
Oparł pewnie nogi na kamieniu, szukając odpowiednich przerw i jakiegokolwiek zaczepienia, zaraz po tym szukając podobnego zaczepienia dla dłoni. Ruch za ruchem, powoli i bez pośpiechu, ale pewnie, tak aby w razie potrzeby mógł się zaczepić o coś zupełnie innego - lub zeskoczyć, kiedy wymagałaby tego sytuacja i postarać się jak najlepiej zamortyzować upadek. Przecież nie robił tego pierwszy raz! Ile razy właził na drzewa, na budynki - ile razy wykonywał małpie akrobacje, byleby tylko się gdzieś dostać?
Chociaż do końca nie był pewny czy łatwiejsze nie było wspinanie się w górę, niż wspinanie w dół. Tym bardziej w ciemnościach, w których musiał się zdać na własne wyczucie. A bolący palec i nogi wcale mu tego zadania nie ułatwiał. Chciał rzucić pod nosem kilka bluzgów jeszcze na górze, ale powstrzymywał się od tego, stanowczo poświęcając tę energię na wspinaczkę. Może gdyby skorzystał z zaklęcia byłoby to dla niego łatwiejsze, chociaż stanowczo magia nie była dzisiaj po jego stronie i wolał nie skończyć z twarzą wbitą w ziemię.
|47 + 20 za zwinność (?) na wspinaczkę w dół szybu
Skinęła lekko głową, informując mężczyznę o zaakceptowaniu jego planu, po czym skupiła uwagę na efektach rzuconego zaklęcia. Nie spodziewała się, że przyniesie ono tak dobre efekty, ale już wkrótce dostrzegła niewyraźny obrys ludzkiej postaci. Nie minęła kolejna minuta, a powietrze wypełniły niekonkretne szepty, szmery wydające się być strzępkami ludzkiej konwersacji.
- Ktoś jest w którymś z pokoi. - Szepnęła, zbliżając się do Samuela, tak by nie musieć podnosić głosu. - Nie mam pewności, ale zarys przypomina sylwetkę kobietę skulonej na ziemi. Wydaje się trzymać coś w dłoniach. Członkini rodziny ze zdjęć? - Wspomnienie widocznych wcześniej ramek ze zdjęciami nasunęło sugestię, która okazałaby się najlepszym rozwiązaniem. Nie mogli jednak mieć pewności, z czym mają do czynienia i czy nie był to jakiegoś rodzaju podstęp. - Może uda się zobaczyć coś więcej. - Dodała, zastanawiając się, czy reszta ich niekonwencjonalnej drużyny doświadcza podobnych zajść. O ile czarodziej oraz Jackie mieli doświadczenie z bezpośredniego radzenia sobie w tego typu sytuacjach, sama Fancourt przyzwyczajona była do zagrożenia naturalnego i otwartego terenu, którego nieprzewidywalność doświadczały tylko i aż siły natury. Tutaj mogło się czaić coś znacznie mroczniejszego. Dla bezpieczeństwa kobieta wyciągnęła przed siebie różdżkę.
- Abspectus. - Skierowała zaklęcie w stronę ściany pomieszczenia, naprzeciwko którego się znaleźli.
- Ktoś jest w którymś z pokoi. - Szepnęła, zbliżając się do Samuela, tak by nie musieć podnosić głosu. - Nie mam pewności, ale zarys przypomina sylwetkę kobietę skulonej na ziemi. Wydaje się trzymać coś w dłoniach. Członkini rodziny ze zdjęć? - Wspomnienie widocznych wcześniej ramek ze zdjęciami nasunęło sugestię, która okazałaby się najlepszym rozwiązaniem. Nie mogli jednak mieć pewności, z czym mają do czynienia i czy nie był to jakiegoś rodzaju podstęp. - Może uda się zobaczyć coś więcej. - Dodała, zastanawiając się, czy reszta ich niekonwencjonalnej drużyny doświadcza podobnych zajść. O ile czarodziej oraz Jackie mieli doświadczenie z bezpośredniego radzenia sobie w tego typu sytuacjach, sama Fancourt przyzwyczajona była do zagrożenia naturalnego i otwartego terenu, którego nieprzewidywalność doświadczały tylko i aż siły natury. Tutaj mogło się czaić coś znacznie mroczniejszego. Dla bezpieczeństwa kobieta wyciągnęła przed siebie różdżkę.
- Abspectus. - Skierowała zaklęcie w stronę ściany pomieszczenia, naprzeciwko którego się znaleźli.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Ronja Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Czuła jak ciężko było napierać kolejne oddechy. Tajemniczy głos, który wydobywał się zza drzwi, niepokoił ją. Nie wydawał jej się należeć do wroga, choć w tym momencie tak naprawdę nie wiedziała, kim mógłby być wróg. Przynajmniej nie znalazła żadnych śladów czarnej magii. Przynajmniej z nią nie mieli się na razie mierzyć.
- W okolicy żadnego czarnomagicznego paskudztwa - poinformowała, zaraz przysłuchując się słowom Ronji. Skinęła jej głową. Wiedzieli przynajmniej o jednej osobie w budynku. Nie była pewna czy to wszyscy, którzy w nim się ukrywali, czuła jednak, że jej dodatkowe oko znajdujące się na dole wydawało się nie pomóc za wiele, dlatego przesunęła je na zewnątrz, tak, by mogło obserwować zarówno drzwi wejściowe jak i okolicę przed nimi. Gdyby ktoś postanowił dołączyć do ich wesołej gromadki.
- Jeśli to rzeczywiście członkini rodziny, to czuję, że jej stan nie jest za dobry. Coś mi tu nie pasuje i mam wrażenie, że wdepnęliśmy coś poważniejszego niż zakładałam - w końcu mieli sprawdzić tylko informacje, a potem rozbić szajkę, a nie siedzieć w domu, który przypomniał jeden z tych, o których czytała w tych strasznych powieściach, które polecili jej niektórzy znajomi.
Czekała aż zaklęcie Ronji zadziała, chcąc wiedzieć, czy się pomylili i szykowała się na to, jak zareagować.
- W okolicy żadnego czarnomagicznego paskudztwa - poinformowała, zaraz przysłuchując się słowom Ronji. Skinęła jej głową. Wiedzieli przynajmniej o jednej osobie w budynku. Nie była pewna czy to wszyscy, którzy w nim się ukrywali, czuła jednak, że jej dodatkowe oko znajdujące się na dole wydawało się nie pomóc za wiele, dlatego przesunęła je na zewnątrz, tak, by mogło obserwować zarówno drzwi wejściowe jak i okolicę przed nimi. Gdyby ktoś postanowił dołączyć do ich wesołej gromadki.
- Jeśli to rzeczywiście członkini rodziny, to czuję, że jej stan nie jest za dobry. Coś mi tu nie pasuje i mam wrażenie, że wdepnęliśmy coś poważniejszego niż zakładałam - w końcu mieli sprawdzić tylko informacje, a potem rozbić szajkę, a nie siedzieć w domu, który przypomniał jeden z tych, o których czytała w tych strasznych powieściach, które polecili jej niektórzy znajomi.
Czekała aż zaklęcie Ronji zadziała, chcąc wiedzieć, czy się pomylili i szykowała się na to, jak zareagować.
I survivedbecause fire inside me burned brighter than the fire around me
Jackie N. Rineheart
Zawód : Wiedźmia Strażniczka i najemniczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And suddenly life wasn't about living. It was about surviving.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Robił obchód starając się być uważnym i wiedzieć jak najwięcej. Jednak na razie wszystko zdawało się być w należytym porządku. Dostrzegł prześwit w brudnej szybkie więc zajrzał do środka, ale nie zobaczył nic co by go zaniepokoiło, a gdy już miał się zbierać na dalszy obchód usłyszał trzaśnięcie gałęzie i następne. Wyprostował się gwałtownie aby skupić wzrok na ścianie lasu, a szum drzew upewnił go w tym czego się najbardziej obawiali. Nie byli tu sami. Na razie był najbardziej widoczny ze wszystkich więc musiał się ukryć, dlatego nie zważając na nic nacisnął klamkę drzwi i wszedł do środka licząc się z tym, że może uruchomić kolejną pułapkę. Oko zostawił na zewnątrz aby móc widzieć więcej. Rozejrzał się po pomieszczeniu jakby spodziewał się ataku, po czym wycelował różdżkę w drzwi i rzucił szybkie -Abspectus - Następnie podszedł do okna, przez które sam wcześniej zaglądał ciekaw czy kogoś zobaczy wyłaniającego się z lasu. Nasłuchiwał też czy dosłyszy kogoś z ekipy, która weszła do domu. Nie chciał krzyczeć przez całość domu czy też biegać w panice szukając reszty. Zaciskał mocno dłoń na różdżce gotowy do bronienia się czy też ataku gdyby zaszła taka konieczność. Podejrzewał, że szmalcownicy właśnie przyszli po swoje.
|Aktualizuję swoje PŻ na 220.
|Aktualizuję swoje PŻ na 220.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Jackie, Ronja, Samuel
Świetlista sylwetka, którą przez ścianę dostrzegła Ronja, pozwoliła jej jednoznacznie ustalić, gdzie znajdowała się nieznajoma kobieta; pomieszczenie się zgadzało, to był z pewnością ten sam pokój, w którego oknie Samuel zobaczył cień. Powierzchnia dotkniętej końcem różdżki ściany zeszkliła się posłusznie pod naporem rzuconego przez Ronję zaklęcia, tworząc coś w rodzaju jednostronnego okna - a po drugiej stronie dało się dostrzec wnętrze niewielkiej sypialni, wyglądającej, jakby mogła należeć do dziecka. Pod jedną ze ścian stało pojedyncze łóżko nakryte kolorową narzutą, oprócz tego tuż na wprost magicznego okna znajdowała się niska komoda i niewielki kuferek. Pomiędzy komodą a łóżkiem, na podłodze, siedziała jasnowłosa kobieta, w której rysach dało się rozpoznać kobietę z fotografii widzianych przez was na dole; Jackie również ją rozpoznała - uświadamiając sobie, że po raz pierwszy widziała ją gdzieś indziej - na zdjęciu znalezionym w kieszeni martwego Edmonda. Sylwetkę kobiety częściowo zasłaniała krawędź łóżka, wyglądało jednak na to, że pochylała się nad czymś, co przypominało lusterko - a słowa, które wypowiadała, również skierowane były w tamtym kierunku. Nie wyglądała na ranną, choć policzki miała szczupłe i zapadnięte, a narzucony na ramiona sweter czasy świetności miał już dawno za sobą.
Herbert
Usłyszawszy dobiegający z lasu trzask, zdecydowałeś się nie ryzykować, zamiast tego szybko docierając do tylnych drzwi domu i wsuwając się do środka. Rzucone na drzwi zaklęcie pozwoliło ci wyjrzeć na zewnątrz, choć nie dało szerszego obrazu niż wyczarowane chwilę wcześniej oko, wciąż wiszące posłusznie na swoim miejscu. To głównie dzięki niemu dostrzegłeś wyłaniającą się z lasu sylwetkę - najpierw jedną, a później dwie kolejne, wszystkie ubrane w charakterystyczne szaty noszone przez członków magicznej policji. Cała trójka przystanęła pod rosnącym tuż przy szopie drzewem, rozglądając się uważnie i spoglądając to na dom, to na szopę; póki co nie podejmowali jednak żadnego działania, jakby na coś czekając.
To tylko post uzupełniający, kolejka toczy się dalej.
Świetlista sylwetka, którą przez ścianę dostrzegła Ronja, pozwoliła jej jednoznacznie ustalić, gdzie znajdowała się nieznajoma kobieta; pomieszczenie się zgadzało, to był z pewnością ten sam pokój, w którego oknie Samuel zobaczył cień. Powierzchnia dotkniętej końcem różdżki ściany zeszkliła się posłusznie pod naporem rzuconego przez Ronję zaklęcia, tworząc coś w rodzaju jednostronnego okna - a po drugiej stronie dało się dostrzec wnętrze niewielkiej sypialni, wyglądającej, jakby mogła należeć do dziecka. Pod jedną ze ścian stało pojedyncze łóżko nakryte kolorową narzutą, oprócz tego tuż na wprost magicznego okna znajdowała się niska komoda i niewielki kuferek. Pomiędzy komodą a łóżkiem, na podłodze, siedziała jasnowłosa kobieta, w której rysach dało się rozpoznać kobietę z fotografii widzianych przez was na dole; Jackie również ją rozpoznała - uświadamiając sobie, że po raz pierwszy widziała ją gdzieś indziej - na zdjęciu znalezionym w kieszeni martwego Edmonda. Sylwetkę kobiety częściowo zasłaniała krawędź łóżka, wyglądało jednak na to, że pochylała się nad czymś, co przypominało lusterko - a słowa, które wypowiadała, również skierowane były w tamtym kierunku. Nie wyglądała na ranną, choć policzki miała szczupłe i zapadnięte, a narzucony na ramiona sweter czasy świetności miał już dawno za sobą.
Herbert
Usłyszawszy dobiegający z lasu trzask, zdecydowałeś się nie ryzykować, zamiast tego szybko docierając do tylnych drzwi domu i wsuwając się do środka. Rzucone na drzwi zaklęcie pozwoliło ci wyjrzeć na zewnątrz, choć nie dało szerszego obrazu niż wyczarowane chwilę wcześniej oko, wciąż wiszące posłusznie na swoim miejscu. To głównie dzięki niemu dostrzegłeś wyłaniającą się z lasu sylwetkę - najpierw jedną, a później dwie kolejne, wszystkie ubrane w charakterystyczne szaty noszone przez członków magicznej policji. Cała trójka przystanęła pod rosnącym tuż przy szopie drzewem, rozglądając się uważnie i spoglądając to na dom, to na szopę; póki co nie podejmowali jednak żadnego działania, jakby na coś czekając.
Chwila bezruchu i nasłuch, dały mu szansę wychwycić kilka głosów i niewyraźnych słów. Trwał moment w skupieni, wciąż lekko pochylony, jakby był w stanie przebić się umysłem przez ścianę i drzwi. To, co zdołał wyłapać, nie kojarzyło mu się zbytnio z wrogiem, a... z mugolami. A przynajmniej z kimś, kto starał się ukryć. Albo przetrwać. Zdążył już spotkać się z miejscami, które stały się dla uciekinierów na krótko - ostoją. Miejsce mogło być jedną z takich kryjówek. Pamiętał też zdjęcia na dole. Właściciel domu musiał mieć rodzinę. Gdzie w takim razie się podziała? I czy to oni mogli się tu ukrywać? Zerknął na kobiety obok, zatrzymując się wzrokiem na Jackie i odzywając szeptem - wiadomo, cokolwiek się stało z jego rodziną? - nawet jeśli sylwetki za drzwiami go mogły usłyszeć, miał podejrzenie, że to nie szmalcownicy byli domownikami. Być może nawet po prostu więźniami. A słowa Ronji, mogły być do tego kolejną z przesłanek.
Dopiero wgląd w wyczarowane okno, dało więcej pewności. Pamiętał zdjęcia w ramkach i jasnowłosa kobietę. Mógł strzelać, ale nie było wiele czasu na pomyłki. Starał się zapamiętać układ pokoju i miejsce, gdzie znajdowała się kobieta. Zasięg "okna" nie był duży i wciąż wiele przestrzeni pomieszczenia kryło się niewidoczne. Ale - widział prawdę, nawet jeśli ktokolwiek ukrywać się miał pod inną postacią, lub w zakamarkach pokoju - Zakładam, że Pani nas słyszy i widziała przez okno - zaczął na głos, poważnie, spokojnie, by kobieta za ścianą zrozumiała z czym przychodzą - jesteśmy... działamy w tej samej sprawie co Pani mąż. Nie chcemy Pani krzywdy. Wchodzimy - przynajmniej jeśli nie pomylili się w informacjach - już bez dalszych dywagacji, pchnął drzwi, by wejść do środka, jako pierwszy, początkowo zasłaniając sobą wejście do środka. Różdżka znajdowała się w dłoni, gotowa do ewentualnego użycia lub koniecznej obrony - Musimy porozmawiać - dodał na koniec
Dopiero wgląd w wyczarowane okno, dało więcej pewności. Pamiętał zdjęcia w ramkach i jasnowłosa kobietę. Mógł strzelać, ale nie było wiele czasu na pomyłki. Starał się zapamiętać układ pokoju i miejsce, gdzie znajdowała się kobieta. Zasięg "okna" nie był duży i wciąż wiele przestrzeni pomieszczenia kryło się niewidoczne. Ale - widział prawdę, nawet jeśli ktokolwiek ukrywać się miał pod inną postacią, lub w zakamarkach pokoju - Zakładam, że Pani nas słyszy i widziała przez okno - zaczął na głos, poważnie, spokojnie, by kobieta za ścianą zrozumiała z czym przychodzą - jesteśmy... działamy w tej samej sprawie co Pani mąż. Nie chcemy Pani krzywdy. Wchodzimy - przynajmniej jeśli nie pomylili się w informacjach - już bez dalszych dywagacji, pchnął drzwi, by wejść do środka, jako pierwszy, początkowo zasłaniając sobą wejście do środka. Różdżka znajdowała się w dłoni, gotowa do ewentualnego użycia lub koniecznej obrony - Musimy porozmawiać - dodał na koniec
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Prudence, Thomas
Ukryte w skrzyni wejście do tunelu z całą pewnością nie wyglądało zachęcająco. Biegnący pionowo w dół szyb był wąski i ciemny, a na jego końcu majaczył wylot w kształcie prostokąta – na tyle mały, że sam korytarz musiał mieć do najmniej kilkanaście metrów długości. Zeskoczenie w dół wydawało się ryzykowne, zwłaszcza biorąc pod uwagę niepewne lądowanie, trudno więc było stwierdzić, co kierowało Prudence, gdy przesuwała koniec różdżki w stronę majaczącego na końcu tunelu dna – ale z pewnością nie spodziewała się efektu, jaki miało pociągnąć za sobą rzucone przez nią zaklęcie.
Ledwie z ust czarownicy spłynęły ostatnie głoski inkantacji, poczuła gwałtowne szarpnięcie – a w następnej sekundzie jej stopy oderwały się od drewnianej podłogi, różdżka pociągnęła ją w głąb skrzyni, a ona sama pomknęła – z niebywałą prędkością lecąc pionowo w dół; natychmiast otoczyły ją ciemności, chropowate ściany szybu zahaczały o jej szatę, szarpiąc i targając luźniejszymi fragmentami materiału; w uszach słyszała świst, raz czy dwa uderzyła też łokciem czy barkiem o wystający kamień, nie zdążyła jednak nawet tego zarejestrować, bo podróż była krótka – i zakończyła się gwałtownie, gdy ciemny tunel nagle skończył się, a ona sama znalazła się w długiej komnacie, zmierzając na bliskie spotkanie z twardą, kamienną posadzką.
Jako pierwsza z ziemią zetknęła się ściskana w wyciągniętej dłoni różdżka, i to prawdopodobnie uratowało Prudence życie – bo gdy tylko drewniany koniec uderzył w skałę, rozległ się głośny trzask i oślepiający błysk; różdżka sypnęła iskrami, po czym odbiła się gwałtownie – w podobny sposób, w jaki zaklęcia odbijały się od silnej tarczy protego – i rykoszetowała, nadal ciągnąc Prudence za sobą. Gwałtowna zmiana kierunku skutkowała bolesnym szarpnięciem w okolicach barku, który chwilę później zamienił się w znacznie silniejszy, gorący ból rozlewający się wzdłuż żeber i wnętrzności, kiedy siła odrzutu pchnęła czarownicę na kamienną ścianę, po której osunęła się, chwiejnie lądując na własnych nogach. Różdżka wysunęła się jej z ręki, a przed jej oczami rozlały się ciemne plamy, na parę sekund odbierając jej wzrok; to wystarczyło, by zatoczyła się, przełożyła bezwiednie nogę przez krawędź, a następnie znów poleciała w dół – tym razem lądując w lodowatej, ciągnącej ją gdzieś wodzie. To ją otrzeźwiło, ocknęła się natychmiastowo, z kolejnym oddechem wciągając do płuc cuchnącą nieprzyjemnie ciecz; pod stopami nie czuła dna, jednak zagłębienie, do którego wpadła, było na tyle wąskie, że mogła bez trudu złapać się jego krawędzi – śliskiej i ostrej.
Thomas, który wybrał znacznie mniej widowiskowy sposób zejścia na dół, nie był świadkiem upadku swojej towarzyszki, słyszał jednak niosący się echem hałas; niuchacz, po którego się wrócił, oderwał się od swojego zajęcia niechętnie, ale ostatecznie posłusznie pozwolił się włożyć do torby, poruszając się jedynie niepewnie, gdy Thomas przełożył nogi przez krawędź skrzyni i ruszył w dół – początkowo opierając ciężar ciała głównie o chropowate kamienie, gdy jednak szukał oparcia dla wyciągniętych dłoni, jego palce – zamiast na skałę – natrafiły na metalowy pręt, który okazał się być częścią drabiny. Starej i zardzewiałej, oraz zaczarowanej tak, że pozostawała niewidzialna – ale zdecydowanie zdatnej do użytku, pozwalającej Thomasowi zejść szybem w dół względnie sprawnie, a na jego końcu zeskoczyć bez większego szwanku na kamienną posadzkę.
Znaleźliście się w podziemnym, długim pomieszczeniu, o kamiennych, ciosanych ścianach i stosunkowo niskim sklepieniu, z wodnym kanałem przecinającym komnatę przez sam jej środek, niknącym w okratowanych tunelach znajdujących się po obu stronach. Wokół was panował półmrok – jedynymi źródłami światła były unoszące się w powietrzu, jasne kule, roztaczające wokół siebie przydymiony blask. Nie licząc hałasu, który narobiliście sami, oraz szmeru płynącej wody, było cicho – nie słyszeliście ani żadnych odgłosów z góry, ani tych dobiegających z trzech korytarzy, odbiegających prostopadle od pomieszczenia, w którym się znajdowaliście, i w przeciwieństwie do niego – nieoświetlonych. Wszystkie trzy wyglądały podobnie, nie widzieliście też ich końca.
Prudence, upadek kosztował cię kilka siniaków i (prawdopodobnie; nie jesteś w stanie stwierdzić tego bez konsultacji z uzdrowicielem) zakończył się złamaniem co najmniej trzech żeber. Odczuwasz silny ból przy oddychaniu i poruszaniu się, a gdy uda ci się wydostać z wody, zacznie cię męczyć również krwawy kaszel.
Herbert
Obserwowałeś tyły domu, samemu pozostając ukrytym tuż za drzwiami; widziałeś więc, jak do trójki stojących pod drzewem mężczyzn dołącza jeszcze jeden, również ubrany w charakterystyczne szaty magicznej policji. Cała czwórka wymieniła między sobą kilka zdań, których ze swojej pozycji nie byłeś w stanie usłyszeć, po czym dwóch z nich ruszyło w stronę szopy, jeden pozostał przy drzewie obserwując okolicę, a czwarty zaczął spokojnym krokiem zmierzać w stronę drzwi, za którymi stałeś. Nie zauważył lewitującego w powietrzu oka ani śladów, które pozostawiłeś odbite w śniegu, prawdopodobnie więc jeszcze nie zdawał sobie sprawy z twojej obecności, ale przez wyczarowane okno widziałeś, jak podchodzi do tylnych drzwi, gotów sięgnąć klamki. Palce prawej dłoni miał zaciśnięte na różdżce, którą trzymał opuszczoną przy udzie.
Miałeś zaledwie chwilę na reakcję.
Jackie, Ronja, Samuel
Kobieta, którą obserwowaliście przez wyczarowane w ścianie okno, zdawała się nieświadoma waszej obecności tuż za drzwiami, dopóki w korytarzu nie rozległy się słowa Samuela; te – choć stłumione – z pewnością przedostały się przez drzwi, bo nieznajoma znieruchomiała nagle i uniosła głowę, na wpół czujne, a na wpół przestraszone spojrzenie wbijając w zamknięte wciąż wyjście na korytarz. Rozejrzała się szybko, po czym schyliła się, żeby wsunąć pod łóżko trzymany w ręce przedmiot, a potem szybko podniosła się z podłogi, dłońmi przygładzając prostą sukienkę. Kiedy Samuel wspomniał o jej mężu, jej usta drgnęły niekontrolowanie, zaraz potem jednak opanowała emocje, robiąc krok do przodu – i krzyżując spojrzenia z aurorem, gdy tylko ten wszedł do pokoju. Jej wzrok oderwał się od jego twarzy tylko na chwilę, lądując kontrolnie na leżącej na komodzie różdżce, kobieta nie sięgnęła po nią jednak, a gdy ponownie zatrzymała oczy na Samuelu, pojawiło się w nich coś w rodzaju zrozumienia. Przełknęła ślinę, obejmując się ramionami, a później ponad ramieniem mężczyzny wyglądając jeszcze na korytarz, szukając wzrokiem sylwetek Jackie i Ronji. – Jesteście znajomymi Edmonda? – zapytała. Jej głos był cichy, zachrypnięty, zabarwiony lękiem; zmarszczyła brwi, jej palce – nieco zbyt szczupłe – nerwowo szarpały rękaw swetra. – Proszę mi wybaczyć, myślałam… Sądziłam, że to szmalcownicy. W ostatnim tygodniu byli tu kilka razy – powiedziała, na moment zerkając w stronę okna; mogło wam się wydawać, ale mieliście wrażenie, że w jej głosie rozbrzmiały fałszywe nuty.
W tym samym czasie wnętrze domu zaczęło się odmieniać, zrzucając z siebie iluzję spowodowaną przez aktywację pułapki. Jednocześnie Jackie – wciąż obserwując przód domu przy pomocy oka – na prowadzącej do budynku ścieżce dostrzegła dwie sylwetki mężczyzn, ubranych w charakterystyczne mundury magicznej policji. Jeden z nich, starszy i niższy, miał na głowie czapkę z symbolem świadczącym o tym, że był kimś wysoko postawionym w policyjnej hierarchii; nie zważając na nic, pewnym krokiem zmierzał prosto ku drzwiom, a choć w dłoni trzymał zaciśniętą elegancką laskę, to idąc, nie potrzebował się o nią podpierać. Jackie miała wrażenie, że kojarzyła jego twarz – ale póki co nie była w stanie przypomnieć sobie jego nazwiska.
Poniżej znajduje się mapa terenu oraz mapa podziemi. Po obu mapach możecie przemieszczać się swobodnie (z uwzględnieniem działających zaklęć), przemieszczenie się w obrębie mapy nie jest akcją.
(wersja powiększona)
(wersja powiększona)
Czas na odpis: 01.11 do godz. 21:00, w przeciągu tury możecie wykonać maksymalnie 2 akcje - to, czy będą umieszczone w jednym poście czy rozbite na dwa (lub więcej) zależy wyłącznie od was. Rzuty kością możecie wykonywać w temacie lub w szafce zniknięć - jak wam wygodniej. Mistrz gry przypomina też, że jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego (bo np. się przemieszczacie lub rzucacie zaklęcie wykrywające), piszcie śmiało.
Działające zaklęcia i eliksiry:
Oculus (Jackie) - 3/3 tury; PŻ: 10/10
Oculus (Herbert) - 2/3 tury; PŻ: 10/10
Incarcerare - 3/10 tur
Magicus extremos - 3/3 tury (+28 do rzutów na zaklęcia dla wszystkich oprócz Samuela)
Veritas claro (Samuel) - 2/5 tur
Herbarius Nuntius (Herbert)
Abspectus (Herbert) - 1/3 tury
Abspectus (Ronja) - 1/3 tury
Żywotność i energia magiczna:
Jackie - PŻ: 242/242; EM: 45/50
Prudence - PŻ: 139/209 (-15); EM: 43/50 (obrażenia: 70 (tłuczone) - złamanie trzech żeber, stłuczenia barku i klatki piersiowej)
Herbert - PŻ: 230/230; EM: 38/50
Thomas - PŻ: 220/220; EM: 42/50
Ronja - PŻ: 210/210; EM: 41/50
Samuel - PŻ: 279/279; EM: 38/50
Ukryte w skrzyni wejście do tunelu z całą pewnością nie wyglądało zachęcająco. Biegnący pionowo w dół szyb był wąski i ciemny, a na jego końcu majaczył wylot w kształcie prostokąta – na tyle mały, że sam korytarz musiał mieć do najmniej kilkanaście metrów długości. Zeskoczenie w dół wydawało się ryzykowne, zwłaszcza biorąc pod uwagę niepewne lądowanie, trudno więc było stwierdzić, co kierowało Prudence, gdy przesuwała koniec różdżki w stronę majaczącego na końcu tunelu dna – ale z pewnością nie spodziewała się efektu, jaki miało pociągnąć za sobą rzucone przez nią zaklęcie.
Ledwie z ust czarownicy spłynęły ostatnie głoski inkantacji, poczuła gwałtowne szarpnięcie – a w następnej sekundzie jej stopy oderwały się od drewnianej podłogi, różdżka pociągnęła ją w głąb skrzyni, a ona sama pomknęła – z niebywałą prędkością lecąc pionowo w dół; natychmiast otoczyły ją ciemności, chropowate ściany szybu zahaczały o jej szatę, szarpiąc i targając luźniejszymi fragmentami materiału; w uszach słyszała świst, raz czy dwa uderzyła też łokciem czy barkiem o wystający kamień, nie zdążyła jednak nawet tego zarejestrować, bo podróż była krótka – i zakończyła się gwałtownie, gdy ciemny tunel nagle skończył się, a ona sama znalazła się w długiej komnacie, zmierzając na bliskie spotkanie z twardą, kamienną posadzką.
Jako pierwsza z ziemią zetknęła się ściskana w wyciągniętej dłoni różdżka, i to prawdopodobnie uratowało Prudence życie – bo gdy tylko drewniany koniec uderzył w skałę, rozległ się głośny trzask i oślepiający błysk; różdżka sypnęła iskrami, po czym odbiła się gwałtownie – w podobny sposób, w jaki zaklęcia odbijały się od silnej tarczy protego – i rykoszetowała, nadal ciągnąc Prudence za sobą. Gwałtowna zmiana kierunku skutkowała bolesnym szarpnięciem w okolicach barku, który chwilę później zamienił się w znacznie silniejszy, gorący ból rozlewający się wzdłuż żeber i wnętrzności, kiedy siła odrzutu pchnęła czarownicę na kamienną ścianę, po której osunęła się, chwiejnie lądując na własnych nogach. Różdżka wysunęła się jej z ręki, a przed jej oczami rozlały się ciemne plamy, na parę sekund odbierając jej wzrok; to wystarczyło, by zatoczyła się, przełożyła bezwiednie nogę przez krawędź, a następnie znów poleciała w dół – tym razem lądując w lodowatej, ciągnącej ją gdzieś wodzie. To ją otrzeźwiło, ocknęła się natychmiastowo, z kolejnym oddechem wciągając do płuc cuchnącą nieprzyjemnie ciecz; pod stopami nie czuła dna, jednak zagłębienie, do którego wpadła, było na tyle wąskie, że mogła bez trudu złapać się jego krawędzi – śliskiej i ostrej.
Thomas, który wybrał znacznie mniej widowiskowy sposób zejścia na dół, nie był świadkiem upadku swojej towarzyszki, słyszał jednak niosący się echem hałas; niuchacz, po którego się wrócił, oderwał się od swojego zajęcia niechętnie, ale ostatecznie posłusznie pozwolił się włożyć do torby, poruszając się jedynie niepewnie, gdy Thomas przełożył nogi przez krawędź skrzyni i ruszył w dół – początkowo opierając ciężar ciała głównie o chropowate kamienie, gdy jednak szukał oparcia dla wyciągniętych dłoni, jego palce – zamiast na skałę – natrafiły na metalowy pręt, który okazał się być częścią drabiny. Starej i zardzewiałej, oraz zaczarowanej tak, że pozostawała niewidzialna – ale zdecydowanie zdatnej do użytku, pozwalającej Thomasowi zejść szybem w dół względnie sprawnie, a na jego końcu zeskoczyć bez większego szwanku na kamienną posadzkę.
Znaleźliście się w podziemnym, długim pomieszczeniu, o kamiennych, ciosanych ścianach i stosunkowo niskim sklepieniu, z wodnym kanałem przecinającym komnatę przez sam jej środek, niknącym w okratowanych tunelach znajdujących się po obu stronach. Wokół was panował półmrok – jedynymi źródłami światła były unoszące się w powietrzu, jasne kule, roztaczające wokół siebie przydymiony blask. Nie licząc hałasu, który narobiliście sami, oraz szmeru płynącej wody, było cicho – nie słyszeliście ani żadnych odgłosów z góry, ani tych dobiegających z trzech korytarzy, odbiegających prostopadle od pomieszczenia, w którym się znajdowaliście, i w przeciwieństwie do niego – nieoświetlonych. Wszystkie trzy wyglądały podobnie, nie widzieliście też ich końca.
Herbert
Obserwowałeś tyły domu, samemu pozostając ukrytym tuż za drzwiami; widziałeś więc, jak do trójki stojących pod drzewem mężczyzn dołącza jeszcze jeden, również ubrany w charakterystyczne szaty magicznej policji. Cała czwórka wymieniła między sobą kilka zdań, których ze swojej pozycji nie byłeś w stanie usłyszeć, po czym dwóch z nich ruszyło w stronę szopy, jeden pozostał przy drzewie obserwując okolicę, a czwarty zaczął spokojnym krokiem zmierzać w stronę drzwi, za którymi stałeś. Nie zauważył lewitującego w powietrzu oka ani śladów, które pozostawiłeś odbite w śniegu, prawdopodobnie więc jeszcze nie zdawał sobie sprawy z twojej obecności, ale przez wyczarowane okno widziałeś, jak podchodzi do tylnych drzwi, gotów sięgnąć klamki. Palce prawej dłoni miał zaciśnięte na różdżce, którą trzymał opuszczoną przy udzie.
Miałeś zaledwie chwilę na reakcję.
Jackie, Ronja, Samuel
Kobieta, którą obserwowaliście przez wyczarowane w ścianie okno, zdawała się nieświadoma waszej obecności tuż za drzwiami, dopóki w korytarzu nie rozległy się słowa Samuela; te – choć stłumione – z pewnością przedostały się przez drzwi, bo nieznajoma znieruchomiała nagle i uniosła głowę, na wpół czujne, a na wpół przestraszone spojrzenie wbijając w zamknięte wciąż wyjście na korytarz. Rozejrzała się szybko, po czym schyliła się, żeby wsunąć pod łóżko trzymany w ręce przedmiot, a potem szybko podniosła się z podłogi, dłońmi przygładzając prostą sukienkę. Kiedy Samuel wspomniał o jej mężu, jej usta drgnęły niekontrolowanie, zaraz potem jednak opanowała emocje, robiąc krok do przodu – i krzyżując spojrzenia z aurorem, gdy tylko ten wszedł do pokoju. Jej wzrok oderwał się od jego twarzy tylko na chwilę, lądując kontrolnie na leżącej na komodzie różdżce, kobieta nie sięgnęła po nią jednak, a gdy ponownie zatrzymała oczy na Samuelu, pojawiło się w nich coś w rodzaju zrozumienia. Przełknęła ślinę, obejmując się ramionami, a później ponad ramieniem mężczyzny wyglądając jeszcze na korytarz, szukając wzrokiem sylwetek Jackie i Ronji. – Jesteście znajomymi Edmonda? – zapytała. Jej głos był cichy, zachrypnięty, zabarwiony lękiem; zmarszczyła brwi, jej palce – nieco zbyt szczupłe – nerwowo szarpały rękaw swetra. – Proszę mi wybaczyć, myślałam… Sądziłam, że to szmalcownicy. W ostatnim tygodniu byli tu kilka razy – powiedziała, na moment zerkając w stronę okna; mogło wam się wydawać, ale mieliście wrażenie, że w jej głosie rozbrzmiały fałszywe nuty.
W tym samym czasie wnętrze domu zaczęło się odmieniać, zrzucając z siebie iluzję spowodowaną przez aktywację pułapki. Jednocześnie Jackie – wciąż obserwując przód domu przy pomocy oka – na prowadzącej do budynku ścieżce dostrzegła dwie sylwetki mężczyzn, ubranych w charakterystyczne mundury magicznej policji. Jeden z nich, starszy i niższy, miał na głowie czapkę z symbolem świadczącym o tym, że był kimś wysoko postawionym w policyjnej hierarchii; nie zważając na nic, pewnym krokiem zmierzał prosto ku drzwiom, a choć w dłoni trzymał zaciśniętą elegancką laskę, to idąc, nie potrzebował się o nią podpierać. Jackie miała wrażenie, że kojarzyła jego twarz – ale póki co nie była w stanie przypomnieć sobie jego nazwiska.
(wersja powiększona)
(wersja powiększona)
Czas na odpis: 01.11 do godz. 21:00, w przeciągu tury możecie wykonać maksymalnie 2 akcje - to, czy będą umieszczone w jednym poście czy rozbite na dwa (lub więcej) zależy wyłącznie od was. Rzuty kością możecie wykonywać w temacie lub w szafce zniknięć - jak wam wygodniej. Mistrz gry przypomina też, że jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego (bo np. się przemieszczacie lub rzucacie zaklęcie wykrywające), piszcie śmiało.
Działające zaklęcia i eliksiry:
Oculus (Jackie) - 3/3 tury; PŻ: 10/10
Oculus (Herbert) - 2/3 tury; PŻ: 10/10
Incarcerare - 3/10 tur
Magicus extremos - 3/3 tury (+28 do rzutów na zaklęcia dla wszystkich oprócz Samuela)
Veritas claro (Samuel) - 2/5 tur
Herbarius Nuntius (Herbert)
Abspectus (Herbert) - 1/3 tury
Abspectus (Ronja) - 1/3 tury
Żywotność i energia magiczna:
Jackie - PŻ: 242/242; EM: 45/50
Prudence - PŻ: 139/209 (-15); EM: 43/50 (obrażenia: 70 (tłuczone) - złamanie trzech żeber, stłuczenia barku i klatki piersiowej)
Herbert - PŻ: 230/230; EM: 38/50
Thomas - PŻ: 220/220; EM: 42/50
Ronja - PŻ: 210/210; EM: 41/50
Samuel - PŻ: 279/279; EM: 38/50
- ekwipunki:
- Jackie
różdżka, sakiewka (10 PM), zielonkawy kamień, eliksir kociego kroku, (1 porcja, stat. 12)
Prudence
różdżka, klucz, eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 17)
Herbert
różdżka, aparat fotograficzny, eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
Thomas
różdżka, magiczne wytrychy, kryształ, eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10), eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
Ronja
różdżka, niuchacz, kryształ
Samuel
różdżka, płaszcz z rogatej czarowcy, alabastrowa brosza, magiczna torba a w niej: świstoklik typu I (ułamany obcas), kryształ, eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10), maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 22)
Zaniepokoił się hałasem, który miał miejsce, ale jednocześnie nie dawał się rozproszyć, tym bardziej że niewidzialna drabina, po której schodził, mogła w każdej chwili się urwać lub być w niezbyt ciekawej kondycji. Nie był w stanie przecież tego ocenić!
Zeskoczył w końcu na posadzkę, rozglądając się po pomieszczeniu w którym się znalazł. A kiedy dojrzał Prudence w wodzie, szybko podbiegł nieopodal od lewej strony, zaraz rzucając się do pomocy kobiecie, aby mogła wyjść z wody - a raczej, żeby mógł ją wyciągnąć. Wolał nie pozwolić lady się zranić na tak ostrych krawędziach wyjścia, nawet jeśli już była poraniona wystarczająco w tym momencie. Zresztą, nie chciał nawet pytać o te hałasy. Jego pracodawczyni stanowczo nie wyglądała najlepiej…
Zdjął swoją torbę, zaraz układając niuchacza na ziemi jak i wyciągając z tej torby przedmioty, układając je obok stworzenia.
- Poczekaj tutaj, okej? - rzucił do stworzenia, a po chwili klęknął na brzegu kanału. - Poczekaj, nie wychodź sama, pomogę ci. Wszystko okej? Nie wyglądasz… no wiesz… Czekaj, czekaj, nie wychodź sama - zaczął mówić, przerzucając ramię torby tak, aby złapać w nie dziewczynę.
- Ramię pod… pod uda bardziej. Jesteś w stanie tutaj podpłynąć, złapać się brzegu? Wyciągnę cię przez torbę… - rzucił, modląc się w duchu, żeby ramię tej się nie zerwało. Nie powinno, w końcu Prudence była drobną kobietą.
Zaraz jedną ręką złapał pewniej torbę, mając nadzieję że uda mu się zrobić dźwignię, dzięki czemu ranna nie nadwyręży się jakoś za bardzo, drugą asystując kobiecie w wyjściu na brzeg. A kiedy tylko ta znalazła się na brzegu, wyciągnął różdżkę, chcąc jej pomóc w jakikolwiek sposób.
Widząc też ból na twarzy Prudence, zaraz zaczął szukać w pamięci… zaklęć. Pamiętał o jakim zaklęciu mówiła Yvette, pamiętał zaklęcia rzucane przez Rosalyn u Jaydena…
- Okej, pokaż gdzie boli. Mam zaklęcie, powinno zadziałać - powiedział pewnie, przykładając różdżkę zaraz do miejsca, które wskazała kobieta i wykonując ruch, który podpatrzył w Irlandii od uzdrowicielki. Textura… textura co? A może frextura, fraxtura? Nie był pewny, nie pamiętał jasno - tak samo jak tego czy nie było to zaklęcie dwuczłonowe. Ale jeszcze coś… wcześniej rzucała na Jamesa. Może to było coś znieczulającego?
- Feniterio - rzucił, zaraz po tym odkładając różdżkę na bok i zdejmując swoją kurtkę.
- Musisz to zdjąć, szybko… znaczy…no nie tak, w sensie… No wiesz co mam na myśli! - rzucił niepewnie, zaraz wstając i podając Prudence swoją kurtkę, a po tym zbierając przedmioty i wrzucając je z powrotem do przemoczonej torby, a później łapiąc na ręce niuchacza i dopiero teraz mając moment na rozejrzenie się dokładniejsze po pomieszczeniu.
Kanał z wodą, przejścia… niewidzialna drabina, tunel z powrotem w górę…
- Jesteś w stanie iść..? Czy chcesz tutaj poczekać? Mogę pójść… no wiesz… rozejrzeć się?
| EM: 41/50
Zeskoczył w końcu na posadzkę, rozglądając się po pomieszczeniu w którym się znalazł. A kiedy dojrzał Prudence w wodzie, szybko podbiegł nieopodal od lewej strony, zaraz rzucając się do pomocy kobiecie, aby mogła wyjść z wody - a raczej, żeby mógł ją wyciągnąć. Wolał nie pozwolić lady się zranić na tak ostrych krawędziach wyjścia, nawet jeśli już była poraniona wystarczająco w tym momencie. Zresztą, nie chciał nawet pytać o te hałasy. Jego pracodawczyni stanowczo nie wyglądała najlepiej…
Zdjął swoją torbę, zaraz układając niuchacza na ziemi jak i wyciągając z tej torby przedmioty, układając je obok stworzenia.
- Poczekaj tutaj, okej? - rzucił do stworzenia, a po chwili klęknął na brzegu kanału. - Poczekaj, nie wychodź sama, pomogę ci. Wszystko okej? Nie wyglądasz… no wiesz… Czekaj, czekaj, nie wychodź sama - zaczął mówić, przerzucając ramię torby tak, aby złapać w nie dziewczynę.
- Ramię pod… pod uda bardziej. Jesteś w stanie tutaj podpłynąć, złapać się brzegu? Wyciągnę cię przez torbę… - rzucił, modląc się w duchu, żeby ramię tej się nie zerwało. Nie powinno, w końcu Prudence była drobną kobietą.
Zaraz jedną ręką złapał pewniej torbę, mając nadzieję że uda mu się zrobić dźwignię, dzięki czemu ranna nie nadwyręży się jakoś za bardzo, drugą asystując kobiecie w wyjściu na brzeg. A kiedy tylko ta znalazła się na brzegu, wyciągnął różdżkę, chcąc jej pomóc w jakikolwiek sposób.
Widząc też ból na twarzy Prudence, zaraz zaczął szukać w pamięci… zaklęć. Pamiętał o jakim zaklęciu mówiła Yvette, pamiętał zaklęcia rzucane przez Rosalyn u Jaydena…
- Okej, pokaż gdzie boli. Mam zaklęcie, powinno zadziałać - powiedział pewnie, przykładając różdżkę zaraz do miejsca, które wskazała kobieta i wykonując ruch, który podpatrzył w Irlandii od uzdrowicielki. Textura… textura co? A może frextura, fraxtura? Nie był pewny, nie pamiętał jasno - tak samo jak tego czy nie było to zaklęcie dwuczłonowe. Ale jeszcze coś… wcześniej rzucała na Jamesa. Może to było coś znieczulającego?
- Feniterio - rzucił, zaraz po tym odkładając różdżkę na bok i zdejmując swoją kurtkę.
- Musisz to zdjąć, szybko… znaczy…no nie tak, w sensie… No wiesz co mam na myśli! - rzucił niepewnie, zaraz wstając i podając Prudence swoją kurtkę, a po tym zbierając przedmioty i wrzucając je z powrotem do przemoczonej torby, a później łapiąc na ręce niuchacza i dopiero teraz mając moment na rozejrzenie się dokładniejsze po pomieszczeniu.
Kanał z wodą, przejścia… niewidzialna drabina, tunel z powrotem w górę…
- Jesteś w stanie iść..? Czy chcesz tutaj poczekać? Mogę pójść… no wiesz… rozejrzeć się?
| EM: 41/50
Wkroczyła do środka pomieszczenia spokojnie, stając nieopodal okna bocznej ściany. O ile we wcześniejszej wizji kobiety, dało się dostrzec trzymany w dłoniach przedmiot, teraz już w nich go nie miała, co natychmiastowo wzbudziło zainteresowanie Fancourt. Rozejrzała się po pomieszczeniu, skupiając uwagę na kącie, w którym siedziała ich rozmówczyni, a następnie położyła dłoń na ramieniu Samuela, ściskając je lekko w geście proszącym o wstrzymanie surowego przesłuchania. Blondynka zdawała się wysoce przestraszona, ton głos lekko uniesiony, cichy i ewidentnie pełen wątpliwości.
- Edmond był wspaniałym człowiekiem, wiele słyszeliśmy o jego niezmordowanych wysiłkach. - Zaczęła czarownica, uśmiechając się lekko podczas gdy rysy twarzy przybrały na kształt szczerego współczucia. Chociaż warunki nie stanowiły najlepszej okazji do wykorzystania swojej wiedzy, szczególnie pod presją cichego niepokoju o ich bezpieczeństwo, to Fancourt nie pierwszy raz uczestniczyła w okazji z umiejętną rozmową ze świadkiem. Czas wymagał szybkiego działania, a nieznajoma musiała wiedzieć więcej niż zaledwie parę lekkich stwierdzeń skrytych pod warstwą nieufności. - Jesteś jego żoną? Rodziną? Nie chcieliśmy cię przestraszyć, ale sami niepokoiliśmy się, co zastaniemy w jego domu. Okolica nie sprawia wrażenia najbezpieczniejszej, tak zresztą jak zauważyłaś. - Kolejne kilka drobnych kroków do przodu, kojący ton głosu i niezmienne zainteresowanie, jakim obdarzała swoją rozmówczynię. Fancourt przykucnęła delikatnie, by znaleźć się na jej poziomie. - Jestem uzdrowicielką, możemy ci pomóc, ale musimy wpierw wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Szmalcownicy nie nawiedzali domu bez powodu, szukają czegoś prawda? - Wiedziała, że stojący za plecami auror i Jackie ostrzegą ją przed ewentualnym niebezpieczeństwem, a póki co musiała spróbować z sytuacji wynieść jak najwięcej. Po raz kolejny, bursztynowe spojrzenie przetoczyło się po szczupłej twarzy kobiety, oraz jej najbliższym otoczeniu w poszukiwaniu znaków zdradliwych emocji, prawdy, czy nawet czegokolwiek innego co mogło umknąć im podczas procesu wchodzenia do środka sypialni.
Wnętrze domu zaczynało zmieniać się lekko, zapewne poprzez działalność trefnego zabezpieczenia i chociaż sama Fancourt nie znała się zbyt dobrze na iluzjach, miała nadzieję, że faktyczny stan pomieszczenia dostarczy jej nawet więcej wskazówek.
| perswazja II, kłamstwo I, rzut na spostrzegawczość
- Edmond był wspaniałym człowiekiem, wiele słyszeliśmy o jego niezmordowanych wysiłkach. - Zaczęła czarownica, uśmiechając się lekko podczas gdy rysy twarzy przybrały na kształt szczerego współczucia. Chociaż warunki nie stanowiły najlepszej okazji do wykorzystania swojej wiedzy, szczególnie pod presją cichego niepokoju o ich bezpieczeństwo, to Fancourt nie pierwszy raz uczestniczyła w okazji z umiejętną rozmową ze świadkiem. Czas wymagał szybkiego działania, a nieznajoma musiała wiedzieć więcej niż zaledwie parę lekkich stwierdzeń skrytych pod warstwą nieufności. - Jesteś jego żoną? Rodziną? Nie chcieliśmy cię przestraszyć, ale sami niepokoiliśmy się, co zastaniemy w jego domu. Okolica nie sprawia wrażenia najbezpieczniejszej, tak zresztą jak zauważyłaś. - Kolejne kilka drobnych kroków do przodu, kojący ton głosu i niezmienne zainteresowanie, jakim obdarzała swoją rozmówczynię. Fancourt przykucnęła delikatnie, by znaleźć się na jej poziomie. - Jestem uzdrowicielką, możemy ci pomóc, ale musimy wpierw wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Szmalcownicy nie nawiedzali domu bez powodu, szukają czegoś prawda? - Wiedziała, że stojący za plecami auror i Jackie ostrzegą ją przed ewentualnym niebezpieczeństwem, a póki co musiała spróbować z sytuacji wynieść jak najwięcej. Po raz kolejny, bursztynowe spojrzenie przetoczyło się po szczupłej twarzy kobiety, oraz jej najbliższym otoczeniu w poszukiwaniu znaków zdradliwych emocji, prawdy, czy nawet czegokolwiek innego co mogło umknąć im podczas procesu wchodzenia do środka sypialni.
Wnętrze domu zaczynało zmieniać się lekko, zapewne poprzez działalność trefnego zabezpieczenia i chociaż sama Fancourt nie znała się zbyt dobrze na iluzjach, miała nadzieję, że faktyczny stan pomieszczenia dostarczy jej nawet więcej wskazówek.
| perswazja II, kłamstwo I, rzut na spostrzegawczość
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Ronja Fancourt' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
-Zaraza - Zauważył, że zostawił ślady na śniegu zapominając je usunąć. Teraz jednak było na to za późno. Widział jak czwórka ludzi wyłania się zza ściany lasu i zatrzymuje się na granicy. Magiczna policja nie wróżyła niczego dobrego. Przez chwilę się wahał czy wyjść na zewnątrz ale uznał, że to skrajna głupota aż tak się narażać. Nie wiedział przecież, że od frontu również przyszli. W momencie kiedy dwójka ruszyła w stronę szopy, a jeden ruszył w stronę drzwi za którymi znajdował się Herbert, ten wycelował różdżką w drzwi wypowiadając przy tym zaklęcie. -Impervius - Jak tylko to zrobił skierował się w stronę schodów aby znaleźć resztę ekipy, która była w budynku. Wbiegł na piętro wołając -Mamy gości!
Zatrzymał się aby złapać oddech i jednocześnie skupić się na oculusie, który był na zewnątrz i dzięki niemu mógł zobaczyć coś więcej. -Dwóch poszło do szopy, jeden idzie do nas, a czwarty stoi i pewnie na coś czeka. - Zdał szybką relację. Nie wiedział co się dzieje w szopie ani jak poinformować resztę, że mają właśnie na głowie magiczną policję. Na pewno jednak nie obejdzie się bez działań, które ujawnią ich obecność, tego był niemal pewien. Nie wiedział też, co udało się odkryć ekipie, do której właśnie dołączył.
|Rzut na Impervius, em:37/50
Zatrzymał się aby złapać oddech i jednocześnie skupić się na oculusie, który był na zewnątrz i dzięki niemu mógł zobaczyć coś więcej. -Dwóch poszło do szopy, jeden idzie do nas, a czwarty stoi i pewnie na coś czeka. - Zdał szybką relację. Nie wiedział co się dzieje w szopie ani jak poinformować resztę, że mają właśnie na głowie magiczną policję. Na pewno jednak nie obejdzie się bez działań, które ujawnią ich obecność, tego był niemal pewien. Nie wiedział też, co udało się odkryć ekipie, do której właśnie dołączył.
|Rzut na Impervius, em:37/50
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Co kierowało Prudence? Sama chyba nie do końca wiedziała. Jak zawsze zanim się dobrze zastanowiła to miała szansę poczuć na własnej skórze konsekwencje swoich czynów. Tym razem nie było inaczej. Sama nawet nie pomyślałaby, że tak szybko znajdzie się na dole. Różdżka gwałtownie pociągnęła ją na sam dół szybu... Zrobiło się ciemno, przemieszczała się bardzo szybko, czuła jak odbija się od ścian. Serce zaczęło jej bić gwałtownie, wiedziała już, że ten pomysł nie był najlepszy, nigdy chyba jeszcze tak szybko nie spadała. Zamknęła oczy, nie chciała widzieć tego, co znajdzie na końcu tunelu. Mogła przynajmniej nie patrzeć na niebezpieczeństwo, bo skoro go nie widać, można uznać, że nie istnieje?
Zastanawiała się, czy uda jej się zatrzymać na końcu szybu, czy zostanie mokrą, krwistą plamą. Wtedy coś trzasnęło, to różdżka spotkała się ze ścianą i pociągnęła ją dalej w przeciwnym kierunku.. mocno szarpnęło, poczuła ból, silny ból który przeszywał jej ciało. Wylądowała na kamiennej ścianie, ciało zdecydowanie nie było w najlepszym stanie, ale chyba nie umarła... Różdżka wypadła jej z ręki, a ona sama osunęła się na nogach, czarne plamy pojawiły się jej przed oczami, chwila nieuwagi wystarczyła, aby spadła dalej, zupełnie nieświadomie. Poczuła chłód, zimna woda spowodowała, że odzyskała przytomność. To musiała być rzeka, oby prąd nie był zbyt silny, bo pociągnie ją ze sobą. Wyciągnęła głowę do góry, zaczerpnęła głęboko powietrza. Próbowała dotknąć dna stopami - niestety nie udało jej się to. Żebra ją bolały, jednak zimna woda powodowała, że wydawało się to być aktualnie najmniejszym problemem. Próbowała się trzymać rękoma skał, chociaż nie było to zbyt przyjemne, raniły jej dłonie. Czy ona zawsze musiała mieć takie szczęście?
- Chyba nie, trochę się poturbowałam, zamroczyło mnie i tu wpadłam.- nie do końca wiedziała, jak ma stąd wyjść. - Zgubiłam różdżkę, muszę znaleźć różdżkę.- powiedziała jeszcze, w tym momencie to się jej wydawało najważniejsze, w końcu nie wiadomo, kogo i co spotkają w tej skrzyni.
Podpłynęła do strony, z której stał Thomas, nie szło jej to najlepiej, pomimo jej umiejętności, w końcu jej ciało, nie chciało z nią współpracować.
Korzystała z pomocy, jaką zaproponował jej Doe, miała nadzieję, że uda się mu ją wyciągnąć. O ile wyczołgała się na brzeg, to niespecjalnie spieszyło jej się do tego, aby się podnieść. Była cała mokra, trzęsła się z zimna, w końcu była zima, nie był to najlepszy czas na kąpiele. Do tego wszystkiego ból wydawał się być coraz silniejszy, przymknęła oczy, oddychała powoli, musiała się uspokoić. - Czy masz doświadczenie w rzucaniu takich zaklęć? Ronja jest uzdrowicielką... poszukaj mojej różdżki, potrzebuję jej.- powiedziała, jednak tamten chyba nie do końca słuchał, co ma do powiedzenia, bo rzucił w jej kierunku jakieś zaklęcie. Miała nadzieję, że wie co robi, jeśli nie... to mają problem.
Zastanawiała się, czy uda jej się zatrzymać na końcu szybu, czy zostanie mokrą, krwistą plamą. Wtedy coś trzasnęło, to różdżka spotkała się ze ścianą i pociągnęła ją dalej w przeciwnym kierunku.. mocno szarpnęło, poczuła ból, silny ból który przeszywał jej ciało. Wylądowała na kamiennej ścianie, ciało zdecydowanie nie było w najlepszym stanie, ale chyba nie umarła... Różdżka wypadła jej z ręki, a ona sama osunęła się na nogach, czarne plamy pojawiły się jej przed oczami, chwila nieuwagi wystarczyła, aby spadła dalej, zupełnie nieświadomie. Poczuła chłód, zimna woda spowodowała, że odzyskała przytomność. To musiała być rzeka, oby prąd nie był zbyt silny, bo pociągnie ją ze sobą. Wyciągnęła głowę do góry, zaczerpnęła głęboko powietrza. Próbowała dotknąć dna stopami - niestety nie udało jej się to. Żebra ją bolały, jednak zimna woda powodowała, że wydawało się to być aktualnie najmniejszym problemem. Próbowała się trzymać rękoma skał, chociaż nie było to zbyt przyjemne, raniły jej dłonie. Czy ona zawsze musiała mieć takie szczęście?
- Chyba nie, trochę się poturbowałam, zamroczyło mnie i tu wpadłam.- nie do końca wiedziała, jak ma stąd wyjść. - Zgubiłam różdżkę, muszę znaleźć różdżkę.- powiedziała jeszcze, w tym momencie to się jej wydawało najważniejsze, w końcu nie wiadomo, kogo i co spotkają w tej skrzyni.
Podpłynęła do strony, z której stał Thomas, nie szło jej to najlepiej, pomimo jej umiejętności, w końcu jej ciało, nie chciało z nią współpracować.
Korzystała z pomocy, jaką zaproponował jej Doe, miała nadzieję, że uda się mu ją wyciągnąć. O ile wyczołgała się na brzeg, to niespecjalnie spieszyło jej się do tego, aby się podnieść. Była cała mokra, trzęsła się z zimna, w końcu była zima, nie był to najlepszy czas na kąpiele. Do tego wszystkiego ból wydawał się być coraz silniejszy, przymknęła oczy, oddychała powoli, musiała się uspokoić. - Czy masz doświadczenie w rzucaniu takich zaklęć? Ronja jest uzdrowicielką... poszukaj mojej różdżki, potrzebuję jej.- powiedziała, jednak tamten chyba nie do końca słuchał, co ma do powiedzenia, bo rzucił w jej kierunku jakieś zaklęcie. Miała nadzieję, że wie co robi, jeśli nie... to mają problem.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie mógł dziwić się reakcji kobiety. Sytuacja, nawet dla nich, obcych należała do tych niebezpiecznych. A ktoś, kto stricte należał do rodziny zamordowanego Edmonda musiała być... skomplikowana. Jak właściwie potoczyły się jej losy? I czemu nic o niej nie wiedzieli? Kontrolnie spojrzał na Jackie, który pozostawała z tyłu.Nikt nie zainteresował się żoną i dzieckiem zmarłego? Logicznym wydaje się, że mordercy obrali za cel najbardziej z nim powiązane osoby. Nie podobały mu się konkluzje, jakie kiełkowały mu w głowie.
W momencie, w którym przekroczył próg, mimowolnie podążył wzrokiem za miejscami, na które patrzyła jasnowłosa. Była wyraźnie wystraszona, ale nie wszystko w jej słowach wygrywało prawdziwe tony. Nie podobało mu się to. Zanim jednak dotyk palców na jego ramieniu wymógł na nim intuicyjne zaciśniecie różdżki, zadał rzucić kilka pytań - Z kim rozmawiałaś? I jeśli mówisz prawdę, nie mamy wiele czasu. Potrzebujesz pomocy? Gdzie wasza córka? - stawiał, na newralgiczność poruszanych kwestii. Jeśli bardziej emocjonalnie reagowała na wzmiankę o mężu, pozostałe treści też powinny wyciągnąć na powierzchnie prawdę. Śledził jej twarz szukając dostrzeżonego wcześniej fałszu. Wiedział jednak, że dostrzeżenie kłamstwa to jedno. Drugie - dlaczego ktoś to robił i której części właściwie dotyczyło. Zbyt wiele przesłuchań miał za sobą, by nie wychwycić mimicznych zmian, które kreśliły oczy, drżenie warg i zmarszczki malujące się wokół oblicza. Tak powstawały nie raz zupełnie inne historie.
Na dotyk zareagował krótkim zmarszczeniem brwi. Przez twarz przemknął nieprzyjemny cień. Nie sądził by mieli wiele czasu, żeby przebierać w środkach, ale zamiast tego skorzystał z okazji, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Podszedł do komody, przy której znajdowała się różdżka, ale nie sięgnął po nią. Potem przeszedł w stronę okna. Tego samego, które dostrzegł z dołu. Stanął przy krawędzi okna,wychylając się tylko odrobinę, by zerknąć przez szybę, na zewnątrz. W tym samym momencie, kroki z dołu i głos Herberta na dole zaalarmował go wystarczająco, by wyczuć, że działo się coś więcej. Co konkretnie?
W momencie, w którym przekroczył próg, mimowolnie podążył wzrokiem za miejscami, na które patrzyła jasnowłosa. Była wyraźnie wystraszona, ale nie wszystko w jej słowach wygrywało prawdziwe tony. Nie podobało mu się to. Zanim jednak dotyk palców na jego ramieniu wymógł na nim intuicyjne zaciśniecie różdżki, zadał rzucić kilka pytań - Z kim rozmawiałaś? I jeśli mówisz prawdę, nie mamy wiele czasu. Potrzebujesz pomocy? Gdzie wasza córka? - stawiał, na newralgiczność poruszanych kwestii. Jeśli bardziej emocjonalnie reagowała na wzmiankę o mężu, pozostałe treści też powinny wyciągnąć na powierzchnie prawdę. Śledził jej twarz szukając dostrzeżonego wcześniej fałszu. Wiedział jednak, że dostrzeżenie kłamstwa to jedno. Drugie - dlaczego ktoś to robił i której części właściwie dotyczyło. Zbyt wiele przesłuchań miał za sobą, by nie wychwycić mimicznych zmian, które kreśliły oczy, drżenie warg i zmarszczki malujące się wokół oblicza. Tak powstawały nie raz zupełnie inne historie.
Na dotyk zareagował krótkim zmarszczeniem brwi. Przez twarz przemknął nieprzyjemny cień. Nie sądził by mieli wiele czasu, żeby przebierać w środkach, ale zamiast tego skorzystał z okazji, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Podszedł do komody, przy której znajdowała się różdżka, ale nie sięgnął po nią. Potem przeszedł w stronę okna. Tego samego, które dostrzegł z dołu. Stanął przy krawędzi okna,wychylając się tylko odrobinę, by zerknąć przez szybę, na zewnątrz. W tym samym momencie, kroki z dołu i głos Herberta na dole zaalarmował go wystarczająco, by wyczuć, że działo się coś więcej. Co konkretnie?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Brzeg rzeki Lune
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Lancashire