Tereny jeździeckie
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Tereny jeździeckie
Stajnie przy Chateau Rose zostały odświeżone i ponownie zapełnione końmi w lipcu 1957 r. Aetonany bardzo dobrej angielskiej krwi, w zdecydowanej większości śnieżnego umaszczenia, zajmują eleganckie boksy w budynku znajdującym się w pobliżu pałacu. Znajdujące się pod doskonałą opieką specjalistów zwierzęta są nie tylko mądre i pojętne, ale i perfekcyjnie wyszkolone. Tylne wyjście ze stajni prowadzi do obszernej krytej ujeżdżani o podwyższonym stropie, by koń mógł wzbić się w powietrze. Dalej wydeptana ścieżka prowadzi ku podleśnym terenom, przygotowanym tak pod galop, jak na podniebne wojaże - rozległe zadbane łąki pozbawione zostały jakichkolwiek przypadkowych przeszkód. Bliskość lasów też nie jest przypadkowa - w sezonie są tam urządzane polowania.
Ostatnie tygodnie były niezwykle intensywne. Wiosna była czasem zmian, budzenia się do życia, nowych początków. Decyzje, które zapadały miały ogromne znaczenie, podobnie jak składane deklaracje i obietnice. Poprosił Tristana o spotkanie. Podobną rozmowę odbywali już dwukrotnie i oba te zdarzenia zakończyły się fiaskiem – błędy, na których uczyli się i wyciągali wnioski. Kiedy przygotowywał się do rozmowy jeszcze w swojej komnacie był zamyślony. Czy tym razem postępował dobrze? Miał obawy. Callisty Avery był aż zanadto pewny i to okazało się jego zgubą, kiedy Lady Shropshire postanowiła ostatecznie opuścić Anglię i zerwać zaręczyny. Wątpliwe decyzje zawsze odbijały się negatywnie na przyszłych rozważaniach i utrudniały podejmowanie decyzji. W jego myślach również pojawiła się Isabella Selwyn, którą to Tristan wybrał dla niego i skłonił do zaręczyn z Lady z Essexu. Nie mogli wiedzieć, jak potoczy się cała ta historia, ani nie mogli przewidzieć, że Salamandra zniknie. Obaj dokonali błędnych wyborów. Z Primrose było jednak inaczej, ona nie wycofa się, nie zniknie, nie „odwidzi” jej się. Stabilnie opracowała swój plan na życie, wiedziała czego chce i przede wszystkim dążyli wspólnie w jednym kierunku. Do Tristana należała jednak ostateczna decyzja, a Mathieu przyjmie ją taką, jaka będzie. Wierzył, że jego brat okaże zrozumienie i w Primrose dostrzeże szansę na ich przyszłość.
Tristan wybrał miejsce spotkania. Tereny Jeździeckie. Miejsce, które od stosunkowo niedawna tętniło życiem, a odrestaurowane stajnie ponownie zapełnione końmi cieszyły oko. Mathieu zwierzęta cenił w każdej postaci, mniej lub bardziej niebezpieczne, mniej lub bardziej przyjemne w obyciu. Nigdy nie miał jednak okazji by nauczyć się wprawnej jazdy konnej bądź jakiejkolwiek w zasadzie. Ledwie jak przez mgłę pamiętał, jak za dziecka zasiadał w siodle i był uprowadzany po terenach zielonych, zawsze pod czyjąś opieką. Myślami błądził wtedy ku niebu, które mogły przecinać skrzydlate, niebezpieczne stworzenia zwane smokami. Teraz po czasie mógł jedynie żałować, jak wiele kwestii istotnych we własnym rozwoju pominął, jak głupi i nierozważny był wtenczas. Teraz mógł jedynie starać się to wszystko nadrobić, choć to dopiero początek tego wszystkiego. Nie wiedział co będą robić, więc postanowił na klasyczny strój. Ciemne spodnie, jasna koszula i dopasowane odzienie wierzchnie. Kwietniowa pogoda potrafiła spłatać figle, choć na pierwszy rzut oka zapowiadało się dość pogodnie. Dopiero wtedy ruszył na spotkanie z kuzynem.
- Dobrze Cię widzieć. – powiedział spokojnym głosem na przywitanie. Rozejrzał się wokół. Mathieu był poważniejszy niż zawsze, może nieco bardziej spięty, jakby coś go dręczyło. Zmienił się, ale to zmiany były dla Tristana widoczne już wcześniej. Na pewno wiedział, że Mathieu chce porozmawiać z nim o poważnych kwestiach jego własnego życia i domyślał się również, o kogo może chodzić. Jego bystrym oczom nie umykały takie kwestie, a młodszy z Rosierów doskonale o tym wiedział. – Tereny jeździeckie? Wiesz, że nigdy nie nauczyłem się jeździć… – dodał spokojnie. Nie obawiał się zwierząt ani samego faktu obcowania z nimi. Raczej chodziło o sam fakt, że nie do końca wiedział, jak miałby się na koniu poruszać. – Dziękuję, że zechciałeś poświęcić mi ten czas. Wiem, że nadmiar obowiązków spoczywa na Twoich barkach. – dlatego sam starał się jak najbardziej odciążyć kuzyna od obowiązków w Smoczych Ogrodach, robił co mógł, wszak byli rodziną i musieli się wspierać.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Delikatna mżawka nie zaskakiwała typową dla Anglii wiosenną pogodą i tym bardziej nie zniechęciła go przed wypoczynkiem na świeżym powietrzu. W miarę rozwoju konfliktu czasu dla siebie miał coraz mniej, a nielicznych chwil starał się nie marnotrawić. Sięgnął dłonią chrapów oporządzonego przez stajennego konia, oglądając się na drugiego z nich, przez chwilę ważąc, czy spokojny wałach miał temperament, z którym poradzi sobie Mathieu. Charakterniejszą, trudniejszą w obyciu klacz zdecydował się dosiąść samemu, wchodząc w siodło jeszcze przed pojawieniem się na miejscu kuzyna, przeznaczając pozostały czas na sprawdzenie odpowiedniej długości strzemion i reakcji wierzchowca na pomoce. Kiedy czarodziej wreszcie nadszedł, Tristan przyglądał mu się już z oddali. Wydawał się spięty, ale miał swoje powody. Nie wyjawił mu, co stało za tym spotkaniem, lecz mając w pamięci ostatnie wydarzenia, w tym incydent na ceremonii, ale i to, co przekazała mu Evandra, spodziewał się, że chciał wreszcie uporządkować kwestię swojego ożenku. Sprawa budziła w nim ambiwalentne uczucia, wywołując ulgę nie mniejszą od niepokoju. Przed jakąkolwiek oceną chciał jednak oddać głos jemu.
- Wskakuj, czas rozprostować kości - oznajmił, niewiele tłumacząc; usłużny stajenny drgnął, by mu w tym pomóc, przytrzymując wałacha. - Grunt, że Cicreone jest nauczony. To spokojne zwierzę, poradzisz sobie. - Po prostu będzie wiedział, co robić - podąży za Tristanem. Nie bywał temperamentny, nie powinien próbować siłować się z Mathieu. W oczekiwaniu na gotowość kuzyna poprawił na dłoniach skórzane rękawice i zebrał wodze, obserwując, jak stajenny dostosowuje do jego towarzysza siodło. Zostało przygotowane na wzrost Tristana, bo Mathieu znalazł się tu po raz pierwszy - należało nanieść parę poprawek. Należało też zapiąć go na uwięzi Tristan przyglądał się temu ze spokojnym milczeniem, nieśpiesznie odbierając od stajennego kraniec liny. Mając kontakt z wierzchowcem kuzyna łatwiej przejmie nad nim kontrolę, owinął sznur wokół ręki, by mieć pewność, że nie zostanie mu wyrwany. Za pierwszym razem Mathieu będzie trudno, ale jego pomoc i spokojny temperament zwierzęcia powinny mu to ułatwić.
- Nie trzymaj mnie w niepewności - rzucił, przeciągając dłonią wzdłuż szyi klaczy, obdarzając ją intensywniejszą pieszczotą. - Jest coś, o czym chciałeś pomówić. - Nie potrzebował przecież podziękowań od kuzyna, dla którego zawsze mógł znaleźć czas. Ciężar obowiązków był faktem, lecz mówienie o nim byłoby oznaką nieporadności, na którą nie mógł sobie pozwolić.
- Wskakuj, czas rozprostować kości - oznajmił, niewiele tłumacząc; usłużny stajenny drgnął, by mu w tym pomóc, przytrzymując wałacha. - Grunt, że Cicreone jest nauczony. To spokojne zwierzę, poradzisz sobie. - Po prostu będzie wiedział, co robić - podąży za Tristanem. Nie bywał temperamentny, nie powinien próbować siłować się z Mathieu. W oczekiwaniu na gotowość kuzyna poprawił na dłoniach skórzane rękawice i zebrał wodze, obserwując, jak stajenny dostosowuje do jego towarzysza siodło. Zostało przygotowane na wzrost Tristana, bo Mathieu znalazł się tu po raz pierwszy - należało nanieść parę poprawek. Należało też zapiąć go na uwięzi Tristan przyglądał się temu ze spokojnym milczeniem, nieśpiesznie odbierając od stajennego kraniec liny. Mając kontakt z wierzchowcem kuzyna łatwiej przejmie nad nim kontrolę, owinął sznur wokół ręki, by mieć pewność, że nie zostanie mu wyrwany. Za pierwszym razem Mathieu będzie trudno, ale jego pomoc i spokojny temperament zwierzęcia powinny mu to ułatwić.
- Nie trzymaj mnie w niepewności - rzucił, przeciągając dłonią wzdłuż szyi klaczy, obdarzając ją intensywniejszą pieszczotą. - Jest coś, o czym chciałeś pomówić. - Nie potrzebował przecież podziękowań od kuzyna, dla którego zawsze mógł znaleźć czas. Ciężar obowiązków był faktem, lecz mówienie o nim byłoby oznaką nieporadności, na którą nie mógł sobie pozwolić.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Wytrwale oczekiwał odpowiedniego momentu, aby podjąć rozmowę z Tristanem. Nie chodziło jedynie o kwestię małżeństwa, miał jeszcze jeden istotny temat, o którym powinni porozmawiać i o ile wiedział, że sprawa ewentualnego małżeństwa może być tą słodko-gorzką, o tyle druga kwestia z pewnością nie spowoduje specjalnego zadowolenia na twarzy Lorda Nestora. Nie wiedział też od której powinien zacząć, aby sprawy przebiegły pomyślnie i po jego myśli, w tym kontekście logiczniejszym wydawał się temat małżeństwa, a mniej logicznym temat brata bękarta, którego Mathieu posiadał, jak się okazało. Na jego nieszczęście jego matka potwierdziła całą historyjkę. Nie musiała w zasadzie dodawać nic więcej, bo kiedy na jego bezpośrednie pytanie odparła „Tylko się nie denerwuj, Mathieu”, wiedział już czego może się spodziewać. Żądał jednak wyjaśnień, bo po tylu latach zwyczajnie mu się należały. To solidnie nadszarpnęło jego relację z matką i chcąc nie chcąc, ostatnimi czasy panowała między nimi dziwnego rodzaju cisza.
Przejażdżka. W pierwszej chwili uniósł brew ku górze, ale znał brata i wiedział, że ten nie żartuje. Dosiadanie konia po tylu latach było dość nietypowe, ale w jego ruchach nie pojawiła się niepewność. Zwierzęta wyczuwały strach i obawę, niezależnie od gatunku i rodzaju, który reprezentowały. Nie musiał siedzieć w siodle pół życia, aby wiedzieć w jaki sposób to funkcjonuje. Wziął lekki oddech i wsiadł, wyprostował się w wygodnej pozycji i pozwolił stajennemu zająć się całą resztą. Miał skupić się na rozmawianiu, a nie było to wcale takie proste, kiedy siedziało się na grzbiecie konia. Pozostało mu jednak zaufać Tristanowi w tej kwestii.
- Chciałem omówić z Tobą dwie kwestie. – zaczął, przesuwając wzrok na Tristana. Wolałby mieć pewną możliwość obserwowania reakcji kuzyna, kiedy Mathieu będzie uzewnętrzniał się w sprawie i tematów do poruszenia, a to nie będzie takie proste, bo wzrok mimowolnie uciekał do głowy konia, na którym siedział. – Pierwszej z nich się domyślasz, jak mniemam. Chodzi o małżeństwo. – powiedział spokojnym tonem. Nie będzie przecież owijał w bawełnę, ani krążył wokół tematu. Zawsze rozmawiali otwarcie, nie musieli ukrywać przed sobą nic niezwykle ważnego, dlatego i tym razem Mathieu postanowił mówić wprost.
- Jestem zdania, że Primrose Burke udowodniła swoją wartość i oddanie sprawie, ani też, że nie zawiedzie oczekiwań, które zostaną postawione. Mam świadomość, że dwie poprzednie próby okazały się fiaskiem, które nie powinno mieć miejsca, za ostatnie winien jestem przeprosiny. Popełniłem błąd. – powiedział, biorąc głębszy oddech. – Chciałbym jednak poznać Twoje zdanie, wiedzieć co o niej sądzisz. – dodał po chwili, ponownie kierując wzrok na kuzyna. Może Tristan miał inny plan? Może chciał to rozegrać w inny sposób i wykorzystać Mathieu do innego, bardziej lukratywnego układu?
Przejażdżka. W pierwszej chwili uniósł brew ku górze, ale znał brata i wiedział, że ten nie żartuje. Dosiadanie konia po tylu latach było dość nietypowe, ale w jego ruchach nie pojawiła się niepewność. Zwierzęta wyczuwały strach i obawę, niezależnie od gatunku i rodzaju, który reprezentowały. Nie musiał siedzieć w siodle pół życia, aby wiedzieć w jaki sposób to funkcjonuje. Wziął lekki oddech i wsiadł, wyprostował się w wygodnej pozycji i pozwolił stajennemu zająć się całą resztą. Miał skupić się na rozmawianiu, a nie było to wcale takie proste, kiedy siedziało się na grzbiecie konia. Pozostało mu jednak zaufać Tristanowi w tej kwestii.
- Chciałem omówić z Tobą dwie kwestie. – zaczął, przesuwając wzrok na Tristana. Wolałby mieć pewną możliwość obserwowania reakcji kuzyna, kiedy Mathieu będzie uzewnętrzniał się w sprawie i tematów do poruszenia, a to nie będzie takie proste, bo wzrok mimowolnie uciekał do głowy konia, na którym siedział. – Pierwszej z nich się domyślasz, jak mniemam. Chodzi o małżeństwo. – powiedział spokojnym tonem. Nie będzie przecież owijał w bawełnę, ani krążył wokół tematu. Zawsze rozmawiali otwarcie, nie musieli ukrywać przed sobą nic niezwykle ważnego, dlatego i tym razem Mathieu postanowił mówić wprost.
- Jestem zdania, że Primrose Burke udowodniła swoją wartość i oddanie sprawie, ani też, że nie zawiedzie oczekiwań, które zostaną postawione. Mam świadomość, że dwie poprzednie próby okazały się fiaskiem, które nie powinno mieć miejsca, za ostatnie winien jestem przeprosiny. Popełniłem błąd. – powiedział, biorąc głębszy oddech. – Chciałbym jednak poznać Twoje zdanie, wiedzieć co o niej sądzisz. – dodał po chwili, ponownie kierując wzrok na kuzyna. Może Tristan miał inny plan? Może chciał to rozegrać w inny sposób i wykorzystać Mathieu do innego, bardziej lukratywnego układu?
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Kiwnięciem głowy odprawił stajennego, wyciągając linę na kontakt z wierzchowcem Mathieu; bez ostrzeżenia i zwłoki pośpieszył oba konie w żywiołowy stęp, trzymając swojego towarzysza blisko siebie. Uważnym spojrzeniem zbadał jego dłonie, upewniając się, że z dzieciństwa nie zapomniał, jak trzyma się wodze, a jego postawa jest wyprostowana.
- Patrz przed siebie - polecił, gdy spostrzegł, że jego wzrok ucieka na końską szyję, nie powinien, tracił wtedy postawę. - Ręce niżej - Miał nadzieję wypuścić go dziś obok siebie bez liny, lecz aby to zrobić musiał nabrać pewności, że Mathieu da sobie radę. Od dawna już nie zachodził do stajni, a jeśli chciał zacząć znaczyć więcej w socjecie, musiał zacząć pokazywać się na towarzyskich spędach. Polowania były jednymi z ważniejszych, a mrukliwa natura Mathieu na nich nie przeszkadzała. Zbliżał się sezon.
Miał rację, kwestia małżeństwa nie była dla niego zaskoczeniem. Mathieu przebierał w kobietach już od pewnego czasu, przychylając się do bardziej lub mniej interesujących wybranek. Zastanawiał się, na ile to niezdecydowanie wynikało z błędów samego Tristana, zbyt niskiej stanowczości. Byli sobie równi wiekiem, razem się chowali, ich relacja była inna od szacunku, jakim darzył swojego poprzednika. Wzywany na kolejne rozmowy odnośnie swojej przyszłości gorliwie zapewniał, że Evandra w końcu przyjmie jego oświadczyny, wiedząc, że to ją chciał zobaczyć u swego boku. Upór spotykał się z czasem większym, a czasem mniejszym zrozumieniem, gdy straciwszy cierpliwość zeswatano go z lady Nott, ale to pozwoliło mu zrozumieć tylko, że w dążeniu do własnych celów należało nie brać jeńców, ani nie trwać w bezczynności, bo czas z tylko tego powodu nigdy nie wstrzyma biegu. Lecz czy Mathieu znał swoje pragnienia? Zaskoczył go formalny ton, którym się do niego zwrócił. Nie musiał mu przecież mówić o oddaniu Primrose sprawie, Tristan był jednym z tych, którzy podejmowali decyzję o dopuszczeniu czarodziejów do bardziej zaawansowanych rycerskich spraw, a całkiem niedawno zadecydowali - mimo sceptycyzmu - że pozwolą na to zdeterminowanej lady Burke. Sęk w tym, że nie rozmawiali o rekrutacji do wojska, tylko o mariażu. Nie odpowiedział na przeprosiny, wydawały mu się zbędne. Zbliżenie się do rodu Burke mogło przynieść im wyłącznie korzyści, od zawsze cenił sobie Edgara i wiedział, że będą mogli na nim polegać.
- Zaskakujący wybór - stwierdził w końcu, wyprowadzając konie na otwarte tereny; raz za czas oglądał się na kuzyna, oceniając jego postawę. - Łydka w tył - wtrącił między słowa, nagle, nie odbiegając jednak myślami od jego wybranki. Była inna od kobiet, którymi interesował się wcześniej. - Skąd ten pomysł? - zapytał wprost, Primrose była bardzo mądra, lecz odbiegała od głównych kanonów piękna. Musiała zainteresować go czymś innym, niż jej poprzedniczki. - Sprawia wrażenie kobiety, która nad rodzinne życie mocniej stawia własny indywidualizm i samorozwój - stwierdził, kierując wierzchowce jedną ze ścieżek, były bezpieczniejsze i bardziej przewidywalne niż otwarty teren.
- Patrz przed siebie - polecił, gdy spostrzegł, że jego wzrok ucieka na końską szyję, nie powinien, tracił wtedy postawę. - Ręce niżej - Miał nadzieję wypuścić go dziś obok siebie bez liny, lecz aby to zrobić musiał nabrać pewności, że Mathieu da sobie radę. Od dawna już nie zachodził do stajni, a jeśli chciał zacząć znaczyć więcej w socjecie, musiał zacząć pokazywać się na towarzyskich spędach. Polowania były jednymi z ważniejszych, a mrukliwa natura Mathieu na nich nie przeszkadzała. Zbliżał się sezon.
Miał rację, kwestia małżeństwa nie była dla niego zaskoczeniem. Mathieu przebierał w kobietach już od pewnego czasu, przychylając się do bardziej lub mniej interesujących wybranek. Zastanawiał się, na ile to niezdecydowanie wynikało z błędów samego Tristana, zbyt niskiej stanowczości. Byli sobie równi wiekiem, razem się chowali, ich relacja była inna od szacunku, jakim darzył swojego poprzednika. Wzywany na kolejne rozmowy odnośnie swojej przyszłości gorliwie zapewniał, że Evandra w końcu przyjmie jego oświadczyny, wiedząc, że to ją chciał zobaczyć u swego boku. Upór spotykał się z czasem większym, a czasem mniejszym zrozumieniem, gdy straciwszy cierpliwość zeswatano go z lady Nott, ale to pozwoliło mu zrozumieć tylko, że w dążeniu do własnych celów należało nie brać jeńców, ani nie trwać w bezczynności, bo czas z tylko tego powodu nigdy nie wstrzyma biegu. Lecz czy Mathieu znał swoje pragnienia? Zaskoczył go formalny ton, którym się do niego zwrócił. Nie musiał mu przecież mówić o oddaniu Primrose sprawie, Tristan był jednym z tych, którzy podejmowali decyzję o dopuszczeniu czarodziejów do bardziej zaawansowanych rycerskich spraw, a całkiem niedawno zadecydowali - mimo sceptycyzmu - że pozwolą na to zdeterminowanej lady Burke. Sęk w tym, że nie rozmawiali o rekrutacji do wojska, tylko o mariażu. Nie odpowiedział na przeprosiny, wydawały mu się zbędne. Zbliżenie się do rodu Burke mogło przynieść im wyłącznie korzyści, od zawsze cenił sobie Edgara i wiedział, że będą mogli na nim polegać.
- Zaskakujący wybór - stwierdził w końcu, wyprowadzając konie na otwarte tereny; raz za czas oglądał się na kuzyna, oceniając jego postawę. - Łydka w tył - wtrącił między słowa, nagle, nie odbiegając jednak myślami od jego wybranki. Była inna od kobiet, którymi interesował się wcześniej. - Skąd ten pomysł? - zapytał wprost, Primrose była bardzo mądra, lecz odbiegała od głównych kanonów piękna. Musiała zainteresować go czymś innym, niż jej poprzedniczki. - Sprawia wrażenie kobiety, która nad rodzinne życie mocniej stawia własny indywidualizm i samorozwój - stwierdził, kierując wierzchowce jedną ze ścieżek, były bezpieczniejsze i bardziej przewidywalne niż otwarty teren.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Nie spodziewał się, że rozmowa z Tristanem będzie przebiegała w takich warunkach. Wprowadzały one pewnego rodzaju komfort, ale chyba nigdy nie odbywał rozmów z bratem jak uczeń na dyrektorskim dywaniku. Może zwyczajowo było mu się ciężej skupić w momencie, kiedy musiał kontrolować swoje ruchy, patrzeć przed siebie, trzymać ręce niżej, o czym mu przypominał. O jego małżeństwie rozmawiali już wcześniej. Mathieu nie widział siebie w roli męża przez długi czas, a Tristan bardzo wyrozumiale podchodził do tego tematu, nie starając się wymusić na nim niczego. W końcu jednak nadszedł czas, ale w dziwny sposób los sprawiał, że przez ostatnie niemal dwa lata, nadal nie dorobił się małżonki. Powinno pójść gładko i prosto – reprezentował ród Rosier, był zdolnym czarodziejem, gotowym do działania, co szczególnie udowodnił w ostatnim czasie. Nie wszystko jednak zawsze szło po ich myśli i nie ze wszystkim musieli się zgadzać, czasem zwyczajnie należało zaakceptować to, co szykował dla nas los.
Zaskakujący wybór.
Owszem, był zaskakujący i zgadzał się z nim w pełni. Kiedy poznał Primrose, a raczej kiedy ta poprosiła go o pomoc w nauce Czarnej Magii miał mieszane uczucia wobec niej. Nie odpowiadała standardom piękna, wyróżniała się na tle innych dam, jednak nie można powiedzieć, że nie posiadała urody ani, tym bardziej, że była bez wyrazu. Niestety, początek ich znajomości przebiegał równolegle z pojawieniem się zakazanego owocu na horyzoncie, któremu Mathieu dał się zwieść. Od zawsze miał problem z zbyt łatwą uległością wobec rzeczy zabronionych, zakazanych lub jakkolwiek niepoprawnych. Otworzył oczy być może zbyt późno, zdał sobie sprawę z własnej głupoty również nie w porę, jednak jak mawiają, lepiej późno niż wcale. Domyślał się, że Tristan zacznie zadawać pytania i wcale mu się nie dziwił. Poprawił swoją postawę w siodle i spojrzał na niego przez chwilę, zastanawiając się co powinien mu odpowiedzieć…
- Z początku była to jedynie ciekawość. – odpowiedział spokojnym tonem i wziął głębszy oddech. – Jest w niej coś, co mnie zaintrygowało. Przyznam, że odbiega znacznie od arystokratek, które zdążyłem poznać. – dodał po chwili. Nie tylko o to chodziło. Mathieu lubił wyzwania, a kobieta, która od samego początku wyrażała jedynie chęć kompletnego posłuszeństwa wobec przyszłego męża, nie mogła być potraktowana w ten sposób. Szybko by się znudził i tkwił w małżeństwie, które żadnej ze stron nie sprawiłoby ani grama satysfakcji, byłoby jedynie pustą transakcją, która narobiłaby więcej szkód niż pożytku. Może miało to związek również z tym, że przez wiele lat obserwował to, jak silną kobietą jest Evandra, jak wiele potrafi zdziałać, co sobą reprezentuje. Nie wyobrażał sobie u swego boku kobiety, która będzie jedynie błyskotką na pokaz, taką, która nie ma żadnego znaczenia w świecie. – Jest w niej siła, której brakuje wielu. Jeśli kiedykolwiek miałbym wybierać, to wybrałbym kobietę, która myśli podobnie jak ja, wyznaje te same wartości i kieruje się tym samym. Jej działania udowadniają, że jest w stanie osiągnąć bardzo wiele, a wspólnie osiągniemy jeszcze więcej, pomogłaby wzmocnić naszą pozycję. Małżeństwo łączące nasz ród i ród Burke przyniosłoby nam korzyści. – spokojnie zakończył swoją wypowiedź. To Tristan podejmie ostateczna decyzję i zaakceptuje lub odrzuci jego wybór. Mathieu był pewien, że poradzi sobie z Primrose. Może i sprawiała wrażenie kobiety, dla której większą wartość miał indywidualizm i samorozwój, niżeli rodzina… ale to jedynie złudne wrażenie. Wiedział, że mogło to mieć związek z jej kompleksem dotyczącym wyglądu. Zawsze chciała ukryć wszelkie swoje wady, niedociągnięcia natury, krępowała się, chowała. Wygląd przemijał, a inteligencja i umiejętności pozostawały.
Zaskakujący wybór.
Owszem, był zaskakujący i zgadzał się z nim w pełni. Kiedy poznał Primrose, a raczej kiedy ta poprosiła go o pomoc w nauce Czarnej Magii miał mieszane uczucia wobec niej. Nie odpowiadała standardom piękna, wyróżniała się na tle innych dam, jednak nie można powiedzieć, że nie posiadała urody ani, tym bardziej, że była bez wyrazu. Niestety, początek ich znajomości przebiegał równolegle z pojawieniem się zakazanego owocu na horyzoncie, któremu Mathieu dał się zwieść. Od zawsze miał problem z zbyt łatwą uległością wobec rzeczy zabronionych, zakazanych lub jakkolwiek niepoprawnych. Otworzył oczy być może zbyt późno, zdał sobie sprawę z własnej głupoty również nie w porę, jednak jak mawiają, lepiej późno niż wcale. Domyślał się, że Tristan zacznie zadawać pytania i wcale mu się nie dziwił. Poprawił swoją postawę w siodle i spojrzał na niego przez chwilę, zastanawiając się co powinien mu odpowiedzieć…
- Z początku była to jedynie ciekawość. – odpowiedział spokojnym tonem i wziął głębszy oddech. – Jest w niej coś, co mnie zaintrygowało. Przyznam, że odbiega znacznie od arystokratek, które zdążyłem poznać. – dodał po chwili. Nie tylko o to chodziło. Mathieu lubił wyzwania, a kobieta, która od samego początku wyrażała jedynie chęć kompletnego posłuszeństwa wobec przyszłego męża, nie mogła być potraktowana w ten sposób. Szybko by się znudził i tkwił w małżeństwie, które żadnej ze stron nie sprawiłoby ani grama satysfakcji, byłoby jedynie pustą transakcją, która narobiłaby więcej szkód niż pożytku. Może miało to związek również z tym, że przez wiele lat obserwował to, jak silną kobietą jest Evandra, jak wiele potrafi zdziałać, co sobą reprezentuje. Nie wyobrażał sobie u swego boku kobiety, która będzie jedynie błyskotką na pokaz, taką, która nie ma żadnego znaczenia w świecie. – Jest w niej siła, której brakuje wielu. Jeśli kiedykolwiek miałbym wybierać, to wybrałbym kobietę, która myśli podobnie jak ja, wyznaje te same wartości i kieruje się tym samym. Jej działania udowadniają, że jest w stanie osiągnąć bardzo wiele, a wspólnie osiągniemy jeszcze więcej, pomogłaby wzmocnić naszą pozycję. Małżeństwo łączące nasz ród i ród Burke przyniosłoby nam korzyści. – spokojnie zakończył swoją wypowiedź. To Tristan podejmie ostateczna decyzję i zaakceptuje lub odrzuci jego wybór. Mathieu był pewien, że poradzi sobie z Primrose. Może i sprawiała wrażenie kobiety, dla której większą wartość miał indywidualizm i samorozwój, niżeli rodzina… ale to jedynie złudne wrażenie. Wiedział, że mogło to mieć związek z jej kompleksem dotyczącym wyglądu. Zawsze chciała ukryć wszelkie swoje wady, niedociągnięcia natury, krępowała się, chowała. Wygląd przemijał, a inteligencja i umiejętności pozostawały.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Ciekawość, która przeszła w zaintrygowanie, niebezpieczna gra, która zgubiła już niejednego. Wszystko komplikowało się niepotrzebnie, kiedy w grę wchodziły uczucia. Czy gdyby zawarł własne małżeństwo wyzbyty z tego co trudne, czy byłoby mu dzisiaj prościej? W zamyśleniu przyśpieszył do kłusu, kątem oka obserwując, jak radził sobie w siodle Mathieu. Anglezowanie stało się niezbędne, lecz przecież robił to jako chłopiec: powinien pamiętać.
- Lekko - pouczył go w pierwszym odruchu. - Odciąż kręgosłup konia - Jego ruchy były płynne, lekkie, Tristan świetnie czuł się w siodle. - Sojusz z rodem Burke niewątpliwie by nam służył - zgodził się, nie poddając tego w wątpliwość od samego początku. Czuł jednak, że Mathieu raczej ominął jego wątpliwości, niż je rozjaśnił. Miały stać się zalążkiem rozmowy, bo były przecież kluczowe. - Lecz czy Primrose rzeczywiście wyznaje te same wartości, co my, Mathieu? Zrobiła na mnie wrażenie w trakcie charytatywnego koncertu danego socjecie, zabłysnęła. Jednak im więcej o niej słychać... im więcej wiem o jej działalności, tym bardziej zastanawia mnie, czy chce kiedykolwiek zostać żoną. Do pewnych aspektów życia małżeńskiego można kobietę przymusić, lecz nie nad wszystkimi da się zapanować. Walczymy o tradycję. Czystą krew. Tymczasem jej, zdaje się, zależy na zmianach oddalonych od wartości naszych ojców - rzucił ogólnikowo, jego ród nie ulegnie zmianom. Wszyscy musieli oddać część siebie na rzecz herbu i ona też będzie musiała. Dziedzictwo rodu było ważniejsze od każdego z nich. - Będziesz potrafił ją zatrzymać? - zapytał wprost, nie chciał zgodzić się na przyszłość, w której będzie musiał stawać przeciwko własnej rodzinie. Musiał wiedzieć - że pozostaną w tym sojusznikami. Od histerycznej rozmowy z Elvirą w Nowy Rok z dużą rezerwą podchodził do wyzwoleniowych frontów. Miał trzy siostry, zawsze je szanował, Evandrze pozostawiał swobodę, wierząc, że jej nie nadużyje - nie wiedząc zresztą, jak srogo się w tym mylił. Lecz żadna z nich nie chciała nigdy być postrzegana jako wywrotowiec. - Sądzisz, że zechce poświęcić samorozwój na rzecz rodzinnego życia? - zastanowił się, spoglądając przed siebie, na dalszą ścieżkę ich wędrówki. Nikt nigdy nie mówił, że łatwo będzie wziąć pod opiekę cały ród, ale też nikt nigdy nie przygotował go do podobnych rozmów. Jakie miał doświadczenie? Żadne. Na ile mógł przewidzieć przyszłość? Wcale. Ile mógł go kosztować błąd? Jego błąd nigdy nie zostanie zapomniany. Od niego zależało, czy pozwoli jej nosić tytuł lady Rosier. Ale z tym tytułem wiązały się obowiązki, którym będzie musiała sprostać, porzucając mrzonki. To od nich, od Mathieu jako męża i od Tristana jako nestora, towarzystwo będzie oczekiwało zapanowania nad rodziną. I będą musieli objąć wtedy wspólne stanowisko. Ściągnął nieznacznie wodze, szukając kontaktu z wierzchowcem; kluczem do sukcesu była pełna kontrola. Pociągać za wodze było znacznie prościej, niż pociągać za sznurki, lecz to z tego drugiego miały ich rozliczać kolejne pokolenia. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mu brakowało ojca, lecz to właśnie jego życiowe doświadczenie mogłoby dziś rzucić zupełnie inne światło na te rozterki.
- Lekko - pouczył go w pierwszym odruchu. - Odciąż kręgosłup konia - Jego ruchy były płynne, lekkie, Tristan świetnie czuł się w siodle. - Sojusz z rodem Burke niewątpliwie by nam służył - zgodził się, nie poddając tego w wątpliwość od samego początku. Czuł jednak, że Mathieu raczej ominął jego wątpliwości, niż je rozjaśnił. Miały stać się zalążkiem rozmowy, bo były przecież kluczowe. - Lecz czy Primrose rzeczywiście wyznaje te same wartości, co my, Mathieu? Zrobiła na mnie wrażenie w trakcie charytatywnego koncertu danego socjecie, zabłysnęła. Jednak im więcej o niej słychać... im więcej wiem o jej działalności, tym bardziej zastanawia mnie, czy chce kiedykolwiek zostać żoną. Do pewnych aspektów życia małżeńskiego można kobietę przymusić, lecz nie nad wszystkimi da się zapanować. Walczymy o tradycję. Czystą krew. Tymczasem jej, zdaje się, zależy na zmianach oddalonych od wartości naszych ojców - rzucił ogólnikowo, jego ród nie ulegnie zmianom. Wszyscy musieli oddać część siebie na rzecz herbu i ona też będzie musiała. Dziedzictwo rodu było ważniejsze od każdego z nich. - Będziesz potrafił ją zatrzymać? - zapytał wprost, nie chciał zgodzić się na przyszłość, w której będzie musiał stawać przeciwko własnej rodzinie. Musiał wiedzieć - że pozostaną w tym sojusznikami. Od histerycznej rozmowy z Elvirą w Nowy Rok z dużą rezerwą podchodził do wyzwoleniowych frontów. Miał trzy siostry, zawsze je szanował, Evandrze pozostawiał swobodę, wierząc, że jej nie nadużyje - nie wiedząc zresztą, jak srogo się w tym mylił. Lecz żadna z nich nie chciała nigdy być postrzegana jako wywrotowiec. - Sądzisz, że zechce poświęcić samorozwój na rzecz rodzinnego życia? - zastanowił się, spoglądając przed siebie, na dalszą ścieżkę ich wędrówki. Nikt nigdy nie mówił, że łatwo będzie wziąć pod opiekę cały ród, ale też nikt nigdy nie przygotował go do podobnych rozmów. Jakie miał doświadczenie? Żadne. Na ile mógł przewidzieć przyszłość? Wcale. Ile mógł go kosztować błąd? Jego błąd nigdy nie zostanie zapomniany. Od niego zależało, czy pozwoli jej nosić tytuł lady Rosier. Ale z tym tytułem wiązały się obowiązki, którym będzie musiała sprostać, porzucając mrzonki. To od nich, od Mathieu jako męża i od Tristana jako nestora, towarzystwo będzie oczekiwało zapanowania nad rodziną. I będą musieli objąć wtedy wspólne stanowisko. Ściągnął nieznacznie wodze, szukając kontaktu z wierzchowcem; kluczem do sukcesu była pełna kontrola. Pociągać za wodze było znacznie prościej, niż pociągać za sznurki, lecz to z tego drugiego miały ich rozliczać kolejne pokolenia. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mu brakowało ojca, lecz to właśnie jego życiowe doświadczenie mogłoby dziś rzucić zupełnie inne światło na te rozterki.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
O wiele prościej byłoby, gdyby przy okazji całej rozmowy na temat ewentualnego ożenku nie musiał wracać wspomnieniami do czasów dzieciństwa, kiedy to po raz ostatni zasiadał w siodle i przyjmował z mniejszym lub większym zaangażowaniem nauki kompetentnej osoby. Tristan wiedział co robi, a Mathieu starał się sobie przypomnieć jak najwięcej z tamtych czasów, aby przypadkiem nie spaść z konia i nie obić sobie kości. Poprawiał swoją postawę za każdym razem, kiedy tylko brat zwrócił mu uwagę, jednocześnie skupiając się na tym, co chce mu przekazać.
Przede wszystkim słuszność zawieranego sojuszu została przyznana, więc powinno nie być najgorzej. Tristan miał jednak obiekcje co do samego podejścia Primrose i jej postawy. Wyróżniała się na tle innych dam, nie wiedział czy to wynikało z jej kompleksu czy cokolwiek innego mogło nią kierować. Niemniej jednak, była obowiązkowa i choć z łatwością przychodziło łamać tradycje, zdążyła już poznać podejście Mathieu. Rozwijanie się to jedno, a obowiązku wobec rodu były kwestią nadrzędną i był pewien, że kiedy podczas rozmowy na wybrzeżu wysłuchała jego planów wobec swojej osoby miała tego pewną świadomość. Była inteligentną kobietą, na pewno potrafiła wyczytać między słowami i zorientować się, co Rosier miał na myśli. Był oddany tradycji i choć nie przeszkadzał mu fakt, że kobieta chciała podejmować działania, wyróżniając się na tle innych zaangażowaniem, o tyle pewne kwestie z pewnością musiały pozostać takimi, jakimi były do tej pory.
- Tradycje są najważniejsze i wie, jak ważne są dla mnie. Nie sądzę, aby tak chętnie lokowała swoje uczucia we mnie, jeśli nie byłaby świadoma konsekwencji, jakie mogłoby przynieść małżeństwo ze mną. – odpowiedział poważnie na jego słowa. Widział ten błysk w jej oczach, drżenie jej ciało, żywiła do niego uczucia, które były częścią niebezpiecznej gry. Czy on coś czuł? W ostatnim czasie tak wiele zmian zaszło w jego życiu, tak wiele razy dał się zaskoczyć, zwieść, ponieść… intrygowała go, interesował się jej osobom, był zaciekawiony i na chwilę obecną to wystarczało. Dostrzegał w niej potencjał, który mogli wykorzystać, była zdolna, miała energię i siłę, której potrzebował. – Będę potrafił nad nią zapanować. – odparł spokojnie, będąc pewnym swego. Czasem mijał się z prawdą, chcąc osiągnąć swój cel. Chciał mieć Primrose dla siebie i tym razem nie zamierzał odpuścić. Lukratywny sojusz to jedna z najważniejszych kwestii. Żadne małżeństwo nie był idealne. Między nimi już gdzieś tlił się płomień, wystarczyło nad nim odpowiednio popracować.
- Evandra działa równie intensywnie jak Primrose, przyjaźnią się i z pewnością wzajemnie wspierają w tych pomysłach. Nie musi przecież całkowicie rezygnować z samorozwoju. Podziwiam Twoją żonę, że tak wprawnie godzi zaangażowanie w kwestie istotne dla nas wszystkich z życiem rodzinnym, na jej barkach spoczywa ogromny obowiązek. Niemniej jednak… Primrose będzie musiała spełnić swoje obowiązki, ale tego również jest świadoma z całą pewnością. – odparł na jego słowa. Evandra działała, dzielnie angażowała się w wiele kwestii, była przodowniczką i wzorem dla kobiet, które powinny iść w jej ślady. Nie tylko jej, również Primrose, której zaangażowanie było równie ogromne i intensywne.
Nie dziwił się Tristanowi, musiał rozważyć wszelkie za i przeciw, zastanowić się nad każdym rozwiązaniem. To na niego patrzą, to od niego wymagają. Mathieu nie zamierzał go zawodzić, wszak to jego żoną miała zostać Primrose lub jakakolwiek inna kobieta. To będzie jego obowiązek zapanować nad kobietą, z którą przyjdzie mu wejść w związek małżeński. – Masz inną alternatywę, która może okazać się dla nas równie korzystna jak ten mariaż? – spytał wprost, nie zdziwiłoby go, gdyby Tristan poszukiwał sojuszu, który okaże się jeszcze korzystniejszą opcją, najlepszą dla całego rodu.
Przede wszystkim słuszność zawieranego sojuszu została przyznana, więc powinno nie być najgorzej. Tristan miał jednak obiekcje co do samego podejścia Primrose i jej postawy. Wyróżniała się na tle innych dam, nie wiedział czy to wynikało z jej kompleksu czy cokolwiek innego mogło nią kierować. Niemniej jednak, była obowiązkowa i choć z łatwością przychodziło łamać tradycje, zdążyła już poznać podejście Mathieu. Rozwijanie się to jedno, a obowiązku wobec rodu były kwestią nadrzędną i był pewien, że kiedy podczas rozmowy na wybrzeżu wysłuchała jego planów wobec swojej osoby miała tego pewną świadomość. Była inteligentną kobietą, na pewno potrafiła wyczytać między słowami i zorientować się, co Rosier miał na myśli. Był oddany tradycji i choć nie przeszkadzał mu fakt, że kobieta chciała podejmować działania, wyróżniając się na tle innych zaangażowaniem, o tyle pewne kwestie z pewnością musiały pozostać takimi, jakimi były do tej pory.
- Tradycje są najważniejsze i wie, jak ważne są dla mnie. Nie sądzę, aby tak chętnie lokowała swoje uczucia we mnie, jeśli nie byłaby świadoma konsekwencji, jakie mogłoby przynieść małżeństwo ze mną. – odpowiedział poważnie na jego słowa. Widział ten błysk w jej oczach, drżenie jej ciało, żywiła do niego uczucia, które były częścią niebezpiecznej gry. Czy on coś czuł? W ostatnim czasie tak wiele zmian zaszło w jego życiu, tak wiele razy dał się zaskoczyć, zwieść, ponieść… intrygowała go, interesował się jej osobom, był zaciekawiony i na chwilę obecną to wystarczało. Dostrzegał w niej potencjał, który mogli wykorzystać, była zdolna, miała energię i siłę, której potrzebował. – Będę potrafił nad nią zapanować. – odparł spokojnie, będąc pewnym swego. Czasem mijał się z prawdą, chcąc osiągnąć swój cel. Chciał mieć Primrose dla siebie i tym razem nie zamierzał odpuścić. Lukratywny sojusz to jedna z najważniejszych kwestii. Żadne małżeństwo nie był idealne. Między nimi już gdzieś tlił się płomień, wystarczyło nad nim odpowiednio popracować.
- Evandra działa równie intensywnie jak Primrose, przyjaźnią się i z pewnością wzajemnie wspierają w tych pomysłach. Nie musi przecież całkowicie rezygnować z samorozwoju. Podziwiam Twoją żonę, że tak wprawnie godzi zaangażowanie w kwestie istotne dla nas wszystkich z życiem rodzinnym, na jej barkach spoczywa ogromny obowiązek. Niemniej jednak… Primrose będzie musiała spełnić swoje obowiązki, ale tego również jest świadoma z całą pewnością. – odparł na jego słowa. Evandra działała, dzielnie angażowała się w wiele kwestii, była przodowniczką i wzorem dla kobiet, które powinny iść w jej ślady. Nie tylko jej, również Primrose, której zaangażowanie było równie ogromne i intensywne.
Nie dziwił się Tristanowi, musiał rozważyć wszelkie za i przeciw, zastanowić się nad każdym rozwiązaniem. To na niego patrzą, to od niego wymagają. Mathieu nie zamierzał go zawodzić, wszak to jego żoną miała zostać Primrose lub jakakolwiek inna kobieta. To będzie jego obowiązek zapanować nad kobietą, z którą przyjdzie mu wejść w związek małżeński. – Masz inną alternatywę, która może okazać się dla nas równie korzystna jak ten mariaż? – spytał wprost, nie zdziwiłoby go, gdyby Tristan poszukiwał sojuszu, który okaże się jeszcze korzystniejszą opcją, najlepszą dla całego rodu.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Skinął głową, na zapewnienie Mathieu. Zdążyli się poznać, nie miał powodów sądzić, że stanie się inaczej. Ze zdumieniem spojrzał jednak na niego, gdy porównał z Evandrą wybiegi Primrose. Czy omamił go wili czar i tego nie dostrzegał? Evandra rzeczywiście w ostatnim czasie nabrała pewności siebie, ale choć ona i Primrose były sobie bliskie i darzyły się przyjaźnią, choć obie potrafiły wykazać się siłą, to wyjątkowo jaskrawe między nimi różnice rzucały się w oczy od razu. Miał przed oczyma ceremonię z początku miesiąca, lady Burke nie pozwoliła sobie nawet pomóc dżentelmeńskim gestem przy scenie, odrzucając traktowanie jej jako kobiety. Jeśli robiła to w sprawach tak prozaicznych - czego można było oczekiwać od niej jako od żony? Jej podejście nie przeszkadzało mu tak długo, jak długo nie nosiła tytułu jego rodu. Czy rzeczywiście była tak zakochana w Mathieu, że gotowa byłaby to zmienić? Odbył z nią parę rozmów, prosił ją o talizman dla żony. Wydawała się wtedy konkretna i zdecydowana, dobrze obracała się w świecie trudnych interesów. Bywał zgubny dla kobiet, zwłaszcza tak młodych. Ale wtedy to nie była jego sprawa.
- Zapewnienia to za mało, Mathieu. Musi się zobowiązać - odparł, powracając spojrzeniem przed siebie, ściągnął konie z powrotem w stępa, dając odsapnąć kuzynowi - ale i chcąc, by w tym momencie mogli się na pewno dobrze usłyszeć. - Po pierwsze, że po ślubie porzuci wykonywanie prywatnych zleceń na własny rachunek. Będzie mogła wspomagać Rycerzy Walpurgii swoim talentem, lecz nie prywatnych kontrahentów. - Nie wiedział, czy robiła to teraz. Chciał mieć pewność, że nie będzie robiła tego w przyszłości. - Nie będzie też pomagała w sklepie na Nokturnie. - Czy miała coś wspólnego z klątwami? Nie mógł wiedzieć. - I po trzecie, po zaręczynach nie będzie nosiła męskich strojów publicznie, a po ślubie już nigdy. - Widywano ją, w spodniach, nie sukni, i choć nie widział tego na własne oczy, dobiegały do niego plotki, które należało drastycznie uciąć. - Przygotuję pismo. Załatw je z Edgarem. Albo z nią, jeśli tak będzie łatwiej. - Nie do końca znał naturę ich relacji, a nie zamierzał ciągnąć Mathieu za język. - Możecie się zaręczyć po tym, jak je podpisze - oznajmił, wciąż patrząc przed siebie, nie na niego. Dystans pomagał, bo choć byli braćmi, to dziś - był jego nestorem. Lecz czy Mathieu nie był przekonany? Pytał o inne kandydatki, czy lepiej czułby się, gdyby to on wskazał mu drogę?
- Theseus Nott ma córkę. Alaric Avery też, debiutowała w tym roku, oczy sarny. Mathieu, chcesz wziąć ślub z lady Burke czy z kimkolwiek? - spojrzał na niego, marszcząc brew. Wydawał się nie być pewien własnej drogi, dopiero co przekonywał go o zaletach Primrose, nie porzucając jednak myśli o innych kobietach. Takich decyzji nie podejmowało się w jeden wieczór, nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy oceniano je przez pryzmat polityki i intratnych korzyści. - Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? - Wszak tyle samo mogli zyskać, co stracić, jeśli zachowają się niepoważnie.
- Zapewnienia to za mało, Mathieu. Musi się zobowiązać - odparł, powracając spojrzeniem przed siebie, ściągnął konie z powrotem w stępa, dając odsapnąć kuzynowi - ale i chcąc, by w tym momencie mogli się na pewno dobrze usłyszeć. - Po pierwsze, że po ślubie porzuci wykonywanie prywatnych zleceń na własny rachunek. Będzie mogła wspomagać Rycerzy Walpurgii swoim talentem, lecz nie prywatnych kontrahentów. - Nie wiedział, czy robiła to teraz. Chciał mieć pewność, że nie będzie robiła tego w przyszłości. - Nie będzie też pomagała w sklepie na Nokturnie. - Czy miała coś wspólnego z klątwami? Nie mógł wiedzieć. - I po trzecie, po zaręczynach nie będzie nosiła męskich strojów publicznie, a po ślubie już nigdy. - Widywano ją, w spodniach, nie sukni, i choć nie widział tego na własne oczy, dobiegały do niego plotki, które należało drastycznie uciąć. - Przygotuję pismo. Załatw je z Edgarem. Albo z nią, jeśli tak będzie łatwiej. - Nie do końca znał naturę ich relacji, a nie zamierzał ciągnąć Mathieu za język. - Możecie się zaręczyć po tym, jak je podpisze - oznajmił, wciąż patrząc przed siebie, nie na niego. Dystans pomagał, bo choć byli braćmi, to dziś - był jego nestorem. Lecz czy Mathieu nie był przekonany? Pytał o inne kandydatki, czy lepiej czułby się, gdyby to on wskazał mu drogę?
- Theseus Nott ma córkę. Alaric Avery też, debiutowała w tym roku, oczy sarny. Mathieu, chcesz wziąć ślub z lady Burke czy z kimkolwiek? - spojrzał na niego, marszcząc brew. Wydawał się nie być pewien własnej drogi, dopiero co przekonywał go o zaletach Primrose, nie porzucając jednak myśli o innych kobietach. Takich decyzji nie podejmowało się w jeden wieczór, nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy oceniano je przez pryzmat polityki i intratnych korzyści. - Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? - Wszak tyle samo mogli zyskać, co stracić, jeśli zachowają się niepoważnie.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Arystokratki miały trudny żywot, musiały podporządkować się zasadom, których od nich wymagano. Nie spodziewał się, że w tym przypadku może być inaczej. Tristan potrzebował zapewnienia, stuprocentowej pewności, że przyjmując nazwisko męża będzie godnie i z dumą reprezentować jego ród. Primrose miała swoje marzenia, rozwijała się jak piękny kwiat… Zastanawiał się jak wiele mogła poświęcić dla niego, jaką część siebie gotowa była oddać, aby sprostać wymaganiom stawianym przez Tristana i przez samego Mathieu. Wszystko wydawało się być proste, łatwe, niejednokrotnie banalne. Nie mogli pozwolić sobie na błędy, nie mogli pozwolić sobie na uchybienia.
Przedstawił swoje wymagania. Chciała się rozwijać, działać, wspierać Rycerzy Walpurgii. Jako jego żona nie musiała zajmować się tym, czym zajmowała się do tej pory. Świadoma decyzja, którą będzie musiała podjąć. Tristan nie spojrzy na nią przychylnie, jeśli nie będzie chciała współpracować, nie zaakceptuje tego pomysłu, jeśli Primrose nie zobowiąże się do spełniania stawianych przez niego warunków. Stał przed nią wybór. Prywatna działalność i przekraczanie wszelkich granic tradycjonalizmu albo on i zupełnie nowe życie. Zapewne wkrótce okaże się czy postawi ponad wszystko uczucie, które zdążyło pomiędzy nimi zakiełkować czy całkowicie zaprzepaści jakąkolwiek szansę. Miał negocjować z Edgarem? To ona powinna decydować o swojej przyszłości.
- Zależy mi na jak najlepszej przyszłości rodu, wiesz o tym. – powiedział, kiedy Tristan spytał go o to, czy chce wziąć ślub z Primrose czy z kimkolwiek. Znaczenie miało dobro rodu, jego przyszłość i to, co mogli zyskać. – Jestem pewien. Załatwię to. – odparł krótko. Wziął głęboki oddech i spojrzał przed siebie. Czekało go jeszcze wiele do zrobienia, musiał załatwić te wszystkie sprawy. Jeśli go odrzuci ze względu na dokument, który będzie musiała podpisać… sama zaprzepaści własną przyszłość. To nie oni rozdawali karty, nie oni podejmowali decyzję i winni byli wypełniać wolę Nestorów własnych rodów. Mathieu nie zamierzał przeciwstawiać się woli Tristana, pytanie jak dalece chciała zabrnąć Primrose.
- Powinieneś wiedzieć jeszcze o jednej sprawie. Kenneth Fernsby. – powiedział w końcu, powinni przejść do drugiej sprawy, zanim ta przejażdżka dobiegnie końca. Dopiero teraz zauważył, że zaczął nieco automatycznie poprawiać własną postawę w siodle. Jazda konna pod okiem kogoś wprawnego była o wiele prostsza, niemniej jednak nadal skupiał się. – To bękart mojego ojca. Moja matka wiedziała o jego istnieniu od wielu lat. Upewnię się, że nie będzie stanowił problemu i będę miał na niego oko. – wyjaśnił krótko. Kenneth pojawił się w ich otoczeniu i nic nie mogło sprawić, że będzie stanowił jakiekolwiek zagrożenie dla ich rodziny.
Przedstawił swoje wymagania. Chciała się rozwijać, działać, wspierać Rycerzy Walpurgii. Jako jego żona nie musiała zajmować się tym, czym zajmowała się do tej pory. Świadoma decyzja, którą będzie musiała podjąć. Tristan nie spojrzy na nią przychylnie, jeśli nie będzie chciała współpracować, nie zaakceptuje tego pomysłu, jeśli Primrose nie zobowiąże się do spełniania stawianych przez niego warunków. Stał przed nią wybór. Prywatna działalność i przekraczanie wszelkich granic tradycjonalizmu albo on i zupełnie nowe życie. Zapewne wkrótce okaże się czy postawi ponad wszystko uczucie, które zdążyło pomiędzy nimi zakiełkować czy całkowicie zaprzepaści jakąkolwiek szansę. Miał negocjować z Edgarem? To ona powinna decydować o swojej przyszłości.
- Zależy mi na jak najlepszej przyszłości rodu, wiesz o tym. – powiedział, kiedy Tristan spytał go o to, czy chce wziąć ślub z Primrose czy z kimkolwiek. Znaczenie miało dobro rodu, jego przyszłość i to, co mogli zyskać. – Jestem pewien. Załatwię to. – odparł krótko. Wziął głęboki oddech i spojrzał przed siebie. Czekało go jeszcze wiele do zrobienia, musiał załatwić te wszystkie sprawy. Jeśli go odrzuci ze względu na dokument, który będzie musiała podpisać… sama zaprzepaści własną przyszłość. To nie oni rozdawali karty, nie oni podejmowali decyzję i winni byli wypełniać wolę Nestorów własnych rodów. Mathieu nie zamierzał przeciwstawiać się woli Tristana, pytanie jak dalece chciała zabrnąć Primrose.
- Powinieneś wiedzieć jeszcze o jednej sprawie. Kenneth Fernsby. – powiedział w końcu, powinni przejść do drugiej sprawy, zanim ta przejażdżka dobiegnie końca. Dopiero teraz zauważył, że zaczął nieco automatycznie poprawiać własną postawę w siodle. Jazda konna pod okiem kogoś wprawnego była o wiele prostsza, niemniej jednak nadal skupiał się. – To bękart mojego ojca. Moja matka wiedziała o jego istnieniu od wielu lat. Upewnię się, że nie będzie stanowił problemu i będę miał na niego oko. – wyjaśnił krótko. Kenneth pojawił się w ich otoczeniu i nic nie mogło sprawić, że będzie stanowił jakiekolwiek zagrożenie dla ich rodziny.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Czy od mężczyzn wymagano mniej, niż od kobiet? To Mathieu, jako mąż Primrose, będzie oceniany przez pryzmat jej późniejszego zachowania. Może przysporzyć mu chluby, a może okryć go wstydem. Oddanie swojego losu mężczyźnie, który zapewni wszystko, w istocie było okrutne, lecz życiowe porażki kobiet tak samo wynikały z ich złego zamążpójścia, nie podjętych przez siebie decyzji. To na mężczyznach spoczywała cała odpowiedzialność, to im nie wolno było popełniać błędów. To wobec nich nikt już nie będzie nigdy wyrozumiały, gdy dawno już przestali być chłopcami. Czy jakiegokolwiek czarodzieja potraktowałby równie pobłażliwie, co Multon, za podobny wyskok? Ich świat surowo traktował każdego, podział ról wynikał z czystej biologii i przyrodzonych predyspozycji. Siła miała tkwić w nich, a kobiety - być im wsparciem, nie rywalem. Jeśli Primrose wyjdzie przed szereg, zechce być jak Mathieu: okryje go wstydem, udowadniając tyle, że on sam nie potrafi zadbać o rodzinę. Wiedział, że jego kuzyn dbał o ród i miał na względzie jego dobro, oni wszyscy mieli. Właśnie dlatego te decyzje były takie trudne. I właśnie dlatego zaczynał martwić się o Mathieu. Kwestia, którą mu powierzył, nie budziła jednak wątpliwości, a w kuzynie tliło się przekonanie, że wszystko pójdzie po jego myśli. Czas pokaże, teraz Tristan przeciągnął kciukiem po naciągniętej wodzy, nagradzając klacz krótką pieszczotą szyi, by po chwili westchnąć ze zrezygnowaniem na kolejne rewelacje, słysząc nazwisko marynarza. Niósł najgorsze wspomnienia, pękała mu głowa, kiedy go odwiedził.
Znów spojrzał przed siebie, w zamyśleniu; przedziwnie było słyszeć tę rozmowę, jeszcze dziwniej brać w niej udział. Mój brat bękart, czy w ten sposób pewnego dnia poczuje się jego syn? Zawsze wydawało mu się, że to bez znaczenia. Mogli mieć tą samą krew, te same geny, ale inne gniazdo na zawsze uczyni ich sobie obcymi. Jednak, czy tak musiało być? Marcus miał szansę wyrosnąć na utalentowanego czarodzieja, czy nie mógł być bratu towarzyszem? To w ten sposób wychował się z nimi Ramsey, do dziś Tristan ufał mu bezgranicznie.
- Twoja matka wie? - zapytał, zachowując neutralny ton głosu. - Co mówiła? - Czy dziecko było dla wuja w jakimkolwiek stopniu ważne, że zdecydował się o nim powiedzieć małżonce? Po tym jak odszedł mogła zabrać ten sekret ze sobą do grobu, dlaczego tego nie zrobiła? Czy nie tak byłoby jej prościej? - Ile ma lat? - A ile minęło od śmierci wuja? Nie potrafił oszacować tego po twarzy, bardziej dwadzieścia czy bardziej trzydzieści? Czy rzeczywiście mógł stanowić zagrożenie? Płynęła w nim ta sama burzliwa krew, lecz pozamałżeńskie dziecko było całkowicie pozbawione znaczenia. - Wolą twojego ojca było, by nikt o nim nie wiedział. - Przecież nikomu nie powiedział. Poza żoną, czy to nie dziwne? - Tak powinno zostać. I tak przecież... nikt mu nie uwierzy w to, kim jest. - Czy mógł mieć jakikolwiek dowód swojego pochodzenia?
Znów spojrzał przed siebie, w zamyśleniu; przedziwnie było słyszeć tę rozmowę, jeszcze dziwniej brać w niej udział. Mój brat bękart, czy w ten sposób pewnego dnia poczuje się jego syn? Zawsze wydawało mu się, że to bez znaczenia. Mogli mieć tą samą krew, te same geny, ale inne gniazdo na zawsze uczyni ich sobie obcymi. Jednak, czy tak musiało być? Marcus miał szansę wyrosnąć na utalentowanego czarodzieja, czy nie mógł być bratu towarzyszem? To w ten sposób wychował się z nimi Ramsey, do dziś Tristan ufał mu bezgranicznie.
- Twoja matka wie? - zapytał, zachowując neutralny ton głosu. - Co mówiła? - Czy dziecko było dla wuja w jakimkolwiek stopniu ważne, że zdecydował się o nim powiedzieć małżonce? Po tym jak odszedł mogła zabrać ten sekret ze sobą do grobu, dlaczego tego nie zrobiła? Czy nie tak byłoby jej prościej? - Ile ma lat? - A ile minęło od śmierci wuja? Nie potrafił oszacować tego po twarzy, bardziej dwadzieścia czy bardziej trzydzieści? Czy rzeczywiście mógł stanowić zagrożenie? Płynęła w nim ta sama burzliwa krew, lecz pozamałżeńskie dziecko było całkowicie pozbawione znaczenia. - Wolą twojego ojca było, by nikt o nim nie wiedział. - Przecież nikomu nie powiedział. Poza żoną, czy to nie dziwne? - Tak powinno zostać. I tak przecież... nikt mu nie uwierzy w to, kim jest. - Czy mógł mieć jakikolwiek dowód swojego pochodzenia?
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Słowo Tristana uważał za święte. Lordowi Nestorowi nie należało się sprzeciwiać, nawet jeśli własne zdanie zdawało się być odrębne. Nie wątpił w intencje Tristana, ani to, że mógłby chcieć celowo komplikować sprawy ożenku młodszego kuzyna. Troska o Ród i jego dobre imię była kwestią nadrzędną i Mathieu nie zamierzał się temu sprzeciwiać. Nie każde zachowanie Primrose aprobował, nie każde jej działanie spotykało się z jego przychylnością, ale akceptował fakt, że jest znacząco różniąca się od innych arystokratek. Niemniej jednak wierzył, że z uwagi na zaufanie do jego osoby byłaby skłonna zrezygnować z pewnych aspektów własnego życia. Rodzina na pewno przygotowywała ją do tego, że pewnego dnia zostanie czyjąś żoną i będzie musiała się dostosować. Rola kobiety była o wiele trudniejsza, musiały poświęcić niejednokrotnie o wiele więcej niż musieli mężczyźni.
Dziwny wydźwięk miało słowo brat, kiedy myślał o Kennecie. To Tristan od początku był jego bratem, pomimo różnych ojców i różnych matek udało im się wytworzyć więź, która scalona trwała od dawien dawna. Niewielka różnica wieku i Tristan stawiany jako wzór do naśladowania, ciągnęły Mathieu przez długie lata. Nie patrzył na niego nigdy z zazdrością, jego rodzeństwo było i jego rodzeństwem. Nie dali odczuć mu tego, że jest tylko im kuzynem, mniej ważnym, mniej istotnym. Wychowanie w jednym domu dało im wiele, znali się bardzo dobrze, wiedzieli o sobie wiele i przede wszystkim, ufali sobie. Nawet jeśli dorosłe życie oddalało, a uwikłani w kolejne tajemnice musieli trzymać pewne sekrety dla siebie. Teraz mówili o ważnych sprawach, o zakładaniu rodziny, o przyszłości rodu, o wymaganiach stawianych osobom, które miały stać się częścią ich życia. Mieli dobre przykłady? Mathieu zawsze swego ojca stawiał na piedestale, jako wzór do naśladowania, jednak ten obraz runął, kiedy matka potwierdziła fakt, że Anselme zdradził ją i spłodził syna innej kobiecie. To zapewne nie jedyna zdrada, nie jedyna tajemnica, nie jeden sekret. Anselme nie był idealny, Mathieu też taki nie był, ani Tristan, Evandra czy Primrose. Nie było ideałów, nawet jeśli kolejne przywdziewane maski miały potwierdzać to powszechne przeświadczenie.
- Nie tylko wie, przez ostatnie dwadzieścia cztery lata ukrywała przede mną jego istnienie. – odpowiedział z lekkim żalem, poprawiając się na koniu. Powoli przypominał sobie zatartą w umyśle sztukę jazdy konnej i na dobry początek, zaczął automatycznie kontrolować własną pozę. – Kenneth ma dwadzieścia cztery lata. Ojciec nie wiedział o jego istnieniu. Jego matka wyznała prawdę stojąc nad grobem Anselma. – zabawne. Diane mogła nie uwierzyć, mogła podważyć jej słowa, wyśmiać prostą kobietę, że wyobraża sobie zbyt wiele. Dopiero teraz dotarło do Mathieu jak bardzo nielogiczne i niespójne to było. Zmarszczył brwi na moment. – [n]Musiała wiedzieć, że miał inną kobietę. [/b] – powiedział to na głos. Może wcale nie było tak, że Anselme nie wiedział o istnieniu syna? Trudno byłoby go zapytać w tym momencie, mógł za to wyciągnąć informacje od matki. Pytanie tylko czy chciał wiedzieć. Kenneth był do niego zbyt podobny, czego niezbytym dowodem był fakt, że zostali pomyleni podczas wyprawy. – Nie wiem, wiem, że wspierała ich i pomogła mu trafić na statki Traversów. To wszystko jest… – odchrząknął, a koń którego dosiadał najwyraźniej wyczuł jego lekką nerwowość. Jeszcze wiele czasu upłynie, zanim Mathieu przełknie gorzką prawdę. Nie zmieniało to jednak faktu, że zamierzał mieć Kennetha na oku, a lepiej to robić, mając go bliżej, niż dalej.
- Nic nie jest idealne Tristanie. Wiem, że przyszłość zależy jedynie od nas, ale próbując ustatkować się wiem, że pójdę w nieznane, będę musiał nauczyć się być mężem i ojcem, Primrose będzie musiała nauczyć się jak być żoną i matką. – powiedział spokojnym tonem. Żadne z nich nie było perfekcyjne, nieśli ze sobą bagaż własnych doświadczeń. Ona – przyświecające ideały i tradycje rodu Burke, on – wszystko to, co było im doskonale znane, jako Rosierom. Połączenie dwóch rodów, dwóch tradycji. Primrose nigdy nie zapomni tego skąd pochodzi, kim jest i jak ją wychowany. Ich sposób bycia znacząco różnił się do tego, jak żyli Rosierowie. Poprzeczkę miała postawioną bardzo wysoko, nie będzie jej łatwo sprostać temu zadaniu. – Primrose jest ambitna, utalentowana i świadoma. Wiem, że wiele poświęciła, aby osiągnąć tak znaczące efekty. Przekonanie jej do porzucenia wszystkiego w jednym momencie będzie niebywale trudnym zadaniem, chyba… że rozważysz stopniowość tego działania. Nie chcemy przecież obedrzeć jej z tego, kim jest. Wiem, że planuje coś większego, nie posiadam jednak większej ilości informacji na ten temat. Jej wiedza i zdolności mogą przynieść nam korzyści, łącznie z finansowymi, a pieniądze są nam teraz potrzebne, jak każdemu w trakcie wojny. Rozważ to proszę… Możemy na tym więcej zyskać, niż stracić. Z mojej strony obiecam, że będę miał nad tym kontrolę. – powiedział po chwili. Rozmawiałam z kuzynem, z bratem, którego znał od lat, a który jego samego znał równie długo. Wiedział, że Mathieu szanuje jego decyzje i zdecydowanie wykonuje każde jego polecenie, lojalny i wierny własnym przekonaniom. Primrose, ani nikt inny nigdy nie zmieni lojalności Mathieu wobec Tristana, nikt nie był w stanie tego zmienić. Wziął głęboki oddech i rozluźnił lekko uścisk, z każdą chwilą stawał się mniej spięty. – Pomijając męskie stroje, tego nie śmiem zakwestionować. – dodał jeszcze, unosząc lekko kącik ust do góry. Primrose o wiele lepiej wyglądała w sukniach, niż w spodniach. Wziął lekki oddech i spojrzał przed siebie. Sprawa z ojcem, matką i Kennethem zmieniła jego postrzeganie. – Nie wszystko możemy zaplanować, sam widzisz… Mam dwadzieścia osiem lat i brata bękarta, niepojęte. – pokiwał lekko głową, powiedział to całkiem swobodnie, nawet z lekkim rozbawieniem w głosie. Nie chciałby, aby jego dzieci w przyszłości czekał podobny los. Tyle, że nie był w stanie niczego zagwarantować. Ktokolwiek był?
Dziwny wydźwięk miało słowo brat, kiedy myślał o Kennecie. To Tristan od początku był jego bratem, pomimo różnych ojców i różnych matek udało im się wytworzyć więź, która scalona trwała od dawien dawna. Niewielka różnica wieku i Tristan stawiany jako wzór do naśladowania, ciągnęły Mathieu przez długie lata. Nie patrzył na niego nigdy z zazdrością, jego rodzeństwo było i jego rodzeństwem. Nie dali odczuć mu tego, że jest tylko im kuzynem, mniej ważnym, mniej istotnym. Wychowanie w jednym domu dało im wiele, znali się bardzo dobrze, wiedzieli o sobie wiele i przede wszystkim, ufali sobie. Nawet jeśli dorosłe życie oddalało, a uwikłani w kolejne tajemnice musieli trzymać pewne sekrety dla siebie. Teraz mówili o ważnych sprawach, o zakładaniu rodziny, o przyszłości rodu, o wymaganiach stawianych osobom, które miały stać się częścią ich życia. Mieli dobre przykłady? Mathieu zawsze swego ojca stawiał na piedestale, jako wzór do naśladowania, jednak ten obraz runął, kiedy matka potwierdziła fakt, że Anselme zdradził ją i spłodził syna innej kobiecie. To zapewne nie jedyna zdrada, nie jedyna tajemnica, nie jeden sekret. Anselme nie był idealny, Mathieu też taki nie był, ani Tristan, Evandra czy Primrose. Nie było ideałów, nawet jeśli kolejne przywdziewane maski miały potwierdzać to powszechne przeświadczenie.
- Nie tylko wie, przez ostatnie dwadzieścia cztery lata ukrywała przede mną jego istnienie. – odpowiedział z lekkim żalem, poprawiając się na koniu. Powoli przypominał sobie zatartą w umyśle sztukę jazdy konnej i na dobry początek, zaczął automatycznie kontrolować własną pozę. – Kenneth ma dwadzieścia cztery lata. Ojciec nie wiedział o jego istnieniu. Jego matka wyznała prawdę stojąc nad grobem Anselma. – zabawne. Diane mogła nie uwierzyć, mogła podważyć jej słowa, wyśmiać prostą kobietę, że wyobraża sobie zbyt wiele. Dopiero teraz dotarło do Mathieu jak bardzo nielogiczne i niespójne to było. Zmarszczył brwi na moment. – [n]Musiała wiedzieć, że miał inną kobietę. [/b] – powiedział to na głos. Może wcale nie było tak, że Anselme nie wiedział o istnieniu syna? Trudno byłoby go zapytać w tym momencie, mógł za to wyciągnąć informacje od matki. Pytanie tylko czy chciał wiedzieć. Kenneth był do niego zbyt podobny, czego niezbytym dowodem był fakt, że zostali pomyleni podczas wyprawy. – Nie wiem, wiem, że wspierała ich i pomogła mu trafić na statki Traversów. To wszystko jest… – odchrząknął, a koń którego dosiadał najwyraźniej wyczuł jego lekką nerwowość. Jeszcze wiele czasu upłynie, zanim Mathieu przełknie gorzką prawdę. Nie zmieniało to jednak faktu, że zamierzał mieć Kennetha na oku, a lepiej to robić, mając go bliżej, niż dalej.
- Nic nie jest idealne Tristanie. Wiem, że przyszłość zależy jedynie od nas, ale próbując ustatkować się wiem, że pójdę w nieznane, będę musiał nauczyć się być mężem i ojcem, Primrose będzie musiała nauczyć się jak być żoną i matką. – powiedział spokojnym tonem. Żadne z nich nie było perfekcyjne, nieśli ze sobą bagaż własnych doświadczeń. Ona – przyświecające ideały i tradycje rodu Burke, on – wszystko to, co było im doskonale znane, jako Rosierom. Połączenie dwóch rodów, dwóch tradycji. Primrose nigdy nie zapomni tego skąd pochodzi, kim jest i jak ją wychowany. Ich sposób bycia znacząco różnił się do tego, jak żyli Rosierowie. Poprzeczkę miała postawioną bardzo wysoko, nie będzie jej łatwo sprostać temu zadaniu. – Primrose jest ambitna, utalentowana i świadoma. Wiem, że wiele poświęciła, aby osiągnąć tak znaczące efekty. Przekonanie jej do porzucenia wszystkiego w jednym momencie będzie niebywale trudnym zadaniem, chyba… że rozważysz stopniowość tego działania. Nie chcemy przecież obedrzeć jej z tego, kim jest. Wiem, że planuje coś większego, nie posiadam jednak większej ilości informacji na ten temat. Jej wiedza i zdolności mogą przynieść nam korzyści, łącznie z finansowymi, a pieniądze są nam teraz potrzebne, jak każdemu w trakcie wojny. Rozważ to proszę… Możemy na tym więcej zyskać, niż stracić. Z mojej strony obiecam, że będę miał nad tym kontrolę. – powiedział po chwili. Rozmawiałam z kuzynem, z bratem, którego znał od lat, a który jego samego znał równie długo. Wiedział, że Mathieu szanuje jego decyzje i zdecydowanie wykonuje każde jego polecenie, lojalny i wierny własnym przekonaniom. Primrose, ani nikt inny nigdy nie zmieni lojalności Mathieu wobec Tristana, nikt nie był w stanie tego zmienić. Wziął głęboki oddech i rozluźnił lekko uścisk, z każdą chwilą stawał się mniej spięty. – Pomijając męskie stroje, tego nie śmiem zakwestionować. – dodał jeszcze, unosząc lekko kącik ust do góry. Primrose o wiele lepiej wyglądała w sukniach, niż w spodniach. Wziął lekki oddech i spojrzał przed siebie. Sprawa z ojcem, matką i Kennethem zmieniła jego postrzeganie. – Nie wszystko możemy zaplanować, sam widzisz… Mam dwadzieścia osiem lat i brata bękarta, niepojęte. – pokiwał lekko głową, powiedział to całkiem swobodnie, nawet z lekkim rozbawieniem w głosie. Nie chciałby, aby jego dzieci w przyszłości czekał podobny los. Tyle, że nie był w stanie niczego zagwarantować. Ktokolwiek był?
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Przeniósł wzrok na Mathieu, bez zrozumienia. Dlaczego matka tego człowieka nie wyznała prawdy jego ojcu za życia, po co zrobiła to dopiero wobec matki? Czy po jego śmierci Deirdre mogłaby wyznać prawdę Evandrze sama po to tylko, by ją zranić i zatrzeć sens żałoby? Zbrukać imię po śmierci, w ledwie kilka chwil po, jeszcze nad trumną? Trudno było mu uznać, że kierowało nią cokolwiek oprócz pragnienia zemsty, na kim, na zmarłym?
- Zatem twój ojciec nie zdążył wyrazić swojej woli odnośnie twojego brata - zauważył, spoglądając przed siebie, na krótko, kontrolnie, przemykając wzrokiem po postawie Mathieu. - Ta kobieta pewnie nic dla niego nie znaczyła - Nie widywał jej później, gdyby było inaczej - dowiedziałby się, najpierw o ciąży, potem o potomku. - Dlaczego odnalazła was w takiej chwili? - Czy w ogóle mówiła prawdę? Jak wielu pragnęło zdobyć łatwo koneksję, majątek, sławę, nic w zamian nie dając? - Jego matka wciąż żyje? Może to z nią powinieneś pomówić - zastanowił się, nie podobało mu się to spiskowanie, szukanie protekcji Traversów dla kogoś, kto rzekomo był z ich krwi, lecz nigdy nie został i nigdy nie zostanie już uznany. Ale pewnie nie uczyniłaby tego dla kogoś, kto rzeczywiście nie był z nią związany. Czy na pewno z nią? Nie potrafił odnaleźć się na jej miejscu. - Czego od niego oczekujesz? - zapytał, odnajdując wzrokiem jego twarz. Na miejscu Mathieu strzepnąłby go z życia jak wczorajszy kurz, bo tyle samo znaczył. Rodzina była zamknięta całością, krew, która wypłynęła poza nią, traciła na wartości.
Popędził lekko konia, gdy jego towarzysz wrócił do tematu swojego ślubu - chciał mu okazać braterskie wsparcie. Zmiana stylu życia przerażała i jego, a jednak szybko odkrył również idące za nią korzyści.
- Poradzisz sobie, Mathieu - odparł po chwili, szukając odpowiednich słów. Tych pocieszenia nie zwykł wypowiadać często, przychodziły mu z trudem. - Zostać ojcem nie jest aż tak trudno i można odnaleźć w tym przyjemność - kontynuował, przybierając ton, jakby mówił z powagą, a jednak chcąc obnażyć przed nim absurd obaw. Nie będzie przecież samodzielnie zmieniał dziecku pieluch. A jak zostać mężem? Musiał dojrzeć. Zmężnieć. - Jesteś dość silny, by objąć opieką rodzinę - Musiał być. Nikt nie przewidywał dla niego innej drogi - musiał dopełnić swoich obowiązków również jako syn, jako mężczyzna. Jego syn w przyszłości wspomoże Evana, a ich jedność poświadczy o sile ich rodu. Kiwnął głową, kiedy Mathieu wychwalał zalety swojej wybranki, lecz wyraz jego twarzy stężał, gdy zaczął się wycofywać z podjętej wcześniej decyzji. Dlaczego?
- Przed momentem powiedziałeś, że dasz radę nad nią zapanować - przypomniał, lecz gdy sam Mathieu zaczął w to powątpiewać i on nie potrafił się tych wątpliwości wyzbyć. Nie zamierzał jednak pozwolić, żeby przyszła małżonka ośmieszała ich oboje w oczach arystokracji. Będzie mu musiał pomóc, choćby pozostając tym, który będzie nieustępliwy. - Możesz ją do tego przygotować wcześniej, ale chcę, żeby podpisała to, zanim zostaniecie oficjalnie zaręczeni. Cała nasza pracą nad współpracą z rodem Burke pójdzie na nic, jeśli zmuszeni będziemy te zaręczyny zerwać z powodu jej charakteru, którego oboje jesteśmy dziś świadomi. - Nie mogli zachować się niepoważnie względem Edgara. Ani Edgar - względem nich. Ściągnął brew. - Zatem dowiedz się, co planuje - oznajmił, nie tonem propozycji, też nie rozkazu, a jednak wyraźnie oczekiwał, że Mathieu to zrobi. - Lubisz niespodzianki? Co jeśli ta zaskoczy towarzystwo bardziej, niż nam się wydaje? - Nie znał Primrose. Ale w tym układzie nie widział miejsca na żadne tajemnice - zwłaszcza wobec spraw dużej wagi. - Finansowymi? Mówisz o jej posagu? - zapytał, zaciekawiony. Nie interesował się ta kwestią, odkąd przestała go dotyczyć. - Kwestionujesz pozostałe aspekty? - zapytał ze zdumieniem, gdy Mathieu skupił się na ostatnim, najmniej istotnym punkcie. Reprezentacyjnym, owszem, ale gdy Primrose będzie nosiła metaforyczne spodnie zamiast Mathieu, to faktyczny strój niczego tutaj nie zmieni. - Mówiłeś, że zrobi to dla ciebie. Czy obawiasz się, że jednak tak nie będzie? Jeśli to za uczuciem podąża, bez trudu rozpalisz je w niej mocniej. Zrób to. Spraw, by wyrzekła się tego, co dla niej ważne, a wówczas jej przymioty wzmocnią naszą rodzinę, zamiast ją osłabić. - Na to drugie pozwolić nie mógł. - Co planujesz? - Jak chciał to robić stopniowo? - Nie musisz mi tego obiecywać. Po prostu znajdź tę kontrolę - Dziś jej nie miał. Ani nad Primrose ani nad sytuacją, jeśli nawet nie znał jej dokładnych planów. Przecież nie mówił tych słów tylko po to, by wziąć ślub z lady Burke pomimo zastrzeżeń wobec tej dziewczyny. Jeśli nie potrafił uzyskać kontroli teraz, co mogło sprawić, by uzyskał ją później? Zwolnił, zbierając myśli. - Posłuchaj mnie, Mathieu - zaczął, poważniej, niż wcześniej. Jego kuzyn sprawiał wrażenie, jakby sam nie wiedział, czego chce ani do czego dąży. A był tylko rok młodszy od niego. Odnalazł jego wzrok własnym. - Jest tylko tu i teraz. Jeśli chcesz osiągnąć wielkość, musisz nauczyć się po nią sięgać. Jesteś Rosierem, różą z kolcami. Ogniem naszych smoków. Siłą naszego rodu. Ale czas nie będzie na ciebie czekał. Ruszysz do przodu albo zostaniesz w tyle. Nie możesz się wahać. Nie możesz okazywać słabości. Nie możesz bać się sięgać po swoje. Weźmiesz to, czego chcesz. Wtedy, kiedy będziesz tego chciał. Bo płynie w tobie krew wielkich czarodziejów. Jeśli chcesz Primrose, weź ją. Ale najpierw ugnij ją do własnej woli. Masz dwadzieścia osiem lat - powtórzył po nim - i wciąż nie dopełniłeś swoich obowiązków. Przyszłość jest przewidywalna, kiedy sam ją dyktujesz. Albo w końcu się tego nauczysz albo ktoś zrobi to za ciebie - zakończył, nie odejmując od niego wzroku. Mówił poważnie. Poważnie jak nigdy, mimo swobody i rozbawienia, które wdarły się w słowa kuzyna. Był niekonsekwentny nawet w tym, co mówił mu dzisiaj. Nie mógł poddawać się zmianom tak łatwo: musiał stanowić siłę, której wszyscy od niego oczekiwali. Musiał stać się mężczyzną.
- Zatem twój ojciec nie zdążył wyrazić swojej woli odnośnie twojego brata - zauważył, spoglądając przed siebie, na krótko, kontrolnie, przemykając wzrokiem po postawie Mathieu. - Ta kobieta pewnie nic dla niego nie znaczyła - Nie widywał jej później, gdyby było inaczej - dowiedziałby się, najpierw o ciąży, potem o potomku. - Dlaczego odnalazła was w takiej chwili? - Czy w ogóle mówiła prawdę? Jak wielu pragnęło zdobyć łatwo koneksję, majątek, sławę, nic w zamian nie dając? - Jego matka wciąż żyje? Może to z nią powinieneś pomówić - zastanowił się, nie podobało mu się to spiskowanie, szukanie protekcji Traversów dla kogoś, kto rzekomo był z ich krwi, lecz nigdy nie został i nigdy nie zostanie już uznany. Ale pewnie nie uczyniłaby tego dla kogoś, kto rzeczywiście nie był z nią związany. Czy na pewno z nią? Nie potrafił odnaleźć się na jej miejscu. - Czego od niego oczekujesz? - zapytał, odnajdując wzrokiem jego twarz. Na miejscu Mathieu strzepnąłby go z życia jak wczorajszy kurz, bo tyle samo znaczył. Rodzina była zamknięta całością, krew, która wypłynęła poza nią, traciła na wartości.
Popędził lekko konia, gdy jego towarzysz wrócił do tematu swojego ślubu - chciał mu okazać braterskie wsparcie. Zmiana stylu życia przerażała i jego, a jednak szybko odkrył również idące za nią korzyści.
- Poradzisz sobie, Mathieu - odparł po chwili, szukając odpowiednich słów. Tych pocieszenia nie zwykł wypowiadać często, przychodziły mu z trudem. - Zostać ojcem nie jest aż tak trudno i można odnaleźć w tym przyjemność - kontynuował, przybierając ton, jakby mówił z powagą, a jednak chcąc obnażyć przed nim absurd obaw. Nie będzie przecież samodzielnie zmieniał dziecku pieluch. A jak zostać mężem? Musiał dojrzeć. Zmężnieć. - Jesteś dość silny, by objąć opieką rodzinę - Musiał być. Nikt nie przewidywał dla niego innej drogi - musiał dopełnić swoich obowiązków również jako syn, jako mężczyzna. Jego syn w przyszłości wspomoże Evana, a ich jedność poświadczy o sile ich rodu. Kiwnął głową, kiedy Mathieu wychwalał zalety swojej wybranki, lecz wyraz jego twarzy stężał, gdy zaczął się wycofywać z podjętej wcześniej decyzji. Dlaczego?
- Przed momentem powiedziałeś, że dasz radę nad nią zapanować - przypomniał, lecz gdy sam Mathieu zaczął w to powątpiewać i on nie potrafił się tych wątpliwości wyzbyć. Nie zamierzał jednak pozwolić, żeby przyszła małżonka ośmieszała ich oboje w oczach arystokracji. Będzie mu musiał pomóc, choćby pozostając tym, który będzie nieustępliwy. - Możesz ją do tego przygotować wcześniej, ale chcę, żeby podpisała to, zanim zostaniecie oficjalnie zaręczeni. Cała nasza pracą nad współpracą z rodem Burke pójdzie na nic, jeśli zmuszeni będziemy te zaręczyny zerwać z powodu jej charakteru, którego oboje jesteśmy dziś świadomi. - Nie mogli zachować się niepoważnie względem Edgara. Ani Edgar - względem nich. Ściągnął brew. - Zatem dowiedz się, co planuje - oznajmił, nie tonem propozycji, też nie rozkazu, a jednak wyraźnie oczekiwał, że Mathieu to zrobi. - Lubisz niespodzianki? Co jeśli ta zaskoczy towarzystwo bardziej, niż nam się wydaje? - Nie znał Primrose. Ale w tym układzie nie widział miejsca na żadne tajemnice - zwłaszcza wobec spraw dużej wagi. - Finansowymi? Mówisz o jej posagu? - zapytał, zaciekawiony. Nie interesował się ta kwestią, odkąd przestała go dotyczyć. - Kwestionujesz pozostałe aspekty? - zapytał ze zdumieniem, gdy Mathieu skupił się na ostatnim, najmniej istotnym punkcie. Reprezentacyjnym, owszem, ale gdy Primrose będzie nosiła metaforyczne spodnie zamiast Mathieu, to faktyczny strój niczego tutaj nie zmieni. - Mówiłeś, że zrobi to dla ciebie. Czy obawiasz się, że jednak tak nie będzie? Jeśli to za uczuciem podąża, bez trudu rozpalisz je w niej mocniej. Zrób to. Spraw, by wyrzekła się tego, co dla niej ważne, a wówczas jej przymioty wzmocnią naszą rodzinę, zamiast ją osłabić. - Na to drugie pozwolić nie mógł. - Co planujesz? - Jak chciał to robić stopniowo? - Nie musisz mi tego obiecywać. Po prostu znajdź tę kontrolę - Dziś jej nie miał. Ani nad Primrose ani nad sytuacją, jeśli nawet nie znał jej dokładnych planów. Przecież nie mówił tych słów tylko po to, by wziąć ślub z lady Burke pomimo zastrzeżeń wobec tej dziewczyny. Jeśli nie potrafił uzyskać kontroli teraz, co mogło sprawić, by uzyskał ją później? Zwolnił, zbierając myśli. - Posłuchaj mnie, Mathieu - zaczął, poważniej, niż wcześniej. Jego kuzyn sprawiał wrażenie, jakby sam nie wiedział, czego chce ani do czego dąży. A był tylko rok młodszy od niego. Odnalazł jego wzrok własnym. - Jest tylko tu i teraz. Jeśli chcesz osiągnąć wielkość, musisz nauczyć się po nią sięgać. Jesteś Rosierem, różą z kolcami. Ogniem naszych smoków. Siłą naszego rodu. Ale czas nie będzie na ciebie czekał. Ruszysz do przodu albo zostaniesz w tyle. Nie możesz się wahać. Nie możesz okazywać słabości. Nie możesz bać się sięgać po swoje. Weźmiesz to, czego chcesz. Wtedy, kiedy będziesz tego chciał. Bo płynie w tobie krew wielkich czarodziejów. Jeśli chcesz Primrose, weź ją. Ale najpierw ugnij ją do własnej woli. Masz dwadzieścia osiem lat - powtórzył po nim - i wciąż nie dopełniłeś swoich obowiązków. Przyszłość jest przewidywalna, kiedy sam ją dyktujesz. Albo w końcu się tego nauczysz albo ktoś zrobi to za ciebie - zakończył, nie odejmując od niego wzroku. Mówił poważnie. Poważnie jak nigdy, mimo swobody i rozbawienia, które wdarły się w słowa kuzyna. Był niekonsekwentny nawet w tym, co mówił mu dzisiaj. Nie mógł poddawać się zmianom tak łatwo: musiał stanowić siłę, której wszyscy od niego oczekiwali. Musiał stać się mężczyzną.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Pojawienie się znienacka w jego życiu Kennetha było niemałą zagadką. Dlaczego zjawiał się akurat teraz? Czy to nieprzyjemne zrządzenie losu skrzyżowało ich drogi, a może miało to inny, większy cel? Na razie przeanalizował sytuację i wszelkie możliwe rozwiązania, które zdawały się nie tylko sensowne, ale również i realne. Doszedł do prostych wniosków. Przyjaciół należało trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Nie znał intencji Fernsby’ego, nie wiedział co chciał osiągnąć, więc podejmie profilaktyczne działania, które mają na celu zniwelowanie wszelkich zagrożeń. Lepiej, aby Kenneth stał po jego stronie, niż przeciwko niemu, bo w jednym kawałku z tego nie wyjdzie. Tristan powinien wiedzieć o tym wszystkim, właśnie z powodu niedopowiedzeń i niedomówień z ich strony. Wypytywanie matki nie miało sensu, Mathieu chwilowo nawet nie zamierzał z nią rozmawiać na ten temat. Może faktycznie wizyta u pani Fernsby będzie sensowniejszym rozwiązaniem, choć wtedy jego plan mógłby wziąć całkowicie w łeb. Na razie poczynił pierwszy krok, poinformował brata i to dla niego najważniejsze.
- Żyje i z pewnością opowiedziałaby mi więcej o całym zajściu. Niemniej jednak, zamierzam poczekać. Myślę, że Kenneth ma świadomość, że bycie moim wrogiem to nieopłacalny interes i bardzo krótkotrwały. – powiedział spokojnym tonem, zastanawiając się przez chwilę. Fakt faktem, nie widział do czego zdolny był Rosier i co potrafił, ale krótka droga do tego, aby szybko się przekonać i nie chciałby być w jego skórze. – Wolałbym też, żeby nie znajdował się pod protekcją Traversów, jak życzyła sobie moja matka. Oczekuję, że opowie się po właściwej stronie, a ja będę mógł kontrolować go w pewnym sensie. Krótko mówiąc… Może mi się przydać, jest zdolnym żeglarzem. – dodał po chwili. Tristan wiedział, że Mathieu planował zakup statków i poszerzenie działalności morskiej. Mieli rozbudowaną, rozległą linię brzegową i należało z tego korzystać, nie mogli odstawać, ani poddać tego, co kiedyś było dumą Dover. Jeśli mieli okazję, musieli ją wykorzystać. To oczywiście jedna z alternatyw, które przewidywał. Zakładał, że Fernsby może się buntować, miał nieutemperowany charakter, rozbujały temperament i chyba nawet Mathieu wiedział po kim. Wziął głęboki oddech. Miał nadzieję, że ten plan nie spotka się z niezadowoleniem Tristana, choć ciężko nazwać planem coś, co przebiegać będzie długofalowo i uzależnione będzie od wielu, wielu kwestii.
Kwestia małżeństwa i doboru odpowiedniej damy zawsze była sporna. W jego mniemaniu przynajmniej. Z jednej strony Tristan oferował mu swobodę w dokonaniu wyboru, która jak widać nie przyniosła skutku. Zerwane zaręczyny z Greengrassówną, później nieudane z Selwynówną, z Avery… Idiotyczne zauroczenie panną od Carrowów i w końcu pomysł wybrania Lady Burke na żonę. Zabawne, w przypadkach wszystkich pozostałych arystokratek mówił to samo co dziś, ze był pewien swoich decyzji. Nie był idealny i Tristan powinien o tym wiedzieć doskonale. Nigdy jednak nie zawodził jego oczekiwań, ani tym bardziej nie zatracał lojalności wobec jego osoby. Na barkach Mathieu nie spoczywały tak ciężkie obowiązki, jakie spoczywały na ramionach Tristana. Miał większą swobodę, a jednak godnie musiał reprezentować swój ród. W osobie Primrose dostrzegał silną kobietę, która była w stanie być nie tylko ozdobą u jego boku, ale solidnym wsparciem, a wspólnie mogliby dojść do czegoś znacznie większego. Jednak każde kolejne słowa Tristana wpuszczały w jego umysł wątpliwość słuszności tej decyzji. Nie dostrzegał tego wcześniej? Jego słowa niczym jad rozlewały się w jego umyśle, niszcząc nazbyt wyidealizowany obraz Lady Burke, który powstał w jego wyobrażeniach. Może nie dostrzegał pewnych kwestii do tej pory, a może właśnie tak musiało być, że ktoś otworzy mu oczy, ktoś kto spojrzy na całą sytuację z zupełnie odmiennej perspektywy. Zesztywniał w momencie, kiedy sens słów brata zaczynał do niego docierać. Oboje zdawali sobie sprawę z jej charakteru i niesamowitej ambicji, choć Mathieu zdaje się dostrzegał to nieco inaczej. Nie miał wyjścia, będzie musiał do niej dotrzeć. Rosierowie mogli zaoferować jej bardzo wiele, ale chyba rodzinny dom przygotował ją do tego, że pewnego dnia stanie się żoną i matką, a jej życie ulegnie zmianie. Będzie musiała dostosować się do nowych warunków, do oczekiwań, które będą jej stawiane. Czy była na to gotowa? Czas pokaże.
- Obawiam się, że jej ambicja może ją zaślepiać i w tym wszystkim zapomni o podstawach, które winna wynieść z rodzinnego domu. Zdążyłem poznać jej niezwykłe zapędy i pragnienie osiągania wielkości. Niemniej jednak, masz rację. Nie dostrzegałem pewnym kwestii, a rozmowa z Tobą jak zawsze pozwala mi otworzyć oczy na inną perspektywę. Jeśli nie będzie chciała podjąć tych warunków, oznacza, że nie jest gotowa ani na małżeństwo, ani tym bardziej na zostanie różą. – powiedział spokojnie. Nie puścił w niepamięć tego, co powiedział przed chwilą. Widział to jednak jedynie z jednej strony, Primrose była silna, ambitna i zdolna, mogła okazać się cennym darem, kobietą, która wniesie wiele do ich życia. Z drugiej strony, mogła okazać się zgubą, jeśli przerost ambicji weźmie górę, a ona nie będzie w stanie docenić tego, co oni mogli jej zaoferować. Czy zaślepiona własną ambicją zrozumie i pojmie to, jaka jest jej rola? Nikt nie mówił o zamknięciu w klatce, a o lojalności wobec własnej rodziny. Czy będzie kiedykolwiek w stanie być tak lojalna wobec Rosierów, jak lojalnym był Mathieu?
- Dopełnię swego obowiązku. – mruknął. Przytknięcie nie było niczym przyjemnym, szczególnie, że Mathieu próbował. Popełniał błędy, ale nie tylko on je popełnił. Tristan sam wepchnął go w ramiona Salamandry i o mało co nie wystawił na pośmiewisko, kiedy Isabella nagle zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Takie zniknięcia z reguły oznaczały jedno, a mieli świadomość jak bardzo skażony w tej kwestii był ród Selwynów. Może w kwestii małżeństwa nie szło mu najlepiej, jednak Tristan nie mógł mu zarzucić braku lojalności czy wypełniania każdego innego obowiązku wobec własnego rodu. Mathieu zawsze traktował to niezwykle poważnie i nigdy nie zamierzał przestać. Nawet, jeśli Tristan był gotów w niego zwątpić.
- Żyje i z pewnością opowiedziałaby mi więcej o całym zajściu. Niemniej jednak, zamierzam poczekać. Myślę, że Kenneth ma świadomość, że bycie moim wrogiem to nieopłacalny interes i bardzo krótkotrwały. – powiedział spokojnym tonem, zastanawiając się przez chwilę. Fakt faktem, nie widział do czego zdolny był Rosier i co potrafił, ale krótka droga do tego, aby szybko się przekonać i nie chciałby być w jego skórze. – Wolałbym też, żeby nie znajdował się pod protekcją Traversów, jak życzyła sobie moja matka. Oczekuję, że opowie się po właściwej stronie, a ja będę mógł kontrolować go w pewnym sensie. Krótko mówiąc… Może mi się przydać, jest zdolnym żeglarzem. – dodał po chwili. Tristan wiedział, że Mathieu planował zakup statków i poszerzenie działalności morskiej. Mieli rozbudowaną, rozległą linię brzegową i należało z tego korzystać, nie mogli odstawać, ani poddać tego, co kiedyś było dumą Dover. Jeśli mieli okazję, musieli ją wykorzystać. To oczywiście jedna z alternatyw, które przewidywał. Zakładał, że Fernsby może się buntować, miał nieutemperowany charakter, rozbujały temperament i chyba nawet Mathieu wiedział po kim. Wziął głęboki oddech. Miał nadzieję, że ten plan nie spotka się z niezadowoleniem Tristana, choć ciężko nazwać planem coś, co przebiegać będzie długofalowo i uzależnione będzie od wielu, wielu kwestii.
Kwestia małżeństwa i doboru odpowiedniej damy zawsze była sporna. W jego mniemaniu przynajmniej. Z jednej strony Tristan oferował mu swobodę w dokonaniu wyboru, która jak widać nie przyniosła skutku. Zerwane zaręczyny z Greengrassówną, później nieudane z Selwynówną, z Avery… Idiotyczne zauroczenie panną od Carrowów i w końcu pomysł wybrania Lady Burke na żonę. Zabawne, w przypadkach wszystkich pozostałych arystokratek mówił to samo co dziś, ze był pewien swoich decyzji. Nie był idealny i Tristan powinien o tym wiedzieć doskonale. Nigdy jednak nie zawodził jego oczekiwań, ani tym bardziej nie zatracał lojalności wobec jego osoby. Na barkach Mathieu nie spoczywały tak ciężkie obowiązki, jakie spoczywały na ramionach Tristana. Miał większą swobodę, a jednak godnie musiał reprezentować swój ród. W osobie Primrose dostrzegał silną kobietę, która była w stanie być nie tylko ozdobą u jego boku, ale solidnym wsparciem, a wspólnie mogliby dojść do czegoś znacznie większego. Jednak każde kolejne słowa Tristana wpuszczały w jego umysł wątpliwość słuszności tej decyzji. Nie dostrzegał tego wcześniej? Jego słowa niczym jad rozlewały się w jego umyśle, niszcząc nazbyt wyidealizowany obraz Lady Burke, który powstał w jego wyobrażeniach. Może nie dostrzegał pewnych kwestii do tej pory, a może właśnie tak musiało być, że ktoś otworzy mu oczy, ktoś kto spojrzy na całą sytuację z zupełnie odmiennej perspektywy. Zesztywniał w momencie, kiedy sens słów brata zaczynał do niego docierać. Oboje zdawali sobie sprawę z jej charakteru i niesamowitej ambicji, choć Mathieu zdaje się dostrzegał to nieco inaczej. Nie miał wyjścia, będzie musiał do niej dotrzeć. Rosierowie mogli zaoferować jej bardzo wiele, ale chyba rodzinny dom przygotował ją do tego, że pewnego dnia stanie się żoną i matką, a jej życie ulegnie zmianie. Będzie musiała dostosować się do nowych warunków, do oczekiwań, które będą jej stawiane. Czy była na to gotowa? Czas pokaże.
- Obawiam się, że jej ambicja może ją zaślepiać i w tym wszystkim zapomni o podstawach, które winna wynieść z rodzinnego domu. Zdążyłem poznać jej niezwykłe zapędy i pragnienie osiągania wielkości. Niemniej jednak, masz rację. Nie dostrzegałem pewnym kwestii, a rozmowa z Tobą jak zawsze pozwala mi otworzyć oczy na inną perspektywę. Jeśli nie będzie chciała podjąć tych warunków, oznacza, że nie jest gotowa ani na małżeństwo, ani tym bardziej na zostanie różą. – powiedział spokojnie. Nie puścił w niepamięć tego, co powiedział przed chwilą. Widział to jednak jedynie z jednej strony, Primrose była silna, ambitna i zdolna, mogła okazać się cennym darem, kobietą, która wniesie wiele do ich życia. Z drugiej strony, mogła okazać się zgubą, jeśli przerost ambicji weźmie górę, a ona nie będzie w stanie docenić tego, co oni mogli jej zaoferować. Czy zaślepiona własną ambicją zrozumie i pojmie to, jaka jest jej rola? Nikt nie mówił o zamknięciu w klatce, a o lojalności wobec własnej rodziny. Czy będzie kiedykolwiek w stanie być tak lojalna wobec Rosierów, jak lojalnym był Mathieu?
- Dopełnię swego obowiązku. – mruknął. Przytknięcie nie było niczym przyjemnym, szczególnie, że Mathieu próbował. Popełniał błędy, ale nie tylko on je popełnił. Tristan sam wepchnął go w ramiona Salamandry i o mało co nie wystawił na pośmiewisko, kiedy Isabella nagle zniknęła, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Takie zniknięcia z reguły oznaczały jedno, a mieli świadomość jak bardzo skażony w tej kwestii był ród Selwynów. Może w kwestii małżeństwa nie szło mu najlepiej, jednak Tristan nie mógł mu zarzucić braku lojalności czy wypełniania każdego innego obowiązku wobec własnego rodu. Mathieu zawsze traktował to niezwykle poważnie i nigdy nie zamierzał przestać. Nawet, jeśli Tristan był gotów w niego zwątpić.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Istnienie dorosłego bękarta nie było dla niego dużym zaskoczeniem, ale z pewnością niespodziewaną dzisiaj informacją; nieślubne dzieci się rodziły, a potem umierały, tak samo przy narodzinach jak i śmierci pozbawione większego znaczenia. Los tego konkretnego był już przesądzony, kiedy jego ojciec odszedł i nie uznał go za życia. Co zrobiłby, gdyby dziś dowiedział się, że sam ma brata? W tym momencie wydawało mu się, że nic. Czy zmieniłby zdanie, gdyby naprawdę stanął wobec podobnego faktu?
Czy chciałby, by Evander i Marcus pewnego dnia musieli podjąć tę decyzję samodzielnie? Czy nie powinien sam tego skontrolować? Czy chciał to zrobić?
Skinął głową, nie myślał o Fernsbym w kategoriach zagrożenia: w swojej arogancji nie sądził, by Kenneth miał jakąkolwiek sposobność, by takie stanowić. Nie zamierzał też przekonywać Mathieu do kontaktu z matką marynarza - wierzył, że sam podejmie właściwą decyzję. Musiał to zrobić po swojemu, tak, jak uważał za słuszne: najlepiej przecież mógł zrozumieć nigdy niewypowiedzianą wolę ojca. Stary Rosier żył dzisiaj w nim. Łypnął na niego okiem, nie widział niczego niepokojącego w jego dążeniu do kontaktu z Kennethem, ale należało brać pod uwagę wszystkie okoliczności.
- Nie zapomnij pomówić o tym z Manannanem. Pływa u niego - wtrącił z zastanowieniem, wspominając jego wizytę z początku miesiąca. - Jak ważny jest dla Traversów? Upewnij się, że nie odbiorą twojego zachowania jako wrogiego wobec siebie - podjął, nie po to wszak pracowali nad sojuszem tak istotnym wobec planów nad kanałem, by zaprzepaścić wszystko z powodu odnalezionego bękarta. Trudno było mu wieszczyć cokolwiek, gdy nie znał ani pozycji Fernsby'ego - wspominał o pierwszym, ale niewiele mówiło to samemu Tristanowi - tym bardziej nie mógł wiedzieć, na ile Traversowie go potrzebowali. Nie mógł przejść do nich bez zgody morskiego rodu. Jego doświadczenie mogło wspomóc Mathieu w jego innowacyjnych marzeniach, do ich realizacji - zważywszy na brak dostatecznej wiedzy - Tristan podchodził na razie z umiarkowanym sceptycyzmem, dostrzegając jednak potencjalne korzyści płynące z sukcesu. Dover było dumne nieprzerwanie, nigdy przecież nie upadło, a oni nigdy nie panowali nad morzem. Podczas wojny miasto rozkwitło jaskrawszą czerwienią. Lecz nie było takiej chwały, która nie mogła rozjaśnieć mocniej.
Primrose sprawiała na nim wrażenie konkretnej młodej damy, która wiedziała, czego chce od życia. Mathieu zapewniał go, że będzie w stanie nad nią zapanować - chciał dostać tego namacalne dowody. Znał przecież ciotecznego brata i wiedział, że to starcie charakterów będzie trudne - widział to w jego wątpliwościach, kluczeniu wokół tematu. Dość szybko jednak Mathieu wycofał się z poprzednich słów, Tristan skinął głową. Czy mylnie go ocenił, sądząc, że kierowały nim wcześniej uczucia? Niewiele wiedział o łączącej ich relacji, nic nie wiedział też o krokach podjętych już przez Mathieu. Pragmatyczne wyznanie go uspokoiło, było zgodne z jego oczekiwaniami. Był zadowolony, że zdołał do niego przemówić i obudzić w nim poczucie obowiązku.
- Powinna skupić się na twojej wielkości, nie własnej. Ma być ci ostoją i wsparciem, nie konkurentką - Do tego silną, nie pozwoli wystawić Mathieu na kpinę. Poszukiwanie potęgi było zgubne dla tych, którzy nie byli dość silni, by móc ją udźwignąć - a ta młodziutka panienka z pewnością nie widziała jeszcze na własne oczy prawdziwej potęgi. Nie rozumiała, czym była, choć mogło jej się wydawać inaczej. Podobna arogancja nie była pożądaną cechą u przyszłej żony. Primrose była bystrą dziewczyną, powinna przyjąć oferowane jej warunki. Nie posądzałby jej o brak gotowości na rozpoczęcie dorosłego życia, wszak wbrew obawom Mathieu nie oczekiwał od niej niczego zaskakującego.
Uniósł ku niemu spojrzenie, kiedy obiecał dopełnić swoich obowiązków, przez krótką chwilę błądząc spojrzeniem po jego profilu. Primrose Burke wybrał sobie sam, czy Burkowie przyjmą awanse Mathieu? Wydawało się, że droga była już prosta, nie widział powodów do niepokoju.
- Powodzenia - Nie odpowiedział nic więcej, zostawił kuzyna przy stajennych, gdy zatoczyli pełne koło wokół terenów jeździeckich. Pomogli mu zejść z grzbietu, Tristan skierował rumaka na ścieżkę raz jeszcze, tym razem wspinając się w półsiad i rozpędzając wierzchowca w zgrabny galop, na który nie mógł pozwolić sobie wcześniej.
/zt x2
Czy chciałby, by Evander i Marcus pewnego dnia musieli podjąć tę decyzję samodzielnie? Czy nie powinien sam tego skontrolować? Czy chciał to zrobić?
Skinął głową, nie myślał o Fernsbym w kategoriach zagrożenia: w swojej arogancji nie sądził, by Kenneth miał jakąkolwiek sposobność, by takie stanowić. Nie zamierzał też przekonywać Mathieu do kontaktu z matką marynarza - wierzył, że sam podejmie właściwą decyzję. Musiał to zrobić po swojemu, tak, jak uważał za słuszne: najlepiej przecież mógł zrozumieć nigdy niewypowiedzianą wolę ojca. Stary Rosier żył dzisiaj w nim. Łypnął na niego okiem, nie widział niczego niepokojącego w jego dążeniu do kontaktu z Kennethem, ale należało brać pod uwagę wszystkie okoliczności.
- Nie zapomnij pomówić o tym z Manannanem. Pływa u niego - wtrącił z zastanowieniem, wspominając jego wizytę z początku miesiąca. - Jak ważny jest dla Traversów? Upewnij się, że nie odbiorą twojego zachowania jako wrogiego wobec siebie - podjął, nie po to wszak pracowali nad sojuszem tak istotnym wobec planów nad kanałem, by zaprzepaścić wszystko z powodu odnalezionego bękarta. Trudno było mu wieszczyć cokolwiek, gdy nie znał ani pozycji Fernsby'ego - wspominał o pierwszym, ale niewiele mówiło to samemu Tristanowi - tym bardziej nie mógł wiedzieć, na ile Traversowie go potrzebowali. Nie mógł przejść do nich bez zgody morskiego rodu. Jego doświadczenie mogło wspomóc Mathieu w jego innowacyjnych marzeniach, do ich realizacji - zważywszy na brak dostatecznej wiedzy - Tristan podchodził na razie z umiarkowanym sceptycyzmem, dostrzegając jednak potencjalne korzyści płynące z sukcesu. Dover było dumne nieprzerwanie, nigdy przecież nie upadło, a oni nigdy nie panowali nad morzem. Podczas wojny miasto rozkwitło jaskrawszą czerwienią. Lecz nie było takiej chwały, która nie mogła rozjaśnieć mocniej.
Primrose sprawiała na nim wrażenie konkretnej młodej damy, która wiedziała, czego chce od życia. Mathieu zapewniał go, że będzie w stanie nad nią zapanować - chciał dostać tego namacalne dowody. Znał przecież ciotecznego brata i wiedział, że to starcie charakterów będzie trudne - widział to w jego wątpliwościach, kluczeniu wokół tematu. Dość szybko jednak Mathieu wycofał się z poprzednich słów, Tristan skinął głową. Czy mylnie go ocenił, sądząc, że kierowały nim wcześniej uczucia? Niewiele wiedział o łączącej ich relacji, nic nie wiedział też o krokach podjętych już przez Mathieu. Pragmatyczne wyznanie go uspokoiło, było zgodne z jego oczekiwaniami. Był zadowolony, że zdołał do niego przemówić i obudzić w nim poczucie obowiązku.
- Powinna skupić się na twojej wielkości, nie własnej. Ma być ci ostoją i wsparciem, nie konkurentką - Do tego silną, nie pozwoli wystawić Mathieu na kpinę. Poszukiwanie potęgi było zgubne dla tych, którzy nie byli dość silni, by móc ją udźwignąć - a ta młodziutka panienka z pewnością nie widziała jeszcze na własne oczy prawdziwej potęgi. Nie rozumiała, czym była, choć mogło jej się wydawać inaczej. Podobna arogancja nie była pożądaną cechą u przyszłej żony. Primrose była bystrą dziewczyną, powinna przyjąć oferowane jej warunki. Nie posądzałby jej o brak gotowości na rozpoczęcie dorosłego życia, wszak wbrew obawom Mathieu nie oczekiwał od niej niczego zaskakującego.
Uniósł ku niemu spojrzenie, kiedy obiecał dopełnić swoich obowiązków, przez krótką chwilę błądząc spojrzeniem po jego profilu. Primrose Burke wybrał sobie sam, czy Burkowie przyjmą awanse Mathieu? Wydawało się, że droga była już prosta, nie widział powodów do niepokoju.
- Powodzenia - Nie odpowiedział nic więcej, zostawił kuzyna przy stajennych, gdy zatoczyli pełne koło wokół terenów jeździeckich. Pomogli mu zejść z grzbietu, Tristan skierował rumaka na ścieżkę raz jeszcze, tym razem wspinając się w półsiad i rozpędzając wierzchowca w zgrabny galop, na który nie mógł pozwolić sobie wcześniej.
/zt x2
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Tereny jeździeckie
Szybka odpowiedź